Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 06-06-2012, 07:22   #1
AJT
 
AJT's Avatar
 
Reputacja: 1 AJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputację
[WFRP 2ed.] Za garść złotych koron - II




Za garść złotych koron - cz. II

************************************************** *******


Grupka pozostała w Vogelsang jeszcze parę dni. Głównie po to, by upewnić się, że w mieście już wszystko w porządku. Czy nie pałętają się gdzieś niedobitki Nurgla, czy stwór w kanałach nie odżywa, czy kapłanka i jej towarzystwo są już bezpieczne. Część musiała także podleczyć rany i chociażby spróbować przy okazji wypocząć. Część też próbowała znaleźć odpowiednie miejsce pod przyszłą karczmę, którą obmyślili tu postawić.

W końcu jednak wyruszyli w drogę do Salkalten. Motywacje mieli różne, Wołodia i Anzelm, w myślach mieli teraz głównie wizję karczmy. Karczmy, którą miała powstać w Vogelsang, karczmy która miała przypominać Wołodii rodzinne strony, a gościom przybliżać klimat Kislevskiego wschodu. Droga do jej powstania była jednak długa: musieli zdobyć kontakty, materiały, pieniądze, siłę roboczą. Z pewnością nie była ona prosta, ale motywację mieli wielką. Alex i Ignatz, można rzec, czuli wewnętrzny obowiązek, by zwrócić wdowie po Rettigu list. Jego pożegnalny list skierowany do niej, do dzieci i do kupca zalegającego mu pieniądze. Eryk, z pewnością chciał odwiedzić świątynie Sigmara. A khazadzi? Khladin i Aliquam głównie szukali okazji do kolejnej bitki, kolejnej popitki, czy wzbogacenia się o kolejną garść koron.

W Vogelsang postanowiła pozostać elfka. Saraid miała pomóc w odbudowie miasta, dbać o tamtejsze sprawy, a także o byłego rajcę Felixa. Razem z kapłanką Juliene miały nadzieję kontynuować misję odrodzenia miasta. Odrodzenia, które zapoczątkowali bohaterowie zmierzający właśnie do Salkalten.

Podążali głównym traktem. Właśnie zbliżali się do jego rozgałęzienia, gdy zaczęły dochodzić ich odgłosy walki. Choć bardziej, w tym momencie ,były to już odgłosy rzezi. Przeraźliwe okrzyki, płacz, lament rozchodziły się po okolicy. Przyspieszyli kroku. W lewo prowadziła droga do Ferlangen, w prawo do Salkalten. I właśnie na tej prawej odnodze rozgrywała się scena, którą zapowiedziały, wcześniej słyszalne odgłosy. Teraz to ujrzeli, jak banda zwierzoludzi dokonuje rzezi na małej karawanie, w której skład wchodziły dwa wozy. Wozy stały już w płomieniach, a martwe pociągowe zwierzęta leżały tuż przy nich. W około leżało pełno trupów, mężczyzn, kobiet, dzieci. Prawdopodobnie ocalałych z mniejszych miasteczek, czy Wolfenburga, szukających lepszego jutra w Salkalten. To lepsze jutro jednak nie nadeszło.

Paru mężów wciąż walczyło ostatkiem sił, zebrali się w jednym miejscu i odpierali zmasowany atak zmutowanych bestii o zwierzęcych twarzach. Powoli jednak zostawali okrążeni. Większość była umorusana, wychudzona, niepewnie trzymająca broń. Jeden z nich się wyróżniał, był nieco tęższy. Wydawał się mieć najwięcej sił i zapału, ale z pewnością i na niego przyjdzie zaraz koniec. Ale walczył, walczył i raz po raz, pozbawiał życia odmieńców, przy pomocy swej kuszy.
 

Ostatnio edytowane przez AJT : 06-06-2012 o 11:39.
AJT jest offline  
Stary 06-06-2012, 11:42   #2
 
JanPolak's Avatar
 
Reputacja: 1 JanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemu
- Zewrzeć szyki, ludzie! - wrzasnął wielki mężczyzna, stojąc na wozie i posyłając kolejny bełt we wrogą ciżbę.

Nic po tym! Kolejni obrońcy padali - topory i włócznie zwierzoludzi zbierały krwawe żniwo wśród wynędzniałych podróżników - a linia obrony chwiała się i pękała. Koniec był coraz bliższy - pierwszy odmieniec przebił się przez szeregi obrońców, dobiegł do wozu i gramolił się nań, by dopaść kusznika. ŁUP! Potężny cios łożem niezaładowanej kuszy zrzucił mutanta z powrotem na ziemię.

- Gińcie plugawe pomioty! - krzyknął raz jeszcze tęgi mężczyzna - Kozły wysrane z pizdy przeżartej syfilisem dziwki, spłodzone w kloace zagiętym chujem capa!

Broniący wozu był człowiekiem w wieku lat trzydziestu kilku. Mieszczańskie ubranie opinało jego potężną sylwetkę, znaczny brzuch, szerokie barki i muskularne ramiona. Pucułowata twarz ozdobiona elegancko przystrzyżoną brodą była czerwona i mokra od potu. Wrzeszczał zawzięcie, dodając sobie kurażu.

- Śmierć wam, koźle łby! Ośle zady! Psie chuje! Pomioty rynsztokowej ladacznicy o zaropiałym sromie! Gówna zdrapane z krowiego kopyta!

Odrzucił precz kuszę i ciężko zeskoczył na ziemię z wydobytym tasakiem. Wprost w zwarcie z podnoszącym się zwierzoczłekiem! Bestia natarła z całych sił, a grubas sparował cios z furią. To wręcz nie było parowanie, a szaleńcze cięcie wymierzone w broń przeciwnika. W ruchach mężczyzny nie było szermierczej wprawy i zręczności, a tylko ślepa wściekłość i surowa siła. Ten człowiek walczył tak, jakby wierzył, że jeśli włoży dość krzepy w wymachy bronią, kupi kilka garści piachu więcej do swej klepsydry. A piasek w klepsydrze przesypywał się szybko.

- Zdychaj! Sparszywiały fallusie! Dymienicza guzie! Żółciowy wymiocie! Gruźlicza plwocino!

Raz po raz atakował mutanta. Kolejne natarcia były coraz bardziej desperackie, twarz mężczyzny nabrzmiałą krwią, jego oczy płonęły szaleńczą gorączką. Dalej i dalej zadawał szerokie cięcia tasakiem - większość z nich nie trafiała, ale przynajmniej oddalały okrutny koniec. Zmęczony, osamotniony, zagoniony w róg, walczył wciąż. Nad polem bitwy brzmiał gromko jego okrzyk bojowy:

- CHUJ CI W DUPĘ!!!
 
__________________
Jestem Polakiem, mam na to papier i cały system zachowań.
JanPolak jest offline  
Stary 06-06-2012, 12:29   #3
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
Wujaszek sobie szedł radośnie, podgwizdując gdy doszły go dziwne odgłosy. Wizje karczmy, złotych monet spadających z nieba, kobiet tańczących wkoło Wujaszka i ogólnego uwielbienia dla zmysłu handlowego Wujaszka, nagle prysły bowiem Anzelm dostrzegł grupę zwierzoludzi. Te wynaturzone stwory zasiały grozę w sercu Wujaszka, lecz ten zebrał się na odwagę i rozsunął poły wózeczka. Wyciągnął z niego tarczę i miecz i ruszył na najbliższego stwora. Dostrzegł wóz.. nie nie.. dwa wozy...a na nim zapewne maluczkie drobiazgi, którymi obdarują go uratowani.. no chyba że nie przeżyją to Wujaszek się nimi zaopiekuje. Wujaszek dostrzegł też zwłoki małej dziewczynki, która trzymała w maluczki, fakt martwych rączkach, szmacianą lalkę.. którą zdeptał jeden ze stworów. Wujaszek spojrzał ze smutkiem..na lalkę która zdawała się krzyczeć "Wujku..Wujaszku.. Wujeczku..pomóż"

Wujaszek nie wahając się ani chwili ruszył z odsieczą krzycząc:

- Nadchodzę ... maleńka...


I zaatakował pierwszego zwierzoludzia. Oczywiście..nie trafił bo cóż tu mówić.. Wujeczek wojownikiem nie był. Ważne że ostrze nie wyleciało mu z ręki. Zwierzoludź zaryczał dziko i natarł na niego swoim ostrzem. Wujeczek nie zdążył się zasłonić i krew poleciała mu z uda.

- Wragghhhh - zaryczał Anzelm

Wujek zaatakował znów i znów a wróg zaczął się wycofywać, i robić krok, potem kolejny a potem kolejny jeszcze do tyłu. A gdy Anzelm przypuścił kolejny krok, okazało się że Bogowie mu sprzyjają. Zwierzoludź nadepnął na coś i odwrócił wzrok na sekundę a wtedy ostrze Anzelma trafiło idealnie w krtań. Przeciwnik padł na ziemię tuż obok..szmacianej lalki, którą Wujaszek podniósł i otrzepał z ziemi.
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)
valtharys jest offline  
Stary 06-06-2012, 18:31   #4
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
Wołodia był zdziwiony chęcią do pomocy swoich kompanów. Może nie do końca samą chęcią pomocy, ale konkretnie pomocy z pomysłem gospody. Właściwie to był dobry pomysł dla każdego. Gospoda w takim miejscu mogła przyciągać ogrom gości, w szczególności tych, którzy będą pracować przy odbudowie mieściny. Robotnicy, pielgrzymi, ludzie szukający dachu nad głową, pracy. Potencjalnych klientów było sporo. Kozak radował się, że gospoda została ogólnie zaakceptowana przez jego kamratów a to było najważniejsze. Choć sam też by pewnie sobie poradził. Czas w zniszczonym mieście spędził głównie na odpoczynku, a kiedy odzyskał siły na tyle by z chęcią opuścić budynek, gdzie nocowali, przeszedł się zrujnowanymi uliczkami by znaleźć dla siebie odpowiedni budynek na przyszłą gospodę. To musiał być spory dom z piętrem, by można było tam urządzić pokoje gościnne. Dobrze było znaleźć coś z wolnym miejscem w pobliżu, by dało się zrobić kilka boksów dla koni i mułów.

Gdy w końcu przyszedł czas opuścić miasto Wołodia z radością odział się grubo i założył na głowę swoją futrzastą czapę. Kozak wsiadł na konia i ruszył z zadowoloną miną. Miał powody do radości. W końcu coś się zaczęło dziać w jego życiu w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Pogwizdywał sobie wesoło, nucił piosenki w swoim ukochanym języku, żartował nie raz i często chwalił wierzchowca za spokojną jazdę.
-Cii Słyszu?- warknął, kiedy z oddali dobiegły ich dźwięki walki. W czasie podróży z Juliene zdążył się nauczyć odróżniać ten hałas od innego typu harmideru.
-Buystro! Pomocy naszej kto potrzebłować może.- ponaglał kompanów po czym pogonił i swego konia. Rumak zatrzymał się na niewielkim wzgórzu, a kozak poświęcił krótką chwilę na ocenę sytuacji.

Trzeba było działać. -Hia!- krzyknął kopiąc konia w bok. Topór, choć ciężki uniósł jednoręcznie, jednak nie miał zamiaru nim atakować. Nie był idiotą, by próbować wymachiwać wielkim toporem jednorącz. Chciał wyglądać bardziej efektywnie, by wystraszyć potencjalnie najsłabszych przeciwników. Ci jednak nie zdawali się obawiać szarżującego Wołodii. Wierzchowiec pędził by stratować bestię. Zwierzoczłek jednak przeczytał intencje kozaka. Zdążył uskoczyć, jednak przewrócił się na plecy jak długi. Przybysz z wschodu wiedział, że lepszej okazji nie będzie. Bez chwili zastanowienia zeskoczył z grzbietu konia i jednym susem pokonał odległość dzielącą go do bestii. Topór świsnął w powietrzu i z paskudnym mlaśnięciem wbił się po drzewiec w pierś stwora. Ten nawet nie zawył, od razu przestał dychać...
 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!
Nefarius jest offline  
Stary 07-06-2012, 12:28   #5
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Miłą rzeczą jest nie mieć nic do roboty. Bardzo miłą. Jednak (jak wiadomo) wszystko co miłe musi się kiedyś skończyć. Nie dało się w dodatku ukryć, że życie spokojnego i pracowitego mieszkańca miasta nie było (dla Alexa) zbyt interesujące. Oczywiście rozumiał, że należy pomóc kapłance w poczynieniu pierwszych kroków, dopilnować tego czy owego, ale po paru dniach Alex doszedł do wniosku, że dalszy pobyt w Vogelsgang mijać się będzie z celem. Jak na razie nie spieszył się do tego, by zostać przykładnym obywatelem, ojcem dzieciom i tak dalej. Poza tym, prawdę mówiąc, nie bardzo widział swoje miejsce w mieścinie nie liczącej nawet setki mieszkańców.

- Komu w drogę, temu czas - rzucił Alex, na pożegnanie unosząc dłoń do ronda wyimaginowanego kapelusza.
Już wcześniej pożegnał się z Juliene, Saraid i pozostałymi członkami ekspedycji, tudzież Felixem i paroma mieszkańcami miasta. Wierzchowiec, któremu Alex nadał imię Stolz, rwał się do drogi. Przywiązany do łęku siodła 'zdobyczny' koń, ex-własność jednego z żołnierzy, nie przejawiał aż takiego entuzjazmu, ale to akurat Alexowi nie przeszkadzało.
- Do zobaczenia! - powiedział, ruszając w drogę.

Chociaż w Vogelsang nie było już przytłaczającej atmosfery - wpływu klątwy, to dopiero kilka mil od miasta Alex poczuł się w pełni swobodny. Tu można było odetchnąć pełną piersią.
Radość z wyrwania się na swobodę minęła jak ręką odjął, ledwo do uszu Alexa dobiegły odgłosy świadczące o nierównej walce. Ktoś potrzebował pomocy. A gdzie walka, tam i możliwość zdobycia łupów.
Tym razem wyglądało na to, że żądnymi łupów okazali się członkowie hordy zwierzołaków.

Widok, jaki się roztoczył przed oczami Alexa zdecydowanie sugerował, że na łupy raczej liczyć nie można. Na kim niby miałby je zdobyć? Na zwierzołakach? Te zazwyczaj nie nosiły przy sobie złota. Miałby opróżnić sakiewki i bagaże tych, co padli ofiarą zwierzołaków? To jednak byłaby zdecydowana przesada. Ale nie miał zamiaru biernie przyglądać się masakrze i czekać, aż napastnicy, skończywszy z tamtymi, zajmą się nowymi obiektami.

Może najmądrzejszą rzeczą byłoby wykonać małą szarżę, stratować zwierzołaki, a potem tylko dobić leżących. Jednak Alex nie należał do tych, co przeceniają swoje umiejętności i wiedział aż za dobrze, że podczas realizacji takiego planu mógłby po prostu zlecieć.
Błyskawicznie zeskoczył z siodła i chwycił kuszę. Starannie wycelował...
“Taki strzał się zdarza raz, tylko raz i więcej nie.”
Słowa śpiewanej przez grajków piosenki brzmiały nieco inaczej, ale znaczenie było jasne - po idealnym strzale nie warto było liczyć na drugi, taki sam, ani tym bardziej nadwyrężać cierpliwości bogów.
Alex szybko wymienił kuszę na miecz. Zbyt wolno jednak, by zaatakować pierwszy. Stwór o pół głowy od niego wyższy, z baranimi rogami ozdabiającymi czerep, z wykrzywioną mordą i mieczem w garści zaatakował Alexa by pomścić śmierć swego kompana. A może po prostu lubił zabijać?
Alex nie miał zamiaru pytać. Sparował cios tamtego, choć od uderzenia zabolała go ręka, i sam zaatakował. Ostrze zostawiło czerwoną linię na torsie zwierzołaka, ale ten jakby wcale nie poczuł rany. Znów zaatakował.
Gdyby jego umiejętności władania bronią dorównywały sile, Alex zapewne gorzko by pożałował wtrącenia się w ten napad. Na szczęście wykpił się paroma nie śmiertelnymi ranami. Jego przeciwnik wyszedł na tym znacznie gorzej. Niewidzącymi oczami spoglądał w niebo, a jego miecz leżał obok jego nieruchomej dłoni.
Alex rozejrzał się dokoła, szukając ewentualnych przeciwników, jednak na polu bitwy pozostali już tylko “swoi”. Wytarł starannie ostrze swego miecza w szmatę, której dostarczył truposz, a potem schował broń. Podniósł miecz zwierzołaka a potem zabrał się za obszukiwanie leżącego. Wymiana uprzejmości z tymi, co ocaleli z napadu, mogła poczekać.
 
Kerm jest offline  
Stary 11-06-2012, 02:14   #6
 
Julian's Avatar
 
Reputacja: 1 Julian ma w sobie cośJulian ma w sobie cośJulian ma w sobie cośJulian ma w sobie cośJulian ma w sobie cośJulian ma w sobie cośJulian ma w sobie cośJulian ma w sobie cośJulian ma w sobie cośJulian ma w sobie cośJulian ma w sobie coś
Kasimir, gdy tylko zobaczył zwierzoludzi, zeskoczył z konia. Żaden był z niego wojownik, jednak jeżeli już miał wybierać, wolał walczyć pieszo niż konno - z tym miał przynajmniej jakieś doświadczenia. Wyszarpnął miecz z pochwy i ruszył biegiem na najbliższego przeciwnika. Zwierzoczłek był wyraźnie nieprzygotowany, skupiając swoją uwagę na ostatnich obrońcach karawany, dzięki czemu skryba od razu ciął go po nodze. Zranienie nie było głębokie, ale potwór mimo to zaryczał głośno odwracając się, by odpowiedzieć na atak. Wymachiwał ogromną pałką z metalowymi okuciami. Ignatz tańczył chwilę wkoło zwierzoludzia korzystając z wolniejszych ruchów tamtego, jednak żaden z nich nie mógł dosięgnąć drugiego swoimi ciosami. Znowu cięcie, tym razem po łapie. Zmutowane bydle zawyło i w odpowiedzi wyrżnęło Kasimirowi od dołu, prosto w żebra. Zranienie nie było poważne, ale poczuł jak siła uderzenia wypchnęła mu z płuc całe powietrze. Cofnął się aż o kilka kroków, ale przeciwnik rzucił się za nim i znowu zaatakował. Siła uderzenia rzuciła Ignatza na ziemię, ale ten natychmiast zgarnął wolną ręką garść piachu i podnosząc się cisnął nią zwierzoczłekowi prosto w oczy. Oślepiony stwór wyrżnął swoją bronią w ziemię zaraz obok Kasimira, który właśnie wstawał. Uniósł miecz i z okrzykiem rzucił się na potwora rozrąbując mu obojczyk. Mutant upuścił broń, a skryba zakończył walkę pchnięciem prosto w serce.

Rheden odetchnął głęboko i chwycił się za bok. Sam dotyk bolał. Z pewnością zostanie mu spory siniak. Musiał potem poprosić Eryka żeby obejrzał ranę i zobaczył czy z jego żebrami wszystko w porządku. Rozglądał się jeszcze po polu bitwy, jednak wolał nie wdawać się już w walkę w takim stanie, jeżeli nie było to konieczne. Swoje dostał, chociaż i tak lepiej na tym wyszedł, niż nieszczęśnicy z karawany.
 
Julian jest offline  
Stary 11-06-2012, 11:36   #7
 
Aeshadiv's Avatar
 
Reputacja: 1 Aeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputację
Nierówna walka... to chyba specjalizacja zwierzoludzi. Eryk widział jak kilka ciał bezbronnych kobiet i dzieci leżało rozpłatanych na drodze. Zawrzał w nim gniew, może to była rządza krwi? Zsiadł powoli z konia. Nie chciał tego robić tak brawurowo jak Wołodia czy inni członkowie drużyny. On... nie bardzo znał się na jeździectwie co dopiero takich akrobacjach. Zdjął młot z pleców.
- Odsiecz przybyła! Nie bójcie się dzieci Sigmara, Nasz Pan ma Was w swojej opiece! - zawołał aby pokrzepić serca jeszcze walczących.
Samemu ruszył do boju.

Jak to było w jego zwyczaju... przynajmniej według krasnoludów... Zaatakował pierwszego wolnego mutanta od tyłu. Młot zamienił jego bark w krwawą masę kości i mięśni. Ta szarża jednak nie należała do najbezpieczniejszych. Akolita nie zauważył, że jeden ze zwierzoludzi chciał go w tym czasie skrócić o głowę. Toporzysko zwaliło się na ziemię niedaleko stopy Eryka.
Akolita widząc to w duchu podziękował Sigmarowi za ten ułamek sekundy więcej. Podjął kontratak. Nie trafił jednak. Młot świsnął jedynie w powietrzu zaraz obok kolana przeciwnika. Eryk ujrzał blask ostrza gdzieś nad sobą. Instynktownie zasłonił się drzewcem młota. Miał szczęście. Po raz kolejny Sigmar mu sprzyjał. Kolejny atak nastąpił niemal równie szybko. Kolejna dziura w szacie... Przecież dopiero co ją załatał i ozdobił tak, aby nie było widać śladów po walce. Niech to szlag.
Przeciwnik Eryka wpadł furię. Atakował na oślep. Seria niecelnych ciosów nie miała nawet prawa trafić akolity, chyba, że sam rzuciłby się na ostrze wyszczerbionego toporka.
Zwierzoludź już chciał wziąć wielki zamach na głowę Eryka. Ten jednak wykorzystał moment. Trzonkiem uderzył w nos mutanta o pysku jelenia. Słychać było delikatne chrupnięcie Było to na tyle silne uderzenie, że wróg zachwiał się i upadł. Dlaczego? Nie wiadomo. Po prostu... zmarł... Eryk przyjrzał się po walce ciału... po prostu wbił kość nosową zwierzoludzia do mózgu...
 
Aeshadiv jest offline  
Stary 11-06-2012, 13:52   #8
AJT
 
AJT's Avatar
 
Reputacja: 1 AJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputację
Dalsza podróż do Salkalten przebiegła spokojnie. Do kompanii zmierzającej w stronę aktualnej stolicy Ostlandu dołączył cyrulik Aaron, jedyny ocalały z rzezi zapoczątkowanej przez zwierzoludzi. Zbliżał się wieczór, do miasta pozostało około godziny drogi. Mimo tego, że słońce powoli chyliło się ku zachodowi, temperatura utrzymywała się wciąż na wysokim poziomie. Niemal wszystkim marzyło się chłodne piwo, czy inny alkohol, którym mogliby zakończyć ten dzień, czy w ogóle okres tułaczki po opuszczonych, skażonych terenach Ostlandu. Już przywykli, że w trakcie podróży nie towarzyszy im śpiew ptaków, czy odgłosy żyjących zwierząt. Wciąż było cicho, nieprzyjemnie cicho. Droga była monotonna, tak jak cała okolica, opustoszała, zniszczona, spalona, bez życia.

***

Od paru minut rzucał im się w oczy wóz, będący na ich drodze. Początkowo myśleli, że ktoś zmierza, jak i oni, do stolicy. Ten ktoś jednak pozostawał bez ruchu, gdyż dystans nieustannie malał. Po pewnym czasie dotarli w miejsce w którym stał. Wóz był nieduży, ale zdobiony. Dało się wydedukować, że należy do jakiegoś arystokraty. Dopiero teraz spostrzegli zwisające z kozła zwłoki woźnicy. Mężczyzna miał nienaturalnie wykrzywioną głowę, co świadczyło że pewnie ktoś przetrącił mu kark. W środku karety dostrzegli kolejne zwłoki, z pewnością właściciela.

Napady zbójeckie nie są niczym nadzwyczajnym, czy to w Ostlandzie, czy w pozostałych prowincjach Imperium, jednak w tym przypadku wszystko wskazywało na co innego. Nieboszczyk w środku wozu, nie został obrabowany, wciąż posiadał widoczną bogatą biżuterię. Musiał on być dość bogatą personą, gdyż był obwieszony sporą ilością złota. Na dodatek mężczyzna był niepokojąco okaleczony. Jego ciało pozbawione było oczu, a z oczodołu prowadziły ścieżki zaschniętej już krew. Nie było widać śladów walki, a arystokrata siedział na swym miejscu, tak jakby nagle go coś zaatakowało. Obok szlachcica znaleźli pergamin, ze starannie wykaligrafowanym napisem.


” Na cóż mu oczy, gdy krzywd nie dostrzega.
Dziś jego życie kresu dobiega.

Sam nie odejdzie, z nim przyjaciele.
Waszego czasu jest już niewiele.”

 
AJT jest offline  
Stary 11-06-2012, 16:28   #9
 
JanPolak's Avatar
 
Reputacja: 1 JanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemu
~Po walce~

- Do stu kurew! - zaklął ocalony, a jego głos wyrażał zdziwienie - Jeszcze żyję.

Potrząsnął głową i zwrócił się do drużyny:

- Dzięki za ratunek, ludzie. Jestem Aaron Stolzmann, cyrulik z Wolfenburga.

Chciał podać dłoń bohaterom, ale zorientował się, że ręce ma całe wysmarowane krwią zwierzoczłeka, więc tylko skinął głową.

- Choć właściwszym byłoby powiedzieć: z tej nędznej hałdy ruin i zgliszczy, która kiedyś mieniła się Wolfenburgiem. Podróżowałem z tymi nieborakami do Salkalten… Myśleliśmy, że w grupie będzie bezpieczniej. Gówno tam, a nie bezpieczniej.

Wytarł ręce i sięgnął po swoją torbę.

- Widzę, że niektórzy z was zostali ranni. No, niech w ramach wdzięczności opatrzę wasze rany. Być może niektórzy z was znają się na leczeniu, ale pewnie nie ma w waszej drużynie tak fachowego chirurga jak ja.

Przy robocie kontynuował:

- Właśnie… drużynie. Nie macie mundurów, więc nie jesteście wojskiem. Nie jesteście obdarci jak uchodźcy. Na zbójów też nie wyglądacie. Jedno rozwiązanie - jesteście drużyną poszukiwaczy przygód. Ha! Sam byłem kiedyś poszukiwaczem przygód jak wy, ale dostałem strzałę w kolano. Jeśli podróżujecie do Salkalten, zabierzcie mnie ze sobą. Rany umiem leczyć, łeb mam na karku, a i przypieprzyć jak trzeba potrafię.
 
__________________
Jestem Polakiem, mam na to papier i cały system zachowań.
JanPolak jest offline  
Stary 11-06-2012, 17:52   #10
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
Wujaszek uśmiechał się, gdy ten..no.. Aaron się przedstawiał i z widocznym przejęciem opisał na szybko siebie jak i jak doszło do tej "niefortunnego" zdarzenia. Po walce szybko przeszukał truposze lecz poza szmacianą laleczką, którą "ocalił" od śmierci nie znalazł niczego cennego. No.. sygnecik..taki nie za cenny ale mogący ozdobić jego dłonie. Tak wiadomo nie od dziś że Anzelm lubił błyskotki.

Wujaszek wyglądał jak wyglądał. Brudny, czarne włosy były roztrzepane choć z pewnością wyróżniał go ubiór. Gęste, grube i ciepłe futro, fakt faktem ubrudzone krwią idealnie pasowały do jego oczu..oczu z których biło lekkie szaleństwo. Wysoki lecz raczej chudy człowieczek, pchał wózeczek dziwny i gdy znalazł się tuż przed Aaron ukłonił się i rzekł:

- Witaj. Anzelm.. lecz mów mi Wujaszek.. jestem...człowiekiem z wózeczkiem - zaśmiał się troszkę szaleńczo drapiąc się po kilkudniowym zaroście - Miło mi Cię poznać Aaronie.

***

Podczas podróży Wujaszek milczał choć co jakiś czas szeptał jakieś niezrozumiałe słowa w kierunku szmacianej laleczki, którą usadowił na ramie swego "wehikułu". Trup nie zrobił na nim już wrażenia, bo śmierci Wujaszek się naoglądał dość, lecz z zaciekawieniem podszedł do kartki chcąc przeczytać jej zawartość.

No niestety Wujaszek czytać nie umiał lecz wstyd było się przyznać więc gdy już miał przeczytać złapał się za oko, straszliwie trząc je.

- Oj mucha.. oj mucha mi wpadła.. Aj.. Oj


Gdy tak chwilę potarł całe oko mu łzawiło więc rzekł on do Wołodii:

- Wołodio bądź tak dobry i powiedz co tam jest napisane. Wujaszek chyba się starzeje a jeszcze obrzydliwe fuj fuje mu do oka wpadają....

Gdy w końcu ktoś mu przeczytał Wujaszek podszedł do trupa i rzekł spoglądając chciwie na złoto:

- Raz dwa trup nasz fajną kartkę ma
Hen ho tak więc złoto wezmę to
Nie to że mi jest wesoło
Brak już trupów tu wokoło
Pięć, sześć za to złoto będzie co nam zjeść


Anzelm wcale się nie przejmując trupem delikatnie próbuje zabrać mu złote przedmioty. W końcu świecą tak mocno, tak soczyście i tak głośno wołają:

- Och nasz Wujaszku, Wujaszku nas.. nie pozwól by zabrał nas niezatrzymany czas.. Same znikniemy, w samotni umrzemy więc jak nas zabierzesz to Ci podziękujemy
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)
valtharys jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 11:14.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172