Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 11-03-2012, 12:05   #1
 
kymil's Avatar
 
Reputacja: 1 kymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputację
[WFRP 1 ed] Wsi spokojna, wsi wesoła

Wsi spokojna, wsi wesoła





Rozdział I



Niespodziewani goście





Prolog




W malowniczym miasteczku Bergsburg dochodziło właśnie wczesne popołudnie. Mimo bliskości Gór Środkowych słońce przygrzewało mocno nadając prostemu ludowi Imperium chęci do życia. To znak wiadomy, że wiosna zbliżała się szybkimi krokami.

W stołówce "U Ulriki", która o tej porze zwykle wrzała gwarem licznych gości i miejscowych, panował dziwny spokój. Mimo pory handlowej, drzwi wejściowe do przytulnej knajpki były zamknięte na głucho, zaś na kołatce właścicielka parę dni temu wywiesiła tabliczkę z napisem "Zamknięte do odwołania".







Ustawione na brukowanym dziedzińcu drewniane ławy były opustoszałe, poza jedną największą, która zapewne dla ochłody została niedawno przeciągnięta pod pleniącą się na potęgę winorośl porastającą wschodnią fasadę kamienicy.

Przy suto zastawionym stole wytrawny smakosz odnalazł by ogromny gar duszonej kapusty z grochem, kaszę ze skwarkami, pasztety, świeżo pieczony chleb, trzy rodzaje sera, pęta wędzonej kiełbasy, dziczyznę, gęsinę, i to wszystko w słusznej ilości.






Przy ławie siedziało zaś towarzystwo nietuzinkowe. Wzrok w pierwszej kolejności przykuwał niemożliwie gruby mężczyzna zwany Folgerem o łatwym do przewidzenia pseudonimie "Gruby", który pochłaniał jedzenie na potęgę. Koło niego siedział przy stole chudy jak tyczka Matheus zwany Wyjcem oraz dwaj bracia Shmidtowie.
Przy drugim końcu ławy odpoczywali racząc się obficie middenlandzką gorzałką masywny mężczyzna o pokrytych licznymi tatuażami ramionach wraz z krępym skośnookim półorkiem z zaplecionym na plecach końskim ogonem, który bawił się małym korbaczem.

- Matka!
- zawołał barczysty w stronę garkuchni, skąd dobiegały odgłosy kuchennej krzątaniny. - Matka, gęsina nam się kończy. Przynieśże!

W try miga na dziedzińcu pojawiła niska kobieta, Pani Ulrike, matka mężczyzny, który wychynęła z niskiego murowanego budynku służącego zarazem za zadaszoną jadalnię i kuchnię.

- Oczywiście Juliusie, zaraz Wam niosę - pisnęła cichutko i zniknęła na zapleczu.

Gruby Folger w odpowiedzi na to mlasnął obrzydliwie aż siedzący najbliżej Matheus podskoczył na drewnianym zydlu.

- Brrr, mógłbyś tego nie robić szefie?- wzdrygnął się.

- A, cóżeś taki spięty Wyjec? - zagaił Gruby.

- Bo widzicie szefie, kiedy już tydzień na tym zadupiu? Ckno nam do stolicy... - smędził Matheus.

- Przecież, kurwa, mówiłem, czekamy, aż się w Grodzie Wilka uspokoi wtedy ruszamy z powrotem. Listy gończe posłali za nami. Jakiś głupi się może połaszczyć - żachnął się Folger. Shmidtowie służalczo pokiwali mu głowami.

- Warujemy, powiadam Wam - ciągnął Grubas - Wdzięczni powinniśmy być Julisowi, że nas w gościnę przyjął - parsknął obficie tłuszczem z sarniny w kierunku rozmówcy, na co jedynie Julius podniósł w odpowiedzi puchar.

Wyjec tylko w milczeniu starł plwocinę z twarzy i nalał sobie kolejny kielich gorzałki.

-Rozumiem, ale mam złe przeczucie. Ot co... - nie dokończył.



[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=MPJKuygePHk[/MEDIA]



Nie zdążył podzielić się z Folgerem swoimi przeczuciami jak podparte od strony dziedzińca drzwi do stołówki wyleciały z zawiasów i z hukiem spadły parę kroków dalej, wzbijając chmurę pyłu i zaschłych liści.

Jedzący mężczyźni jak na komendę poderwali się zza ławy, rozrzucając posiłek wszędzie wokół.

- Co jest? - wybełkotał Grubas.

W przejściu pojawiły się dwa krzepkie krasnoludy z toporami w dłoniach. Ich zacięte oblicza wskazywały na to, że nie chodzi bynajmniej o spożycie późnego, choć smacznego obiadu w stołówce.
Za nimi zaś przykucnął mały, lecz żwawy piesek ujadając wściekle.

- Sza! - mruknął jeden z brodaczy do psiaka. Niestety nie na wiele się to zdało.

Wtem z budynku wybiegła Pani Ulrike, lecz zanim cokolwiek zdążyła uczynić komenda syna osadziła ją na miejscu.

- Matka, won do garkuchni! - warknął nie na żarty wkurwiony Julius.

Matula posłusznie posłuchała.

Folger chciał przezornie nawiązać konwersację z nowo przybyłymi. Jak na złość nikt z jego kompanów, poza półorkiem, który nie rozstawał się z korbaczem nie był uzbrojony. Niestety przeszkodziło mu w tym pojawienie się kolejnych niespodziewanych przybyszów.

Oto, dziwnym sposobem na drewnianym balkoniku ponad zadaszoną jadalnią pojawił się niziołek w asyście dwóch zakutych w zbroję mężczyzn mierzących w Grubego i jego kolegów z kuszy. Na balkonie, który przed niespełna kwadransem Folger kazał sprawdzić Wyjcowi.

- Pytam się pięknie! - zawołał rozeźlony Folger. - Co jest?!

- Ha! Łapy w górę, jesteście aresztowani! Za Wasze łby Graf Middenheim wypłaca pięć złotych koron za jeden skalp! - dobiegło go gdzieś z jadalni.

Przesunął wzrok poniżej balkonu. Z wejścia, w którym niedawno zniknęła Pani Ulrike, wysunął się niski człowieczek o kaprawym wyrazie twarzy, za nim kroczył postawny najemnik.

Jeśli nowo przybyli łudzili się, że zobaczą wzniesione w górę rączki, to niestety srogo się pomylili. W odpowiedzi usłyszeli jedynie drwiący śmiech.

- Wy? - wrzasnął tłuścioch. - Takie łachudry? Chcecie pojmać Folgera, Wyjca, Shmidtów, Juliusa zwanego Żakiem i półorka Razga! Nie no, kurwa, nie rozśmieszajcie mnie! - parsknął grubas niechcący opluwając ponownie Wyjca, chwytając za leżący nieopodal zydel. - Kim Wy, kurwa, jesteście?

- My? - odparł od niechcenia jeden z mężczyzn na balkonie.
- My jesteśmy "Malowani Chłopcy" - jego twarz rozszerzyła się złośliwym uśmiechu.
 

Ostatnio edytowane przez kymil : 12-03-2012 o 21:46.
kymil jest offline  
Stary 13-03-2012, 02:55   #2
 
Yzurmir's Avatar
 
Reputacja: 1 Yzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie coś
Mężczyzna stojący na balkonie oparł się o barierkę i uśmiechnął się z wyższością.
— A teraz przestańcie pierdolić i się poddajcie.

Ivein nie wyróżniał się za bardzo. Był przeciętnego wzrostu i, chociaż umięśniony, nie wyglądał dużo inaczej od dowolnego robotnika albo chłopa. Swoje jednak w życiu przeszedł i trzymał kuszę w rękach pewnie, gotów bez mrugnięcia okiem nacisnąć za spust, jeśli tylko któryś z przestępców wykona zbyt gwałtowny ruch. Pod jego nogami leżał zwój liny, gotów, by go użyć do skrępowania więźniów. Ivein siedział w tym fachu już od paru lat i wiedział, jak się przygotować.

Alsburgczyk miał na sobie ciemnoniebieskie spodnie, bufiastą koszulę i skórzany kaftan, a na nim kolczugę. Nie było tego widać spod hełmu, ale w chwili obecnej jego włosy były bardzo krótkie; ściął swoją bujną czuprynę na łyso przed paroma tygodniami, "na wiosnę" rzekomo, chociaż wiadomym było, iż w ciągu zimy zalęgły mu się po prostu wszy. Jego twarz zdawała się kanciasta i jakby surowa, dodatkowo pokryta była bliznami, jak i całe ciało. Ivein zdecydowanie nie był ideałem piękna, co nie przeszkadzało mu jednak w ukazywaniu swych afektów niewiastom wszelkiego rodzaju.

W Bergsburgu przebywali od paru dni, a przybyli tu tylko po to, by rozprawić się ze zbiegami, pokierowani przez relacje świadków napotkanych w drodze. Ivein nie wiedział, za co ci ludzie są poszukiwani, ale za bardzo go to też nie obchodziło: zależało mu jedynie na pieniądzach i lepiej, żeby je w końcu zarobili, bo w ciągu zimy było dość krucho, ciężko wszak podróżować, gdy trakty zasypane są śniegiem. W tej chwili opanowało go coś w rodzaju euforii, na myśl o rychłej wypłacie, jak i świetnie przeprowadzonej akcji. Pewnie, musieli spędzić parę dni na obserwowaniu knajpy i musieli wydać parę szylingów na łapówki, ale było warto.

Łowca nagród stał na balkonie uśmiechnięty i mężczyzna, w którego celował, także stał uśmiechnięty, i panowała ogólna wesołość. Groteskowość sytuacji dotarła do Iveina, który spoważniał i machnął lekko kuszą, by ponaglić tłuściocha.
— No, odłóżże ten taboret i ręce w górę. Bo płacą nam za żywych lub martwych, a to drugie rozwiązanie jest dla nas wygodniejsze — i kusi.
 
Yzurmir jest offline  
Stary 13-03-2012, 11:51   #3
Konto usunięte
 
Ulli's Avatar
 
Reputacja: 1 Ulli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputację
Imrak był niemłodym już krasnoludem. Wzrostem i wagą nie odbiegał zbytnio od średniej dla krasnoluda. Lata walki jako żołnierz Kazadora a później jako najemnik sprawiły, że miał zacięty wyraz twarzy i stał się uparty, zgryźliwy i nieustępliwy.
Był też nieustraszony a przynajmniej za takiego się uważał. Tak na prawdę bał się jednej osoby. Była to jego porzucona w Karak Azul żona, ale na szczęście Karak Azul było wystarczająco daleko żeby się tym nie przejmować.

Znalezienie poszukiwanych nie sprawiło kompanii zbytnich kłopotów. Na dobrą sprawę poradziłby sobie z tym sam Imrak mimo swej mrukliwości i braku talentów społecznych. Któryś ze spotkanych na szlaku oberżystów wiedział, że jeden z nich ma rodzinę w Bergsburgu, więc grupie pościgowej nie pozostało nic innego jak sprawdzić ten trop. Na miejscu wciśnięta jakiemuś ulicznikowi moneta pozwoliła namierzyć rodzinną karczmę i poszukiwania można było uznać za zakończone. Po krótkiej naradzie i namowom Imraka zdecydowali się wkroczyć.

Po wyważeniu drzwi znaleźli się w środku.
- Tak jak powiedział ten jegomość- wskazał mężczyznę na balkonie- Ręce do góry chyba, że wolicie zginąć od razu!
 
Ulli jest offline  
Stary 13-03-2012, 12:44   #4
 
Tom Atos's Avatar
 
Reputacja: 1 Tom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputację
Problem z ludźmi poległa na tym, iż byli głupi i lekkomyślni, a byli tacy bo byli młodzi. Ledwo to podrosło i nabrało z wiekiem doświadczenia i mądrości, a już umierali, albo co gorsza ramoleli. Młody i mądry człowiek, to była rzadkość, ale … zdążała się. Weźmy takiego Iveina. Magnarowi zaimponował sprawnością z jaką przygotował całą akcję. Może i odnalezienie Grubego i jego bandy nie było takie trudne, ale zaskoczenie tych obwiesi w trakcie posiłku, to już było coś.
Magnar wpadł razem z Imrakiem głównym wejściem, ku konfuzji tychże i zadowoleniu krasnoluda. Tymczasem reszta drużyny z wyrychtowanymi kuszami zajęła pozycję na balkonie. Wejście mieli perfekcyjne. Tyle że ten gruby fiut nie chciał się poddać, mimo że grzecznie prosili. Z resztą sytuacja trochę się zmieniła. Magnar nie wiedział, że w bandzie będzie półork, a to wiele zmieniało. Ludzi mogli sobie brać żywcem, ale to zielone ścierwo nie miało prawa żyć.
- Imrak. – mruknął do krasnoluda pokazując brodą w stronę półorka. To wystarczyło za całe wyjaśnienie.
Nie zwracając uwagi na dyskusję, całkowicie zdaniem Gimbrinsona już zbyteczną, zaczął iść wzdłuż ściany w stronę skośnookiego mieszańca, w oby dłoniach ściskając stylisko topora.
Patrzył w oczy bydlaka. Półork chyba zrozumiał, że dyskusji nie będzie. W jego spojrzeniu było nie mniej nienawiści, niż we wzroku Magnara.
- Spokojnie ludziska, to sprawa osobista. Was nie dotyczy. – powiedział dla formalności, choć po prawdzie nie liczył, że go posłuchają.

Gdy tylko półork znalazł się w zasięgu topora krasnolud bez ostrzeżenia, bez najmniejszego zbędnego hałasu zaatakował płaskim cięciem przez pierś. Nie liczył specjalnie, iż trafi tak prostym ciosem. To miało być coś w rodzaju rozpoczęcia. Korbacz to była wredna broń i Magnar miał nadzieję wyłapać łańcuch na stylisko topora, wtedy mógłby wyszarpać broń z łapy mieszańca. Topór krasnoluda nie był typową bronią. Pochodził jeszcze z Karak Ungor. Miał ponad metrowe stylisko i stosunkowo niewielkie żeleźce . Dzięki temu był w miarę lekki i można było nim szybciej wywijać. Wyglądem bardziej przypominał coś co w khazalidzie określano, jako „mordaxt”.
 
Tom Atos jest offline  
Stary 13-03-2012, 19:21   #5
 
Reputacja: 1 Mantis nie jest za bardzo znanyMantis nie jest za bardzo znany
Przygotowania do akcji poszły płynnie. Gotte starał się nie wychylać i słuchać łowcy nagród. Słuchał go z dwóch powodów. Po pierwsze, wiedział co robi, a po drugie jego decyzje były słuszne.

Gotte nie zaplanował by tej akcji lepiej. Wszystko poszło z godnie z planem. Krasnoludy od frontu, kusznicy z góry a Gotte z kompanem od tyłu. Przeciwnicy właśnie zjedli olbrzymie porcje obiadu. Ich ruchy będą wolniejsze. Najlepsze jednak w tym wszystkim było to, iż nie posiadali broni. Jedyną niespodzianką był półork. Nie dość że był kim był to jako jedyny miał broń.

Gotte wiedząc co Magnar chce zrobić, krzyknął w stronę stołu.
- E ! Ty, Folger! Ork zginie ale to nie musi się tyczyć was. My chcemy tylko jak najwięcej pieniędzy. Złapiemy was, dostaniemy co do nas należy, a wy z pewnością uciekniecie z niewoli. To dla was najlepsza opcja. - Gdy krasnolud zamachnął się na swego przeciwnika Gotte zaczął szybko zakładać tarcze.
"Cholerny krasnolud" - pomyślał. Gotte lubił swych niższych kompanów. Zawsze wolał być po ich stronie niż przeciwko im. Niestety czasem działali za szybko, praktycznie ale za szybko.
- Jak zostaniecie ranni - kontynuował - to my i tak dostaniemy swoją pule a wy już nie wymkniecie się od stróżów prawa - Gotte ze względu na czyn Magnara mówił jak najszybciej aby nie było za późno. - Nie macie broni, wiec nie sądzę byśmy byli zmuszeni do zabicia was. Okaleczenie jednak to co innego. - Gdy Gotte założył tarcze na lewa rękę, ruszył w stronę stołu. Prawą rękę trzymał na rękojeści miecza. - To jak będzie!?

Mimo wszystko nie sądził by banda grubego się poddała. Gotte czekał na odpowiedź skupiwszy się na najbliższym przeciwniku. Miał zamiar uniknąć spodziewanego ciosu, a potem machnąć mieczem w nadgarstki. Z praktyki wiedział że obcięta dłoń szybko kończy walkę. Taki cios oprócz obrażeń fizycznych powoduje obrażenia psychiczne. Strach, panika, bezradność to towarzyszy przeciwnikowi gdy jego ręka uderza o ziemie. Gotte widział to za dużo razy podczas...
 
Mantis jest offline  
Stary 13-03-2012, 23:23   #6
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację
Otto z drugim najemnikiem od zaplecza przy stajniach dostali się do kuchni. Ulryk pobłogosławił znienacka, bo w całym tym rzemiośle najbardziej Normalverbraucher nie lubił mieszania cywili zaplątanych między wódkę z zakąskę przy rąbaniu mięsa. Tym razem miała to być mamka dwóch brejdaków z gangu i choć zgodnie z prawem, za pomaganie banitom groził jej taki sam stryczek co synalkom, to mały sierżant krzywił się na samą myśl o tym co się stać może. W takich rozróbach, pod zamkniętym dachem, obrywało się często i gęsto postronnym. Ucieszył się więc, kiedy czając się za drzwiami, gdy te się otwarły zobaczył drepczącą staruchę. Ulryka może i nie stanowiła zagrożenia, ale nie raz już widział matczyną miłość, która siły dodawała kierując rączki po nóż lub tasak kuchenny w obronie dziatków. Gdy tylko drzwi się domkły razem z rosłym kolegą capnęli babę uważając by nie pisła. Gębę zatkali szmatą szczelnie a ręce skrępowawszy liną oplecioną dookoła tułowia na powrozie trzymali krótko. Duże jak groch łzy popłynęły po policzkach Ulryki, ale licho wie czy nie Radnalfowe na rozum Otta. Doświadczona kobita co bez chłopa radzi sobie z oberżą, musi nosić jaja i być kuta na cztery cycki.

Otto stał w kuchennym progu rejestrując otoczenie. Po minach braci i krzyku za matką zrozumiał, że więzy rodzinne mocniejsze są od tych szemranych z kamratami. Pół-obracając się do kuchni pociągnął za linę przyciągając Ulrykę w tym samym czasie, kiedy reszta kompani wdała sie w gadkę.

Ale o czym tu kuźwa było dyskutować. Prosić grzecznie bandziorów aby głowy włożyli w pętlę na szafocie to jak liczyć, że portowa dziwka da pociupciać za darmochę. Ochujeli. Ani półork, ani równie obleśny herszt zbójów nie zamierzali tanio skóry sprzedać co zapowiedzieli od razu kpiną z ich towarzystwa. Sprawa zgoła inaczej miała się z dziećmi gospodyni. One prócz okazji do duszenia się na szafocie, tudzież szczęśliwego skręcenia karku na końcu liny, miały do stracenia matkę. Zbyt wiele razy Otto widział groźniejszych zakapiorów jak umierając wołali za mamusią. Niektórym matka jest tylko jedna. I za takich wziął bandziorów.

Kiedy przebrzmiały słowa najemnika, a krasnolud zbliżał się bez pardonu do szkaradnego pomazańca chaosu, Otto przyciągnął Ulrykę i trzymał ją pod mieczem.

- Synkowie, matula prosi cobyście od walki odstąpili! – rzucił szybko wymownie grożąc ostrzem. – Od szafotu zachowamy ją, jak i wy dobrą wolę okażecie i dacie jej jeszcze kopę lat pożyć i zelżeć w pościeli! Jak Ulryka patrona matuli waszej kocham!

Wszak osłabienie sił wroga, choćby i z góry na przegranych pozycjach nie byli, zawsze mu wpajał stary kompan z oddziału, którego pochował przed rokiem. Szukać wojenki z dala od wojny a udział brać w bitce w dobrej dla siebie pozycji, to były sposoby na zachowanie głowy na karku na dłużej. Wbił mu je do głowy stary sierżant nieraz twardą łapą jak i gromkim basem. I miał rację. Po trzydziestu latach wojaczki zapił się przy stole w kości dożywszy niemal całych pięćdziesięciu lat!

Choć mina Ulryki mogła mówić synalkom co innego, to gębę miała zatkan. Dokładnie tak byc miało. Coby w matczynej ofiarności nie przekreśliła końcówki swego życia rozkazem do ataku, dając tym cień szansy swoim ziółkom. A mina młodego najemnika była zaiste kaprawa, kiedy w dwulicowej życzliwości przecząco kręcił głową powstrzymując braci od włączenia się do bitki. Nie chciał kobiecinie zrobić krzywdy, a i na lordowski szafort prowadzić jej nie zamierzał. Skurwysynki jednak wiedzieć tego nie musiały. Wiedział, że jesli rzucone kosci mu nie wyjdą a blef prysnie, to wepchnie mamkę do kuchni a sam chwyci za tarczę, aby pomóc kompanom z drugiej linii, tnąc mieczem tych, którzy zagrażać im będą, gdyby uwikłani w zwarciu odsłnili się na ciosy pozostałych awanturników.

- No stara, a tera zobaczym, jak bardzo durnych masz synków...
 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill
Campo Viejo jest offline  
Stary 14-03-2012, 00:26   #7
 
Yzurmir's Avatar
 
Reputacja: 1 Yzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie coś
Ivein zgrzytnął zębami — plan trafił szlag. Przez moment chciał się przymierzyć do strzału, ale natychmiast opuścił kuszę, nie chcąc trafić przez przypadek Magnara. Poza półorkiem nie warto było szyć do nikogo, w końcu w tej chwili bandyci nie byli groźni. Łowca kopnął zwój liny, który spadł na podwórze, i, nie chcąc biegać z załadowaną kuszą przy pasie, wcisnął broń swojemu towarzyszowi. Sam natomiast odwrócił się i zbiegł na dół, na schodach ściągając tarczę z pleców i dobywając miecza.

Spieszył się, gdyż sytuacja stawała się dramatyczna; trzeba było pokonać bandę, ale równocześnie nie dopuścić do nadmiernego rozlewu krwi. Poczynając od najgroźniejszego przeciwnika — przykładowo takiego, który złapał za nóż stołowy — Ivein zamierzał rozbrajać i ogłuszać lub obezwładniać ściganych.

Jednak gdy tylko znalazł się na dole, dostrzegł, że Otton wziął zakładniczkę. Alsburgczyk oniemiał na moment, po czym wydał z siebie ciche przekleństwo: to była przesada. Ale nie zamierzał jak dureń marnować czasu. Bez dalszej zwłoki ominął Kaprala i ruszył do najbliższego z przestępców, aby go unieszkodliwić, licząc na to, iż on także będzie oszołomiony obrotem spraw.
 

Ostatnio edytowane przez Yzurmir : 15-03-2012 o 11:49.
Yzurmir jest offline  
Stary 15-03-2012, 21:19   #8
 
Arcturus's Avatar
 
Reputacja: 1 Arcturus ma wspaniałą reputacjęArcturus ma wspaniałą reputacjęArcturus ma wspaniałą reputacjęArcturus ma wspaniałą reputacjęArcturus ma wspaniałą reputacjęArcturus ma wspaniałą reputacjęArcturus ma wspaniałą reputacjęArcturus ma wspaniałą reputacjęArcturus ma wspaniałą reputacjęArcturus ma wspaniałą reputacjęArcturus ma wspaniałą reputację
Archibald był pewien, że to dobry plan. Musiał być dobry, w końcu sam go zaaprobował, bo kto jak kto, ale on nie zaakceptowałby złego planu. Coś jednak poszło nie tak. Na pewno nie z jego winy, więc może ktoś z drużyny nawalił? No tak, branie zakładników to nie był dobry pomysł. Nie dlatego, że nie był skuteczny. Kłopot w tym, że sam doskonale pamiętał, iż podniesienie ręki na czyjegoś rodzica zapewnia dozgonną nienawiść jego dzieci. A nie potrzebował, żeby na karku siedział mu jakiś mściciel.

Nie było czasu na zastanawianie się, bo sytuacja wymykała się spod kontroli. Ostatnim, co było im potrzebne, była krwawa jatka w tym miejscu. Zszedł na dół, trzymając w ręku wyciągnięty rapier i mierząc okiem sytuację. Może jednak coś było w tym pomyśle Otta? Faktem było, że zbóje byli wyraźnie zaskoczeni całą sytuacją.

Trzymał się blisko ściany, wiedząc, że jego styl walki średnio pasuje do karczemnych awantur. Przesuwając się powoli, starał się znaleźć w takim miejscu, by móc bez trudu i szybko wyprowadzić skuteczny atak, który pozwoli powalić wroga, nim ten zdąży cokolwiek zrobić.
 
Arcturus jest offline  
Stary 16-03-2012, 17:15   #9
 
wooku's Avatar
 
Reputacja: 1 wooku ma wspaniałą reputacjęwooku ma wspaniałą reputacjęwooku ma wspaniałą reputacjęwooku ma wspaniałą reputacjęwooku ma wspaniałą reputacjęwooku ma wspaniałą reputacjęwooku ma wspaniałą reputacjęwooku ma wspaniałą reputacjęwooku ma wspaniałą reputacjęwooku ma wspaniałą reputacjęwooku ma wspaniałą reputację
Był głodny. Strasznie głodny. Obserwował wskazaną karczmę od wczesnego wschodu i choć nie do końca przygotował się do zadania, wiedział, że nie może opuścić swojego punktu obserwacyjnego. Wiedział, że jeśli zawiedzie kompanów szybko stracą do niego zaufanie, co pewnie spowoduje, że będzie musiał opuścić ich towarzystwo. A tego nie chciał - ta drużyna była jego wielką szansą. Wreszcie ktoś chciał wykorzystać jego umiejętności w ciekawy sposób. Sam zgłosił się na obserwację stołówki "U Urliki", więc tym bardziej chciał się wykazać, choć wątpił w fakt, że poszukiwani ukryli się właśnie tutaj. Bergsburg nie był dużym miastem, jednak zdecydowanie są lepsze miejsca na kryjówki. I niby dlaczego właśnie ta oberża? Podróżując mijali kilka innych, bardziej ukrytych i położonych na uboczu.

Jednak Ivein uparł się, aby sprawdzić najpierw lokal "U Urliki". Jego wątpliwości wzbudził fakt zamknięcia karczmy w tym samym czasie, kiedy przewidywali, że poszukiwani przybyli do miasta. Postanowili obserwować lokal przed rozpoczęciem ewentualnej akcji. Poprzedniego dnia Vooks przedstawił kompanom miejsca, którymi można wejść do karczmy, ale też możliwe drogi ucieczki.
To było łatwe. Teraz przyszłą pora na trudniejszą część. Widział, jak do lokalu wchodzą trzej mężczyzni odpowiadający rysopisowi poszukiwanych - bracia Shmidtowie i mężczyzna, którego podobno nazwyano Wyjec.

Postanowił dać sygnał do rozpoczęcia akcji, mimo, że nie zaobserwował wszystkich członków bandy. Po pierwsze to była jego pierwsza akcja, a ewentualna walka z mniejsza ilością przeciwników musiała być prostsza.
A po drugie - był głodny. Postawienie głodnego halflinga na przeciwko karczmy musiało skończyć się katastrofą. Zniecierpliwiony ruszył z resztą do ataku według omówionego wcześniej planu.

Swój błąd zrozumiał dopiero kiedy wkroczyli na balkonik. Floger, matka Flogera, półork - to wszystko wymknęło się spod kontroli.
Wycelował swoją procę we Flogera i postanowił, że jeśli przeciwnicy nie pójdą po rozum do głowy, to zacznie ostrzał właśnie od dowódcy.
 
wooku jest offline  
Stary 16-03-2012, 20:40   #10
 
kymil's Avatar
 
Reputacja: 1 kymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputację
W malowniczym miasteczku Bergsburg


[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=eDd-GXkMrJs[/MEDIA]


Folger był człowiekiem, który znał swą wartość. Cenił swe umiejętności, ufał kamratom i wiedział również kiedy wpadł w gówno. A ta sytuacja wyglądała mu na wielkie gówno.

"Trzech skurwieli na balkonie, dwaj blokują jadalnię, brodacze obstawiają wyjście na ulice" - dumał tłuścioch.

Z jego twarzy nie schodził przymilny uśmieszek, nawet gdy Ivein rzucił w ich kierunku mięsem. Trzymał jednak kurczowo drewniany zydel, jak kapłan Sigmara monstrancję ku chwale Imperium. Grubas zdawał sobie jednak sprawę z beznadziejności sytuacji.

Sprawy toczyły się szybko. Ja zwykle za szybko.

Kaprawy człek, który trzymał na wyciągnięcie miecza małą Panią Ulrykę spowodował, że wytatuowany Julius jak buhaj ruszył w jego kierunku. Nie zważając na nic. Folger wiedział, że nic go nie zatrzyma.

- Łachudro! - warknął ściskając mocno dłonie, aż węzły mięśni o mało nie wyszły na wierzch. - To jest MOJA matka!

Mimowolnie Shmidtowie, mimo iż obsrani nie na żarty, parsknęli śmiechem.


***


"Jeden mechanizm, jedna drużyna, dobrzy są" - tłuścioch potrafił oddać też cesarzowi co cesarskie.

Chciał się poddać, naprawdę chciał, ale i tym razem Khaine, Pan Morderców wysłuchał jego niemych błagań.

Bowiem oto na jego oczach mechanizm się zepsuł.

Oto, jeden z brodaczy zamiast warować przy wyjściu ze stołówki ruszył w kierunku Razga. Brwi Folgera uniosły się ku górze, gdy wreszcie zrozumiał. "Chce pyszałek dostać półorka..."

Półrok nie był w ciemię bity niskim zamachem zaatakował krasnoluda, który potężnym kryciem zasłonił się przed korbaczem. Aż drzewce zachrupało. Przeciwnicy związali się walką na śmierć i życie.

Ale to nie gniew krasnoluda był sprawką Khaine'a. Za tajemną sprawą Pana Śmierci dwaj mężczyźni na balkonie, Archibald z Iveinem, którzy do tej pory celowali w nich kuszami zniknęli w korytarzyku prowadzącym na dół. Na podwyższeniu został osamotniony halfling z procą.

- Teeeraaaz!! - wrzasnął gruby i jak szaleniec rzucił w kierunku wyjścia do stołówki. Koło niego przeleciał kamień z procy niziołka nie czyniąc żadnej szkody.

"Partacz" - skwitował ze złośliwym tłuścioch.

Za nim jak sen złoty pomknęli Shmidtowie i Wyjec.

Naprzeciw wybiegł im drugi z krasnoludów ze stalowym toporzyskiem. Folger zasłonił się zydlem, który prysł na drobne drzazgi, ale uratował przed stratą głowy. Gdzieś Wyjec zawył jak zarzynane zwierzę. Widać Gotte też nie marnował czasu.

Drugiego ciosu Folger nie zdążył uniknąć, krasnolud był po prostu za dobry. Tłuścioch zasłonił się lewą dłonią i stracił dwa place...

Ale droga ku wolności była otwarta. Wybiegli na ulice. Za sobą mokry od potu i krwi Folger słyszał odgłosy pogoni, zdyszane oddechy Wyjca, krzyki Żaka i tupot buciorów Shmidtów.

Skręcili w lewo. Na główną arterię Bergsdorfu, którą tętniła popołudniowym życiem. Przed nimi przesuwał się kolorowy tłum mieszczuchów, wozów konnych. Na szczęście nigdzie nie było straży.

Pogoń trwała. Była blisko.

Przez drogę przejeżdżał właśnie drabiniasty wóz pełen główek kapusty.

- Byle do niego! - Gruby dodawał ducha kompanom. Wozak jeszcze nic nie dostrzegał.
 

Ostatnio edytowane przez kymil : 16-03-2012 o 20:55.
kymil jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 10:45.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172