Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 08-11-2011, 00:03   #11
 
kevorkian's Avatar
 
Reputacja: 1 kevorkian jest jak klejnot wśród skałkevorkian jest jak klejnot wśród skałkevorkian jest jak klejnot wśród skałkevorkian jest jak klejnot wśród skałkevorkian jest jak klejnot wśród skałkevorkian jest jak klejnot wśród skałkevorkian jest jak klejnot wśród skałkevorkian jest jak klejnot wśród skałkevorkian jest jak klejnot wśród skałkevorkian jest jak klejnot wśród skałkevorkian jest jak klejnot wśród skał
Javler

Po opuszczeniu ratusza Javler ruszył krętymi uliczkami Aldersburga w stronę Bud. Miał nadzieję odnaleźć tam bednarza nazwiskiem Schultz, który według informacji Lentkego jako pierwszy dotarł na miejsce masakry w karczmie “Pod Czerwonym Kucykiem”. Jedno musiał przyznać mieszkańcom Aldersburga - potrafili dochować tajemnicy. Większość ludzi zamieszkujących zbiorowisko rozpadających się domów, jakie stanowiła dzielnica biedoty w ogóle nie chciała z nim rozmawiać, ci zaś, którzy chcieli niezbyt chętnie odpowiadali na zadawane przez Straussa pytania. Kilka razy musiał zmiękczyć nieco swoich rozmówców brzękiem paru srebrników. W końcu udało mu się ustalić gdzie mieszka Albrecht Schultz. Gdy dotarł na miejsce zastał go w warsztacie mieszczącym się na parterze budynku, który zamieszkiwał. Po krótkiej wymianie uprzejmości gospodarz spytał:

- Czego pan chcesz - musiał mieć trochę ponad dwadzieścia wiosen i mimo, że był postawny, ba nawet potężnie zbudowany, zarówno z wyrazu jego twarzy jak i z zachowania dało się odczuć, iż czegoś się obawia.

- Jak interes? Ponoć zaopatrujesz całe Budy w beczki i tym podobne - rzekł Javler starając się załagodzić podejście bednarza - po ile antałki? Szukam małej beczułki.

- Interes idzie jak zwykle. Dopóki ludzie w tym mieście będą topić żale w piwsku nie zabraknie mi zajęcia. A za małe biorę po dwa szylingi od sztuki.

- To ironiczne stwierdzenie czy tylko tak mi się wydaje? Doszły mnie bowiem słuchy, że kilku takich... “utopionych”... widziałeś, i chyba nie maż już komu sprzedawać beczułek “Pod Czerwonym Kucykiem”?

- Nie wiem co to ironiczne. A “Kucyk” nie był jedyną karczmą do której sprzedawałem. A co do tych co tam pomordowali to co panu do tego?

- Mój kuzyn Ernst.. Ernst Bachmann, prowadził tę karczmę od wielu lat. Chciałem porozmawiać o tym.. o tym jak to wyglądało... ponoć widok był straszny. Dobrze, że tego nie widziałem.

- Gruby Ernst wspominał kiedyś, że ma kuzyna w Middenheim, to pan? - bednarz bez zastanowienia kupił historyjkę wymyśloną na poczekaniu przez Javlera, co trochę go zdziwiło wziąwszy pod uwagę wrodzoną nieufność mieszkańców północnych rubieży Imperium - A widok faktycznie był straszny. Wracałem z roboty, było późne popołudnie wchodzę do karczmy i mało żem nie zwrócił obiadu. Podłoga i ściany zbryzgane krwią, kawałki ludzi porozrzucane po całej sali. Wyszedłem na zewnątrz, złapałem trochę świeżego powietrza i pobiegłem prosto do koszar żeby zawołać straż. Ludzie gadali o tym bez przerwy, dopóki nie znaleźli sobie ciekawszych historyjek, jak ostatnio z tym rajcą. Przykro mi z powodu karczmy ale wie pan co za męty tu mieszkają. W ciągu półtora miesiąca obdarli “Kucyka” do gołych ścian a niedawno słyszałem, że Steuber zamierza zedrzeć dachówki bo tu w całej dzielnicy innego budynku krytego nimi nie ma. Stara gnida chce je położyć u siebie.

- Tak, jestem z Middenheim. Rozumiem, że niczemu się pan nie przyjrzał, z uwagi na pana odruch wymiotny? Z Panem Steuberem także chciałbym porozmawiać, słyszałem, że prowadzi gdzieś tutaj sklep w okolicy tak? Jednak gdyby mógł mi Pan udzielić jeszcze jakichś informacji, czy może wie pan, u kogo mój kuzyn, niech go Morr strzeże w ogrodach, zaopatrywał się jeszcze? Jakich miał dostawców? Znajomych? Być może wrogów?

- U kogo jeszcze się zaopatrywał nie wiem. Co do znajomych to wszyscy w dzielnicy go lubili. Jeśli zaś idzie o wrogów to mówi się, że jakiś czas temu stary Kiell złożył mu wizytę. Ponoć Ernst spóźniał się z płaceniem za ochronę. Pewnie się pan domyślasz o jaką ochronę chodzi. Jednak Kiella na pana miejscu omijałbym szerokim łukiem. To zbir jakich mało i ci którzy z nim zadzierają marnie kończą. Z reguły na dnie zatoki.

- To ciekawe co mówisz, czemu na dnie zatoki? Ponoć paru typków wypłynęło z zatoki, jednak ni w ząb ich rozpoznać było.. gadają w Budach, że powiązań żadnych z Kiellem nie ma. Skąd więc ta pewność, że jego wrogowie tam kończą?

- Jak pan pytasz o tego typka co go wyłowili ze cztery miesiące temu to przecie wszyscy w mieście wiedzą, że to młody Veller zrobił. Ernsta i resztę ludzi w karczmie pewnie też on pomordował. W to, że Kiell zabił tych ludzi w “Kucyku” sam nie wierzę. Jak człowiek pożyje tu kilka lat to i pozna miejscowych zbirów - mówiąc to uśmiechnął się krzywo - i sposoby w jakie załatwiają swoje porachunki. A Kiell prowadzi tu swoje interesy od dawna. Straż wyławiała trupy po nim jeszcze jak żył mój ojciec. Albo znajdowała ich z poderzniętymi gardłami. On nie szlachtuje ludzi, nawet jak mają z nim na pieńku.

- Veller mówisz.. nie znam, chociaż w karczmie coś gadali, co to za typ? I skąd pewność, że to on jest zamieszany w śmierć Ernsta.. mojego drogiego kuzyna?

- Toż to pieprzony chaośnik, jego ojciec jest bogaczem to młodemu w dupie się poprzewracało i za ciemne sprawki się bierze. Sam go kiedyś widziałem jak wieczorem po cmentarzu buszował. Razem z piątką chłopa zagoniliśmy gnojka aż pod sam jego dom.

- Ponoć wiele osób go tam wiedziało, ale do ogrodów Morra chyba można chodzić się modlić, jak odwiedzę Ernsta to też mnie automatycznie powiążecie z tą sprawą?

- Sęk w tym, że on nie poszedł tam na modły... Może zacznę od początku. Pewnego wieczora wracałem z karczmy razem z piątka kompanów. Nie kryję, że byliśmy trochę wstawieni ale nie dość mocno by nie rozeznać co się dzieje. Gdy przechodziliśmy obok cmentarza jeden z nas dostrzegł tam młodego Vellera. Chodził między grobami w starszej części ogrodów z jakąś księgą i czymś do pisania w ręku. On coś z tych grobów spisywał, czyniąc przy tym jakieś znaki w powietrzu. Na modlitwę to mi nie wyglądało. Jak tylko nas zobaczył zaczął uciekać to my ruszyliśmy za nim. To było zaraz po masakrze więc ludziska w całym mieście spać po nocach nie mogli bo się bali, że ich ktoś we własnych domach pozarzyna. Od razu było dla nas jasne kto za tym stoi.

- A ta księga? Widziałeś ją dokładniej? - Javler przypomniał sobie co Lentke mówił na temat skoroszytu - Miałby taką niecodzienną propozycję... może by mi Pan pokazał to miejsce w którym stał pan Veller.. może to akurat mogiła mojego kuzyna.. oczywiście.. za dnia.. i za opłatą.. skromną, ale uczciwą a jakże!

- Na to, że to mogiła Ernsta nie ma co liczyć. Jak już mówiłem to było w starej części cmentarza. Tam nie ma nowych mogił. Ponoć niektóre z tych co tam stoją mają po kilka wieków.

- Miejsce: alejka, numer grobu, i księga: kolor, oprawa.. może to ci przypomni co nieco - rzekł tonem nieco groźniejszym, wyciągając złotą monetę z kieszeni.

- Co do księgi to też niewiele będę mógł pomóc - odpowiedział bednarz z utęsknieniem patrząc na koronę - zmierzchało już i niebyt dobrze ją widziałem. Poza tym dzieliło nas kilkadziesiąt metrów. Wiem, że była gruba, możliwe że oprawiona w skórę. Na cmentarz możemy pójść jutro.

- Zatem monetę dostaniesz przy grobie. Spotkajmy się jutro o poranku przed wejściem. Gdyby jednak coś ci się jeszcze przypomniało.. to chętnie zapłacę za informację. Śmierć kuzyna bardzo zasmuciła także mego ojca. Złapanie winnego ukoiło by nasz żal. Bywaj!

Strauss chciał już ruszyć w stronę karczmy, w której się zatrzymał gdy przypomniał sobie, że został mu dzisiaj jeszcze jeden trop do sprawdzenia. Odwrócił się na pięcie i spytał bednarza:

- Nie wiesz czasem gdzie mieści się sklep Kroenena?

- Dwie przecznice na północ od tego co zostało z ”Kucyka”. Ale nie radzę tam chodzić różne rzeczy mówi się o tym człowieku ale nic dobrego.

- Bez obaw, nic mi nie będzie.

Udał się we wskazanym kierunku. Po chwili odnalazł sklep. Jak na dom kogoś, kto przeraził największego reketera w mieście, przybytek nie prezentował się zbyt okazale. W odróżnieniu od reszty budynków zapełniających Budy ten wzniesiono z cegły, jak stare kamienice w centrum miasta. Jednak ostatni remont właściciel musiał przeprowadzić przed kilkudziesięcioma laty, jeśli od chwili jego wzniesienia w ogóle coś tutaj naprawiano. Budowla sprawiała wrażenie jakby miała za chwilę runąć. Okna były szczelnie zasłonięte okiennicami a dostępu do wnętrza broniły okute drzwi sprawiające na obserwatorze nieco lepsze wrażenie niż reszta konstrukcji. Kroenen najwyraźniej przedkładał prywatność nad walory estetyczne. Javler skrył się za rogiem jednego z sąsiednich budynków. Stamtąd miał miał dobry widok na wejście do sklepu samemu pozostając niezauważonym. Poza tym budowla zapewniała mu częściową osłonę przed deszczem, który nie przestawał padać. Spędził tam jakieś dwie godziny. Przez ten czas nie widział by ktokolwiek wchodził do sklepu. Postanowił obejrzeć sobie zaplecze. Z tyłu budynku znalazł niewielki zaułek kończący się niewielkimi drzwiami wiodącymi do wnętrza budynku. Wzdłuż obu ścian leżały sterty śmieci, głównie uszkodzone drewniane skrzynie, porozbijane beczki i innego rodzaju opakowania. Javler doszedł do wniosku, że Kroenen nie jest również miłośnikiem czystości. Wychodząc z założenia, że nic ciekawego tu nie znajdzie zdecydował się wrócić do karczmy. Wtedy usłyszał za plecami ochrypły głos:

- Jeśli chce pan coś ode mnie kupić prościej by było wejść do sklepu. Szwendanie się kilka godzin dookoła mojej kamienicy, na dodatek w deszczu, to nie najlepszy sposób na zapoznanie się z asortymentem.

Strauss odwrócił się i omal nie krzyknął. Zdarzyło mu się widywać różne rzeczy, jednak człeka tak szkaradnego spotykał na swej drodze po raz pierwszy. Jegomość miał jakieś sześćdziesiąt lat, był sporo od niego i wręcz chorobliwie chudy. Odzienie miał liche, skórę w kolorze pergaminu i emanowała od niego słodkawa woń zgnilizny przyprawiająca Javlera o mdłości. Prawą stronę twarzy pokrywały mu ropiejące krosty. Para niebieskich przekrwionych oczu wpatrywała się w mężczyznę oczekując na odpowiedź a gdy ta nie nadeszła starzec dodał wyszczerzając poczerniałe zęby w drwiącym uśmiechu:

- Może wejdziemy do środka? Nie ma sensu moknąć na zewnątrz.
 
__________________
zaprzysięgły wróg wielkich liter

Ostatnio edytowane przez kevorkian : 04-12-2011 o 23:47.
kevorkian jest offline  
Stary 10-11-2011, 17:57   #12
 
Radagast's Avatar
 
Reputacja: 1 Radagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnie
Zgodnie z zapowiedzią sekretarza Kartza adwokat pojawił się w kancelarii niedługo po tym jak Hans wrócił z koszar. Przyprowadził ze sobą mikrego człowieczka odzianego w lichy surdut. Jegomość był łysy, miał duże podkrążone oczy w kolorze błękitu i haczykowaty nos, na którym nosił grube okulary. Widząc von Mutiga urzędnik skłonił się nisko i rzekł:

- Nazywam się Erkyn Dauerhoff, podobno mnie pan szuka.

- Tak, szukałem. Bardzo mi miło, że zechciał Pan przybyć. Nazywam się Hans von Mutig. Chciałbym z Panem porozmawiać na temat Towarzystwa Historycznego. Mam nadzieję, że nie sprawi Panu kłopotu opowiedzenie mi czegoś na ten temat?

- W żadnym razie. Nie jesteśmy organizacją o charakterze tajnym. Co konkretnie chce Pan wiedzieć?

- Przede wszystkim czym się zajmujecie obecnie. Czy są to głównie dyskusje, czy także prowadzicie jakieś poszukiwania?

- Zacznę może od tego, że organizacja jako taka nie zajmuje się niczym. Nie jesteśmy instytucją badawczą i nie narzucamy swoim członkom tematów badań. Każdy w łonie towarzystwa zajmuje się nieco innymi zagadnieniami, a jako że w większości są one w jakiś sposób powiązane z dziejami okolicznych ziem, kilkanaście lat temu powołałem ten swego rodzaju klub do istnienia, aby jego członkowie mogli pomagać sobie nawzajem. Dlatego też należałoby raczej spytać czym zajmują się poszczególne osoby w łonie towarzystwa, ale jak sądzę Panu chodzi głównie o zainteresowania młodego pana Vellera. Mecenas Kartz wyjaśnił mi Pańską rolę w całej sprawie.

Hans uśmiechnął się szeroko.

- To nam nieco ułatwia rozmowę. W takim razie co może Pan powiedzieć o zainteresowaniach Klausa? I o jego towarzyszach?

- A czy chodzi Panu o to, czym młodzian interesował się w chwili, gdy przystał do towarzystwa, czy też o to czym interesował się zanim zerwał z nami kontakty?

- A jak długo był Waszym członkiem?

- Klaus dołączył do towarzystwa niedługo po powrocie ze studiów w stolicy. Było to jakieś cztery, może pięć lat temu. Ostatni raz rozmawiałem z nim jakieś dwa lata temu. Od tego czasu nie utrzymywaliśmy kontaktów.

- I bardzo zmieniły się jego zainteresowania przez te dwa lata?

- Powiem tak, początkowo poszukiwania Klausa miały bardzo praktyczny cel - wykazanie szlacheckiego rodowodu Vellerów. Gdyby udało mu się udowodnić, że w jego żyłach płynie błękitna krew, cała rodzina miałaby wiele do zyskania ze względu na szczególną sytuację prawną Aldersburga. Z czasem jednak Klaus zmienił cel swoich poszukiwań. Stało się to jakieś trzy lata temu. Natrafił wtedy w miejskich archiwach na wzmiankę dotyczącą jednego z jego przodków. Nie znam szczegółów jednak cokolwiek to było, tak zaintrygowało młodego Vellera, iż porzucił dotychczasowe badania, by móc poświęcić się całkowicie studiom nad żywotem owego przodka. Wtedy też, przynajmniej przez pewien czas, zaczął współpracować z innym członkiem towarzystwa, Ulrichem Rammelofem. O ile mi wiadomo Rammelof interesuje się historią starożytną tych ziem. Kiedy był jeszcze młody jeździł po całej okolicy szukając pozostałości po ludach, które pierwotnie zasiedlały te tereny. Panowie rozstali się po jakimś czasie, choć nie wiem co było powodem.

- Ale zapewne wie Pan jakiż to dostojny przodek tak zainteresował młodzieńca?

- Nie wiem czy “dostojny” to właściwe określenie skoro prawie nic o nim nie wiadomo. Problem polega na tym, że miejskie archwia z tamtych lat nie obfitują w źródła informacji na ten temat. Szczerze powiedziawszy to kiedy ostatnim razem, wespół z kilkoma innymi urzędnikami, porządkowaliśmy zapisy z tamtych lat, odniosłem wrażenie, że całe partie akt zostały usunięte, choć trudno mi powiedzieć kiedy to się stało i z jakich przyczyn. Wiem, że przodek, który tak Klausa zainteresował nazywał się Johannes Eckhard.

- Jak dawno żył, że zainteresował także badacza starożytności? I czy w ich poszukiwania włączyli się też inni ludzie?

- Źle mnie Pan zrozumiał. Rammelof nie interesował się osobą Eckharda. Nic w tym zresztą dziwnego, skoro żył trochę ponad dwieście lat temu. To Klaus zainteresował się badaniami Rammelofa. Twierdził, że jego praca mogłaby mu pomóc w jego własnych poszukiwaniach, choć sam nie bardzo wiem w jaki sposób. Co do udziału osób trzecich to wiem tylko tyle, że w czasie, gdy ze sobą współpracowali zdarzyło im się odbyć kilka wypraw badawczych. Zwiedzali lasy na wschód i południe od Aldersburga. Kilka razy zdarzyło im również się wędrować knieją na zachód od Obersdorfu. Często wynajmowali przewodników, zapewne spośród ludzi zamieszkałych w okolicznych wioskach. Czy korzystali jeszcze z czyjejś pomocy trudno mi powiedzieć. Wiem, że jakiś czas po tym, gdy Klaus rozstał się z towarzystwem zatrudnił na stałe kilka osób do pomocy w swoich badaniach.

Hans rzucił spojrzenie w stronę Kartza.

- Gdzie znajdują się te dokumenty, o których Pan wspomniał? Te gdzie Klaus znalazł wzmianki o Johannesie.

- Myślę, że zapis, od którego zaczęły się jego zainteresowania Eckhardem znajduje się w kronice miejskiej sprzed kilkuset lat.

- A czy towarzystwo prowadzi jakieś własne archiwum? Na przykład dokumentuje osiągnięcia swoich członków?

- Skądże znowu, mamy za to niewielką bibliotekę, w której gromadzimy księgi przydatne do naszych badań bądź też takie, których darczyńca już nie potrzebuje. W tej biblioteczce znajduje się również kilka publikacji autorstwa naszych członków.

- Czy znajdzie się tam coś autorstwa Klausa bądź wspomnianego... Rammelofa?

- Klaus niczego nie opublikował, ale Ulrich i owszem. Jest autorem dwóch rozpraw i posiadamy oba teksty.

- Czy mógłbym się z nimi zapoznać?

- Oczywiście. Towarzystwo spotyka się jutro wieczorem, ale jeśli wolałby Pan przejrzeć te materiały w bardziej kameralnym otoczeniu mogę je dostarczyć na jutro rano tutaj, do kancelarii.

- Zdecydowanie wolałbym. Może byłaby możliwość, żebym wziął je od Pana dziś, żeby Pana nie fatygować? - zaproponował Hans z uśmiechem.

- Jeśli zależy panu na czasie mogę podesłać te księgi jeszcze dziś do kancelarii lub miejsca, gdzie Pan się zatrzymał, wedle uznania.

- Będę wdzięczny. Gdzie mogę Pana znaleźć w razie potrzeby?

- Proszę pytać w ratuszu, a poza godzinami urzędowania można mnie zastać w domu przy Aubenstrasse 20.

- Dziękuję za poświęcony czas. Mam nadzieję, że nie będę musiał Pana więcej niepokoić w tej sprawie. Życzę miłego dnia.

- Ja także życzę. Do zobaczenia, Panowie.

Wymienili ukłony i człowieczek wyszedł z biura. Gdy zamknęły się za nim drzwi Hans zwrócił się do Kartza.

- Słyszał Pan wszystko. Jak bardzo zależy nam na nie rozmawianiu z Rammelofem? Sądzę, że mógłby nam najwięcej powiedzieć.

- Faktycznie, w świetle tego, co powiedział Daurehoff wydaje się, że na dłuższą metę nie da się tej rozmowy uniknąć. Problemem może być jednak brak dobrej woli ze strony owego pana. Ja na pewno nie będę w stanie zorganizować tej rozmowy. W chwili obecnej pan Veller i on nie pałają do siebie zbytnią sympatią. Może mógłby Pan spróbować podszyć się pod badacza zajmującego się dziejami tych ziem i zbierającego materiały do nowej rozprawy. Co prawda Rammelof może już wiedzieć kim Pan jest, ale chwilowo nic innego nie przychodzi mi do głowy. Jeśli powie Pan mu, kim jest i dla kogo pracuje obawiam się, że nic od niego nie wyciągniemy. Jest również druga opcja - szantaż. Kiedy w Aldersburgu zjawią się Sigmaryci będą szukać nie tylko Klausa ale i wszystkich, którzy udzielili mu pomocy. W takim układzie Rammelof mógłby stracić nie tylko stanowisko. To jednak broń obosieczna. Jeżeli ten człowiek pójdzie na dno, niewykluczone że zechce pociągnąć tam również pana Vellera. Jako ojciec Klausa i tak znajdzie się w kręgu zainteresowań inkwizycji. Hmm... w zasadzie to mamy jeszcze trzecią możliwość, ale z niej skorzystam dopiero gdy nie będę miał innego wyjścia.

- Na dwa pierwsze rozwiązania też wpadłem. Jest także opcja wykorzystania kogoś innego do przeprowadzenia tej rozmowy. Ale nie wiem gdzie znajdziemy człowieka wystarczająco inteligentnego, żeby zdobył jakieś przydatne informacje i jednocześnie wystarczająco głupiego, żeby nie wykorzystał ich przeciwko panu Vellerowi. A jakie jest trzecie rozwiązanie, o którym Pan myślał?

- Wykorzystanie kilku moich ludzi do pojmania Rammelofa, sprowadzenia go w jakieś ustronne miejsce gdzie nikt nie będzie nam przeszkadzał, wyciągnięcie wszystkiego co wie środkami jakie w tym momencie uznamy za stosowne i pozbycie się go po wszystkim. Jak już wcześniej mówiłem normalnie nie zaaprobowałbym użycia siły w stosunku do przedstawicieli władz Aldersburga, ale jeśli zostaniemy przyparci do muru nie będzie innego wyjścia. Z Rammelofem sprawa jest o tyle skomplikowana, że nawet gdyby nam nie pomógł i tak trzeba będzie go usunąć, choćby ze względu na fakt, że może obciążyć Klausa przed inkwizycją.

- Miejmy nadzieję, że nie trzeba będzie się uciekać do takiego rozwiązania. Zostawianie trupów za sobą nie pomaga śledztwu. Ale nie ma co planować na zapas. Co ma być to będzie, tymczasem idę porozmawiać z jeszcze jedną osobą, a później wrócę po księgi od Dauerhoffa. Do zobaczenia zatem.

To rzekłszy von Mutig założył płaszcz i wyszedł na zimne ulice, powoli tonące już w mroku.
 
__________________
Within the spreading darkness we exchanged vows of revolution.
Because I must not allow anyone to stand in my way.
-DN
Dyżurny Purysta Językowy

Ostatnio edytowane przez Radagast : 28-11-2011 o 22:59.
Radagast jest offline  
Stary 15-11-2011, 15:20   #13
 
Cartobligante's Avatar
 
Reputacja: 1 Cartobligante jest na bardzo dobrej drodzeCartobligante jest na bardzo dobrej drodzeCartobligante jest na bardzo dobrej drodzeCartobligante jest na bardzo dobrej drodzeCartobligante jest na bardzo dobrej drodzeCartobligante jest na bardzo dobrej drodzeCartobligante jest na bardzo dobrej drodzeCartobligante jest na bardzo dobrej drodzeCartobligante jest na bardzo dobrej drodzeCartobligante jest na bardzo dobrej drodzeCartobligante jest na bardzo dobrej drodze
Javler nie miał innego wyboru jak tylko podążyć za Kroenenem do wnętrza jego sklepu. Pierwsze co uderzyło Straussa zaraz po wejściu to przyprawiająca o zawrót głowy mozaika zapachów panująca w tym miejscu. Stanowiła ona kombinację woni najróżniejszych ziół, siarki oraz kilku innych substancji wykorzystywanych w alchemii, zapachu starych ksiąg oraz paru aromatów, których źródła mężczyzna nawet nie próbował zgadywać. Sądząc po asortymencie zgromadzonym w środku sklep Kroenena był połączeniem antykwariatu, księgarni i sklepu z chemikaliami. Wzdłuż bocznych ścian ustawiono półki z książkami. Strauss próbował odczytać niektóre z tytułów jednak żaden nie był napisany w którymkolwiek z języków jakimi się posługiwał. Za ladą, na której ustawiono kości zwierząt piętrzyły się sterty metalowych przyrządów, których przeznaczenia mógł się co najwyżej domyślać. Dalej znajdował się potężny regał zastawiony słojami zawierającymi najróżniejsze składniki alchemiczne. Kroenen odczekał jakąś minutę pozwalając Javlerowi przywyknąć do ponurej atmosfery wnętrza sklepu po czym podjął rozmowę rozpoczętą na zewnątrz.

- Więc cóż takiego interesującego znajduje się w moim skromnym przybytku, że obserwuje go pan od ponad godziny?

- No, warzywniak to to nie jest... tak się właśnie zastanawiałem, by rozwiać wątpliwości. Ale i nie samym ziemniakiem żyje człowiek, więc może co mi sprzedasz? Masz tu coś na szczury? Bo mi się ścierwo po piwnicach zalęgło?


Javler starał się przyjrzeć twarzy nieznajomego. Ukradkiem spoglądał także na półki sklepu, by zapamiętać jak najwięcej rzeczy.

Sklepikarz zarechotał. Dźwięk śmiechu starucha przyprawił Straussa o gęsią skórkę.

- Obawiam się, że na szczury nie będę mógł wiele poradzić. Towarem, którym zazwyczaj handluję jest wiedza i tego zwykle oczekują ode mnie moi kontrahenci.

- Wiedza o tym co dzieje się na mieście? Czy czytasz im raczej swoje książeczki na dobranoc?

- Wiedza o tym co było, o tym co jest i o tym co może być. Ale żeby nie być gołosłownym pozwól, że zademonstruję –
to mówiąc Kroenen wyjął z kieszeni kamienną figurkę przedstawiającą odzianego w skóry mężczyznę z włócznią w jednej ręce i zewłokiem jakiegoś dzikiego zwierzęcia w drugiej. Położył statuetkę na stole po czym zwrócił się do Javlera – proszę wziąć to do ręki i spojrzeć człowieczkowi w oczy

- Jeśli ta “wiedza” nie parzy... ani nie kosztuje za wiele.. to proszę demonstrować.-
odrzekł, zaciekawiony, jednak z dużą dozą podejrzliwości i wyciągnął ręce po “to coś”, patrząc na figurkę w oczekiwaniu na efekt.

Uciekał. Nie pamiętał jak długo to trwało ani jaki błąd popełnił, że zwrócił na siebie uwagę drapieżnego kota, faktem było, że od śmierci dzieliło go kilkadziesiąt metrów i dystans ten nieustannie się kurczył. Przedarł się przez zarośla i wybiegł na otwartą przestrzeń niewielkiej polany. Po drugiej stronie dostrzegł palisadę swojej wioski. Kilkaset metrów i będzie bezpieczny. Zwierze jednak zaciekle napierało. Zima tego roku była wyjątkowo sroga i drapieżniki, które normalnie pozostawiały jego osadę w spokoju z każdym upływającym dniem podchodziły coraz bliżej. Niemal czuł jego oddech na karku. Jeszcze tylko kawałek. Bieg przychodził mu z coraz większym trudem. Coraz ciężej było odrywać stopy od zamarzniętej ziemi. Tracił ostrość widzenia. W końcu, w odległości jakiś dwudziestu metrów od wioski potężny cios uzbrojonej w pięć szponów łapy rozorał jego plecy i powalił go na ziemię. Ostatnie co pamiętał to niski pomruk kota...

Javler ocknął się na podłodze sklepu kurczowo zaciskając dłoń na figurce. Stał nad nim uśmiechnięty Kroenen.

- Teraz już ma pan niejakie pojęcie na temat mojego towaru.

Javler wstał nieco oszołomiony, otrząsając się z doznanych wizji. – Komu może zależeć na takiej wiedzy, chyba nie tutejszym reketerom z Bud? Nie żeby to była moja sprawa, ale takimi przypadkami to się chyba kapłani z Altdorfu zajmują...

- Rzecz jasna oprócz tego rodzaju ciekawostek - mówiąc to wskazał na posążek - oferuję bardziej tradycyjne źródła informacji. A co do kapłanów z Altdorfu, czy jakiegokolwiek innego miasta, z którego przybędą wezwani przez radę sigmaryci, to powiedzmy, że będą mieli w tym mieście ciekawsze rzeczy do roboty niż zwiedzanie mojego sklepu.

- Skąd to przekonanie?

- Widzi pan Aldersburg to bardzo ciekawe miasto, zarówno ze względu na jego dzieje jak i obecne wydarzenia. Mamy tu morderców, samobójców, hieny cmentarne etcetera. Pełno roboty dla łowców czarownic.

- To jeszcze nie dowodzi nadzwyczajności Aldersburga, całe Imperium szargane jest przez takie postaci. Co więc szczególnego miało by w sobie nadmorskie odludzie?

- Nie całe Imperium wzniesiono na ziemiach, od których elfy od tysięcy lat trzymały się z daleka.

- Co dokładnie masz na myśli?

- Te ziemie, z geograficznego punktu widzenia, są częścią lasu Laurelorn. Mieszkańcy tej puszczy na ogół co najwyżej tolerują ludzi, jednak w przypadku Aldersburga nigdy w spisanej historii Aldersburga stary lud nie zglaszał pretensji do tych ziemi. Mało tego, nigdy nie znaleziono tu żadnych pozostałości elfiego osadnictwa. Jeden z aldersburskich urzędników napisał na ten temat książkę. Proponowałbym po nią sięgnąć.

- Zatem, jaki jest tytuł tej książki? I kto takiej wiedzy w ogóle potrzebuje? Czyżby miała związek z tymi wszstkimi trupami na mieście?

- O ile mnie pamięć nie myli “Rozprawa o starożytnych korzeniach Aldersburga”. Autor nazywa się Ulrich Rammelof i pracuje w ratuszu. Gdyby zdarzyło ci się go spotkać nie wspominaj, że dowiedziałeś się o tym ode mnie. Jako, że nie mam w tych stronach najlepszej reputacji wzmianka o mnie nie nastawiłaby go przychylnie do twojej osoby.

- Trudno się dziwić, skoro straszysz biedaków tymi wizjami.

- Co do ludzi zainteresowanych moimi usługami to ostatnimi czasy moim głównym klientem był młody pan Veller. To jest zanim nie został zamknięty przez swego ojca by następnie zniknąć. Czy to wszystko ma jakiś związek z wydarzeniami w Aldersburgu trudno mi powiedzieć. Na to pytanie odpowiedzi może udzielić jedynie osoba odpowiedzialna za te mordy.

- Czy twoja wiedza obejmuje także i te wydarzenia? Jeśli coś wiesz, to czemu nie zgłosiłeś tego do straży?

- Po pierwsze dlatego, że nie wiem, choć nie ukrywam, że mam pewne podejrzenia. Po drugie bo nie dbam zbytnio o mieszkańcow Aldersburga i nie widzę powodu, dla ktorego miałbym im pomagać jesli nic z tego nie mam. Ty jednak najwyraźniej bardzo się tą sprawą interesujesz. Mniejsza o twoje motywy, dla mnie nie mają one znaczenia. Jak już mówiłem, mam pewne podejrzenia odnośnie sprawy i jeśli zgodzisz się wyświadczyć mi przysługę możemy pomóc sobie nawzajem.

- Skoro sprzedajesz wiedzę, a mnie na nią nie stać, to możemy pójść na taki układ. co proponujesz?

- Zacznijmy od morderstw. Myślę, że Klaus Veller jest w jakiś sposób powiązany z całą sprawą. Nie sądzę, żeby to on dokonywał zbrodni - w trakcie licznych wizyt jakie mi składał wyrobiłem sobie zdanie na jego temat i nie uważam by był on zdolny targnąć sie na czyjeś życie. Niemniej jednak pewne księgi jakie ode mnie nabył wskazują na jego związek z całą sprawą. Nie wdając się w szczegóły - sprzedałem mu kilka woluminów opisujących rytuały plemion zamieszkujących te ziemie przed pojawieniem się Sigmara. Niektóre traktowały o składaniu ofiar z ludzi i tym podobnych praktykach. Sądząc po opisach przynajmniej części z tych morderstw mogły być one inspirowane owymi księgami. Przysługa jaką miałbyś mi wyświadczyć polegałaby na odzyskaniu jednego z tych woluminów. W odróżnieniu od pozostałych został on młodemu Vellerowi udostępniony tylko do czasowego użytku. Jego zniknięcie, jak łatwo się domyślić, stawia mnie w dość kłopotliwej sytuacji. W zamian za zwrot owej księgi gotów jestem służyć ci pomocą w poszukiwaniach.

- Jak mam zodobyć księgę od kogoś, kogo miejsca przebywania nie udało się jak dotąd odkryć? Opisz mi tę księgę, a poszukam w dostepnych mi miejscach. Ale sądząc po tym, co mówisz, mógłby nadal mieć ją przy sobie. W każdym razie, zgadam się na ten układ.

- Znajdź Vellera to znajdziesz księgę lub przynajmniej dowiesz się w czyje ręce trafiła. Co do woluminu - został spisany w języku klasycznym a jego tytuł brzmi “Nienazwane Kulty”. Autorem jest zmarły przed czterystoma laty Friedrich August von Juntz. Wydanie które udostępniłem Vellerowi ma jakieś pięćset stron. Księga nie została wydrukowana lecz spisana ręcznie na pergaminie oprawionym w czarną skórę. Wracając do poszukiwań - jeśli chcesz znaleźć Klausa powinieneś w pierwszej kolejności zainteresować się przedmiotem jego badań. Był nim żywot jednego z jego przodków. Jegomość ów zwał się Johannes Eckhard i żył w Aldersburgu jakieś dwieście lat temu.

- Dowiem się kim był ten członek jego rodziny. Mam jednak jeszcze jedno pytanie. Rozumiem, że to co widziałem, to przyszłość. Był w niej dziwny potwór, kot jakiś. Można okreslić jak odległa to przyszłość? Poza tym.. Masakra pod “Czerwonym Kucykiem” wyglądała, jakby coś o podobnych gabarytach rozszarpało bawiącą w karczmie gawiedź.

- Zapewniam cię, że zwierzę, które widziałeś nie dokonało wspomnianej masakry. W zasadzie to owa bestia nie zabiła nikogo na tych ziemiach od ładnych paru tysiącleci, kiedy to nasi przodkowie wytępili ostatnich przedstawicieli jej rasy. Widziałeś przeszłość i to dosyć odległą.

- Uspokoiłeś mnie tym znacznie. Zatem pozwolisz, że zabiore się za moje obowiązki.

- Oczywiście, figurkę możesz zatrzymać. Może kiedyś ci się przyda.

- Jak powtórzyć tą... sztuczkę?

- Wystarczy trzymać statuetkę w ręku i spojrzeć jej w oczy. Uważaj jednak, nawet przy wielokrotnym używaniu szok jest taki sam.

- Rozumiem. Zatem poinformuję cię gdy zodbędę tą księgę. jakbyś mógł mi jednak napisac na kartce ten tytuł, bo obawiam się, że czytać w języku klasycznym też nie potrafię.


Kroenen wrócił za kontuar, wyjął z jednej z szuflad kartkę papieru i rysik po czym napisał na niej dwa słowa “Unaussprechlichen Kulten”.

- To powinno wystarczyć. Zatem... powodzenia w interesach. Rozumiem, że mogę już iść.
 
__________________
Niechaj stanie się Światłość.

Ostatnio edytowane przez Cartobligante : 18-11-2011 o 21:58.
Cartobligante jest offline  
Stary 19-11-2011, 12:54   #14
 
kevorkian's Avatar
 
Reputacja: 1 kevorkian jest jak klejnot wśród skałkevorkian jest jak klejnot wśród skałkevorkian jest jak klejnot wśród skałkevorkian jest jak klejnot wśród skałkevorkian jest jak klejnot wśród skałkevorkian jest jak klejnot wśród skałkevorkian jest jak klejnot wśród skałkevorkian jest jak klejnot wśród skałkevorkian jest jak klejnot wśród skałkevorkian jest jak klejnot wśród skałkevorkian jest jak klejnot wśród skał
Część druga: Marzenia o potędze i grzechy ojców


Hans przemierzał tonące w mroku ulice Aldersburga klnąc w duchu na czym świat stoi. Deszcz nie ustępował ani na chwilę i w ciągu zaledwie paru minut po raz kolejny tego dnia von Mutig przemókł do suchej nitki. Po kilkunastu minutach poszukiwań odnalazł wreszcie sklep Kroenena. Z zewnątrz przybytek nie robił na obserwatorze piorunującego wrażenia. Ot, kolejny lichy budynek w lichej części miasta, zapewne zamieszkiwany przez rzezimieszków różnego autoramentu. Doszedł do wniosku, że jedynym pozytywnym akcentem całego przedsięwzięcia, którym się obecnie zajmował, był fakt, iż nikt do tej pory nie próbował poderżnąć mu gardła, co wziąwszy pod uwagę miejsca w jakie ostatnimi czasy przyszło mu odwiedzać było zjawiskiem zgoła niezwykłym. Miał nadzieję, że ta dobra passa się utrzyma. Otworzył drewniane drzwi i wszedł do środka. Wewnątrz zastał dwie osoby: wyjątkowo szpetnego starucha usadowionego za kontuarem, zapewne właściciela oraz młodego jegomościa, którego wcześniej nie dane mu było spotkać.

- Dobry wieczór Panom - przywitał się Hans z uśmiechem. - Poszukuję kupca Kroenena. Czy dobrze trafiłem?

Zanim skończył to zdanie nie miał co do tego najmniejszych wątpliwości. Skierował wzrok na regał z książkami ustawiony wzdłuż bocznej ściany sklepu. “De Vermis Mysteris”, “Liber Ivonis”, “Objawienia Glaaki” oraz wiele innych. W czasie gdy pobierał nauki u swego mistrza jedynie słyszał o tych woluminach nawet nie marząc o tym, że kiedyś dane mu będzie trzymać któryś z nich w rękach, nie wspominając o tym, że za posiadanie którejkolwiek z tych ksiąg można było trafić na stos. Przeznaczenia metalowych aparatów zgromadzonych w sklepie oraz najróżniejszych chemikaliów zamkniętych szczelnie w wysokich słojach Hans mógł się co najwyżej domyślać.

- Witam - odrzekł Javler, zwracając się w stronę przybyłego mężczyzny, chowając zarazem trzymany w ręce przedmiot do kieszeni. Widząc, że Kroenen zamierza podjąć rozmowę, nie kontynuował. Mimo, że zamierzał właśnie wyjść pozostał, gdyż pojawienie się jegomościa w sklepie wzbudziło w Strausie swoisty niepokój.

- To ja. W czym mógłbym Panu pomóc?


- Jestem Hans von Mutig, niedawno przyjechałem z Altdorfu. Chciałbym z Panem chwilę porozmawiać... o interesach rzecz jasna - powiedział Hans, rzucając niezbyt przychylne spojrzenie w stronę młodszego z mężczyzn.

- Proszę mówić - odrzekł sklepikarz - z drugim panem również prowadzę interesy.

- Och, to może nie powinienem Panom przeszkadzać... - udał skruchę Hans i nieznacznie wycofał się w stronę drzwi, dając znak, że chce wyjść.

- W zasadzie to wygląda mi Pan na człowieka, który może być użyteczny w naszym małym... przedsięwzięciu... Już tłumaczę o co mi chodzi. Otóż razem z tym panem poszukujemy pewnego człowieka celem odzyskania od niego mojej własności. Chodzi o pewną księgę. Sęk w tym, że mój towarzysz nie zna języka klasycznego, w którym ów wolumin został spisany a sądząc po tym jak wpatrywał się Pan w mój skromny księgozbiór wnoszę, iż włada pan tym językiem. Rozumie pan zatem sytuację. Jeśli pomoże pan przy poszukiwaniach gotów jestem zrewanżować się za fatygę. A teraz proszę powiedzieć o jaki interes panu chodziło?

- Nie do końca rozumiem. W jaki sposób znajomość języka klasycznego jest temu miłemu Panu potrzebna do znalezienia księgi? - zapytał Hans, puszczając mimo uszu pytanie o interes.

- Pan zna tylko tytuł woluminu i nie będzie w stanie odczytać jego treści w sytuacji gdy na przykład znajdziecie tylko jej część. Dlatego przyda nam się ktoś obeznany z klasycznym.


Hans przyjrzał się spode łba drugiemu z mężczyzn, który do tej pory nie odzywał się za wiele.

- Co wcale nie znaczy, że sam bym go nie potrafił zidentyfikować monsieur.-
Odrzekł Kroenenowi niechętny do współpracy, chociaż zmuszony nagłymi wypadkami Javler Strauss, spoglądając spod kapelusza na zakłopotanego mężczyznę.

- Proszę mnie źle nie zrozumieć, nie tylko o księgę chodzi. Człowiek przez nas poszukiwany oprócz wspomnianego woluminu, który to sobie zawłaszczył, nabył ode mnie kilka innych ksiąg a biorąc pod uwagę fakt, iż władze Aldersburga ostatnimi czasy bardzo się interesują jego osobą, możemy się pokusić o ich pozyskanie. Jak by na to nie patrzeć w miejskim lochu nie będą mu potrzebne.

- Owszem, jednak sądze, że znalezienie ksiąg to sprawa w czasie dość odległa, Herr Kroenen. Ja w pierwszej kolejności wiem czego mam szukać i mam już w tej sprawie stosowne terminy, więc, jeśli Panowie pozwolą...- Odrzekł Strauss, sugerując chęć szybkiego opuszczenia budynku, jako że czas naglił. Wydarzenia jakich w nim doświadczył, będąc sam na sam z dziwakiem, potęgowały to uczucie znacząco.

- A cóż to za człowiek, który nabył owe księgi od Pana? -
zapytał Hans, usuwając się równocześnie na bok, żeby umożliwić przejście temu drugiemu.

- Nazywa się Klaus Veller i jest synem jednego z miejscowych kupców. Młodzieniec przez czas jakiś zajmował się dziejami tych ziem i swojej rodziny i twierdził, że owe woluminy są mu potrzebne do badań. Szczerze powiedziawszy niewiele jest tam o historii ale płacił dobrze a ja nie dostaję pieniędzy za zadawanie pytań.

- A cóż to za księga jest poszukiwana?

- “Nienazwane Kulty”.


- Czara skóra, pismo ręczne - taka tam klasyka -
wtrącił Javler. - Niejakiego... von Junza.- dodając.

Gdy von Mutig usłyszał o jaki tytuł chodzi dreszcz przeszedł mu po karku. Na temat wspomnianego dzieła, opisującego wierzenia pogańskich ludów zamieszkujących Imperium przed nadejściem Sigmara krążyły legendy. Sam autor zaginął w dosyć niejasnych okolicznościach pozostawiając zaledwie kilka egzemplarzy księgi. Od tego czasu krążyły one z rąk do rąk, czasem powielane by trafić do prywatnych bibliotek co odważniejszych profesorów imperialnych uczelni. W niedługim czasie, kiedy to przez przypadek trafiła w ręce jednego z przedstawicieli sigmaryckiej inkwizycji, tom wciągnięto na indeks ksiąg zakazanych. Od tego czasu każdy znaleziony przez sigmarytów wolumin był niszczony a ich posiadacze surowo karani. Hans słyszał od swojego mistrza, iż ci, którym dane było studiować księgę twierdzili, iż autor zawarł w niej zaszyfrowane wskazówki pozwalające odprawiać różnego rodzaju rytuały. Niektóre z nich pozwalały ponoć przyzywać do naszego świata istoty z odległych miejscy i przymuszać je do wypełniania rozkazów.

- Dobrze. Podejmę się tego zadania. Czy zna Pan choć pobieżnie zawartość owej księgi?

- Niestety wolumin został sprowadzony z Marienburga na specjalne życzenie pana Vellera i nie miałem okazji do niego zajrzeć.

- Aby tego dokonać szanowny Panie.. Jak właściwie ma pan na Imię? Musimy odszukać pana Vellera, a sposób na to widzę w przeszukaniu cmentarza. Poznam miejsce, w którym synalek czarował coś w środku nocy, i jutro ktoś mnie w to miejsce zaprowadzi. Tam spodziewam się pierwszych śladów. Jeśli jest Pan zainteresowany współpracą, może mi Pan towarzyszyć, może znajdziemy jakąś nić porozumienia.- Zaproponował Strauss.

- Chętnie zobaczę jak Pan chodzi po cmentarzu, narażając się na gniew mieszkańców -
powiedział Hans chłodno. - Co zaś się tyczy imienia, kultura wymaga by pierwej samemu się przedstawić, nim się o cudze miano zapyta.

- Cmentarze są po to aby je nawiedzać szanowny Panie, wszak jak Morr przykazał a nie po nocach i to na czarostwo jakieś. Maniery proszę mi wybaczyć, matka szlachcianką nie była, a co do imienia, Strauss- Javler Strauss.- odrzekł wyciągając rękę w stronę mężczyzny.

- Hans von Mutig, jakom rzekł na początku -
odparł Hans, nieco niechętnie podając swoją dłoń.

“Ach ta pewność siebie, i wyższość” pomyślał ściskając dłoń. - Możemy w końcu zabrać się do pracy Panie Hans?

- Ależ oczywiście. Jednak najpierw chciałbym usłyszeć od naszego zleceniodawcy, czy ma jakiekolwiek poszlaki co do miejsca przebywania Vellera.

- Niestety ze względu na pracę i problemy ze zdrowiem nie mogłem sam prowadzić poszukiwań. Podejrzewam jednak, że ukrywa się gdzieś w okolicznych lasach. Bądź co bądź mieszkał w nich przez jakiś czas więc niewykluczone, iż ma gdzieś tam kryjówkę z dala od wiosek i wścibskich oczu miejscowych chłopów.

- Jak dawno kupił tę księgę? Czy od tamtej pory pojawił się tutaj?


- Nie kupił tylko pożyczył. Spotkanie, kiedy to przekazałem mu ów wolumin było naszym ostatnim. Wiecie co... Kiedy tak o tym pomyślę to zastanowiła mnie wtedy pewna zmiana w jego już i tak dosyć ekscentrycznym zachowaniu. Kiedy odbierał księgę był jakiś inny... wydał mi się odrobinę wyższy, głos miał charczący, jakby na coś chorował i skóra strasznie mu poszarzała. Wtedy myślałem, że to wynik przemęczenia. Od tamtej pory się nie widzieliśmy. Człowiek od którego pożyczono księgę upomina się o swoją własność co stawia mnie w dość kłopotliwym położeniu.

- Kiedy to było?

- Hmm... jakieś cztery miesiące temu, może nieco wcześniej.


- To wszystko co chciałem wiedzieć. Jeśli dowiemy się czegoś o losach księgi skontaktujemy się z panem.

Pożegnali się ze sobą i z Kroenenem, ustalili, że spotkają się jutro w południe przy bramie miejskiego cmentarza po czym każdy ruszył w swoją stronę - von Mutig do kancelarii Hugo Kartza, Javler do karczmy, w której się zatrzymał.

Hans

Gdy mężczyzna dotarł do kamienicy na miejscu był już tylko sekretarz adwokata. Książki zamówione u Dauerhoffa już na niego czekały. W pierwszej z nich, poświęconej omówieniu początków osadnictwa na terenach wokół Aldersburga Hans nie znalazł nic ciekawego. W drugim woluminie Rammelof pisał o kamiennych kręgach jakie można było znaleźć w okolicy miasta. Nie wiadomo jaki lud je zbudował ani czy należał on do rasy ludzkiej czy należał do którejś z pozostałych ras. Jednej rzeczy historyk był pewien kręgi swym wiekiem sięgały w przeszłość dalej niż jakiekolwiek inne zabytki na okolicznych ziemiach. Autor relacjonuje, że w trakcie pisania owej rozprawy odbył nawet podróż do Middenheim celem skontaktowania się z rzecznikiem jednego z elfich rodów. Ze względu na brak pisanych świadectw w archiwach Aldersburga i sąsiadujących z nim miast miał nadzieję, iż stary lud dysponuje zapiskami z tamtych czasów. Niestety wyprawa nie przyniosła spodziewanych rezultatów. Elf imieniem Glorfindel, z którym przyszło mu rozmawiać, gdy tylko usłyszał skąd Rammelof przyjechał i czego chce stwierdził, że będzie lepiej dla niego i ludzi zamieszkujących obecnie te zimie jeśli pozostawi kręgi w spokoju.

To oczywiście nie zniechęciło autora. Kontynuował on swoje badania bez większych sukcesów poza odkryciem lokalizacji kilku innych kręgów rozsianych po okolicy. Dwa z nich znajdowały się na południowy wschód od Berendorfu a kolejny na wyspie Liennd, dokładnie na północ od wsi Streughofen. Autor na końcu książki, że kręgów musi być więcej i podejrzewa, iż służyły one jako swego obiekty o charakterze sakralnym i składano w nich ofiary. Trudno było jednak powiedzieć z czego i w jakim celu.

Po przejrzeniu obu woluminów Hans wrócił do "Węgorza", gdzie zjadł kolację a następnie udał się na spoczynek.

Javler

To był długi dzień. Od łażenia po mieście nogi mu w tyłek właziły. Dlatego Strauss cieszył się na myśl o ciepłej kolacji i łóżku, które na niego czekały. Niestety gdy dotarł na miejsce okazało się, że musi odłożyć te plany na później. W karczmie czekał na niego Lentke. Obaj ruszyli na górę by porozmawiać w pokoju Javlera, z dala od wścibskich uszu.

- Jeden z moich ludzi widział cię przed kilkunastoma minutami wychodzącego ze sklepu Kroenena razem z jegomościem, którego miałeś śledzić. Mam nadzieję, że wiesz co robisz. Zresztą nieważne. Mamy kolejnego trupa. Jakąś godzinę temu pod murami miasta przy drodze na Obersdorf znaleziono kolejne zwłoki. Na miejscu kręci się teraz kilkunastu strażników więc nie ma możliwości, żeby pójść tam teraz ale jutro możesz spróbować szczęścia. Z tego co udało mi się ustalić ofiarą jest jeden z wartowników, którzy pełnili straż przy bramie. To wszystko co miałem ci do przekazania. Bywaj.

To mówiąc wyszedł z pokoju. Strauss nie miał już sił by zejść na dół i coś zjeść. Legł na łóżku w ubraniu i momentalnie zapadł w sen.
 
__________________
zaprzysięgły wróg wielkich liter

Ostatnio edytowane przez kevorkian : 19-11-2011 o 20:49.
kevorkian jest offline  
Stary 23-11-2011, 23:56   #15
 
Radagast's Avatar
 
Reputacja: 1 Radagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnie
Hans

Pierwsze co Hans zrobił po śniadaniu, to pójście do Kartza. Tym razem udało mu się znaleźć starego prawnika w jego biurze.

- Mamy problem - zaczął bez ogródek. - Rozmawiałem wczoraj z Kroenenem. Twierdzi, że Klaus zaopatrywał się u niego i zapewniam, że nie w suchy prowiant. Kroenen sam z siebie nie doniesie inkwizycji, bo wtedy pierwszy pójdzie na stos. Ale jeśli będzie mógł obciążyć Vellera, żeby ratować siebie, to nie sądzę, żeby się długo wahał. Dlatego jeśli przybędą tu śledczy, to jego trzeba zabezpieczyć. W najgorszym przypadku usunąć, ale wolałbym go mieć żywego póki co.

- Co ważniejsze - kontynuował, gdy Kartz potwierdził, że zrozumiał - Kroenen wynajął jakiegoś chłopa, żeby odnalazł Klausa. Twierdzą, że jego zadaniem jest odzyskanie księgi, którą Klaus wypożyczył, a która jest pilnie potrzebna. Jaka jest prawda nie wiem i pewnie się nie dowiem. Tak czy owak, zdecydowałem się podjąć współpracę z tym człowiekiem.Nazywa się Javler Strauss. Mam nadzieję, że jest wystarczająco głupi, żeby nie zauważył, że go wykorzystuję. Może to być nawet nasza szansa, żeby porozmawiać z Rammelofem. Niestety może próbować sztuczek. Jeśli nie będzie mnie w mieście przez pięć dni, a on tutaj będzie, to proszę wysłać ludzi, żeby z niego wycisnęli, co mi zrobił. A jeśli Klaus się znajdzie, to Javlera może być warto usunąć. Chyba że będziemy pewni, że znamy motywy jego działania.

Po przekazaniu dokładnego rysopisu Javlera Hans poszedł na spotkanie.

Javler i Hans

Spotkali się tak, jak było umówione, w południe przy wejściu na cmentarz. Javlerowi towarzyszył młody mężczyzna. Strauss przedstawił go Hansowi jako Albrechta Schultza. Po wymianie uprzejmości cała trójka ruszyła w kierunku wskazanym przez młodzieńca.

- Prowadź na grób Johannesa Eckharda, a dostaniesz co obiecałem. - rzekł półgłosem do Albrechta w nadziei, że to właśnie tam natrafią na jakieś ślady Klausa.

- Nie wiem kto to taki - odparł młodzieniec - jak wtedy goniliśmy za Vellerem, nikt z nas nie sprawdzał, czyje to były groby. Pokażę Wam miejsce, gdzie go dostrzegłem.

- A przy jakiejż to okazji go goniliście? I któż zacz “wy”? - wtrącił się Hans.

- Ja i kilku chłopa z Bud. To było kilka miesięcy temu, będzie ze cztery chyba. Wracaliśmy z karczmy i zobaczyliśmy go jak łazi po nocy po cmentarzu. To było wtedy jak ludzi mordowali, a że byliśmy wszyscy trochę wypici, to żeśmy za nim pognali.

Albrecht zaprowadził ich w centrum nekropolii, które wyglądało na jej najstarszą część. Groby były tutaj już mocno nadgryzione zębem czasu. Młodzieniec podszedł do jednego z nich i wskazał palcem:

- To tu go widziałem jak coś pisał i znaki jakieś w powietrzu czynił.

Napis na grobie głosił “Dietrich von Eyke 2298 - 2342”.

- Von Eyke... od stu osiemdziesięciu lat nieboszczyk... - mruknął do siebie Hans. Nic mu to nazwisko nie mówiło. Ani nie był wspomniany jako domniemany szlachetny przodek Vellerów, ani nie był sławnym na świecie autorem zakazanych ksiąg. Zresztą ci najsławniejsi rzadko mieli groby. Przez chwilę stał przed grobem, nieco na pokaz oddając mu należny szacunek. Potem podszedł bliżej, oglądając go dookoła. Nie musiał być ekspertem w dziedzinie okradania grobów by dostrzec, że jakiś czas temu ktoś tę mogiłę otwierał. Nawet kompletny laik by poznał, że płyta była młodsza od całej reszty, pytanie co stało się ze starą.

- Panie - odezwał się Albrecht zwracając się do Hansa - rzekłeś von Eyke?


- A no, powiedziałem von Eyke. Czemu? Coś Ci to nazwisko mówi? - zapytał Albrechta. Powoli coś zaczynało do niego docierać. W końcu skojarzył czyje nazwisko miało być na tym grobie... a nie było.

- Co prawda nie znam nikogo takiego ale w mieście, konkretnie w centrum jest plac imienia Jakuba von Eyke. Ratusz przy nim stoi. Może to jakiś jego krewny?

- Dobrze zatem... oto twoja moneta. - Rzekł wciskając mężczyźnie monetę do ręki. Uczynił to dość sugestywnie, żeby tamten zrozumiał, że jego pomoc nie będzie więcej potrzebna. Ukłonił się zatem i odszedł.

“Chyba się ta inwestycja mało opłaciła”- pomyślał Javler.

Javler rozglądał się za poszlakami, które i tak pewnie po tym czasie zostały już dawno zatarte, jednak mimo to coś nie dawało mu spokoju.

- Myślę, że niczego tu nie znajdziemy. Mamy tylko kawałek tej parszywej układanki, ale nijak mi to do czegoś dopasować Herr Mutig. Może jest coś, co Pan wie, a ja mógłbym skojarzyć coś ze swoimi wiadomościami. Nie muszę wiedzieć po co i na czyje zlecenie ściga Pan tego człowieka, ale skoro mamy go dopaść, to może wymienilibyśmy się jakimiś informacjami?

- Nie muszę chyba Panu uświadamiać, że rozpowiadanie tych informacji po karczmach może się źle skończyć? - upewnił się Hans. Nie ufał temu gościowi. Wyraźnie chciał zdobyć informacje, nie dając nic w zamian.

- Póki jesteśmy sami, moglibyśmy sobie co nieco wyjaśnić. Zapewniam jednak, że jesteśmy śledzeni.

- O! A przez kogóż to?

- Nie tylko Panu się nie ufa, Panie von Mutig. Mój pracodawca jak się okazuje śledzi moje poczynania, co dał mi do wyraźnego zrozumienia. Karczma nie jest wszak dobrym miejscem, ale jako przyjezdni myślę, że tylko sobie możemy zaufać i to najlepsze miejsce na rozmowy.

- Cóż. Na początek mogę powiedzieć czyj grób powinien być w tym miejscu. Powiedziałeś na wstępie, żeby nas przyprowadził na grób Johannesa Eckharda.

- Owszem, tego się spodziewałem.

- A więc powinien tu spoczywać rzekomy przodek Vellerów, szlachcic. Tak przynajmniej niektórzy utrzymują, że ta właśnie osoba zainteresowała Klausa. I to właśnie twierdzą odnośnie motywów.


- Po co komu płyta nagrobna Panie von Mutig?

- No cóż, ktoś mógł najzwyczajniej w świecie wkradając się do mogiły zniszczyć starą płytę i musiał sprowadzić tu inną, możliwie mało rzucającą się w oczy swoją świeżością. - Hans darował sobie dywagacje na temat innych możliwych okoliczności zniszczenia płyty.

- Uważa pan, że to sprawa tak oczywistych okoliczności? Ja posunął bym się do stwierdzenia, że została ukradziona z jakiegoś powodu, inskrypcji, może zaszyfrowanej wiadomości.

- Pewnie masz rację. W końcu wyniesienie sporego kawałka granitu jest łatwiejsze niż przepisanie rzeczonej wiadomości na pergamin, czyż nie? - sarkazm był aż nadto łatwy do zauważenia.

- Dobrze zatem. Co daje nam ta informacja, że to nie ta płyta? Moim zdaniem nazwisko Eyke nie jest tu przypadkowe. A jeśli nawet Veller coś tu zostawił, dawno już zniknęło. Może powinniśmy poszukać związku miedzy tymi dwoma nazwiskami, jakiś klub czy towarzystwo? Bo za dnia otwierać tego grobu nie będę.

- Przede wszystkim trzeba ustalić kim był ów von Eyke. Czy szlachetny i bogobojny, wierny sługa Imperium, czy wręcz przeciwnie. I dobrze by było wiedzieć kto spoczywa teraz w tej mogile. Von Eyke, Eckhard, ktoś jeszcze inny... a może jest pusta? Masz jakieś rewelacje, którymi chciałbyś się pochwalić?

- Spróbuję dowiedzieć się tych informacji. Myśle, że to nie trudne z uwagi na prawdopodobieństwo, że jego ród był ważny w tym mieście.

- Dobrze. Ale proponuję jak najszybciej wyjechać stąd do Reubstahl. Sporo wskazuje, że tam ostatnio ukrywał się Klaus.

- Może wybierzemy się teraz? W bibliotekach i tak pewno trzeba będzie siedzieć od rana.

- Wcześniej jak pojutrze raczej nie wrócimy, a myślę, że dobrze się uzbroić w tę wiedzę. Może wypłynie coś, co nam się przyda.

- Udam się zatem do ratusza i popytam o von Eyke. Do Reubstahl wyruszymy jutro z rana, jednak ciekawi mnie jakie poszlaki wskazują na to, że to tam powinnismy szukać - dociekał Javler.

- Widywano go wcześniej wielokrotnie jak przyjeżdżał z tamtej strony. Jeśli gdzieś ma kryjówkę, to zapewne tam. Z resztą okolice Obersdorfu raczej odpadają. W Reubstahl może nie być znana jego reputacja tutaj, więc być może się nie ukrywa za bardzo i ktoś nam szybko wskaże, gdzie jest. Więc warto ruszyć tyłki.

Dłuższa dyskusja nie miała sensu, szczególnie w takim miejscu. Hans obejrzał jeszcze raz grób, po czym wymienili grzeczności i rozeszli się.

Hans

Von Mutig rozglądał się bacznie za śledzącymi go ludźmi. Nikogo nie wypatrzył, co oczywiście nie czyniło jego obaw bezzasadnymi. Powędrował nieco po mieście bez celu, po czym poszedł znowu do biura Kartza. Ostatni raz na pewien czas. Przekazał mu nowe wiadomości i zażądał bezpiecznego kanału kontaktu. Jeżeli ten kto zatrudnił Straussa naprawdę poszukiwał Klausa i znał się choć trochę na tym, to nie mógł nie wiedzieć o Kartzu, ale bezpieczniej było nie utrzymywać zbyt ożywionych kontaktów. Postarał się też przy okazji dowiedzieć wszystkiego co się dało na temat von Eyków, szczególnie “właściciela” płyty nagrobnej. Oraz doktora Kella. Potem skierował swe kroki do archiwum.
 
__________________
Within the spreading darkness we exchanged vows of revolution.
Because I must not allow anyone to stand in my way.
-DN
Dyżurny Purysta Językowy

Ostatnio edytowane przez Radagast : 28-11-2011 o 23:02.
Radagast jest offline  
Stary 27-11-2011, 23:19   #16
 
kevorkian's Avatar
 
Reputacja: 1 kevorkian jest jak klejnot wśród skałkevorkian jest jak klejnot wśród skałkevorkian jest jak klejnot wśród skałkevorkian jest jak klejnot wśród skałkevorkian jest jak klejnot wśród skałkevorkian jest jak klejnot wśród skałkevorkian jest jak klejnot wśród skałkevorkian jest jak klejnot wśród skałkevorkian jest jak klejnot wśród skałkevorkian jest jak klejnot wśród skałkevorkian jest jak klejnot wśród skał
8 Kaldzeit 2522

Hans

Kartz był daleki od zachwytu, gdy z von Mutig oświadczył mu z rana, że zdecydował się na współpracę z kimś z zewnątrz. Jednak perspektywa wykorzystania Javlera do kontaktów z Rammelofem sprawiła, że zgodził się z Hansem, iż podjęta przez niego decyzja była najlepszą z możliwych biorąc pod uwagę okoliczności.

- Co do Kroenena to kilku moich ludzi mieszka w pobliżu jego sklepu, powiem im, żeby od czasu do czasu zachodzili tam wypytać sąsiadów co się dzieje z Kroenenem.

- A co ze Straussem? - spytał Hans.

- Pańskiemu nowemu towarzyszowi zamierzam poświęcić nieco więcej uwagi. W przypadku, gdyby pan zaginął zastosuję się do prośby i przy pomocy moich podwładnych wycisnę z niego wszelkie informacje na temat okoliczności zaginięcia. Ponadto gdyby udało się odnaleźć Klausa Strauss zginie. Jego motywy mnie nie interesują. Nie pozwolę by ktoś spoza kręgu osób, którym ufam poznał tajniki całej sprawy z następnie uszedł stąd z życiem. Nawet jeśli nie sprzeda od razu sigmarytom informacji na temat panicza to nie mamy żadnych gwarancji, że nie zechce tego zrobić później. Przydzielę dwóch ludzi, którzy na zmianę będą go obserwować przez całą dobę. Chcę wiedzieć o nim wszystko i pan mi w tym pomoże. Przy okazji poszukiwań należy wyciągnąć ze Straussa ile tylko się da, w szczególności czemu interesuje się rodziną Veller. Jeśli to wszystko będę musiał pana pożegnać. Mam dziś pilną sprawę do załatwienia w dokach.

Von Mutig pożegnał się i ruszył w stronę cmentarza. Po spotkaniu z Javlerem wrócił do kancelarii wypatrując pod drodze ludzi, którzy mogliby go śledzić. Niestety bez rezultatów. Zdał prawnikowi relację ze spotkania. Jako nowy kanał wymiany informacji Kartz zaproponował oberżystę z karczmy, w której von Mutig się zatrzymał.

- Eugen to człowiek godny zaufania. Jego dodatkową zaletą jest fakt, iż nie potrafi czytać. Będzie pan u niego zostawiał listy do mnie. Będą one odbierane przez jednego z moich ludzi dwa razy dziennie: rano i wieczorem. Myślę, że taka forma komunikacji powinna nam na razie wystarczyć.

Na temat doktora Kella Kartz nie miał wiele do powiedzenia.

- Sam widziałem go tylko raz. Był wysoki i szczupły, nosił gruby czarny płaszcz z wysokim kołnierzem, pamiętam, że wydało mi się to dosyć dziwne, był wtedy środek lata. Miał długie czarne włosy i bujną brodę. Nosił okulary. Ze względu na strój trudno było dojrzeć jego rysy twarzy. Mówił ochrypłym głosem. Ciężko mi ocenić jego wiek. Mógł mieć czterdzieści lat labo dużo więcej.

- Co z nazwiskiem von Eyke? Coś to panu mówi?

- Niestety w tej sprawie będę mógł panu pomóc jeszcze mniej niż z doktorem. Wiem tylko tyle, że ten ród założył Aldersburg. Plac, na którym stoi ratusz nosi imię jednego z nich. Z tego co wiem przed kilkoma wiekami rodzina popadła w nędzę. Ostatni przedstawiciel rodu zmarł kilkaset lat temu.

- Czy nie nazywał się przypadkiem Dietrich von Eyke?


- Może tak a może nie. Nigdy nie podzielałem fascynacji panicza Klausa dziejami tej okolicy. Mogę za to zorganizować kolejne spotkanie z Dauerhoffem jeśli to panu odpowiada. Jest więcej niż prawdopodobne, że archiwista będzie coś wiedział na ten temat. Dziś co prawda już nic z tego nie będzie, jednak jutro lub pojutrze mogę go ściągnąć do kancelarii.

- Na razie nie wiem jeszcze jaki termin by mi pasował. Zastanowię się i przekażę wiadomość przez oberżystę -
odpowiedział Hans.

Pożegnał się z prawnikiem i ruszył w stronę „Białego Węgorza”.

Javler

Pod wieczór Strauss ruszył przez tonące w mroku ulice Aldersburga do domu Lentkego. Zastał swojego zwierzchnika przy kolacji.

- Jakieś postępy w sprawie?

W odpowiedzi na pytanie Strauss zdał mu szczegółową relację z przebiegu spotkania na cmentarzu.

- Jutro wyślę tam jednego z moich ludzi aby dokładniej przyjrzał się tej mogile. Może znajdzie coś co wy przeoczyliście. W kwestii rodziny von Eyke to nie widzę w jaki sposób ród, który nie istnieje od niemal dwustu lat miałby być powiązany ze sprawą, przynajmniej według mojej wiedzy o nich.


- Zanim porzucę ten trop chciałbym się dowiedzieć co o nich wiesz - nalegał Javler.


- Poczekaj chwilę.

To mówiąc Jakub wyszedł z salonu, w którym przyjął Straussa i skierował się na tyły domu. Wrócił stamtąd po kilku minutach trzymając w ręku opasłe tomiszcze oprawione w brązową skórę.

- To jest herbarz von Karayana. Zawiera alfabetyczny spis rodów szlacheckich posiadających dobra ziemskie na terenie Nordlandu. Oprócz zestawienia ich majątków znajdują się tam również krótkie omówienia każdej z rodzin i biogramy znamienitych przedstawicieli każdej z rodzin. Posłałem również jednego z moich służących do ratusza z pisemną prośbą o pewne akta z archiwów. Mamy tam głównie akty urodzeń, protokoły z lustracji dóbr, rekognicjarze poborowe i tym podobne dokumenty ale sprawdzić nie zaszkodzi. Poprosiłem również o kronikę miejską. Co prawda pora dość późna ale tam zawsze ktoś jest. Za jakiś czas powinien wrócić. W oparciu o te materiały może uda nam się ustalić dlaczego młody Veller interesował się tym rodem.

Na powrót sługi Lentkego przyszło im czekać ponad godzinę. W międzyczasie Strauss zajął się przeglądaniem herbarza. W oparciu o zgromadzone tam informacje jak również to co później wyczytał w dostarczonych mu zapisach archiwalnych udało mu się ustalić, że von Eyke założyli Aldersburg około siedmiuset lat temu na gruzach miasta, którego nazwa nigdzie się nie zachowała. Na temat ich korzeni niewiele było wiadomo. Mieli pochodzić z Reiklandu. Informacji o tym, czemu opuścili tamtą prowincję by osiedlić się na północy Straussowi nie udało się odnaleźć. Z początkowego okresu istnienia miasta nie zachowały żadne przekazy. Cała wiedza o wydarzeniach z tamtego okresu pochodziła ze znacznie późniejszych zapisów sprzed 300-400 lat. Ród von Eyke rządził Aldersburgiem i okolicznymi ziemiami przez ponad czterysta lat. Jakieś trzysta lat temu zaczął stopniowo tracić na znaczeniu. Według kilku wzmianek jakie Javler odnalazł w kronice wynikało, iż miało to związek z działalnością jednego z kupców, który w tym czasie przybył tu z Marienburga by osiąść w mieście na stałe. Nazywał się Johannes Eckhard i na interesach z nim rodzina straciła niemal cały majątek. Ostatecznie ród wygasł niecałe dwieście lat temu. Ostatnim von Eyke, jaki żył w Aldersburgu był Dietrich, którego mogiłę Strauss odwiedził wcześniej tego dnia.

Na samo wspomnienie osoby Eckharda Javlerowi przebiegł dreszcz po karku. Wreszcie udało mu się dopasować choć jeden fragment układanki. Niestety początkowy entuzjazm musiał wkrótce ustąpić miejsca rozczarowaniu gdyż zapisy dotyczące przodka Vellerów okazały się być nad wyraz skąpe. W kronice miejskiej brakowało nawet kilkunastu stronic z okresu, kiedy ów jegomość żył. Również pozostała część zapisów miejskich nosiła ślady podobnych "korekt" jakby komuś zależało na tym by nazwisko Eckhard odeszło w niepamięć.

Zrezygnowany Strauss pożegnał się z Jakubem i ruszył w drogę powrotną do karczmy by odpocząć przed jutrzejszym wyjazdem.
 
__________________
zaprzysięgły wróg wielkich liter

Ostatnio edytowane przez kevorkian : 04-12-2011 o 23:51.
kevorkian jest offline  
Stary 29-11-2011, 11:04   #17
 
Cartobligante's Avatar
 
Reputacja: 1 Cartobligante jest na bardzo dobrej drodzeCartobligante jest na bardzo dobrej drodzeCartobligante jest na bardzo dobrej drodzeCartobligante jest na bardzo dobrej drodzeCartobligante jest na bardzo dobrej drodzeCartobligante jest na bardzo dobrej drodzeCartobligante jest na bardzo dobrej drodzeCartobligante jest na bardzo dobrej drodzeCartobligante jest na bardzo dobrej drodzeCartobligante jest na bardzo dobrej drodzeCartobligante jest na bardzo dobrej drodze
Wczesnym rankiem spotkali się pod “Węgorzem” i obaj ruszyli w podróż do Reubstahl. Większa część drogi przebiegała przez ciemną knieję porastającą okolicę Aldersburga. Do wioski dotarli późnym popołudniem. Na miejscu zastali kilka rozpadających się chat wzniesionych na niewielkich rozmiarów polanie. Reubstahl otoczono niską palisadą służącą do obrony przed drapieżnikami. Biorąc pod uwagę jakość jej wykonania raczej nie nadałaby się do odparcia zbrojnej napaści. Brama była otwarta, toteż bez przeszkód wjechali do środka. Powitały ich nieufne spojrzenia wieśniaków. Po kilku minutach niezręcznego milczenia czterdziestoparoletni chłop w towarzystwie kilku młodszych wyszedł im na spotkanie i bez owijania w bawełnę spytał:

- Coście za jedni i czego tu chcecie?

- My ino przejazdem - rzekł do chłopa, zdejmując z głowy kapelusz i szturchając towarzysza łokciem. Zaraz też odezwał się półszeptem do niego.

- Ty wiesz pocośmy tu dokładnie przyjechali, mógłbyś mi w końcu wytłumaczyć jaki związek ma to miejsce z Vellerem? Gdzie go tutaj ostatnio widziano?

- Według mojego kontaktu - zaczął von Mutig - Klaus jakieś dwa lata temu wyprowadził się z rodzinnego domu tłumacząc się koniecznością prowadzenia prac badawczych w terenie. Od tego czasu rodzina nie wiedziała gdzie dokładnie mieszkał, wiadomo tylko, że gdzieś w lasach porastających okolicę Aldersburga. Z częstotliwością mniej więcej raz na miesiąc pojawiał się w mieście po zapasy. Ludzie mojego mocodawcy najczęściej widywali go wjeżdżającego do Aldersburga od strony tej wsi. Stąd przypuszczenie, że gdzieś tutaj musiał mieć swoją kryjowkę.

- Nie jest to może najmocniejszy argument, ale nic innego nie mamy.- Javler rozejrzał się po wiosce, szukając wzrokiem karczmy lub targowiska.
- Ludzie tutaj prości, ale wśród takich to i wieści szybko się rozchodzą. Można by zaczekać, poobserwować kto się w osadzie kręci, a nóż jakiego podejrzanego oko wyłapie.

- W pierwszej kolejności musimy załatwić sobie nocleg. Uprzedzono mnie, że nie zastaniemy tu żadnej oberży. Trzeba będzie zagadnąć któregoś chłopa, chyba, że planujesz powrót do Aldersburga nocą.

- Podróże nocami wydają mi się tutaj zbyt niebezpieczne. - Javler zeskoczył z konia i uwiązał go w dogodnym miejscu. Złapał się w pasie i nabrał teatralnie powietrza do płuc. - Pięknie tu u was, poza miastem - rzekł do chłopa pytającego ich o zamiary, - można tu gdzieś przespać się przez noc? Pewno goście z miasta często przyjeżdżają w te strony to i spać się gdzie położyć muszą?!

- Mogę przenocować was u siebie za... -
mówiąc to zmierzył obu wzrokiem - dwa srebrniki od głowy.

- Dam trzy, jak mi powiecie, czy często tu tak ludzi nocujecie w tej osadzie.

- Chodźcie do mnie. Nie będziemy gadać na podwórzu.


Cała trójka ruszyła w stronę najbardziej okazałego domu w Reubstahl. Hans i Javler zostawili konie w przylegającej do domu stajni i weszli za gospodarzem do wnętrza chaty. W środku zastali starszą kobietę.

- Nagotuj więcej polewki - zwrócił się do niej chłop - mamy gości - nazywam się Eustachy, jak was zwą?

- Ruprecht Seidlitz, miło mi, z kompanem Stefanem Oldenhalerem.-
rzekł pewnie, nie marszcząc przy tym nawet brwi. - A zatem, drogi Eustachy powiedz mi, Reubstahl to spokojna okolica nieprawdaż? Ani straży nie widziałem, ani z miasta nikogo. A to takie urocze miejsce.

- Co pan poradzisz? Sami sobie strażników nie opłacimy bo nas nie stać a miasto interesuje się nami dwa razy do roku jak trzeba pobrać podatek. Tyle dobrego, że poza wilkami i, raz na jakiś czas jakimś niedźwiedziem, który zabłąka się w te strony, nie mamy większych problemów. W ogóle rzadko kto do nas zagląda, może poza jednym takim ale jego też nie widziałem od jakiegoś czasu.

Błysk w oku pojawił się Javlerowi, aż zaraz wyprostował się i począł słuchać z większym zainteresowaniem. - Drogi Stefanie, jako żem koszty podróży już jakieś pokrył, może wesprzesz tych skromnych ludzi jakimś datkiem za gościnę? Tymczasem Panie Eustachy, opowiedzcie mi proszę, czym zajmował się ten człowiek? I kiedy widział go Pan tutaj po raz ostatni? Macie tu co interesującego w lasach do zwiedzenia, albo zwierzynę do polowania, czy szczególne zioła tylko w tych okolicach występujące?

- Ostatni widziałem Valdena, Vallera czy jak mu tam było, jakieś trzy-cztery miesiące temu - odrzekł chłop zgarniając w międzyczasie do kieszeni monety podane mu przez Hansa - interesował się tymi ruinami, co je można w lesie znaleźć, kręgami koło Berendorf, dworkiem Wolfskern, raz też pytał mnie o kamienie na wyspie ale powiedziałem mu, że o to musi dowiadywać się u tamtejszych, podobnie jak o kręgi. Co do zwierza i ziół to nie znajdziesz tu pan nic, czego nie dałoby rady znaleźć na zachód czy południe od Aldersburga. My żyjemy głównie z łowów bo ziemia tu licha i nic nie rośnie. Mięso zatrzymujemy dla siebie, skóry sprzedajemy w mieście. Dwie rodziny zajmują się łowieniem ryb.

- A co to za kręgi? I ten dwór? Ktoś w nim mieszka, czyt tylko ruiny jakieś? Może odkupić by się dało, rozumie pan.

- Kręgi to są koło Berendorfu, sam ich na oczy nie widziałem, więc jak chcesz pan o tym wiedzieć coś więcej to radzę miejscowych popytać, to samo w sprawie kamieni na wyspie. Co do dworka to był ruiną już za czasów mojego dziadka, nie wiem od jak dawna stoi pusty. U nas ludzie gadają, że tam straszy ale wiesz pan jak z tym gadaniem jest. W każdym razie myśliwi od nas z wioski na ogół omijają to miejsce. Jeśli chcecie się tam udać należy zawrócić w stronę miasta. Jak ujedziecie trzecią część drogi do Aldersburga znajdziecie dróżkę odchodzącą na południe. Jest zarośnięta krzakami i jadąc szybko trudno ją dostrzec. Wystarczy podążać nią do końca, koniem będzie pewnie cztery może pięć godzin jazdy w jedną stronę. Na jej końcu znajduje się dworek.

- To pewno do rzeki blisko?

- Niezbyt, dróżka biegnie na południowy wschód by potem skręcać na wschód.

- Niech ci Sigmar wynagrodzi w plonach i zwierzynie za twe opowieści. Pozwolisz, że namówię się z mym neimrawym towarzyszem i wioskę nieco obejrzymy zanim spać się pokładziemy. Nie dalej jak z dwie godziny nam zejdzie.

- Nie wiem co tu chcecie oglądać ale proszę. Nocować będziecie w stajni, tutaj -
roztoczył ręką po izbie - ledwo miejsca starczy dla mnie, żony i naszego syna, który pod wieczór wróci z lasu.

- A kogo ten, jak go zwałeś Valdemar o te dziwactwa rozpytywał?

- Tak, to znaczy początkowo pytał mnie o dworek. Potem bardziej interesowały go te kręgi pod Berendorfem i to co jest na wyspie ale z ty nie mogłem mu pomóc.

- Tylko ciebie? Z nikim nie gadał wcześniej? To może mi powiedz kto tu najstarszy jest z mieszkańców.

- Od niedawna ja. Jeszcze kilka miesięcy temu to byłaby babcia Heinerowa ale zmarło jej się. Z nią chyba też próbował rozmawiać ale starowinka ledwo słyszała i nie mógł się z nią dogadać, to w końcu przyszedł do mnie.

- Zapytaj go, czy często Veller tu bywał i skąd przybywał -
szepnął Hans do Javlera, a sam wyszczerzył się głupkowato w stronę chłopa. Dzisiejszy dzień był lepszy do myślenia niż gadania, więc nie miał ochoty się wdawać w dyskusje. A skoro tak, to mógł trochę poudawać niegroźnego. Dla wzmocnienia efektu podłubał w nosie.

- Co do Vladimira, skoro ty z nim zawsze rozmawiałeś, często tu witał? Z Aldersburga prosto przyjeżdżał? Może zaopatrywał się w co w waszej wiosce?

- Wpadał raz na kilka miesięcy, przyjeżdżał od strony miasta. Czasem kupował od kogoś z wioski trochę żywności. Resztę rzeczy potrzebnych do przeżycia w głuszy musiał pewnie nabywać w Aldersburgu.

- A rano pszyjeszczał?

- Różnie, czasami rano czasami w południe, w każdym razie nigdy późno. Pewnie nie chciała potem jechać do siebie przez noc.

- A gdzie jest drwal?

- Nikt tu u nas nie trudni się wycinką, jak komuś potrzeba drzewa to sam idzie do lasu sobie narąbać.

- Aaaa... -
Hans przybrał wyraz twarzy, mający wyrażać zrozumienie (i zachwyt z tego powodu).

- To gdzie nocował? - mruknął do Javlera, przy okazji ocierając się nosem o jego rękaw. - Nie tutaj i nie w Aldersburgu, tylko gdzieś pomiędzy.

- Dworek? -
szepnął w odpowiedzi do von Mutiga - co prawda ponoć jest nawiedzany ale cholera go tam wie - kiedy Strauss zorientował się, że gospodarz zaczyna im się przyglądać spytał - a ten cały Valden czy jak mu tam nie mówił czasem komu we wsi gdzie się zatrzymał?

- Nie mówił a ja nie pytałem -
odpowiedział Eustachy.

Rozmowa zajęła mężczyznom dłuższy czas, więc postanowili wykorzystać ostatnie promienie słońca, żeby rozglądnąć się po wiosce. Osadnicy krzątali się przy swoich zagrodach, kończąc swoje zajęcia. Wiele z nich z uwagą przyglądało się nieznajomym, dlatego też obaj postanowili wymienić się resztą uwag w stajni, na osobności.

- Mógł nocować we dworze rzeczywiście, ale nie sądzę, żeby od razu... chociaż wtedy mógł po prostu wcześniej wyjechać. Jeszcze nie miał problemów. Musisz się przede wszystkim dowiedzieć jak często tu bywał, kiedy zaczął się pojawiać i kiedy przestał. Bez tego ani rusz. No i musimy zwiedzić dwór, ale to jednak kawałek drogi. I kręgi znaleźć. Słyszałeś coś wcześniej o tych kręgach?

- Nie ale nawet jeśli kręgi mają jakiś związek ze sprawą to musimy się o nie dowiadywać w sąsiedniej wsi. Tutaj nam z nimi nie pomogą. O tym kiedy przestał się pojawiać kmieć coś wcześniej wspomniał - jakieś trzy czy cztery miesiące temu wizyty się skończyły. Co do wycieczki do dworka to zakładając, że nie chcesz tam nocować będziemy musieli poświęcić na nią cały dzień. Co prawda w jedną stronę ma być podobno cztery godziny jazdy ale skoro ta dróżka jest zarośnięta to jest więcej niż prawdopodobne, że przynajmniej na części dystansu trzeba będzie prowadzić konie. Doszedł nam jeszcze kolejny trop - wyspa. Możnaby się tam wybrać ale to już plany na dalszą przyszłość. Tak przy okazji nie wiem czy ci wspomniałem, że mamy kolejnego trupa.

- Ale w takim razie dlaczego tutaj tyle przebywał? Skoro kręgi są daleko, a droga do tego ich Berendorfu nie wiedzie tędy, to po co tu bywał? Nie sądzę, żeby dworek był aż tak wygodnym lokum. O wyspę trzeba pytać tych rybaków. Jeśli Klaus tam pływał stąd, to oni wiedzą na pewno. A o jakieś miejsca na schronienie, albo kręgach muszą wiedzieć myśliwi. O trupie nie wspominałeś. A może by warto. Kto, gdzie, jak?

- Zaczynając od trupa - zginął przedwczoraj, strażnik miejeski. Ciało odkryto przy drodze na Obersdorf. Na razie nic więcej nie wiem. Jak wrócimy do miasta będę mógł ustalić coś więcej. Co do przyczyn częstych wizyt we wsi - to po żywność ma tu bliżej niż do miasta, w każdym razie jeśli mieszka w ruinach dworku lub gdzieś w pobliżu.

- Ale po co tam mieszka!? Najwidoczniej nie jest to nic na tyle ważnego, żeby tu wracać po ucieczce z Aldersburga.

- Jak wspomniał Kroenen Klaus interesował się historią tych ziem. Nie wiem jak ty ale ja dotychczas nie sprawdzałem moich źródeł pod kątem wiadomości o tym miejscu a może watro by to zrobić. Podejrzewam, że może to być ten brakujący element, którego ciągle szukamy. W każdym razie jeden z elementów.

- Ta? Jestem bardzo ciekaw co “Twoje źródła” wiedzą o historii - powiedział z przekąsem Hans.

- Potrafią być w tej kwestii bardziej pomocne niż mógłbyś przypuszczać, na przykład dowiedziałem się wczoraj co nieco o rodzinie von Eyke. Ale coś za coś. Skoro mamy razem zajmować się sprawą to czas najwyższy abyś i ty wniósł coś do przedsięwzięcia. Zacznijmy od tego czemu tatuś kazał zamknąć młodego Vellera pod kluczem. O tym, że pracujesz dla rodziny wiem. Nie wiem tylko czemu go zamknięto, znam tylko relacje miejskiej gawiedzi a jak bywa z ich ścisłością to pewnie sam wiesz.

- Z troski. Albo o niego, albo o dobre imię rodziny. A co do “wnoszenia” czegokolwiek do “przedsięwzięcia”, to jakoś nie widzę tego Twojego wielkiego wkładu. Dzięki mnie tu jesteśmy i wiemy o dworku. A dzięki Tobie? Że padł kolejny trup? Więc bądź tak miły i nie licytuj się ze mną.

- Niech ci będzie - Javler streścił mu pokrótce wiadomości uzyskane na temat rodziny von Eyke i ich związkach z osobą Eckharda - jak widzisz wiemy już co nieco o zainteresowaniach młodego, pozostaje pytanie czemu tak bardzo obchodził go jego przodek i czemu ktoś zadał sobie tyle trudu, żeby usunąć wszelkie wzmianki o nim z miejskich zapisów.

- Sądzisz, że to mógł być właśnie Klaus? Może po prostu zabierał te zapiski ze sobą, żeby nie tracić czasu na przepisywanie. Ewentualnie, żeby nie wpadły w czyjeś ręce. Tak czy siak, Eckhard żył jakieś 300 lat temu, ostatni von Eyke, Dietrich, zszedł z tego padołu 180 lat temu. I jego płyta nagrobna jest teraz na mogile tego, kto rzekomo doprowadził do upadku jego rodu. To ne może być przypadek, ale sensu w tym nie widzę.

- Nie wiem czy Eckhad miał tam leżeć, od jednego z moich kontaktów wiedziałem, że ten jegomość był przodkiem Klausa i leżał w kręgu jego zainteresowań ale to było przypuszczenie. I niestety nie sprawdziło się. Co retuszowania dokumentów to młodego Vellera możesz wykluczyć z kręgu podejrzanych. Nie jestem co prawda ekspertem w dziedzinie ale korekt dokonano dawno temu. Pytanie czemu.

- Ile to jest dawno? Lata, dzisiątki, czy setki?

- Obstawiałbym setki. Dobra, to co teraz robimy?

- Von Eyke? Jego ród i przodkowie Vellerów, jeżeli rzeczywiście nimi są, zajmowali się czymś wspólnie. Czymś, co lepiej żeby nie zostawiło śladów w kronikach. Więc ostatni z rodu posprzątał. Albo jakiś potomek Eckharda... to trochę sensu ma. - Von Mutig się zamyślił.

- Aldersburg lerzy nad morzem, w grę może wchodzić przemyt. Nic innego nie przychodzi mi teraz do głowy. Ale można sprawdzić w zapisach miejskich protokoły z lustracji dóbr, spisy podatkowe i inne dokumenty tego typu, jeśli po tych wspólnych interesach został jakiś ślad na papierze to może coś da się znaleźć. Gorzej jeśli nie były legalne. W tym drugim, bardziej zresztą prawdopodobnym wypadku, w archiwach nic nie znajdziemy. Ale wracając do Klausa jakieś pomysły czemu ktoś kto interesuje się genezą swego rodu nagle zaczyna badać ruiny i kamienne kręgi pozostawione cholera wie przez kogo?

- Przeczytał między wierszami jak von Eykowie dorobili się swojej pozycji i ma ochotę skorzystać z tego samego rozwiązania, być może. Ruiny mają sens, mogła to być siedziba rodu. Jakieś tajne przejścia, gdyby się zachowały, mogłyby być pomocne w... czymś. Natomiast kręgi i grób mi nie pasują do równania. I księga od Kroenena. Co o niej wiesz?

- Znam tytuł i wygląd zewnętrzny. Tobie wiadomo na ten temat coś więcej?

- Niewiele. Ale spodziewam się najgorszego.

- To znaczy?

- Określenie “Chaos” coś Ci mówi? Dlaczego Kroenenowi zależy na odzyskaniu ksiąg zanim przybędzie inkwizycja?

- Rozumiem... i w takim wypadku chyba wiem jak dopasować kręgi do naszej układanki.

- Tak, tak... Że Klaus jest mordercą i paktuje z demonami, to już wymyśliła straż miejska i chłopi. Dowodów na potwierdzenie swoich teorii nie mają, ale kogo by to obchodziło. To właśnie chciałeś powiedzieć?

- Niezupełnie. Przypuśćmy, że ród von Eyke zyskał na znaczeniu właśnie dzięki współpracy z niszczycielskimi potęgami. Jest więcej niż prawdopodobne, że wymagałoby to odprawiania jakiegoś rodzaju rytuałów. W tym pomocne mogłyby być kręgi. Co tu dużo mówić sigmaryci tego rodzaju obiektów nie wznoszą. Może w trakcie swoich badań młody Veller doszedł do wniosku, że to ciekawszy temat do pisania niż dzieje jego rodzinki? Tylko, że sądząc po tym co nasłuchałem się o jego zachowaniu temat chyba przerósł młodzika. Ale wróćmy do rodu von Eyke. Co prawda klan wymarł ale nie możemy wykluczyć, że ci którzy pomagali im w tych niecnych praktykach przetrwali. I młody Veller prowadząc swoje badania nadepnął ich potomkom na odcisk. To oczywiście tylko jedna z możliwych wersji zdarzeń.

- Może w tym być trochę prawdy. Księga się nazywa “Nienazwane Kulty”, prawda? Może Klaus postanowił odnowić znajomości z jakimiś kultystami, przypomnieć im o czymś... a im się nie spodobało i dlatego chłopak zaginął.

- Co prawda byłoby to równie mądre jak wejście w najgłębsze ostępy Drakwaldu z tarczą strzelniczą przyczepioną do pleców ale cholera go tam wie. Sam fakt, że handlował z kimś takim jak Kroenen dowodzi, że chłopak był zdeterminowany.

- Najbardziej mnie w takim razie zastanawia grób. Kto się z nim bawił i dlaczego. I jak dawno.

- W sumie i na to miałbym wytłumaczenie choć szyte grubymi nićmi. Powiedzmy, że razem ze szczątkami ostatniego z rodu von Eyke spoczęły jakieś przedmioty, które mogłyby rzucić nieco światła na źródła ich dobrobytu lub co gorsza doprowadzić kogoś ciekawskiego do żyjących potomków ludzi, którzy niegdyś z nimi współpracowali. Teraz załóżmy, że ci potomkowie dowiadują się, że ktoś zaczyna węszyć. Rozumiesz do czego zmierzam? Co robi każdy zbir, gdy wie, że ktoś go tropi? Bierze się za zacieranie śladów.

- Tego nie wiemy, dopóki nie ustalimy, czy płyta jest sprzed 180 lat, a grób starszy, czy została wymieniona ostatnio.

- Myślę, że jak na dzisiaj spekulacji wystarczy. Co robimy jutro? Wracamy do miasta czy zwiedzamy dworek?

- Zwiedzamy. Musimy tam prędzej czy później zawitać, a stąd mamy bliżej. A dziś warto się wypytać rybaków i myśliwych, czy utrzymywali jakieś kontakty z Klausem.


Aby zaoszczędzić czas, poszukiwacze rozdzielili się, tak że Javler poszedł ku przystani rybackiej w nadziei, że kilkoro rybaków będzie jeszcze w jej okolicy. Herr von Mutig ruszył na spotkanie z łowcami. Rybacy zwijali właśnie sieci gdy Javler zawitał na pomost, wypytał ich zaraz o możliwość przewiezienia na wyspę, oraz kto poza miejscowymi korzystał z ich usług, starając się zrobić to w najmniej podejrzliwy sposób. Mutig zapytawszy łowców o to co mu po głowie chodziło, wrocił do stajni gdzie Javler szykowął już sobie wygodne legowisko. Obaj wymienili się zdobytymi informacjami i spostrzeżeniami, i zasnęli.
 
__________________
Niechaj stanie się Światłość.

Ostatnio edytowane przez Cartobligante : 02-12-2011 o 22:02.
Cartobligante jest offline  
Stary 05-12-2011, 12:43   #18
 
kevorkian's Avatar
 
Reputacja: 1 kevorkian jest jak klejnot wśród skałkevorkian jest jak klejnot wśród skałkevorkian jest jak klejnot wśród skałkevorkian jest jak klejnot wśród skałkevorkian jest jak klejnot wśród skałkevorkian jest jak klejnot wśród skałkevorkian jest jak klejnot wśród skałkevorkian jest jak klejnot wśród skałkevorkian jest jak klejnot wśród skałkevorkian jest jak klejnot wśród skałkevorkian jest jak klejnot wśród skał
10 Kaldzeit 2522

Wstali jeszcze przed świtem by jak najszybciej ruszyć w drogę do ruin Wolfskern. Zima, choć nadchodziła w tym roku powoli, dała o sobie znać w ciągu nocy. Gdy opuścili stajnię w której spędzili noc trawa i liście drzew na zewnątrz były pobielone przymrozkiem. Kałuże, które jeszcze wczoraj zajmowały sporą część wioskowego placu upodabniając go do jeziora, dziś były skute lodem.

Rozmowy przeprowadzone wczoraj z wieśniakami niewiele wniosły do sprawy. Rybacy z Reubstahl byli skłonni podjąć się żeglugi na wyspę za piętnaście srebrników jednak wedle ich zeznań nikt ostatnimi czasy z ich usług nie korzystał. Za to wyspiarze mieli tutaj zaglądać dosyć często bo przynajmniej raz na dwa tygodnie. Javlerowi udało się ustalić, że młody Veller wprawdzie pytał o możliwość przeprawy na Liennd jednak ostatecznie zrezygnował z usług miejscowych. Jeśli kiedykolwiek odwiedził wyspę musiał to zrobić z pomocą kogoś z Aldersburga.

To czego von Mutig dowiedział się od myśliwych odnośnie wizyt Klausa we wsi pokrywało się z tym co usłyszeli wcześniej od Eustachego. Veller odwiedzał Reubstahl raz lub dwa razy w miesiącu by kupić od miejscowych żywność. Jeden z łowców, młodzieniec o imieniu Ernst powiedział Hansowi, że kilka miesięcy temu Klaus pojawił się we wsi w towarzystwie kilku mężczyzn, chciał bowiem nabyć większą niż zwykle ilość zapasów. Po opisie, jaki von Mutig usłyszał od Ernsta, w jednym z nich rozpoznał doktora Kella. Pozostali dwaj byli niskiego wzrostu i mieli smagłą cerę, w każdym razie tyle zapamiętał łowca. Żaden z myśliwych nigdy później nie spotkał już towarzyszy Klausa.

Podróż do Wolfskern upłynęła im bez przygód. Bez większych problemów odnaleźli dróżkę w miejscu wskazanym im przez Eustachego. Większą część odległości pokonali konno i dopiero pod sam koniec podróży, kiedy dotarli do zarośniętej części ścieżki, musieli iść pieszo.

Gdy dotarli na miejsce ich oczom ukazały się pozostałości kilku budynków, które niegdyś musiały stanowić majątek ziemski. Całość wzniesiono na ogromnej polanie. Kiedyś posiadłość musiały otaczać pola, jednak z czasem, gdy została opuszczona las upomniał się o swoje i teren stopniowo pochłaniały zarośla. Kiedy tam zajechali było południe. Po przekroczeniu bramy rozejrzeli się dokoła. Na wprost stały resztki czegoś, co kilkaset lat temu mogło być centrum majątku. Teraz z budowli pozostały jedynie fundamenty. Po prawej i lewej wzniesiono dwa podłużne budynki, zapewne stajnie. Gdy zbliżyli się nieco do centralnej części majątku ich wierzchowce zarżały nerwowo i dopiero po kilku minutach udało im się je uspokoić. Zaprowadzili je pod mur nieopodal bramy wjazdowej, przywiązali tam i kontynuowali badanie posiadłości.

- Chodźmy najpierw do tych szop, czy cokolwiek tu stało. Upewnimy się, czy coś tam nocowało. I wtedy weźmiemy się za główny budynek - zaproponował Hans.

- Tak, stajnie to dobry pomysł, trzeba sprawdzić, czy ktoś z nich nie korzystał ostatnimi czasy. - Javler rozejrzał się przy bramie uważnie. Przyglądał się podłożu, szukając śladu wozów, czy zwierząt podkutych.

Sam fakt, że chwasty porastające cały teren były miejscami wydeptane podpowidał Straussowi, że niedawno ktoś tu zaglądał. Pytanie jak dawno temu. W okolicy budynku po lewej stronie rosło mniej zielska niż w pobliżu tego po prawej, dlatego też zdecydowali się podążyć właśnie tam. Na miejscu zastali pozostałości stajni. Dach nad częścią budynku ocalał i tam też w kilku zagrodach ktoś dołożył siana i naprawił furtki. W jednej zagrodzie znaleźli kilka worków z rozkładającą się żywnością. Nie znajdując nic więcej zdecydowali się opuścić budynek i przeszukać kolejny. Tamten jednak był w znacznie gorszym stanie. Z budowli pozostały tyko ściany nośne. Nie pozostało im nic innego jak tylko sprawdzić gruzy w centrum posiadłości.

Pierwsze co zauważyli przepatrując ruiny to zawinięte w płachtę narzędzia - było tam kilka kilofów i łopat. Środek rumowiska oczyszczono. Ich oczom ukazała się klapa wiodąca do piwnic budynku. Gdy Javler podniósł wieko ze środka buchnął swąd spalenizny. Stojąc na górze trudno było określić co jest jego źródłem.


W podziemiach panowała ciemność uniemożliwiająca poruszanie się tam bez źródła światła. Strauss rozpalił lampę i schylił się by oświetlić wnętrze. Nie dostrzegł ścian pomieszczenia. Po podłogi mieli nieco ponad dwa metry. Zapach dochodził z północnego krańca komnaty.

- Masz linę? - zapytał von Mutig.

- Tak, - Odrzekł Javler wyciągając z plecaka linę. Javler wyciągnął lampe sztormową i po uzupełnieniu oleju odpalił. Poświecił do wnętrza i rozejrzał się w polu światła. - Może zostaniesz na górze, a jak coś znajde, to zawołam? Kto wie co nas tu może zaskoczyć, a to pewnie jedyna droga na górę.

- Dobrze. Chwilę poczekam.

- Javler rozejrzał się za dobrym miejscem do przewiązania liny - nieopodal włazu znajdował się krótki fragment muru, który doskonale nadawał się do tego celu. Po przewiązaniu liny powoli opuścił się do wnętrza piwnicy.

Javler

Kiedy Strauss powoli zsuwał się na dół figurka podarowana mu przez Kroenena wypadła mu z kieszeni i z brzękiem potoczyła się na bok. Parę sekund później, kiedy już stał na podłodze rozejrzał się za podarkiem. Mimo, iż lampa dawała niewiele światła w końcu udało mu się znaleźć zgubę. Gdy podniósł ją do ręki zorientował się, że posążek wibruje. Chwilę później usłyszał przerażający huk. Nie znajdował się już w piwnicy lecz nad rzeką. Stał z włócznią w ręku nad truchłem świeżo ubitej sarny. Spojrzał na swoje odbicie w wodzie lecz zamiast niego ujrzał odzianego w skóry dzikusa. Zwrócił swe oczy ku górze usiłując zlokalizować źródło hałasu. Niebo nad jego głową było ciemnogranatowe jak podczas burzy. Nagle po lewej stronie, w oddali, ujrzał snop światła wznoszący się ku górze. Kolejny huk. Tym razem dostrzegł podobny widok daleko przed sobą. Po kilku sekundach usłyszał ów mrożący krew w żyłach dźwięk po raz trzeci. Kolejny filar wyrósł przed jego oczyma na wschodzie. Nie wiedząc gdzie mógłby się skryć przed takim zjawiskiem obserwował co się stanie dalej. Ujrzał czarny punkcik w środkowej części nieboskłonu, położony w równej odległości między filarami. Punkcik począł gwałtownie rosnąć. W ciągu zaledwie paru minut przeistoczył się w największą rzecz, jak dane mu było w życiu oglądać. Wtedy usłyszał pomruk. Dźwięk zdawał się nie dochodzić z żadnego ściśle określonego kierunku lecz rozbrzmiewać w jego umyśle. W głębi serca wiedział jednak, że jego źródło znajduje się nad jego głową. Ostatnie co zapamiętał to fala białego światła zalewająca wszytko wokół. Po chwili ocknął się na podłodze piwnicy i dostrzegł opuszczającego się na dół Hansa.
 
__________________
zaprzysięgły wróg wielkich liter

Ostatnio edytowane przez kevorkian : 06-12-2011 o 20:16.
kevorkian jest offline  
Stary 05-12-2011, 13:22   #19
 
kevorkian's Avatar
 
Reputacja: 1 kevorkian jest jak klejnot wśród skałkevorkian jest jak klejnot wśród skałkevorkian jest jak klejnot wśród skałkevorkian jest jak klejnot wśród skałkevorkian jest jak klejnot wśród skałkevorkian jest jak klejnot wśród skałkevorkian jest jak klejnot wśród skałkevorkian jest jak klejnot wśród skałkevorkian jest jak klejnot wśród skałkevorkian jest jak klejnot wśród skałkevorkian jest jak klejnot wśród skał
Hans i Javler

Javler osunął się na ziemię wydając z siebie kilka bliżej nie zrozumiałych dźwięków.

Von Mutig widząc jak parę metrów pod nim Strauss osuwa się na ziemię opuścił się na dół i pomógł wstać towarzyszowi.

- Co się stało? - zapytał Hans podejrzliwie.

- Widziałem coś dziwnego.. ale.. ale to było chyba tylko w mojej głowie. - odparł, opierając się chwile na ramieniu von Mutiga. Chwile później poprawil lampę i podwiększył płomień, rozjaśniając pomieszczenie.

Gdy wreszcie Javler doszedł do siebie zaczeli rozglądać się po pomieszczeniu. Komnata okazała się mieć rozmiary zbliżone do karczemnej sali. W pierwszej kolejności postanowili zlokalizować źródło spalenizny. Znaleźli je pod północną ścianą komnaty. Stały tam pozostałości półki z książkami oraz krzesło i stół. Te ostatnie nieco lepiej zniosły ogień. Zajęli się przeczesywaniem pogorzeliska. Księgozbiór zgromadzony na regale został doszczętnie zniszczony. Na podłodze pod stolikiem udało im się jednak znaleźć kilka nadpalonych kartek, ktore miejscami można było odczytać.

- Nie czytaj tego na głos - doradził von Mutig, wskazując ręką na kartki. Sam zaś podniósł je ostrożnie, założwszy uprzednio rękawice.

- To jakaś mistyczna biblioteka?! - rzekł Javler rozglądając się po pomieszczeniu. Rozglądał się za księgami jakich polecono mu szukać, jednak idąc śladem za Hansem nie dotykał niczego gołą ręką. - Czemu nie na głos? Potrafisz to rozczytać? Co zawierają te wszystkie niedopałki?

- Nie mam pojęcia co to jest, ale wolę dmuchać na zimne. Wolę, żebyś nie wezwał tu jakiegoś demona, czytając zaklęcie z nadpalonej kartki. Może to tylko stare księgi rachunkowe, ale kto by je trzymał w podziemiach?

- Zaklęcia?!? Tfu! - splunął Javler, po którym przeszedł zimny dreszcz.

Hans uśmiechnął się pobłażliwie, ale nie skomentował. Z tego co udało im się rozczytać wynikało, iż był to pamiętnik należący do Klausa Vellera. Wprawdzie ocalało niewiele jednak po powiązaniu nowych informacji z ich dotychczasową wiedzą o sprawie nie mieli większych wątpliwości co do tożsamości właściciela. Na nadpalonych kartach znajdował się zapis z badań kamiennych kręgów, które według autora były rozsiane po okolicy Aldersburga. Kilka z nich miało znajdować się na wyspie Liennd. Dokument wyjawiał lokalizację dwóch kręgów, o których wcześniej nie wiedzieli. Ostatni zapis pochodził sprzed tygodnia:

"2 Kaldzeit 2522

Droga wolna. Po tylu trudach udało mi się wreszcie zlokalizować je wszystkie. Teraz trzeba będzie je oczyścić. W przypadku niektórych to już zostało zrobione. Mój niedoszły pomocnik przyczynił się do tego własnym życiem. Ile jeszcze zostało? Pięć, sześć? Od pracy z forumłami zaczynam mieć problemy z koncentracją. Najtrudniej pójdzie z tym na północ od wyspy ale trzeba będzie zaryzykować. To laboratorium nie będzie już do niczego potrzebne. Gdy tylko będę gotowy zatrę ślady i ruszę na północ. Realizację planu rozpocznę od najtrudniejszej jego części".

Hans przeczytał na głos ostatni wpis.

- Spóźniliśmy się o tydzień. Teraz będziemy musieli ruszyć na północ. Tylko nie wiem, czy idzie o wyspę, czy o coś na lądzie. Widzisz coś, co mogłoby zdradzić jego plan? - zapytał. Nie czekając na odpowiedź poszedł przeglądać okładki książek, z nadzieją że na którejś będzie dający się odczytać tytuł

- Na północ od wyspy.. nie na północy wyspy. co może mieć na myśli? - zaznaczył Javler. - Co wiesz o tych kręgach. Badałeś je już? co dokładnie mógł szukać na nich Veller?

- Badałem jeden. Wygląda jak jakieś miejsce dawnych rytualnych ofiar. Ale nie znalazłem tam żadnych śladów, które powiedziałyby mi kto je odwiedzał. Jedyne sensowne wyjaśnienie jakie znajduję to takie, że smarkacz jednak bawi się z czarną magią. Ale nie jestem w stanie odgadnąć czym konkretnie.

- Zauważ ich rozmieszenie... są dwa skupiska po trzy kręgi... i jedno po dwa... tak jakby... jakby brakowało nam jednego kręgu. Nie układa ci się to w jakiś symbol? I to miasto po środku... jakby trójkąta z trójkątów. Dla mnie to wygląda bardzo złowieszczo. Do tego jeśli dobrze umieściliśmy dwór na mapie... znajduje się on poza tą strefą.

- Tak. Brakuje jednego i jest on na północ od wyspy. Pytanie tylko, czy pod wodą, czy na jakiejś mniejszej wysepce. Na tym kręgu, który widziałem były symbole, które przypominały właśnie to rozmieszczenie. Okrąg i trzy skupiska po trzy kropki.


- Wiemy zatem co to oznacza... Może Kroenen będzie coś wiedział... naznaczony rejon, anomalia... może jaki portal co gorsza! Kręgi są zapewne antyczne, może Veller kontynuuje czyjeś badania? Ale na co mu płyta nagrobna? - Javler pytał sam siebie.

Gdy zakończyli oględziny papierzysk zabrali się za przeszukiwanie reszty pomieszczenia. Na podłodze znaleźli kilkanaście porozbijanych retort i alembików, szafkę ze słojami zawierającymi różnokolorowe płyny, jednym słowem pozostałości laboratorium. Jedyne wyjście z komnaty prowadziło na wschód. Drogę zagradzały im okute drzwi.

- Teraz ty. Ja mogę otworzyć, trochę się znam na takich drzwiach - Javler nie chciał ryzykować ponownej wizji.

Hans ostrożnie otworzył drzwi. Z wnętrza drugiej komnaty dochodził zapach nafty. Wziął latarnię od Javlera i powoli ruszył w tamtym kierunku.

- Uważaj na lampę! - rzekł Javler wchodząc za Mutigiem.

Wewnątrz odór był bardziej intensywny. I towarzyszył mu inny zapach. Woń zgnilizny. Von Mutig obszedł pomieszczenie dokoła. Okazało się być dłuższe od poprzedniego. W jego centrum znajdował się sporych rozmiarów stół, na którym ustawiono kilka rzędów metalowych pojemników wielkości kufla. Każdy z nich był przykryty wieczkiem i zabezpieczony przed otwarciem rodzajem woskowej plomby naniesionej na boku. Wszystkie pojemniki miały przyklejone kartki z numerami. Wzdłuż ścian bocznych pomieszczenia znajdowały się rzędy drzwi, każde zabezpieczone ryglem. Gdy mieli już zabrać się za bliższe oględziny pojemników usłyszeli cichy płacz dobiegający z prawej strony. Dźwięk dochodził zza bocznych drzwi położonych zaraz przy wejściu.

Hans rozejrzał się uważnie, ale w pomieszczeniu oprócz nich nie było nikogo. Dobył rapiera i ostrożnie podszedł do drzwi.

Kiedy von Mutig się zbliżył lament ustał nagle. Zastąpił go odgłos przypominający węszenie. Jeszcze kilka kroków w stronę drzwi... i gdy Hans był o parę centymetrów coś po drugiej stronie z całej siły naparło na wrota. Rozległ się ryk. Mężczyznom ciarki przeszły po plecach. Wrota wytrzymały. Istota uwięziona po drugiej stronie nie poddawała się jednak. Naparła na drzwi po raz wtóry i usłyszeli chrzęst pękającego drewna. Po kilku sekundach ponowiła atak. Tym razem drzwi nie wytrzymały i w ich górnej części pojawiła się szpara, przez którą dostrzegli sylwetkę czegoś co w ciemnościach mogłoby uchodzić za człowieka.

- W nogi! - krzyknął Hans, dając dobry przykład. W biegu schował rapier do pochwy i chwycił jeden ze stojących na stole pojemników. Udało mu się wcisnąć go za pas tak, że nie wypadał.

- Podpalaj podłogę!- pierwsze co przyszło Straussowi na myśl. Zaraz też zaczął szukać swojego sztyletu, gdy wpadł na pomysł, jakże irracjonalny ale możliwy, by odwrócić uwagę odmieńca właściwościami swojej figurki i wykorzystać - chwilę jego nieuwagi.

Von Mutig ruszył biegiem w stronę pomieszczenia z włazem. Javler natychmiast podążył jego śladem. Gdy Hans mijał stół, upuścił na niego latarnię. Z obiema rękami wolnymi rzucił się do liny.

Kilkanaście sekund później obaj byli na górze.

- Szkoda lampy. Ale mamy notatki i dziwny pojemnik. Może on nam coś powie - powiedział von Mutig dysząc ciężko. Gdy jego oddech trochę się uspokoił, nachylił się nad otworem z nadzieją, że dojrzy to co ich spłoszyło. Pojemniczek wyciągnął zza pasa i umieścił bezpiecznie w sakwie, a linę zwinął i oddał właścicielowi.

- O mały włos.. dojrzałeś cokolwiek? - Javler sprawdził czy nic nie zgubił, otrzepał się i rozejrzał dookoła za końmi, próbują ocenić czy od ich przyjazdu nikt się nie pojawił.

- Niewiele. Widziałem jakiegoś postawnego mężczyznę, ale z siły i wydawanych odgłosów zgaduję, że oczy mnie myliły - odpowiedział szeptem.

Po chwili nasłuchiwania, która wydała się Hansowi wiecznością na dole rozległ się łoskot. Ich prześladowca wyrwał się na wolność i ruszył tropem swojej zwierzyny. Parę sekund później dostrzegł światło w drugim pomieszczeniu rzucił się pędem w tamtą stronę. Gdy znalazł się pod włazem obaj mogli go obejrzeć w całej okazałości. Stwór za istotę ludzką mógł uchodzić tylko w ciemnościach. Był większy i lepiej zbudowany. Jego skóra odchodziła płatami. To on musiał być źródłem smrodu zgnilizny jaki wyczuli w podziemiach. Najgorsza była jednak twarz tej istoty. Mogła by należeć do kobiety gdyby nie całkowicie białe oczy, z których zdawały się emanować jakimś oparem i kły których spodziewaliby się po dzikiej bestii.

- Znajdź coś do zastawienia tej klapy. Coś ciężkiego. Chyba że po prostu zasypiemy gruzem - rzucił Hans do Javlera. Sam zaś począł nabijać pistolet.

Bestia widząc, że znajduje się za nisko próbowała doskoczyć do włazu. Za pierwszym razem nie udało jej się. Za drugim, gdy nabrała rozpędu zabrakło jej kilku centymetrów. Za trzecim udało jej się uchwycić jedną ręką krawędzi włazu. W międzyczasie Javler znalazł nieopodal sporych rozmiarów kamień i taszczył go w stronę wejścia.

Hans chwycił nabity pistolet lewą ręką, a prawą dobył rapiera. Widząc, że bestia daje radę utrzymać się na jednej ręce, wziął zamach i z całej siły ciął ją w palce. Stwór zaskowyczał i runął na podłogę.

- Kamień raz! Proszę!- Javler przytargał urwany kawał muru jaki udało mu się znaleźć nieopodal.

- Świetnie. Ale nie zamykajmy jeszcze. Może uda się tę bestię wykończyć.

- Ja nie chcę żeby to miało z nas obiad! Albo to zastrzel, albo zamykaj.. a co do lampy, to pogadamy w mieście.

Bestia skoczyła po raz kolejny i uchwyciła się włazu drugą ręką. Von Mutig wycelował i strzelił. Strzał rozerwał stworowi połowę czaszki. Istota po raz kolejny wylądowała na podłodze piwnicy po chwili jednak podniosła się rzucając von Mutigowi wściekłe spojrzenie jedynym okiem jakie jej pozostało.

- Oficjalnie jestem pod wrażeniem. Jakieś pomysły?

Hans począł ponownie nabijać pistolet.

- Pod murem leży jeszcze co nieco tego gruzu. Miejsca już nie podpalimy... Pozostaje zabezpieczyć ten właz, położyć na to jeszcze jakieś drzwi i na to te kamienie i uciekać, najlepiej do miasta. Do Reubstahl mogło by to coś wywęszyć nasz trop, a w mieście będzie więcej wiary do obrony - widząc, że nic nie wskóra, Javler odłożył głazy w bezpiecznej odległości, by w razie czego przygnieść nimi próbującą wydostać się poczwarę, i załadował swoją kuszę, przygotowując zaraz kolejny bełt.

- Weź te głazy. Jak się złapie, to przygnieciemy mu ręce i się wyżyjemy na reszcie ciała. Nie będzie mógł ani wejść, ani zeskoczyć.

Stwór wyskoczył w górę po raz kolejny. Tym razem udało mu się udało mu się uchwycić krawędzi wejścia. Javler odłożył kuszę i chwycił za dopiero co przytoczone odłamy muru, czekając na odpowiedni moment, by przygnieść potworowi kończyny. Zrzucił kamień na łapę poczwary, jednak głaz wtoczył się do środka ponownie powalając monstrum na podłogę i zgniatając tę część głowy, która ostała się po strzale Hansa. Odczekali chwilę. Potwór nie poruszał się.

- Niedobrze! Jak za dużo kamieni tam zrzucimy, to sobie po nich wylezie - warknął von Mutig. Kiedy jednak spostrzegł, że poczwara się nie rusza, dodał - A może zrzucimy na niego coś jeszcze, a później zejdziemy i poszatkujemy?

- Zastrzelmy to coś. Przecież urwało mu pół głowy, to przygniecenie go nic nie da -
Javler podszedł po odłożoną kuszę, wziął do ręki i wymierzył, w potwora, czekając na reakcję. Przeczekali tak jeszcze kilka minut jednak stwór w dalszym ciągu nie dawał oznak życia.

- Przygnieciony nie będzie mógł wstać. A że nie ma łba, to właśnie dlatego strzelanie do niego mija się z celem. To co? Złazisz i przygniatasz go tym kamieniem?

- Tfu!. To Ścierwo chyba wyzionęło ducha. Może jednak strzelić dla pewności. Może jaki jęk wyda z siebie, albo chociaż poruszy - Mówiąc to Strauss wymierzył w korpus poczwary i wystrzelił. Stwór nawet nie drgnął.

- No to hop - zaproponował Hans.

- Będę cię osłaniał z góry - rzekł podając Hansowi dopiero co zwiniętą linę.

Von Mutig przewrócił oczami niezadowolony, ale wziął linę i począł schodzić, rozglądając się na boki. Po chwili znalazł się na dole. Dla pewności odczekał trochę z bronią w pogotowiu, na wypadek gdyby monstrum miało jeszcze chęć do walki jednak stwór pozostawał nieruchomy. Hans spróbował podnieść kamień i przygnieść nim truchło. Spuścił głaz na korpus, który z chrzęstem zapadł się pod ciężarem skały. Zadowolony z efektu wziął jeszcze rapier i dla pewności postanowił odciąć kończyny stwora.

- Pilnuj dołu. Schodzę!-
Javler zawiesił kusze przez ramię, sprawdził wiązanie liny i zsunął się z powrotem do komory. Gdy już zsunął się kopnął poczwarę upewniając się że nie żyje, jakby nie był pewny, czy ciosy von Mutiga nie pozbawiły jej życia.

- Możesz coś na ten temat powiedzieć? Zmutowany człowiek? Veller drogo za to zapłaci jeśli to jego sprawka... Sigmaryci już pewnie zacierają ręce.

- Sigmaryci jeszcze nic nie wiedzą i lepiej będzie, jeśli wstrzymamy się z informowaniem ich do samego końca. Jeszcze by nas posądzili o współudział. A o tym czymś nic Ci nie mogę powiedzieć. Na pierwszy rzut oka rzeczywiście mutant, ale dziwi mnie że nie zginął po tym strzale w głowę. Więc raczej ożywieniec, ale stworzyć coś takiego nie każdy nekromanta potrafi. Veller jest raczej za młody, żeby być już tak biegłym. A jeśli jest, to biada nam i całemu Imperium. Bierz latarnię i idziemy jeszcze raz do tamtej komnaty. Tylko ostrożnie.


- Nie zamierzam nikogo informować. Następnym razem jak coś usłyszysz to nie podchodź do drzwi - Javler zabrał lampę poprawiając płomień, uszył do pomieszczenia w którym naleźli to ścierwo - Jedne drzwi już sprawdziliśmy, zobaczmy co mamy dalej - rzekł podchodząc do kolejnych i nasłuchując.

- Czekaj. Zobaczmy czy martwiak czegoś pilnował, czy tylko siedział w niewoli.

Hans ostrożnie podszedł do rozbitych przez monstrum drzwi i zajrzał do środka. Jedynym wyposażeniem celi, bo taką właśnie funkcję musiało pełnić to pomieszczenie, był wmurowany w ścianę gruby żelazny łańcuch zakończony obrożą, która leżała na podłodze rozerwana.

- Osłaniaj mnie, a ja otworzę następne.


Javler podszedł do następnych drzwi. Przez moment stał tak, z głową przyłożoną do wrót nasłuchując czy z wnętrza nie dochodzą jakieś hałasy po czym zdjął rygiel i otworzył drzwi. Hans stanął za nim z pistoletem gotowym do strzału w prawej, a rapierem w lewej ręce. Celka była pusta i zaopatrzono ją w podobny łańcuch jak poprzednią.

- Chcesz przeszukiwać wszystkie pomieszczenia, czy najpierw sprawdzimy co jest w środku tych puszek?

- Wyglądają na zwykłe cele. Ale cholera wie, może która nie domknięta i siedzi w niej jakie licho wstrętne. Wolałbym sprawdzić zanim skupimy się na czymś innym i odwrócimy uwagę.

- Słusznie, ale jeśli coś stamtąd wylezie, to chciałbym wiedzieć, czy podpalamy i zwiewamy, gdy to coś eksploduje.

- Weźmy parę próbek. Ja mogę zająć się sprawdzaniem drzwi. Wygląda na to że nic tam nie ma, bo byśmy słyszeli, ale warto by się przekonać na własne oczy, uszy czasem nie wszystko słyszą.

- Jak wolisz - mruknął Hans widząc, że Javler go nie zrozumiał. Ale co będzie z prostakiem dyskutował.

Strauss wziął się za sprawdzanie kolejnych cel. Najpierw przeszukał pozostałe cztery po prawej, potem kolejne sześć po drugiej stronie komnaty. Wewnątrz nie znalazł nic godnego uwagi. Wszystkie pomieszczenia wyglądały podobnie. W dwóch jedynie znalazł szkielety, które musiały tam leżeć od bardzo dawna gdyż na kościach nie został nawet ślad mięsa. Hans przyjrzał się czaszkom obu szkieletów, po czym przeniósł je do osobnej celi.

- Tak jak sądziłem. Nic tu nie ma ale trochę tego mógł sobie wyhodować - rzekł Javler patrząc z obrzydzeniem jak Mutig bierze do rąk czaszki - Po co ci to? jeszcze się czymś.. Tfu! zarazisz.

- Po to mam rękawice, żeby się nie zarazić. Chcę wiedzieć, czy ktoś to obgryzał, czy to resztki jakiegoś eksperymentu nekromanckiego. Wyhodować mógł, tylko pytanie kto. Gdyby Klaus miał takie sługi, to by mógł z nimi po ulicach chodzić, bo i tak nikt by mu nie był straszny.

Javler przyglądał się z uwagą i niepokojem wyczynom von Mutiga. Jego wiedza, sposób w jaki badał znalezione materiały i próbki przywodziły na myśl dziwne tezy, jakoby von Mutig nieco znal się na tym, co bada. Wszak i jego stan, jakże powszechny wśród wyznawców czarnych religii zdawał się był pasować do całości. Od tej chwili Javler uważniej przyglądał się pracy towarzysza, oraz jego rękom. Nie zauważył, kiedy zdejmował rękawice - ”Może coś pod nimi ukrywa...” - Nie miał oczywiście zamiaru nikogo bezpodstawnie oskarżać, było by to nieetyczne z jego zawodem.

- Chodź. Popukamy trochę w ściany i potupiemy. Może jest tu jakieś ukryte przejście.

‘“Ukryte przejście w ukrytym laboratorium.. jasne..” - Pomyślał Strauss odpowiadając jednak coś zupełnie innego - oczywiście, powinniśmy to sprawdzić. Ktoś zadał sobie wiele trudu żeby zamaskować to i owo, może i coś innego jeszcze ukrył... bardziej.

Po dokładniejszym przeszukaniu pomieszczenia zbierali się do opuszczenia podziemi gdy nagle Javler dostrzegł kątem oka jakiś przedmiot w rogu komnaty. Podszedł bliżej. U jego stóp leżał pojemnik, podobny do tych jakie leżały na stole. Podniósł go i obejrzał dokładniej. Przedmiot różnił się od pozostałych trzema rzeczami. Był otwarty, pusty wewnątrz a na etykiecie nie znajdował się numer lecz pośpiesznie skreślony napis “Von Eyke”.

- Idziesz, czy Ci się tu spodobało? -
zapytał Hans kierując się do wyjścia.

- Czekaj, co jest w tych pojemnikach? Tu jest jeden taki, z napisem “Von Eyke”... Na urnę to nie wygląda -
rzekł Javler wskazując na rzecz którą trzymał w ręku. Von Mutig wzruszył ramionami.

- Nie wiem. sprawdźmy to na zewnątrz.

Wychodząc za von Mutigiem, Strauss złapał jeszcze jeden pojemnik, z jakąś nieciekawą zawartością, upewnił się, że jest zamknięta po czym włożył do płaszcza i udał się do wyjścia.

- Co teraz? Do miasta, czy wsi?

- Wracajmy do miasta. Musimy dowiedzieć się coś o brakującym kręgu. Dalej nie wiemy gdzie znajduje się płyta nagrobkowa z cmentarza. Może Veller wskrzesił tego tam... nieboszczyka, jeśli miał taką moc. Tylko po co...

- Nie wiem, dlaczego się uparłeś, że to Klaus. Skąd będziemy wiedzieli o brakującym kręgu?

- Na razie nie mam innego podejrzanego. A co do kręgów, może Kroenen coś przeoczył w swoich opowieściach... może będzie wiedział gdzie szukać... kogo pytać. Skoro Veller je badał, jakoś musiał do nich dotrzeć. Wiele informacji zatarto, ale może gdzieś ostała się jakaś nie wyrwana kartka.

Przed odjazdem Hans postanowił jeszcze otworzyć pojemnik zabrany z laboratorium ukrytego w podziemiach. Zerwał pieczęć i ostrożnie odkrył wieko wewnątrz znajdował się szary proszek, którego jednak nie potrafił zidentyfikować. W międzyczasie Javler korzystając z narzędzi, na które natknęli się przy badaniu rumowiska przywalił właz stertą gruzu. Gdy skończył obaj ruszyli w drogę. Gdy dotarli do Aldersburga była już noc. Rozdzielili się i każdy poszedł w swoją stronę.

Hans

Wracając do miasta von Mutig wrócił myślami do istoty, na którą natknęli się w podziemiach. Nie wątpił, iż była dziełem jakiegoś nekromanty. Gdy jednak przyszło zaliczyć stwora do którejś z kategorii martwiaków pojawiły się problemy. Monstrum miało na sobie zbyt dużo mięsa by mógł to być zwykły szkielet. Było za szybkie jak na ożywione zwłoki. W to, że stwór zaliczał się do którejś z kategorii wyższych ożywieńców Hans wątpił. Ze spotkania z czymś takim nie wyszliby żywi. Może strzyga? Z tego co pamiętał z czasów gdy pobierał nauki u Stoltzhertza była to na poły dzika odmiana wampira odżywiająca się ludzkim mięsem. Jednak oczy stwora, na którego natknęli się w ruinach dworka Wolfskern nie pasowały do jej opisu. Poza tym światło słoneczne zabójcze dla wszystkich wampirów zdawało się nie czynić istocie żadnej krzywdy. Doszedł do wniosku, że bez pomocy jakiegoś woluminu traktującego o praktykach nekromanckich nie rozwikła tej zagadki.

Po powrocie do ”Węgorza” udał się prosto na górę do swojego pokoju. To był długi dzień i jedyne o czym był w stanie myśleć to jak najszybciej położyć się spać. Miał już udać się na spoczynek gdy poczuł okropny smród dochodzący z rogu pomieszczenia. Podszedł bliżej by sprawdzić co jest jego źródłem lecz niczego tam nie znalazł. Kiedy się odwrócił stała przed nim istota, którą spotkali dzisiejszego dnia w ruinach. Stwór wpatrywał się w niego upiornymi oczyma szczerząc przy tym zęby. Von Mutigowi zdawało się, że poczwara za moment rzuci się na niego zatapiając kły w jego ciele a mimo to stał jak sparaliżowany. Chwilę potem obudził się w swoim łóżku zlany potem.
 
__________________
zaprzysięgły wróg wielkich liter

Ostatnio edytowane przez kevorkian : 06-12-2011 o 20:16.
kevorkian jest offline  
Stary 12-12-2011, 10:24   #20
 
Cartobligante's Avatar
 
Reputacja: 1 Cartobligante jest na bardzo dobrej drodzeCartobligante jest na bardzo dobrej drodzeCartobligante jest na bardzo dobrej drodzeCartobligante jest na bardzo dobrej drodzeCartobligante jest na bardzo dobrej drodzeCartobligante jest na bardzo dobrej drodzeCartobligante jest na bardzo dobrej drodzeCartobligante jest na bardzo dobrej drodzeCartobligante jest na bardzo dobrej drodzeCartobligante jest na bardzo dobrej drodzeCartobligante jest na bardzo dobrej drodze
Javler

Choć na zewnątrz było już ciemno Strauss przed udaniem się na spoczynek postanowił odwiedzić Lentkego w jego domu. Jakub zaraz po powitaniu, nim Javler zdołał mu cokolwiek opowiedzieć gestem dłoni nakazał Straussowi podążyć za nim. Obaj mężczyźni zeszli do piwnicy. W pomieszczeniu śmierdziało spalenizną. Na miejscu zastali czwórkę nieznajomych, których twarze Javler skądś kojarzył, choć nie mógł sobie przypomnieć skąd. U ich stóp leżał poobijany jegomość, ze śladami poparzeń na twarzy i rękach.

- Moi ludzie - wskazał oprawców - przyuważyli go wczoraj rano, nim wyjechałeś z miasta, jak kręcił się rano przed karczmą, gdzie się zatrzymałeś. Zgarnęliśmy go z ulicy wieczorem i od tego czasu moi ludzie nad nim pracują. Myślę, że powinieneś uważniej przyglądać się swojemu pomocnikowi. Ten człowiek pracuje dla Hugo Kartza, który, jak może pamiętasz, jest zleceniodawcą pana von Mutiga. Wracając do poszukiwań, przed wyjazdem obiecałem ci uzyskać nieco szczegółów na temat ostatniego z morderstw. Niestety straż miejska badając miejsce zbrodni zatarła wszelkie ślady, jakie nasz morderca mógłby po sobie zostawić. Ale gdzie moje maniery? Nie spytałem czemu zawdzięczam twoją wizytę.

Javler streścił pokrótce Lentkemu przebieg wyprawy do Reubstahl a następnie do ruin dworu. Jakub zadumał się na chwilę.

- Nie jest to pierwszy raz gdy słyszę nazwę Wolskern. Myślę, że lektura rejestrów skarbowych miasta mogłaby rzucić nieco światła na temat byłych właścicieli dworka i jego losów. Dziś będę zajęty zabawianiem mojego gościa - mówiąc to spojrzał wymownie na pochwyconego bandziora - ale jutro powinienem znaleźć wolną chwilę by poszukać jakiś informacji na ten temat. Pojemniki zostaw u mnie. Jutro z rana w karczmie będzie na ciebie czekać wiadomość co udało mi się ustalić na ich temat.

Strauss pożegnał się i ruszył w kierunku karczmy “Pod Czarnym Kogutem”.

11 Kaldzeit 2522

Rankiem gdy zszedł na śniadanie, tak jak Lentke mu obiecał, czekał na niego list z informacjami dotyczącymi pojemników. Według Jakuba, ten, który był zapieczętowany miał zawierać skremowane ludzkie szczątki. W pustym, który nosił etykietkę “Von Eyke” znajdowały się śladowe ilości tej samej substancji co w pierwszym.

Strauss postanowił udać się do sklepikarza, jednak wcześniej zajść do Lentkego nim ten uda się do pracy. Jakub był co prawda wyczulony na punkcie spotykania się w ratuszu, gdzie pełno było wścibskich urzędników jednak czas naglił, inkwizycja mogła się pojawić w Aldersburgu lada chwila a wtedy będzie za późno na szukanie czegokolwiek. Tak jak Javler podejrzewał jego pomysł nie zachwycił Lentkego. Mimo to dał się w końcu przekonać i obaj ruszyli w kierunku centrum miasta.

- Zanim wstało słońce moi ludzie skończyli przesłuchiwać tego zbira. Udało nam się z niego wydusić, że miał zmiennika, którego wcześniej czy później też dorwiemy. Wygląda na to, że von Mutig lub jego mocodawcy chcieli mieć cię pod obserwacją przez okrągłą dobę - odezwał się po drodze Jakub.

- Wiadomo od kiedy mnie śledzą? Już raz mi się wydawało że ktoś uważnie przygląda się moim poczynaniom. Uważałem na to będąc w Reubstahl, ale niczego podejrzanego nie zauważyłem, na pustym trakcie by mi to przecież nie umknęło.

- Według naszego koleżki masz ogon od co najmniej trzech dni, czy interesowali się tobą wcześniej nie wiedział. Podczas pobytu w Reubstahl nikt was chyba nie obserwował. Miał się tym zajmować człowiek którego ujęliśmy a został przez nas pojmany z samego rana w dniu wyjazdu.

- Wiadomo jak ten prawnik wpadł na mój trop? Z Mutigiem rozmawiamy od niedawna, mniej niż cztery dni jak sądzę. Może macie przeciek w ratuszu? Zresztą, chciałbym tam zaglądnąć, chyba że ustaliłeś coś na temat tego dworu w lesie.

- Możliwości jest kilka. Pierwsza taka, że Kartz nie ufa Mutigowi na tyle by pozwolić mu szukać Klausa bez nadzoru. Druga - konieczność śledzenia twoich poczynań zasugerował mu twój towarzysz. Możliwe też, że prawnik ma czujki rozstawione po całym Aldersburgu i właśnie jedna z nich mogła mu donieść, że wypytujesz ludzi na mieście, choć w to ostatnie wątpię. Tak czy owak zastanawiam się czy nie przydzielić tobie i von Mutigowi dodatkowego ogona ale nad tym się jeszcze zastanowię.

- Gdzie są te rejestry? Skoro to ruina to pewnie niewiele to da, ale nie zaszkodzi się rozejrzeć. Pomieszczenia jakie odkryliśmy nie wyglądały na wykute przez Vellera, zresztą to by mu pewnie zajęło wieki. Na oficjalnych planach pewnie też ich nie ma.

- Zapisy, o których wczoraj wspomniałem powinny być w miejskim archiwum. Nie spodziewam się, że znajdziesz tam wiele informacji jednak warto spróbować.


Po kilkunastu minutach pieszej wędrówki dotarli do centrum miasta. Zaraz po wejściu do ratusza Lentke skierował się do jednej z komnat ulokowanych na parterze wiodąc za sobą Javlera. Po otworzeniu drzwi Strauss ujrzał podłużny pokój w całości zastawiony regałami, na których ułożono rzędy rozpadających się ze starości ksiąg.

- Panie Dauerhoff?

- W czym mogę pomóc -
odpowiadając na wezwanie Lentkego zza jednej z półek wyłonił się chuderlawy staruszek mikrego wzrostu.

- Proszę zrobić sobie krótką przerwę.

- Ale jest ranek.

- I jak będzie pan wychodził proszę zamknąć drzwi za sobą -
kontynuował z naciskiem Jakub.

Urzędniczyna zostawił ich samych. Korzystając z faktu, że chwilowo mają archiwa tylko dla siebie zabrali się za przeczesywanie półki z rejestrami.

- Na tym regale znajdują się roczne zestawienia dóbr ziemskich poczynając od czasów gdy taką dokumentację zaczęto prowadzić w Aldersburgu.

Znalezienie informacji dotyczących dworka nie zajęło im zbyt wiele czasu ale tak jak podejrzewał Lentke nie było ich zbyt wiele. Według tego co wyczytali w rejestrach dworek Wolfskern został wzniesiony około 250 lat temu przez Johannesa Eckharda - pochodzącego z Marienburga kupca. Ziemia, na której stanął była wcześniej własnością rodziny von Eyke, od której ów kupiec ją nabył zaraz po przyjeździe do Aldersburga.

- I co o tym sądzisz? -
spytał Lentke.

- Veller musiał wiedzieć czym zajmuje się von Eyke. Najprawdopodobniej Eckhard nie wiedział o ukrytym laboratorium na terenie posiadłości.

- Zajmuje? Przecież ród wygasł przed niespełna dwustu laty. Sądzisz, że któryś z jego przedstawicieli powstał z grobu?

- Miałem na myśli czym się zajmował. Jednak sugerowanie że powstał nie jest wcale takie błędne. Co gorsza, najprawdopodobniej został wskrzeszony. Veller szukał w grobach szczątek ludzi. Ta cała magia którą widzieli ci, co go dopadli nie wiem czym była, ale musiał wcześniej, albo tego samego dnia zabrać jego szczątki. W laboratorium zaatakowała nas jakaś kreatura. Trudno powiedzieć co to było. Ale mógł to być jakiś przedsmak umiejętności kogoś, kto włada czarną magią.

- W to, że stwór, którego widzieliście został powołany do życia przy pomocy magii nie wątpię. Nie wiem tylko czemu ostatni von Eyke miałby się zajmować czarnoksięstwem. O jego życiu coś tam przecież było w archiwach. To wzmianki dotyczące Eckharda usunięto.

- Veller lub ktoś inny usuwa informacje o Eckhardzie z archiwów, grzebiąc w grobie von Eyke i zbierając jego szczątki. Nic z tego nie rozumiem.

- A skąd przekonanie, że Klaus chciał zatrzeć ślady? To, że nie on usunął wzmianki z archiwów, które wcześniej oglądaliśmy mogę ci zagwarantować. Te przekreślenia, zamazania i tym podobne zabiegi przeprowadzono kilkadziesiąt jeśli nie kilkaset lat temu. Może udał się na cmentarz w innym celu?

- Może Klaus wcale nie jest zły. Może to von Eyke był czarnoksiężnikiem czy magikeim, Veller odkrył jakąś zagadkę powiązaną z Eckhardem, nad którą pracował ten Eyke, i teraz próbuje ją rozwiązać nie koniecznie mając złe zamiary.. ale wiadomo, wszelki kontakt z czarną magią spacza umysł i co gorsza ciało. Ale nie znaleźliśmy żadnych dowodów na to żeby kto inny poza Vellerem zajmował się magią. Ale laboratoria na pewno nie były nowe, więc albo wykuł je tam von Eyke albo ten drugi. Jako agent służb wywiadowczych chyba dobrze wiesz, że tacy ludzie potrafią się maskować wieki. A nóż coś umknęło w przeszłości twoim przełożonym czy poprzednikom.

- Tego nie mogę wykluczyć. Sęk w tym, że jeśli idzie o przeszłość tych ziem jestem zdany na to co znajdę w archiwach miejskich a to dosyć ograniczone źródło informacji. W Aldersburgu żyje kilka rodzin mieszczańskich, które w swych domowych bibliotekach mogą posiadać prywatne kroniki, pamiętniki po przodkach i tym podobne dokumenty. Ja ci z tym jednak nie pomogę, jako że nie posiadam kontaktów w wyższych sferach Aldersburga. Możesz jednak wykorzystać do tego celu pomoc von Mutiga.

- Rozważę to. Obawiam się że von Mutig szuka także czegoś dla siebie w tej całej zagadce. Dość szybko zorientował się że w okolicy są jakieś antyczne kręgi. Porównaliśmy je ze znalezionymi w laboratorium dokumentami. Jednak były to już tyko resztki. Po twoich dokumentów ani śladu.

- Z dwojga złego wolę aby księga, którą mamy znaleźć została zniszczona niż miałaby wpaść w niepowołane ręce. A co do von Mutiga - nawet gdyby był kultystą chaosu do momentu ustalenia losów poszukiwanego przez nas woluminu nie interesuje nas czego szuka. Jak wykonasz zlecone ci zadanie możesz się zająć zwalczaniem heretyków.

- A co wiesz o tych kręgach? Porównując opisy poszukujemy ostatniego kręgu w okolicach wyspy Liennd. Znajduje się on albo na północy albo na południu. Być może także w wodzie. Coś w ogóle płynie stąd do Streughofen? Kręgi układają się dosyć dokładnie.. w trójkąt z trójkątów. To znaczy takie jest przypuszczenie, gdyż ostatniego jeszcze nie zlokalizowaliśmy, ale jeden z symboli widoczny na jednym z kręgów na to wskazywał. Adelsburg jest w centrum tego trójkąta. Może znasz kogoś, kto zna się na portalach. Nigdzie bliżej do rubierzy chaosu jak na północy.

- Najbliższe miejsce, w którym ktoś mógłby ci doradzić w kwestiach magii znajduje się w Middenheim a wycieczka tam przed zakończeniem śledztwa odpada. Co do kręgów to po raz pierwszy usłyszałem od nich od ciebie, toteż i z tym nie będę mógł ci pomóc. Do Streughofen możesz się zabrać z jednym z wyspiarzy przypływają oni do miasta kilka razy w tygodniu aby sprzedać ryby. Mógłbyś zabrać się na wyspę razem z nimi. Ale wracając do kręgów - wiem, że na północy i wschodzie wyspy znajdują się dosyć obszerne mielizny i kiedy jest odpływ można wejść suchą stopą nawet dwa czy trzy kilometry wgłąb morza.

- Dobrze, to chyba wszystko. W najbliższym czasie spróbuję się tam dostać, zapewne w towarzystwie tego mieszczucha. Tymczasem udam się jeszcze rozpytać ludzi na mieście. Może podłapie jakiś trop.


Po tej rozmowie Javler Strauss udał się zaraz do Bud, by zaminić kilka słów Kroenenem.
- Są już jakies efekty waszej pracy? - Zapytał sprzedawca tajemniczego sklepiku.

- Niestety nie, jednak mój towarzysz niedługo cie odwiedzi. Nie ufam mu. Albo on, albo jego zleceniodawca wysyła za mną szpiegów. Chciałbym ukryć się za twoim kontuarem, gdy ten będzie cię dzis odwiedzał, powinno być to za niedługo. Tylko podsłuchując dowiem się, czy nie ukrywa przede mną czegoś istotnego.

- Masz moje przyzwolenie. -
Kroenen skinął ręką na kontuar.

Nieługo po tym, jak Javler ukrył się wygodnie za kontuarem, drzwi otwarły się ze zgrzytem.
 
__________________
Niechaj stanie się Światłość.
Cartobligante jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 13:15.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172