Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 06-05-2012, 22:46   #1
 
Bielon's Avatar
 
Reputacja: 1 Bielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputację
[WFRP 2 ed] Czas Bohaterów

Czas Bohaterów





Dął gówniany wiatr z północy niosąc ciężkie, deszczowe chmury. Jednak nie lało. Jeszcze. Jednak załamanie pogody już nastąpiło i nikt nie spodziewał się by tej jesieni miało być jeszcze ciepło. Tyle, że stacjonujący w Stanicy w Bissenbergu, na przedmieściach Sotturm, żołnierz nie miał czasu na rozważania nad zmianami pogody. Utytłany w błocie i brudzie ćwiczył po raz setny, jeśli nie tysięczny, manewry i zwroty. Chleb powszedni stanicznego, nudnego życia.

- Kapitanie Herkov! – głos komendanta Edelberga, zwanego „Grubym Peterem”, zwrócił na wywoływanego uwagę wszystkich oficerów na wzgórzu. Nie było ich nazbyt wielu, ale i tak kilka par oczu spojrzało na „Jednookiego”. Od czasu bitwy o Wzgórze w Lesie Borkleven Herkov miał co najmniej tylu przyjaciół co wrogów.

- Tak, panie komendancie?! – Herkov odwrócił wzrok od pól na których rozgrywały się manewry i spoglądając w kierunku komendanta. Nie lubili się, bo jeden stał na drodze kariery drugiemu. „Stary” miał dłuższe starszeństwo liniowe i przez to on był komendantem, ale nie bez kozery zyskał przydomek „Gruby”. Siedzenie na dupie było jego ulubionym zajęciem. Żołnierze go kochali.

- Wasi ludzie się spóźniają! Ich oskrzydlająca szarża miała już kilka pacierzy temu oskrzydlić ciężką piechotę Wismana ale jakoś im do tego nie spieszno. – komendant nie musiał mówić nic więcej, na twarzach kilku oficerów pojawiły się usłużne uśmieszki.

- Być może było by mojej kawalerii łatwiej wykonać manewr oskrzydlającej szarży, gdyby moi żołnierze mieli konie… - „Jednooki” nie był jak cały II Regiment zadowolony z prac służb kwatermistrzowskich. Fakt zawieruszenia gdzieś wszystkich wierzchowców przeznaczonych dla jego oddziału nie tylko jemu spędzał sen z powiek. I był powszechną przyczyną złośliwych dowcipów na temat „Szarych Psów”.

- Na wojnie bierze się to, co się ma, kapitanie. Może jakbyście tak na to patrzyli nie wygubili byście ponad połowę oddziału na wzgórzu… - to był cios poniżej pasa, ale kilku oficerów zaśmiało się przymilnie. Herkov nie odpowiedział nic wbijając wzrok w rozgrywające się na błoniach manewry. Nie zauważył nawet, że jednym ze śmiejących się był Jorg Bufleiter. Podsetnik w jego regimencie.



***



- Książę… - Graf Elster Sternhauer skłonił się nisko, co przy jego tuszy grozić mogło eksplozją jego pantalonów krojonych wedle najnowszej, bretońskiej modły. Todbringer jedynie zwarł usta w wąską, nie wróżącą niczego dobrego szczelinę. Znający go bliżej wiedzieli, że Książę Elektor Middenlandu, Pan Middenheim i okolicznych ziem, Strażnik Północy i Rycerz Żelaznej Pieczęci rzadko wpada w gniew, ale jeśli już, to straszny. Graf wiedział to również, więc zmusił się do ukłonu, który ludziom o jego tuszy grozić mógł zawałem.

- Mości grafie… - Książę ukłonił się lekko energicznie podchodząc do stołu i odprawiając stojących przy nim służących. Sam nalał sobie wina i pociągnął solidny łyk nim graf zebrał się i podszedł do niego niechętnie zajmując się tą samą przyziemną czynnością. Skoro służba była, to nie po to by on musiał sobie sam nalewać wina dawało się wyczytać z jego skwaszonej miny. Jednakże Książę dał przykład i jemu nie wypadało uczynić nic innego.

- Prosiłem waszą książęcą mość o rozmowę, bowiem chciałbym przedstawić ci mój książę arcy intratną propozycję. – w głosie grafa nie zadrżała nawet nuta a jego lisie oczka nie zdradziły się niczym. Grubas pociągnął z kielicha czekając na odpowiedź swego suzerena. Miał czas.

- Mów zatem. Myślałem, że przyniosłeś mi akty własności tych ziem, które przegrałeś we wczorajszym zakładzie, ale słucham, zadziw mnie. – Książę rozsiadł się wygodnie i wpił w grafa swój ciężki, przenikliwy wzrok. Elster spocił się w jednej chwili, choć w komnacie wcale nie było ciepło.

- Mój namiestnik już przygotowuje dokumenty dla waszej książęcej mości, ale pozwoliłem sobie prosić cię mój książę o chwilę czasu, bo uważam, że nie było uczciwym wobec ciebie stawianie w zakład opuszczonych i zniszczonych przez wojnę ziem. Mam wszakże zupełnie zbyteczną zbroję, pamiątkę po Hermanie von Dritt, „Kolosie z Delberz”, którą z radością w zamian za nie ci ofiaruję. Wiem, że dar ten znacznie przewyższa to co postawiłem w zakładzie, ale było by nieuczciwym wobec waszej książęcej mości, gdybym pozwolił ci Panie otrzymać w wyniku naszego zakładu coś zupełnie pozbawionego wartości. Wystarczy mój książę, że się zgodzisz… - Graf pochylił się po raz kolejny w pokłonie. Kłaniać pomimo tuszy, potrafił się przednio.

- Wybacz Sternhauer, ale to ja ocenię co dla mnie jest warte zachodu a co nie. Zbroję mogę od ciebie kupić jak jest ci zbędna. A ziemie wraz z osadami leżącymi przy starym szlaku z Sotturm do Winsen są moje.

- Mości Książę! Zakład był niewinną przecież zabawą w dodatku czynioną w chwili, kiedy byłem mocno już … osłabiony wypitym winem. Jestem pewien, że Książę rozumie to i pozwoli mi honorowo się zeń wycofać…
- grubas nie krył oburzenia. Drżąca dłoń rozchlapywała wino na kamienną posadzkę, ale nikt nie zwracał na to uwagi. Dwaj magnaci mierzyli się wzrokiem. Nie ustępował nikt.

- Mości Grafie… trzeba ci wiedzieć, że mam o tobie wyrobione zdanie i honor nie jest cnotą, którą w jakikolwiek sposób próbował bym wiązać z twoją osobą. – Książę poczekał chwilę aż kolor twarzy Elster Sternhauera zmieni się z ciemnego różu w odcień głębokiego fioletu, po czym dodał zimnym, pozbawionym emocji głosem – Musisz nauczyć się panie przegrywać… A skoro nie mamy sobie nic do powiedzenia, proszę zostaw mnie samego…

Graf zmierzył księcia ciężkim spojrzeniem, po czym skłonił się już bez wcześniejszej uniżoności i odwróciwszy się na pięcie odszedł. Trzasnąwszy drzwiami co zaskoczyło dwóch stojących u wejścia strażników splunął siarczyście, po czym ruszył do swoich komnat. Jego pobyt na zamku książęcym dobiegł końca. Zmierzając do swoich komnat stanął na chwilkę przed pomnikiem Księcia Borysa Todbringera spoglądając na jego marmurowe, bezduszne oblicze. – Któryś z nas z pewnością dowie się co to znaczy porażka. Któryś z nas się tego dowie… - mruknął mściwie. Odpowiedziało mu echo…


.

[Część druga postu zostanie wklejona przez Akwusa. Powodzenia.]

.
 
__________________
Bielon "Bielon" Bielon
Bielon jest offline  
Stary 07-05-2012, 00:42   #2
 
Akwus's Avatar
 
Reputacja: 1 Akwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie coś
Tobiasz wymienił świecę, po czym sięgnął po zwitek dokumentów, które opisywały pierwsze wydarzenia zaraz po uzupełnieniach w II Regimencie. Nim pozwolił sobie na radość płynącą z informacji jakie mógł uzyskać od więźnia musiał mieć pewność, że wszystkie jego słowa były prawdą.
Wiedział, że w Bissenbergu przybywało nie mało nastoletnich młodzieńców, których wykorzystywano do służb pomocniczych, rzadko jednak prowadzono ich rejestr, więc podawanie się za jednego z nich było deklaracją trudną do sprawdzenia. Trudną, lecz nie niemożliwą, ze względu na jeden z incydentów z pamiętnych manewrów...
...Dwie dziesiątki ludzi leżały w płytkim rowie kryjąc się przed wzrokiem obrońców szańca, do świtu pozostawało jeszcze kilka godzin, lecz nikt z oddziału nie wątpił, że czasu jest mniej niż potrzeba. Trwali jednak w bezruchu, nie bacząc na pełzające po nich robaki, których było tu zadziwiająco dużo. Rozkazy były jasne i żaden z nich nie zamierzał ponownie narazić się na złość Jednookiego za ich niewypełnienie.
- Cebulówka.
Ciche hasło dotarło do nich dopiero po chwili.
- Cebulówka!
- Ciszej -
zganił od razu młodzika Lothar dowodzący pierwszą dziesiątką zalegającą w rowie - Wilki są niecałe pół strzału z łuku od nas, zdradzisz nasza pozycję i całe to leżenie w szlamie na chuj!
Ion uśmiechnął się tylko w przepraszającym geście - Nellia kazała wam przeczołgać się na dalej na wschód...
- Powiedz tej białce, że mogę się przeczołgać po niej, w te i z powrotem.
- Milczeć -
skarcił swoich podkomendnych Lothar - Przekaż jej, że gnijemy tu już przeszło dwie godziny i z przyjemnością zmienimy miejsce na jakiekolwiek inne, acz nadal chętnie poznałbym szerszy plan, bo póki co przechodzimy tylko z miejsca na miejsce.
- Nie wiem nic więcej, kazała tylko przekazać, byście czołgali się na wschód aż do Dębowych Schodów.
- O ile dobrze liczę, to będzie jakieś pół kilometra? -
wtrącił się drugi z dziesiętników Lars.
Posłaniec wzruszył tylko ramionami, nie jego rolą było rozstrzyganie słuszności rozkazów, miał je przekazać, więc przekazał. Pozostawienia z problemem dziesiętnicy spojrzeli po sobie, by po chwili przenieść wzrok na rozrzucone co kilkadziesiąt metrów posterunki żołnierzy z IX Regimentu Wilczej Piechoty. Jak na bogów mieli przeczołgać się między nimi niezauważeni i dotrzeć aż do Dębowych Schodów...
...Tobiasz z irytacją przerzucił kolejne kartki, akapit którego szukał był gdzieś pomiędzy relacjami z manewrów, lecz studiował je już tak dawno, że nie pamiętał w którym było to dokładnie miejscu...
...Siedzący spokojnie pomiędzy jałowcami Garus jako jedyny chyba z całego oddziału nie przeklinał odpowiedzialnych za braki ich zaopatrzenia. Niewielu interesował brak ciepłych płaszczy, bo i aura pozwalała jeszcze bez nich obejść. Nie narzekano również tak mocno na skąpe menu, bo wiadomo służba nie drużba, ale do 'cholery jak można było dać do intendentury debila, który zamiast "setki koni odesłał mało wybredną w słowach odmowę zdobycia dla regimentu "steku z okoni". W pierwszej chwili wszyscy śmiali się z gry słów, im bardziej okazywało się to jednak rzeczywistością, tom mniej śmiali się ze sprawy członkowie pechowego Regimentu, lecz coraz bardziej wszyscy pozostali stacjonujący w Bissenbergu. Garus nie zwykł jednak narzekać. Jego humor poprawił dodatkowo bezpośredni rozkaz Jednookiego "Zabierz swoich ludzi, zignorujcie manewry, nasrajcie tym co się śmieją najgłośniej do sienników i zaszyjcie na powrót". Zwiadowca wiedział, że jeśli złapią ich podczas wykonywania polecenia nie będzie się mógł wyłgać prawdą...
W pokoju znajdowało się kilka tysięcy dokumentów, od takich, które w całości poświęcone były Szarym Psom po te, gdzie o Regimencie wspominano zaledwie słowem. Każdy z nich mógł mieć jednak ogromne znaczenie, każdy z nich mnich przeczytał po kilkakroć, nie dziwota więc, że powoli zaczynały mu się mieszać, szczególnie jeśli były to raport z kolejnych niekończących się manewrów, spisane tą samą ręką, w podobnym formalnym i nudnym stylu. Pociągnął łyk grzanego miodu i przeskakując kilka wersów dalej kontynuował lekturę...
...Otto Dietzgen przykucnął obok Krzywego Brega, półsetnika dowodzącego ich siostrzanym oddziałem z II Regimentu oraz jedyną kobietą piastującą analogiczną do Otta funkcję. Choć gdzieś w środku krzywił się na pozwalanie słabej płci na zajmowanie się wojaczką, jedyny przykład jaki wyniósł z domu była wychowana na damę jego siostra, opancerzona Nellia była jednak jej przeciwieństwem.
- Dziciaki, skupcie się - Berg nie miał jednak zamiaru tracić czas by ta dwójka mogła dłużej mierzyć się wzrokiem - Sytuacja wygląda tak...
Wąskie linie kreślone na twardej ziemi były bardzo dobrze widoczne w blasku księżyca, który wąską stróżką padał dokładnie na miejsce w którym się skryli. Berg w schematyczny sposób nakreślił pozycje znajdującej się tuż za ich plecami obu dziesiątek, oddalone o ponad kilometr na północ Dębowe Schody i znajdującą się nieopodal nich Wilczą Warownię, umowny punkt, w którym powinien znajdować się główny proporzec IX Regimentu. - Gdy księżyc wejdzie w Pannę moi ludzie zaatakują jednocześnie trzy z ich posterunków, co powinno odciągnąć z Warowni większość ich sił...
- A jeśli nie zadziała?
- Zadziała, to już moje zmartwienie by zadziałało.
- A jeśli pojawią się ci z VI?

Berg i Otto spojrzeli po sobie jednocześnie tłumiąc parsknięcia śmiechu - Jeśli przestali srać pod siebie po tym codo ale dosypał im Vini, to pozostaje im jeszcze uspokoić konie, a po natarciu ich psyków doprawioną kocimiętką, może to chwilę zająć.
Wysłanie chłopaka ze służby pomocniczej było dość ryzykowne, nie mogli być do końca pewni jego lojalności, lecz z pięciu którzy pełnili służbę na Stanicy, Vini wydawał się najrozsądniejszy i najbardziej związany z ich oddziałem. Po kontrolach jakie ochmistrz sprawował nad zapasami, po ostatnich kradzieżach suszonej kiełbasy nie pozwalały jednak zbliżać się do składziku nikomu innemu, a już na pewno nie będącemu na cenzurowany za dosypanie do gara tłuczonych kartofli niebieskiego barwnika II Bezkonnemu jak zwali ich od kilku dni pozostali.
Mnich ziewnął ściągając dwoma palcami sen ze zmęczonych już oczu. Pamiętał, że wykaz chłopców powinien być gdzieś właśnie w listach jakie po manewrach jeden z dziesiętników służących pod Bufleiterem pisał do rodziny, nie potrafił jednak sprawnie odszukać żadnego z imion poza nieszczęsnym Vinim, tak srodze ukaranym później za dodanie Czarnego Kwasu do piwa żołnierzy z VI Kawaleryjskiego. Na dziś musiał już dać sobie spokój. W wydarzeniach sprzed lat nic w końcu nie mogło się wszak zmienić do rana...
[Powodzenia chłopaki i dziewczyny, oby pióra lekkie były Wam w pisaniu]
 

Ostatnio edytowane przez Akwus : 07-05-2012 o 08:48.
Akwus jest offline  
Stary 07-05-2012, 07:38   #3
 
Mortarel's Avatar
 
Reputacja: 1 Mortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputację
Garrus nie wnikał w to, czym kierował się Kapitan Herkov dając mu takie a nie inne polecenie. Tłumiąc śmiech pokiwał twierdząco głową, że rozumie treść rozkazu, a następnie oddalił się do swoich ludzi. W zasadzie cieszył się, że ominą go ćwiczenia, ponieważ dawało to okazję, żeby trochę wypocząć.
Zebrawszy oddział oddalili się do okolicznych lasów. Do zachodu słońca było jeszcze parę godzin, więc polecił swoim ludziom, aby legli pod sosenkami i pooglądali niebo. Ktoś popijał bimber z manierki, ktoś zajadał się suszoną racją. Pod koniec dnia rozpalili mały stosik, żeby zagotować trochę wody na herbatkę z igliwia i podsmażyć suszone mięso na kolację. Ludzie pozawijali się w koce i posnęli.

Pierwszy wartę pełnił Otto, następnie Volker i Odric. Ostatni z nich zbudził Garrusa. Polanka, na której leżeli była całkiem przyjemna. Gęsto rozłożone gałęzie drzew tworzyły swoisty „dach nad głową” chroniący przed niedogodnościami jakie mogła zafundować im pogoda.

Kiedy się zbudzili wyruszyli z powrotem w stronę obozu. Ostatni odcinek pokonali czołgając się. Dotarłszy do sporej kępy jałowca, tuż przy wejściu do obozu, zatrzymali się obserwując strażników. Garrus widział w mroku, więc szybko dostrzegł wartowników. Śpiących lub grzejących się przy ogniskach. Jak zwykle. Niektórzy tylko chodzili z obchodem.

Wybrawszy odpowiedni moment odezwał się -Jander, Dieter, Otto. Wiecie co robić. – Szepnął Garrus. Trzech jego ludzi niosąc ze sobą cuchnące worki wyskoczyło z jałowca i skradając się ruszyło w stronę wcześniej oznaczonych namiotów. W ciągu dnia Garrus razem z Janderem oznakował je wiechą wykonaną z kilku związanych razem gałązek leszczyny. Załadowawszy do każdego worka po łopacie gówna z latryny byli gotowi do „zemsty”.
-Pamiętajcie. „Trzy puchacze” i wiejecie ile sił w nogach. „Dwa puchacze”- kryjecie się. „Jeden – droga wolna”. – Przypomniał dowódca. Puchaczami nazywali wydawany przez siebie sygnał, który naśladować miał dźwięk wydawany przez sowy. Miał być to znak do ucieczki w razie gdyby mieli zostać nakrytym.

Garrus wiedząc do których namiotów udają się jego ludzie ruszył za nimi. Jednak nie wchodził do obozu. Ustawiwszy się w miejscu, z którego miał najlepszy widok kierował poczynaniami swoich ludzi. Jego wzrok, za pomocą którego widział w ciemności dawał mu sporą przewagę. Widząc wartowników instruował „puchaczami” kroki podwładnych. W każdej chwili był też gotowy do zaalarmowania ich. „Jeśli coś pójdzie nie tak, to uciekajcie bokami namiotów. Przeczołgajcie się dołem i w nogi. Boków nikt nie pilnuje, nie to co wejść przednich lub tylnich”.- Radził wcześniej.
 
Mortarel jest offline  
Stary 08-05-2012, 01:35   #4
 
Hellian's Avatar
 
Reputacja: 1 Hellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwu
Nellia Erikson starała się wysłuchać półsetnika uważnie. Było to dosyć trudne. Nie dlatego, że źle słyszała konspiracyjny szept Krzywego Berga. Wprost przeciwnie, głoski paskudnie syczały w jej uszach i drażniły żołądek. Miała ochotę otrząsnąć się z nich niczym… pies. Tylko plan wydał jej się cholernie mało klarowny. Jak te trunki, którymi, w wyniku osławionych kłopotów z zaopatrzeniem, zmuszona była ostatnio się raczyć. A teraz znowu miała ochotę pociągnąć z butelki. Możliwe więc, że plan był w porządku, tylko przez dziesiętniczkę przemawiało poirytowanie. Zbyt trzeźwa robiła się drażliwa. I jeszcze ten Dietzgen, krzywo się gapił. Musi mu kiedyś powiedzieć, że nie on jeden jest tu herbowy.

Nellia od prawie dwóch lat preferowała przymglone spojrzenie na rzeczywistość. Uważała, że funkcjonuje z tym sprawnie, a był to najlepszy sposób żeby nie dać się pokąsać owej rzeczywistości zbyt dotkliwie.

Czas ataku wyznaczono dokładnie.

Dziesiętniczka ludzi podzieliła na trójki wczoraj. Nie spieszyła się z tym, bo większość podkomendnych dopiero poznawała. Pierwszą trójkę stanowili Kluska z Małą i Nathanielem. Następni byli Puszczaj z Tancerką i Ionem, i Nos z Gusem i Blistigiem. Z nich wszystkich Wilczą Warownię zdążył zwiedzić jedynie Nathaniel, rzecz jasna pokojowo i wbrew rozkazom. I oczywiście w pogoni za dupą. Może regimenty II i IX nie pałały do siebie afektem, ale Nathaniel potrafił znaleźć miłość wszędzie. Czasem były z tego nawet korzyści. Wszedł do Warowni kilka nocy temu, po spuszczonej przez dziewczynę sznurowej drabinie. Teraz narysował im plany. Musieli minąć Dębowe Schody z lewej i przejść jakieś pięćdziesiąt metrów wzdłuż muru.

Bezpośrednio po tej nocnej wyprawie wręczył Nelli butelkę bretońskiej brandy. Aż westchnęła na jej wspomnienie. Już wtedy zastanawiali się czy w Warowni nie warto by uzupełnić nieco zapasów. Teraz okazja sama pchała się w ręce. Tymi planami nie dzielili się jednak ze wszystkimi. To było zadanie dla pierwszej trójki. Siostrzyczki i Nathaniela, z powodu urody zwanego też czasem Nastką, Nellia znała najdłużej.

Zabroniła brać na Wilki ostrą broń. Oczywiście rozkaz nie obejmował uprzywilejowanej dowodzącej. Posłuchał go odziany w wilcze skóry Gus, który i tak wolał własnoręcznie zrobioną maczugę od miecza, beznosy Jurij, specjalista od bicza i bolasu i Ion, choć Młody nie ruszał się bez noża w cholewie, ale taki nóż to przecież nie ostre. Nie miała tego za złe drużynie. Nawet była zadowolona. Wszyscy kamuflowali broń, nikt nie świecił jej w oczy niesubordynacją. Była to wyraźna oznaka szacunku. Dała więc jedynie w łeb Nathanielowi.
-Za co? –syknął urażony.
Wzruszyła ramionami, co w płytowym napierśniku i naramiennikach nie było wcale takie proste. Jedną z podstawowych prawd o Nathanielu było, że zawsze zasłużył.

Czekali aż wróci Ion. Wysłała go ponownie, żeby zrobił rozeznanie, i przekazał Volkowi i Frahmowi wieści z narady z Bergiem, skoro marudzili o konkrety. Zresztą warto było spróbować zsynchronizować ataki półsetnika i wejście wszystkich dziesiątek do Warowni.

Najważniejszy rozkaz Nelli dla własnej drużyny brzmiał: Trzymać się razem. Dietzgenowi zaproponowała prawą od Schodów i dziesiątek przed nimi, oni poszliby lewą. Mistrzem taktyki nie była, ale przy braku liczebnej przewagi rozproszenie wydawało się rozsądnym pomysłem. I bez zdradzania prawdopodobnej lokalizacji drabiny.

Mieli wysmarowane ziemią twarze i pancerze, te, które mogły błyszczeć. Przeczołgali się jakieś trzysta metrów i zatrzymali przed posterunkami Dziewiątego, mając w perspektywie widok na kilka z nich. Przynajmniej kiedy Morrslieb zaświecił jaśniej. Postanowiła ruszyć jak najpóźniej, jak już Księżyc dogoni Pannę. Jeśli zacznie się zamieszanie, może któreś posterunki opustoszeją. Wtedy można będzie spróbować trochę podbiec. Nie cierpiała się czołgać. I nie wierzyła w powodzenie skradania się większości jej ubranej w stal drużyny. A jako odwrócenie uwagi przeciwnika uparcie przychodził jej do głowy jedynie biust Tancerki. Albo Małej. Albo Kluski. Bo dziesiętniczce zwyczajnie nie wypada. Nie sądziła też żeby zgodziły się to zrobić dla chorągiewki.
No i prawdę powiedziawszy jedyny nie znaczy dobry.

Jeśli uda im się dotrzeć do Warowni, Nos zarzuci linę na mur, Tancerka wejdzie, znajdzie drabinę. Jeśli nie, cóż… to skomplikuje sytuację. Nie każdy jest mistrzem wspinaczki. No, ale o tym pomyśli potem.

Wewnątrz Warowni liczyła na Gustawa. Nadgorliwy Ulrykanin już wyglądał jakby miał gorączkę. Dla niego fakt, że trafił do Regimentu Psów był próbą wiary. Nellia nie pojmowała tego przywiązania do słowa, ale faktycznie wszyscy, stosunkowo nieliczni wilczy bracia w jednostce, starali się o przydział do IX. Teraz Gus musiał udowodnić, że jest Psem, w którym płynie dzika krew. Lepszym od Wilków. Jeśli ktoś miał wypatrzyć tę chorągiewkę to tylko on.
 
__________________
"Kobieta wierzy, że dwa i dwa zmieni się w pięć, jeśli będzie długo płakać i zrobi awanturę." Dzienniki wiktoriańskie
Hellian jest offline  
Stary 08-05-2012, 21:38   #5
 
Garagos's Avatar
 
Reputacja: 1 Garagos nie jest za bardzo znanyGaragos nie jest za bardzo znany
Dietzgen ze względnym spokojem przysłuchiwał się tego, co mówił Krzywy Berg. Plan nie wydawał mu się na idealny, ale lepszy rydz niż nic. Jedyny fakt, który gryzł mu się w oczy to obecność tej baby w zbroi. W jego rodzinie dochowywano tradycji - kobieta powinna być od opieki nad domem i dziećmi, a nie mieć setki blizn po walce na spółkę z szorstkim głosem od wydawania rozkazów w centrum walk. Otto nigdy nie tolerował kobiet w zbroi, zwłaszcza jako dowódców. Dodatkowo ten cienkusz rozdawany razem z racjami żywnościowymi, może i to było wybredne, ale te szczyny co rozdawali nawet nie umywały się do Averlandzkiego wina.

Krótko po odprawie, Imperialny dowódca postanowił napisać list do swojej rodziny, a zwłaszcza braci - zawsze tak robił, podczas wymarszów. Może i to były rutynowe manewry, ale licho wie co może się zdarzyć jeszcze na przełomie tygodni. Otto nawet nie rozpoczął pisać listu, a w pobliże wparował jeden z jego trójkowych - Fedor. Nie owijał w bawełnę, jak to ludzie za wschodniej granicy Imperium: Dowódco, ludzie są przygotowani tak jak powiedziałeś wcześniej. Averlandzki szlachcic kiwnął głową, a zaraz po tym Fedor kucki poszedł w stronę reszty ludzi.

Po krótkiej chwili od wparowania Kisleva, Averlandczyk złożył, a następnie schował papier za pancerz, a następnie poszedł w stronę swojego oddziału. Ujrzał tam raczej cały oddział - od razu jego oczom rzucił się jakiś człowiek, który nawet jakieś liście poprzyczepiał sobie do pancerza, a może nawet przykleił. Nie interesowało go w tej chwili jak jego ludzie się wysmarowali, wydał chłodno rozkaz wymarszu. A raczej przeczołgania się pod dębowe schody. Wiedział, że tam będzie raczej najciężej, i wiedział też że to jest kilometr stąd.. To nie będzie raczej przyjemne dla ludzi w uzbrojeniu - dlatego też nie zabrał później nie zabrał ze sobą hełmu, co w taką pogodę nie wydawało się najlepszą opcją. Na odchodne rzekł do Klausa von Eichendorffa, jednego z trójkowych: Tylko broń obuchowa - macie się upewnić że nikt nie ma tam ostrych rzeczy oprócz trójkowych - a i Wy używacie ich tylko gdyby jakiś zwierz się napatoczył. Przed dotarciem na miejsce upewnić się jeszcze, czy nie ma kogoś tam czekającego z niespodzianką, zrozumiano? Ostenmarcki szlachcic bez grosza przy duszy kiwnął tylko głową, i ruszył na kucaka w stronę reszty ludzi. W tym samym czasie Dietzgen obrócił się, i poszedł w stronę swojego miejsca, w międzyczasie myśląc na temat planu, tyle rzeczy może wziąć łupnia.. Gdy tylko dotarł do "obozowiska", ujrzał ludzi zbierających manatki, kończących jeść, poprawiających kamuflaże. Sielanka, może od tej rutyny ludzie zaczynają te manewry traktować mniej poważnie - powinni zrobić coś lepszego niż te stare, oklepane podchody.

Dietzgen zawsze lubił wychodzić przed czasem, jednak nie łamał rozkazów. Po zebraniu wszystkich najpotrzebniejszych rzeczy wyruszył do swoich oddziałów, oddając przy okazji jakiemuś wojakowi manierkę z jakimś słabym alkoholem - Otto zresztą nie wiedział co dają w tych manierkach, równie dobrze któryś z IX mógł się zakraść i dodać jakichś ziółek.
 
Garagos jest offline  
Stary 09-05-2012, 14:37   #6
 
Cohen's Avatar
 
Reputacja: 1 Cohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputację
- Gotowy, Jąkała?
- T-t-ta.
- Knigę masz?
- Ehe.
- Kazanie?
- W g-g-głowie.
- To jazda. Zadzierać kiecki, chłopaki i zasuwać.


- Teraz przed lat kilkadziesiąt nastąpiły herezyje na świętą wiarę, na której to Imperium zasiadło. I na kapłaństwo, do którego to przywiązane jest, jady i ostre nieprzyjaźni swoje podnosząc; chcąc, aby ustąpiła, heretyckie a bluźniercze racje ogłaszają ludzie nikczemni, ukrycie, by dobrych ludzi zwodzić ku nim, a odwrócić od światła...
Procesja w składzie kapłana, niosącego w jednej ręce księgę, a w drugiej pochodnię oraz bandy obdartusów, mruczących niezrozumiale i okładających się po plecach rzemieniami bądź zwojami konopnych lin, pięła się w górę, ku Wilczej Warowni. Wszyscy odziani byli w coś, co przypominało włosiennice z kapturami.
Wywołując spore poruszenie, zarówno wśród załogi Warowni, jak i ukrytych po okopach żołnierzy II Lekkokonnego. Ani jedni, ani drudzy nie mieli pojęcia, jak i skąd na manewrach wzięli się nagle fanatycy Sigmara.
- ... tedy weźcie młoty a miecze i rozbijcie nieprzyjacioły Imperium! Bijcie ich, a tłuczcie, tnijcie, sieczcie, rąbcie, bez zlitowania ni miłosierdzia! A zewłoki ich palcie, by nie kaziły świętej ziemi Imperium, by ich dusze nieczyste nie kaziły dusz dobrych poddanych Sigmara! - głos kapłana rósł, nie tylko z powodu coraz mniejszej odległości, ale najwyraźniej on sam się nakręcał, od podniesionego głosu przechodząc do krzyku.

- Co do chuja? Słyszycie?
- No raczej, szaleniec drze mordę na pół Middenlandu.
- To nie to, on brzmi jak ten szajbus z dziesiątki Mędrka.
- Co? Ten jebnięty klecha? Niby skąd on miałby... skurwysyny!


- A ja nadal mówię, że to wszystko chuj strzeli. Zaraz się połapią i czeka nas wielkie bicie. A to i tak nic w porównaniu do tego, co zrobi z nami Jednooki. - mruknął jeden z biczowników.
- Morda, Maruda. Uda się. Mrucz dalej. I okładaj się tym sznurkiem.
- Pancerz sobie zniszczę...
- Weźmiesz nowy od tych frajerów. Głośniej mruczeć, zbliżamy się. Biczować się mocniej, jesteśmy w końcu fanatykami religijnymi.
- Kim?
- No, świrami. Pojebami.
- A to dobra.
- Zamknąć mordy. Od teraz tylko mruczenie.
- Ale co mruczeć?
- Nic, po prostu rób "mmmm".
- Mrurmrumrau... nie umiem...
- To powtarzaj "Sigmar".
- SIGMAR!
- rozległ się nagle ryk z pochodu.
- Kurwa, Kartacz...
- SIGMAR!
- ... mówiłem, że ma być trzeźwy.
- Jak ruszaliśmy to był...
- Dobra, krzyczymy razem z nim. I machać batami!
- SIGMAR! SIGMAR! SIGMAR!

Imię boga niosło się echem po okolicy, wywrzaskiwane przez dziesiątkę ludzi maszerujących prosto w stronę Wilczej Warowni.
 
__________________
Now I'm hiding in Honduras
I'm a desperate man
Send lawyers, guns and money
The shit has hit the fan
- Warren Zevon, "Lawyers, Guns and Money"

Ostatnio edytowane przez Cohen : 09-05-2012 o 14:45.
Cohen jest offline  
Stary 09-05-2012, 19:22   #7
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
-Michael...- Lothar wejrzał na swego najlepszego zwiadowcę. Młodzieniec skinął dziesiętnikowi głową i począł się czołgać w wyznaczonym kierunku. Lothar rozumiał się z rówieśnikiem bez słów. Kiedy usłyszeli rozkazy, by zmienić pozycje Michael pewnie już wiedział, że będzie musiał ruszyć przodem. Chłopak zostawił swój łuk, by cięciwa nie namokła w błocie, po którym przyjdzie mu się czołgać.
-Ciekawe, co tym razem wymyślili...- Lothar spojrzał na Larsa -A Ty jakiś pomysł masz?- spytał. Lothar był młodym wojakiem średniej postury. W tłumie nie wyróżniał się zbytnio od przeciętnego żołdaka. Miał długie do ramion włosy, oraz spory zarost niczym dorastający krasnolud. Twarz miał wychudzoną i pobladłą. Tuż obok niego leżał dwuręczny miecz, który tylko czekał by zeń skorzystać.

-Przecie to śmierdzi jaką podpuchą na milę...- burknął Eryk -Założę się o koronę, że to tylko po to, żebyśmy się ujawnili i spierdolili całą misję.-
-Zaś chcesz się zakładać?- warknął złowrogo Dolf.
-Co?- szepnął Eryk robiąc minę jakby nie dosłyszał.
-Gadam, ze znów chcesz się zakładać...-
-I na chuj się powtarzasz?- gdyby Lothar nie zalecił ciszy Eryk pewnie by parsknął śmiechem. Dziesiętnik słysząc głupkowaty żart swego człowieka przewrócił tylko oczami. Dolf zaś miał minę jakby chciał kompana na lewo wywlec. Mimo to nikt o bójkę się nie obawiał. Dolf był chyba najspokojniejszym człekiem jakiego Imperium widziało. A w walce włócznią nie miał sobie równych.

-Eryk gada nie głupio. To chyba jaki podstęp.- głos zabrał Hans ścierając ze skroni grudkę błota. -Być może chcą sprawdzić lojalność? A może chcą sprawdzić jak się zachowamy po tym jak nas wykryją?- wzruszył ramionami. Lothar miał mętlik w głowie mimo iż były to tylko ćwiczenia wiedział, że jeśli coś źle zrobi będzie mógł zapomnieć o zaufaniu dowódców w przyszłości.
-A co Ty myślisz?- Lothar spojrzał ponownie na Larsa licząc, że człek mu cokolwiek mądrego powie.
 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!
Nefarius jest offline  
Stary 10-05-2012, 15:34   #8
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
-Co ja myślę. Osobiście uważam-hik, że te jebane ćwiczenia nie mają sensu. Jakieś kurwa manewry gdy nawet koni nie mamy? Jestem kurwa Rajtarem szlachetnie w dupę urodzonym człekiem. A oni mi jakąś wieżę każą zdobywać. Pojebało ich!-pociągnął długi łyk z manierki.

-Jest rozkaz bawić się w ten syf. Trudno przecierpię zarówno ja jak i moi chłopcy. Ale nie wydostane z siebie entuzjazmu Lothar, prędzej mi kuśka zwiędnie i odpadnie. Jebie to powleczemy się za wami. Mam nadzieję, że masz jakiś plan-pociągnął kolejny łyk.
 
Icarius jest offline  
Stary 10-05-2012, 19:00   #9
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Ciężko to było nazwać cichym przekradaniem się. Jedenastka ludzi przechodziła właśnie przez wyjątkowo gęste zarośla jakichś wiązów i trzmieliny i jeśli nawet wszyscy starali się nie wypowiadać zbędnych słów to strzelające gałęzie czyniły wystarczająco hałasu. Z początku Horst był zdrowo wkurzony z tego powodu, bo oznaczało to totalną porażkę i nici z zaskoczenia, ale w miarę jednak jak szli i ilość pokonanych kroków już dawno zaczęła wskazywać na to, że przeszli przez Wilczy Garnizon dobre pół godziny temu, na jego twarzy pojawił się zrezygnowany uśmiech.

- Mówiłam, że poprowadzę... - syknęła zza jego pleców Szprotka - Mówiłam. Było wtedy przy strumieniu w lewo uciąć. I to ostro. A nie tak beztrosko na przełaj.
Horst bardzo starał się nie parsknąć śmiechem. “Manewry regimentów”. Naprawdę bardzo się starał.
- I wyprowadziłabyś nas prosto na obsadzoną czujkami drogę - szepcząc cicho obruszył się zwiadowca - Zresztą Berg jasno mówił, że mamy zająć pozycję na końcu grobli.
- Tylko, że żadnej grobli tu nie ma...
- Głupiaś gąsko. Rozkaz jest to wykonać trzeba. Idźże gdzie na tył i zostaw męską robotę mężczyznom. Jak mówię, że znam drogę to ją znam.

Na Marko przeważnie można było polegać. Dobry był sukinsyn w tym co robił. Nawet bardzo. Ale to, że przeważnie nie oznaczało, że zawsze.
- No rzeczywiście już to Marko mówiłeś - stwierdził Horst - Nie dalej jak dziesięć minut temu gdyśmy mieli jeszcze jakie blade pojęcie gdzie jesteśmy i mówiłeś, że o krok stąd będą ci od Landwirta. Pamiętasz?
- No taaaaak... Ale przez to, że ciemno to mi się mogły odległości pomerdać. Ale to już tuż tuż tuż...

Tym razem Horst nie wytrzymał. Parsknął.
- Najwyżej Landwirt i Bittrich sami we dwójkę zaatakują trzy posterunki “zawiązując główne siły przeciwnika walką”. Mi się nie śpieszy Marko. Ale jak wykryją żeśmy udziału nijakiego w tej zabawie nie brali to wystawię cię do przeniesienia do dziesiątki Pięknego Jana. A tam to ci z dupy zrobią takie oblężenie Kislevu, że już ni chuja nigdy ci się odległości nie pomerdają. A teraz prowadź.
Marko tym razem już nie odpowiedział. Ale zdecydowanie przyśpieszył kroku.

Tyle jednak wyszło z tego dobrego, że z tych zarośli wyleźli i w końcu zaczęli przemieszczać się po cichu. Noc jednak mimo iż księżycowa dawała dość mizerny wgląd na ich sytuację. Nic nie wskazywało na to by w pobliżu były jakiekolwiek posterunki. Nie mówiąc już o Wilczym Garnizonie.

- Gdzieś ty nas kurwa wyprowadził, Marko? - Bojan pierwszy wyraził słowami to o czym myśleli wszyscy.
- Uuuu... to juz mi sie widzi Stirland bedzie panocku... - odparł druhowi Damir.
- Oj, pierdolcie się... - odparł zwiadowca po czym dłonią wskazał przed siebie - Tam jest jar...
- Jesteś pewień? -
Horst spojrzał dość sceptycznie w ciemność przed nimi.
- Taaa... Musimy się nim podczołgać dalej, bo już muszą tu gdzieś blisko stacjonować...
- Marko... -
dziesiętnik pokręcił głową - Jak mi Ulryk miły... Pomyl się jeszcze raz.
Potem odwrócił się do reszty oddziału.
- Płaskuny.
Pomruk rozczarowania i oburzenia był ledwie słyszalny gdy ludzie legli kładąc siebie i swój rynsztunek na ziemi by dalszą drogę pokonywać czołgając się. Przez zimną jak czort mokrą ściółkę waniającą postępującym butwieniem. Iście żal było myśleć ile się już przeczołgali gdy wtem z kierunku niemal dokładnie przed nimi doszło ich czyjeś zawodzenie. Dość wyraźne więc nie mogło być daleko. Coś o młotach, mieczach... Sigmar??? Horst uniósł głowę. Tylko trochę. I zamarł. Niespełna kilkanaście kroków przed nimi ktoś się podniósł. Ze dwóch ludzi. Podobnie po prawej... i po lewej... W świetle księżyca dało się rozpoznać burą peleryną wojaka z dziewiątki.
Dziesiętnik przełknął ślinę i opadł z powrotem twarzą w mech.
- O kurwa... - sapnął ledwo słyszalnie.
- To na jaki znak mieliśmy czekać? - odszepnął leżący obok i wyraźnie zadowolony z siebie Marko.
Horst miał ochotę się zaśmiać.
- Pierdolnięty, tępy sudling...
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline  
Stary 11-05-2012, 02:25   #10
 
Akwus's Avatar
 
Reputacja: 1 Akwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie coś
Można było się zastanawiać, czy podczas ćwiczeń dowódca garnizonu rozdzielał zadania dla regimentów kierując się czystą złośliwością, czy też był w tym jeszcze jakiś szerszy plan. Uczestniczący w nich żołnierze byli jednak niemal pewni, że złośliwość obojętne od tego czy była głównym motywem, czy też nie, stanowić musiała owego podziału znaczny element, co zgodnie przyznawali zarówno obrońcy jak i atakujący...

Wilcza Warownia w tamtych czasach była już obiektem wiekowym, mającym swe najlepsze, a szczerze mówiąc nawet przyzwoite dni, daleko za sobą. Niewielu wiedziało, a pamiętać z żyjących nie mógł nikt, że u początku swego powstania stanowiła jedno z najsilniejszych umocnień regionu. Choć zbudowana w większości z drewna, przed ponad wiekiem już samymi swoimi rozmiarami zasługiwała na uznanie. Modernizowana w późniejszych latach konstrukcja doczekała się co prawda wielu kamiennych wstawek, lecz jednocześnie w tym spokojnym przez jakiś czas regionie nigdy nie zasłużyła na remont jakiego obiekt wojskowy powinien się doczekać w tak długim okresie. Gdyby Baron nie poskąpił swego czasu złota, to może, ale tylko może Warownia stawiłaby opór siłą Chaosu, zamiast zostać niemal zmiecioną przez przetaczający się po tych ziemiach front.
Po wojnie okazało się, że łatwiej i taniej będzie wybudować nową stanicę, lokalizując ją jednocześnie w bliższym sąsiedztwie traktu, pozbawione stropów ściany Wilczego Szańca do ćwiczeń takich jak te nadawały się jednak bardziej niż dostatecznie.
Tobiasz z niemałym zadowoleniem odsunął na bok stos szkiców wyciągając leżący niemal na samym jego dole rysunek przedstawiający ruiny, o które tamtej nocy toczyła się gra. Zakuty wciąż w łańcuchy Rafael siedział bez słowa na przystawionym do stołu zydlu beznamiętnie patrząc na szkic, któremu mnich przyglądał się z takim zainteresowaniem.
- Wiesz co to jest? - zapytał w końcu gdy przypomniał sobie wszystko co wiedział o tamtych manewrach.
Więzień pokręcił tylko przecząco głową.
- A to ciekawe - uśmiechnął się złowrogo mnich - byłem pewien, że kształt Wilczego Łoża powinien był być znany każdemu z tych, którzy faktycznie byli wtedy w Bissenbergu?
Rafael pobrzękując delikatnie łańcuchami raz jeszcze spojrzał na rysunek. - Wilcza Warownia, może Wilczy Szaniec, ale nigdy nikt z nas nie nazywał tego miejsca Wilczym Leżem, to po protu było złe tłumaczenie z obcego języka, w którym budynek pierwotnie nazwano. Ktoś kto tyle czytał o Psach i Bissenbergu powinien to wiedzieć.
Delikatny uśmiech przemknął niemal niezauważalnie po twarzy Tobiasza. Fakt iż Rafael nie dał się złapać na ten podstęp mógł potwierdzać prawdę jego słów, lecz nadal nie mógł być ich niezaprzeczalnym dowodem.
- Wiesz coś o manewrach jakie urządził Edelberg zaraz po uzupełnieniu stanów Szarych Psów?
- Kto by nie pamiętał, historie o nich krążyły później jeszcze długo, smród po niektórych ciągnął się niemal latami...
Oddział służby pomocniczej pojawił się nie wiadomo skąd i Garrus ledwo zdołał wydać z siebie dwa puchacze nim żołnierze nie weszli wraz z niesionymi pochodniami pomiędzy rzędy namiotów Dzięwiątego.
- Sprawdźcie pierwszy szereg! - Zakomenderował oficer, którego przykucnięty w jałowcach dziesiętnik nie mógł rozpoznać, wskazując jednocześnie najbliższe im namioty. Podkomendni Garrusa byli tymczasem skryci w namiotach stojących od razu w drugiej linii, ściskając w dłoniach worki z gównem...

***

IX Regiment miał zadanie o wiele łatwiejsze, bo jak inaczej ocenić siedzenie na tyłkach i wypatrywania nadciągającej konnicy. Prócz głównego sztandaru, umieszczonego u szczytu jednej z ocalałych ścian Warowni mieli do obrony jeszcze cztery mniejsze rozmieszczone w różnych odległościach. Aby ich zadanie uznane mogło zostać za wykonane, musieli do świtu obronić prócz tego z Warowni co najmniej jeden z pozostałych. Póki co zapowiadało się na łatwą wygraną a tym samym tygodniowe zwolnienie ze służb kuchennych na rzecz przegranych.

Plotki o tym, iż VI Konny jest właściwie wyłączony z manewrów z powodu felernego przytrucia śmieszył ich o tyle o ile radował fakt, że dzięki temu mieli nad pozostałymi konnymi przewagę półtora do jednego. Co więcej stawał przeciw nim regiment kawalerii pozbawiony koni, co raczej nie zwiększało ich szans. Piechota siedziała więc na tyłkach wokół punktów, których mieli bronić tak gęsto, że ciężko było w niektórych miejscach przejść nie obcierając się o któregoś z nich.

- SIGMAR! SIGMAR! SIGMAR!

Coraz głośniejsze krzyki i pomruki z rosnącą intensywnością poczęły wybijać się z panującej wokół ciszy, a absurdalność tego zjawiska przykuwało kolejno uwagę piechurów. Miało się okazać, że noc nie będzie jednak tak nudna jak mogła się wydawać...
- Mieli nad nami przewagę liczebną, już na starcie, a w trakcie okazało się, że z 10 tylko 6 dziesiętników dotarło pod Warownię.
- A reszta?
- Trzech miało ze swoimi ludźmi ściągnąć uwagę, do posterunków, tak by zmusić Wilki do opuszczenia swoich pozycji, lub choć odkrycia się.
- Czemu się więc nie udało?
- Czemu? Bo konflikty były wtedy nie tylko pomiędzy regimentami, ale i samymi dziesiątkami, a nawet poszczególnymi ludźmi w każdej trójce...
Zamieszanie spowodowane przez procesję powodowało, że ciekawi sprawy Wilczy wartownicy jeden po drugim wychylali głowy aby przyjrzeć się sprawie ukazując się jak na dłoni przylegającym do ziemi ludziom z II Lekkokonnej. Każdy z dziesiętników wiedział jednak, że rozluźnienie nie potrwa długo i pierwszy szok minie, lub szybko zostanie wybity przez oficerów obrońców Warowni. Wiedzieli, że muszą wykorzystać sytuację natychmiast. Nellia i Dietzgen zalegali ze swoimi ludźmi na najlepszych pozycjach, o niecałe kilkadziesiąt kroków od Warowni, oddzieleni jedynie dwoma małymi stójkami Wilków, których uwaga skupiona była w całości a procesji. Odbijając blask księżyca skrawek sztandaru przy mocniejszych podmuchach pojawiał się im w dziurze wschodniej ściany, kusząc by wyciągnąć po niego rękę.

***

Krzywy Berg ściskał w dłoni kartkę otrzymaną od komendanta, jej treść w najmniejszym stopniu nie była mu w smak, bo wymagała działania na szkodę Regimentu. Stary wiarus miał więc do wyboru, przeciwstawić się Grubemu Peterowi, lub zaryzykować przegraną w manewrach i złość Jednookiego, żadna z alternatyw nie wydawał się mężczyźnie lepszym wyjściem. Przywołał gestem dłoni oddelegowanego mu przez Landwirta człowieka. Roztaczający się wokół niego odór czosnku na moment zatkał półsetnikowi płuca.
- Pędź do swoich i niech natychmiast zaczną dywersję, nie ma co zwlekać!
- Tak jest!
- Nie tędy! -
krzyknął za posłańcem, gdy ten zerwał się do biegu - Nie ma czasu, skróć drogę nad Dębowymi Schodami, nim okrążysz skarpę będzie już po sprawie.
- Tak jest!

- Skąd wiesz o tym rozkazie? - Tobiasz powątpiewał w słowa Rafaela - Nigdzie nie znalazłem o nim ani wzmianki.
- Bo nigdy nie został oficjalnie ogłoszony, myślisz, że komendant stanicy mógł wydać podsetnikowi Psów oficjalny nakaz, by ten sabotował poczynania swojego regimentu? Lub że ów półsetnik mógłby go przyjąć? To wszystko były zakulisowe rozgrywki, każdy rozkaz, każdy przydział, każdy ruch.
- Przecież Jednooki od razu rozeznałby się w sprawie?
- Owszem, gdyby Berg działał nierozważnie. Wszystkie jego rozkazy były jednak słuszne. Przynajmniej jeśli nie zwracało się uwagi na szczegóły.
Trzy dziesiątki przyszłych kawalerzystów czekało w ukryciu w pobliżu zielonego proporca gdzieś na zachód od głównego teatru działań jakim tej nocy była Wilcza Warownia. Dowodzący jedną trzecią z nich Landwirt wyglądał wciąż swojego człowieka, który miał przynieść im rozkaz do rozpoczęcia ataku. Lekko ponad piętnastka pilnujących proporca piechurów nie stanowiło dla nich przeszkody. Większych sił spodziewali się dopiero przy kolejnych posterunkach, lecz ten, który powinni zdobyć z marszu pozostawiając za sobą stado spętanych wilczków nadal pozostawał poza ich zasięgiem tylko dla tego, że rozkaz nie nadchodził...

***

Droga podstawą skarpy byłaby faktycznie dużo dłuższa, lecz jednocześnie na to by Wilki rozstawiły posterunki i na dole szansa była niewielka. Górą mógł przebiec znacznie szybciej, ale i w znacznie mniejszej odległości od czujek. Rozkaz to jednak rozkaz. Czosnek poruszał się najszybciej jak mógł starając się przy tym nie zaalarmować każdego żywego stworzenia w lesie. Był już niemal na ścieżce, która powinna wyprowadzić go do wąwozu a potem na pozycje jego oddziału, gdy nagle za zakrętem potknął się o coś leżącego na ziemi i runął jak długi. Chorobliwie blade i chuderlawe coś o co się potknął stęknęło czując ból połamanych żeber.

Nawet jeśli zdławiony z wysiłkiem syk Schmetterlinga nie mógł zaalarmować przeciwników, sam rumor walącego się na ziemię i kolejnych kompanów z Konnej posłańca musiał zwrócić uwagę stojących niespełna kilkanaście kroków przed nimi dwóch ludzi. Podobnie po prawej... i po lewej... W świetle księżyca dało się rozpoznać ciosane siekierami toporne rysy wojaków z dziewiątki...
 

Ostatnio edytowane przez Akwus : 11-05-2012 o 02:40.
Akwus jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 02:37.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172