Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy Oznacz fora jako przeczytane

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 26-02-2012, 23:52   #1
 
chaoelros's Avatar
 
Reputacja: 1 chaoelros jest na bardzo dobrej drodzechaoelros jest na bardzo dobrej drodzechaoelros jest na bardzo dobrej drodzechaoelros jest na bardzo dobrej drodzechaoelros jest na bardzo dobrej drodzechaoelros jest na bardzo dobrej drodzechaoelros jest na bardzo dobrej drodzechaoelros jest na bardzo dobrej drodzechaoelros jest na bardzo dobrej drodzechaoelros jest na bardzo dobrej drodze
[+18] 2ed. "Latem w Marienburgu..."





Czy był to kaprys przeznaczenia, intryga Tzeentcha, zbieg okoliczności czy przypadek? Jeżeli to ostatnie to znaczy że nie ma nic pewnego w tym świecie, skoro na los zwykłych ludzi, tak bardzo może wpłynąć spotkanie przypadkowych ludzi…
Gustav Ramuz, tymi słowami rozpocznie kiedyś tę opowieść.
Tymczasem…
Marienburg ściągał do swych bram kupców, rzezimieszków, włóczykijów, złodziei, zabójców, najemników, murwy… a przepraszam, te są na miejscu. W jakiś sposób nie sposób byłoby rozróżnić przyjezdne od miejscowych, zawsze wydają się znać to miasto lepiej niż ktokolwiek inny, jakby… od właściwej strony.
Gustav Ramuz stał, prawie na baczność i wysłuchiwał krzyków mistrza gildii.
-Ja nie mogę już tego słuchać! Już nawet mój najlepszy agent zaczyna wierzyć w te brednie? Gustav my tracimy ogromne sumy pieniędzy. Nie możemy dać się zastraszyć jakieś mistyfikacji i wierzyć w byle gusła. Czy tak trudno nająć bandę ochotników? Mało tu takich? Mało płacę? A może nie proponujesz im uczciwej stawki i zagarniasz dla siebie część złota? Od dziś masz się ze mną rozliczać z każdej, choćby złamanej na pół monety, ty skąpa, kupiecka gnido! Wynoś się stąd i nie pokazuj mi się na oczy dopóki nie załatwisz tej sprawy. No co się gapisz? Won za drzwi!
Każdy szuka szybkiego i łatwego zarobku, a Gustav, choć oferował uczciwą stawkę, miał problemy ze znalezieniem chętnych. Każdy korsarz, najemnik, byle rzezimieszek czy rybak, nie chcieli słuchać nawet o tym zleceniu. Sprawa zbyt dla nich śmierdziała. Co prawda nie każdy w Marienburgu podzielał wiarę w te niestworzone dziwy co miały się wyrabiać w zatoce, choć ludność nadmorska wykazywała szczególną wiarę w zabobon i przesąd. Może to o jeden za dużo? A może więcej ludzi w głębi duszy wierzyło? Dość że wszyscy głupieli od samego myślenia nad tą sprawą…
Ramuz wiedział, że musi szukać przyjezdnych, nieobeznanych z miastem. Tym razem minął miesiąc i kolejna drużyna nie wróciła po zarobek do Gustava, ale przynajmniej zdawało się nie brakować chętnych.
Gustav był najlepszym agentem. Potrafił przekonać prawie każdego i prawie do wszystkiego o ile jego klient nie wiedział zbyt wiele w danym temacie. Talent jak każdy inny, ważne że Gustav wykorzystał to aby być najbliższym współpracownikiem samego mistrza gildii.
Młodzieniec wszedł do alkierza, który był wykupiony dla samego Gustava.
-Mój panie mam kolejnych kandydatów, z którymi nawiązałem już kontakt. Początkowo niektórzy byli nieufni ale jak zwykle pieniądz okazał się ważnym atutem każdej perswazji. Nawet tylko w hipotetycznej wartości.
Gustav wziął pergamin i próbował odczytać pismo swojego skryby.
- Al-bjorn Rodgurn? Z Norski?
-Tak, jakiś wojownik tylko dziwny, myślę że powinniśmy zostawić go w spokoju.
-W spokoju? Jak chce to niech się najmie, za dużo masz kandydatów?
-Nie panie, ale ten wydał mi się jakoś podejrzany
-To może nie wróci… Z resztą nie interesuje mnie kim są. Szukam najemników, a nie partii dla księżniczki. Im bardziej krzywe mają mordy tym lepiej, pamiętaj.
Gustav przeczytał kolejne nazwisko.
- Tirana Blastron. Kto to?
-Łowczyni nagród.
Agent pokiwał głową z aprobatą.
-Fred Sari?
-Włóczykij.
-Co kurwa? Może jeszcze dworskiego pazia mi przyprowadzisz albo innego komedianta?
-Panie, przecież sam pan mówił że nie mamy wielkiego wyboru…
- Erwin Rietdijk? Tutejszy jakiś?
-Pochodzi z tych ziem ale w Marienburgu jeszcze nie był. Flisak.
Gustav spojrzał na młodzieńca z pożałowaniem.
-Ale proszę, Herger, korsarz z Norski. Widzi pan?



-Widzę, nie pytam o resztę bo jeszcze jakiegoś czarnoksiężnika tu znajdę albo co… Znajdź jeszcze kilku tak żebym miał dziesięciu chociaż. Żeby w Marienburgu, mieście bezprawia, kurew, skąpych handlarzy, przekupnych radnych, brakowało korsarzy, najemników… Idź już, umów nas wszystkich gdzie ostatnio, jeśli będzie trzeba to sypnij groszem.

***

Spotkanie odbyło się w „Tawernie u Jednookiego Szypra” i rzeczywiście właściciel przybytku był jednooki, choć rzadko się pokazywał wieczorami. Wszyscy stawili się na miejscu, co prawda, nie każdy na czas, ale Gustav zadbał o pierwsze dobre wrażenie i kufle jego nowych najemników nie były puste. W końcu zjawili się wszyscy. Ramuz spojrzał na ich twarze. Po kilku można było poznać rasowych zabijaków inni sprawiali gorsze wrażenie. Na początku jeszcze zgłaszali się tacy co zdawali znać się na robocie. Tutaj, niektórzy widzieli w życiu zbyt wiele wioseł a za mało mieczy. Sam Rodgurn faktycznie zdawał się dziwny i rzucał się w oczy.
-Dobrze panowie i pani. Okazaliście się na tyle inteligentni żeby nie gardzić najlepszym pracodawcą jakiego możecie znaleźć w tym mieście. Jestem agentem Gildii Handlowej z Altdorfu, która ma tu filię, choć faktycznie to mistrz urzęduje w tym mieście. Zadanie jest proste. Macie wyśledzić bandę rzezimieszków co napada na nasze co mniejsze statki handlowe. Wykorzystują osłonę nocy i strach prostych marynarzy. Zapytacie się pewnie dlaczego nie opłacimy lepszej ochrony. Otóż bardziej opłaca się nam wysłać was żebyście zlikwidowali tych piratów i mieć problem z głowy niż płacić to samo za każdy chroniony okręt. Z resztą ci piraci nie napadają nas znowu tak często i nie stanowią zagrożenia żeby wydawać górę złota.- nagle jakiś starszy maszop przy innym stoliku wypluł ostentacyjnie cały łyk piwa. Gustav kiwnął na jakiegoś człowieka i zaraz wynieśli maszopa z karczmy.
-Dostaniecie jakąś łajbę, którą opłacę. Wiem że kilkoro z was zna się na żegludze. Zrobicie mi listę najpotrzebniejszych rzeczy, a mój człowiek wam to dostarczy. W miarę rozsądku naturalnie. Rozumiem że przybywacie z dalekich stron, więc każdy dostanie pięć złotych koron. Po wykonaniu zadania dostaniecie na każdego po dwadzieścia jeszcze. I może premia jak mi podejdziecie do gustu. A i pamiętać będę na przyszłość o was. Wierzcie mi nie ma lepszego miasta żeby się ustatkować nić Marienburg. To tu zbija się fortunę na całe dostatnie życie. Co zaś się tyczy szczegółów zadania. Piraci grasują po zatoce, lecz nikomu nie udało się ustalić jakieś reguły wedle, której wypływają na morze. Musicie zatem ich wyśledzić. Pytać w portach o nich, gdziekolwiek, nie obchodzi mnie to w sumie. Płacę i wymagam. Jeśli się podejmiecie to zbijecie z nami fortunę. Jeśli weźmiecie zadatek i czmychniecie, to jesteście spaleni w Marienburgu i w całym Imperium. W sumie wszędzie gdzie gildia ma kontakty, a ma praktycznie we wszystkich większych miastach. No ale nie ma co was straszyć. Wykonacie robotę, zgarniecie złoto. Podpiszcie tutaj wszyscy, może być krzyżykiem.
Gustav skinął na młodzieńca a ten podał najbliżej siedzącemu, Fredowi Sariemu pergamin z umową. Oczywiście nonszalancko i uprzejmie zaoferował się z piórem i ewentualnie z pomocą w podpisaniu umowy.



Ramuz czekając aż wszyscy podpiszą, kontynuował.
- Za dwa dni, rano, będzie czekała na was łódź. Całkiem solidny szkuner. Bosman Herman Jost w portowej zatoczce Guilderveld będzie na was czekał. Już wiem nawet jak was rozpozna.
Gustav spojrzał na Rodgurna i uśmiechnął się pod nosem.
-Macie jakieś pytania? Bo jeśli mogę wam jeszcze w czymś doradzić to radzę to szybko podpisać, wziąć zadatek i pobawić się jeszcze trochę póki jest czas. Jutro przygotujcie się do wyprawy. Bosman ma różne zajęcia i musicie łódź odebrać o świcie.
Gustav czekał na słowa najemników choć liczył że podpiszą o dadzą mu spokój. Był zmęczony, w dodatku nie przepadał za takim towarzystwem, dlatego zawsze brał ze sobą ochronę.
 
__________________
Sesja WHFR "Latem w Marienburgu" Czyli poszukiwania lewiatana, marienburskiej bestyji morskiej...
chaoelros jest offline  
Stary 27-02-2012, 01:49   #2
 
Mortarel's Avatar
 
Reputacja: 1 Mortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputację
Ragnar podróżował od wielu dni, zanim trafił do Marienburga. Spędzał całe dnie włócząc się po przystaniach i dokach. Czasem przesiadywał w karczmie, jednak odkąd jego fundusze zaczęły się kurczyć musiał ograniczyć również wizyty w gospodach.

-Na bogów!- Wznosił w myślach błagalne modły. –Ile jeszcze trwać będzie moja tułaczka. Kiedy w końcu ujrzę ponownie moich bliskich i mój kraj.- Pytał w duchu, ale nie słyszał odpowiedzi. –Bogowie kpią ze mnie.

Bjorn wiedział, że jest coraz dalej od swojego celu i z każdym dniem oddalał się jeszcze bardziej. Teraz stanął przed kolejnym problemem, a mianowicie kończącym się złotem. Jak większość Norsmenów nie przywykł do posługiwania się monetami, od których teraz tak bardzo jest zależny. Zdawał sobie sprawę z tego, że powinien znaleźć jakąś pracę. Nie chciał robić sobie dodatkowych kłopotów, więc postanowił poszukać jakiegoś w miarę uczciwego zajęcia. W końcu miał swoje zadanie, które było ważniejsze. Wymagało więc poświęceń. Dlatego właśnie znalazł się w „Tawernie u jednookiego Szypra” i wraz z pozostałymi słuchał słów Ramuza.

Od pierwszych chwil nie żałował, że się tu zjawił. Rzut oka na przybyłych mile go zaskoczył. –Czyżby bogowie jednak obdarzyli mnie łaską?- Zapytał w duchu na widok dwóch jegomości odróżniających się na tle „południowców”. Norsmenów łatwo rozpoznać jako rasę, tak więc zdobyli oni większość uwagi Ragnara.

Usłyszał coś o piratach, z którymi trzeba było zrobić porządek. Nagrodą miało być złoto. Popłynie statkiem. Dla Bjorna wszystko było jasne. Nie wdawał się w szczegóły. Podpisał papier bez wachania stawiając krzyżyk we wskazanym miejscu. Nie miał pytań. Kiedy więc Gustav oddalił się, Ragnar od razu podszedł do osobników, wyglądających tak jak on, Norsmenów.

-Jeg er Bjørn Ragnar, sønn av Rugnar. Hva krigerne som du gjør her i sør? – Zapytał w języku ludzi z północy. („Jestem Ragnar Bjorn, syn Rugnara. Co wojowie tacy jak wy robią tu, na południu?)

***

Tego dnia miał zamiar jeszcze odwiedzić kupca. Liczył na zakup prowiantu, gorzałki, hubki i krzesiwa. Planował także nabycie co najmniej dwóch zestawów żyłki i haczyków do połowu ryb. Przydałyby się też wnyki na drobną zwierzynę. Chciał również sprzedać swój dwuręczny topór i kupić w zamian skórzaną kurtę. I tak zostanie mu korbacz, który był jego ulubioną bronią. Może nawet udałoby się trochę zarobić na tych transakcjach. Na to liczył.

Chciał uwinąć się ze wszystkim szybko, tak aby móc położyć się wcześniej spać. Poprosił o pokój w gospodzie. Kolację zwykle jadał skromną, popijając zwykłą wodą. Przed samym snem pił kilka łyków gorzałki. Wstawał z porannym słońcem.
 
Mortarel jest offline  
Stary 27-02-2012, 02:04   #3
 
Ryder's Avatar
 
Reputacja: 1 Ryder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputację
Wczoraj...

Ach! Cudowne miasto Marienburg! W samą porę. Warto było tułać się przez dwa tygodnie od wioski do wioski żeby ujrzeć ten klejnot morza. Sakwa także bardzo zelżała i ostało się w niej jedynie parę brzęków... Tak, to będzie dobry dzień - Albert przyśpieszył nieco kroku. Mimo ciepła w powietrzu bagna naokoło miasta nie były najprzyjemniejszą okolicą do spacerowania. Był późny wieczór, on po całodziennym marszu z Frankhofu, najbliższej Marienburgowi mieściny na wschodzie. Przed sobą miał wciąż rozpostarte szeroko bramy portu, przez które przechodzili ludzie w obie strony zupełnie jakby było południe...

Zwiedzanie miasta i poszukiwanie kolejnej tymczasowej pracy postanowił odłożyć na następny dzień, Albert padał z nóg. Bez zbędnej zwłoki wypytał o okoliczne tawerny i los chciał, że padło na "Jednookiego Szypra”. Tuż zanim przekroczył próg tawerny, wyszedł z niej sztywnym krokiem wielki mąż, po którym widać było, że dawno nie zaznał porządnej kąpieli. Wchodząc do środka o mały włos nie zostałby trafiony sztyletem, który wbił się z tępym dźwiękiem w ścianę tuż obok, któremu akompaniował wrzask innego:
- Wypierdalaj glonomózgi pierdolcu! Mam lepszych do tej roboty kurrrewa!

Albert mimowolnie uchwycił słowo 'roboty'. Przystanął na chwilę, spojrzał na wykrzykującego. W niczym nie przypominał typa, za którego mało mu się nie dostało, miał za do całą mokrą twarz i przy jego stole leżał jeden przewrócony kufel. Zaciekawiło go to. Podszedł powoli, przysiadł się. Po chwili niezbyt konkretnej rozmowy zapytał o tę 'robotę'. - A więc problemy z piratami? - myślał Albert. Nudziły go już listy, spisy i księgi, a przynajmniej ich pisanie. Dawno też nie robił użytku ze swego miecza, a ta sprawa wydawała się bardzo szlachetna. Oznajmił tamtemu swą chęć zarobku, spotykając się z cynicznym spojrzeniem. Jeżeli było coś, co działało mu na nerwy, to właśnie cynizm... Z twarzy uczynił sztywną maskę i zaczął się podnosić; powstrzymała go jednak dłoń tamtego na ramieniu.
- Spokojnie, panie, jak tak bardzo chcesz znajdę miejsce na pokładzie i dla ciebie - rzekł uśmiechając się półgębkiem - tak się składa, że właśnie zamykam rekrutację, masz fart. Ale tutaj szczęście jest najzłudniejsze w całym Imperium, zapamiętaj to sobie. Jutro po śniadaniu zaczekaj tutaj...

***

Ostatnie grosze właśnie poszły na strawę i łóżko, ale perspektywy były dobre. Rano Albert zajął miejsce przy dużym stole na środku głównej sali i obserwował coraz to dziwniejszych możnaby rzec, współpracowników. Wkrótce po tym, gdy skończył jeść, zszedł z góry ten, co wyglądał na pracodawcę. Mówił krótko i treściwie, znał się na rzeczy. Gdy kontrakt dotarł do rąk Alberta, ten przeczytał go na głos, aby wszyscy mogli być spokojni:

- Gildyja Handlowa w Altdorfie zatrudnia nizej podpisanych w charakterze najemników, do zwalczenia grupy piratow, grasujacych w zatoce marienburdzkiej. Zaloga bedzie plywać na jednostce wynajetej od miasta Marienburg, przy czym wszelki koszt zwiazany z uszkodzeniami czy samym wynajmem pokrywa Gildyja Handlowa w Altdorfie. Odpowiedzialnosc za sam statek spoczywa na barkach kapitana statku, podpisanego w umowie ja pierwszej pozycji. Zaloga występuje w charakterze zbrojnej druzyny najemnikow i podlega wladzom wyzej wspomnianej gildii. Gildia zastrzega sobie, za upowaznieniem nizej podpisanych, udostepnic wszelkie dane o zalodze oraz pomoc w ujeciu wspomnianych, w razie popelnienia przez nich przestepstwa podczas wykonywania zlecenia.
Nizej podpisani zobowiazują sie zwrocic wszelkie koszty, jakie poniosła Gildia Handlowa w Altdorfie, jeśli zrezygnuja z wykonania zlecenia. Za wykonanie zlecenia, kazdy nizej podpisany otrzyma dzwadziescia zlotych koron.


Po czym dodał od siebie, załączając do tego zamaszysty elegancki podpis pod poprzedzającymi go kleksami:
- Jak widać, czy też raczej słychać, dobra to robota. Zacny z ciebie mąż, panie, dziękować za zaliczkę. Zaprowadzimy tych złoczyńców przed oblicze sprawiedliwości. Kiedy ruszamy? - popatrzył po nieco skołowanych jego słowami towarzyszach - Ach tak, oczywiście. Nazywam się Albert, miło was poznać.
 

Ostatnio edytowane przez Ryder : 27-02-2012 o 02:10.
Ryder jest offline  
Stary 27-02-2012, 11:49   #4
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
Wysoki, bo mierzący ponad 190 centymetrów, mężczyzna w milczeniu słuchał słów Imperialnego człowieczka. Ironiczny uśmieszek pojawił się na poznaczonej bliznami twarzy Norsmena. Blond włosy, opadały na szerokie bary a potężnie umięśniona klatka, dłonie pokryte licznymi tatuażami, i niebieskie, zimne niczym lód oczy, żeby lepiej nie wchodzić w rachubę temu człowiekowi. Mężczyzna był Korsarzem, wywodzącym się Norski, krainy na dalekiej północy. Zwał się Herger. Mężczyzna w jednym ręku trzymał tobołek, pełen swoich rzeczy a w drugim, oparty na barkach, spoczywał jednoręczny topór.
Jego jedynym marzeniem był powrót na północ, skąd pochodził. Pieniądze, które miał zarobić miały mu to umożliwić dlatego też bez zbędnych ceregieli złożył podpis na umowie choć przypominał on raczej trzy iksy, niż czytelny podpis. Herger nie musiał umieć pisać, wystarczyło by że umiał walić toporem, rozbijać łby, i zdobywać to co winno należeć do niego.
Jego wzrok skierował się na mężczyźnie, który rzekł do niego w ojczystym języku.

- Jeg er Bjørn Ragnar, sønn av Rugnar. Hva krigerne som du gjør her i sør?

Herger rzekł uśmiechając się radośnie:

- Och jag är Herger trevligt att träffa en broder från norr. Mitt skepp gjorde, och jag kom hit genom att simma. Jag drömmer att komma hem, och pengarna kommer att hjälpa mig i den här. Damn Imperial skitställe och du inte vet vad som är de verkliga pirater .. min yxa villiga att smaka deras blod
( A ja jestem Herger, miło mi poznać brata z północy. Statek mój robił się i dotarłem tutaj wpław. Marzę by wrócić do domu, a pieniądze pomogą mi w tym. Cholerne zadupie a Ci imperialni to nie wiedzą czym są prawdziwy piraci.. mój topór chętnie skosztuje ich krwi )
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)
valtharys jest offline  
Stary 27-02-2012, 17:01   #5
AJT
 
AJT's Avatar
 
Reputacja: 1 AJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputację
Albjorn spojrzał na podstawiony mu przed nos papier. Chwilę popatrzył na niego, po czym wziął pióro i nabazgrał coś, co mogło przypominać trupią czaszkę. - Gotów, dawaj złoto! - warknął rzucając na ławę pióro.



Teraz jednak skupił się bardziej na poznaniu ‘braci z północy’, rozpoczynając z nimi rozmowę.

-Jeg er Bjørn Ragnar, sønn av Rugnar. Hva krigerne som du gjør her i sør? – Niedźwiedź zapytał w języku ludzi z północy. („Jestem Ragnar Bjorn, syn Rugnara. Co wojowie tacy jak wy robią tu, na południu?)

-Och jag är Herger trevligt att träffa en broder från norr. Mitt skepp gjorde, och jag kom hit genom att simma. Jag drömmer att komma hem, och pengarna kommer att hjälpa mig i den här. Damn Imperial skitställe och du inte vet vad som är de verkliga pirater .. min yxa villiga att smaka deras blod
( A ja jestem Herger, miło mi poznać brata z północy. Statek mój robił się i dotarłem tutaj wpław. Marzę by wrócić do domu, a pieniądze pomogą mi w tym. Cholerne zadupie a Ci imperialni to nie wiedzą czym są prawdziwy piraci.. mój topór chętnie skosztuje ich krwi )

-Velkommen til den store kriger. Jeg Albjorn Rodgurn, men kaller meg Biały. Hva kan jeg gjøre? Jeg gjør disse jævla feige innfødte. Se for eksempel her i denne beau, til pedalen ber ham om å stjele hele denne jævla gull. Gay kostymer og la brenne ned gaten nakne. Pedal
.
Co w staroświatowym znaczyło- Witaj wielki wojowniku. Ja Albjorn Rodgurn, ale mów mi Biały. Co tu robię? Zarabiam na tych tchórzliwych –
tu padła wiązanka przekleństw – tubylcach. Spójrz na przykład na tego tu fircyka – wskazał głową na Hansa - aż się pedał prosi, by ukraść mu całe to pieprzone złoto. Gejowe wdzianka spalić i puścić na golasa ulicą. Pedał. – zakończył spluwając siarczyście na karczemne dechy.
- Hva med det? – zwrócił się do nich, pytając, czy zgadzają się z jego poglądami.

Herger zaczął się głośno śmiać i rzekł ;
- Hur kommer spoufalał det expanderar sitt anus blivit som en yxa eller en kvinnas ägg genom att skära. Av denna diskussion zachło mig i mordet. Kanske ta en drink eftersom jag talar om en torr mun är inte passande? ( Jak będzie się spoufalał to mu poszerzę odbyt toporem albo upodobnię to kobiety obcinając jaja.Od tej gadaniny zachło mi w mordzie. Może napijemy się bo tak o suchym pysku gadać nie przystoi ?)
-De er svake og svak. Gentle ansikter, armer som et siv. Og deres gull bare venter på å ta dem. (Słabi oni i niemrawi. Delikatne twarzyczki, ramiona jak trzcina. A ich złoto tylko czeka, żeby je zabrać.) –
Odparł Bjorn.
- Fitte (Pizdy) – Albjorn dodał krótko, po czym kolejny raz splunał na podłogę, po chwile dodając modulowanym piskliwym głosem – Fuck meg i mitt noble keiserlige ræva (Ruchajcie mnie w moją szlachecką, imperialną dupę)

-Leter etter ankomst Jeg lurer på hvem som vil kjempe med disse piratene.Somehow de leiekarer Lookin tregt. En scribbler, en skitten tramp, en coxcomb, tofiskere. Sword er trolig den korn skjær. Bare denne kvinnen ... nei bare en kvinne.Hån, sier jeg! De vil ha oss gjør vi en jobb.(Patrząc po przybyłych zastanawiam się, kto będzie walczył z tymi piratami. Jakoś niemrawo wyglądają ci najemnicy. Jeden gryzipiórek, jeden brudny włóczęga, jakiś paniczyk, dwóch rybaków. Mieczem to chyba zboże ścinali. Jedynie ta kobieta... no właśnie kobieta. Kpina, mówię wam! Chcą, żebyśmy to my odwalali robotę. )-
Oburzył sie Ragnar
- Dette er en gruppe som vil redusere unødvendige hoder. For oss er de ingenting, og mynten vil falle mer.( To się skróci tą grupę o niepotrzebne łby. Na nic nam oni, a monet przypadnie więcej.) – podsumował Biały

- Denna kvinna ska sitta i huset, ren Gary och björn barn. Och så den inte kan rengöra krukorna, men barnets en eller två av min födelse. Jag har alltid hävdat att Imperial är stark eftersom det finns 5-1. I munnen starka men blöder ymnigt som en gris vid slakt (Kobieta to powinna siedzieć w domu, czyścić gary i rodzić dzieci. A tak to może garów nie czyśćić ale dziecko jedno albo dwa mi urodzić. Zawsze twierdziłem, że Imperialni są mocni jak jest ich pięciu na jednego. W gębie mocni ale krwawią równie obficie świnia na uboju)
- Det rette ordet. (Prawe słowa.) –
podsumował Rodgurn

-Vad ska du göra nu? (Co zamierzacie teraz robić?)
-Jeg ønsker å skaffe nødvendig utstyr til ekspedisjonen.(Chcę zaopatrzyc się w ekwipunek niezbędny do wyprawy.) –
odparł Niedźwiedź
- Så låt oss gå ihop. Pålen styrka (Pójdźmy więc razem. W kupie siła)
- Jeg skal også! Fronten av selskapet! (Też idę! W końcu przednie towarzystwo!) –
zakończył Biały, splunął ostatni raz na dechy i wlał do gardła resztę piwa, po czym powstał.
-La oss gå. Hvem ønsker folket der fra sør til å sitte.(-Chodźmy więc. Kto by tam chciał z ludźmi z południa siedzieć.) – Dodał Ragnar.
- Fitte (Pizdy) – jeszcze raz Rodgurn obdarzył wszystkich groźnym wzrokiem
- Braxen (Leszcze) – Herger zaśmiał się głośno
-Blekksprut (Mątwy) – Wtórował śmiechem Bjorn.



Po zapoznaniu się i poznaniu planów Niedźwiedzia, stwierdził że uda się z nim. Nie potrzebny mu był dodatkowy ekwipunek, to co miał wyraźnie mu na ten czas wystarczało. Bardziej Białemu zależało na towarzystwie kogoś innego, niż tchórze z Imperium. Gdy powstał od stołu, zaprezentował się pozostałym, w całej okazałości. Potężnie zbudowany, o imponującej muskulaturze. Dzierżący dwuręczny topór, a ubrany w niezapiętą skórzaną kurtę. Mógł budzić grozę, szczególnie gdy ktoś dostrzegł rany po jego wielu pojedynkach. Splecione w warkocz, jasne włosy, odkrywały odcięty kawał ucha, czy też rozorany policzek. W lewej ręku brakowało mu trzech palców, jednak nie powodowało to problemów, przy podtrzymywaniu wielkiego topora. Jego skóra była blada, a z oczodołów patrzały czerwonawe ślepia.
 

Ostatnio edytowane przez AJT : 27-02-2012 o 19:08.
AJT jest offline  
Stary 27-02-2012, 18:40   #6
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Pożegnała karawanę kupiecką z którą przybyła do Marienburga, życząc im szczęścia. Nie żeby jej zależało na tym by ich sakiewki zaczęły wyglądać jak brzuchy zapłodnionych kurw. Jak dla niej mogli skończyć jako żebracy. Dlaczego więc życzyła im szczęścia? Ot, jak to jej kiedyś ktoś powiedział, by pomyślność trzymała się człeka na nowym miejscu, trzeba zacząć w nim od uczynku dobrego. Skoro zaś miała już tą drobnostkę za sobą trzeba było się rozejrzeć za robotą i czymś do jedzenia. To drugie zdawało się pilniejsze więc ruszyła na zwiedzanie tutejszych przybytków. Jak zwykle skończyło się mordobiciem.
Nie była zbyt wysoka, nie była zbytnio umięśniona i zdecydowanie nie miała z przodu tyle, co niektóre dziewki karczemne. Ot, całkiem zwyczajna kobieta, można by nawet rzec, że ładna. Szczególnie gdy się lubiło długie włosy w kolorze jasnego brązu i oczy, które mieniły się odcieniami fioletu. Gdy chciała nie miała problemu z zaciągnięciem faceta do łóżka. Sęk w tym, że zazwyczaj nie miała takowej ochoty, w przeciwieństwie do podpitych głupków, których rozum już dawno został przeżarty przez tanią gorzałkę. Któż inny bowiem ośmieliłby się trzepnąć w tyłek dziewkę noszącą na szyi amulet Morra? Lub wsadzić jej łapsko między nogi gdy próbowała się przecisnąć między stolikami i zajmującymi je idiotami?
Przybytek ów nosił nazwę “ Ślepa Meduza”. Był trzecim do którego zajrzała i jak na chwilę obecną najgorszym z nich. Było to wręcz idealne miejsce dla kogoś takiego jak ona. Poprawiła plecak, poprawiła kuszę, sprawdziła czy miecz i sztylet łatwo dadzą się wyciągnąć. Na koniec jeszcze raz spojrzała na wejście po czym swobodnym krokiem pokonała próg karczmy.
Z początku nic nie zapowiadało kłopotów, tak jednak było zazwyczaj. Podeszła do karczmarza, zapytała o ceny, po czym złożyła zamówienie na gulasz, chleb i wino. Przez chwilę myślała nawet o pokoju do wynajęcia, jednak aż tak się jej do spania nie spieszyło. Pora była dość wczesna, nawet południe nie minęło. Miała czas. Zmierzyła wzrokiem salę, a wypatrzywszy odpowiednie dla niej miejsce, ruszyła w jego kierunku.
Łapsko na jej tyłku wstrzymało nieco jej kroki, jednak zaoszczędzono jej konieczności wybicia zębów właścicielowi ręki. Nie był widać dość pijany, gdyż w chwili, w której się odwróciła by zmierzyć go wściekłym spojrzeniem, światło lampy zamigotało na srebrnych ogniwach łańcucha, a czarny kruk spojrzał głodnym wzrokiem na brodatego mężczyznę. Każdy kiedyś musi umrzeć, zdawał się szeptać, a ona nie miała nic przeciwko, by dla tego człeka chwila stanięcia przed wrotami Morra miała nastąpić teraz. On najwyraźniej był innego zdania. Nie chciała wszczynać burdy więc odpuściła. Gdy jednak inna ręka znalazła się zupełnie bez powodu miedzy jej nogami, tego było już nieco za dużo. Uśmiechnęła się do młodzika, któremu oczy świeciły niczym dwie gwiazdy, a gęba szczerzyła tak, że mogła bez problemu policzyć ilość dziur po zębach. Obróciła lekko tułów jakby chciała spojrzeć na kogoś za sobą po czym wkładając w ów ruch całą siłę, trzasnęła go na odlew rękawicą, wprost w owe rozochocone usteczka. Krew chlusnęła ochlapując miłośnika kobiecych kroczy i stół przy którym siedział. Głowa odskoczyła mu do tyłu, a impet sprawił, że gówniarz wylądował wraz z krzesłem na zaplutej podłodze. Jego towarzysze podnieśli się z miejsca jakby byli jednym ciałem. W karczmie ucichło. Tirana zaklęła pod nosem. Ich było trzech, a ona jedna. Nie chciała walczyć, była głodna i marzyła o kąpieli. Zaklęła jeszcze raz po czym sięgnęła do sakiewki i rzuciła na stół trzy srebrniki.
- Nawet nie próbujcie - ostrzegła sięgając dłonią w stronę miecza, a widok zmierzających w ich stronę osiłków, którzy stanowili tutejszą ochronę, dokonał reszty. Najwyraźniej nie byli szczególnie zżyci z jęczącym na podłodze facetem.
Niestety sprzeczka zajęła dość czasu by jej miejsce zajął czarnowłosy facet wyglądający jak tysiące innych poszukiwaczy przygód jakich spotkała na swej drodze. No, może ten był nieco przystojniejszy niż większość z nich, nawet biorąc pod uwagę “ozdobioną” twarzyczkę. Po raz kolejny zlustrowała salę, po to tylko by powrócić do wcześniej upatrzonego celu. W końcu ruszyła zdecydowanie w jego stronę.
- Wolne? - zapytała, po czym nie czekając na odpowiedź, usiadła.
- Jak widać - odparł, zgoła niepotrzebnie, bowiem wojownicza niewiasta zajęła miejsce nie czekając na odpowiedź. Skinął głową na powitanie.
- To dobrze - odparła, zrzucając z ramion plecak i odkładając go na podłogę, jednak tak by znajdował się pod ręką. Zignorowała powitalne skinięcie głową. Zajął jej miejsce, nie musiała być dla niego miła.
Siedzący zignorował brak odpowiedzi. Prawdę mówiąc zignorował nawet jej obecność, bo nie zwracając już więcej na nią uwagi zabrał się do jedzenia, które postawiła przed nim dziesięcioletnia może posługaczka. Tej dla odmiany podziękował.
Tirana zadowolona z tego, że nieznajomy posiadał nieco rozumu, zdjęła płaszcz, po czym przewiesiła go przez oparcie krzesła, które z kolei ustawiła tak by mieć oko na większą cześć sali. Cierpliwie czekała aż zamówione przez nią jadło znajdzie się na stole. Była głodna... Jak była głodna, zwykle była zła, a jak była zła to różne rzeczy się działy wokół jej osoby i nie zawsze były one pozytywne. W sumie nigdy nie były, ale to już szczegół. Nie widząc póki co żadnego zagrożenia, odwróciła na chwilę spojrzenie by baczniej przyjrzeć się swemu stołowemu towarzyszowi.
Ten, na pozór całkowicie pochłonięty jedzeniem, od czasu do czasu omiatał wzrokiem salę. Nie omijał również wzrokiem siedzącej naprzeciw niego kobiety, lecz poświęcał jej dokładnie tyle samo uwagi, co każdej innej osobie. Czyli prawie nic.
To ją zaciekawiło. Nie żeby była próżna, jednak minęło sporo czasu od ostatniego momentu w którym ktoś niemal całkiem ją zignorował. Zawsze pojawiała się jakaś reakcja, od całkiem negatywnych po te nieco mniej, aż do lekko przyjaznych. Jej rozważania na ten temat przerwało przybycie dzieciaka. Skinęła gówniarze głową, po czym z niepokojem spojrzała na to co pływało w jej talerzu. Pachniało całkiem znośnie, jednak wyglądem przypominało brązową papkę z nielicznymi większymi kawałkami czegoś co zapewne miało być mięsem.
- Tutejszy kot tam sobie drzemie - powiedział mężczyzna. - A to smakuje lepiej, niż wygląda.
Uniosła głowę by spojrzeć na niego z niedowierzaniem.
- Skoro kot sobie drzemie to znaczy że szczurów tu już nie mają. Wniosek nasuwa się sam - odpowiedziała, po czym niechętnie spróbowała owego tworu tutejszej kucharki, lub kucharza, cholera wie. Nie było to danie godne królewskiego podniebienia, jednak musiała przyznać że jadała w swym życiu gorsze rzeczy.
Mężczyzna odsunął talerz. Pusty, wytarty nawet kawałkiem chleba, po czym upił kolejny łyk piwa. A raczej cieczy, co piwem była zwana w tej mordowni. Pijał już lepsze. I mało gorszych. I wcale nie chodziło o ilość wody, która nie wiadomo skąd znalazła się wewnątrz beczki. A może tylko zawartość jego kufla rozcieńczono? Dobrze, że chociaż nie użyli wody morskiej...
- Długo już tu siedzisz? - zapytała gdy i jej talerz został wyczyszczony, aczkolwiek nie tak dokładnie jak jego. Na to strawa była zdecydowanie zbyt kiepskiej jakości.
- Niecałą godzinę - odparł. - Ale - spojrzał na kufel - jestem pewien, że o parę łyków za długo. Nic dziwnego, że większość gości pije rum lub gorzałkę.
Skosztowała swojego wina i musiała mu przyznać rację.
- Chodziło mi raczej o miasto - sprostowała, odsuwając napitek. Przynajmniej pojadła, mogła więc wykrzesać z siebie nieco dobrego nastawienia. - Mówią że da się tu zarobić... Jestem Tirana - wyciągnęła do niego dłoń.
- Gunter. - Uścisnął dłoń Tirany. - Pracę, powiadasz? Słyszałem o jednej, ponoć nawet bez łamania prawa. Tyle tylko, że szczegółów jeszcze nie znam. Jesteś zainteresowana? To nic pewnego - dodał.
- Sprawdzić nie zaszkodzi - odpowiedziała, wzruszając przy tym lekko ramionami.
- Pod wieczór, w “Jednookim Szyprze”, mam się spotkać ze zleceniodawcą. Jeśli jesteś zainteresowana... - Gunter nie dokończył, ale sens zdania był jasny. - Może się spotkamy.
Wstał i wyciągnął rękę.
- Do zobaczenia - powiedział.
Podała mu dłoń zastanawiając się jednocześnie czy uda się jej znaleźć coś w międzyczasie.
- Do zobaczenia - powtórzyła za nim, po czym rozsiadła się wygodnie wywalając nogi na sąsiednie krzesło.

Pod wieczór znalazła się w umówionym miejscu. Nie była zadowolona gdyż liczyła na to, że dorwie inną fuchę. Tak się jednak nie stało, więc z obojętną miną wysłuchała propozycji agenta, próbując przy tym nie wyglądać zbyt sceptycznie ani nie roześmiać się mu w twarz, czego pewnie nie przyjąłby zbyt dobrze. Janse... Może i była w tym mieście świeższa niż jego powietrze to jednak nie była naiwna, a nos podpowiadał jej że coś tu całkiem niemiło zalatuje. Oczywiście mogło tu chodzić o któregoś z zebranych przy stole, a nie samo zadanie, jednak fakt pozostawał faktem. Podpisała się jednak, a raczej walnęła krzyżyk we wskazanym miejscu. Zgarnęła zaliczkę, po czym wstała od stołu ignorując człeka o imieniu Albert i całe pozostałe towarzystwo. Może w sumie nie całe, gdyż poświęciła krótką chwilę by skinąć głową Gunterowi, jednak gest ów był na tyle oszczędny, na ile się dało by był w ogóle wychwytywalny.
Wybrała się na poszukiwanie odpowiednio taniej karczmy, w której zamierzała wynająć pokój, a dnia następnego wybrać się na zakupy. Jej ekwipunek wymagał lekkiego uzupełnienia o rzeczy do których przywykła będąc pod skrzydłami Gerta. Planowała także odwiedzić świątynię Morra. Od tego w sumie winna zacząć miała jednak nadzieję, że zostanie jej wybaczone małe opóźnienie.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline  
Stary 27-02-2012, 18:59   #7
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Stojący w bramie strażnicy dość obojętnym wzrokiem obrzucili wóz i zsiadającego z kozła mężczyznę. Nie było w nim prawie nic ciekawego - setki osób chodzi i jeździ w skórzanej zbroi, z mieczem i kuszą. Szara tunika czy podniszczony płaszcz podróżny nie były czymś oryginalnym, podobnie jak ciemne, dość długie włosy, które widocznie dawno nie widziały balwierza. No, może tylko te blizny na twarzy. Ale dopóki taki opis nie widniał na liście gończym...
Strażnik machnięciem ręki nakazał, by szybciej wszedł do miasta i nie tarasował przejścia.

Marienburg, perła wybrzeża, przywitał Guntera tłumem spieszących się w różne strony ludzi (i nieludzi, ale tych było zdecydowanie mniej), gwarem rozmów, turkotem kół wozów. I dość specyficznym zapachem.
Gunter zeskoczył z fury, skinął głową woźnicy, dzięki uprzejmości którego nie musiał piechotą przebywać ostatnich mil, a potem ruszył poszukać pracy, dachu nad głową i czegoś do zjedzenia. Niekoniecznie w takiej kolejności.
Miasta były zwykle źródłem wielu przyjemności, lecz miały jedną, zasadniczą wadę - nad wyraz szybko opróżniały sakiewki tych, co z owych przyjemności korzystali. Bez jakiegoś źródła dochodu łatwo było znaleźć się wśród licznych żebraków, a ci bardzo niechętnie widzieli wśród siebie obcych.

Niezbyt często się zdarza, że robota kogoś szuka. Zwykle jest na odwrót, a na dodatek trwa dużo, dużo dłużej.
Ogólne pytanie o pracę, zadane barmanowi w “Ślepej Meduzie”, spotkało się z chwilą namysłu i późniejszym przeczącym pokręceniem głową, za to zaowocowało rozmową z człekiem, który przedstawił się jako Gustav Ramuz. Robota miała być dość dobrze płatna, z dodatkową premią po jej wykonaniu i możliwością nawiązania dalszej współpracy. I na dodatek legalna, co dla Guntera stanowiło sprawę zasadniczą. Choćby dlatego, że jego twarz była dość charakterystyczna, a jemu nie zależało na tym, by ujrzeć swe oblicze na setkach listów gończych.


Życie w wielkim portowym mieście zawsze jest ciekawe. Tu panienki, oferujące swe ciało za kilka miedziaków, tam werbownicy, poszukujący nieostrożnych, by ich (wbrew ich woli) zamustrować na statek, ówdzie wojownicza panienka, nie lubiąca nachalnych adoratorów.
Szczególnie z taką trzeba uważać, zwłaszcza gdy siada ona przy tym samym stole. Jednak skończyło się wszystko pokojowo...


Kompania, jaką zamierzał zaangażować Gustav Ramuz, była dość dziwnie dobrana. Jako że chodziło o zwalczanie piratów trzeba było stwierdzić, że dwie czy trzy osoby niezbyt pasowały do tego towarzystwa. Ale to już była sprawa zleceniodawcy...
- Od jak dawna trwają te napady? - spytał Gunter, składając na dokumencie dość koślawy podpis. - Czy były jakieś próby ich złapania.
- Hm... No trochę
- odparł Gustav. - Szczegółów dowiecie się od Hermana Josta, bosmana co da wam łódź.
Odpowiedź była, delikatnie mówiąc, wymijająca. I rzucała nieco kiepskie światło na cały ten interes. Mimo tego Gunter nie zamierzał zrezygnować. Przynajmniej na razie. Ale nie zamierzał również pozostawać w nieświadomości co do ogólnej sytuacji panującej w porcie. W końcu o napadach powinno być głośno. O zniknięciach statków również. W końcu marynarze zawsze chętnie dzielili się wszystkimi informacjami związanymi z życiem na morzu. A na pytania, jakie miał zamiar im zadać, były proste. A raczej - znalezienie odpowiedzi na nie nie powinno stanowić problemu. Barmani, marynarze, ostatecznie portowe panienki... ktoś chyba mu w końcu powie, ile statków padło ofiarą piratów, jak liczne miały załogi, jaki ładunek, o której wyszły z portu i w dokąd płynęły. Czy znaleziono jakieś resztki statków, szalupy, ciała?
Wszak to powinna być publiczna tajemnica.

Skinąwszy głową pozostałym członkom przyszłego polowania na piratów Gunter ruszył na poszukiwania odpowiedzi. A przy okazji jakiegoś dachu nad głową.
 
Kerm jest offline  
Stary 27-02-2012, 20:14   #8
 
Rodryg's Avatar
 
Reputacja: 1 Rodryg ma wspaniałą reputacjęRodryg ma wspaniałą reputacjęRodryg ma wspaniałą reputacjęRodryg ma wspaniałą reputacjęRodryg ma wspaniałą reputacjęRodryg ma wspaniałą reputacjęRodryg ma wspaniałą reputacjęRodryg ma wspaniałą reputacjęRodryg ma wspaniałą reputacjęRodryg ma wspaniałą reputacjęRodryg ma wspaniałą reputację
Erwin dotarł do Marienburga dzięki pomocy swojego znajomego, można było zakładać że znalezienie odpowiedniej w tak dużym mieście nie będzie wcale takie trudne. Bardzo się pomylił już parę dni zeszło mu na to a nic nie mógł znaleźć już zaczynał się obawiać że przyjdzie mu dołączyć do rzeszy żebraków zamieszkujących to miasto, z drugiej strony zawsze zostawała opcja zaciągnięcia się na jakiś okręt posiadał już odpowiednie umiejętności i kilka innych którymi przeciętny żeglarz nie mógł by się pochwalić Tak więc dość poważnie zaczął rozważać tą opcję gdy do jego uszu dotarło wieść o całkiem dobrze płatnej robocie, legalnej i jak by tego było mało z możliwością na premię i dalsze zatrudnienie. Mógł by pomyśleć że szczęście się do niego uśmiechnęło ale już raz w to uwierzył i jak skończył ? Flisak bez łodzi i możliwości zatrudnienia wciąż przeklinał Otta i swoją głupotę, tamta robota wyglądała za dobrze więc tym razem wolał zachować ostrożność ale mimo wszystko zdecydował że przynajmniej spróbuje wiele do stracenia już nie miał.

Tym też sposobem znalazł się w "Tawernie u Jednookiego Szypra" wraz z resztą osób zainteresowanych pracą, połowa z nich wyglądała jak by była jakaś przypadkową zbieraniną która tylko jakimś ślepym trafem znalazła się w tym miejscu by podjąć się takiej pracy leczy nie miał zbytnio prawa do narzekania bo sam zaliczał się do tej właśnie grupy. Zaś co się tyczyło reszty trudno było przeoczyć aż trzech Norsmenów wyglądających na urodzonych zabijaków i awanturników a każdy większy i groźniejszy od poprzedniego nie mówiąc już że ostatni z nich był dosłownie olbrzymi z dwa metry jak nic gdy oceniał na oko, wręcz stworzeni do takiej roboty. Był jeszcze mężczyzna z charakterystyczną blizną na twarzy też wyglądał na takiego co zna się na wojaczce i wie jak się obronić. Była jeszcze kobieta Erwin starał się temu nie dziwić w końcu zakładał że w mieście takim jak Marienburg ujrzy różne rzeczy zaś oceniając na oko zapewne potrafiła o siebie zadbać. Co się tyczyło zaś roboty to wysłuchał Gustava był coraz bardziej przekonany że nie tego się spodziewał ale z drugiej strony jaka inna praca miała by takie wynagrodzenie jak właśnie polowanie na korsarzy, złoto było jednak dla niebo bardzo przekonywujące tylko znowu te papiery tym razem wolał się wstrzymać ze składaniem podpisu licząc że ktoś ze zebranych będzie umiał czytać i w razie czego podzieli się wątpliwościami. Obserwował więc na razie zebranych zastanawiając czy dobrze robi podejmując się tego zadania, nie rozmyśla jednak za długo gdy wkrótce jeden z zebranych odczytał treść umowy po czym przedstawił się jako Albert. Wkrótce potem papier dotarł do niego zaś Erwin szybko postawił niezgrabny krzyżyk i przekazał go dalej odbierając swoją zaliczkę. Mężczyzna z blizną zadał jedno z pytań które nurtowały flisaka co prawda odpowiedź mu się niezbyt podobała ale zapewne Gustav nie chciał zniechęcać już zebranych, pozostawało mieć nadzieję że owa łajba która będą pływać nie będzie jakąś nędzną ruiną co zatonie przy większej fali zaraz po wypłynięciu. Widać było że poza Albertem reszta zebranych nie siliła się na uprzejmości i szybko zajęła się swoimi sprawami.
- Erwin, flisak z tutejszych ziem. - rzucił krótko w stronę Alberta po czym dodał - Wybacz ale muszę zając się pewnymi sprawami przed wyruszeniem.

Mężczyzna szybko zastanowił się nad tym co będzie mu potrzebne na takiej wyprawie, na pewno przyzwoita broń co prawda nie mógł się zwać wojownikiem ale mimo wszystko Erwin potrafił w razie czego się obronić i całkiem solidnie przyłożyć, zresztą połowa zebranych wyglądała na zabijaków ale mimo wszystko lepiej było mieć jakąś broń zwłaszcza że nie był pewien czego bardziej powinien się obawiać korsarzy czy co niektórych przyszłych kompanów...
 
Rodryg jest offline  
Stary 27-02-2012, 20:44   #9
 
pawelps100's Avatar
 
Reputacja: 1 pawelps100 ma z czego być dumnypawelps100 ma z czego być dumnypawelps100 ma z czego być dumnypawelps100 ma z czego być dumnypawelps100 ma z czego być dumnypawelps100 ma z czego być dumnypawelps100 ma z czego być dumnypawelps100 ma z czego być dumnypawelps100 ma z czego być dumnypawelps100 ma z czego być dumnypawelps100 ma z czego być dumny
Po wielu dniach lekkiej i przyjemnej wędrówki Fred w końcu dotarł do Marienburga. Od dobrych paru lat błąkał się po świecie dla samej przyjemności podróży; dla ziemi i lasów ustępujących przed jego niestrudzonymi stopami; dla różnorodności miejsc i ludzi rozsianych po całym znanym mu kraju, a nawet dalej; dla tego niesamowitego dreszczyku emocji, jaki ogarniał wędrowca, gdy po krótkim odpoczynku wracał na trakt. Ile rzeczy już ten młody mężczyzna widział w trakcie swojej drogi! Niedosiężne szczyty Gór Końca Świata, mroczne lasy Drakwaldu, tętniące życiem dorzecze rzeki Reik, nieprzebyte puszcze i stepy Kislevu… zresztą, długo by jeszcze wymieniać.

Ale jakiś czas temu Fred znudził się wędrowaniem po lasach; zapragnął czegoś nowego. I dlatego z dnia na dzień, opuściwszy Altdorf, skierował swoje kroki na zachód, by po dotarciu do największego portu morskiego nad Morzem Szponów zakosztować życia, jaki wiedli ludzie morza. Wprawdzie woda nigdy nie była mu obca, urodził się bowiem nad rzeką i umiał pływać, pragnął jednak czegoś więcej.

A teraz , o brzasku słońca, Fred skierował się w stronę bramy północnej ,by po otwarciu wrót mieć cały dzień na zwiedzanie miasta. Mimo, że ceną za cały wolny dzień było spędzenie poprzedniej nocy niedaleko miasta, wśród niewygód, to według podróżnika nie była ona zbyt wygórowana.

Dzięki temu obecny dzień w większości spędził wśród miejskich straganów, gdzie uzupełnił swoje zapasy, a także kupił krótki łuk razem ze strzałami. Poprzedni nigdy go nie zawiódł w niebezpiecznych sytuacjach, ale po ostatnich perypetiach, jakie Fred miał ze zwierzoludźmi uznał, że jest to niewielka strata. Potem zaś rzucił się w wir plotek i opowieści, jakie słychać było wszędzie dookoła niego.

Jednak każdy dzień ma swój koniec, a najlepszy to wieczór w karczmie, z odpowiednią kompanią, zacnymi opowieściami i stołem pełnym jadła i trunków rozmaitej maści. To pierwsze Fred zapewnił sobie dość szybko zaglądając do pierwszej lepszej karczmy. Tam z czasem znalazł też towarzystwo, które mu pasowało i które zapewniło ostatnie dwa składniki udanego dnia.

Ludzie tam zgromadzeni byli przeważnie mieszczuchami, którzy nigdy nie wystawili swoich nosów zza miejskich murów. Byli także znudzeni swoim życiem ,więc byli tym wdzięczniejszymi słuchaczami. Dlatego też Fred nie próżnował: opowiadał im o wielu swoich dlatego też Fred nie próżnował: opowiadał im o wielu swoich przygodach, jakich doświadczył w czasie swoich wędrówek.

Pod koniec zaś wędrowiec uraczył słuchaczy taką powieścią:
-Widzicie, dobrzy kompani, ten łuk? Widać że nowy prawda?
Parę osób przytaknęło.
-No więc musiałem kupić sobie nowy bo napadły mnie potwory z lasów!!
Po tym stwierdzeniu rozległ się okrzyk przerażenia.
-Jak do tego doszło?- po chwili milczenia ktoś nieśmiało zapytał.
-Ano to było tak: ja sobie spokojnie idę drogą w środku lasu, docieram do rzeczki, a tam mutanty atakują biednych kupców. Pozabijali wszystkich, ale zanim do tego doszło, ja ustrzeliłem kilku z nich. Na to oni się rozwścieczyli, otoczyli mnie, obrabowali mnie ze wszystkiego i pobili. Bałem się, że mnie na miejscu zjedzą!!!
- A jak one wyglądały?
-Strasznie, nigdy czegoś takiego nie widziałem! Jeden miał końską głowę, inny z kolei miał trzy ręce, innemu z głowy wystawała mała czaszka… Więcej nie będę opisywał, by nie przerażać obecnych tu dziewoj- dodał Fred patrząc w stronę kilku kobiet, które również przysłuchiwały się jego słowom.
-W każdym razie bałem się, że mnie zjedzą, ale oni zmienili zdanie. Najwyraźniej chcieli mnie zaciągnąć do jednego ze swoich ołtarzy w lesie. Słyszałem, że składają w nich ofiary swoim mrocznym bóstwom. Ale im się nie udało, ponieważ gdy schodzili już z lasu, oddział żołnierzy imperialnych mnie uratował, po czym zwrócili mi zabrane rzeczy.Nie, życie wędrowca nie jest wcale sielanką...

Po tej krótkiej opowieści na sali zapanowała cisza,a Fred uśmiechnął się z satysfakcją. Zasadniczo powieść była prawdziwa- z tą różnicą, że Fred wcale do nich nie strzelał, tylko uciekał, a żołnierze zabrali mu większość rzeczy, ale liczył się efekt. A opowiadanie wędrowca o tym, jak niebezpieczne są podróże, dla bojaźliwych mieszczan na pewno była wiarygodna.

Fred chciał na nowo podjąć swą powieść, gdy nagle zatrzymała go jakaś osoba. Potem okazało się, że był to Gustav Ramuz. Jak się okazało, miał dla niego ofertę pracy, która bardzo by mu się przydała. Dzięki niej zaznałby życia marynarza, poznałby nowy świat. Dlatego podróżnik bez chwili wahania przyjął ofertę.

Ostateczne podpisanie umowy odbyło się następnego dnia w „Tawernie u Jednookiego Szypra” następnego dnia. Fred stawił się na miejscu punktualnie, nie chcąc być posądzany o nierzetelność i niepunktualność. Kiedy umowa trafiła w jego ręce, poczekał, aż ktoś ją przeczyta, a gdy ktoś to zrobił, włóczęga postawił swój krzyżyk. Po wszystkim rozejrzał się wśród zgromadzonych; chłopak, który przeczytał list- sprawiał wrażenie nieobeznanego z życiem; kilku ludzi, którzy pewnie wiele ukrywali; ale szczególnie niemiłe wrażenie zrobili na nim Norsmeni. Już raz w Nordlandzie spotkał tych dzikich barbarzyńców i spotkanie to niemal wysłało Freda do ogrodów Morra; teraz zaś mieli współpracować z nim, a ich poharatane mordy tylko pogarszały to niemiłe wrażenie. Na szczęście była też kobieta- jak na gust Freda mogłaby mieć więcej ciała tu i ówdzie, ale ogólne wrażenie było miłe.

Ale teraz nie był czas na nowe znajomości- do wypłynięcia w morze zostały dwa dni i włóczykij miał zamiar wykorzystać ten czas, by dowiedzieć się więcej o swoim zleceniodawcy; słyszał, że walczyli oni z gildią z Talabheim w bezpardonowy i niezbyt uczciwy sposób. Ale tutaj chciał pociągnąć miejscowych ludzi za język, by dowiedzieć się o konflikcie między gildiami, a także złowić plotki , jakie krążyły na temat tajemniczych ataków. Miał zamiar pokręcić się zarówno przy gildii z Altdorfu, jak i z Talabheim. Chciał się tego dowiedzieć, także uciekając się do gawędziarskich sztuczek.

Fred nie miał zamiaru odpływać bez żadnych informacji.
 
pawelps100 jest offline  
Stary 27-02-2012, 23:58   #10
 
Aeshadiv's Avatar
 
Reputacja: 1 Aeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputację
Hans chciał w końcu spotkać się z mniej zacnymi ludźmi niż on. Jako, że rozdał cały swój majątek ubogim ukazywało to jego wielkość i dobrą wolę. Był przecież jednym z niewielu wysoko urodzonych, którzy nie kochali swojego majątku nad życie, ba! On nawet uważał go za przekleństwo. Jego purpurowo-niebieskie szaty były miotane przez wiatr na jego ciele. Nabierał powietrze pełną piersią. Nigdy nie był w tych rejonach. Chciał sprawdzić, czy poza granicami Imperium znajdą się tacy sami idioci jak jego ojciec i jemu podobni. Tutaj zastał prostych ludzi, nie mógł powiedzieć, że prostota oznacza biedę, jednak, ci kupcy, u których podjął zlecenie zarobili swój dobytek ciężką pracą, a nie tym, że wyszli z między nóg szlachcianki. Szanował takich ludzi. Po krótkim spacerze po porcie, udał się na targ poszukać kogoś sprzedającego przybory piśmiennicze, ponieważ jego pióro było już do niczego.

Z początku w tawernie siedział sam. Przyglądał się, słuchał, wyciągał wnioski. Swoim zwyczajem rozmyślał. Po prostu starał się zrozumieć każdego. Postawić się w sytuacji innych ludzi, w tym co opowiadali umiejscowić siebie.
Norsmeni jednak go niepokoili. Mówili non stop po swojemu. To było niegrzeczne.Wskazywali na innych palcami. Miał wrażenie, że szydzą. To było zdecydowanie nie na miejscu. Zmarszczył czoło i poszukał w swojej kompanii kogoś bardziej przypominającego swoich rodaków. Bardzo zaciekawiła go opowieść włóczykija. Przysiadł się do jego stolika wcześniej oczywiście grzecznie pytając o pozwolenie. Na twarzach ludzi w karczmie chyba malowało się zdziwienie. Od kiedy szlachta postępowała w taki sposób?!

Po przeczytaniu listu-umowy złożył na nim elegancki podpis. Starał się przy tym zaznaczyć piękno liter stosując kaligrafię.
 

Ostatnio edytowane przez Aeshadiv : 28-02-2012 o 00:30.
Aeshadiv jest offline  
 


Narzędzia wątku
Wygląd

Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 10:04.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172