Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 13-04-2012, 02:28   #1
 
Ryder's Avatar
 
Reputacja: 1 Ryder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputację
[WFRP 2ed] W objęciach Tzeentcha

Rozdział I: Czystka


*** Hans ***

Tak wiele możliwych zmian, tak mało czasu na dokonanie ich wszystkich - z tymi myślami Hans podróżował po świecie, prawiąc ludziom o tym, co uważał za słuszne i niezbędne do szczęśliwszego życia. Czuł się tak dobrze jak nigdy przedtem, co ważniejsze, czuł, że robi dobrze, że jest to ludziom bardzo potrzebne. Byli bardziej charyzmatyczni kaznodzieje, jednak gadanina spontanicznego szlachcica zjednywała mu raz to mniejsze, raz bardziej liczne grupki towarzyszy. Czuł się na swoim miejscu, jednak z czasem zaczęła go prześladować nieodparta chęć powrotu w rodzinne strony. Z początku zbywał ją coraz to brdziej wymyślnymi rozrywkami, od gry w kości do zabawy z co ładniejszymi pannami, oczarowanymi jego postawą rewolucjonisty, jednak to tylko tymczasowo tłumiło jego nową potrzebę. Wreszcie doszedł do wniosku, że to też jakaś zmiana, krok naprzód, i wyruszył do domu. Do Nuln. Nie wiedział, co na niego tam czeka, jednak podjął decyzję...

Miasto nic się nie zmieniło od jego ostatniego pobytu, a było to dawno temu. Wciąż wiecznie zatłoczone ulice, na których ciężko nie zatruć się dymem z wyrastających jak grzyby po deszczu kuźni. Wciąż wyraźny podział na elity i biedaków. To miasto pogrążyło się w marazmie, a przynajmniej tak to widział Hans. Wieczorem drugiego dnia pobytu w przeciętnej karczmie o niebanalnej nazwie "Pod Szczurzym Gównem", stwierdził, że czas najwyższy przelać swoje irytacje na kartki pamiętnika. Pogładził skóraną oprawę grubej już księgi, otworzył ją, spojrzał na ostatni zapis, zamoczył pióro w atramencie i... no właśnie. Musiał być już bardzo zmęczony...


*** Darian ***

Zbliżał się okres egzaminów. uniwersytet Talabheim wręcz wrzał; nie, żeby było to coś nadzwyczajnego, jednak przeciętni mieszkańcy miasta jak zawsze wzięli sobie żaków na języki. Darian, choć nie należał do towarzystwa wszczynającego burdy w karczmach, gdy nie szło zupełnie po ich myśli z postępami w nauce, swoje miał 'za uszami'. Hector i Pablo, zaprzyjaźnieni kupcy z Tilei, dostali nowy 'towar' ze swoich stron i jak zwykle umówili się z młodym żakiem na degustację w jednym z opuszczonych domów na skraju miasta. Tym razem nowością okazał się jaskrawoczerwony proszek. Pablo przez całą drogę wychwalał narkotyk pod niebiosa, zapewniał, że poprzednie towary utrzymywały błogostan przez kilka godzin, ten, zwany krwistym lotosem, był subtelniejszy w działaniu, ale efekt się utrzymywał nawet trzy razy dłużej, ponoć skupują go tylko tileańscy arystokraci. Hector żywo potakiwał każdemu słowu. Darian był coraz bardziej podekscytowany. Gdy dotarli na miejsce, rozłożyli się wygodnie na miękkich skórach, po czym Darian otrzymał swoją działkę.
'Czyń honory, towarzyszu' - rzekł Hektor, a student nie omieszkał skorzystać z przywileju. Wciągnął bez zacięcia całą porcję i rozłożył się wygodnie... Po chwili obraz zaczął się zamazywać i zapełniać czerwonymi plamami, kupcy zaczęli szemrać nerwowo, kazdy szept, choć niewyraźny, odbijał się w głowie Dariana niczym dzwon. Odgłos otwieranych na ościerz drzwi był na tyle ogłuszający, że żak stracił przytomność...


*** Virael ***

Droga z Esku ku Marienburgowi okazała się największym wyzwaniem w życiu młodego rzecznika rodu. Zajęło mu to niecały miesiąc, gdy normalna podróż nie powinna trwać dłużej niż dwa tygodnie. Buty spadające z protezy nogi podczas jazdy, trudności z utrzymaniem się w siodle i te nadwyraz bolesne upadki przy zsiadaniu z wierzchowca. Virael klął siarczyście w eltharinie tak, że niejednemu krasnoludowi zwiędłyby uszy. Pomimo tych wszystkich trudności, Virael wreszcie osiągnął cel, gdzie od razu spieniężył wredną szkapę pierwszemu, co zechciał ją nabyć. Następnie spędził kilka dni w tawernie, pozwalając zaniknąć licznym otarciom i siniakom, których nabawił się podczas jazdy, choć bardzo chciał już być u swoich, wiedział, że długo potem nie zobaczy Imperium i jego dziwactw. Poświęcił parę wieczorów na ułożenie sobie wszystkiego w pamięci, przypominając sobie wszystkie szczegóły tych wszystkich spraw, w które został wciągnięty na ziemiach ludzi. Sprawy nie miały się zbyt różowo, ale Viraelowi zależało na przywiezieniu jak najbogatszego doświadczenia w rodzinne strony. Gdy nadszedł dzień, z którym miał przyjść wyczekiwany kurs na Ulthuan, elf udał się do portu. Zamienił kilka słów z kapitanem, elfem, oczywiście, o długich czarnych jak noc włosach i twarzy ogorzałej od wiatru. Zdawał się być smutny. Statek miał odbić za kilka godzin, kapitan zdecydował się zostać z ziomkiem i pogawedzić o codziennych sprawach, co chwila rozsyłając ludzi w różnych kierunkach z poleceniami... Niecałe pół godziny od przybycia Viraela do portu, zjawiło się trzech łowców czarownic galopujących na spienionych koniach. Rzecznik obserwował ich rozpierzchających brutalnie tłum przed sobą, zmierzających mniej więcej w jego kierunku. Wtedy usłyszał za cichy głos kapitana 'Przepraszam...' Zanim Virael zdążył wymyśleć cokolwiek, łowcy dotarli do nich, jeden z nich wyszarpnął miecz zza pasa i trzepnął elfa głowicą w skroń tak, że ten padł od razu nieprzytomny.


*** Jurgen ***

Dzień jak codzień. Spać do południa, chwila na opanowanie kaca, kawał mięsiwa do zjedzenia, jeszcze mała drzemka i mamy wieczór. Duzo było do zrobienia tego wieczora, oj dużo. Miał kilku pomniejszych klientów, jak zwykle, kilka osób trochę powywijało i trzeba ich było nauczyć pokory. W tym był Jurgik dobry, oj był. Ależ, ależ... było jeszcze jedno zlecenie. Panisko ważne i małomówne, chciał nieco więcej niż złamanego nosa i paru żeber... Ale cóż, płacił szczerym złotem i obiecał parę innych rzeczy, z których Jurgen niewiele zrozumiał... Przyszedł czas roboty. Wieczór, tak. O tej porze powietrze Roche uzależniało. Zabijaka wykonał co bardziej nieznaczne 'przysługi', jak je nazywał, po czym zastanowił się nad tą poważniejszą. Jakieś panisko, w wynajętej karczmie, na imprezie urodzinowej z kompanami... Wyciągnąć i zatłuc... do końca. Spierdolić... "To chyba akurat najprostrze", myślał Jurgen. Nie zastanawiając się wiele więcej, ruszył, dopracowując w myślach plan działania. Godzina była odpowiednia. Nawet nikt nie zwrócił na niego uwagi w sali biesiadnej, bez problemu wyciągnął gospodarza w ślepy zaułek, życząc mu dobrego zdrowia. Ku zdumieniu Jurgiego ten pajac nagle zdjął spodnie wypinając owłosioną dupę. Bereit był lekko zszokowany, ale po chwili wiedział co robić. Błyskawicznym ruchem wyczarował sztylet z rękawa i dostarczył zboczeńcowi zasłuzony ładunek dokładnie tam, gdzie chciał. Ostrze weszło po samą rękojeść, tak, że Jurgen brzydził się go nawet wyciągać. Gdy ofiara zaczęła kwiczeć jak zarzynana świnia, zza rogów zaułka wypadło dwóch zakapturzonych typów. Jeden z nich złapał Jurgiego w żelazny uścisk, drugi spojrzał tylko na wypływające flaki z rozciętego tyłka tamtego, skinął głową enigmatycznie. Następnie podszedł i wymierzył opryszkowi kilka kopniaków. Jak się okazało, buty miał wzmocnione metalem i już po pierwszym ciosie w brzuch Bereit opróżnił żołądek, kolejny, w pochyloną głowę, uśpił go skutecznie.


*** Falgrim ***

Lata podróży zaprowadziły krasnoludzkiego zabójcę do Osterwaldu, średniego miasta w prowincji Ostermark. W całej okolicy krążyły plotki o Skavenach lęgnących się pod miastem. Głupi ludzie wyśmiewali te podejrzenia, jednak khazadzi wiedzieli lepiej... Szkoda tylko, że wszyscy porządni mężowie mieli strasznie naglące sprawy na miejscu, czy też nie chcieli 'babrać się w gównie po uszy'. Oburzony Falgrim jednak postanowił zrobić porządek tam, gdzie go potrzebują i ruszył śladem pogłosek do Osterwaldu i począł wypytywać o problemy w kanałach. Ludzie śmiali się z niego tylko dopóki nie pokładał ręki na toporze przy pasie. Po krótkim wybadaniu sprawy zszedł do kanałów i szukał problemu. Po kilku godzinach brodzenia w gównie znalazł paru Szczuroludzi i Zwierzoludzi... martwych. Zaniepokojony ruszył dalej. Niedługo potem poczęły dobiegać go odgłosy walki, Falgrim niezwłocznie popędził w ich kierunku, klucząc w śmierdzącym labiryncie szczochów i rzygowin. Po drodze widział coraz więcej martwych stworzeń, jednego człowieka też dostrzegł. Był już bardzo blisko źródła wrzasków, było tuż za rogiem, gdy wypadł stamtąd krasnolud... Wyglądał on zupełnie jak Falgrim, gdyby nie to, że jego oczy lśniły czerwienią, a brody nie zdobiły złote ozdoby. Wpadli na siebie z impetem uderzając w ścianę obok, która zadziwiająco ustąpiła, a dwójka khazadów poczęła staczać się w dół zamaskowanym zsypem, który na dodatek był nieco przyciasny. Shaftskull zgubił wszystkie świecidełka w tej szalonej jeździe i zanim zdążył rozeznać się w sytuacji, leżał twarzą w płynnym gównie. Podniósł się tak szybko jak zdołał, jednak tamtego już nie było, a na głowę dosłownie spadła mu szóstka ludzi, po raz kolejny zanurzając go w ściekach. Tym razem nie zdążył już się wychylić, od razu poczuł ciężką stalową głowicę spadającą z ogłuszającym dźwiękiem na głowę khazada.


*** Otto ***

Ostatnimi czasy bliscy znajomi Otta stali się nieco bardziej uciążliwi, ale ten nawet ich lubił. Dzień za dniem, jak to życie. Ale nie dziś... Tego wieczora zabawa z żakami była wyjatkowo przednia, lecz w kluczowym momencie sprośnej historii jednego kompana do karczmy wpadła trójka potężnych jegomościów. Otto znał ich wszystkich. Mówili tylko, że wyjaśnią później, i wyciągnę. Reifsneider nie protestował, tylko rzucił dwa słowa pożegnania towarzyszom. Na zewnątrz czekały w gotowości cztery silne wierzchowce. Jechali co koń wyskoczy na południe, było bardzo ciemno. Na uboczu jednej z pobliskich sioł zatrzymali się przy sporej kamiennej budowli i pośpiesznie zaciągnęli do środka. Po wejściu Otto zauważył liczne rygle i zamki w drzwiach wejściowych, teraz odsuniętych. Była to duża kwadratowa izba z drewnianą posadzką, zupełnie pusta poza szerokimi schodami prowadzącymi w dół. Tam czekał na nich zniecierpliwiony dobrze odziany człowiek niskiego wzrostu. Wpatrywał się w nich niecierpliwie swoimi ciemnymi, lekko przymrużonymi oczami. Lex zamienił z nim cicho parę zdań, tamtemu aż rozszerzyły się oczy i poprosił, by tamci poszli przodem, on podszedł do Otta i przywitał go uprzejmie uściskiem dłoni. Wtedy coś się stało... Jakby ukłucie w głowie, i swędzenie przeradzające się w pieczenie i ból... Dłoń, którą podał tajemniczemu jegomościowi wybuchła niebieskim ogniem, powodując ciężkie oparzenie jego dłoni, jednak on tylko się uśmiechnął bez słowa.
'Spokojnie, to drobnostka' - człowiek wyglądał na zupełnie spokojnego, a nawet zadowolonego - 'Jak się nazywasz?'
'O-o-otto, panie' - wyjąkał - 'Przep-praszam'.
'Chodźmy, czekają na nas.' - rzekł po czym poprowadził go korytarzem wśród żarzących się pochodni.


*** WSZYSCY ***

Wielką komnatę oświetlało zaledwie kilka pochodni, jednak nikt z zebranych nie życzyłby sobie ich więcej. W mroku kilkanaście rozpłatanych ciał nie wywierało takiego wrażenia na obecnych, jakie wywarłoby przy lepszym świetle. Niemniej, pozostała czwórka żyła, zakuta w kajdany. Dwóch młodzików oraz elf i krasnolud. Każdy po druzgocąco wyczerpującym przesłuchaniu, z którego niewiele pamiętali, za to głowy pulsoały tępym bólem. Był też ponury mężczyzna w sile wieku, w czarnej płytowej zbroi i białymi jak śnieg włosami spływającymi mu za ramiona, siedzący na sporym krześle pod przeciwległą ścianą. Arcyłowca Gerhard nie mógł wyrazić słowami kipiącej w nim wściekłości. Gdy usłyszał kroki nadchodzących ludzi zerwał się z siedziska i począł wykrzykiwać:

'To najjaśniejszy dzień tego świata! Ale... kurwa! Ci nic nie powiedzieli, i nie wiedzą co mówić! Niekompetentne imbecyle, kurwa jego pierdolona sigmarycka mać! To opóźnia całą operację o wiele istotnych dni.' - mówił już spokojniej, zastanawiając się - 'Co teraz?' - zwrócił się do człowieka, który powitał Otta i jego towarzyszy.
'Dokończmy, co zaczęliśmy. Ci się nadadzą. Tego - wskazał Otta - już weźmiemy. Jadę z nimi, znudziłem się tym oczekiwaniem... - ziewnął przeciągle - 'Zorganizuj wszystko, porozmawiamy... kiedyś'.

Hans nagle oprzytomniał. Zdawało mu się jakby śnił cały czas, a teraz zyskał świadomość w trakcie tego snu. Rzadko mu się to zdarzało, a ten sen wydawał mu się wyjatkowo intrygujący. Jak to w snach, wszystko wydawało się mieć sens, dopóki się nad tym nie zastanowić. W takich momentach przeważnie pęcherz dawał o sobie znać i wizja się kończyła, jednak nie tym razem... Chwilę później wróciło czucie w ciele. Piekąca poparzona dłoń sprawiła, że żołądek podszedł mu do gardła... Gerhard po momencie namysłu podjął dalej:

'Hmm, nigdy tego nie robiłem, ale uważam, panowie - zwrócił się w stronę skutej łańcuchami czwórki - że należą wam się przeprosiny. Arnold, Tanis, rozkujcie ich.' - tamci popatrzyli po sobie i wykonali polecenie bez ociągania. Więźniowie czuli się jakby od dawna nie byli w stanie stanąć o własnych siłach, ale byli na tyle skołowani całym zamieszaniem, że żaden nie powiedział słowa. Białowłosy kontynuował: 'Jak widzicie, zostaliście niestety wmieszani w dość delikatne sprawy... Ci wszyscy tutaj - skinął głową - byli przywódcami większych kultów Chaosu zagrażających całemu Imperium. Talabheim, Osterwald w Ostermarku, Roche w Middenlandzie oraz Esk w Hochlandzie. Ich działania nie były skoordynowane, ale jeden z naszych zaufanych uczonych obawia się czegoś strasznego. Mniejsza o szczegóły. Sytuacja jest taka, że zamiast czwórki śmiertelnie groźnych bydlaków, dostałem czwórkę losowych osób. Nie wiem, jak to się stało, ale jakimś sposobem, tamci podstawili was za siebie. Obawiam się, że nasi chłopcy ich już nie dopadną, skoro tak okrutnie z nich i z was zażartowali. Będzie to trudne zadanie, ale kto może mieć lepszą motywację w obecnej sytuacji niż wy, przyjaciele? Tak, jesteście naszymi największymi przyjaciółmi w tej czarnej godzinie. Zostaliśmy oszukani, ale teraz Inkwizycja może odwrócić ten niecny podstęp przeciwko wrogom Imperium! Ha!' - Gerhard wziął głęboki oddech, po czym wejrzał ponownie na byłych jeńców - 'Ci ludzie są największymi wrogami Imperium, mieli wasze życia za nic. Dostarczcie ich do mnie lub zabijcie. Pójdą z wami ci dwaj - wskazał Otta i Hansa - Podejmijcie się tego, a otrzymacie sowitą nagrodę, wdzięczność Imperium oraz Inkwizycji, lecz co ważniejsze, zemstę... Co odpowiecie?
 

Ostatnio edytowane przez Ryder : 13-04-2012 o 02:39.
Ryder jest offline  
Stary 13-04-2012, 05:05   #2
 
Avder's Avatar
 
Reputacja: 1 Avder nie jest za bardzo znanyAvder nie jest za bardzo znanyAvder nie jest za bardzo znanyAvder nie jest za bardzo znanyAvder nie jest za bardzo znanyAvder nie jest za bardzo znanyAvder nie jest za bardzo znany
Falgrim warknął czując nieznośne pulsowanie w czaszce, bardzo nie podobał mu się fakt, że nie ma przy sobie swojego nieodłącznego topora. Cuchnął gorzej niż nawet najgorsze dziury w których bywał nocować, a jakiś prostak śmiał mówić o zemście. Nastroju nie poprawiał mu fakt, że w gardle go suszyło, zdecydowanie musiał zorganizować jakis napitek, jeszcze zanim pozbędzie się tego smrodu, nie ma nic gorszego jak ból głowy bez posmaku piwa w ustach, chociaż gówno którego nałykał się kiedy go złapano i tak zostawiało lepsze wrażenie niż te szczyny które ludzie nazywali piwem. Rozważając smętnie te myśli, wysłuchiwał paplaniny naokoło.

Typowe człeczyny, wszystko potraficie spartolić, jak śmiałeś podejrzewać syna Grimnira o herezje, zero honoru, podstępy i pułapki, stańcie i walczcie jak na wojownika przystało jeśli macie jakiś problem z Shaftskullem

Wciąż był nieco oszołomiony i wściekły, nie zwracał specjalnej uwagi na otoczenie, od rzucenia się z pięściami na siwego człowieka zatrzymały go jedynie kajdany, bardzo nie podobało mu się takie traktowanie, szarpnął i napiął muskuły dopiero teraz wodząc wzrokiem, same słabeusze i tchórze, zatrzymał spojrzenie przez dłuższą chwilę na elfie i splunął siarczyscie klnąc w Khazalidzie, na dodatek elf.

Po tym wszystkim, śmiesz jeszcze żądać żebym współpracował ze słabeuszami i spiczastouchymi, to wszystko zmierza na szrapnele człeczyno, rozkuj mnie natychmiast!

Ponownie szarpnął łańcuchy wkładając w to całą swoją siłę i determinację klnąc jednocześnie po krasnoludzku. Kiedy został rozkuty powstrzymało go przed rozpłataniem żałosnej namiastki przeciwnika tylko to, że nie miał swojego topora i czysta ciekawość, mówiono o nagrodzie, a złoto jest zawsze mile widziane, przywódcy kultów też mogą być... Ciekawymi celami, już nawet nie dla człeczyn a jego samego...

Wysłucham cię Białogłowy, co za nagroda, kogo trzeba zabić, ale radzę ci nie marnować mojego czasu, czeka gdzieś na mnie śmierć, nie chce żeby jakiś pachołek zabrał mi ją sprzed nosa.
 
__________________
Ave Sanguinus.

Ostatnio edytowane przez Avder : 13-04-2012 o 13:25.
Avder jest offline  
Stary 13-04-2012, 11:53   #3
 
Aeshadiv's Avatar
 
Reputacja: 1 Aeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputację
Gdy tylko szlachcic wybudził się ze swojego snu na jawie od razu poczuł jak skóra jego dłoni wołała o pomoc. A przecież to właśnie dłoń była dla niego jedną z najważniejszych części ciała! To właśnie dzięki niej porywał nieraz tłumy, gestykulował przy chłopach kierując ich gniew nie w stronę Imperium, a w stronę urzędników wójta, którzy przez łapówkarstwo i swoją nieuczciwość wprowadzali chore rządy. Przypomniał sobie ostatnią biesiadę na jego cześć. Dostał nawet na noc córkę przywódcy tego małego powstania. Młoda była, ale całkiem kobieca jak na swoje lata. Szlachcic uśmiechnął się przez chwile. Dopiero gdy po raz kolejny jego umysł wrócił do rzeczywistości jego mina spoważniała.

Jeden z jego przyszłych kompanów zaczął coś mówić w twardo brzmiącym języku. W dodatku jego głowa świadczyła o tym, że jest jednym z tych co się zhańbili i muszą chwalebnie umrzeć.Co za brednia! Przecież błędy lepiej naprawiać poprzez służbę społeczeństwu, a nie bezsensowne przelewanie krwi. Gdy ten cały zabójca coś mówił Hans jedynie domyślił się, że to po krasnoludzku. Nie miał pojęcia co to znaczyło, jednak idiotyzmem jest ukrywanie czegoś przed łowcą, który najpewniej zna ten język, bo każdy ze świątyni ma obowiązek studiować pisma Khazaldów. Oczywiście o ile ten tu jest Inkwizytorem świeckim.
 
Aeshadiv jest offline  
Stary 13-04-2012, 16:30   #4
 
Pinn's Avatar
 
Reputacja: 1 Pinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputację
CO .... JA.... PUSTKA....

Towar był naprawdę mocny. Dosłownie rozłożył Dariana na ziemie, w tym przypadku okrytą skórą wilka. Czuł przyjemne mrowienie wzdłuż całego kręgosłupa. Obraz falował, nigdy nie doświadczał tego po opium. Czerwone plamy zaczęły zapełniać mu widok. Coś zupełnie jak przy zamkniętych oczach. Narkotyk wchodził z niezwykłym nigdy nie spotykanym ale przy tym niesamowicie subtelnym kopem. Flein śmiał się to do Hectora, to do Pabla. Położony patrzył w sufit. I tu stało się coś złego. Jego Tileańscy przyjaciele szeptali w jakiś mroczny, chory, jak mu się zdawało sposób. Pomimo błogości i fal teraz już zimnych dreszczy poczuł ukłucie strachu. Coś zabierało go w głąb. Niesamowitą głębie, piękną i przerażającą niczym śmierć. Dreszcze teraz poczeły kołować w jego ciele. Ułamkiem świadomości Flein uznał: To musi być jeden z tych halucynogenów. Coś jak po łysiczkach. Ale ... och... jakie potężne.
Tak mogły brzmieć jego myśli ale był zbyt zajęty przeżywaniem.

GROM! Coś wyrwało go ze stanu odurzenia. Przeszło go piekące ciepło. Co to było?! Wrzasnął i zemdlał. Był cały w zimnym pocie.


Obudził się w chłodnym lochu. Nie był pewien co się z nim działo. Ból przechodził po jego całym ciele.

To nie tak miało być...

Jakiś popierdolony napaleniec , krasnolud wymawiał głośno swoje zdanie. Po inszemu. Flein olał go. Marzył by przypalić opium i poczuć miłe odurzenie i...

Ciepełko.

Spojrzał na pozostałych. To na siebie. Jego skute dłonie bolały. Miał rozwalony łeb. Czuł tępe pulsowanie i zakrzepła ranę.

Kult chaosu. Szaleństwo. Mam ścigać... zemsta... pierdole to.... Na Slaanesha*... Fredrich mógł właśnie obciągać mi fiuta , a ja zajmował bym się Christiną.

Roześmiał się lekko. W zasadzie prychnął.

Spojrzał na inkwizytora. Oczy żaka były przepełnione strachem, choć sam uważał inaczej. Czuł zrezygnowanie pomieszane z złością i niechęcią.

-A może po prostu nas uwolnicie... Skoro zaszła pomyłka...- odparł naiwnie sam w to nie wierząc.


*Flein w żaden sposób nie wyznawał Chaosu. Po prostu czasem bawił się w przyjaciółmi w syte orgię gdzie niby wyznawano tego Pana Rozpusty.
 

Ostatnio edytowane przez Pinn : 14-04-2012 o 11:10.
Pinn jest offline  
Stary 13-04-2012, 23:07   #5
 
Darth's Avatar
 
Reputacja: 1 Darth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłość
Otto nie był głupi. Fasada szarego obywatela, nieco powolnego w kwestiach myślowych, pozwoliła mu toczyć względnie przyjemne i spokojne życie w Nuln. Drobna robota tu i tam, czasem kufel ciemnego Ale z żakami, którzy uważali go za nieco ekscentrycznego, ale jednak pożądanego towarzysza. I wtem, gdy Gunther był właśnie w środku fascynującej opowieści zawierającej młodą elfkę i trzech imperialnych pikinierów, do karczmy wpadli Łowcy. Sam ten fakt podniósł stopień zainteresowania. Mimo dość rutynowych odwiedzin Łowcy nigdy nie próbowali działać tak bezpośrednio. Życie nie należało do najprostszych w Imperium.

I wtedy jego życie naprawdę się skomplikowało.

Spotkał człowieka który, co do tego był pewien, nie należał do Nulnskiej inkwizycji. Gdy zaczęli się nim interesować uczynił sobie cel zapamiętania twarzy i sposobu poruszania się każdego z nich. Kiedy uścisnęli sobie dłonie... uczucie ukłucia i bólu, jak gdyby ktoś wbił mu w umysł rozżarzoną igłę. I wtem, zarówno jego ręka jak i ręka nieznajomego znalazły się w płomieniach. Nie to jednak wytrąciło Otta z równowagi. Z równowagi wytrącił go fakt że nieznany mu człowiek... uśmiechał się w chwili gdy jego dłoń trawiły płomienie. Z trudem mogąc znaleźć słowa w gardle Reifsneider przedstawił się, i przeprosił. Podążając za bezimienną postacią miał moment na zastanowienie się. Wyglądało na to że miał najwyraźniej talent magiczny. Nie dało się tego inaczej wytłumaczyć. To zaś otwierało... możliwości. Wiele możliwości. Gdy wchodził do głównego pomieszczenia i słuchał Gerharda decyzja została już podjęta.

Bogowie dali mu szansę by zmienić coś w tym nudnym i przewidywalnym świecie. Równie dobrze mógł ją wykorzystać.
 
__________________
Najczęstszy ludzki błąd - nie przewidzieć burzy w piękny czas.
Niccolo Machiavelli
Darth jest offline  
Stary 14-04-2012, 01:25   #6
 
Raevell's Avatar
 
Reputacja: 1 Raevell nie jest za bardzo znany
Podróż nie była przyjemna. W sumie niewiele z niej pamiętał. Od czasu do czasu ogłuszano go rękojeścią miecza. A sądząc po bólu całego ciała, także i bito. Cóż, inkwizycja. Pokładał nadzieję w swojej pozycji, choć wiedział że wobec tych ludzkich idiotów niewiele to może znaczyć.

Dobra.... gdzie ja, zaraza, jestem?! Miałem być w domu, w końcu odpocząć...

Później był loch. Zimny, brudny, wilgotny. Pełen szczurów... Nie w takich miejscach przywykł przebywać. Kiedy strażnicy wynosili go z celi spodziewał się najgorszego... Po kilku godzinach spędzonych z tymi zbirami doszedł do wniosku, że śmierć nie byłaby wcale aż taka zła...

A teraz chcą żebym ganiał za jakimiś kultystami. Jakbym miał za mało z tym paskudztwem do czynienia. Trzeba będzie znaleźć sposób żeby się od tego wykręcić... jak najszybciej
Wiedziałem że cały ten syf jaki wydarzył się w Esku nic dobrego mi nie przyniesie. Moja noga...
 
Raevell jest offline  
Stary 14-04-2012, 02:44   #7
 
adurell's Avatar
 
Reputacja: 1 adurell nie jest za bardzo znany
Jurgen zbudził się. Ani przymusowa drzemka wywołana uderzeniem ani to, co następowało po przebudzeniu, nie należało do przyjemnych. Smak krwi w zaschnietych ustach był gorszy, niż najpodlejszy sikacz karczemny, świadomość boleśnie przypominała o braku czegokolwiek, co zazwyczaj powinno ją otępić a krzepkie ciało było obolałe od uderzeń. Nawet kląć Jurgenowi się już nie chciało, z tego całego gówna, w jakim znalazł się po same uszy.

I byłby tak Middenlandczyk pozostał w stanie letargu, gdyby nie wyuczona, automatyczna skłonność do skupiania się na ludziach, z których ust płynęły zdania potencjalnie układające się w zlecenia. A ci, którzy weszli do celi, a zwłaszcza ten o białych włosach, mówili zdecydowanie właśnie w ten sposób.

Kwestia fachu.

Nie tylko Otta w duchu męczyła szarość świata. Mimo że większość życia spędził raczej w niższych niż wyższych sferach społeczeństwa, Jurgik w głębi duszy wiedział, że chciał czegoś... no, więcej. Niekoniecznie prowadzić własny sklep czy burdel. Może jednak coś tam, na górze, chce, żeby ostatni stali się pierwszymi?

Wachał się tylko przez chwilę; pomyślał o tym, że mógłby właśnie zabawiać się w karczmie i mieć kulty chaosu i ich zasranych przywódców głęboko w dupie. Ale, z drugiej strony... alkohol i ktoś to pieprzenia znajdzie się i w drodze, a złoto, potencjalna sława i nowe możliwości niekoniecznie. Skoro i tak ryzykował życiem na co dzień, dlaczego nie zagrać o więcej?
 
__________________
"Another tricky little gun
Giving solace to the one
That will never see the sunshine "
adurell jest offline  
Stary 15-04-2012, 18:17   #8
 
Ryder's Avatar
 
Reputacja: 1 Ryder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputację
- Panie, jesteś tego pewien? - rzekł najwyższy z pozostałych Łowców, jeden z tych, co rozkuli czwórkę więźniów.
- Przecież możemy ich wytropić jeszcze raz, po co mieszać w to zwykłych ludzi? - dodał trzeci, z gęstą siwą brodą i zmarszczył czoło.
- Słyszeliście pana Hansa - odrzekł Gerhard, po czym skierował się ku Falgrimowi i odrzucił w khazalidzie - jak wy to krasnoludy mawiacie, 'jakie wiązanki takie ramię'! Podobasz mi się! - na koniec podszedł do skołowanego zupełnie Otta - Przepraszam, panie, za zamieszanie, ale czas najwyższy, abyś przysłużył się Imperium. Od lat cię obserwowaliśmy, jak sam wiesz. Nie znamy konkretnego powodu, ale jesteśmy pewni, że dla naszej operacji jest pan niezbędny, panie Reifsneider. Proszę mi zaufać, ci ludzie pana ochronią, wystarczy sama pańska obecność. Wszelkimi innymi sprawami odnośnie pańskiego życia w Nuln już się zająłem.
- Zająłeś, hmm? Mam nadzieję że nie permanentnie? Miałbym nadzieję kiedyś wrócić do tego miasta. - Otto zawahał się przez moment - I co czyni was pewnymi że jestem niezbędny? Jeśli nie znacie powodu, to dlaczego jesteście przekonani iż jestem niezbędny? - Rzucił okiem w kierunku człowieka o nieznanym imieniu, zastanawiając się jednocześnie jak może on być tak spokojny z rozległymi poparzenia dłoni - Inne pytania mogą zaczekać. Na razie.
Hans popatrzył na Otta. Widać chłopak był nieco zakłopotany.
- Przecież chyba nie macie nic do ukrycia przed panami z oficjum - powiedział klepiąc go po ramieniu.
- Toż jesteście prawymi obywatelami naszego kraju, a tacy z pewnością ofiarują swoje skromne usługi ku chwale i potędze naszego wspólnego dobra, jakim jest oczywiście Imperium. Czyż nie? - Hans starał się tak skonstruować pytanie, aby Otto nie mógł mu opowiedzieć “nie” w obecności inkwizycji, albo chociaż po takiej odpowiedzi wyszedł na totalnego idiotę.
Otto popatrzył przez moment w kierunku Hansa. W końcu odezwał się nieco niepewnym tonem.
- Nie bardzo rozumiem. Jest oczywistością samą w sobie, iż pomogę. Nie mogę mieć również nic do ukrycia przed inkwizycją, gdyż łowcy czarownic odwiedzali mnie przeciętnie raz w tygodniu przez całe moje dorosłe życie. Po prostu nie rozumiem, dlaczego ja? Co czyni mnie tak specjalnym?
Na to pytanie Łowcy tylko spojrzeli po sobie, ale nic nie powiedzieli.
- Nie to nie czyni Cię nikim specjalnym! Jednak wiedz, że święte oficjum wybiera zawsze odpowiednich ludzi. A to, to już jest coś! Jeszcze nie jesteś nikim specjalnym, jednak w czasie tego zadania możesz się stać jakąś ważną personą!
Otto wymamrotał pod nosem słowo brzmiące podejrzanie blisko do “Imbecyl”, głośno zaś powiedział.
- Próbujesz przekonać mnie, czy siebie? Widzę że najwyraźniej logika stała się zapomnianą sztuką w krótkim czasie mojego życia. - Otto nie mógł nie uśmiechnąć się pod nosem. Ten człowiek zastawił sam na siebie perfekcyjną pułapkę. - Więc z tego co mówisz wynika iż nie jestem specjalny w żaden sposób, hmm? Sugerujesz zatem iż święte oficjum marnowało swój czas i surowce obserwując osobę mającą zerowe znaczenie w wielkim schemacie rzeczy, czy też że mimo twoich własnych słów popełnili błąd w osądzie? - Uśmiech zniknął z jego twarzy. - Albo jestem w jakiś sposób specjalny, i rzeczy które są przede mną w tej chwili ukryte mają wpływ na całą sprawę, lub jest tak jak ty mówisz i święte oficjum popełniło błąd obserwujący przez 6 lat człowieka bez żadnego znaczenia i przydatności dla misji. Jak sądzisz, która opcja jest bardziej prawdopodobna?
- A może po prostu nas uwolnicie?... Skoro zaszła pomyłka...- odparł Darian naiwnie sam w to nie wierząc.
- Ależ oczywiście, już jesteście wolni - powiedział spokojnie Gerhard - Pytanie tylko, co teraz zrobicie... Widzisz, kultyści was wybrali, winniście teraz być nie bardziej żywi niż ci naokoło. Oni są tego zabójczo świadomi. Ściany mają ich oczy i uszy. Nie sądzę, że pozostalibyście długo przy życiu, gdybyście tak po prostu wyszli stąd i kontynuowali coście zostawili, nie - pokręcił głową - To by było zbyt proste...
Słysząc ostatnie zdanie Lex, Arnold i Tanis głupkawo zarechotali, ale po chwili się opanowali. Jeden z nich rzucił słowo wyjaśnienia:
- Arcyłowca uwielbia to sformułowanie.
- Przykro mi to mówić - kontynuował Gerhard - ale podjęcie się tej misji to wasza jedyna szansa na przeżycie. Macie prosty wybór; zwierzyna, albo myśliwy.
Zabójca słysząc słowa Gerarda wybuchnął śmiechem - Jestem zabójcą człeczyno, jeśli chcą ze mną walczyć, to z radością dam im to czego szukają i to z nawiązką, nie tacy próbowali już swoich sił.
- Cóż za to ja jestem zwykłym żakiem... ale jeśli, cóż...- Darian zamilkł zrezygnowany. Czuł, że wpadł w bagno.

***

Upłynęło jeszcze parę chwil. Uzyskawszy wstępną zgodę, Białowłosy zdawał się czekać aż zebrani nieco ochłoną, wyglądał na człowieka, którego nic nie jest i nigdy nie było w stanie zaskoczyć. Gdy atmosfera osiągnęła punkt, gdzie po chwili relasku poczyna rosnąć napięcie oczekiwania, przemówił pewnie:
- A zatem postanowione. Jutro z samego rana wyruszycie do Roche. Otrzymacie wóz z końmi, racje na dwa tygodnie oraz mapę Imperium ze wskazówkami, jak dostrzeć w każde miejsce. Wasze rzeczy otrzymacie niebawem, a ładunek pana Hansa i pana Otta będą czekać załadowane. Zadanie jest oczywiste. Musicie wykryć i zlikwidować przywódcę kultu, tak, by jak najmniej było z tego powodu szumu. Jako dowód potrzebuję jego ceremonialnego artefaktu, będziecie wiedzieli co to jest, gdy będzie to miało znaczenie. Nie możecie pozwolić, by o operacji dowiedział się którykolwiek z pozostałych siedlisk spaczenia, w przeciwnym razie, wasze szanse powodzenia ulegną drastycznemu pogorszeniu. Jedno jest pewne, by to zrobić, musicie baczyć na język oraz mieć swe oczy i uszy szeroko otwarte. Po wszystkim przynieście mi artefakt, wtedy ustalimy dalszy plan działania i otrzymacie rekompensatę za wasze wysiłki, wszak nie jesteście niewolnikami. Miejmy nadzieję, że wam się powiedzie - westchnął ciężko i opadł na siedzenie. W tej chwili zdawał się być tylko starym, zmęczonym życiem człowiekiem...

Posiedział tak przez moment, w końcu machnął ręką na Łowców, a ci wyprowadzili ich z pomieszczenia. Przeszli kawałek mrocznym korytarzem, skręcając raz to w prawo, raz w lewo, doszli do ciężkich czarnych drzwi. Za nimi zmęczonym oczom wybrańców ukazało się małe pomieszczenie, którego większą część zajmował duży rzeźbiony stół zapełniony różnymi mapami i zapiskami. Przeciwległą ścianę pokrywał regał zapełniony grubymi zakurzonymi księgami, a po bokach stały liczne skrzynie i skrzynki. Jeden z templariuszy przebrnął przez gąszcz papierów, znalazł odpowiedni dokument i wręczył go Hansowi. Była to mapa, o której wspomniał Gerhard, z zaznaczonymi na czarno glównymi miastami i drogami Imperium oraz czerwonymi adnotacjami w niektórych miejscach. Pozostali wyjęli ze skrzyń ekwipunek byłych jeńców i oddali, co do kogo należało, przepraszając raz jeszcze za wszystko. Na koniec sprawdzili oględnie każdy kąt w poszukiwaniu nie-wiadomo-czego i wyprowadzili drużynę na mroźne nocne powietrze.
- Do świtu jeszcze jest trochę czasu - rzekł Arnold, najmłodszy z tej trójki, sredniego wzrostu blondyn, który mimo młodego wieku posiadł już stalowe spojrzenie inkwizytora - Niedaleko jest karczma, zabawa pewnie jeszcze trwa, możecie przespać się parę godzin.

Tak też się stało. Nie był to lokal przedniej jakości, jednak łóżka mieli całkiem wygodne, a krępy karczmarz nie zadawał zbędnych pytań. Ostatnie godziny nocne odeszły i zaczynało jaśnieć. Gospodarz osobiście zadbał o to, by goście nie spóźnili się na śniadanie i wyprawił im dobrą ucztę, jak na warunki wiejskie przynajmniej. Za oknami mżyło, zapowiadał się ciężki dzień. Po solidnym posiłku, o jakim co niektórzy marzyli od dawna, zostali odprowadzeni do stajni, gdzie ich oczom ukazał się wóz. Duży, zadaszony, cały czarnego dębu. Falgrim po chwili zastanowienia stwierdził niepewnie, że to dobra konstrukcja, a łowcy potaknęli zdecydowanie. Konie, jak to konie, wyglądały na dobrze utrzymane, obydwa kare ogiery miały zaplecione grzywy i parskały cicho, jakby nie mogły się doczekać wyprawy.
- Do Roche najlepiej traficie przez Altdorf. Jeźcie wzdłuż rzeki Reki na północ, a z Altdorfu już powinniście dać radę - rzucił na odchodne gromkim głosem Tanis, najniższy, ale krzepą dorównujący niejednemu krasnoludowi.

Po krótkim sporze okazało się, że nikt z wybrańców nie jest zbyt dobrym woźnicą, drużyna ustaliła, że Jurgen spisze się najlepiej na koźle. Wyruszyli. Pogoda była okrutnie nieciekawa, zimny wiatr chłostał twarz szczęśliwca a paskudna mżawka nie pomagała. Reszta schroniła się zadaszonej części, która okazała się dość przestronna. Jechali spokojnie średnio uczęśczaną drogą, po lewej stronie mając rzekę, po prawej pola, które za pierwszym miastem, które minęli przerodziły się w gęsty las, mieniący się wszystkimi kolorami jesieni.

Nastał wieczór, deszcz ustał, niebo się wypogodziło. Należało rozbić obóz. Nietrudno było znaleźć trochę wolnego miejsca na skraju lasu, na tyle daleko, by rzeczne insekty nie były uciążliwe, jak to mają w zwyczaju. Nie minęło wiele czasu od rozpalenia ogniska, kiedy dał się słyszeć tętent kopyt. Dwoje galopujących jeźdźców, jeden na postawnym gniadoszu, wierzchowiec drugiego dużo smuklejszy, biały jak śnieg. W czasie jazdy mówili coś do siebie, gdy zbliżyli się na tyle, że można było ich usłyszeć, uszu towarzyszy dobiegł czysty śpiewny kobiecy śmiech, któremu po chwili zawtórował męski baryton. Gibko zeskoczyli z wierzchów tuż obok obozowiska i zbliżyli się do obozujących, odrzucając ciemne peleryny. Byli to nieziemsko piękna ruda kobieta o dużych ciemnych oczach i szerokim uśmiechu oraz średniej postury krótko ścięty mężczyzna o ciemnych włosach, kilkudniowym zaroście i połączonych krzaczastych brwiach. Sprawiali wrażenie dobrze dobranej pary. On przemówił pierwszy:
- Witajcie, zacni podróżnicy! To jest Arkadia - wskazał na towarzyszkę - a jam jest Sander. Cóż za szczęśliwy zbieg okoliczności! Myśleliśmy, że przyjdzie nam podróżować jeszcze trochę w tę zimną noc, ale jeśli można to bardzo chętnie byśmy spędzili ją tu, przy waszym ogniu, jeśli nie macie nic przeciwko.
 

Ostatnio edytowane przez Ryder : 15-04-2012 o 19:55.
Ryder jest offline  
Stary 15-04-2012, 18:39   #9
 
Pinn's Avatar
 
Reputacja: 1 Pinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputację
Młody Flein nie do końca.... jak w ogóle można czuć się dobrze z taką przewracającą wszystko sytuacją?! W każdym razie, kiedy podróżowali poczuł spokój, w pewien sposób czuł się człowiekiem bardziej wolnym, szczęśliwszym, jakby zostawił jakieś zło za sobą. Nie odzywał się dużo, również skąpił uśmiechu. W końcu nadszedł czas na założenie obozu. Po jakiś czasie wśród śmiechów pojawiła się młoda para. Kobieta była doprawdy olśniewająca, jednak nie był pewien czy można im ufać. Nie musieli być od razu wysłannikami chaosu , to było dość niedorzeczne. W końcu jednak zaakceptował ową parę. Było dość zimno, ale na wyjazd przysporzył się z futrzany strój.
 

Ostatnio edytowane przez Pinn : 15-04-2012 o 18:43.
Pinn jest offline  
Stary 20-04-2012, 13:01   #10
 
Avder's Avatar
 
Reputacja: 1 Avder nie jest za bardzo znanyAvder nie jest za bardzo znanyAvder nie jest za bardzo znanyAvder nie jest za bardzo znanyAvder nie jest za bardzo znanyAvder nie jest za bardzo znanyAvder nie jest za bardzo znany
Nieznajomi przybysze nie byli mile widzianymi gośćmi zważając na sytuację w jakiej się znajdowali, nie mogli ufać nikomu, nigdy nie wiadomo czy przy kufelku piwa nie dostałoby się w plecy, czy podczas snu nie okradzionoby ich. Nie warto ryzykować. Bezmyślne człeczyny nieziemsko go irytowały i Grimnir świadkiem, że najchętniej powybijałby tych tchórzy co do jednego, na pewno zrobi to jeśli narażą się kolejny raz. Przełykając kolejne łyki Ale uspokajał się nieco ale mimo to łypał podejrzliwie na miejsce w którym podejrzana parka postanowiła się zasiedlić. Wiedział już, że tej nocy nie zaśnie. Opróżniajac kufel, sięgnął znów do wozu w poszukiwaniu jakiegoś jedzenia. Może i nie będzie spał, ale nie oznacza to, że nie zamierza porządnie podjeść.
 
__________________
Ave Sanguinus.

Ostatnio edytowane przez Avder : 23-04-2012 o 04:04.
Avder jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 23:18.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172