Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy Oznacz fora jako przeczytane

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 15-12-2011, 08:08   #21
 
Tom Atos's Avatar
 
Reputacja: 1 Tom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputację
Opuszczając mury Stromdorfu Julian mógł się wszystkiego spodziewać, ale nie tego że natrafią na ślady pożaru. Jakim cudem na łaskę Pani Jeziora przy takiej wilgotności cokolwiek mogło się tu spalić?
Ani chybi napastnicy musieli użyć oliwy, albo czegoś o podobnym działaniu. A i tak pewnie nieźle się namęczyli.
Oględziny pogorzeliska dostarczyły także innych ciekawych spostrzeżeń. Nigdzie nie było widać ciał, ale za to wszędzie było widać ślady kopyt i racic. Zatem ludzie albo uciekli, albo wraz ze zwierzętami zostali uprowadzeni. Po tropach widać było, że na południe i to zapewne nie tak dawno . Ktoś przeczytał na tabliczce przed resztkami domu „Eigel”.
- Całe szczęście, że to nie farma naszego pijaczyny. – mruknął Julian spoglądając na wymalowaną na kominie gwiazdę.
- Widzieliście tropy? – spytał towarzyszy. – Dwunogi z kopytami. Jak nic zwierzołaki, tak to się u was nazywa ne c’est pas? Moją swój znak i pewnie jakąś organizację, więc nie takie tępe bydlaki. Potrafili spalić zabudowę i uprowadzić dobytek, miast wszystko wyrżnąć.

Poprawił ciężki od wody płaszcz i przygładził mokre wąsy. Nie było sensu stać dłużej w tym miejscu. Ruszył dalej kierując się prowadzącymi na południe tropami. Po jakimś czasie wraz z towarzyszami dostrzegł, że prowadzą one do lasu, zaś uważne rozejrzenie się po okolicy pozwoliło im dostrzec na wzgórku, na północ od nich zabudowę innej farmy. Ta wyglądała na całą. Mając do wyboru las i dom nie mogło dziwić, iż wybrali dom. Zwłaszcza, że jeżeli ktoś uciekł ze spalonej farmy, to tam mógł znaleźć schronienie, a jeśli nie i tak zapewne miejscowi mogli coś powiedzieć o napadzie.

W zasadzie Julian nie miał specjalnie ochoty zajmować się kłopotami tubylców, chciał przede wszystkim rozwiązać swój problem z Wechslerem, lecz ciekawość była rzeczą ludzką i jedną z licznych wad Aust – Agdera.

Droga na przełaj nie należała do najprzyjemniejszych, a ubłocone buty Juliana zostały teraz dokumentnie uświnione. Kilka razy omal nie wywalił się w błocko i tylko podpieranie się kijem go uratowało. Miał już serdecznie dość tego wszystkiego

Gdy w końcu umęczony dotarł w pobliże zabudowy od razu rzuciło mu się w oczy dwóch spierających się mężczyzn. Jeden z nich, ten jasnowłosy wyglądał na uciekiniera ze spalonej farmy. Julian podszedł bliżej.
Dyskusja trwała w najlepsze i Parrawończyk nie widział powodu dla którego nie miałby się przyłączyć. Zwłaszcza, że okoliczności były cokolwiek nieprzyjemne i nie chodziło tylko o deszcz. Po za tym kobiety, dzieci i pozostali zgromadzeni mężczyźni już ich dostrzegli i spoglądali z zaniepokojeniem w ich stronę.
- Pardonne moi. Wyście są Holtz? Reiner Holtz? - spytał tego niższego, ciemniejszego. Julian oparł się o kij, który momentalnie ugrzązł w błocie.
Mimo usprawiedliwienia wciął się bezceremonialnie do rozmowy. Nie miał ochoty na dyplomację. Chciał się tylko dowiedzieć co się stało z wozem Wechslera, a przypadkiem trafił na teren, gdzie grasowała banda parzystokopytnych stworów i wcale mu się to nie podobało.

Po za tym rzucenie ciekawskim okiem na miejscowe kobiety pozwoliło mu stwierdzić, że nic nie straci wracając do Stromdorfu.
 
Tom Atos jest offline  
Stary 15-12-2011, 09:13   #22
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Nie lało co prawda, ale nie można było powiedzieć, że przestało padać. Rozmokłe 'coś', nazywane nie wiedzieć czemu drogą, w uroczy sposób mlaskało pod butami. Jeśli oczywiście ktoś lubił takie ciamkanie. Johann do tej grupy osób nie należał, ale usilnie sobie wmawiał, że widywał już gorszą pogodę i że kiedyś deszcz się skończy. W końcu nie zamierzał tu zostać do końca życia. Dłuższy pobyt i musiałby sobie chyba wyhodować skrzela...

Gdy ujrzał w oddali poblask pożaru spróbował przyspieszyć kroku. Oczywiście poślizgnął się i o mały włos wyłożyłby się jak długi. Spodniom niewiele by to zaszkodziło, ale reszta ubrania jak na razie była tylko mokra, a on sam był jeszcze zbyt młody, by musiał korzystać z błotnych kąpieli. Poza tym... Bardzo szybko doszedł do wniosku, że skoro z daleka widać pożar, to znaczy, iż pali się w najlepsze i doprawdy nie ma po co się spieszyć.

No i rzeczywiście nie było po co. Tego, co zostało z farmy nie opłacało się w ogóle ratować. Prawdę mówiąc do ratowanie nie było już nic. Pozostawało tylko rozejrzeć się i spróbować zorientować się, co tu się w ogóle stało.
Obszedł całe gospodarstwo i po tej wędrówce był niewiele mądrzejszy, niż na początku. Nawet znak mu nic nie powiedział. Podobnie jak innym. I stale pozostawało zagadką, co się stało z mieszkańcami farmy.

W gruncie rzeczy nie bardzo wiedział, po co ruszyli za śladami. Podpalaczy, zwierzoludzi, kultystów czy kto to w końcu był było z pewnością więcej, niż liczyła ich niezbyt liczna grupka. Chrońcie bogowie, gdyby czasem udało się ich dogonić. Poza tym nie mieli rozwiązywać zagadek jakichś podpaleń. Mieli odszukać Wechslera, a wcześniej - Reinera Holtza. A ten zapewne mieszkał gdzieś przy drodze, a nie na mokradłach.

W końcu okazało się, że zgoła niepotrzebnie niszczyli buty i spodnie tonąc w rozmokłej ziemi. Cud jakiś, że udało im się trafić w końcu na farmę, w dodatku tę, której szukali. Co prawda w sam środek sąsiedzkiej zdawać by się mogło kłótni na nie do końca sąsiedzkie (jak wyglądało) tematy. Bo na spór o miedzę czy wejście krów w szkodę raczej to nie wyglądało.
W tym wypadku popierał pomysł Juliana, by przerwać ową sprzeczkę. Holtz potrzebny był im zdrowy, a przynajmniej zdolny do mówienia. Z drugiej strony, Johann raczej by nie spróbował interwencji w takiej sytuacji. Nie dlatego, że obawiałby się zjednoczenia tutejszych i ich zwrócenia się przeciwko obcym. Był pewien, że najwyżej usłyszałby miłe słowa w stylu “Spadaj smarkaczu!”.
Mimo wszystko nie pozostał całkiem na uboczu - zrobił parę kroków w stronę spierających się, by, w razie niekorzystnego obrotu sytuacji, wspomóc Juliana lub spróbować go jakoś wyciągnąć.
 
Kerm jest offline  
Stary 17-12-2011, 14:06   #23
 
Lady's Avatar
 
Reputacja: 1 Lady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputację
Ygritte ukucnęła przy jednym z wyraźniejszych śladów kopyt, przesuwając dłonią po błotnistej ziemi. Śmierdziało, a przede wszystkim, zimno strachu ogarniało powoli jej ciało, które popadało w odrętwienie. Już od chwili, gdy zobaczyli łunę, wiedziała, że to co zobaczą nie będzie miłe, ale to...? Popatrzyła na Juliana, który najwyraźniej widział już wcześniej takie rzeczy. Ona sama nigdy nie spotkała się twarzą w pysk z takim potworem, przysłuchując się tylko opowieściom. Nie miała ochoty opowiadać o tym pozostałym, w końcu to ona tutaj była łowczynią nagród, ale w swoim życiu spotkała tylko mutantów, raz. Wciąż czasami śnili się jej po nocy.
Jak przerażający musieli być więc ci zwierzoludzie? Nie chciała raczej wiedzieć, wielkość kopyt już sama w sobie ją odstraszała, nie mówiąc już o ilości tych śladów. Znakowi ośmioramiennej gwiazdy przyjrzała się tylko z daleka.
- Myślisz, że to ich własny znak, Julianie? A może to jakiś ogólny symbol Chaosu? Słyszałam o jakichś gwiazdach, choć nigdy takiej nie widziałam...
Zadrżała mimowolnie.

Rozsądek podpowiadał, aby uciekać z tego miejsca jak najszybciej, zanim zostaną zauważeni. Ale obowiązek i ciekawość pchały w zupełnie inną stronę. Śledzenie śladów nie trwało długo, ale łowczyni starała się wszystko zapamiętać jak najlepiej, aby potem przekazać szczegóły straży miejskiej Stromdorfu. Ta informacja nie mogła przecież pozostać nie sprawdzona, atak zwierzoludzi ledwie dwie godziny od miasta! Z jednej strony przecież nie dopytywali czy takie rzeczy się tu zdarzają, z drugiej - farmy nie miały najmniejszych nawet zabezpieczeń, tak jakby ich właściciele nie bali się ataków. Koniecznie musiała o to zapytać.
Ktoś zauważył kolejną farmę, ustawioną na wzgórzu nieopodal. Uchowała się najwyraźniej w całości.
I wystarczyło przedrzeć się przez pola, brodząc w błocie po kolana. Idealnie.

Gdy więc doszli do zabudowań, zbliżając się do kłócących się mężczyzn, Ygritte była już odpowiednio zła. W takim stanie zawsze dyrygowanie innymi przychodziło jej znacznie łatwiej, więc bez większego wahania ruszyła za Julianem, przybierając swoją zwyczajową minę, mocno zaciskając wargi i marszcząc brwi. Rozchyliła także płaszcz, pokazując większą część miecza. To przecież były zwykłe kmiotki, nie widziała potrzeby bania się ich. Było ich więcej, ale co z tego, przecież większość to kobiety i jakieś dziadki, wszystko nieuzbrojone. To oni mieli tu być górą, a nie jacyś podejrzani o kradzież i morderstwo farmerzy. Podeszła do kłócących się z drugiej strony, kładąc dłoń na rękojeści miecza.
- Natychmiast przestańcie warczeć na siebie. Bardzo mi przykro z powodu twojej straty, panie, ale kłótnia nic nie zmieni. Jestem Ygritte Hennin, łowczyni. Proponuję wyjaśnić wszelkie sprawy pod dachem, także mamy kilka pytań i nie możemy odejść nie usłyszawszy prawdy z waszych uszu.
Wyraz jej twarzy się nie zmienił, w pełni świadomie także nie powiedziała jakim typem łowczyni jest. Miała nadzieję, że jest w tych kręgach trochę strachu przed łowcami czarownic. I patrzyła w oczy raz jednemu, raz drugiemu, gotowa do działania w razie problemów.
 
Lady jest offline  
Stary 17-12-2011, 17:51   #24
 
Cartobligante's Avatar
 
Reputacja: 1 Cartobligante jest na bardzo dobrej drodzeCartobligante jest na bardzo dobrej drodzeCartobligante jest na bardzo dobrej drodzeCartobligante jest na bardzo dobrej drodzeCartobligante jest na bardzo dobrej drodzeCartobligante jest na bardzo dobrej drodzeCartobligante jest na bardzo dobrej drodzeCartobligante jest na bardzo dobrej drodzeCartobligante jest na bardzo dobrej drodzeCartobligante jest na bardzo dobrej drodzeCartobligante jest na bardzo dobrej drodze
Śledztwo wskazało szukać winnych zniknięcia kupca Wechslera poza przemokłymi murami Stromdorfu. Była to i dosyć ciekawa perspektywa, jednak niestety ku rozczarowaniu zziębniętego młodzieńca, nie tylko miasto tonęło w deszczu, ale i ziemie dookoła przesiąknięte były na tyle, że i Reiter dziwił się, jak można tu cokolwiek uprawiać. Do farm było kilka kilometrów, więc Allard uprzednio napełnił swój brzuch i raz jeszcze dobrze zawiązał i tak już mokre buty. Droga była trudna, a mimo ujścia tylko paru kilometrów, po twarzach współtowarzyszy rozpoznać można już było zmęczenie. Nietrudno przeszło im dostrzec, że coś dzieje się w okolicy, do której zmierzali i chociaż dym ciężko było odróżnić od oliwnych chmur, drużyna spodziewała się najgorszego. Każdy wytężył jeszcze nieco swoje siły, by z przerażeniem ujrzeć pożogę pozostawianą niewątpliwie przez zwierzoludzi. Zgliszcza i ślady na pogorzelisku sugerowały bowiem wyraźnie, że to nie od pioruna zapaliło się to wszystko.

- Chaos rzucił swój cień w to miejsce! Wyplewić trzeba plugastwo, a czeluści otchłani niechaj światłość najjaśniejsza rozpromieni to miejsce i serca zlęknionycg! – Wykrzyczał strwożony mag, widząc wymalowane zakazane symbole. Dobrze znał te znaki, gdyż najjaśniejszemu Kolegium przyświecał tylko jeden, dobrze magowi znany cel. Nie było jednak komu nieść pomocy, gdyż farma opustoszała, a w jej obrębie nie znaleziono ani żywego ani martwego ducha.

Prowadzony misją tępienia wszystkiego co plugawe, nie zwlekając wcale ruszył dalej, jak go postawione przez kopytnych ślady prowadziły. Nie dość, że w bagnie jakim to i pod górkę nieco przyszło im iść dalej. Do podeszew przyklejało się grube błoto, którego nijak nie można było się pozbyć, zaciekle jednak idąc na przód Allard nie przejmował się tym, chcąc wytępić naznaczonych chaosem. Mimo to przy nieco pewniejszym gruncie, to co ostało się na jego podeszwie sprawiało, że stawiał niepewne kroki.

Z oddali słychać było odgłosy kłótni. Reiter podszedł w kuckach do zabudowań by przyglądnąć się bliżej i niepostrzeżenie prawie skaczącym sobie do gardeł mężczyznom. Zacisnął mocniej swój kostur, który dla innych wydawał się być tylko podporą w tej wyczerpującej wędrówce. Wreszcie sam Julian podszedł do nie zwracających na nic uwagi mężczyzn oczekując wyjaśnienia. Zaraz też w jego ślady ruszyła Ygritte by bez zbędnej dyplomacji przerwać zwady najpewniej mieszkających tu.
 
__________________
Niechaj stanie się Światłość.
Cartobligante jest offline  
Stary 27-12-2011, 19:33   #25
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Mężczyźni już praktycznie pluli na siebie, a ten wyższy sięgał za pazuchę, gdy Julian podszedł do nich, bezceremonialnie wcinając się w rozmowę. Musiał wypowiedzieć te słowa w odpowiednim momencie, wciskając się w taki moment, w którym obaj faktycznie słuchali co do nich się mówi. Zaskoczeni, spojrzeli na niego, a na twarzach mieli wypisaną chęć mordu. Ten niższy warknął tak, że spomiędzy szczerbatych zębów trysnęła mu ślina.
- Holtz ta, ale nie Reiner. A ty kto, że nachodzisz, hę?
Z grupy przyglądających się osób wystąpił także ciemnowłosy, ale znacznie starszy od kłócącego się mężczyzna. Nie był wysoki, ale żylasty i trzymał się prosto, co wskazywało, że wciąż drzemie w nim sporo krzepy.
- Ja Reiner. Czego chceta, nie widzita, że swoje problema mamy?
- Tak jest, wynocha!
Ten wyższy wręcz popchnął Aust-Agdera, nie dbając o to, że tamten już kładł dłoń na rękojeści miecza.
- Tuż po ataku na moją farmę się pojawiacie, od tamtąd przychodzicie, może to wyśta przyprowadzili zwierzoczłeków?

Była to już jawna obelga, ale zanim ktokolwiek zrobił lub dodał coś jeszcze, do głosu wreszcie doszła Ygritte, którą wcześniej chyba zagłuszyły krzyki mężczyzn. Wzięła się pod boki i piorunując chłopków wzrokiem osiągnęła znośny efekt. Cofnęli się lekko i praktycznie zapomnieli o Julianie, koncentrując się na kobiecie, która wymieniła słowo klucz, najwyraźniej rozpoznawalne nawet w tych stronach, przez ludzi żyjących na uboczu, jeśli tylko delikatnie ujmie się tę okolicę. W końcu przed grupę wytoczył się najpierw dość postawny i posiwiały już lekko mężczyzna, kiwnąwszy przy okazji na kobietę mniej więcej w jego wieku. Ta dwójka była najwyraźniej małżeństwem i jednocześnie była tu najstarsza.
- Jam Otto Holtz, a to moja posiadłość. Wybaczcie to zamieszanie. Młodzi jeszcze w gorącej wodzie kąpani.
Próbował się uśmiechnąć, ale wyszedł z tego brzydki grymas. Cała ta gromadka rodzinna była zwyczajnie brzydka. Prócz matrony, była tu tylko jeszcze jedna dziewczyna, a raczej kobieta, z wyglądu córka. Może nawet byłaby znośna, gdyby nie nos przypominający kalafior, zarówno pod względem struktury jak i wielkości. Pozostali zresztą nie lepsi - rudo lub czarnowłosi, raczej mali i żylaści, choć Otto był tu chlubnym wyjątkiem, bo szerokością dorównywał trójce innych. Prócz kłócącego się Holtza, Reintera i Otto, męskich członków tej rodziny było jeszcze sześciu, z których najmłodszy ledwie musiał sięgnąć dziesięciu lat, o ile dodało mu się ze dwa czy trzy, biorąc pod uwagę na ich ogólny niski wzrost.

Gdy wymiana spojrzeń trwała, do miejsca kłótni zbliżyła się żona Otta, klepiąc Holtza po ramieniu i uśmiechając się sympatycznie do obcych. W przeciwieństwie do Otta faktycznie umiała się uśmiechać, a i włosy miała znacznie jaśniejsze, bardziej rudawe - jak zresztą większość tałatajstwa na podwórzu. Nie była ładna, ale sprawiała znacznie lepsze wrażenie od pozostałych.
- Przepraszamy najmocniej. Maria jestem, witam w naszych skromnych progach. Chodźmy do środka, ogrzejemy się, osuszymy. Pytania swoje zadacie. A ty Tristan, uspokój się i myśl rozsądnie. Wiesz dobrze, że nie naszą winą jest to, co się stało.
Wysoki mężczyzna zgrzytnął jeszcze zębami, ale pod wpływem jej spojrzenia skinął głową, choć nie ruszył skorzystać z jej zaproszenia.
A to zawiodło ich do prostej, śmierdzącej obornikiem, niezbyt czystymi ciałami i całą resztą zapachów przegniłego miejsca. Na środku stał duży stół, a wzdłuż niego ławy. Otto zasiadł na jednym z dwóch krzeseł, Maria i jej córka zaczęły się krzątać po kuchni, po chwili podając kufle z podejrzanie wyglądającym piwem najprawdopodobniej domowej roboty. Przy stole usiadł także Reiner a także ten, który się kłócił, a który nazywał się ponoć Fritz. Ale to Otto mówił, odpowiadając na pierwsze ich pytanie.
- Reiner? Ano był w mieście, interesa załatwiać i na noc jak zwykle został. Ale nic podejrzanego to nie widział.
 

Ostatnio edytowane przez Sekal : 28-12-2011 o 09:52.
Sekal jest offline  
Stary 03-01-2012, 20:57   #26
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Albrecht nic a nic im nie ufał, nawet gdy się uspokoili i zaprosili ich do domu. Wybił się z szeregu i zapytał - A z wozem on jakim był w mieście?
- Nii, muła tylko mamy, za mało rzeczy do sprawunków, aby wóz potrzebny.
Ygritte popatrzyła na Otto z powątpiewaniem, posyłając mu jedno ze swoich mniej przyjemnych spojrzeń.
- I mówisz, że nie mieliście także osła, tylko muła? To dlaczego strażnicy przy bramie zaklinali się, że widzieli osła, i to białego?
- I w dodatku wóz. Reiner wyjechał z miasta wozem. - Julian uśmiechnął się krzywo - Gadaj no bratku skąd wziąłeś wóz i osła. I gadaj po dobroci, bo jak nie to ze sznurem na karku do Stromdorfu wrócisz, a tam mistrz małodobry będzie Ci pytania zadawał rozpalonym żelazem. Ten wóz i osioł należały do zaginionego kupca i klnę się, że za morderstwo będziesz odpowiadał.
Julian wstał kładąc rękę na rękojeści miecza, jednak nie dobywając broni.
- Mów skąd wziąłeś wóz i osła kmiocie?
Warknął zaczepnie wpatrując się w mężczyznę.
- Broni nie macaj, w gościach żeś!
Fritz wciąż pozostał tak samo krnąbrny jak wcześniej na zewnątrz. Nagle łupnięcie kazało wszystkim zerknąć do sąsiedniej izby, gdzie z ziemi zbierał się jeden z młodszych Holtzów. Najwyraźniej pozostała szóstka słuchała zza ściany. Otto gestem uspokoił mężczyzn.
- Spokojnie, spokojnie. Nie ma potrzeby... Cichym był, bośmy temu całemu kupcowi obiecali. Chciał, aby mu osła i wóz wywieźć, to na moje on sam zniknąć chciał. To się Reiner zgodził, bo co nam do tego.
Reiner skwapliwie pokiwał głową. Ale jego oczy także pozostały twarde, zachowaniu Juliana nie podobało im się w żadnej mierze, a wcale nie było powiedziane, że te twarde chłopy uległy by ich piątce, z których nie wszyscy żelazem władać umieli.
- Kręcisz mi tu coś Panie. Nie wiem czemu, ale kręcisz i to solidnie. Ja o tym wiem. Ty o tym wiesz. W sumie to wszyscy o tym wiedzą. Powiedzże nam to chcemy wiedzieć, przecie i tak zdajesz sobie sprawę, że do tego dojdziemy…prędzej, czy później. -(Karta - Staring Contest) Albrecht wciąż nie dawał wiary niespójnym słowom Holtza. Na Juliana zerknął wymownie, nie dało się ukryć, że wolałby by tu do jakiejś burdy nie doszło.
Johann milczał, obserwując tylko ‘tubylców” i swoich wpółtowarzyszy. Nie miał pojęcia Albrecht był taki pewien, że wieśniak kłamie. Dla niego słowa Otta brzmiały dość prawdopodobnie. Ale jak już, to wolał wspierać kompana, a nie kogoś obcego.
- Nic nie kręcę, młodziaku! - Otto wyglądał wręcz na oburzonego. Wytrzymał natarczywe spojrzenie chłopaka, nawet ciekawie popatrując na jego bliznę. - Co niby chcecie wiedzieć? Się przyznam, nie mamy tego wozu i osła, kłopotów nam z tego nie potrzeba i tyla.

- Ależ nie ma po co się kłócić. - Johann usiłował wlać nieco oliwy na wzburzone wody dyskusji. - Powie pan wszystko na temat wozu i jego właściciela i rozstaniemy się w przyjaźni. Nikt więcej nie będzie nikomu zawracać głowy.
Ygritte, mimo niemal całkowitej pewności o tym, że chłop kłamie, nie ośmieliła się o tym wspomnieć. Nie mieli niezbitych dowodów, byli w ich domu, a na dodatek męskich przedstawicieli tego rodu było sporo i jeśli coś poszłoby źle, to wcale nie musieli wydostać się stąd w całości. Potwierdzenie domysłów na razie wystarczało i powinni się tu zwyczajnie rozejrzeć. Przytaknęła więc słowom Johanna.
- Nie jesteśmy waszymi wrogami. Być może kupiec faktycznie chciał zniknąć, tylko zrobił to tak udanie, że teraz jest poszukiwany. Niestety musimy was więc prosić, byście opowiedzieli wszystko, niezależnie od obietnic danych temu człowiekowi. Inaczej może zainteresować się tym ktoś, kto jest znacznie wyżej od nas postawiony.
Nie chciała dodawać, że tacy zwykle nie dbali o miłe pogawędki a ewentualne odpowiedzi wydobywali wszelakimi środkami.
Otto spuścił z tonu, oddychając głęboko. Jego szeroka pierś unosiła się i opadała, a smród izby, do którego powoli się niejako przyzwyczajali, wypełniał się dodatkowo kwaśnym zapachem potu.
- Do lasu został wyprowadzony wóz, nigdy później nikt z nas kupca też nie widział. A i woza i osła nie dopatrywalim, zostawiony i tyle. Chciał, by zniknęły, to zniknęły.
Marie wreszcie skończyła przygotowywać jedzenie i postawiła na środku miskę z jakąś kaszą ze skwarkami, do której wetknęła trzy drewniane łyżki. Otto nabrał i wsadził sobie to do ust jako pierwszy, Reiner drugi. Pozostali Holtze zaczęli wyglądać zza ściany.
- To wszystko, cośta chcieli? Tę sprawę z Eigelami załatwić musim, choć nas więcej i przez zwierzoczłekami się obronim. Nie to co tamci.
Przy okazji zrobił gest, który wskazywał, że jedna łyżka była dla nich i mogli się częstować.
Julian nie skorzystał z poczęstunku, ani nie usiadł ponownie przy stole. Oparł się za to o ścianę krzyżując na piersi ramiona.
- Jaka to sprawa z Eigelami? Napuściliście na nich zwierzoludzi? Tak zdaje się mówił ten … Tristan. I czego to nie miał przestawać, hę? - spytał podejrzliwie mrużąc oczy.
Otto chciał coś odpowiedzieć, ale jego żona uciszyła go zdecydowanym gestem.
- Cichaj. Nie możemy tego ukrywać zawsze, ktoś musi zrozumieć.
Zwróciła się do nich, spokojnie i z twarzą zatroskaną.
- Eigelowie przez lata... czynili poświęcenia dla zwierzoczłowieków. To... i oni i my wiedzieliśmy, że to złe, ale nikt inny nie wiedział. Ale to ochraniało całe miasto! Nikt nie robił tego z własnej woli, ale to powstrzymywało Wściekłozębnych przed zniszczeniem wszystkiego od rzeki do rzeki. Odkąd jednak głowa rodziny Eigelów zmarła, sprawy stały się... trudniejsze. Chcemy... odejść stąd, ale przecież nie możemy. Niewielu rozumie... a zwierzoczłowieki robią się coraz gorsze. Dzisiejszy atak... musiały zupełnie stracić kontrolę. Jest ktoś, z kim powinniście się zobaczyć. On będzie wiedział więcej, ja już powiedziałam wszystko. Zaprowadzę was do niego, jeśli zechcecie.
Mężczyźni w izbie wyraźnie się spięli. Mało prawdopodobne, aby wcześniej wyjawiali innym takie rzeczy. Ich rekacja najwyraźniej zależała jednak od reakcji obcych.

Johann z wysiłkiem opanował się przed rzuceniem cisnącego się na usta przekleństwa. Tego im brakło do szczęścia... Zaczęło się od poszukiwania kupca, a teraz okazało się, że zapewne został on złożony w ofierze lub wydany zwierzołakom, jak zapewne wielu przed nim. Cena za pokój? Czy spalenie gospodarstwa Engelów nastąpiło po sprzeciwieniu się tym praktykom? A może teraz potrzebni byli kolejni, by udobruchać, jak to rzekła Maria, “Wściekłozębnych”? Może pójdą prosto w pułapkę?
Spojrzał na ‘tutejszych’. Raczej nie wyglądali na takich, co się zgodzą na swobodne odejście ich grupki. Słowa “nic nikomu nie powiemy” raczej ich nie przekonają. A wtedy by trzeba zbrojnie wywalczyć odwrót.
Nóż był w zasięgu dłoni, Otto - o krok. I raczej nie spodziewał się ataku.
- Chodźmy porozmawiać z tym kimś - zaproponował Johann
Kobieta zabrzmiała nad wyraz szczerze. Alberchtowi wydawało się, że pierwszy raz usłyszał tu prawdę, choć mogło to być tylko złudne wyobrażenie. Mogła chcieć zaciągnąć ich w pułapkę, trzeba było być więc gotowym. W tym momencie postanowił jej zaufać i udać się z nią.
- Prowadź więc - rzekł do niej żak
Walczył. Julian walczył z chęcia dania nauczki temu świniopasowi Reinerowi, a rozsądkiem, który nakazywał unikania konfliktu. Przynajmniej w tej chwili. Jego towarzysze nie byli sprawdzeni i sądząc z wyglądu i wyposażenia nigdy nie brali udziału w walce na ostre. Wprawdzie mieli do czynienia z bandą wieśniaków, ale te kmioty były u siebie. Z resztą moczymorda był ostatnią osobą, jaka widziała zaginionego kupca żywego i zabicie go bynajmniej by im nie pomogło. Dość niechętnie wciąż patrząc wyzywająco na Reinera Julian wycedził.
- Bien. Niechaj będzie. Porozmawiajmy z tym kimś, ale z Tobą … - wskazał palcem na Reinera - jeszcze nie skończyłem.
Ygritte także pokiwała głową. Tym razem tylko zacisnęła usta, nie wypowiadając ani słowa. To, co insynuowały słowa kobiety było zbyt przerażające, zbyt ohydne. A wiedziała, że musieli się zgodzić, jeśli chcieli wyjść z tego cało i przy okazji załatwić tę sprawę. Jej twarz przypominała kamienną maskę, gdy poprawiała swoje mokre ubranie i zakładała kapelusz na głowę. Sądząc po zachowaniu kobiety, ta osoba zdecydowanie nie znajdowała się w tym gospodarstwie. Łowczyni dyskretnie sprawdziła więc pojemnik, szczelnie ukrywający jej pistolet. Było zbyt prawdopodobne, że ma zamiar wystawić ich tym... zwierzoczłowiekom, jak ich nazywała.


Maria wzięła z haka zakrytą lampę, którą zapaliła i razem ze swoim mężem wyszli na zewnątrz. Do zmroku wciąż pozostawało z kilka godzin, więc albo obawiała się, że pozostaną na zewnątrz bardzo długo, albo było w tym jeszcze coś innego - jak choćby wygląd tutejszych lasów, które wraz z nisko wiszącymi chmurami nie potrzebowały nocy, aby pozostać niezwykle mrocznymi i nieprzyjemnymi.
Kobieta prowadziła ich poprzez rozmokłe pola aż do skraju Oberslecht, tutejszego lasu na bagnach, który rozciągał się w całej okolicy, na północy łącząc niemal z Reikwaldem i według map rozciągając się głównie wzdłuż rzeki, na bardzo szerokim pasie ziemi na południowy wschód od Stromdorfu. Drzewa, które tu wyrastały, były powykręcane i skarłowaciałe, mgła unosiła się nad tymi nieprzyjemnymi terytoriami, rozciągając nad bagnami coś, co przypominało wieczny zmierzch i wyjaśniało dlaczego Maria wzięła lampę. Światło, które dawała, było dość pocieszające.
Nieco z boku zauważyli szczątki jakiegoś wozu, ale to co przykuwało wzrok, to wielkie, masywne i wyjątkowo złowieszcze, samotnie stojące nieco na północy drzewo.

Kobieta poprowadziła ich bliżej, przez co mogli przyjrzeć się mu bliżej. I chwilę później już wiedzieli, że niepotrzebnie to zrobili. Drzewo obwieszone było amuletami, skalpami zwierząt, fetyszami i kośćmi. Niewątpliwie pokryte było także krwią, a dodatkowo wyryte były w nim jakieś symbole, jednoznacznie kojarzące się z jakimś plugastwem. Na domiar złego, najwyraźniej poruszali się po dywanie ze starych kości, chrzęszczących pod stopami i obijających się o siebie. Rozpoznali czaszkę krowy czy nogę konia, ale co było wśród pozostałych? Maria jakby wyczuła ich nastrój.
- Proszę, pozostańcie spokojni. Wystraszycie go.
Nie mieli pewności, czy to właśnie oni jego mieli wystraszyć. Także sama kobieta wydawała się niespokojna, a Otto rzucał spojrzenia na prawo i lewo i wciąż przyglądał się im podejrzliwie. Czy prowadzili ich w pułapkę? To co wyczyniali tu Holtze i Eigelowie na pewno nie należało do rzeczy świętych i miłych jakiejkolwiek nie-plugawej religii.

Zanim jednakże zdążyli zrobić coś głupiego, matrona obróciła się w kierunku lasu i zawołała.
- Jesteś tam? Przyprowadziłam przyjaciół, mogą nam pomóc!
Przez chwilę było cicho, a potem nagle oślepiła ich błyskawica, a dźwięk gromu rozległ się w bardzo bliskiej okolicy. Piorun musiał uderzyć trochę na wschód, gdzieś w środku Oberslechtu.
- Proszę! Nie mamy dużo czasu!
Nagle zarośla zatrzeszczały i wynurzyła się z nich postać, skąpana w zmierzchu i mgle. Była zgarbiona i podpierała się na kosturze, zakończonym czaszką i ozdobionym zębami, kamieniami i jakimiś fetyszami. Zniszczone szaty były ozdobione podobnie, a skóry, jakie chyba stanowić miały ochronę, wzmocnione były kośćmi. Jego ramiona były muskularne, a palce kończyły się długimi paznokciami, bardziej przypominającymi szpony. Gdy się odezwał, jego głos zgrzytał i charczał, jakby w ogóle nie przyzwyczajony był do jego używania.
- Mam nadzieję, że możecie nam pomóc. Ona ma rację, czas się kończy. Tej nocy, Izka Wściekłozębny przyjdzie zniszczyć wytwory ludzi. On nie przestanie, póki dwa kamienie będą stały na sobie. Póki ludzcy bogowie nie spadną w dół i nie zostaną zniszczeni. Musicie zabrać źródło jego mocy, musicie odciąć go od łask Mrocznych Potęg. Musicie ukraść kamień błyskawicy.

Być może pozostawał człowiekiem, wielu Bursztynowych czarodziejów lub kapłanów Taala pozostawało w takich dzikich terenach. Przynajmniej Allard był tego świadomy. Wszyscy jednakże wiedzieli, że tutejsi ludzie składali ofiary. Ze zwierząt na pewno. Swój wygląd ukrywał jednakże pod zwojami ubrania i kapturami, dokładnie zasłaniającymi większość jego ciała.
- Jestem Śmiertelnym Źrebięciem. Wiem, że nie macie powodów, by mi ufać. Podejrzewać pułapkę. Ale jeśli chciałbym waszej śmierci, to by była pułapka. Tu i teraz. Nie. Ja chcę tylko zatrzymać Wściekłozębnego. Kamień błyskawic znajduje się wewnątrz Oberslechtu.
Co ciekawe, nie wydawał się kłamać, ani zwodzić. Przekonanie brzmiało w jego głosie. Niewątpliwie chciał zniszczyć bestię, o której wspominał. Z niewiadomych im powodów.
 
Sekal jest offline  
Stary 04-01-2012, 20:54   #27
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Trudno było powiedzieć, co było gorsze - smród, panujący w izbie Holzów, czy też wilgoć i nadciągająca burza. Od smrodu się ponoć nie umiera, od zapalenia płuc podobno można...
Jednak decyzja ostała podjęta. Sam, jako pierwszy ją podjął. I raczej nie wypadało powiedzieć ‘idźcie sobie sami, jak tu poczekam’. Mimo tego Johann coraz częściej miał wrażenie, że ruszanie nie wiadomo dokąd za kobietą, do której zaufania raczej nie czuł, było rzeczą, która do szczęścia nie była mu potrzeba.
Mimo tego szedł. Z duszą na ramieniu, błotem ciamkającym pod podeszwami i dłonią co rusz poprawiającą kuszę. Świadomość, że kobieta byłaby pierwszą ofiarą, gdyby wprowadziła ich w pułapkę, podnosiła odrobinę na duchu. Odrobinę...

Szczątki wozu natychmiast przywiodły Johanowi na myśl poszukiwanego kupca, ale wspomnienie o głównym celu ich wyprawy natychmiast wyleciało mu z głowy, gdy tylko zobaczył ponure drzewo, obwieszone źle mu się kojarzącymi przedmiotami.
“Ściąć i spalić...” to pierwsze, co pomyślał. Nie należał do zbyt pobożnych, ale to, co widział, na kilometr śmierdziało mu Chaosem. Kto normalny robiłby coś takiego? Składałby takie ofiary?
Coś pękło pod butem z głuchym chrzęstem. Coś długiego, białego...
Po kostnicach Johann się raczej nie włóczył, ale nie trzeba było specjalistycznej wiedzy, by rozpoznać jakiś stary gnat. I mimo szarówki widać było, że nie leży tu samotnie. Mieli dołączyć...?

Na Sigmara... Nie powiedział tego głośno z jednej tylko przyczyny - po prostu odebrało mu głos na widok postaci, jaka wynurzyła się z ciemności. Gdyby spotkał takie ‘coś’ sam na sam, z pewnością najpierw by strzelił, potem pytał. Wychodząc z założenia, że wariant ‘no to nie ma z kim pogadać’ były najlepszy.
Wygląd tego kogoś (lub czegoś, kto tam mógł widzieć, co się kryje pod osłoną zniszczonych szat, ozdóbek i mroku) nie napawały zaufaniem, ale słowa, które wydobyły się z zardzewiałego nieco gardła ich rozmówcy brzmiały ciekawie. I, Johann sam nie wiedział czemu, dość prawdziwie. Z drugiej strony... on sam dość często nie potrafił odróżnić, kto kłamie, a kto mówi prawdę i dlatego też jeszcze częściej po prostu nie wierzył nikomu.
Gdy wreszcie otrząsnął się z największego zdziwienia spytał:
- Jak wygląda ten kamień? gdzie go można znaleźć?

Śmiertelne Źrebię sam wyglądał jak duchowy przywódca bandy zwierzoludzi czy innych zajadłych sympatyków Chaosu. Może był konkurentem tego całego Izka Wściekłozębnego. Może chciał się pozbyć rywala, a może ich, wysyłając na pewną śmierć. Ale, zanim wzięliby nogi za pas i popędziliby do miasta, warto było zadać kilka pytań i czegoś się dowiedzieć.
Bycie bohaterem średnio mu się uśmiechało, chyba że stałoby za tym złoto. Ale teraz tkwił sam w tym bagnie, i dosłownie, i w przenośni. Zawsze istniała szansa że dowiedzą się czegoś, co im uratuje skórę.
 
Kerm jest offline  
Stary 05-01-2012, 09:49   #28
AJT
 
AJT's Avatar
 
Reputacja: 1 AJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputację
Albrecht szedł za kobietą. Atmosfera nie była zbyt przyjemna a potęgowało ją dodatkowo sceneria. Bagniście, mgliście dziwna flora, dziwne kształty. Ale to co ujrzał po chwili nacisnęło mu na usta najgorsze przekleństwa. Po których zaniemówił patrząc jak osłupiały w poobwieszane drzewo. Po chwili ujrzał co ma pod nogami, kości krew. Maria wzywała do spokoju. Jakiego spokoju? Jak można być spokojnym w takim otoczeniu. Albrecht nic nie mówił, nie ruszał się gwałtownie. Ale to nie spokój był tego przyczyną, tylko przerażenie. Kogo wystraszą. ~Ja pierdykam, kto tu może być, czy żyć.~

A jednak ktoś tu był, zgarbiony, poniszczony starzec. Von Sendener stał i słuchał go jakby w transie. Izka Wściekłozębny…Mroczne Potęgi…Kamień Błyskowicy…W co on się wpakował? Nie tak to miało wyglądać!Choć pewnie teraz to już zbyt późno by się wycofać.

Johann był odważniejszy odezwał się pierwszy. ~Kurka, pewnie każdy z nich jest odważniejszy ode mnie. Każdy z nich widział różne cuda. Co ja tu robię?~ To wciąż były jedyne myśli w głowie młodego żaka. Nie udzielał się do rozmowy, wracać też z pewnością sam nie miał zamiaru. Stał i patrzył z nadzieją że zaraz wszystko się skończy.
 
AJT jest offline  
Stary 05-01-2012, 09:55   #29
 
Tom Atos's Avatar
 
Reputacja: 1 Tom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputację
Sytuacja zaczęła im się wymykać spod kontroli, czego Julian szczerze nie znosił. Miast wyjaśnić do końca co się stało z kupcem mieli iść za miejscową babą rozmawiać z miejscowym czymś, o ich miejscowych kłopotach. Ale co mieli zrobić?
Co?! Przyłożyć Reinerowi sztych do gardła i wydusić prawdę, a nawet wziąć łajdusa na tortury, albo za łeb i do miasta. Julian w służbie księcia Parravonu nabrał pewności, że proste brutalne metody są najefektywniejsze. Tyle, że … cóż … nie był tu z oddziałem gwardzistów. Zalotne kolczyki w uszach Albrechta, czy figlarna klapka na oku Johanna dowodnie mu to uświadamiały. Pozostawało mieć nadzieję, że pomoc udzielona tubylcom przełoży się na pozyskanie ich zaufania i że powiedzą co się naprawdę stało z Florkiem Wechslerem.

Tymczasem baba z latarnią chciała by wyszli na deszcz. Znowu. Julian opatulił się szczelniej i tak już wilgotnym ubraniem w złudnej nadziei, iż to cokolwiek ochroni go przed wodą. Gdy się oddalili od farmy poniewczasie Julianowi przyszło do głowy, że właśnie stracili okazję, by porozmawiać z Tristanem Eigelem. Nieszczęsnym sąsiadem Holtzów. A druga okazja mogła się nie nadążyć.

Maryśka w końcu doprowadziła ich do miejsca wielce osobliwego. Po drodze Aust – Agder dostrzegł kątem oka resztki wozu. Doszli do drzewa upstrzonego dziwnymi symbolami, krwią, z ponawieszanymi kośćmi, skalpami i jakimiś niewiadomo czym. Ktokolwiek mieszkał w tym miejscu, to Julian nie podzielał jego poczucia estetyki. Bretończyk nie wyznawał się za bardzo na bóstwach czczonych w Imperium, ale nie sądził, by jakikolwiek porządny bóg chciałby być czczony w ten sposób. Pozostawała druga możliwość. Chaos.
Julian poczuł jak mimo wilgoci momentalnie wysycha mu gardło. Mógł sobie kpić, ale gdy w grę wchodziły mroczne siły, nie było miejsca na żarty. Spiął się w sobie, jakby oczekiwał w każdej chwili ataku. Wtedy Marie przywołała tajemniczego gospodarza tego miejsca. Julian przyglądał mu się bardzo uważnie gotów wręcz zaatakować, gdyby na ciele mężczyzny dostrzegł choćby ślad czegoś nienaturalnego. Starzec jednak pomimo dziwacznego wyglądu zdawał się być normalny. Nawet mówił całkiem składnie, choć treść słów normalna już się nie wydawała.
- Un moment. Nie tak szybko … człowieku. Dobijmy targu. Ty czegoś chcesz i my czegoś chcemy. Dotyczy to także Ciebie Marie. Oui. Możemy Wam pomóc. Możemy nawet wykraść ten kamień, ale coś za coś. Powiedzie nam wszystko co wiecie o Florianie Wechslerze, jego wozie i ośle i pomożecie nam go odnaleźć. Tylko pod tym warunkiem Wam pomożemy.
Spojrzał po towarzyszach szukając w nich poparcia. Jeśli mieli nadstawiać karku, to dla jakiegoś zysku. Chwała obrońców Stromdorfu, to jak dla Juliana było za mało.
 
Tom Atos jest offline  
Stary 07-01-2012, 13:52   #30
 
Lady's Avatar
 
Reputacja: 1 Lady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputację
Zadanie, które jeszcze w Stromdorfie wydawało się całkiem proste, zaczynało się coraz bardziej komplikować. Rzeczy, które mówiła im Maria, były wręcz przerażające, a Ygritte czuła, że wcale nie jest dokładnie tak, jak im przedstawiano. Kobieta była najwyraźniej prawdziwą głową tej rodziny, być może była także najbardziej inteligentna pośród tych chłopów, co już łowczyni zupełnie nie dziwiło. Nie byłby to pierwszy, czy nawet jeden z pierwszych takich przypadków, o jakich wiedziała. Wystarczało tylko chłopu dać myśleć, że rządzi a ten ostatecznie zrobi wszystko i jeszcze będzie zadowolony ze "swojego" pomyślunku.
Tylko to o czym mówiła, było tak przerażające, że wolałaby mieć do czynienia tylko z męskim, prostym, orzącym tylko pole rolnikiem. Poszukiwania kupca zaczynały przeradzać się w coś bardzo niepokojącego, a wspomnienie o zwierzoludziach, grasujących w okolicy bez najmniejszych przeszkód, tylko pogarszało sytuację. Bo można się było domyślić, gdzie zaprowadzi ich Maria, już z samego faktu zabrania przez tamtą lampy.

Z każdym krokiem, który zbliżał ich do mrocznego lasu, który wyrósł na bagnie, Ygritte czuła się coraz gorzej. Nie był to czysty strach, była dość odporną osobą, ale niepokój docierał nie tylko do jej umysłu, ale także serca. To co się tu działo nie mogło być niczym dobrym, a drzewo, które zobaczyli po dotarciu do Oberslecht, tylko przepełniło czarę. Dłoń dziewczyny krążyła po rękojeści miecza, ani na chwilę jej nie opuszczając. To chyba dodawało jej nieco otuchy, bowiem nawet nie zwolniła, gdy zobaczyli resztki wozu.
A potem weszli na dywanik z kości.
Tym ostatnim przyglądała się przez chwilę, tak jakby próbując wyszukać tę mogącą należeć do osła. Była niemal pewna, że trafił na stosik, nie wierzyła, że chłopi niezależnie od umowy z kupcem, zostawili wóz zwyczajnie w lesie, razem z osłem i całą resztą. Szukała też czegoś innego - ludzkich kości. Niestety znalazła zbyt wiele takich, które właśnie nimi mogły być. Niemal z ulgą wróciła wzrokiem między drzewa.

Z ulgą przynajmniej do chwili, gdy nie widzieli zbyt dokładnie tej postaci, która spomiędzy nich wyszła. Łowczyni z trudem powstrzymała odruch sięgnięcia po pistolet, strzelenia do tej osoby a dopiero zastanawiania się nad tym, kim mogła być. Przełknęła ślinę. Czy niektórzy kapłani mogli tak wyglądać i żyć w takim miejscu? Albo niektórzy magowie? Zbliżyła się do Allarda, szepcząc do niego tak, aby nie słyszała ani kobieta, ani ten dziwak.
- To możliwe, by on był jakimś ludzkim czarodziejem? Dlaczego miałby tu żyć i tyle wiedzieć o działaniach zwierzoludzi?
Odchrząknęła, gdy dwaj jej towarzysze zadali swoje pytania. I podniosła głos na tyle, by Śmiertelne Źrebię ją usłyszało.
- Musisz powiedzieć nam więcej. Skąd tyle wiesz, czym jest ten kamień... i jak możesz zapewnić nas, że po tym, jak ci pomożemy, nie zwrócisz się przeciw nam a na dodatek użyczysz swojej wiedzy i... zdolności. Bez tego nigdzie nie pójdziemy.
To co się tu działo było tajemnicze. To przyciągało. Ale z drugiej strony nie miała zamiaru robić nic, czego chciał ten dziwak, póki nie będzie miała jakiejś pewności, że nie zostaną zaatakowani od tyłu.
 
Lady jest offline  
 


Narzędzia wątku
Wygląd

Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 20:07.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172