Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 16-06-2012, 11:30   #21
 
Fearqin's Avatar
 
Reputacja: 1 Fearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłość
- [i]To co Wołodia? Idziemy do karczmy twoich rodaków? Pewnie chciałbyś podpatrzeć, co i jak mógłbyś zrobić w swoim własnym przybytku, a i ja bym się chętnie przekonał czy wszyscy kozacy są tak zacnymi kompanami jak ty. - Krasnolud spojrzał na Zarubieva z dołu klepiąc się po postum brzuchu i pocierając szyję, czuł, że gardło mu już wyschło, a ten stan rzeczy trzeba zmienić w pierwszej kolejnośći.
-Da. Jeśli ijinni nijic przecijiw nije mają to możem iść. Moi rodacy to trudni ludzije. Mają inne poczucije humoru niż tutaj u was w Imperium, da. Wijelu nije wije czym jest wychowanijem a jeszcze wijęcej jak wypije to do bijitki skorzy. Tak tylko przestrzegam co byścije wijedzijeli.- skinął głową na znak że jest gotowy do ‘drogi’.
- Na mnie nie liczcie - powiedział Alex. - Mam zamiar odpocząć w ciszy i spokoju. Znajdę sobie jakiś mały pensjonat, gdzieś na uboczu. Ale najpierw przejdę się z wami, bo z pewnością można tam, w ‘Słonej’, zostawić konie.
- Na Wujaszka możecie liczyć.. może jakieś damy będą spragnione towarzystwa Anzelma - zaśmiał się po tych słowach wujaszek.

Aliquam absolutnie nie rozumiał jakim cudem Anzlem bywał tak różnorodny. Zdarzało mu się mówić tak, że krasnolud rozumiał, co drugie słowo, a czasem nawet khazad zastanawiał się jak taki idiota jeszcze żyje.

Karczma ‘Słona’
Wieczór

Wchodząc do karczmy zapach obiecującej strawy, mieszał się z odorem potu i alkoholu, tworząc dość dziwną mieszankę, jednak przez swój stępiony węch, krasnolud za wiele sobie z tego nie robił, szczególnie, że miejsce było naprawdę przyjazne.

Karczmarz, spory mężczyzna z sumiastym wąsem, który ciągle gładził i pielęgnował szybko zaczął recytować litanię z nazwami różnych potraw, przynajmniej Aliq podejrzał, że są to potrawy.
- Eeee - wystękał krasnolud - poproszę te dwie pierwsze rzeczy i kufel piwa?
- Poljeciłbym ja gorzałkę - odparł krótko karczmarz, po czym skierował swój wzrok na Wołodię. - A vy, tovarishch? Chto dlya vas?
Wujaszek nie chciał się rzucać od razu i stawać się “atrakcją” wieczoru, toteż jak to nie on skromnie stał u boku kislevity i nasłuchiwał. Gdy podeszli do karczmarza Anzelm również zamówił; barszcz i kulebiaka z kapustą i grzybami nie mając pojęcia co faktycznie zamawia. Jednak raz się żyje, a do picia.. wino. Vódki nie lubił, a na piwo nie miał ochoty. Obserwował wzrokiem salę szukając jakiejś kobiety, lecz po raz pierwszy zauważył, że to on tutaj jest obcy. Nachylił się nad Wołodią i szepnął:
- Wołodia, a tam u was.. to jakie są kobiety ? - w końcu tyle czasu w podróży i miał ochotę pochędożyć...ale nie żeby tam jakąś dziwkę, on lubił zdobywać.. zniewalać je.. w końcu miało się ten urok..

-Vodka, pienie, tance. Wsie, szto is damoi! Da!- odrzekł rozochocony kozak słysząc swój ukochany język. Melodia, którą najbardziej w świecie miłował. Uścisnął rodakowi dłoń i uśmiechnął się szeroko, rozglądając dookoła.
-Daj włódki. Daj, dużo.- rzekł po chwili w spólnej mowie, by i jego kamraci rozumieli -A do włódki wijencej wódki, tak co bym nije musijał myśleć, co zjeść żeby mijejsca w brzuchu nije brakło.- dodał radośnie rozglądając się bezustannie po wnętrzu. -Pijękne miejsce kamracije!- pochwalił gospodarza za karczmę -Wołodija.- odezwał się kolejną chwilę później, przedstawiając się -Ten tu to Anzelm, da. A mój khazadzki kompan to Aliq.- przedstawił i kamratów.

Krasnolud skinął głową w stronę gospodarza, jemu również się podobało w jego przybytku, po paru rundach picia, będzie pewnie jeszcze sympatycznej. W końcu można było choć na chwilę zapomnieć o całym gównie ostatnich tygodni.
Słowa Wujaszka nieco Wołodię rozbawiły. Kozak już tam wiedział, czemu towarzysz wypytuje o kobiety.

-Kislevskije kobijety, no najpijęknijejszy kwijat na świjecije!- rzekł gromko zwracając na siebie uwagę nie jednego gościa -Są deljikatne nijiczym krople rosy na źdźble trawy przed świjitem. Kobijety Kislevskie to najpijęknijejsze pejzarze, jakije, kijedykolwijek wijidziało oko ludzkije. To szlachetne i wspanijałe istoty, o sercu dobrym jak baśniowe elfy. Są wijerne i pracowijite. Bogowije obsypali je wijeloma talentami. Jednak, gdy Kislevską kobijetę zranijisz, czy urazisz... Bijada ci! Bjada, albowijem z delikatnych istot zmijenijają siję w harde bestyje o zijimnym sercu, jak klijinga...- poklepał się po schowanej w pochwie szabli. Kilku kislevczyków zaśmiało się po przemowie Wołodii.
Wujaszek początkowo z uśmiechem słuchał słów Wołodi, by z każdym słowem robić coraz większe oczy i tylko kiwać mógł głową, przytakując że rozumie. Tak więc Wujaszek musiał pomyśleć czy warto ryzykować.. w końcu nad ranem zawsze czmychał siną w dal ze swoim wózeczkiem. A tak może się okazać, że owa niewiasta będzie chciała pojąć go za męża, na co Wujaszek totalnie się nie nadawał. No ale czas żarcia, czas picia a potem przychodzi czas ruchania.. więc Wujaszek zadowolony przestał się martwić. Głupiutki czasem bywał, ale to był jego urok.
- Święte słowa przyjacielu, święte słowa.. z kobietami nie ma żartów. Raz znałem takiego Roberta, oj biedak się raz najebał. Ale najebał się jak świnia w stodole i poszedł w tany. Rankiem budzi się i okazał że pół nocy nawalony jak to prosie chędożył jakąś babę.. a WIELKA była - pokazał gest rękoma by uzmysłowić jak wielkie TO stworzenie było - no i .. baba wredna była. Nie dość że dwurakiem bym bał się ją dotknąć to jeszcze..złapała naszego Roberta i nie puściła. Przed klechę zawlokła, a że się stawiał to mordę mu obiła, klechę przekupiła i od tej pory.. Robercik co noc zalewa mordę by móc ją.. zadowolić. Wołodia daj jednak tej wódki..
- Żywe chociaż to zwierze było? - Spytał zniesmaczony krasnolud.
Anzelm poklepał khazada po ramieniu i rzekł:
- Żywe, wredne i umiało dać w mordę.. Szkoda, że jej nie sprzedałem do cyrku...
- Na pewno mówisz o zwierzaku? Czy dalej o żonie Roberta? - Spytał z uśmiechem.
Nie musieli długo czekać, by do ławy podano im wszelkie zamówione dania. Od razu przybyła też i gorzałka, mnóstwo gorzałki oraz inne trunki, jakie tylko sobie wymyślili. Gorzałka rzeczywiście jakości przedniej była, wino i piwo zdecydowanie za to gorsze. Radowali się z możliwości odprężenia. Radowali wydając zarobione korony. Ale w tym momencie było warto, już to czuli, że jest warto. Uczta się zaczęła.

Poranek, dzień następny
Aliquam wstał dość rześki, pomimo nocnej uczty w karczmie. Obmył twarz wodą z bali, w której pływał do góry nogami, dwie muchy, jego siwa, postrzępiona broda była w strasznym nieładzie, związał z niej dwa kuce, chwycił swoje rzeczy i poszedł na sekcję zwłok.

Szczerze go fascynowało, co też ich nowy kompan potrafi wyczytać z ciała zmarłego. Nie był kapłanem Morra, ani nekromantą (oby), a cyrulicy... to chyba po prostu medycy? Męscy odpowiednicy akuszerek? Krasnolud nie był pewien, ale poza ciekawością tego, co Aaron może się dowiedzieć, chciał się nieco dowiedzieć o nim samym. Ostatnimi czasy nabierał nieco szacunku do ludzi, nawet duchowieństwa, za sprawą Eryka i Ignatza, którzy w oczach Aliqa nieco urośli. Jednak dużą dozę dystansu wciąż zachowywał, więc ta lekka nieufność była na miejscu. Poza tym, co innego mógł robić? Nie chciał wydawać pieniędzy jeszcze dzisiaj, zresztą na co? Jest młot, zbroja, tarcza... wszystko. A poza tym fajnie, jak w sakiewce pobrzękuje więcej niż parę monet.

W końcu wraz z Aaronem zaczęli oględziny ciała. W zasadzie Aaron zaczął, rola Aliquama ograniczała się do wspinania na palce, by lepiej widzieć, co się dzieje, pomocy w przewracaniu ciała i tym podobnych.
- Ciekawe, co w ogóle zrobili z oczami? - Mruknął Aliq przyglądając się Aaronowi.
- Nie chcę wdawać się w czcze spekulacje - odparł cyrulik - Wpierw zajmę się nakłuciem. Natnę tu i tu wokół śladu i spreparuję tkankę. Spróbuję ustalić, czy ukłucia dokonano narzędziem (na przykład igłą), czy naturalnym narządem jakiejś bestii. Następnie określę, czy tkanka pod spodem jest zmartwiała, co wskazywałoby na truciznę. A jeśli się poszczęści, może znajdę ślady jakiejś substancji pod miejscem ukłucia.

To już było trochę dziwne? Jaka tkanka pod jakim spodem i co znaczy zmartwiała? Gość przecież jest martwy, więc oczywiście, że jego ciało jest... nic nie mówił.

- Nieźle, nieźle. - Mruknął cicho krasnolud po jakimś czasie. - Mądry z ciebie człowiek Aaronie. Gdzie uczą takich rzeczy? Wiem, że są specjalne szkoły walk, które uczą gdzie uderzać by zabijać, ale ta wiedza na temat organów i w ogóle... imponująca. Przynajmniej dla mnie. - Powiedział Aliquam.
- Pacholęciem będąc, terminowałem u cyrulika w Dassel - zachęcony, Stolzmann opowiadał o sobie. - Bogatą wiedzę zdobyłem w latach młodzieńczych, gdy żyłem życiem pełnym przygód. Nie wyobrażasz sobie, jaką kopalnią wiedzy o ranach są ciała poszukiwaczy przygód - uśmiechnął się. - Zaś co się tyczy patologii sądowej, to jest to nauka dość młoda - czytałem jedną książkę na jej temat, autorstwa doktora medycyny. Ciekawostką jest, że o ile uczeni medycy piszą książki o anatomii, to w praktyce funkcję tak zwanego preparatora pełnią prości cyrulicy jak ja. Własne doświadczenie w przeprowadzaniu autopsji zdobyłem za to, gdy mieszkałem w Wolfenburgu. Tamtejsza straż zwykła zwracać się do mnie z prośbą o pomoc w śledztwach. Lecz to były prostsze sprawy: uduszenia, roztrzaskane czaszki, wilcza jagoda w posiłku. Tu zaś mamy do czynienia ze sprawą o wiele bardziej skomplikowaną, morderstwem nietuzinkowym, wskazującym na nietuzinkowego sprawcę.

Trzeba mu było przyznać, że wygadany był, nie ciężko było się czegoś o nim dowiedzieć, prosto z jego ust. Nie dość, że mówił dużo, to wiedział, co mówi, rzadko spotykane. O ile Aliq go zaczynał lubić, to tym bardziej podziwiać i szanować, za wiedzę którą dysponuję. Z pewnością się im przyda.
Gorzej, że walczy kuszą, której krasnolud nienawidzi.

Południe
Hrabia zaprowadził ich do sierżanta Ponomareva. Slavko był starszym, średniego wzrostu, krępym wąsaczem. Jego czarne, krótko przystrzyżone włosy mocno przyprószyła już siwizna. Wyglądał na typowego żołnierza.
- Pracują dla mnie, przekaż im informacje jakie zdobyłeś. ]- Polecił mu po czym dyskretnie wręczył parę monet. - Na mnie już czas, by do swoich obowiązków wracać. Liczę, że szybko sprawcę odnajdziecie. - Rzekł na odchodne.


- Pewnije was to zaiteresuije - przemówił z kislevskim akcentem - Ale nie jest to pierwszyje takije młordertwo, lijecz drugije teraz. Mnijej niż tydzijeń temu znaliezijono kupcyja tutejszyjego, Karstena Thurau. A łączę to gdyż też okalijeczony okrutnije był. Jajca mu obcijeli! - ostatnie słowa mówił z wyrazem bólu na twarzy. - I też notatkije na sobije miał. Tam pisajło , wierszyjem dziwnym, że to kara za czyny jego. Których winnyjym był. I że łon pierwszyjy, ale nie ostatnyji i zaraz pozostałyjch znajdiemy.
- Hehe, i temu i tamtemu wycięli gałki z ciała. Hehe - Podśmiewywał sie Aliquam. Miał nadzieje, że jego towarzysze zrozumieją i docenią żart.
 
__________________
Pół człowiek, a pół świnia, a pół pies

^(`(oo)`)^
Fearqin jest offline  
Stary 16-06-2012, 19:49   #22
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Początkowo Alex planował zostawić konie w stajni przy karczmie ‘Słonej”, dokąd wybierała się znaczna część kompanii, w końcu jednak rozmyślił się. Skręcił w bok, szukając jakiejś gospody, niezbyt dużej, która dysponowałaby i stajnią, i pokojami gościnnymi, i dość dobrą kuchnią. Oczywiście najlepiej byłoby zatrzymać się w “Wielkim Kuflu”, lecz to była ponoć najdroższa gospoda, a jak Alex pamiętał, koszty noclegu miały być pokryte w razie złapania sprawców, a to ostatnie było rzeczą niepewną, gdyż nie dość, że na obcym terenie działali, to jeszcze i konkurencję mieli. Bez względu na to, jak wysoko (czy raczej nisko) cenił sobie hrabia miejscowych stróżów prawa, to jednak byli oni u siebie i informatorów różnych mieli.

Gospodę, do której trafił po paru chwilach kluczenia, wskazał mu jeden z mieszczan. Zwał się ten przybytek “Kurczę pieczone” i zostało wymienione jako drugie, gdy rozmówca Alexa pojął, że ten chce noc spokojnie spędzić, a nie szuka rozrywek, jakie na ten przykład “Eliza” udostępnia. Że Eliza to nie panienka chętna, a całkiem okazały przybytek, tego również się Alex dowiedział.
Jak wnet się okazało, “Kurczę” dysponowało wszystkim, o czym mógł marzyć zmęczony podróżny, spragniony nie tylko trunków, ale i wygody.
- Na razie pokój na jedną noc - zadysponował Alex. - Tudzież kąpiel i kolacja. A jutro zobaczę, czy zatrzymam się na dłużej.

***

Noc minęła spokojnie. Nikt nie dolał mu nic do wina, nikt nie wrzucił przez okno butelki z oliwą. Istny raj. Oślepiony pasażer powozu również mu się nie przyśnił.
Rankiem, po śniadaniu równie dobrym, jak wczorajsza kolacja, Alex zabrał ze stajni zdobycznego wierzchowca i ruszył na targ.

Tuż przy wejściu kłębił się tłum różnej maści drobnych przekupniów i naciągaczy, oferujących każdemu, kto usiłował wejść na teren targowiska najróżniejsze wspaniałe przedmioty za iście okazyjną cenę. To, że na przykład arabskie jedwabie Arabii nie widziały na oczy, zaś krasnoludzkie wyroby - krasnoluda, o tym kupujący mógł się przekonać dopiero po jakimś czasie, gdy po sprzedającym nawet ślad nie pozostał.
Alex przepchnął się między tarasującymi drogę i znalazł się na targowisku.
Czegóż tu nie było... Stragany ciągnęły się długimi rzędami. Tu wyroby piekarzy, tak wikliniarze prezentowali swe dzieła, obok bednarze, tu szewcy, tam wyroby metalowe. Alex zatrzymał się na moment przy sprzedawcy różnego rodzaju broni. Miecze, szable, zabłąkany rapier, maczugi, noże różnej długości, przyczepione do deseczki. Sprzedawca demonstrował jakiemuś klientowi ostrze chowane wewnątrz laski. Cwana zabawka.
‘Zwierzęca’ część targu znajdowała się dość daleko od wejścia i nim zajęty oglądaniem różnych towarów Alex tam dotarł, minęło dobre pół godziny.
- Sześćdziesiąt pięć koron - powiedział handlarz końmi. Jego cztery zwierzaki, zamknięte w małym boksie, prezentowały się nieco gorzej, niż proponowany do sprzedaży wierzchowiec. - Dorzucisz siodło to dodam jeszcze trzy korony.
- Samo siodło za pięć by poszło. - Alex spojrzał w kaprawe, pełne chytrości oczka swego rozmówcy. - A tu masz jeszcze całą uprząż. Na dodatek koń jest ułożony. Sto sztuk, niech będzie moja strata.
- Sto?! - niemal wrzasnął handlarz. - Siedemdziesiąt dwa i gardło sobie podrzynam.
- Żarty sobie ze mnie stroisz - oburzył się Alex. - Dziewięćdziesiąt pięć i ani miedziaka mniej.

Targowanie się polega na tym, iż jedna ze stron podaje cenę zbyt wysoką, druga - zbyt niską. Po jakimś czasie, jak dobrze pójdzie, spotykają się mniej więcej po środku. Po kilkunastu minutach Alex żegnał się z handlarzem bogatszy o całe osiemdziesiąt sześć koron. A gdy do tego doszło dwadzieścia koron za zabrane żołnierzom miecze... Dzień zaczął się całkiem ciekawie.
Teraz trzeba było iść na spotkanie z pracodawcą.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 16-06-2012 o 20:04.
Kerm jest offline  
Stary 16-06-2012, 22:14   #23
 
JanPolak's Avatar
 
Reputacja: 1 JanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemu
~Rano, w trakcie sekcji~

Dzięki obecności hrabiego beż żadnego problemu dostali się do kaplicy Morra, gdzie złożone zostało ciało Augusta. Kapłan, który ich przywitał, od razu dostał od von Viehmanna drobną opłatę na rzecz Świątyni i pochówek. Morryta wprowadził ich do sali, w której zwłoki będą później przygotowane do złożenia w ziemi.

Ciało spoczywało na kamiennym katafalku i było okryte lnianym całunem. Hrabia poprosił jeszcze o chwilę ze zmarłym, pozwalając następnie Aaronowi podejść do niego. Stolzmann całkowicie zdjął całun. Ciało było jeszcze ubrane więc cyrulik delikatnie zdjął cały ubiór. Gdy to uczynił przystąpił do oględzin zewnętrznych.

Ofiara, jak już było wiadomo, nie posiadała oczu. Były one wycięte, zapewne sztyletem, cięcie płytkie, stwierdził Aaron. Na piersi ślad po nakłuciu, otoczony siną plamą. Następnie cyrulik obejrzał dokładniej całe ciało, brak innych obrażeń, brak śladów walki, siedział w momencie śmierci, zauważył.

- Ciekawe, co w ogóle zrobili z oczami? - Mruknął Aliquam przyglądając się Aaronowi, który prowadził oględziny.
- Nie chcę wdawać się w czcze spekulacje - odparł cyrulik - Wpierw zajmę się nakłuciem. Natnę tu i tu wokół śladu i spreparuję tkankę. Spróbuję ustalić, czy ukłucia dokonano narzędziem (na przykład igłą), czy naturalnym narządem jakiejś bestii. Następnie określę, czy tkanka pod spodem jest zmartwiała, co wskazywałoby na truciznę. A jeśli się poszczęści, może znajdę ślady jakiejś substancji pod miejscem ukłucia.

Badając nakłucie doszedł do wniosku, że zdecydowanie była to igła i zdecydowanie została wstrzyknięta tą drogą jakaś trucizna. Jej próbki nie udało się jednak wyodrębnić.

- Zanim wykonam kolejne cięcia, poświęćmy jeszcze chwilę na oględziny zewnętrzne. Możesz mi pomóc krasnoludzie? Spójrz, ułożenie ciała jest dość zniekształcone z powodu zastygnięcia mięśni w pozycji siedzącej. Lecz czy widzimy tu jakieś ślady spazmów, kurczowego zaciskania dłoni? A twarz: grymasy, oznaki bólu, nienaturalna mimika świadcząca o paraliżu? Jakieś jeszcze szczegóły, które umknęły przy pierwszym spojrzeniu?

Tym samym Aaron przewracał trupa, oglądając go z różnych stron. Nie wyczytał już wiele z ciała. Potwierdziło się tylko, że nie ma śladów walki, ani użycia siły względem szlachcica. Żadnego siniaka, kompletnie nic. Jedynymi uszkodzeniami był minimalny ślad po nakłuciu i zdecydowanie większe rany spowodowane wycięciem oczu.


- Podążajmy więc tropem trucizny. Może uda się na podstawie objawów zidentyfikować substancję. Teraz otworzę jamę brzuszną w celu badania narządów. Sprawdzę między innymi nerki i wątrobę, określę również, czy nie wystąpił potężny krwotok wewnętrzny. Gdy to nie da rezultatów, będę musiał rozciąć klatkę piersiową. Pozwoli to zaobserwować, czy nie nastąpiły patologiczne zmiany w mięśniu sercowym, albo na przykład paraliż mięśni odpowiedzialnych za oddychanie.

Hrabia słuchał Aarona i jak do tej pory nie protestował. Wydawało się, że cyrulik wie co robi. W tym samym czasie Stolzmann rozciął brzuch. Nie zauważył śladów krwotoku, nie był więc on przyczyną śmierci. Wykonując nacięcie przy klatce piersiowej pomylił się, zawahał się nieco i poprowadził narzędzie w niewłaściwy sposób.

- Następnym krokiem powinno być otwarcie puszki mózgowej, lecz zgodnie z obietnicą nie podejmę się tego. Otwórzmy zatem usta zmarłego i zbadajmy kolejno: czy w jamie gębowej znajduje się krew, czy występuje szczękościsk lub przygryzienie języka charakterystyczne dla porażenia mięśni oraz czy na wargach pojawiły się przebarwienia znamionujące niektóre rodzaje zatruć? Teraz przyjrzyjmy się miejscu, w którym były oczy zmarłego. Określmy, czy zostały wyłupione za życia, gdy serce wciąż pompowało krew, czy po śmierci, gdy posoka przestała płynąć.

Tak, żył z pewnością gdy oczu go pozbawiano, żył jeszcze długo. Powoli się wykrwawiał, aż się wykrwawił aż się wykrwawił. Długie, obfite strużki krwi z oczodołu z pewnością o tym świadczyły. Okrutna śmierć musiała to być. W twarzy natomiast nie znalazł nic ciekawego.

- Na koniec pobiorę próbki krwi, tkanki wątroby, nerek i treści żołądka. Spróbuję przy pomocy miejscowej apteki określić truciznę odpowiedzialną za zgon.
- Nieźle, nieźle. - Mruknął cicho krasnolud. - Mądry z ciebie człowiek Aaronie. Gdzie uczą takich rzeczy? Wiem, że są specjalne szkoły walk, które uczą gdzie uderzać by zabijać, ale ta wiedza na temat organów i w ogóle... imponująca. Przynajmniej dla mnie.
- Pacholęciem będąc, terminowałem u cyrulika w Dassel - zachęcony, Stolzmann opowiadał o sobie. - Bogatą wiedzę zdobyłem w latach młodzieńczych, gdy żyłem życiem pełnym przygód. Nie wyobrażasz sobie, jaką kopalnią wiedzy o ranach są ciała poszukiwaczy przygód - uśmiechnął się. - Zaś co się tyczy patologii sądowej, to jest to nauka dość młoda - czytałem jedną książkę na jej temat, autorstwa doktora medycyny. Ciekawostką jest, że o ile uczeni medycy piszą książki o anatomii, to w praktyce funkcję tak zwanego preparatora pełnią prości cyrulicy jak ja. Własne doświadczenie w przeprowadzaniu autopsji zdobyłem za to, gdy mieszkałem w Wolfenburgu. Tamtejsza straż zwykła zwracać się do mnie z prośbą o pomoc w śledztwach. Lecz to były prostsze sprawy: uduszenia, roztrzaskane czaszki, wilcza jagoda w posiłku. Tu zaś mamy do czynienia ze sprawą o wiele bardziej skomplikowaną, morderstwem nietuzinkowym, wskazującym na nietuzinkowego sprawcę.

Tym samym felczer płynnie przeszedł do podsumowania sekcji:

- Użycie narzędzi takich jak igła i sztylet, obok napisania listu, potwierdza, że sprawcą była istota ludzka lub humanoidalna. Odrzucić możemy udział bestii i zwierząt. Ofierze wstrzyknięto substancję - wnioskuję, że spowodowała ona długotrwały paraliż. Następnie zręcznie usunięto gałki oczne. I tu dochodzę do konkluzji, że w zastrzyku musiała znajdować się również substancja zmniejszająca krzepliwość krwi. Wszak każdy z nas widział choćby chuliganów wyłupiających oczy kotu, albo jednookich żołnierzy. To w normalnych warunkach nie jest rana śmiertelna, ponieważ nie uszkadza ważnych arterii, nie powodując potężnego krwotoku. Tu zakończę wnioskowanie oparte na dowodach. Oczywiście istnieje możliwość, że nakłucie jest pozostałością po chociażby rytuale magicznym, ale w tym temacie nie jestem w stanie się wypowiedzieć.

Prezentował dalsze plany:

- Teraz zamierzam dokonać podobnej autopsji nieszczęsnego woźnicy, jednak tym razem nie oszczędzając sobie otwarcia czaszki. Następnie zechcielibyśmy obejrzeć powóz, mości hrabio, nim zostanie wymyty lub rozebrany. Z samego sposobu rozlewania się i rozbryzgu krwi można powiedzieć wiele o przebiegu zbrodni. Finalnie, udam się do miejscowego aptekarza, który powinien dysponować sprzętem i wiedzą przydatną w badaniu próbek tkanek zmarłego.

Hrabia długo nie wiedział co powiedzieć przetwarzając informację przekazane przez Aarona.

- Widzę, iż miałem nosa zatrudniając ciebie. Jak zawsze zresztą - rzekł dumnym głosem. - Zatem, po sekcji, udajcie się od razu do sierżanta prowadzącego śledztwo, by wóz wam udostępnił. Obyście zdążyli nim miejscowi spaprają sprawę. Mój sługa zaprowadzi Cię również na koniec do apteki.

Ciało woźnicy nie było tak okaleczone. Miał on skręcony kark. Nie było śladu nakłucia. Nie było też jednak śladów walki. Dokładniejsza sekcja również nic nie wykazała. Przyczyną śmierci było wyłącznie skręcenie karku. Nagłe, bez szamotaniny, ani walki.

~Wieczorem, w aptece~

Aptekę prowadził blisko sześćdziesięcioletni mężczyzna.

- Mistrz Jacobs, w czym mogę pomóc – przedstawił się Aaronowi.
- Aaron Stolzmann, cyrulik wolfenburski. Mistrzu Jacobsie, przychodzę po zawodową konsultację. Przedstawiono mi ciebie jako człowieka znającego trujący wpływ wszelakich substancji i potrafiącego z badania zmarłych tkanek określić rodzaj toksyny.
- No, myślę, że dobrze mnie przedstawili - odpowiedział dumnie starzec.
Cyrulik uśmiechnął się, potakując:
- Przechodząc ad rem, spreparowałem próbki z tkanki nerek, wątroby, żołądka oraz flakon krwi tętniczej denata. Istnieją dowody, że podano mu za życia truciznę, lecz autopsja nie pozwoliła określić jej rodzaju. Stąd zwracam się z prośbą do was, by metodami chemicznymi określić toksyny zawarte w ciele.
Aptekarz z zainteresowaniem zerknął na próbki.
- A skąd żeście to wszystko wzięli? - zapytał zaciekawiony.
- Zostałem opłacony przez hrabiego von Viehmanna do zbadania sprawy śmierci jego kuzyna.
- Von Viehmanna powiadasz... W takim razie do roboty się zabrać trzeba. Jednak jak pewnie wiesz potrzeba mi czasu nieco. Wróć jutro, może pojutrze, no bardziej pojutrze. Mam nadzieję, że wtedy dokładną substancję podać ci będę mógł.
Aaron znów się uśmiechnął, maskując fakt, że nie podobało mu się czekać:
- W takim razie dzięki. W imieniu moim i hrabiego, któremu nie omieszkam wspomnieć o waszej pomocy.

Po czym pożegnał się i wyszedł. Stolzmann co prawda dopuszczał możliwość, że miejscowy aptekarz uczestniczył w sporządzeniu trucizny użytej na Auguście. Jednak uznał, że takie niepoparte dowodami podejrzenia nie powinny przeszkadzać mu w wykorzystaniu umiejętności farmaceuty. Zaś krycie się z celem misji nie miało żadnego sensu - miasto niebawem i tak wypełnią plotki o drużynie wynajętej przez hrabiego - ich śledztwo nie mogło przejść bez echa.
 
__________________
Jestem Polakiem, mam na to papier i cały system zachowań.
JanPolak jest offline  
Stary 17-06-2012, 11:13   #24
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
Zabawa trwała w najlepsze. Krasnoludy, Wujaszek oraz drużynowy kozak pili gorzałkę a także zajadali się różnymi potrawami, jakie oferował Misza. Generalnie Wołodia jadł tylko skromne ilości by nie pić wódki na pusty żołądek. Jeść chciał na drugi dzień, tak by móc się delektować smakami. Z drugiego końca sali regularnie co kilka chwil rozbrzmiewały krzyki i wybuchy śmiechu jego rodaków, którzy oblegali gospodę w sporej liczbie.
-Nu szto vuy smatrec?- odezwał się niespodziewanie jeden z członków grupki, spoglądając na Wołodię. Na krótką chwilę zapadła cisza, a kozak widząc gniewne spojrzenia towarzyszących mu krasnoludów uspokoił ich gestem ręki.
-Spokojnije...- rzekł po czym wstał ze stołka i podszedł do grupki, spokojnym krokiem.
-Do mnije młówi?- stanął szeroko, z rękami wspartymi na biodrach.
-A sztota mysl?- odpowiedział kislevczyk kładąc dłoń na drzewcu topora, który leżał oparty o jego nogę, tuż przy krześle.

Wołodia dostrzegł ten ruch ręki i uśmiechnął się przyjaźnie.
-Pijękna broń. Używać ty jej potrafi, czy nosi żeby wrażenije robijić, szto?- zakpił.
-Zarabatavyc jeło v nazat...- odrzekł gniewnym tonem kozak siedzący w grupce.
-Ja mam propozycję. Da. Wyglądasz ty mnije na takijego, co to tylko nosi broń dla pijicu. Sprzedaj mnije go. Przynajmnijej na co siję przyda.- Wołodia nie przestawał żartować a jego rozmówca robił się coraz bardziej purpurowy na twarzy.
-Nijet buyć wuy.- człek poklepał drzewiec broni.
-Zagramy. W kości grać umi, czy też tylko udaje?-
-Naciua!- warknął człek sięgając do kieszeni po kości.
-Jak przegram, daję trzydzieściji złotych Karli. Jak wygram, Ty dajesz topór. Da?- spytał Wołodia. Drugi z mężczyzn kiwnął tylko głową.

Po chwili kompani osobnika zrobili Wołodii miejsce i mogli rzucać kośćmi na stole.
Mężczyzna potrząsł rękami i wyrzucił cztery kości na blat stołu. Wołodia zawtórował mu i również rzucił kośćmi.
-Pijętnaście do dwudzijestujeden...- skomentował kozak kręcąc nosem. Wołodia nie załamywał się. Wszak mieli jeszcze dwa rzuty.
-Sijedemnaścije do dzijewijętnastu...- dodał po chwili gdy znów rzucili kośćmi. Przez chwilę obawiał się, że w prosty sposób pozbył się większości swojego zarobku. Ostatni rzut okazał się niezwykle szczęśliwy i Zarubiev wyrzucił dwie szóstki, które po przerzuceniu dały mu kilku punktową przewagę nad osobnikiem.
-Szljucha wasz mać!- krzyknął przegrany, uderzając pięścią w stół. Chwilę spoglądał gniewnie na Wołodię, lecz w końcu oddał zwycięscy zakładu topór.


Kozak wrócił do stołu, gdzie siedziały krasnoludy, oraz Anzelm. -Wijidzi? A Ty już chcijał mu mordę trzaskać...- zaśmiał się Wołodia, siadając na swoim miejscu -No! Chluśnijem bo uśnijem!- rzekł zacierając ręce i pijąc wódkę. Czas płynął bardzo przyjemnie. Zarubiev zawsze dobrze bawił się w towarzystwie krasnoludów i Anzelma, lecz w klimacie gospody rodem z Kislevu dopiero teraz czuł się jak ryba w wodzie.
Gdy zabawa powoli dobiegała końca człek wstał, wyprostował się i schylił pod stół, gdzie leżał jego stary topór. Chwiejnym krokiem podszedł do kozaka, któremu za sprawą zakładu odebrał broń, po czym bez zastanowienia podał mu swoją starą sztukę.
-Dzierży, co byś nije był taki bezbronny.- mężczyzna, również do trzeźwych nie należał, jednak zabrał broń dziękując Wołodii skinieniem głowy. Zarubiev kupił u Miszy flaszkę wódki na następny dzień i udał się do izby. ~Dobrze, że szlachciura za wszystko płaci...~- pomyślał wspinając się po schodach na piętro do swej kwatery.

~***~

Rankiem po przebudzeniu kozak nie kwapił się do opuszczenia ciepłego łóżka. Po za tym wieczorne harce sprawiły, że czuł się raczej średnio. Bolała go głowa, pewnie od nadmiaru alkoholu, który wypił. Ale jak to się mówi co przeżył to jego i nikt mu nie zabierze. Kiedy miasteczko za oknami powoli budziło się do życia Wołodia w końcu wyszedł z łóżka ubrał się i spakował. Chwilę przyglądał się nowej zdobyczy. Był to dobrej jakości topór, broń zabójcza i jednocześnie elegancka. Wołodia wziął głęboki wdech i oparł drzewiec broni, tuż przy ostrzu na ramieniu, jak zawsze to miał w zwyczaju robić, po czym opuścił izbę. W pierwszej kolejności udał się do wychodka, następnie wrócił do przybytku Miszki by coś na szybko zjeść i porozmawiać z karczmarzem. Sucha bułka i dwa jajka były wystarczającym posiłkiem, by dać nieco sił a i nie dać żołądkowi powodu do „burzenia się” po wczorajszym, wieczorny balu.

Wołodia nie bardzo wiedział od czego zacząć, z całą tą sprawą zabójstwa. Wiedział, jednak że może wykorzystać swoje pochodzenie w kontaktach z miejscowymi emigrantami z Kislevu. Ich ogromna liczba stawiała go w komfortowej sytuacji wielkiego wyboru informatorów. Któryś z nich musiał coś wiedzieć, to było oczywiste. Teraz tylko pozostawało Wołodii dowiedzieć się o kogo najpierw pytać. Pierwszą osobą, do której się udał był Misza, właściciel gospody w której poprzedniego wieczoru kozak pił wódkę.
-Powiedz mi przyjacielu, czy jest Ci znane naziwsko von Viehmann? To miejscowy szlachcic, który został zamordowany na trakcie nieopodal miasta kilka dni temu.- kozak zwrócił się w rodzimej mowie do człeka za ladą, licząc że zaskarbił sobie odrobinę jego szacunku i jeśli Miszka coś wie, podzieli się tą wiedzą.

- Von Viehmann... znane, pewnie że znane, jedni z bogatszych rodów tutaj. No właśnie doszły mnie słuchy o śmiercie jednego z nich. - Pokiwał głową, odpowiadając w kislevskim. - Wczoraj też od razu więcej patroli tu było i aresztowania się zaczęly. Niektórzy myślą, że jak ‘obcy’ to winni.
-Podejrzewasz, z kim człek mógł mieć na pieńku?- spytał unosząc brew -Musiał mieć wrogów, skoro ktoś go zabił i to w dość artystyczny sposób...-
- Oj nie, nie wiem. Nie bywał w tej karczmie. Nie znałem go, ani wiele o nim nie słyszałem. Ale mogę Cię zapewnić, nikt z naszych. Coś takiego nie podobne do Kislevczyków. Takie rzeczy to tylko chyba tylko w tym kraju - mlasnął kręcąc głową z dezaprobatą.
-A znasz, jakiegoś naszego rodaka, który mógłby prowadzić jakiekolwiek interesy z zabitym?- pytał spokojnie.

- Nie, tamten to handlem solą się podobno zajmował. My tu widzimy miejsce dla handlu gorzałka - odpowiedział z uśmiechem. - Dobra ci ona jest, nie? Podobało się wczoraj? A tak w ogóle, to co tak o tego umarlaka wypytuje?- Spojrzał z zainteresowaniem na Wołodię.
-Czy smakowała?...- kozak zamilknął. Przypomniał sobie w jednej chwili jak musiał uciekać ze swej ojczyzny, a jedyne co ze sobą zabrał to swoje ubrania, flaszka gorzałki i Swietłana, ot pamiątka po ziemi, która go wydała na świat i wychowała. Gorzałkę wypił w pierwszych dniach, tułania się po lasach i ostępach Imperium, gdy ranny i wycieńczony unikał zwierzoludzi, mutantów i innych bestii, które tylko czekały aż ktoś przypadkowy zjawi się w zasięgu ich wzroku dając im materiał na kolację...

-To najlepsza rzecz przyjacielu, jaką miałem w ustach od wielu tygodni...- pokręcił głową a wyraz jego twarzy świadczył o pełnej szczerości wypowiadanych słów.
-Interesuję- zmienił temat -Bo może uda mi się zarobić pomagając przy rozwikłaniu sprawy. Złoto jest mi potrzebne... Nie uwierzysz, ale jeszcze długo nim tu przybyłem marzyło mi się otwarcie takiej karczmy jak twoja. Nie tak dawno, przybyliśmy do Vogelsgang* i w skrócie okazało się, że będzie tam możliwość otwarcia czegoś swojego. Ale najpierw... Muszę na to zarobić, a nim na to zarobię trzeba jakoś zapracować...- wzruszył ramionami -No nic, na mnie powoli czas. Dziękuję za poświęcony czas, każdemu będę polecać twoją gospodę... Do czasu jak moja nie stanie.- uśmiechnął się ściskając dłoń Miszy -Trza mi gdzie indziej szukać.- rzekł na koniec, po czym wyszedł z gospody. Postanowił przejść się przez miasto w poszukiwaniu czegokolwiek, co pomogłoby dać kozakowi do myślenia, gdzie szukać i gdzie pytać.
 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!
Nefarius jest offline  
Stary 17-06-2012, 22:06   #25
 
Julian's Avatar
 
Reputacja: 1 Julian ma w sobie cośJulian ma w sobie cośJulian ma w sobie cośJulian ma w sobie cośJulian ma w sobie cośJulian ma w sobie cośJulian ma w sobie cośJulian ma w sobie cośJulian ma w sobie cośJulian ma w sobie cośJulian ma w sobie coś
Kasimir podobnie jak Anzelm wybrał się następnego dnia na targ, jednak w odrobinę innym celu. Targowiska zawsze były źródłem nie tylko wątpliwej jakości towarów ale również bardzo gadatliwych ludzi. Plotki rozchodziły się w takich miejscach z prędkością bełtu wypuszczonego z kuszy. Kasimir poszedł więc kupić kilka drobiazgów. Tak przynajmniej zamierzał twierdzić. Ważniejsze jednak było rozpytać miejscowych. Czy wiedzieli coś o denacie? Czy pospólstwo go lubiło? Wreszcie co sądzą o ich nowym pracodawcy? Oczywiście nie miał zamiaru ujawniać się czy machać komuś przed nosem świstkiem, że pracuje dla Hrabiego. Z pewnością nie otrzymałby wtedy ani jednej szczerej odpowiedzi, a sprawa była poważna i cuchnęła Kasimirowi jakimś kultem, chociaż po ostatniej wycieczce do Vogelsang mógł być po prostu przewrażliwiony.
Ignatz dowiedział się, że denat był raczej odludkiem prowadzącym spokojny tryb życia. Dla większości, którzy o tym słyszeli, zaskoczeniem było iż padł ofiarą mordu. Nie miał też on ani żony, ani dzieci. Poza tym August ponoć często w świątyni Sigmara bywał i na jej rzecz wiele datków przekazywał. Wskazywałoby to, że religijny on był wielce. Co znowu prowadziło do przypuszczeń ludu, że to kultyści jacyś przygotowali atak na niego okrutny.
A co do nowego pracodawacy, to opinię miał on opinię człeka bardzo podkreślającego swoją pozycję i bogactwo. Nie był on przez to lubiany, ale wielu tego nie pokazywało, chcąc mieć z nim jak najlepsze kontakty, które mogą się przydać w interesach. Hrabia bardzo często narzuca swe zdanie i nie znosi sprzeciwu, stara się być spokojny, ale to jest jedna z nielicznych rzeczy mogących wyprowadzić go z równowagi. Ponoć jego rodzina wywodzi się z Reiklandu. Jest bardzo bogaty. Swoimi statkami przewozi głównie ostatnimi czasy żywność. Sporymi, długoterminowymi pożyczkami zdobywa wdzięczność i wpływy na dworze elektorskim, a jego celem ponoć, jest kontrola handlu morskiego w Salkalten.

Nawet zadowolony ze zdobytych informacji Kasimir, miał już zbierać się z targowiska, aby porozmawiać ze swoim przyjacielem Erykiem, kiedy przypomniała mu się jeszcze jedna sprawa. Wyciągnął z kieszeni płaszcza wymięty świstek i spojrzał na niego przez chwilę. Odwrócił się jeszcze do handlarza z którym rozmawiał jeszcze moment temu i zagadnął.
- Drogi panie, a czy nazwiska Boris Rettig, albo też Lutz Mittelstadt coś panu mówią? Pierwszy zdaje się, jest oficerem, drugi zaś kupcem.
- Rettig… nie - odpowiedział od razu handlarz. - Mittelstadt… hmm… coś mi świta. Ale gdzie?... Musiałbym się zastanowić... - spojrzał wymownie na Ignazta. Handlarz jak to handlarz, wiedział, że informacjami, nawet takimi też można handlować. Szczególnie, że trochę już ich ‘sprzedał’.
- Zastanówcie się proszę, nie ma pośpiechu - odpowiedział Kasimir wyciągając z sakiewki kilka szylingów i kładąc je przed handlarzem - trzeba mi jedynie wiedzieć, gdzie tego pana Mittelstadta znajdę.
Handlarz prędko schował monety
- O! Przypomniałem sobie, tam stoi. - z chytrym uśmiechem wskazał głową jednego z kupców.
- Dziękuje, dobry człowieku – odpowiedział również subtelnym uśmiechem Ignatz i ruszył w stronę wskazanej osoby.

Ciekawy był reakcji kupca na informacje o śmierci Rettiga. Miał zamiar wprawdzie porozmawiać z kupcem w innym czasie, jednak skoro nadarzała się okazja, nie było co jej marnować.
- Witam, Ignatz Kasimir Rheden – przedstawił się – pan Lutz Mittelstadt? Podobno zna pan Borrisa Rettiga, oficera Armii Królewskiej. Poszukuję jego rodziny.
Kupiec ten był mężczyzną w wieku czterdziestu lat. Nie wyglądał na takiego, któremu szczególnie dobrze by się w życiu powodziło. Zagadnięty spojrzał na Kasimira. Skinął lekko głową, po czym rzekł.
- Znam Rettiga, znam. Jednak dawno, dawno go już nie widziałem. Rodzina… - zastanowił się chwilę. - tak wiem gdzie mieszkają. Ale nie widzę powodu, by informację tą zdradzać.
- Jestem posłańcem - odparł Kasimir - mam dostarczyć pani Rettig ostatnią wolę jej męża. Ciało Borrisa Rettiga zostało znalezione przez grupę podróżników w pobliżu Vogelsang. O ile mi wiadomo list znaleziony przy jego ciele dotyczy również pana, panie Mitteldtadt, jednak najpierw musi zobaczyć go wdowa.
- Martwy? Mnie? Dać nieznajomemu adres samotnej, w takim razie, wdowy? Pan raczy żartować - rzekł lekko wzburzony.
Kasimir pokręcił jedynie głową ze zrezygnowaniem.
- Wręcz przeciwnie, sprawa jest bardzo poważna. – Odparł, jak zwykle ze spokojem. - Chodzi o śmierć zasłużonego oficera, panie Mittelstadt. Myślałem, że zaoszczędzę czasu, ale jak widzę będę musiał zwyczajnie zwrócić się do straży. Doprawdy nie rozumiem, czemu próbuje mi pan utrudniać robotę, ale tego już nie ja będę dochodzić. Żegnam pana, panie Mittelstadt.
Odwrócił się na pięcie gotowy do odejścia, nie miał zamiaru spierać się czy udowadniać swoich dobrych zamiarów, szkoda było mu na to czasu.
- Proszę czekać - krzyknął kupiec. – Proszę zrozumieć nieufność. Spotkajmy się jutro koło siedemnastej przy ratuszu. Postaram się przyprowadzić wdowę. Ale proszę przyjść samemu, gdy niebezpieczeństwo wyczuję, nie podejdę z nią - podkreślił.
- Rozumiem, jak najbardziej – odparł Ignatz odwracając się z powrotem do kupca. – Dziekuję za pomoc, panie Mittelstadt. Przyjdę sam, jak pan sobie życzy - skłamał.
 
Julian jest offline  
Stary 18-06-2012, 09:58   #26
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
Było tu niemal wszystko od świeżych ryb, pieczywa, owoców i alkoholi przez sukna, skóry i wełnę po narzędzia oraz broń. Kupcy byli z różnych krańców świata z Marienburga, Bretonii, czy Kisleva. Było gwarno i tłoczno, każdy targował się o cenę. Nie brakowało tu również grajków zarabiających na życie, hazardzistów, a z pewnością też i nie brakowało złodziejaszków. Wujaszek z niemałym trudem przedzierał się przez tłumy szukając wskazanego mu kupca. W końcu go znalazł.
Wujaszek rano miał kaca. Kaca potwora, który rozsadzał mu głowę. Tak więc z ranka samego, tuż o wschodzie słońca Anzelm włożył głowę do misy z zimną wodą próbując dojść do siebie, by poprosić karczmarza o ciepłą strawę, którą zjadł tak szybko jakby przez miesiąc pożywienia nie widział. Doprowadziwszy się do porządku ruszył na miasto by odnaleźć Erica Stefana, co tak też się stało. Anzelm z mozołem pchał swój wózeczek by dotrzeć do celu. Przywitał go mężczyzna w sile wieku, bowiem można był dostrzec siwe włosy na głowie kupca, jak samo jak i liczne zmarszczki pokrywające jego czoło. Eric widząc gościa, w stanie mówiąc lekko nie pierwszej świeżości, nie podszedł zbyt optymistycznie aczkolwiek trzeba przyznać, że jednak w pełni profesjonalnie. Po zwyczajowym “witam” obaj przeszli do interesów.
Anzelm wiedział jacy są kupcy i znał ich naturę zbyt dobrze, więc nim wyruszył oczyścił broń z wszelakiej krwi. Tak samo zbroję, choć tutaj nie udało się tego tak dobrze ukryć jak na orężu, który zamierzał wcisnąć kupcowi. Gdy Eric poprosił o pokazanie towaru Wujaszek zaczął:
- Ach, tak.. Towary. No więc Panie Stefan, Hrabia Lasse von Viehmann właśnie polecił mi Pana. Podobno uczciwy z pana człowiek. Tak więc mamy tu 9 mieczy które pochodzą z krasnoludzkiej kuźni, którymi to Mordag Zabójca, pokonał oddział złych ludzi..w Vogelsang. A to - wyjął maczugę - Mordag lubił najbardziej. Bronią tą mości Panie pokonał 3 metrowego szczura, rozłupał mu czachę. To wszystko oddał mi..Anzelmowi..nim skonał na moich rękach od ran. Bronie te poświęciła sama kapłanka Shalyii Juliene spełniając jego ostatnią prośbę - uderzył się Wujaszek w pierś

Eric tak patrzył i słuchał. Sam nie wiedział co prawdą a co nie. Myślał ale dostrzegł pokryte krwią zbroje.. i rzekł chytrze:
- A to?Bo na krasnoludzką nie wyglądają

Wujaszek uśmiechnął się i dotknął czule zbroi mówiąc:
- To moich towarzyszy i rodziców, którzy polegli pod Vogelsang. Padli w boju z chaosem.. Oddali swe życie, by prosty lud mógł się cieszyć dobrami życia doczesnego.

Eric tak słuchał i w końcu rzekł:
- 60 złotych koron

Anzelm spojrzał się i rzekł:
- Dwieście.. Bronie święte są.. jeśli nie chcecie powiem Hrabiemu, żeby wskazał mi kogoś..bardziej otwartego na świętą broń i tych którzy walczyli z honorem i polegli.. Tak Panie Stefan, ta broń ostra tak, że przecina skórę gładziutko. Oj można pociachać nią chaosytę.. oj można. Sam widziałem. Sam mam taki jeden. Poklepał miecz przy boku. Pierwszorzędna robota, a chyba nie chcecie powiedzieć że Khazad mógł kłamać.

- Sto sześćdziesiąt.. a nawet pięć Ci Panie dodam i polecę dobrego kupca co odpowiedni łach Ci zapewni- rzucił Erik w pośpiechu gdy tylko usłyszał o konkurencji. A jeszcze musiał przyznać, że ostrze..dobrej jakości.

- Zgoda - rzucił Anzelm i podał dłoń kupcowi.

Gdy tylko Anzelm sprzedał cały swój “podręczny” dobytek, postanowił udać się pod wskazany adres. Tam spędził część dnia albowiem trzeba się było porządnie ubrać i zrobić ze sobą porządek. Włosy ułożyć, zarost zgolić by wyglądać jak człowiek... który wie czego chce. Tak by Wujaszek budził poważanie wyglądem.
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)
valtharys jest offline  
Stary 18-06-2012, 15:43   #27
 
Aeshadiv's Avatar
 
Reputacja: 1 Aeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputację
Akolita bez wątpienia stęsknił się za ukochanym boskim azylem. Zaraz po przybyciu do miasta i oczywiście po załatwieniu spraw związanych z ciałem kuzyna tutejszego władcy, Eryk udał się do świątyni. Znalazł ją bez problemu, pomijając ratusz i jedną z rezydencji była ona największą budowlą w mieście. Była ona bogato zdobiona płaskorzeźbami, freskami, czy witrażami sławiącymi mądrość i odwagę Sigmara Młotodzierżcy. Eryk od razu zwrócił uwagę na plac znajdujący się przed świątynią. Był tam przygotowany stos, aczkolwiek nie wyglądało na to, że jakieś ‘oczyszczenie’ będzie miało miejsce w tym momencie.
Na miejscu przywitał się z braćmi, z każdym z osobna.
- Niechaj światło Sigmara oświetla Cię bracie. Nazywam się Eryk Weiß. Służę w zakonie oczyszczającego płomienia.
- Jedność i siła Imperium - przywitał go najwyższy kapłan, około czterdziestoletni łysielec o smukłej, zmęczonej twarzy.
Następnie opowiedział całe zajście w Vogelsang.
- Tamtejsza świątynia została sprofanowana. Należy wysłać tam jakiegoś doświadczonego kaplana, aby przywrócił jej dawny blask i chwałę. Nie wiadomo czy nie pozostało coś co może dalej szerzyć zarazę i chaos. Nie jestem na tyle doświadczony, więc niestety nie mogłem się tym zająć osobiście.
Kapłan z uwagą wysłuchał zeznania Eryka. - Wypalone to miasto świętym ogniem powinno zostać do cna! Nie wiadomo do jakiego zgubnego wpływu mogła doprowadzić tam obecność plugawych bóstw. Dobrze Eryku, że przybywasz z relacją taką. Czym prędzej wyślę tam kapłanów, by miejsce to oczyszczone zostało.
Akolita nie do końca zgadzał się z zamiarami najwyższego kapłana. Jednak jedno z jego przykazań mówiło, że obowiązkiem jest słuchać przełożonych. Szkoda mu było tego, że plany Wołodii i Wujaszka przez nadgorliwość niektórych mogą zostać całkowicie przekreślone. Nie mógł z tym jednak nic zrobić. Przez głowę przeszedł mu obraz pretensji do jego osoby. Ukłonił się jednak nisko i powiedział ukrywając swoje emocje:
- Niechaj tak się stanie ojcze, jeśli taka wasza wola. Ufamy waszej madrości. Wszyscy przecież znamy oczyszczającą moc świętego płomienia.
Po chwili jednak przypomniał sobie o tym, co ujrzał na placu.
- Wybaczcie mi ciekawość, ale czyżby szykowała się jakaś ceremonia oczyszczenia heretyka?
- Pewnie o Plac Odkupienia pytasz - kapłan spojrzał na Eryka. - W czasach, które nastały ilość heretyków znacznie się zwiększyła. Stos co chwile nowy postawion być musi. Wrogowie jedności Imperium wiedzieć muszą, co prędzej, czy później ich czeka. – Odpowiedział.
- Rozumiem. Szansa na oddanie się mrocznym potęgom, które dają złudną nadzieję potęgi, która tak na prawdę sprowadza się jedynie do potępienia, z pewnością jest mniejsza, gdy potencjalni heretycy widzą, co ich czeka. Słowo Sigmara powinno dotrzeć do każdego, ponieważ to w nim jest prawdziwa siła.
- Dobrze Cię nauczyli i mądre słowa mówisz, widzę. Skąd przybywasz akolito?
- Pochodzę z prowincji Talabecland. Z miasteczka Fortenhaf. Do niedawna podróżowałem z kapłanką Shaylii, o której wspominałem. Została ona jednak w Vogelsang aby pomóc odbudować miasteczko, a także dopilnować, aby sługusy zarazy więcej go nie tknęli. - powiedział Eryk spokojnie. Chciał delikatnie zasugerować, że palenie miasta nie jest konieczne.
- Odbudować? Nasi kapłani zobaczą jak sprawa wygląda. Kapłanki Shallyi, Eryku, mają to do siebie iż czasem ratować chcą, to co do nie odratowania. Zaślepione można powiedzieć momentami są. - Najwyższy kapłan przemawiał zdecydowanym tonem, pełnym wiary w to co mówi. Już po krótkiej rozmowie poznać się dało, że prawdopodobnie jest paranoikiem widzącym wszędzie zgubny wpływ plugawych bóstw.
- Dobrze Panie, pozwolicie, że porozmawiam z tym kaplanem, którego chcecie wysłać do Vogelsang? Opowiem mu wszystko dokładnie ze szczegółami. Co gdzie się znajdowało i gdzie może się spodziewać śladów plugawych sług chaosu. - Eryk miał nadzieję, że chociaż z tym drugim się dogada...
W odpowiedzi na prośbę Eryka, arcykapłan skinął głową. Zaprowadził Weissa do jednego z kapłanów.
- Słyszałeś już cóż młody akolita nam opowiedział wcześniej o Vogelsang, Jak pewnie bracie przypuszczasz, trzeba będzie oczyścić to miejsce. Udasz więc się tam i rozeznasz w sytuacji dokładnie. Młody akolita ma ci jeszcze do przekazania parę uwag. Zostawiam was więc samych. Jedność i siła Imperium! - Rzekł po czym odszedł.
- Jedność i siła ojcze! - odpowiedział Eryk na zawolanie arcykapłana.
Zmierzył wzrokiem nowego rozmówcę. Ukłonił się i przywitał.

- Bądź pozdrowiony, a Sigmar niech Ci sprzyja bracie. - obejrzał się czy aby na pewno starszy kapłan ich nie podsłuchuje i czy wyszedł.
- Niech i tobie Sigmar sprzyja - przywitał się się z Erykiem.
- Czy arcykapłan zawsze tak reaguje? Tak... przesadnie? - zapytał półszeptem.
- Można by rzec, że uczulony na Chaos jest - odpowiedział takim samym tonem.
- Rozumiem. Dobrze bracie, wioska jest ruiną. udało nam się pogromić wraz z moim towarzyszem bestię Nurgla w kanałach. Nie wiem jak to coś tam funkcjonowało, ale podejrzewam, że pożerało ciała zmarłych, albo nawet wtedy jeszcze żywych. Moc Bogini miłosierdzia pozwoliła oczyścić miasto z zarazy. Jednak ślady chaosu dalej tam są. Dwie sprofanowane świątynie, posąg Sigmara no i co najgorsze... ludzie i ich serca... są przepełnione smutkiem. Jedynie słowo Sigmara może je oświetlić i dać im nadzieję na lepsze czasy.
- Niestety bracie, wiele takich miejsc po wojnie powstało, zbyt wiele. Wyplewić to zło musimy, by Imperium w sile rosło. Udam się tam, czym prędzej, zobaczyć jakie pozostałości mrocznych bóstw tam pozostały. Bo wątpić w to, że pozostały nie można. Z tego co mówisz, Vogelsang okropny najazd przetrwało. Przetrwało, ale tylko dla tego, bo przetrwać musiało, by Chaos mógł zwyciężyć. Zniszczyliście świątynie Nurgle’a, zniszczyliście za pewne i jej kapłana, uniecestwiliście też i tego... stwora. I chwała wam za to, bardzo dobrze się tam akolito spisałeś. Ale ziarno inne też mogło zostać już zasiane. Widzieliście mieszkańców tam przecie. A pewnie wszystkich ujrzeć wam się nie dało. Kto wie, co po domach się dzieje, kto wie czemu akurat tamci ocalali. Kto wie... - westchnął.
- Wierzę w to, że Juliene - kaplanka Shaylii która tam się ostała uraczyła ocalałych troskliwą opieką i nie pozwolila aby ojciec zarazy sięgnął choćby po najmniejsze z istnień należących do tamtejszej społeczności. Proszę Cię bracie jedynie o wyrozumiałość. Miasto i jego mieszkańcy choć przeżyli wielką tragedię chcą żyć i dalej żywić się słowem Sigmara.
- Oczywiście, bracie, oczywiście, zbadam to miejsce dokładnie. Obiecuję że tak zrobię, byłeś tam i oprę się początkowo na osądzie twym. Jednak co do kapłanki, to po tym co mówiłeś, będzie pierwszą osobą, której się przyjrzę dokładnie... bardzo dokładnie.
-To dobra kobieta. Jednak sami wiecie... nawiedziły ją wizje. Mnie i mojego towarzysza również. Rozmawialiśmy jednak o tym z kaplanem Morra. Nam nic nie grozi. Ona... obawiam się, że wzięła je za bardzo do siebie. Ach! Byłbym zapomniał. Gdyby ktoś przedstawiał się jako sługa nijakiego Harena z Altdorfu... obawiam się, że może to być jakiś sługa chaosu. Sługusi tego człowieka prześladowali nas od samej stolicy. Chcieli porwać kapłankę. A na co komu kobieta oddana bogini?
Kapłan skinął Erykowi głową. - Mam w pamięciu wszystko co mówiłeś. Przyjrzę się wszystkiemu dokładnie. Niech Sigmar cię prowadzi bracie!
 
Aeshadiv jest offline  
Stary 18-06-2012, 17:24   #28
 
JanPolak's Avatar
 
Reputacja: 1 JanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemu
~W południe, rozmowa z sierżantem~

Hrabia zaprowadził ich do sierżanta Ponomareva. Slavko był starszym, średniego wzrostu, krępym wąsaczem. Jego czarne, krótko przystrzyżone włosy mocno przyprószyła już siwizna. Wyglądał na typowego żołnierza.

- Pracują dla mnie, przekaż im informacje jakie zdobyłeś. - Polecił mu po czym dyskretnie wręczył parę monet. - Na mnie już czas, by do swoich obowiązków wracać. Liczę, że szybko sprawcę odnajdziecie. - Rzekł na odchodne.

- Pewnije was to zaiteresuije - przemówił z kislevskim akcentem - Ale nie jest to pierwszyje takije młordertwo, lijecz drugije teraz. Mnijej niż tydzijeń temu znaliezijono kupcyja tutejszyjego, Karstena Thurau. A łączę to gdyż też okalijeczony okrutnije był. Jajca mu obcijeli! - ostatnie słowa mówił z wyrazem bólu na twarzy. - I też notatkije na sobije miał. Tam pisajło, wierszyjem dziwnym, że to kara za czyny jego. Których winnyjym był. I że łon pierwszyjy, ale nie ostatnyji i zaraz pozostałyjch znajdiemy.
- Hehe, i temu i tamtemu wycięli gałki z ciała. Hehe - Podśmiewywał sie Aliquam.
Stolzmann próbował powstrzymać uśmiech.
- Zna pan, sierżancie, jakieś powiązania pomiędzy Thurauem i Augustem von Viehmannem? - spytał - Kontaktowali się, prowadzili podobne interesy, mogli narazilć się tym samym ludziom?
- Ześmy to już powijązali tak. Obaj byliji w podobnym wieku, nijeco starsi, ponad czterdziścije. Obaj bogaciji, ale nije obrabieniji. Dowijedzilimy się, że obaj siję znaliji za młodu, ale teraz raczej kontaktyjów nie utrzymywalji? Obaj sladów po walcyje nie mijeli. Wrogów wspólnyjych nije powinniji mieć, ale widać pewnije mijeli. Jakijich? Łot pytanije jest. - odpowiedział Slavko.
- A czym handlował Thurau, z kim i w jakiej okolicy prowadził interesy? - kontynuował pytania cyrulik.
- Thurau solą handlował. I tu wrogów mógł mieć z pewnością. Wiadomo jak to w interesach, jak komu lepiej idzie, to wrogiem od razu zostać może.
- A wielu jest w Salkalten znaczących kupców, bogatych rodów, takich krezusów jak hrabia von Viehmann?
- To będą tak - chwilę się zastanowił drapiąc po głowie. - na pewno von Loevernichowie... Enderowie... Hauboldowie i rodzina Vasilliev.

- Powiedzcie mi jeszcze, sierżancie, są tu w okolicy jakieś bandy? Banici, zbóje, jak zwał, tak zwał?
- Panie... w naszych czasach? - wyraźnie zdziwił się pytaniem - Zbója na każdym kroku można spotkać.

- Wiecie może, co obaj zabici robili podczas wojny? - Stolzmann zmienił temat.
- Jak to arystokracja i kupcy... pewnie się dorabiali na niej
- To może z inne strony pytanie - wtrącił się Alex. - Gdy jeden się bogaci, inny biednieje. Tak to często bywa. Nie stało się tak ostatnio z jakimś rodem? Może jeden drugiego do ruiny doprowadził? Chociaż... Jak tego kupca tak okaleczyli, to raczej o zemstę za czyn na młódce niechętnej można by podejrzewać. Jeden siłą cnotę zabrał, drugi jeno patrzył. Nie chodziły w okolicy plotki jakieś o pannie, co pohańbiona została, a może i zginęła? A tamtego, na żywca okaleczyli - spytał - czy już po śmierci?
- Ja nie słyszał, by który ród bogatyj miał teraz w problemy finansyjowe wpłaść – zaprzeczył Slavko. - Racyje młoże jedną mijeć. Thurau mógł paryju mężą sije narazijić. Od kobiet on nie stronił, takije plotki chodzą. Mógł mu któryj jajca ucijąć w złościji. Ale który. My nie wijemy jeszcze. Ale by młódkę młódą siłą, ja nie słyszał. A skłąd my wiejedzieć mamy, czy przed, czy pło. Jaj nije było już, jak go znaleźli.
- Po twarzy, sierżancie. Jak był przytomny, gdy go cięli, to cierpienie na twarzy widać, nawet i po śmierci - stwierdził Alex. - A jak go najpierw zabili, albo i uśpili jakoś, to co innego, bo bólu nie czuł. No i krwi mniej po śmierci płynie. Tylko co to za zemsta, najpierw zabić, potem okaleczyć... Może sekta jaka albo i kult?Nie wiem... A jak zginął? Bo chyba nie przez to, że go męskości pozbawili?
- Cierpijenia na twarzy nije było. Wijęc mu przyrodzyjenie po smierciji odcijęli. Krwiji za to ogromnyja ilość była. Wylało siję tamtędy jej co nie miaryja, to my mysliejli, że z wykrwawijenia. Ale jak mówi, że po smierciji cjeli, to nije wie. - Z głupawą miną rozłożył ręce na boki.
- Po śmierci, jak po śmierci - odparł Alex. - To już nasz medyk wiedzieć powinien, czego użyć, by kto żył, a bólu nie czuł.
- Likwidowanie bólu to nie taka prosta sprawa.
- zauważył cyrulik - Jeśli obie ofiary pozbawiono czucia przed zaszlachtowaniem, mamy do czynienia z bardzo dobrze wyposażonym zabójcą.

Aaron zadał inne pytanie:
- Jak był taki kochliwy, to pewnie sporo plotek o nim chodziło. Potraficie wskazać którąś z jego kochanek?

- Któryjąś na pewno. Wszystkie na pewno nije - odparł Slavko.
- Podaj nazwiska, które pamiętasz. Zapiszę je, mogą się przydać - wyjaśnił.
- Ale to plotkije, nie ganijajcie późnijej po mężyjach ich. - Zwrócił uwagę Aaronowi - - Pamijętam Ramge, czy Zietenberg, ale łoj tam, on praktycznje zwyklje, gdy pograł w kości i popił to z jaką późnijej wychłodził. A i w innych okazyjach też często ugruchał którą. Wijadomo pijendzyji to on mijał co nie mijara. I kobijety ganijają do takijego.
- Nie sposób odmówić ci logiki sierżancie. Wszakże w ściganiu przestępców masz większe doświadczenie niż ja.
- Da - pokiwał dumnie głową.

- No i jeszcze jedno do głowy mi przyszło - dodał po chwili Alex. - Skręcić komuś kark nie tak łatwo. Siłacz to być musiał, albo zapaśnik jakiś. Wielu takich zapewne w okolicy nie macie.
- Nło chyba widział na mieście, czy w karczmyjach ilu tu wielkich chłopów chadzyja. Toż to mijasto wielkije, nie zamknyjem wszystkich wielkijych. Łogólnije to takije szukanije po omacku. Wijemy, jak towarzysz prawił, że on pewnije młody i silny. Ale takich to pełno tu. I nic wijęcej nie dowiedzieli my się - sierżant rozłożył bezradnie ręce.

Stolzmann w zamyśleniu potarł brodę.
- I jeszcze jedno pytanie: W jakim miejscu i jakich okolicznościach znaleziono ciało Thuraua?
- Znalezijono go we własnyjym łożu, pod zakrwawijoną pościelją
Po czym cyrulik zwrócił się do drużyny:
- A czy wiemy, w jakiej sprawie podróżował wczoraj August?
Nikt nie odpowiedział.
- Czyli nie wiemy. Miejmy nadzieję, że to bez znaczenia. Idziemy do mieszkania Augusta?
- To jedyne miejsce, w którym możemy się dowiedzieć czegoś o prywatnym życiu pana Augusta
- stwierdził Alex. - Jakieś notatki, może służba coś wiem. Czy to był jego prywatny powóz, czy też go wynajął? - Spojrzał na sierżanta.
- Na wozije są emblematy jego rodu, wijęc jego pewnije.

Gdy poprosili o dodatkowe oględziny karocy, od razu zostali do niej zaprowadzeni. Już na trakcie było widać, że wóz jest schludny. Brak w nim było widocznych śladów krwi ponad te, wynikające z wykrwawienia się z oczodołów, brak śladów walki, co tylko potwierdzało wnioski z sekcji.

Bohaterowie ruszyli ku domostwu Augusta von Viehmanna.
 
__________________
Jestem Polakiem, mam na to papier i cały system zachowań.
JanPolak jest offline  
Stary 19-06-2012, 10:18   #29
 
Aeshadiv's Avatar
 
Reputacja: 1 Aeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputację
Slavko dokładnie poinstruował gdzie znajduje się mieszkanie Augusta. Sam jednak z nimi nie poszedł. Jego pomoc skończyła się w momencie przekazania informacji. Na większą, ani jego, ani tym bardziej pozostałych strażników nie było co liczyć.

Bez problemu dotarli pod jego dom. Był on dwupiętrowy, z balkonem. Wejście zdobiły kolumny podtrzymujące przy okazji balkon na drugim piętrze. Rezydencja byłą duża w porównaniu do innych otaczających go budynków. Mniejsza niż kuzyna, ale wciąż okazała.
Chwilę poobserwowali go z zewnątrz, zauważając dość szybko, na pierwszym piętrze wybitą szybę.

Po chwili też, przy jednym z okien, dostrzegli też ruch. W środku ktoś był.
Aaron obserwował, czy wygląda to jakby ktoś tam mieszkał, czy przeszukiwał. Nie mieli kluczy, ale drzwi były otwate. Po chwili ze środka wyszło dwóch kapłanów Sigmara, zamknęli drzwi za sobą i odeszli.

- Teraz albo zaczepiamy kapłanów i wypytujemy, grając głupków. Albo jedna grupa ich śledzi, a druga dostaje się do domu - rzekł pośpiesznie Aaron.
-Ja pójdę.- odezwał się kozak -Nije poznają wśród pobratymców.- skinął głową.

- Ech, panowie, to na nic. Pozostaje włamanie. Zgaduję, że nikt z nas nie ma wytrychów. Pozostaje, jak to mówią, na rympał - rzekł Aaron podwijając rękawy. - Wyważyć tylne drzwi, tylko niech ktoś stoi na czatach. Chyba, że ktoś jest na tyle gibki, by wejść przez rozbite okno.
Cyrulik nie był zadowolony z tego pomysłu, ale lepszego nie miał.
Słysząc zamiary swoich towarzyszy Eryk przewrócił oczyma. Wiedział czym może skończyć się włamanie do domu i przyłapanie ich. Arcykapłan na pewno ujrzy w nich posłańców chaosu i nie wiadomo czy stos na placu nie zapłonie na następny dzień.
- Wstrzymajcie się przyjaciele. Dajcie mi godzinę czasu. Idźcie do karczmy, jedzcie, pijcie, zobaczę co da się zrobić. - po tych słowach akolita udał się do świątyni Sigmara.
Tam odszukał najwyższego kapłana.
- Jedność i siła Imperium! - przywitał się.
- Ojcze, wybaczcie, że przeszkadzam o tak późnej porze jednak sprawa jest niecierpiąca zwłoki.
- Jedność i siła Imperium! - odpowiedział gromko arcykapłan. - Z czym przybywasz akolito?- wejrzałna Eryka z zaciekawieniem.
- Pamiętacie Ojcze z pewnością, o zmarłym już kuzynie hrabiego. Ten którego ciało przywieźli podróżni z wykłutymi oczyma i dziwną wiadomością. Chodzi o to, że tymi, którzy właśnie oddali ciało do rodziny była moja kompania. Chcielibyśmy prosić o możliwość rozejrzenia się po domu zmarłego. Śmiem podejrzewać, że to zabójstwo mogło mieć jakiś związek z siłami choasu. Wiecie Ojcze... tajemnicze wiadomości, dziwne sposoby uśmiercania, profanacja zwłok... tu śmierdzi plugawymi mrocznymi bóstwami. Przecie są łatwiejsze sposoby na usuwanie niewygodnych ludzi. Dowiedzieliśmy się, że świątynia teraz sprawuje pieczę nad posiadłością kuzyna hrabiego. Pokornie proszę o pozwolenie na krótkie rozejrzenie się po tym budynku. - wytłumaczył Eryk.
Kapłan wysłuchał słów Eryka. - Śledztwo prowadzicie? To dobrze, dobrze. August często w naszej świątyni bywał, należy mu się odnalezienie sprawcy, czy też sprawców zbrodni tej. Stos zapłonie dla nich! - podniósł głos. - Ta zbrodnia, sposób w jaki postąpiono z von Viehmannem już pokazuje, że pod wpływem mrocznych sił się znajdują. Oczywiście zezwalam, a do tego zadanie sam przydzielam. Byś znalazł winnego i oczyścił go. Jednakże kapłani w domu śladów żadnych nie znaleźli. Możesz jeszcze raz sprawdzić, aczkolwiek czysto tam było i śladów tam nie będzie. Mam jednak informację dla Ciebie cenną.
Eryk cały czas słuchał kiwając potakująca głową. Dawał znak, że słucha i wyrażał swoje zainteresowanie mimiką i gestami. Musiał wyglądać przekonująco. Nie przerywał jednak arcykapłanowi.
- Znamy powód dla którego August był za miastem - kontynuował arcykapłan. - Ale Eryku, to co teraz powiem, jest do uszu tylko twoich i informacja ta rozejść się nie może - podkreślił. Gdy tylko Eryk skinął, arcykapłan zaczął kontynuować. - Kapłani moi przynieśli właśnie z mieszkania list. Wiadomość, którą zapewne ktoś wrzucił przez okno, owijając nią kamień. List napisany w formie szantażu, list sugerujący przeszłość niecną zmarłego, list wywabiający go z miasta na spotkanie. Listu tego, biorąc pod uwagę powiązania Augusta z nami, zdecydowaliśmy nie ujawniać. Nie ujawniliśmy nikomu poza tobą. Ale ty bratem naszym jesteś.
- Rozumiem ojcze. Zachowam dyskrecje. Skoro taka wasza wola, jedynie osoby ze świątyni mogą znać treść tego pisma. Chciałym jeszcze zapytać... August miał jak już pewnie wiecie kartkę przy swoim ciele. Czy miał jakiś podwładnych? Kogoś, kto mógłby się chcieć zemścić za niesprawiedliwe rządzenie. Kto mógłby chcieć posłać go do ogrodów Morra?
- Odkąd Augusta znam, a znam go dobre lata, od czasów, gdy do naszej świątyni uczęszczać zaczął, nie doszły mnie żadne słuchy o czynach jego złych. Wrogowie jego mi nie znani, poza świątynią od ludzi stronił, życie bardzo spokojne i uczciwe wiódł.
- Ojcze, czy mógłbym ujrzeć choćby kawałek listu, aby zapoznać się z charakterem pisma tego, kto szantażował Augusta. Chodzi mi o jedno choćby nic nie znaczące zdanie, podpis. Gdybym gdzieś jeszcze przyuważył osobę, która tak pisze będziemy mieli dodatkowe źródło informacji. - zaproponował Eryk.
Arcykapłan pokazał list, charakter pisma z pewnością był ten sam. Każda z literek była dokładnie, ładnie wykaligrafowana.
- Z tego co widzę to ta sama osoba pisała obydwie wiadomości. Takim samym pisem była wypisana wiadomość przy ciele. Ładne pismo, kaligrafia... Hm... dobrze, to chyba wszystko. Dziękuję ojcze za informacje. Czy mogę prosić o klucze do domu Augusta? - grzecznie poprosił i podziękował.
- Proszę, możesz zwrócić jutro - rzekł kapłan przekazując klucze. - Jedność i siła Imperium!
- Jedność i siła Imperium Ojcze! Teraz wybaczcie, co prędko udaję się do domu Augusta. Gwarantuję, że nasze śledztwo przyniesie owoce wkrótce. - pożegnał się i wrócił do towarzyszy. Odnalazł ich w karczmie tak jak ich poprosił.

Podszedł bliżej.
- Chodźcie. Mam klucze do domu. Mam nadzieję, że nie wypiliście za dużo. - powiedział cicho uśmiechając się delikatnie.
 
Aeshadiv jest offline  
Stary 19-06-2012, 10:43   #30
AJT
 
AJT's Avatar
 
Reputacja: 1 AJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputację
Przez cały dzień, Wołodia miał dziwne wrażenie, że ktoś go obserwuje. Raz, czy dwa, wydawało mu się, że nawet dostrzegł szczupłego mężczyznę, który, gdy tylko się odwracał znikał za murem. Po ubiorze, który dostrzegł, mogło mu się wydawać, że był to Kislevczyk.

***

Późnym wieczorem, gdy spod domu Augusta, Eryk poszedł do świątyni, a oni wracali już na nocleg do karczmy, nagle usłyszeli nawoływanie.
- Wołodia…! Aaron… ! Aliquam brachu… - gdy spojrzeli ujrzeli kogoś biegnącego w ich stronę i ochoczo machającego. O dziwo ten ktoś głos Anzelma miał, tylko jakoś jego wyglądu już nie.


- Czekajcie na mnie czekajcie! – krzyczał dalej pędząc co sił. Tak też zrobili, po chwili osobnik był już przy nich. - Nie poznajecie? To ja wasz Wujcio! - dopiero teraz, po paru sekundach wpatrywania się na mężczyznę rzeczywiście go poznali. Nowego, odmienionego, schludnego i czystego.

Po krótkiej rozmowie ruszyli dalej. W pewnym momencie, gdy szli jedną z ciemniejszych okolicznych uliczek zaczepił ich mężczyzna. Za nim, można było dostrzec, skrytych w cieniu jeszcze kilku rosłych człeków. Było ich co najmniej czterech, przynajmniej tylu dostrzegli. Po stroju można było wywnioskować, że mają do czynienia z Kislevczykami.

- Tylkoj spokojnie! Zamijarów złych nije mamy - rzekł zawczasu łamanym staroświatowym. - Sjlepy jestem, informacyje mam dlja was i porozmawijać ino krótko chcjem. - Kontynuował szczupły, niewysoki mężczyzna o zmierzwionej brodzie i ciemnych włosach.

- Wijem, że dlja Viehmanna pracujecje, i szukajicie mordercyjów jego kuzynja. Niebezpieczniejej teraz w naszyjej dzielnicy sije zrobiło, mnóstwyjo strażyji, aresztowyńj i niepewnosciji. Nije na rekę to tu nam - wyjaśnił powód najścia. - Powijem wam od razu. Żadenj z kilevczyków, tego nie czyniji. Niktj z tutajszych. Do strażyji nie pójdę, ale wam chcyję pomóc.

- Dziś ranyjo. Znalazłyjem kolejnjego martwyjego. Benjamin Wegner siję zwał. Człekiem wynajmującym pokoije w rozlatującej siję kaminiejicy był. Typ niedobryj za bardzyjo. Nije wrażłiwy na cierpienie ludzkije. Znalazł go ja, bo pożyczył dużyją sumyję pijeniędzu łode mnie i nije oddawał, to tam poszedł z chłopakami. Nije żył już. Straż go nije powiążyje z pozostałymi, bo my przypadkiem i pergamin stamtyjąd wzjęli. Teraz go już strażyji nie oddamy, bo by nas za winnych wzięli. Mężczyzna wręczył Wołodii pergamin, na którym pisało.

” Jadem całe życie plułeś
Jad ten w końcu spróbowałeś.

To gwardzisto dla Ciebie przestroga.
Nie pomoże litość boga.”

- Pogrzjeb - kontynuował Kislevczyk - odbędzie siję podobno jutro, koło połudnyja. W cmentarzyju, za miastyjem. Pewnije rano jeszczyje zwłoki obejrzyć wam siję uda. Resztę powiedział tylko w kislevskim. - Towarzyszu, w razie konieczności możesz się ze mną skontaktować. W Słonej jak będziecie, kiedy chcecie, siądźcie sami, to się zjawię do godziny. Po czym zwrócił się znowu do wszystkich. - Nije idzcie za nami, dobrze radzję. My pomogli, My znijekniemy, my siję nije widzijeli w ogóle. Rozumiją – Gdy skończył, spokojnym krokiem ruszył w stronę cienia.
 

Ostatnio edytowane przez AJT : 19-06-2012 o 11:07.
AJT jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 16:47.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172