Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 09-05-2012, 19:36   #61
 
Mortarel's Avatar
 
Reputacja: 1 Mortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputację
Carl "Miecz" Gretch

Dostrzegłeś jak zwierzoludzie obchodzą wasze pozycje, okrążają osadę, żeby uderzyć na wasze tyły. Wiedziałeś, że nie działo się dobrze. W zasadzie było bardzo źle. Wróg miał uderzać frontalnie, a tymczasem okazało się, że jest sprytniejszy niż mogłoby się zdawać.

Strzelałeś ze swej kuszy kładąc kilku wrogów. Nie było to trudne, bowiem wystarczyło wycelować z grubsza w większe skupisko wrogów, żeby uzyskać sporą pewność trafienia. Część wrogów wdzierała się wyrwą w murze. Zadawałeś sobie pytanie, jak można było przeoczyć coś takiego. Kto tego nie dopilnował?

Zarządziłeś odwrót. Rozkazałeś swoim ludziom, aby porzucili pozycje i wycofali się w kierunku placu. Żołnierze ostrożnie zaczęli się wycofywać. Za nimi napierał nieprzerwanie wróg. Teraz, kiedy jeden z odcinków był mniej chroniony, kokogłowym udało się wspiąć na barykadę i przeskoczyć na drugą stronę. Zaczęli spychać was do tyłu coraz bardziej i bardziej. Powoli, lecz systematycznie. Gdzie do cholery są Ci jeźdźcy?!

Matt „Grzeczny” Burgen

Walczyłeś zaciekle, jednak wrogów była cała kupa. Mieli przewagę liczebną i zdawali się być nieco lepiej zorganizowani, być może nawet lepiej niż wy obecnie.

Widząc, że Carl wycofuje oddziały do placu postanowiłeś uczynić to samo. Trzeba było ścieśnić szeregi i bronić się na mniej rozciągniętej linii. Jeśli udałoby się skupić w jednym miejscu, być może udałoby się wytrzymać nieco dłużej.

Ze zdenerwowaniem wyczekiwałeś odsieczy kawalerii, która jednak nie nadchodziła. Jeźdźcy powinni być już dawno przy was. Coś musiało iść nie tak jak było to w planie. Jeśli nie nadciągną szybko, to wszyscy tu zginiecie.
Twój oddział słysząc rozkaz wykonał go posłusznie. Odstąpili od obrony barykady kierując się do centrum osady. Tuż za nim na murek zaczęło wspinać się kilku zwierzoludzi. Nadbiegało ich więcej.

Leo Ente

Wróg atakował w przewadze liczebnej. Wszystkim śmierć zaglądała w oczy. Co więcej skończyła się amunicja i żołnierze porzucili swoje łuki. Chwytali za co tylko się dało i starali się odepchnąć przeciwnika i zrzucić go z barykad.
Nie miałeś wyboru i zarządziłeś odwrót. Pozostali dowódcy robili to samo. Trzeba było wycofać się do placu. Tam jest nadzieja na to, aby móc bronić się nieco dłużej. Niech ta kawaleria w końcu przybędzie inaczej wrogowie zmieszają was z błotem i zjedzą wasze ciała.

Stanąwszy na jakiejś skrzyni mogłeś szyć w zwierzoludzi ze swej kuszy. Bełty przelatywały nad głowami członków oddziału. Kilku wrogów padło przebitych grotem, innych tylko raniłeś i rozzłościłeś jeszcze bardziej. Gdyby tylko było was trochę więcej i mielibyście więcej sprzętu. Wiedziałeś, że błędem było to, że nie zbudowaliście wszędzie barykad. Co więcej nikt nie zbadał murów w poszukiwaniu wyrw. Mogło się to okazać śmiertelne w skutkach.

Johann Eberhardt

Wasze pozycje padały jedna za drugą. Pozostali dowódcy nawoływali do odwrotu i organizowali obronę w centrum osady. Z tego co dostrzegłeś, to wrogom niemal udało się was okrążyć. Nie wszystkie drogi zostały zabarykadowane, do tego przeoczona wyrwa przez którą przeciwnik wbiegał do osady jak przez otwartą na oścież bramę. I do tego trolle.

Kiedy twój oddział zszedł z pozycji na barykadach zwierzoludzie szybko doskoczyli do murku i zaczęli go przeskakiwać. Wołali na trolla, żeby ruszył do ataku, jednak ten zajęty był jeszcze przez chwilę pożeraniem jakiegoś kikuta, który oderwany został od ciała jednego z waszych. Do dziś nie wiadomo, czy chęć wykonania samotnej szarży na trolla wynikła z wojennego geniuszu, który być może Johann posiadał, czy była tylko czystym aktem głupoty.

Spiąłeś Mariusa i ruszyłeś. Czas jakby spowolnił. Minąłeś walczące szeregi, koń przeskoczył susem murek, manewrowałeś wśród szarżującego wroga zbierając przy okazji ciosy przeróżnego rodzaju broni. Wielkim wysiłkiem udało Ci się przedrzeć i oto bestia znalazła się wprost naprzeciwko Ciebie. Troll właśnie ruszył na twoich ludzi wymachując groźnie maczugą. Spiąłeś Mariusa i ruszyłeś.

Celowałeś w głowę, jednak nie było to łatwe. Koń musiał jechać pod górę, do tego wciąż musiałeś manewrować i tratować zwierzoludzi. Kiedy cel znalazł się w zasięgu wykonałeś pchnięcie i ugodziłeś stwora w plecy.

Wszyscy

Oczy wszystkich zwróciły się w stronę Johanna, który przeszył trolla włócznią. Bestia ryknęła wściekle i obróciła się gwałtownie. Była szybka, szybsza niż się można było tego spodziewać. Johann próbował odjechać, kiedy potężny cios kilkumetrowej maczugi uderzył w bok jego konia. Marius zakwilił, parsknął i padł na ziemię z pogruchotanymi kośćmi i przetrąconą głową. Johanna wygięło w siodle. Próbował złapać równowagę, ale cisnęło nim do tyłu. Spadł na ziemię, tuż u stóp trolla. Próbował się podnieść, kiedy olbrzymie łapska sięgnęły po niego podnosząc go do góry. Wszystkim przypomniał się obraz jednego z żołnierzy, który nieco wcześniej został rozerwany na pół. Johann zdawał się być oszołomiony uderzeniem. Troll przyjrzał mu się i już miał zamiar chwycić go oburącz, aby rozerwać na strzępy jego ciało, kiedy być może ostatnie strzały z szeregu ludzi Eberhardta trafiły go w twarz. Niestety jeden z wystrzelonych pocisków ugodził też dowódcę w prawy bok przebijając płuco.

Troll krzyknął zapominając o przyjemności jaką mogłoby mu dać rozerwanie człowieka na strzępy i z całej siły cisnął swoją zdobyczą w stronę jednego z domostw. Johann niczym szmaciana lalka poszybował w powietrzu uderzając w słomiany dach i wpadając przezeń do środka obory. Posypały się wióry, deski i ścinki traw. Nikt nie sądził, że można przeżyć coś takiego. Ludzie ze smutkiem odwracali wzrok, jednak walka trwała nadal.

Johann

Wpadłeś do obory przez dach. Niespotykanym wręcz szczęściem wylądowałeś na wielkiej stercie siana, które było składowane w tym miejscu jako pokarm dla zwierząt. Kiedy się ocknąłeś nie mogłeś się ruszać z bólu. W twoim prawym boku sterczała strzała i prawdopodobnie złamałeś rękę i nogę. Nie wiedziałeś czy od ciosu trolla czy od upadku. Zaniepokoiło Cię tylko jedno. Poczułeś dym a w przeciwległym rogu obory ujrzałeś niewielkie płomyki ognia skaczące po ścianie.

Leo, Matt i Carl

Kiedy znaleźliście się w centrum placu wróg uderzył ze zdwojoną siłą. Ludzie Otterbeina padali jeden za drugim. Strzegli przejść nieprzygotowanych do obrony, a byli już wykończeni walką w lesie. Wszyscy opadali z sił. Przez wyrwę wbiegało coraz więcej wrogów. Dwa trolle przeskoczyły barykady i siały zniszczenie w osadzie. Zwierzoludzie wdrapywali się po dachach i zeskakiwali z drugiej strony na sam środek placu. Przemieszali się z waszymi szeregami. Wszędzie zapanował zamęt. Nikt już nie słuchał rozkazów, każdy starał się zostać przy życiu. Wśród wszechobecnego jazgotu i krzyków nie dało się rozpoznać żadnego z wypowiedzianych słów. Każdy dźwięk mieszał się z innymi. Kurzawa wzbiła się w powietrze. Kilka chat stanęło w płomieniach.

Osada została okrążona i nie było ucieczki. Byliście świadkami przerażających scen. Trolle choć ranne szybko wracały do zdrowia. Regenerowały rany i uderzały z jeszcze większą zawziętością. Miażdżyły maczugami, rozrywały na strzępy, odgryzały głowy. Przestawały na moment, aby się posilić dopiero co zabitym żołnierzem. Zwierzoludzie zdawali się nadbiegać ze wszystkich stron. Ktoś widział Wulfharta jak rzucił się na wroga, lecz po chwili jego sylwetka rozmyła się wśród ogólnego zamieszania i już nikt nie mógł go odszukać. Johann prawdopodobnie też nie żył. Wszyscy widzieli co zrobił z nim troll. Nikt nie mógł jednak tego sprawdzić, gdyż dostęp do obory, w którą cisnął nim troll został odcięty.

Broniliście się z resztką żołnierzy u drzwi świątyni. Wróg zajął już niemal cały plac. Zwierzoludzie ćwiartowali ciała zabitych, pewnie szykowali się na ucztę po zwycięstwie. Ciskali w ostatni broniący się szereg głowami odciętymi z ciał i zdawali się przy tym nieźle bawić. A kawalerii nie było…
 
Mortarel jest offline  
Stary 09-05-2012, 20:27   #62
 
Luffy's Avatar
 
Reputacja: 1 Luffy jest jak klejnot wśród skałLuffy jest jak klejnot wśród skałLuffy jest jak klejnot wśród skałLuffy jest jak klejnot wśród skałLuffy jest jak klejnot wśród skałLuffy jest jak klejnot wśród skałLuffy jest jak klejnot wśród skałLuffy jest jak klejnot wśród skałLuffy jest jak klejnot wśród skałLuffy jest jak klejnot wśród skałLuffy jest jak klejnot wśród skał
Kurwa, gdzie oni są?! - Myślał gorączkowo Carl parując tarczą atak rogów jednego ze zwierzoludzi. Rajtarzy czy kim tam byli ci konni już dawno powinni się tu zjawić, nie wytrzymają długo. Przemknęła mu się myśl o wycofaniu się do świątyni. Jednak widząc jej drewniane ściany i ogień zajmujący inne chaty uznał, że to samobójstwo. Jeszcze większe niż stanie przed nią i obrona przed morzem potworów.

Sigmarze... Twoi żołnierze walczą pod Twoją świątynią, z Twoim imieniem na ustach i umierają. To dobra pora by im pomóc!
Przez całą tę wojaczkę stawał się religijny. Łatwiej przychodziło mu teraz zrozumienie fanatyków. Czasem każdy potrzebuje pomocy większego.
Poprawił chwyt na tarczy i odbił nią głowę jednego z ludzi Otterbeina.

-Axel! Podpal mi włócznię magią! Szybko! Chce przed śmiercią zabić Trolla!
Poczeka gdy zrozpaczony "mag" oprzytomnieje i zrozumie co powiedział. A gdy mu się uda Carl ciśnie przynajmniej płonącym pociskiem w monstrum, tyle zrobi. Może Morr spojrzy na niego łagodniej gdy się uda do jego królestwa. Wiedział, że nie zginie nie zabijając tylu zwierzoludzi ilu da radę.
 
Luffy jest offline  
Stary 11-05-2012, 10:55   #63
AJT
 
AJT's Avatar
 
Reputacja: 1 AJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputację
~ Ta wojaczki mi się zachciało. Podniesienia reputacji, kolejnego szczebla w karierze. Ta nazwisko Ente miało być znane dla wszystkich…~ Miało, bo to co go zaraz pewnie opierdzieli ze smakiem, po jakimś czasie go po prostu wysra. A nikt, nawet jak odnajdzie tą kupę kału, w której będzie jego niestrawiony mundur, przecież nawet nie wbije tam żadnej tablicy pamiątkowej. Koniec… to już koniec. Widząc zamieszanie w szeregach nie wydawał już nawet rozkazów. Nikt go już nie usłyszy. Nikt nie zareaguje. Większość spanikowała jak i on.
- Do Świątyni – Krzyknął bez żadnego przekonania, beż żadnej siły, bez żadnej nadziei. Tam mogą stanowić ostatnią linię obrony, ostatnich obrońców przybytku bożego. Tak to sobie tłumaczył, tak próbował dorobić historię do swojego odwrotu.

Dali dupy broniąc wioski. Byli słabsi, ale i tak dali dupy. Powinni wszystko dokładnie sprawdzić, powinni dłużej walczyć, może by zdołali dłużej się utrzymać. A teraz w najlepszym przypadki, zostanie tylko zabity, nie zostanie zjedzony.
 
AJT jest offline  
Stary 11-05-2012, 16:54   #64
 
Bielon's Avatar
 
Reputacja: 1 Bielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputację
- Jebać to do kurwy nędzy! - Grzeczny wściekle huknął pięścią w pysk zwierzoludzia, który wcisnął się przez jakąś szczelinę w zabarykadowanym ławami oknie świątyni. Wściekły na cały świat Matt obserwował przez zwolnioną szczelinę jak zwierzoludzie opanowują centrum wioski dorzynając ostatnich uciekinierów. „Kawaleria, kurwa jej jebana mać!” warknął wściekle, po czym poczuł jak pocisk wystrzelony przez jakąś bestie w szczelinę okienną rozrywa mu policzek. Krew zalała oczy Grzecznego. Dosłownie i w przenośni. Wypluł plwocinę zmieszaną z posoką zaraz po tym jak złamał drzewce paskudnie wyglądającej strzały o czarnym pierzysku. Wściekły Grzeczny nie bywał Grzeczny a ulice miast w których bywał, znały go z tej strony. I nie bez kozery zyskał prześmiewcze miano „Grzecznego”. Splunął siarczyście w dłonie i ryknął na zgromadzonych w świątynnej sieni przegranych.


- Co jest do kurwy? Spierdalamy przed tymi szmaciarzami a i tak nas zarżną jak wieprze. Chcecie by tak was zapamiętano? Chcecie iść do grobów z piętnem tych, którzy spierdalali przed rogacizną? W chuju ich mam! Jebać to, i tak jesteśmy trupami. To może zabierzemy więcej tych skurwieli?

- Tu lepiej się bronić! -
krzyknął któryś ze zbrojnych przekrzykując łomot jaki u zaryglowanych wrót czyniły regenerujące się trolle.

- Tak, kurwa, jasne! Najlepiej w piwnicy. Dach zaraz zapalą, drzwi wywalą. Musimy być na to gotowi. Ale nie wiem jak wy, ja nie mam zamiaru czekać na śmierć.

- Wyjdziesz i spotkasz Trolla!

- I chuj z tym! Jebać Trolla. Zaraz kurwa wyjdziemy i pokażemy z Górą, że trzeba czegoś więcej na nas, niż jebany Troll. Góra! Idziemy!


Grzeczny nie czekał na reakcję Góry. Wiedział, że osiłek byłby dlań wielkim wsparciem, ale nie mógł zań decydować, choć przecie byli w wojsku. Jednak teraz przyszła pora umierać a zważywszy na bardzo krótki okres dowodzenia nie chciał posyłać wielkoluda na pewną śmierć. Z tym większą radością wyczuł go za swoimi plecami wychodząc boczną sienią i drzwiami skrytymi w gęstwinie powoi, które najwidoczniej uszły uwadze zwierzoludzi.


- Dokąd panie sierżancie? - okazało, że nie idą z Górą we dwóch. Cóż, najwidoczniej żarcie w wojsku było tak chujowe, że się więcej samobójców trafiało. W kupie siła.

- Jak to gdzie? Do młyna! Za mną! - nie czekając na towarzyszy Grzeczny rzucił się pędem ku wrotom świątyni, gdzie dwa Trolle poganiane przez zwierzoludzi próbowały rozbić zaryglowane wrota. Matt ryknął zwracając na siebie uwagę bestii. Z zaskoczenia wyciął jednego jeszcze z tyłu w łeb a drugiemu podciął nogi. Odskoczyli od niego a on ryknął jeszcze gorzej i zwarł się z jakimś pso podobnym skurwielem. Bestia nie wiedziała jednak, że wkurwiony Matt egzemplifikuje wręcz Chaos w każdej postaci. Próbująca dźgnąć go bestia nie spodziewała się ciosu czołem. Tym bardziej zaś nie spodziewała się, zębów Grzecznego, które zacisnęły jej się na krtani rozszarpując ją wściekle.

- Precz kurwy!! - ryknął Matt szarpnięciem wyrywając ramię zwierzoludzia, który kwicząc skoczył w tył. Bestie odstąpiły. Swój trafił na swego. Ledwie dwa kroki w tył, ale miejsca wnet zrobiło się więcej. - Koniec pierdolenia! Tylko one i my! - Grzeczny wskazał krwawym ochłapem na Trolle a później na siebie i Górę. Gest był oczywisty. Zwierzoludzie z wywieszonymi jęzorami zerkały jeden na drugiego powoli przerywając szturm. Zanosiło się z ich perspektywy na niezłą zabawę a do szturmu zawsze można było przecież wrócić.

- Tylko my! Chodźcie wy zmartwychwstałe skurwiele! Grzecznie, kurwa, proszę! - Grzeczny cisnął w ogłupiałe Trolle ochłapem i dobył korbacza. Góra stał z młotem obok. Wszystko stanęło na jednej karcie...

.
 
__________________
Bielon "Bielon" Bielon
Bielon jest offline  
Stary 12-05-2012, 11:46   #65
 
Potwór's Avatar
 
Reputacja: 1 Potwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłość
- Słodka Myrmidio, ja jeszcze żyje. – Johann tępo wpatrywał się w podtrzymującą strop krokiew, strop w którym wysoko znajdowała się Johannopodobna dziura. Promieniujący z ran ból był potworny, przy nawet najmniejszej próbie poruszenia się Johann musiał zagryzać zęby aby nie ryknąć z bólu. Powoli, oszczędzając siły zaczął się rozglądać, najpierw badając wzrokiem siebie, a później otoczenie. Ciepło rozlewające się po łysym czerepie wskazywało że miał raną głową, a nienaturalnie wykrzywione noga i ręka definitywnie wyłączały go z walki. Prawica nie była większym problemem, potrafił równie dobrze zadawać ciosy lewą ręką ale potrzaskana noga sprawiała że nie mógł on chodzić, nie mówiąc już o walce z wrogiem. Jakby tego jeszcze było mało z pomiędzy żeber sterczał mu grot pocisku któremu udało się przebić pomiędzy łuskami pancerza na plecach i na piersi sierżanta, no i oczywiście przez wszystko pomiędzy. Odkaszlnął i przeklął cicho widząc mgiełkę krwi która razem z powietrzem wyleciała mu z gardła. Jeśli szybko nie uda mu się dostać do Rudgiera to utopi się we własnej krwi jeszcze zanim dopadną go zwierzoludzie lub zaczynający pełgać po ścianach obory ogień. Zakładając oczywiście że Rudgier jeszcze żyje, co było raczej wątpliwe sądząc po otaczających Johanna zewsząd odgłosach bitwy. Wyglądało na to że bestie przedarły się do osady i teraz systematycznie, po kolei wykańczały wszystkich obrońców. Eberhardt wybuchnął śmiechem który szybko przemienił się w krótki, urwany kaszel rozsiewający po okolicy krople jego krwi. Oberwał strzałą w plecy, czyli pocisk przyleciał nie od strony rzeki a z wioski. Wyglądało na to że umrze od pocisku za który zapłacił z własnej sakiewki. Zawsze lepsze to niż zostanie pożartym przez jednego z trolli, nie spodziewał się że te przeklęte monstra są tak przerażająco szybkie.

Trzeba się stąd ruszyć, drobne ogniki przerodziły się już w regularny ogień a powietrze pod sufitem zaczął wypełniać ciemny, gryzący w gardło dym. Johann ryknął przy tym z bólu ale przewrócił się na brzuch, zaciskając z bólu palce niemalże do krwi zaczął czołgać się w stronę ściany. Potrzebny mu był jakiś badyl na którym mógłby się podeprzeć. Grabie, kosa lub motyka, coś z tego musiało przecież znajdować się w oborze. Widły! Widły się nadadzą. Poluzował zębami paski za które do przedramienia przypiętą miał tarczę, zaczął napieprzać nią o ziemie póki ta nie poluzowała się na tyle żeby spaść mu z ręki. Zdrową, i wolną od tarczy, ręką sięgnął po widły i oszczędzając ranną nogę oraz ręką spróbował doprowadzić się do pionu. Mało co nie posrał się przy tym z bólu ale stał w końcu na jednej nodze, a zdrową rękę oparł między dwa zęby wideł tak aby służyły mu za kulę do chodzenia.

-Co teraz?- Porachował szybko co zostało mu przy sobie, pancerz, sakiewka i broń. Reszta ekwipunku znajdowała się w jukach i została pewnie już rozkradziona przez pieprzone bestie. Do siodła biednego Mariusa przytroczony również był topór. Johann miał przy sobie miecz w pochwie i nóż, nie żeby miało to mu w jakiś sposób pomóc. Żeby wyciągnąć broń i spróbować nią walczyć musiałby puścić kulę i tym samym obalić się na ziemie. Jakie pozostały mu możliwości? Zostać tu i udusić się dymem, utopić we własnej krwi bądź spłonąć żywcem albo wyjść na zewnątrz i zginąć z rąk bestii licząc na to że te najpierw go zabiją, a dopiero później upieką na ogniu niczym pieczyste. Obie opcje to pewna śmierć, może przynajmniej zginąć jak na oficera przystało, z własnymi ludźmi, a nie chowając się w sianie w oborze przed ostrzami wroga. Johann odetchnął głęboko i chwiejnym krokiem ruszył w stronę drzwi. Uchylił je lekko i rozejrzał się co się dzieje na zewnątrz.
 
Potwór jest offline  
Stary 12-05-2012, 18:20   #66
 
Mortarel's Avatar
 
Reputacja: 1 Mortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputację
Carl "Miecz" Gretch

-Jak mam niby ją podpalić?! Jestem guślarzem, a nie magiem ognia! – Krzyknął Axel. –Mogę wyczarować… płomyk świecy. – dodał zawstydzony. –Ale mam pomysł! – Axel wymamrotał kilka słów i zaczął machać rękoma w stronę nadciągającego trolla. W tym samym momencie bestia potknęła się i straciła równowagę, a maczuga wypadła trollowi z rąk. –A to ci pech!- Krzyknął guślarz.

Nie mając wyboru cisnąłeś niepodpaloną włócznią, która przeszyła brzuszysko stwora. Nie był to cios śmiertelny, ale najwyraźniej bardzo wkurzyło to twój cel. Rana, którą zadałeś już zaczynała się goić, a wściekły troll ruszył prosto na Ciebie wymachując swą maczugą, którą podniósł z ziemi. Co prawda nie zabiłeś przeciwnika, ale twoje akcje dały ci na tyle dużo czasu, żeby bezpiecznie wycofać się z innymi do świątyni.

Leo Ente

Krzyknąłeś, aby każdy, kto może się jeszcze bronić i komu życie miłe, ruszył w stronę świątyni. Nie trzeba było dwa razy powtarzać. Większość towarzyszy zaczęła wycofywać się do ostatniego, względnie bezpieczniejszego miejsca.
Miałeś zamiar zorganizować tam ostatnią linię obrony. Był to desperacki akt, bowiem świątynia mogła równie dobrze przerodzić się w pułapkę, z której nie wyjdziecie nigdy.

Matt „Grzeczny” Burgen

Na okrzyk Leo wycofałeś się do świątyni. Z wielkimi trudami udało się zaryglować drzwi. Pozostali gromadzili sprzęty, ławki, elementy ołtarza i inne, którymi można było zaryglować wejścia. Jednak nie zamierzałeś ginąć w tym miejscu przygnieciony przez belki, bądź spalony żywcem. Wziąwszy ze sobą Górę udałeś się do bocznego wejścia, które prowadziło na tyły kościółka. Co więcej resztka twoich ludzi musiała myśleć podobnie, bowiem postanowiła Ci towarzyszyć.

Wyszliście na zewnątrz i zachodząc wroga bokiem, uderzyliście ostatnimi siłami. Z jednej strony było to czystym samobójstwem, a z drugiej mogło dać trochę czasu pozostałym w świątyni. Zwierzoludzie chwilowo odstąpili od szturmu na budynek i otaczając waszą grupkę kołem, szykowali się do ataku.

Głupie trolle zaś niewiele się wami przejęły. Jeden z zaciekawieniem ruszył powoli w stronę Matta wznosząc w górę broń, a drugi uderzał w ściany świątyni maczugą. Cały budynek trząsł się i latał ujawniając swą dość lichą konstrukcję.

Johann Eberhardt

Połamany, ranny i poobijany starałeś się wydostać z obory. Udało Ci się znaleźć widły, które posłużyły za prowizoryczne oparcie, niczym laska. Dymu było coraz więcej. Zacząłeś czuć pieczenie przy każdym wdechu, jednak nie byłeś pewien czy od wdychanych oparów, czy od przebitego płuca.

Zebrawszy ostatki sił ruszyłeś w stronę wyjścia. Miałeś dylemat, co należy czynić, jednak każde z wyjść i rozwiązań, jakie się przed tobą jawiły prowadziły do śmierci. Nie chcąc umierać w oborze, postanowiłeś, że bardziej honorową śmiercią, będzie ta poniesiona w boju. Wspierając się na widłach ruszyłeś w stronę bramy.

Uchyliłeś wrota i wyjrzałeś na zewnątrz. Wystawiłeś tylko głowę, jednak to najwidoczniej wystarczyło, żeby zwrócić na siebie uwagę jednego ze zwierzoludzi. Głośno rycząc zaczął biec w twoim kierunku. Nie mogłeś dobyć broni, zdrowa ręka opierała się na kuli. Kiedy próbowałeś sięgnąć po miecz czy sztylet traciłeś równowagę i ledwo utrzymywałeś się na nogach. To był chyba koniec.

Potwór był już kilka kroków od Ciebie i wzniósł topór do zadania ciosu. Zamachnął się i usłyszałeś głośny huk. Zamknąłeś oczy i poczułeś uderzenie. Czułeś jak przewracasz się na ziemię i coś ciężkiego przygniata twoje ciało. A później ten dźwięk w uszach. Długi, donośny i przeciągły. „Czy tak się umiera?”- pomyślałeś i straciłeś przytomność.

Carl i Leo

Żołnierze gorączkowo znosili pod drzwi wszystko, co tylko mogło nadać się do zabarykadowania wejścia. Cała świątynia trzęsła się od ciosów, które trolle wymierzały w jej ściany maczugami. Z sufitu zaczęły spadać belki i krokwie przygniatając poniektórych. Przez okna wpadały do środka kamienie. Niektórzy chowali się za kolumienkami. Jednak i to nie zapewniało dostatecznej ochrony.

Nagle usłyszeliście głośny trzask. Spojrzeliście do góry, gdzie było źródło dźwięku i przeraziliście się na to, co zobaczyliście. Niemal cały sufit zarwał się i spadał prosto na was. Nie było gdzie uciekać. Po chwili poczuliście uderzenie, wszędzie wzbiły się obłoki pyłu i zapadła ciemność. Leżeliście i czuliście że nie możecie się ruszać, a w wasze uszy wypełniły się długim, przeciągłym i donośnym wyciem.

Co było dalej nie pamiętacie.

Matt

To był już koniec. Jeden z trolli szedł prosto na Ciebie wznosząc w górę swą maczugę. Pamiętałeś co stało się z Johannem i wiedziałeś, że jeden jego atak może skończyć się dla ciebie śmiertelnie. Potężny cios spadł z łoskotem, ale udało ci się odskoczyć. Po chwili nadciągał już kolejny. Wiedziałeś, że przed nim nie uciekniesz. Desperacko próbowałeś zasłonić się korbaczem. Głośne huki rozniosły się w powietrzu. Olbrzymia maczuga trolla upadła i odbiła się od ziemi. Masywne cielsko stwora zakołysało się i przechyliło niebezpiecznie wprost w twoim kierunku.

Poczułeś uderzenie i wielka masa mięsa przygniotła cię. Gdyby nie fakt, że upadłeś w niewielkie zagłębienie cielsko trolla rozgniotłoby Cię na śmierć. Poczułeś, że tracisz dech. Kątem oka dostrzegłeś, jak wali się świątynia. Zewsząd dobiegały huki, a później ten długi, donośny dźwięk. Znałeś go. To rogi sygnałowe. Kawaleria. Wytrzymaliście. Poczerniało ci przed oczami i straciłeś przytomność.

Wszyscy

Zbudziliście się z ciemności. Słyszeliście dobiegające zewsząd rozmowy i gwar ludzi. Minione wydarzenia z Lowitz zdawały się niczym sen, a atak trolli i zwierzoludzi był tak odległy, że niemal nierzeczywisty.

-Budzą się- usłyszeliście – szybko, leć po kapitana!- ktoś ponaglał i krzyczał. Usłyszeliście oddalające się kroki.

–Pobudka! Wstawać! Dość już tego spania!- rozniosły się krzyki wprost nad waszymi uszami. Otworzyliście oczy i spostrzegliście, że leżycie w namiocie, na swoich siennikach. Po chwili do namiotu wszedł jakiś człowiek. Poznaliście w nim kapitana Albrechta Herza.

-Dobrze się spisaliście!- krzyknął uradowany. –Daliście radę! Wytrzymaliście do przyjazdu konnicy. Choć nieźle was tam przetrzebili!- mówił wesoło kapitan. –Wielu odważnych ludzi poległo tamtego dnia, ale osada znalazła się ostatecznie w naszych rękach. - mówił z zapałem.

-Pół dnia odkopywaliśmy was spod gruzowiska – zwrócił się do Carla i Leo. –Johanna znaleźliśmy w oborze, kiedy nasi ludzie gasili ogień z jej wnętrza. Leżał przy samych wrotach przygnieciony cielskiem jednego z tych kozich synów. A Matt? Ten miał dopiero szczęście! Pięciu ludzi męczyło się, aby zrzucić z niego trolla. Cud, że to przeżył!- emocjonował się kapitan.

-Ale dość tego. Wypoczywajcie. Zasłużyliście. Musicie dojść do zdrowia. Uzupełnimy też skład waszych oddziałów. Zasługujecie na drobny awans. Od dziś każdy będzie miał pod komendą nie dziesięciu a dwunastu ludzi. No i do tego żołd wraz z premią. Łącznie dziesięć złotych koron dla każdego z was. – poinformował was dowódca.

-Mam też smutne nowiny. Wulfhart… znaleźliśmy go martwego. Z sercem przeszytym włócznią. Zginął na miejscu, jednak walczył dzielnie do samego końca. Przy jego ciele znaleźliśmy pięciu koziogłowych najpewniej powalonych z jego ręki.- Kapitan wyraźnie się zasmucił.

-Odpoczynek przeznaczcie na leczenie, regenerację sił i jak zdrowie pozwoli, to na trening. Wasi ludzie, ci którzy mogą, trenują cały czas. Nie przeszkadzam wam dłużej. Śpijcie. –Kapitan pożegnał się i zostawił was samych. Leżeliście gapiąc się w sufit namiotu i zastanawiając się nad tym, co właściwie przytrafiło się wam w ciągu ostatniego tygodnia.

***

Minęły dwa tygodnie. Złamania, których doznał Johhan goiły się dość dobrze. Został poskładany do kupy przez najlepszego medyka w okolicy. Usunięto także strzałę, która przebiła mu płuco, jednak nie obyło się bez powikłań. Od tej chwili Johanna męczy uporczywy kaszel, którego nie może się w żaden sposób pozbyć.

Z Leo nie było lepiej. Spadająca belka złamała jego obojczyk i przez dwa tygodnie chodził z lewą ręką przywiązaną do tułowia, tak aby zbędny ruch nie przyczynił się do przesunięcia kości. Do tego doznał silnego uderzenia w głowę, od którego zaczął seplenić i mówić niewyraźnie.

Carl również nieźle oberwał. Tak jak Leo został przygnieciony elementami sufitu. Miał złamaną rękę i wybite trzy zęby z prawej strony dolnej szczęki. Rękę poskładano, ale zęby już nie odrosną. Do tego jego twarz zdobiła parszywa blizna biegnąca przez cały prawy policzek. Zapewne coś co spadło z sufitu wybiło jego zęby i rozcięło skórę twarzy.

Matt natomiast miał połamane żebra i złamany nos. Przy każdym ruchu ciałem czuł przeszywający ból w boku. Po tygodniu ból zaczął ustępować. Jeśli chodzi o nos, to udało się go nieco naprostować, jednak nie była to perfekcyjna robota. Nos Matta wyraźnie krzywił się na prawą stronę. Co więcej stracił on możliwość oddychania za jego pomocą. Każdy wdech musiał wykonywać ustami, co było utrudnione szczególnie w czasie jedzenia.


KONIEC CZĘŚCI PIERWSZEJ


GM info:

Wszyscy otrzymujecie 400PD.

Ogłaszam około 1 tygodnia przerwy, w którym:
1. Nadeślecie mi informację o chęci kontynuacji rozgrywki lub rezygnacji (w ciągu 3 dni)
2. W ciągu kolejnych 2 dni przyślecie mi informację na co wydajecie zarobione PD.
3. W komentarzach umieszczę informację dotyczącą awansu waszych żołnierzy. Zapoznacie się z nią i udzielicie mi odpowiedzi w jakim kierunku awansują wasze oddziały.
4. Pojawi się także raport z sesji, o czym poinformuję.
5. Możecie wybrać sobie po 4 ludzi z obecnych oddziałów, których chcecie zatrzymać. Pozostałych 8 doślę wam ja. Imiona możecie wymyślić sami.


Tydzień ten pozwoli mi się także przygotować do kolejnej przygody.Reszta pytań, wniosków, zażaleń w komentarzach lub na PW.

Pozdrawiam i mam nadzieję, że się podobało
 
Mortarel jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 09:22.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172