lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Warhammer (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-warhammer/)
-   -   [WFRPG] Rzeki krwi (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-warhammer/11494-wfrpg-rzeki-krwi.html)

Radomir 18-07-2012 01:51

[WFRPG] Rzeki krwi
 
Rzeki krwi
Rozdział I:
Kometa z dwoma ogonami


„Zapadła dziura” wokół ruin Wolfenburga. Popołudnie.

Wolfenburg padło pół roku temu, teraz przypominało jedynie rozległe ruiny. Mieszkańcy twierdzy i okolicznych wiosek rozstawiali wokół pokruszonych murów prowizoryczne namioty i chaty z drewna. Żaden z wielmożów nie kwapił się do chociażby próby przywrócenia mu dawnej świetności. Cóż, pewnie mieli ważniejsze powody niż kłopoty swoich poddanych. Jak to zresztą zwykle bywa…
W chatach i namiotach żyli nie tylko mieszkańcy. Klęska obrońców Wolfenburga zwabiła tutaj różne osobistości. Głównie najemników, rabusiów i śmieciarzy, ale również kupców i dwóch czy trzech szlachciców. Był nawet jeden poborca podatkowy, ale próby wywiązania się ze swoich obowiązków skończyły się dla niego złamaną ręką i poturbowaną gębą.
W centralnym miejscu zbiorowiska zabudowań znajdował się największy namiot. Na płótnie wymalowana wielka kotwica i jakiś napis – to dla tych co umieli czytać, chociaż nie było ich tu zbyt wielu. Namiot pełnił rolę gospody. Wieczorami w środku zawsze było tłoczno i niejednokrotnie dochodziło do bójek. Raz czy dwa nawet pchnięto kogoś nożem.
Obok niewielka drewniana chata z malunkiem czerwonego byka i gryfa dzierżącego młot na biało czarnym polu. To tymczasowy posterunek strażników, którym nie brakuje pracy. Brakuje natomiast dostaw sprzętu, żywności i wieści. Gdy ostatnio jeden z nich wyszedł na patrol już nigdy nie wrócił. Jedni powiadają, że ktoś go zadźgał za wtykanie nosa w nie swoje sprawy, inni, że zdezerterował póki nie wydał wszystkich swoich pieniędzy. Ale jak zwykle nikt nic nie wiedział.
- Żeby Cię jakiś włochaty krasnolud w dupę wychędożył! – krzyknął Ragen Stark – Nie gram więcej w te Twoje jebane kości. Pewnie jakieś wyważone albo co.
Hans, drugi ze strażników tylko uśmiechnął się pod wąsem i schował do sakiewki kilka wygranych miedziaków. Jednym z nich bawił się lawirując nim pomiędzy palcami zgrabnie niczym cyrkowiec. Przestał natychmiast, kiedy do środka wpadł obdarty chłopiec ze szklącymi się oczami bliskimi płaczu. W ręku trzymał jakiś papier podał go Hansowi i chciał wybiec. Strażnik błyskawicznie złapał bliskie płaczu dziecko za rękę, przez chwilę przytrzymał po czym rzucił mu miedziaka i puścił. Chłopak natychmiast się ulotnił głośno tupiąc bosymi stopami. Hans odwrócił się w stronę Ragena i z uśmiechem obnażającym jego zepsute, czarne zęby spytał:

- Umiesz czytać?

Ruiny Wolfenburga. Popołudnie.

Półroczne ruiny wydawały się już prawie dokładnie przeszukane. Ale wieczorami w Kotwicy, spelunie w „Zapadłej dziurze”, zbieracze chwalili się nowymi zdobyczami. A to któryś znalazł „prawie nowy” miecz, „chyba srebrny” świecznik, albo nadgryzioną przez szczury sakiewkę z kilkoma srebrnymi monetami. Co jakiś czas trafiała się jednak prawdziwa perełka – nasadzana klejnotami buława, jakieś nadgryzione zębem czasu księgi czy szkatułki z prawdziwym złotem. Ci, którzy natrafili na takie cacko szybko opuszczali „Zapadłą dziurę”.
Ruppert odziany w stare połatane szmaty powiązane niemniej starymi sznurami nieomalże węszył w rumowisku. Towarzyszący mu zawsze drewniany wózek ze „skarbami” stał kilka kroków dalej. Potężny kaptur zasłaniał mu prawie całą głowę, ale w taką pogodę ułatwiał mu poszukiwania – ciągle padał deszcz.
Shimko nie raz potykał się na śliskich kamieniach klnąc pod nosem. To samo działo się kilkanaście metrów dalej gdzie dwóch odzianych w łachmany mężczyzn przeszukiwało gruzy. Odgruzowywali wejście do ledwo co stojącego budynku. W zasadzie do trzech ścian, gdyż czwarta była całkowicie zawalona. Spod leżących kamieni wystawało jakieś płótno, na którym siedziało kilka kruków. Ptaki raz po raz szarpały za materiał i rozglądały się wokół swoimi błyszczący ślepiami szukając niebezpieczeństwa.
Kilkanaście kroków dalej siedział na pokrytym już mchem głazie Gereke, trzymając w ręku mapę i ciągle jej się przyglądając. Obok niego stało dwóch mężczyzn odzianych w skórzane kurki i spodnie. Obaj mieli przy pasie nabijane ćwiekami i zardzewiałymi już gwoździami pałki. To „ochrona”, której zbieracze zawsze musieli oddac częśc ze swoich znalezisk, no ale tak było bezpieczniej.
Nagle kruki zerwały się w powietrze, a mężczyźni odrzucili ostatni głaz utrudniający wejście do niebezpiecznie górującego nad ruinami budynku.
Ruppert zerknął na nich podejrzliwie na chwilę odrywając się od swojej pracy, Shimko jednak zdecydowanie bardziej zainteresowała szmata wystająca spod gruzu kilka kroków od wejścia do budynku. Gereke nadal trzymał w ręku mapę niepewnie ją obracając.

- Wchodzą – powiedział jeden z „ochroniarzy” kiwając ręką w stronę dwóch zbieraczy.
Dopiero to oderwało Gereke od trzymanego papierzyska.
„Żebym chociaż kurwa wiedział jak ją zorientować".

Trakt do „Zapadłej dziury”. Zmierzch.

- Kurwie syny – zaklął Ulli patrząc na końskie gówna znaczące trakt.
Rankiem tego samego dnia wdepnął w jedno z nich wzbudzając salwę śmiechu u kobiety idącej obok niego, Mawr. Tak samo jak Ulli była zbrojną wynajętą przez kupca jako eskortę. Zmierzali do Wolfenburga, a w zasadzie do Zapadłej dziury, która powstawała wokół ruin. Z kozła, na którym obok woźnicy siedział Wilhelm dało się słyszeć stłumiony śmiech. Ulli nie wiedział kto z nich się śmieje, ale podejrzewał śmierdzącego woźnicę, był złośliwy, natomiast mężczyzna obok zawsze wydawał się pogodny i życzliwy, mimo paskudnej gęby – pół twarzy miał poparzonej, a jeden oczodół świecił pustką.
Ulli przyłapał się na tym, że zerka na tyłek Mawr. Od kurwa trzech miesięcy nie miał baby, a ta była niczego sobie. Gdyby tylko była bardziej przystępna to kto wie, może i by się skusił. Podniósł wzrok i napotkał jej oczy patrzące dokładnie na niego. A miny nie miała zadowolonej.
Wilhelm zaczął pogwizdywać, myśląc nad tym czemu mistrz kazał mu dostarczyć do Zapadłej dziury te listy. Zeskoczył z kozła nie mogąc już wytrzymac smrodu woźnicy. Raz nawet zwrócił mu uwagę, ale gdyby nie Mawr pewnie dostałby w pysk.
Nagle zza zakrętu wypadł jeździec. Mawr odwróciła wzrok ciskający pioruny od Ullego i natychmiast rozpoznała zbrojnego, który im towarzyszył. Jedyny oprócz ich dwojga i jedyny z koniem.
- Mutanty!!! – wrzasnął i podjechał do zatrzymującego się wozu. Woźnica sięgnął po kuszę i zaczął nakładac bełt. Spod płachty wychynął pulchny, ale nie gruby kupiec. – Dwóch, napadli na jakiś wóz – wydyszał.

AJT 18-07-2012 11:49

Na kamieniu siedział mężczyzna około trzydziestoletni. Odziany w ciemne ubranie, dodatkowo podkreślające jego kruczoczarne oczy i włosy tej samej barwy. Był on nie za niski, nie za wysoki, można powiedzieć normalny.

Tuż przy jego nodze leżał pies.



Nie wyglądał on na zdrowego i normalnego, przez co często stanowiąc powód do żartów. Jednak był on bardzo zżyty ze swoim panem. Panem, który uratował go kiedyś przed znęcającymi się nad nim ludźmi. Pana, który również darzył wielką sympatią swoje zwierzę, jak i zresztą i wiele innych też. Gereke był bowiem człekiem mocno zżytym z naturą.

***

Gdy usłyszał, że odkopali wejście schował swoją mapę… nie potrafił wiele z niej wytrzymać… w sumie to nie wiadomo po co mu ona nawet była. Jutzen spojrzał w kierunku, który wskazywali ochraniarze i sam będąc ciekawym co będzie w środku ruszył w stronę świeżo otwartego wejścia. Aktualnie nie posiadał złota, a przydałoby się pewnie ono z pewnością… może coś znajdzie w środku. Spojrzał na mężczyznę z wózkiem. ~Ten to przygotowany…~ pomyślał.
- Choć Mućka! - Zawołał psa.

Ulli 18-07-2012 12:46

Ulli Forster był mniej więcej trzydziestoletnim mężczyzna. Był prawie dwumetrowym wielkoludem. Był łysy i na modłę marienburskich żeglarzy i mętów portowych posiadał kolczyki w uszach. Mimo odstraszającego wyglądu był łagodnego usposobienia, o ile nikt mu nie wszedł w drogę lub jego pracodawcy był potulny jak baranek. Wygląd tylko pomagał mu w pracy ochroniarza. Ot wykorzystywał co mu dała matka natura. Rodzinę zostawił daleko w Marienburgu skąd pochodził i który musiał opuścić po zadymie w której brał udział syn jednego z rajców.
Resztę uczestników konwoju traktował z właściwą sobie dobrodusznością. Gdy ktoś potrzebował pomocy, pomagał. Nie był natarczywy czy niemiły.


***

Gdy usłyszał od zbrojnego o mutantach sięgnął po dwa noże do rzucania które miał przy bandolecie na piersi.
- Dwójce powinniśmy łatwo dać rady. Wypadniemy na nich i ukatrupimy nim zdążą cokolwiek zrobić. Dalej jedźmy.
Pokiwał pewnie głową i ruszył dalej drogą.

xeper 18-07-2012 19:37

Wolfenburg, a raczej to co z niego zostało, zaspokajało potrzeby Shimka. Miał gdzie spać, miał co jeść i do tego mógł zająć się wygrzebywaniem jakiegoś badziewia z pogruchotanych resztek kwitnącego niegdyś miasta. Istniała też duża szansa na to, że ci przeklęci łowcy czarownic nie trafią tu na jego ślad. Wolfenburg stał się ostoją nierządu, szemranych interesów i bandytyzmu. A wszędzie wokół szerzyło się morze zniszczeń i groza jaka została po przejściu wojsk Pana Końca Czasów.

Shimko wyprostował się na całą swoją niebotyczną wysokość. Mierzył niemal dwa metry, a do tego był chudy. Ucieczka z południa spowodowała, że stracił jeszcze na wadze i teraz wyglądał niczym patyk. Odgarnął z czoła sklejone deszczem blond włosy i podrapał się po pośladkach. Nieopodal dwóch mężczyzn walczyło z kamieniami, usiłując dostać się do jakiegoś na wpół zawalonego budynku.

Shimko zmrużył swoje wielkie, błękitne oczy i zlustrował otoczenie. Skoro ich tam było dwóch, to dla trzeciego gówno się znajdzie, stwierdził i zrezygnował z wejścia do ruin. Co innego przykuło jego uwagę.
- Spierdalać, ptaszyska – warknął i cisnął kamieniem w kierunku ptaków. Te zerwały się w powietrze, a Shimko ruszył w tamtą stronę. W końcu trzeba było coś znaleźć – wciąż nie miał prawie nic. Miecz i cała reszta ekwipunku została daleko na południu, tam gdzie został pojmany przez łowców czarownic. Jedyne co mu zostało to znoszone buty, które jeszcze nie przemakały, ale było to kwestią czasu i stare, zniszczone podróżne ubranie.
Pochylił się nad wystającym spomiędzy kamieni materiałem i pociągnął z całej siły. Kruki mają nosa, ciekawe co tam jest?

Aeshadiv 19-07-2012 11:12

Dawny uczony, którego życie zmusiło do wyjścia na ulice i ustawieniu się tam przeszukiwał sobie spokojnie ruiny w poszukiwaniu skarbów. Jego rozbiegane oczka momentalnie wypatrywały choćby najmniejsze szczegóły. Inni poszukiwacze zaginionych skarbów trzymali się raczej z dala od Rupperta. Może to przez jego walory zapachowe. On i jego wózeczek bowiem, mieli w sobie parę substancji zapachowych. Dawało to w sumie połączenie takich luksusowych zapachów jak na przykład: spleśniałego sera, taniej wódy, starego papieru i mokrego psa.
W momencie gdy Ruppert usłyszał opadający na ruiny kamień zerknął w stronę ochroniarzy. Jego rozbiegane oczka w momencie zauważyły, że ktoś tam trafił na żyłę złota. Wrócił po swój wózeczek i podbiegł tam. Popatrzył na ochroniarzy. W ich mniemaniu mógł wyglądać na starca, bo miał niecałe 160 cm wzrostu i garbił się niemiłosiernie.\
- Mmm... skarb jaki tu leży... ja to widzę - powiedział do siebie. Kucnął i swoimi roztrzęsionymi dłońmi zaczął pokazywać na kawałek szmaty wystający spod kamieni.

Agape 19-07-2012 13:08

Mawr miała 22 lata, około 170cm wzrostu i według mężczyzn była „niczego sobie”. Te dwa proste słowa zwierały w sobie ich uznanie dla jej zgrabnej sylwetki, gęstych ciemnorudych włosów, wydatnych ust, fiołkowych oczu oraz co zapewne nie mniej istotne z ich punktu widzenia zgrabnej pupy i kształtnych piersi. Nawet pomimo łukowatej blizny na policzku pewnie nie jeden z radością widziałby ją w jakiejś gospodzie jak zmierza ku niemu uśmiechnięta w kolorowej sukni z dzbankiem zimnego piwa w dłoniach.

Nic z tego! Mawr nie znosiła sukni i nie dzieliła się piwem. Na życie zarabiała jako ochroniarka. Szła teraz traktem obok wozu patrząc na Ulliego starannie omijającego koński nawóz i uśmiechając się pod nosem na wspomnienie jak wielkolud ładnie się rano na nim przejechał.

Zawiał wiatr niosąc ze sobą wyraźny zapach woźnicy. Dlaczego kupiec zatrudnił takiego śmierdziela? Nie miała pojęcia, wiedziała już natomiast że sprawy nie da się załatwić drogą perswazji, dlatego postanowiła że kiedy tylko będą przejeżdżać koło jakiegoś strumienia zafunduje mu przymusową kąpiel. O planowanej niespodziance poinformowała dyskretnie zarówno Wilhelma jak i Ulliego licząc na to że podzielają jej zdanie i chętnie pomogą w realizacji.

Nieświadomie podążyła za zamyślonym spojrzeniem wielkoluda, było utkwione w… Goszczący na jej twarzy uśmiech zniknął bez śladu zastąpiony wyćwiczonym do perfekcji wrogim grymasem z zaciśniętymi ustami i morderczym spojrzeniem.

Na szczęście jej uwagę odwrócił trzeci zbrojny. Momentalnie chwyciła za topór. Po słowach Forestera skinęła głową na znak akceptacji i ruszyła obok niego. Kiedy już zobaczy z czym mają do czynienia zdecyduje czy w drugą dłoń chwyci również topór czy puklerz.

xeper 19-07-2012 16:08

Nim zobaczył zbliżającego się zakapturzonego obdartusa, poczuł smród jaki niósł ze sobą. Shimko był przyzwyczajony do zapachu śmierci i rozkładu – naniuchał się go wystarczająco dużo w Sylvanii. Ciemnica w Averheimie też nie należała do miejsc, które pachniały fiołkami, ale smród zbliżającego się człowieka był czymś innym.

Shimko popatrzył na niego, upewniając się czy na pewno pogarbiony śmieciarz wybrał sobie to samo miejsce do grzebania co on, czy też może przejdzie obok zabierając swój smród i dołączy do tamtych dwóch w ruinach domu. Niestety...
- Czego tu, kurwa śmierdzielu? – warknął na pochylającego się człowieka. – Nie widzisz obsrany capie, że to miejsce jest już zajęte? Won!

Jako, że ostatnimi czasy Shimko nie dysponował żadną bronią, teraz chwycił w rękę kawałek kamienia i zamierzył się na cuchnącą kreaturę.

Aeshadiv 19-07-2012 18:03

Ruppert przechylił nieco głowę w bok. Popatrzył na tego młodego blondaska i obszedł go łukiem.
- Nie, nie, nie. Nie ma tu żadnej tabliczki, że to kogoś. A jak nie kogoś to moje! Ja żem pierwszy powiedział! Trochę szacunku dla uczonych z dalekich krain! Młodzieńcze! Przecie mam już... 9 krzyżyków na karku. - blefował.

Gdy młody awanturnik podniósł kamień Ruppert podniósł swój kijaszek.
- Nie ładnie, nie ładnie! Nic szacunku do starszych matrona nie nauczyła? Nic a nic? No? Zero szacunku? Takie to zero? No? No? No? - jak zwykle jąkając się swoim piskliwym głosikiem próbował przemówić mu do rozumu.

xeper 19-07-2012 19:50

- Skoro mówię, że moje to moje – Shimko podniósł się i wyprostował. Teraz górował nad okutanym w cuchnące szmaty dziadygą. Wskazał ręką na właśnie odkopane ruiny. – Idź se dziadu tam sprawdź...

- A moja stara była kurwą, więc mnie manier nie uczyła – zaśmiał się głośno, po czym kontynuował. – Gówno mi do tego ile masz lat staruchu i kim jesteś. To jest moje! Chyba, że się okaże, że nie ma tu nic cennego, wtedy se to weźmiesz.

Znowu zaczął ciągnąć za płachtę, usiłując wyciągnąć materiał spod przytrzymujących go kamieni.
- A ten kijaszek to se wsadź w dupsko – mruknął przez zęby w stronę śmierdzącego człowieka.

Aeshadiv 20-07-2012 01:07

- To ja popatrzę sobie. Tak, tak. Poobserwuję.
Powiedział Ruppert gładząc się swoję wychudzoną kościstą dłonią po koziej bródce, która wystawa spod kaptura.
Stanął kawałek dalej od tego agresora i przyglądał się bacznie.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:17.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172