|
Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
01-01-2012, 15:08 | #11 |
Reputacja: 1 | Małomówny Teodor przysłuchiwał się reszcie kompani przytakując głową spod kaptura. - Trza na ruszać ale -tu zawiesił głos jakby szukał odpowiednich słów -podzielmy się na 2 grupy jedna niech rusza bez zwłoki. Druga zbierz informację i potrzebne zapasy...- wpatrywał się chwilę w niebo i zaczął dalej- może jakiś wóz znajdzie-popatrzał po reszcie kompani - umie ktoś powozić? rzucił pytaniem. Nie czekając na odpowiedź szybo dodał - Myślę że nasz młody wojownik Wilhelm, i panowie Gottwin i Felix oraz moja osoba ruszy zaraz, a reszta nich zbierze potrzebne rzeczy i ruszy do przed 2 kolejką Zirniga. kończąc wypowiedź do wszystkich zagadał do pozostałych Khazadów w ojczystym języku. Ostatnio edytowane przez Iakovich : 01-01-2012 o 21:25. |
01-01-2012, 17:11 | #12 |
Reputacja: 1 | Zirnig zatrzymał się słysząc mowę krasnoludów. Posłuchał gładząc brodę po czym odpowiedział w tym samym języku. Mówiąc mierzył niezbyt przyjaznym wzrokiem drużynę. |
01-01-2012, 19:26 | #13 |
Reputacja: 1 | Karaz-a-Karak, miesiąc wcześniej Krasnolud usiadł ciężko na kamiennym siedzisku niedaleko paleniska. W wielkiej dłoni trzymał rozwinięty skrawek papieru, list, który został mu doręczony zaledwie kilka chwil temu. Brodacz zmarszczył bujne brwi czytając treść tej jakże niespodziewanej wiadomości. Tym bardziej zadziwił go autor tegoż, a był nim człowiek, który lata temu przybył do Karaz-a-Karak chcąc zobaczyć na własne oczy jedną z najwspanialszych krasnoludzkich twierdz, która do tej pory nie padła jeszcze pod plugawymi buciorami zielonoskórych. Był to rozsądny, dający się szybko polubić człeczyna, choć zdecydowanie za często bujał w obłokach, no i miał za słaby łeb do picia przy krasnoludzkim stole. Gregor, tak brzmiało jego imię, prosił go teraz listownie o pomoc w pewnej sprawie. Normalnie Ragnar rozważałby odmówienie pomocy, gdyż mimo ostatniego spokoju w podziemnych tunelach Undgrin Ankor krasnolud miał złe przeczucia. Taki spokój zazwyczaj zwiastował burzę, ale nie znalazła się jeszcze taka burza, z którą jego khazadzka brać by sobie nie poradziła. Jednak brodacz miał dług wdzięczności u czaroklety, uratował on mu bowiem kiedyś życie podczas jednego z patroli podziemnych ścieżek, gdyby nie jego magia, Ragnar pewnie teraz spoczywałby w rodzinnym grobowcu. Nie żeby bał się śmierci, ale zdecydowanie więcej może jeszcze zdziałać będąc żywym. Tak więc khazad postanowił przybyć na prośbę starego już magusa. Podróż po Imperialnych ziemiach była na tyle niebezpieczna by wywołać uśmiech zadowolenia na jego twarzy. Zwinął list i rzucił go niedbale na stół, po czym ryknął na całe gardło -Helga! Wytocz beczułkę ciemnego! Twój kochany starszy brat jutro rusza w drogę, trzeba się napić!- po chwili dodał - I obudź tego kacapa Hrodgira! Niech do nas dołączy.- wyszczerzył się. Nie ma to jak porządne picie w rodzinnym gronie zaraz przed pełną niebezpieczeństw wyprawą. * * * Dzień dzisiejszy. Rudobrody khazad spoglądał na dyskutująca grupkę nie odzywając się ani słowem. Nie lubił gadać po próżnicy, chyba, że w jego żyłach znajdowało się aktualnie więcej alkoholu niż krwi. Za to większa część jego "drużyny" języki miała bardziej roztrzepane. Szczególnie na nerwy działał mu niziołek, który chyba zamykał się tylko podczas srania, a i w to krasnolud wątpił, gdyż był sobie w stanie wyobrazić, że uracza wtedy opowieściami zlatujące się do gówna muchy. Na całe szczęście nie był jedynym przedstawicielem brodatego ludu w tej kompaniji, a więc ich misja miała szanse sukcesu. Misja...uganianie się za szalonym żebrakiem nie było zbytnio ciekawym zajęciem, a i droga zleciała im zdecydowanie za bezpiecznie. Gdzie Ci osławieni zwierzoludzie i bandyci, co to grasują i mordują podróżnych. Od wielu dni Ragnar nie zaznał porządnej bitki, a co za tym idzie zaczynał być bardziej marudny i burkliwy niż zwykle. A to już coś. Ragnar był dosyć wysokim jak na swoją rasę khazadem, wysokim i potężnie zbudowanym, można było, jednak nadal stwierdzić, iż łatwiej go przeskoczyć niźli obejść. Jego niezbyt przyjemną dla oka facjatę ozdabiała bujna, ciemnoruda broda, która spinały różnorakie złote ozdoby krasnoludzkiego wykonania. Nad całym owłosieniem zaś górował ogromny, naprawdę ogromny nos, był wielkości dorodnego kartofla, i w sumie podobny kształtem. Jedyną rzeczą większą od jego nosa był tylko jego brzuch. Bowiem mimo sporego umięśnienia, litry piwa robiły swoje, a jak wiadomo krasnoludy nie są miłośnikami ćwiczenia powszechnie znanego jako brzuszki. Spod krzaczastych brwi na świat patrzyły oczy koloru ulubionego przez krasnoludy, czyli piwnego. Ubrany był w zbroję będącą mieszaniną elementów kolczych i skórzanych, krasnoludzkiej roboty rzecz jasna. Nosiła bowiem symbol Karaz-a-Karak, a zarówno skórzana kurta jak i tarcza, na której również znajdował się symbol twierdzy, pomalowane zostały na heraldyczne barwy, czyli kolory niebieski i złoty. Przy pasie wisiał mu zdobiony, krasnoludzki młot, a do plecaka przypiętą miał kuszę. Kiedy przemawiał mości fircyk Wilhelm von cośtam, khazad dłubał wielkim paluchem w swoim jeszcze ogromniejszym nosie. Po czym oceniając wydobyty w ten sposób skarb, niczym jubiler oceniający drogocenny kamień, uformował go w kulkę i strzelił gdzieś w bok. Ubierając na powrót rękawice jego uszu doszły słowa o dzieleniu się na grupy. Postanowił się w końcu odezwać, a zrobił to marudnym głosem -A róbta co chceta, ale nie gadajcie po próżnicy bo uszy juże mie bolą. Normalnie bym se był za odpoczynkiem w karczmie, piwa nam trza, nie gadki. Alem dawno bitki dobrej nie uświadczył, to se pójdę z tymi co już ruszyć mają, może się co trafi pod młotek.- przy tych słowach poklepał swoją broń. Jednocześnie nadstawił uszu na słowa w jego rodzimym języku. |
01-01-2012, 20:45 | #14 |
Reputacja: 1 | Oskar w fachu woźnicy nauczył się tak planować trasę, by noc nie zastała go w dziczy. Przez lata sypiał w karczmach i zajazdach, stąd jego pierwszą myślą było przenocowanie we wiosce. Jednak głosy drużyny go przekonały – należało bez zwłoki podjąć trop, póki był świeży. Ten myśliwy o parszywym języku – Felix – zdawał się zdolnym tropicielem, chyba można mu było zaufać w kwestii wyśledzenia porywaczy. - Mości Teodorze – Haas zwrócił się do czarnobrodego krasnoluda – O powożenie się nie martw, bo to dla mnie nie pierwszyzna. Ale na zdobycie wozu nie licz. Kupić – to nie za zarobki od Gregora. Ukraść – kłopoty gotowe. Zabrać się z jakimś chłopem – marna szansa, no i niepewne towarzystwo. Kontynuował: - Gdy o rozdzielanie się chodzi, to niech i tak będzie. Bo i Zirniga wyraźnie do kufla ciągnie. Niech pierwsza grupa idzie zwykłym tempem, bacznie się rozglądając i wypatrując śladów. Druga wyruszy, jak tylko zasięgnie języka i kupi prowiant – na moje to pół godziny, godzina najwyżej. Druga grupa pośpieszy forsownym marszem i dogoni pierwszą może jeszcze przed nocą. Zwrócił się do Felixa: - Ja zostanę w drugiej grupie. Jakby co – umiem czytać znaki łowców; w razie potrzeby zostawiaj mi wiadomości na samotnych drzewach stojących po lewej stronie traktu.
__________________ Jestem Polakiem, mam na to papier i cały system zachowań. |
01-01-2012, 21:36 | #15 |
Reputacja: 1 | Zirnig po raz drugi stanął słysząc słowa rozmów za jego plecami. Obrucił się i spojrzał na współtowarzyszy. - Haas, nie piwo ciągnie mnie do karczmy, choć se go nie odmówię. Zbyt wiele już na świecie widziałem żeby ignorować przeciwnika. Znajomość wroga zwiększa szansę na wygraną, zawsze tak było i będzie. A co my wiemy o tych dwóch co nam zgarnęli wioskowego głupka? Jeno to, że podali się za kapłanów Sigmara. Nam trza więcej szczegółów wiedzieć. Czy mieli obstawę na przykład. Jak byli uzbrojeni i czy konie mieli. Ja wiem, jak wy wszyscy, że tu pośpiechu trzeba. Jeno jest takie stare krasnoludzkie przysłowie " jak się krasnolud śpieszy to się goblin cieszy". Po waszemu to będzie, że tylko jełopy sra.... nim portki ściągnie. Dość już, przez takie gadki tylko czas tracim. Ja mam dwukółkę w konia zaprzęgniętą. Dwóch ludzi wraz ze mną tam się zmieści. Kto ze mną i Haas-em idzie bywalców wypytać? Jak kto żarcia chce niech szylingi daje. Jak tylko coś się wywiemy za wami ruszym. Drzewa znacznie cobyśmy za wami utrafili. Nieco rozeźlony krasnolud łypał po współtowarzyszach a jego czarne jak smoła oczy wzbudzały ciarki na karkach. Mimo, że wędrowali już od kilku dni razem, Zirnig trzymał się na uboczu. Jechał samotnie na swojej dwukołowym wozie z zamyślonym wyrazem twarzy. Wiecznie pochmurna twarz rozjaśniała się jedynie podczas rozmowy z pozostałymi khazadami w ich rodzimej mowie. Choć mowa w tym języku przychodziła mu z lekką trudnością sprawiał wrażenie delektowaniem się każdym wypowiadanym słowem. Prawdą jest, że Zirnig lubił oglądać dno dzierżonego kufla, ale tym widokiem szybko mu brzydł i uzupełniał naczynie ponownie. Spory brzuszek świadczył o tym, że nie jest to chwilowe upodobanie, a raczej dłuższa znajomość z bursztynowym trunkiem. Podczas postojów unikał towarzystwa helfinga i jego szczebiotania i kręcił głową na widok małoletniego maga. |
02-01-2012, 00:58 | #16 |
Reputacja: 1 | Na słowa Haasa Felix tylko podniósł brwi z uznaniem i uśmiechnął się - No, no! Widzę, że wystarczy niedaleko w świat ruszyć i się innych podobnych sobie znajdzie. U mnie tam w wiosce zabitej rybami. - łowca splunął tu jakby z obrzydzeniem. - To nikt nie znał się na takich znakach. No był raz jeden, ale czymś się tam udławił. - przerwał na moment. - Plan Teodora wydaje mi się najsensowniejszy. To ruszajmy szkoda czasu. Dzielimy się tak jak mości krasnolud powiedział. - w oczach Felixa zabłysnęła chęć opuszczenia miasta i skopania dupy tym podróbkom kapłanów. Młodzieniec widocznie bardzo palił się do tej roboty. Ostatnio edytowane przez Aeshadiv : 02-01-2012 o 10:03. Powód: Zalecenie MG |
02-01-2012, 11:25 | #17 |
Reputacja: 1 | - Co, co, co, was? Ja też idę w pierwszej grupie! Ustrzelę dziadów. Co pan mości krasnolud? Warum ja mam zostać? Ja mam wszystko. – Kolejny natłok słów, wyleciał z ust Niziołka. Nie czekając za bardzo na reakcję reszty, ruszył na czele grupy, gotowy do wymarszu – Idziem, idziem |
02-01-2012, 11:35 | #18 |
Reputacja: 1 | Dwóch strażników, wprowadziło go do komnaty w której siedziała już jakaś grupa mężczyzn. Gracjan uśmiechnął się głupio, ale czuł w kościach że jest po uszy w gównie. Starzec o czarnej, zadbanej na kształt krasnoludów brodzie podszedł do młodzieńca i spojrzał na niego. Oczy jego, mimo iż mężczyzna był już w sile wieku, nadal płonęły młodzieńczym blaskiem, jak gdyby ktoś zamknął silnego i zdrowego ducha w ciele starucha. Młody cwaniaczek zaczął się od razu tłumaczyć, a przynajmniej chciał lecz chłopak, nie mógł wydusić z siebie słowa. Starzec rzekł - Ach ta młodzież dzisiejsza.. Za grosz szacunku.. No ale tak.. tak.. zabierzcie go do.. poczekalni potem pomyślimy nad ..tym młodzieńcem - uśmiechnął się łagodnie Zebrani mogli zobaczyć strach w oczach dziecka, i przerażenie. Tak, tak podobno tylko głupcy chcą obrabować magów z ich tajemnic. Chłopiec miał najwyraźniej totalnie przejebane, kwestią było tylko jak bardzo. **** Grupa podróżowała już, któryś dzień z rzędu a wśród nich był także ów młodzieniec. Mimo iż opuścił wieżę maga żyw, był bardzo zasępiony. Mrukliwy i rzadko się udzielający Gracjan wyglądał na dwadzieścia, może dwadzieścia jeden lat, choć miał niespełna siedemnaście. Ciemne włosy były krótko przystrzyżone, a twarz nie posiadała zarostu. Ciemne niebieskie oczy patrzyły przez całą drogę przed siebie, nie zwracając uwagi na dyskusje prowadzone przez swoich towarzyszy. Gracjan nie miał powodu by się zwierzać, i nie zamierzał tego czynić. Co jakiś czas bawił się krótkim nożem, obracając go między palcami jakby chciał nauczyć się tej sztuczki perfekcyjnie. Chłopak być może pomylił fach bo zamiast być złodziejaszkiem a był miernym z tego co już można było się domyślić, może powinien zostać kuglarzem i zabawiać ciemny lud, prostymi sztuczkami. Tak czy siak, w końcu dojechali a Gracjan odetchnął z ulgą, licząc że pójdzie szybko i sprawnie. Niestety, było jeszcze gorzej. Osoba, została.. porwana. Na zęby Randala.. mogło być gorzej. Mogło, bowiem Wilhelm Heidric von Mörner rzekł głośno i wyraźnie: Musimy ruszać na ratunek temu biednemu człowiekowi i wyrwać go z łap tych podłych przebierańców! Ani chybi to kultyści chaosu chcący złożyć człeka w ofierze swym mrocznym bóstwom! Któż inny ważyłby się na takie świętokradztwo i podałby się za kapłanów samego Młotodzierżcy? „Kurwa jego mać. Wielki jebany bohater…” - młody cwaniaczek pomyślał Gracjan jednak tylko się uśmiechał i nawet nie ważył zakwestionować jednak słów człowieka, który trzymał jego życie. Gregor, chcąc być dowcipnym człowiekiem i łaskawym jednocześnie powierzył młodemu Wilhelmowi , pieczę nad Gracjanem. Pieczę to jednak też źle powiedziane, Gracjan miał „słuchać” się młodego giermka a skoro ten postanowił podążyć za porwanym to on Rajnold musiał też go poprzeć: - No wiecie.. skoro już.. tak… Panicz Wilhelm .. ma rację - słowa jednak młodzieniec wypowiadał bez przekonania - Tylko jedno mnie niepokoi.. Ci którzy się podali za wyznawców Sigmara.. albo są nienormalni i szukają być może śmierci albo.. - zawiesił głos- nie wierzę w przypadki. Dostajemy zlecenie od Maga, a tu ktoś porywa akurat przypadkowo tą osobę, do której moglibyśmy dotrzeć.. albo wdepnęliśmy w gówno..po uszy. Tak czy siak.. - to już powiedział pewnie- jestem za tym by się dowiedzieć co jest grane.. i ruszyć śladem porywaczy. Ostrożnie oczywiście
__________________ Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-) Ostatnio edytowane przez valtharys : 02-01-2012 o 14:43. |
03-01-2012, 00:23 | #19 |
Administrator Reputacja: 1 | Na chudy zadek Morra... Dużo gadania, mało czynów. To zdecydowanie było coś, co Gottwinowi nigdy się nie podobało. Nie mówiąc już o tym, że im dłużej oni tracili czas na wymienianie poglądów i snucie rozmaitych teorii, tym dalej od nich odchodziła poszukiwana przez nich trójka osób - prorok i dwaj fałszywi (prawdopodobnie) kapłani. I mogło się skończyć na tym, że w mrokach nocy stracą trop. - W takim razie ja idę - powiedział. - Ze mną niech idą Felix i Wilhelm oraz Teoder. Reszta niech kupi jakieś zapasy, dowie się czegoś o samym Roderyku i tych dwóch kapłanach. A potem ruszajcie za nami. Mając dość próżnego mielenia językiem, nie czekając na to, kto się do niego dołączy, ruszył w kierunku, w którym ponoć udali się poszukiwani przez nich ludzie. |
03-01-2012, 01:08 | #20 |
Reputacja: 1 | - Dokładnie. Reszta kupuje zapasy a nie pierdoli smuty. - dodał z dedykacją dla jednego z kompanów. Gottwin zarobił ogromnego plusa w oczach łowcy. Lubił ludzi konkretnych. Ruszył razem za towarzyszem, po drodze pytając się, którą bramą wyszli kapłani gdyby tego nie wiedzieli. Zerkał co chwila przez ramię patrząc czy te ciapy w końcu ruszą dupsko tam gdzie im kazali... |