Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 21-08-2012, 13:07   #1
AJT
 
AJT's Avatar
 
Reputacja: 1 AJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputację
[WFRP 2ed.] Cz.4 - W blasku Morrslieba






W BLASKU MORRSLIEBA

************************************************** *******


W końcu opuścili Krauzhofen. Przez długi okres żyli tam jak bohaterowie. Panny, picie, najlepsze żarcie, przednia medyczne opieka, wszystko czego ich dusza sobie zażyczyła. Ale trzeba było ruszyć, trzeba było wrócić do Nuln, do kryjówki Grafitowych, by zdać tam relację z tego co dokonali.

Razem z nimi w tą samą stronę udała się dwójka nowych towarzyszy. Oboje zmierzali do Nuln, a usłyszawszy, że i bohaterowie z Kreuzhohen udają się w tamtą stronę, dołączyli do nich. A byli to Marko zwany Boćkiem i szpiczasto-ucha elfia kobieta – Keriann. Każdy z nich posiadał swojego wierzchowca, więc bez problemu mogli podążać przy wozie bohaterów. Niestety dzielną ekipę opuścił Knut. Dzielny wojak wspomniał coś z uśmiechem o wakacjach w Ciechocinku, co jednak niewiele mówiło pozostałym, pewnie jakieś Stirlandzkie powiedzenie. Szłomnik udał się do swojej rodzinnej prowincji, może jeszcze ich drogi w przyszłości się splotą.

Tak jak i w drodze do Kreuzhofen ich podróż była usiana mniejszymi, czy większymi potyczkami. W trakcie nich, bardzo pomocny byli nowi towarzysze. Keriann szybko udowodniła, że ma celniejsze oko niż pozostali, a Bociek również udowadniał swą odwagę w walce.

***

Było już późne deszczowe popołudnie. Oni byli już w podróży dobre parę godzin, a od ostatniego noclegu w karczmie minęło parę dni. Przemierzali właśnie pewien zarośnięty i odpychający niczym zad starego krasnoluda szlak. Nadzieja, że jednak ten nocleg uda im się spędzić w przyjemniejszym miejscu, z każdą chwilą coraz bardziej malała. Coraz bardziej im się też wydawało, że pobłądzili. Czyżby ich sztuka nawigacji zawiodła? Czy wciąż szli dobrze?

Nagle, głodnym, zmęczonym i znużonym podróżą podróżnikom ukazały się za zakrętem mury większego budynku. Chwilę później kolejnych dwóch, mniejszych. Po symbolach, jakie zaczęli dostrzegać, domyślili się, że musi to być przydrożna świątynia Morra. Uradowani perspektywą szansy spędzenia noclegu w suchym miejscu, choć jednej nocy w cieple i pod dachem, przyspieszyli kroku. Przed świątynią znajdowało się podwórze, na którym dostrzegli kurnik.

Radosne miny, jak to zwykle bywa, dość szybko odmieniły się w posępne. Gdy zbliżyli się do świątyni na taką odległość, że mogli dostrzec wszystkie szczegóły, zauważyli na jej bramie krew. Dużo krwi, tak jakby ktoś został w nią ogromną siłą ciśnięty. Pewnym zaczynało też być, że tą ciśniętą osobą, były zwłoki leżące tuż u wrót. Zsiedli z wierzchowców oraz wozu i podbiegli na miejsce. Mężczyzna nie żył. Był to morrycki brat, o czym świadczył jego habit, a także wytatuowany na szyi symbol kruka. Braciszek nie zginął dawno, jego ciało było jeszcze ciepłe. Z kieszeni jego habitu wystawał list, zapieczętowany symbolem Morra pergamin.

Kiedy otworzyli bramę, ich nozdrza poczuły wciąż unoszący się w powietrzu świeży zapach kadzidła, a ich oczom ukazało się wnętrze cerkwi. Posępne, strzeliste sklepienie, skromne lecz niebrzydkie witraże, a przy końcu ołtarz zaplamiony krwią leżącego na nim, twarzą do dołu, kapłana. Nie były to jedyne zwłoki w środku. Po marmurowej posadzce, sączyła się jeszcze ciepła krew martwych sześciu braci.
 
AJT jest offline  
Stary 21-08-2012, 13:59   #2
 
JanPolak's Avatar
 
Reputacja: 1 JanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemu
Tak oto w drużynie zawitał nowy bohater. Marko, siódmy syn barona von Storcha - tak przedstawił się za pierwszym razem, choć zdecydowanie wolał, by nazywać go Boćkiem. Marko był rycerzem (czy może raczej giermkiem)… przynajmniej za takiego się podawał, bo ten zarośnięty, ubrany w znoszoną skórznię i obwieszony bronią drab bardziej przypominał najemnego zbira, niż szlachetnie urodzonego. Niemniej jednak jego tarcza, pancerz i sygnet na palcu nosiły herb - bociana stojącego na jednej nodze i trzymającego w dziobie węża.

W podróży dał się poznać jako wesoły kompan. Na jego gębie często gościł uśmiech, a Marko potrafił znajdować radość w prostych przyjemnościach. Gdy było z kim, pogadał i pożartował. Popijał wino z bukłaka. W nudniejszych etapach podróży śpiewał „Jestem sobie panem”, albo coś po tileańsku. Gdy doszło do walki, rąbał bez litości, nie brał jeńców i z wprawą przeszukiwał trupy.

Poza koniem, gniadą klaczą imieniem Strzała, wraz z giermkiem podróżował pies - posokowiec Borys. Wesoły ów psiak zdążył obwąchać i przywitać się ze wszystkimi członkami drużyny i wykorzystać każdą okazję na próbę zwędzenia czyjegoś prowiantu. Bociek na postojach troskliwie zajmował się zwierzętami, wydawało się go to odprężać.

- Pezzo di merda! - wyrwało się Markowi na widok zwłok - Właściwi ludzie na właściwym miejscu - popisał się czarnym humorem.

Bociek, nim zadziałał, musiał uspokoić konia, zaskoczonego nagłym widokiem krwi. Tymczasem jego pies zaalarmowany, stroszył sierść i warczał w kierunku świątyni. Giermek, obłaskawiwszy zwierzęta, szykował broń. Przeczuwał niezgorszą rąbankę.
 
__________________
Jestem Polakiem, mam na to papier i cały system zachowań.
JanPolak jest offline  
Stary 21-08-2012, 17:39   #3
 
malahaj's Avatar
 
Reputacja: 1 malahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputację
Przy opuszczaniu Krauzhofen Franc wydawał się odmieniony. Nie śmierdział jak zwykle, ba nawet był umyty i ogolony! Przy dobrym świetle i z odpowiedniej perspektyw wyglądał nawet jak człowiek. Podobały mu się te kilka ostatnich dni w miasteczku. Pił, jadał i ogrywał kogo popadnie a na dodatek, ogrywani rzadko kiedy chcieli dać mu w mordę. Ba, nawet chędożyć zaczął regularnie, co zdarzało mu się nie często. Przez to wszystko poczuł się tak dobrze, że pod koniec nawet nie ogrywał już miejscowych. Ze wszystkiego co mieli. Jednak jak to w życiu bywa, wszystko co dobre, szybko się kończy i trzeba było ruszać w drogę. Na szlaku pozbawiony rzeczonych rozrywek, za to zmuszony co jakiś czas odrąbać Scyzorykiem jakiś czerep, Murer szybko wrócił do swego standardowego zapachu i wyglądu.



Przynajmniej był teraz poważniej opancerzony, bo nie licząc osłoniętych tylko kolczugą ramion i nóg, mógł się pochwalić pełna płytą na torsie i krasnoludzkim hełmem na głowie. Wielki Scyzoryk, zazwyczaj oparty przez ramie, zatknięty za pas młot i zarzucona na plecy tarcza, uzupełniły obraz całości. No i był jeszcze zdobyczny garłacz, który zdążył już bardzo polubić. W tak pogodę szczelnie zawinięty w natłuszczona skórę, aby nie zamókł, w razi czego był gotów odpowiednio przedstawić się w imieniu Franca, który gadani sam za bardzo nie lubił…
*****
Spędzanie nocy w przybytkach Morra zazwyczaj nie należało do przyjemnych. Franc zawsze miał wrażanie, ze umarli są tu witani lepiej, niż żywi. To już jednak była lekka przesada.

Ze Scyzorykiem gotowym do akcji podszedł pierwszych zwłok. przyczyna zejścia tego nieszczęśnika była dość jasna. ~~ Jeszcze ciepły, zaraza. ~~ pomyślał wojownik, szykując się już w myślach na starcie z przeciwnikiem obdarzonym tak potężna siłą. Przyglądając się zwłoką zauważył list. Zabrał go i obejrzał pieczęć. Co prawda sam potrafił składać litery w całe wyrazy, a czasami nawet w zdania, ale raz ze zajmowało to czasami całe godziny a dwa, że bolała go od tego głowa. Dlatego rzucił list Detlefowi.

- Przeczytaj. Może co ważnego a On już go nie dostarczy. -

Sam ruszył za Boćkiem. Polubił nowego kompana, choć czasami miał ochotę ugotować tego cholernego pchlarza., który się z nim szwendał. Szydził z niego co prawda, ze pije jakeś siuśki, zamiast porządnej gorzały jak na mężczyznę przystało, ale po odejściu Knuta, był sporym wsparciem w walce. Podobnie jak Keriann. Poza tym zawsze to para cycków na horyzoncie.

Zwłoki w cerkwi wyglądały na jeszcze ciepłe, stad istniała możliwość, ze napastnik, lub napastnicy wciąż byli środku. Franc nie miał ochoty na ich szukanie w budynku, wolałby raczej walkę na otwartym terenie. Postanowił więc o to zadbać.

- Długo mam na was czekać kurwy, czy w końcu sami wyjdzieta?! Mam tu coś dla was na powitanie! -

Wydarł się do środka budynku, po czym odstąpił kilka kroków, czekając na ewentualną reakcje. Liczył się z tym, że mogli strzelać ze środka, więc profilaktycznie ustawił się tak, aby tego nie ułatwiać. Gdy jednak nikt się nie fatygował, to miał zamiar wejść i ustalić czy, któryś z braciszków jakimś cudem jeszcze żyje i jak zginęli.
 
malahaj jest offline  
Stary 21-08-2012, 19:32   #4
 
JanPolak's Avatar
 
Reputacja: 1 JanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemu
Wierzchowiec został uspokojony i przywiązany do jakiegoś płotu. Pies zaś, słysząc krzyki Franca, rozpoczął zza pleców ludzi oszczekiwać budynek, jakby chciał dorzucić własne groźby do słów żołnierza.

- Może zwymyślaj ich matki? - zaproponował tymczasem giermek - To zawsze zachęca do walki.

Bociek stanął ramię w ramię z Maurerem. Osłaniał się tarczą, a w zbrojnej ręce trzymał swą specyficzną włócznię. Była to broń o drzewcu dość krótkim, by używać jej w fechtunku. Szeroki grot był umieszczony na przedłużonej żelaznej tulei, zakończonej prostopadłymi skrzydełkami - uniemożliwiały one zaklinowanie broni w ranie, oraz ułatwiały parowanie. Ta lekka, szybka broń świetnie nadawała się do walki pieszej, a z końskiego grzbietu pozwalała zarówno na potężną szarżę, jak i zręczne pchnięcia w każdym kierunku. Marko miał przy sobie jeszcze miecz ("Bo, kufffa, co to za rycerz bez miecza?"), ale teraz pozostawiał go schowanego w pochwie.

Oczekując na reakcję spodziewanego przeciwnika, giermek obserwował wnętrze świątyni. Ile było tam miejsca? Ile osób mogłoby walczyć na raz? Gdzie mógł chować się napastnik? Czy były inne wejścia? Co cennego znajdowało się w cerkwi?
 
__________________
Jestem Polakiem, mam na to papier i cały system zachowań.
JanPolak jest offline  
Stary 21-08-2012, 21:23   #5
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
Zebedeusz dojrzewał i rok przygód odcisnął na nim swoje piętno. Z młodzieńca, delikatnego, ledwie wystającego ze swojej koszuli, który nie pewnie trzymał miecz, a gdy tylko doszło do walki machał nim jak cepem, wyrósł mężczyzna. “Gołym okiem” było widać, że znaczną część swych zarobków młody żak zainwestował... w siebie samego. Znany, szanowany i nietani krawiec sprawił mu odpowiednie szaty, dobry szewc nowe buty, a golibroda - fryzurę. Wszystkie te zabiegi sprawiły, ze zaniedbany, ubrany w łachmany chłopiec, zaczął wyglądać dostojnie, przystojnie, prawie jak szlachcic...
Z czasem Zebedeusz, w celu dodatnia sobie lat i powagi, zapuścił bródkę. Inny zarost nie pasował mu zbytnio, więc tylko przy niej pozostał. Swoje, obecnie średniej długości, lekko wycieniowane włosy układał w dość prostą, ale jak twarzową fryzurę - część z przodu wiązał w delikatne, cienkie warkoczyki, średnio po dwa z każdej strony, resztę zaś nosił rozpuszczoną.
Niezbędnym “wyposażeniem” “nowego” Zebedeusza stały się dwie szerokie, posrebrzane bransolety, a także noszony na wskazującym palcu lewej ręki miedziany sygnet - zapewne zrobiony na zamówienie.
Szata żaka była elegancka i dobrze skrojona. Na ubiór składały się; buty jeździeckie bez żadnych zdobień, skórzane rękawiczki przypięte do pasa, skórzane czarne spodnie oraz okrywający szmaragdowy płaszcz z pod którego wystaje czarna jedwabna koszula. To wszystko idealnie zakrywało doświadczone przez życie ciało, maskując niesprawność fizyczną młodzieńca.
Przez większość drogi żak jechał nie odzywając się słowem do towarzyszy, wyjątkiem były krótkie i zdawkowe wypowiedzi, w których nie było cienia głębszych emocji. Brak poczciwego Knuta lekko przygnębiła na krótko młodzieńca, lecz na szczęście dołączył do nich Marko. Zebedeusz czuł, że ten człowiek okaże się równie poczciwym i ciekawym towarzyszem ich wędrówki. Elfka natomiast..Zebedeusz miał słabość do kobiet, dlatego też trzymał się od niej z daleka. Dwie poprzednie kobiety, które im towarzyszyły odcisnęły piętno na młodzieńcu. Obie go zraniły w jakiś sposób, i młodzieniec nie chciał popełnić błędu. Tym bardziej, że w nocy nie raz budził się spocony, z przyspieszonym tchem i głośno oddychając. Coś wewnątrz niego również dojrzewało. To coś było mroczne. To coś pragnęło wolności, a młodzieniec nie chciał tego dziedzictwa uwolnić. To mogło by zniszczyć go i wszystko co do tej pory osiągnął.
Zebi jechał wciąż rozglądając się spokojnie jakby oczekiwał nie miłych niespodzianek. Przeczucie jak zwykle nie zawiodło młodzieńca, bowiem gdy tylko zdawało się że zaznają gościny, okazało się że zamiast niej znajdą zwłoki kapłanów. Krew i zmasakrowane zwłoki nie zrobiły już większego wrażenia na nim, lecz musiał on przyznać się przed samym sobą, nie był to miły widok. Nie ruszyło go także zachowanie Franca. Zebedeusz na chwilę zamknął oczy i rzekł tylko:

Serce ustało, pierś już lodowata,
Ścięły się usta i oczy zawarły:
Na świecie jeszcze, lecz już nie dla świata!
Cóż to za człowiek?- Umarły.


Następnie żak przechodząc tak by nie wdepnąć w krew wszedł do środka. Lewa ręka spokojnie, odgarnęła połę płaszcza a prawa znalazła się na rękojeści broni. Chciał coś powiedzieć jeszcze na głos ale się powstrzymał.
"Chaos..albo gorzej..."
Milczał spokojnie obserwując otoczenie.
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)
valtharys jest offline  
Stary 22-08-2012, 15:50   #6
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Decyzję o wyruszeniu do Nuln podyktowały jej wspomnienia. Valanduil opisał wszak dość dokładnie jak trafić do osady, z której wyruszył. Co prawda droga, którą zamierzała podążyć była dość okrężną, jednak poznanie nowych terenów było bardziej zaletą niż przeszkodą. Szczególnie gdy za towarzyszy miało się drużynę, o której mówił niemal każdy w Krauzhofen. Keriann z początku trzymała się w pewnej odległości od pozostałych, zazwyczaj jadąc na przodzie i przepatrując szlak. Larkin rwał się do drogi wywołując na jej ustach uśmiech. Wierzchowiec dość miał stania w stajni. Podobnie jak ona przyzwyczaił się do ciągłego ruchu, do wiatru przynoszącego ze sobą zapachy lasu i słońca rozjaśniającego drogę. Również sporadyczne potyczki były czymś czego im brakowało, aczkolwiek Keriann nie czerpała z nich żadnej radości. Zabijanie nigdy nie rozgrzewało jej serca, a ostatnimi czasy wręcz je mroziło. Nie wahała się jednak wypuszczając strzałę czy dobywając bicza. Również jej miecz zakosztował krwi przeciwników. Być może raz czy dwa zastanowiła się nad ową obojętnością, z którą odbierała życie. Możliwe, że zaniepokoiła ją nieco, jednak uparcie odrzucała od siebie te myśli.
Zamiast tego poświęcała je swym nowym towarzyszom. Nie byli w niczym podobni do drużyny Brana. Przede wszystkim w ich gronie znajdował się krasnolud co zdecydowanie było głównym powodem dla którego wolała podróżować w pewnym oddaleniu od wozu, którym jechali. Z nieco innych powodów unikała młodzieńca w bogatych szatach. Na szczęście w tym wypadku zdawało się, że ostrożność, czy też niechęć, są obopólne. Pewnym zainteresowaniem z jej strony cieszył się natomiast Marko, podobnie jak ona nowy w tym gronie. Szczególnie do gustu przypadła jej jego troska o zwierzęta i wesołość, która nieco przypominała jej dawne czasy. Z całej drużyny to przy nim czuła się swobodnie, przynajmniej na tyle na ile sobie pozwalała.

Szlak, którym przyszło im podróżować tego mokrego popołudnia nie należał do przyjemnych. Keriann swoim zwyczajem podróżowała nieco z przodu dzięki czemu nikt z towarzyszy nie mógł dojrzeć na jej twarzy niepokoju. Co prawda nigdy nie zdarzyło się jej zabłądzić, zawsze bez problemu odnajdywała właściwe ścieżki. Czyżby teraz miał nastąpić ów pierwszy raz? Myśl ta była doprawdy nieprzyjemna.

Ujrzawszy zarys budowli wstrzymała Larkina i poczekała na pozostałych. Bogowie wiedzieli, że przydałby im się odpoczynek w suchym i ciepłym miejscu. Gdy jednak podjechali bliżej jasnym się stało, że nie mają co na takowy liczyć.
Ignorując krzyczącego Franca, przekroczyła próg świątyni w chwilę po Zebedeuszu. Trupy i krew pokrywająca ściany świątyni kazały jej przypuszczać, że nie mają do czynienia z dziełem człowieka. Zdjęła łuk i wyjęła strzałę z kołczana by w razie czego być gotową do ataku, po czym zabrała się za przeszukiwanie miejsca zbrodni. To co zobaczyła potwierdziło jej podejrzenia. Rany nie przypominały tych zadanych mieczem. Nigdzie też nie znalazła oręża co nakazało przypuszczać, że braciszkowie byli bezbronni w trakcie ataku. Oderwane kończyny, poszarpane fragmenty ciała, ślady nadgryzień. Wszystko to budziło coraz większy niepokój elfki.
Nieco dłużej zatrzymała się przy ołtarzu. Mały, wyszczerbiony otwór, który w nim zauważyła nie pasował do niczego, co mogło by być potrzebne kapłanowi zatem był dodatkiem nowym, powstałym w trakcie tej masakry. Delikatnie dotknęła jego brzegów. Ewentualnie coś tkwiło w tym miejscu i zostało z dużą siłą wyrwane i zabrane. Ta możliwość wydała się jej bardziej prawdopodobna.
Jej uwaga przeniosła się na krwawe ślady prowadzące do bocznych drzwi będących zapewne przejściem na tyły świątyni. Było ich kilka, wyglądem zaś przypominały smugi, jakby ktoś lub coś ciągnęło za sobą... Nie była pewna co, własne kończyny, części ciał braciszków... Jedynym sposobem na rozwiązanie tej zagadki wydawało się podążenie w kierunku, w którym prowadziły. Pójście tam samemu zakrawało jednak na szaleństwo, szczególnie gdy brało się pod uwagę możliwość zastania za drzwiami tego lub tych, którzy w ów makabryczny sposób udekorowali ściany przybytku. Na szczęście chętnych do walki nie brakowało, co można było usłyszeć ze znacznej odległości. Ruszyła więc do pozostałych po drodze rzucając do Zebedeusza i wskazując na drzwi.
- Uważaj na nie. To coś może wciąż tu przebywać.
Dołączywszy do reszty oznajmiła.
- Cokolwiek zaatakowało tych braci udało się na tyły świątyni. Ślady prowadzą do bocznych drzwi i na nich się urywają - Nałożyła strzałę na cięciwę, po czym dodała. - Chcę sprawdzić to wyjście by mieć pewność, że nie zaatakują lub nie zaatakuje nas z zaskoczenia. Ktoś chętny by mi towarzyszyć? - zapytała kierując swe spojrzenie na dwójkę, która wcześniej paliła się do walki.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline  
Stary 22-08-2012, 18:45   #7
 
JanPolak's Avatar
 
Reputacja: 1 JanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemu
Korzystając z okazji, Marko zajął się przetrząsaniem kieszeni nieszczęsnych braciszków. Mogli mieć przecież przy sobie coś przydatnego dla rozwiązania zagadki ich śmierci. Mogli mieć też złoto, srebro, kosztowności etc. Nic jednak nie znalazł - pewnikiem bracia praktykowali ubóstwo.

Na propozycję Keriann przytaknął.

- Idę, idę. Piękna pani się nie martwi, silne męskie ramię do usług.

I posłał elfce uśmiech numer pięć. Uśmiech numer pięć - minę chłopca kradnącego jabłka ze straganu. Z jakiegoś powodu na twarzy tego trzydziestoletniego draba z rudą brodą i rosnącymi zakolami ten chłopięcy uśmiech całkiem pasował.

Bociek stanął z tarczą i bronią nieco przed Keriann i pchnął drzwi. Przyjął pozycję, która umożliwiała łuczniczce strzał, a w razie ataku z następnego pomieszczenia, pozwalała przyjąć pierwszy impet na tarczę.
 
__________________
Jestem Polakiem, mam na to papier i cały system zachowań.

Ostatnio edytowane przez JanPolak : 23-08-2012 o 14:30. Powód: skutki przeszukiwania
JanPolak jest offline  
Stary 24-08-2012, 13:32   #8
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Czas, jaki spędzili w Krauzhofen Detlef spędził nie tylko na rozrywkach. Przede wszystkim musiał zadbać o własny wygląd, tudzież wyposażenie. Sprzedaż ściągniętych z krasnoludów zbroi, tudzież kolczugi zdobytej na orku dało Detlefowi tyle złota, że starczyło zarówno na porządną, dokładnie dopasowaną kolczugę, jak i tunikę, którą na ową kolczugę można było założyć. Wziąwszy pod uwagę nagrodę za uratowanie miasta... Detlef z pewnością nie mógł powiedzieć, że źle wyszedł na tym interesie.

W towarzystwie nowych kompanów podróż upływała ciekawie. Nie chodziło oczywiście o to, że tyle atrakcji dostarczała Keriann, ładna i zgrabna jak wszystkie elfki, czy też Marko, którego ojciec jeśli był baronem, to pewnie na Zeimiach Granicznych i zajmował się łupieniem podróżnych. Jeśli nie, to trudno było powiedzieć, po kim swe cechy odziedziczył Marko, który celował w przeglądaniu kieszeni tych, co stanęli na drodze drużyny.
A było ich paru. Trup tu, trup tam. Cóż innego można jednak zrobić, gdy kto wyskoczy zza krzaków z uprzejmą ofertą “Pieniądze albo życie”. Zwykle pozbywał się i jednego, i drugiego. Zebedeusz nigdy nie wytłumaczył różnicy między “albo” a “i”.

Świątynia, w której mieli spędzić noc, przywitała ich niezbyt typowo. Fakt, że Morr i nieboszczycy to oczywiste zestawienie, ale zwykle nie były to ciała sług Morra, a jeśli już (wszak każdy prędzej czy później musi umrzeć), to nie leżące w wejściu.
Detlef schował do kieszeni podane mu przez Franca pismo (nie pora była na lekturę) i z gotową do strzału kuszą ruszył w ślad za innymi.
Krótkie oględziny wnętrza świątyni nie przyniosły odpowiedzi na pytanie, kto wysłał kapłana i braciszków w objęcia ich boga. Ale jeśli drzwi, przy których stanęła Keriann, prowadziły na zewnątrz, to tamci mogli już być daleko.
- Równie dobrze mogą być już na zewnątrz! - powiedział szybko. Drzwi wyglądały właśnie na takie. - Chodźcie tamtędy. - Wskazał na drzwi, którymi tu przyszli. Chociaż i tak mogło już być zbyt późno na to, by ocalić ich dobytek.
Ruszył w stronę głównego wejścia.
 
Kerm jest offline  
Stary 24-08-2012, 16:53   #9
 
Aeshadiv's Avatar
 
Reputacja: 1 Aeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputację
Albert miał cholernie nieprzyjemne wspomnienia związane z Krauzhofen. Co prawda spełnił to, co nakazywał jego zakon, ale zapłacił za to sporą cenę. Gdy razem z Knutem byli operowani u lokalnego medyka myślał, że oczy wyjdą mu na wierzch z bólu. Nikomu nie życzyłby takiej męki jaką przeżył. Stary wioskowy cyrulik trzęsącymi się rękoma wyjmował nieudolnie kulę z jego jelita. Bolało! Bardzo. W końcu na Alberta spadło znieczulenie w postaci utracenia przytomności! I chwała Shayli za to!

Po małych zakupach, które spowodowały, że Albert musiał zaszyć swój plecak w kilku miejscach udali się na szlak. Tam Knut zrezygnował z dalszej podróży. Bert pożegnał się z kompanem, pożyczyli sobie powodzenia i rozeszli się w swoje strony.

Widok trupów w świątyni Morra nie przyprawił Alberta o dobry humor. Znów mają styczność z Morrytami. Ostatnio gdy Konrad poprosił ich o odnalezienie skrzyni to bóstwo było w szczególności zamieszane w całą sprawę. Na to wspomnienie Bertowi zrzedła mina. Mimo tego wszedł do świątyni i rozejrzał się. Spróbował ocenić co mogło zadać takie rany kapłanom. Cały czas o dziwo milczał.
 
Aeshadiv jest offline  
Stary 24-08-2012, 18:39   #10
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
Durin nie był żadnym bohaterem. Co to to nie. Nie czuł się nim. Znalazł się w odpowiednim miejscu i odpowiednim czasie. Udało mu się wspomóc grupkę kompanów i zaowocowało to zwycięstwem nad orkami, oraz strąceniem w przepaść przeklętego kowadła. No i oczywiście zbroja. Gdyby przypadkiem nie natrafił na jaskinię, w której poznał nowych ziomków nie miałby swej lśniącej, płytowej zbroi. Czas mijał mu przyjemnie. Zdążył nieco poznać kompanów. Z całej grupki chyba Franca najbardziej polubił. Był to człek z duszą przeciętnego krasnoluda. Nie przepadał za kąpielą, uwielbiał dobre mordobicie, rżnięcie mieczem wrogów, picie gorzały i ogrywanie każdego dookoła. Spoglądając na Franca, Durin czasami żałował, że nie urodził się przeciętnym krasnoludem myślącym głównie swoim orężem.

Wieczorami nie przesiadywał w karczmie. Miał swoje zajęcia. Czasami czytał, czasami czyścił zbroję, a czasami po prostu leżał i wyglądał przez okno na rozgwieżdżone niebo, które tak go fascynowało. Oto był kolejny dowód jego odmienności. Każdy jego kuzyn marzy o wspaniałym toporze oraz tak zacnym przeciwniku, po którego pokonaniu zyskuje się dożywotnią chwałę. Durin zaś marzył o poznaniu maga z kolegium światła, który pokazałby mu jak obsługiwać lunety i inne sprzęty do dokładniejszej obserwacji nieboskłonu.
Detlefa również szanował. Był to tajemniczy człek, który budził swoją osobą dziwne odczucia. Durin nie wiedział, czego może się po nim spodziewać, mimo iż na furiata nie wyglądał. Któregoś dnia nawet poprosił go o podszkolenie w strzelaniu kuszą. Broń strzelecka była podstawą podróżnika, mimo iż wielu krasnoludów potępiało ten sposób toczenia potyczki.

„Nowych” powitał ciepło i serdecznie. Być może kompani spodziewali się kąśliwych żartów i uwag w stronę Keriann, lecz musieli się zdziwić, gdy brodacz uścisnął jej dłoń i lekko się pokłonił podczas ich pierwszego spotkania. Mimo to elfka miała do niego dystans, co dało się dostrzec gołym okiem cały czas wspólnie spędzony w podróży.
Opuszczając Krauzhofen Durin ulokował się na wozie kompanów. Nikt chyba nie liczył, że wsiądzie na konia. Zresztą nawet takiego nie posiadał. Lubił podróżować. Zdecydowanie bardziej na wozie niż pieszo, to też z każdej wyprawy czerpał przyjemność i jakieś lekcje. Uczył się od kamratów jak najlepiej rozbijać obóz, jak rozpalać ognisko i wszystkiego, co mogło mu się w przyszłości przydać. Pożegnanie z Knutem nie było dla niego czymś zwyczajnym. Polubił człeka.

W czasie podróży okazywał się być dobrym kompanem. Lubił wypić (choć nie przesadzał z ilościami jak czasami Franc), znał wiele ciekawych historii i opowieści nie tylko o swych rasowych kuzynach. Był sumienny. Gdy padała na niego warta, to nie usypiał kilka kroków od obozowiska narażając kompanów, tylko faktycznie czekał i pilnował. W walce nie był tak gibki i zwinny jak Franc, czy nowo poznany Marko, lecz nie ulegał emocjom i wywijał swym młotem energicznie i zapiekle jak każdy krasnolud, choć czasem brakowało szczęścia i precyzji.
Z niepokojem spoglądał na dystans Keriann w stosunku do niego. Nie dziwił się kobiecie, gdyż jego kuzyni wyrażali się z pogardą i nienawiścią o elfach, zupełnie jakby były większym zagrożeniem niż bestie chaosu, mutanci, czy kultyści.

~***~

-Musimy być ostrożni, byle ork tak by go nie załatwił...- syknął brodacz. Miał spore obawy widząc pobojowisko. Durin trzymał tarczę blisko piersi, w prawicy zaś ściskając młot. Nie wchodził jako pierwszy, wręcz przeciwnie. Przodem puścił Franca, Boćka a nawet elfkę. Zdecydowanie wolał walczyć niż uspokajać konie. Szedł za kompanami ostrożnie, lekko przygarbiony, gotowy na parowanie swoją tarczą w każdej chwili. Rozglądał się uważnie dookoła.
-Co to za piekielna bestia, może mieć tyle siły?- zastanawiał się na głos -Jaki czempion zwierzoludzi? Może demon przeklęty? Cholera, albo to jakiś ogr? Nigdy nie słyszałem by ogr zapuszczały się tak daleko od swoich terenów.- mamrotał pod nosem.
 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!
Nefarius jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 07:51.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172