Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 05-12-2011, 10:12   #11
 
Tom Atos's Avatar
 
Reputacja: 1 Tom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputację
Padało całą noc, co Julianowi w ogóle nie przeszkadzało. Bębnienie kropel o dach i szum wody spływającej rynnami działał na niego niczym kołysanka niani na dzieciątko. Pierwszy od dłuższego czasu nocleg w wygodnym łóżku i czystej, choć połatanej pościeli pozwolił mu fantastycznie odpocząć. Tym dziwniejsze było że obudził się całkiem rozbity niczym robol w fest ag po całym ciężkim tygodniu pracy. To pewnie przez ten deszcz. Gdy padało Bretończykowi chciało się spać.
Leniwie zjadł śniadanie ziewając i starając się dobudzić. Choć był grzeczny, to wyglądał jakby się całą noc łajdaczył.
Powoli jego umysł pokrzepiony jedzeniem zaczął sprawniej działać pobudzany wspomnieniami Sebastiana i Hansa Brennerów o zaginionym Wechslerze. Julian przysłuchiwał się nic nie mówiąc, aż nagle wpadł mu do głowy pewien pomysł, który postanowił omówić z jedyną profesjonalistką w ich małej kompanii. Hennin.

Korzystając z okazji, że mógł do niej podejść na osobności Bretończyk zagadnął.
- Ygritte co o tym sądzisz? Mam na myśli zniknięcie Wechslera. Przyszło mi na myśl, że może ktoś próbuje wypędzić stąd ludzi. Wpierw deszcz, a że się przyzwyczaili, to zaatakował dostawców węgla.
Powiedział uśmiechając się przepraszająco. Jakby mówił jakieś androny. Wyraźnie jednak czekał, by potwierdziła jego przypuszczenia. Najwyraźniej Aust - Agder nie chciał wyskakiwać ze swoim pomysłem na szerszym forum.
- Może popytać w straży, czy nie zdarzały się tu wcześniej napaści na kupców? Pójdziesz ze mną? Potrafię rozmawiać z żołnierzami, ale nie wiem, czy zadam właściwe pytania. W końcu to nie są typowi żołnierze.
Rozłożył bezradnie ręce.
Ygritte popatrzyła na niego dziwnie. A potem się cicho zaśmiała, dość miękko i łagodnie.
- Wypędzić stąd ludzi? No to coś słabo się do tego zabiera, przez tyle lat chłostać ich deszczem. To nie to, Julianie.
Zastanowiła się jednak nad jego słowami, przez chwilę nic nie mówiąc.
- Byłeś, może wciąż jesteś żołnierzem, ty dogadasz się z nimi najlepiej. Ale nie mam nic przeciwko, chętnie dowiem się jak tutejsza straż reaguje na kobiety w spodniach. Najpierw sprawdźmy ten Garnek, przyjrzę mu się z zewnątrz i popytam sąsiadów. Ich wścibskość może okazać się użyteczna.

Aust – Agder nie był do końca przekonany, czy to nie to, ale zgodził się z Ygritte co do tego, że warto sprawdzić „Garnek do Duszenia”.

Rozmowa z właścicielką. Niziołką o imieniu Keila przyniosła nowe informacje, że trzy tygodnie temu Wechsler opuścił jej gospodę rano, płacąc rachunek. Jego dwaj ochroniarze uczynili to później, zaś wóz ciągnięty przez białego osiołka zniknął nie wiadomo kiedy.

Podczas gdy część z nich raczyła się napitkiem i rozmową w gospodzie. Ygritte została na zewnątrz. Spotkali się ponownie, gdy wyszli i opowiedzieli sobie nawzajem co ustalili.
- Ja się przejdę do koszarów straży. Ygritte pójdziesz ze mną?- zaproponowął ponownie - Przy okazji wydaje mi się, że powinniśmy spróbować odszukać ochroniarzy Wechslera. Choć jeśli ten stary pijus, z którym rozmawiała Ygritte mówił prawdę i poszli w kierunku nabrzeża, to pewnie odpłynęli z miasta. Dziwne zachowanie jak na ochroniarzy, n'est-ce pas. No chyba że byli wynajęci tylko na czas podróży i po prostu sobie poszli po wykonaniu zadania.- zastanowił się na głos.
To by wyjaśniało ich nietuzinkowe postępowanie. Jak na razie nie mieli powodu przypuszczać, że kupcowi w ogóle stała się krzywda.
 
Tom Atos jest offline  
Stary 05-12-2011, 22:33   #12
 
Cartobligante's Avatar
 
Reputacja: 1 Cartobligante jest na bardzo dobrej drodzeCartobligante jest na bardzo dobrej drodzeCartobligante jest na bardzo dobrej drodzeCartobligante jest na bardzo dobrej drodzeCartobligante jest na bardzo dobrej drodzeCartobligante jest na bardzo dobrej drodzeCartobligante jest na bardzo dobrej drodzeCartobligante jest na bardzo dobrej drodzeCartobligante jest na bardzo dobrej drodzeCartobligante jest na bardzo dobrej drodzeCartobligante jest na bardzo dobrej drodze
Dzień nastał równie niepogodny jak ten, którego Allard zajechał do Stromdorfu. Deszcz padał i padał, mimo tego, że słabiej niż poprzedniego dnia, niebo zdawało się przykrywać jeszcze grubsza warstwa ciężkich, oliwnych, wiszących nad miastem cumulonimbusów, tak że żaden promień wschodzącego słońca, o ile takie jeszcze gdzieś tam wschodziło, nie wpadł przez szyby do pomieszczenia. A i ani kur żaden rankiem nie wyszedł zapiać by budzić mieszkańców przybyłych gości ze snu. Jednak Allard we krwi miał wstawanie o wczesnych porach, gdyż do surowej dyscypliny i kolegialnego planu dnia przyzwyczajony był, tak też i tym razem, mimo pierwszej od tygodnia nocy w wygodnym i ciepłym łożu, wstał rankiem i oporządził się przyzwoicie.

Karczma z rana jeszcze pustą była, tak więc uwaga gospodarzy zaraz skupiła się na schodzącym z pokoi podróżnym. Zaraz też suto zastawili stoły i gościom pożywnym śniadaniem i radą służyli. Stąd też ustalić kilka faktów się udało, że i taktycznie pan Wechsler węglem w mieścinie handlował był, jednak od trzeciego tygodnia nie go widziano, ale w „Garnku do Duszenia”, gdzie zatrzymywać się lubiał. Znów było trzeba wyjść na deszcz, a brak słońca rozświetlającego pochmurne twarze jak dotąd nietowarzyskich kompanów, zdawał się przygnębiać czarodzieja jeszcze bardziej. Chwile później drzwi „Garnka” zaskrzypiały, ciesząc tym samym właścicielkę karczmy, panią Cabblepot, która pospiesznie zza kontuaru wyszła pierwszej klienteli naprzeciw.

Po sutym śniadaniu w „Wodnym Gromie” nikt nie myślał o zamawianiu czegokolwiek, czym nieziołczycę drużyna w niemałe zakłopotanie i zdenerwowanie wprawili, zwłaszcza, że zamiast zamówienia każdy z pytaniami się do niej kierował. Alard siadł z boku i podziwiał wnętrze wystrojonej karczemnej sali. I chociaż ogień trzaskał przyjemnie, poza poszukiwaczami żdnego gościa w pomieszczeniu nie było. Allard najadłszy się śniadaniem, od proponowanego trunku i strawy odstąpił, lecz zdziwiony brakiem gości zapytał

- Droga Pani, a powiedzcie mi łaskawie, dużo klijenteli bywa tu, w Garnku? Wieczory jeszcze chłodne, jak to wiosną, ale w taką zawieruchę to każdy łyk dobrego piwa w cieple gospody wypije! Wskażesz mi zatem jakichś stałych gości, z którymi słów parę zamienić bym mógł?

Kobieta wzięła się pod boki z naburmuszoną i coraz mniej przyjazną miną.
- A wy co tak o niego wypytujecie, co, chłopcy? Był, załatwił swoje i pojechał, jak zawsze i niezmiennie. Nic nietypowego, jeśli mnie pytać, może prócz tego wczesnego wyjazdu, ale co mnie do tego. A teraz dajcie już z nim spokój, to trzy tygodnie temu było.
Pokręciła głową, jakby mówiła do psocących dzieciaków.

- Najwięcej u mnie stałych z koszar, straży miejskiej znaczy. Niewielu miejscowych innych się tu pojawia, bo mówią, że nudno. Ja im dam, nudno! Tylko by rozrabiali. Straż porządku pilnuje i już. A z innych to tylko obcy, kupcy i w dnie targowe różni się zatrzymują, czasem też ludzie z pobliskich farm.

Johann na szczęście dyplomatycznie natarczywość pytających począł usprawiedliwiać, sam Reiter zaskoczony, nie wiedział jak zdenerwowaną kobietę uspokajać. Widząc, że karczmarka gotowa była służyć podróżnym bardziej gościną niż informacją, Allard postanowił udać się do straży przy miejskiej bramie, by rozeznać się w sytuacji. Ciekawiło go także, czy zajęto się już naprawą mostu.

- Chyba tu niewiele więcej się dowiemy – rzekł Albrecht do towarzyszy – Czas się zbierać i szukać tropu gdzie indziej, może u straży. Kto, jak kto, ale oni powinni coś wiedzieć.

Albrecht ubiegł jednak myśli chłopaka słowami, więc przytaknął głową ze zrozumieniem. - Też tak sądzę Albrechcie! Udamy się razem, czy podzielimy? Chętnie sprawdzę co się dzieje na moście, z pewnością strażnicy widzieli jak ktoś opuszczał miasto!

Czekając chwile na decyzję reszty chłopak ruszył w stronę bramy, tę prze która przejeżdżali chwilę po ich przygodzie na moście.
 
__________________
Niechaj stanie się Światłość.
Cartobligante jest offline  
Stary 07-12-2011, 22:52   #13
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Deszcz wciąż nie ustawał, chociaż jako tylko irytująca mżawka nie utrudniał zbytnio życia. Nie umilał także, całe szczęście, że przynajmniej Stromdorf nie był jakoś bardzo duży i chodzenie od bramy do bramy nie wymagało pół dnia męczenia nóg i moknięcia.
Szybko się jednak przekonali, że stracili przez to trochę czasu. Pierwsi zapytani strażnicy, ci przy wschodniej bramie, zareagowali bardziej zaskoczeniem niż czymkolwiek innym. Jeden się nawet roześmiał.
- Trzy tygodnie temu, jakiś kupiec? Byśmy może i pamiętali, ale wtedy warty nie mieliśmy. Nasza, tak jak dzisiaj, w dzień wypadała.
Przy każdej z bram było ich po dwóch, ale w żadnej nie mieli szczęścia, chociaż w północnej osiągnęli przynajmniej sukces połowiczny.
- Być może faktycznie tacy dwaj tędy przechodzili. Pieszo, bez towaru, no i obcy zupełnie, to ich pamiętam. Backertag, bo tego dnia moja stara urodziny miała, to wiem. Żem wziął podwójną wartę, aby mniej mi w chałupie marudziła i lamentowała, że to jaki ja zły mąż jestem.
Wyszczerzył lekko pożółkłe zęby, mierzwiąc przynajmniej kilkudniowy zarost. Tutejsi strażnicy nie byli posągowymi, przystojnymi mięśniakami. Ci tutaj pewnie nigdy nie walczyli naprawdę.
- Gdzie poszli? Na jakąś barkę, tak na moje oko. Piechotą na trakt to głupota, musi być barka.
Przy trzeciej bramie nie wiedzieli nic konkretnego, więc jedyne co jeszcze pozostało do sprawdzenia, prócz koszar do których skierował się Julian, było nabrzeże. Nie znajdowało się daleko, dwadzieścia minut pieszo po błotnistej drodze na północ. Niestety deszcz przybrał na sile, próbując przebić wszystkie warstwy ubrań, które mieli na sobie.

Bretończyk miał znacznie więcej szczęścia w swoim dochodzeniu. Koszary pilnowane były przez jednego strażnika, który siedział w niedbałej pozie przed wejściem i nawet nie sięgnął po stojącą obok włócznię, gdy Aust-Agder się do niego zbliżył. Przyglądał się tylko znudzonym wzrokiem, a gdy dowiedział się czego obcy tu szuka, wpuścił go do środka.
- Prosto i pierwsze drzwi na lewo. Kwatermistrz będzie miał rozkład wart.
Było jak mówił. Julian ruszył korytarzem, szybko zauważając, że ten budynek zrobiony był prawie w całości z kamienia. Posadzki wyłożone były jednakże drewnem, choć już starym, a same koszary od wewnątrz, bez większego zaskoczenia trzeba przyznać, były bardzo surowe i pozbawione ozdób. Kwatermistrz miał otwarte drzwi, więc tylko popatrzył na obcego, a potem wskazał krzesło. Był już posiwiały, chociaż trzymał się nieźle, pewnie od czasu do czasu ćwicząc z resztą straży. Wysłuchał prośby, a potem zaczął gmerać w dokumentach. Nieszczególnie najwyraźniej obchodziły go szczegóły sprawy, bo nie dopytywał.
- Gdzieś tu to było... a jest, dwa tygodnie temu... trzy tygodnie temu, no proszę. Bramy. Sierżant Franz Oller przy wschodniej, możesz od niego spróbować zacząć, bo siedzi w stołówce, widziałem jak przyszedł. Zaraz ma obchód. Z zachodniej dziś złapiesz Pietera Lutza a z północnej to zdaje się, że Rudiego, wieczorem mam wartę. Domowych adresów podać nie mogę, zabraniają.
Tak jakby trudno było ich odnaleźć w mieście nie liczącym nawet tysiąc ludzi.
Bretończyk nie miał co wybrzydzać, zwłaszcza, że już z sierżantem poszło mu całkiem dobrze. Choć nie tak, jak można się było spodziewać. Mniej więcej czterdziestoletni mężczyzna o prawie wyłysiałej już czaszce, przyjrzał się obcemu. Wymienili kilka grzeczności, ale tutejsi byli tak znudzeni, że całkiem chętnie dzielili się informacjami.
- Ta, pamiętam. Paskudna noc, zimno było jak diabli. Tośmy siedzieli w stróżówce, karta mi nie szła, wtedy się stary Holtz pojawił. Reiner Holtz, jeden z farmerów. Przyjeżdża co marktag, z tym swoim mułem, jakimiś niewielkim inwentarzem na sprzedaż i siedzi po nocach, chlejąc. W Wodnym Gromie też się w ale zaopatruje i tym razem także miał ze dwie beczułki, z tego co widziałem. Wypuściliśmy go, co mieliśmy nie wypuścić, tylko pamiętam, że zdziwiłem się, że ma osła i wóz, ale pytać nawet mi się nie chciało. Może się dorobili, kto wie? Choć na moje to pijak i śmierdziel. Gdzieś na południe od miasta ma farmę.
O żadnym kupcu ani nie słyszał, ani tym bardziej nie widział. Nie miał pojęcia, podobnie jak kwatermistrz czy człowiek przed koszarami, kto tamtego dnia w Garnku siedział.


Gdy spotkali się w Wodnym Gromie, minęło już południe. Oczywiście z pozycji słońca nie bardzo dało się to ustalić, ale tutejsi mieli bardzo dobre wyczucie czasu, wyrobione przez lata. Czyste niebo było tu pewnie witane z takim samym zaskoczeniem, jak śnieg w dalekiej Arabii. Karczma wciąż była pusta, siedział w niej tylko staruszek, który uraczył ich opowieścią zeszłego wieczora, barman w postaci syna właściciela i jedna kelnerka, obecnie szorująca podłogę. Ich wejście powitali z lekkim zaskoczeniem, chociaż nie tak znowu wielkim. Otto wciąż był co prawda na targu, ale wyprzedał już praktycznie wszystko i najpewniej trafi do gospody na obiad, którego zapachy już docierały do wspólnej sali, chociaż powtarzano, że jeszcze nie gotowy, więc nic nie dostaną.
Wymienili się informacjami, a czujne ucho Brennera wyłowiło jedno z nazwisk.
- Reiner Holtz, ten stary opój? Faktycznie, był tu wtedy, chociaż kompletnie go skojarzyłem z kupcem. Jeden sprzedawał, drugi kupował i ten drugi tylko i wyłącznie ale. Jak zwykle, chociaż nie zawsze go stać. Nic niezwykłego.
Wrócił do polerowania kufli. Dzień wciąż był młody a jak się łatwo dowiedzieli, do farmy Holtzów były dwie godziny drogi, jeśli na piechotę. W obie strony zdążyć za dnia dało jeszcze radę. Było też jeszcze nabrzeże i strażnicy z dwóch poprzednich bram, chociaż oczywisty także był fakt, że wtedy już będą musieli kolejną noc spędzić w Garnku, zanim się udadzą dalej.

Był Aubentag, 10 Jahrdrung 2523. Wiosna już przyszła, i choć dęło zimnem od pobliskich gór, to drzewa zieleniły się a kwiaty kwitły. Chociaż może akurat nie w Stromdorfie, gdzie wszystko zalewane było strugami prawie nieprzerwanie padającego deszczu.
 
Sekal jest offline  
Stary 09-12-2011, 10:00   #14
AJT
 
AJT's Avatar
 
Reputacja: 1 AJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputację
Leje, leje, ciągle leje… ubrania znowu przemoczone. Albrecht powoli zaczyna mieć tego dość. Do tego łażąc po tych wszystkich bramach niewiele, a wręcz praktycznie nic sensownego się nie dowiedzieli. Nie mając większego tropu wracał z resztą towarzyszy do Wodnego Gromu. Miny u wszystkich były nietęgie. Wchodząc do karczmy spotkali się z Julianem. Usiedli przy kominku, by choć trochę się osuszyć i wymienili informacjami. Całe szczęście żołnierz w koszarach zdobył cenne, jak się wydawało, informacje. Wydawało się, że w końcu złapali jakiś trop, w końcu mają coś czego można się zaczepić.

***
Julian machnął lekceważąco ręką.
- Wszystko to furda. Ochroniarze. Strażnicy. Musimy odnaleźć tego pijaczka, jak mu tam było? Reiner Holtz? Pada, ale trudno. Trzeba się przejść do tej jego farmy. Wygląda na to, że jakimś sposobem wszedł w posiadanie wozu i osła Weschlera.
- Dobrze prawisz – odezwał się Albrecht - Myślę, że to nasz główny trop. Z pewnością trzeba się udać na tą farmę i wypytać dziada. Przecie nagle sobie wozu z węglem nie znalazł.
- Tak przy okazji. Jak wracałem z koszar zajrzałem jeszcze do naszej znajomej niziołki. Wypytałem ją kiedy dokładnie Weschler opuścił jej gospodę. Wyszło, że dla niej “rano”, to jakaś trzecia w nocy. To by się zgadzało, n'est-ce pas mon amies? – Julian zadowolony sięgnął po kubek z wodą. Wypił, skrzywił się i westchnął ciężko.
- To jak to monsieur Julian mawiają u nas ‘komu w drogę temu czas’ – Żak lekko się uśmiechnął zwracając się do żołnierza. Po czym zapytał reszty - Idziemy, czy ktoś inne plany, propozycje ma?
- Pewnie to on zabił Weschlera i przywłaszczył sobie jego wóz. -Julian rozmarzył się - Jakby wydusić z niego przyznanie się do winy, to mielibyśmy sprawę zakończoną i po koronie w kieszeni.
- Oj, naiwny, naiwny... – Johann pokręcił głową, uśmiechając się lekko. - To by było zbyt piękne. Ciekaw jestem, jak masz zamiar go zmusić do tego zeznania. Przypieczesz w ogniu, podtopisz czy zakopiesz w mrowisku? Większość ludzi, jak im nogi w ognisko wsadzisz, to się przyzna do wszystkiego, nawet do zabicia żony, przypatrującej się osobiście torturom. Ale porozmawiać z tym pijaczkiem trzeba. Proponowałbym coś zjeść i ruszać.
***

Albrecht więc rozwiesił co się da, by jeszcze szybciej przeschnęło i zamówił szybką przekąskę. Fakt, Johann miał rację, przydałoby się pożywić przed wymarszem, w końcu pewnie dopiero późnym wieczorem wrócą.
 
AJT jest offline  
Stary 09-12-2011, 12:49   #15
 
Tom Atos's Avatar
 
Reputacja: 1 Tom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputację
Jak na gust Bretończyka w Stormdorfie doba nie dzieliła się na dzień i noc, tylko na okresy gdy było ciemno i mniej ciemno. Toteż ustalenie, czy coś miało miejsce o zmierzchu, czy świtaniu, było nad wyraz trudne. Lecz biorąc od uwagę to co powiedział Ygritte pijaczek, że słyszał stukot wozu grubo po północy, to co mówiła niziołka Keila Cobblepot, że Wechsler opuścił gospodę nad ranem, oraz informacje uzyskane w koszarach jakoś mu się nie zgadzały. Wyglądało jakby Holtz opuścił miasto z wozem i osłem, przed tym jak zaginiony kupiec zapłacił za nocleg w „Garnku do Duszenia”. A to było cokolwiek dziwaczne i nadmiernie skomplikowane. Musiał się dopytać.

- Panie sierżancie Oller, a kiedy ów Holtz pojawił się przy bramie? Która to godzina była? - dopytywał się Julian.
Mężczyzna wzruszył ramionami.
- A ja pamiętam? Kilka dzwonów po zaczęciu służby jak i kilka przed jej zakończeniem.
- Ale była północ, czy bardziej nad ranem? -
nie dawał za wygraną Aust - Agder.
- Raczej środek nocy, jak na moje gusta.
Nic więcej nie był w stanie powiedzieć. Bretończyk podziękował za poświęcony mu czas. Nie miał ochoty czekać na kolejnego strażnika Lutza, ani Rudiego. Stali przy innych bramach i pewnie nic nie widzieli. Za to cofnął się do kwatermistrza w pewnej delikatnej sprawie. Wszedł do jego pokoju zagajając rozmowę.
- Monsieur quartier-maître, j’ai si le petit intérêt …
- To nie moja wina. –
starszy mężczyzna odpalił od razu.
Juliana na chwilę zatkało.
- A mówią, że to bretończycy są frywolni. – zauważył z przekąsem.
- Chciałem kupić jakąś l’arme. Może macie coś na zbyciu? Jakieś skonfiskowane les gredines szubrawcom sprzęty?
Kwatermistrz spojrzał z politowaniem na kij Juliana.
- Coś się znajdzie. Zależy za ile.
- Za pięć sztuk srebra. –
odparł Aust – Agder.
- Żartowniś. – zachichotał mężczyzna.
- Mówię całkiem poważnie nie mam więcej na zbyciu. – odparł niezrażony eks żołnierz.
Na te słowa kwatermistrz zaprowadził go do składu, a raczej rupieciarni pełnej pordzewiałego żelastwa i wyszarpnął stamtąd wręcz niemożebnie zardzewiały, krótki miecz, w dodatku tępy nad podziw.
- Za pięć srebrników mam to.
Julian ujął rękojeść pewny, że mu się to rozsypie w ręce. Wykonał kilka ruchów.
- No … niech będzie, a osełkę jaką dostanę.
Dostał, ale tylko wypożyczoną. Najwyraźniej miejscowi byli dusigroszami i skąpiradłami pierwszej wody.
Z jako tako naostrzoną bronią, choć po prawdzie wstyd było z czymś takim po mieście chodzić, Julian wrócił do „Garnka do Duszenia”, by spytać Keilę kiedy rano zaginiony kupiec opuścił gospodę. Niziołka odpowiadała niechętnie znów męczona o to samo, ale w końcu stwierdziła, że gdy Wechsler opuszczał jej przybytek było jeszcze ciemno. W zasadzie to był koniec nocy. Jakaś 3 rano.

Teraz wszystko zaczęło się układać. Kupiec najpewniej opuścił gospodę odjeżdżając wozem, bez ochroniarzy. Potem już nie było kupca, a wóz wziął sobie Holtz. Który awansował na głównego podejrzanego. Pewnie zamordował nieszczęsnego kupca. Teraz pozostawało go wziąć na spytki i zmusić do przyznania się do winy. Złota korona była już coraz bliżej.
 
Tom Atos jest offline  
Stary 10-12-2011, 14:12   #16
 
Lady's Avatar
 
Reputacja: 1 Lady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputację
Ze śledztwa w Stromdorfie Ygritte wiedziała, że głównie zapamięta jedną rzecz: deszcz. Pewnie wszyscy tak mówili, a potem wyrzucali to straszliwe miejsce z umysłów. Kto o zdrowych zmysłach chciałby tu mieszkać! Dziewczyna wmawiała więc sobie, że to kwestia tego, że nie mają pojęcia jak jest gdzie indziej, dlatego witają ten deszcz z całkowitą obojętnością, tak jakby to było całkowicie zwyczajna rzecz na całym świecie. Może w innych miejscach świata witają tak samo palące słońce, które nigdy nie jest zasłaniane żadną chmurką. Tak czy inaczej, łowczyni nagród zdała sobie sprawę, że jeśli tu uda się tę nagrodę zdobyć, to będzie ona bardzo... mokra. Wszystko tu było mokre! Wystarczyło przejść się po bramach a potem wrócić do Wodnego Gromu, aby marzyć tylko i wyłącznie o spędzeniu reszty dnia przed kominkiem, z kuflem grzanego wina w dłoniach. Nie dowiedzieli się niczego konkretnego, ale szczęśliwie Julian miał więcej szczęścia, a straż faktycznie okazała się odpowiednim tropem.
Ygritte przez chwilę tylko zastanawiała się nad tym wszystkim, dochodząc do wniosku, że robi to tylko po to, aby nie musieć maszerować błotnistą drogą do jakiejś położonej zapewne na wielkim uboczu farmy, która będzie jeszcze bardziej rozmokła i błotnista, zwłaszcza, gdy jej właściciel był określany tak a nie inaczej. Nawet nie próbowała wypytywać Brennerów o szczegóły. Jeśli ktoś porządny mówił tak o kimś innym, znaczyło to rzecz oczywistą. Tamten faktycznie był pijakiem i śmierdzielem i tyle. I pewnie nie zechce grzecznie odpowiadać na pytania, a jego farma pełna będzie jego dorosłych synów, którzy na dodatek pomyślą sobie, że fajnie byłoby wypróbować z nią siano w stajni. Aż warknęła do tych myśli i wyjęła swój pistolet. Sprawdziła go dokładnie, przeczyściła i zastanowiła się nad tym, jak sprawić, by miał szansę wystrzelić, gdy okaże się potrzebny. Zdecydowanie bardziej wierzyła w jego siłę niż w swoje możliwości władania mieczem, który nosiła przy pasie, ale tylko obijała sobie nim udo.

Wstała w końcu, udając się do swojego pokoju, gdzie zostawiła połowę prochu. W ciepłej izbie powinien nie zamoknąć, więc po powrocie do karczmy zawsze będzie miała odpowiedni jego zapas. Ale co z tym, co miała przy sobie? Róg z prochem jeszcze wydawał się nieźle zabezpieczony, gorzej z samym pistoletem. Wróciła do głównej sali, z lekkim i raczej kwaśnym uśmiechem podchodząc do barmana.
- Hans, masz może jakąś dobrze zabezpieczoną przed deszczem skórę? Nie żebym przewidywała konieczność użycia... ale wolałabym, aby mój pistolet pozostał sprawny. W tutejszych warunkach nie jest to proste. I ciepłe piwo z przyprawami, potrzebuję się zagrzać na drogę.
Młody Brenner skinął głową, znikając na zapleczu. Wrócił z rulonem wyprawionej skóry, prawie lśniącej od tłuszczu i parującym kubkiem.
- To na dokumenty, ale pistolet powinien się zmieścić. Na koszt firmy, jeśli zgodzisz się wieczorem na kilka chwil niezobowiązującej pogawędki.
Obrzuciła go dziwnym spojrzeniem i wyjęła z sakiewki garść miedziaków, rzucając je na ladę. Tutejsi mieszkańcy musieli być faktycznie znudzeni, że namawiali obcych, nie w pełni urodziwych, na jakiejś wieczorne rozmowy. Przecież i tak tutaj nic innego nie można było robić. Ygritte jednak zmusiła go do przyjęcia zapłaty.
- Nie biorę nic za darmo i nic, za co miałabym w jakikolwiek sposób płacić w przyszłości. Ktoś mi kiedyś dał tę radę, biorąc ode mnie zapłatę. Była w cenie.
Zacisnęła mocniej wargi, przyglądając się zabezpieczeniu na broń, jednocześnie wypijając nieco grzanego piwa, które dobrze rozgrzewało w środku.
- Może jednak pozwolę sobie postawić piwo w przyszłości, gdy rozmowa okazałaby się ciekawa.
Wróciła na miejsce przy stole, razem z pozostałymi towarzyszami. Kelnerka podała już przekąskę, niezbędną jeśli chcieli dotrwać aż do wieczora na zewnątrz ciepłej karczmy.
- Lepiej żeby nie zakopał ciała gdzieś daleko w lesie, chodzenie po tym cholernym deszczu mnie wykończy i bez tego.
 
Lady jest offline  
Stary 10-12-2011, 21:41   #17
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Jedno w tym wszystkim było dobre, że skorzystali z jego rady i postanowili coś zjeść.
Johann w milczeniu przeżuwał jedzenie, tym razem prawie nie czując jego smaku. Trzeba jednak szczerze przyznać, że to nie wizja wymuszania zeznań z Reinera Holtza zepsuła mu apetyt. Raczej przeczucie, że cała ich wycieczka na farmę zda się psu na budę. Jakoś nie potrafił uwierzyć, że Weschler został zamordowany przez jakiegoś pijaczka, który potem zabrał mu wóz i osła. Prędzej byłby w stanie uwierzyć, że Floriana Weschslera i Reinera Holtza połączył jakiś interes. Może... Może po prostu wóz trafił na farmę na przechowanie? Jeśli Wechsler wpadł na jakiś pomysł, chciał załatwić jakąś sprawę i wyruszył barką, to ani osioł, ani wóz nie były mu potrzebne. Z kupcami tak bywa, że jak interes zwęszą, to na koniec świata popędzą. A przecież oddać osła na kilka tygodni na farmę to o wiele taniej, niż płacić za stajnię w mieście. Żaden kupiec do rozrzutnych nie należał.
To będzie dowcip prawdziwy, jeśli to podejrzenie się sprawdzi. Dwie godziny w jedną, dwie w drugą... I czas stracony na rozmowę. Pięć godzin jak obszył, i pewnie jeszcze cali będą przemoczeni. Ale nawet wtedy ten spacer mógłby przynieść jakieś pozytywne efekty. Może Holtz będzie coś wiedzieć o planach Weschlera, a to by mogło pchnąć ich wielkie śledztwo na całkiem nowe tory.
Co prawda Weschler mógł trzymać swe plany w sekrecie, by konkurencji uniknąć. To by nawet tłumaczyło wyjazd w środku nocy.
Okaże się.
- Jak dotrzeć do tej farmy? - zagadnął Hansa.
- Gdy wyjdziecie przez wschodnią bramę - odparł zapytany - to wnet traficie na drogę, co na południe odchodzi. A dalej to już będzie prosto jak po sznurku.
"A ja myślałem, że przez most nam trzeba będzie ruszyć", pomyślał Johann. Po doświadczeniach z poprzednim mostem przez jakiś czas wolałby unikać innych...
- Jakieś rozgałęzienia? Utrudnienia? - Johann wolał wypytać o szczegóły, niż krążyć w deszczu szukając jakiejś chaty. Sznurki, jak wiedział każdy, czasem bywały poplątane, a czasem zwinięte w kłębek.
Hans pokręcił głową.
- Droga rozmokła i jedyne, na co trzeba uważać, to żeby się w błocie nie skąpać. A - dodał, jakby sobie nagle przypomniał - no i jest rozwidlenie, jest. Wystarczy, żeby stale iść szerszą drogą, to dojdziecie. Znaczy się bardziej w prawo, gdybyście mieli wątpliwości.
- Dzięki za informację.
- Johann skinął głową, wracając do posiłku.
Po chwili zwinął w dwa kawałki chleba i plaster szynki w serwetkę. Miał pewne wątpliwości, czy Holtz zechce ich czymś poczęstować. Najwyżej samogonem, jeśli nie będzie skąpy. A wtedy wrócą pijaniutcy... Zaś najzabawniejsze będzie, jeśli zabłądzą wracając.
- To co? Idziemy? - spytał.
 
Kerm jest offline  
Stary 11-12-2011, 20:38   #18
 
Cartobligante's Avatar
 
Reputacja: 1 Cartobligante jest na bardzo dobrej drodzeCartobligante jest na bardzo dobrej drodzeCartobligante jest na bardzo dobrej drodzeCartobligante jest na bardzo dobrej drodzeCartobligante jest na bardzo dobrej drodzeCartobligante jest na bardzo dobrej drodzeCartobligante jest na bardzo dobrej drodzeCartobligante jest na bardzo dobrej drodzeCartobligante jest na bardzo dobrej drodzeCartobligante jest na bardzo dobrej drodzeCartobligante jest na bardzo dobrej drodze
Nieprzyjemnie było opuścić magowi przyjemną, ciepłą i przytulną karczmę, w której towarzysze wciąż jeszcze dyskutowali o swych zamiarach. Pytania dotyczące sprawy Wechslera zdawały się nie mieć odpowiedzi. Przystanął zmartwiony przed wejściem, rozglądając się po okolicy i przeklinając w duchu panującą w okolicy aurę. Korzystając z ostatniego suchego miejsca, jakie dawał chłopakowi spadzisty dach karczmy poprawił płaszcz, tak by żadna kropla nie przedostała się za kołnierz i ruszył pod bramę którą wjechali do Stromdorfu.

Ulice zalewały strugi odpływającej wody, która usilnie szukała sobie drogi do okalających miasto rzek. Gdzieniegdzie zbierały się to większe, to mniejsze kałuże, które Reiter zwinnie omijał. Na nic jednak to się nie zdało, gdyż deszcz znów przybrał na sile, wsiąkając w każdy materiał jaki młodzieniec miał na sobie. Allard przyspieszył więc kroku, by jak najszybciej przedostać się pod miejskie mury.

Strażnicy wyraźne przyzwyczajeni z panujących tu warunków, nic sobie nie robili z zalewającego ich deszczu. Niestety albo nietrafione pytania, chociaż pewniej niewiedza pilnujących, zniechęciła ucznia w prowadzeniu dalszych poszukiwań. Zmęczony i znużony pytaniami, zdenerwowany brakiem choćby jednego promienia słońca rozjaśniającego to ponure miejsce, Allard wrócił do karczmy.

Już od wejścia zorientował się, że ktoś wpadł na interesujący trop. Jednak w dalszym ciągu za mało było tego, by wysnuć wnioski, a pochopnych czarodziej nie chciał wyciągać. Przyznał więc zaraz Julianowi rację, dowiedziawszy się o farmerze, bywalcu Wodnego Gromu; Reinerze. A i pani Cabelpot zdawała się ukrywać coś przed pytającymi- jej zeznania niejasne, niechęć do współpracy. Ale cóż, Allard nie miał nigdy wcześniej do czynienia z Niziołkami, widział ich wprawdzie kilkoro, gdyż prowadzili swe karczmy i w Altdorfie, jednak ci zawsze mili i otwarci byli, tak jak to Reiterowi było zapamiętane.
Nie chcąc odchodzić od grupy, postanowił wynająć na wieczór pokój w Garnku do duszenia, by przyglądnąć się pracy gospodarzy oraz przybyłym gościom. Ale wpierw razem z drużyną do farmy wolał się udać.
 
__________________
Niechaj stanie się Światłość.
Cartobligante jest offline  
Stary 13-12-2011, 20:24   #19
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Niedługo po napełnieniu brzuchów wychodzili już ze Stromdorfu, kierując się zgodnie z otrzymanymi wskazówkami. Dwie godziny drogi to nie było znowu aż tak dużo, ale chyba nie do końca uwzględniano stan dróg. Ta, która odchodziła na południe, była jedną wąską błotną breją. Na szczęście nie używana często, pozwalała im poruszać się dość sprawnie, chociaż bardzo szybko całe ich spodnie pokryte były błotem, rzecz jasna nawet nie wspominając o stanie butów. Ubrania także średnio znosiły pogodę, która ani myślała się poprawiać. Dobrze przynajmniej, że faktycznie nijak nie można było zabłądzić, a okolica, usiana wzgórzami i niewielkimi zagajnikami, nie była nawet taka nieprzyjemna, oczywiście gdy pominęło się deszcz.
Wydawało się im, że byli mniej więcej w połowie drogi, gdy zobaczyli czerwony blask, odbijający się od nisko wiszących chmur. Blask, który szybko przemienił się w wyraźną łunę, a każdy doskonale wiedział, co to oznacza. Przyspieszyli kroku, upewniając się, że płonie coś w miejscu, do którego mniej więcej podążali.
Doszli tam godzinę później, natrafiając już tylko na pogorzelisko.

Ogień się już wypalił, ale wciąż pozostało wystarczająco dużo śladów, aby rozróżnić nawet poszczególne budynki. Deszcz sprawił, że kilka ścian strawiło tylko do połowy i teraz ich czarne pozostałości wystawały z ziemi. Dym unosił się zarówno z domu, stodoły, silosu zbożowego i jeszcze dwóch innych budynków, których przeznaczenia odgadnąć już nie mogli. Wciąż też stał komin domostwa, teraz przyczerniony, ale z wciąż wyraźnym symbolem ośmioramiennej gwiazdy, nierówno wymalowanej na powierzchni za pomocą krwi i łajna, co udało się stwierdzić po bliższym przyjrzeniu się.
Nie była to jednak farma Holtza. Na drewnianej, nieoheblowanej desce, wbitej na palik przed wejściem na teren tej "posesji", widniało bowiem inne nazwisko: "Eigel". Co się w tym miejscu stało, tego nie wiedzieli dokładnie, ale błotnista ziemia pozostawiła mnóstwo śladów kopyt i racic. Podwórze całkiem było nimi pokryte, a nie musieli mieć tropiciela, aby odkryć, że przynajmniej część z nich należała do stworzeń dwunożnych, a nie jak domowe zwierzęta - cztero. Nie było jednakże żadnych ciał ludzi, zwierząt czy jeszcze czegoś innego.
No i nie widzieli możliwości, by w tej wilgotności i z wciąż padającym deszczem, coś mogło się samo zapalić.

Podążając za śladami, szybko weszli na pokryte wysoką, ostrą trawą grzęzawisko, w którym już nie widzieli zupełnie nic. Wszędzie teren był tak samo podmokły i nieprzyjemny, a oni - dzieci miast - kompletnie nie znali się na tym wszystkim. Ślady wydawały się jednak prowadzić na południe, ku rozciągającemu się tam lasowi. Marna szansa, aby cokolwiek w ten sposób znaleźli. Gdy jednak rozejrzeli się dokładnie, na północ zobaczyli zabudowania jeszcze jednej farmy, pobudowanej na niskim wzgórzu, niezbyt daleko oddalonym, chociaż deszcz sprawił, że nie zauważyli jej w pierwszej chwili. Jeśli byli jacyś ocalali, mogli udać się tylko tam.
Idąc od farmy Eigelów, musieli podążać na przełaj przez rozmokłe pola. Nie wydawało się, aby cokolwiek mogło rosnąć w tych warunkach, a choć ta droga była najkrótsza, to trochę pomstowali na to, że ją wybrali. O ile na drodze byli w stanie nie zapadać się dalej niż za kostki, to tutaj przeorana ziemia pochłaniała ich nogi nawet do kolan. Niezbyt dobrze wpłynęło to na ich samopoczucie, ale wreszcie minęli mały zagajniczek i ujrzeli zabudowania z bliska. Były bardzo podobne, przynajmniej w strukturze i ilości, do tych z farmy Eigelów.

Tyle, że stały. A przed nimi, u wejścia na teren zabudowań, toczyła się jakaś gwałtowna kłótnia.
Dwóch młodych mężczyzn, stojąc w deszczu tak jakby ich kompletnie nie interesował, gestykulowało gwałtownie i wyraźnie wrzeszczało, chociaż musieli podejść jeszcze trochę bliżej, aby rozróżnić słowa. Jeden był wysoki, wyrośnięty, jego blond włosy były brudne i w nieładzie, a twarz o zadartym nosie brudna i pokryta zakrzepłą krwią - była zresztą w podobnym stanie jak jego ubranie. Drugi był niższy, ciemniejszy z cery i włosów, o wąsko osadzonych oczach.
- To wszystko twoja wina! - wrzeszczał ten wyższy - Oni są martwi przez ciebie!
- Moja wina?!
- ryk niższego wcale nie był cichszy - Mówiłem ci, że nie możecie przestawać, Tristan! Ostrzegałem cię! Ale ty nigdy nie słuchałeś!
Wyglądało, jakby za chwilę miało pójść na ostre. A temu wszystkiemu przyglądało się jeszcze kilka innych osób - kobiet, dzieci i mężczyzn, niewątpliwie rodziny tego ciemniejszego. A przed wejściem na podwórze, widniała krzywo wbita tabliczka z napisem "Holtz".
 
Sekal jest offline  
Stary 14-12-2011, 11:44   #20
AJT
 
AJT's Avatar
 
Reputacja: 1 AJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputację
Albrecht po chwili już żałował pomysłu wybrania się w taką trasę. Z drugiej strony, chyba trzeba się przyzwyczajać do tych warunków, bo nic nie wskazuje na to, by się zmieniły w najbliższym czasie. Przydałoby się przestać narzekać na aurę...tylko jak tu na nią nie narzekać, jak każdy krok powoduje zapadnięcie się w błocisku i utratę sił po stokroć większą, niż gdyby się szło w optymalnych warunkach.

Wtem ujrzał czerwony blask, łunę i to prawdopodobnie w miejscu do którego zmierzali. Tylko jak kurcze coś mogło się palić na takiej pogodzie, głowił się von Sendener. Z pewnością nie było to naturalne zjawisko i ktoś bądź coś musiało temu zjawisku pomóc. Choć byli zmęczeni, to jeszcze przyspieszyli kroku, by dotrzeć prędko na miejsce. Tam, jak się okazało, na farmie niejakiego Eigela odkryli wiele niepokojących śladów i równie nieprzyjemny symbol gwiazdy. Ruszyli więc za tropem.

Nie minęło wiele czasu, jak dotarli i na farmę, tym razem tą której szukali – Holtzów. Po tym jak przywitała ich tu kłótnia i to kłótnia o uśmiercaniu kogoś, młody żak uznał, że lepiej wysłuchać o co dokładniej się sprzeczają. Przystanął więc tak by docierały do niego wszelkie dźwięki, ale też z dala od nich. Już wcześniej Holtz był podejrzany, a teraz to już w ogóle, biorąc pod uwagę to co grupa zastała poniżej i to o czym teraz rozmawiają. Trzeba było zachować ostrożność, dużą ostrożność. Widząc, że wojak podszedł do kłócących się, stanął tak, by w razie czego jak najszybciej dobyć kuszy i mieć odpowiednie miejsce do strzału, ale zarazem tak by obcy nie poznali po jego zachowaniu gotowości do ataku. Nie był pewien, czy jak tamci zobaczą obcych to w takiej sytuacji nie będą próbowali ich zaatakować, wolał więc osłaniać żołnierza.
 
AJT jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 10:59.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172