Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 31-07-2012, 07:55   #201
AJT
 
AJT's Avatar
 
Reputacja: 1 AJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputację
Można powiedzieć, że do głównego obozowiska orków wpadli! Każdy w ręku miał prowizorycznie przygotowaną wybuchową butelkę, która miał podpalić w ogniu i rzucić w prezencie orkom zebranym przy wodzu. Plan prosty, plan który mógł okazać się niezwykle skuteczny…

Tak też uczynili, Knut jeszcze chwycił w drugą rękę głowę wodza, która miała powędrować jako kolejny prezent dla zielonoskórego towarzystwa. Nim orki zorientowały się w zamiarach grupy poleciała pierwsza salwa. Zebedeusz, a zaraz po nim Detlef rzucili swoje butelczyny.

Detlef trafił centralnie w łepetynę jednego ze stojących na skraju orków. Tamten zawył w ogromnym bólu, a jego głowa zmieniła się w płonącą pochodnię. Pozostali zostali jedynie nieco poparzeni i poranieni szkłem. No może jeszcze jeden z goblinów też mocniej oberwał, ale kto by tam zwracał uwagę na gobliny. Pewnie by mogli dłużej podziwiać to zamieszanie i biegającego z płonącą głową orka, gdyby nie Zebedeusz…

Żak popsuł całe zamieszanie, gdy jego butelczyna wpadła centralnie między zbiegowisko, wybuchając na poziomie głów orków. Wybuch ranił praktycznie wszystkich, trzech z zielonoskórych stojących najbliżej zdecydowanie najmocniej. Salę przeszył również ryk dowódcy. Przeraźliwy ryk osobnika, który zaczął płonąć, a nie miał nawet sił by gasić ten pożar. Chwilę później niedaleko od miejsca w które trafił Zebedeusz upadła kolejna butla, tym razem ta wyrzucona przez khazada. Kolejne dwa zielonoskóre, choć teraz bardziej ta skóra była ładniej przypieczona, cielska padły po wybuchu, bądź też ranione szklanymi odłamkami. Pozostali nieco się rozpierzchli, płonąc biegali jednak bardziej bez celu. Tylko niektóre, co inteligentniejsze osobniki pomyślały, by ruszyć w kierunku Runianki.

Teraz swe butelczyny podpalali i Franc z Knutem. Detlef trafił jednego z uciekinierów bełtem, w połowie jego drogi do rzeki. Zebedeusz ciął jakiegoś zagubionego snotlinga, a Durin dosłownie miażdżył goblińskie mordy.

Flaszka Knuta już płonęła, jeszcze spojrzał na głowę czarnego trzymaną w drugiej ręce, wciął kilkukrokowy rozbieg i rzucił… Butelka jednak, jak tylko opuściła rękę Knuta, wybuchła. Zaraz przy niej! Odłamki szkła wbiły się w ciało Knuta, mało tego Szłomnik poczuł ogromny ból w dłoni spowodowany łamanymi siłą wybuchu palcami. Chwilę później na domiar złego dłoń zaczęła płonąć. Knut zajął się gaszeniem obolałej, płonącej ręki, gdy rozkojarzony całą sytuacją Franc rzucił swoją butelką. Celował w rozpraszające się towarzystwo… nie trafił. Widać biegający przy nim Knut za bardzo go rozkojarzył.

Ale cóż, trzeba było kończyć dzieło, które się zaczęło. Każdy miał swoje sposoby, by je zakończyć. Knut kończył je, z bólem, uderzając dłonią o siebie. Franc ruszył w największe skupisko płonących zielonych ze swoim garłaczem, wypalając tak, by ustrzelić ich jak największą ilość. Skutecznie. Później chwycił dwuręczniak odcinając każdy łeb, który mu się nawinął. Detlef kończył urządzając sobie zabawę w strzelanie w uciekające orcze pochodnie. Durin kończył miażdżąc coraz to większe ryje. A Zebedeusz kończył tnąc te najmniejsze pokurcze. Żak też śmiało podążał w kierunku dopalającego się wodza, a właściwie to jego wisiorka. Jemu już to cacko nie będzie potrzebna. Archiemu się jeszcze przyda pewnie.

I tak w końcu zakończyli. Co miało zginąć, leżało teraz na ziemi i dopalało się lub wykrwawiało. Co miało uciec, uciekło w popłochu i nie prędko tu pewnie wróci. Knut ugasił dłoń, jednak była ona w opłakanym stanie. Nie mógł nią ruszyć, nie mógł na nią patrzeć, a co gorsza wiedział, że jedynym ‘medykiem’ został Franc. A ciul… przynajmniej będzie go gorzałką leczył, ta myśl jednak tylko nieznacznie poprawiła humor Szłomnika. Miał złe przeczucia co do sprawności dłoni, ale miał nadzieję, że się z tego wyliże.
- Moja rynka - jęknął Knut, niezainteresowany w tej chwili dalszym losem wyprawy, a skoncentrowany na swej kalekiej dłoni.
Detlef na medyka się nie nadawał, obszedł zatem wszystkie truposze i upewnił się, czy czasem który nie udaje. Powyciągał te bełty, które jeszcze się nadawały do użytku i, całkiem przy okazji, sprawdził, czy któryś z truposzy nie ma czegoś ciekawego w kieszeni lub przy pasie. Bohaterstwo bohaterstwem, a za coś żyć trzeba.
Zebedeusz wziął cacko które mogło ocalić miasteczko i ich. Przyjrzał mu się uważnie, oglądając je dokładnie. Spojrzał na trupa wodza i mruknął:
- Phi..jak zawsze dużo krzyczycie i pierwsi padacie. Zal.
Zebedeusz spojrzał na grupę i rzekł:
- Chwila przerwy i idziemy na górę. Czas zakończyć tą sprawę.
Słysząc jak że Knut jęczy podszedł do niego i rzekł:
- Do wesela się zagoi. Jak coś to hak Ci wstawimy i też będziesz groźny - uśmiechnął się przyjacielsko do Szłomnika. Obchodził go jego los, ale teraz był ważniejszy los ludzi w wiosce. Los jednostki schodził na dalszy plan, liczył się los grupy.
- Chędoż się - Knut odparł żakowi, siadając na kamieniu i dalej badając swą pokancerowaną rękę. Ból... do bólu się przyzwyczaił, zwalczył... cholera... odczuwał go już właściwie w każdym zakamarku poharatanego ciała. Lecz kalectwo - utrata dłoni - przysparzało go o zimny dreszcz. Jak może prosperować wojownik, rzemieślnik z niesprawną prawicą? Czy czeka go los żebraka? Albo śmieciarza, jeżdżącego po świecie z wózkiem? Obserwując nienaturalnie wykrzywiony kawałek mięsa, który kiedyś był jego ręką, Knut pierwszy raz w ciągu tej przygody naprawdę się bał.

Po pewnym czasie rany drużyny zostały opatrzone i nastał czas wypełniania celu misji.
- Weź to wyłącz! - rzekł Knut, wskazując w górę, ku kowadłu - I zrzućmy to ustrojstwo w przepaść! Utopmy w rzece! Żeby nie było burz, żeby nie było tałatajstwa, żeby niczego nie było!
Zebedeusz spojrzał na drużynę:
- To co gotowi na ostatni akt ? - zaśmiał się złowrogo
- Nie pyta, ino idzie! - Knut, będąc w podłym nastroju, powstał oparty o włócznię.
-Jestem Durin...- odezwał się niespodziewanie brodacz -Wcześniej to nie było okazji by zdradzić swoje imię...- dodał po chwili -Dziękuję, żeście mi poświęcili napar leczniczy. Nie zapomnę tego.- kontynuował z małymi przerwami na łapanie oddechu. Co prawda rany które odniósł były konsekwencją ataku orków, czyli próby udzielenia pomocy nieznajomym, ale w tak dogłębne przemyślenia krasnolud już się nie bawił.
-Co tu się w ogóle dzieje?- spytał nieco zdezorientowany.
Żak ukłonił się i przedstawił:
- Zebedeusz Archibald Lienz. Cóż mości Durin mogę rzec. Poza tym że tępimy zielone plugastwo, to jeden dzielny mąż z tym wisiorkiem - pokazał mu zdobycz - musi wejść na górę. Stanąć w miejscu gdzie pioruny dudnią i przypalają i przesunąć takie jedno mityczne kowadło. Proste i nieskomplikowane, choć czy to świecidełko jest na pewno tym za co je uważamy przekonamy się gdy ochotnik wejdzie pod piorun i przeżyje. Od takie proste? - uśmiechnął się szeroko żak - A właśnie ciągniemy losy czy chętny sam się zgłosi ?
- Detlef von Halbach - przedstawił się szlachcic. - A co do tego kowadła, to bardzo jest możliwe, iż tylko na krasnoluda działa magia naszyjnika. W końcu to krasnoludzkie dzieło. No i kogoś silnego potrzeba, by kowadło przesunąć.
Durin uniósł lekko brew zastanawiając się, czy Zebedeusz nie próbuje sobie z niego żartować. Nie wyglądał.
-Co do mego rodowodu to chyba nie ma nikt wątpliwości. Wejść tam mogę, lecz nie jestem wojakiem jakich wielu moich kuzynów. Zajmuję się historią. Jeśli będę w stanie pomogę. Jeśli nie starczy mi sił, cóż sami będziecie musieli się z tym uporać. Zatem jeśli to takie pilne, ruszajmy.
- Skończcie ino gadać! Ciągle gadać! - Knut był nerwowy jak nigdy do tej pory - Dajcie mnie te błyskotke, to ja pójdę. Trzeba nam już iść. Kowadło. I Bercika znaleźć. I Amira. Pochować, nie dać gnić jak psu.
Szłomnik zupełnie zignorował potrzebę przywitania się z krasnoludem. Mówił szybciej, bardziej mieszał mu się język. Twarz na przemian oblewała mu się rumieńcem i bladła, ciało zaczynały przebiegać dreszcze zwiastujące gorączkę. Bitewny wysiłek, wielokrotne rany, utrata krwi i szok po stracie przytomności objawiały swe skutki. Lecz nawet ranny, kaleki i chory wiedział, że należy wypełnić zadanie.
Zebedeusz spojrzał na Knut i rzekł:
- Może nasz Hrabia ma rację. Niech Khazad spróbuje - “będzie mi go mniej szkoda niż Ciebie towarzyszu” dodał w myślach - Krasnoludzkie dzieło, może uznać tylko Khazada za swojego “właściciela”. Chodźmy pierw na górę. Tu nie ma sensu dywagować.
Po tych słowach dał znak grupie żeby się ruszyła.
Knut sapiąc jak kocioł parowy, zataczając się i podpierając włócznią ruszył na górę.
Franc przysłuchiwał się “rozmowie” bez większego zainteresowania, za to skupiając uwagę na przeszukaniu zwłok i obozowiska. Opatrzył każdego jak umiał, aż że umiał niewiele i wódki mu było na byle draśnięcia szkoda...
- Franc Maurer - przedstawił się krótko brodaczowi - Ruszajmy. Jak się krasnoludowi nie uda, to poszukamy innych “ochotników”... -
Detlef, całkiem zadowolony z faktu, iż nie on dostąpi zaszczytu rozbrojenia kowadła, ruszył za innymi w stronę schodów. Na wszelki wypadek niósł załadowaną kuszę - w końcu niedawno słyszeli jakieś strzały.


===

Nowy towarzysz khazad, został wybrany na ‘ochotnika’ do dezaktywacji kowadła. Już, gdy mu to opowiadali na dolnym poziomie, brzmiało to wszystko mocno nierealnie i dość zastraszająco. Khazad jednak wiedział, że jego kuzyni mogli takie rzeczy uczynić. Jako historyk znał niejedną opowieść o takich przypadkach. Krasnoludzka myśl technologiczna nie raz wzbogacana była sztuką magiczną.

Durin spojrzał na przekazany mu medalion i od razu zauważył na nim krasnoludzkie runy. Zawiesił go na szyi. Jeżeli opowieść Zebedeusza nie wzbudziła w nim strachu, z pewnością wzbudziło go w nim, to co ujrzał gdy dotarł na szczyt. Wszystko było prawdą. Lejący się z nieba nieustannie deszcz, to jedno, już się do niego przyzwyczaił. Ale teraz ujrzał kowadło, kowadło w które raz po raz biły pioruny. Kowadło do którego zaraz miał po prostu podejść. Na domiar ujrzał też jednego ze swoich kuzynów. Zwęglonego całkowicie, domyślił się, że to był śmiałek, który próbował tej sztuki przed nim. Ziarnko niepewności jeszcze bardziej urosło w jego głowie. Ale oni patrzyli na niego, oni wierzyli w niego. Ruszył…

Każdy krok stawiał z ogromną uwagą. Każdy błysk i huk powodował chwilę zawahania i instynktowne odwrócenie głowy. Każdy krok powodował też, że z medalionu biła coraz wyraźniejsza poświata. Pokonał pierwszy stopień prowadzący do kowadła, kolejny. Wciąż szedł… wciąż żył… Dotarł do kowadła i… wciąż bez zmian… żył… nie wyglądał jakby wyskoczył z ognia.

Gdy zauważył, że ochrona działa zabrał się do próby zdjęcia kowadła z piedestału. Syczał, parskał, stękał, nawet pierdnął, ale nie miał takiej krzepy, jak większość jego kuzynów i nie zdołał podnieść kowadła. Jednak był khazadem, w krwi więc miał nieustępliwość i zaciętość. Okrążył więc je, podszedł do krawędzi, za którą już była przepaść. I z tego kawałeczku wolnej przestrzeni rozpędził się, próbując tym sposobem przepchnąć kowadło. Ruszyło… powolutku ale ruszyło w akompaniamencie parskania krasnoluda. Po chwili kowadło spadło z piedestału. Udało się.

W momencie gdy to zrobił pioruny przestały bić, a po krótkiej chwili deszcz przestał padać. Ciemne, złowrogie chmury zaczęły się rozpraszać. Po paru minutach nad pasmem górskim pojawiło się słońce. Jakże oczekiwane słońce… Dokonali tego. Wiele poświecili zdrowie, przyjaciół, ale wiedzieli iż uratowali bardzo wiele istnień. Niektórzy już po raz kolejny. Znów mogli czuć się bohaterami! Teraz jeszcze pozostało im uzyskać, poza duchową, także i materialną nagrodę za swe czyny.


Gdy pioruny przestały bić a ulewa ustała, Franc ostrożnie podszedł do piedestału, na który stało kowadło. Poklepał po plecach Durina, jednocześnie spoglądając w dół, czy aby nie widać gdzie podziało się kowadło.

- Dobra robota! Musimy za to wypić. I za poległych. Za nich tez trzeba wychylić kolejkę. I za zwycięstwo. I za śmierć zielonym! I z a parę innych rzeczy też…
- To kowadło nie powinno wpaść w niepowołane ręce. Dobrze było by je odnaleźć i gdzieś ukryć, albo przekazać komuś, kto będzie wiedział jak je zabezpieczyć. -


Franc miał zamiar zabrać z jaskiń wszelkie kosztowności i alkohol jakie znajdzie. Na początek można zobaczyć czy skwarek nie ma czegoś przy sobie. W końcu złot chyba się nie stopiło? Jeśli udało by się jeszcze cos znaleźć i dopasować ze stalowego pancerza, to tez przywłaszczy. Na proch i kule nawet nie liczył, ale zawsze jest nadzieja.

- Ruszajmy do miasta. Ten wisiorek jest spor war a Ja chce swoją swoja część. Podróże z wami to strasznie niebezpieczne zajęcie, musze się odpowiednio do nich wyekwipować. A wódka tania nie jest… -
- Trzeba sprzedać, co się da - poparł go Detlef. - Mikstury są kosztowne, medycy jeszcze drożsi, no i braki w sprzęcie trzeba uzupełnić. No i, tak jak Franc powiada, coś nasza grupka kłopoty na siebie ściąga, niczym to kowadło - pioruny. Na kolejne zdarzenia trzeba się odpowiednio przygotować.

-Cieszę się, że mogłem pomóc.- rzekł zadowolony z siebie krasnolud. Na czole, karku i plecach miał masę kropli potu. Dawno się tak nie zmęczył, jak tego dnia. Widok wyglądającego zza chmur słońca musiał cieszyć mieszkańców miasteczka u podnóża gór.
-A! Póki pamiętam...- rzekł zdejmując z szyi wisior, który uratował go od spopielenia. Spojrzał z wielkim żalem na błyskotkę dokładnie, wziął głęboki wdech i oddał Zebedeuszowi.
-Czas ruszać w drogę. Miło było was poznać.- skinął im głową, po czym zabrał swój młot, tarczę, którą sobie przywłaszczył po drodze na górę od jednego z zabitych w walce orków i ruszył powoli w stronę wyjścia z jaskini.
Zebedeusz podziękował za błyskotkę. Liczył że może pewnego dnia dowie się o niej więcej. Był uczonym i chciał poszerzać swoją wiedzę. Nie zamierzał dywagować gdzie się udać, bo to było mu totalnie obojętne. Liczyło się to że udało się wypełnić misję.
- Fakt czas ruszać. Albertowi na pewno przyda się pomoc, chętnie mogę pomóc mu iść - rzekł - A i napić by się zdało bo suszy mnie już w gardle - co jak co ale wódki, piwa i dziewek Zebedeusz nigdy nie odmawiał, chociaż wolał pić samemu.
“Ciekawe gdzie jest Bell” - po raz pierwszy poczuł się samotny.
- Dobrześ, krasnoludzie, zrobił - rzekł Knut, oparty o ścianę, mimo bólu i gorączki zaczynając doceniać fakt zwycięstwa - A w ogóle to jam jest Knut. Dobrześ to kowadło zrzucił. Takich kowadeł w ogóle nie powinni robić.
Po czym pokulał się w dół schodów, mimo obrażeń chcąc pomóc w transporcie rannych i zabitych towarzyszy. Na odchodnym dodał jeszcze:
- Takich naszyjników też nie. Zakopać toto w głuchym lesie. Ot co!
Ale nie miał siły kłócić się o błyskotkę.
- Co masz zamiar z tym zrobić, Zebedeuszu? - spytał Detlef. - Zachować na pamiątkę, czy też wrócić tu za jakiś czas i poeksperymentować?
- Mam znajomego w Nuln, być może będzie mógł mi coś więcej powiedzieć o tej błyskotce. Najprędzej zostawię sobie na pamiątkę. Ku pamięci, co przeżyłem - odpowiedział żak szlachcicowi.
 
AJT jest offline  
Stary 03-08-2012, 15:44   #202
 
malahaj's Avatar
 
Reputacja: 1 malahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputację
Słońce odbijało się w pokrywających Kreuzhofen kałużach. Kałuże były wszędzie, woda leniwie stała w podtopionych gospodarstwach, drogi zamieniły się w rozwodnione błoto, powietrze wypełniała wilgoć parująca w pierwszy cieplejszy dzień. Pierwszy dzień bez deszczu.

Środkiem błotnistej drogi prowadzącej z gór nadeszła barwna kompania. Barwna, to może dużo powiedziane - umorusani, ranni bohaterowie, pobandażowani i obładowani jak juczne muły, byli cieniem dumnej drużyny, która niedawno wyruszyła ku krasnoludzkiej twierdzy. Niemniej - byli zwycięzcami.

Dotarli do domu wójta. Trzeba było coś powiedzieć, stwierdził Knut, choć nigdy nie miał w zwyczaju odzywać się pierwszy. Chrząknął więc i rzekł:

- Zrobilimy.

Wójt, jak i ludzie na zewnątrz, był cały rozradowany końcem nieustających od bardzo długiego czasu ulew. Najwidoczniej też, dopiero przed momentem wrócił do swojego domu, spędzając wcześniej czas na zewnątrz. Cieszył się z ponownego ujrzenia słońca. Mimo ogromu zniszczeń, jakie powstały, radość i nadzieja, że będzie lepiej, przesłoniła teraz wszystko. Jego nastrój nie zmienił się, gdy ujrzał umorusaną grupkę w progach swojego budynku.
- Co żeśta takiego zrobili? - odpowiedział z uśmiechem.
Zebedeusz wracał w milczeniu, jak to miał w zwyczaju “bawiąc” się wisiorkiem. Był ciekaw skąd pochodzi, tak naprawdę, jaki jest jego rodowód. Zmęczenie, które początkowo odczuwał znikło gdyż jego umysł zajął się czymś zupełnie innym. Analizował spotkanie z orkami, walkę z nimi, sytuacje które sprawiły że życie ich wisiało na włosku. Rozmyślał nad błędami. Gdy dotarli do domu wójta, początkowo nie chciał się wtrącać w sprawę ale widząc że wójt ma poczucie humoru i wdzięk rozpędzonej krowy rzekł:
- A pioruny słyszysz? Coś mniej pada, nie zauważyłeś ? - rzekł lekko ironicznie
Żak często bywał średnio miły a gdy był zły i głodny robił się wredny. Nim wójt odpowiedział:
- Dobry człowiek z Ciebie Panie, więc pozwól że opowiemy Ci wszystko przy posiłku i czymś co można gębę ochłodzić.
- A kolejni...
- wójt wyraźnie westchnął. - Wybaczcie, ale nie będę dziś karmił każdego, kto przychodzi z taką informacją. Wierzcie mi, pierwsi nie jesteście i pewnie nie ostatni. A ile historii już dziś usłyszałem... Nawet nie zdajecie sobie sprawy ile przyczyn tego co się działo usłyszałem, a ile rozwiązań... Sami bohaterowie teraz w Kreuzhofen naszym.
- W takim razie zapraszamy na mały spacerek - powiedział Detlef. - Pokażemy, co i gdzie osiągnęłiśmy. Trupy naszych wrogów zaświadczą o naszych dokonaniach.
- Trupy?... Jakie trupy?! - spytał wójt, a jego mina zdecydowanie się już odmieniła. Uśmiech teraz już nie gościł na jego twarzy.
Zebedeusz uśmiechnął się pod nosem. Cieszył się że Hrabia Detlef przejął inicjatywę. Może w końcu pokaże z jakiej gliny jest urodzony. Żak czekał spokojnie aż Hrabia załatwi to z wójtem, bo inaczej Zeb był skłonny porzucić naukę historii na rzecz studiowania organów wewnętrznych wójta.
- Następnym razem trza bydzie spisywać zlecenia na pergaminie i stawiać pieczątkę. Jak bydzie taki pergamin z pieczątką, to nas nikt nie oszuka - mruknął Knut, po czym zajął się robieniem groźnej miny.
Krasnolud maszerował kilka kroków za kompanami. Ciężka zbroja, którą zabrał jednemu ze swoich zabitych rodaków pasowała jak ulał, ale spowalniała jego i tak niezgrabne i powolne ruchy. Brodacz odchrząknął cicho i wyłonił się przed szereg.
-Jam jest Durin.- rzekł -Spotkałem tych zacnych bohaterów jak śmiertelny bój z zielonoskórymi toczyli. Wiedziałżem, że pomoc będzie potrzebna mimo iż wojacy z nich pierwszej jakości... Naocznym świadkiem i zarazem uczestnikiem tego wszystkiego byłem... A w prawdomówność słów khazada chyba nie powątpiewacie, hę?- spytał unosząc brew.
- A nie, nie wątpię. Źle zrozumiałem.- Zreflektował się wójt. - To trupy powiedzą, ach. Kiwnął głową. - To jak wy zielonych zabiliście, to do straży po rekompensatę się udajcie, nie tutaj. Na pewno coś dadzą. Tak, tak, to plaga u nas. Dobrzeście ucznili. Bardzo dobrze.
Knut poczerwieniał na twarzy.
- Nic nie rozumie! Pan krasnolud dobrze gada, ale nie o tym. Tam była krasnoludzka twierdza, gdzie poszli krasnoludy... no stąd szli, to wiecie. I magiczne kowadło popsowali, burze sprowadzili. Ale ich orki zabiły. I my, o, bohaterowie, poszli, orki zabili! I Franz strzelał z garłacza i łby obcinał. I ja biłem czarnego orka, co mnie siekł, ażem przytomność stracił. I Amira zabili... i Zyberta, magika. I potem na tych schodach... A potem jakeśmy się rzucili to w wielkiej bitce, tego szefa orków zabilimy. Ogniem, co mnie wtedy toto w rękach wybuchło. I zdobyliśmy magiczne krasnoludzkie świecidełko - Zeba, pokaż mu. I ten to krasnoud nad kowadłem odczynił magiczne krasnoludzkie uroki i burza przeszła. A kowadło zrzucił w chuj, coby wam więcej nie szkodziło! Nic nie rozumie?! My bohatery! Burzy ni ma! Kuźnia Burz zamknięta!
Knut, jak to Knut, pod wpływem emocji wyzbywał się mrukliwości. A że zbyt składnie nie gadał - należało to zrzucić na gorączkę i brak ogłady.
Zebedeusz z uśmiechem na twarzy pobujał świecidełkiem przed oczami wójta, choć wzrok żaka mówił że jak wójt jeszcze pościemnia coś to dołączy do orków i będzie nowego wójta trzeba wybrać.
- Coś jeszcze ? - mruknął ponuro
Wójt spojrzał na Knuta próbując zrozumieć słowotok wychodzący z jego ust. Mimo iż wszystko było prawdą, to pozornie mogło się zdawać, że wielkiego składu w tym co wojak rzecze nie ma. Wójt więc zerknął na niego, zerknął na cieszącego się i machającego jakimś złotem Zebedeusza, zerknął także na inne osoby znajdjące się w jego domostwie.
~Wariaci~ z pewnością pomyślał, o czym mogła świadczyć jego mina. A pewnie niewiele brakowało, by zaczął myśleć ~Niebezpieczni wariaci~
Zebedeusz był bliski wybuchnięcia. Co w jego wypadku nie zdarzało się za często:
- No rozumiem - pokiwał głową - czyli nic się nie stanie jak kowadło wróci na miejsce, a pioruny znów zaczną uderzać powodując ulewę i wylanie wody ze źródła, którą zatruły szczurki.. No w końcu ludzie pragną znów mieć wody pod dostatkiem, nawet jeśli ma ona dotrzeć pod ich drzwi...- prychnął i wzruszył ramionami czekając na reakcję wójta
- A zatem, wójcie - Detlef darował sobie słowo ‘pan’ - zrobimy tak... My się przejdziemy na mały spacerek. W tym czasie będzie się pan mógł ustalić z innymi ważnymi osobistościami wysokość nagrody. Bo chyba jakaś się należy za ocalenie miasta, prawda? Wrócimy potem i się przekonamy, czy dojdziemy do porozumienia. Jeśli nie... Z pewnością znajdziemy sposób na udowodnienie, że powstrzymanie deszczu to nasza zasługa. W ostateczności uznamy, że sprawy nie ma. Na kolejną rozmowę wrócimy gdyby ponownie zaczęło padać.
- Ale się zastanów, szanowny wójcie - mówił dalej - jak to wyglądało. Przyjechaliśmy, porozmawialiśmy z mieszkańcami, poszliśmy w góry i wtedy przestało padać. Proszę to przemyśleć.
Wójt spojrzał na szlachcica. Chyba zrozumiał aluzję o udowadnianiu i o nawrocie burz, chyba stawał się coraz bardziej przekonany. Widział ich upór, widział ich pewność, że właśnie oni to zrobili. Nie tak jak u większości poprzedników ~A co jeśli rzeczywiście…~ zaczął się zastanawiać.
- Czekajcie! – Zastopował Detlefa. Podszedł do niego, wskazał miejsce do siedzenia, wskazał je i jego kompanom. - Powiedz zatem jeszcze raz, co żeście dokonali.

- Czego do chuja nie rozumiesz? - Franc, do tej pory łagodzący zniecierpliwienie butelką, w końcu nie wytrzymał. Flaszka się skończyła a On słuchając tego wiejskiego tempaka, coraz bardziej był przekonany, że byłby lepszym rozmówcą, jakby obciąć mu łeb Scyzorykiem.

- Poszlim do krasnoludzkiej fortecy. Tam przed wejściem głowa brodacza na włóczni. Tego samego, co mu twój kumpel wisiorek podrabiał. Dalej, w jaskini były orki. Ubilim. Znalazło się więcej orkasów i mieli oryginalny złoty wisiorek. Ich też, ubilim, tylko potem. Wcześniej poszliśmy na górę, zbadać krasnoludzkie grobowce. Tam, w piśmie uczonym, napisano, jak problem wasz rozwiązać. Potrzebny był wisiorek i kowadło, co go krasnoludy zatargały na szczyt góry. To właśnie ono sprowadzało burze i deszcze. Była tam jeszcze krasnoluda taka jedna, chaośnica. Z tych złych, wiecie. Ubilim. I szczuty wielkie jakieś. Ich tez ubilim. Trzeba było odzyskać oryginalny wisiorek, ten co go tu widzicie, więc, w sprzyjających okolicznościach zabraliśmy się za zielonych. Ubilim. Wtedy udało nam się zdjąć magiczne kowadło z piedestału, na szczycie góry a deszcz i pioruny ustały. To chyba proste prawda? -

Franc spojrzał na wójta, coby się upewnić, czy nie trzeba ręcznie mu do głowy wiedzy nawkładać.

- To skoro tak, to dwaj nasze złoto. A do straży pójdziemy swoją drogą, bo orki, to orki a my ich ubilim. A jak nie, to wrócimy na górę, z powrotem ustawimy na niej kowadło i poczekamy aż zmienisz zdanie i zapłacisz z góry. Jasne? To płać, bo mi sucho w gębie się robi… -
- Tylko bez wulgaryzmów panie! Bez wulgaryzmów tutaj! - Oburzył się wójt, strofując Franca. Był wyraźnie zdegustowany sposobem przemawiania Maurera, ale z drugiej strony widać było, że zaczyna wierzyć w jego słowa. W ich pewność, pewność tą samą, z jaką opowiadał i Knut.
- Poczekajta chwilę! - Rzekł po czym wyszedł na moment. Wrócił niewiele później z worem pełnym koron. Rzucił na ławę.
- Obiecana nagroda. Pińćset koron. - Rzekł po czym na jego pulchną twarz ponownie wrócił uśmiech. Podszedł do każdego z osobna podając mu rękę. - Wierzę w waszą opowieśc, wierzę że wyśta to zrobili. Gratuluję! Kreutzhofen potrzebuje teraz bohaterów. By wierzyć w odbudowę, by zaczęli tu ludzie ponownie ściągać. Tymi bohaterami jesteście wy!
- Jeszcze dwie sprawy, panie wójcie - powiedział Detlef, zgarniając sakiewkę z uprzejmym uśmiechem. - Medyk by nam się przydał, i to dobry, a nie jakiś konował. Nikt z nas nie wyszedł cało z tego starcia, a niektórzy, prawdę mówiąc, w kiepskim są stanie. No i druga sprawa, częściowo ze strażą miejską związana i wyprawą do miejsca, gdzieśmy orki i inne plugastwo usiekli. Aby do końca zagrożenie usunąć, kowala trzeba by tam wysłać i przeklęte kowadło zniszczyć.
- Tak, tak, zajmą się wami najlepsi ludzie w Kreutzhofen. Połatają twoich kompanów - Starał się uspokoić szlachcica. - [i]Już ja to moim bohaterom załatwię. A straż od razu też poinformuję. To się nie może już nam zdarzyć, nie może! Jak i też zadbam, by Wam należną dolę za ubicie tego zielonego plugastwa dali. Ile żeśta tego tam ubil
 
malahaj jest offline  
Stary 04-08-2012, 09:18   #203
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
~Jasna cholera...~ pomyślał zaskoczony wagą kowadła z którym się siłował. Przebywał w kuźni nie raz, jednak nie miał pojęcia, że to narzędzie może być tak ciężkie. Przez chwilę nawet moment zawahania. Czy nie cisnąć naszyjnikiem któremuś z najemników i nie powiedzieć im, że sami mają sobie to kowadło strącać w przepaść. Durin pochylił się lekko. Strugi deszczu spływały mu po twarzy, karku i rękach. Był cały przemoczony, ale gdyby nie deszcz to pewnie wyglądałby tak samo z tą różnicą, że to pot tak by z niego kapał.
~Weź się w garść... Historyk psia jego mać... Jesteś przecie krasnoludem!~ motywował się jak tylko mógł. Stresował go fakt, że tamci z niecierpliwością na niego patrzeli patrząc czy sobie poradzi czy nie. Nigdy nie ulegał presji, bo nikt jej na nim nie wywierał.
-Agruaaa!- zawył tak głośno jak mógł spinając wszystkie swoje mięśnie. Kowadło ruszyło się i po chwili spadło z piedestału spadając w przepaść.

Durin przez chwilę miał ciemno przed oczami, a gdy odzyskał pełnię świadomości nie czuł deszczu uderzającego o jego twarz. Nie słyszał grzmotów i nie widział oślepiających błysków spadających piorunów. Poznani niedawno najemnicy cieszyli się i radowali, że ich misja dobiegła końca. Khazad również był zadowolony. Przezwyciężył niemoc i zrobił coś wielkiego.
Naszyjnik oddał choć miał ogromną ochotę przyjrzeć mu się z bliska. To była niesamowita rzecz, bardzo cenna i z pewnością dająca ogrom informacji o krasnoludzkich runach. Miał tylko nadzieję, że mężowie nie postanowią od razu pozbyć się świecidełka i Durin będzie miał czas by mu się przyjrzeć. Wracali uradowani i duchowo spokojni. Każdy z nich, mimo iż ranny miał dobry humor i nastrój do świętowania.
-Zaczekajcie na dole, dogonię was.- rzucił gdy przechodzili obok komnaty, gdzie znajdowały się trupy krasnoludów.

Grabienie zwłok. Wiele o tym słyszał i nie wyobrażał się w roli grabieżcy. Jednak wtedy mieszkał w bezpiecznym Karaz-a-Karak. Życie w podróży było mu obce i nie zdawał sobie sprawy z niebezpieczeństw tułaczki w nieznanym sobie świecie.
Durin cisnął tarczą, którą zabrał jednemu z orków. Jeden z martwych krasnoludów miał przy sobie znacznie lepszą tarczę z porządnej stali. Była dość lekka i okrągła przez co z pewnością będzie się nią lepiej operowało niż ciężką tarczą orka. Na jej wypukłej, zewnętrznej stronie znajdowała się płaskorzeźba wznoszącego się w powietrze orła. Durin nie kojarzył by był to jakiś rodowy symbol, zatem orzeł był nutką fantazji kowala przelaną na element pancerza. Historyk usadowił ją na lewej ręce i kilka razy nią się zasłonił, kilka razy ją podrzucił. Pasowała mu.


-Teraz reszta...- pomyślał spoglądając na pancerz byłego właściciela tarczy. Pełna zbroja lśniła jakby korozja i wilgoć były jej obce. Durin wiedział, że kompani pewnie też pozbierają co im w oczy wpadnie miał więc chwilę. Dość szybko uporał się ze zdejmowaniem zbroi z martwego brodacza. Kiedy już to zrobił zaczął zakładać ją na siebie. Najpierw nagolenniki, potem napierśnik, potem naramienniki i karwasze no i hełm. Zbroja pasowała mu jakby została specjalnie dla niego wykuta. Przełknął ślinę i przejrzał się w opartej o ścianę tarczy. Wyglądał... Spektakularnie. Taka zbroja pewnie kosztowała majątek. Szkoda by było, aby się zmarnowała, pomyślał. Dziwnie się w niej czuł, gdyż nigdy nie miał na sobie żadnej cięższej zbroi od skórzanych. Mimo to wiedział, że w końcu się przyzwyczai. Już miał ruszać do najemników gdy dostrzegł jednoręczny toporek na ziemi.


-Jak wszystko to wszystko...- wydął usta i schylił się po broń. Był to prosty topór o drewnianym uchwycie i stalowej głowicy na której znajdowały się bardzo stare runy. Topór był lekki i zgrabnie się nim wywijało. Nawet lepiej niż ciężkim i powolnym młotem.
-Nieźle...- burknął pod nosem po czym wziął tarczę i ruszył w dół. Nie komentował i nie tłumaczył się towarzyszom. Głupotą byłoby nie skorzystanie z okazji dozbrojenia się bez poniesienia żadnych kosztów. On zaś głupcem nie był.
-Jestem gotowy do drogi.- rzekł do reszty.

~***~

Schodzenie z góry zawsze było trudniejsze niż wspinaczka na nią. Jeśli ktoś dodatkowo dźwigał na sobie pełną zbroję, tarczę młot, topór i plecak to schodzenie ze zbocza było kurewską mordęgą. Mimo to khazad nie żałował zabrania zbroi. Wiedział, że tylko na tym zyska. Jego licha tężyzna fizyczna wzrośnie, a sam będzie dużo lepiej kryty przez zbroję. Wszak wrogów i potworów na szlaku od licha. Gdy dotarli do osady przywitał ją z wielkim uśmiechem i ulgą. Pot kapał mu z czoła wielkimi kroplami i nie myślał o niczym innym jak tylko usiąść i odpocząć. Nie opuścił najemników. Był naocznym świadkiem tego, czego dokonali pomijając jego skromny udział w ich wyprawie. Dobrze zrobił, gdyż lokalny możnowładca początkowo nie bardzo zawierzał ich zeznaniom. Khazad wypowiedział się w swoim imieniu i czekał co będzie dalej.

Na szczęście człek w końcu dał się przekonać i oznajmił że straże zajmą się twierdzą w górach, bohaterów miasta zaś opatrzą odpowiedni ludzie. Dwa stracone palce lewej dłoni były pamiątką na całe życie. Ból wciąż doskwierał mimo wypitej mikstury, którą podarowali mu najemnicy. Na szczęście była to lewa ręka i nie będzie przeszkadzała w przyszłości w pracowaniu Durinowi.
-Zwłoki. Potraktujcie je jak należy.- rzucił na koniec do burmistrza, po czym udał się za kompanami. Po złoto się nie zgłosił. Dość się obłowił zabierając ze zwłok zbroję. Po za tym kompani podarowali mu napar leczniczy, nie wypadało ubiegać się o złoto, którego nikt mu nie obiecał. Darmowej opieki i obiadu jednak nie miał zamiaru odmówić. Zapowiadał się miły koniec dnia.
~Oby tylko jakie choróbsko się nie wdało...~ pomyślał idąc za kompanami, spoglądając na zakrwawioną dłoń.
 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!
Nefarius jest offline  
Stary 05-08-2012, 02:46   #204
 
Aeshadiv's Avatar
 
Reputacja: 1 Aeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputację
Po jakimś... dłuższym, może krótszym czasie, Albert w końcu się zbudził. O dziwo nie czuł pod sobą ogrodów Morra, a śliską i twardą skałę. Sielankowe leżenie i patrzenie się w strop jaskini przerwał nawrót bólu brzucha. Lynre po chwili zauważył, że skała jest mokra w większości od jego krwi, a nie od wody...
~ Niedobrze... ale nie z takich opałów się wychodziło. - pomyślał starając się doprowadzić do pionu.
Na szczęście jego rzeczy leżały obok. Skaveny chyba zbyt ciężko ranne aby zrobić cokolwiek więcej niż uciec. Albert popatrzył na swoją ranę. Nie wyglądała za dobrze. Sięgnął do torby i wyjął z niej cokolwiek czym mógłby tylko zatamować krwawienie. Tak prowizorycznie opatrzony ruszył poszukać towarzyszy. Zataczał się, obijał o ściany, kilka razy opuścił opatrunek. Szedł w górę widząc wszystko jak przez mgłę. Gdy był już blisko nie wytrzymał. Usiadł na ścieżce opierając się głową o ścianę. Syknął. Chciał zawołać Knuta, aby mu pomógł. Nie mógł. W tym momencie ograniczona była nawet jego zdolność oddychania. Umierał? Stracił przytomność chwilę po tym jak usiadł.
 
Aeshadiv jest offline  
Stary 05-08-2012, 08:24   #205
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Detlef rozejrzał się dokoła i policzył, w myślach, tych wszystkich, którzy powinni w tym momencie świętować wielki triumf. Nawet gdyby odliczył poległych, to i tak kogoś mu brakowało.
Znalezienie brakującej 'sztuki' nie trwało zbyt długo. Albert siedział oparty o ścianę i na pierwszy rzut oka wyglądał na takiego, którego trzeba wpisać na listę poległych i zastanowić się, co napisać rodzinie. No, może to ostatnie zostałoby Detlefowi darowane, jako że o rodzinie Alberta nie wiedział zgoła nic. Tak jakoś nigdy nie rozmawiali na ten temat, co w gruncie rzeczy nie było niczym dziwnym - istniały miliony tematów, których nie poruszali.
Drugi rzut oka okazał się nieco bardziej optymistyczny. Albert jeszcze dychał, chociaż wyglądało na to, że bez szybkiej pomocy stan zmieni się wnet na ten gorszy.
Na opatrywaniu ran Detlef znał się równie dobrze, jak przeciętny, władający bronią śmiertelnik. To by trzeba opatrzyć, to zaszyć... To zresztą musiało poczekać, gdyż Detlef nie dysponował takimi drobiazgami jak igła z nitką. Od s zycia byli służący. Zazwyczaj.
Opatrzywszy w miarę swych możliwości Alberta Detlef poszedł szukać kogoś, kto pomoże mu w doprowadzeniu Alberta nie tyle do stanu używalności, co do pozostałych.

Wiódł ślepy kulawego...
Podczas schodzenia do miasteczka Detlef potrafił sobie wyobrazić, jak tamta scena mogła wyglądać w praktyce. Co prawda deszcz nie padał, ale odrobina słońca nie wystarczyła, by osuszyć kamienie i schodzenie z pełnym plecakiem, tudzież równoczesne niesienie Alberta na prowizorycznych noszach nie było rzeczą łatwą. Może lepiej by było, gdyby Knut wziął rannego na plecy, ale taki sposób podróżowania mógłby doprowadzić do zejścia niesionego. I nie chodziło tu wcale o zejście z gór....
W końcu jednak udało się dotrzeć do miasteczka.
 
Kerm jest offline  
Stary 06-08-2012, 09:24   #206
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
Tuż po walce Zebedeusz odetchnął z ulgą. Walka go już męczyła. Nie była jego żywiołem. Na jego twarzy widać było zmęczenie i zaskoczenie..że przeżył. Jeszcze bardziej wydawał się być zaskoczony tym że Bogowie mu sprzyjali i nie został zbytnio pocięty czy też śmiertelnie ranny.
Gdy już wypełnili misję Zebedeusz poprosił Khazada o naszyjnik, albowiem chciał poznać jego historię, a także bliżej mu się przyjrzeć. Zmęczony udał się za swoimi towarzyszami do wsi.
Tam wójt początkowo robił problemy lecz Detlef na szczęście wraz z resztą grupy przetłumaczyli kto odpowiada za uratowanie ich nędznych dup.
Obecnie głowa żaka zaprzątał odpoczynek i posiłek. Nic innego go nie obchodziło. Zbyt wiele jak na młodego przyszłego uczonego. "Życie jednak bywa przewrotne.." pomyślał Zeb kierując się ku karczmie.
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)
valtharys jest offline  
Stary 11-08-2012, 19:40   #207
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
-To... To co zamierzacie dalej?- spytał brodacz idąc za najemnikami.
Knut nachylił się do krasnoluda. Pomoc Durina w misji pozwalała mu zaufać - żołnierz szepnął więc do ucha brodacza:
- Mamy taką robótkę od - poklepał się palcem po nosie - wpływowych osób. Pójdziesz z nami, zobaczysz.
-To znaczy... Znaczy się, nie będę wam zawadzać? W zasadzie nie mam jakiegoś konkretnego celu, a złota nigdy za mało...- odrzekł brodaty historyk.
- Mi tam nie zawadzasz. Raz jużeś się przydał, no i zbroję masz - odparł Knut z rozbrajającą szczerością.
Po czym chwilę podrapał się po głowie i spytał:
- Historyk jesteś? Znaczy uczony... eee więcej we łbie pewnikiem masz ode mnie. To weź mi rzeknij: toto w jaskini były krasnoludy chaosu, czy nie były?
-Być może. Nie dostrzegłem żadnego piętna chaosu na ciele tego, któremu odebrałem pancerz. Nie mieli przy sobie żadnych sztandarów i żadnych znanych mi symboli. Zwyczajnie nie jestem pewien. Większość życia spędziłem w rodzimej twierdzy i szczerze powiedziawszy nie widziałem żywego krasnoluda chaosu. Ponoć sprytnie się kamuflują. Ale i słyszałem legendy, które mówią, że to paskudne karykatury naszej rasy. Że ostrzą sobie zęby na kły a ich twarze powykrzywiane są w wiecznym grymasie złości i nienawiści... Bogowie jedni wiedzą jaka prawda...- wzruszył ramionami.
- Aaa - odparł Knut, w myślach utwierdzając się w przekonaniu o nieprzydatności uczonych - A ja znałem kiedyś krasnoluda chaosu. Wstrzeliłem mu bełt w brzuch, a on ustał - kontynuował bez sensu.

-Mhm... I jak to się skończyło?- spytał Durin drapiąc się po skroni.
- Aaa potem kumpel krasnolud go porąbał. A potem ja zabiłem demona. I był jeszcze czarnoksiężnik chaosu przy tym. Zobaczysz, jak będziesz z nami robił, będzie ciekawie - Szłomnik wyszczerzył zęby w uśmiechu.
Durin spoglądał chwilę bezmyślnie w podłogę jakby analizował słowa Knuta. Demon? Czarnoksiężnik? Nie żeby obawiał się tego typu przygód, ale lekko go zniechęcały tego typu spotkania.
-Cóż... Z pewnością... Będzie ciekawie.- uśmiechnął się, jednak niezbyt szczerze.
Zmęczony Zebedeusz przysłuchiwał się całej wymianie zdań i dodał ironicznie:
- Oczywiście musisz liczyć się z tym że skończysz albo jako trup albo inwalida. Tak czy inaczej, z nami nudzić się nie będziesz - zaśmiał się - Durinie jakie to uczucie stać tak na górze wśród szalejących piorunów, które nie mogą wyrządzić Ci krzywdy. Co wtedy czułeś? Jak to było ?
-Dziwne uczucie... Czułem potęgę, moc, siłę, coś czego zwykły śmiertelnik nie odczuje. Przez moment miałem uczucie... Jak bym był bogiem.- wzruszył ramionami

-Uświadomiło mi to jednak jak kruchą istotą jest elf, człowiek czy nawet krasnoludy, które uważają się za tak twarde i niemal niezniszczalne.- pokręcił głową wspominając tamte chwile -Strach pomyśleć, co by było, gdyby amulet nie zadziałał. A właśnie. Jakie macie co do niego plany? Mógłbym mu się przyjrzeć?
Zebedeusz dał mu i rzekł:
- Chcę zbadać go. Mam znajomego w Nuln. To mój Mistrz, wykładal na pierwszym roku historię. Może będzie coś o nim wiedział. Chyba że Ty coś wiesz? Nie zamierzam go na razie sprzedawać, jeśli chodzi o to.
- Ta zabaweczka nie jest tylko twoją własnością - Franc włączył się do rozmowy, pociągając w międzyczasie z flaszki - Wszyscy narażaliśmy dla niego dupska i jeśli chcesz go sobie zatrzymać, to Ja chce dostać swoją działkę w brzęczących monetach. Inaczej będziemy musieli rozstrzygnąć to jak mężczyźni... -
Maurer spojrzał na niego groźnie, głaszcząc Scyzoryk.
- W konkursie pica. Ostatni na nogach wygrywa! -
- Ile złotych koron Cię zadowoli ? - zapytał żak spokojnie
Franc spojrzał na niego z zawodem. Na konkurs nie ma co liczyc...
- Dwadzieścia! - Wypalił bez zastanowienia.
Zebedeusz spojrzał na swoją sakwę.

Pomyślał i rzekł: - Dam Ci pięć. Więcej nie dostaniemy na łebka po sprzedaży tego.. a i sprzedać za dobrą cenę nie będzie łatwo. Poza tym gdy poznamy jego historię dopiero wtedy będziemy mogli ocenić jego prawdziwą wartość. Poczekajmy trochę, a może więcej zarobimy - zaproponował
-Czekaj!- burknął do Zebedeusza -Ja chętnie z Tobą spróbuję. Mordę masz zakapiora, charakterny z Ciebie człek a do tego z alkoholem na co dzień masz styczność. Ja zaś jestem krasnoludem, ale gorzały na codzień nie piję... Spróbujmy się. Nie chcę tego dla siebie.- wskazał świecidełko -Ale szkoda by je było sprzedać.- rzekł po chwili -To jak?- uniósł brew.
- Pięć koron?! Chcesz mnie kurwa obrazić? To jest złote, to jest splugawione magią, to jest krasnoludzkiej roboty. Na pewno warte jest dużo więcej! Mogę poczekać aż dotrzemy do Nuln i wycenimy błyskotkę, ale potem chce swoja działkę. Od Ciebie czy kogokolwiek innego, mi wszystko jedno. -
Wtedy odezwał się krasnolud i rzucił swoje wyzwanie. Cóż wódki i pacierza...
- Dobra! Jak wygram dajesz mi dwadzieścia złotych koron a jak Ty wygrasz, to masz mój udział w tym świecidełku i możesz z nim zrobić o chcesz. Stoi?! -
Khazad skinął głową -Niestety nie mam tyle złota przy sobie. Przysięgam na krasnoludzki honor jednak, że oddam Ci twoją działkę jak tylko ją zdobędę... O ile wygrasz...- zaśmiał się lekko.

Franc parsknął tylko w odpowiedzi i machnął lekceważąco ręką.
- W twój krasnoludzki honor nie wątpię khazadzie, jeno zdaje mi się, że to ryzykowna inwestycja, bo w naszym towarzystwie możesz zginać zanim mi dług oddasz heheheheheh! Zgłoś się będziesz miał złoto. Ci ze staży powinni coś nam odpalić za zabicie zielonych. Ty też kilku położyłeś, to ci się należy. -
- Póki co jednak, jak nie nie jest chętny do zawodów, to naszyjnik jest NASZ. Nasz wspólny. Mogę poczekać, aż dotrzemy do Nuln, aby dowiedzieć się, co to za świecidełko, ale potem, jak ktoś go che dla siebie, to musi wyłożyć brzęczące monety, jak każdy inny! -
Franc uznał temat za zamknięty. W końcu zawsze istniała szansa, że zanim dotrą do rzeczonego miasta, kilku z nich zginie i będzie mniej gęb do podziału....
 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!
Nefarius jest offline  
Stary 21-08-2012, 10:52   #208
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
Zebedeusz przez pewien czas przebywania w wiosce był rzadko widziany. Coraz bardziej alienował się od grupy, spędzając czas samemu lub w otoczeniu wieśniaków. Sporo energii wkładał także w opisywanie tego co przeżył i sporządzanie notatek, uwag na temat istot które napotkał. Często rozpisywał się zamieszczając w nich swoich osobistych uwag, często krytycznych na temat jego samego czy ludzi mu towarzyszących. Jako człowiek uczony, nie mógł tłumaczyć swoich błędów a wolał je spisywać by później o nich pamiętać i ich nie powtarzać. Dwa dni po wyjaśnieniu całej sprawy do miasteczka przybył uczony. Amatheus Schulz, również uczony z Altdorfu. Przejeżdżał tędy i postawił dzień wypocząć nim dalej ruszy w drogę. Żak w końcu znalazł kompana do rozmów i dysput, co skończyło się tak, iż Zebedeusz przez ten cały dzień był nieobecny. Gdzieś po prostu we dwójkę zniknęli, poświęcając czas na rozmowy o historii czy innych akademickich bzdetach.
Pobyt Amatheusa przedłużył się jeszcze o dwa dni, podczas których żak był równie często widziany co dwugłowy smok chaosu, lecz po dwóch dniach pożegnali się. Zebedeusz otrzymał również pismo polecające go w Nuln, na tamtejszym uniwersytecie, co bardzo ucieszyło żaka.
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)
valtharys jest offline  
Stary 21-08-2012, 13:12   #209
 
JanPolak's Avatar
 
Reputacja: 1 JanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemu
Knut również stał się nieco nieobecny. Dużo myślał, namiętnie drapiąc się po głowie. Wielokrotnie przeliczał zarobione pieniądze - a były to sumy dla niego olbrzymie. W końcu któregoś razu oznajmił:

- Trza mi do dom jechać. Yyy... tatce pomóc, no, interesa robić. - drap, drap - Zainwestować. Zmienić coś - drap, drap.

Po chwili drapania się, jakby znalazł odpowiednią myśl i wyartykuował ją:

- Bo widzicie, bohaterstwo w sercu mieć musi ukierunkowany cel. Jeden dla chwały bogów w bój wyrusza, inny z uczuć patriotycznych. No, ale my to nie. My to dla złota. A złoto nie samo dla siebie istnieje, ale aby z nim coś zrobić. Zrobić coś. Zainwestować - powtórzył zasłyszane gdzieś słowo.

I tak Knut zwany Szłomnikiem wyruszył w powrotną drogę do Stirlandu. Ze swoją brzęczącą sakiewką, kolekcją broni i blizn. Szerokiej drogi, Knucie.

Zostawił po sobie wóz - niech drużynie służy.
 
__________________
Jestem Polakiem, mam na to papier i cały system zachowań.
JanPolak jest offline  
Stary 22-08-2012, 13:31   #210
AJT
 
AJT's Avatar
 
Reputacja: 1 AJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputację
-=== Koniec części 3 ===-
 
AJT jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 07:18.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172