Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 10-08-2011, 23:20   #1
 
malahaj's Avatar
 
Reputacja: 1 malahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputację
[WFRP II ed] Bestia z Ostermak




Błoto. Wszędzie to cholerne błoto. Ciężkie wojskowe buciory zapadły się w nim niemal po same kolana a ich powtórne wyjęcie z tej breji, kosztowało nie mało wysiłku. Stopy chlupały w środku przy każdym kolejnym kroku. A to był przecież trakt! Nawet nie próbowali z niego schodzić. Miejscami woda utworzyła po jego obydwu stronach małe jeziora, pełne brudu i cuchnących liści. Lało już od dobrych kliku dni, praktycznie od samego wyruszenia. Deszcz odbijał się od pancerzy, bębnił na hełmach, mimo płaszczy i kapturów, wdzierał się wszędzie. Byli przemoczeni, zziębnięci i głodni, bo w tych warunkach nie szło rozpalić ognia. Nie było nawet z czego, bo w promieniu wielu mil nie było krztyny suchego drewna.

A zapowiadało się jeszcze lepiej! Ciemne chmury zasłaniające niebo za nimi, robiły się już niemal czarne. Błyskawice co chwila przecinały powietrze a w plecy już teraz uderzał im silny wicher, próbujący wepchnąć ich w błoto. Zapowiadało się na burze i to nie byle jaką. Jeśli nie chcieli spędzić jej pod gołym niebem, musieli się spieszyć. Na szczęście do Ostermak było już nie daleko. To dodawało im sił, aby kolejny raz wyciągać nogi z brunatnej brei. Bliskość miasta sprawiała, że od nowa przypominali sobie powód wyruszania w drogę i ostatnie spotkanie z Magnusem von Antarą...

*****

Cytat:

... Od początku tych zdarzeń zabiła już szesnaście osób, w tych czterech najemników, których opłaciliśmy, aby ją zgładzili. Morduje wybiórczo, tylko tych, którzy jawnie sprzeciwili się Czarnym Prorokom, jak już ich nazwali mieszkańcy. Sytuacja jest poważna. Początkowo nikt nie brał na poważnie tych szaleńców, teraz mają za sobą praktycznie cały obóz uchodźców a obecnie jest ich więcej niż mieszkańców Ostermak! W mieście panuje strach, ludzie boją się choćby powiedzieć złe słowo o tych fanatykach i ich poplecznikach, w obawie, że sami będą następnymi ofiarami Bestii. Rolnicy nie wychodzą na pola, chowają się za murami miasta, myśliwi nie polują, drwale boją się wyjść do lasu. Grozi nam głód i zaraza, bo musimy dodatkowo utrzymywać uciekinierów a na każdego z mieszkańców, przypada trzech lub czterech przyjezdnych. Są głodni, zabiedzeni i w większości bez niczego przy duszy. Łatwo nimi manipulować a ci fanatycy, szczególnie ten Iskariota, ich przywódca, podsycają tylko ich gniew. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że ci, których „wziął pod ochronę” są bezpieczni! Bestia nie zaatakowała nikogo, kto za nim poszedł!
Boje się o nasze miasto Magnusie. Zbyt wielu poległo w walce z chaosem, który przeszedł przez te ziemie, zbyt wielu naszych synów straciło życie. Została nam tylko garstka starych weteranów, których powołaliśmy do straży, ale oni powinni opowiadać historie z dawnych bitew przy kominkach a nie biegać po mieście z halabardami. Nie mam już kogo wysłać do lasu, aby zabić te Bestie a boję się, że jeśli to się szybko nie stanie, to moje miasto spłonie w ogniu bratobójczej walki. Czuje, że za tym ktoś stoi. Ktoś, kto kieruje działaniami tej Bestii i robi to z rozmysłem, dążąc do swego celu, ale nie mam sił, aby go szukać.

Pomóż nam stary przyjacielu, bo bez twojej pomocy, zginiemy marnie a wszytko co razem budowaliśmy obróci się w zgliszcza.

Twój przyjaciel Leopold Lipke, Burmistrz Wolnego Miasta Ostermak.

P.S. Lars jest ze mną, kiedy pisze te słowa. Pozdrawia cię, choć twierdzi, że ta stara rana wciąż mu doskwiera. Zwłaszcza przy siadaniu.


- Akurat ten fragment mogłeś sobie darować Albercie. -
Stary rycerz choć strofował swego sługę, to na wspomnienie wspólnej z autorami listu przeszłości, uśmiech zagościł na chwilę na jego twarzy.
- Tak Panie. Przepraszam Panie. -

Sługa skłonił się, oddając zrolowany pergamin gospodarzowi. Magnus von Antara, dobrze znany im wszystkim, siedział przy kominku odwrócony do nich bokiem, wpatrując się w ogień. Wszyscy byli tu za jego przyczyną, choć każdy miał swój własny ku temu powód. Jednak bez względu na to, co kazało im odpowiedzieć na jego wezwanie, wiedzieli, że zrobią czego od nich zażąda. Nawet jeśli będzie to oznaczać starcie z osławianą już i tutaj Bestią z Ostermak. Nawet tu, na zamku Magnusa, oddalonym do Ostermak o dobre kilka dni drogi, usłyszeli plotki i bajania o potworze gnębiącym miasto. Bestia miała ponoć dwie głowy i ziała ogniem. Podobno była demonem z piekielnych czeluści, który odłączył się hordy Arachona, albo nawet sam Pan Końca Czasów zostawił go na straży tyłów swojej armii. Inni twierdzili, że to okropny mutant, powstały z syna burmistrza, który ponoć nie jest wystarczająco bogobojny. Jeszcze inni mówili, że to pewnie zwykła banda zwierzoludzi i cała reszta to bujdy opowiadane przez stare baby przy kołyskach. Jakkolwiek było naprawdę, po usłyszeniu listu od burmistrza Ostermak, domyślali się już, że niedługo przyjdzie się im o tym przekonać.

- Tak, cóż... Dobrze domyślacie się przyczyny mego wezwania. -
Magnus wstał od ognia i stanął im na przeciw.
- Chce abyście udali się do Ostermak, odnaleźli te Bestię i zabili ją. To jest oczywiste. Podzielam również obawy Leopolda, że za jej pojawieniem się i działalnością, stoi ktoś, kto jest mu wrogiem. Być może wrogiem Imperium jako takiego. Dlatego oczekuję, że dowiecie się kto to jest. Bardzo możliwe, że będzie to ktoś, kogo nie będzie można ot tak powiesić na suchej gałęzie, mimo, że tak by należało. Żeby zorganizować coś takiego, potrzeba pieniędzy a one często chodzą w parze z władzą. Dlatego nie możecie od tak zaszlachtować pierwszego lepszego podejrzanego. Nie zaakceptuje tego i potraktuje jak morderstwo. Musicie zebrać dowody winy i przedstawić je burmistrzowi. Najlepiej jakby to on dokonał sprawiedliwego osądu i wykonał wyrok. To podbuduję jego pozycje w mieście. Jeśli nie będzie w stanie tego zrobić, Ja przejmę ten obowiązek. Tak czy siak, wszystko ma odbyć się w majestacie prawa, więc o ile Bestie macie uśmiercić na miejscu i dostarczyć jej ciało jako dowód do miasta, to ewentualnych spiskowców trzeba osądzić. Ludzie muszą wiedzieć, że nawet teraz w Imperium jest jakieś prawo i porządek!

- Leopold jest moim starym przyjacielem, pomagajcie mu jak możecie. Zawiadomiłem go już, że wyśle mu na pomoc śmiałków, którzy rozprawią się z Bestią, więc będzie się was spodziewał. Lars, stary łowczy, też może być pomocny. Ma już swoje lata, ale zdążył już zapomnieć więcej niż niektórzy z was kiedykolwiek zdołają się nauczyć. Korzystajcie z jego doświadczenia. Pamiętajcie, że nie jesteście oficjalnie członkami mojego dworu ani służby. Myślę, że lepiej będzie dla was i dla mnie, aby nie wiązano was z moją osobą. Oficjalnie zatrudni was burmistrz. Płacę jednak Ja i wymagam robienia tego, czego oczekuję. A płacę dobrze, możecie mi wierzyć. Nie tylko złotem, choć i tego wam nie zabraknie, jeśli spełnicie pokładane w was nadzieje.

- Jeśli potrzebujcie broni, lub pancerza, Albert wskaże wam zbrojownie. Spodziewam się, że to będzie ciężka walka, więc korzystajcie z tej oferty, jeśli czego wam brakuje. Dostaniecie również zapasy na drogę i po pięć złotych koron zaliczki. Pięć razy tyle za zabicie Bestii i następne dwadzieścia za dostarczenie dowodów na winnych jej działalności. Po dotarciu do miasta oddacie Leopoldowi ten list. -


Magnus skinął na swego sługę, który wręczył im zalakowany pergamin z herbem von Antary na zastygłym wosku.

- Normalnie zaoferował bym wam gościnę przed drogą, zwłaszcza w taką pogodę, ale obawiam się, że w tym przypadku czas jest kluczowy. Dlatego uzupełnicie zapasy i wyruszajcie natychmiast. Niech Sigmar ma was w swojej opiece. -

Godzinę później byli już w drodze.

*****

Szara zasłona ulewnego deszczu pozwalała się przeniknąć wzrokiem zaledwie na kilkanaście metrów a szum spadającej wody zagłuszał wszelkie dźwięki. Normalnie zobaczyli by go z daleka, teraz jednak, w czasie ulewy prowadzący pochód Swenson niemal na niego wpadł.

Mężczyzna był może po czterdziestce. Ciężko było to stwierdzić, bo na twarzy miał straszliwą ranę, z której bezustannie sączyła się krew. Ubrany był w łachmany, podarte i brudne, ale miał też na sobie skórzany kaftan, który od biedy mógł służyć jako pancerz. Tyle, że teraz na plecach był rozdarty na strzępy, podobnie jak skóra i mięśnie swego właściciela. Od łopatek w dół, przez całe plecy biegły trzy poszarpane rany. Ręką zwisała mu bezwładnie, pod dziwacznym, kątem w okolicach łokcia będąc jedynie krwawą miazgą kości i mięsa.

- Bestia! - wycharczał przez zalewającą mu usta krew i wodę - Tam na drodze, za wzgórzem... Błagam! Moi synowie... Oni walczą z... pomóżcie... Olaf nie zdążył. Bestia... Ona go... Jego głowa... Ona wciąż tam jest... Zabije ich jeśli... -

Człowiek konał na rękach Gottriego. To był cud, że w ogóle się poruszał. Cuda jednak nie trwają wiecznie i wkrótce głowa bezwładnie opadła mu do tyłu. Umarł, nie odpowiadając na żadne pytania. Tylko czy były jakieś potrzebne? Oto obiekt ich zlecenia sam pchał im się w ręce. Pobiegli więc.

Sprint na wzgórze, przez rozmokłą drogę i na przekór spływającej w dół zbocza wodzie, sprawił, że wszystkim przyspieszyły oddechy. Mimo to, kiedy dotarli na jego szczyt, kolejny łapczywie łapany haust powietrza zamarł im w płucach.

Ze wzgórza widok był lepszy, więc dostrzegli wóz, jakieś pięćdziesiąt metrów przed sobą. Broniło go dwóch ludzi, rozpaczliwe wymachując toporami, czy raczej nieco większymi siekierami. Atakowało go kilka pokracznych, zdeformowanych istot, które ciężko było nazwać ludźmi, choć bez wątpienia kiedyś nimi byli. Niektórzy ze stojących na wzgórzu awanturników, spotkali już im podobnych. Mutanci. Ci tutaj byli potwornie zdeformowani, dostrzegli to nawet z tej odległości.

Było ich sześciu. Głowa jednego bezwładnie zwisała na przydługiej szyi, podczas gdy on sam na ślepo atakował zmienionymi w szczypce koniczynami. Inny cały pokryty był dziwnym różowawym futrem, łącznię z trzecią ręką wyrastająca mu wprost z czoła. Dla odmiany kolejny miał tyko jedną rękę, za to cały pokryty był dziwnymi kolcami, długimi jak sztylety. Kolejny pozbawiony był głowy, a od pasa w dół miał ciało konia. Jeszcze inny miał na plecach potężnego garba, za to jego ręce były naturalnie długie i zginały się co najmnej w trzech miejscach. Młócił nimi nad głowami broniących wozu chłopów, najwidoczniej nie do końca panując nad swym zdeformowanych ciałem. Ostatni był najgorszy. Jego ciało, utrzymywało się na czerech skarlałych nogach, przypominających małego psa i składało się tylko i wyłącznie z olbrzymiej głowy. Czerep był wielkości beczki i cały był naznaczony niezliczoną ilością ust, kłapiących bezustannie w stronę nóg chłopów. Z samego czubka tego czerepu wystała wbita niedawno siekiera, identyczna jak te, którymi posługiwali się obrońcy.

Samego potwora, przed którym ostrzegł martwy chłop, zobaczyli dopiero po chwili. Był sporo dalej, na ten moment mieli do niego drugie tyle, co do wozu, choć ciężko powiedzieć czy dla takiej bestii to była duża różnica. Mimo, że widzieli potworność na własne oczy, im samym ciężko było by go opisać. Zbita masa wywleczonych na wierzch mięśni i zwisających organów wewnętrznych, wielkości sporego konia. Nie sposób było wyróżnić rąk, czy nóg, choć potwór bił dookoła kilkunastoma mackami, różnych kształtów i rozmiarów. Bezkształtne ciało miało kolor zgniłego mięsa a gdy wiatr zawiał w ich stronę, nawet z tej odległości poczuli bijący od niego ohydny smród. Bydle pożywiało się na martwym koniu, który musiał urwać się z zaprzęgu. Olbrzymie cielsko uniosło się na chwilę, podpierając się na kilku co grubszych mackach i przez moment można było dostrzec umiejscowioną pod nim ogromną paszcze, pełną długich, ostrych zębów. Po środku, niczym jakiś odrażający robak w swej norze, wił się mackowaty język, z którego spływała jakaś zgniło żółta, lepka maź.

Ani mutanci ani bestia nie spostrzegli ich pojawienia się na wzgórzu. Szalejąca coraz bardziej ulewa tłumiła wszelkie dźwięki i odgłosy walki, dochodziły ich z trudem. Mieli po swojej stronie zaskoczenie, ale też opcji do wyboru nie było dużo. Użycie kusz czy łuków odpadało, bo cięciwy były troskliwie zapakowane w najgłębszych odmętach ekwipunku, aby chronić je przed wilgocią, o broni palnej nawet nie wspominając. Droga po tej stronie wzgórza była w nieco lepszym stanie, wypełniły ja zakopane w ziemie kamienie, które choć śliskie to zapewniały stabilniejsze podłoże, niż rozmiękłe błoto, które tutaj spływało w dół po obu stronach drogi. Ulewa miała też swoje dobre strony. Krew szybciej zmywała się z broni i pancerzy...
 
malahaj jest offline  
Stary 11-08-2011, 02:53   #2
Konto usunięte
 
Ulli's Avatar
 
Reputacja: 1 Ulli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputację
Gottri był starym i nieco już zdziwaczałym krasnoludem, który niejedną misję widział. Mówił mało a uśmiechał się jeszcze mniej, ale 140 wiosen w Starym Świecie z każdego zrobiłoby mruka. Innych traktował jako zło konieczne do wykonania zadania. Bez zespołu pojedynczy krasnolud był niczym wobec zgrai skavenów, nawet jeśli był tak doświadczony jak Gottri. Z Bractwem Młota znał się nie od dziś. O sprawie którą omawiał Magnus von Antara wiedział już co nieco od rezydenta bractwa w Middenheim, gdzie wraz z kilkoma krasnoludzkimi strażnikami kanałów kończył porządki w tamtejszych podziemiach.

***

- Misja na powierzchni Spąg- powiedział na jednym z krótkich popasów do swojego pupila, małego podpalanego teriera, który zdecydowanie lepiej znosił pogodę niż właściciel.
Miał 7 lat i był zdaniem Gottriego najlepiej wyszkolonym psem do tej roboty w Imperium. Potrafił wyczuć pułapkę, strefę bez tlenu, lub wypełnioną trującym gazem dostatecznie wcześnie by ocalić życie całej grupy strażników. O tropieniu i łapaniu szczurów nie wspominając. Wcześniej były inne psy, ale żaden nie dożył tak sędziwego wieku. Także dlatego Gottri zżył się z nim wyjątkowo mocno. Rzucał siedzącemu przed nim czworonogowi kawałki suszonego mięsa ze swojego posiłku i patrzył w jego roześmiane oczy.
Pogoda bardzo dawała mu się we znaki. Gdy Magnus zaproponował zaopatrzenie się w jego zbrojowni na swój koszt odezwała się w nim krasnoludzka chciwość i wziął ile się dało. O ile do noszenia tarczy i topora był przyzwyczajony to kolczuga i hełm były dla niego czymś nowym. W kanałach ich nie nosił. Upadek w ciężkiej zbroi do ścieku mógł być równie tragiczny co spotkanie ze skaveńskim ostrzem. Do tego jeszcze te pułapki. Nie mógł się zmusić do wyrzucenia swoich potrzasków i tachał je ze sobą w worku. One również stanowiły część jego warsztatu o czym niejeden skaven i olbrzymi szczur już się przekonał.

Wkrótce popas się skończył i ponownie ruszyli przez błotnistą breję. Czy to z przypadku, czy przez szacunek dla jego sędziwego wieku młodzi uczestnicy wyprawy pozwolili mu prowadzić oddział. Gdy rozpadało się już na dobre natknął się na umierającego człowieka. Przypadł do rannego i podniósł go z błota. Nie musiał pytać, sam zaczął mówić. Gdy zmarł, Gottri delikatnie położył ciało i mówiąc
-Nuże, robota sama się nie zrobi!- pobiegł wraz z resztą we wskazanym kierunku.
Sześciu strasznie powykrzywianych mutantów i jeszcze gorsza od nich bestia nieco z przodu. Nie tracąc czasu na zbędne gadanie wydał dłonią polecenie Spągowi by się położył i czekał, a sam uzbroiwszy się w tarcze i topór ruszył nieco pochylony w stronę mutantów. Wiedział, że gdy się oddali temperament psa zwycięży i ruszy za nim, wtedy będzie jednak już za późno by ostrzegł wroga.
"No, zobaczymy co jesteście warci."- pomyślał o towarzyszach.
Gdy zbliżył się na odpowiednią odległość krzyknął "Grrimnir" i wrzeszcząc zaszarżował na najbliższego mutanta.
 

Ostatnio edytowane przez Ulli : 28-08-2011 o 11:40. Powód: literówka i przecinek
Ulli jest offline  
Stary 11-08-2011, 12:30   #3
 
kymil's Avatar
 
Reputacja: 1 kymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputację
Deszcz spowodował, że osełedec mężczyzny przykleił mu się do czoła i nadał mu przekomiczny wygląd. Awanturnik jednak nie zwracał na to szczególnej uwagi.

- O żesz Ty... - to było jedyne co wyrwało się z ust Mierzwy na widok monstrualnej bestii. Ścisnął mocniej w dłoni swą wysłużoną czarną kozacką szablę. Służył co prawda wcześniej w oddziale pograniczników na Północy Kislevu, później walczył w chorągwi von Antary w czasie Burzy Chaosu, zanim ten zaproponował mu u siebie stały żołd. Ale takiego kurestwa wcześniej jego oczy nie widziały.

- Końską pytą dymani odmieńcy... wypisz, wymaluj jak w dolinach i lasach Kislevu - wycedził jak prawdziwy praaski żołdak.
Odwrócił się do Leo Heinza, który przyklęknął obok i przekrzykując nawałnicę rzucił w kierunku łowcy:

- Nasza jedyna szansa w walce z tą poczwarą to szybko wybić odmieńców - wskazał końcem szabli na oblegających wóz konny mutantów - i bronić się przed nią z wozu. W pojedynkę nikt nie da jej rady. To co, wojacy, rezamy ich wspólnie? - zerknął na towarzysza, ale gotów był przyjąć pomoc od pozostałych kompanów. Tym bardziej, iż krzepki Gottri Swenson sprawnie sunął właśnie na pierwszego plugawca.

Postanowił pójść w jego ślady. Ale nie chciał ginąć. "Nie tu, nie teraz, nie w takiej pogodzie. Za dużo dziwek i wina mam jeszcze przed sobą" - przemknęło mu przez głowę, gdy z mozołem pokonywał śliski teren. Nie chciał się wywrócić.

W jego oko wpadł mutant w różowym futerku. - Kici, kici kocurku - powiedział już do siebie. - Chodź, skórkę Ci wyprawię.
 

Ostatnio edytowane przez kymil : 11-08-2011 o 20:18.
kymil jest offline  
Stary 11-08-2011, 12:46   #4
 
Agape's Avatar
 
Reputacja: 1 Agape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłość
-Błoto. Wszędzie to cholerne błoto. Zawsze tak samo. Czemu nie świeci słonko i nie ćwierkają ptaszki? Mogłyby kurna chociaż raz, tak dla odmiany, a tu nic znowu to samo błoto.- narzekał pod nosem Jotunn Glanerg, młody bo ledwie czterdziestoletni krasnolud parający się żołnierką. Nie żeby błoto i deszcz przeszkadzały mu bardziej niż zwykle, on po prostu lubił sobie ponarzekać. Mimo pozornie nienajlepszego humoru parł zawzięcie do przodu wyszarpując nogi z pokrywającej drogę mazi z głośnym *Whlp* Pomagała mu w tym bardzo wizja zapłaty i możliwość przyłączenia się do Bractwa Młota. Już niemal czuł ciężar zarobionego złota.

Coś zatrzymało pochód, Pypeć podreptał na początek sprawdzić, co się dzieje, zdążył w sam raz by usłyszeć o Bestii. „Oho zaczęło się”- pomyślał z zadowoleniem, w końcu im prędzej znajdą i ubiją Bestię tym prędzej wrócą po forsę. Ruszył za resztą wyciągając nogi jak tylko się dało.

*Whlp Whlp Whlp Whlp Whlp Whlp*

Mutanci, a kawałek dalej obiekt ich poszukiwań, wszystko obleśne i śmierdzące. Sytuacja była jasna, przynajmniej dla Glanerga trzeba się było tego plugastwa pozbyć i to szybko, może nawet zdążą uratować chłopów. Nie zważał na gadaninę ludzi tylko chwycił mocniej halabardę i pognał za Swensonem w dół prosto do wozu. „Przynajmniej jest z górki” Za cel obrał sobie wielką głowę na psich nogach. Nie powinien mieć raczej problemów z utrzymaniem paszczęk na dystans pchnięciami szpikulca. „Najpierw odrąbię ci te pokraczne nóżki, a potem porąbię na kawałeczki niczym dojrzałą dynię.”
 
Agape jest offline  
Stary 11-08-2011, 14:06   #5
 
Luffy's Avatar
 
Reputacja: 1 Luffy jest jak klejnot wśród skałLuffy jest jak klejnot wśród skałLuffy jest jak klejnot wśród skałLuffy jest jak klejnot wśród skałLuffy jest jak klejnot wśród skałLuffy jest jak klejnot wśród skałLuffy jest jak klejnot wśród skałLuffy jest jak klejnot wśród skałLuffy jest jak klejnot wśród skałLuffy jest jak klejnot wśród skałLuffy jest jak klejnot wśród skał
Felixowi zadanie wyjątkowo się podobało. Przyszedł czas na spłatę dawnego długu, który ciążył jak wielka kotwica na jego honorze. Na dodatek Magnus wyjątkowo dobrze płacił. Kto wie, może wieśniacy z Ostermark sami dorzucą coś w podzięce za ubicie Bestii. Na wzmiankę o darmowej zbrojowni dostępnej dla nich przed wyruszeniem młody łowca nagród rozpromienił się na dobre, nigdy nie przepuści okazji by zaopatrzyć się na czyjś koszt! Przed odjazdem wziął dwa krótkie miecze, to był jego ulubiony styl walki wręcz, własna kusza zdecydowanie mu wystarczy, przyda się jednak lekka zbroja a zestaw uzupełniał sztylet za pasem.

Niestety sprawy zaczęły się komplikować. Po odjeździe dobry humor powoli odchodził w zapomnienie a Felix czuł jak z każdym krokiem, każdym błotnistym chlupnięciem staje się bardziej zrezygnowany i znudzony. Starał się przyglądać współtowarzyszom i wyrobić sobie wstępne opinie na ich temat. Większa część grupy to krasnoludy. Nie miał nic przeciwko nim, wiedział doskonale, że to urodzeni wojownicy i mogą okazać się pomocni. Spoglądając po twarzach kompanów mógł przysiąść, że każdy wypowiada w myślach te same słowa. Błoto, cholerne, pieprzone błoto!- zaklął gdy jego but ugrzązł w ochydnej breji. W duchu miał nadzieję, że podróż nie będzie monotonna, liczył na jakąś akcje, cokolwiek co pozwoli przestać myśleć o chlupotaniu w butach.

Teraz stał, wpatrując się w mutantów i Bestię, po części podziwiając refleks i złośliwość bogów, którzy odpowiedzieli na jego prośby a po części przeklinając się za podobne zachcnianki. Akcji mi się zachciało.-pomyslał-No nic, im szybciej ubijemy stwora, tym szybciej dostaniemy zapłate a ja będę wolny od jakichkolwiek długów. Może i lepiej że sama pcha się pod ostrze! Teraz zwrócił uwagę na mutantów, których z początku nie zauważył, Bestia przykuła większość jego uwagi. Wygląda na to że najpierw będą musieli pozbyć się tego plugastwa. Jako pierwszą ofiarę upatrzył sobie człowieka-konia. Najpierw-planował- spróbuje zaatakować jego nogi, może uda się podciąc wiązadła i mięśnie. Widząc jak trzech towarzyszy już rusza w kierunku mutantów postanowił zaszarżować na upatrzonego przez siebie. Już ja cię osiodłam koniku.- mruknął zbiegając w stronę mutantów.
 
Luffy jest offline  
Stary 11-08-2011, 16:07   #6
 
dambibi's Avatar
 
Reputacja: 1 dambibi wkrótce będzie znanydambibi wkrótce będzie znanydambibi wkrótce będzie znanydambibi wkrótce będzie znanydambibi wkrótce będzie znanydambibi wkrótce będzie znanydambibi wkrótce będzie znanydambibi wkrótce będzie znanydambibi wkrótce będzie znanydambibi wkrótce będzie znanydambibi wkrótce będzie znany
W końcu go złapali. Wiedział że szabrowanie grobów jest ryzykowne , nie sądził jednak że zostanie złapany tak szybko. W końcu nie chciał tego robić długo - zbierał pieniądze na podróż. Został przyłapany na zbrodni , jest zbrodnia - jest kara. Kara śmierci. A potem Magnus von Antara i proces resocjalizacji który Dirkowi zaproponował.

W zamku poznał resztę załogi , było kilku zabijaków i paru ludzi od wszystkiego był ktoś parający sie magią. Poza tym Dirk się uzbroił w potrzebny oręż i zbroję , wysłuchał odprawy von Antary i wyruszyli na trakt.

Ale siąpi , cholerna pogoda , w kamaszach mam bajoro! - Dirk nie miał w zwyczaju narzekać na pogodę , bo to co jest jego "stałym zawodem" najlepiej powinno być zagłuszane deszczem. Ale nie . Tym razem nie wykopywał świeżych trupów , podróżował traktem do miejsca swego przeznaczenia , Ostermak. Lepsze to niż śmierć.

Gdy tak brodzili w kałużach błota na trakcie , wyszedł im na przeciw umierający mężczyzna i wpadł na ręce prowadzącego załogę Gottriego. Z tego co mówił Dirk zdołał wyłapać tylko słowo Bestia. Może śmierć byłaby lepsza?

Gdy dotarli na szczyt oczom ujrzał przerażający widok Zniekształconych postaci pożywiających się ciałami ludzi. Po chwili zobaczył samą bestię. Gdyby nie to że niedawno był "na stronie" niechybnie zrobiłby coś w gacie.

Dirk zastanowił się , i stwierdził że lepiej jak zaatakuje mutanty z flanki , wszedł do lasu i poczekał aż reszta zaatakuje od przodu. W najlepszym do tego momencie ruszył z mieczem w ręku i wskoczył na "kraba" próbując uciąć mu łeb.
 
dambibi jest offline  
Stary 11-08-2011, 21:31   #7
 
Makotto's Avatar
 
Reputacja: 1 Makotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znany
Deszcz.

Doszczu od cholery. Pieprzony deszcz. Cholerny deszcz. Ja pierdole, deszcz.

Te i tysiąc jeden myśli przebiegało przez głowę Leo gdy ten szedł przez rozwodniony trakt. Lubił chodzić, i chyba nawet Burza Chaosu byłaby dla niego drobnym niedogodnieniem, jeśli mógłby iść. Przez długie lata udoskonalania sztuki tropienia nałaził się co nie miara, aż w końcu łażenie stało się jego ulubionym zajęciem.

Zaraz po polowaniu. To uwielbiał ponad życia. Las, łuk, zwierzęta. Żadna z tych rzeczy nie wymagała by do niej mówił, to też było istotne. I tylko polowanie dla lorda Magnusa sprawiło że Heinz zdecydował się na wyjście z lasu i dołączenie do tej eskapady. Nie oceniał nikogo ani po rasie, ani po zawodzie, ani po wyglądzie. W sumie to nikogo nie oceniał. Dzielił ludzi na warych uwagi, nie wartych uwagi i wartych drzewca strzały sterczącej z oczodołu.

Łowca spokojnie szedł przez deszcz, rozmyślając. W sumie to lepszym określeniem byłoby "myśląc o niczym", ale wielu myślicieli z Altdorfu sprzeczało się że nie można myślieć o niczym, więc lepiej jest mówić że jednak się o czymś myśli. Leo zamarł, gdy ranny mężczyzna pojawił się przed nimi nagle, i równie szybko zmarł. Wprawnym ruchem wydobył z torby jedną z zapasowych cięci, zabranych ze zbrojowni, i szybko nałożył ją na łuk. Bez zbędnych ceregieli ruszył za resztą, by zobaczyć te okropieństwa.

Leo znał się na zwierzętach. Na orkach też się znał, bo nie raz jednego ustrzelił. Gobliny były równie nieskomplikowane.

Ale mutanci budzili w nim pierwotne obrzydzenie.

Łowca od razu wykorzystał dość głośny atak towarzyszy do zajęcia właściwej, i co ważniejsze, trudnej do zauważenia pozycji strzeleckiej. Po przejściu kilku kroków i przyczajeniu się po za polem widzenia potworków wyjął z kołczanu strzałę i nałożył ją na cięciwe. Pocisk poszedł prosto w trójrękiego potwora.
 
__________________
Hello.
My name is Inigo Montoya.
You killed my father.
Prepare to die...
Makotto jest offline  
Stary 11-08-2011, 21:46   #8
 
Aston's Avatar
 
Reputacja: 1 Aston nie jest za bardzo znanyAston nie jest za bardzo znanyAston nie jest za bardzo znany
Przez błoto szedł z posępną miną. Był wyraźnie zamyślony. Jego myśli wędrowały wokół Bianki i jego niezaspokojonej chuci. Wyobrażał sobie ich w różnych układach. Zastanawiał jakby to było. Mało romantyczne, ale ciało też ma swoje potrzeby. W duchu, mimo błota i deszczu cieszył się wolnością. Nikt nie doceni wolności tak, jak ktoś kto jej nie miał, a znał jej smak.

Kroczył przybrany w zbroję kolczą i dwa miecze. Był dumny ze swojego uzbrojenia, zawsze o nie dbał i eksponował. Nie chodziło nawet o jego jakość, która nie była wyjątkowa, ale o respekt jaki wzbudzał zbrojny potrafiący posłużyć się wprawnie mieczem dwuręcznym. Bardzo lubił przedstawiać siebie jako wojownika, jako silnego mężczyznę, wzbudzać podziw. Wizerunek był dla niego ważny. Być może dlatego, że zajmował się kiedyś rzeczami bardzo niechlubnymi. Odcinał się mocno od swojej przeszłości. Był niski, ale dobrze zbudowany. Jego ciało poznaczone było bliznami. Włosy miał śnieżnobiałe, nieco dłuższe.

Służba u von Antary była dla niego szansą na nowe życie, zamierzał z niej skorzystać. Niepokoiła go co prawda perspektywa walki z czymś nieznanym, nieprzewidywalnym, ale musiał podołać zadaniu. Jak dotąd mierzył się jedynie z ludźmi, często, ale to tylko ludzie, wiadomo czego można się po nich spodziewać i nawet jeżeli ktoś jest lepszy, to wiesz, że pewnego progu umiejętności nie przeskoczy, że na pewno ma jakieś słabości i że cios mieczem dwuręcznym zrani go nielicho. A tu jakaś tajemnicza bestia. Obawiał się, ale zawsze twierdził, że odwaga polega nie na braku strachu, ale na przełamywaniu go. Nie boją się tylko głupcy.

Pojawienie się zakrwawionego mężczyzny wybudziło go z zamyślenia. Postąpił kilka kroków do przodu, by lepiej słyszeć. Serce zaczęło mu mocniej bić, czuł, że zaraz będzie gorąco.

Wraz z towarzyszami popędził na wzgórze. Ten wspólny bieg dał mu poczucie jedności i siły.

-O kurwa... co to? - przez chwilę patrzył zdumiony. Nie widział jeszcze takich dziwactw. Gdy Gottri wyrwał się do biegu Linus ruszył za nim, w biegu dobył z pleców swego miecza dwuręcznego. - skupmy się teraz na wyratowaniu tych chłopów, a kto walczyć nie umie niech lepiej nie walczy
-Na pohybel!
 

Ostatnio edytowane przez Aston : 22-08-2011 o 23:39. Powód: kosmetyczne poprawki
Aston jest offline  
Stary 11-08-2011, 23:19   #9
 
Komtur's Avatar
 
Reputacja: 1 Komtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputację
Gislan był średniego wzrostu, młodym krasnoludem. Jego brązowy zarost idealnie komponował się z łysą glacą, która jak ktoś znał krasnoludy, oznaczała sporą dawkę agresji. Krasnolud ubrany był w skórzaną kurtkę, brązową koszulę bez ramion, zielone portki i solidne podróżne buciory. Jego główną broń stanowił topór jednoręczny, a pomocniczo używał puklerza założonego na lewej ręce, głównie w celu parowania ciosów. Dodatkowo miał założone za pas dwa toporki do rzucania, a w cholewie buta sztylet, tak na wszelki wypadek. Dawniej używał krótkiego miecza i noży do rzucania, ale wymienił je w zbrojowni von Antry na topory, gdyż uważał że na potwora mordercę lepsza będzie bardziej konkretna broń.

Gislan podczas podróży trzymał się blisko innych krasnoludów, ale jakoś jeszcze nie podłapali wspólnego języka, widać pogoda przy jednoczesnym braku gorzałki nie sprzyjała integracji. Pogoda była psia, ale szybko przyszła okazja do rozgrzania zziębniętego ciała. Mutanci i ta pieprzona bestia zaatakowały jakichś chłopów. Gislan nie zastanawiał się zbytnio i niczym wygłodniały wilk ruszył do walki. Wiedział że im szybciej wybiją mutantów, tym szanse wykończenia potwora znacznie wzrosną, dlatego też w pełnym biegu i z furią w oczach zaatakował mutanta ze szpikulcami. Zamachnął się toporem z zamiarem wbicia skurwiela w błoto.
 
Komtur jest offline  
Stary 11-08-2011, 23:35   #10
AJT
 
AJT's Avatar
 
Reputacja: 1 AJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputację
Moperiol był jedynym elfem w tej gromadzie. Czuł, jak inne osobniki co chwile zerkają na niego, wydawało mu się, że nie darzą go zbyt wielkim szacunkiem. Nie zależało, mu na wielkich przyjaźniach, ale jednak był w grupie i chciał być jej częścią. Wiedział, że docenią go, widząc jego walkę. Jak strzała wystrzelona przez niego, nieraz uratuje komuś życie, choć dziś chyba akurat mógł o tych strzałach mógł zapomnieć. Na szczęście walka w zwarciu nie była mu obca, duża szybkość, zręczność, umiejętności posługiwania się kijem pozwalały mu wierzyć w siebie.

Szedł nieco za grupą, jak każdy z nich miał dość brnięcia przez błoto. Deszcz bił po twarzy, cały ubiór przemoczony do suchej nitki, buty z ledwością można było wyciągnąć z ziemi. W pewnym momencie na prowadzącego krasnoluda wpadł zakrwawiony, poszarpany mężczyzna. Będąc z tyłu Moperiol niewiele usłyszał co mówił, jednak po jego ranach wydedukował, że to z co napadło człeka mogło być tym, czego szukali. Po chwili grupa ruszyła sprintem na wzgórze.

Gdy dotarli na szczyt zobaczył mutanty i bestię. Mutantami nie był szczególnie zaskoczony, w swoim życiu nie takie rzeczy już widział na przeróżnych terenach, które zwiedził. Gorzej z Bestią, jej widok był dla niego piorunujący i szczerze to na razie nie miał wielkiej ochoty na spotkanie z nią. Towarzysze ruszyli do ataku od razu, on sam zauważył, że jeden z łuczników mimo złej pogody zdecydował się na atak z dystansu.

Mimo tego, że raczej był przygotowany do wyciągnięcia kija i ruszenia naprzód, to uznał, że to dobry moment by się sprawdzić swoje jak uważał nadzwyczaj wysokie umiejętności strzeleckie.
* Zobaczymy, kto lepiej strzela. Takie warunki to dobre wyzwanie * pomyślał i także przygotował swój łuk do ataku. Stanął parę metrów obok Leo, wymierzył w garbatego mutanta i wystrzelił.
 

Ostatnio edytowane przez AJT : 12-08-2011 o 09:25. Powód: Literówki
AJT jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 18:09.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172