Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 08-08-2012, 17:09   #11
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Jak nie urok, to sraczka... Nie dość, że wiedźma, której siedzibę mijał niedawno, wygapiała się na niego, jakby jakby coś od niego chciała, to teraz jeszcze ten inkwizytor poszedł w jego ślady. Mania jakaś w tej mieścinie panuje? Zaraźliwe to, czy co?
Splunął na ziemię, a potem ruszył w stronę wskazanej gospody.

- Będę o niego dbać, jak o swojego - zapewnił go chłopaczek pracujący w stajni, przejmując od Aldrica cugle od wierzchowca.
- Tylko się czasem nie pomyl, co do właściciela - odparł z ponurym uśmiechem Aldric.
- Ale ja... - Chłopak wyraźnie pobladł. - Ja nigdy...
- Przecież cię nie podejrzewam. - Aldric poklepał go po ramieniu. - Inaczej byś nawet nie zobaczył końskiego ogona. Masz. - Wręczył stajennemu parę monet.

W kiepskim humorze usiadł i bez wielkiego entuzjazmu zaczął grzebać w misce z kaszą. Apetytu nie poprawiło mu wejście kolejnego gościa. Skinął co prawda głową, dziękując za poczęstunek, ale z niego nie skorzystał. Hojny fundator wypisz-wymaluj przypominał mu kochanego kuzyna, Ernsta. Szlachcic z szerokim gestem. Niedobrze się robiło. A może przemawiała przez niego zazdrość, że sam nie miał pełnej sakiewki?
Uśmiechnął się krzywo. Miał nadzieję, że jeśli kiedyś zdobędzie fortunę i odzyska rodowe włości, to nie stanie się głupim dupkiem.
Z bardziej szczerym uśmiechem podziękował kelnerce za kolejne piwo.
 
Kerm jest offline  
Stary 09-08-2012, 10:42   #12
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
Powiedzcie mi tylko co tam się stało. Strasznie ciekaw jestem, wiecie. Sam tutaj stałem i nagle wrzaski w niebiosa słychać! Takie nieludzkie! – karczmarz mówił bardzo szybko

Siegfried spojrzał na karczmarza, czekając aż ten poda mu jadło i napitek. Zastanawiał się chwilę co mu powiedzieć, jak dobrać słowa odpowiednio:

- Wiedźma. Spaliła się, ukazując pod koniec swoją prawdziwą naturę. Sigmar oczyścił ją swoim płomieniem. Teraz może zaznać spokoju w czystości.

Gdy karczmarz dał mu już spokój, fanatyk począł spożywać swój posiłek. Siegfried spoglądał na zbierających się ludzi badawczo. Ktoś tam zamówił piwo, jakiś inny jegomość zaczął obmacywać kelnerkę, jeszcze tam jacyś inni zaczęli śpiewać czy drżeć mordy. Sigmarita pokręcił głową. Nigdy nie rozumiał jak ludzie mogą być tak tępi. On sam kiedyś może zbytnio nie należał do świętojebliwych i żarliwych wyznawców lecz od kiedy pamiętał musiał troszczyć się o innych. Teraz ta troska dalej trwa ale w innej formie. Ci tutaj bawią się, śpiewają gdy jeszcze kilka chwil temu mieli okazję dostrzec zalążek zła. Ta kobieta..było w niej coś mrocznego i Siegfried czuł to w kościach. Jeszcze ciarki dalej mu chodziły po ciele, lecz dla niego było to czymś normalnym. Widział czym jest chaos, dotknął go, czuł go i widział jak chaos odbierał mu wszystko co kochał.
Spojrzał raz jeszcze na ludzi zebranych w karczmie. Pokręcił głową i dalej zaczął jeść.
Głupcy. Większość z nich to głupcy. Tracący czas na przepuszczenie życia między palcami gdy tak naprawdę mogli by oni zostać kimś wielkim lub martwym. Uśmiechnął się i znów począł jeść. Gdy skończył opróżnił kufel jednym haustem i ruszył do swojego pokoju. Zostawił tam większość swoich bagaży lecz to co najpotrzebniejsze wziął ze sobą. Wyszedł z karczmy. Zamierzał udać się do tutejszej kaplicy Sigmara pomodlić się a potem..porozmawiać z łowcą czarownic. Był ciekaw kim była ta czarownica..

***
Dom Łowcy

Siegfried zapukał do okutych stalą dębowych drzwi. Przez chwilę odpowiadała mu jedynie cisza. Po jakimś czasie usłyszał ten sam głos, który skazywał wiedźmę na śmierć.
- Wejść! - rozległo się zza drzwi.
Siegfried gdy wyszedł z karczmy postanowił udać się do łowcy czarownic. Zapukał mocno, lecz odpowiedziała mu cisza. Poczekał chwilę i już miał odejść gdy odezwał się ktoś zza drzwi. Fanatyk pchnął drzwi i wszedł do środka.
- Witam. Siegfried. Sługa Sigmara. - zaczął w pełni dyplomatycznie
Widząc pokrytego bliznami człowieka łowca zmrużył oczy. Jednak gdy fanatyk przedstawił się inkwizytor jakby złagodniał. Z jego sporzenia wyparowała paranoiczna podejrzliwość. Wstał i wskazał krzesło Siegfriedowi.
- Eryk Weiß sługa zakonu oczyszczającego płomienia. Witam w moich skromnych progach. Co Was do mnie przysyła? - zapytał podając rękę.
Siegfried widział, że wystrój celi łowcy jest skromny, ale na ścianach wisiała spora ilość broni, to tu to tam miecz, kusza, jakieś kajdany. Praktycznie...
Siegfried podał rękę i uścinął ją. Krótkie rzucenie okiem na pomieszczenie sprawiło, że fanatyk nabrał większego szacunku do Łowcy Czarownic. Sigmarita usiadł na krześle, ówcześnie zdejmując płaszcz i wieszając go na oparciu krzesła.
- Widziałem dzisiejsze oczyszczenie. Kobieta była winna, to nie ulega wątpliwości, bowiem gdy spojrzałem w jej oczy, dostrzegłem w nich mrok. Jednak coś nie daje mi spokoju - zamilkł ważąc słowa - Herr Eryk często tu macie takie zdarzenia, objawy i ślady działania sił mroku ?
- Cóż... to jedna z pierwszych ceremonii oczyszczenia od dłuższego czasu. Jak pewnie wiecie miasteczko odbudowało się niedawno. Jednak gdy doniesiono mi o tym, że odprawia się jakieś rytuały przy kamieniu elfów poza miastem... Sami rozumiecie Herr Siegfried, nie mogłem tego tolerować. Co do jej oczu, pewnie widzieliście brata Otta, który stał obok oprawcy znoszącego drwa. To dobry człowiek - zakonnik. Całe życie pełnił służbę w świątyniach Imperium. Powiedział mi jednak, że zna język, w którym Elisa przemówiła. Podobno... wróżyła. - powiedział spokojnie, ale w jego oczach można było dostrzec zakłopotanie.
Eryk zainteresował swojego rozmówcę, który automatycznie rzekł:
- Wiesz Eryku co wywróżyła ?
- Podobno wybrała kilka osób z tłumu do czegoś. Do mnie też coś przemówiła. Brat Otto zajmuje się przetłumaczeniem tych słów. Było to mówione w jakimś starożytnym języku. Pamięć go nieco zawodzi, więc poszedł poszukać więcej informacji w bibliotece. Jednak jedno jest pewne. W każdym zdaniu wróżby mówiła liczbę “Cztery”.
- Hmh - mruknął Siegfried - Powiedz mi, wiesz co za rytuał odprawiała ta dziewczyna i kto na nią doniósł?. Nie wątpię w Twoje kompetencje i zdolność tropienia zła, jednak za łatwe to było. Może ten wzrok, a może po prostu sama ona..Chciałbym się , oczywiście za Twoim pozwoleniem, dowiedzieć czegoś więcej o niej i całej tej sytuacji. - miał nadzieję że nie uraził łowcy, który okaże się człowiekiem Wielkiem Wiary i mądrości także.
- Każda oferowana pomoc w wyjaśnieniu tej sprawy będzie dla mnie przydatna. Jeśli chodzi o kamień, to widziałem jak recytowała jakieś formuły, nasmarowywała go czymś, wpadała w jakiś trans. Ewidentnie zaklinała go. Po co? Nie wiem. Kamień był tam od lat. Nikt go nie ruszał i było dobrze. A doniósł na nią jeden z urzędników ratuszowych. Osobisty doradca burmistrza.
- Ciekawe. Jak się tłumaczyła oskarżona? I co najważniejsze..skąd doradca burmistrza wiedział o tych “czarach”? - gdy wymawiał ostatnie słowa splunął. Nie lubił magii. - To naprawdę jest dziwne. Bardzo dziwne.. Wina jej nie ulega wątpliwości lecz.. brakuje mi spójności w tym wszystkim Eryku
- Tłumaczyła się, że jakieś uroki chce odczarować. Jednak byłem kiedyś kapłanem. Znam się co nie co na magii i nie wyglądało mi to na żaden “legalny” rytuał. Czułem od niej wielokolorowy wiatr magii. Co do spójności, to przekonamy się o co w tym wszystkim chodziło, gdy brat Otto przetłumaczy wróżbę.
- Stawiała opór przy “aresztowaniu” czy poddała się bez walki? - padło pierwsze pytanie - Wiesz gdzie mieszkała, chętnie bym obejrzał jej dom, może znajdę coś..ciekawego?
- Została przeze mnie zaskoczona. Nie miała jak się bronić. Od razu została skuta i związana. Opaska na oczy i takie tam. Wiecie sami Herr Siegfried, niektóre czary wymagają kontaktu wzrokowego. Jeśli chodzi o jej chatę, to musicie wyjść zachodnią bramą i przejść około 3 mile. Na lewo od traktu będzie trafiony przed laty przez piorun dąb. Za nim jest wydeptana ścieżka. Znajdziecie bez problemu. Uważaj jednak Siegfriedzie jeśli chcesz tam iść. Nie wiem nadal do czego ten kamień służył.
-- Spokojnie Eryku. Na razie porozmawiam z Bratem Otto. I tak miałem zamiar udać się do Biblioteki. Chcę się zapoznać z historią tego miasteczka i okolic. Może coś ciekawego wyłapię. Poza tym pierw chętnie się dowiem co mówiła ta “wiedźma”. A i zapewne sobie porozmawiam z “donosicielem” bowiem ciekawi mnie skąd wiedział o tych rytuałach..skąd wiedział o niej.. Cieszę się że nie będę Ci przeszkadzał próbując dowiedzieć tego i owego.
- Cieszy mnie Twój zapał Siegfriedzie. Jeśli chcesz mi pomóc w śledztwie, to niech Sigmar oświetla Twój umysł. Pamiętaj jednak, nie idź na południe przez wschodnią bramę. Możesz nie wrócić zdrowy.
- Jak to. Cóż tam można spotkać Mistrzu Eryku ? - czasem użycie formalnego tytułu daje korzyści, a Eryk widocznie zaintrygował fanatyka..
- Cztery lata temu, podczas inwazji chaosu wiesz jak to było. Armie rozdzieliły się i każda ruszyła w inną stronę imperium. Tędy akurat przewaliła się plaga wyznawców plugawego Władcy Much. Istnieją nadal zarażeni, którzy mają swoją odizolowaną osadę. Kiffendorf. Jest ona kilka mil stąd, ale więcej o niej możecie się dowiedzieć od brata Otta. On czasem tam chodzi i zajmuje się chorymi. Nikt inny nie ma prawa tam wejść i wyjść.
Siegfried pokiwał głową. Po chwili zadumy wstał i założył płaszcz na siebie. Spojrzał na łowcę i rzekł:
- Dziękuje za czas jaki mi poświęciłeś. Teraz pozwól że udam się do biblioteki i tam porozmawiam z Bratem Otto, może już czegoś się dowiedział a i ja chętnie pogłębie swoją wiedzę na temat tego miasteczka. Być może..być może..w tym wszystkim kryje się coś więcej.. lecz miejmy nadzieję że jednak nie. Czasy i tak są niespokojne a zło i tak nie ustaje w wysiłkach by nas skłócić i zniszczyć.
Po tych słowach fanatyk pożegnał się z Erykiem i udał się do biblioteki.
Eryk wstał i odprowadził Siegfrieda do drzwi. Uściskiem dłoni pożegnał go i wrócił do pracy przy spisaniu przebiegu egzekucji.

***
Biblioteka
Sigmarita po wyjściu od łowcy udał się do biblioteki. Szedł spokojnie, zerkając na “pałętających” się mieszkańców, którzy widząc pokiereszowaną twarz Sigfrieda schodzili mu z drogi. Tam zatrzymał go strażnik, lecz po chwili rozmowy i okazaniu dokumentów potwierdzających jego tożsamość wpuścił go do środka.
Biblioteka była kamiennym niskim budynkiem wzniesionym w antycznym stylu. Wnętrze było zimne i nieprzyjemne. Dawało jednak poczucie orzeźwienia w te upalne dni. Za stołem przy wejściu siedział staruszek wyglądający jak zły czarownik z bajki, którą straszy się dzieci, aby były grzeczne. Żabie oczka, długie paznokcie, pełno zmarszczek i poszarpane siwe włosy. Na głowie miał czapkę przypominającą parodię szlafmycy, a jego szaty były zmęczonym wiekiem strojem skryby. W tym momencie zajmował się przepisywaniem jakiegoś pisma. Popatrzył na Siegfrieda spode łba. Mruknął coś do siebie i wrócił do swojego zajęcia.
Między przedziałami siedział brat Otto. Trzy świece oświetlały mu jakieś wielkie księgi w skórzanej oprawie. Palcem wskazywał na jakieś wiersze i po chwili notował coś na swoim pergaminie. Nie zwrócił uwagi na nowoprzybyłego. Był za bardzo pochłonięty pracą.
Mężczyzna wszedł wolnym krokiem do biblioteki. Spojrzał uważnie na staruszka, lustrując go wzrokiem. Od razu dziadek wydał mu się jakiś podejrzany, te kaprawe oczy. Za nimi czaiła się zapewne jakaś tajemnica. Coś mrocznego. Ten dziadek na pewno ma coś na sumieniu, lecz jak jak rzekł kiedyś przeor: “..grzeszni oraz winni byliśmy wszyscy i pytaniem były tylko czas i wymiar kary”. Fanatyk ruszył powoli do przodu a dzwoneczki przyczepione do jego szaty, delikatnie uderzały o siebie, zwiastując pojawienie się Sługi Bożego. Podszedł do Otta i poszukał wzrokiem wolnego krzesła, a gdy znalazł usiadł tuż oboko Braciszka. Poczekał w milczeniu aż Otto zwróci na niego uwagę.
Gdy tylko dźwięk dzwoneczków rozległ się w bibliotece, podstarzały zakonnik zauważył Siegfrieda. Popatrzył na jego twarz. Był nieco zdziwiony jego obecnością. Gdy fanatyk przysiadł się Otto zapytał:
- Witaj moje dziecko. Kim jesteś i co cię sprowadza do mnie?
- Siegfried. Jestem ..sługą Sigmara - rzekł po namyśle - Rozmawiałem z Mistrzem Erykiem, który powiedział mi, że mogę Cię tu znaleźć. Podobno szukasz odpowiedzi na słowa, kobiety którą dziś oczyszczono w płomieniach - szukanie słów odpowiednich przychodziło z trudem Siegfriedowi
- Brat Otto z Nordlandu, miło mi cię poznać Siegfriedzie. Co do słów Elisy, to tak. Już je przetłumaczyłem. Jestem jednak zaniepokojony tym, co wypowiedziała. Mówiła w staroelfickim języku. Skoro przysyła Cię Herr Weiß to z pewnością ci ufa. Nie pozwoliły nikomu nieporządanemu zbliżyć się do tej sprawy. On tak jakoś ma, że jest w stanie ocenić człowieka po spojrzeniu. - brat Otto przysunął fanatykowi pergamin na którym widniała już przetłumaczona wróżba:

“W cztery lata po wojnie

Czterech kultystów powstanie

Cztery bogi ich przyślą

Czwórka obelisk przeklnie

Czterech z was klęske poniesie

Czterech Ohlsdorf ocali

RAZ DWA TRZY CZTERY!”



Siegfried słuchał, a z każdym słowem mięśnie jego twarzy napinały się coraz bardziej. Wysłuchał on “przepowiedni” do końca.
“Czterech kultystów powstanie “- zabrzęczało mu w uszach a imiona plugawych bogów same się “pojawiły” a kolejne słowa przepowiedni tylko umocniło jego przekonanie że jednak sam Sigmar wezwał go tutaj. Być może to będzie jego próba udowodnienia, że nie na darmo Sigmar uratował mu życie i dał drugą szansę.
Po chwili jakby wrócił on do wydarzeń tutaj i rzekł do Braciszka:
- Nadchodzą. Czwórka nadejdzie, więc trzeba znaleźć tych, których czarownica “wybrała”. Być może osądzono ją zbyt pochopnie, choć jej wina pozostaje bezsporna. Bracie, słyszałem że pomagasz potrzebującym w Kiffendorf. Wiem, że jest surowy zakaz udawania się tam, więc może Ty mi coś więcej opowiesz o tym miejscu?
- Cóż, plagi Nurglowe przeszły tamtędy, a jest to zbyt dużo ludzi, aby po prostu iść i wyrżnąć mieszkańców z zimną krwią. Po prostu są dotknięci chorobami zesłanymi przez sam chaos. Mi Sigmar dał siłę i zdrowie aby chodzić tam z posługą i pomocną dłonia. Strażnicy otoczyli miasto i postawili tam 5 wieżyczek. Takich niewysokich drewnianych. Dniem i nocą pilnują aby nikt z zarażonych nie wyszedł stamtąd. Jedynie ja mam tam wstęp i możliwość wyjścia. - odpowiedział spokojnie.
- To jak to się stało że nie zarazili Ciebie ojcze.. ?- zapytał nieufnie lecz bez oskarżającego tonu - Możesz mi powiedzieć coś więcej o tym miasteczku, o ich mieszkańcach ?
- Wiesz Siegfriedzie, sam kiedyś zostałem tam zesłany, ale dzięki łasce Shayli udało mi się wyzdrowieć. Bogini miłosierdzia nadal nade mną czuwa i otacza mnie swoją opieką. - mówił spokojnie, wiedział, że to dziwnie brzmi, ale nie miał nic do ukrycia.
- Mieszkańcy to po prostu nieszczęśliwi ludzie, którzy są dotknięci plagami Nurglowymi. Niejednoktornie już ślepi od zgnilizny ocznej, pogrążeni w agonii czując jak ich ciała gniją jeszcze za życia. - opuścił wzrok. Widać, że czuł już kiedyś to o czym mówi.
- Rozumiem. Podobno na tą czarownicę doniósł jeden z ludzi burmistrza. Co możesz o nim powiedzieć i czy znałeś wcześniej oskarżoną. Pytam bo szukam powiązań..szukam zaczepienia? Czarownica gdy mówiła słowa przepowiedni, patrzyła także na mnie. Chcąc nie chcąc muszę wziąć udział w tym co tu ma się wydarzyć a nie możemy dopuścić by chaos wygrał.
- Tak. Mowa tutaj o Herr Wiktorze Treumench, osobistym doradcy burmistrza. Dziwny z niego człowiek, taki wiecznie zadowolony. Chodzi w długim grantowym płaszczu, często przechadza się do mieście. Osobiście uważam go za wielkiego plotkarza. Wie o wszystko o wszystkich i połowa z tego to nieprawdziwe informacje. I ten jego irytujący uśmieszek. - zakonnik widocznie był niezbyt szczęśliwy na wspomnienie tego jegomościa.
- Mówisz, że Elisa patrzyła na ciebie podczas jej egzekucji. Widocznie jesteś jednym z tych o których mowa w przepowiedni. Jednym z tych, którzy powstrzymają kultystów lub też polegną w walce z nimi. Nie znałem jej. Jeden z miejscowych szaleńców podobno często u niej bywał. Słyszałem jak krzyczał coś podczas przemówienia Herr Eryka.
- Co krzyczał wtedy wiesz może? I kim jest ten człowiek ? - zapytał
- Kojarzę go jedynie z widzenia. Nie znam go. Mieszka gdzieś w dzielnicy biedy.
- Dziękuję za pomoc Bracie Otto. Pozwól teraz że odejdę i pogłębię swoją wiedzę na temat tego miasteczka. Być może jakieś księgi coś mi powiedzą ciekawego
Po tych słowach pożegnał się grzecznie i udał się do “dziadka”. Poprosił go o wykaz ksiąg, w których opisana jest historia miasteczka, a także jakieś dokumenty jeśli posiadają, które mówiły o ciekawych wydarzeniach związanych z miasteczkiem i okolicami. Także o mapę okolicy. Zamierzał sobie przestudiować wszystko co mogło by mu pogłębić swoją wiedzę. Jeśli jest dostępna mapa miasteczka z uwzględnieniem tego co stało kiedyś tutaj i co obecnie się znajduje także fanatyk zamierzał się tym zająć. Oczywiście nie zapomniał zapytać się o księgi dotyczące legend, podań okolic.
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)

Ostatnio edytowane przez valtharys : 10-08-2012 o 14:25.
valtharys jest offline  
Stary 10-08-2012, 22:26   #13
 
Radomir's Avatar
 
Reputacja: 1 Radomir jest jak klejnot wśród skałRadomir jest jak klejnot wśród skałRadomir jest jak klejnot wśród skałRadomir jest jak klejnot wśród skałRadomir jest jak klejnot wśród skałRadomir jest jak klejnot wśród skałRadomir jest jak klejnot wśród skałRadomir jest jak klejnot wśród skałRadomir jest jak klejnot wśród skałRadomir jest jak klejnot wśród skałRadomir jest jak klejnot wśród skał
Edmundus połowę dzbana miodu wypił nieomal duszkiem nie rozglądając się na boki. Harmider w karczmie zagłuszał jego myśli. Potrzebował jednak czegoś mocniejszego żeby doszczętni pozbyć się ich z głowy. Kiedy tylko zamykał oczy widział wzrok wiedźmy patrzącej prosto na niego. Zamrugał szybko kilka razy i rozejrzał się. Obok siedział jakiś kislevita, chyba błękitnej krwi. W każdym razie inaczej odziany. Na zydlu obok krasnolud. Kurwa mac! No lepiej trafić nie mógł. Opróżnił dzban do dna i skinął na dziewuchę roznoszącą strawę i napitek.

- Podaj flaszkę wódki dla mnie i moich zacnych towarzyszy – Edmundus wskazał na krasnala i kislevitę – i jadło, byle nie było takie tłuste jak wczoraj.

Kiedy posługiwaczka odchodziła klepnął ją w tyłek wywołując salwę śmiechu. Rozejrzał się po karczmie widząc kilka nowych osób, bądź co bądź mieszkał w niej już kilka tygodni. Kiedy na stole pojawiła się ciepła wódka wcisnął w rękę karczmarki kilka monet, a do fartucha wrzucił całą złotą koronę. Wolał żeby karczmarz nie widział, że daje jej jakieś pieniądze. Pamiętał dobrze jak za pierwszym razem zrobił jej burę i zabrał monety.

Polej przyjacielu – rzekł szturchając krasnoluda łokciem – Ciężki miałem dzień... – westchnął.

- Pewnikiem do starej kopalni za miastem się wybierasz, he he. Rzekłbym, że i ja takie plany posiadam. Może byśmy z rana, jak tylko wytrzeźwiejemy, się tam razem wybrali z naszym druhem zza wschodniej granicy? Ja znam drogę i okolicę, a wiedzy o kopalniach nikt od przedstawicieli waszej szlachetnej rasy lepiej nie zgłębił? A może w kości macie ochotę zagrać?
 
Radomir jest offline  
Stary 11-08-2012, 08:32   #14
 
Wnerwik's Avatar
 
Reputacja: 1 Wnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetny
Krasnolud zarechotał rubasznie w odpowiedzi i wyszczerzył zębiska.
- To przecie oczywista sprawa jest - stwierdził i pokiwał głową, w tym samym czasie łapiąc butelkę wódki i lejąc jej zawartość do... szklanic. Kieliszki są dla słabych, elfów i niziołków.
- Chyba nie tylko ja wpadłem na pomysł poszukania złota... - przemknęło blondynowi przez myśl, gdy już napił się trochę trunku. Gdyby Edmundus mu się przyjrzał miast zajmować się swą szklanicą pewnikiem dostrzegł, by w oczach krasnoluda dziwny błysk.
- Ja nie miałbym nic przeciwko reko..ne... renko... resko... kurwa, odwiedzeniem tej przeklętej kopalni! I w kości też mogę zagrać, a co! - Ryknął i opróżnił do końca szklanicę. - A, ten, właśnie... Jak się pan zwiesz? Jam jest Mogund, syn Mordina z Zhufbaru. - Rzekł do szlachcica i wyciągnął w jego stronę wielką, spracowaną i pokrytą bliznami dłoń umocowaną do jeszcze większego i cholernie umięśnionego przedramienia - widać, że bycie krasnoludzkim górnikiem nieźle wyrabia sylwetkę.
 
Wnerwik jest offline  
Stary 11-08-2012, 22:09   #15
 
Aeshadiv's Avatar
 
Reputacja: 1 Aeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputację
Siggi

Po kilku piwkach w koncu Siggiemu wydawało się, że będzie spokój. Kojąca alkoholowa rozkosz właśnie krążyła mu w żyłach odsyłając problemy w niepamięć. Nawet to, że do oberży wszedł właśnie Vincent, za którym wielkolud nie przepadał, nie robiło na nim wrażenia. Coś w jego wyglądzie się zmieniło. Już nie miał na sobie łachmanów jak to zwykle bywało, teraz miał dobrej jakości mieszczańskie odzienie. Jego chociaż młoda to pijacka morda śmiesznie wyglądała w połączeniu z takim ubiorem. Nieświadomie wielkolud zaśmiał się widząc ten obraz. Słysząc śmiech Vincent zwrócił uwagę na jego źródło. Przysiadł się do Siggiego i postawił na stole butelkę wódki.
- No przyjacielu. Dziś mam dobry dzień i to tym razem ja stawiam! Nie jedną, nie dwie ! Trzy flaszki dziś wypijemy we dwóch.
To już było conajmniej dziwne. Ten łajdak, który wiecznie nie ma nic do roboty, nigdy nie zarobił niczego uczciwie teraz nosi się jak pan i władca, a na dodatek zapomina, że wisi Siggiemu jakieś dwie korony za chlanie na koszt wielkoluda. Trzeba by ten dług w końcu odzyskać.
Jednak po chwili można było zauważyć, że nie zmieniły się walory zapachowe Vincenta, capił jak zawsze. Odkąd trafił na ulicę chyba się nie mył. Smutna w sumie to była jego historia, ale jakoś szczegóły umknęły Siggiemu z pamięci. Coś z tą córką kapitana straży było.

Stolik Kislevity, krasnoluda i szlachcica

Juri Abrnakov Lisowski


Po chwili karczmarz spełnił Twoją prośbę. Przyniósł syto zastawiony talerz. Dołożył do tego tradycyjne grzybki po Kislevsku. Jeden z tych przysmaków, jakich dawno nie próbowałeś. Chyba po stroju poznał skąd jesteś. A może sam jest po prostu z Kislevu?
Usłyszałeś jak szlachetka Imperialny rozmawiał z jakimś krasnoludem o kopalni. Zaciekawił Cię nieco ten temat, ponieważ z tego co kiedys słyszałeś nawet na granicy z Kislevem była kiedyś kopalnia, o którą był spór pomiędzy tymi dwoma wielkimi krajami. Co ci ludzie z Imperium są w stanie zrobić dla złota. Ciekawe co zrobią teraz ? Może warto zainteresować się tym tematem?

Mogund i Edmundus

Siedzieli mile spędzając czas. Szlachcic po wódce nawet polubił krasnoluda. Nie było tak źle. Widać, że spracowany z niego osobnik, poniszczone dłonie świadczą o latach spędzonych przy ciężkiej harówce.
Kelnerka dostając złotą monetę do kieszeni fatucha uśmiechnęła się. Wychodząc z kolejnym posiłkiem dla następnego klienta przyniosła wyniesioną spod lady flaszkę. Karczmarz chyba nie do końca wiedział o tym zajściu. Gdy odkorkowali butelkę okazało się, że jest tam naprawdziwsza śliwowica. Trzeba było zamówić coś jeszcze do jedzenia do takiego trunku!
Następny dzień zapowiadał się ciężki. Pasowałoby się dowiedzieć czegoś więcej o tej kopalni. Może ktoś w mieście wie dlaczego uległa zawaleniu?

Aldric

Najemnik siedział tak po posiłku patrząc się w pusty talerz i kufel w którym w połownie nie było już piwa. Cały czas widział te czarne oczy na zmiane z lodowym spojrzeniem łowcy. Zbieg okoliczności? Za dużo tego jak na jeden dzień? Przeznaczenie? Co jeszcze dziwnego spotka? Może warto położyć się dzisiaj wcześniej aby zakończyć ten nieszczęśliwy łancuch przypadków.
Drzwi karczmy skrzypnęły. Stanął w nich mężczyzna odziany w bardzo dobrej jakości ubrania. Jego starannie zaczesane blond włosy były krótkie, a bródka równo przystrzyżona. Ubrany w szaty koloru zielonego podszedł do stolika Aldrica.
- Mogę się przysiąść? – zapytał podnosząc brwi i pokazując na wolne miejsce naraz dwoma palcami wskazującymi.
- Hans! Hans Geistfrau! – przedstawił się z perlistym uśmiechem.
- Czemuście tacy jacyś smutni? Stało się coś ? – zapytał.
Chyba był to ten namolny typ człowieka, który lubi wszystko wiedzieć, twierdzi, że jest duszą towarzystwa i pępkiem świata. Tego jeszcze brakowało!

Siegfried

Fanatyk studiował księgi niechętnie udostępnione mu przez bibliotekarza, który oczywiście musiał pomruczeć coś do siebie przy kontakcie. Po długim spacerze wzdłuż regałów z księgami wyciągnął kilka i rzucił je z hukiem na stolik przed Siegfriedem. Bez słowa odszedł.
Tytuły ksiąg były następujące:
Stirland - lokalne podania i legendy
Kronika Ohlsdorfu rok 2302
Folklor poszczególnych prowincji Imperium

Niewiele mógł dowiedzieć się z tego wszystkiego fanatyk. Widać, że informacje zapisane tutaj były wyssanymi z palca bajkami. Ktoś nawet napisał o jakiś szczuroludziach! Przecież to jest bujda, którą straszy się małe dzieci. Jednak Z tego co sługa Sigmara zauważył, to za kilka dni miało odbyć się jakieś tradycyjne święto ludowe w podzięce za plony. Krótko mówiąc okazja do jedzenia i picia na skalę miasteczka.
Uwagę Siegfrieda zwrócił też pewien dział ksiąg odgrodzony od reszty. Niektóre z regałów były nawet zabezpieczone kłódką. Gdy bibliotekarz zauważył, że fanatyk oglądnął się na tamtą cześć księgozbioru zmarszczył czoło, zakaszlał demonstracyjnie i zacisnął dłonie w pięści.


Seara

Elfia łowczyni słyszała pojedyncze słowa które wypowiadała dziewczyna płonąca na stosie. Część z nich brzmiała bardzo podobnie do tych, które można usłyszeć podczas naukowych rozpraw jej rodaków.

Na cztery lata
Cztery wstanie
Cztery przysłali
Cztery obelisk
Cztery klęske
Czterech Ohlsdorf
RAZ DWA TRZY CZTERY!


Aby ochłonąć wojowniczka przeszła się po mieście. Gdy kilka razy wpadła na kogoś, oprzytomniała. Cały czas czuła wzrok dziewczyny na sobie. O co jej chodziło nie miała pojęcia. Mogła przybyć tu dzień później, jednak poczucie obowiązku nakazało jej załatwić sprawę, która ją tu przysłała jak najszybciej. Skoro tak potoczyła się sprawa, to miała prawo do chwili wytchnienia. Jedno miejsce w szczególności przykuło jej miejsce.
Niedaleko wejścia do dzielnicy szlacheckiej stał sporej wielkości budynek.
„Dom szztuki” – głosił napis na czymś w rodzaju eleganckiego szyldu. Tym, co zwróciło uwagę elfki był śpiew. Damski głos roznosił się w okolicy dając popis swoich umiejętności. Seara podeszła bliżej. Dopiero teraz zauważyła dwójkę strażników o ciemnej skórze. Słyszała, że ludzie w Estalii cechują się takim wyglądem, ale dotychczas uznawała to jako plotki. Mężczyźni nosili ten sam strój, mieli takie samo uzbrojenie w formie halabardy i kirysu, nawet zarost był tak samo przygolony. Chyba byli bliźniakami. Wyglądali bardzo podobnie.
Gdy elfka zbliżyła się, ukłonili się i wpuścili ją do środka.
Wnętrze całego budynku było eleganckie. Długi korytarz z wieloma drzwiami po bokach wiódł na piętro, z którego słychać było muzykę. Seara pokonała szybko schody i jak zahipnotyzowana szła dalej. Stanęła w drzwiach dużej sali. Było tam sporo obrazów i rzeźb. Na środku siedziała pewna młoda kobieta ubrana po szlachecku w szmaragdową suknię, a na rękach miała długie rękawiczki do łokci. Rozpuszczone włosy koloru czarnego zakrywały jej plecy. Szlachcianka gestykulowała, a młoda dziewczyna śpiewając patrzyła się na nią. Chwilę później skończyła i śpiew ucichł.
- Dobrze Veroniko, teraz musimy jeszcze popracować nad wysokimi dźwiękami i gwarantuje ci, że będziesz powalać ze sceny swoim talentem. – zabrzmiał delikatny kobiecy głos szlachcianki. Gdy jednak zauważyła, że jej uczennica popatrzyła się w stronę wejścia, sama też odwróciła wzrok.
- Dobrze, to tyle na dziś. Możesz już wrócić do domu. – zezwoliła młodej.
Wstała i podeszła do elfki z szerokim uśmiechem.
- Witam w Domu Sztuki. Jestem Markiza Franceska el Dio. Czemuż to reprezentantka starszej rasy zaszczyciła mnie swoją obecnością? – zapytała.
 
Aeshadiv jest offline  
Stary 13-08-2012, 15:12   #16
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Spieszyła się. Szanowała tego, który złożył ów ciężar na jej ramiona. Była mu to winna jako staremu przyjacielowi. Wspominała czasy gdy w troje przemierzali rozległe tereny imperium. Razem śmiali się i walczyli. Razem ją opuścili.
Miecz ciążył, owinięty w czarne płótno, przewieszony przez ramię. Miecz ów był przyczyną dla której zagłuszała potrzebę odpoczynku i do minimum ograniczyła czas poświęcony na spożywanie posiłków. Jego właściciel, którego szczątki spoczywały obecnie w gościnnej ziemi, opowiedział jej kiedyś historię owego oręża, który od lat był w posiadaniu pierworodnych z jego rodziny. Teraz nie było już nikogo komu można by go przekazać. Dankred nie miał brata ani siostry nad czym często bolewał. Rodzice jego, na spotkanie z którymi właśnie zmierzała, dawno temu powitali jesień swego życia i powoli ku zimie zmierzali. Nie czekała na ów miecz żadna dłoń gotowa wznieść go do boju.


Miasto powitało ją w sposób, którego wolałaby ominąć. Stojąc w cieniu rzucanym przez dach jednego z domostw, przyglądała się egzekucji. Nikt nie zwracał na nią uwagi z czego była wielce zadowolona. Nikt zatem nie mógł dostrzec niesmaku malującego się na jej twarzy. Całą sobą popierała walkę ze sługami chaosu. Z ochotą zmniejszała zastępy jego sług. Jednak zawsze śmierć była szybka, pozbawiona zbędnego okrucieństwa. To, czego była świadkiem mimo iż czynione w imię dobra, budziło jej odrazę. Niemal sięgnęła po strzałę by zakończyć owe widowisko, gdy napotkała wzrok dziewczyny, a uszy wypełniły słowa przez nią wypowiadane. Cofnęła się o krok, mocniej kryjąc w wątłym cieniu, niemal przylegając do ściany. Wciąż jednak czuła na sobie wzrok palonej, wciąż słyszała jej głos. Nie mogła się ruszyć czując chłód, który ją otoczył. Cóż miały znaczyć te słowa? Brzmiały niczym przepowiednia, czy jednak wierzyć można we wróżbę z ust kogoś takiego? Kim była, co takiego uczyniła?
Pytania musiały poczekać. Stos się dopalił, pora było ruszać. Przybyła by wypełnić ostatnią wolę przyjaciela. Wszystko inne musiało poczekać, bez względu na to w jakim stopniu budziło jej niepokój.

Budzić zaś musiało wielki skoro do tego stopnia zakłóciło jej opanowanie, że dopuściła by tęsknota zaczęła kierować jej krokami. Śpiew, który usłyszała, brzmiał niczym odległe echo przeszłości na zawsze utraconej. Koił i zarazem przyzywał nowe fale smutku i tęsknoty. Poddanie się im przyszło jej z łatwością czego teraz żałowała.
Szlachcianka nie zrobiła na niej wrażenia. Jej tytuł znaczył dla elfki niewiele. To Erefor był tym, który zwracał uwagę na odpowiednie zachowanie względem osób, które je nosiły. Dla niej kobieta, która powitała ją w owym przybytku była jedynie kolejną przedstawicielką swej rasy. Może tylko nieco ładniejsza, może bogatsza niż ci, których zazwyczaj napotykała na swej drodze. Uroda jednak wkrótce przeminie, zwiędnie niczym kwiat pod dotykiem pierwszych przymrozków. Bogactwo zaś wniesie w jej życie więcej nieszczęścia niż chwil radosnych.
Myśli te niczym błyskawica mknąca po burzowym niebie, rozbłysły w jej umyśle by zgasnąć wraz z uprzejmym, aczkolwiek dość niskim pochyleniem czoła.
- Zwabił mnie głos słowika któregoś pani właśnie odesłała. Wybacz jeżeli obecność moja przeszkodziła w doskonaleniu daru, którym bogowie obdarzyli to dziecko. Czyn ów ze wszech miar nie był zamierzonym. - W jej głosie dało się wyłapać nutę szczerej skruchy, jednak twarz elfki pozostała obojętna.
- Słowika? Moja droga, ona dopiero słowikiem się stanie, jeśli będzie ćwiczyć. Jeśli kochasz śpiew i chcesz słuchać to zapraszam częściej. Okazuje się, że podczas tych jakże niekorzystnych dla sztuki czasów, nagle wypływa sporo talentów. Moim powołaniem jest je odkrywać i doskonalić. - odpowiedziała z uśmiechem młoda szlachcianka.
- Kto wie, może kiedyś zamiast modlitw i kazań w większy nastrój bojowy będzie wprowadzać jakaś pieśń? - powiedziała patrząc się na elfkę.
Seara nie uznała za stosowne odpowiedzieć na słowa kobiety. Nie znała się na sztuce tak jak jej rodzicielka. Usłyszała śpiew i był on dla niej pięknym w stopniu wystarczającym by wzbudzić wspomnienia. Dzielić się tymi wrażeniami nie miała jednak zamiaru. Tym bardziej że nie była w nastroju by wdawać się w dysputy. Miast tego zwróciła swe spojrzenie na płótno w zdobnej ramie, wiszące po drugiej stronie sali. Pomieszczenie było dużych rozmiarów przez co nie była w stanie dostrzec szczegółów malowidła.
- Wybacz pani - zwróciła się w stronę markizy i nie czekając na jej pozwolenie ruszyła w stronę obrazu.
Malowidło było bardzo duże. Spokojnie można było je określić na wysokość człowieka przeciętnego wzrostu. Oprawione w ramę w antycznym stylu prezentowało kilka dziwnych postaci z ludźmi. Co dziwne każdy człowiek był ubrany w coś innego, niezbyt pasującego do całokształtu tej przedziwnej scenerii. Fioletowe istoty jakby opowiadały coś, demonstrowały lub oprowadzały ludzi po ogrodzie. Tłem obrazu była fontanna z kobietą stojącą w jej środku. Otaczały ją duże pionowe kamienie przerastające ją kilkukrotnie. Kobieta była ubrana w dlugie białe szaty, przypominające kapłańskie. Pod obrazem widniała blaszka w wybitym tytułem:

“Błogosławieni” pędzla mistrza Halsa.

Nie była pewna dlaczego malowidło zwróciło jej uwagę. Było duże, to fakt, czy jednak był to wystarczający powód?
- Błogosławieni - przeczytała półszeptem. Przymknęła oczy. Nie powinna tu być. Miała misję do wypełnienia. Powinna przemierzać ulice miasta w poszukiwaniu rodziny przyjaciela. Miast tego marnuje czas stojąc i wpatrując się w wytwór ludzkiego umysłu. Ponownie uniosła spojrzenie na płótno. Czterech i kapłanka. Cztery... Przed oczami ponownie ujrzała młodą kobietę przywiązaną do pala i słup ognia, który pochłaniał jej ciało. Pokręciła głową. Najwyraźniej zmęczenie zaczynało dawać o sobie znać. Powinna już iść... Odwróciła się w poszukiwaniu markizy.
Markiza stała zaraz obok niej. W milczeniu obserwowała elfkę badającą obraz. Jej twarz na ten moment nie wyrażała żadnych emocji.
- Wybacz pani iż zajęłam tak wiele twego cennego czasu. Odejdę już byś mogła w spokoju poświęcić go swym zajęciom - wypowiadając te słowa obdarzyła markizę pożegnalnym skinieniem głowy.
- Ależ nic się nie dzieje. Miło było panią poznać pani... - chyba Seara nie przedstawiła się.
- Seara - podała swe imię nie widząc powodów dla których miałaby tego nie czynić po czym ruszyła do wyjścia. Z niewiadomych powodów nie miała ochoty dłużej przebywać zarówno w obecności markizy jak i zdobiącego ścianę obrazu.

Opuściwszy Dom Sztuki i jego szlachetnie urodzoną gospodynię, udała się w miejsce, w którym powinien znajdować się dom rodziców Dankreda. Umierający przyjaciel nie zdążył powiedzieć jej w której dzielnicy się on znajduje. Miała jednak nadzieję, że po odbudowie miasta jego lokacja nie uległa zmianie. Tym razem uważniej stawiała swe kroki. Mimo iż jej myśli wciąż pochłaniały zdarzenia tego dnia, zdołała już dojść do siebie na tyle by nie wpadać na przypadkowych ludzi. To, że słowa dziewczyny i jej wzrok miały na nią takie działanie, budziło jej niepokój. Nie potrzebowała tego dodatkowego ciężaru na swych barkach. Tym co było jej w tej chwili potrzebne była samotność i łagodny szum lasu, który mógłby ukoić jej smutek. Szczęściem wkrótce miała doświadczyć owego cudownego leku. Wraz z nastaniem świtu zamierzała bowiem opuścić to miasto i udać się w dalszą drogę.

Opuściwszy domostwo rodziny von Kerre przystanęła w bocznej uliczce odchodzącej od murów otaczających rezydencję. Potrzebowała chwili by opanować wywołane spotkaniem z rodzicami Dankreda emocje. Utrata jedynego syna wstrząsnęła niemłodą już parą. Z kolei konieczność wyjawienia im w jakich warunkach pożegnał się ze światem, wstrząsnęła nią samą. Po raz kolejny musiała powrócić do tamtych chwil. Po raz kolejny przeżyć śmierć Erefora. Po raz kolejny ujrzeć światło życia gasnące w oczach Dankreda. Jedna noc, chwil parę, świat obrócony w perzynę. Jej świat...
Czy jednak stojąc w ciemnej uliczce i rozpamiętując przeszłość zdoła przywrócić ich do życia? Czy ukoi w ten sposób ból rodziców którym odebrano syna? Znała odpowiedź na te pytania, tak więc poprawiwszy poły peleryny ruszyła w dalszą drogę. Jeszcze przed przekroczeniem progu rodzinnego domu Dankreda postanowiła, że odwiedzi człowieka odpowiedzialnego za egzekucję której była świadkiem. Miała nadzieję, że odpowiedzi, które od niego uzyska złagodzą nieco niepokój który czuła od tamtej chwili. Od Tyrcjusza dowiedziała się gdzie można go zastać oraz jak dotrzeć do świątyni. W tamtą też stronę skierowała teraz swe kroki.

Przybytek nie był zbyt wysoki. Zbudowany z jasnoszarego sprawiał przyjemne dla oka wrażenie. Nie było również problemu z pomyleniem jej z jakąś inną, głównie za sprawą naturalnej wielkości posągu przedstawiającego samego Sigmara. Seara nie zatrzymała się jednak by podziwiać dzieło ludzkich rąk. Mocniej nasunęła kaptur na twarz po czym przestąpiła próg świątyni. Przez chwilę pozwoliła sobie chłonąc spokój jaki panował w jej wnętrzu, a który zdawał się przenikać do jej wnętrza. Kąciki jej ust wygięły się ku górze w delikatnym uśmiechu ulgi.
Znalezienie akolity, który zaprowadził ją ku drzwiom komnaty zajmowanej przez łowcę Eryka, nie było trudne. Młodzieniec co prawda przyglądał się jej rpzez chwilę nieco podejrzanym wzrokiem jednak spełnił jej prośbę. Być może uznał że łowca w razie potrzeby sam sobie poradzi z ewentualnym zagrożeniem w postaci nieznajomej w czerni.

Odczekała chwilę aż młody akolita odejdzie do swoich zajęć, po czym zastukała lekko w drzwi, które jej wskazał.
Przez chwilę jedynie cisza jej odpowiadała, jednak po około minucie usłyszała głos mężczyzny zza drzwi:
- Wejść!
Zaproszenie nie należało do uprzejmych jednak ona nie przyszła tu by wymieniać grzeczności. Pchnęła drzwi i śmiało wkroczyła do komnaty łowcy.
Widziała, że Herr Weiß raczej preferuje skromny, a zarazem praktyczny wystrój. Na ścianie wisiała mapa prowincji, sporej wielkości miecz, kusza, której strzał powaliłby pewnie dzika. Inkwizytor zerknął na przybyłą i podniósł nieznacznie brwi. Na biurku przed nim były jakieś papiery, pióro i kałamarz. Chyba właśnie coś pisał.
- Witam. W czym mogę słuzyć? - zapytał po chwili, gdy postawił już kropkę kończąc pisane właśnie zdanie.
- Badź pozdrowiony - odparła na powitanie, po czym od razu przeszła do sprawy, która ją tu przywiodła. - Pragnę dowiedzieć się czegoś o tej, która dziś spłonęła.
- Hm... widzę, że coś ludzi dziś interesuje ta kobieta. Co dokładnie przedstawicielka elfiej rasy chciałaby się o niej dowiedzieć? Wszystkiego wyjawić nie mogę, tak w ogóle, czemu elfka zainteresowała się jakąś tam czarownicą? - zapytał odkładając pióro.
- Nie będę nalegać byś wyjawił tajemnice, których wyjawić nie możesz. Poznać pragnę jedynie powody dla których spotkał ją taki los i miejsce w którym mieszkała - wyjaśniła spokojnie. - Powody dla których potrzebuję poznać owe odpowiedzi mają swe podstawy jedynie w mych własnych odczuciach i słowach które wypowiedziała.
- Zgodnie z prawem Imperium łowca czarownic ma obowiązek oddać każdą osobę władającą magią do koleguim magii o ile nie osiągnęła 25 lat. Elisa mała rok więcej i odprawiała jakiś magiczny rytuał. Tego tolerować nie mogłem. Podjąłem działanie. W dodatku, na kamieniu, który zaklinała widziałem symbole chaosu. Czy uważasz elfko, że to wystarczający powód?
- Moje zdanie na ten temat nie zmieni jej losu zatem pozwól iż zatrzymam je dla siebie - odparła nieco ostrzej niż zamierzała jednak wspomnienie egzekucji wciąż były świeże, a jej opinia o takim wymierzaniu kary nie uległa zmianie. - Gdzie znajduje się ów kamień?
- Za jej chatą, ujrzycie jego wierzchołek znad drzew. Jednak przypominam, że najprawdopodobniej jest skażony plugawą energią chosu. - Eryk chyba nie do końca ufał nowoprzybyłej. Nawet mu się nie przedstawiła.
- Zapamiętam twe ostrzeżenie - zapewniła uprzejmie. - Chatę zaś znajdę...?
- Rozumiem, że o kierunek pytacie. Jeśli tak bardzo was do spaczonej magii ciągnie to proszę bardzo. Zachodnia brama, kilka mil aż ujrzycie trafiony przez piorun dąb. Za nim jest ścieżka prowadząca do chaty. - powiedział obojętnie. Przymrużył nieco oczy, a następnie uśmiechnął się patrząc w sufit na moment.
Seara przez chwilę przyglądała się mężczyźnie.
- Czyżbyś już planował kolejną egzekucję, łowco? - zapytała mierząc go ostrym spojrzeniem.
- Jeśli tylko znajdę powód, to nie będę miał żadnych wyrzutów sumienia rzucając kolejną pochodnie pod drwa stosu. - odpowiedział nieco poirytowany.
- Nie wątpię w twe słowa i postaram się i o nich pamiętać. Teraz zaś wybacz lecz zmuszona jestem opuścić twe gościnne progi. Nie wątpię, że spotkamy się ponownie - dodała odwracając się by otworzyć drzwi które wcześniej za sobą zamknęła.
- Żegnam więc, miłego dnia. Obyś nie zeszła na złą drogę. - powiedział głośno.
- O ile już na niej nie jesteś - mruknął do siebie gdy drzwi już się zamknęły.

Łowczyni zatrzymała się na chwilę by w zadumie śledzić linie słojów w drzwiach komnaty łowcy Eryka. W jego oczach niemal zdołała dostrzec obraz samej siebie spowitej oczyszczającymi płomieniami. Przez krótką chwilę szalona myśl zawitała do jej umysłu. Może tak byłoby lepiej? Smutek i tęsknota uderzyły w nią ze zdwojoną siłą. Wypełniła swą misję, nic zatem nie zagradzało im drogi. Nic, poza dumą która zmusiła ją do zrobienia pierwszego, a po nim kolejnych kroków oddalających ją od drzwi człowieka, który tak łatwo osądza i karze.
Zatrzymała się w głównej sali świątyni. Powinna udać się w poszukiwaniu karczmy, w której mogłaby spędzić noc, a rankiem wyruszyć w dalszą drogę. Zamiast tego ruszyła w stronę pogrążonej w cieniu kolumny, niszy. Potrzebowała chwili samotności i spokoju, a miejsce to z jego atmosferą wydało się jej lepszym niż zatłoczona karczma. Nowe ściany nie zdążyły jeszcze nabrać majestatu wieków. Nie byłą w stanie usłyszeć ich echa w krokach wiernych zbierających się na wieczorną modlitwę. Było jednak w tych odgłosach coś co tłumiło jej gniew i niepokój. Pozwalało na skupienie się na tym co pozytywne, nie ważne jak trudno było dostrzec ów promień słońca wśród burzowych chmur. Musiała ułożyć jakiś plan. Słowa czarownicy i jej wzrok wciąż nie dawały jej spokoju. Powinna odnaleźć kogoś kto mógłby przetłumaczyć całość owej przepowiedni, czy też przekleństwa. Do kogo jednak miała się zwrócić? Z pewnością nie miała ochoty na kolejną rozmowę z łowcą, a rodziny Dankreda nie chciała w to wplatać. Nie mogła również otwarcie chodzić i rozpytywać o kogoś kto mógłby jej w tym pomóc. Wystarczyło wszak wspomnieć o zainteresowaniu miejscem zamieszkania czarownicy by wzbudzić nieufność łowcy. Co prawda nie obchodziło jej co o niej myślał. Wiedziała, że nie ma w niej zła, że chaos nigdy nie znajdzie drogi do jej duszy. Człowiek ten mógł jednak stać się dość kłopotliwym problemem. Gdyby miała przy swym boku Erefora...
Ból był niemal fizyczny. Niemal czuła grot strzały który ich rozdzielił. Uniosła dłoń i dotknęła nią szyi, jednak nie znalazła tkwiącego w niej promienia. Kolejne przypomnienie o tym, że to on zginął, a ona przeżyła. Płomień jego życia zgasł na zawsze podczas gdy jej płonie i płonąć będzie nadal. Jak długo? Uniosła wzrok po to tylko by napotkać czujne spojrzenie łowcy. Skinęła mu głową, po czym ruszyła w stronę wyjścia. Musiała znaleźć spokojne miejsce by zaznać nieco odpoczynku, a rankiem... Rankiem odwiedzi chatę młodej czarownicy.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline  
Stary 13-08-2012, 17:45   #17
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Spieprzaj, dziadu, pomyślał Aldric, z wrodzonej uprzejmości nie wypowiadając tej myśli na głos. Nawet sobie człowiek nie może posiedzieć w spokoju i pomedytować, bo się dosiądzie taka maruda i stara się wciągnąć do rozmowy pod durnowatym pretekstem.
- Aldric Weber - odpowiedział. - Smutny? W żadnym wypadku.
Wypił łyk piwa
- Raczej ponury i zniesmaczony - mówił dalej. - Przyjeżdża sobie człowiek do tak zwanej cywilizacji, chce odpocząć po wędrówce na szlaku, a tu co się okazuje? Chaosu pełno. I to w jakiej postaci... Kobieta młoda, co z chłopem powinna się zadawać ku przyjemności obojga, gzi się z jakimś przedstawicielem Chaosu. I to niejednym ponoć. Wiedźma. To niezbyt wesołe i złe światło rzuca na okolicę, że tak długo ją tolerowano.
- Pan tutejszy?
- Dla odmiany Aldric zadał pytanie.
- Tak, tak! W sumie od niedawna tutejszy. Od roku mieszkam w Ohlsdorfie. A co do wiedźmy drogi Aldricu, to osobiście uważam, że gdyby jej nie spalili, gdyby po prostu sobie tam w tym lesie żyła to komu by to przeszkadzało? No komu? Nikt by nawet o niej pewnie nie wiedział - powiedział Hans, nachylając się w konspiracyjnym stylu.
- Nikt by nie wiedział? - Aldric był, na pozór przynajmniej, szczerze zdziwiony. - Nie wspomnę o jej licznych przestępstwach przeciw ludziom - mówiący nie określał, czy wierzy w te zbrodnie - o których mówią niemal wszyscy. Mówiono mi, że mieszkała w lesie, a sam widziałem jej chatkę, pod wielkim dębem. Chyba że kto inny tam mieszka, a nie ta kochanica demonów.
- No chyba tam mieszka. Dowiedziałem się o tym dopiero dzisiaj. Tak to w ogóle nie wiedziałem o istnieniu jakiejś tam wiedźmy. A wiadomo co ona tam takiego strasznego robiła, że aż ją spalić musieli?
- pytał Hans żywo gestykulując. Machał rękoma, co chwila jakby rysował palcem po blacie stołu.
- To by już trzeba z inkwizytorem porozmawiać - odparł Aldric, zastanawiając się, kiedy Geistfrau zechce się od niego odczepić. - Z pewnością wie najlepiej, co ona zawiniła. Z tego, co ludzie mówili wynikało, że do spisania jej win trzeba by wołowej skóry. Ale nie przysłuchiwałem się zbytnio i nie starałem się zapamiętać. Do szczęścia mi to nie było potrzebne.
- Ja tam wolałbym z tymi z oczyszczającego ognia nie rozmawiać. Ani z żadnymi im podobnym. Jakoś tak instytucje związane z wierzeniami takie jak zakony, świątynie i inne... jakoś tak za nimi nie przepadam. Jak większość filozofów można powiedzieć
- Hans uśmiechnął się w tym momencie. - Ale zmieńmy temat bo widzę, że coś Aldricu nie bardzo jesteś w humorze żeby mówić o tych staroświeckich zwyczajach panujących w Imperium. Napijesz się czegoś? Twój kufel się chyba coś psuje, zaczyna w nim brakować piwa.
- Filozofem jesteś?
- odparł pytaniem na pytanie Aldric, nie nawiązując do propozycji i nie komentując pozostałej części wypowiedzi. - To cóż takiego robisz w ramach tego fachu?
- Wiele ksiąg już przeczytałem, ale żadna z nich nie dała mi takiej wiedzy jak po prostu rozmowa z różnymi ludźmi. Wymieniam poglądy, później w nocy leżąc w łóżku zastanawiam się nad tym co dziś usłyszałem. Moje życie to ciągłe myślenie o tym jak mogłoby być, jak jest, jak było. Co w tym wszystkim można by zmienić i … dlaczego jest jak jest. Pewnie właśnie pomyślałeś, że jestem jakimś nierobem, bo z tego co widzę to jesteś człowiekiem, który zarabia na życie mieczem. Zgadza się? - Szybki słowotok, machanie rękoma, ten typ chyba zawsze dołączał to nawet do kupowania jabłek na targu.
- Zawsze słyszałem, że myślenie to ciężka praca - odparł Aldric. - Co nie znaczy, że unikam tej czynności. Każdy powinien robić to, co lubi. Byleby innym na łeb nie właził. A sięganie po miecz to ostatnia rzecz, jaką lubię. To raczej tylko dodatek do zamiłowania do podróży. Świat nie jest doskonały i niekiedy bronić się trzeba. Księgi masz swoje własne, czy też jeździsz po świecie i wertujesz po bibliotekach?
- Mam mały własny księgozbiór, ale często zdarza się tak, że wyjeżdżam na jakiś czas do większych miast i tam odwiedzam biblioteki. Jednak sam pewnie wiesz, że większość tych pięknych instytucji jest w rękach kapłanów i często zawartość ksiąg może być naciągana i przekłamana. Te najbardziej wartościowe są zawsze w działach zakazanych. Dlatego zdarza mi się czasem posłać kogoś po okolicznych wioskach w dni targowe i tam odkupić za grosze coś od chłopów, którzy nie wiedzą ani ile księga jest warta, ani co z nią się robi, bo czytać większość z nich nie potrafi.
- Dobrze że nie do biblioteki, by wykradł księgi.
- Aldric uśmiechnął się kątem ust. - To byłoby dość niebezpieczne zajęcie. Wędrowanie po jarmarkach, choć zapewne mniej owocne, jest zdecydowanie bezpieczniejsze. Chociaż, z drugiej strony, posiadanie zakazanych ksiąg także bezpieczne nie jest. Ale w swym małym księgozbiorze z pewnością takich nie posiadasz. To byłaby głupota, a na głupca nie wyglądasz.
- Nie posiadam, ale pewnie gdyby była taka możliwość bez ryzykowania żadnym stosem czy inną karą to bym po nie sięgnął. Nie wiem jakim prawem kilku łysych w sukienkach orzeka co ludzie mogą wiedzieć a czego nie? Uważają nas na bezrozumnych, którzy sami nie potrafią ocenić co jest dobre, a co złe?
- Teraz do gestykulowania doszło kręcenie oczami i nieudolna próba parodiowania kapłanów.
- Niektórzy zapewne nie potrafią ocenić - mruknął Aldric. - Słyszy się tu i tam o wiedźmach czy czarownikach, co Chaosowi ulegli. Ale nawet gdyby od Chaosu się oderwać... Są ludzie, którzy kochają zło w różnej postaci. Gdyby nie to, najemnicy na chleb by nie zarobili, bo na szlaku więcej o rozbójników ginie, niż przez dzikie zwierzęta. A do spraw kapłańskich się nie mieszam. Zwykle to się nie opłaca. - Podobnie jak wyrażanie o nich swej opinii, dodał w myślach. - Czasami się przydadzą. Kapłanki Shallyi na przykład.
- Rozumiem, że ten temat chcesz pominąć. Nie ma problemu. Wiem, że ludzie wolą się nie mieszać w te sprawy. Sam pamiętam jak ciężko mi się było przełamać i w końcu opowiedzieć komukolwiek co o tym wszystkim myślę. Jednak wydaje mi się, że gdyby ludzie wiedzieli nieco więcej o tych Chaosowych bogach to by ich tak do nich nie ciągnęło. Wiesz, jak to się mówi, zakazane owoce smakują najlepiej.
- Mnie nie pociągają. Podobnie jak cudze baby.
- Aldric uśmiechnął się. - Wokół jest dosyć niezakazanych przyjemności i można z nich korzystać bez obaw. Aż tak mnie ryzyko nie pociąga.
- W sumie to prawda, ale wiesz sam jak to co zakazane kusi... Cholera! No właśnie to ja wiem jak kusi, a z tego co słyszę to jesteś bardzo ostrożny. A... wychodzę na jakiegoś skończonego głupca. Chyba muszę odpocząć.

Na twarzy Aldrica ponownie pojawił się uśmiech.
- Nie powinienem ci tego sugerować, ale najbliższe miejsce, gdzie możesz się dowiedzieć coś o sprawach zakazanych, nie licząc oczywiście świątyni i inkwizytora, herr Weißa, jest chatka tej wiedźmy. Jeśli, rzecz jasna, nie spalono jej do fundamentów, a reszty nie posypano solą i nie zaorano.
- Ach! Tam może lepiej jednak nie iść. To, że chcę zgłębić nieco tej innej wiedzy nie znaczy, że chce być dotknięty jakąś magiczną energią czy jak to się tam mówi.

Aldric rozłożył ręce.
- Ponoć bez ryzyka nie ma zysku, ale rozumiem twoje podejście do zagadnienia - oznajmił. - Zawsze bezpieczniej i rozsądniej zgłębiać wiedzę w zaciszu własnej biblioteki, niż niepotrzebnie ryzykować głową, pakując się na skażone, tak jak mówisz, złą magią tereny.
- Jak już mówiłem, uważam, że jesteś ostrożny i rozważny człek. Pozwolisz teraz, że postawie ci piwko, a następnie wrócę do swojego domowego zacisza aby dokładniej przemyśleć ten temat?
- zapytał grzecznie Hans wstając od stolika.
- Dziękuję za rozmowę. - Aldric skinął uprzejmie głową, podnosząc się również nieco ze swego miejsca. - I za piwo również.
Przez moment jeszcze spoglądał w stronę odchodzącego Hansa, który faktycznie skierował się w stronę wyjścia, a potem pokręcił głową. Nie miał pojęcia, czy Geistfrau był ciekawskim durniem, czy też może jakimś szpiclem czy podżegaczem.
W końcu wzruszył ramionami i wrócił myślami do chaty wiedźmy. Nie wierzył zbytnio w to, by wejście tam mogło czymkolwiek grozić, poza zwróceniem na siebie uwagi łapacza chaośników, co było zapewne bardziej niebezpieczne, niż spotkanie paru zwierzoludzi. Tylko po co niby miałby tam iść? Po zioła, których przeznaczenia nie znał? Po mikstury czy eliksiry, których kolor czy zapach nic by mu nie powiedział?
Ciekawe było, kto i dlaczego wydał wiedźmę w ręce inkwizytora. Szczególnie to drugie było interesujące. Zapewne komuś nadepnęła na odcisk.
 
Kerm jest offline  
Stary 14-08-2012, 20:43   #18
 
Gob1in's Avatar
 
Reputacja: 1 Gob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputację
Siggi, ocierając usta z piwnej piany, z trudem opanowywał nagły wybuch wesołości. Po śmiechu przyszedł czas na zdumienie - "Skąd, u diabła, taki obszczymur ma brzdęk na wóde i nowe szmaty?"
Wyrobiony wśród nulneńskich zaułków instynkt kazał mu przyjrzeć się Vincentowi uważniej, niż postronny obserwator mógłby przypuszczać. Mimo pozornego braku zainteresowania, zmrużone oczy osiłka taksowały lokalnego nieudacznika, który miast wychodkiem, zaczął niespodziewanie śmierdzieć karlami. I to tak z dnia na dzień. Ciekawość Siggiego wykraczała "nieco" poza nadzieję na odzyskanie forsy, którą Vincent, korzystając z dobrego nastroju wielkoluda, raczył zwyczajnie przepić.

- Twoje zdrowie, Vincent! - zaczął, starając zanadto się nie krzywić. Polał za to hojnie z przyniesionej przez chwilowego kompana flaszki.
- Za te wszystkie nadobne niewiasty, których jeszcze nie znamy! - dodał kolejny toast, omal nie dławiąc się napitkiem na wspomnienie czekającej nań małżonki.

Kilka kolejek później, z których wychylił może razem z pół szklanicy (w odróżnieniu od Vincenta, który zaczynał wyglądać coraz bardziej niewyraźnie) - pozornie niedbale zadał wreszcie kluczowe pytanie.
- Vincent, brachu, a skąďżeś wytrzasnął te łachy? Wyglądasz, niczym panisko z Altdorfu, niech skonam!

Siggi wiedział, że umiejętnie podpuszczony, Vincent powinien wyśpiewać jakieś szczegóły na temat swojego źródełka pieniędzy.
 
__________________
I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee...
Gob1in jest offline  
Stary 16-08-2012, 11:20   #19
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
Siegfried spokojnie studiował mapy, legendy miejskie choć nie było to co chciał znaleźć. Odmowa zajrzenia do innych ksiąg przez bibliotekarza lekko go zirytowało. Prośba ani próba zastraszenia również nic nie dało, toteż Siegfried postanowił pójść do "wyższej instancji" czyli Herr Eryka. W domu niestety go nie zastał, lecz dowiedział się że gdzie można go odnaleźć. Ruszył więc na wieczorne "nabożeństwo". Gdy dotarł na miejsce znalazł sobie miejsce gdzieś w rogu sali i tam też wysłuchiwał słów Eryka. Trzymał się na uboczu, obserwując wszystkich zebranych. Szukał w nich..śladu winy. W końcu nie ma ludzi bez winy. On sam dobrze wiedział o tym. Po nabożeństwie zamierzał porozmawiać z Erykiem by załatwił mu pismo pozwalające wejrzenie w te księgi.
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)
valtharys jest offline  
Stary 18-08-2012, 23:09   #20
 
Radomir's Avatar
 
Reputacja: 1 Radomir jest jak klejnot wśród skałRadomir jest jak klejnot wśród skałRadomir jest jak klejnot wśród skałRadomir jest jak klejnot wśród skałRadomir jest jak klejnot wśród skałRadomir jest jak klejnot wśród skałRadomir jest jak klejnot wśród skałRadomir jest jak klejnot wśród skałRadomir jest jak klejnot wśród skałRadomir jest jak klejnot wśród skałRadomir jest jak klejnot wśród skał
Edmundus nie wiedzieć czemu polubił krasnoluda. "To pewnie przez tą śliwowicę" - pomyślał. Zataczając się do swojego pokoju myślał o kolejnym dniu. Jakoś doczłapał do drzwi, ale ze zdjęciem ubrania miał już spore problemy. Długo nie mógł zasnąć myśląc o spalonej wiedźmie. Potem jego myśli zaszły na inny tor...

Kopalnia, dlaczego się zawaliła. Albo czemu krasnoludy, bo któż inny mógł tam kopać, ją zasypały. Pamiętał, że towarzysz mu coś o tym opowiadał, ale duża ilość alkoholu wyparła to z pamięci. "Trzeba się tego dowiedzieć". Postanowił, że rankiem weźmie ze sobą krasnoluda i poszuka Wiktora Treumencha. Od tego wiecznie uśmiechniętego cwaniaczka wyciągnie niezbędne informacje. Wieczorem zwerbuje w karczmie kilku ludzi i pojutrze ruszą do kopalni. Może los się do mnie w końcu uśmiechnie.

Ale zanim to zrobi kupi wielki bukiet kwiatów i uda się do markizy Franceski el Dio. Baby zawsze leciały na róże, a on miał nieodpartą chęć uszczknąć coś z wdzięków mecenaski dla siebie. Najchętniej w tym miejscu, w którym teraz leżał. A może przy okazji dowie się od niej czegoś o kopalni, albo zdobędzie trochę grosza na ekspedycję.

Pieniądze... Ciekawe ile dziś przepuścił. Sięgnął do sakiewki i zaczął liczyć monety. Może nie przepił tak dużo, w końcu w kości grał całkiem nieźle i na początku nawet dobrze mu szło. A potem... Nie pamiętał...

Edmundus zaczął głośno chrapać. Złote monety rozsypane na łóżku leżały wokół niego.
 
Radomir jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 15:20.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172