Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 30-04-2012, 20:46   #21
 
JanPolak's Avatar
 
Reputacja: 1 JanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemu
W dzień wyjazdu Stirlandczyk obudził się z bólem głowy oraz pewnymi ubytkami w pamięci. Poza tym miał też nieco obitą twarz, ale znacznie bardzie obite pięści - z dwóch ostatnich poszlak wyciągnął wniosek, że zabawa była udana. Rozrywki oferowane przez wielkie miasto zdaje się, że mu służyły - jeszcze kiedyś będzie musiał ich zakosztować. Nic to, czas było wyruszać!

Posiadanie jasnego celu i proste, powtarzalne czynności w trasie dobrze wpływały na samopoczucie Knuta. Podróż spędzał na koźle wozu, biorąc na siebie obowiązki woźnicy, bo się na tym znał. Droga nie była ciężka, a spotkanym tu i ówdzie bandytom drużyna, wzmocniona niedawno dodatkowymi zbrojnymi, potrafiła ostudzić zapał do rozbojów. Wszystko na razie szło jak z płatka i żołnierz nabierał coraz większej chęci, by znaleźć się już w Kreutzhofen - zmierzyć się z chaosem, przeżyć przygodę, sprawdzić się… Jedynym spięciem w podróży były uciążliwe pytania tego kapłana - Ottona - który postanowił zadawać Knutowi jakieś podchwytliwe zagadki.

Nadszedł wieczór - być może ostatni, który przyjdzie im spędzić w suchych posłaniach. Szłomnik na biwaku zajął się po pierwsze rozprzęgnięciem i nakarmieniem konia - uznawał zaprzęg za swoją odpowiedzialność, zwłaszcza, że zawsze miał rękę do zwierząt. Potem ogarnął się wokół zwyczajowych obozowych czynności. Wartę wziął byle którą, najadł się i poszedł spać.
 
__________________
Jestem Polakiem, mam na to papier i cały system zachowań.
JanPolak jest offline  
Stary 30-04-2012, 23:37   #22
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Arabella siedziała milcząca, z niewyraźną dość miną, w ewidentny sposób nie wyrażająca chęci do wymiany poglądów. Z Amirem Detlef by porozmawiał na temat obcych stron, ale na integrowanie się przy dzbanku ochoty gorzały nie miał. Gdy i Zebedeusz z domu się wymknął, Detlef pożegnał Arabellę i życząc jej dobrej nocy wyszedł zobaczyć, co się zmieniło w Nuln od jego ostatniego tutaj pobytu.
Nim jednak zaczął odświeżać wspomnienia, musiał sam się odświeżyć nieco. I nie chodziło tu tylko o kąpiel, ale i (a może nawet przede wszystkim) o strój, będący w stanie... No, z pewnością nie opłakanym, ale nieco nadwyrężonym. Na szczęście istniały możliwości połączenia przyjemnego z pożytecznym i po góra dwóch godzinach w pełni elegancki Detlef mógł ruszyć zbierać informacje.
Paru znajomych tu, kieliszek wina tam... Dość już późno było, gdy Detlef wraz z Karlem von Gosswald pod dach tego ostatniego trafili. Karl nie wypytywał, po co Detlef na kraj świata się wybiera, na dodatek wodą zalewany, ale z półsłówek od czasu do czasu rzucanych wynikało, iż aferę miłosną jakąś zwęszył. Detlef wątpliwości nie rozjaśniał. Na mapie Kreutzhofen znalazł i zastanawiać się zaczął, jak tam najlepiej dotrzeć. Tudzież co kupić, by jak zmokła kura nie wyglądać. Na koniec wypili za zdrowie elektorki i na pohybel kultystom i poszli spać.
Rankiem Detlef zdążył jeszcze uzupełnić zapas bełtów, kupić solidny płaszcz chroniący przed deszczem i równie solidne buty i ruszyli.

Droga była niezbyt uciążliwa - prócz czasochłonności i ciekawości brata Otto niewiele jej można było zarzucić. A braciszek, chociaż pytania zadawał, sam do końca szczery nie był. Nie powiedział na przykład, co dalej by z mniemanym opryszkiem zrobił. A czy by mu faktycznie pomógł? To też było pytanie... Otto wyglądał raczej na zapaleńca, co powiesiłby dziewięciu niewinnych, byleby dziesiąty, winny mu nie umkną. Ale może tylko pozory takie słowami swoimi sprawiał. Oby...

Polanka równie dobrze nadawała się na nocleg, jak i zorganizowanie napadu, jednak Detlef miał nadzieję, że i tym razem ominą ich takie przyjemności. Ale nadzieja matką głupich, a tacy w mniej cywilizowanych rejonach zwykle nie żyli zbyt długo. Dlatego gdy już oporządził wierzchowca i przygotował sobie posłanie powiedział:
- Obudźcie mnie przed świtem.
 
Kerm jest offline  
Stary 01-05-2012, 15:16   #23
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
Kiedy Amir zbudził się rankiem po spędzeniu wieczora w „Cycatej” czuł się jakby walczył na arenie z samymi bogami. Nigdy wcześniej nie pił wódki i był pewien, że nigdy więcej się jej nie napije. Luki w pamięci wypełniały różne scenki, które następnego dnia pojawiały się w nieoczekiwanych momentach. Przypomniał sobie jak wychylał kolejny raz gorzałkę z kubka krzywiąc się przy tym i jak zawartość żołądka nagle mu się podniosła. Wytrwał ten sprzeciw organizmu, przełknął co miał w ustach i postanowił w dalszym ciągu wspomagać kompanów przy stole w opróżnianiu swych szklanic.
Przypomniał sobie, jak jakiś jegomość chełpił zawistnie i nienawistnie na Knuta z innego stolika. Amir wyszedł za potrzebą, by być puściejszy a kiedy wrócił złamał stołek na głowie padalca, który najprawdopodobniej miał jakiś problem do znajomka Amira. On był wszak Lwem z włócznią i nie pozwolił by ktokolwiek strofował, czy nie dawał w spokoju pić wódki jego kompanom.

Gladiator pogładził się po głowie, a następnie wylał na nią wiadro zimnej wody. Lekko się orzeźwił ale wiedział, że jeśli będzie tak jechać dalej w stronę ich celu to w końcu padnie. Znał pewną sztuczkę, która pozwoliła mu szybko pozbyć się nudności. Zaszedł za róg jednego z budynków, by nikt go nie obserwował, po czym włożył wskazujący palec do ust i zwymiotował. Co prawda nie poczuł się szczególnie lepiej ale przynajmniej wiedział, że w czasie drogi nie będzie mu to doskwierać.
Większość drogi jechał milcząc. Rzadko się odzywał. Ale uśmiech na jego twarzy zagościł, kiedy przypomniał sobie jak jedna z lokalnych dziewek kręciła się koło niego. Pewnie świetna sylwetka, czy ciemny kolor skóry sprawiły, że miała ochotę zapomnieć się właśnie z kimś takim jak Amir. Dziewka jadła i piła z ich stołu a kiedy gladiator w końcu się zniecierpliwił rzekł jej: „Pojadła? Wypiła? To włazi pod stół...”
Miny dziewczęcia pewnie nie zapomni do samej śmierci.

Pytania Otta, na temat chaosu i innych tego typu bzdur Amir kwitował uśmiechem, albo nieco zdziwioną miną. To, co człek do niego mówił zdawało się dość nietypowe, ale może po prostu Lew z włócznią nie miał odpowiedniej wyobraźni by móc jakoś zobrazować słowa Otta. Spytany o przeszłość Amir opowiedział łamaną, mową imperialną o sobie kilka szczegółów. Z jego wypowiedzi wynikało, że całe życie był niewolnikiem na służbie pewnego bogatego kupca, który widząc talenty Amira do bijatyki wystawiał go do walk w roli gladiatora. Amir był pupilem publiczności, nazywany Lwem z włócznią w rodzinnych stronach. Ów gladiator to prosty człowiek z prostymi potrzebami a rzeczą której na prawdę pragnie to zdobycie sławy, by ludzie mówiąc o nim myśleli jak o wielkim wojowniku.
-Będąc w siedlisku chaosu wylałeś na siebie dzban dziwnej cieczy. Na drugi dzień wyrosła ci na brzuchu dodatkowa ręka. Jaka będzie najlepsza terapia? Samobójstwo, modlitwa czy odcięcie ręki. - zapytał rozmówca. Na zadane pytanie Amir podrapał się po głowie. Nie bardzo rozumiał, jak może komuś wyrosnąć trzecia ręka...

~***~

Wojownik milczał większość drogi, do czego zdążył już kompanów przyzwyczaić. Chłonął jednak całe otoczenie każdym receptorem. Zaciągał się świeżym powietrzem, zapachem lasu i chłodnym wiatrem. Rozglądał się dookoła szukając ptactwa, które świergotem umilało mu drogę. Był ciekaw świata, co dało się zauważyć, kiedy z wielkim skupieniem przyglądał się, nieznanym sobie wcześniej czynnościom. Uważnie obserwował jak towarzysze rozbijali obóz. Nigdy wcześniej się tym nie interesował, bo nie było mu to potrzebne. Wartowanie też było dla niego obcym pojęciem. Wszak włości pana Azura pilnowała jego straż, Amir zaś miał walczyć na arenie a nie na murach posiadłości swego byłego pana. Z resztą nawet gdyby to nie miałby ku temu sposobności, wszak Azura wszyscy poważali i uwielbiali za to, że szkolił i opiekował się niesamowitym Lwem z włócznią.
-Amir powartuje pierwszy. Amir nie musi długo spać.- podjął się zadania.
 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!
Nefarius jest offline  
Stary 01-05-2012, 19:19   #24
 
malahaj's Avatar
 
Reputacja: 1 malahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputację
Pod cycatą elfką

Franc nie żałował srebnika na wejście. Był tu już pare razy i ta inwestycja zawsze mu sie zwracała. O innych się nie troszczył. Chcą rozrywek, to trzeba zapłacić. W środku miejscowi już zaczęli swoje zabawy a dalej było tylko lepiej. Franc pił i lał po mordach, potem znowu pił, jego lali po ryju, daje było picie, czasami przerywane na wódkę. Na samym końcu zabawy wykonał swój popisowy numer, wrzeszcząc na cały lokal, że stawia kolejkę wszystkim. Uwielbiał to robić i uwielbił minę barman, kiedy rozglądał się po lokalu pełnym pół nieżywych, nieprzytomnych ludzi, śpiących w własnych rzygach i odchodach. Jakoś tak zawsze wychodziło, że Franc zawsze zostawał na nogach ostatni.

Wzbogacany o zawartość sakiewek co poniektórych leżących, udał się a zakupy. W lochach, albo w czasie deszczu przyda się lampa sztormowa. Oliwa do niej też ma sporo zastosowań. Podobnie jak lina i gruby, teoretycznie wodoszczelny płaszcz. Dalej to już zostało zaopatrzyć się w rzeczy niezbędne do przeżycia w dziczy. Dużo podłej wódki i trochę żarcia.

W drodze

W drodze, jak to w drodze, bywało różnie. Czasami, jak mieli szczęście i napadli ich bandyci. Kaprawy herszt z głupawym uśmiechem oznajmił, że potrzebują żeby wspomóc ich „pomocną dłonią” i podać złoto. Franc odciął mu rękę „Scyzorykiem” i oddał „pomocną dłoń” coby sam sobie pomógł.

Innym razem napadły ich wygłodniałe wilki. Niesyty nie były tak elokwentne jak „jednoręki bandyta”, ale i tak można było się poruszać. To były dobre dni. Bywały i gorsze, zwłaszcza wtedy jak wódka nie chciał działać a ojczulkowi zebrało się na spytki.

- Jeden z twoich kompanów znalazł pierścień, który chcesz koniecznie mieć. Jak najlepiej go zdobyć? Wymienić za coś wartościowego, ukraść grożąc bronią, upić towarzysza winem i zabrać pierścień kiedy będzie spał. -

Zapytał kiedyś braciszek. Niestety trafił na moment, kiedy Franc był w kiepskim humorze. Nie było to specjalnie trudno, bo z reguły w takim był na trzeźwo. Maurer popatrzył na niego zmęczonym spojrzeniem i zastanowił się nad odpowiedzią

- Wziąłbym go na wojnę i trochę poczekał... -

Odparł po czym sięgnął po wielki bukłak, który nosił przy sobie. Wbrew pozorną, nie było w nim wody. Po spojrzeniu akolity było widać, ze ma ochotę na dłuższe rozmowy, więc Maurer musiał do niej odpowiednio nastroić. Pociągnął solidnego łyka, spojrzał na akolitę i jeszcze dwa razy sobie golną. Dobra. Teraz był gotowy.

- Względnie istnieje inny sposób. Zabrał bym takiego delikwenta i zamknął w ciasnym pomieszczeniu z dociekliwym braciszkiem Vereny. Wrócił bym tam za dwa dni i powiedział, że jak odda mi pierścień, to wyrwę kapłanowi język... -

Franc obdarzył go uśmiech nr 14, „tak, będzie JESZCZE lepiej” i wrócił do wódki. O sobie mówić nie chciał. Był żołnierzem z Ostlandu, walczył z hordą, przeżył. Czy cokolwiek trzeba było jeszcze wiedzieć?

W obozie

- Pięknie. Na pewno nas coś napadnie i będzie chciało zeżreć... -

Stwierdził z charakterystycznym dla siebie optymizmem Franc, po czym rozłożył się koło ogniska, przystępując do cowieczornego ostrzenia „Scyzoryka”. Ten codzienny rytuał, był jedynym, do czego zdawał się przykładać jakkolwiek wagę. No, nie licząc sytuacji, kiedy trzeba było kogoś zabić. Oprócz tych dwóch rzeczy, zdawał się mieć wszystko kompletnie w dupie. Zwisało mu gdzie śpią, co jedzą, jak wyglądał i pachnie (a śmierdział gorzałą na mile) i co inni tym wszystkim sądzą. Kiedyś w przypływie alkoholowej wylewności, powiedział im życiową mądrość.

- Życie jest jak noc z paskudnie brzydka dziwką. Jeśli tylko wódka się nie skończy za wcześnie, to jakoś da se człowiek radę... -
 
malahaj jest offline  
Stary 01-05-2012, 22:53   #25
 
pawelps100's Avatar
 
Reputacja: 1 pawelps100 ma z czego być dumnypawelps100 ma z czego być dumnypawelps100 ma z czego być dumnypawelps100 ma z czego być dumnypawelps100 ma z czego być dumnypawelps100 ma z czego być dumnypawelps100 ma z czego być dumnypawelps100 ma z czego być dumnypawelps100 ma z czego być dumnypawelps100 ma z czego być dumnypawelps100 ma z czego być dumny
Zgodnie ze swoimi zamierzeniami, Zybert po spotkaniu od razu udał się do tutejszej siedziby Kolegium.Tak jak Munzer przewidywał podejrzewali, że to sprawka magii. Doradzali też udać się do centrum burz, by ustalić, co się tam naprawdę dzieje.

Ogólnie nie udzielili jakichś niezwykle pomocnych informacji. Właściwie wszystko co się dowiedział, Munzer mógł się domyślić albo już wiedział. Ale Magiczne Kolegia rządziły się swoimi zasadami, a jedną z najważniejszych było posłuszeństwo wobec organizacji. Obejmowało to także konieczność stałego informowania uczniów o miejscu swojego pobytu i ewentualnych osiągnięciach. Poza tym, magistrowi mogli wiedzieć więcej na temat zdarzeń w Kreutzhofen i je ukrywać, aby sprawdzić młodego adepta. Prawdą było stwierdzenie, że zamysły czarodziejów były zawiłe i nieraz niezrozumiałe.

Dlatego też ostatecznie Zybert opuścił budynki kolegialne bardzo zamyślony.

Gdy wszyscy ruszyli już w drogę, początkowo młody adept sztuk magicznych był wyciszony i zajmował się studiowaniem swej wielkiej księgi magicznej. Zaś w czasie postojów nieraz ćwiczył walkę mieczem, aby pod tym względem nie odstawać za bardzo od reszty, choć czasem efekty były komiczne. Ale mimo to chłopak trenował, bo wiedział, że czasem są momenty, kiedy będzie mógł liczyć tylko na swoje mięśnie.

Sama podróż była raczej lekka i przyjemna, od czasu do czasu przerywana atakami wilków albo bandytów, ale nie były to wielkie zagrożenia.

Za to większym problemem mogły być podchwytliwe pytania braciszka Otto, odwołujące się do dwuznacznych sytuacji moralnych, takich jak to:
-Prowadzisz badania podczas których odkrywasz tajemnicę, która umożliwi Ci wyleczenie każdej choroby. Co robisz? Zachowujesz tajemnicę dla siebie licząc na zysk, dzielisz się nią ze wszystkimi, niszczysz ją nie chcąc ingerować w prawa rządzące światem.

W takim przypadku Zybert odpowiedział tak, jak prawdopodobnie postąpiłby w takiej sytuacji, czyli:
-Zaiste, trudne zadałeś pytanie. Jednak takie odkrycie uznałbym za dar od Bogów, którzy chcą wspomóc ludzkość w walce ze złem i becezeństwem. Dlatego chciałbym, aby taki skarb stał się powszechnie znany.
Ale jestem także zobowiązany do wierności Imperatorowi i Kolegium Magii i w ostatecznym rozrachunku zrobiłbym tak, jak nakazaliby mi postąpić moi zwierzchnicy, Magistrowie Magii.


Mimo że takie maglowanie było uciążliwe, Munzer nie miał tego za złe mnichowi. Na pewno musiał być wychowany w surowych warunkach, gdzie od przyszłych kapłanów oczekiwano kryształowej moralności. Dlatego też musiał upewnić się, z kim właściwie miał do czynienia. Pomioty Chaosu kryły się wszędzie, nawet tam, gdzie się ich nie spodziewano .Czujność i podejrzliwość była więc więcej niż wskazana.

Gdy nadszedł czas postoju, Zybert milczał. Wiedział, że w tej kwestii raczej niespecjalnie przysłuży się drużynie, nie miał dobrego wzroku w ciemności, niespecjalnie walczył, a ponadto rzadko oddalał się od miasta. Innymi słowy, w takich chwilach był bardziej obciążeniem niż wsparciem. Dlatego po rozbiciu obozu szybko położył się spać, by odpocząć podczas jednej z ostatnich suchych i bezburzowych- w jego mniemaniu- nocy.
 
pawelps100 jest offline  
Stary 02-05-2012, 09:09   #26
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
Burdel

Młody żak miał jak to młody swoje potrzeby, a że nie lubił tłumaczeń i głębszych relacji poszedł do burdelu. "U mamy Carli" z kilkunastu "dam" do wyboru wybrał sobie jedną.



Marta bo tak miała na imię, jego wybranka, okazała się bardzo biegła w swoim fachu. I mimo założeń żaka że to on popieprzy i wyrucha, to w tym przypadku było inaczej. Marta zajechała go na "śmierć", tak więc Zebedeusz wrócił do karczmy włócząc nogami i kufel piwa dopełnił resztę. Padnięty i wymęczony Zebedeusz zasnął spokojnie tej nocy.

Podróż

Poranek był ciężką próbą dla żaka, bowiem nogi odmawiały mu posłuszeństwa. ale dał radę wstać i dołączyć do grupy.
Zebedeusz podczas podróży o dziwo nie integrował się z grupą. Szedł jakby zamyślony, albowiem zabawy poprzedniego wieczora zmęczyły go. Z zadumy wyrwał go głos Otta, który go zapytał niespodziewanie:

- Dowiadujesz się, że twoja ukochana cierpi na krwawą biegunkę i najpewniej umrze w ciągu dwóch dni. Twój przyjaciel informuje Cię, że posiada lekarstwo na tą chorobę. Jak je zdobędziesz? Sprzedasz cały swój majątek i kupisz za uzyskane pieniądze lek, zabijesz przyjaciela i ukradniesz mu medykamenty, pozwolisz ukochanej umrzeć, bo taka jest wola bogów

Zebedeusz spojrzał na, mężczyznę bardzo dziwnie i rzekł:

- Waszmość nie powinien pchać nosa w nie swoje sprawy. To co bym zrobił to jedno, ale to co zrobię to drugie. Człowiek póki nie stanie na przeciw wyzwania może sobie gdybać, więc zaiste człowiecze dziwne i głupie pytania zadajesz.

- Poza tym kto powiedział że ja kiedykolwiek kochałem i wiem czym jest miłość? - w jego głosie można było dostrzec istny chłód i wrogość

-Głupie nie głupie, ale mógłbyś odpowiedzieć. - Oburzył się Otto. -Poza tym, jak ktoś się przedstawia, to wypada mu się odwzajemnić tym samym. - Otto zawiódł się srodze na współrozmówcy.
-Nie pcham nosa w cudze sprawy. To wymyślona sytuacja i wymyślona odpowiedź
. - Tłumaczył. - Jeśli nie chcesz odpowiadać to odmów grzecznie, zamiast obrażać współrozmówcę. Już się na tobie poznałem. - Odpowiedział.

- No nie.. nie dość że natrętny to i przygłuchy - pokiwał smutno głową Zebedeusz - Lienz ...Zebedeusz Lienz

- Skoro to wymyślona to Ci powiem co bym zrobił. Odnalazł bym najstarszą kapłankę Shallyi i wybłagał ją żeby ją uratowała a gdyby nie udało się.. zaprzedał bym duszę .. komukolwiek by ją ratować..nawet Twoją duszę..bracie Otto - Zebedeusz zaczął się śmiać - Na Twoje i Moje szczęście.. nie ma takiej kobiety w moim życiu - poklepał go po ramieniu - więc niestety...a może i na szczęście cokolwiek bym powiedział..odpowiedział to i tak było by tylko bajką

- To teraz ja mam zagadkę dla Ciebie:
Sprowadzam rany i oczyszczenie.
Kiedy przemijam - historii zniszczenie.
Życie i blizny to dla mnie spełnienie.
Czym jestem?


-Wojna, ogień, walka. -odpowiedział Otto. Takie skojarzenia mi przychodzą do głowy. Zagadki nie znam, ale jest ciekawa.

-A czym się trudnicie Zebedeuszu i w czym jesteście dobrzy? Bo ja jak już pewnie zauważyliście w natręctwie, jak żeście to sami stwierdzili.- Akolita zaśmiał się.

- Ogień.. brawo. A ja jestem żakiem, pochodzę z Altdorfu. Obecnie kończę pracę, której początek .. A co ja Cię będę zanudzał.. Powiedzmy że w skrócie piszę o życiu... W czym jestem dobry... powiedzmy...że nie mi to oceniać - zaśmiał się ponuro

-W takim razie niech życie zweryfikuje. - odrzekł.

Gdy rozbili obóz Zebedeusz zaczął notować coś w swoim notesie. Miał jeszcze troszkę czasu a nie zamierzał iść tak wcześnie spać.
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)
valtharys jest offline  
Stary 02-05-2012, 10:46   #27
 
Aeshadiv's Avatar
 
Reputacja: 1 Aeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputację
Pod cycatą...

Albert jakoś nie miał ochoty kraść. Ominąć opłatę się jednak jakoś dało. Siedział razem z innymi i żłopał wódę! Amirowi chyba coś nie pasowało w wódce. Więc żeby nowy przyjaciel poczuł się swojsko w Imperium stwierdził, że opowie mu historyję! O tym jak to jeden z czarowników miał kłopoty!
- Posłuchaj Amirze, widzę, że minę masz nietęgą, to ja Ci na rozweselenie opowiem historyję o tym jak to jeden z czarowników wpadł w pułapkę kultystów i co z tego wyszło. No, a było to tak: Otoczyli go plugawi wyznawcy pana rozkoszy. To wiesz im to żadnej różnicy nie robi, ino by się nadupczyć, nie ważne czy dziewczyna czy chłopak. I oni sobie maga chcieli pochedożyć! Ale wiesz, to był wielki czarownik! Miał on taką pelerynę, magiczną! Taką co jak się pod nią sięgnęło to wyciągała się najbardziej potrzebna w tym momencie rzecz! Wiesz! On taki ucieszony, że zaraz wyciągnie stamtąd wielki dwuręczny miecz i im pokaże gdzie raki zimują i że nie wolno czarodziejów tak chędożyć... Sięgnął pod pelerynę i wyjął...
Albert zrobił przerwę, aby zobaczyć miny towarzyszy. Patrzył patrzył.
- I kultyści się gapią i on się gapi co wyjął... a to... słoiczek... Mały gliniany słoiczek. Otwiera. A tam smalec... Trochę już płynny, trochę smalcowaty... I tak oto kultyści maga wyruchali po smalcu co by go nie bolało!


Poranek po wizycie u cycatej

Włóczykija niespecjalnie suszyło. Nie pił wiele, za pozostałe pieniądze zakupił prowiant, wodę, jakieś podstawowe bandaże na wszelkie wypadek. Sztuk dwie. Zawsze się przydadzą, jakby im jaki nizioł z krzaków wyskoczył z bełtem w plecach.
Udał się jeszcze do świątyni Sigmara na krótkie modły.

Pytania Otta go zdziwiły. Jakieś zagadki... On po wódce nikt nie ma ochoty na myślenie, tylko jakiś kapłaniec.

Dzień dzisiejszy

Nocleg... Albert miał przecież namiot. Czyściutki i przytulny namiot! Rozejrzał się jeszcze po polance, czy czego podejrzanego tu nie ma. Pochodził pochodził i nic nie zauważył. Rozbił swój namiot i tam udał się na spoczynek jedząc niewielką cześć z zapasów.
 
Aeshadiv jest offline  
Stary 03-05-2012, 14:35   #28
AJT
 
AJT's Avatar
 
Reputacja: 1 AJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputację
Ostatecznie ustalili podział warty, chociaż jak zwykle, nie każdy był do nich skory. Co jakiś czas wartownikom wydawało się, że coś poruszyło się w lesie, coś zawyło, coś ryknęło… Ale cóż w tym dziwnego toż to przecież las. Ciemny, nieprzyjazny, skrywający wiele tajemnic, groźny.

Na warcie Knuta, te odgłosy nieco się nasiliły. Żołnierz wytężał wzrok i słuch, jednak gdy to robił nic więcej nie spostrzegał. W pewnym momencie kolejny raz usłyszał zwierzęce prychnięcie, zaraz po nim drugie. Znowu dobiegały one z lasu, tylko teraz zdawały się być bliżej, niebezpiecznie bliżej. Chwycił w jedną rękę żagiew, w drugą swój tasak i podszedł do granicy obozu. Stąd obejrzał okolicę, do linii lasu było ponad trzydzieści metrów. Nie spostrzegł nic. Pomachał pochodnią, by odgonić wygłodniałe zwierzęta i odwrócił się.

Pierwsza strzała świsnęła mu tuż nad głową. Krótką chwilę potrwało nim zorientował się co się właśnie stało. Pomógł mu w tym z pewnością grot , który nagle wydobył się z jego ramienia, przeszywając je na wylot. Była to jednak pomoc dla Knuta niezwykle bolesna.
- Chłooopaaakiii!!!! – Krzyknął co sił, a w jego głosie dało słyszeć się grymas bólu.
- Grrrraaaawwwrrrrr!!!!! – Zawtórował mu po chwili potężny ryk.
Knut tylko odwrócił głowę, a widok który zobaczył, mógł wydać się przerażający. Całe szczęście zaprawiony w boju Szłomnik nie zatracił opanowania. Wprost na niego szarżowało sześciu zwierzoludzi. Pierwszy z nich, biegnący na przedzie, był największy, najpotężniejszy. W świetle gwiazd, dało się dostrzec jego wspaniałe poroże, choć raczej nie była to najlepsza pora, by je podziwiać. W rękach trzymał ogromny topór, z którym spotkanie zapewne zakończyć się utratą kończyny, czy gorzej… głowy. Przyodziany był on w kolczą zbroję, najprawdopodobniej zdobyczną. ~Bestigor~ – pomyślał wystraszony stirlandzki wojak.

Zaraz za nim pędziły dwa mniejsze gory. Już nie takie potężne, nie takie przerażające, jak ich dowódca, ale z pewnością też śmiertelnie groźne. W ich rękach również spoczywały topory, jednak też nie tak wielkie – jednoręczne.
Za nimi biegła kolejna dwójka - rykowce. Najmniejsze, najwolniejsze. Już nie siejące postrachu, ale znakomicie napawające się do dobicia, zranionych, po pierwszym ataku. Trzymały one w rękach włócznie. Próbowały, choć raczej z mizernym skutkiem, dogonić tych wiodących prym.

Szarża przeciwników przyjęła formę litery ‘V’. Rozchodząc się od najpotężniejszego, do najsłabszego. Przeciwnicy biegli kilka metrów obok siebie. Knut zdawał sobie sprawy, że strzały nie padły z kierunku szarży. Między drzewami musiał się jeszcze ktoś skrywać… i to co gorsza, niejeden przeciwnik.

- Wstaaaawaaać!!! Bronić!!! - Krzyczał co sił. Zbudził wszystkich. Ukrytego w namiocie Alberta również. Sam jednak musiał podjąć decyzję co czynić. Ramię promieniowało bólem. Zwierzoludzie pędziły wprost na niego i za kilka sekund przyjdzie się mu z nimi zmierzyć. Śmierć się zbliżała. ~Czy to koniec? Czy czas ruszyć do krainy Morra?... Nie!~
 
AJT jest offline  
Stary 03-05-2012, 16:27   #29
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
Warta Amira była dość spokojna i zarazem egzotyczna. Kiedy pierwszy raz dotarł na tereny Imperium, był osobistym ochroniarzem człeka, który wykupił gladiatora z dalekiej Arabii, nie wartował i nie wiedział jak wiele przeżyć jest z tym związane. Nie wiedział jak nocą zachowuje się las, który w jego rodzinnych stronach był rzeczą niewyobrażalną. Nie miał pojęcia jakie stwory i zwierzęta mogą czaić się w okolicy podczas ich nocnego postoju. Wiedział natomiast jedno. Życie kilku mężów zależało właśnie od jego czujności i spostrzegawczości. Dźwięki, które dobywały się z ogromu drzew nie tyle przerażały rosłego gladiatora, co raczej go niepokoiły. Potrafił się zbudzić nocą, kiedy do jego celi wpełzła niegdyś kobra. Raz zabił skorpiona, który schował się w jego bucie, a kiedyś na arenie zamordował samotnie lwa, dzięki czemu sam zyskał przydomek mężnego jak lew, walczącego włócznią, który został później skrócony do lwa z włócznią. W Arabii wiedział, czego może się spodziewać, znał tamtejszą faunę i różnorakie niebezpieczeństwa. Tu? Był niemal bezbronny jak dziecko, a jedynym jego ratunkiem była ciągła chęć walki i pewność siebie.

Miał problemy z zaśnięciem, ale dobrą godzinę, po zakończeniu jego warty udało mu się w końcu przymknąć oczy na dłuższą chwilę. Śniła mu się naga służka z dzbanem wina, kołysząca biodrami obok jego hamaku. Zbudził go krzyk Knuta. Amir bezwarunkowo chwycił włócznią i tarczę, które leżały tuż przy jego posłaniu. Gdyby ktoś się przyglądał temu, w jaki sposób cudzoziemiec trzymał broń, mógłby się zdziwić. Lew z włócznią, nie trzymał drzewca oburącz, a zaledwie długość swego ramienia od tępego końca, zupełnie jakby miał plan ugodzić przeciwnika na odległość. Był lekko przygarbiony i do tego mocno skupiony, mimo iż kilka uderzeń serca wcześniej spał. Poruszał się gibko i zwinnie niczym puma po górzystym terenie. Kiedy tylko dokładniej dostrzegł grupkę agresorów doznał szoku. Czym były istoty, które ich atakowały? Amir nigdy czegoś takiego nie widział ani nie słyszał o podobnych bestiach. Wyglądały jednak na takie istoty, które potrafiły obsługiwać się bronią. Tym lepiej. Amir wybrał sobie stwora ze szpicy szyku nie mając pojęcia czym różni się od pozostałych bestii.
 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!
Nefarius jest offline  
Stary 03-05-2012, 16:44   #30
 
JanPolak's Avatar
 
Reputacja: 1 JanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemu
Ból, zaskoczenie, nagły skok adrenaliny - to wszystko poczuł Knut. I właściwie… poczuł się dobrze. Jakby, po spokojnej i pełnej powtarzalnych czynności podróży, z radością powitał wyzwanie. Myślał szybko, działał sprawnie, a nim szok i upływ krwi miały go otępić, działaj jak dobrze naoliwiona machina wojenna.

A tymczasem wrogi klin pędził wprost na niego. Byłoby głupotą, nie odwagą, stanąć wprost na jego drodze - zwłaszcza rannym i bez tarczy. Szłomnik upuścił żagiew i prędko - biegnąc, skacząc, bądź turlając się - wymknął się z trasy zwierzoludzi. Zniknąwszy w cieniu, odczekał na moment, gdy nieprzyjaciel utraci impet i rozpierzchnie się po obozie. Wtedy zaatakuje od tyłu. A gdyby udało mu się podnieść własną tarczę lub berdysz - dopiero byłby kontent.
 
__________________
Jestem Polakiem, mam na to papier i cały system zachowań.
JanPolak jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 05:37.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172