Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy Oznacz fora jako przeczytane

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 29-01-2012, 10:07   #1
AJT
 
AJT's Avatar
 
Reputacja: 1 AJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputację
[WFRP 2ed.] Za garść złotych koron - I




Za garść złotych koron

************************************************** *******

- Witajcie o dzielni! – do ławy, przy której akurat siedzieli podeszła młoda dziewczyna o zdrowej, rumianej, nieco piegowatej cerze. - Czy przyjmiecie list od mej pani? Obiecuje, że praca będzie popłatna i godna waszego czasu. Więcej szczegółów w środku. Który z was potrafi czytać? – Zapytała, po czym wręczyła list osobie, która wyciągnęła rękę po wiadomość. Eryk przeczytał go tak, by wszyscy towarzyszący mu przy ławie usłyszeli.



~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Bohaterowie!
Oddaje w Wasze ręce swój los! Potrzebuję bowiem pomocy Waszej,
Wsparcia mnie, w trudnej dla mnie chwili, swym mężnym ramieniem.
Postanowiłam wyruszyć na wschód daleki,
Do miejsc, które teraz po strasznej wojnie z Chaosem, różnią się od tych jakimi kiedyś były.
Misja ma poufna jest, jak i święta zarazem, albowiem kapłanką z przybytku Shallyi jestem.
Wierzę, że więcej dla Was znaczyć będzie możliwość działania dla sprawy szlachetnej,
Jak i życie, opromienione łaską mej Pani.
Jednak z dóbr doczesnych, gotowa jestem wypłacić Wam osiemdziesiąt złotych imperialnych koron.

Wierzę, że dobroć Waszych serc podpowie Wam właściwą decyzję
I wspomożecie mnie swą ochroną w mej ważnej misji.

Juliane, kapłanka Shallyi


Pod tekstem widniała autentyczna pieczęć z symbolem zakonu bogini miłosierdzia.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~


Służka odczekała chwilkę, aż zapoznają się z treścią. Jej zadarty nos, płaskie uszy, dość toporne rysy i w ogóle niegoszczący uśmiech, pozwalały zagadanym skupić się w całości na liście, a nie na podrywaniu kobiety. Ani przez moment nie usiadła, przebierała z nogi na nogę, najwidoczniej sprawa ją nagliła.
- Cóż zatem postanawiacie? – przerwała po chwili milczenie.


***


Tak? Dzięki wam o mężni! Oby bogowie mieli was pod swą opieką! Bądźcie gotowi nazajutrz, godzinę po świcie przed karczmą stańcie. – Podeszła do nich jeszcze bliżej, wyraźnie zadowolona z deklaracji pomocy i przekazała małą sakiewkę Weissowi.


***


Po tym krótkim przerywniku i ustaleniu co zrobią nazajutrz powrócili do korzystania z gościnności karczmy „Jak u Mamy”. Wieczór był jeszcze długi i chyba nikt nie miał zamiaru jeszcze udawać się do pokoju. No może niektórzy i mieliby zamiar, ale raczej nie w celu spania. Z pewnością taka myśl naszła Alexandra, gdy pewna wyraźnie pasująca mu urodą, cycata karczmarka, puściła mu oczko. Dekolt miała ponętny i dość mocno wyeksponowany, lica zarumienione, a owe wspomniane oczy butelkowozielone, istne przeciwieństwo służki, która tu przed momentem zawitała. A co dla niego było najprzyjemniejsze, wyraźnie się w tym momencie nim zainteresowała…no chyba, że tylko tak mu się wydawało.

Z pewnością więcej jednak uwagi i ciekawości wzbudzała Saraid. Jak to w karczmie, nie obyło się bez wulgarnych odzywek, było ich jednak na szczęście niewiele. Pewnie dlatego, że śliczna elfka siedziała w towarzystwie paru dzielnych mężów. Nie uniknęła jednak adoratorów, może i byli nachalni, ale szczęśliwie bardziej starali się być szarmanccy niż obleśni. Ale czy im to wychodziło, to tylko wiedziała sama Saraid.
- Witaj piękności ma! Jam Berndt. – W ten sposób zaczynała się większość tych oryginalnych tekstów, których zwykło towarzyszyć eksponowanie uzębienia i lekki ukłon. - Byłbym niezwykle ucieszon, poznawszy twe imię. Twój głos jest melodią, dla mych uszu. Rad bym był go jeszcze raz posłyszeć, by potem pójść za tobą na kraniec świata.- Takie i inne tego typu błyskotliwe teksty, górowały w kontakcie z długouchą.

No, ale o dziwo, żaden z nich nie równał się z Anzelmem. Chłopak miał w sobie coś, co przyciągało innych. Coś, czego nikt nie potrafił opisać, jakby wypił jakiś eliksir działający na płeć przeciwną. Mimo braku pieniędzy, mimo łachmanów, jakie miał na sobie, wciąż miał w sobie to coś! A może po prostu w karczmie było bardzo złe oświetlenie. Mniejsza o to, Anzelm i tak tego nie zauważał, nie dziewki były mu teraz w głowie, nie karczemne piękności. Chyba dla pewności trzeba dodać, że o mężczyznach też nie myślał…choć kto go tam wie. Anzelm był skupiony na szukaniu tu skarbów do swojego wózka. Tyle tu tego było! Tyle cudownych rzeczy, których istnienia inni nie doceniali. Ubita misa na podłodze, podstawka oblepiona woskiem, poroże nad drzwiami, pułapka na myszy w kącie i portret mamy karczmarza, choć ten ostatni za pewne wartość swą miał. Każdy z nich wołał do niego Anzeeelm, Anzeeelm, weż nas…Anzelm…. Anzelm te głosy słyszał i nie mógł pozostawać obojętny na te wezwania.

- Pany Krasnoludy, cho no na konkurs piwny! - Aliquam z Khadlinem usłyszeli nawoływanie od zbierającej się grupki ochlaptusów. – Wpisowe dwa srebrniki, pijem mocne piwo, kto wytrwa biere wszystek monet i antałek. Trze wypić kufel w pinć minut inaczej kuniec i papa. Pasi? Idą? Bierą innych, jak chcą! – Wyzwanie było niezbyt ciężkie, mierzyć się w piciu z jakimiś człeczynami. Wydawałoby się, że kasa pewna, ale co ze wstydem jakby się nie powiodło? A może lepiej siłować się na rękę, niektóre chętne chojraki też tu do tego nawołują.

Wołodia znowu zwrócił uwagę na miejscowego szulera. Jego zamiłowanie do hazardu powoli chyba zaczynało wygrywać walkę i kozak coraz częściej spoglądał na grających w kości. Podszedł do nich, po czym usłyszał od Adolfa obowiązujące stawki: dziesięć pensów, dziesięć szylingów, korona, lub dziesięć koron. - Jeśli chcesz się wzbogacić, to siadaj. Moje kości dają wiele szczęścia. Stawiasz, wygrywasz! Zagraj, wygraj!

Natomiast koło Sigmaryty i Ignatza zebrała się grupka osób, głównie młodych, ciekawskich, z nadzieją, że usłyszą jakieś krwawe historie o mutantach, o zwycięstwach sług Sigmara nad plugastwami tego świata. Czekali z wytchnieniem, aż tamten się napije i język mu się rozwiąże. Inni znowu dopytywali Rhedena, - A Ty pomocnik tego tu dzielnego akolity? Te rany na dłoni, to po ubiciu nędznego poplecznika Chaosu? Powiedz, opowiedz!



Karczma tętniła życiem, było pełno i gwarno. Niczym w trakcie święta Drugiego Szpuntu. Większość tu obecnych zapomniała już o wszechobecnym mroku. Najemnicy chcieli maksymalnie wykorzystać ostatnie chwile przed wyruszeniem. Można było zamówić przednie jedzenie, przednie trunki, a także skorzystać z wielu rozrywek, jakie oferowała karczma „Jak u mamy”. Nie wiadomo kiedy znów przyjdzie im się zabawić. Spodziewali się, że kapłanka Shallyi mogła się okazać niezbyt imprezową osobą.
 

Ostatnio edytowane przez AJT : 03-02-2012 o 23:50.
AJT jest offline  
Stary 29-01-2012, 12:47   #2
 
Aeshadiv's Avatar
 
Reputacja: 1 Aeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputację
Eryk po odczytaniu listu do towarzyszy siedzących na ławie świątynnej schował go do swojej torby. Włożył go w miejsce gdzie chronić go będzie boska moc. Schował go do księgi "Żywotu Sigmara". Sakiewka, którą otrzymał od kapłanki także dyskretnie wylądowała w jego torbie. Jego treść będzie trzeba przypomnieć, jednak tak, jak o to prosiła siostra Juliane.

Gdyby nie szaty nikt by nie pomyślał, że Eryk jest kapłanem, akolitą czy nawet jakimś dziwacznym zakonnikiem. W jego wyglądzie nietypowe były długie, jasne włosy. Akolici w większości golili głowy na łyso na znak czystości. Nie mieli jednak takiego obowiązku. Po prostu ulegali zwyczajowi. On nie chciał. Chciał zachować swoją dawną twarz. Nie chciał uciekać od przeszłości, która odcisnęła na nim swoje piętno. Jednak czerwone szaty i wielki młot dwuręczny zdradzały jego tożsamość. Nie miał jednak zamiaru się z tym kryć. Cieszyło go zainteresowanie ludzi. Młodzi chcieli usłyszeć jakąś ciekawą przypowieść. Usłyszą ją. Trzeba nauczać młode serca. Niechaj wiedzą jak najwięcej o naszym patronie. Patronie każdego mieszkańca Imperium, który nie jest skalany Chaosem.

Najpierw jednak zwrócił się do swojego towarzysza w języku klasycznym:
- Przyjacielu, myślę, że nasi towarzysze są na ten moment za bardzo pochłonięci zabawą. - spojrzał na krasnoludów przy piwie, Alexa patrzącego na karczmarkę, innych siedzących przy stolikach.
Kontynuował:
-List przeczytałem przy wszystkich w miejscu gdy go otrzymałem. Pasowałoby jednak jeszcze raz przypomnieć jego treść i poinformować o tym co zawarte w sakiewce, którą otrzymałem oprócz tego listu. Nie chciałbym, aby ktokolwiek postronny go usłyszał. Co sądzisz, aby przypomnieć im nasze zadanie, dopiero gdy udadzą się do swoich izb? Tylko... mam nadzieję, że nie upiją się za bardzo. - zapytał tak, aby Ignatz bez problemu usłyszał co mówił, ale na tyle cicho, aby nikt poza ich stolikiem nie wiedział co było powiedziane.

Po otrzymaniu odpowiedzi zwrócił się do ciekawskich:

- A czego są spragnione wasze młode serca? Jakiej opowieści chcielibyście usłyszeć?
 

Ostatnio edytowane przez Aeshadiv : 29-01-2012 o 13:08.
Aeshadiv jest offline  
Stary 29-01-2012, 13:56   #3
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
-Job twoja mać...- warknął kozak kręcąc głową. Po raz kolejny fart go opuścił. Nie grzeszył złotem, to też kiedy ostała mu się zaledwie jedna moneta odstąpił od stołu z kośćmi. Szlag by to trafił. Tak bardzo chciał się odkuć, ale właściwie nie miał za co, a nie bardzo mu się widziało pożyczać od nowych „kompanów”. Jakie by o sobie zdanie wyrobił? Pije jak krasnal, przegrywa całe złoto jakie ma, a do tego trudno go zrozumieć przez Kislevski akcent. Pokręcił głową. Rozejrzał się po wnętrzu szynku. Była to iście zacna zbieranina. Chyba najbardziej imponowała mu elfka. Nigdy nie widział elfa żywego. Zawsze uważał opowieści o ich urodzie, charyzmie, wrodzonej zwinności, intelekcie, czy też zdolnościach strzeleckich za bajki. Teraz na własne oczy będzie mógł się przekonać, czy bajki mają w sobie cień prawdy. Szlag by to trafił. Co taka istota robiła z dala od swojego domu, pośród ludzi i... Krasnoludów.

Wołodia odwrócił wzrok. Brodacz był swego rodzaju zabezpieczeniem dla grupy. Uparty i głośny ale z pewnością jego umiejętności bojowe nadrabiały wszystkie wady jakie posiadał. Chyba. Z resztą, jak tak się przyglądał poszczególnym członkom to był pewien, że chyba z nim będzie mu się najłatwiej dogadać. Sprośne żarty, zamiłowanie do picia, oraz gry w kości. Czy może być jakiś lepszy kompan niż khazad?
Na pewno nie był nim duchowny. Po tym człeku spodziewał się raczej moralnych monologów, karcenia za głupkowate żarty, oraz ogólnych spięć na tle religijnym. Wołodia wszak nie był bogobojny i uważał, że marnowaniem czasu jest przesiadywanie w kościołach i temu podobne brednie. Przewrócił oczami na samą myśl.

Reszty kompanów nie oceniał. Nie bardzo wiedział, co miał o nich myśleć. Wszystko pewnie wyjdzie w praniu, kiedy tylko ruszą z tej mieściny. Wołodia pokręcił głową. Ostatnia moneta, jaka mu się ostała była ciepła od ściskania jej w dłoni.
-Szczęścia mnie przyniesje.- syknął do siebie, po czym schował ją do kieszeni. To postanowił. Od tego wieczoru był to jego talizman szczęścia.
-Da opowiadj. Ja też chiętnie posłucham.- dosiadł się do Eryka -Wołodia, kiejbyś nie pamiętał.- rzekł kiwając głową. Nie miał pomysłu na spędzenie czasu, to też postanowił poznać bliżej któregoś z kamratów. Postanowił przełamać lody z osobnikiem, z którym mogą go dzielić największe bariery.
 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!
Nefarius jest offline  
Stary 29-01-2012, 19:43   #4
 
Fearqin's Avatar
 
Reputacja: 1 Fearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłość
~O dzielni? Oby rzeczywiście tacy byli. Nie wiem czy dadzą radę ze mną wytrzymać...~
Jakże ponure myśli nawiedzał krasnoluda w ten piękny dzień, w Imperium zbudowanym przez wielkiego Sigmara. To właśnie jego, dwóch sługusów, miał w drużynie Aliq. W sumie się cieszył. Chaosu wręcz nienawidził, bo zabrał mu już jedno życie, a kto wie, czy to nie właśnie Sigmar oszczędził krasnoluda? Dał mu szansę, lub chciał go użyć w jakimś wyższym celu? Może to był ten cel?

A może wypił o łyk, szczylowatego piwa, za dużo?

Tak.

- Piwska mam dość miczaki! Któremu połamać chuderlawą łapkę? - Tak naprawdę to nie był, aż tak podchmielony. Po prostu nie był wielkim fanem alkoholu, gdyż powodował on zaniki pamięci, a tych, temu krasnoludowi, było już dość, przynajmniej o jeden. Ponadto był bardzo krzepkim stworzeniem, warto więc było spróbować swoich sił w sile.

Wesoły konkurs siłowania był nader szybki, albo tak mu się tylko wydawało. Przycupnął przy stoliku z wyznawcami Sigmara, któryś z nich miał podobno opowiadać bajki. HA! Co taki młodzieniec mógł opowiedzieć? Cóż, w zasadzie to możliwe, że mógł opowiedzieć więcej przygód niż taki stary wyga jak Aliquam. Reszta kompanów wyglądała bardzo różnorodnie. Blond piękność, niestety płci męskiej i to człowiek, elfka, ewidentnie jeden kozak. Aliq wiele o nich słyszał, chętnie w końcu jakiegoś pozna. Może się okazać godnym kompanem w tej trochę niepokojącej i zbyt tajemniczej misji. Był też straszny brudas, ci dwaj od Sigmara, krasnolud i... ojej. Jeśli to jest taka ważna misja i to przeciwko Chaosowi to czemu biorą tak mało osób?

Kariera podróżnego najemnika miała się ku rychłemu końcowi?
 
__________________
Pół człowiek, a pół świnia, a pół pies

^(`(oo)`)^
Fearqin jest offline  
Stary 29-01-2012, 20:27   #5
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Siedzący wśród reszty kompanii młodzian przyodziany był w jasnobrązową tunikę, spod której widać było skórzaną zbroję, której hełm leżał sobie obok niego na ławie, ciemnobrązowe spodnie z grubego płótna i wysokie do kolan, skórzane buty. Stan tychże rzeczy sugerował, iż od kilku dobrych już lat ich właściciel przemierza drogi i bezdroża Imperium. Spojrzenie jednak na młodą twarz Alexa skłaniało do poddania w wątpliwość tej tezy. Na dodatek rzeczy były czyste i porządne, jakby ich właściciel nawet mili nie przeszedł zakurzonym traktem, o przedzieraniu się przez zarośla nawet nie wspominając. Może więc ów młodzieniec dopiero co dom rodzinny chyłkiem opuścił i na szlaku jest zielony niczym przysłowiowy szczypiorek?
Ten ostatni pogląd w niczym Alexowi nie przeszkadzał. Niedocenianie go mogło być szkodliwe dla ewentualnych przeciwników, a matczyne (i nie tylko) uczucia, okazywane mu przez niewiasty nie sprawiały mu przykrości najmniejszej.

W tej chwili zdawał się być całkowicie pochłonięty kontemplowaniem (chociaż tego słowa zapewne wcale nie znał) wdzięków podającej mu piwo karczmarki. Chociaż jednak niewiasta miała czym się pochwalić, to jednak myśli Alexa skupione były nie na jej biuście. Przynajmniej nie przede wszystkim.
Treść odczytanego przed chwilą pisma była zachęcająca, ale zawierała pewne niedomówienia. Dziesięć złotych koron, bo tyle wychodziło na głowę, było kwotą, która na drodze nie leżała. Problem polegał jednak na tym, ile z tego zostanie po wykonaniu zadania. Z chwilą, gdy wydatki zaczną przekraczać zysk praca przestanie być opłacalna, a tego za bardzo nie lubił. No i miał nadzieję, że zlecenie nie będzie niezgodne z prawem. Niezbyt mu odpowiadała wizja ujrzenia swej podobizny na liście gończym. Z drugiej strony - czyż można choćby przypuszczać, że szlachetna kapłanka Shalyi mogłaby prosić ich o coś niezgodnego z prawem...?
Nie zdradzając swych myśli obdarzył karczmarkę pełnym uznania, acz nie obleśnym spojrzeniem i uśmiechnął się do niej sympatycznie.

Zadowolony był z tego, że to Eryk wziął i odczytał wiadomość. On sam miałby kłopoty z dość sprawnym poskładaniem literek. Potrafił odczytywać liczby i teksty, co w jego fachu było to niezbędne, ale z szybkim czytaniem miałby pewne problemy. Za to mniej był zadowolony z tego, że sakiewka, z niewiadomą zawartością, pozostawała stale w rękach, czy też torbie, Sigmaryty. Złoto powinno być dzielone od razu. Gdyby tak Erykowi coś się w nocy stało. Coś tak paskudnego, jak ulotnienie się kapłana Sigmara razem z sakiewką nawet Alexowi nie przyszło do głowy. Skąd by...

Spojrzenie Alexa ponownie omiotło pomieszczenie, w którym się znajdowali, a w głowie pojawiło się pytanie, co zrobić z resztą tak dobrze rozpoczętego wieczoru. Zagrać w coś? Sądząc po minie Wołodii był to raczej nieopłacalny interes. Nie warto się zatem było interesować karciarzami. W sferę jego zawodowych interesów jak na razie nie wkroczyli. Zawody w piciu czy siłowaniu się niezbyt mu odpowiadały. Porozmawiać z kimś? Z Saraid na przykład? Znali się od paru dni, więc z pewnością nie potraktuje go jak kolejnego 'wielbiciela', pragnącego naocznie (jeśli można to tak nazwać) się przekonać, czym elfki różnią się od innych kobiet. Jeśli Arisfelle nie była jakimś wyjątkiem, to Alex mógł zapewnić zainteresowanych, że jeśli chodzi o pewne istotne względy - różnice są żadne.

Wypił kolejny, niezbyt wielki łyk piwa. Do końca dnia pozostało jeszcze troszkę czasu. Może więc najpierw porozmawia z Saraid, a potem...
Ponownie uśmiechnął się do karczmarki.
 
Kerm jest offline  
Stary 29-01-2012, 21:07   #6
 
Mortarel's Avatar
 
Reputacja: 1 Mortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputację
W czasie odczytywania listu Khaldin zdawał się nie wykazywać żadnego zainteresowania jego treścią. Zamiast tego z zapałem dłubał swym paluchem w wielkim nosie i ziewał przeciągle. Jego uwagę przyciągnęła natomiast końcówka wiadomości.
-Osiemdziesiąt złotych koron!- Krzyknął. –Mam nadzieję, że mówimy tu o sumie „na głowę”!- Dodał opluwając sobie przy mówieniu rudą brodę.
Odpowiedzi nie wyczekiwał, bowiem wątpił, żeby ktoś chciał go obrazić przez to, że byłoby inaczej niż Khazad śmiał przypuszczać. Widok sakiewki obudził w Khaldinie pierwotną żądzę. Jak tylko kapłanka się oddaliła zagadał Weissa:
-Ekhem! – chrząknął znacząco wyciągając do przodu dłoń, a palcami czyniąc doskonale znany gest. –To może tak jakaś zaliczka na poczet dzisiejszej wieczerzy w karczmie. - Zmarszczył czoło i począł wpatrywać się w Eryka. Oczy krasnoluda zdawały się błyszczeć niczym złoto.

***

Następnie Khaldin przywołał karczmarkę i złożył zamówienie. Dzbaniec piwa, misa mięsiwa, talerz kaszy, dzbaniec piwa, karafka miodu, pieczonego kuraka, dzbaniec piwa, pajda chleba i jeszcze jeden dzbaniec piwa.- Ten jegomość płaci- rzekł karczmarce wskazując na Weissa. Szykowała się długa noc… Zamówił też pokój, w którym chciał pozostawić swoje tobołki i przebrać się. Kolczuga i skórznia, którą miał na sobie, zaczynała być dość uciążliwa. Pomimo, że w swoim pancerzu był niemal nie do draśnięcia, to jednak dłuższe noszenie bywało niewygodne. Krasnoludzki topór, ten co niejedną walkę już widział, oparł o stół. obok położył też niewielkich rozmiarów worek, z którym się nie rozstawał. Worek zdawał się poruszać.

Khaldin zaczął pałaszować jedzenie od razu po tym jak postawiono je przed nim. Głośno przy tym mlaskał i ciamkał. Piwo popijał powoli, siorbiąc rzecz jasna. Starł rekawem pianę z wąsiska i brody, a następnie beknął donośnie.
Przednie jadło – zakrzyknął uderzając kuflem w stół.

Obecność elfki drażniła go. Jak mogli wpuścić tu jedną z leśnych cudaków. ~Elfka…~ Khaldin wzdrygnął się na sama myśl, aż mu się odbiło i byłby zwrócił.
Wtem rozległo się wołanie: - Pany Krasnoludy, cho no na konkurs piwny! – Dwa razy nie trzeba było powtarzać. Krasnolud postanowił wygrać konkurs i nie szczędził na opłatę wpisową, choć zwykle ogląda dwa razy każdego miedziaka. Przecież jako taką wprawę w piciu posiadał, więc szanse miał spore.
Postanowił po konkursie spróbować także siłowania się na rękę. Chociaż parę razy dla sprawdzenia samego siebie.
 

Ostatnio edytowane przez Mortarel : 29-01-2012 o 21:09.
Mortarel jest offline  
Stary 30-01-2012, 11:52   #7
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
Anzelm siedział cicho z początku. Milczał, bowiem obserwował ludzi z którymi podróżował a i przy okazji myślał o wózeczku. Wózeczek był całym jego życiem, miał kółeczka i i był obity blachą. Choć teraz trzymał w nim cenne i rzadkie skarby to kiedyś tym wózeczkiem zjeżdżał z górek i bawił się z innymi dziećmi. Anzelm lubił się bawić.. kiedyś. Kiedyś był bogatym dzieckiem, bogatych rodziców ale świat się zmienia, i czasem majątek przepada. Teraz Anzelm był śmieciarzem. Był nawet dumny z tego, bowiem zaczynał od zera, lecz on miał plan. Jaki? Tego sam Anzelm nie widział, lecz plan ten miał przynieść mu majątek i chwałę. Więc miał cel, a cel sprawiał, że człowieczek z wózkiem był ambitną osobą i pewną siebie. To można było zauważyć od razu. Tak go odbierali. A co poza tym mogli dostrzec.
Człowieka w łachmanach, bowiem futro zostało na wózeczku bo w karczmie palono a i Wujek Anzelm, jak mawiał o sobie, nie chciał go pobrudzić. Wózeczek zostawił w stajni i zapłacił aż kilka miedziaków by nic mu się nie stało. Twarz miał całą w zaroście, który nie był tykany od kilku tygodni, a dodatkowo czoło, policzki i nos były całe w brudzie. Widać że, mężczyzna od dawna nie widział kąpieli, więc ciężko było określić prawdziwy wiek jego. Co do wzrostu to Anzelm mierzył niecałe metr osiemdziesiąt, ciemne włosy ułożone w nieładzie sprawiały że mężczyzna nie wyróżniał się z tłumu zbytnio. Oczy.. tutaj ciężko powiedzieć bowiem te, są ciągle przekrwione lecz chyba są koloru brązowego, lecz bije z nich pewność siebie i delikatne szaleństwo. Ciężko stwierdził coś natomiast jakiej postury jest ten człowieczek, bowiem łachy noszone są luźne i poszerzają go.
Co jeszcze było o nim wiadomo, na pewno to że Anzelm uwielbiał dyskutować o ile ktoś go zainteresował czymś. Wtedy to mógł i potrafił prawić godzinami na dane tematy, choć nie zawsze miał o nich jakiekolwiek pojęcie lecz tego nigdy nie dawał poznać. I to że lubi wino. Właśnie siedział przy stole, z „kompanami”, bo tak ich w duchu nazywał i pił winko. Winko było dobre, no nie jakieś super, ale jak ktoś zadowala się wodą z deszczu to takie winko smakuje niczym królewski napitek. Siedział i słuchał a gdy padło słowo „osiemdziesiąt złotych imperialnych koron”, Wujkowi zaświeciły się oczka niczym dwie latarnie. Kasa.. nim ją otrzymał już zaczął snuć plany

Pieniążki lubią Wujka Anzelma. Tak.. pieniążki są dobre.. Trzeba będzie kupić sobie futro, bo to już stare i nie takie świeże. Warto by jeszcze buty sobie kupić a resztę.. resztę zainwestujemy..w coś.. Tak to będzie coś wielkiego.. coś co pomnoży nasze, nie nie.. moje dochody.. i kółeczka dla wózeczka się kupi”

Ocknął się i już było po wszystkim. Towarzysze się zgodzili i już nie mógł się wycofać, więc trzeba było spożytkować czas na zdobycie czegoś.. jakaś drobna pamiąteczka, lub jakaś kobieta. Anzelm już dawno nie pamiętał jak pachnie kobieta. Już prawie zapomniał jak smakują usta kobiety, jak mogą być czułe jej pocałunki. A tu kelnerka..pojawiła się nagle inna niż wszystkie. Krzątała się, usługiwała gościom lecz wzrokiem uciekała od ciekawskich spojrzeń. Kobieta nie była piękna, była przeciętna. Miała ponad metr sześćdziesiąt wzrostu, dość szczupła, choć tyłeczek niczego sobie. Długie brązowe włosy związane w kok, i smutne oczy. Anzelm wiedział co trzeba zrobić. Wypił wino do końca i rzekł do kompanów swych:

- Wybaczcie ale Wuj Anzelm ma spotkanie… „albo z kobietą albo z wodą tak czy siak postara się to połączyć” - nie dodał tego ostatniego bowiem skromność mu nie pozwalała
Tak więc pewnym krokiem skierował się ku kelnerce, a gdy tak miała zabrać kolejne zamówienie Anzelm podszedł i bezpardonowo rzekł:

- Wybacz Pani że śmiem przeszkadzać, jednakże smutek ogarnia me serce, gdy widzę że twe oczy są smutne. Może napijesz się ze mną albo i lepiej..zatańczmy? Podobno taniec daje radość, a jutro już mnie tu nie będzie więc pozwól bym jadąc daleko pamiętał o blasku radości w Twych oczach. Anzelm zwą mnie - uśmiechnął się

„No to pojechałem po całości. Pewnie dziewczę ucieknie .. ale cóż kto nie ryzykuje ten nie jada jak mawiał tatko, nim go ugotowano w kotle”
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)
valtharys jest offline  
Stary 30-01-2012, 18:59   #8
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Grave & Kerm

Elfka swoim zwyczajem głosu nie zabrała, a jedynie skinieniem głowy potwierdziła swoją chęć uczestniczenia w owej wyprawie. Droga co prawda nie do końca biegła po jej myśli. Las, do którego zmierzała nieco bardziej na północy się znajdował, jednak ani się jej zbytnio nie spieszyło ani odpowiedniej drużyny jeszcze nie znalazła. Tu zaś okazja się pojawiła by nieco przygody zażyć. Nie wspominając już o tym, że nikt nie pomyśli by szukać jej na wschodzie, o ile ktokolwiek szukać jej zapragnie.
Gdy głos nieznajomego przerwał jej rozmyślania, uniosła głowę i zmierzyła mężczyznę chłodnym spojrzeniem szarych oczu. Mimo iż ludzie swym krótkim życiem i zwyczajami stanowili dla niej nie lada atrakcję to jednak ciągłe propozycje rzucane w mniej lub bardziej zawoalowany sposób powoli zaczynały ją męczyć. Opuszczenie miasta było jej więc podwójnie na rękę.
- Wybacz panie lecz moje miano do mnie wyłącznie należy i nie mam w zwyczaju rozdawać go każdemu kto o nie poprosi. Skoro zaś usłyszałeś już mój głos tedy odejdź i znajdź sobie przystępniejszą dziewkę miast swą natrętną osobą niszczyć resztki tego przyjemnego wieczoru - odpowiedziała w swej śpiewnej mowie, po czym ponownie uwagę na kielichu wina skupiła. Nie było najlepsze, jednak miała okazję kosztować gorszych trunków. Nic nie mogło się bowiem równać z tym, które wytwarzały jej krewni. Gdyby chciała zapewne mogłaby znaleźć w tym mieście miejsce, w którym wśród słodkich dźwięków harf i fletów można było go skosztować.
Drgnęła słysząc odgłos kufla zderzającego się z twardą powierzchnią stołu. Nie spojrzała jednak w tamta stronę nie chcąc przez przypadek wywołać gniewu wybuchowego krasnoluda, który ewidentnie miał coś przeciwko jej osobie. Znała historię przez co nie była tym zaskoczona, nie znaczyło to jednak, że da mu satysfakcję i odpowie tym samym. Obojętność wydała się jej znacznie lepszym wyjściem. Gdy Khaldin i Anzelm oddalili się od stołu, każdy idąc za własną słabością, również ona wstała. Blask lampy odbił się od jej śnieżnobiałych włosów, które wyraźnie odcinając się od czerni ubioru, łagodnie spływały do połowy pleców. Pospiesznie nałożyła płaszcz i skryła twarz w cieniu kaptura. Nie przepadała za spojrzeniami, które jej rzucano. Kolejny dowód na to, że najwyższy czas opuścić Altdorf.
Leżacy u jej stóp Bran. podniósł się również i z zaciekawieniem spojrzał na swą panią. Może miała ochotę na mały spacer?
Nie była zainteresowana opowieścią Eryka, a że noc wciąż była młoda szkoda jej było marnować czas na sen, na który w dodatku ochoty nie miała.

- Na spacer się wybierasz, czy znajdziesz trochę czasu na rozmowę? - dobiegł ją głos Alexa.
- Oczywiście - odpowiedziała kryjąc zaskoczenie. Chwyciła łuk i gestem dłoni ponagliła Brana, zresztą niepotrzebnie, by ruszył za nią. Była ciekawa o czym też Alexander chciał z nią rozmawiać. Mimo iż znała go najdłużej z tej całej gromady to jednak nigdy nie był szczególnie zainteresowany rozmowami. Miała wręcz wrażenie, że podobnie jak ona woli obserwować w ciszy.
Alex, podobnie jak Saraid, nie zamierzał wychodzić na dwór bez broni. Odruchowo sprawdził, czy miecz jest na swoim miejscu, a potem chwycił kuszę i zaczął się przeciskać ku wyjściu. Teoretycznie to elfka powinna iść przodem, tak wymagał dobry obyczaj, ale wśród tłoczących się ludzi lepiej było utorować jej drogę. Co prawda któryś z natrętnych adoratorów mógłby ją klepnąć w tyłek, ale od pilnowania jej pleców był Bran.
Obyło się jednak bez incydentów i nie zaczepiani przez nikogo opuścili gościnne progi “Jak u Mamy”. Noc była cicha, a przynajmniej znacznie cichsza niż wnętrze karczmy. Saraid przez chwilę zastanawiała się którą drogę wybrać. Po namyśle ruszyła w stronę lepszej części miasta. Druga opcja, o tej godzinie, była proszeniem się o kłopoty, a tych wolała uniknąć. Nie odzywała się czekając aż Alexander zdecyduje, że nadeszła odpowiednia chwila by ową rozmowę zacząć.
- Co cię skłoniło do wpakowania się w taką ryzykowną eskapadę? - spytał prosto z mostu Alex.
- Ciekawość - odpowiedziała po długiej chwili. - Podobno na wschodzie pieśń lasu jest inna. Chcę ją usłyszeć. - Oczywiście nie była to prawda ale i nie całkowite kłamstwo. - Uważasz naszą wyprawę za ryzykowaną, dlaczego? - zapytała kierując w jego stronę spojrzenie szarych oczu.
- To, że Burza Chaosu jest za nami, pokonana, nie oznacza wcale, że na wschodzie jest cisza i spokój - odparł. - Za każdą armią idą maruderzy, pokonane wojska wracają tam, skąd przyszły. Nie ma żadnej gwarancji, jak jakiś wódz nie zebrał grona popleczników, by utworzyć sobie male państweko na terenach, które Burza wywróciła do góry nogami. Sama chyba też nie sadzisz, że teraz jest tam oaza ciszy i spokoju.
- Zatem uważasz, że tam czeka na nas więcej niebezpieczeństw niż tu? - zapytała bynajmniej nie zaniepokojona jego słowami.
- Czy więcej - odparł - tego nie wiem. Ale z pewnością inne. Spotkałaś na swej drodze mutanty albo wojowników Chaosu? Albo owe legendarne skaveny?
- Nie - odpowiedziała, ponownie skupiając wzrok na drodze. - Jednak słyszałam o nich wiele. Jeżeli przyjdzie nam z nimi walczyć, cóż...
Nie dokończyła wypowiedzi, nie było takiej potrzeby. Śmierć mogła ich równie dobrze spotkać za chwilę, co za kilkadziesiąt lat. Tu czy tam...
- W takiej wspaniałej i zgranej kompanii jak nasza... - Trudno było ocenić jednoznacznie, czy Alex jest taki naiwny, czy sobie żartuje, bowiem ton miał poważny. - No i będzie z nami kapłanka Shalyi, i to chyba nie jakaś nowicjuszka. Ciekaw tylko jestem, co ją tam ciągnie, bo ciekawość... chciałem powiedzieć żądza wiedzy... to trochę mało.
- Łaskawi państwo, okażcie litość kalece bez nogi, weteranowi spod Middenheim... - Ciemny kształt wypełzł z bocznej uliczki i na wpół czołgając się ruszył w ich stronę. - Choć miedziaków kilka rzućcie...
- Wkrótce się dowiemy - odpowiedziała Alexandrowi po czym przystanęła gdy żebrak wyłonił się z cienia uliczki. Jej dłoń powędrowała w stronę pasa jednak zamiast zanurzyć się w sakiewce spoczęła na rękojeści miecza.
- Łaskawi państwo... parę groszy... kalece... - zawodził żebrak, zachęcony widać faktem, że nikt go jeszcze nie przepędził kilkoma ostrymi słowami.
Niezdecydowana zerknęła w stronę Alexandra, jednak po chwili w jej dłoni błysnął srebrnik.
- Jakie nosisz miano? - zapytała, zbliżając się nieco do mężczyzny, jednak nie zdejmując dłoni z rękojeści miecza. Ostrożności nigdy za wiele.
- Paniii... - Miast odpowiedzieć na zadane pytanie żebrak jeszcze bardziej zbliżył się do stojącej bez ruchu pary.
To jednak nie spodobało się Branowi. Warknął, a potem z wyszczerzonymi kłami zrobił krok w stronę proszącego o litość i pomoc weterana wojny z Chaosem. Ten wrzasnął, jakby już poczuł w swym ciele ostre zębiska, zerwał się z ziemi popędził co sił w nogach w stronę uliczki, z której przed chwilą się wynurzył. Bran, powodowany instynktem lub chęcią zabawy, ruszył za nim.
- Cud prawdziwy - mruknął Alex
Saraid pokręciła tylko głową chowając jednocześnie monetę. Z każdą chwilą spędzoną w Altdorfie coraz bardziej tęskniła za swoją osadą. Bran zniknął jej z widoku i nie było sensu go wołać. Zapewne niedługo wróci szczęśliwy machając ogonem.
- Widocznie był mu pisany - odparła ruszając w dalszą drogę. - Skoro wróżysz nam tyle przeciwności to dlaczego chcesz z nami podążyć, Alexandrze? - zapytała skręcając w jedną z uliczek, która z tego co pamiętała powinna zaprowadzić ich z powrotem do karczmy, aczkolwiek nieco okrężną drogą.
- Choć jesteś śliczną dziewczyną, to jednak nie dla twych pięknych oczu - odparł, a w jego głosie słychać było cień rozbawienia. - I mam nadzieję, że nie poczujesz się zbyt dotknięta tym stwierdzeniem. To może być ciekawe doswiadczenie - dodał, wracając do tematu. - A jeśli czasem coś mi się przytrafi... Zdarzyc się może wszędzie. Życie zwykle kończy się śmiercią, a są i tacy co powiadają, że wszystko jest już z góry zapisane w księdze przeznaczenia. W każdym razie Braci moich to nie wzruszy, dzieci... - Zastanowił się przez moment. - Zdaje się, że nie osierocę żadnego. Tak przynajmniej mi się zdaje.
- Brak pewności w tej kwestii bywa zgubny - roześmiała się cicho gdyż dźwięk w nocy niósł się znacznie dalej.
Alex machnął lekceważąco ręką.
- Zgubny to bywa fakt, gdy cię ojciec panienki zdybie z nią podczas igraszek - odparł. - Ewentualnie narzeczony, o którym wcześniej się nie wiedziało, że istnieje. Są... - Nie dokończył.
- Tak? - dopytała obdarzając go zaciekawionym i jednocześnie rozweselonym spojrzeniem.
- Tak się zdarza, że nie wszyscy chcą mieć od razu dzieci - odparł Alex, nie wdając się w szczegóły. Nie do niego wszak należało uświadamianie elfki.
- Rozumiem - odparła, po czym z nagłym zainteresowaniem zaczęła przyglądać się mijanym domom. Powstrzymanie śmiechu przychodziło jej czasami z trudem, szczególnie w takich jak ta, sytuacjach.
- Życie jest pełne ciekawych zdarzeń - dorzucił Alex. - Drobne przeszkody nie muszą psuć całokształtu. A czasami dodają smaku, jak dobra przyprawa. Byle bez przesady - dodał.
- Pozostaje więc mieć nadzieję, że tylko takie przeszkody staną nam na drodze - zerknęła w jego stronę nadal rozbawiona.
Odpowiedział uśmiechem.
- Oby - potwierdził.

Do karczmy dotarli równo z Branem który czekał przy drzwiach i wedle wyobrażenia Saraid, machał wesoło ogonem. Elfka pożegnała Alexandra życząc mu dobrej nocy po czym ruszyła do pokoju, który wynajmowała. Zamierzała dobrze wypocząć przed drogą, którą zamierzali podążyć.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline  
Stary 31-01-2012, 01:09   #9
 
Julian's Avatar
 
Reputacja: 1 Julian ma w sobie cośJulian ma w sobie cośJulian ma w sobie cośJulian ma w sobie cośJulian ma w sobie cośJulian ma w sobie cośJulian ma w sobie cośJulian ma w sobie cośJulian ma w sobie cośJulian ma w sobie cośJulian ma w sobie coś
Kasimir siedział spokojnie obok Eryka i pewnie gdyby nie to nikt nie zwróciłby na niego uwagi. On sam nie zwracał uwagi swoim wyglądem, a ubrany był dość skromnie. Prosta koszula i spodnie, wysokie podróżne buty, a na to wszystko narzucony szary płaszcz z kapturem. Odzienie jak u wielu podróżników. Akolita z kolei przykuwał uwagę od pierwszej chwili, część gawiedzi nie mogła oderwać oczu od jego szat i zdawało się, że wszyscy chcieli z nim rozmawiać. Ignatz nie lubił skupiać uwagi, nie lubił tłoku i nie przepadał za prostakami, a teraz zdawało się że znajdował się w samym centrum skupienia tych trzech rzeczy. W takich chwilach dziękował wszystkim bogom, że może spokojnie rozmawiać ze swoim przyjacielem w języku klasycznym. Wprawdzie zwracali tym na siebie uwagę, ale przynajmniej inni ich nie rozumieli i nie wcinali im się w słowa.

- Jak uważasz Eryku, obawiam się tylko, że ta hołota nie pozwoli nam spokojnie się oddalić - odpowiedział Kasimir w języku klasycznym na słowa swojego kompana. - Jeśli rzeczywiście zależy nam aby załatwić to w zamkniętym gronie, najpierw musimy poczekać aż się Tobą napawają.

Cała ta hałastra wkoło męczyła go, ale wiedział że nie odczepią się dopóki nie usłyszą czegoś co by ich zadowoliło. Coś im opowiedzą, to może dadzą im spokój, albo przynajmniej będą mogli się spokojnie oddalić do swoich kwater. Paru co bardziej ciekawskich zwróciło uwagę na blizny na jego ręce. Trzeba było im przyznać, że byli dość spostrzegawczy, aby dojrzeć je na samej dłoni w tym świetle. Cóż, skoro już mieli im coś opowiedzieć, to mógł przynajmniej się zabawić. Sigmaryta zbierał się już do jakiejś opowieści, więc przerwał mu szybko.

- Chyba znam jedną taką historię, której z chęcią posłuchają, mój przyjacielu - odezwał się. -Pozwól, że ja opowiem, bo wiem, że Ty jak zawsze byłbyś zbyt skromny.

Eryk skinął tylko głową na znak zgody, a Ignatz zauważył, że gawiedź wkoło nich zaciekawiła się jeszcze bardziej, a i dwóch ich kompanów dosiadło się do stołu. Nachylił się bardziej w stronę grupki słuchaczy i zaczął opowiadać.

- Pewnego razu w ciągu wielu naszych podróży przejeżdżaliśmy przez małą mieścinę w Wissenland. Zatrzymaliśmy się w oberży w samym centrum miasteczka. Od razu zauważyliśmy, że ludzie byli nam jacyś niechętni, patrzyli na nas spode łba i nas unikali, jednak mimo to postanowiliśmy się w tym miejscu zatrzymać. - Kasimir zaczynał coraz mocniej gestykulować. - Dopiero w nocy dowiedzieliśmy się czemu ludzie tak dziwnie się zachowywali. Budzimy się, księżyc świeci wysoko. Wyglądamy za okno i co widzimy? W naszą stronę zbliżają się jakieś światła, latarnie czy pochodnie - mnóstwo świateł! Pewnie jakaś pielgrzymka, myślimy, albo mały oddział wojskowy maszeruje w nocy. Ho ho! Jakże się myliliśmy! Schodzimy na parter karczmy, aby się czegoś napić, skoro już wstaliśmy i po chwili - zrobił przerwę aby zwilżyć gardło i stworzyć napięcie - wpada do wewnątrz cała banda chłopów, a na ich czele - czarownik! Teraz dopiero zobaczyliśmy jak naprawdę Ci chłopi wyglądali - bo to nie byli żadni chłopi, tylko mutanty! Podłe sługi chaosu! Sprowadzeni na bluźnierczą drogę przez guślarza! Jednemu z twarzy wystają macki, dlategoż w ciągu dnia nosił chustę na twarzy, drugi czteroręki, chowa normalnie dodatkową parę rąk pod ubraniem, każdy przedziwnie zdeformowany. O, jakże chętnie stawilibyśmy im czoła, ale przeciw takiej chmarze nie mamy najmniejszych szans. Uciekamy na piętro i tam się barykadujemy. Nie mamy dużo czasu zanim się do nas dobiją, więc uciekamy natychmiast przez okno. Gdy odbiegliśmy już trochę, mój kompan Eryk pada na kolana. Co się dzieje - pytam - i próbuję go przekonać abyśmy biegli dalej, ale jest nieustępliwy. Dopiero po chwili zdałem sobie sprawę, iż mój drogi przyjaciel się modli. Pytaliście jak nabyłem te blizny na ramieniu? No więc stoję tam jak ten idiota i nie wiem co zrobić, aż nagle - trzask - z nieba schodzi słup ognia prosto na karczmę! Słyszę krzyki całej tej hałastry, słyszę jak przekleństwa czarownika i jedyne co mogę zrobić to podziwiać ten cud Sigmara. Tak, to nie mogło być nic innego jak odpowiedź na modlitwy mojego skromnego przyjaciela. Głupi byłem, chciałem podejść i zobaczyć z bliższa, a tu nagle - łup - oberża wybucha, a ja dostaję płonącą belką. Dobrze że zasłoniłem się w porę, bo inaczej te blizny nosiłbym na twarzy. Przyznam wam, musiało boleć jak demony, ale ja nic nie czułem gdy płonął mi rękaw, tak byłem zapatrzony w piękno mocy Sigmara.

~"Ale się rozgadałem. Ciekawe czy to kupią"~ pomyślał po opowieści Kasimir. Historia brzmiała dziwacznie, ale pospólstwo takie uwielbiało. Oparł się wygodnie i czekał na reakcję ludzi. Miał tylko nadzieję, że jeżeli zaczną się jeszcze bardziej lepić, to do Eryka zamiast do niego samego.
 
Julian jest offline  
Stary 31-01-2012, 01:51   #10
 
Aeshadiv's Avatar
 
Reputacja: 1 Aeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputację
Znając Kasimira i jego zdolność paplania Eryk dyskretnie wstał od stołu. Musiał go parę razy szturchnąć, aby nie powiedział czegoś co mogłoby drastycznie pociągnąć w dół autorytet jego, jako duchownego. Drzwi karczmy skrzypnęły, do izby weszła elfka wraz z Alexem. Ruszyła powoli przez pomieszczenie. Eryk zerknął w stronę schodów na górę po których udała się elfka. Trzeba było przedstawić jej zawartość sakiewki. Tak samo jak innym, ale nie można było tego zrobić tak o w oberży. Saraid zniknęła za rogiem schodów. Akolita nie spieszył się. Podszedł do karczmarza i dopytał, w którym pokoju będzie mógł zastać swoją kompankę. Został jeszcze przez moment przy szynkwasie, aby nie wzbudzać podejrzeń o jakieś niecne zamiary. Młodzi chyba za bardzo byli pochłonięci opowieścią Ignatza. Miał talent. Może wybrał niekoniecznie dobrą opowieść, ale co poradzi...
Po chwili spokojnym krokiem udał się do góry.
Słysząc pukanie na wszelki wypadek wyjęła sztylet i dopiero wtedy ruszyła by sprawdzić kto tez o tej porze pragnie się z nią zobaczyć. Eryk był ostatnią osobą, którą spodziewałaby się zastać na korytarzu. Już prędzej któregoś ze swych adoratorów...
- W czym mogę ci pomóc? - zapytała opanowując zdziwienie.
- Mogę wejść? - zapytał spokojnie. Popatrzył na ostrze w dłoni elfki i uśmiechnął się tylko chłodno. - Chciałbym Cię tylko o czymś zawiadomić. Nie zajmę Ci wiele czasu. - powiedział spokojnie przerzucając swoją torbę do przodu.
- Oczywiście, wejdź proszę - odsunęła się by mógł wejść do małego, skromnie umeblowanego pokoiku, który wynajmowała.
Wszedł nie rozglądając się po pokoju, bo nie było po czym się rozglądać. Z torby wyjął sakiewkę. Zabrzęczało monetami. Jednak nie było ich tam wiele. Akolita wyjął z niej mały świstek papieru.
- Dostałem to jak już pewnie zauważyłaś od kapłanki. Jest tu napisane, że mamy być gotowi godzinę przed świtem. Nie zdziw się więc, jak wczesnym rankiem zapukam, aby Cię zbudzić.
- Będę gotowa - oznajmiła nie będąc pewna dlaczego mężczyzna przyszedł przypomnieć jej o godzinie spotkania. W końcu dziewczyna, która przyniosła im prośbę kapłanki wspomniała również o czasie. Który na dodatek nieco się nie zgadzał z tym, który podał Eryk, jednak postanowiła zaczekać z zapytaniem.
- W tym liściku jest napisane też, że mamy zachować dyskrecję. Nie wiem w sumie, dlaczego kapłanka dołączyła taką notkę, ale zdecydowałem, że przeczytam to wszystkim. Zrobiła to na pewno nie bez powodu.
- Zapewne nie chciała by informacja o jej podróży dostała się do uszu sług chaosu. - Było to dla Saraid postępowanie całkiem oczywiste.
- To chyba jasne, że nikt nie chce, aby chaos wiedział o planach osoby o tak czystych zamiarach, jak kapłanka. W końcu przykazania służebnic Pani Miłosierdzia zabraniają jej zadawać śmierć. A nawet jeśli robi to kto inny w jej obecności to i tak nie jest to dla niej powód do zadowolenia.
- Najwyraźniej jednak spodziewa się wielu przeciwności skoro wynajmuje grupę wojowników. Jeżeli jednak martwisz się czy nie zdradziłam naszego zadania obcym to wiedz, że jedyną osobą z którą rozmawiałam był Alexander. Czy twój niepokój został złagodzony? - zapytała, jednak bez urazy w głosie czy spojrzeniu.
- Ha ! - Eryk uśmiechnął się. - Tu nie chodzi o żaden niepokój. Jak sama powiedziałaś, kapłanka najęła grupę wojowników. Ja nie jestem najemnikiem. Idę z nią aby udowodnić swoje oddanie Imperium. Chcę aby w tej misji nie stało się nic złego. W pewnym sensie czuje się za nią odpowiedzialny... - milczał przez chwilę, ponownie się uśmiechnął.
- Więc to chyba jednak jest niepokój. - popatrzył na swoją rozmówczynię
- Opieka duchowa jest równie ważna co zbrojna, szczególnie gdy łączy obie te cechy - odpowiedziała uśmiechem. - Zaś oddanie Imperium, towarzyszom i misji zasługuje na nagrodę.
- Dla mnie wystarczającą nagrodą będzie doświadczenie zdobyte w tej podróży i możliwość wstąpienia w szeregi pełnoprawnych duchownych obrońców Imperium.
- Zatem nie pragniesz oferowanego złota - stwierdziła bardziej niż zapytała.
- Nie. A jeśli je otrzymam, to całość ofiaruję w świątyni jako wspomożenie naszych sił w obronie naszych granic. - odpowiedział.
- Nic dla siebie, godna to pochwały postawa, aczkolwiek tylko dla niektórych - nie sprostowała, do której grupy się zalicza. - Usiądziesz? - zaproponowała jedyne krzesło znajdujące się w pokoju.
- Może i jestem wychowany w świątyni, ale wiem, że kobiecie nie przystoi stać. Postoję - odpowiedział z uśmiechem.
- Zaś gościowi winno zapewnić się wygodę przeto pójdźmy na kompromis - oznajmiła podchodząc do łóżka i siadając na nim co bez wątpienia musiało być wygodniejsze niż stare krzesło stojące przy oknie.
- No tak... Starsi kapłani zawsze powtarzali, że elfia rasa cechuje się wyższą inteligencją nad skromnym ludzkim rodem. - powiedział siadając.
- Miałaś już kiedyś styczność z chaosem? - zapytał.
- Nie osobiście - odpowiedziała na pytanie pomijając jego wcześniejszą wypowiedź. - Jednak większą niżbym pragnęła - dodała po chwili wahania.
- Nie bardzo rozumiem, jakiś wpływ magii na Twoją osobę? - dopytał się zaciekawiony.
- Nie - odpowiedziała nie wnikając głębiej w temat.
- Jeśli jestem zbyt natrętny to powiedz. Coś z mroczną stroną Waszej rasy? Jak to oni... Druchii? - zapytał dalej, starając się zachować grzeczny ton.
- Nie - tym razem w jej tonie pojawił się cień chłodu, którego wcześniej nie było. - Jednak o niektórych rzeczach lepiej nie rozmawiać, szczególnie przed taką wyprawą jak nasza.
- Rozumiem. Przepraszam za swoją nachalność. Można powiedzieć, że moja profesja... hm... - pomyślał przez moment - moja profesja po prostu wymaga wiedzy, na taki temat. Wybacz, już nie będę wypytywał. - powiedział na chwilę spuszczając wzrok, a po chwili znów spoglądając na elfkę z uśmiechem.
Odpowiedziała tym samym jednak nieco mniej przyjaznym, przynajmniej w porównaniu do wcześniejszego.
- Zdaję sobię sprawę, że chcesz mieć pewność iż drużynie nic nie zagraża, szczególnie od wewnątrz.
- Tak, ale nie wydaje mi sie, abyś to Ty stanowiła zagrożenie. Nie traktuj tej rozmowy jako... przesłuchania. Nie jestem jednym z tych typowych obywateli Imperium, którzy elfów, traktują jako gorszy ród, bo obcy. Dobrze zinterpretowałem Twoje ostatnie zdanie? Stwierdziłaś, że mam podejrzenia co do Ciebie? - zapytał bezpośrednio.
- Jedyne co stwierdziłam to fakt iż jesteś człowiekiem ostrożnym i czujnym, oraz że dbasz o dobro drużyny - odpowiedziała spokojnie, być może nawet cieplejszym głosem niż wcześniej.
- Po prostu staram się oddać swojemu powołaniu. Wierzę, że to w przyszłości da owoc. Jeśli nie dla mnie, to dla przyszłych pokoleń żyjących w krainie odkupionej naszą krwią. - stwierdził. Dla niego był to fakt. W sumie... ten fakt był sensem jego życia.
- Poświęcenie dla przyszłych pokoleń, dla Imperium, dla towarzyszy... Gdzie w tym wszystkim jest miejsce dla ciebie? - zapytała mierząc go bacznym spojrzeniem.
- Miejsce dla mnie znajdzie się po śmierci w rajskich ogrodach. Im więcej potu i krwi przeleję tutaj, tym więcej radości będę czerpał w chwale Sigmara. Taką mam filozofię. Jestem pewny, że jest słuszna. - odpowiedział z uśmiechem marzyciela. Widać było, że mocno wierzył w swoje słowa.
- Jeżeli sprawia ci to radość i nadaje cel twojemu życiu musisz być człowiekiem szczęśliwym - widać było, że nie popiera takiej postawy jednak najwyraźniej otwarcie nie zamierzała swego zdania wypowiadać.
- A czy człowiek, który troszczy się o swoich braci, a zwalcza swoich wrogów może być nieszczęśliwy? Postępuję zgodnie z zasadami wyznaczonymi przez swoje sumienie. Wspomagaj Imperium, niszcz chaos i jego sprzymierzeńców. Drogą do szczęścia jest przecież życie zgodnie ze swoim duchem. Jeśli nie zrobisz czegoś, czego Twoja dusza nie zniesie, to nie masz powodu, aby być nieszczęśliwą. - powiedział.
- Jednak wybory nie zawsze są tak proste jak je przedstawiasz. Niekiedy górę bierze większe dobro, a wtedy... - wzruszyła wdzięcznie ramionami jednak w owym ruchu dało się wyczuć pewną sztywność.
- Pamiętaj jednak, że z każdego czynu kiedyś bogowie rozliczą Cię po śmierci. Wtedy ujrzysz ich oblicze. Przeszyją Twój umysł na wylot. Nie ukryjesz niczego. Wyjdzie na jaw czy wybór, którego dokonałaś był słuszny. - przerwał na moment.
- Dla człowieka nieprawego, najgorsze wówczas będzie to, że będzie mu wstyd swoich poczynań. Zamiast dobra, które zostało mu wskazane przez kapłanów, zakonników lub pisma wybrał na przykład majątek, czy potęgę...
- Zemstę? - dopowiedziała wyrzucając z głosu wszelkie emocje, podobnie postępując z oczami, których spojrzenie nie opuszczało twarzy Eryka. - W takim razie chyba dobrze się składa, że nie jestem człowiekiem - podniosła się z łóżka i ułożyła usta w lekki, jednak nie mający w sobie ciepła, uśmiech. - Dziękuję za wizytę.
- Również dziękuję za rozmowę - powiedział uśmiechając się. Dowiedział się czegoś o jednej z towarzyszek. Chce kogoś pomścić i tym się kieruje. Oby była to słuszna intencja.
- Dobrej nocy Saraid. Widzimy się rankiem.
- Godzinę po świcie, czy przed? - zapytała kierując się w stronę drzwi.
Eryk przeczytał notkę jeszcze raz.
- Wyraźnie napisane jest przed świtem. Tak też załatwię u karczmarki.
- Czy to rozsądne? Skoro dziewczyna, która doręczyła sakiewkę głośno wypowiedziała inny czas, to powiadomienie karczmarki o jego zmianie może zaalarmować ewentualnych szpiegów. Nie lepiej uregulować rachunki teraz, poprosić o przygotowanie racji na podróż i zataić kiedy dokładnie ruszamy? - przystanęła i odwróciła się do niego z rozbawionym wyrazem twarzy jednak poważnym spojrzeniem.
- Dobrze myślisz. Tak też zrobię. Mam nadzieje, że nasi dwaj brodaci przyjaciele nie zabalują za bardzo. Mam ograniczone fundusze. - powiedział wzdychając i wyobrażając sobie koszty związane z kilkunastoma dzbanami piwa i jadłem.
- Jeżeli uregulujesz rachunek już teraz i stwierdzisz, że więcej za nich nie płacisz, koszty z pewnością się zmniejszą. Wszak wiadomo że pragnienie krasnoluda wzrasta wraz z kolejnymi kuflami. Ochronisz się przed najgorszym - doradziła uprzejmie nie bez cienia złośliwości w głosie.
- Tak też pewnie zrobię. Słyszałem juz słowa : “on płaci”, więc to będzie najrozsądniejsze rozwiązanie. Dobrej nocy Saraid. - powiedział przechodząc powoli przez próg i uśmiechając się deliktanie.
- Dobrej nocy Eryku - odpowiedziała wychodząc również i zamykając za sobą drzwi, a następnie kierując się w stronę sąsiednich.
 
Aeshadiv jest offline  
 


Narzędzia wątku
Wygląd

Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 22:20.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172