Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy Oznacz fora jako przeczytane

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 08-10-2011, 22:05   #1
 
kevorkian's Avatar
 
Reputacja: 1 kevorkian jest jak klejnot wśród skałkevorkian jest jak klejnot wśród skałkevorkian jest jak klejnot wśród skałkevorkian jest jak klejnot wśród skałkevorkian jest jak klejnot wśród skałkevorkian jest jak klejnot wśród skałkevorkian jest jak klejnot wśród skałkevorkian jest jak klejnot wśród skałkevorkian jest jak klejnot wśród skałkevorkian jest jak klejnot wśród skałkevorkian jest jak klejnot wśród skał
[wfrp2.5/zc] Śladami Klausa Vellera

Śladami Klausa Vellera



Część pierwsza: Przerażający staruch


5 Kaldzeit 2522

- Z mojej strony to wszystko. Rozumie pan teraz czemu chcielibyśmy całą sprawę załatwić bez rozgłosu. Jeśli nie ma pytań wrócę do swoich obowiązków a pan do poszukiwań.

Hugo Kartz w milczeniu przyglądał się swojemu rozmówcy oczekując na odpowiedź. Gawędzili ze sobą od kilku godzin. Dotychczas to głównie starzec zadawał pytania, jakby chciał upewnić się, że powierza zadanie we właściwe ręce. Młodzieniec odpowiadał starając się unikać nawiązań do swojej przeszłości i zainteresowań.

Hans był w Aldersburgu od trzech dni. Już na pierwszy rzut oka widać było, że mieścina lata świetności ma już za sobą. Większość budynków, zwłaszcza tych położonych w biedniejszej części miasta okalającej doki, sprawiało wrażenie jakby za moment miały się zawalić grzebiąc pod stertą gruzu swoich lokatorów. Na temat mieszkańców miasteczka również nie dało się powiedzieć zbyt wiele dobrego. Apatyczni i gburowaci zdawali się doskonale pasować do miejsca, w którym przyszło im żyć.

Zatrzymał się w położnej niedaleko nabrzeża karczmie „Pod Białym Węgorzem”. Przybytek, choć urządzony skromnie, był w miarę czysty czego nie dało się powiedzieć o kilku innych lokalach, do których Mutig zawitał wcześniej. Klientelę stanowili głównie robotnicy pracujący w pobliskich dokach. Gospodarz, chuderlawy jegomość nazwiskiem Berg, miał do wynajęcia trzy pokoje na piętrze i za jeden życzył sobie dwa szylingi za noc. Młodzieniec chętnie przystał na jego ofertę, tym bardziej, że od czasu gdy zerwał kontakty z rodziną nie narzekał na nadmiar gotówki.

Jak do tej pory jego poszukiwania nie przyniosły rezultatów. Przyjechał tu wiedziony perspektywą zgłębienia nieznanych mu dotąd tajników zakazanej wiedzy jednakże do tej pory jedyne co zyskał to kilka podejrzanych spojrzeń i wyzwisk. Na północy nie lubili obcych, szczególnie tych którzy zadawali pytania. Rankiem trzeciego dnia, kiedy już zaczął się zastanawiać nad wyjazdem z Aldersburga, odwiedził go nieznajomy. Hans siedział przy jednym ze stołów w karczemnej sali spożywając przygotowane przez Berga śniadanie, gdy przysiadł się do niego bogato odziany starzec. Miał jakieś sześćdziesiąt lat i był szczupły. Nosił czarny strój zwieńczony białą kryzą, kojarzący się Mutigowi z ubiorem tileańskiej szlachty. Na jego palcach pobłyskiwało kilka złotych pierścieni a pierś zdobił sporych rozmiarów medalion z wizerunkiem wagi.

- Witam, nazywam się Hugo Kartz i pracuję w Aldersburgu jako adwokat jednego z tutejszych kupców - Felixa Vellera. Doszły mnie słuchy, że wypytuje pan po mieście o jego syna. Tak się składa, że i ja go szukam. Mogę wiedzieć dlaczego interesuje pana Klaus?

- Znamy się ze studiów - odparł bez chwili zastanowienia Hans.

Według Karla Brennera - jednego ze znajomych z czasów studiów, od którego dowiedział się o wydarzeniach w Aldersburgu, Klaus Veller kilka lat temu uczęszczał na Uniwersytet Altdorfski. Możliwe, że faktycznie kiedyś się spotkali.

- Od jakiegoś czasu nosiłem się z zamiarem odwiedzenia go. Gdy dotarłem na miejsce doszły mnie słuchy, że zaginął. Postanowiłem poszukać go na własną rękę. Niestety do tej pory nie miałem szczęścia. Po posiłku miałem zamiar odwiedzić jego rodziców by dowiedzieć się nieco więcej na temat okoliczności w jakich zaginął Klaus - Mutig starał się by jego historyjka zabrzmiała najlepiej jak to tylko możliwe. Zdradzenie starcowi prawdziwych przyczyn poszukiwań Vellera nie byłoby posunięciem ani mądrym ani bezpiecznym.

- Myślę, że to nie będzie konieczne. Nie ma sensu niepotrzebnie zamartwiać państwa Vellerów. Będę w stanie odpowiedzieć na większość pańskich pytań równie dobrze co oni. Jeśli chce pan pomóc przy poszukiwaniach Klausa miałbym propozycję. Zapewne zdaje pan sobie sprawę z okoliczności towarzyszących zniknięciu Klausa przed miesiącem. Ostatnimi czasy miasto aż huczy od plotek na ten temat. Znaleźć go nie będzie łatwo. W przeciwnym wypadku już dawno ktoś wpadłby na jego trop. Jeśli zgodzi się pan pracować na sprawą dla mnie ułatwię panu wykonanie zadania wszelkimi środkami jakie pozostają w mojej dyspozycji. Po jego zakończeniu gotów jestem wypłacić sumę stu złotych koron tytułem rekompensaty za czas poświęcony na poszukiwania. Mam wszakże jeden warunek. Wszelkie próby kontaktowania się z rodziną Klausa i resztą ludzi z jego najbliższego otoczenia muszą być wcześniej uzgadniane ze mną. Czy taka forma współpracy by panu odpowiadała?

- Niech będzie - odrzekł po chwili zastanowienia Hans.

- Jeszcze jedno - dodał Kartz - w związku z absurdalnymi oskarżeniami o praktyki czarnoksięskie wysuwanymi przez przeciwników jego ojca od pewnego czasu pojawiały się głosy by powierzyć zbadanie sprawy zaginięcia Klausa inkwizycji. W końcu władze miasta uległy naciskom i posłano po sigmarytów. Pojawienie się w Aldersburgu łowców czarownic jest tylko kwestią czasu. Mamy tydzień, może dwa. Kiedy do tego dojdzie znacznie trudniej będzie prowadzić poszukiwania. Dlatego też pośpiech i dyskrecja z pana strony będą jak najbardziej wskazane.
 
__________________
zaprzysięgły wróg wielkich liter

Ostatnio edytowane przez kevorkian : 26-11-2011 o 09:23.
kevorkian jest offline  
Stary 15-10-2011, 00:32   #2
 
Radagast's Avatar
 
Reputacja: 1 Radagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnie
Kartz zbierał się do wyjścia, gdy przypomniał sobie co jeszcze miał do przekazania von Mutigowi.

- Choć ostatnimi czasy Klaus spędzał większość czasu w domowym zaciszu, to przez ostatnie lata często jeździł po okolicy. Widzi Pan, syn mojego zleceniodawcy bardzo interesował się historią tej części Imperium, w szczególności dziejami osiadłych tu rodów szlacheckich, w tym również własnego. Vellerowie żyją tu od kilku pokoleń. Zmierzam do tego, że poszukiwań Klausa nie musi Pan ograniczać do terenu miasta. W czasie swoich podróży zdarzało mu się rozmawiać z tutejszymi kmieciami, może oni będą w stanie powiedzieć nieco więcej o tym, czego dokładnie Veller szukał w tych lasach.

Hans słuchał z wyrazem uprzejmego zainteresowania na twarzy i nie przerywał. W umyśle już próbował odsiać prawdę od wersji oficjalnej. W to, że Inkwizycja interesuje się Klausem z czystej nadpobudliwości nie wierzył. Nawet nie z powodu wielkiego zaufania do kompetencji Inkwizycji, co raczej do swojego źródła. Skoro on przybył tu szukać tajemnej wieczy, to ona tu była. Więc bajki na temat badania histori okolicy Kartz mógł zachować dla siebie.

- Hmmm... - mruknął Hans, zamyślając się na moment. - Cóż, zacznę więc może od najbardziej oczywistego pytania w tych warunkach: kiedy, gdzie i w jakich okolicznościach widziano Klausa po raz ostatni?

Kartz zmieszał się trochę słysząc to pytanie. Nieco niechętnie odpowiedział:

- Zacznę może od wyjaśnienia, że młodzieniec od jakiegoś czasu przebywał w, jakby to ująć... areszcie domowym. Widzi Pan jego zachowanie w ciągu ostatnich kilku miesięcy w połączeniu z plotkami, od których w mieście aż huczy, sprawiło, że jego ojciec, Felix Velller postanowił odizolować chłopca od otoczenia. Przez trzy miesiące rodzina trzymała go pod kluczem. Niestety środki ostrożności podjęte przez Vellerów okazały się być niewystarczające. Miesiąc temu Klaus uciekł. Stało się to w nocy. Od tamtej pory słuch po nim zaginął.

Hans przez chwilę przyglądał się rozmówcy z uwagą.

- Wydaje mi się, że zapomniał Pan wspomnieć o najważniejszym. Cóż to za zachowania i plotki, o których Pan wspomniał?

- Co do zachowania... no cóż, Klaus był bardzo zdeterminowanym młodzieńcem. Gotów był zrobić wiele dla dobra swoich badań. Do tego stopnia, iż pewnej nocy kilku mieszczan wracających późnym wieczorem z karczmy zauważyło go jak kręcił się po miejskim cmentarzu. Nie muszę chyba mówić, jakiego rodzaju pogłoski sprowokował ten nieszczęsny incydent. Skoro zaś o pogłoskach mowa, to nie wspomniałem o nich zakładając, że będąc w Aldersburgu od kilku dni nasłuchał się Pan tego i owego od miejscowych. Skoro jednak chce Pan wiedzieć nieco więcej to przed dwoma laty miasteczkiem wstrząsnęła fala morderstw. W ciągu czterech miesięcy zginęło osiemnaście osób. Po dziś dzień nie odnaleziono sprawcy ani ciał niektórych ofiar. Te zaś, które straż odnalazła nadawały się do pochowania tylko w zamkniętych trumnach. Przez niemal rok mieliśmy spokój. Niestety przed czterema miesiącami robotnicy pracujący w dokach trafili na kolejne ciało. Do dnia dzisiejszego liczba ofiar wynosi piętnaście. Nie muszę chyba dodawać, iż każdy w mieście myśli, że obecne morderstwa są powiązane z tamtymi sprzed dwóch lat.

W czasie dłuższej wypowiedzi Kartza Hans rozglądał się po sali, w której siedzieli. Mimo pory nakazującej raczej pracować niż przesiadywać w karczmie, znajdowało się tam kilku stałych klientów. Przyciągało ich piwo, trochę rozwodnione, ale nadal niezłe i w dobrej cenie. I brak karaluchów wielkości sugerującej, że mogą odgryźć człowiekowi nogę za jednym zamachem. Von Mutiga drażniło przebywanie w jednym pomieszczeniu z tymi brudnymi robolami. Na dodatek zdawało mu się, że ktoś co chwilę rzuca w jego stronę podejrzliwe spojrzenie. Gdy na dodatek opodal nich przeszła dziewka służebna, wyuczona paranoja Hansa nie wytrzymała.

- Pan wybaczy, że przerwę - wszedł Kartzowi w słowo, - ale obawiam się, iż nadto tutaj ciekawskich uszu. Dokończmy tedy naszą konwersację w dogodniejszym miejscu. Zapraszam Pana do mego pokoju. Jest bardzo skromny, ale za to blisko.

Rozmówca tylko kiwnął przyzwalająco. Chwilę później kiedy obaj znaleźli się w ciasnym pokoju na piętrze, który von Mutig od jakiegoś czasu zajmował Kartz podjął wątek.

- Większość uważa, że w obu wypadkach sprawca był ten sam, co biorąc pod uwagę podobny sposób uśmiercania ofiar jest bardzo prawdopodobne. Nietrudno zatem wyobrazić sobie reakcję ludności na wieść o nocnej eskapadzie Klausa.
- Hmm... Nie wolno nam wykluczyć, że Klaus przypadkiem trafił na ślad zabójców i postanowił dokładniej zbadać sprawę, czyż nie mam racji? - podsunął wyjaśnienie von Mutig. Sam w nie nie wierzył i był pewien, że Kartz też nie uwierzy, ale prostacy mogli - Zatem mniemam, że obawy plebsu są przesadzone. Niemniej istnieją tu pewne okoliczności korzystne dla nas. Kto prowadzi śledztwo w sprawie tych zabójstw, bo jak tuszę, śledztwo jest, czyż nie?

- Nie wiem kto dokładnie ze straży zajmuje się sprawą, ale o to może zapytać Pan naszego komendanta. Proszę tylko powołać się na mnie. Pan Falkenhorst nie należy do osób, które okazują szczególną sympatię przyjezdnym. Moje nazwisko powinno go nastawić nieco przychylniej, podobnie jak wielu innych ludzi w Aldersburgu. Garnizon znajduje się na obrzeżach miasta zaraz przy drodze wiodącej do Reubstahl.

- Jak bardzo zależy Panu na znalezieniu Klausa? - zapytał Hans, mrużąc lekko oczy.

- Chłopiec jest jedynym dzieckiem Vellerów. Mój zleceniodawca gotów jest dać wiele by go odnaleźć.

- Nie, nie. Nie zrozumiał mnie Pan. Jak bardzo Panu zależy? - powtórzył pytanie von Mutig, z wyraźnym akcentem na "Pana".

- Jak już mówiłem wykonuję zlecenie pana Vellera, a ponieważ swoje obowiązki staram się wykonywać najlepiej jak to tylko możliwe, może Pan przyjąć, że na odnalezieniu Klausa zależy mi tak samo jak jego ojcu.

- Powiem więc wprost, jaka idea mnie nawiedziła. Sądzę, że oficjalne wzięcie udziału w śledztwie w sprawie zabójstw pomogłoby mi w wydobyciu informacji od tutejszych ludzi, niezbyt mi chętnych, jak był Pan łaskaw zauważyć. Z drugiej jednak strony, musiałbym unikać jak ognia imienia Klausa, żeby nie podsycać krzywdzących Pana Vellera plotek. Co Pan sądzi na ten temat?

- Fakt, być może pański udział w śledztwie mógłby rzucić nieco światła na okoliczności w jakich zaginął Klaus. Sęk w tym, że naszym priorytetem jest dyskrecja. Nawet jeśli znajdzie Pan Klausa ale wzbudzi przy tym zbyt wiele rozgłosu, to gdy tylko sigmaryci pojawią się w mieście skierują swe kroki do posiadłości Vellerów. Z tego też względu chcę by ograniczył Pan swoje kontakty z przedstawicielami tutejszych władz do niezbędnego minimum. Falkenhorst jest człowiekiem zaufanym, nie mogę jednak powiedzieć tego samego na temat wszystkich jego podkomendnych. Paradowanie po mieście z orszakiem złożonym ze straży to ostatnia rzecz jakiej Panu potrzeba. Najlepiej będzie porozmawiać z komendantem w garnizonie i dowiedzieć się, który oficer prowadzi sprawę a następnie, po konsultacji ze mną, zaaranżować spotkanie tutaj lub u mnie w biurze, podczas którego dowiedzielibyśmy się wszystkiego na temat morderstw. Nie należy zaniedbywać innych tropów. Może Pan odwiedzić miejsca, w których Klaus bywał, porozmawiać z ludźmi, z którymi dyskutował o swoich badaniach. Możliwości jest wiele.

- Ależ nie zamierzam się ograniczać do śledzenia morderców, wszak nie to jest moim zadaniem - zapewnił swojego rozmówcę, niezbyt najwidoczniej wierzącego w jego kompetencje. - Nie myślałem nawet uznawać tej poszlaki za priorytetową. Liczyłem raczej na wykorzystanie pozycji jaką by mi dało bycie, w oczach mieszkańców, przedstawicielem władz. Ale jeśli jest Pan przeciwny, to niechaj będzie podług Pańskiej woli. Tak czy inaczej chciałbym obejrzeć miejsce, gdzie przebywał... w odosobnieniu nasz zaginiony. Sądzę także, iż w trakcie poszukiwań swoich korzeni Klaus prowadził jakieś notatki. Chciałbym je zobaczyć.

- Rezydencję możemy odwiedzić jutro, dziś moje obowiązki mi na to nie pozwolą. Co do notatek to może być problem. Rzecz w tym, że Klaus w czasie gdy trzymano go w odosobnieniu de facto nie mieszkał już z rodzicami. Kilku ludzi pracujących na zlecenie jego ojca pojmało go i siłą sprowadziło do rezydencji. O ile mnie pamięć nie myli miało to miejsce w Obersdorfie. Klaus niecałe dwa lata temu wyprowadził się z domu tłumacząc się koniecznością prowadzenia intensywnych prac badawczych w terenie. Nie chciał powiedzieć gdzie się zatrzyma. Kiedy się wyprowadzał zabrał ze sobą całą swoją biblioteczkę. Rodzina widywała go tylko gdy raz w miesiącu przyjeżdżał do miasta po żywność.

Słysząc zwrot “o ile mnie pamięć nie myli” Hans otwarł szerzej oczy ze zdumienia, ale wstrzymał się od komentarza. Nie wiedział, czy Hugo naprawdę nie wie na pewno tak ważnej rzeczy, czy próbuje coś ukryć.

- Jak mniemam rozmowa z owymi ludźmi, którzy... sprowadzili Klausa na powrót do rodziny nie będzie problemem, ni nietaktem? Chciałbym lepiej poznać okoliczności owego pojmania. I oczywiście dowiedzieć się, z której strony Klaus przyjeżdżał tutaj. Nie sądzę, żeby regularnie zmieniał lokum, a z tego co zauważyłem, to dróg wyjazdowych w tej miejscowości za dużo nie ma.

- Mogę ich tu podesłać nawet dziś wieczorem - zaproponował prawnik.

- Proszę zatem to uczynić niezwłocznie. Myślę, że na razie więcej pytań nie będę miał. Chciałbym tylko wiedzieć w jaki sposób mam się z Panem kontaktować. Jak mniemam będzie Pan chciał znać na bieżąco postępy poszukiwań.
- Moja kancelaria znajduje się przy Vessenstrasse pod numerem 14. To środek miasta, niedaleko ratusza. Może Pan spytać przechodniów o drogę. Zastanie mnie Pan tam od rana do południa. Jeśli zdażyłoby mi się opuścić kancelarię mój sekretarz, Friedrich Koch przyjmie od Pana wiadomość lub wskaże miejsce, gdzie musiałem się udać. Często zdarza mi się załatwiać różne sprawy w dokach.

Nie czekając aż Kartz skończy wypowiedź Hans ostrożnie, na palcach podszedł do drzwi i wyjrzał przez dziurkę od klucza. Korytarz był pusty. Dla pewności otworzył drzwi i rozejrzał się dokładniej. Uspokojony zamknął drzwi i wrócił na swoje miejsce.

- Odrobina ostrożności nie zawadzi - odpowiedział na zdziwione spojrzenie Kartza.

Rozmowa była skończona. Uścisnęli sobie dłonie, po czym Hugo, życząc von Mutigowi dobrego dnia wyszedł z pokoju. Hans przez chwilę słuchał jego oddalających się kroków, po czym podszedł do swojego kufra. Wyjął z niego mapę okolicy i przyjrzał jej się uważnie. Wyglądało na to, że czeka go wyprawa do Obersdorfu, najbliższego sąsiada Aldersburga. Jednak jego spojrzenie, nie wiedzieć czemu, wciąż przyciągała mała kropka podpisana jako Streugofen.
 
__________________
Within the spreading darkness we exchanged vows of revolution.
Because I must not allow anyone to stand in my way.
-DN
Dyżurny Purysta Językowy
Radagast jest offline  
Stary 16-10-2011, 23:20   #3
 
kevorkian's Avatar
 
Reputacja: 1 kevorkian jest jak klejnot wśród skałkevorkian jest jak klejnot wśród skałkevorkian jest jak klejnot wśród skałkevorkian jest jak klejnot wśród skałkevorkian jest jak klejnot wśród skałkevorkian jest jak klejnot wśród skałkevorkian jest jak klejnot wśród skałkevorkian jest jak klejnot wśród skałkevorkian jest jak klejnot wśród skałkevorkian jest jak klejnot wśród skałkevorkian jest jak klejnot wśród skał
Resztę dnia Hans spędził w karczmie. Kartz powiedział, że do rezydencji Vellerów mogą zajść jutro toteż dziś nie było sensu odwiedzać Vellerów, tym bardziej, że nie miał pewności czy bez prawnika w ogóle by go wpuścili. Koniecznie chciał obejrzeć miejsce, gdzie młodego Vellera trzymano pod kluczem. Nie zaszkodziłoby również rzucić okiem na komnaty, które chłopak zajmował przed opuszczeniem rodzinnego gniazda. Co prawda według Kartza Klaus zabrał wszystkie swoje zapiski podczas przeprowadzki jednak istniała niewielka szansa, że pozostawił coś wskutek nieuwagi. Perspektywa przeszukiwania rezydencji z adwokatem zaglądającym mu przez ramię niezbyt Hansowi pasowała ale gotów był to przełknąć w zamian za możliwość uzyskania jakichkolwiek informacji na temat prawdziwego przedmiotu badań prowadzonych przez młodego Vellera.

Pozostało ustalić czym zajmie się po przeprowadzeniu rekonesansu w rezydencji. Nie miał zbytniej ochoty na pogawędkę z kimieciami z Obersdorfu, choć zdawał sobie sprawę, że wcześniej czy później będzie trzeba to załatwić. Pozostała jeszcze kwestia zabójstw nękających miasto. Podejrzewał, że Klaus jest z całą sprawą w jakiś sposób powiązany. Może to on był sprawcą albo znał winnego. Bez rozmowy z komendantem straży i oficerem prowadzącym śledztwo trudno było powiedzieć na ten temat coś konkretnego. Musiał pamiętać by podczas spotkania unikać jak ognia wzmianek na temat chłopca. W przeciwnym wypadku sigmaryci po przyjeździe do Aldersburga mogą zechcieć poszukać nie tylko młodego Vellera.

Wieczorem kiedy po skończonej kolacji leżał na łóżku w swoim pokoju planując następny dzień z zamyślenia wyrwało go głośne stukanie do drzwi. Gdy je otworzył jego oczom ukazało się dwóch osiłków odzianych w ubłocone kaftany. Obaj górowali nad nim wzrostem i muskulaturą. Starszy był w wieku Hansa, młodszy miał jakieś dwadzieścia lat. Już na pierwszy rzut oka widać było w jaki sposób zarabiali na chleb - blizny na twarzach, nosy które nieraz były łamane i pokaźnych rozmiarów noże przytroczone do pasów nie pozostawiały co do tego najmniejszych wątpliwości. Starszy z oprychów zmierzył go wzrokiem po czym spytał:

- Pan jesteś Mutig? Stary Kartz nas przysłał. Podobno chcesz z nami pogadać.

- Tak, ja jestem von Mutig - odpowiedział Hans ze stoickim spokojem. - Jak mniemam Wy... towarzyszyliście Klausowi w jego powrocie do ojcowizny, czyż nie?

- Tia, to ja zdzieliłem go po ryju kiedy nie chciał się z nami zabrać, skoro pan pytasz. Kartz wysłał nas i kilku innych chłopaków żeby go zgarnąć zaraz po tej rozróbie na cmentarzu.

Prostackie słownictwo i sposób wyrażania się mężczyzn budził w Hansie niesmak, a brak należytego szacunku względem niego aż prosił o wybatożenie chłopa, ale von Mutig robił dobrą minę do złej gry. Na razie obaj byli mu potrzebni.

- Czyli nie był zbyt zadowolony ze spotkania z Wami? - zapytał niewinnie, w duchu stwierdzając, że nie jest mu to dziwnym. - Kiedy i gdzie dokładnie doszło do napomknionych przez Was wydarzeń? I co masz na myśli mówiąc “rozróba na cmentarzu”? Ze szczegółami, jeśli łaska.

- Dobra, zaczniemy od początku. Kartz pewnie powiedział coś o tym, że w mieście ludzi mordują. Teraz to ludziska boją się po nocy wychodzić na ulicę. Jakieś cztery miesiące temu kilku miejscowych pijaczków po kilku godzinach chlania w “Złotej Świni” wracało pod wieczór do domu. Tak się zlożyło, że przechodzili obok cmentarza. Zauważyli tam jak młody Veller kręci się między nagrobkami i coś z nich spisuje. Jeden z nich doszedł do wniosku, że gnojek odprawia tam czary i trzeba go za to powiesić. Na szczęście pogoń szła im niesporo i młody zdążył nawiać do rezydencji tatusia. Następnego dnia pod domem Vellerów zgromadził się spory tłumek. Ludziska domagali się, żeby kupiec wydał syna w ręce straży. Jednak Falkenhorst, z tego co wiem, od dawna siedzi w kieszeni starego Vellera. Dlatego straż i owszem wkrótce się pojawiła tyle że nie po Klausa. W kilka minut rozpędzili gawiedź i na tym sprawa by się skończyła, gdyby szczyl zgodził się siedzieć na dupie i przez jakiś czas nie pokazywać w mieście. Tak przy okazji daję sobie obie łapy uciąć, że ten motłoch to ludzie Kerna tam napędzili.

- Kto to Kern? - wtrącił się Hans.

- Friedrich Kern to kupiec i zarazem główny konkurent Vellera jeśli idzie o kontrolę doków. Obaj są ze sobą na noże od czasu gdy odziedziczyli interesy po swoich starych. Wracając do Klausa - kilka dni po tym jak kmioty chciały go utrupić młody wyjechał w nocy z Aldersburga. Nie wiem co przy tej okazji powiedział ojcu ale nazajutrz przyszedł do nas Kartz i powiedział, że mamy go sprowadzić do domu. Obojętnie w jaki sposób. Z początku nie wiedzieliśmy gdzie szukać. Od paru lat mieszkał poza miastem i przyjeżdżał tu tylko po sprawunki. Zaczęliśmy wypytywać ludzi czy nie widzieli od której strony wjeżdżał do Aldersburga. W końcu trafiliśmy na paru takich, którzy widywali go, jeszcze jak pracował z nim ten cały doktor, jadącego od strony Reubstahl. Pojechaliśmy tam zapytać o niego miejscowych. Okazało się, że młody urządził się gdzieś w lesie na wschód od wioski. Chłopi nie wiedzieli jednak gdzie dokładnie a my nie mieliśmy wtedy ze sobą nikogo, kto mógłby służyć za przewodnika. Jak spytałem się wieśniaków czy któryś nie chciałby zarobić kilku srebrników to żaden nie był chętny. Szczęście nam jednak dopisało. Po powrocie do Aldersburga jeden z moich ludzi, którego zostawiłem w mieście na wypadek gdyby młody się tam pokazał, powiedział, że widział go odjeżdżającego w stronę Obersdorfu. Ruszyliśmy w tamtą stronę. Po dotarciu na miejsce i wypytaniu kilku kmieci okazało się, że Veller faktycznie przejeżdżał przez wioskę. Zostawił konia u jednego z gospodarzy i poszedł do lasu. Wcześniej pogadał z jakimś dziadygą, nie wiem o czym. Poczekaliśmy tam jeden dzień i pod wieczór dorwaliśmy szczyla. Szedł w stronę wsi niosąc ze sobą jakiś tobół wypełniony cholera wie czym. Heinz - to mówiąc wskazał młodszego towarzysza - powiedział mu że ma się zabrać z nami. Ten zaczął uciekać w stronę stajni kmiecia, u którego zostawił swoją chabetę. Złapaliśmy go ale się wyrywał, to mu przywaliłem żeby przespał całą podróż do miasta. To chyba wszystko.

Hans potarł nerwowo podbródek.

- Co się stało ze wzmiankowanym tobołem? - Mutig był ciekaw co też mógł on zawierać

- Zostawiliśmy na miejscu. Przykaz był, żeby sprowadzić gówniarza. Nie było mowy o jego rzeczach.

Jeżeli Hans miał jakieś złudzenia odnośnie intelektu swoich rozmówców, to właśnie je porzucił.

- Będę potrzebował tych rzeczy. Jak rozumiem poszukiwaniem prawdziwej kryjówki Klausa też się nie trudziliście?

- Niby po co? Co prawda wiedzieliśmy, że to musi być gdzieś koło Reubstahl ale po jego ujęciu nie było sensu szukać dalej.

- Wspomniałeś o doktorze, który pracował z Klausem. Co to za jeden?

- Nazywał się Kell czy jakoś podobnie. Po wyglądzie powiedziałbym, że starszy ode mnie o jakieś dziesięć lat. W mieście po raz pierwszy usłyszeli o nim jak młody wyniósł się z domu. Sam widziałem go raz czy dwa. Tak czy owak jakiś rok temu zniknął. Jeśli chcesz pan wiedzieć o nim coś więcej to pytaj Kartza albo kogoś z rodziny.

- Dobra. Na razie jesteście wolni. Ale jutro chciałbym zobaczyć miejsce, gdzie go pochwyciliście.


- No to czeka nas wycieczka. Jutro z rana widzimy się tutaj. Mam nadzieję, że masz pan jakąś szkapę. Przejedziemy się do Obersdorfu, choć szczerze powiedziawszy niewiele jest tam do oglądania. Mam jutro jedną sprawę do załatwienia w mieście więc zaraz po dojechaniu wracam do Aldersburga.

- Dobra, dobra. Tylko najpierw muszę się spotkać z Kartzem. Dopiero wtedy ruszymy -
wysupłał z sakiewki monetę i rzucił im “Niech znają łaskę Pana” pomyślał. Złoty krążek potoczył się po podłodze by zatrzymać się na bucie młodszego ze zbirów. Ten rzucił von Mutigowi niechętne spojrzenie ale zabrał monetę - Możecie już iść - powiedział Hans na pożegnanie, nie patrząc się na nich.

"Zatem postanowione" westchnął. Jutro w pierwszej kolejności zajmie się zbadaniem rezydencji, potem zaś uda się do Obersdorfu. Na to że znajdzie we wsi tobołek pozostawiony przez Vellera raczej nie miał co liczyć. Od ujęcia Kausa przez oprychów minęły cztery miesiące. Jeżeli w środku było coś wartościowego chłopi już dawno to rozkradli. Miał jednak nadzieję że uda mu się ustalić chociaż co zawierał ów pakunek. Zgasił ustawioną na stole lampę i położył się spać myśląc o tym co przyniesie następny dzień.
 
__________________
zaprzysięgły wróg wielkich liter

Ostatnio edytowane przez kevorkian : 26-11-2011 o 09:24.
kevorkian jest offline  
Stary 22-10-2011, 21:26   #4
 
Radagast's Avatar
 
Reputacja: 1 Radagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnie
Hans wstał wcześnie rano i po spożyciu lekkiego śniadania ruszył w miasto na poszukiwanie kancelarii Kartza. Tak jak obiecywał adwokat, znalezienie jej nie zajęło Hansowi zbyt wiele czasu. Piętrowy budynek mieścił się nieopodal ratusza. Parter zajmował sklep tutejszego jubilera, prawnik urzędował na górze. Do jego biura wiodły strome schody poprowadzone wzdłuż ściany bocznej budynku, kończące się okutymi drzwiami. Mutigowi otworzył przygarbiony jegomość w wieku zbliżonym do Kartza. Był dość szczupły i lekko utykał na prawą nogę. Miał na sobie brązowe spodnie, takąż kamizelkę i białą koszulę. Nosił długie siwe włosy, które na czubku głowy zaczęły ustępować miejsca łysinie. Za grubymi okularami skrywał parę dużych niebieskich oczu.

- Pan von Mutig jak mniemam? - zapytał od razu. - Mecenas oczekuje.

To mówiąc zaprowadził go na tyły kancelarii do gabinetu Kartza. Hans zastał adwokata pochylonego nad stosem papierów.

- Witam, właśnie zastanawiałem się, kiedy pan nas odwiedzi. Friedrich, jeśli ktoś będzie o mnie pytał, najbliższych parę godzin spędzę u Vellerów - to mówiąc ruszyli z Hansem w stronę wyjścia.


Dotarcie do rezydencji zajęło im nieco ponad pół godziny. Siedziba rodu Veller mieściła się przy drodze wyjazdowej wiodącej do Obersdorfu. Już na pierwszy rzut oka widać było, że właścicielom powodzi się lepiej niż większości mieszkańców Aldersburga. Budynek był zadbany i w porównaniu z sąsiednimi wręcz emanował przepychem. Rezydencję wzniesiono z czerwonej cegły na planie prostokąta. Przypominała Hansowi pałac, w którym przyszło mu spędzić dzieciństwo, choć oczywiście siedziba jego rodu była znacznnie większa. Mimo wszystko von Mutig był pod wrażniem. Vellerom musiało się powodzić w interesach skoro mogli sobie pozwolić na utrzymanie takiego domostwa. Nie było mu dane obejrzeć go z bliska gdyż Kartz poprowadził go na tyły posiadłości gdzie obok ogrodu sporych rozmiarów mieścił się piętrowy domek.

- Na parterze tego domu znajdują się mieszkania służby. Całe piętro jest wolne. W jednym z ulokowanych tam mieszkań trzymano Klausa.

Chwilę później Hans przechadzał się po pokojach zajmowanych do niedawna przez młodego Vellera. Na mieszkanie składały się dwa pomieszczenia, z czego kuchnia sprawiała wrażenie od dawna nieużywanej. Drugi - niewielki pokoik z łóżkiem był bez wątpienia miejscem, gdzie po raz ostatni widziano Klausa. Wyposażenie pomieszczenia dopełniały dwie półki na książki, obecnie puste oraz niewielka szafka przy łóżku. Okna w obu pomieszczeniach były zakratowane.

- Więc to jest człowiek, którego wynająłeś - usłyszeli za sobą niski głos.

Hans rozglądał się bacznie po pomieszczeniu i nie od razu zareagował na wejście trzeciej osoby. Domyślał się, że to jego chlebodawca, ale nie miał zamiaru rzucać mu się do stóp na powitanie. Poza tym chciał dać się poznać jako fachowiec skupiony przede wszystkim na sprawie. Dopiero po krótkiej chwili odwrócił się powoli w stronę gospodarza domu i spokojnie otaksował go wzrokiem. W drzwiach do mieszkania stał wysoki mężczyzna w wieku około pięćdziesięciu lat. Był dobrze zbudowany i miał lekką nadwagę. Jego strój przypominał nieco odzienie Kartza. Nosił długie czarne włosy sięgające do ramion. Hans odniósł wrażenie, że czarne oczy jegomościa przenikają go na wskroś. Dłuższą chwilę niezręcznego milczenia jaka potem zapanowała przerwał adwokat.

- Panowie jeszcze się nie poznali. Felix Veller, ojciec Klausa. To jest pan Hans von Mutig.

- Bardzo mi miło - powiedział Hans kłaniając się kulturalnie.

- W tym mieszkaniu Klaus spędził trzy miesiące swojego odosobnienia - zaczął ojciec zaginionego. Uwadze Hansa nie umknęło, że zapomniał o pozdrowieniu. - Do dziś nie wiemy w jaki sposób uciekł. Codziennie rano, w południe i wieczorem służący przynosił mu posiłek. Któregoś dnia po otworzeniu drzwi lokaj nie zastał tu nikogo. Wiemy tylko, że nie opuścił tego lokum przez jedno z okien - to mówiąc wskazał kraty - kazałem je wstawić krótko po tym jak go tu umieściłem. Ma pan jakiś pomysł od czego zacząć poszukiwania?

Hans założył ręce za plecami i powolnym krokiem podszedł do okna. Wyjrzał przez nie i przyjrzał się kratom. Zdecydowanie były zbyt gęste, żeby choćby wątły i gibki mężczyzna mógł się przez nie przecisnąć. Ta droga ucieczki naprawdę odpadała, chyba że któraś część krat była uszkodzona. Ciągle milcząc rozejrzał się po podłodze. W końcu spojrzał na Vellera i odparł:

- Mam pomysł. Mam nawet kilka pomysłów. Niestety obawiam się, że trop bardzo już wystygł. Będę musiał użyć wszystkich swoich zdolności, żeby Klausa odnaleźć.

- Proszę mi powiedzieć - kontynuował po pauzie zbyt krótkiej, żeby ktokolwiek mógł mu przerwać - ile lat ma ten budynek. O jakiej porze zniknął Klaus? Czy rozpoczęto jakieś poszukiwania od razu po tym?

- O zniknięciu Klausa poinformował mnie sługa, który przynosił mu posiłki. Miało to miejsce jakiś miesiąc temu, rankiem, stąd przypuszczenie, że Klaus zniknął w nocy. Tego samego dnia zorganizowałem dwudziestu chłopa do przeszukania okolicznych lasów. Druga grupa licząca dziesięć osób patrolowała brzeg na wypadek gdyby morze wyrzuciło jego ciało. Niestety, mimo tygodniowych poszukiwań nie udało nam się trafić na jego trop.

- Nie odpowiedział Pan, jak stary jest ten budynek, w którym się znajdujemy - zwrócił Vellerowi uwagę Hans.

- Ma tyle lat co reszta posiadłości, cały kompleks zbudował mój pradziad Reinhard Veller, jakieś 80-90 lat temu.

- Czyli dostatecznie stary, by znajdowały się w nim tajne przejścia, o których nawet Pan nie wie? - bardziej stwierdził, niż spytał. - Będzie ich trzeba poszukać. Ale jeszcze nie teraz, nie możemy dopuścić do zatarcia innych, ewentualnych śladów. Czy ludzie poszukujący Klausa mieli na podorędziu psy?

- Tak ale zwierzęta zgubiły trop przy granicy posiadłości, kilkadziesiąt metrów od drogi.

- To nic. Kluczowe może być gdzie go podjęły. Jakkolwiek chcemy wiedzieć gdzie Klaus uciekł, to już wiemy, że psy nas tam nie zaprowadzą. Niech nam zatem powiedzą jak się wydostał. W którym miejscu pojawiły się jego ślady. Ktoś wie?

- Psy podjęły trop tutaj. Następnie powiodły ludzi schodami w dół, a stamtąd na podwórze aż do granicy posiadłości.

Hans uniósł brwi w wyrazie niedowierzania. Jego pracodawca wiedział prawie wszystko na temat ucieczki Klausa, tylko nie potrafił z tego wyciągnąć wniosków. A co gorsza zapominali mu powiedzieć o najważniejszych rzeczach.

- Krótko mówiąc Klaus wyszedł stąd drzwiami? Zamkniętymi drzwiami? To chce Pan powiedzieć? - zapytał.

- Zgadza się. Początkowo sam również nie chciałem w to wierzyć ale takie są fakty. Po dwudziestoczterogodzinnych poszukiwaniach zwierzętom nie udało się podjąć tropu. Od tej pory słuch po nim zaginął. Co gorsza od czasu gdy zniknął zginęło w mieście dwóch ludzi. Co prawda w obu przypadkach nie można wykluczyć wypadków jednak jest pan tu chyba wystarczająco długo by wiedzieć co ludzie gadają.

- Wiem co ludzie gadają. Wiem też, że morderstwa trwają od czterech miesięcy. Miały miejsce również w czasie niewoli Klausa... - zawahał się przez moment - ... co dowodzi, że nie może mieć z nimi nic wspólnego - dokończył już bez przekonania. W duszy pomyślał, że skoro Klaus wyszedł najzwyczajniej w świecie głównymi drzwiami, to może robił to częściej, tylko wracał.

- W zasadzie to przez czas gdy Klaus przebywał w odosobnieniu nikt w mieście nie zginął - wtrącił Kartz.

"Dlaczego muszę pracować z idiotami" - pomyślał von Mutig. Jednak nie dał po sobie poznać irytacji.

- Sługa, który przyniósł rano jedzenie otworzył drzwi, tak? A więc były zamknięte na klucz wcześniej? To te drzwi? - zapytał wskazując na drzwi mieszkania.

- Zgadza się, z tego co wiem to jedyne wyjście z tego mieszkania.

Uzyskawszy potwierdzenie począł uważnie im się przyglądać i obmacywać, w poszukiwaniu śladów uszkodzeń, tajnych zakamarków, czy ukrytych mechanizmów. Jednak mimo usilnych prób niczego takiego nie znalazł. Zrezygnowany wrócił do ostrożnego przeszukiwania pokoju. Rozglądał się przede wszystkim za jakimikolwiek zapiskami na ścianach, czy podłodze, bądź symbolami, które mogły być użyte do odprawienia rytuału magicznego. Liczył też na znalezienie jakiejś skrytki, w której Klaus mógł przechowywać klucz do swojego więzienia. Niestety nie znalazł żadnego śladu uszkodzenia ścian. Szafka nocna zawierała tylko kłębek pierza, który Hans podejrzewał o bycie komponentem zaklęcia. Ale po zastanowieniu nie znalazł żadnego magicznego (ani niemagicznego) zastosowania.

- Czy jedzenie przynosiła zawsze ta sama osoba? I czy do tego mieszkania istnieje jakiś klucz zapasowy?

- Jedzenie zawsze przynosił Klausowi Helmut, służy naszej rodzinie od czasów mojego ojca - odparł Veller - i owszem do każdego pomieszczenia na terenie rezydencji istnieją dwa klucze. Jeden ma Karl, nasz majordomus, drugi zaś, w przypadku tych drzwi, powinien znajdować się w kuchni w rezydencji, albo ma go przy sobie ktoś ze służby.

- A ile jest tu mieszkań?

- W obrębie tego budynku cztery - dwa na górze i dwa na dole.

- Sądzę, że tajemnica zniknięcia Klausa jest nad wyraz prosta. Wręcz prozaiczna i niewiele nam pomoże w poszukiwaniach. Ktoś zaprzyjaźniony z nim, możliwe że opłacony, dostarczył mu klucz. Najpewniej był to Helmut, albo ktoś z dostępem do kuchni, kto mógł go ukryć w jedzeniu. Klaus go wydostał i użył we właściwym czasie. Ewentualnie ukrył się przed starym Helmutem, a gdy tamten pobiegł zaalarmować innych o jego zniknięciu, najzwyczajniej w świecie wyszedł, robiąc idiotów ze strażników. Są tu strażnicy?

- Kilku w dzień i w nocy patroluje teren posiadłości.

- I jak rozumiem nie zauważyli nic podejrzanego?

- Gdyby zauważyli nie potrzebowalibyśmy Pana usług.

Von Mutig wolał nie skomentować, mimo że był innego zdania. Uważał, że większość zatrudnionych tu ludzi (a pewnie także domowników) widząc zwłoki z wbitym w pierś nożem długo zastanawiałaby się nad powodem zgonu. Rozejrzał się jeszcze po raz ostatni po mieszkaniu.

- W tej chwili nie widzę nic, co mogłoby pomóc w odnalezieniu Klausa. Proszę jednak do czasu jego odnalezienia nie zacierać śladów bardziej niż to już zostało zrobione. Tymczasem udam się w miejsce pochwycenia Klausa. Panowie pozwolą. - Skłonił się w stronę Vellera. Ten odkłonił mu się raczej sztywno. Hans prowadzony przez Kartza opuścił spokojnie rezydencję. Później przyspieszył jednak, żeby nie kazać na siebie zbyt długo czekać przewodnikom. Nie przez grzeczność, bo nic lepszego nie mieli do roboty, ale raczej w obawie, że się ulotnią i straci mnóstwo czasu, zanim znajdzie kogoś, kto zaprowadzi go na miejsce.
 
__________________
Within the spreading darkness we exchanged vows of revolution.
Because I must not allow anyone to stand in my way.
-DN
Dyżurny Purysta Językowy
Radagast jest offline  
Stary 22-10-2011, 23:59   #5
 
kevorkian's Avatar
 
Reputacja: 1 kevorkian jest jak klejnot wśród skałkevorkian jest jak klejnot wśród skałkevorkian jest jak klejnot wśród skałkevorkian jest jak klejnot wśród skałkevorkian jest jak klejnot wśród skałkevorkian jest jak klejnot wśród skałkevorkian jest jak klejnot wśród skałkevorkian jest jak klejnot wśród skałkevorkian jest jak klejnot wśród skałkevorkian jest jak klejnot wśród skałkevorkian jest jak klejnot wśród skał
6 Kaldzeit 2522

Gdy razem z Kartzem opuszczali teren rezydencji prawnik podał mu gęsto zapisany kawałek papieru.

- Skreśliłem to jeszcze w kancelarii. Ma pan tu wynotowane wszystkie godne uwagi wydarzenia jakie miały miejsce w Aldersburgu w ciągu ostatnich kilku miesięcy i które mogą mieć związek ze sprawą.


Dotarcie do Obersdorfu zajęło im niecałe cztery godziny. Po opuszczeniu rezydencji udali się z Kartzem w stronę doków. Na miejscu, w jednej z tawern, które Hans odwiedził zanim zatrzymał się w “Węgorzu”, zastali dwóch zakapiorów, z którymi von Mutig rozmawiał wczoraj. Jeszcze tylko krótki wypad do wspomnianego przybytku, gdzie uczony pozostawił swego wierzchowca i byli gotowi do drogi. Podróż upłynęła im spokojnie choć ani pogoda (stalowoszare niebo i padający chwilami deszcz, które towarzyszyły mu od chwili przybycia do Aldersburga) ani powykręcane korony drzew składające się na krajobraz nie poprawiały mężczyźnie samopoczucia. Po czterech godzinach jazdy byli na miejscu.


Obersdorf tworzyło kilkanaście chat wzniesionych wokół obszernego placu, w którego centrum wykopano studnię. Na wschód i południe od wioski rozciągały się pola uprawne. Obecnie właśnie tam przebywała większość jej mieszkańców. Na placu przebywały dwie staruszki oraz kilkoro dzieci pozostawionych pod ich opieką.

- To stamtąd wychodził - starszy z zakapiorów wskazał palcem południowy skraj lasu - jak żeśmy tu przyjechali.

Hans skierował swojego wierzchowca w stronę placu. Podjechał stępa do siedzących tam staruszek. W międzyczasie zbiry zaczęły zbierać się do powrotu.

- Dzień dobry. Niech Was Sigmar błogosławi - rzucił do nich.

- I ciebie mości dobrodzieju. Wy nowi w tych stronach? Jeszcze was tu nie widziałam.

- Ano nowym, babciu. Przysyła mnie Pan Veller z Aldersburga. Ponoć miesiąc temu pochwycono tu młodziana. W jego rzeczach znajdowały się cenne pamiątki rodzinne Vellerów, przysłano mnie, bym je odzyskał. Gotowym uczciwie zapłacić.


Po wysłuchaniu Hansa starowinka zmarszczyła brwi.

- Ostatnim młodzieńcem, którego tu pochwycono był młody pan Veller i było to jakieś cztery miesiące temu. Nie wiem kto tego dokonał ale rzeczy które miał ze sobą pamiątkami rodzinnymi raczej nie były. Przez kilka dni po tym dzieciaki bawiły się zawartością jego tobołka, dopóki im się nie znudziło i nie powyrzucały tych kamieni.

Hans zaśmiał się, choć po plecach przebiegł mu zimny dreszcz.

- Widzę, że często u Was łapią młodzieńców. O tego właśnie mi chodzi, jenom się przejęzyczył. Prawaś, że już cztery miesiące temu to było. Czy w jego tobołku były tylko kamienie? Jak one wyglądały?

- Duże jak zaciśnięta pięść, z wyrytymi znakami. Pewnie znalazł je w jednym z tych kręgów o których tak często rozmawiali ze starym Angusem.

- Kto to jest Angus? Gdzie go znajdę?


- Angus jest najstarszym mieszkańcem Obersdorfu. Będzie miał jakieś osiemdziesiąt wiosen, może nawet więcej. Młody pan Veller jak do nas przyjeżdżał często z nim rozmawiał. Mieszka tam -
kobieta wskazała na rozpadającą się chatę ulokowaną na południowym skraju wioski.

- A często przyjeżdżał?

- Przez ostatnie trzy lata był u nas kilkanaście razy.


- Mówiłaś, że dzieci kamienie wyrzuciły. Czyli pewnie gdzieś tutaj się walają nadal?

- Bardzo możliwe ale po tylu miesiącach ciężko będzie je znaleźć.

- A co jest tam? - spytał, wskazując ręką kierunek, z którego według najemnych oprychów Kartza miał nadchodzić Klaus, gdy go pochwycono.

- Ponoć kręgi jakieś czy może groby jedni bogowie raczą wiedzieć przez kogo pozostawione. O tym najlepiej żeby dobrodziej porozmawiał z Angusem. On jak był młody i polował w tych lasach często zapuszczał się na południe od wioski. Teraz większość naszych chłopów parających się myślistwem poluje na wschodzie.

- Dzięki babciu. Bardzoś mi pomogła. Niech Ci Shalya da zdrowie na stare lata. - Po tych słowach ścisnął konia łydkami i powiódł go w stronę chaty Angusa, licząc że go tam zastanie.

Gdy dotarł na miejsce zsiadł z konia i przywiązał go do mocno symbolicznego ogrodzenia, z nierównych, powbijanych w ziemię kijków. Podszedł do niewiele solidniejszcyh drzwi i głośno zastukał. Nie doczekawszy się odpowiedzi ostrożnie je uchylił i wszedł do środka. Izba była urządzona skromnie. Całe jej wyposażenie stanowiły piec i niewielka ława, na której siedział teraz jedyny lokator domu. Angus faktycznie wyglądał na bardzo starego. Był podobnego wzrostu co Hans, tyle że chudszy. Nosił długie, białe jak śnieg włosy, i brodę tego samego koloru. Odziewał się w lichą sukmanę i lniane portki. Gdy tylko dostrzegł, że nie jest sam, co zajęło mu kilka sekund, skłonił się nieznacznie po czym powitał gościa ochrypłym głosem:

- Witam szanownego pana. Wiele czasu upłynęło od dnia kiedy po raz ostatni zawitał do mnie ktoś z miasta. Można wiedzieć z kim mam honor i co dobrodzieja sprowadza do starego Angusa?

- Witajcie. Jestem Hans von Mutig. Znajomy Klausa Vellera. Mówiono mi, że często Was odwiedzał. A tak się składa, że niedawno zaginął w niewyjaśnionych okolicznościach. Rodzina mocno się już o niego niepokoi. Dlatego go poszukuję. Kiedyście się z nim widzieli po raz ostatni?

- Młody pan Veller... - starzec zadumał się na chwilę - owszem ostatnimi laty często mnie odwiedzał. Pierwsze kilka razy z ludźmi z tego ich towarzystwa. Rozmawialiśmy nieco na temat dziejów tych ziem. W każdym razie potem. Ostatnio widziałem go wtedy jak jego ojciec wysłał tu tych bandziorów co by go pojmać.

- No cóż. Doszło do spięcia między Vellerami. Jak to w rodzinie. - Hans uśmiechnął się trochę sztucznie. - Wspomnieliście o jego przyjaciołach, czy możecie mi dokładnie powiedzieć, co to za ludzie? Czy był wśród nich Joseph de Bergov? Albo Siegmund Lloyd?

- Pan Klaus nigdy nie przedstawił mi żadnego z nich więc nie wiem jak się nazywali. Wiem tylko, że byli razem z nim w tym towarzystwie historycznym. Potem z tego co wiem pokłócił się z nimi choć nie wiem o co poszło. W każdym razie więcej z nimi nie przyjeżdżał. Może ktoś w mieście będzie coś o tym wiedział. Jestem pewien, że przynajmniej jeden z nich mieszka w Aldersburgu. Rok temu kiedy byłem w mieście na jarmarku widziałem go pod ratuszem. Jak już zaczął przyjeżdżać tu samotnie zaczął mnie wypytwać o inne rzeczy: głównie o miejscowe legendy, o ruiny położone w lasach na południe od wioski, o elfy i takie tam.

- A możecie mi opisać tego mężczyznę? Tego z Aldresburga.

- Bardzo niski, Panu nie sięgałby nawet do ramion. I dosyć gruby. Ubierał się bogato. Może też jest kupcem, jak stary Veller? Nosił przycięte wąsy i bokobrody, jakby wyszedł prosto od cyrulika. Hmm... to chyba wszystko co mi przychodzi do głowy.

- Zawsze rozmawialiście tutaj, czy chodziliście gdzieś razem?

- Czasem przechadzaliśmy się po łąkach okalających wioskę ale to rzadko. W moim wieku spacerowanie przychodzi z trudem. Na ogół nie wychodziliśmy z mojej chaty.

- A co jest na południe stąd? Klaus ponoć często tam chadzał.


- Jest kilka kamiennych kręgów. Sam, jeszcze za młodu, znalazłem trzy takie. Zawsze myślałem, że pozostawiły je elfy chociaż młody Veller tak nie uważał. Pan Klaus w trakcie swoich wędrówek znalazł ponoć dwa kolejne, tak przynajmniej mi mówił. Mój dziad jak jeszcze żył mawiał, że można tam również znaleźć groby pozostawione przez ludzi, którzy żyli na tych ziemiach dawno temu. Ja jednak niczego takiego nie znalazłem a i młody Veller z tego co wiem mimo prób na żadną taką mogiłę nie trafił.


- Jak można dotrzeć do tych kręgów?

- Jak ma pan przy sobie jakąś mapę to mogę pokazać.


Hans wyjął z kieszeni złożoną mapę okolicy i podał starcowi. Ten rozłożył ją na kolanach, zadumał się na chwilę po czym wskazał von Mutigowi trzy punkty ulokowane na południe od wioski.

- Często Klaus się z Wami widywał?

- Przez te trzy lata kiedy tu przyjeżdżał widzieliśmy się kilkanaście razy.

- A czy pokazywał Wam jakieś znaleziska?

- Kilka razy przyniósł mi kamienie znalezione przy jednym z kręgów. Były pokryte dziwnymi znakami i wyglądały na odłupane od jakiegoś głazu.


- Jak mniemam nie zostawił żadnego? Możecie mi narysować te znaki? - poprosił podając pergamin.

- Nie pamiętam dokładnie jak one wyglądały ale powinny wyglądać podobnie do tego -
to mówiąc nakreślił na kartce dziwny symbol geometryczny stanowiący plątaninę kilku pięciokątów foremnych zamkniętych w obrębie koła - z grubsza wyglądało to tak. Wokół krawędzi koła było jeszcze kilkanaście małych symboli ale wzrok mam za słaby żeby się w nich rozeznać.

- Dziękuję Wam. Bardzoście pomogli. Czy mogę się jakoś odwdzięczyć?


- Jak będziecie wracać do miasta wstąpcie do karczmy “Pod Czarnym Kogutem” i powiedzcie tamtejszemu karczmarzowi by następnym razem jak przyjedzie się do nas zaopatrywać odstawił dla mnie ze dwie butelki tej swojej gorzałki.


Hans uśmiechnął się, rad że tak tanio uzyskał pomoc starca.

- Tak uczynię. Niech Wam Sigmar błogosławi. Do zobaczenia -
powiedział, po czym opuścił chatę.
 
__________________
zaprzysięgły wróg wielkich liter

Ostatnio edytowane przez kevorkian : 26-11-2011 o 09:24.
kevorkian jest offline  
Stary 23-10-2011, 22:21   #6
 
Radagast's Avatar
 
Reputacja: 1 Radagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnie
Kiedy wyszedł z chaty Angusa po zakapiorach Kartza nie było śladu. Staruszka, z którą rozmawiał wcześniej zapytana o nich powiedziała, że pojechali w stronę miasta. Nie przejąwszy się tym zbytnio Hans skierował wierzchowca w stronę, z której nadchodził Klaus, nim został pochwycony. Jadąc stępa rozwinął mapę i przyjrzał się miejscom, które wskazał Angus. Zdecydował się na najbliższy z kręgów, z nadzieją, że znajdzie dobrą drogę do niego wiodącą. Zwinął mapę i popędził konia do kłusa. Jechał tak przez jakiś czas do momentu gdy las nie stał się zbyt gęsty i trzeba było prowadzić wierzchowca. Po pewnym czasie zrozumiał dlaczego obecnie myśliwi z Obersdorfu wyprawiali się tylko na wschód. Las w tym miejscu porastały drzewa o konarach powykręcanych na wszystkie strony i uschnięte krzewy. Smród butwiejącej ściółki był bardziej intensywny i przyprawiał Hansa o zawrót głowy. Upłynęło trochę czasu zanim zorientował się, że już dawno nie słyszał ptaków. W sumie odkąd wszedł głębiej w las nie widział żadnego zwierza. Jego koń co jakiś czas parskał nerwowo. Nie zważając na to ruszył dalej.

Po kilku godzinach pieszej wędrówki jego oczom ukazał się pierwszy z kręgów, które zdecydował się odwiedzić. Całość była ulokowana na polanie i miała grubo ponad pięćdziesiąt metrów średnicy. Krąg wykonano z czarnych głazów rozstawionych z matematyczną precyzją. Pierwszą rzeczą jaka rzuciła mu się w oczy był brak jakiejkolwiek roślinności wewnątrz kręgu. Kamieni nie porastał nawet mech. Kompleks tworzyły głazy ułożone w trzy okręgi. Pierwszy z nich, najszerszy, biegł wzdłuż granicy z lasem. Składał się z kamieni ułożonych w regularnych odstępach, wystających z ziemi na około pół metra i wyciosanych z grubsza na kształt prostokąta. Drugi, o połowę mniejszej średnicy, tworzyły głazy wysokie na około dwa metry kształtem przypominającym poprzednie. Trzeci krąg wykonano z dolmenów sięgających na niemal pięć metrów w górę, jakie Hans do tej pory widywał na kartach podręczników do teologii traktujących o wierzeniach ludów zamieszkujących ziemie Imperium przed czasami Sigmara. W centrum kompleksu von Mutig dostrzegł kamienny blok, który musiał pełnić rolę stołu ofiarnego.

Poczuł się trochę nieswojo. Uważnie rozejrzał się po okolicy, patrzył między korony drzew, nasłuchiwał. Ale oprócz cichego szumu wiatru i łagodnego kołysania drzew wszystko wydawało się zamarłe. Podszedł do najbliższego drzewa i uwiązał do niego konia. Później wziął się za oględziny kręgu. Początkowo był zdecydowany nie wchodzić do środka. Obszedł go z zewnątrz, przyglądając się zewnętrznym ścianom kamieni, szukając na nich jakichś wyrytych znaków. Dostrzegł je tylko na najbardziej wewnętrznym kręgu, ale z tej odległości nie mógł ocenić co przedstawiają. Na pozostałcyh widział tylko jakieś zadrapania, które mogły mieć całkiem naturalną genezę. Zwrócił też baczną uwagę na układ głazów. W zewnętrznym kregu stało 36 głazów, w drugim połowa tego i w trzecim znowu połowa. Po obejściu całej konstrukcji Hans nie dowiedział się niczego nowego. Z początku bał się czegokolwiek dotykać, ale zdecydował, że musi zaryzykować. Podszedł do najbliższego kamienia i położył nań rękę. Zimny głaz. Może gdyby natura obdarzyła go talentem magicznym wyczułby teraz coś więcej. Jednak jedyne co zdołał odczuć to chłód kamienia. Nieco tym zawiedziony wziął głębszy oddech i przekroczył linię pierwszego kręgu. Nic się nie stało toteż Hans od razu przekroczył linię następnego kręgu by móc przyjrzeć się znakom wyrytym na dolmenach. Po bliższych oględzinach okazało się, że wszystkie przedstawiają dokładnie to samo - okrąg, wewnątrz którego widniało 9 punktów zgrupowanych trójkami. Przebiegł palcami po wyrytym okręgu, ale nie spodziewał się efektu. W końcu wszedł do środka i zbliżył do ołtarza. Dostrzegł, że prostopadłościenny głaz, który go tworzył, był gdzieniegdzie zbryzgany krwią. Posoka zdążyła już dawno zakrzepnąć więc nie miał możliwości ustalić kiedy to się stało. Wokół stołu nie dostrzegł żadnych szczątków. Coraz bardziej zrezygnowany Hans schylił się, żeby dotknąć ziemi pod stopami. Jednak mieszanina czarnej gleby, piachu i kamieni nie potrafiła mu nic powiedzieć. Choć należało oczekiwać, że przez wieki wsiąknęło w nią morze krwi.

Później wyszedł z kręgu i skierował się w stronę przeciwną niż ta, z której tu przybył. Jednak gęste zarośla dość szybko wybiły mu z głowy pomysł wchodzenia pomiędzy nie. W końcu zdecydował, że nic więcej tutaj się nie dowie. Obrzucił krąg jeszcze jednyym, chmurnym spojrzeniem i ruszył w drogę powrotną. W Obersdorfie dowiedział się od wracającego do chaty chłopa, że ostatni deszcz padał tu dekadzień temu. W tej sytuacji musiał uznać, że ofiarę na ołtarzu złożono od dziesięciu dni do dwóch miesięcy wcześniej.

Słońce już dość mocno chyliło się ku zachodowi, więc von Mutig popędził konia do żywszego biegu i jeszcze przed zapadnięciem nocy zawitał z powrotem w Aldersburgu. Odwiedziny przy kamiennym kręgu uznał za czas stracony, ale wiązał pewne nadzieje z mężczyzną opisanym mu przez Angusa. Z zamiarem odwiedzenia Kartza z samego rana zjadł szybką kolację i udał się na spoczynek.
 
__________________
Within the spreading darkness we exchanged vows of revolution.
Because I must not allow anyone to stand in my way.
-DN
Dyżurny Purysta Językowy
Radagast jest offline  
Stary 26-10-2011, 23:15   #7
 
Cartobligante's Avatar
 
Reputacja: 1 Cartobligante jest na bardzo dobrej drodzeCartobligante jest na bardzo dobrej drodzeCartobligante jest na bardzo dobrej drodzeCartobligante jest na bardzo dobrej drodzeCartobligante jest na bardzo dobrej drodzeCartobligante jest na bardzo dobrej drodzeCartobligante jest na bardzo dobrej drodzeCartobligante jest na bardzo dobrej drodzeCartobligante jest na bardzo dobrej drodzeCartobligante jest na bardzo dobrej drodzeCartobligante jest na bardzo dobrej drodze
Nie minął tydzień od czasu gdy straż miejska wyniosła z aldersburskiego ratusza zwłok rajcy, którym miał się zająć. Javler siedział w głównej sali karczmy “Pod Czarnym Kogutem” oczekując na Jakuba Lentke, od którego miał otrzymać instrukcje odnośnie dalszej działalności w mieście. Lentke, o ile naprawdę tak się nazywał, pracował w dla magistratu i to on wydawał Straussowi dyspozycje w czasie jego pobytu w Aldersburgu. Zwyczajowo spotykali się na początku tygodnia, jednak tym razem minęły już trzy dni a po Lentke nie było ani śladu. W końcu któregoś wieczora urzędnik zawitał do karczmy. Podszedł do stołu, przy którym siedział Javler rozejrzał się dookoła i rzekł:

- Za dużo tu ludzi. Porozmawiamy u ciebie.

Javler wstał od stołu dopijając ostatni łyk kupionej wcześniej gorzałki, odstawił kufel na stół i sięgnął do kieszeni po klucz do izby.

- Skoro tego wymaga sprawa, to mieszkam na piętrze. - powiedział ze stoickim spokojem.

Zaraz też ruszył w stronę schodów by po chwili zasiąść w ciemnym pokoju. Kiedy już znaleźli się w pokoju Straussa, urzędnik zamknął drzwi uprzednio rozglądnąwszy się nerwowo po korytarzu po czym podjął wątek:

- Mamy nowe rozkazy z góry. Nie wiem czemu ale musimy zwinąć całą naszą operację w Aldersburgu i to w ciągu dwóch tygodni. Po upływie tego czasu masz się udać do Middenheim do zajazdu “Srebrna Gęś” gdzie odnajdziesz człowieka nazwiskiem Falkenberg. Od niego otrzymasz swój następny przydział. Zanim jednak opuścisz Aldersburg będę miał dla ciebie jeszcze jedno zlecenie. Jakiś czas temu w mieście doszło do kilkunastu morderstw. Zabójca w dalszym ciągu pozostaje naw wolności. Z tego co udało mi się ustalić do tej pory wynika iż głównym podejrzanym w sprawie jest niejaki Klaus Veller, jedyny syn Felixa Vellera, najbogatszego z tutejszych kupców. Chłopak zaginął jakiś czas temu. Odnalezienie go to obecnie twój priorytet. I żeby nie było zbyt łatwo działamy pod presją czasu. Przebywasz tu wystarczająco długo by wiedzieć co miejscowi gadają na temat młodego Vellera.

- Owszem, sprawa młodego pana Vellera jest mi dobrze znana. Wiele się rozpowiada po karczmie, na pewno rozumiesz co mam na myśli. - Spojrzał kątem oka na swego rozmówę, jakby szukając potwierdzenia wypowiedzianych przez siebie słów. Urzędnik ciągnął dalej.

- Bez względu na to czy prawdą jest, iż para się czarną magią czy też jest to stek bzdur rozpowiadanych przez gawiedź faktem jest, że miesiąc temu rada miejska posłała po sigmarycką inkwizycję. Spodziewamy się jej za półtora tygodnia. Kiedy już tu przybędą trudno będzie prowadzić poszukiwania a jeszcze trudniej uniknąć ich zainteresowania. Dlatego jeśli nie uda się do tego czasu dopaść Vellera możesz zmywać się do Middenheim, misja będzie uznana za niewykonaną. Interesujemy się Klausem z jeszcze jednego powodu. Poinformowano mnie, że posiada pewien dokument, który nasi mocodawcy chcą zdobyć. Przedstawia on dla nas ogromną wartość i gdy tylko odnajdziesz tego człowieka musisz uzyskać od niego wszelkie informacje w tej kwestii. Nie jest przy tym istotne jakich środków w tym celu użyjesz.

- Czego ma dotyczyć ten dokument? Czego konkretnie mam szukać? Może mieć przy sobie przecież różne świstki... - wtrącił Javler.

- Nie wiem co zawiera. Powiedziano mi tylko, że ma postać skoroszytu oprawionego w barwioną na czerwono skórę, grubego na kilkaset stron.

- Rozumiem. Czy mam działać raczej dyskretnie czy otwarcie, zanim pojawią się tutaj Inkwizytorzy? I jaki stosunek do całej spawy ma Rodzina Państwa Vellerów?

- Co do dyskrecji to jak zawsze powinna być ona twoim priorytetem. Kiedy sigmaryci pojawią się w mieście i zaczną węszyć wcześniej czy później dowiedzą się o każdym, kto zbyt natarczywie rozpytywał o zaginionego. A wtedy lepiej będzie dla ciebie jeśli w tym czasie będziesz daleko stąd. Jeśli idzie o stosunek rodziny Veller do tych oskarżeń to oczywiście wszystkiemu zaprzeczają. Być może wynajęli kogoś do poszukiwań. Od kilku dni pewien człowiek rozpytuje po mieście o Klausa. Nie wiem jeszcze czy pracuje dla rodziny, miasta czy też może dla któregoś z przeciwników politycznych starego Felixa.

- Będę miał go na oku, a siebie na baczności. - skinął głowa potwierdzająco.

- Wiem, że kilka razy widziano go “Pod Białym Węgorzem”. Być może tam się zatrzymał.

- Nie znany jest tobie rysopis nieznajomego? Wiele by mi pomógł, więc gdybyś miał jakieś informację to...

- Ma około czterdziestu lat i ubiera się po szlachecku. Biorąc pod uwagę fakt, iż zatrzymał się w przybytku odwiedzanym głównie przez pospólstwo to powinno ci wystarczyć.

- Czy powineinem jeszcze coś wiedzieć w sprawie młodego Vellera, czy moge już się zabierać do poszukiwań? Dwa tygodnie to, jak sam dobrze zaznaczyłeś, niewiele czasu. Wolałbym zająć się tym przypadkiem jak najprędzej.

- Chwilowo nic więcej dla ciebie nie mam. Jeśli tylko uda mi się ustalić coś nowego skontaktuję się z tobą.

- Oczekujesz raportów, czy pozostawiasz mi wolną rękę do działania i nastawiasz się raczej na efekt końcowy, niż codzienne tłumaczenie się z moich zamiarów?

- Zdasz mi sprawozdanie gdy będziesz opuszczał Aldersburg.

- Zatem zamierzam w pierwszej kolejności przyglądnąć się naszemu nieznajomemu, a także wypytać gdzieniegdzie o przyzwyczajenia chłopaka. Jeśli podejmę jakiś trop, ruszę tam bez informowania ciebie. W razie potrzeby pozostaw wiadomość u karczmarza. Za odrobinę złota zrobi wszystko. U niego możesz także oczekiwać nowości ode mnie. .

Po tych słowach podali sobie ręce. Strauss zamknął drzwi za jegomościem i podsumował fakty układając plan działania.
 
__________________
Niechaj stanie się Światłość.
Cartobligante jest offline  
Stary 31-10-2011, 10:50   #8
 
kevorkian's Avatar
 
Reputacja: 1 kevorkian jest jak klejnot wśród skałkevorkian jest jak klejnot wśród skałkevorkian jest jak klejnot wśród skałkevorkian jest jak klejnot wśród skałkevorkian jest jak klejnot wśród skałkevorkian jest jak klejnot wśród skałkevorkian jest jak klejnot wśród skałkevorkian jest jak klejnot wśród skałkevorkian jest jak klejnot wśród skałkevorkian jest jak klejnot wśród skałkevorkian jest jak klejnot wśród skał
7 Kaldzeit 2522

Hans

Z samego rana, po spożyciu śniadania, Hans udał się do kancelarii Kartza. Dzień był pochmurny. Co jakiś czas dało się słyszeć odgłosy gromów dochodzące z oddali. Na morzu szalał sztorm. Podobnie jak podczas poprzedniej wizyty von Mutigowi otworzył asystent adwokata. Starzec zaprowadził go na tyły biura, gdzie Hans zastał radcę pogrążonego nad stosem papierów. Ten dopiero po jakimś czasie zorientował się, że nie jest sam w pomieszczeniu.

- O witam, jakieś postępy w sprawie?

- A owszem. Są postępy. Udowodnienie poza wszelką wątpliwością, że zatrudniacie idiotów pewnie was nie ucieszy. Ale mam coś lepszego. Udało mi się dotrzeć do jednego z ludzi, z którymi współpracował Klaus. Sam zbyt wiele nie mógł mi powiedzieć, ale skierował mnie na ciekawsze tropy. Po pierwsze w miejsce, które Klausa bardzo interesowało, a po drugie na człowieka, który był Klausa współpracownikiem. Niestety to praktycznie koniec dobrych wieści. Złe są takie, że Klaus od dłuższego czasu raczej nie utrzymywał przyjacielskich kontaktów ze wspomnianym jegomościem, a możliwe, że wręcz przeciwnie. Ponadto jest więcej niż jeden jegomość, z którym kontakty Klausa się w ostatnim czasie pogorszyły. Być może do takiego stopnia, że mogli podnieść na niego rękę.

Zdawało się, że Hans chce powiedzieć coś jeszcze, ale ugryzł się w język.

- Dowiedział się pan czegoś więcej na temat owego jegomościa? Może rysopisu lub innych informacji ułatwiających jego odnalezienie?

- Z innych informacji jednej kluczowej: jest stąd, z Aldersburga. Rysopis także jest mi znany. Liczę na pańską pomoc w jego odnalezieniu.


Po wysłuchaniu opisu domniemanego współpracownika Klausa Kartz na chwilę pogrążył się w zadumie.

- Myślę, że wiem o kogo chodzi. Możemy mieć jednak problemy ze zorganizowaniem spotkania.

- Nie żyje? - wtrącił von Mutig.

- Żyje i ma się dobrze. Sęk w tym, że Ulrich Rammelof, bo o niego chodzi jest od jakiegoś czasu przeciwnikiem politycznym pana Vellera. Trudno będzie wyciągnąć z niego cokolwiek na temat Klausa bez ryzyka, że wiadomość o waszej rozmowie dotrze do nieodpowiednich ludzi.

Hans skrzywił się i cmoknął z niezadowoleniem.

- Myślę, że prędzej czy później będzie trzeba zaryzykować. Sądzę, że damy radę uzmysłowić mu, że szybkie i potajemne odnalezienie Klausa leży w jego interesie.


- Jeżeli faktycznie wyczerpiemy wszystkie inne możliwości mogę zorganizować spotkanie z nim, ma się rozumieć w jego domu lub tutaj. Ostatecznie on jak i cała reszta towarzystwa historycznego może zostać wzięta na spytki przez sigmarytów jeśli ktoś życzliwy doniesie im, że swego czasu współpracowali z Klausem.

- A cóż to za towarzystwo historyczne? Kto jeszcze wchodzi w jego skład? - zapytał niewinnie Hans, choć serce zabiło w nim mocniej. Nie spodziewał się, że wspomniane przez Angusa towarzystwo może oficjalnie istnieć pod wspomnianą nazwą. Był głęboko przekonany, że to bujda wymyślona specjalnie dla niego.

- Towarzystwo to grupa licząca obecnie kilkanaście osób, głównie kupców, urzędników i prawników. Skupia ludzi zainteresowanych dziejami tych okolic. Obecnie na jego czele stoi Erkyn Dauerhoff, pracujący w ratuszu jako archiwista. Towarzystwo wynajmuje piętro w gospodzie “Beim Ghose”, tam odbywają się ich spotkania, raz na tydzień o ile mi wiadomo. Klaus przystał do nich parę lat temu mając nadzieję, że pomogą mu w jego badaniach jednak z tego co wiem ich drogi jakiś czas temu się rozeszły.

- Czy w tym towarzystwie jest więcej ludzi wrogich panu Vellerowi?


- Zacznijmy od tego, że nie nazywałbym Rammelofa wrogiem. Owszem od pewnego czasu on i pan Felix nie przepadają za sobą, głównie ze względu na dość ostre rozbieżności w kwestii opłat portowych, o których od jakiegoś czasu dyskutuje rada a tak się składa, że obaj panowie należą obecnie do przeciwnych stronnictw. Nie sądzę jednak by mimo to miał on coś wspólnego ze zniknięciem Klausa. A co do reszty osób z towarzystwa to wiem o dwóch innych, które mają podobne zapatrywania na politykę co Rammelof. Są tam jednak również zwolennicy opcji przeciwnej.

- Co Panu wiadomo na temat przyjęć w szeregi towarzystwa? Czy mógłbym wziąć udział w jednym z ich spotkań?

- O ile mi wiadomo samo członkostwo w towarzystwie nie jest w żaden sposób sformalizowane. Co prawda do tej pory nie zdarzyło się chyba by ubiegał się o nie ktoś nie mieszkający na stale w Aldersburgu, ale jeśli tylko wykaże się pan wiedzą nie powinno być problemów.

- Czy wie Pan o kimś jeszcze, z kim Klaus utrzymywał bliższe kontakty?


- Przychodzą mi do głowy dwa nazwiska. Pierwsze to Helmut Knapp, syn Reinholda Knappa, właściciela kilku magazynów w dokach. On i Klaus swego czasu się przyjaźnili jednak poczynając od momentu gdy Klaus wyprowadził się z domu przestali się spotykać. Drugie to Klara Haugwitz. Swego czasu pan Veller próbował go z nią ożenić. Niestety nie doszło do zaręczyn. Klaus najpierw zerwał z nią wszelkie kontakty nie podając przyczyny. Potem zaś, jakieś półtora roku temu, rodzice dziewczyny oświadczyli panu Felixowi, że nie chcą mieć z nim nic wspólnego. Wiem jednak, że od tego czasu młodzi przynajmniej raz się ze sobą widzieli, podczas festynu rok temu. Nie wiem jednak czego dotyczyła ich rozmowa.


- Nie wydaje mi się, żeby te osoby mogły coś wnieść do sprawy, ale zapamiętam nazwiska. Jeśli będzie taka potrzeba nie omieszkam z nimi porozmawiać. Czy ma Pan jakichś godnych zaufania ludzi na podorędziu? Myślałem o pewnych przedsięwzięciach, których wolałbym nie podejmować osobiście.

- To zależy o jaki rodzaj przedsięwzięcia panu chodzi.

- Chodzi mi między innymi o pozyskiwanie informacji od ludzi niechętnych współpracy. Czy to przez zastraszenie, czy lepiej i bezpieczniej przez rozejrzenie się po cichu po ich domach. Wiem, że to nielegalne, ale nikt wszak nie ucierpi.

- Miałbym na podorędziu kilku takich, którzy by się nadali. Z góry jednak uprzedzam, że nie zaaprobuję użycia siły w stosunku do przedstawicieli władz Aldersburga.

- Bez obaw. Sam wolę nie uciekać się do rozwiązań siłowych. -
Hans się zamyślił.

- Wobec tego, co zamierza pan dalej? Mam zorganizować panu spotkanie z kimś z towarzystwa czy też zechce pan spotkać się z komendantem straży lub którąś z wymienionych przeze mnie osób?

- Jak daleko jest stąd do Reubstahl? - zapytał Hans zamiast odpowiedzi.

- Koniem będzie pięć do sześciu godzin jazdy.


“Za daleko na jednodniową przejażdżkę” - skonstatował w myślach von Mutig.

- W takim razie będę potrzebował porozumieć się z komendantem i wspomnianym archiwistą. Niekoniecznie w tej kolejności. Jak szybko będzie to możliwe?


- Co do archiwisty to poleciłbym zdać się na mnie. Po południu będę w ratuszu. Mam tam kilka spraw do załatwienia. Mógłbym wtedy podejść do Dauerhofa i zaprosić go po pracy do mojego biura. Tutaj będziecie mieli panowie bardziej komfortowe warunki do rozmowy niż w jakieś karczmie. Jeśli zaś idzie o komendanta to może pan sam podejść do koszar, poprosić o przyjęcie i w rozmowie z Falkenhorstem powołać się na mnie. To powinno go przekonać, że można panu ufać. Garnizon znajduje się przy drodze wyjazdowej na Reubstahl.

- Zatem tam właśnie się udam. Natomiast mam jeszcze jedną sprawę. Czy da się tutaj znaleźć przewodnika po okolicach Reubstahl? Pańscy ludzie wspomnieli, że tam miała znajdować się kryjówka Klausa, ale jej nie odnaleźli. Chciałbym spróbować szczęścia, lecz łatwiej mi będzie z kimś, kto zna te rejony.

- Nie obejdzie się bez wynajęcia któregoś z wieśniaków. W mieście nie znalazłby się nikt, kto przynajmniej ostatnimi czasy często bywał w tamtych stronach. Najlepiej pan zrobi wyruszając tam z samego rana i po dotarciu na miejsce biorąc sobie do pomocy jednego z miejscowych. Z tego co wiem we wsi sporo osób zajmuje się łowiectwem więc na pewno znajdzie się ktoś dobrze znający teren.

- A czy jest tam jakaś karczma, w której można przenocować?


- Nie, będzie pan musiał nocować u któregoś z chłopów.

“Okradną mnie jak nic. Miejmy nadzieję, że przynajmniej nie zabiją” pomyślał Hans.

- Dziękuję Panu za poświęcony czas. Na razie to tyle - powiedział von Mutig wstając.

Gdy wyszedł od adwokata rozpadało się na dobre. W pośpiechu ruszył w stronę garnizonu. Dotarł na miejsce po kilkunastu minutach. Jego oczom ukazał się kompleks złożony z czterech budynków otoczony kilkumetrowym murem, którego wschodnia część stanowiła zarazem fragment umocnień miasta. Strażnik pełniący wartę przy bramie skierował go do największej budowli, gdzie na drugim piętrze miał znajdować się gabinet komendanta. Następną godzinę Hans spędził pod jego drzwiami oczekując aż odbywające się tam spotkanie dobiegnie końca. Sądząc po podniesionym głosie jednego z rozmówców nie miało ono spokojnego przebiegu. W końcu drzwi otworzyły się i ze środka wyszedł niski, brzuchaty jegomość. Miał na sobie bogato zdobiony strój i pokaźną kolekcję pierścieni, medalionów i bransolet, które dzwoniły przy każdym kroku. ”Jeszcze jeden kupczyk bez odrobiny gustu, żadna ilość złotych koron nie kupi człowiekowi dobrego smaku” pomyślał Hans. Nie czekając na zaproszenie wszedł do gabinetu zamykając za sobą drzwi.

- Witam nazywam się Hans von Mutig i przychodzę z polecenia Hugo Kartza.

Javler

Wstał wcześnie, jeszcze zanim ciemnozłoty dysk słońca ukazał się za horyzontem. Było za wcześnie by dostać jakieś śniadanie z karczemnej kuchni toteż zadowolił się kilkoma pajdami nieco już zeschniętego chleba, które zostały z kolacji. Po wyjściu z ”Kucyka” skierował się prosto do karczmy ”Pod Białym Węgorzem”. Przyczaił się za rogiem oczekując pojawienia się nieznajomego. Obiekt jego poszukiwań opuścił przybytek niedługo po tym jak Strauss tu dotarł. Lentke miał rację. W takim stroju trudno było nie odróżnić go od reszty klienteli ”Węgorza”. Ruszył w ślad za nim. Mężczyzna skierował się w stronę centrum miasta. Celem jego wędrówki okazała się być stara kamienica w centrum miasta, niedaleko ratusza. Nieznajomy zastukał kołatką i chwilę później drzwi otworzył mu starzec w brązowym odzieniu. Wymienili ukłony po czym obaj zniknęli za drzwiami. Javler westchnął na myśl o tym, że po raz drugi dzisiaj będzie musiał sterczeć przyczajony w jakimś zaułku czekając aż tamten stamtąd wyjdzie. Nagle usłyszał za plecami znajomy głos:

- Widzę, że od razu wziąłeś się do roboty, to dobrze - Lentke zbliżył się podając mu dłoń.

- Wiadomo, do kogo należy ten budynek? - spytał Javler wskazując na kamienicę, wewnątrz której zniknął nieznajomy.

- Owszem wiadomo. Mieści się tam biuro Hugo Kartza, adwokata rodziny Vellerów. To by potwierdzało teorię, że jegomość pracuje dla nich. Udało mi się wygrzebać kilka szczegółów dotyczących sprawy szybciej niż się spodziewałem. Po tym jak wróciłem do siebie po spotkaniu z tobą zjawił się jeden z moich ludzi z garścią informacji dotyczących fali morderstw. Na razie dobrze by było skupić się na nich i śledzeniu tego jegomościa, przynajmniej dopóki nie znajdziemy innych punktów zaczepienia. Mojemu człowiekowi udało się wyciągnąć od kilku strażników nazwiska części ofiar oraz kilka słów na temat okoliczności, w jakich zginęły. Trupów jest w sumie piętnaście. Tak przynajmniej sądzi straż. Ostatni to jednak twoje rękodzieło, nasz przyjaciel Vogel z ratusza. To nam daje czternaście potencjalnych ofiar.

- Zabici mają ze sobą coś wspólnego?


- Niestety nie. Pochodzili z różnych części miasta, wykonywali różne prace i tak dalej. Nie sądzę żeby znali się nawzajem, z wyjątkiem grupy zarżniętej w karczmie. Musisz jednak brać poprawkę na to, że skoro straż myli się co do radnego, mogą mylić się również w odniesieniu do pozostałych. W każdym razie lista prezentuje się następująco: Hans Petersen, Gerhard Raffer i Erich Zann - trzej myśliwi z Podmurza, to wioska wybudowana przy wschodnim murze miasta. Choć jest to w zasadzie odrębna osada, traktowana jest jako część Aldersburga. Zaginęli oni jakiś czas temu. Dalej mamy Ernsta Bachmanna, Uwe Bolla, Karla Lufta, Heinza Wagnera, Egona Jaucha, Bernarda Schlaguweita i Otto Gessnera. Pierwszy z wymienionych to właściciel oberży “Pod Czerwonym Kucykiem”, cała reszta to jego klienci - robotnicy zatrudnieni w miejscowych dokach. Wszyscy zamordowani tego samego wieczora. Jesteś tu od jakiegoś czasu więc pewnie nasłuchałeś się o masakrze, jak ją nazywają miejscowi. Następny na liście jest Hugo Braun, strażnik miejski. Mojemu człowiekowi nie udało się ustalić jak zginął. Oprócz niego mamy jeszcze trzy trupy, których nie udało się zidentyfikować mężczyznę wyłowionego w dokach oraz dwie kobiety. O tych ostatnich nie wiem nic ponadto, że zginęły jakieś cztery miesiące temu.

- Można by popytać w mieście czy ktoś z nich nie znał przypadkiem Klausa.

- Wątpię w to ale możesz spróbować. W międzyczasie możesz sprawdzić jeszcze jeden trop. Mój człowiek oprócz informacji o ofiarach wygrzebał od kilku portowych robotników pewną ciekawostkę dotyczącą młodego Vellera. Otóż po tym jak zaginiony wyprowadził się z rodzinnego domu a miało to miejsce jakieś dwa lata temu w mieście pokazywał się rzadko. Jednak kiedy już tu przyjeżdżał często widywano go w Budach. To nazwa części miasta położonej na wschód od doków i na północ od koszar straży, zamieszkiwanej przez biedotę. Jeśli przypadkiem znajdziesz się w okolicy mógłbyś popytać miejscowych czy nie wiedzą czegoś więcej o tych jego wizytach. Vellerowie to ród na tyle znany w Aldersburgu, że młody miałby trudności z przemykaniem się tam pozostając niezauważonym. Na mnie już czas. Bywaj i powodzenia w śledztwie.

Pożegnali się i Javler wrócił do obserwowania kamienicy. Jakiś czas potem zaczęło padać. Choć perspektywa przemoknięcia do suchej nitki niezbyt mu odpowiadała, ucieszył się w duchu. W taką pogodę łatwiej będzie śledzić nieznajomego. Niecałą godzinę po tym jak rozstał się z Lentke jegomość opuścił budynek i ruszył w stronę wschodniej części miasta. Strauss podążył jego tropem. Celem ich przechadzki okazał się być garnizon straży miejskiej. Tamten zapytał o coś strażnika pełniącego wartę przy bramie po czym wszedł do środka. Javler postanowił zaczekać na zewnątrz i zastanowić się co począć dalej.
 
__________________
zaprzysięgły wróg wielkich liter

Ostatnio edytowane przez kevorkian : 26-11-2011 o 09:24.
kevorkian jest offline  
Stary 01-11-2011, 23:13   #9
 
Cartobligante's Avatar
 
Reputacja: 1 Cartobligante jest na bardzo dobrej drodzeCartobligante jest na bardzo dobrej drodzeCartobligante jest na bardzo dobrej drodzeCartobligante jest na bardzo dobrej drodzeCartobligante jest na bardzo dobrej drodzeCartobligante jest na bardzo dobrej drodzeCartobligante jest na bardzo dobrej drodzeCartobligante jest na bardzo dobrej drodzeCartobligante jest na bardzo dobrej drodzeCartobligante jest na bardzo dobrej drodzeCartobligante jest na bardzo dobrej drodze
Strauss postanowił spędzić czas poświęcony na czekaniu na nieznajomego na wypytaniu strażnika pełniącego wartę przy bramie garnizonu. Gdy tylko się zbliżył trep spojrzał na niego spode łba.

- Witajcie strażniku! Niespokojne to czasy słyszałem! Chciałbym zakupić trochę ziemi w Aldersburgu i chciałbym nabyć trochę informacji o pewnych dzielnicach, jeśli pozwolisz. Czy opłaca się kupować parcelę w Budach? Zapewne znasz opinie swoich kamratów.-
Mówiąc to Srauss obrócił między palcami jednego Karla, oczekując zaciekawiony odpowiedzi.

- Pies z kulawą nogą by się tam nie wprowadził a już na pewno nie ktoś z większą ilością monety. Tam strach po ulicy chodzić gdy ma się w kieszeni więcej niż parę miedziaków. Kiedy nasi ludzie idą tam na patrol nigdy nie biorą mniej niż czterech chłopa. Więc nie nie opłaca się kupować parceli w budach.

- Dzięki ci dobry człowieku, a co tak odstrasza tubylców? Przecież ktoś tam musi mieszkać. Wolałbym jednak osiąść w przyjaznej dzielnicy, dla ludzi odpowiednich mojego stanu.-

- Całe Budy to jedna wielka mordownia. Połowa ludzi żyje z przemytu a druga połowa z okradania uczciwych mieszkańców miasta.-

- A mój przyjaciel o co pytał wchodząc? Z chęcią wynagrodzę ci te informację, tą oto monetą. -

- Pytał gdzie urzęduje komendant - to mówiąc strażnik wyciągnął rękę po pieniądz. -

- A podawał jakieś imię? - Rzekł wystawiając monetę nad jego rękę, gotów w jednej chwili puścić ją na wyciągniętą dłoń. -

- Powiedział tylko, że przyszedł odwiedzić komendanta i jest tutaj z polecenia pana Kartza. To adwokat, z tego co wiem pracuje gdzieś w środku miasta. -

- Proszę, zasłużyłeś na swoją nagrodę. Jednak powiedz mi jeszcze jedną rzecz. Budy mają jakieś charakterystyczne miejsce? Karczmę, świątynię? -

- Niech pomyślę... Jest karczma, a raczej była. “Czerwony Kucyk” jakiś czas temu wypadła z interesu. Są tam jeszcze dwa sklepy. Pierwszy należy do Gerharda Steubera. Drugi do tego dziadygi Kroenena. Jego jednak radziłbym nie odwiedzać. -

- Czemu? Konkuruje z Steuberem? -

- Nie, Steuber sprzedaje głównie żywność. Kroenen natomiast... sam właściwie nie wiem czym on handluje. Pewne jest, że z tym staruchem jest coś nie tak. Różne dziwne typki u niego bywają, często spoza miasta, poza tym boi się go połowa okolicy. Nawet miejscowi reketerzy nie próbują ściągać od niego pieniędzy za ochronę. W każdym razie nie po tym co się stało ze starym Kiellem. -

- A kim jest Kiell? -

- Sigismund Kiell był swego czasu jednym z najlepiej prosperujących reketerów w mieście. Aż pewnego dnia postanowił pozyskać kolejne źródło dochodów i zaproponował Kroenenowi uiszczanie tych samych “opłat”, które muszą bulić pozostali sklepikarze w kontrolowanej przez niego części miasta. Któregoś dnia poszedł do sklepu dziadygi, żeby z nim o tym pogadać a jak wrócił... No cóż... ponoć przybyło mu kilka siwych włosów na głowie i od tej pory co i rusz ogląda się przez ramię. Tak w każdym razie słyszałem. Bez względu na to co dokładnie zaszło zostawił starucha w spokoju. -

- W takim razie, dziękuję za ostrzeżenie i miłą pogawędkę! Jeszcze muszę się dobrze zastanowić nad decyzją przeprowadzki. Jednak pozwolisz, że oddalę się, gdyż deszcz zmoczył mi już cały płaszcz i pora ogrzać się przy jakimś dobrym napitku. Niech Sigmar ci błogosławi! -

Po pożegnaniu się z gwardzistą Javler ruszył w stronę Bud. W pierwszej kolejności skierował się do karczmy “Pod Czerwonym Kucykiem”. Dotarł na miejsce po kilku minutach rozpytując przechodniów o drogę. Sama karczma a raczej to co z niej zostało przedstawiała dosyć żenujący widok. Budynek był opuszczony i sądząc po wyglądzie od dość dawna. Przechodząca obok ruiny kobieta powiedziała, że lokal nie działa od jakiś czterech miesięcy od czasu kiedy zamordowano tam właściciela i wszystkich klientów. Od tego czasu sąsiedzi wynieśli z karczmy wszystkie sprzęty, które tylko dało się wynieść i pewnie lada dzień miasto wyśle tu ludzi, żeby go wyburzyć.

“Nocy tu raczej nie spędzę” - zaśmiał się w sobie Strauss. Dziwił go fakt, że bywalcy jednej karczmy, wraz z jej właścicielem stali się ofiarą mordercy. Intuicja podpowiadała mu, że może dodano czegoś do spożywanych w karczmie posiłków czy wina. Tylko po co? Sprawdzenie piwnic, a raczej tego co z nich zostało mogłoby potwierdzić te przemyślenia.


Wszedł do środka i ruszył w stronę drzwi wiodących na zaplecze. Tam odnalazł wejście do piwnicy. Niestety ku jego rozczarowaniu wewnątrz znalazł tylko kilka połamanych stojaków na beczki i kilka worków z rozkładającymi się kartoflami. Strauss rozglądnął się uważnie po pdłodze. Postanowił zabrać ze sobą parę ziemniaków, celem potwierdzenia tezy o zatrutym posiłku. A nóż jego przyjaciel coś w nich wybada. Pomieszczenie zdawało się być czyste, więć Javler postanowił zbadać sprawę Kiella i Kroenena. Najlpierw chyba warto było zapytać w ratuszu co wiedzą o tych postaciach.

Po opuszczeniu karczmy udał się do ratusza odwiedzić Jakuba Lentke. Zastał go w jego gabinecie gdzie omawiał coś z dwoma innymi urzędnikami. Gdy tylko ich spojrzenia się spotkały jego kontakt wykrzywił twarz w grymasie irytacji i odesłał swoich podwładnych.

- W przyszłości wolałbym abyś nie odwiedzał mnie w godzinach pracy. Im mniej osób widzi nas razem tym lepiej. Jeśli chcesz się skontaktować zatrzymałem się w kamienicy przy Haubenstrasse 14. Jak potrzebujesz czegoś to bądź tam wieczorem. Skoro już tu jesteś to co cię sprowadza, bo zakładam, że nie jest to wizyta o charakterze towarzyskim? -

- Nie śmiał bym przerywać śledztwa. Otóż badam aktualnie możliwości powiązania pana Vellera z masakrą w karczmie w Budach. Niepokoją mnie dwa nazwiska, a mianowicie Kiell i Kroenen. Obaj są dosyć znanymi postaciami w tamtej części miasta. Obawiam się, że jeden nich mógłby mieć coś wspólnego z masakrą lub co gorsza z panem Vellerem, ale nie zdołałem jeszcze ustalić w jakim charakterze. Potrzebuję ich adresów, miejsc w których się pojawiają, a nie chcę pytać tubylców. -

- Kiell to jeden z miejscowych reketerów. Oprócz wymuszeń zajmuje się jeszcze przemytem, dziwkami i ma ponoć gdzieś w mieście szulernię ale to tylko plotka i nie wiem ile w niej prawdy. Ogólnie jeśli w tym mieście można na czymś zarobić w sposób sprzeczny z prawem możesz mieć pewność, że Kiell się tym zajmuje. Mieszka w Budach, mniej więcej w środku dzielnicy. Drugie nazwisko słyszę po raz pierwszy więc nie będę w stanie ci pomóc, choć mogę popytać w śród moich konaktów. Niewykluczone, że coś o nim wiedzą. -

- Niejaki Kroenen jest właścicielem jednego z dwóch sklepów w Budach. Strażnicy nie wyrażają się o nim pochlebnie. Chciałem wiedzieć co sprowadza. Gdybyś mógł wydobyć dla mnie te informacje, byłbym wdzięczny. Obejrzałem także miejsce masakry. Liczyłem na odnalezienie jakichś śladów, niestety karczma została całkowicie ograbiona. Przynajmniej jej piwnice. Wspomniałeś, że wszyscy zabici byli klientami “Czerwonego Kucyka” i że strażnicy napomknęli ci o okoliczności ich śmierci. Co ustaliła straż? Jak zginęli? Gdzie? -

- Według tego co mi powiedziano wszystkie siedem osób zamordowano w głównej izbie. Ciała znalazł bednarz, który następnego dnia przyszedł tam po pracy, żeby się napić. Podobno wnętrze lokalu wyglądało jakby wpadła tam wataha wilków. Niektórych spośród zabitych ledwo udało się rozpoznać tak zmasakrowane były ich ciała. Najciekawsze jest to, że w nocy bo najpewniej wtedy doszło do mordu, nikt nic nie słyszał. -

- Sądziłem, że może ich otruto. Wiele się słyszy o próbach trucia żarcia spaczeniem... czy magią jaką. Gdzie złożono ciała zamordowanych? -

- Na cmentarzu miejskim. Czemu pytasz? Masz zamiar je ekshumować? Jeśli tak to od razu mogę odradzić ci ten pomysł. -

- Nie, skąd. To zwróciło by tylko niepotrzebną uwagę. Gdzie znajdę zatem tego bednarza? -

- Nazywa się Schultz, na imię Albert, Albrecht czy jakoś podobnie. Mieszka w Budach więc tam możesz o niego pytać. -
 
__________________
Niechaj stanie się Światłość.
Cartobligante jest offline  
Stary 06-11-2011, 15:41   #10
 
Radagast's Avatar
 
Reputacja: 1 Radagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnie
- Witam nazywam się Hans von Mutig i przychodzę z polecenia Hugo Kartza - przywitał się szlachcic, zamknąwszy drzwi.

Mężczyzna siedzący za biurkiem spojrzał na przybysza. Komendant miał ponad pięćdziesiąt lat, ale trzymał się dobrze. Nosił taki sam mundur co reszta strażników w Aldersburgu - uniform miał wygrawerowany na piersi herb miasta - rybę, a pod nią skrzyżowane dwa snopy zboża. Był łysy, jego twarz o ostrych rysach poznaczona była kilkoma bliznami. Szaroniebieskie oczy obojętnie przyglądały się Hansowi.

- W czym mogę pomóc? - odezwał się niskim głosem.

- Może mi Pan udzielić informacji na temat zabójstw, czy może powinienem powiedzieć zgonów i zaginięć, jakie miały miejsce tutaj w ostatnim czasie - von Mutig od razu przeszedł do sedna.

- Kartz naprawdę ma o mnie niskie mniemanie. Może po prostu od razu zapyta Pan czy nie wiemy gdzie szukać Klausa?

- A skąd w ogóle skojarzenie Klausa z tymi zdarzeniami? Ale jeśli Pan wie, byłbym niezwykle wdzięczny za informację. - Hans uśmiechnął się niewinnie do komendanta.

- Gdybym wiedział, chłystek siedziałby już w moim lochu oczekując na przyjazd sigmarytów. A co do skojarzenia - no cóż piętnaście trupów i zaginionych i młodzian spacerujący w nocy po cmentarzach... łatwo dodać dwa do dwóch.

- Dla mnie nie tak łatwo. Ale skoro obaj poszukujemy tej samej osoby, to chyba nic się nie stanie, jeśli udzieli mi Pan kilku informacji na ten temat, prawda?

- Niech będzie, jestem winien Kartzowi przysługę więc mogę wam pomóc. Pod dwoma warunkami.

- Zamieniam się w słuch.

- Po pierwsze ani moi ludzie, ani tym bardzie nikt z władz miasta nie może się dowiedzieć, że pracuje Pan dla Vellerów. To mogłoby się źle skończyć dla nas obu. Po drugie jak już znajdziemy Klausa młodzik jest mój. Pozwolę mu na kontakty z rodziną i przyjaciółmi, ale tylko wewnątrz koszar, których nie opuści aż do procesu.

Hans cmoknął z dezaprobatą.

- Muszę przyznać, że mało korzystne dla mnie te warunki. Rozumiem, że ten drugi będzie w mocy tylko jeżeli nie uda się wskazać prawdziwego mordercy, którym niewątpliwie nie jest Klaus Veller. Ale cóż, niech będzie, bo chyba wielkiego wyboru nie mam. Ale proszę mi powiedzieć coś czego nie wiem.

- Jeśli w czasie śledztwa znajdzie się dość dowodów by obciążyć zabójstwami kogoś innego wtedy proszę bardzo - młody Veller odejdzie wolny, choć sam wątpię w jego niewinność. Nie chodzi tylko o ten jego spacerek po cmentarzu. Moi ludzie, jeszcze zanim tatuś postanowił, że będzie lepiej trzymać go pod kluczem, widzieli Klausa robiącego interesy ze starym Kroenenem, co w tym mieście nie jest najlepszym wyznacznikiem reputacji. Ale wracając do zabójstw - czego konkretnie pan potrzebuje - daty, nazwiska? Mogę pana umówić z kapitanem Schmidtem, który prowadzi śledztwo.

- Tak, przede wszystkim daty, nazwiska i okoliczności śmierci wszystkich ofiar. I bardzo interesuje mnie, czy oprócz kiepskiej reputacji Klausa jest jakakolwiek poszlaka łącząca go z którymkolwiek zgonem, bądź zaginięciem.

- Młody Veller nie ma alibi na żadne z zabójstw, w każdym razie nie takie, w które mógłbym uwierzyć. Rodzina i służba mogą ręczyć za jego niewinność nawet wtedy, gdyby sami widzieli go zarzynającego tych ludzi w karczmie. A skoro nie ma dowodów jego niewinności, to jeśli sprawa trafi na wokandę lub co gorsza pod sąd świątynny, los młodego Vellera będzie przesądzony. Wie Pan: domniemanie winy i tak dalej. Jeśli zaś mowa o szczegółach to wszystko zaczęło się jakieś cztery miesięce temu czy może trochę wcześniej, był Sommerzeit. Trzech myśliwych mieszkających po miastem wyruszyło do lasu by nigdy nie powrócić - Zann, Raffer i Petersen byli na tyle doświadczeni by poradzić sobie ze wszystkim co żyje w tych lasach. Po kilku dniach ludzie z Podmurza zorganizowali poszukiwania, które jednak nie przyniosły rezulatatów. Początkowo nikt nie mówił o zabójstwach. To się zmieniło kiedy robotnicy w dokach wyłowili ciało tak zmasakrowane, że ledwo dało się ustalić płeć. Do dziś nie mamy pewności kim był ów jegomość, choć podejrzewam, że to jeden marynarzy, których kilkudziesięciu zawsze kręci się po aldersburskich dokach. Kilka dni później miała miejsce masakra w karczmie “Pod Czerwonym Kucykiem”. Zginął gospodarz, Ernst Bachmann oraz sześciu jego klientów. Ciała znalazł miejscowy bednarz, Albrecht Schultz. Zeznał, że całą siódemkę zaszlachtowano tak, że wyglądało to na atak dzikich zwierząt. O szczegóły może pan zapytać kapitana. Moi ludzie nie zdążyli zabezpieczyć karczmy, kiedy wieczorem tego samego dnia parę ulic dalej odkryto dwa ciała kobiet. Obie miały poderżnięte gardła. Nie udało nam się ustalić ich tożsamości, choć mam podejrzenia, że akurat tych dwóch zabójstw Klaus nie popełnił. Potem stary Veller zamknął Klausa w areszcie domowym i mieliśmy trochę spokoju. To było zaraz po tym jak ludzie chcieli go zlinczować. Musiałem wysłać cały oddział, żeby rozpędzić gawiedź. Niestety, jakieś dwa tygodnie po tym jak młody zwiał znaleźliśmy kolejnego trupa. Tym razem jednego z moich ludzi. Braun był sierżantem w Budach. Wyłowiono go w dokach, podobnie jak nieznajomego parę miesięcy wcześniej. Ostatni raz widziałem go żywego wieczorem poprzedniego dnia, więc do morderstwa musiało dojść w nocy. Listę trupów zamyka jeden z rajców miejskich. Vogel został znaleziony martwy w gabinecie z dziurą w głowie i pistoletem w dłoni. Z początku wyglądało to na samobójstwo, jednak parę szczegółów mi tam nie pasowało. Po pierwsze gabinet urządzono niczym kapliczkę poświęconą bogom chaosu - dziwne symbole wymalowane krwią na ścianach i tym podobne. Jednak o ile mi wiadomo, chaośnicy z reguły składają w ofierze innych a nie siebie, choć przyznam, że nie jestem w tych sprawach ekspertem. Poza tym radny nie miał żadnego powodu by targnąć się na swoje życie. O ile mi wiadomo w jego życiu wszystko układało się pomyślnie.

- Mój dobry znajomy, Siegfried Hoch, kapłan w altdorfskiej świątyni Sigmara, miałby na ten temat nieco inne zdanie - powiedział Hans z pewną wyższością w głosie. Nie ma to jak powołać się na autorytet i znajomość jednocześnie. Nawet jeśli jest to postać zmyślona na poczekaniu. - Ale nie powiedział Pan jednej istotnej rzeczy: co w ogóle każe sądzić, że te morderstwa są w jakikolwiek sposób powiązane? W zasadzie co do tego, że dokonano mordu można być pewnym tylko w jednym przypadku i to akurat tym, który Pan uznał za niezwiązany z rzekomo podejrzanym paniczem Vellerem.

- Bierzemy pod uwagę ewentualność, że morderców jest kilku, choć jest to mało prawdopodobne. Aldersburg jest spokojnym miastem. Poprzednim razem zabójstwa mieliśmy tu przed czterema laty. Niech pan powie, jakie są szanse na to, że w ciągu tych pięciu, sześciu miesięcy pojawi się tu kilku morderców. A pewność, że mamy do czynienia z zabójstwami mam również w przypadku “Kucyka” oraz tego mężczyzny, którego nie dało się zidentyfikować - w obu wypadkach zwłoki nie były częściowo zjedzone tylko rozszarpane, bogowie raczą wiedzieć po co. Co do mojego sierżanta, doki nie były mu po drodze do domu, gdzie zwykle wracał po zakończeniu służby. Stąd wniosek, że ktoś pomógł mu rozstać się ze światem.

- Cóż, na potrzeby tej dyskusji przyjmijmy, że tak jest. W takim razie jak zginęli ludzie w “Kucyku”? Młody kupczyk zaszlachtował siedmiu chłopa naraz? Nie ostał się nikt, kto mógłby zaświadczyć co się tam działo?

- Nikt nie mówi, że sam. Z jego pieniędzmi nie miałby większych problemów ze znalezieniem pomocy, a tatuś ma na podorędziu co najmniej kilkunastu fachowców, którzy nadawaliby się do takiej roboty. Wiem co robi stary Veller gdy jego robotnicy zaczynają domagać się podwyżek. Myślę, że te jego zakapiory za odrobinę wyższą opłatą zgodziłyby się na robótkę nieco bardziej mokrą niż zwykle. Poza tym jeśli prawdą jest, że Klaus para się czarnoksięstwem, jak to rozpowiadają kmiotki, mógł nawet nie potrzebować zakapiorów. Na korzyść tej drugiej opcji przemawia fakt, iż tej nocy, kiedy doszło do morderstwa nikt z ludzi mieszkających w sąsiedztwie nic nie słyszał.

Hans przewrócił oczyma.

- Teoria iście szewska, panie komendancie, bo grubymi nićmi szyta. Co stało się z wystrojem gabinetu Pana Vogela?

- Cały ten bajzel został uprzątnięty w kilka dni po tym jak znaleziono radnego.

Von Mutig skrzywił się na te słowa. Straż miejska zdawała się robić wszystko, żeby mordercy nie udało się odnaleźć. A Hans szczerze znaleźć go chciał. Oczywiście nie z powodu obywatelskiego poczucia obowiązku, tylko podejrzenia, że to doprowadzi go do Klausa.

- Krótko mówiąc: zatarto wszystkie ślady, tak? Może mi Pan w takim razie powiedzieć co to za Kroenen, o którym mi Pan wspomniał na początku?

- To handlarz, który prowadzi interesy w Budach. Nikt nie wiem czym dokładnie ten człowiek handluje, pewnym jest natomiast, że ceni sobie dyskrecję. Kiedyś zdarzyło mi się rozmawiać z jednym z kapitanów, przez którego sprowadza swój towar. Ponoć skrzynie z jego ładunkiem są lepiej zabezpieczone niż niejeden skarbiec. Z powodu niezbyt atrakcyjnej powierzchowności matki straszą nim dzieci. O ile mi wiadomo handluje tylko z obcymi. Poza Klausem nie zdarzyło się by ktoś z Aldersburga cokolwiek od niego kupował. I najciekawsze - jest chyba jedynym kupcem w tamtej części miasta, którego reketerzy omijają szerokim łukiem.

- W istocie ciekawe. Dziekuję w takim razie za poświęcony mi czas. Ze spotkania z kapitanem na razie nie skorzystam. Do widzenia. Życzę miłego dnia - powiedział Hans kłaniając się lekko. Komendant odpowiedział tylko gestem i odprowadził swojego gościa wzrokiem, aż ten zamknął za sobą drzwi.

Von Mutig wyszedł na zewnątrz. Zaklął gdy wyjątkowo duża kropla zimnej wody wpadła mu za kołnierz. Przez rozmoknięte uliczki skierował się znowu ku gabinetowi Kartza. Wpuścił go ten sam mężczyzna co wcześniej. Powiedział, że adwokat za chwilę powinien przyjść razem z archiwistą. Hans nie lubił czekać, ale przynajmniej miał ciepło i sucho. Zrezygnował więc z wychodzenia znowu na deszcz, aby poszukać Kroenena.
 
__________________
Within the spreading darkness we exchanged vows of revolution.
Because I must not allow anyone to stand in my way.
-DN
Dyżurny Purysta Językowy
Radagast jest offline  
 


Narzędzia wątku
Wygląd

Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 18:28.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172