lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Warhammer (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-warhammer/)
-   -   [wfrp2.5/zc] Śladami Klausa Vellera (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-warhammer/10510-wfrp2-5-zc-sladami-klausa-vellera.html)

Cartobligante 11-02-2012 22:30

Javler

Razem z człowiekiem Jakuba, młodzieńcem imieniem Viktor, przyczaił się przy ostatnim z kamiennych kręgów. Dwójka, która towarzyszyła mu od obozu spędziła z nimi część nocy po czym ruszyła w kierunku obozu. Przez całą noc czuwali, jednak na próżno. Ani śladu po człowieku, którego spotkali na wyspie. Jeśli dalej przebywał w okolicy to jego plany najwyraźniej nie przewidywały odprawiania ceremonii w kręgach, które odwiedzili. Gdy wstało słońce ruszyli w drogę powrotną - Strauss do wsi, jego towarzysz do obozu skąd, jak mu powiedział mieli całą grupą ruszyć na południe. Po dotarciu do Berendorfu kupił od jednego z kmieci trochę prowiantu na drogę i pogalopował w stronę miasta. Dojechał do Alderburga w środku nocy. Pierwszym miejscem w jakie się skierował był dom Lentkego. Otworzył mu jeden ze służących i polecił poczekać holu aż gospodarz po niego zejdzie. Po chwili na schodach prowadzących na piętro domu pojawił się jego mocodawca.

- Witaj, jakieś postępy w sprawie?

- W Berendorfie zupełnie nic się nie wydarzyło. Zmarnowany czas.

- Trudno. Ja za to mam coś dla ciebie. Po tym jak moi ludzie skończyli z ewakuacją wyspiarzy przybyło mi kilka par oczu do obserwowania wydarzeń w mieście. Jeden z moich podwładnych wziął na spytki karczmarza usługującego w “Białym Węgorzu”, gdzie jak zapewne pamiętasz zatrzymał się von Mutig. Dwa Karle rozwiązały mu język i wyznał, że z twoim koleżką próbował kontaktować się kupiec nazwiskiem Bauer. Hans widział się z nim jakiś czas przed wyprawą na wyspę. Zostawił dla niego przesyłkę z jakimiś dokumentami. Wystarczyło kolejnych kilka monet by jegomość oddał ją mojemu człowiekowi. Wewnątrz znajdował się list do von Mutiga od wspomnianego wyżej kupca, w którym autor pisze, iż jego przyjaciel, którego nazwiska niestety nie podał, wrócił z podróży handlowej i zgodził się udostępnić swoje materiały dotyczące Dietricha von Eyke, które to załącza wraz z listem. W zasadzie materiały to za dużo powiedziane. Paczka zawierała raptem jeden list, który wspomniany jegomość wysłał do człowieka nazwiskiem Breitkreuz. Sporządziliśmy kopię listu a oryginał zwróciliśmy karczmarzowi - to mówiąc podał Javlerowi kopię listu.

“13 Brauzeit 2310 wg rachuby Imperium

Dopadliśmy go. Nareszcie po tylu latach przygotowań doczekałem dnia gdy klęska mojego rodu została pomszczona. Początkowo, jak zapewne pamiętasz, nikt nie brał na poważnie moich opowieści. Kiedy jednak udało mi się przekonać kilka osób z miasta by udali się ze mną w pobliże majątku Eckharda by na własne oczy przekonać się co on tam wyrabia, prędko zyskałem grupę sojuszników. Gdybyś usłyszał krzyki jakie dochodziły z jego domu... Do dziś, mimo iż jest już po wszystkim śnią mi się po nocach. Nie pojmuje jak jego służba i chłopi zatrudnieni w majątku mogli to znosić.

Faktem jest że ten człowiek musiał mieć ponad sto lat i swą długowieczność zawdzięcza ciemnym sztukom. Tylko dlatego, że kupił połowę miasta a drugą połowę zastraszył jeszcze nie zainteresowała się nim inkwizycja. Ale ostatnie kilka tygodni przepełniło czarę. Najpierw morderstwa w Aldersburgu i Berendorfie, potem dziwne światła na południe od miasta. Niektórzy mieli po prostu dość. Ostatnimi czasy on knuł coś nowego. Sprowadzał do Wolfskern coraz więcej mięsa, a już wcześniej było tego dużo. Nawet nie chcę wiedzieć co z nim robił. Od pewnego czasu ściąga do miasta podejrzanych ludzi. Z tego co dowiedziałem się rozpytując wieśniaków wynika, iż na jego zlecenie szuka czegoś w okoliczych lasach. Mój przyjaciel służący jako strażnik miejski wspomniał ostatnio, że Eckhard, nie szczędząc grosza, jakiś czas temu zabiegał u komendanta o możliwość zbadania podziemi koszar. No cóż, cokolwiek chciał osiągnąć nie zdoła już wcielić swych zamiarów w życie.

Okazja nadarzyła się tydzień temu. Dowiedziałem się od Elizy, że sukinsyn wybiera się sam na polowanie do lasu na południe od dworka. Po krótkiej naradzie w gronie zaufanych towarzyszy doszliśmy do wniosku, że lepsza okazja może się nie nadarzyć. Wyruszyliśmy z miasta o wschodzie słońca. Po kilku godzinach forsownego galopu dotarliśmy w okolice Wolfskern. Mój człowiek, który czatował tam od dwóch dni poinformował nas, że Eckhard opuścił swoje włości. Ruszyliśmy jego tropem. Po jakimś czasie bydlak zorientował się że jest śledzony ale na ucieczkę było już za późno. Otoczyliśmy go i pętla zaczęła coraz mocniej zaciskać. Rozprawiliśmy się z nim na polanie na południe od Wolfskern, gdzie rośnie stary dąb. Próbował nas kupić swoim plugawym złotem jednak jego próby przekupstwa na niewiele się zdały. Wpakowaliśmy w niego kilkanaście kul i nie czekając aż wyzionie ostatnie tchnienie zakopaliśmy go żywcem w korzeniach drzewa. To niewiarygodne ale on się wtedy śmiał. Samo wspomnienie jego ochrypłego rechotu po dziś dzień przyprawia mnie o gęsią skórkę. Na szczęście koszmar się skończył. Na temat bliskich Eckharda nic nie wiadmo, toteż cały majątek po jego śmierci przypadnie Elizie. Miejmy nadzieję, że w Aldersburgu wkrótce wszystko wróci do normy.”

- Cóż.. wiadomo skąd nadawca miał ten list? Jest przecież bardzo stary.

- Bauer interesuje się historią i ma kilku znajomych podzielających jego fascynację dziejami Aldersburga. Co zreszą zaznaczył w liściku do Mutiga. Jest on tutaj pośrednikiem i niestety nie wiadomo kim jest właściciel tego dokumentu ani jak wszedł w jego posiadanie.

- Odnalazłes opisane w liście miejsce zamordowania Eckharda? Można potwierdzić autentyczność tych słów? Zbadać to drzewo?

- Jeden z moich ludzi wiął dziś na spytki pewnego chłopa z Reubstahl, który zajechał dziś do miasta w interesach. Dowiedział się od niego, że faktycznie na południe od wioski jest polana, na której rośnie bardzo stare drzewo, nie wiedział czy akurat dąb. Na razie nie miałem jak tego sprawdzić, sporą część personelu musiałem zaangażować w obstawianie kręgów na zachodzie, co okazało się stratą czasu. Możesz się tam udać i sam zbadać sprawę.
- Tak właśnie zamierzałem, pytałem, żebym w razie czego nie jechał na marne. Zaopatrzył byś mnie w łopatę?

- Możesz kupić jutro gdzieś na targu, akurat nie mam tu żadnej pod ręką. Tak czy inaczej - masz zamiar jutro odwiedzić to miejsce?

- Tak jak powiedziałem, zajme sie tym. Nie widzę innego tropu którym mógłbym podążyć. Jeszcze parę dni i Inkwizycja się tu zjawi, a my dalej babramy się w tym gównie. Może drzewo zacznie gadać.. hehe.

- W takim razie powodzenia, faktycznie czas nam się kończy a po Vellerze lub jego zabójcy ani śladu.

Po tym wszystkim czego Strauss się dowiedział pozostało tylko wypocząć i tuszyć tą samą drogą, którą jechali nie dalej jak kilka dni temu z von Mutigiem. Javler ukłonił się nisko urzednikowi i ruszył do swego lokum.

17 Kaldzeit 2522

Noc minęła spokojnie. Strauss zjadłszy śniadanie, osiodłał konia i ruszył drogą na targ, by zaopatrzyc się w prowiant i potrzebne narzędzia. Zakupił lampe i nieco oleju, ruszył znaną mu trasa do Reubstahl.

Niebo zasypały już gwiazdy gdy Javler mijał wjazd do wsi. Zasapany koń doczłapał resztkiem sił do poidła i począł pić. Strauss zdjął z głowy kapelusz, otarł pot z czoła i zapukał do jednego z domów przy placu. Za garść srebrnych monet dostał coś ciepłego do jedzenia, koc i miejsce w stodole, gdzie zasnął zmęczony, chwile po ułożeniu sie do snu. Rankiem 18 dnia Kaldzeit wyruszył dalej szlakiem za dworek w Wolfskern.

Na samą myśl o udaniu się w pobliże miejsca, gdzie razem z Hansem spotkali dreuga ciarki przechodziły Javlerowi po plecach. Ominął dworek szerokim łukiem i udał się w stronę polany, o którą wieczorem dopytał się jeszcze miejscowych by przypadkiem nie pomylić drogi. Polana mająca nie więcej niż pięćdziesią metrów średnicy porośnięta była wysoką trawą a w jej Ktoś tutaj kopał. Nie wiadomo jak dawno temu. Teren był porośnięty tą samą trawą co reszta polany jednak o półtora, miejscami dwa metry niższy. Zewnętrzny promień korzeni drzewa gdzieniegdzie odsłonięto i choć z czasem roślinność całkowicie przysłoni tą wyrwę było jasne że jakiś czas temu coś wartego fatygi musiało się tu znajdować.

Javler wyciągnął z plecaka łopate i wbił ją nieopodal tego miejsca. Rozejrzał się dookoła polany, odetchnał chwile po podróży, poczym chwycił łopatę i zagłębił ją w zagłębionym terenie. Starał się kopać ostrożnie, by nie uszkodzić nieczego co mogło się tam znajdować, zgodnie z jego przypuszczeniami. Liczył na zebranie szczątków, jakichkolwiek dowodów, że ciała szarlatana nie ruszano i że faktycznie został tu zabity. Na tym kopaniu upłynęło mu kilka godzin. Słońce zaczęło z wolna kryć się za koronami drzew. Coraz trudniej było wypatrywać w rozkopanym gruncie śladów świadczących o tym, że to właśnie tutaj popełniono mord, o którym była mowa w liście von Eyke’go. W końcu jednak wysiłek opłacił się. Gdy Strauss stał już po pas zagłębiony w ziemi jego łopata zgrzytnęła na czymś, jakby trafił na niewielki kamień. Odrzucił ją na bok. Zaczął powoli i ostrożnie przeczesywać tą warstwę gleby rękami. Znalazł metalowy przedmiot, nieco większy od ziarnka fasoli o kształcie zbliżonym do kuli. To mógł być nabój z jakiegoś pistoletu, choć sam podobnej amunicji w życiu nie widział. Mimo to sam fakt, że znalazł coś takiego na polanie dowodził, że wydarzenia przedstawione w liście miały miejsce naprawdę.

“Co my tu mamy.. więc jednak jest nadzieja że Eckhard nie żyje... “ Pomyslał Javler zagębiając łopatę w ziemi. Nie zauważył jednak do tej pory żadnych innych sladów, kości czy chociażby guzików jego szlacheckiego ubioru. Schował głęboko znalezioną kulę i postanowił zebrać w najbliższej okolicy nieco drewna na opał, oraz dłuższych gałęzi, które okryłby swoim płaszczem, robiąz z niego swego rodzaju szałas na noc. Kilka zebrał także by osłonić wykopaną dziurę, żeby nagła zmiana pogody nie wymyła żadnych śladów. Szałas postanowił jednak rozbić na skraju polany, tak by miał z niego widok na drzewo, ale nie znajdował się w jego bezpośrednim sąsiedztwie. Naznosił jeszcze kilka gałęzi by zamaskować i nieco osłonić swoja pozycję. Rozłożył w środku koc, gotowy do obrony miecz wbił w miękką trawiastą ziemię i począł posilać się po ciężkiej pracy.Po skonsumowaniu posiłku ułożył się do snu by prędko wpaść w objęcia Morra. To był ciężki dzień.

Rano wznowił prace. Pogłębił wykonany przez siebie wykop o kolejny metr. Nie udało się jednak znaleźć ciała a jedynie kolejne dwie kule i metalowy przedmiot przypominający klamrę od pasa. Zebrał znalezione przedmioty i zaczął pakować się do drogi. Wrócił do Reubstahl skąd rano (19 kaldzeit) ruszył w drogę powrotną do Aldersburga. Dotarł na miejsce późnym wieczorem. Przy bramie wjazdowej dostrzegł strażnika, w którym rozpoznał jednego z ludzi pracujących dla Jakuba. Ten skinął mu na powitanie i przywołał do siebie.

Odeszli nieco na bok tak by drugi z wartowników ustawionych przy bramie nie mógł ich słyszeć po czym tamten zaczął rozmowę.

- Od czasu gdy wyjechałeś wydarzyło się coś o czym powinieneś wiedzieć. Młodego Vellera odnaleziono wczoraj błąkał się pod murami miasta. Któryś ze strażników go rozpoznał. Zaprowadzono go pod bronią do koszar straży, gdzie jest w tej chwili trzymany pod kluczem do czasu gdy w mieście zjawią się Sigmaryci.

- Veller? Tak po prostu sobie chodził po mieście? Co o tej całej sytuacji sądzi Lentke? Wiadomo coś o von Mutigu, czy jest w mieście?

- O twoim druchu nic nie wiem. O ile mi wiadomo po tym jak zostawiłeś go w Berendorfie nie wrócił do miasta. A Lentke? Chyba łatwo zgadnąć. Jest wkurwiony. Chcieliśmy dorwać Vellera bez informowania o tym władz miasta. Teraz komendant pilnuje go jak nowicjuszka Shallyi swojej cnoty. Nie mamy możliwości pogadać z nim “na osobności” o dokumentach, które nas interesują. Jeśli będziemy mieli pecha inkwizytorzy zdążą go spalić na stosie zanim nam uda się do niego dotrzeć. Jakub nie wyklucza nawet próby odbicia młodego, choć ta opcja będzie nas drogo kosztować. Jeśli zaś o samego Vellera idzie, to przynajmniej według tego co usłyszałem, w chwili złapania wydawał się jakiś dziwny. Strażnicy, którzy go pojmali mówili, że jest coś nie tak z jego skórą i oczy ma jakieś dziwne ale niczego więcej na ten temat nie udało mi się ustalić.

- Zatem udam się do Lentkego i może wpadniem na jakiś rozsądny pomysł. Będzie źle jak Sigmaryci dostaną go w swoje ręce. Przynajmniej, źle dla mego mieszka.

- Udaj się czym prędzej do Jakuba. Czas pracuje na naszą niekorzyść.

Javler nie czekał ani chwili służej, spiął konia i ruszył prosto do ratusza na spotkanie z Lentem.

- Zakładam, że znasz już najnowsze wieści - spytał Lentke witając się ze Straussem, który stanął zasapany w drzwiach.

Zasiedli obaj w salonie w jego domu wpatrzeni w światło kominka. Jakub dołożył kilka drew i obserwował jak płomień skacze wesoło po polanach.

- Wiadomo skąd się tu wziął? Przy którym krańcu miasta był?

- Złapano go jak kręcił się przy drodze wyjazdowej na Reustahl. A skąd się wziął cholera go wie. Faktem jest, że straż nie spuszcza go z oka a jakby tego było mało pod koszarami zebrał się spory tłumek mieszczan żądających by młodego Vellera powiesić od razu. Szlag by to, gdyby dostrzeżono go parę godzin później moi ludzie pełnili by wartę i całą sprawę załatwilibyśmy po cichu.

- Wiem, że Von Mutig miewał kontakty z Kapitanem. Samemu mógłbym się jakoś wślizgnąć do koszar. Potrzebny byłby mi tylko mundur. Może coś bym zdziałał, dowiedział się czegoś. Albo chociaż przyjżał mu się. Czy sądzisz by było możliwe że ktoś porzucił Vellera w tym miejscu, jak nieprzydatny kawałek czegoś więcej? Jako odwrócenie uwagi?

- Nie wiem - jedno jest pewne. Vellera będzie bardzo ciężko wyprowadzić z koszar. Z tego co udało mi się ustalić jest stale pod obserwacją co najmniej dwóch strażników, z czego jeden zawsze jest z nim w celi. Strarze zmieniają się cztery razy na dobę i mają polecenie nie dopuszczać do więźnia nikogo, chyba że na podstawie osobistego rozkazu komendanta. Od biedy można by było wkręcić cię jako strażnika ale nie ma gwarancji, że Veller w ogóle będzie chciał z tobą gadać a nawet jeśli to będziesz to musiał robić przy świadkach. Jest jeszcze jeden wariant - rozwiązanie siłowe. Miałbym pewien sposób na wydostanie Vellera z koszar ALE w takim wypadku cała nasza operacja w mieście będzie spalona. A to jest cena, której bardzo bym nie chciał płacić.

- Co zatem proponujesz?
- Sprowadź tu von Mutiga. Skoro miał kontakty z dowódcą straży może uda mu się zmiękczyć Falkenhorsta na tyle, żeby pozwolił wam na rozmowę w cztery oczy. Szanse na to do najwyższych nie należą - zwłaszcza w związku z faktem, że twój sojusznik stracił swoich mocodawców ale spróbować nie zaszkodzi. Jeśli to się nie uda zastanowię się czy nie wyrwać stamtąd Klausa. Próba uwolnienia będzie jednak nas sporo kosztować, nie wykluczone, że życie części osób biorących udział w operacji.

- Nie wiem czy Hans jest teraz w mieście. Zacznę szukać od karczmy w której się zatrzymał, miejmy nadzieje, że karczmarz będzie coś wiedział.

- Moi ludzie nie widzieli, żeby wracał za tobą do Aldersburga. W sumie od momentu jego wyjazdu do Berendorfu ślad po nim zaginął.

- W Berendorfie jeszcze z nim rozmawiałem. Może być wszędzie, ale raczej nie w Reubstahl. Myślę, że nie mamy czasu na szukanie go. Dzień drogi w jedną strone, dzień w drugą, a pewności nie ma, że go znajdziemy. Pozostaje tylko sądzić, że nie wie jeszcze nic o Vellerze.

- Zatem co proponujesz?

- Sprawdzę czy nie ma go w Karczmie, jeśli do rana się tam nie pojawi, będziemy musieli iść samemu.

- Masz zamiar wślizgnąć się do koszar czy optujesz za rozwiązaniem siłowym?[/i]

- Jeśli nie damy rady słowem, to siłą. Na podstęp nie mam jeszcze pomysłu.

- W takim razie ruszaj do karczmy. Jeśli nie będzie tam von Mutiga sprawdź jeszcze raz jutro. Jeżeli do południa się nie pokaże czekaj na mnie tutaj aż wrócę z ratusza. Wtedy postanowimy co robić dalej.

Pozostało już tylko czekanie. Z nadzieją na to, że Hans pojawi się w mieście, Javler udał się do karczmy w której wynajął pokój, zapłacił karczmarzowi za poinformowanie go, gdy tylko Mutig zjawi się u siebie. Poczym wynajął pokój i czekając w oknie rozmyślał nad możliwością odbicia Vellera.

kevorkian 20-02-2012 23:24

Hans

Był 20 Kaldzeit. Hans kolejny dzień z rzędu czuwał przy jednym z kręgów. Jak dotąd nie udało mu się zastać nieznajomego i jego skrzydlatych sług. To czekanie powoli zaczynało działać mu na nerwy. Było południe. Zabierał się właśnie do spożycia porcji prowiantu dostarczonej mu niedawno przez Wilhelma gdy usłyszał dochodzący z tyłu szelest w zaroślach. Chwilę po tym na polanę wkroczył starzec prowadząc za sobą postać odzianą w czarny płaszcz z kapturem.

- Ten człowiek przyjechał dziś do wsi i rozpytywał o pana. Mówi że się znacie.

Nieznajomy zdjął kaptur. Von Mutig od razu rozpoznał Kartza, choć gdyby prawnik stał nieco dalej mógłby mieć z tym problemy. Twarz Hugona oszpecona była mnóstwem sińców i ran. Lewe oko miał tak mocno przekrwione iż Hans wątpił czy mecenas w ogóle na nie widzi.

- Dawnośmy się nie widzieli - uśmiechnął się ponuro.

- Ano dawno. I nie sądziłem, że jeszcze się zobaczymy. Jak Pan widzi wolałem dla bezpieczeństwa opuścić miasto. Co tam się stało?

- Jeżeli był pan ostatnio w Aldersburgu to zapewne wie, że w doszło do linczu. Wiedzieliśmy z Felixem, że atmosfera w mieście, szczególnie wśród biedniejszej części mieszkańców, jest napięta ale żaden z nas nie oczekiwał tego. Tak czy inaczej po tym jak w mieście zauważono światła na niebie sporych rozmiarów grupa mieszczan ruszyła w stronę posiadłości. Wdarli się na jej teren, zamordowali Felixa i Helenę, matkę Klausa, oraz kilku służących a także ukradli wszystko co tylko dało się wynieść z posiadłości. Ostatni raz gdy patrzyłem na rezydencję kilku z nich próbowało puścić ją z dymem. Mi udało się uciec, choć jak łatwo zauważyć niewiele brakło bym i ja zadyndał. Po ucieczce jakiś czas ukrywałem się u przyjaciół, starając się jednocześnie za pośrednictwem mojego sekretarza zasięgnąć języka w sprawie tamtych zajść. Jestem niemal pewien, że nie był to lincz tylko zaplanowana akcja i jestem nawet w stanie wskazać podejrzanego choć teraz to i tak nie ma już żadnego znaczenia. Ale to nie jest powód, dla którego tu przybyłem. Otóż wczoraj straż miejska ujęła pod murami Klausa albo kogoś bardzo do niego podobnego. Ponieważ w związku ze śmiercią mojego mocodawcy nie będę w stanie zapłacić panu całej obiecanej sumy przybyłem by pożegnać się i wręczyć skromną zapłatę za czas jaki pan poświęcił na próbę rozwikłania sprawy - to powiedziawszy wręczył Hansowi sakiewkę - wewnątrz znajdzie pan 50 złotych koron czyli połowę tego co obiecałem zapłacić. Zaraz po tym jak się rozstaniemy wyruszam na południe i nie planuję powrotu do miasta. Panu doradzam to samo. Inkwizycja pojawi się lada dzień i nie mam pewności czy zadowolą się spaleniem Klausa.

- Jak mam być szczery, to moje plany były bardzo podobne. Dziwi mnie jednak niepomiernie, że Klaus żyje. Chętnie bym się z nim rozmówił, ale w mieście nie będę bezpieczny. Wyrusza Pan już teraz, czy może Pan trochę poczekać?

- Zależy od tego na co miałbym czekać.


- Na towarzystwo. Chciałbym tu odczekać jeszcze chwilę, może uda się ująć osobę, która stoi za tym wszystkim. A jeśli nie, to też nie będę miał tu czego szukać.

- Powiem panu tak. Na wsi jesteśmy w miarę bezpieczni. Minie trochę czasu zanim sigmaryci i straż miejska zainteresują się tym, co mają do powiedzenia o sprawie mieszkańcy okolicznych wiosek. Bez przeszkód mógłbym się tu zadekować na tydzień, może nawet dłużej. W każdym razie o powrocie do Aldersburga nie ma mowy. I nie chodzi tylko o to co Klaus powie na mękach. Kilka osób w mieście, mam tu na myśli jego konkurentów w interesach, wykorzystało tę sprawę do zneutralizowania Feliksa i nie sądzę by na nim chcieli poprzestać. Za dużo wiem by byli skłonni zostawić mnie w spokoju. A jak długo zamierza pan tu zostać?

- Sądzę, że nie więcej niż trzy dni, może cztery.


- Hmm, niech będzie, choć osobiście wolałbym nocować we wsi a nie w leśnej głuszy. Wilhelm wspominał mi o kłopotach z wilkami. Nie chciałbym trafić z deszczu pod rynnę.

- We wsi podejrzany się nie pojawi, miejmy nadzieję. Fakt, że spotkanie z nim może być niebezpieczne, ale tylko w ten sposób możemy coś osiągnąć. Ale jak Pan woli. Ja zostanę tu i spotkamy się, gdy będę wracał.

- Zatem postanowione, widzimy się za cztery dni. Do zobaczenia - prawnik pożegnał się i w towarzystwie Wilhelma ruszył w stronę Berendorfu.


Tak jak zaplanował von Mutig odczekał cztery dni po czym razem z Kartzem ruszyli na południe. Po tygodniu wspólnej podróży rozdzielili się. Mecenas udał się na wschód w stronę Talabheim, Hans na południe do Altdorfu. W późniejszych latach, gdy wieczorami przesiadywał w ulubionej karczmie wracał czasem myślami do wydarzeń jakie rozegrały się podczas jego pobytu w Aldersburgu zastanawiając się jaki też los przypadł w udziale Javlerowi i jego kompanom.

Javler

Gdy wstał rano i zszedł na dół Mutiga w dalszym ciągu nie było. Oberżysta powiedział Straussowi, że jego towarzysz nie pojawił się w karczmie. Ruszył w stronę ratusza, gdzie o tej porze dnia można było zastać Lentkego. Na widok Straussa Jakub polecił zgromadzonym w jego kancelarii urzędnikom opuścić pomieszczenie.

- Skoro jesteś tu tak wcześnie zakładam, że po von Mutigu ani śladu?

- Hans nie dotarł do karczmy przez cała noc. Może to mieć związek ze zniknięciem jego przełożonego, tego prawnika Vellerów, w końcu dla niego pracował. Będziemy musieli sobie poradzić bez niego. Jaki masz plan?

- To zależy - chcesz tylko przesłuchać Vellera czy wydostać go z koszar?

- To chyba ja pracuje dla ciebie.

- Ale tylko głupi przełożony nie interesuje się co myślą jego podwładni.


- Przesłuchanie go na osobności nie będzie raczej możliwe. Jeśli chcesz ujawniać tajemnice śledztwa w obecności tłustych i spoconych strażników to możemy go przesłuchać tam. Możemy także po prostu sprawdzić w jakim jest stanie, poobserwować, może miał coś przy sobie, pewnie to zarekwirowano. Odrobina monet i sądzę, że będziemy mogli oglądnąć te rzeczy. Ostatecznie, jeśli wymagają tego twoi klienci, odbić go. Ale na to nie mam planu.

- O tym, że Klaus ma przy sobie dokumenty, które nas interesują możesz zapomnieć. Może i Falkenhorst strzeże młodego Vellera jak oka w głowie ale więziennemu depozytowi poświęca już mniej uwagi. Klaus w momencie ujęcia nie miał poszukiwanego przez nas woluminu. Miał za to pod ręką opasłe czarne tomiszcze, które leży tam teraz. Moi chłopcy zajrzeli do środka niestety nic nie znaleźli. Księga zawierała same niezapisane kartki. Veller miał również przy sobie medalion, który jednak pozwolono mu zatrzymać - tłumaczył że to pamiątka rodzinna. Co do gruntownego przesłuchania to masz rację - nie ma na to warunków. O jego stan też nie musimy się dowiadywać bo akurat tyle udało mi się ustalić - jest przytomny, czuje się dobrze, choć zdaniem klawisza, którego moi chłopcy wzięli na spytki wygląda jakoś dziwnie - coś jest nie tak z jego skórą i oczami ale nie wiadomo co dokładnie. Jeżeli zdecyduję się wyrwać go pierdla to będzie nas to drogo kosztować. Po takim numerze będziemy musieli zwinąć całą operację w mieście i to w trybie pilnym. Nasi ludzie, którzy przybędą tu za jakiś czas by badać wyspę będą musieli zaczynać budowanie siatki od zera.

- Mówiłeś wczoraj wieczorem, że masz pomysł jak tego dokonać. Podzielisz się swoim pomysłem?


- Wydostanie Vellera będzie zadaniem bardzo trudnym ale nie niemożliwym. Otóż koszary straży miejskiej zostały zbudowane na ruinach klasztoru, który znajdował się w tym miejscu jeszcze przed powstaniem miasta. Z lektury późniejszych zapisów miejskich wiadomo tylko tyle, że w czasach gdy Aldersburg był wioską rybacką cały konwent zniknął w tajemniczych okolicznościach a budynek runął. Na jego miejscu jakiś czas potem, po uzyskaniu praw miejskich, wzniesiono tu koszary straży. Jednak resztki podziemnej części kompleksu przetrwały po dziś dzień. Między innymi przetrwał kanał, którego celem było odprowadzanie nieczystości do rzeki. Moi ludzie znaleźli wylot tego kanału już jakiś czas temu i zdołali go oczyścić z gruzów. To było jeszcze zanim zaczęła się cała sprawa z Vellerem. Myśleliśmy wtedy, że posiadanie tajnego przejścia do koszar może nam być kiedyś na rękę i proszę - oto nadarza się okazja aby z niego skorzystać. Tunel kończy swój bieg blisko podziemnej części koszar, w których przetrzymywany jest Klaus. Możemy się stamtąd dostać do jego celi, załatwić straże i zabrać go tunelem na powierzchnię wysadzając wejście za sobą tak by uniemożliwić pogoń. Jest jednak mały problem. Aby się tam przebić trzeba będzie zburzyć ceglaną ścianę, która obecnie rozdziela oba kompleksy. Tego nie da się zrobić po cichu. Będziemy musieli modlić się by wszystko udało nam się załatwić w kilka sekund po eksplozji. W innym wypadku zleci się tam cały garnizon a wtedy albo od razu zginiemy albo spłoniemy na stosie razem z Klausem za pomaganie heretykowi.

- Nawet jeśli zniszczymy ścianę między kompleksami to jak dostaniemy się do celi z Vellerem? Nie przebijemy się przecież prosto do jego celi. Trzeba ją nam otworzyć.

- Klucze mają strażnicy pilnujący Klausa. Jak będą martwi lub nieprzytomni nie będzie im robiło różnicy co z nimi zrobimy.

- Zatem nie trzeba nam będzie wchodzić frontowymi drzwiami i ryzykować rozpoznanie. Jest szansa, że nikt nie zorientuje się kto to zrobił. masz odpowiednie narzędzia i materiały?


- O sprzęt i ludzi się nie martw. To w tej chwili najmniejsze z naszych problemów. Problem polega na tym, że od czasu gdy ewakuowałem mieszkańców wioski na wyspie komendant nabrał pewnych podejrzeń co do mojej osoby i tego czym się zajmuję w Aldersburgu. Coś czuję, że jeśli akcja zakończy się powodzeniem mój dom będzie jednym z pierwszych, w które skierują się jego szpicle. Dlatego jeśli zadecyduję, że odbijamy Klausa musisz być spakowany i gotowy do drogi. Zorganizowałem już powóz, którym można by go wywieźć z miasta i gdy tylko uda nam się go wyrwać ruszamy na południe.

- A nie możesz być podczas akcji w domu? Na przykład spotkać się z komendantem. Odciągnąć podejrzenie. Dowiedzieć się o wszystkim zaraz po akcji? Nie musiał byś tego tu zostawiać. Raczej nikt nie wie, że dla ciebie pracuję. Podejrzenie padnie na ludzi chcących zlinczować Vellera, mało takich tu? Nie sądzę.

- Po pierwsze, podczas akcji nie będzie mnie z wami. Nie jestem operacyjnym i na nic bym się wam nie przydał. Po drugie Falkenhorst nie jest idiotą. Wie, że jako osoba zamożna mam środki by coś takiego zorganizować. Poza tym Aldersburg to nie krasnoludzka twierdza, gdzie każdy kmiot ma dostęp do materiałów wybuchowych. Dlatego myślę, że próba zwalenia odpowiedzialności na mieszczan nie przejdzie. Zresztą - sądząc po stanie ich wzburzenia gdyby Klaus wpadł im w łapy zabiliby go od razu zamiast porywać.

- Kiedy mielibyśmy zacząć akcję? Nie mam wiele dobytku. Wszystko w zasadzie jest gotowe do zabrania.

- Dziś wieczorem dam ci znać co ostatecznie postanowiłem. Jeśli zadecyduję, że odbijamy Klausa akcja zostanie przeprowadzona jutro w nocy.


- Czym mam się zająć do tego czasu? Czekać na von Mutiga?

- Jeśli chcesz. Teraz jego pojawienie się w mieście i tak niewiele zmieni. Przygotuj się do drogi. Bardzo możliwe, że trzeba będzie szybko opuszczać miasto. Upewnij się że masz odpowiednią broń. Z łuku czy kuszy wielkiego pożytku miał nie będziesz ale sztylet i jakiś krótki miecz na pewno ci się przydadzą. Poza tym nie wiem, wyśpij się. Jutro nie będziesz miał okazji.


- Dobrze, zatem zajmę się odpowiednimi zakupami zaraz, a potem znajdziesz mnie w karczmie.

Strauss pożegnał się z Jakubem i udał się na targ sprzedał tam wszystko co nie mogło mu się przydać podczas akcji lub później, w czasie podróży. Jeśli musiałby uciekać z miasta chciał to robić bez zbędnego balastu na grzbiecie.

Po opuszczeniu targowiska ruszył w stronę karczmy. Kiedy przechodził przez Aubenstrasse, jedną z głównym ulic Aldersburga, dostrzegł, że podąża nią korowód złożony z kilkunastu mężczyzn na koniach i otaczającego ich tłumu gapiów. Motłoch wiwatował jakby odprowadzali wojennych bohaterów. Strauss przystanął na chwilę by lepiej przyjrzeć się nowo przybyłym. Grupę tworzyło piętnastu konnych. Dwunastu z nich było odzianych w skórzane pancerze i twarzami przywodzili Javlerowi na myśl zbirów, na jakich można się było natknąć w oberżach położonych w dokach. Uwagę Straussa przykuła trójka posępnych mężczyzn odzianych w płaszcze z godłem Sigmara. Po kilku sekundach wpatrywania się w złote młoty wyhaftowane na strojach dotarło do niego kim są ci ludzie. Pędem ruszył w stronę ratusza by poinformować Jakuba, że mają mniej czasu niż można się było spodziewać.

Zastał swojego zwierzchnika pogrążonego nad stosem dokumentów. Lentke na powitanie rzucił zdyszanemu Javlerowi podejrzane spojrzenie.

- Zapomniałeś czegoś?

- Sigmaryci! - wykrztusił z siebie Strauss, wskazując palcem w stronę placu. - Przyjechali wraz ze sporą obstawą. Zapewne zaraz udadzą się do Vellera!

Lentke najpierw rozdziawił gębę w wyrazie zdumienia po czym odetchnął głęboko i rzekł:

- Powoli, nie traćmy zimnej krwi. Zanim wezmą się do pracy muszą udać się tutaj by załatwić formalności z burmistrzem, przekazać patent i listy uwierzytelniające i tak dalej. Wątpię by jeszcze dziś wzięli się do pracy. Ale racja - będziemy musieli przyspieszyć operację a jako, że węszenie w koszarach pod nosem inkwizycji to samobójstwo pozostaje nam jeden wariant - oswobodzenie Klausa. Akcję trzeba będzie przeprowadzić dziś w nocy. Zaraz potem opuszczamy miasto. Za gorąco się tu zrobiło. Kiedy wyjdziesz ode mnie udasz się do mojego domu i powiesz służącemu, który ci otworzy, że przyszedłeś się zobaczyć z Erwinem. To mój człowiek, który wyda ci sprzęt i powie jak go używać. Coś czuję, że będziecie potrzebować kilku dodatkowych zabawek. Jak już się dozbroisz wracaj do karczmy i odsapnij trochę. Wieczorem, tak z cztery godziny po zachodzie słońca podejdź na Ritterstrasse - to ulica, która biegnie wzdłuż prawego brzegu rzeki. Mniej więcej w połowie długości znajduje się zejście do niewielkiej przystani. Pod jej powierzchnią znajdziesz wejście do kanału. Jest zamaskowane zaroślami. Woda w miejscu gdzie się znajduje powinna sięgać ci gdzieś do kolan. Usuń chaszcze i wejdź do środka. Wewnątrz będzie czekać reszta drużyny. Łącznie z tobą grupa liczy siedem osób. W sam raz by wyrwać Vellera z pierdla a potem szybko się zmyć z powrotem do podziemi. Plan jest taki - wysadzacie ścinę zabijacie lub obezwładniacie straże, zależnie od tego co da się zrobić szybciej i uciekacie z jeńcem tą samą drogą. Gdy wyjdziecie na powierzchnię będzie na was czekał powóz i kilka koni, na których wyjedziecie z miasta. Jeśli to wszystko to ruszaj w drogę, ja zaś zajmę się przygotowaniem swojej ucieczki. Życzę ci szczęścia. Bogowie wiedzą, że będzie wam potrzebne.

Podali sobie ręce po czym Javler opuścił gabinet Lentkego. Prosto z ratusza udał się do domu swego zwierzchnika. Na miejscu spotkał się z jednym z jego podwładnych. Chłopak był młodszy od Javlera o jakieś pięć lat i sądząc po stroju on również wybierał się na akcję.

- Witam, Lentke podejrzewa, że delikwent, którego mamy wydostać z koszar może posługiwać się magią i niekoniecznie być skory do współpracy. Na tę okoliczność będziemy musieli się zabezpieczyć - zaprowadził go do salonu, gdzie w rogu, na niewielkich rozmiarach stoliku rozłożono masę różnokolorowych fiolek, broni i przyrządów, których przeznaczenia Strauss mógł się tylko domyślać - niech pomyślę co nam się przyda... na pewno to - podał mu woreczek wewnątrz którego znajdowało się pięć szklanych kulek - nazywamy to chmurą eddesyńską. To maleństwo po rozbiciu wydziela gaz powodujący łzawienie oczu i utrudniający oddychanie. Dodatkowo gdy ofiara jest wrażliwa na wiatry magii może pozbawić ją przytomności. Krótko mówiąc delikwent musi być bardzo dobry w swym fachu by pod działaniem tego środka móc spleść choćby najprostszy czar. Co dalej... na pewno wywar z Koli - wręczył Javlerowi flakonik z fioletowym płynem - Najlepiej zażyć to na pół godziny przed rozpoczęciem akcji. Poprawia refleks, koordynację ruchów i nieznacznie zwiększa siłę. Za tą mobilizację płaci się jednak następnego dnia ale jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem nie będzie trzeba się o to martwić. Może jeszcze granat - pokazał mu wąski cylinder o długości ok 15 cm pomalowany na czarno. Z jednej strony był zabezpieczony czerwony wieczkiem - odrywasz pokrywkę i po dziesięciu sekundach wszystko w promieniu piętnastu metrów wylatuje w powietrze. Można by tego użyć gdyby ładunki mające osłaniać nasz odwrót z jakiś przyczyn nie zadziały. To wszystko. Idź się wyspać.

Po odejściu z domu Lentkego ruszył do karczmy. Zabrał cały swój dobytek, którego nie miał zamiaru brać ze sobą na akcję i ukrył go w ślepej uliczce przebiegającej tuż przy drodze wyjazdowej na południe. Do rozpoczęcia operacji zostało raptem kilka godzin. Postanowił pójść za radą podkomendnego Jakuba i wykorzystać je na sen.

kevorkian 21-02-2012 12:24

Gdy się obudził słońce skryło się już za linią horyzontu. Czekał. Do umówionej godziny zostało jeszcze trochę czasu. Tymczasem pogoda na zewnątrz gwałtownie się popsuła. Z początku słychać było pojedyncze grzmoty poprzedzone przez cienkie nitki błyskawic przecinające nieboskłon gdzieś w oddali. Nie minęła jednak nawet godzina gdy burza zawitała do miasta. “Może i lepiej” pomyślał Strauss. “Mniej ciekawskich kmiotów na ulicach i pod koszarami”. Mając dosyć czekania spakował sprzęt i ruszył w stronę Ritterstrasse. Na zewnątrz lało jak z cebra, tak że trudno mu było dostrzec co znajduje się dalej niż kilkanaście metrów przed nim. Dobra pogoda jeśli ktoś chce pozostać niezauważonym.

Ukryte przejście opisane mu przez Jakuba odnalazł bez trudu. Zagłębił się w tunel gdzie czekała na niego pozostała szóstka. Jeden z nich, górujący wzrostem nad pozostałymi wystąpił naprzód.

- Ty jesteś Strauss - bardziej stwierdził niż spytał - nazywam się Borha i dowodzę akcją. Wszyscy wiedzą jak wygląda sytuacja, więc nie ma sensu tracić czasu na pogaduchy. Ruszajmy.

Nie potrafił określić ile czasu zajęło im przedostanie się do końca krętego tunelu. Kiedy się tam dostali dowódca skinął dwóm ludziom którzy zabrali się za przygotowywanie ładunków. Pierwszy komplet zamontowali jakieś dwadzieścia metrów od ściany. Te miały im posłużyć do zablokowania drogi ucieczki po oswobodzeniu Klausa, tak by ewentualna pogoń nie mogła podążyć ich śladem. Drugi komplet ułożono pod ścianą, którą mieli zamiar wysadzić. Gdy robota była skończona jeden z nich odpalił lont i krzyknął - Kryć się! - cała grupa schowała się za zakrętem oddalonym o kilka metrów od miejsca eksplozji.

Wybuch jaki nastąpił po kilku sekundach zatrząsł całym kompleksem. Huk był ogłuszający a na głowy posypał im się pył. Na szczęście sufit nie runą. I dobrze, póki co potrzebowali tego przejścia. Na komendę dowódcy Javler i reszta ludzi Lentkego wpadli do lochu. Po obu stronach utworzonej przez nich wyrwy ciągnęły się rzędy cel. Na wprost widać było okute drzwi, prowadzące na wyższy poziom. Po ich lewej stronie widać było jedno ciało odziane w mundur straży miejskiej i... no właśnie. Nieborak leżał po przeciwległej stronie korytarza, jakieś dwadzieścia metrów od miejsca wybuchu. Mieli sporo szczęścia. Pewnie oberwał kawałkiem gruzu i stracił przytomność. Grupa zabrała się za przetrząsanie cel. Były odgrodzone od korytarza kratą a nie drzwiami, więc można było sprawdzić co jest w środku nawet bez ich otwierania.

- I jak? - spytał dowódca - macie coś?

Nie mieli. Z przeszukiwaniem uwinęli się raptem w parę sekund. Poza jedną celą wszystkie były zamknięte i puste. W tej ostatniej, położonej niedaleko miejsca eksplozji Javle znalazł ciało strażnika. “Dziwne” pomyślał “skoro był w środku nie powinien ucierpieć od wybuchu”. I faktycznie. Nie od tego zginął. Gdy tylko Strauss odwrócił ciało spoczywające twarzą do ziemi jego oczom ukazał się krwawy ochłap gdzie normalnie powinno znajdować się oblicze. Również gardło nieboszczyka zostało rozszarpane.

- Panowie, tego strażnika nie my zabiliśmy! Coś wyżarło mu twarz!


Borha wpadł do celi i obrzucił wzrokiem ciało.

- Kurwa, pewnie sukinsyn sam próbuje nawiać. Zaraz zaraz... słyszycie to? - spytał ale wokół panowała absolutna cisza.

- O czym mówisz, ja nic nie słyszę?! - Strauss wyciągnął miecz i rozglądał się za możliwą drogą, którą Veller mógł uciec.

- Dokładnie o tym. Przed chwilą rozpieprzyliśmy kawał ściany w środku koszar. Powinni się tu zbiec wszyscy klawisze z okolicy a ja nie słyszę by ktokolwiek się tu spieszył. Przecież nawet burza nie mogła zagłuszyć huku eksplozji.

- Ale gdzie jest Veller, to jedyna szansa, żeby go stąd wydostać!? Jak Veller umknął z celi?


- Mógł się udać tylko w jednym kierunku -
wskazał na drzwi wyjściowe - przydałoby się sprawdzić tego trupa co tam leży a potem wziąć się za przeczesywanie reszty koszar. Coś mi się widzi, że dzisiejszej nocy nie będziemy musieli martwić się o straż.

Zabrali się do oględzin drugiego ciała. Ten strażnik zginął w identyczny sposób co poprzedni. Ostrożnie otworzyli drzwi i cała grupa ruszyła do sąsiadującej z korytarzem komnaty. Z niej były cztery wyjścia licząc z tym, którym tu wkroczyli. Wnętrze sali zajmowało kilka stołów i ław. Tu strażnicy jedli po skończonej służbie.

- Dobra trzeba będzie się podzielić - zaczął Borha - Erwin i Udo, bierzecie drzwi po lewej, Erich i Victor te po prawej. Ja, Strauss i Heinz idziemy na wprost.

Rozdzielili się i każda z grup ruszyła w swoją stronę. Zespołowi, w którym znalazł się Javler przypadło w udziale przeczesywanie koszarowej kuchni i znajdujących się za nią dwóch pomieszczeń gospodarczych. Przeszukiwanie zajęło im jakieś dziesięć minut. Mieli już zawracać gdy usłyszeli krzyk. Cała trójka ruszyła do sali, gdzie się rozdzielali. Na miejscu spotkali Ericha i Victora.

- Wy też to słyszeliście? Daję sobie łapę uciąć, że ten głos należał do Erwina.

Pobiegli w stronę korytarza po lewej stronie komnaty. Miał on trochę ponad dziesięć metrów i u jego kresu znajdowały się żelazne wrota. Ponadto po obu stronach odchodziły od niego drewniane drzwi - po trzy na każdy bok.

- Teraz powoli, pokój po pokoju przeszukamy cały ten fragment. Erich i Victor zaczną z lewej strony, dwaj pozostali ze mną będą przeczesywać pomieszczenia po prawej - wyszeptał Borha - Jeśli zobaczycie kogoś poza Erwinem i Udem macie zabić zanim delikwent zdoła cokolwiek zrobić.

Javler skinął głową na znak zrozumienia i ruszył za dowódcą. Borha otworzył pierwsze drzwi i wkroczył do wnętrza pomieszczenia. Znaleźli się w koszarowej zbrojowni. Podłogę w środku zaścielało pięć ciał strażników. Część z nich zamordowano w podobny sposób co poprzednich, pozostałym poskręcano karki. Dowódca po raz ostatni obrzucił wzrokiem pomieszczenie i dał znak do wycofania się.

Wyszli na korytarz, gdzie spotkali się z resztą grupy.

- Na razie czysto - rzucił Udo.

Zabrali się za przeszukiwanie kolejnej pary pomieszczeń. Tym razem Javlerowi i dwójce towarzyszy przypadło w udziale zwiedzanie sali tortur. Straussowi zebrało się na mdłości po obejrzeniu niektórych zgromadzonych tu przyrządów.

- No cóż - zaczął Borha wskazując na dwa rozszarpane ciała leżące na podłodze - jeśli sigmaryci po tym co tu zobaczą w dalszym ciągu będą chcieli przesłuchiwać Vellera, będą musieli postarać się o nowych oprawców. Nic tu po nas.

- Lepiej pospieszmy się z tym przeszukiwaniem, bo zaraz to my staniemy się ich ofiarami... albo tego czegoś czym jest Veller!

Gdy wychodzili na korytarz nagle drzwi po przeciwległej stronie korytarza wyleciały z zawiasów powalając całą trójkę na ziemię. Pech chciał, że podczas upadku Strauss zahaczył głową o futrynę. Nie stracił przytomności ale dzwoniło mu w uszach i chwilowo stracił ostrość widzenia. Główną siłę uderzenia przyjął na siebie Heinz, który wchodził na korytarz jako pierwszy. Borha, który pierwszy poniósł się z ziemi chwycił Straussa za fraki, drugą ręką ujął nieprzytomnego towarzysza i powlókł ich z powrotem do sali tortur i ułożył pod ścianą. Najpierw obejrzał Heinza.

- Kurwa - zaklął cicho - już po nim. Strauss trzymasz się jakoś?

- Co to było? Co za siła wywaliła te drzwi? - Javler sprawdził swoje fiolki i trzymał w pogotowiu tą, która miała dodać mu sił, by w chwili zagrożenia zaraz ją wypić.

Borha spojrzał na niego spode łba.

- Nie mówili ci, że to działa po jakimś czasie? Teraz trochę za późno na popitkę z Koli
- podwinął nogawkę odsłaniając przytroczoną do buta kuszę pistoletową. Wziął ją do ręki i naładował bełtem z kołczanu umieszczonego przy pasie - robimy tak: ty wychylisz się i wrzucisz do środka kulkę z chmurą. Nawet jeśli delikwent nie jest magiem to przynajmniej gaz oślepi tego sukinsyna na moment i da nam parę sekund na działanie. Ja wpakuję mu bełt i wrzucę granat i spieprzamy tam skąd przyszliśmy. Gotowy?

- To raczej nic poważnego. Zatem kulki... i miecz. Ciekawe jak daleko zaszło to ścierwo. Ruszajmy!

Javler wychylił się zza rogu i rzucił jedną z kulek w stronę sąsiedniego pomieszczenia. Gdy tylko usłyszeli brzęk tłuczonego szkła i cichy syk towarzyszący uwalnianiu gazu Borha wyskoczył z naładowaną kuszą zza węgła... i zanim zdążył oddać strzał jakaś siła rzuciła nim o przeciwległą ścianę. Dowódca padł na podłogę, która stopniowo zaczęła się zabarwiać na czerwono. Strauss został sam.

Javler zasłonił usta chustą, by nie zatruć się samemu gazem. Wyciągnął miecz i zaczął skradać się do ciała Bohry. Tymczasem dym z rozbitej chmury eddesyńskiej zaczął z wolna wsączać się do pomieszczenia. Pierwsze efekty działania specyfiku dały o sobie znać gdy tylko Strauss znalazł się w zasięgu oparów. Zapach, który czuł mimo przesłoniętej twarzy przypominał mieszankę siarki, słodkawej woni zgnilizny i woni jaką pachniało zaraz po burzy. Czuł, że z wolna traci ostrość widzenia, mimo to parł do przodu. Po paru sekundach, które wydały mu się wiecznością dotarł do celu i zabrał kuszę upuszczoną przez dowódcę.

Javler chwycił kuszę i sprawdził czy bełt nie zsunął się z cięciwy. Wziął ją do silniejszej ręki, a miecz przełożył do lewej, tak by po strzale odrzucić kuszę i przełożyć szybko miecz. Gdy już był gotowy przygotował kusze do strzału i wychylił ją lekko zza rogu, po czym sam zaglądnął do pomieszczenia.

Nie zobaczył zbyt wiele. Dym z rozbitej kulki z wolna opadał. Na razie jednak szczelnie wypełniał sąsiedni pokój i przestrzeń korytarza. Przez biały tuman nie dało się niczego wypatrzyć. Nawet gdyby napastnik czyhał dwa metry przed nim i tak by go nie zauważył.

Javler osłonił twarz i przeczekał aż dym opadanie. Starał się nasłuchiwać odgłosów, próbując zlokalizować atakującego. Przymrużył nieco oczy i powoli skradając się wszedł do środka. Chwilę po tym jak wszedł do pomieszczenia, w którym po opadnięciu gazu nie wypatrzył nikogo poczuł jak z wolna opuszczają go siły. Ręce i nogi odmawiały mu posłuszeństwa i coraz trudniej było iść aż w końcu zatrzymał się. Nie mógł nawet poruszyć oczami by rozejrzeć się dokoła. Uczucie to nie było mu obce. Pamiętał je dobrze z wyspy gdzie natknęli się na nieznajomego i jego skrzydlate sługi.

- Wybacz ale potrzebuję teraz nieco prywatności - zachrypły głos dochodził z rogu komnaty i Javler nie musiał zbytnio wytężać pamięci by przypomnieć sobie do kogo należał. Usłyszał kroki. Jegomość podszedł do Straussa by móc mu się przyjrzeć z bliska. Gdy tylko nieznajomy wkroczył w krąg światła rzucanego przez latarnię zawieszoną pod sufitem Straussowi ciarki przeszły po plecach. Już raz widział tą twarz, tyle że na portrecie znalezionym w rezydencji Velerów - zaraz zaraz pamiętam cię. Tak, byłeś kilka dni temu na wyspie. No cóż, jak to mawiają co się odwlecze to nie uciecze.

Nagle jakaś niewidzialna siła wyrwała Javlera w powietrze i rzuciła nim o ścianę. Poczuł rozdzierający pierś ból, któremu towarzyszył chrzęst łamanych kości. Ta sztuczka kosztowała go kilka złamanych żeber. To jednak znajdowało się na szarym końcu listy zmartwień agenta. W momencie uderzenia granat, który zabrał ze sobą na akcję wypadł zza pazuchy i toczył się teraz z wolna w stronę nieznajomego i choć pokój nie należał do najlepiej oświetlonych Javler nie mógł nie zauważyć, że zabezpieczające ładunek wieczko nieznacznie odstaje od korpusu urządzenia. Przypomniał sobie co podkomendny Lentkego powiedział mu na temat broni “odrywasz pokrywkę i po dziesięciu sekundach wszystko w promieniu piętnastu metrów wylatuje w powietrze”. Nieznajomy spojrzał pod nogi i wyglądało na to że na moment stracił koncentrację gdyż Strauss odzyskał władzę nad swoim ciałem. Strauss wyciągnął rękę i wycelował naładowaną kuszę. Priorytetem było obezwładnienie Vellera i niedopuszczenie go do rzucania czarów. Wcelował w jego głowę i wystrzelił jak szybko się dało. Bełt przeszył szyję napastnika. Ten zachwiał się jednak nie upadł. Silnym ruchem ręki wyszarpnął pocisk z rany i cisnął nim o podłogę.

- He he - zarechotał - będziesz musiał postarać się bardziej - w międzyczasie Strauss zauważył, że z leżącego na podłodze granatu zaczyna wydobywać się niewielka stróżka dymu. Do jego uszu dotarł cichy syk.

Javler wstał otrzepując się i sięgnął do kieszeni sprawdzając co mu zostało. To była jedna z ostatnich rzeczy jakie zapamiętał. Chwilę po tym jak zdołał podnieść się na nogi ładunek pod nogami nieznajomego eksplodował zalewając cały pokój deszczem stalowych odłamków.

kevorkian 21-02-2012 22:58

Gdyby nie fakt, że siła wybuchu zatrzasnęła na wpół otwarte drzwi komnaty wypychając Straussa na korytarz, agent rozstałby się z życiem. Przez dłuższą chwilę leżał na podłodze nie mogąc się ruszyć. Bolały go wszystkie kości a w jego uszach rozbrzmiewał ogłuszający pisk. Po paru sekundach spróbował się podnieść i wtedy runął w dół.

Obudził się w ciemnej niskiej komnacie przypominającej nieco miejski loch, do którego tej nocy wdarł się z resztą ludzi Lentkego. Szybko jednak zorientował się, że tutaj już od dawna nikt nie zaglądał. W nikłym świetle latarni leżącej na stercie gruzu spostrzegł, że zgromadzone w pomieszczeniu meble były poniszczone a leżące tu i ówdzie stalowe podpory sufitu pordzewiałe. No właśnie... sufit... Nie mógł go dostrzec, początkowo zrzucając to na karb wzroku osłabionego wybuchem i słabej poświaty rzucanej przez latarnię. Potem jednak wszystkie elementy poczęły z wolna układać się w całość w jego umyśle. Wyglądało na to że z klasztoru, który niegdyś stał w miejscu koszar ostał się nie tylko tunel a eksplozja niszcząc podłogę odsłoniła . się do góry było szaleństwem. Nie wiadomo jak wysoko znajdowały się najniższe poziomy garnizonu a w jego stanie takie zabawy mogły skończyć się poważnym urazem jeśli nie śmiercią. Z wolna obszedł pomieszczenie. Prowadziło z niego tylko jedno wyjście toteż nie mając wyboru podążył w tamtym kierunku. Korytarz miał jakieś dwadzieścia metrów i stopniowo opadał na jego końcu tliło się zielone światło. Javler zatrzymał się w pół drogi gdy usłyszał dochodzący stamtąd ryk. Sądząc po odgłosie nie mógł należeć do człowieka.

Zaraz sięgnął swój miecz i spowolnił kroku. “To zapewne jedne z tych jego straszydeł”. Sięgnął do kieszeni po wywar, jaki dostał w domu Lentkego i wypił go duszkiem. Poczuł jak gorzki płyn z wolna napełnia go ciepłem. Usiadł oparty o ścianę i czekał aż wywar zacznie działać. Dalej czuł ból jednak przypływ nowych sił pozwolił mu przezwyciężyć cierpienie. Świat wokół niego nabrał kolorów. Wstał, dobył miecza i wykonał kilka zamachów by sprawdzić jak radzi sobie z bronią - sztych, zastawa, kolejny wypad do przodu.

- Lepiej nie będzie - mruknął do siebie.

Ruszył w stronę wyjścia. Wylot korytarza otwierał się na ogromną jaskinię, z której odchodziło łącznie osiem wejść, licząc z tym, z którego właśnie wyłaniał się Javler. W centrum groty znajdowała się wzniesiona z kamienia struktura przypominająca nieco studnię. Otaczały ją trzy pierścienie głazów podobne do tych, jakie widział w rozsianych po okolicy kręgach. Pierwszą rzeczą, jaka rzuciła mu się w oczy było źródło owej zielonkawej poświaty. Jadeitowy opar wydobywał się ze studni, przy której leżał nieznajomy recytując coś z rozłożonej przed nim czarnej księgi. Miał mniej szczęścia niż Javler i w wyniku eksplozji. Stracił lewą nogę a w jego plecach tkwiło kilkanaście metalowych odłamków. Przyjrzał się rannemu upewniając, czy jest dla niego zagrożeniem. Podbiegł do niego i z całej siły uderzył go pięścią w głowę by go ogłuszyć.

Cios był silniejszy niż Strauss się spodziewał. Mikstura zauważalnie zwiększyła jego krzepę. Delikwent przetoczył się na plecy, księga wypadła mu z dłoni. Przetarł twarz i spojrzał na zdumionego Javlera.

- Wygląda na to, że wydał się mój mały sekret -
agentowi zajęło jakąś sekundę czy dwie uzmysłowienie sobie faktu, że nieznajomy nie ma ludzkich oczu. Białe ślepia pozbawione były źrenic i emanowały jakąś dziwną mgiełką. Oczy te już raz widział, kiedy z Hansem odwiedzili dworek Wolfskern - czyżbym nie był tym za kogo mnie brałeś?

- A kim, bądź czym jesteś? I po co to wszystko? Co osiągnąłeś zadając sobie tyle trudu?

- Johannes Eckhard, do usług. Muszę przyznać, że spodziewałem się, że Felix Veller wyśle na poszukiwania swego syna, którego tożsamości przez jakiś czas używałem, połowę swoich zbirów z Aldersburga. Jakież było moje zdziwienie, gdy wtedy na wyspie moi słudzy i ja napatoczyliśmy się na dwoje przybłędów w towarzystwie miejscowego pospólstwa. Zresztą, teraz już nieważne kto cię wynajął.


- Co to za księga, którą się posługujesz, i gdzie czerwony notatnik Vellera?

- Wolumin zwie się “Nienazwane Kulty” ale tobie on i tak się na nic nie zda. A co się tyczy notatnika, to spoczywa on tam, gdzie leży nieodżałowanej pamięci Klaus - w lesie na wschód od Aldersburga kilka metrów pod ziemią.

- Gdzie to jest? I jak długo tam leży jego ciało?


Stwór rozdziawił gębę w ponurym uśmiechu.

- A ile jesteś gotów dać w zamian za ten dokument? Na początek wydostanie nas z tej jamy byłoby wskazane.

- Nic. Zginiesz. Nie wyciągnę cię stąd.


Mówjąc To Javler przeszył klatkę piersiową mieczem. Eckhard legł bezwładnie na ziemi, zamknął oczy i wydał z siebie cichy jęk. Strauss niezwłocznie zabrał się do przeszukiwania ciała. Jedynymi przedmiotami jakie znalazł były sakiewka i medalion zawieszony na szyi denata. Javler zabrał ze sobą księgę i medalion, po czym znalazł stare mundury i szmaty, oraz lampę by spalić ciało. Wrócił do komnaty by zabrać stamtąd potrzebne mu rzeczy. Po powrocie do jaskini obłożył zewłok szmatami, wylał na wierzch nieco oleju z lampy i obserwował jak podłożony przez niego ogień z wolna trawi ciało Eckharda. Po jakiejś minucie, gdy Javler miał zamiar wsiąść się za poszukiwanie wyjścia z podziemi stwór zerwał się nagle próbując chwycić go za nogę. Strauss szybkim cięciem odciął czerep bestii, która po uderzeniu padła by już więcej nie wstać.

Zaczął sprawdzać po kolei wszystkie korytarze odchodzące z groty. Powietrze w jednym z nich nie śmierdziało stęchlizną w tym samym stopniu co w pozostałych toteż zdecydował się zagłębić w ten właśnie tunel. Po niemal godzinnej wędrówce dotarł do jego wylotu znajdującego się wśród skał jakimi najeżony był w tej części okolicy brzeg Morza Szponów. Kilka sekund później zemdlał.

Gdy się obudził była noc. Nie wiedział ile czasu był nieprzytomny. Każda kość, każdy mięsień w jego ciele drgały w nieprzerwanym spazmie bólu. Podciągnął koszulę. Lewy bok miał ciemnofioletową barwę. Szczelniej owinął się płaszczem i powłócząc nogami ruszył w stronę miasta. Było mu obojętne czy złapie go inkwizycja czy natknie się na straż miejską. Chciał tylko znaleźć ciepły kąt do spania. Ostatkiem sił zawlókł się do domu Lentkego. Służba, widząc w jakim jest stanie, natychmiast zaciągnęła go do środka i posłała po medyka. Gdy ułożyli go na posłaniu Javler stracił przytomność po raz drugi. Gdy tylko się obudził lokaj Jakuba wręczył mu liścik od Lentkego. Na pytanie gdzie przepadł jego pan starzec odrzekł, że wyjechał i kazał wszystkim mówić, że udał się do Talabheim.

Według listu prawdziwym celem jego podróży było Middenheim i tam też nakazywał się Javlerowi udać. Na miejscu Strauss miał otrzymać następny przydział. Jego, niepełna zresztą, rekonwalescencja trwała nieco ponad tydzień. Wykorzystał ten czas na wypytanie służby o wydarzenia rozgrywające się obecnie w Aldersburgu. Dowiedział się, że feralnej nocy, gdy próbowali odbić Klausa pod bramami koszar doszło do bitwy pomiędzy strażą a rozwścieczonym motłochem, wskutek której skład osobowy aldersburskiego korpusu skurczył się o połowę. W tym okresie do domu Lentkego raz zawitali strażnicy na szczęście służbie udało się ukryć rannego w piwnicy. Javler nie miał pewności czy ktoś może go połączyć ze sprawą Vellera ale nie miał zamiaru ryzykować.

Gdy tylko był w stanie chodzić agent postanowił niezwłocznie opuścić miasto. Do załatwienia pozostała mu tylko jedna sprawa. Rano tego dnia, gdy wyruszył na południe udał się do Bud by rozmówić się z Kroenenem. Przemierzał ulice ubrany w płaszcz głęboko naciągnięty na głowę by nikt go nie rozpoznał. Zastał starca w jego kramie zajętego lekturą jakiegoś rozpadającego się woluminu.

- O witam, w czym mogę pomóc?

- Witaj, mam coś co należy do ciebie, jak sądzę. -
mówiąc to Javler wyciągnął księgę, która zabrał Eckhardowi, i położył na kontuarze.

Kroenen uśmiechnął się.

- Doskonale, widziałem, że się na was nie zawiodę. No właśnie, gdzie się podziewa pan von Mutig?

- Nie mam pojęcia jakiś czas temu rozdzieliliśmy się i od tej pory nie daje znaku życia.


Sklepikarz sięgnął pod kontuar i położył przed Straussem mieszek - oto i pańskie honorarium. Jeśli pański towarzysz mimo wszystko zawita do miasta jego dola będzie tu na niego czekać. I mogę wiedzieć co się w końcu stało z paniczem Vellerem. Mam nadzieję, że nie musiał pan odbierać mu tego woluminu siłą?

- Musiałem, inaczej on odebrał by mi co innego.

- No cóż trudno. Dziękuję mimo wszystko i miłego dnia życzę.


Javler wyszedł ze sklepu, dosiadł wynajętego konia i pogalopował na południe, w stronę szlaku wiodącego do Middenheim. Gdy odjechał na kilka kilometrów obejrzał się do tyłu by z mieszaniną ulgi i obrzydzenia po raz ostatni spojrzeć na miasto. Splunął na ziemię i popędził wierzchowca. Nigdy nie wrócił do Aldersburga.


Epilog


25 Somerzeit 2528

- Możesz mi wreszcie wyjaśnić czemu jedziemy na to zadupie?

Edmund nie grzeszył elokwencją co, jak zawsze, niezmiernie bawiło jego towarzysza. Dwie postacie na koniach poruszających się niespiesznym stępem odziane w czarne płaszcze jechały lasem wypatrując przed sobą miasta. Opuścili „Zajazd Pod Dwiema Wronami”, ostatni przystanek na szlaku wiodącym do Aldersburga kilka godzin temu. Według tego co powiedział im oberżysta wynikało, że powinni już widzieć mury miejskie. Wreszcie, ich oczom ukazała się niewielka dolina a w niej kontur miasta położonego nad morskim brzegiem oraz trzech wiosek.

- Jak już mówiłem ze względu na odkrycie jakiego dokonałem w Marienburgu, postanowiłem wznowić projekt, jaki zarzuciłem parę lat temu.

- Będziesz łaskaw rozwinąć?


- Pamiętasz Klausa Vellera?

- Ten twój koleżka z uniwersytetu?


- Zgadza się. Otóż po tym jak wrócił do domu przez jakiś czas korespondowaliśmy ze sobą. Nic szczególnego. Jego zainteresowania początkowo koncentrowały się na dziejach miasta i okolic oraz korzeniach jego rodziny. Krótko mówiąc nic godnego uwagi. Prawdę powiedziawszy w tamtym okresie kontynuowałem wymianę listów tylko przez wzgląd na dawne czasy. Jednakże w jakiś czas potem zmienił obszar badań. Pisał mi o odnalezionych przez siebie zapisach dotyczących człowieka, który żył w Aldersburgu kilkaset lat temu. Niejaki Johannes Eckhard, dosyć podejrzany osobnik parający się najpewniej czarną magią odkrył w manuskryptach, które rzekomo miały pochodzić z Nehakary, rytuał pozwalający wskrzesić z prochów człowieka pewną formę ożywieńca, który dysponuje całością wspomnień z poprzedniego życia. Idea wydała mi się dosyć intrygująca. Niestety w jakiś czas potem kontakt z Vellerem się urwał. Jak może pamiętasz dziesięć lat temu badałem ruiny położone w południowej części Gór Krańca Świata. Dlatego też nie miałem czasu by udać się na północ i na miejscu ustalić czy warto się tym zainteresować. Wkrótce potem zapomniałem o całej sprawie.

- Co się stało, pomijając rzecz jasna nadmiar wolnego czasu, że postanowiłeś zgłębić temat?


- Jak już mówiłem skłoniły mnie do tego wyniki badań prowadzonych w Marienburgu. Ich przedmiot nie miał co prawda nic wspólnego z pracami Vellera jednak przeszukując kroniki miejskie z 2261 roku natknąłem się na wzmiankę pewnym kupcu, którego oskarżono o praktyki czarnoksięskie. W wyniku tych oskarżeń musiał uciekać z miasta pozostawiając tam znaczny majątek. Ponieważ inkwizycja nie była tam równie sprawna co w Imperium nie udało się go ująć. Nazywał się Friedrich Korvin. Wtedy też przypomniałem sobie o badaniach Klausa. Z tego co pisał wynika, że mniej więcej w tym samym czasie Eckhard pojawił się w Aldersburgu.

- Rozumiem, sądzisz, że Korvin i Eckhard to ta sama osoba. Mam tylko nadzieję, że nie ciągniesz mnie na to zadupie tylko ze względu na swoje przeczucie i zbieżność dat.


- Nie tylko o daty tu chodzi. Z tego co pisał Klaus wynikało, że Eckhard żył nienormalnie długo. W chwili śmierci, która nastąpiła w dosyć tajemniczych okolicznościach, musiał mieć grubo ponad sto lat. Podobnie w przypadku Korvina. Jedną z przyczyn, jakie przesądziły o oskarżeniu go o czary był podejrzanie długi czas życia. I porównując to co sam wygrzebałem z listami Klausa jasno wynika, iż obaj panowie nie wyglądali na staruszków. Według diariusza pewnego kupca, który żył w tamtych czasach w Marienburgu i robił interesy z Korvinem delikwent nie mógł mieć więcej niż 50 lat. Poza tym Veller w jednym z listów wspomniał mi, że Eckhard budził w mieście podejrzliwość, gdyż jak na przyjezdnego dysponował sporą wiedzą o przeszłości miasta. Jak myślisz, w jaki sposób ją uzyskał? Coś bardzo podobnego wyczytałem w owym diariuszu na temat Korvina.

- Dobra przekonałeś mnie. Zdajesz sobie sprawę, że tego rodzaju eksperymenta grożą w tym kraju stosem?

- Po pierwsze to, że kilku ciemnych księżulków myśli, iż każdy rodzaj magii praktykowany poza świątynią lub którymś z kolegiów jest czarnoksięstwem, nie oznacza że to prawda. Po drugie, w przeszłości nie miałeś większych oporów przed brudzeniem sobie rąk, jeśli tylko gra była warta świeczki. A ręczę ci, że jeśli ten rytuał faktycznie działa to nasz trud się opłaci. Pomyśl tylko czego moglibyśmy się dowiedzieć. Zresztą pomijając sam rytuał pozostaje jeszcze kwestia długowieczności Korvina/Eckharda. Ten sekret może być wart równie dużo jeśli nie więcej. Poza tym kto będzie podejrzewał maga z Kolegium Ametystu i znanego historyka o paranie się zakazaną magią?

- Hmm... jeśli tak stawiasz sprawę.

- Niestety nie będzie łatwo. Jakiś czas temu wynająłem człowieka by udał się do Aldersburga i zrobił rozpoznanie. Vellerów nie ma już w mieście. Klaus sześć lat temu został aresztowany po czym zniknął w niejasnych okolicznościach. Podejrzewali go o czary. Reszta rodziny zginęła podczas jakiś zamieszek. Więcej dowiemy się na miejscu. Veller na pewno zostawił jakieś ślady a i ludzie przez te sześć lat wszystkiego nie zapomnieli. Wcześniej czy później wydrzemy przeszłości jej tajemnice...



KONIEC?


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 19:59.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172