Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 16-03-2012, 20:37   #11
 
Yzurmir's Avatar
 
Reputacja: 1 Yzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie coś
Ivein popełnił błąd. Wiedział o tym, gdy kierując się ku schodom, stracił na chwilę z oczu swe ofiary, a znalazłszy się na dole, dostrzegł już tylko ich plecy. Paradoksalnie zgubiło go to, jak idealna była wcześniej sytuacja — przez to, zamiast zastosować pełną siłę, postanowił się z nimi obejść łagodnie. A powinien się nie cackać, tylko podziurawić ich z kuszy. Wtedy jednak byliby martwi, a zatem warci trzy razy mniej. Wygrała chciwość.

Zapamięta tę nauczkę na przyszłość, a tymczasem pozostało mu tylko próbować, by ocalić jak najwięcej zysków w obecnej sytuacji. Schował miecz w pochwę i zadarł głowę do góry.
Vooks, rzuć mi moją kuszę! — krzyknął, przeklinając w duchu to, że nie zabrał jej od razu ze sobą. Wystawił ręce i złapał broń; nie zwlekając dalej, wybiegł z jadłodajni i popędził za wciąż niezbyt odległymi bandziorami. Najbliżej znajdował się, oczywiście, krwawiący Gruby. Ivein nie zamierzał drugi raz zrobić tej samej pomyłki, toteż przykląkł i błyskawicznie wypuścił w Folgera bełt.

Zbyt błyskawicznie. Pocisk ze świstem przeleciał nad głową bandyty i dalej w przestworza. Łowca zaklął nie wiadomo który już raz, ale nie myślał o tym, co się stanie, gdy strzała spadnie z powrotem na ziemię, tylko zerwał się i rzucił za łotrem. Był wypoczęty i mknął niemalże jak bełt, który przed chwilą wystrzelił, podczas gdy ścigany był tłusty, ranny i przestraszony. Ludzie dokoła przystawali i pokazywali ich sobie palcami, zasłaniając usta. Ivein nie oglądał się na nich ani na nic innego...

I nagle wpadł na jakieś biegnącego dzieciaka. Przeszkoda nie była duża ani ciężka, lecz wystarczyła, aby stracił równowagę i z impetem upadł na ziemię. Przeleciał chyba ze trzy metry i wylądował boleśnie, uderzając twarzą o krawędź własnej tarczy. Oszołomiony, zamrugał oczami, a gdy podniósł głowę, bandyci już odjeżdżali jakimś wozem. Łowca uderzył pięścią w ziemię i wykrzyczał przekleństwo.

Dokoła nich zgromadziło się sporo ludzi, oglądających głównie poturbowanego chłopca.
Jesteś cały, synku? — zagaił Ivein, żeby ludzie nie mieli do niego pretensji o to zdarzenie. — Wybacz, że na ciebie wpadłem — dodał, ale nie palił się do dalszych przeprosin. Rozejrzał się ponad głowami zgromadzonych, starając się wyszukać na ulicy innych członków drużyny, którym może się bardziej poszczęściło.
 

Ostatnio edytowane przez Yzurmir : 16-03-2012 o 21:09.
Yzurmir jest offline  
Stary 16-03-2012, 21:01   #12
Konto usunięte
 
Ulli's Avatar
 
Reputacja: 1 Ulli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputację
Imrak zaklął widząc jak plan się sypie. Najpierw Magnar zabrał się za przyjemności a potem kamraci z balkonu wybrali się na spacer. Jak należało przypuszczać wróg nie czekał i rzucił się do ucieczki.
Machnął co prawda dwa razy toporem, ale tłuścioch, który był celem miał szczęście.
- Kurwa mać pieniądze uciekają- zdąrzył rzucić za uciekającymi. Rzucił się nawet by ich gonić, ale zaraz zrezygnował. Nie miał ochoty na pościg za długonogimi i sporo młodszymi uciekinierami po zatłoczonych ulicach miasta. W razie natknięcia się na straż samemu trzeba by było się tłumaczyć. machnął reką uzbrojoną w topór i odwrócił się ku walczącym na dziedzińcu.
- Magnar, Magnar naucz się młokosie najpierw obowiązek a potem przyjemność. Nie porzuca się szyku by zaciukać jakiegoś orka. Skoro jednak już to zrobiłeś to trochę ci pomogę.
Splunął i ruszył ku walczącym.
 
Ulli jest offline  
Stary 18-03-2012, 08:15   #13
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację
Otto widząc idącego mu na spotkanie Juliusa zrobił równie głupia minę co Szmidtowie.

- Łachudro! - warknął chłopak - To jest MOJA matka!

Kiedy bracia parsknęli rechotem usta Normalverbrauchera wykrzywiły se w mimowolnym grymasie rozbawienia. No tak. Nie byłby sobą, gdyby opieszałość nie wychodziła mu z butów. To była przecie matula Juliusa!

Ale to nie był w tym wszystkim najbardziej szokujące. Kompania rozpiździaj... Kusznicy na balkonie, trzymający do tej pory w szachu bandziorów, zdjęli ich z muszki schodząc na dół. Zaje-kurdebelans-biście... Tłuścioch, Schmidtowie i Wyjec dali dyla jak tylko chędożona hybryda zwarła się starciu z krasnoludem.

- Stój obszczymurku i rodzicielki położenia nie pogorszaj! - wydarł się. - Ani kroku dalej, bo pochlastam tak tę twą durną pałę, że cię ni kat, ni matula twoja na szafocie nie pozna! – wycedził władczym tonem grożąc mieczem bezbronnemu banicie.

Podziałało. Syn, osadzony końcówka miecza oraz przerażonym wzrokiem matki, zatrzymał się wiotczejąc, malejąc w oczach, zapadając się w sobie. Czwórka oprychów właśnie znikała w drzwiach wymykając się zamaszystym cięciom krasnoludzkiego topora. Otto skrzywił się wzdychając.

Ivein przebiegł obok krzycząc uprzednio do Vooksa na balkonie o własną kuszę, po złapaniu której w pośpiechu wybiegł za uciekinierami na ulicę. Otto nie miał takiego zamiaru. Lepszy Julius w garści i wypuścić go nie zamierzał.

- Gotte goń hultai!
– krzyknął Otto zajmując się jeńcem, bo Imrak zamiast pilnować drzwi, by Julius nie uciekł, pobiegł umoczyć topora w orczej jusze, jakby Magnar był Khazadem tylko z imienia i sobie nie poradzić miał w pojedynkę z pomiotem.

Związawszy powrozem synalka zaprowadził go do jadalni i posadził w kącie. Potem uwolnił Ulrykę z pęt i wyjął jej knebel z buzi doprowadzając szaty kobity do porządku.

- Dziękuj Ulrykowi kobiecino, bo okazję masz żywego pożegnać Juliusa! Zły to człek, co na karę zasłużył sobie! Zaiste wyrodny to syn, co rodzicielkę bezmyślnie naraża! Krzywdy ci nie zrobię Ulryko, ani władzom nie oddam, bo wiem, że macierzyńska miłość do tego wyrodnego nasienia
– wytknął zbira palcem. - kierowała twym sercem matczynym. Nad nim jednak zawisła już sowa Vereny i nasrała mu za kołnierz obficie, bo powiadam ci babciu, że zobaczysz się z Juliusem dopiero w Królestwie Cieni...

Potem przeniósł wzrok na skrępowanego człowieka i zmieniając ton głosu na nie znoszący sprzeciwu zarządał od niego przeczuwając, że szumowiny mogą umknąć pogoni:

- A ty gadaj teraz Julek, gdzie mamy szukać Grubego?!
 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill

Ostatnio edytowane przez Campo Viejo : 18-03-2012 o 08:19.
Campo Viejo jest offline  
Stary 20-03-2012, 09:54   #14
 
Tom Atos's Avatar
 
Reputacja: 1 Tom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputację
Korzystając z ogólnego zamieszania Gruby i reszta jego bandy nawiała, to jednak nie było zmartwienie Magnara. Jego zmartwienie miało kulę na łańcuchu i było na wskroś złe, podstępne i brzydkie. Początek walki dał krasnoludowi do zrozumienia, że zmartwienie jest także szybsze, niż on. To nie było nic nowego. Magnar potrafił przywalić, że hej, ale szybkość nie była nigdy jego mocną stroną. Pewnie dlatego w polowaniu najlepiej mu szło łowienie ryb. Krasnolud jednak nadrabiał rozsądkiem i niewzruszoną pewnością siebie. Nie liczył na szybkie zakończenie pojedynku. Był pewien że jest bardziej wytrzymały, niż ta pokraka i wystarczy gnojka zmęczyć, by w końcu się odsłonił i Magnar miałby okazję wsadzić mu w mordę swój topór. Tak przyjęta taktyka zakładała defensywność działań. Półork machał jak głupi swym korbaczem, a Magnar blokował. Raz krasnoludowi udało się końcem styliska dziabnąć drania w udo, ale niegroźnie. Za to krasnolud wciąż poruszając się przy ścianie zaczął półorka obchodzić, tak by tenże obrócił się plecami w stronę Imraka. Manewr się powiódł i towarzysz miał półorka jak na tacy. Stary krasnolud wykorzystał podprowadzenie i jak przypieprzył … a potem poprawił …

Magnar stanął nad dogorywającym półorkiem. W jego wzroku było widać tylko pogardę. Uniósł topór do góry i jednym energicznym cięciem odrąbał wraży łeb. Poczekał aż korpus przestanie drgać, co trwało tylko chwilę i przestanie sikać na około juchą. Nie chciał się niepotrzebnie brudzić. W tym czasie szmatką wycierał żeleźce topora. Po czym zaczął spokojnie zaczął przeszukiwać ciało. Gdy skończył zwrócił się do starszego krasnoluda.
- To było piękne cięcie bracie. – skinął głową w uznaniu dla umiejętności Imraka.
- Następnym razem spytam Cię nim opuszczę szyk. Nie mam Twego doświadczenia. – dodał z szacunkiem usprawiedliwiając się przed starszym kompanem.
Rozejrzał się dookoła by ocenić sytuację. Przy okazji wyciągnął fajkę częstując Imraka tytoniem z woreczka.
- Trzeba wziąć łeb tego zielońca. Zawsze to parę koron.
Stwierdził trącając odciętą głowę butem.
- Otto poradzisz sobie? – spytał kompana, który prowadził przesłuchanie Juliusa.
- Jest tu małe co nieco. – zawołał pokazując ręką stół uginający się od jedzenia – szkoda żeby się zmarnowało.
Faktycznie stół był suto zastawiony. Gruby lubił podjeść. Magnar nałożył sobie wszystkiego po trochu duszonej kapusty z grochem, kaszę ze skwarkami, pasztety, świeżo pieczony chleb, sery, wędzoną kiełbasę, dziczyznę i nawet gęsinę.
Po walce był głodny, a po za tym na razie nigdzie się nie spieszył. Trzeba było poczekać na kompanów, którzy udali się w pościg.
Nalał sobie piwa ze dzbana i popił kęs kiełbasy ocierając dłonią brodę.
- Dobre. Kiełbasa znaczy, bo piwo to ichnie middenlandzkie szczyny. Najlepsze piwo mają ludziska na południu. Chmiel lepiej dojrzewa. Na północ od Stiru, to tylko jakieś proszę Was, popłuczyny.
Perorował ze znawstwem tematu.
 
Tom Atos jest offline  
Stary 21-03-2012, 01:43   #15
 
wooku's Avatar
 
Reputacja: 1 wooku ma wspaniałą reputacjęwooku ma wspaniałą reputacjęwooku ma wspaniałą reputacjęwooku ma wspaniałą reputacjęwooku ma wspaniałą reputacjęwooku ma wspaniałą reputacjęwooku ma wspaniałą reputacjęwooku ma wspaniałą reputacjęwooku ma wspaniałą reputacjęwooku ma wspaniałą reputacjęwooku ma wspaniałą reputację
- Najważniejsze to nie dać po sobie poznać zaskoczenia - myślał Vooks.

Jednak zaskoczony był jak najbardziej. Nie spodziewał się, że zastaną całą bandę w jednym miejscu. Już nie wspominając o tej całej Urlice, która bardziej wyglądała na matkę tego grubego niż wytatuowanego mężczyzny. Już przeczuwał, że będą kłopoty.

- Z drugiej strony - kombinował dalej - Jeśli dobrze to rozegramy to upieczemy kilka pieczeni na jednym ogniu - uwielbiał kulinarne porównania - Gdyby udało się pojmać wszy... Zaraz, co on robi?

Magnar powoli stawiając kroki poruszał się wzdłuż ściany z błyskiem nienawiści w oczach. Najszybciej jego zamiary odkrył Gotte: - E! Ty, Folger! Ork zginie ale to nie musi się tyczyć was. My chcemy tylko jak najwięcej pieniędzy. Złapiemy was, dostaniemy co do nas należy, a wy z pewnością uciekniecie z niewoli. To dla was najlepsza opcja - przekonywał bandytów. Vooks miał wycelowaną procę prosto w głowę Flogera, jednak, gdy bronie krasnoluda i półorka się spotkały, nie opanował nerwów i szybko zmienił cel na tego drugiego, asekurując swojego krasnoludzkiego towarzysza.

W tym samym momencie Otto pojawił się z Urliką jako zakładniczką. Na reakcję jej dziarskiego synalka nie trzeba było długo czekać - ruszył z impetem na Otta. Vooks ponownie nie zachował zimnej krwi. Wycelował w szybko poruszającego się Juliusa i już miał oddać strzał...

- Teeeraaaz!! - usłyszał ryk grubego. Dopiero wtedy Vooks tak naprawdę zrozumiał, że plan się wali, a bandyci, mimo, że są otoczeni, nie planują się poddać. Obrócił swoją procę ponownie w stronę Flogera, który teraz nabierał prędkości w celu przebicia się przez wyjście - na dokładne celowanie nie było już czasu - wystrzelił, ale jedynym efektem był huk kielicha, który uderzony pociskiem z procy upadł na podłogę i odbił się jeszcze parę razy wydając głośny, pusty dźwięk.

Czwórka banitów szarżowała do wyjścia jak dzikie zwierzęta w potrzasku. Nic ich nie obchodziło, działał już tylko instynkt. Zachowywali się jak kury, które wiedzą, że gospodarz ma dziś ochotę na rosół. Vooks od razu zrozumiał, że Imrak nie będzie w stanie zatrzymać ich wszystkich przy wyjściu. Zrozumiał to też Ivein, który wykrzykiwał po swoją kuszę. Vooks kopną lekko nogą kuszę towarzysza i sam rzucił się do okna, którym dostali się na balkon gospody. Widział przez otwarte wyjście, jak poszukiwani skręcali w lewo w bardziej zaludnioną część miasta. Sam wyskoczył na dach krużganka, który był na tej samej wysokości, co podłoga balkonu. Postanowił gonić przeciwników biegnąc po dachach budynków. Musiał się jednak dostać na sam szczyt, ponieważ na tę chwilę stracił przeciwników z pola widzenia. Chwycił procę mocno w zęby, żeby mieć swobodne ręce, i rzucił się do wspinaczki na dach gospody. Gdy tylko dostał się na sam szczyt, widok zasłoniła mu grupa gołębi, która wystraszona jego nagłym pojawieniem, zerwała się do lotu aby po chwili przysiąść na gzymsie innego budynku. Zlokalizowanie uciekinierów nie było trudne. Dobiegali do głównej arterii, torując sobie drogę przez tłum, co, szczęśliwie dla halflinga, opóźniało ich ucieczkę. Vooks rzucił się do pogoni po dachach kamienic. Adrenalina podskoczyła wysoko, nie słyszał ani trzasków obluzowanych dachówek ani wrzasków dochodzących z ulicy. Dobiegł do końca zabudowań, gdzie ulica, na której mieściła się gospoda "U Urliki" wpadała w główną arterię miasta. Floger i reszta zamierzała chyba wskakiwać na przejeżdżający właśnie wóz. Vooks zajął solidną pozycję strzelecką, stawiając jedną nogę na gzymsie, a drugą na wystającym z fasady rzygaczu i wycelował swoją procę w grupę uciekinierów, która właśnie dopadała do wozu.

- Chociaż jednego - pomyślał i wystrzelił...
 

Ostatnio edytowane przez wooku : 21-03-2012 o 01:48.
wooku jest offline  
Stary 22-03-2012, 20:40   #16
 
kymil's Avatar
 
Reputacja: 1 kymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputację
Stołówka u Ulriki

Imrak, Magnar i Otte zgromadzili się w jadalni przy Juliusie. Wprawnie skrępowany mężczyzna na wpół stał, przywiązany do drewnianego bala podtrzymującego strop.
Matka wytatuowanego mężczyzny łkała cichutko w kącie.

- Pytam, się! - krzyknął wkurzony milczeniem bandziora Otto. - Gdzie Gruby uszedł był?!

- A mi jak to wiedzieć, łapaczu - mruknął z opuszczoną głową Julius. - Przecie mówię, to JA jestem z Bergsdorfu. Gruby i chłopaki są nietutejsi, mogą być wszędzie. Chcecie nagrody? To ich kurwa sam gońcie. Ja nic nie wiem - ostatnie słowa wycedził z wściekłością.

- Łajno! - ryknął Otto. - Prawdę mi tu mówcie, bo...- nie dokończył dając wybrzmieć niewypowiedzianej groźbie.

- Panie - szepnęła cicho Ulrika. - Darujcie mojemu synowi. To dobre dziecko, na studia miał iść, jak Pan ojciec chciał. On nie wie. Przyjechali z tydzień temu i tylko tu biesiadowali. Gruby, znaczy Pan Folger tylko żarł i za przeproszeniem srał w obejściu. Oni tu mieli ino przeczekać zawieruchę. Tak mi Juliś mówił - wyjaśniała.

- Matka - ryknął "Juliś" - mówiłem jak masz mnie nazywać, tak czy nie!

Kobieta spuściła pokornie głowę i odeszła w kąt izby.

Julius ciągnął niespeszony już dalej:

- Dobra, powtórzę... nie wiem gdzie uszedł był Gruby
- przedrzeźniał mowę Normaverbrauchera - ale dam Wam pieniądze na mój wykup. Ile za mą głowę chce Graf Boris? Ja dam dwa razy więcej i zapłacę jeszcze za truchło Razga. Mimo że półork kompan mój był. Zasłużył. Z niejednej ruchawki mnie na plechach wyniósł - wpił wzrok w Magnara spokojnie popijającego lekko pieniste piwo, jakby to on miał zadecydować.

Ze strychu dał się słyszeć łoskot i na pierwsze piętro zeskoczył Vooks z zasępioną miną. Spokojnie zszedł po drewnianych schodach i wyjaśnił to co wszyscy już wiedzieli:

- No... nie trafiłem. Zwiali nam.

Do jadalni weszli Ivein, Gotte, na końcu zaś zdyszany nieco Archibald. Ten ostatni tylko potaknął słowom niziołka.

- Dali dyla.

- Znaczy spierdolili wozem aż się kurzyło. Woźnica dostał w głowę. Żył będzie, na szczęście. Gonimy ich? - spytał Ivein wpatrując się w Juliusa.

- Mogą być teraz wszędzie - wskazał spokojnie Imrak kończąc udziec kurczaka. - Ale ten tu obwieś proponuje wykupne za siebie i orcze ścierwo...


***


Parę godzin później, karczma "Bergsdorf"

Drewniana gospoda stała zaraz przy bramie miejskiej, lecz mimo późnej pory niewielu było w niej gości. Fakt, że często wpadali "na jednego" przedstawiciele straży miejskiej na pewno miał coś z tym wspólnego. Łysawy karczmarz Klaus Nottinge widocznie jednak nie narzekał. Przyanjmniej nie musiał płacić haraczu chłopakom z miasta.

"Malowani chłopcy" mieli wynajęte dormitorium dla siebie na przyszłe dwa dni. Siedzieli posilając się dziczyzną w milczeniu. Trawili przy tym wydarzenia dnia dzisiejszego, rozmyślając jednocześnie co czynić im dalej. Jednym zdaniem: "po robocie nie gadamy o robocie".

Czasami tylko, przerywając ciszę, któryś czknął, beknął bądź wielkopańskim gestem przywołał blondwłosą służkę o imieniu Gretchen by dolała mu kolejny kufel piwa.

Gotte i Otte stuknęli się zwyczajowo kuflami ogłaszając kolejny rozpoczęty dzban trunku, gdy Imrak zmrużył oczy i skinął brodą Iveinowi.

- Spójrzże no chłopcze, kto przylazł do szynku. Oczy już nie te... Czy to nie... hm...

Nie dokończył zdania, gdy Magnar ryknął na całą salę w kierunku nowo przybyłego mężczyzny w wysłużonej skórzni i przy mieczu, aż echo poszło.

- Edgar! To Ty?

Człowiek zatrzymał się w miejscu. Spojrzał w kierunku najemników i wesoło odparł.

- Świat jest za mały. Chłopaki, Wy jeszcze żyjecie?

- Żyjemy - błysnął zębiskami Ivein i podniósł w górę niziołka. - Nawet narwany Vooks, wyobraź sobie.

Edgar Stock, gdyż tak nazywał się mężczyzna miał około pięćdziesiątki, lecz nadal trzymał się prosto. Żołnierskie nawyki nie uchodziły z człeka zbyt łatwo. Ostatnim razem, gdy się z nim widzieli, było to prawie rok temu. Wykupił ponoć skrawek ziemi od komturii Białego Wilka w Middenheim w głuszy w okolicy Gór Środkowych i miarkował się osiedlić. Porzucić wojaczkę na dobre. Awanturnicy pukali się w głowę, namawiali wiarusa do grzechu, lecz towarzysz broni zaparł się i obmyśliwał co zrobi jak wreszcie tam dotrze.

Pewnej nocy pożegnał się i tyle go widzieli.

Prawdę mówiąc najemnicy potraktowali odejście kompana jak jego nagły i lekko przedwczesny zgon, gdyż powszechnie wiadomo było, że okolice Kurtwallen, czyli przyszłej sadyby Edgara do bezpiecznych nigdy nie należały.

- Niespodzianka wielka - cieszył się Otto.

- Co Cię sprowadza? - zapytał Vooks.

Edgar, pociągnął się za bujny wąs i lekko zachrypniętym głosem odparł.

- No... nie uwierzycie... Syn mi się żeni. Przyjechałem uzupełnić zapasy na uroczystość i nająć paru ludzi do pracy.


- Zaraz, zaraz Edgarze, przecież Ty nie masz syna. A przynajmniej nie miałeś jak żem Cię ostatni raz widział
- przerwał mu Imrak. - Spowiadaj się.

- Bo.. to nie mój rodzony, tylko żony. Szesnaście wiosen ma jej synek. Spodobała mu się jedna taka w sąsiedniej wsi, to mnie baba wygnała na rozmówienie. Nie wiedziałem czemu. Teraz wiem. W samą porę, żem przyjechał do rodziców panny młodej, bo przyszywany synalek mój ją ponoć zbrzuchacił i mścić się chcieli. Ale żem sprawę załatwił, choć tanio nie było. - zarechotał.

- He, he, he. Kum Edgar rozjemca - zadrwił Ivein.

- Ba... zmieniłem się, chłopcy - odparł rezolutnie Stock.

- A ta praca? - rzeczowo spytał Gotte.

- No bo widzicie, zuchy Wy moje, okolica, mimo że to tylko parę dni stąd, jeszcze dzika, nieujarzmiona i nie do końca bezpieczna. A to ruchawka goblinów, a to bandyci na pątników zmierzających do Białego Dębu napastują. Czasem i krasnoludy z Miedzianej Żyły przyjadą do naszej gospody i burdę wszczną. Słowem, moja Helena i ja chcemy, żeby na weselu spokój był. To i chciałem paru tępych osiłków wynająć, ale.... może Wy? - zagadnął przyglądając się im bacznie.

- Znam Was. Wy mnie znacie. Wiem co potraficie. Pomyślcie, spanie w stodole do oporu, wikt i gorzałka do wesela, jak zostanie to też - zastrzegł się Edgar spojrzawszy na Magnara.

- Oderwiecie się od cywilizacji i spędzicie pary dni w rajskim siole, to jest w Kurtwallen. Odpoczynek Wam się należy. A jak skończymy weselicho, to na poprawiny zostaniecie... A jak skończymy poprawiny to Wam okrągłą sumkę wydzielę. Jak będzie?
 

Ostatnio edytowane przez kymil : 22-03-2012 o 20:47.
kymil jest offline  
Stary 23-03-2012, 11:52   #17
 
Tom Atos's Avatar
 
Reputacja: 1 Tom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputację
I tak oto większość bandy dała drapaka. Schwytany bowiem łotr najwyraźniej nie wiedział, mimo indagowań Otto, gdzie nawiała reszta, a i towarzyszom Magnara pościg nie wyszedł za dobrze. Wprawdzie bandzior coś napomknął o okupie za swe życie, ale …

- Nie będzie z tego nic Juliś. Jesteśmy najemnikami, a nie sprzedajnymi dziewkami, co to idą z tym co daje więcej. Masz odłożone złoto, to i dobrze dla Ciebie. Opłacisz kogo w prawie biegłego, to może z życiem ujdziesz, ale to nie nasza rzecz. My mamy dostarczyć Cię do straży i to uczynimy, bo tego się podjęliśmy i za to nam zapłacą.
Uciął wszelką dyskusję Magnar. Krasnoludowi w tym wszystkim żal było matki obwiesia, ale z drugiej strony jak go sobie wychowała, tak i ma.
- Takoż i łeb zielońca tam powędruje. Przecie nie będę tego ścierwa tachał przy pasie jak jaką, proszę Was, zdobycz wojenną. Hahaha.
Zarechotał Magnar z udanego jego zdaniem żartu.
Dla krasnoluda sprawa była załatwiona. Honor nie pozwalał mu postąpić inaczej.

***

Niezbadane są ścieżki losu. Odpoczywając w karczmie po ciężkim dniu pracy Magnar wszystkich by się spodziewał tylko nie Edgara, który swego czasu zmył się bez pożegnania. Teraz zaś prosił ich na weselisko. Niestety nie w charakterze drużbów, lecz wykidajłów. Fach jak fach. Gimbrinson w swym życiu widział kilka wiejskich wesel i wiedział, że bez dobrej rozróby ze sztachetami w roli masowego uzbrojenia weselicho się nie liczy. Ale jeśli Edgar życzył sobie nudnej imprezki, to jego wola. Zapłata też wydawała się niczego sobie. Co prawda „okrągła sumka” była określeniem mało precyzyjnym i w swej istocie tajemniczym, ale kumpel miał pewne przywileje i Magnar nie zaczynał konkretniejszych targów. Wikt i spanie w zupełności mu wystarczały. A i szczerze powiedziawszy wycieczka w okolice Gór Środkowych miała swój urok.
Ludzkie mieściny go męczyły. Szczególnie męczył go wszechogarniający smród.
- A to twoje Kurtwallen to gdzie? – spytał chwytając przemykającą w pobliżu Gretchen.
- Nalej mi jeszcze dziewczyno, tylko piany mało. I zobacz no co tam z tą zupą flisacką. Czekam już chyba pół godziny. – burknął klepiąc Gretchen po tyłku na zapęd.
 
Tom Atos jest offline  
Stary 23-03-2012, 12:07   #18
Konto usunięte
 
Ulli's Avatar
 
Reputacja: 1 Ulli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputację
Padła propozycja więc wypadało odpowiedzieć.

- Jeśli o mnie chodzi- kontynuował Imrak, po przekazaniu propozycji grupie pościgowej- można to rozważyć. Pieniądze takie same ich jak i księcia elektora a tu w dodatku więcej. Jak się coś nie spodoba zawsze będzie można poszukać ich jeszcze raz- parsknął śmiechem mrugając do siedzącego nieopodal Magnara.

- Honor mój na tym w żaden sposób nie ucierpi bo słowa żadnego Todrbringerowi nie dawałem, więc ja chętnie bym wykup przyjął.

Milcząc powiódł wzrokiem po reszcie towarzyszy czy wśród nich nie znajdzie chętnych do targów.

***

Imrak siedział z resztą kompani w gospodzie i popijał piwo. Ostatnia akcja średnio się udała, więc nie był zbyt zadowolony z siebie. "Gdybym lepiej machnął toporem uciąłbym mu nogę zamiast palec"-dręczyły go myśli.
Nieciekawy nastrój pomógł rozproszyć Edgar na którego przypadkiem się natknęli, a właściwie który natknął się na nich.
Propozycja zapewnienia porządku na weselu przypadła Imrakowi do gustu.

- Ja bym się zgodził. Darmowa wyżerka i picie przez kilka dni jest nie do pogardzenia. Odnowimy ponadto dawną znajomość a po drodze może trafi się okazja do zarobku. Ja mogę ruszać choćby dziś.
 
Ulli jest offline  
Stary 23-03-2012, 16:00   #19
 
Mantis's Avatar
 
Reputacja: 1 Mantis nie jest za bardzo znanyMantis nie jest za bardzo znany
Gotte był przygotowany na atak ze strony Wyjca. Czekał tylko na jego ruch, aby mógł się z nim rozprawić. Doczekał się, z tą różnica że nie ataku a ucieczki. Jego zaskoczenie nie trwało jednak długo szybko sięgnął swej zdobyczy końcem miecza. "Zostanie spora blizna" - pomyślał.
Myślał również że to załatwi sprawę i Wyjec upadnie błagając o życie. W końcu tak zawrzeszczał jakby miał zaraz umrzeć. Nic z tego, oprych biegł przed siebie jak szalony. Gotte stał zszokowany. Nie gonił żadnego z nich, wiedział że zaraz przeszyją ich strzały. Liczył tylko że zostaną trafieni w nogi. Żywi są więcej warci. Bełty ich jednak nie dopadły. Ba, nawet się nie pojawiły. Jedyne co zobaczył to nabój z procy małego. Gruby i jego banda już minęli krasnoluda. Gotte spojrzał na balkon. Oprócz Vooksa nikogo tam nie widział. Dopiero po chwili zobaczył że na dole Ivein wykrzykiwał o swoja kusze.
- Kurwa no nie! - Gotte krzyczał. - No po prostu kurwa no nie! - Był wściekły. Nie wierzył w to, jak można było opuścić swoją pozycje. Dobrą, kluczową pozycje. Na dodatek to była osoba która obmyśliła cały ten plan.
- Bogowie czy wy to widzicie ?! - krzyczał wściekły.
Za plecami słyszał jak Otto krzyczy aby biegł za nimi.
"Bez żartów" - pomyślał i usiadł przy stole pełnym jedzenia. Wiedział że było już po akcji. Przynajmniej zarąbali orka a jednego złapali. Wyciągną od niego informacje gdzie są pozostali.

Cały ten czas był głodny. Gdy wreszcie nadarzyła się okazja do zjedzenia on stracił apetyt. Wszystko przez spartolenie dobrego planu.
Dopiero gdy widział jak krasnolud je, Gotte na nowo zgłodniał.
Wraz z nimi opróżniał nakrycie stołu. Niestety bardziej by mu smakowało gdyby obok siedzieli związani bandyci.

Gdy Imrak, Magnar i Otte poszli do jadalni wyciągać informacje z Juliusa, Gotte dalej się zajadał. Rozmyślał dalej o tym co się wydarzyło. Zawsze analizował ruchy swoje, kompanów i przeciwnika po akcji. Tu było za dużo błędów. Nie wspominając już o balkonie, nie podobało mu się zagranie Otta. Nie dlatego że obchodziło go życie matki, ale nikt nie poddaje się z takiego powodu. Wręcz przeciwnie. Zazwyczaj osoba która jest szantażowana śmiercią drugiej osoby, a szczególnie własnej matki, walczy do ostatniej kropli krwi. Z początku może się poddać, ale gdy tylko nadarzy się okazja walczy, a w zasadzie mści się za groźby na szantażyście.

Gotte wkroczył do jadalni. Dowiedział się od kompanów na czym stoją. Julius proponował pieniądze zarzekając się że nie wie gdzie znajdują się jego przyjaciele.
"Wie, na pewno wie" - pomyślał Gotte. "Może nie wiedzieć dokładnego miejsca, ale na pewno może dać nam jakieś wskazówki."
Gotte wyciągnął by z niego informacje. Każdy ma granice, każdy w końcu pęka. Tylko trzeba tą granice przekroczyć. Zastanawiał się czy zrobić to po swojemu. Dźgnąć Juliusa sztyletem w brzuch, żeby ten wiedział ze nie żartuje. Nie chciał jednak narażać się Magnarowi. Mógł uznać to za nie honorowe. Płacz matki by w tym nie pomógł. Otte, Ivein też nie byli by zachwyceni. Poza tym Julius proponuje pieniądze.
Gotte wiedział ze oprych jak tylko nadarzy się okazja wróci do swoich kompanów a Otto'owi nigdy nie wybaczy. To mami synek. Kocha ją, jak każdy porządny facet kocha swoją rodzicielkę. Otto znalazł by się w niebezpieczeństwie, tylko Gotte'go ... to nie obchodziło. Obchodziły go natomiast plotki. Wiedział jak szybko plotki się roznoszą. A Julus na pewno, na każdym kroku chwalił by się że po raz kolejny przekupił najemników. Tym razem, zdawało by się, nie ugiętych. Reputacja ich grupy mogła ucierpieć, co Gotte miał w dupie, gdyby nie pieniądze. Nikt nie wynajmie kogoś kto bierze w łapę za byle grosz.

Wysłuchał opini krasnoludów i włączył się do rozmowy.
- Widzę tu cztery rozwiązania - zaczął powoli - Pierwsze, robimy to co było zaplanowane. Oddajemy go Todrbringerowi. Drugie, puszczamy go wolno, ale obcinamy mu język żeby nie paplał zbędnych rzeczy. - Gotte zlekceważył przerażenie matki Juliusa - Kolejne... - wolał tego nie mówić przy matce. Wiedział że zrobi aferę i stanie się kolejnym kłopotem - zabijemy go, a pieniądze weźmiemy. Za jego głowę również zgarniemy co nieco. - Gotte wiedział ze trzecia propozycja nie przejdzie. Matka będzie za dużym kłopotem. Zacznie rozpowiadać, chodzić do stróżów prawa i skarżyć się jak potraktowano jego syna, mimo ze ten się poddał. Poza tym przypuszczał że jego kompani na to nie przystaną. -Wiem co o tym sadzicie ale zawsze jest to jakieś rozwiązanie. - Gotte milczał przez chwile, po czym kontynuował. - W zasadzie to możemy zabrać mu pieniądze i oddać go Todrbringerowi.
"To może przejść" - pomyślał.
- Ostatnia moja propozycja to taka aby wyśpiewał nam gdzie są jego przyjaciele. Zostawcie mnie z nim samego a wyciągnę z niego wszystko.
Gotte wyciągnął sztylet za pleców i wbił w pobliski stół.
- Przyznam że uganianie się za nimi najmniej mi odpowiada. Zwłaszcza że będą się nas spodziewać. Wiedzą ze damy rade wyciągnąć z Juliusa informacje. - Gotte spojrzał wszystkim w oczy. Juliusowi i jego matce również. - To jak będzie? Co wybieracie?

***

Gotte stuknął się z Ottem kuflem piwa. Nie chciał już myśleć o całej tej sprawie z ucieczką. Wolał się upić, niż tym razem dyskutować o metodzie ich działania. Znał ich na tyle, że wiedział iż każdy z nich zdaje sobie sprawę jakie błędy popełnił. Gotte nie miał zamiaru im tego wytykać. Poza tym, zawsze mógł odejść i myślał o tym sporo.
W głębi duszy szukał jednak powodu aby z nimi zostać. Nie przyznał się do tego sam przed sobą, tylko nalał kolejny kufel piwa sobie i Ottemu.

Gdy zobaczył starego starego kompana ich grupy, Gotte zastanawiał się czy to nie znak. Nie wierzył w przepowiednie, przeznaczenie i inne gówna ale to był dziwny zbieg okoliczności. Zaproponował im robotę. Na dodatek na weselu, gdzie mogli się objeść opić i zabawić. Miał dobry powód żeby zostać.
"Ochrona? Przed czym? Przed pijanymi gośćmi, banitami czy goblinami. Bez żartów. To codzienność." - myślał szybko Gotte.
"Każdy podróżujący musi być na to przygotowany, zwyczajne życie. A tu... nam za te zwyczajne życie zapłacą, nakarmią i poleją!" - na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech.
- Zgoda - oznajmił Edgarowi. - Nie ma się co zastanawiać. Myślę że każdy tutaj się zgodzi. - popatrzył po kompanach po czym jego wzrok wrócił na Edgara. - Z chęcią poznam Twoją rodzinę.
Gotte poczuł jakby ukucie w sercu... w brzuchu. Przypomniał sobie swoja wioskę. "Jakie tam odbywały się wesela." Przypomniał sobie rodziców, rodzinę, Alice... Nie lubił tego uczucia. Szybko odegnał je od siebie.
Nalał kufel piwa i podał (jak sadził) swemu nowemu pracodawcy.
- Twoje zdrowie i Twego syna!
 

Ostatnio edytowane przez Mantis : 23-03-2012 o 16:02.
Mantis jest offline  
Stary 25-03-2012, 14:46   #20
 
Yzurmir's Avatar
 
Reputacja: 1 Yzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie coś
Ivein z ponurą miną wkroczył z powrotem na dziedziniec stołówki.
A ty — wyrzekł w stronę Magnara, gdy już wytłumaczył, jak bandyci zwiali. Czuł wzbierający się w nim gniew. — A ty powinieneś dostać w swój brodaty pysk za to, jak spierdoliłeś robotę. Tym wózkiem zwiało nam — zaczął liczyć na palcach — piętnaście i piętnaście... sześćdziesiąt koron! Już nie wspominam o tym zielonym brudasie, którego ubiłeś. Nie mogłeś tego zrobić PO złapaniu ich? Mógłbyś go rozwiązać i wyzwać na honorowy pojedynek czy co tam wy krasnale robicie w takich sytuacjach. Kurwa! — zaklął głośno i kopnął resztki stołka, który wcześniej dzierżył Gruby, wciąż walające się po ziemi.

Lepiej, żeby to był ostatni raz! — dodał, zbliżając się do Khazada i patrząc na niego z góry. — I mówię chyba za wszystkich. Ostatni raz.

Uniósł palec w górę, podkreślając swoje słowa, po czym odwrócił się do reszty.

A co do tego wykupienia, to co oferujesz... eee... Julius? Dwa razy tyle, co graf, hę? Dajże pięćdziesiąt karli i jesteś wolny. Co nie? — spojrzał po swoich towarzyszach.

W drodze do karczmy Ivein postanowił rozmówić się jeszcze szybko z Ottonem.
Oczywiście nie myślałeś o skrzywdzeniu tej baby, nie? Bo jak żem cię zobaczył, to żem pomyślał "kurwa, przesadził, niewinną kobiecinę pod ostrze miecza brać". Ale w końcu wszystko dobrze się skończyło i przynajmniej jednego gagatka nam się udało żywego zatrzymać. Dobra robota, Kapral — pogratulował, klepiąc druha po ramieniu.

Pomimo jedzenia i napitków w gospodzie Ivein był raczej przygnębiony; rozmawiał z towarzyszami, ale bynajmniej nie miał nastroju do zabawy. Przede wszystkim już czuł ból w nogach na samą myśl o dystansie, jaki mają przed sobą, jeśli chcą dorwać Folgera i jego szajkę. Smętne myśli rozproszyło jednak nieoczekiwane pojawienie się starego kompana.

Gotte dobrze mówi. Pewnie, że pójdziemy, a chociażby żeby być na weselu. Nie? I w ogóle wiecie co? Pieprzyć Grubego. Nie zamierzam sobie pocić rzyci na trakcie w pogoni za tymi sukinsynami. Myślę, że mała przerwa od tego nam się przyda.

Przybycie Edgara przywołało wiele dobrych wspomnień. Myśląc o nich, Ivein uznał, że musi już być lekko wstawiony, ale nie dbał o to. Przynajmniej w końcu ma jakiś powód, żeby oderwać swój umysł od pieniędzy, pracy i innych zmartwień.

A pamiętacie ten jeden raz, jak ci rozbójnicy nas napadli na drodze?
Mówisz o Win…? Wen…? — wymruczał Imrak.
Tak. To był… Wendorf i jego szajka. Thomas albo Albert… Wendorf. Chyba nie wiedzieli, na kogo się porywają. Edgar tak się wściekł, że chyba z dziesięciu ubił. Hehe.

Łowca objął ramieniem starego towarzysza i pociągnął go w stronę stolika.
Chodź, napij się z nami.
 
Yzurmir jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 08:35.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172