Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 23-03-2012, 14:32   #1
 
pawelps100's Avatar
 
Reputacja: 1 pawelps100 ma z czego być dumnypawelps100 ma z czego być dumnypawelps100 ma z czego być dumnypawelps100 ma z czego być dumnypawelps100 ma z czego być dumnypawelps100 ma z czego być dumnypawelps100 ma z czego być dumnypawelps100 ma z czego być dumnypawelps100 ma z czego być dumnypawelps100 ma z czego być dumnypawelps100 ma z czego być dumny
[WFRP 2 edycja] Dla dobra Marienburga



DLA DOBRA MARIENBURGA

Po spotkaniu ze starszyzną Wysokich Elfów Berius od razu spotkał się ze swoim synem, Marathirem:
- Słucham cię, ojcze. Czyżbyś miał dla mnie jakieś zadanie? Przecież wiesz, że niedawno wróciłem z Nuln i jestem zmęczony.
-Dobrze to wiem synu, ale jest wielka, nie cierpiąca zwłoki sprawa. Otóż jest pewien magiczny rytuał, który za jakiś czas będziemy musieli wykonać… ale potrzebujemy do niego składników- powiedział starszy elf, po czym podał synowi pergamin.
Marathir przez chwilę czytał, po czym powiedział:
- Będzie ciężko je znaleźć. Są rozrzucone po całym Imperium. A drogi są niebezpieczne, sam sobie nie dam rady.
- Wiem o tym doskonale. Dlatego masz tu pieniądze, najmij tylu ludzi, ilu uznasz za stosowne.
- Dobrze, ojcze. Kiedy mam wyruszyć?
- Jak najszybciej, nie mamy wiele czasu, a droga przed tobą daleka.
- Zatem od razu ruszę poszukać odpowiednich osób. Żegnaj ojcze- powiedział młody elf, po czym wyszedł z budynku i zniknął wśród szeregu uliczek, które wiły się po całym Marienburgu niczym węże.

Nathander Zender

Cały czas do tej pory spędzony w Marienburgu przesiedziałeś w kanałach. Nie podobało ci się to zbytnio, ale nie miałeś też tyle odwagi, aby wyjść- nieraz ledwo udało ci się ujść z życiem przed bandą chłopów, która wzięła cię za żywego trupa. Były też sytuacje, że nawet kapłani Sigmara odganiali cię od siebie wodą święconą. Nie było więc nic dziwnego w tym ,że wolałeś przebywać wśród ludzi ci podobnych- żebraków, oszpeconych, pozbawionych kończyn. Oni cię rozumieli…
Ale w końcu coś się zmieniło. Do twoich podziemnych siedzib zszedł ktoś z góry, która była czystym, lepszym światem. I to nie był byle kto, ale przedstawiciel rodu starszego niż ludzie- elf.
Mówił do ciebie, że potrzebuje ludzi do eskorty. Miał zbierać jakieś składniki, zapewniał też niezłe warunki finansowe, ale ta część jego przemowy nie docierała do ciebie tak mocno.
Dużo bardziej interesowała cię wizja powrotu do normalnego świata, towarzystwa ludzi, którzy nigdy nie musieli jak ty chować się w kanałach. Niewiele cię obchodziło nawet to, że wyprawa będzie niebezpieczna- liczyło się wyrwanie z tego zaklętego kręgu nieszczęść, jakie dawno na ciebie spadły.
Zgodziłeś się bez wielkich oporów. Marathir- tak nazywał się ten elf- powiedział ci, byś się przygotował, kupił to co trzeba i za trzy dni stawił się o ósmej rano przed gospodą „Pod Wesołym Zającem”.

Ulli Forster

Od jakiegoś czasu ukrywałeś się w ponurych spelunach portowych, licząc na to, że sytuacja przycichnie i że będziesz mógł wrócić do normalnej pracy. Niestety, swoim zachowaniem nadepnąłeś na odcisk komuś bardzo wpływowemu, który najwyraźniej dodatkowo był wyjątkowo mściwy. Byłeś coraz bardziej zdesperowany, w końcu zdałeś sobie sprawę z tego, że musisz uciekać i to szybko.
Na szczęście dla ciebie, właśnie wtedy w twojej kryjówce zjawił się pewien elf. Proponował niebezpieczną pracę ,ale ty nie miałeś wiele do stracenia- liczyło się tylko to, że wyniesiesz się z tego miasta na jakiś czas. Nawet nie targowałeś się specjalnie, jeśli chodzi o wynagrodzenie.
Po uzyskaniu twojej zgody elf dał ci dwa dni na przygotowanie się, po czym trzeciego dnia miałeś przybyć o ósmej rano do gospody „Pod Wesołym Zającem”.

Eckhardt Schwartzhaut

Po cudownym ocaleniu z katastrofy w kopalni na jakiś czas postanowiłeś odpocząć od pracy pod ziemią. Po wielu dniach wędrówki dotarłeś do Marienburga, gdzie miałeś zamiar zostać przez jakiś czas. Jednak szybko odezwały się problemy najbardziej prozaiczne- zabrakło ci pieniędzy. Musiałeś szybko znaleźć jakąś robotę i udało ci się takową znaleźć, choć ta była dość nietypowa. Miałeś pomagać elfowi zbierać jakieś rzeczy i służyć mu jako eskorta. Po pewnym wahaniu się zgodziłeś, choć miała to być praca znacznie różniąca się od twojej dotychczasowej.
Po dogadaniu się z Marathirem ten ostatni zostawił ci dwa dni na przygotowanie się i pouczył, jak dotrzeć do gospody „Pod Wesołym Zającem”, skąd miała wyruszyć cała wyprawa za dwa dni o ósmej rano.

Horacy

Już od jakiegoś czasu grałeś w jakiejś obskurnej karczmie dla podpitych ludzi i miałeś tego serdecznie dość. Lubiłeś spokój , ale nieobca ci także była przygoda. Poza tym miałeś zamiar wędrować po świecie, a takie duże miasto już ci się trochę znudziło. Chciałeś szybko wyjechać z tego miejsca. Na szczęście w okolicy szwędał się długouchy, który poszukiwał chętnych do dalekiej wyprawy.
Kiedy go o to zagadnąłeś, głośno wyraził swoje wątpliwości odnośnie zabierania ciebie na tak niebezpieczną wyprawę. Szybko jednak zmienił zdanie, kiedy ze swojej procy trafiłeś kilka kotów, które w mroku przemykały się ulicą.
Po krótkich negocjacjach odnośnie warunków, zgodziłeś się na wyprawę. Elf dał ci dwa dni na przygotowanie się i nakazał ci, abyś po minięciu tych dni stawił się rano przed gospodą „Pod Wesołym Zającem”.

Reinhard von Burgof

Już jakiś czas spędziłeś w Marienburgu, ale ten czas coraz bardziej ci się dłużył. Choć od ataku ojca i twoich braci minęło trochę czasu, ty już miałeś dosyć gnicia w mieście. Twoją misją było szerzenie porządku i walka na chwałę Sigmara. Na szczęście dzięki pomocy elfów udało ci się znaleźć okazję na wojaczkę. Dzięki listowi polecającemu od elfa Wysokiego Rodu jeden z jego pobratymców miał dla ciebie niebezpieczne zadanie. Miałeś mu towarzyszyć jako eskorta i pomóc zebrać kilka rzeczy. Poza tym była to okazja powrotu do Imperium. Co prawda w kraju nadal nie było bezpiecznie, ale mimo to zdecydowałeś się wrócić- kraj tym bardziej wymagał twojego powrotu. Jednak najpierw napisałeś list do swojego wuja, w którym streściłeś mu sytuację, a on szybko ci odpisał- zgadzał się i polecał cię opiece Sigmara.
Sam elf szybko streścił ci ,że masz dwa dni wolnego, po tym czasie zaś miałeś trafić do gospody „Pod Wesołym Zającem”, skąd wyprawa miała ruszyć. Widać przy tym było, że nie zamierza cię jakoś specjalnie faworyzować z tytułu twojego urodzenia, choć nie było to dla ciebie wielkim ciosem.

Pieter „Rzeźnik”

Po jakimś czasie pobytu w mieście nagle znalazł cię jakiś elf. Zadawał dziwne pytania i oczekiwał dziwnych odpowiedzi. Ale za pieniądze zgodziłeś się na rozmowę. Gdy skończyłeś , elf zaproponował ci udział w wyprawie do Imperium. Na początku się broniłeś- Marienburg bardzo ci pasował. Dodatkowo wyprawa ta mogła być niebezpieczna, ale ciebie właśnie to zachęciło do udziału w niej. Być może dzięki niej poszerzyłbyś swoją wiedzę na temat ludzkiego ciała? Przez jakiś czas się zastanawiałeś nad tym, by w końcu dojść do wniosku, że może bardzo ci się to opłacić. Toteż w końcu zgodziłeś się. Marathir dał ci dwa dni na przygotowania, po czym nakazał stawić ci się w gospodzie „Pod Wesołym Zającem” o ósmej rano trzeciego dnia.

Michael

Byłeś z siebie bardzo zadowolony, ale ten kij ma dwa końce. Z jednej strony udało ci się sprawić krwawy pogrom kolejnym kultystom Chaosu, ale z drugiej strony musiałeś opuścić kraj Młotodzierżcy. Toteż szukałeś grupy, z którą mógłbyś wrócić do Imperium. Widać Sigmar ci sprzyjał, bo niedługo potem zgłosił się do ciebie jeden elf. Nie wyglądał na naznaczonego chaosem, więc wysłuchałeś jego propozycji w spokoju. Proponował ci powrót do kraju, a także walkę, najpewniej z pomiotem Niszczycielskich Potęg. Pieniądze cię nie interesowały tak bardzo, chciałeś natomiast krwi- tych, którzy wyrzekli się Sigmara albo tych , którzy walczyli ze świętym porządkiem Imperium. Po chwili namysłu zgodziłeś się na wyjazd. Elf dał ci dwa dni na przygotowanie, a trzeciego o ósmej rano miałeś stawić się w gospodzie „Pod Wesołym Zającem”.

Viraelel Laurelavandrel

Po wygaśnięciu kontraktu, jaki zawarłeś ze strażą miejską, bez żalu opuściłeś ich szeregi. Twoje nogi znowu paliły się do podróży, miałeś też nadzieję znaleźć robotę, która byłaby bardziej pouczająca i która dałaby lepszy zarobek. Po jakimś czasie kręcenia się po mniej lub bardziej popularnych spelunach w końcu zgłosił się do ciebie Marathir. Był twoim pobratymcem, więc z uwagą i dość sporym entuzjazmem go wysłuchałeś.
Okazało się, że miał robotę wprost wymarzoną dla ciebie: oferował wędrówkę po Imperium, towarzystwo kompanii zbrojnej, a także swoje własne towarzystwo, co w świecie ludzi także miało znaczenie. Warunki finansowe też były całkiem dobre, więc bez wielkich oporów przystałeś na jego propozycję. Marathir zostawił ci dwa dni na przygotowanie się, a trzeciego dnia miałeś stawić się w gospodzie „Pod Wesołym Zającem” o ósmej rano.

Wszyscy

Po upłynięcie dwóch dni, które spędziliście, załatwiając swoje sprawy, po kolei stawiliście się w gospodzie „Pod Wesołym Zającem”. Tam gospodarz na koszt elfa wydał wam śniadanie. Po jego zjedzeniu gospodarz wyprowadził całą grupę na zewnątrz, gdzie przed budynkiem, przy dużym powozie stał Marathir.
 
pawelps100 jest offline  
Stary 23-03-2012, 16:43   #2
Konto usunięte
 
Ulli's Avatar
 
Reputacja: 1 Ulli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputację
Od tygodnia Ulli ukrywał się w opuszczonych magazynach kupieckich nad Martwym Kanałem. Smrodliwa i niebezpieczna okolica a także perspektywa dostania się w ręce straży nie skłaniały do spacerów. Jedzenie dostarczał mu brat Wilhelm.
Sytuacja nie była idealna. Ulli nie lubił być zależnym od innych dlatego też rozpaczliwie szukał możliwości zmiany otoczenia. Gdy padła propozycja dołączenia do wyprawy pewnego elfa nie zastanawiał się ani chwili. Padło krótkie
- Zgoda-bez zagłębiania się ekonomiczne aspekty przedsięwzięcia.
Wszystko by się znaleźć możliwie najdalej od sprawy poturbowanego żaka i jego ojca rajcy.
Dwa dni jakie dostał na przygotowanie się do wyprawy spędził na ostrzeniu noży i czekaniu. Nie chciał się ujawnić, nie miał też wystarczająco pieniędzy by szaleć po składach kupieckich. Na drugi dzień pojawił się w gospodzie po "Wesołym Zającem".
Ulli był blisko dwumetrowym męzczyzną o zakazanej gębie, ważącym mocno ponad 100 kg. Warunki fizyczne a także poorana bliznami fizjonomia budziła respekt do tego, do niedawna, wykidajły. Całości dopełniały kolczyki w uchu nie przydające mu jednak urody. Nosił znoszone ubranie i wytartą skórzaną kurtę do tego płaszcz z kapturem naciągniętym na głowę. Taki objawił się zgromadzonym w karczmie najemnikom elfa.
 
Ulli jest offline  
Stary 24-03-2012, 14:15   #3
 
Aeshadiv's Avatar
 
Reputacja: 1 Aeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputację
Eckhardt był mocno ranny. Wszystko się goiło powoli. Przez kilka miesięcy wszystko go bolało. Ból jest jednak dla słabych, a Eckhardt to człowiek wychowany w pocie wyciskanym przez ciężką pracę, nieraz ogromnym bólu, który powodowały kamienie spadające na stopę. Był silny. Człowiek prosty, ale w świat trzeba wyruszyć. Czemu miałby gnić dalej w grotach pełnych węgla czy rudy żelaza. Przepracował tam niemal 10 lat... Świat był kuszący, wręcz prosił, aby go obejrzeć. Czemu nie? Trzeba odszukać ukryte gdzieś przeznaczenie.

Nie wyglądał na człowieka silnego. Był niski jak na mężczyznę. Pod długimi rękawami lnianej koszuli kryły się jednak stalowe mięśnie wyrobione tysiącami uderzeń ciężkiego kilofa. Pod spodem można było zauważyć skórzany kaftan. Tak na wszelki wypadek. Górnik nosił ciągle strój roboczy. Styrane spodnie, skórzane poniszczone buty, czarna chusta na szyję zasłaniająca jedną z blizn. Akurat ta pamiątka po walce ze szczurowatymi sprawiała wyjątkowo nieprzyjemne wrażenie. Jakby mu kto gardło poderżnął. A jak ktoś komuś gardło próbowałby podciąć to się ze zbirami co w ciemnych zakątkach miasta za parę miedziaków zabiją. A on taki nie był. Potrafił walczyć, ale uczciwie, honorowo. Nie był najemnym zabijaką, chociaż za takiego go chyba wziął elf.

Siedział razem z innymi. Był wyjątkowym mrukiem. Czasem coś tam pod nosem odpowiedział. Zjadł to co oberżysta przyniósł. Wyszedł z innymi przed karczmę podpierając się kilofem. Czekał co ten długouchy ma im do powiedzenia...
 
Aeshadiv jest offline  
Stary 25-03-2012, 09:05   #4
 
Vireless's Avatar
 
Reputacja: 1 Vireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwu
Zgodnie z umową Elf zjawił się „Pod wesołym Zającem” z samego rana. Ważne by zrobić dobre wrażenie na przyszłym pracodawcy. Przy okazji było można również i obejrzeć Kompanię, w jakiej przyjdzie mu podróżować.
Marathir z zawczasu go poinformował, że będą jedynymi z ich rasy. Nie miał nic przeciwko temu jak również i nie miałby nic przeciw innym nacjom. Nawet przeciw krasnoludom. Znaczy się do momentu, gdy takie siedziały w swych śmierdzących kopalniach ewentualnie rozpalonych kuźniach.
Marathir – Viraelel obrzucił go wzrokiem raz jeszcze. Spotkał go dwa dni temu i szybko przyjął propozycję. Jakaś wyprawa, misja, przygoda. Tak to on sam pojmował, w końcu był młody jak na elfa i dopiero szukał życia i przygód. Jego szef natomiast był po drugiej stronie. O wiele bardziej doświadczony. Z tego, co się dowiedział o nim to bardzo często załatwiał jakieś sprawy w Imperium lub Księstwach Granicznych. Na dodatek jego ojciec to miejscowa ważna persona w świecie elfów.

To przypomniało mu sprawę listu polecającego i referencji od miejscowego szefa Straży Miejskiej. Poprosił o nie wczoraj i dziś z rana powinien jakiś łepek przynieść dokumenty. Tak się umówił ze swoim byłym oficerem ze straży. I na dodatek kosztowało go trochę srebra. Uśmiechnął się pod nosem. W końcu jest po wypłacie mógł sobie pozwolić. I na dodatek dostał śniadanko za darmo. Listy były mu potrzebne z uwagi na to, że będą podróżować po Imperium. Nie wiadomo jak i gdzie przyjdzie im skończyć przygodę. Ludzie tak samo jak elfy nie lubią obcych. Takie przepustki mogą się przydać… Referencje to nic innego jak potwierdzenie, że przynajmniej raz pracował dla ludzi, po ich stronie.

Dokończył swoje śniadanie, kawałki kurczaka opiekane w sezamie. Musiało to kosztować Marathira trochę, na dodatek kurczak nie smakował jak kurczak a co do sezamu wolał się nie przymierzać z nadaniem właściwej nazwy. Cały posiłek i tak był lepszy niż ten w koszarach, jakie ostatnio głównie zwykł jadać. Wyczyścił sztućce, przejrzał się mimo woli w błyszczącej klindze noża. Jego znaki rozpoznawcze były na miejscu. Miedziane długie włosy związane brązowa opaską na czole. Opadały swobodnie na ramiona i wyglądały jak by nosił czepek i misiurkę z czystej miedzi. Ciemno fioletowe
Jarzyły się purpurą w całkiem ładnej buzi. Musiał tylko popracować nad zarostem… To wszystko było dyskontowane przez skórę. Bladą i o odcieniu kredy. Od zawsze miał z tym problemy.
Popatrzył na resztę kompani… Nie, nie będzie się wyróżniał zbytnio.

Skinął karczmarzowi w podziękowaniu za drogi i niesmaczny obiad, po czym zarzucił sobie na ramię plecak w drugą rękę wziął łuk i ruszył na zewnątrz. Słoneczko świecił już całkiem, całkiem. Po tym jak obok nich przejechał jakiś wóz zakurzyło się straszenie. Widocznie wszystkie plotki mówiące o tym, że jest strasznie sucho mogą mieć ziarno prawdy.
Rzucił plecak na ziemie i postanowił czekać na resztę.
 
Vireless jest offline  
Stary 25-03-2012, 15:58   #5
 
Reinhard's Avatar
 
Reputacja: 1 Reinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputację
Reinhard znalazł tymczasowe schronienie w Ostmuur, dzielnicy klasy średniej. Było to spokojne miejsce, giermek czuł się tu jednak nieswojo. W dzielnicy istniała skromna świątynia Sigmara - i na całe miasto, to wszystko!

Potężna katedra w dzielnicy Tempelvijk była zamknięta. Jak dowiedział się od swego gospodarza, gdy w 2429 roku Marienburg ogłosił secesję, ówczesny Imperator Wilhelm III podjął trzy wyprawy mające na celu odzyskanie miasta. podczas jednej z nich Sigmaryci planowali otworzyć wrota Marienburga imperialnym armiom. Gdy spisek został wydany, wściekłość Marienburczyków była tak wielka, iż Sigmaryci musieli schronić się w katedrze. Do samosądu nie doszło dzięki interwencji członka Dyrektoriatu, Arkata Foogera. W mieście pozwolono pozostać jedynie tym Sigmarytom, którzy zadeklarowali lojalność Marienburgowi, a nie Wielkiemu Teogoniście. Z czasem zaczęto ich nazywać unitami. Ortodoksi, uznający dominującą pozycję Wielkiego Teogonisty, wynieśli się do miasteczka Kalkaat, na Jałowych Ziemiach. Kler obu odłamów zachował zdolność rzucania czarów, lecz kapłani jednej strony oskarżają o herezję i konszachty z demonami kapłanów drugiej strony.

Sigmar był na ustach i sztandarach Imperialnych, jego pobożne znaki zdobiły szyje, pancerze, domy prywatne i budynki publiczne - w Imperium. Tu tego nie było. Co gorsza, Sigmara nie było w sercach tych ludzi - królowali tam Handrich i Mannann. To było bardzo dziwne, rozmawiać z ludźmi, załatwiać sprawy, śmiać się i kłócić, nie słysząc tak naturalnych odniesień do Młotodzierżcy w prośbach, groźbach, radościach i smutkach.

Miasto bezbożników. Miasto wymagające ciężkiej pracy, duchowej formacji ich mieszkańców. Minęło niecałe 100 lat, a oni już zapomnieli o najważniejszym bogu, o ich obrońcy.

Reinhard dusił się panującą tu atmosferą, to miasto budziło w nim niepokój i agresję. Przyzwyczaił się do tego, że jest jedynie szlachetnie urodzonym pachołkiem, ale tutaj nikogo nie obchodziło jego - bardzo skromne, ale jednak - urodzenie! Ci ludzie patrzyli tylko na pieniądze i na morze! Może faktycznie unici zostali opętani? Przyłączyć się do takiego barbarzyństwa. Zielonoskórzy również odrzucają Sigmara i skupiają się na bogactwie. Marienburczycy - ludzie, a jakby bliżej im do zielonego plugastwa.

Możliwość wyrwania się z tego chorego miasta była błogosławieństwem. Reinhard zakupił suchary i worek obroku dla konia, napełnił manierkę wodą i udał się pod "Wesołego Zająca". Proporczyk na jego lancy był spłowiały i wystrzępiony - za dużo walk, za mało czasu, by zajmować się takimi drobiazgami. Przeciwnie Marienburczycy, i ta nowobogacka krzykliwość ich strojów.

W stajni zignorował próbę stajennego przejęcia cugli jego wierzchowca. Jego cisawy reikland był już stary, a jak większość koni tej rasy - niezbyt zgrabny i szybki, ale potrafił odgryźć kilka palców gapowatemu koniuchowi. Poza tym, nie lubił obcych. Właściwie ciężko powiedzieć, kogo lubił. Giermek oporządził konia, zapłacił zbójecką stawkę za stajnie i udał się do karczmy.

Kiedy wszedł do głównej izby, był w pełni świadom tego, co widzą inni: twarz, którą określa się jako "sympatyczna", gdy nie chce się kłamać na temat urody ale jednocześnie nie zrobić przykrość. Nieco zbyt szerokie usta o lekko podniesionych kącikach nadawały obliczu pogodny wyraz, ale kartoflowaty i do tego złamany nos nie pozwalał się skupić na harmonijnych, choć szerokich rysach twarzy. Czujne niebieskie oczy spoglądały spod ostrzyżonych "na garnek" i wysoko podgolonych, popielatoblond włosów. Słuszna postura, ręce o zgrubiałych od miecza nadgarstkach i nogi wykrzywione od spędzania dużej ilości czasu w siodle dopełniały obrazu.

Na prosty podróżny ubiór nałożone były elementy pancerza skórzanego i kolczego. Miecz nie był lepszy, niż żelazo, którym mógłby się pochwalić przeciętny zbrojny. Na tarczy znajdował się herb - szary jastrząb na czerwonym tle.

Zbrojny rozejrzał się po izbie, wypatrując zleceniodawcy i swych przyszłych towarzyszy broni. Zamierzał do nich podejść i się przywitać.
 
Reinhard jest offline  
Stary 25-03-2012, 20:40   #6
 
Mortarel's Avatar
 
Reputacja: 1 Mortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputację
Dwa dni przygotowań upłynęły Niziołkowi na zabawie w karczmie. Na jadło i picie zarabiał śpiewem i grą na mandolinie. Jego piosenki nie były najwyższych lotów, ale wystarczyło żeby zaspokoić głód i pragnienie. Do tego właściciele karczem chętnie widzieli go w swych progach, niejednokrotnie oferując darmowy nocleg. Grajek na sali przyciągał dodatkowych gości, który pobudzeni melodią piosenek chętniej zamawiali trunki. Horacy uwielbiał to co robił i niejednokrotnie grywał do późnych godzin zabawiając zebranych ludzi.

W dniu, w którym miał wyruszyć wstał wcześnie rano. Głowa bolała go od picia, z którym przesadził zeszłego wieczoru. Zjadł oferowane przez elfa śniadanie. Był głodny jak wilk. Pokrzepiwszy się nieco wyszedł przed budynek karczmy i usiadł przed nią opierając plecy o ścianę przybytku. Położył na nogach swój instrument i brzdąkał sobie dla zabicia czasu.

Kiedy wszyscy się zebrali i wyszli z karczmy wraz z elfem Horacy akurat nucił piosenkę, którą ułożył tego ranka.

~Brzdąk, brzdęk, brzdąc~ rozległ się dźwięk szarpanych strun.

Raz, dwa, trzy! Hej!

"Szedł elf przez las,
Pogryzły go żmije,
Żmije wyginęły,
A elf nadal żyje…"


Urwał kiedy zobaczył długouchego stojącego tuż nad nim. Zmieszany Niziołek uśmiechnął się i czmychnął na wóz.
 

Ostatnio edytowane przez Mortarel : 25-03-2012 o 20:44.
Mortarel jest offline  
Stary 26-03-2012, 11:42   #7
AJT
 
AJT's Avatar
 
Reputacja: 1 AJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputację
Wyjście z cienia, a właściwie kanałów, czy opuszczonych jaskiń, było wielkim wyzwaniem dla Nathandera. Kiedyś człowiek światły, oczytany, student akademii. Teraz potwór, tylko i wyłącznie w oczach wielu, potwór. Potwór, który nie dziwota uciekł od społeczeństwa. Miał do niego wrócić. Może powoli, ale wrócić. Pierwszy krok miał zostać właśnie wykonany. Pierwsza wyciągnięta od dawien, dawna ręka, elfia ręka. Musiał z tej okazji skorzystać…chciał z tej okazji skorzystać.

Za trzy dni „Pod Wesołym zającem”, kupić co trzeba. Tylko za co? Tylko jak? Obecnie sakwea, była jedynie pustym skrawkiem materiału. To co trzeba miał. A przynajmniej tak mu się wydawało. Wiedział co potrzebuje do tej pory, a nic więcej nie posiadał. Jakieś łachmany na sobie, znaleziona skórznia i hełm, łom, lina, worki na znaleziska, a nawet dwie mikstury leczenia znalezione dość niedawno. Do tego jeszcze latarnia, ale w gruncie rzeczy tą musiałby użyć tylko w całkowitych ciemnościach. A do obrony topór, a w szczególności sztylet, siatka i noże do rzucania, które mogły służyć do ataków z ukrycia. Tak, taki styl walki, czy w ogóle egzystencję preferował...cień, ukrywanie się, skradanie, a w ostateczności cichobójstwo.

Długo się zastanawiał by wejść do Zająca. Wszedł tam pewnie jako ostatni. Wcześniej, dość dokładnie, nałożył na głowę kaptur, chowając jak najwięcej twarzy mógł. Siadł w rogu, w cieniu, z dala od reszty. Zjadł samotnie i w spokoju, chociaż czuł cały czas na sobie wzrok innych. Nie zjadł nawet do końca. Wyszedł na zewnątrz, uciekł. Tu spostrzegł elfa. Elfka, który wyciągnął te trzy dni temu rękę.

Stanął przy nim i w ciszy czekał na pozostałych, którzy niedługo potem się zjawili. Wyprowadzeni przez gospodarza najemnicy spostrzegli koło elfa Nathandera. Był wysoki, aczkolwiek szczupły. Szpetny, niezwykle szpetny. Twarz, a także inne odsłonięte części jego ciała ‘zdobiły’ blizny. Właściwie to całe jego ciało było jedną wielką blizną…
 
AJT jest offline  
Stary 26-03-2012, 11:56   #8
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
Chaos. To słowo działało na Sigmaritę niczym czerwona płachta na byka. Pieniądze przestawały mieć znaczenie, gdy można było służyć dobrej sprawie. Chaos. To coś co sprawiało, że serce tego mężczyzny waliło jak oszalałe a w jego oczach budził się zew krwi. Przeszłość od której nie mógł uciec pogrążała go czasem w odmętach jego własnego szaleństwa. To szaleństwo sprawiło, że bez wahania zgodził się na propozycję elfa. Chciał pomścić swoje krzywdy, które wyrządził mu chaos. Nie dbał o swoje życie, tak bardzo jak wcześniej, albowiem czuł się Sługą Bożym.
Gdy tylko przekroczył próg karczmy, zebrani w nim goście mogli dostrzec ubranego w łachmany wysokiego na prawie 190 cm wzrostu mężczyznę. Długie siwe włosy wychodziły z pod kaptura, który zakrywał jego twarz. Mężczyzna rozejrzał się uważnie po karczmie i zrzucił kaptur z głowy, ukazując swoje prawdziwe oblicze. Otóż lewa część twarzy była strasznie poharatana, a przez oko przechodziła długa i bardzo widoczna blizna. Mężczyzna miał również mniejsze, lecz część z nich musiała pochodzić od skaleczeń przy goleniu. Mężczyzna wyglądał na prawie czterdzieści lat a jego niebieskie oczy patrzyły na innych ze spokojem, chłodem i obojętnością szukając w nich najmniejszych skaz chaosu.
Pod poniszczonym płaszczem nosił skórzaną kurtę, na której został wymalowany symbol młota. Przy pasie miał posrebrzany łańcuszek, na którym zwisał wisiorek w kształcie komety z dwoma ogonami. Na dłoniach nosił skórzane rzemyki, które przylegały do siebie, ochraniając i zasłaniając wewnętrzną część dłoni. Mężczyzna miał przy pasie przypięty miecz, a w dłoni dzierżył korbacz.
Michael Tobias de Love, bo tak się zwał Sigmarita i jego fanatyk, podszedł do stołu i przywitał się beznamiętnie. Korbacz położył tuż koło nogi i zajął się spożywaniem posiłku. Gdy skończyli szedł tuż za elfem, niczym jego cień, cały czas czujny. Milczał, nie odzywając się słowem, bowiem nie leżało to w jego naturze.
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)
valtharys jest offline  
Stary 26-03-2012, 13:50   #9
 
Ryder's Avatar
 
Reputacja: 1 Ryder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputację
Głupi elf. Pieter ostatnio nieco zbyt łatwo dawał się przekonywać do różnych rzeczy. Czas było podjąć się czegoś konkretnego i trzymać się tego. Ostatnie, co mu było na rękę, to żeby zyskał opinię popierdółki. Tak więc odczekał dwa dni zgodnie z umową, wynajmując najlepszy pokój w najlepszym zajeździe w mieście, "Białej Fali", oferując swe usługi jako zapłatę. Kaleb, jak miał na imię gospodarz, reklamował go jako znanego Bretończyka, cudotwórcę z zachodu, co pozwalało mu zbijać sporo brzęku na tym interesie. A Pieter po prostu robił swoje, tylko nieco bardziej ekstrawagancko. Używał bretońskiego przy nazywaniu dolegliwości, po czym przystępował do pracy, czasami słuchając, jak to kolejny głuptak rzekomo 'słyszał' już o nim i specjalnie dlatego ściągnął do Marienburga. Pieter z trudem nie krztusił się przy robocie... Jeden klient był wyjątkowo arogancki, jakiś magnat z południa. Elf, bolał go brzuch. Ciągle pieprzył, że ostatni raz leczy się u nie-elfa, że ma tego dość, a Pieter ma robić swoje, a potem spierdalać. No to grzecznie wyprosił świtę szanownego pana, po czym rozciął go, zrobił co mógł na jego dolegliwość, a na koniec przeciął tu i tam i zaszył. Dwa dni później wyszedł zdrowy, rzucając na odchodne coś w stylu: "Masz szczęście". Pieter tylko pomyślał: 'Nie poruchasz już sobie, prostaku'...

Po tym, jakże zabawnym, czasie, Pieter udał się na wyznaczone miejsce spotkania. Wszedł, rozejrzał się, skinął głową z uznaniem. Jako blisko dwumetrowi kolos, którego masę tylko trochę skrywała długa szata, spodziewał się, że nikt mu nie dorówna posturą, jednak był mile zaskoczony, widząc postawnego łysola o twarzy nieskalanej inteligencją oraz niemal dorównującego Pieterowi wzrostem człowieka o twardym spojrzeniu. Być może ta wyprawa nie była z góry skazana na niepowodzenie. Zjadł śniadanie zamieniając ze wszystkimi poza niziołkiem - nie uważał go za członka grupy - po dwa zdania i ruszył za Marathirem na zewnątrz.
 
Ryder jest offline  
Stary 27-03-2012, 20:43   #10
 
pawelps100's Avatar
 
Reputacja: 1 pawelps100 ma z czego być dumnypawelps100 ma z czego być dumnypawelps100 ma z czego być dumnypawelps100 ma z czego być dumnypawelps100 ma z czego być dumnypawelps100 ma z czego być dumnypawelps100 ma z czego być dumnypawelps100 ma z czego być dumnypawelps100 ma z czego być dumnypawelps100 ma z czego być dumnypawelps100 ma z czego być dumny
Marathir omiótł spojrzeniem całe towarzystwo, które od razu po śniadaniu gremialnie opuściło karczmę. Mimo woli lekki uśmiech pojawił się na jego twarzy- w zamierzeniu miał zwerbować bandę kaprawych typów spod ciemnej gwiazdy, a cóż dostał w zamian? Małego halflinga, co mu tylko psoty w głowie; poranionego przez los człowieka; szalonego fanatyka, który wymordowałby całą wioskę, gdyby dopatrzył się u nich znamion Chaosu oraz innych, którzy na pewno mieli wiele zalet, ale i tajemnic.
Ale w ostatecznym rozrachunku to nie miało znaczenia. Wszyscy stawili się na miejscu, znęceni wieloma przyczynami, których elf pewnie i tak nie pozna.
Z rozmyślań Marathira wyrwał błysk słońca. Spojrzał z niepokojem na słońce, które promiennie świeciło na bezchmurnym niebie. Wiedział, że teraz wszyscy będą musieli się spieszyć, dlatego wygonił Niziołka z wozu, mówiąc do niego:
-Poczekaj jeszcze chwilę, i tak zaraz ruszamy.

Gdy hobbit wrócił na ziemię, nastała ponura cisza. Wszyscy oceniali wzrokiem elfa. Był on wysoki i barczysty, a także był wyjątkowo blady, nawet jak na elfa oraz miał kruczoczarne włosy. Jego poważny wzrok błądził chwilę po towarzystwie, po czym przemówił:

- Jeszcze raz witam was wszystkich jeszcze raz!
Witaj i ty, mój bracie żyjący tutaj na wygnaniu- zwrócił się osobno do Viraelela w eltharinie.

Potem ruszył, i dał każdemu kilka złotych, a gdy wszyscy zostali obdarowani, powiedział:
-Oto wasza zaliczka. Mam nadzieję, że wam wystarczy, a to przedsmak zapłaty, jaką otrzymacie, gdy wrócimy do tego miasta.

Przerwał, po czym podjął dalej:
- Jesteście mi potrzebni, ponieważ mam pojechać teraz do Imperium, by zabrać kilka rzeczy potrzebnych mojemu ojcu, Beriusowi z Dzielnicy Elfów. Drogi są bardzo niebezpieczne, a ostatnia susza nasila ataki mrocznych istot. Ta wyprawa może być w niebezpieczeństwie, ale myślę, że z wami pewnie dam sobie radę. Za to powtórzę jeszcze raz: za pomoc mi okazaną zostaniecie sowicie wynagrodzeni.

Potem przystanął, a następnie kontynuował:
- Naszym pierwszym celem będzie dostanie się do Altdorfu, by tam odebrać pewien zamówiony specjalnie dla mojego ojca przedmiot. A ponieważ jest już późno i ponieważ się spieszę, czym prędzej ruszajmy. Wsiadajcie na wóz i niech bogowie mają nas w swej opiece.

Po tym krótkim przemówieniu elf usiadł za uzdami, zachęcając wszystkich, by wsiedli do wozu. Był on duży i całkiem wygodny. W środku nie było luksusów, ale pozwalał na mało męczącą podróż. A co więcej, był on kryty dużą plandeką, wykonaną najpewniej ze skóry jakichś zwierząt.

Gdy wszyscy usiedli, a Reinhard dosiadł swojego rumaka, Marathir usiadł na miejscu woźnicy i ruszył, poganiając dwójkę koni.

Przez cały dzień powóz jechał przez ponure bagna okalające Marienburg, zatrzymując się przez cały dzień tylko dwa razy. Za to upał coraz bardziej doskwierał. Przez te dwa dni nawet jedna chmura nie pokazała się na niebie i słońce w środku lata działało z wielką mocą. Przez pierwszy dzień bagna łagodziły te trudności, ale drugiego dnia wóz wjeżdżał w pagórkowate krainy Imperium i żar dosłownie lał się z nieba. Większość ludzi, schowana pod plandeką, miała nieco łagodniej, ale Reinhard oraz Marathir byli wystawieni bezpośrednio na działanie słońca i nie mieli lekko.

Pod wieczór drugiego dnia od wyruszenia z miasta konie zaczęły biegnąć wolniej. W końcu zatrzymały się u stóp niewielkiego pagórka, blisko traktu. Tam legły i już nie chciały się ruszyć.
Marathir był trochę zmartwiony, ale nie było wyboru, trzeba już było zostać na miejscu.
- Miałem zamiar jechać jeszcze przez jakiś czas, ale chyba wszyscy się zgodzimy, że trzeba zostać tutaj na noc. Czy ktoś z was oprócz mnie zna się na opiece nad zwierzętami? Jak tak, to mi pomóżcie.
Po tych słowach, nie czekając na resztę, udał się w stronę koni ciągnących wóz, by się nimi zająć.

Rozejrzeliście się wszyscy po sobie. Słońce powoli kryło się za nieboskłonem i zaczęły się pojawiać pierwsze gwiazdy.
 

Ostatnio edytowane przez pawelps100 : 27-03-2012 o 22:36.
pawelps100 jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 20:20.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172