Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 04-10-2011, 15:45   #1
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
[WFRP II] Lęk przed nocą, lęk przed mgłą



Lęk przed nocą, lęk przed mgłą



-”To ziemie, którymi władają istoty starsze od orków czy innego plugastwa. Tak przynajmniej zawsze mi mówiono. To ziemie, gdzie śmierć spaceruje gościńcami, w każdej chwili mogąc zabrać Cię w swoje objęcia. Po prostu nie znasz dnia ani godziny”-
Jack, wędrowiec


-Wampiry? Umarlaki, strzygi, zjawy, wilkołaki. Wymieniać dalej?”-
Ralf, mieszkaniec Sylvanii


Szara niczym drapiący w gardło dym z fajki mgła unosiła się nad ziemią od dobrych kilku dni. Właściwie, to rzadko zdarzało się by w tych regionach jej nie było. Gęste czarno-szare chmury sprawiły, że mieszkańcy tych podłych i tajemniczych krain od dawien dawna nie widzieli gołego nieba i słońca w zenicie. Ich blade karnacje, oraz zgorzkniałość z natury, sprawiły iż przez wielu podróżników byli nazywani wampirami. Tak naprawdę byli tylko prostymi ludźmi, którzy zwyczajnie dostosowali się do panujących warunków. Była ich garstka. Wszak nikt o zdrowych zmysłach nie odwiedzał mrocznej i spowitej tajemnicami Sylvanii. Ci, którzy szukali przygód, mogli je spokojnie znaleźć na terenach Imperium, gdzie można było próbować sił w walce z zielonoskórymi, mutantami i wieloma innymi stworami. Złoto? Również było średnim argumentem, wszak wszędzie można było zarobić, trzeba było tylko odpowiednio skutecznie szukać. Każdy z wezwanych tutaj osób miał swój cel, którym niekoniecznie chciał się dzielić.

Gabshert było niewielką wioską, w której jedynym miejscem rozrywki był szynk Pod zębem czosnku. Średniej jakości piwo nie za bardzo umilało czas czekającym na posłańca przyszłego pracodawcy. Wino? Mogli tylko pomarzyć. Pieczeń? Raz na kilka dni, gdy miejscowy łowca raczył ruszyć się do okolicznych lasów na polowanie. Zupa. Tylko na to mogli liczyć. Przynajmniej była ciepła. Płomienie w kominku trzeszczały przyjemnie. Jednooki gospodarz spoglądał niemiło na nieznajomych.
Wątła gromadka stałych bywalców również nie traktowała kilku osób jak dobry znak. Z zasady, nieznajomi oznaczali kłopoty. Wycie wilka gdzieś za oknem, gdzieś w dali nie przeraziło miejscowych, lecz karczmarz jakby profilaktycznie podszedł do okien i wyjrzał przez nie, by po chwili zatrzasnąć z hukiem okiennice. Umówiony posłaniec miał być po zmierzchu. Nowo przybyli musieli jeszcze trochę poczekać.

~***~

Nie znali się. Po, co zatem mieli siedzieć razem? Nikt nie wymagał od nich integracji, zapoznania się, czy jakichkolwiek kontaktów. Mimo wszystko byli inni od miejscowych i to dla każdego z nich było jasnym znakiem, że wszyscy przybyli tu w jednym celu. Wezwania, które otrzymali były dość tajemnicze, jednak obiecane im złoto było dość ważnym argumentem, który do nich przemówił. Rzecz jasna nie wszystkim zależało na złocie na równi.
Drzwi do „Pod zębem czosnku” otwarły się energicznie, na progu karczmy stanęła młoda i piękna szlachcianka, odziana w zieloną suknię. Była blada jak miejscowi, jednak wyglądała na znacznie bogatszą od kmiotów z okolic. Ba. Gdyby nie fakt iż na odkrytej, aksamitnej szyi widać było pulsujące delikatnie żyły, można by było uznać ją za wampirzycę jaką, czy innego demona. Rozproszeni po izbie biesiadnej osobnicy mogli pomyśleć iż to kolejna z zaproszonych tutaj osób.


Kobiecina podeszła do barmana i spytała go o coś ten zaś niespodziewanie zrobił się blady, przełknął ślinę i wskazał skinieniem głowy całą salę. Kobieta odwróciła się i również ogarnęła wzrokiem zebranych. Większość z nich wyglądała raczej przeciętnie z wyjątkiem krasnoluda, którego wygląd każdemu kojarzył się ze słynnymi zabójcami, którzy po utracie honoru postanowili zginąć w spektakularny sposób w walce z silniejszym przeciwnikiem aby ów honor odzyskać.
-Zbliżcie się, usiądźcie przy jednym stoliku.- rzekła niespodziewanie, po czym sama do niego się zbliżyła. Nim wezwani zebrali się w kupę kobieta sięgnęła ręką pod gorset, skąd wyciągnęła skórzany mieszek, z brzęczącą zawartością. Niewiasta rzuciła go niedbale na stół, przy którym tamci się zbierali.

-Dziesięć złociszy, tak na zachętę i wydatki. Na początek od mego pracodawcy dla was w prezencie. Za sam fakt, że się tu zjawiliście, bez względu na to czy podejmiecie się zadania, które na was czeka. Dwadzieścia razy więcej za wykonanie zadania. Dwieście monet do podziału.- skinęła głową. Biła od niej dziwna pewność siebie, jakby otoczenie i klimat tych ziem, nie robił na niej wrażenia, jakby mieszkała tu całe życie i podchodziła ze zwyczajnym spokojem do wycia wilków i wszystkich bajek o ludziach – nietoperzach, czy wampirach.
-Ostrovo. To niewielka osada, siedem dni drogi stąd. Mój pracodawca ma niedaleko tamtego miejsca niewielką kopalnię srebra. Od kilku tygodni górników i mieszkańców Ostrova gnębi tajemniczy stwór. Pozbycie się bestii będzie zadaniem tych, którzy pisać się będą na to.- oznajmiła spokojnie -Kto ma pytania niech pyta. Kto nie chce podjąć się tej pracy, niech odejdzie teraz.- dodała na sam koniec.
 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!

Ostatnio edytowane przez Nefarius : 05-10-2011 o 13:53.
Nefarius jest offline  
Stary 05-10-2011, 05:05   #2
 
Blackvampire's Avatar
 
Reputacja: 1 Blackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwu
Parę dni wcześniej

Zwolnił, pozwalając swojemu czarnemu wierzchowcowi przejść z galopu w spokojny kłus. Wystarczająco już zwiększył odległość od tropiącego go pościgu. Teraz nie musiał się spieszyć, przekroczył bowiem granicę Imperium i znalazł się w Sylvanii. Tutaj nie odważą się go ścigać. W każdej innej sytuacji on sam również ominąłby te krainę szerokim łukiem. Niestety nie miał już zbytniego wyjścia. Powrót nie był opcją. Poprawił się na siodle skupiając całą swą uwagę na drodze przed nim. Zastanawiał się, co też spotka w tej owianej tajemnicą grozy krainie? Chyba żadna z opowieści, którą o niej słyszał nie była zachęcająca. No...może prócz jednej, opisującej piękne kobiety o pełnych piersiach i krągłych udach. Oczywiście jeśli przymknąć oko na fragment, w którym opisywano ich zamiłowanie do pozbawiania krwi mężczyzn, których uwiodły.

Wolfganga przeszły ciarki, wyobraził sobie sytuację, w której taka ślicznotka zabawia go ustami, a w pewnym momencie wgryza się w jego "witalną część ciała". Iście straszliwa wizja dla takiego mężczyzny jak on. Ba...chyba dla każdego. Obrócił się przez ramię jakby sprawdzając czy aby na pewno nikt się nie zbliża. Miał już zdecydowanie dość uciekania, pierw ucieczka przed małą armią najętą przez żądnych zemsty kupców, a później przed ojcami rozpieszczonych, bogatych pannic, którym skradł nie tylko kosztowności, ale i cnotę. Choć "skradł" w tym wypadku jest zbyt mocnym słowem, same mu ją podarowały.

I choć teraz był tym zmęczony, to jednak uwielbiał ten dreszczyk emocji. Wybrał takie życie i tyle. Po prostu natłok ostatnich wydarzeń nieco zbyt mocno go obciążył. Nawet teraz widział przed oczami płonące obozowisko bandy Olafa, do której należał. A wszystko to za sprawą zdrady jednego skurwysyna. Nie mieli szans z regularną armią, która na dodatek przytargała ze sobą maga ognia. Na własne oczy widział jak ten kutas spalił tuzin rosłych mężów jednym ruchem dłoni. Szlag by trafił tych wszystkich czarokletów.

Pogładził podbródek przypominając sobie wydarzenia tamtejszej nocy...

Parę tygodni wcześniej

...zdmuchnął dym z lufy pistoletu, który natychmiast wsadził z powrotem za pas, wyciągając jednocześnie drugi, nabity. Nie miał czasu przeładowywać, walka zamieniła się w masakrę. Musiał jak najszybciej uciec, tylko przeżycie teraz się liczyło. Wycofał się w kierunku drzew, do których przywiązali swoje wierzchowce. Tam też znajdował się jego rosły, czarny ogier. Dreptał w miejscu wystraszony wrzaskami umierających i trzaskiem magicznego ognia.
Normalnie nie bał się ruszać w bój, kiedy jego pan siedział w siodle. Ale zwierze było teraz samo, nie widziało swojego właściciela nigdzie w pobliżu i zaczynało panikować. Kiedy Wolfgang dotarł na miejsce uspokoił wierzchowca głaszcząc go po karku i szepcząc spokojne słowa otuchy. W mgnieniu oka odwiązał go od drzewa i wskoczył na siodło. Zanim odjechał rzucił jeszcze okiem na rzeź za jego plecami.

Nigdzie nie widział Olafa, ich herszta. A człeka tego trudno było przeoczyć mimo wszystko. Miał bowiem ponad dwa metry wzrostu a w barach chyba drugie tyle. Chodziły niewybredne plotki, że ma w żyłach krew ogrów. Wrogowie nazywali go "Ogrzym bękartem". Wolfgang nie wiedział ile w tym prawdy i wolał nie dociekać. Ale patrząc po samej ohydnej mordzie Olafa, był w stanie w to uwierzyć. Można nim było straszyć dzieci, skuteczna metoda. Paskudny ryj rekompensowała mu natomiast nadludzka siła, i co niebywałe, rozum. Bowiem nie był tępym osiłkiem. Pod jego twardą jak skała czaszką pracował sprawny mózg. Dzięki niemu zdołali tak się obłowić. Ale teraz nawet ta inteligencja nie była ich w stanie uratować. Olaf albo padł gdzieś martwy, albo uciekł w głąb lasu.

Szkoda było tej bandyckiej zgrai, obłowili się razem co niemiara przy okazji wkurwiając chyba każdego kupca z Middenlandu i paru innych landów przy okazji. W końcu się to na nich odgryzło. Kupcy ściągnęli pasy i za swe oszczędności wynajęli wojsko. Gwoździem do trumny okazał się zdrajca w szeregach bandy. Wolfgang zmusił konia do galopu aby wymknąć się zbliżającej pogoni....

Dzisiaj

Huśtał się na krześle znudzonym wzrokiem spoglądając w sufit. Gęby tutejszych stałych bywalców i obcych przybyszów takich jak on sam już mu się znudziły.Gdyby nie coraz bardziej szczupła sakiewka, w ogóle by go tutaj nie było. W tej zapadłej dziurze pełnej zabobonnych przygłupów. W porównaniu z nimi, banda Olafa była światłymi ludźmi. Choć musiał przyznać, że o prawdziwości niektórych tutejszych legend zdołał się już przekonać na własnej skórze. Właśnie dlatego siedział teraz na dupsku, a nie próbował obrabiać jakiegoś pulchnego kupca. Raz, że jeszcze takiego tutaj nie widział, a dwa - kiedy takiego poszukiwał, o mało nie został rozszarpany na strzępy przez coś, co zdaje się było wilkołakiem. Gdyby nie szybkość jego wierzchowca, teraz byłby resztkami w odchodach tego kurestwa. Duch był potężnym ogierem, nie pamiętał czemu go tak nazwał...albo wydawało mu się to wtedy "ładne", albo był tak zalany, że uznał to za śmieszną ironię, gdyż koń był czarny jak smoła, zaś powszechnie uważa się, że duchy są białe.

Jakby na dobitne przypomnienie mu o tym niezbyt miłym spotkaniu zabrzmiało kolejne wilcze wycie. Spojrzał nieco zatroskany na okno. Po czym poprawił się na krześle jeszcze raz rozglądając po karczmie. Wolfgang był mężczyzną w średnim wieku, nie należał do najwyższych, ale niski także nie był. Posturę miał w sam raz, ani za gruby, ani za chudy. Jego nawet przystojną twarz ozdabiał kilkudniowy zarost, spod dobrze zaznaczonych brwi na świat spoglądały stalowoszare oczy, zaś na czoło opadały mu kosmyki brąz włosów.

Ubrany był w niebieskiej barwy jeździecki płaszcz, zwany też przez Bretończyków redingote, czarne skórzane spodnie, jeździeckie wygodne buty oraz białą koszulę z falbankami i koronkami. Tego iście szlacheckiego stroju dopełniały białe, zdobione rękawiczki z cienkiej skóry oraz niebieski Trikorn. Wszystko wysokiej jakości. Przy boku zaś nosił miecz, a za pas wetknięte miał dwa pistolety.

W końcu jego cierpliwość została nagrodzona. Do karczmy weszła piękna kobieta, którą z początku wziął za jedną z zaproszonych przez tajemniczego pracodawcę osób. Jednak okazała się być ona jego posłańcem. Jasno przedstawiła fakty i podała cenę. Nie była zbyt wysoka, ale musiał się chwycić tej okazji jeśli chciał wieść dalej taki żywot, do jakiego przywykł. A nie uważał się za zwykłego banitę, o nie. Był szlachcicem wśród rabusiów, napadał z finezją i elegancją, traktując uprzejmie swoje ofiary, szczególnie damy, których serca uwielbiał zdobywać. Gdyż otwierały one drogę do ich sypialni, a przy okazji i skarbców.

Uśmiechnął się kącikami ust na odległe wspomnienie. Uśmiech poszerzył się, kiedy spojrzał w oczy rudowłosej piękności. Wstał spokojnie ze stołka i podchodząc do niej ujął jej dłoń, całując wierzch delikatnej rączki przy okazji ściągając czapkę w ukłonie.
-Ależ po co ten pośpiech moja piękna pani. Rad bym pierwej usłyszeć twe imię, uchyl nam rąbka tajemnicy, zaszczycając nas rozmową, a jestem gotów i iść na koniec świata by parę chwil dłużej słuchać twego melodyjnego głosu.- mówił to spoglądając jej w oczy, ale już delikatnie puszczając dłoń. Był ciekawy jej reakcji, nawet jeśli wyjdzie na głupca, nie będzie to pierwszy raz.
 

Ostatnio edytowane przez Blackvampire : 05-10-2011 o 05:07.
Blackvampire jest offline  
Stary 05-10-2011, 10:47   #3
AJT
 
AJT's Avatar
 
Reputacja: 1 AJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputację
Niklas bez większych przygód dotarł do Gabshert i do samej karczmy „Pod zębem czosnku”. Był już wieczór zamówił więc piwo i zgodnie z instrukcją jaką dostał czekał na posłańca. Miejscowi patrzyli na niego nieco dziwnie, nie pasował do tego towarzystwa chociażby wyglądem, ale rzuciwszy okiem po sali, nie był jedynym wyróżniającym się tutaj. Z pewnością nie tylko on czekał na zlecenie, szykowała się widocznie jakaś grubsza robota. Powoli sączył swe piwo, nie było ono nawet średniej klasy, ale były marynarz, nie takie trunki już w swym życiu pił.

Nagle, do drzwi oberży otwarły się z ogromnym impetem. W nich ukazała się piękna szlachcianka, Nachtigallowi od razu pociekła ślinka, jednak jakież on by miał szanse przy takiej kobiecie. Wzrostem ledwo co przewyższał krasnoluda, na twarzy blizny, pamiątki po zielonej ospie. Swe niedoskonałości próbował nadrabiać i maskować strojem, ale raczej i tak by mu to nie pomogło w kontakcie z nią. Sącząc piwo odprowadził ją jedynie wzrokiem, gdy podchodziła do karczmarza. Po czym okazało się, że to właśnie na nią czekał. Zaprosiła wszystkich do stołu, więc i Nachtigall wstał, poprawił miecz, chwycił łuk i podążył we wskazane miejsce.

Przedstawiła ona problem rzucając na zachętę złoto na stół i obiecując znacznie więcej. Problemem były ataki na kopalnię srebra przez jakiegoś stwora. Zerknął na monety, po bardzo krótkiej chwili zastanowienia sięgnął po jedną z nich, obejrzał i rzekł.
- Chętny. A kto nie ma wierzchowca to zapraszam na mój wóz.
Po chwili dodał
Niklas jestem i jeno jedno pytanie mam. Kiedy ruszamy?
 

Ostatnio edytowane przez AJT : 05-10-2011 o 10:53.
AJT jest offline  
Stary 05-10-2011, 15:45   #4
Konto usunięte
 
Ulli's Avatar
 
Reputacja: 1 Ulli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputację
Samotne obozowanie przy rozpalonym ognisku pod niebem Sylvani, mogło się wydawać działaniem wariata, ale znudziło mu się jedzenie surowego mięsa. Chciał też pozbyć się ziąbu w kościach, który nękał go od kilku dni. Inna sprawa, że miał się za kogoś więcej niż zwykłego włóczęgę. Naście lat doświadczeń z podróży po Imperialnych bezdrożach wyrobiło w nim nieuzasadnioną, jak kolejny raz przyszło mu się przekonać, pewność siebie.
Miejsce wydawało się być w porządku. Zagłębienie terenu w lesie, dobre pięćdziesiąt kroków od traktu. Ognia nie powinno być widać. Zresztą ognisko było niewielkie, tyle by upiec królika. Pochylił się i pozwolił by powieki powoli opadły. Sam nie wiedział kiedy pogrążył się we śnie. Obudził go trzask gałęzi. Poderwał się jak oparzony, wzbudzając rubaszny śmiech mężczyzny, który mu się przyglądał.
-Hahaha! Pospał się jak suseł. Masz szczęście chudzino, że jestem uczciwym wyznawcą Sigmara. Ktoś inny mógłby poderżnąć gardło, brachu. Ależ ten królik pachnie- wskazał trzymanym w ręku rapierem, ruszt z pieczystym.
„Ciekawe co uczciwy wyznawca Sigmara robi w Sylvańskiej głuszy?” - przeszło mu przez myśl, ale wstrzymał się z wypowiedzeniem tego pytania.
Rudolf nie wyglądał zbyt okazale. Ogorzała, niezbyt piękna twarz podróżnika, kogoś śpiącego regularnie pod gołych niebem. Wychudzona, lekko przygarbiona sylwetka, lekko ugięte nogi. Sięgał swojemu rozmówcy zaledwie do piersi i wyglądał jak jego przeciwieństwo.
Noszący się jak zrujnowany estalijski szlachic, rosły żartowniś, mając naprzeciw siebie obszarpańca uzbrojonego w kij, schował rapier i przysiadł się do ogniska
-Mogę się poczęstować, brachu?- powiedział po czym nie czekając na odpowiedź urwał udko królika i zaczął ogryzać, aż sok począł spływać mu po eleganckiej szpicbródce.
Obszarpańcowi oczy błysnęły niedobrym blaskiem, ale po chwili się opanował.
-Zgrzeszyłbym ciężko przeciw Sigmarowi gdybym odmówił człowiekowi w potrzebie. Pan wybaczy, skoro mam gości pójdę nazbierać więcej drew- ukłonił się przesadnie elegancko po czym odszedł powoli w las.
- A słusznie brachu, słusznie!- odpowiedział natręt, dławiąc się przeżuwanym królikiem.
Gdy Rudolf wrócił, gość kończył ogryzać kości a będąc zajęty, odwrócił tylko głowę, akurat w porę by zobaczyć rozpędzoną gałąź zbliżająca się z dużą szybkością do jego twarzy.

Ocknął się rozebrany od pasa w górę i przywiązany plecami do drzewa przy pomocy własnego paska od spodni i innych elementów swojego ubrania.
- Co... co jest, zwariowałeś...
Nie dokończył, zakapturzona postać uderzyła go w twarz z siłą nie pasującą do drobnej sylwetki.
Chwila zamroczenia była na tyle długa, by oprawca zdążył zawiązać zrobiony ze szmaty knebel. Następnie wyciągnął nóż, i powiódł nim w te i wewte niczym iluzjonista, przed oczami przerażonej ofiary. Gdy uznał, że zrozumiał co go czeka, powolnym ruchem wbił ostrze w brzuch. Rębajło wierzgnął i zawył przez szmaty. Więzy zatrzeszczały, ale trzymały dobrze. W końcu Rudolf robił to nie pierwszy raz.
Teraz wystarczyło pociągnąć w górę i rozdzielone powłoki brzuszne oswobodziły długie zwoje jelit, które wysypały się u stóp osłupiałej ofiary. Zdjął knebel. Więzień zabełkotał i zaczął płakać.
Rudolf uwielbiał to. Teraz szpicbródka był znowu sobą, niczym dziecko bezbronny i niewinny. Takie chwile mówią więcej o człowieku niż całe lata życia.
- Ale... ale ja nie chcę. Przecież miałem... robota... zlecenie. Dużo pieniędzy... Podzielę się...
- Gdzie, brachu? - padło krótkie pytanie oprawcy.
- Ghabshert... karczma, pojutrze... - więzień pogrążył się w majaczeniach, po chwili dostał drgawek.

Rudolf widząc, że ofiara dostaje erekcji skrzywił się z niesmakiem. Agonia, wszyscy ci ludzie są tacy sami, nic niewarte zwierzęta. Przeciągnął nożem po gardle pozbawiając go ostatniej przyjemności. Już miał odejść, ale przypomniał sobie o braku kolacji. Wypchany żołądek trupa na nic mu się nie przyda, ale wątroba i serce... coś trzeba zjeść. Wbił nóż w klatkę piersiową próbując się dostać do osierdzia...
***
W karczmie znalazł sobie nieoświetlony kąt. Buty i brązowy płaszcz zdarte z trupa sprawiały, że wyglądał nieco normalniej, nie na tyle jednak by stać przy szynkwasie. Resztę rzeczy zostawił, oprócz sakiewki oczywiście. Tej nikt nie rozpozna.
Gdy w drzwiach karczmy stanęła piękna, szykownie ubrana kobieta pierwszym słowem jakie przemknęło mu przez myśl było „dziwka, dla kogo się tak wystroiłaś?” drugim „zleceniodawca”.
Przybyła, potwierdziła to, wołając ich do swojego stołu. Gdy rzuciła sakiewkę i wyłuszczyła sprawę gwałtownie przepchał się do stołu pomiędzy rosłymi drabami.
- Wybaczcie panowie. Ja tylko po swoje pieniądze.
Rozwiązał aksamitny mieszek, dłonią brudną od żywicy i wszelkich innych rzeczy z którymi stykała się przez ostatni miesiąc, po czym wysypał zawartość na stół.
- Po koronie i trochę ponad dwa szylingi na łebka? Mi wystarczy korona, za resztę wypijcie za moje zdrowie- wziął ze stołu złoty krążek i schował pod płaszczem.
- Ostrovo- mlasnął jakby smakował nazwę- cóż, powietrze jest tam zapewne tak samo stęchłe jak wszędzie w Sylvani. Jeśli się tam pojawię, to znaczy, że przyjąłem.
Uśmiechnął się do kobiety ukazując rząd zgniłych pieńków.
- A teraz żegnam, zanim piękno mnie oślepi- roześmiał się skrzekliwie.
Będąc już przy wyjściu odwrócił się do reszty.
-Jak już zdecydujecie się kiedy ruszyć to znajdziecie mnie na szlaku do Ostravo. Z podwiezienia chętnie skorzystam, ale nie będę na was czekał.
Odwrócił się i wyszedł.
 
Ulli jest offline  
Stary 05-10-2011, 21:00   #5
 
Piazzo's Avatar
 
Reputacja: 1 Piazzo jest na bardzo dobrej drodzePiazzo jest na bardzo dobrej drodzePiazzo jest na bardzo dobrej drodzePiazzo jest na bardzo dobrej drodzePiazzo jest na bardzo dobrej drodzePiazzo jest na bardzo dobrej drodzePiazzo jest na bardzo dobrej drodzePiazzo jest na bardzo dobrej drodze
Mapy kuzyna Wolfganga bardzo się przydały doprowadzając Bruna najpierw do Tempelhoff, a potem tutaj wraz z jego grupą. Teraz jednak ten wyglądającego na podstarzałego mężczyznę, chociaż gdyby ludzie wiedzieli o jego wieku to by się niezwykle zdziwili, o czarnych włosach w, wielu miejscach przetykanych siwizną, opadających na na zmęczone życiem i zapewne doświadczeniami oczy, siedział sam. Chociaż był znanym w niemal całym południowym Stirlandzie łowcą nagród, to nie ubierał się jako taki. Miał na sobie czarną, skórzaną i niezwykle wytartą kórtkę, nałożoną na podziurawioną w wielu miejscach zbroję kolczą, zaś na stole koło kufla piwa leżał zbyt wiele razy połatany kapelusz w kolorze zgniłej zieleni. Jedynymi zadbanymi rzeczami w ekwipunku Bruna była wyglądająca na masywną kusza z niezwykle podłużną komorą w miejscu na bełty. Pozory jednak myliły, broń wykonywana przez krasnoludy miała wiele przydatnych właściwości, na przykład lekkość. Drugą z takich rzeczy było ostrze schowane w obitej skórą pochwie, o gardzie w kształcie skrzydeł nietoperza. Broń zdecydowanie nie dla takiego obdartusa. Już po raz któryś ogarnął wzrokiem salę wspólną w gospodzie i po raz wtóry zdziwił się widząc różne indywidua, nawet jak na standardy ponurej i dziwnej Sylvanii. Gestem zmówił następne piwo, które chociaż nie przypominało nawet odrobinę stirlandzkiego, grzanego i utonął we wsppomnieniach, a raczej w swoim jedynym koszmarze, jaki męczył go od kąd tylko pamiętał.


Był wieczór, jesienny, deszczowy wieczór. Siedmioletni chłopak machał swoim drewnianym mieczem, walcząc z niewidzialnym przeciwnikiem.
-Giń śmierdzący goblinie!- wziął swoją broń w obie ręcę i dźgnął w podłogę, w tym momencie otworzyły się drzwi a do środka wszedł mężczyzna w średnim wieku z wielodniowym zarostem i w bogatych szatach.
-Bruno!- krzyknął do dziecka- ile razy mówiłem ci żebyś się nie bawił w te głupoty!
-Ale tato...
-Żadne ale!- natychmiastowo ukrócił dyskusję- Co robisz na nogach tak późno? No już, dawaj ten kawałek drewna i idź spać!- dzieciak ociągając się oddał swoją zabawkę i zmierzał do drugiego pokoju ale w tej chwili drzwi otwarły się mimo że były zamknięte na klucz od środka i wszedł rycerz w granatowej zbroi, blady i wyglądający na młodszego niż ojciec siedmiolatka.
- Kim jesteś że w nocy włamujesz się do spokojnych ludzi!- oburzył się właściciel domu- Wiesz w ogóle kim ja jestem?- włamywacz w płytowej zbroi się zaśmiał i popatrzył na drewniany miecz jaki ten trzymał w swoich rękach.
-Wiem kim jesteś, Forlongu Tellu. Ja zwę się Lestates de Mousillon i jestem Rycerzem Zakonu Smoczej Krwi.
-Co tu robisz, jeśli masz jakąś sprawę to moje biuro będzie otwarte jutro.
-Nie jestem tu po to żeby coś kupić.- pokręcił głową- Podróżuję po całym Starym Świecie w poszukiwaniu słynnych wojowników i szermierzy a ty, młody Tellu,- tak, powiedział młody- czy może kapitanie Tell, byłeś podobno niezrównanym wojownikiem w służbie elektora, hrabiego Henryka III ale teraz widzę że przerzuciłeś się na inny rodzaj broni. Ha ha!
-Prawda byłem KIEDYŚ wojownikiem ale rzuciłem to już dawno temu, teraz jestem kupcem.
-Tak... Ale i tak chcę ciebie sprawdzić- w tej chwili wyjął dwa długie miecze, których garda wyglądała jakby dawała dla nich nietoperze skrzydła.- Łap!- rzucił Forlongowi jeden z nich a ten zręcznie złapał go w powietrzu.
-Nie będę z tobą walczył!- krzyknął kupiec rycerzowi prosto w twarz.
-Więc łatwiej będzie ciebie zabić!- natarł na Forlonga z niesamowitą szybkością i ciął mieczem z góry. Forlong ledwo zdążył się osłonić ale siła ciosu odepchnęła go tak że aż upadł u stóp swojego syna ale podniósł się natychmiast i sam z okrzykiem bojowym rzucił się na przeciwnika próbując pchnąć, potem ciąć i znowu ale Lestates parował te ciosy z łatwością i nie używając do tego prawie żadnego wysiłku.
-Mówiłeś że nie będziesz walczyć.- bawił się z przeciwnikiem parując i unikając ciosów z gracją akrobaty mimo iż nosił zbroję, która znacznie spowolniłaby ruchy najtęższego krasnoludzkiego wojownika- Czyżbyś zmienił zdanie?
-Nie... miałem... wyboru!- wykrzyknął to cały czas nacierając z coraz większą determinacją.
-Jesteś całkiem dobry, wiesz o tym?- oparł miecz o ziemię a kupiec zaatakował lecz przeciwnik zrobił błyskawiczny krok do tyłu, potem następny i następny, aż oparł się plecami o drzwi. Forlong wyczuł w tym swoją szansę i pchnął z całej siły. Dziwny rycerz zrobił błyskawiczny obrót w swoje lewo, o włos mijając ostrze i znalazł się tuż obok drugiego z wojowników, którego miecz wszedł głęboko w drzwi i utknął w nich. Lestates uderzył go rękojeścią z taką mocą że Forlong zgiął się i złapał za miejsce gdzie go bolało.
-Szybki, uparty i zdeterminowany! Ha! Zasłużyłeś by dołączyć do mojego zakonu.
-Nie chcę dołączać do żadnego zasranego zakonu! a teraz się stąd wynieś skoro sprawdziłeś to co chciałeś!- takiej stanowczości Lestates nie spodziewał się po pokonanym przeciwniku,
-Dobrze. Ale jest pewien warunek. Ja mam zasadę że pojedynek zawsze jest na śmierć i życie!- w oczach wojowniczego kupca w tej chwili ujrzał to co chciał- na śmierć a potem pójdę do twojej chorej żony i ją też zabiję a na koniec ten malec, Bruno tak? Bruno zostanie moim paziem! będzie ze mną podróżował i w końcu zapomni o swojej rodzinie! O tak.- gdy to mówił zamknął swoje szare oczy, skierował twarz i ręcę do góry, jakby jakiś bóg zsyłał błogosławieństwo na swojego najwierniejszego ze sług...


Nie! Bruno musiał uporać się ze swoją przeszłością i osiągnąć swój cel, do którego dążył od ponad 25 lat. Zemsta. Wszystko to co przeżył- służba w Straży Rzeki Stir, dezercja, a potem praca jako łowcy nagród, wszystko przyprowadziło go tutaj, do małej, zabitej dechami wioski Gabshert. Jego rozmyślania przerwało wejście nowego gościa do karczmy,młodej, pewnie dużo młodszej od Bruna dziewczyny. Zielona suknia podkreślała jej szmaragdowe oczy, a rude włosy znakomicie kontrastowały z bladym, gładkim licem. Trzeba było przyznać, że wyglądała na ładniejszą nawet od do niedawna towarzyszącej Brunowi Natalie z Bretonii. On nie dbał o to jak sam wyglądał, chociaż wiedział że szlachetnie urodzone, albo znudzone bogactwem mężów kupców kobiety lubią zerkać i wdzięczyć się do takich jak on indywiduów, co nie raz wykorzystał.
-Zbliżcie się, usiądźcie przy jednym stoliku.- okazało się nawet że to osoba na którą czekał i jak już się tego domyślał inni goście karczmy też tu przybyli na jej wezwanie. Dziewczyna po krótce, dość lakonicznie, niemal nawet po żołniersku wyjaśniła sprawę rzucając złoto. W tej misji coś jednak śmierdziało, była tu jakaś wyjątkowo duża kupa. Jeśli jakikolwiek baron imperialny, czy krasnolud się dowiedział o kopalni srebra, nie zważałby na reputację Sylvanii i przysłałby tu górników, nie zważając na koszty ochrony i tak dalej. Z drugiej strony jednak, jeśli sylvańscy szlachcice ukryliby fakt istnienia takiej kopalni, to mogłoby pomóc w zapewnieniu finansów dla ich panów. Johanes, były akolita Morra i drugi z towarzyszy mówił że każdy tutejszy szlachcic służy swym wampiżym panom, którzy traktują ich i innych, ubogich sylvańczyków jak bydło. Ta dziewczyna nie wyglądała jednak na wampira ale pozory mogą być mylące, z kolei jeśli można było wykluczyć wampiryzm, to szlachcianka mogła być jedną z ich sług. W końcu jaki amator świeżej krwi oparłby się mając taki kąsek jak ona? Prawie wypatrzył oczy szukając śladów na jej łabędziej szyii. Patrzył z ukosa jak wygalantowany być może jakiś najemnik albo któryś tam z kolei syn lorda, barona, czy czegoś tam jeszcze wita się z nią. Być może rozpoznawał jego twarz ale nie to pora i miejsce. Kiedy wrezcie dwa następne obdartusy się przedstawiły, to Bruno poczuł że teraz czas przedstawić
-Nie dbam o to jak zdołaliście ukryć przed Imperialnymi i krasnoludami kopalnie srebra i czy być może nawet niedawno na to wpadliście i nie ochodzi mnie jaka zapłata za to będzie.- chwycił dziewczynę za nadgarstek, przyciągając ją tak żeby spojrzała mu w oczy i kontynuował- Powiedz mi to co obiecał twój posłaniec i dlaczego nie mogłem zabrać ze sobą Natalie i Johanesa? Im się to należy tak samo jak mi!
Może chwyt wyglądał zbyt obcesowo i brutalnie ale to miało też inny, ukryty cel. Chciał sprawdzić czy dziewczyna miała puls.
 
Piazzo jest offline  
Stary 06-10-2011, 11:29   #6
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
Erasmus Luge zwiedził już część świata, przynajmniej w jego mniemaniu. Obecnie siedział w karczmie, która odbiegała wysoce od standardów, oczywiście według jego własnego zdania. „Pod zębem czosnku” wcale a wcale mu się nie podobało. Przyjął jednak zadanie i miał zamiar je wypełnić co do joty.

Tak więc przybył do Sylvanii, w nadziei … właściwie to nie miał nadziei że odnajdzie ich. Zapewne była to płonna nadzieja, lecz nie to go skusiło najbardziej. Nowa kraina, nowe wyzwania i nowe doświadczenia. Tak był w końcu Erasmusem Luge, człowiekiem poważanym i znanym chociaż nie koniecznie w Imperium..

Mężczyzna wyglądał na około trzydzieści lat, na nosie miał okulary które co jakiś czas musiał poprawiać żeby mu nie spadały. Podróżnik ubrany był w gruby długi płaszcz, a pod nim miał białą koszulę z jakiejś delikatnej tkaniny. Miecz spoczywał gdzieś z boku i widać gołym okiem, że broń którą mężczyzna nosił służyła mu głównie za straszak. Przy pasie zwisała mu na rzemieniu luźno luneta, choć lata jej świetlności już dawno minęły. Długie gęste bokobrody przechodziły w brodę. Nie długą, ale czarną i gęstą. Niebieskie oczy, spoglądały na świat zza okularów jakby szukały w nim czegoś.. nowego.

Erasmus dosiadł się do nieznajomych, lecz skoro nikt się nie przedstawił to i on tego nie zamierzał czynić jako pierwszy. Ocenił spokojnym okiem każdego, jednak nie gapił się na żadnego z nich zbyt wyzywająco. Krótkie spojrzenie w stronę każdego z nich i już miał wyrobioną wstępną opinię..
Mężczyzna siedział wygodnie na krześle, jakby przyzwyczajony do niewygód życia i wertował jakąś książkę. Gruba, obłożona czarną skórą księga była zbiorem informacji o Sylvanii kilku znakomitych podróżników. Mężczyzna co jakiś czas pykał fajkę i popijał wino, cały czas nie odrywając wzroku od książki. Nawet gdy pojawiła się rudowłosa kobieta, podróżnik zerknął tylko z ukosa na nowo przybyłą personę i wrócił dalej do swojej lektury. Dopiero gdy kobieta przysiadła się a Erasmus usłyszał:

-Zbliżcie się, usiądźcie przy jednym stoliku

dopiero wtedy odłożył książkę do plecaka, oczywiście uprzednio zaznaczając sobie miejsce gdzie skończył czytać. Wstał tak jak reszta towarzyszy, poprawił znów okulary i przysiadł się. Widok pieniędzy nie zrobił na podróżniku większego wrażenia, więc spokojnie i z uwagą przysłuchiwał się kobiecie i co ma ona do powiedzenia. Co jakiś czas pykał fajką. Gdy jeden z jego „towarzyszy” chwycił nagle kobietę Erasmus zdziwił się lekko, lecz nie zdawał się być tym przejęty. Pod nosem coś mamrotał. Zdawał się mówić do siebie..

- Bestie mieszkające w pobliżu gór.. zdolne do agresji.. ciężkie to zabicia..no Erasmusie..no - mężczyzna zaczął delikatnie „masować” podbródek - no jak mu tam było.. ah..starość.. ale na pewno Arthur von Schmitz opisywał je..

Po chwili mężczyzna wrócił do świata „tu i teraz” i rzekł z całą powagą:

- Droga Panno.. wiadomo jak ta bestia wygląda, lub czy ma jakieś charakterystyczne cechy.. widziałem już wiele.. naprawdę..wiele dziwów - każde słowo mężczyzny zdawało się być wyważone - więc moja wiedza być może będzie tutaj pomocna.. A warto przed taką podróżą mieć jaśniejszy obraz sytuacji
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)
valtharys jest offline  
Stary 06-10-2011, 17:04   #7
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
Kobieta uśmiechnęła się szeroko, słysząc słowa Wolfganga. Te krainy zamieszkiwało nie wiele pięknych kobiet, jeszcze mniej było młodych i przystojnych mężczyzn, którzy mogliby okazywać tym że pannicom zainteresowanie. Bez wątpienia Wolfgang brzydalem nie był, a i miał gadane, jak widać. Myśli szybko i sprawnie ubrał w słowa i wycedził kilka fraz rodem z romantycznego poematu w stronę rudowłosej niewiasty.
-Pewna byłam iż me imię mniej was od zapłaty zainteresuje...- odrzekła uśmiechając się. -Lukrecja. Tak się nazywam. Pan mój i pracodawca wasz zaś zwie się Ernestem.- dodała jakby chcąc uprzedzić ewentualne pytania innych członków zatrudnionej trupy. Choć ciasny gorset skutecznie uwydatniał jej walory, to jednak zielona szata zakrywała je w zupełności i nie sposób było wejrzeć kobiecie w dekolt, nawet gdyby któryś z obecnych tu mężczyzn bardzo chciał.

Wtedy też inicjatywę przejął Bruno, który swoim sprytnym zagraniem chciał się przekonać z kim ma do czynienia. Wyczuł puls gdy palce jego dłoni zacisnęły się na przedramieniu Lukrecji. Sekundę później poczuł bolesne pieczenie na swym policzku, gdy kobieta uderzyła go iście po damsku, wywołując przy tym głośny, charakterystyczny klask. Niewiasta wyrwała rękę z uścisku łowcy nagród i spiorunowała go swoim wzrokiem.
-Zrób to jeszcze raz stary obszarpańcu a pożałujesz...- syknęła kipiąc złością. -Siadaj na sowim miejscu, albo zabieraj się stąd i idź precz szukać pracy gdzie indziej!- zagroziła po czym odsunęła się od niego o trzy kroki. Do Bruna największe pretensje mógł mieć teraz Wolfgang, któremu zwyczajnie przerwano udane nawet po części zaloty.

-O stworze, który celem waszym jest, wiemy niewiele. Bestyja czai się po okolicach i atakuje nocą. Początkowo miejscowi myśleli iż to wilk jaki, bo zarżynał bydło i owce. Potem robił się, co raz bardziej agresywny i atakował tych, którzy po zmroku domy swe opuścili. Na jakiś czas dał spokój mieszkańcom wsi i zaczął interesować się niewielką kolonią górników tuż przy wejściu do kopalni.- wyjaśniała Lukrecja, zmieniając temat.
-Mężnych wojaków niewielu tam było i prowizoryczna straż wartko życie straciła. Ci obawiają się stwora i pracować nie chcą, a pan mój co raz większym gniewem się kipie. Stąd też jego hojność w zapłacie a i dla chętnych, którzy dobrze się spiszą w zadaniu znajdzie inną pracę jeśli takiej szukać będą.- oznajmiła.

-Lord Ernest zna bowiem wielu wpływowych szlachciców, dla których pracować w ochronie można, bo na tych ziemiach ochrona to podstawa. Wie, gdzie ksiąg tajemnych, zakazanych w Imperium o czarodziejstwie traktujących szukać można, a i zna miejsca, gdzie stwory straszliwe swe legowiska mają...- tutaj jej wzrok powędrował w stronę rudowłosego khazada, który śmierci chwalebnej szukał w boju z potworem jakim.
-Lecz nim zaczniecie o tym myśleć, załatwcie sprawę potwora z Ostrova. Z łbem czarciego bękarta wróćcie tutaj, a gospodarz zawiadomi mnie i za dzień, lub dwa przybędę z zapłatą waszą.- wyjaśniła -Gdyby was to interesowało, to po drodze do wsi przy kopalni jedną karczmę napotkacie, jakbyście przenocować chcieli pod dachem i ubrania osuszyć. Bądźcie jednak ostrożni, albowiem wiele niebezpieczeństw czyhać na was będzie na szlaku i poza nim.-
 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!
Nefarius jest offline  
Stary 06-10-2011, 21:16   #8
 
Iakovich's Avatar
 
Reputacja: 1 Iakovich jest jak klejnot wśród skałIakovich jest jak klejnot wśród skałIakovich jest jak klejnot wśród skałIakovich jest jak klejnot wśród skałIakovich jest jak klejnot wśród skałIakovich jest jak klejnot wśród skałIakovich jest jak klejnot wśród skałIakovich jest jak klejnot wśród skałIakovich jest jak klejnot wśród skałIakovich jest jak klejnot wśród skałIakovich jest jak klejnot wśród skał
Post pierwszy
Kilka tygodni wcześniej

-Hej ty czy ja dobrze zrobiłem szukasz śmierci widziałem już takich jak ty Krasnoludzie.
”On chyba chce stracić zęby jeśli nie życie” Pod chodząc do nieznajomego Garan otworzył usta w parodii uśmiechu ukazując pełną białych o dziwo zębów.
Chłop wyglądał bardzo blado, jednak widać było że jakiś zacniejszy bo ubrani miało dobre łady a nie jakiś tam szmatki w dziurę wplecione.
–Czego gówno jadzie chyba ci życie niemiłe że odważasz się do mnie tak zwracać.
-Przepraszam o szlachetny. Może się uda przeżyć i powiedzieć moją prośbę. Jestem Wójtem wioski o dzień drogi stąd i chciałem prosić wielmożnego pana o pomoc z naszym problem.
-Gadajże co chcesz bo mnie ręka świerzbi. –uśmiechając się w duchu A może jednak zjem ciepła strawę i jeszcze znajdę kolejną maszkarę który może da mi to czego szukałem. – Jak pomoc potrzeba wilki wam dzieciaki porwały czy może jaka inna maszkara.
- Och panie wy tak od razu to powiem jak trza. Tu w Sylvani nie ino zwierzęta ale i potwory straszniejsze grasują nam trza pozbyć się wilkoluda. Pomożecie panie prawda.-chłop giął się w ukłonie najniżej jak mógł.
-No to gdzie ta wasza wioska i gadaj jak to się zaczęło. I mam nadzieje że jakiś dobrą gorzałkę macie i jaką ciepła strawę bom długo nic jadalnego nieżarłem.

3 dni później

-KURWA gadałem by nie pchać się z widłami jak idę w tan. Dawajcie gorzałkę i tę pochodni trza to przypalić i dalej za dranimi. tyle co się pojawił i już mnie widłami dźgnęli, jeszcze raz i pier ich pozabijam a potem się tymi zombiakami zajmę
- E przegniłą gębą co się tak gapisz nie ty –patrząc po 3 zombiakach które udało mu się dopaść w grocie mam nadzieje że chłopi nie wejdą nim z nimi nie skończę
szarża tych 2 z lewej wyglądają łatwiejsi i nie mają pancerza więc oni pierwsi by nie marnować za dużo sił pierwszy rozpłatany płynnym cięciem byle tak dalej jednak impet broni był zbyt mały a przecinany kręgosłup zmienił tor cięcia i drugiemu Garan odciał nogę poczym topór wbił się w jakiś konar w ziemi. Szybko próba wyszarpnięcia zbyt mocna siedzi. Garan wyciąga swoja jedynkę i wykonuje szarżę na opancerzonego ten jednak już atakował i broń Garan trafiła w tarczę wystawiając go na cięcie uzbrojonego zombiaka. Co natychmiast wykorzystał i ciął Garana przez plecy i ramię Ale ból. Ale to nic jego głowa posłuży mi dzisiaj za puchar na piwo Garan podniósł się przecinając ramie jeszcze bardziej a drugą rękę wykonując zamaszyste cięcie odcinając mu nogi w kolanach, utrata stabilności wspomogła następne cięcie które weszło w lewe ramię i zatrzymało się w okolicach mostka. no to by było na tyle splunął rozglądając się po grocie i wtedy poczuł że ktoś szarpie go w tył No tak brak jednej nogi a te dalej walczą czasem warto nosić pierścienie a czasem nie Garan należał od pewnego czasu do tych co lubią i wiedzą jak to wykorzystać jemu służyły jak kastety. Zombi tego nie wiedziało i jego pech bo Garan wiedział jak się ich używa i zmasakrował beznogiego gołymi rękami. Grimirze czy to czego dokonałem jeszcze jest mało by odzyskać to co straciłem czy masz jakieś może jakieś ważniejsze zadanie dla mnie daj mi jakiś znak Garan pozbierał swój dobytek przejrzał zwłoki. I znalazł dziwne zawiniątko z wiadomością i 2 złotymi pewnie dla zachęty. Spotkajmy się w Gabshert tam dostaniesz resztę informacji.

Dzień dzisiejszy

Wieczorne gwary w karczmie przerwał donośny wrzask
-Dolej tego sikacza ino żwawo ileż można czekać toż tu się nic nie dzieje
Kolejny dolany kufel kolejna partia „tu tu eeep” którą z wiadomych przyczyn wygrywał za każdym razem. Trzask drzwi wyrwał go kolejnego łyka z swojego nowego kufla w kształcie czaszki i nic w tym dziwnego bo była to czaszka tylko mało kto w tej mieścinie mógł to rozpoznać większość widziała tylko kamienie wciśnięte w oczodoły niektórzy w gospodzie twierdzili że to szafiry inni że rubiny, po prawdzie ty były zwykłe topaz. Rączka kufla zrobiona z metalu oraz metalowe nóżki w kształcie smoczych pazurów.

-Zbliżcie się, usiądźcie przy jednym stoliku

Garan miał dziwne wrażenie że to ta kobieta ma resztę informacji z zawiniątka. Spokojnie wstał z miejsca i przyłączył się do reszty towarzyszy już tam siedzących. –Te piękniś zrób troche miejsca -wymownie patrząc na Wolfganga,
Po wysłuchaniu informacji od Lukrecji Garan przyjrzał się miłej reakcji jaka była spowodowana zachowaniem Bruna człowieka z dobrze wykonaną kuszą która musiała wyjść z krasnoludzkiej kuźni. Tak jak jego 2 topory. Jeden Dwuręczny obusieczny oparty aktualnie o blat stołu tak by szybko nim zaatakować, drugi jednoręczny przyczepiony do paska spodni. Całość wyglądu dopełniały ciężkie skórzane spodnie gdzieniegdzie z płatami metalu na kształt rybiej łuski i okute metalem buty z serią małych gwoździ. na reszcie ciała widniały tatuaże i blizny w tym jedna przez lewe ramię i plecy widać że świeża. Rudy pióropusz na głowie, i krótka broda zakończona złotymi obręczami, palce krasnoluda przyozdabiały pierścienie które wprawny uczestnik burd bezbłędnie rozpoznał by bezwiednie jako kastety.

-Chętnie pomogę bo tutejszy klimat jest miły dla mojej skóry. I nie wiem czemu fajnie się tutaj bawię.- biorąc 2 złote rzuca je karczmarzowi
– To za te szczyny i jadło. Jak można podawać takie szczyny za tyle złota wydawało mi się czy Pan kolega Niklas wspomniał coś o transporcie. Można. Mnie zwą Garan i czekam na na ciebie Niklas jak będzie się zbierać to i ja ruszę
 
__________________
" Blood blood for the BLOOD GOD"

" Jack ty znowu w mieście?? Księżna już wie??... rok minął i chyba wszyscy zapomnieli już o wieżowcu "
Iakovich jest offline  
Stary 07-10-2011, 11:39   #9
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
Słowa kobiety nie wywarły większego wrażenia na Erasmusie Luge. Po prostu wchłaniał je, i co jakiś czas drapał się po brodzie. Zdawkowe informacje o ich pracodawcy sprawiły iż odkrywca chciał poznać więcej szczegółów na jego temat. Jednak wtedy Erasmus zobaczył, a właściwie dotarło do niego że wśród nich stoi krasnolud. Potężnie zbudowany osobnik, lekko przestraszył uczonego tak że ten lekko zszedł z jego pola widzenia. Miał dość obszerną wiedzę na temat tej starożytnej rasy, jednak do tej pory nie miał przyjemności spotkania ich osobiście. Ten osobnik jednak wyglądał na gwałtownego, prostackiego osiłka, który pierw dobywa stali a potem rozmawia. Dreszcz przeszedł mężczyźnie po ciele, lecz stał nadal niewzruszony.
Widząc iż jeden z „towarzyszy” zaproponował miejsce na wozie Erasmus rzekł :

- Herr Niklas, pozwolisz że i ja się dołączę. Erasmus Luge jestem i oczywiście z wielką przyjemnością dołączę się do tej wyprawy - skłonił się leko, oczywiście poprawiając sobie okulary, żeby mu nie spadły

Po tych słowach podszedł do stolika gdzie zostawił kufel z winem i dopił go. Także wziął ze sobą tobołek i czekał spokojnie aż człowiek, zwący się Niklasem da znać iż jest gotowy do drogi. W międzyczasie spokojnie przyglądał się ludziom w karczmie, nowym przybyłym, miejscowym czy też innym. Oczywiście nie zapomniał o swojej fajce, którą ponownie nabił i zapalił. Miał czas, i musiał się zastanowić z czym przyjdzie mu się zmierzyć.
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)
valtharys jest offline  
Stary 07-10-2011, 21:42   #10
 
Komtur's Avatar
 
Reputacja: 1 Komtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputację
W rogu karczmy pół-siedząc, pół-leżąc spał, odziany w kolczugę wojownik. Jego głowa, pokryta czupryną jasno-szarych włosów, opierała się o belkę nośną tego przybytku, jakby to była najmiększa na świecie poduszka. Osobnik ten chrapał wydając przy tym dźwięki niczym zgłodniały niedźwiedź, a od czasu do czasu mamrotał coś w niezrozumiałym języku. Każdy kto przeszedłby teraz obok niego, niechybnie wyczułby bijącą od niego woń alkoholu, ale zauważyłby również leżący na ławie powgniatany prosty hełm z nosalem i morgensztern z zaschniętymi śladami krwi na kuli.

Gdy drzwi karczmy otworzyły się wojownik obudził się i półprzytomnym wzrokiem ogarnął salę. Jego mętne oczy zatrzymały się na chwilę na sylwetce pięknej kobiety, która właśnie weszła do środka, by chwilę później podziwiać inne kształty w postaci butli gorzały.

Kund gdyż tak brzmiało imię tego wojownika, przeciągnął się, aż coś chrupnęło w kościach, a potem sięgnął po butelczynę i pociągnął solidnego łyka. Gdy okazało się że dziewka jest posłańcem od zleceniodawcy, wojownik wstał zza ławy, założył hełm, wziął swą broń i chwiejąc się podszedł do niej i do reszty, jak się miało okazać przyszłych współpracowników. Stał przy stoliku kiwając się i tylko jego nieliczne dziwne reakcje, wskazywały że wie co się dookoła niego dzieje. Na przykład splunął trzy razy za siebie, gdy jeden z mężczyzn wyszedł z karczmy, jakby chronił się przed urokiem, albo głośno zarechotał gdy inny gość dostał bolesną reprymendę od kobiety za przekroczenie pewnych granic. W końcu jednak odezwał się, próbując wziąć monetę ze stołu, co w tym momencie nie było dla niego zbyt proste.

- To chzie ten wóz?
 
__________________
"Kto się wcześniej z łóżka zbiera, ten wcześnie umiera" - Mag Rincewind
W orginale -"Early to rise, early to bed, makes a man healthy, wealthy and dead."

Torchbearer dla opornych. Ostatnia edycja 29.05.2017.
Komtur jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 11:57.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172