Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 23-10-2012, 18:44   #1
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
W pogoni za marzeniami

To była tak mała wieś, że nawet najlepszy kartograf nigdy na oczy jej na żadnej mapie nie widział, a co dopiero mówić o samodzielnym jej tam umieszczeniu. Z dziesięć może chałup, zbudowanych z bali i krytych rozpadającą się strzechą, robiło absolutnie tragiczne wrażenie. Nikt o zdrowych zmysłach nie chciałby się tu zatrzymywać, a mieszkali najwyraźniej zupełnie desperaci. Umiejscowione to sioło było gdzieś między Altdorfem a Ubersreik, pośród dzikich lasów, jeszcze w granicach paskudnych deszczów ze Stromdorfu, miasta tak przygnębiającego, że nawet wizja nocowania na ziemi była lepsza, niż pozostawanie tam choć jedną noc dłużej.
Trakt tu nie prowadził, ścieżyna ledwie, wydeptywana z rzadka i niezbyt mocno, więc sama z siebie zarastała i gniła, nieustannie atakowana przez siąpiący, nieprzyjemny deszcz.Tyle tylko, że rozłożyste korony drzew zatrzymywały większość tegoż, co nie zmieniało wilgotności, ale przynajmniej nakrycie głowy pozwalając wyżąć. Wieczór się już zbliżał, nikogo na widoku nie było, a i tylko w jednej chałupinie światło widział, więc tam też się skierował. Coś mu mówiło, że z innych okien, zalepionych jakąś szarą mazią prawie nie przepuszczającą światła, gapiły się na samotnego wędrowca ciekawskie oczy, ale tu już na to nic poradzić nie mógł.
Karczmy tu nie było, ale to i tak była jedyna szansa na noc we względnych warunkach.

Nie trafił tu zupełnie przypadkowo. Wędrując od miasta do miasta, napotkał przynajmniej ze trzy razy informację o grupie poszukiwawczej, księcia Otto von Hagena, która kierowała się w góry w celu odnalezienia wielkiego artefaktu. Pewnie była to bzdura wierutna, ale był ledwie dzień za nimi, nie marnując czasu na zatrzymywanie się dłużej, a książe ponoć płacił każdemu chętnemu. Cóż za problem było ich doścignąć i dołączyć do chwalebnego przedsięwzięcia? Ostatnie informacje, których zaczerpnął w deszczowym Stromdorfie, skierowały go właśnie tutaj, na trasę, którą mieli podążać tamci. Ich nie doścignął, a po nocy iść jak nie miał. Zapukał więc grzecznie, kulturnie, słysząc szepty za drzwiami, a potem skrzypienie tychże, gdy stary człek uchylił je.


Patrzył na wędrowca zmrużonymi oczami, a potem niemal klasnął w dłonie.
- Wędrowiec! - miał dziwny akcent, który bardzo utrudniał zrozumienie go. - Witajże! Rojno od waszychmościów ostatnio.
- Pomyślność dla ciebie i twego domostwa gospodarzu- przywitał się Liebert. Było to powitanie, które nie tak dawno usłyszał przemierzając przez imperialne wsie. Weltenbummler był młodym, dwudziestojednoletnim obieżyświatem. Nie był on mężczyzną tęgim, ale zwykłego krasnoluda przewyższał znacznie. Brązowe, proste, opadające na ramiona włosy, były lekko przemoczone i przepocone po całym dniu podróży. Twarz była ogolona, gdyż w Stromdorfie skorzystał z tej możliwości. Był bardzo rad, że gospodarz otworzył mu drzwi do swego domu, gdyż jego ubiór, był dość mocno przemoczony. Z nadzieją patrzył na ciepło bijące ze środka, a szczególnie na palenisko, w którym radośnie tańcowały płomienie.
- Rojno powiadasz? - dodał po chwili Liebert. - Zatem i ja wielce proszę o kawałeczek podłogi w izbie, bym spocząć mógł podczas tej nocy, a także przemoczony ubiór podsuszyć - spojrzał
na starca.- Aaa... wybaczcie. Liebert żem jest - przedstawił się.
- Rojno. Nie płacom, jeść chcom... - staruszek wzruszył ramionami, wsadzając język w szparę między dolnymi zębami i gmerając nim tam chwilę, co wydawało średnio przyjemny odgłos. - Samiutkiś takiś w lesie.
Najwyraźniej poprzednia grupa nadwyrężyła gościnność i teraz ta wcale nie była darmowa, bowiem gospodarz wciąż stał w progu.
- Muchell, jam. Nazwisko mam, nie jakiś ze mnie kmiot - wygląd i zachowanie temu przeczyły.
- Witajcie panie Muchell zatem. Od razu rzeknę, ja jedzenie swoje mam, srebraniaka też, ino ciepła i czterech otaczających mnie ścian brakuje mi na tą noc- spojrzał na gospodarza będąc ciekaw jego reakcji. Liebert nadzieję mia, że chłop zrozumiał o co mu chodziło, gdy nie rzekł wprost. Aczkolwiek patrząc na wieśniaka, nie był tego aż nadto pewnym. - Wpuścicie wędrowca do środka? - zapytał po chwili.
Mężczyzna pochrząkał jeszcze chwilę, a własne jedzenie i srebro zadziałały na wyobraźnię. Uśmiechnął się nagle, a Liebert niemal zachwiał na nogach od mocy jego oddechu.
- A wejdźcie, ogień w kominie jeszcze płonie. Ale spać zara, przy ogniu możesz.
Wpuścił go do środka, do jednoizbowej chaty, ciepłej na szczęście od ognia. Nie mieszkał sam, bowiem wędrowiec dostrzegł skuloną, otuloną jakimś futrem postać na jednym z sienników, a także niską, zgarbioną kobietę, krzątającą się jeszcze przy czymś, co od biedy można było nazwać kuchnią. Nie odwróciła się nawet. Gospodarz zamknął za nim drzwi.
- Jak uczciwyś i srebro masz, to możem się wieczorną strawą podzielić. Ciepłą.
- Z ogromną chęcią – rzekł Liebert wyciągając srebrnika. – Nie ma jak ciepły, domowy posiłek – dodał po chwili wchodząc do środka. Przyjemne ciepło uderzyło go od razu, a po chwili na jego podłużnej twarzy ukazał się szeroki uśmiech. Usiadł na wskazanym przez gospodarza miejscu.
- A powiedzcie mi, ci niemili, co nie płacili, to dawno byli tu?
Żona mężczyzny zdjęła kocioł z nad ognia i sięgała do niego chochlą, nalewając gestej mazi do glinianych misek. Jedną z nich dostał także Liebert. W środku było dużo cebuli i rzepy, mięsa to jedzenie raczej nie widziało. Po miskę wyciągnęła chude ręce także okutana futrami osoba, szybko wracając do swojego kąta. Muchell zadowolony z monety, stał się nieco gadatliwszy, a nawet wyjął dzban, z którego ciągnęło mocnym alkoholem. Łyknął z gwinta i podał Weltiemu.
- A dziś z rańca dalej ruszyli. Wielkie paniska, a uczciwie za schronienie w naszych chatach płacić nie chcieli! Jeden jaki płaszcz miał, czerwoniutki, złotem obwieszony.
- Tak to jest z tymi paniskami. Niby wielcy ci oni i szanowani, a zachować to się oni ci w ogóle nie potrafią - przytaknął Liebert, po czym solidnie łyknął z dzbana. - Ach, dobre to ci masz, przyznać trzeba. A powiedzże, coś te pany gadały jeszcze. Ciekaw jestem, gdzie tacy jak i oni zmierzać mogę. Co ich tu zaciągnęło, z dala od pewnie ich piknych domków - spojrzał na gospodarza oddając mu dzban. Następnie przysunął michę z polewką i powoli zaczął ją opróżniać.
Okowita była tak mocna, że na chwilę dostał wręcz mroczków przed oczami, ale za to rozgrzewaął błyskawicznie i porządnie. Gorzej z jedzeniem, to... nie smakowało. I to było najlepsze, co można o nim powiedzieć - prócz tego, że było jeszcze ciepłe i zapełniało żołądek.
- A gadali to między sobą, jakom trasę wybrać, ale ja to się nie znam. W góry gdzieś leźli, gdzie szlaków ni ma, to pewnie dlatego tu do nas trafili. A ty, chłopcze, co robisz daleko w lasach?
Przyglądał mu się ciekawie, wręcz zachłannie.

Liebertowi się wydawało, że niemal ciągle popatruje na jego rzeczy, gdy tylko pochylał się nad miską strawy.
- Dobre to macie panie, ale już żem się najadł - odsunął od siebie michę, zaraz gdy tylko poczuł na sobie niepokojący wzrok. - No ja to podróżować bardzo lubię. Z miejsca na miejsce, lasami i polami. To jest życie... wolność i swoboda... brak ograniczeń. No i tu mnie, me nogi przyprowadziły też. A oni? Co ustalili se? W stronę Ubersreik poleźli? Czy gdzie w inną?
- A gdzie mnie to wiedzieć - tak po prawdzie to mina gospodarza mogła sugerować, że za cholerę nie ma pojęcia gdzie leży Ubersreik. - Tyle tylko, że w góry. Na zachód bardziej niż na południe, ale jakieś coś kreślili, stół papiryskami obłożyli... ale co ja mogę wiedzieć...
Liebert zaczął zdawać sobie sprawę, że wiele się od starca nie dowie. Pewniakiem całe swe życie spędził w okolicy swej chałupy, daleko dalej się nie zapuszczając. Przynajmniej był wciąż na dobrej drodze i o poranku będzie równy dzień drogi za nimi. Miał więc zamiar wstać, skoro tylko słońce zacznie oświetlać ziemię. Teraz położy się we wskazanym miejscu, jednak zadba o to, by wraz z nim spoczął miecz.
- Dziękuję gospodarzu za strawę. Pozwól, że spocznę już przy palenisku - obieżyświat starał się nie pokazywać, że w trakcie posiłku spostrzegł niepokojący wzrok gospodarza. Mimo iż w chacie powinien bardziej odpocząć, niż w namiocie na trakcie, to tej nocy z pewnością pozostanie ostrożny i nie odpocznie jak powinien. Przez dłuższy czas postara się leżeć z zamkniętymi oczyma, jednak będzie próbował powstrzymać sen.

Noc nadeszła na zewnątrz, jak i wewnątrz. Do ognia nie podrzucano już więcej, suche drewno było tu przecież rzadkim zjawiskiem. Gospodarz i jego żona wymienili jeszcze tylko kilka słów i położyli się spać i przy wygasającym ogniu Liebert usłyszał w końcu głośne chrapanie. Znużony podróżą nie mógł powstrzymywać snu w nieskończoność. W końcu odpłynął.
I dla niego samego prawie w tym samym momencie, został wybudzony. Zadziałało jednakże doświadczenie, nie głośność czy gwałtowność. Panująca ciemność pozwalała widzieć co najwyżej na odległość metra, a to i tak tylko i wyłącznie dzięki resztce żaru, który rozbłysnął trochę mocniej. Z trudem dostrzegł sylwetkę kucającą tuż obok jego własnego plecaka. Wyglądała na trochę za małą, by należeć do gospodarza.
Liebert instynktownie chwycił rękojeść swej broni i nim wstał wykonał nią zamach w kierunku sylwetki. Wykonał go jednak tak, by nie ciąć intruza, tylko zdzielić go obuchem miecza. Uderzenie też nie było bardzo mocne, tylko można by rzec dostosowane do wielkości zarysu sylwetki, którą ledwo co widział.

Wykonał to zadziwiająco celnie i szybko, ale za słabo, aby powalić niedoszłego złodzieja, który pisnął i jęknął, przewracając się na podłogę. Chrapnięcie z rogu pomieszczenia zabrzmiało głośniej, a włóczykij dostrzegł wyciągnięte w obronnym geście dłonie i dobiegł go cichy szept.
- Nie bij! Ja tylko... zabierz mnie ze sobą! Powiem ci wszystko co tamci mówili!
Nie miał pojęcia nawet z kim rozmawiał, prócz faktu, że musiała być to ta sama osoba, która wcześniej siedziała zawinięta w futra.
- Czemu chcesz uciekać? Tylko mów szybko i... cicho, bo zdzielę drugi raz - szepnął groźnie Liebert, przygotowując do ponownego ataku miecz. Z zaciekawieniem zerkał też na zarys i reakcję niewielkiej sylwetki.
Teraz z pozycji leżącej, gdy jego “oponent” już wiedział i widział jego ruchy, uderzenie mieczem nie byłoby takie proste. Ale pewnie tamten nie wiedział, bo cały czas osłaniał się rękoma.
- Nie bij! Ja tu nie chcę, on zły... kija często używa a... i inne rzeczy robi. Zabierz mnie, to powiem co wiem!
Szept był pełen emocji, ale pozostawał tylko szeptem, po którym ciężko było coś konkretnego poznać.
- Dobra, już spokojnie. Teraz nie pójdziemy, nie ma szans w nocy. Dla nas dwójki… śmierć na miejscu – wyszeptał Liebert. Masz możliwość rano odejść, czy skryć się gdzie? – zapytał. – Z samego rana wybędziemy wtedy, jak wszystko mi rzekniesz. Pilnujmy się noc całą. Zgoda? Ino gadaj jeszcze… czego chciał od rzeczy mych? – dodał na koniec groźniejszym szeptem. Wciąż nie podobało mu się spanie tutaj, lepszej alternatywy jednak teraz nie miał. Może, jeśli tamtemu rzeczywiście zależy na ucieczce, to zadba o Lieberta.
- Ja... - zająknął się. - On... znaczy ojciec... kazał... czy czego wartościowego nie ma...
Jąkanie było wyraźne, ale zauważalny był też sposób wyrażania się, lepszy niż ten pana Muchella.
- Dasz mu dwa srebrniki jak się przebudzi i powiesz, że reszta to tylko namiot i żarło. Rano coś wymyśl i dojdź do mnie. Będę czekał. Krótko. A teraz poszedł już - syknął Liebert.
 
Sekal jest offline  
Stary 26-10-2012, 15:57   #2
AJT
 
AJT's Avatar
 
Reputacja: 1 AJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputację
Reszta nocy minęła już spokojnie, choć Liebert nie mógł być zadowolony - stracił tu aż trzy srebrniki, więcej niż kosztowałby nocleg w zwykłej przydrożnej karczmie. Tutejsi pewnie nawet rzadko widzieli tu takie pieniądze, ale przynajmniej nic mu nie zostało ukradzione. Gospodarz wciąż spał, gdy podniósł się i cichcem wymknął na zewnątrz - choć nie był pewien, czy lekko skrzypięcie zawiasów nikogo nie obudziło.
Okolicę otulała mgła, wciąż także padał deszcz, teraz rozrzedzona, uporczywa mżawka, przez którą było tu także zimno. Ślady grupy, oddalającej się stąd ledwie dobę temu, łatwo było ciągle odnaleźć, przynajmniej w tym miejscu. Mógł jednak i poczekać na nocnego złodziejaszka.
- Trzy srebrniki – syknął na odchodne Liebert spoglądając jeszcze, czy w jakiś sposób mógłby sobie ten nocleg odkupić. Starzec jednak nie miał nic cennego w swej chałupie. A i przed chałupą nawet żadna kura, która mogłaby stanowić Liebertowy obiad, nie łaziła. Miał jedynie nadzieję, że złodziejaszek nie przekaże staruchowi ‘znaleziska’. Wszak tamten jeszcze spał, a z młodym umówili się, że spotkają o brzasku. Jeśli zaś dziad wciąż spał, to srebrników maluch nie miał jak przekazać. Na ten moment miał Weltenbummler zamiar na niego, czy może o zgroza nią, czekać. ~Oby to nie była jaka dziewczynka~ łaziło mu po myślach. Ruszył za śladami, opuścił niewielkie sioło, po czym zatrzymał się i patrzył niecierpliwie, czy ktoś idzie za nim.
Nie musiał długo czekać, gdy niewielka, owinięta płaszczem postać wysunęła się ze środka, zwinniej niż on sam to zrobił. Niestety już z daleka dostrzegł to, czego się obawiał. Była to dziewczyna, wyrosła już z wieku dziewczęcego i to pewnie dawno. Niska i chuda, przez co w ciemnościach spokojnie mogła uchodzić za podrośnięte, ale jednak dziecko.


Nie była pięknością, choć tutaj, w takim siole, zapewne musiała za taką uchodzić. Rozejrzała się niepewnie, ruszając w jego kierunku. Mgła sprawiała, że pewnie nie dostrzegła go jeszcze wśród drzew. W rękach trzymała mały tobołek, pewnie swój cały dobytek w niezbyt bogatym i przyjemnym życiu.
Liebert nawet nie przeklął pod nosem, jak jednak zobaczył dziewczynę. W gruncie rzeczy, na ten moment, nie miał nikogo zamiaru zabierać ze sobą. Nocnego złodziejaszka chciał wykorzystać jako źródło informacji i ruszyć dalej.
- Na koziego boba - jednak mu się wymsknęło, gdy zdał sobie sprawę, że jednak z taką dziewczyną może mu nie pójść tak łatwo, jak sądził. Po częstokroć takie są wyszczekane, sprytne, hmmm po prostu baby. Nawet z takiej małej, trochę wyolbrzymiając to mówiąc, wioski. Gdy dziewczyna się zbliżyła, ostatecznie postanowił wyjść zza drzewa.
- Domyślam się żeś to ty chciała podwędzić mi co nocą? - ‘uprzejmie’ ją przywitał. - Obyś wciąż miała me dwa srebrniki, starzec widziałem że śpi... - dokończył uprzejmości.
Podskoczyła, lekko zaskoczona, ale szybko wzięła się w garść. Nie była w końcu delikatną dziewczynką ze szlacheckiej rodziny.
- Może i mam - burknęła. - Lepiej, żebyś mnie stąd zabrał.
Uniosła głowę, aby spojrzeć mu w oczy.
- Proszę - dodała.
- To oddaj - rzekł zdecydowanie Liebert. - A poza tym wpierw może powiesz co wiesz, co? Bym wiedział, czy warto o takiego kompana na podróż się wzbogacać. Wybacz to pytanie, ale... do czego mi się zdasz... dziewczyno? Bo nawet złodziejaszkiem kiepskim jesteś - rzekł lekko ironicznie.
- Jestem Hilda i nie oddam! - obruszyła się, powoli oddalając jeszcze dalej od sioła. Jedne drzwi się już tam otworzyły i wyszedł z nich jakiś ziewający mężczyzna. - Jak oddam to zaraz się mnie pozbędziesz. A co wiem? Wiem którędy poszli i dokąd.
Była zdeterminowa, a także dość sprytna, by nie zdradzać się od razu.
- Poza tym znam się na lesie.
- Głupia... - zaczął jak zwykle uprzejmie Liebert - myślisz, że dla dwóch szylingów będę cię trzymał? A może...- zawiesił na moment głos - zatargać cię za szkuty do twej chałupy, co? Odejdźmy kawałek za sioło, by nas nikt nie dojrzał i gadaj. A jak już wiesz, że gadać nie chcesz i współpracować nie chcesz, to wracaj prędko. Wierz mi młódka, ja się z tobą użerać już na wstępie nie będę. To już teraz źle wróży, więc zastanów się... - zawiesił głos, po czy zaczął oddalać się od wsi.
Nie wyglądała na zbyt przejętą jego słowami. Za dobrze wszystko sobie przemyślała.
- W razie czego powiem, że chciałeś mnie porwać. Uwierzy, bo tamci też chcieli, a przynajmniej jeden z nich. Gdy mu jeszcze oddam dwa szylingi, to może mnie nawet nie pobije.
Podążyła za nim, przez chwilę się nie odzywając, dostrzegł jednak, że umie poruszać się w tym terenie.
- Tamci poszli Szlakiem Umarłych. To znaczy, on się kiedyś zupełnie inaczej zwał, nie wiem jak, ale dla nas zawsze był Szlakiem. To jakiś stary trakt, dawno całkowicie zalesiony. Były przy nim wsie, a nawet małe miasteczka, dawno temu. Zanim ludzie nie zaczęli umierać i zmieniać się w potwory.
Lekkie drżenie w jej głosie mogło świadczyć o tym, że częściowo wierzy w tę legendę.
~ Spryciula, tak sądziłem ~ pomyślał Liebert. Obserwując jak jej tyłeczek porusza się w terenie, tfu jak ona porusza się w terenie. Jak opowiada o okolicznych ścieżkach i historiach uznał, że ktoś taki może rzeczywiście mu się przydać. W końcu cóż tracił, spokój błogi, ryzyko że dziad go dopadnie kiedyś... To ostatnie było wątpliwe, to pierwsze niestety mniej...
- Dobra - rzekł przystanąwszy na chwile, w momencie gdy już się nieco oddali od sioła. - Musimy zatem ustalić zasady, jakie będą panować w trakcie naszej... hmmm... wycieczki. Pierwsza! Oddasz co moje. Nie bój się jak trzeba będzie to kupimy co trzeba będzie. Druga! Niepytana nie mlaskasz głupio ozorem. Trzecia! Słuchasz i postępujesz jak powiem. Czwarta! Nowe zasady mogą wyjść później. Piąta! Jeśli nie zastosujesz wcześniejszych, to zapominasz o tej całej podróży, z takim fajnym panem jak ja. Zapominasz o wolności, wracasz do wiochy, gdzie spędzisz resztę życia swego. I jak będzie...? - spojrzał na młódkę. - A i zacznij od imienia, jam Liebert Weltenbummler - przedstawił się z uśmiechem, nawet się ukłonił, ale chwilę potem jego mina wróciła do ‘normalności’.

- Już mówiłam, jestem Hilda. Tylko Hilda - wzruszyła ramionami, wydymając usta. - A obiecasz, że mnie zostawisz w nocy gdzieś w tym lesie? - dziwne, że jeszcze wierzyła w jakieś obietnice kogokolwiek, ale w sumie co innego mogła osiągnąć. - Bo jak chcesz mnie zostawić to od razu powiedz.
Sięgnęła pod ubranie, wyjmując spod niego dwie monety. Podała mu je, jeszcze ciepłe, gdy nagle od strony sioła dobiegł ich głośny, wściekły ryk.
- Hiilddaaa! Gdzie jesteś smarkulo?!
- Obiecuję - Liebertowi zrobiło się jakoś żal dziewczyny. Chyba ryzykowała więcej niż on, a i w podróży przyjemniej, oby los go za to nie pokarał. - ... ale ty również obiecaj, że problemów nie będziesz sprawiać - rzekł szybko Liebert.
- A teraz, choć... prędko... prowadź - rzekł chwytając za rękę. - Chyba nie chcesz, by nas złapał i przetrzepał.
Dziewczyna nie czekała, chociaż jej obietnicą było tylko skinienie głową, za to z poważną miną. Też słyszała te krzyki. Pobiegła w sobie tylko znanym kierunku, prowadząc za sobą Lieberta.
- Oni nie odpuszczą łatwo. Znam tu kilka kryjówek, możemy się schować. Albo pobiec od razu do Osady Duchów - najwyraźniej wszystko tu miało podobne nazwy. - Tylko mogą się spodziewać, że tam się udamy. Wiedzą, że dopytywałeś o tych co byli u nas wczoraj.
Biegła szybko, zwinnie przeskakując przez powalone drzewa i przedzierając się przez zarośla. Tutejszy las był dziki, a mgła jeszcze utrudniała. Pościg pokrzykiwał do siebie co jakiś czas, pojawiały się też kolejne wołania imienia dziewczyny.

Włóczykij miał wrażenie, że mimo wszystko się zbliżają i taka szaleńcza ucieczka może zgubić starszych z nich, ale na pewno nie młodszych, silnych mężczyzn wychowanych w tej okolicy. Tylko czy chowanie się było bezpieczniejsze? Mgła mogła pomóc, ale i utrudnić, tamci kiedyś przecież muszą wrócić, a i ślady dwójki uciekinierów pewnie były widoczne dla tropicieli.
- Prowadź do kryjówki - rzekł zdyszanym głosem Liebert. - Tak byśmy zniknęli, nie wyśledzili nas. - Miał nadzieję, że rzeczywiście dziewczyna zna dobrą skrytkę, a mgła utrudni wyszukiwanie śladów przez pościg. Mgła ograniczała widoczność i zmniejszała percepcję. Tu Liebert widział jeszcze jedną szansę... od zawsze potrafił naśladować różne odgłosy, w tym i zwierząt. Gdyby niebezpiecznie się zbliżali do nich wykorzystałby ją, wcześniej zapytawszy dziewczę, o to co tu w okolicy może grasować. Co może chronić też młode w stadzie. Wilki? Inne zwierza?
Hilda błyskawicznie zmieniła kierunek, przeskakując po jakiejś kłodzie, a potem kamieniach. Była bardzo zwinna.
- Biegnij tak jak ja!
Łatwiej było powiedzieć. Liebert wkoczył na śliskie, pokryte mchem drewno, domyślając się, że chodzi o zacieranie śladów. Poślignął się jednak, osuwając na ziemię i zostawiając głęboki ślad buta. Hilda odwróciła się do niego, ale nie skomentowała.
- Rozgarnij go i chodź szybciej!
Odgłosy pogoni było coraz bliżej. Znów wskoczył na kłodę i dalej, na śliskie kamienie. Dziewczyna znała drogę doskonale, ale on już nie. Mógł jednak naśladować jej ruchy. Wskoczył ponownie na kłodę. Skupił się teraz bardziej nad każym krokiem. Z uwagą starał się naśladować każdy krok, choć taka pogoń była niezwykle trudna. Tym razem poszło mu znacznie lepiej, tylko kilka razy zachwiał się na jakimś kamieniu, raz zahaczył o gałąź i potknął. Nic, co zostawiłoby ślady.

Ale dziewczyna także radziła sobie świetnie, cały czas prowadząc go za sobą, aż w końcu znaleźli się w niewielkim wąwozie. Nie mógł się przyjrzeć, bowiem mgła nie ustąpiła, ale w miejscu, w którym do niego wchodzili, dotykał niemal ścian po obu stronach. Tu już trzeba było iść lekko, a także zacierać ślady. Hilda wskazała zagłębienie w jednej ze ścian, wykopane może przez jakieś zwierze lub powstałe naturalnie. Było dość głębokie, ale zupełnie nie zasłonięte z przodu.
- Łatwo mogą pominąć ten wąwóz, ale gdy tego nie zrobią... chyba trzeba zasłonić czymś wejście.
Rozejrzała się, ale w najbliższej okolicy nie było zbyt wiele krzaków. Wyjście na górę było natomiast czasochłonne i także pozostawiało ślady.
Liebert miał nadzieję, że dziewczyna znalazła taką skrytkę, że ich nie znajdą. Ominą ten wąwóz. Mimo niewielkich niepowodzeń w trakcie ucieczki, nie odnajdą ich. Liebert obejrzał się próbując szybko zlustrować, czy rzeczywiście ilość krzaków, liści, nawet kamieni, jest zbyt mała, by chociażby schronić się pod nimi. W sumie nawet jak je pozbierają to zostawią za sobą wiele, wiele śladów. Nie robił tego zbyt często, ale tym razem poprosił bogów o pomoc i wsparcie. Modlił się by tamci nie odnaleźli tego wąwozu. Jeśli jednak by ich usłyszał, to i tym razem miał zamiar naśladować głodne, chroniące swe dzieci zwierze. Z jakiegoś powodu liczył, że może to ich ocalić. W wąwozie ten dźwięk powinien się złowieszczo nieść i odstraszyć pościg, a przynajmniej powiedzieć ‘~nie, tędy nie uciekaliśmy~’.
Były liście, bo jesień już zaczynała się powoli, a i ściółka tutaj była dość bogata. Zagrzebanie się w niej także zdawało się możliwe, jak i ryzykowne. Co jednak z liści w ziemnym zagłębieniu? Musieliby to zrobić prawie na otwartej przestrzeni. Ziemna jama mieszcząca w sobie dwójkę ludzi nijak nie mogła ich przykryć. Musieli zrobić coś z jej wejściem, by stała się przydatna.
 
AJT jest offline  
Stary 07-11-2012, 09:53   #3
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Nie znaleźli sposobu, aby ukryć się w tym niewielkim wąwozie, ale nawet w takim przypadku bezpieczniejsze było wpełznięcie do dziury niż pozostanie całkiem na widoku. Hilda pociągnęła go mocno za sobą, wciskając do niewielkiego zagłębienia. Plus był taki, że z góry nie szło ich zauważyć. Słyszeli pokrzykiwania, wkrótce także prawie bezpośrednio nad nimi.
- Hildaaa!
Pierwszy z nich przeszedł górą, ale drugiego zdecydowanie zainteresował wąwóz i zaczął powoli do niego schodzić, rozglądając się uważnie.
Nie dojrzał jednak nic konkretnego, dłonią ścierając z twarzy wodę, którą ciskał mu tam wiatr i która ściekała z liści znajdujących się powyżej roślin. Mgła utrudniała, ale szybko sylwetka młodego, może osiemnastoletniego chłopaka, nabierała kształtu. W dłoni ściskał jakaś pałkę, a oczy baczyły na otoczenie. Na razie ich nie dostrzegł, ale przecież zbliżał się do zagłębienia z każdą chwilą.

Gdy dojdzie do nich, to tylko ślepy nie zauważyłby dwóch stłoczonych tam ciał. Ślepy, lub zainteresowany zupełnie czymś innym.
- Zatkaj uszy - szepnął do Hildy. - A gdyby się nie udało, to co mam zamiar zrobić, to w nogi. Ja się przykleję do ściany i go ogłuszę, gdy tylko mnie minie – polecił dziewczynie, po czym dał jej swój sztylet i popatrzył w oczy. – Może ci się przydać…
Słysząc, że chłopak się zbliża Liebert postanowił w końcu ryknąć. Spróbował wydobyć z siebie potężny ryk, który dodatkowo niesiony przez echo wąwozu, przestraszy śledzącego ich. A przynajmniej taką miał nadzieję. Sam Liebert po ryku, chwytając swój łuk, zacznie nasłuchiwać, czy przyniósł on efekt. Jeśli nie, da znak dziewczynie...
Przez czas, który już spędził na podróżowaniu, ryk niedźwiedzi słyszał nie taz. Zwykle nie były szczególnie imponujące, bardziej przypominając warczenie, ale on musiał zadziałać mocniej. Nabrał powietrza w płuca i wydał z siebie gardłowy dźwięk.

Mężczyzna idący ku nim zatrzymał się nagle, a potem cofnął dwa kroki, głośno przełykając ślinę. Przez chwilę walczył ze sobą, aby potem cofnąć się aż na samą górę wąwozu. Przez mgłę przebiła się dość cicha rozmowa.
- Tam ich nie ma, ino niedźwiedź jamę wykopał. Szybko, do przodu, nas nie zmylą. Hilda musi go na ścieżkę umarłych prowadzić, mówię to od początku...
Odpowiedź drugiego już stłumiła odległość. Dziewczyna spojrzała na niego z pytaniem “co teraz”.
Liebert był niezwykle kontent widząc efekt swego ryku. Wbrew wszystkiemu sam był mocno niepewny pomyślności tego zagrania. Teraz pozostało mu tylko wznieść modły do Pana Natury i obiecać mu w tym momencie ofiarę ze zwierzęcia, którą złoży w trakcie nowiu.
- Słyszałaś gdzie nas będą szukać - szepnął do Hildy, gdy był pewien, że już poszli. - My jednak wciąż tam zmierzamy. Jest inna droga, czy tylko ta, którą poleźli? Poczekamy chwilę, odpoczniemy, zjemy i ruszymy dalej. Ile im zajmie droga tam? - spojrzał na dziewczynę.
Hilda wyglądała na niepewną, wyglądając z ich prowizorycznej kryjówki.
- Można to okrążyć, dojść do samego traktu. Ale wtedy będziemy nocować bez absolutnie żadnej ochrony, nie znam tamtych terenów. Byłam tylko w najbliższej z osad i do niej można dojść w dzień marszu, po prostej i dość szybkiego. Jest opuszczona, zarośnięta i straszna, ale lepsza niż ten las w nocy - ściszyła głos. - Są tu nie tylko zwierzęta.
Zadrżała, ale Liebert zdawał sobie sprawę, że nawet w tej opuszczonej osadzie mogą być nie tylko zwierzęta, tyle, że tamtędy miała podążać wyprzedzająca go o dobę wyprawa. Deszcz i zimno były obecnie bardziej niebezpieczne, zwłaszcza, że powoli mieli zbliżać się do gór.
Liebert postanowił zawierzyć dziewczynie. Lepiej się zna na okolicznych terenach i na panujących tu niebezpieczeństwach. Już udowodniła swoją przydatność i wiedzę. Z drugiej strony, gdyby nie ona, tych problemów by nie było. Może jednak się jej pozbyć, bądź przetargować. Aha... teraz tak łatwo nie będzie. Zastanawiał się chwilę nad pójściem szlakiem. Nie raz spał w takich warunkach i jak widać, jeszcze żył. No, ale szczęście mogło go kiedyś opuścić. Szczególnie przy tej dziewce.
- Prowadź, jak mówisz. Idziemy uważnie, gotowi do walki i bez słowa. Wiemy, że są przed nami. Na szczęście nie spodziewają się pewnie, że mamy tak źle w głowach, by pójść za nimi. Myślisz, że są w stanie na długo gonić? Ile zapału mogą mieć? Znasz ich - spojrzał na Hildę. - Gdy zawrócą, musimy być gotowi, by zejść im z drogi. Dlatego cisza i uwaga. Cały czas... cały!

Hilda skinęła głową. Poczekała jeszcze kilka minut i ruszyła, prowadząc Lieberta za sobą. Tym razem nie bawiła się już ani w pędzenie do przodu, ani zacieranie śladów. Przed nimi wciąż od czasu do czasu rozlegały się pokrzykiwania, docierające do nich już bardzo ciche i stłumione.
- Nie wiem, byłam obiecana Hubertowi, więc przynajmniej on i mój... ojciec... nie odpuszczą szybko, ale nie wierzę, by któreś z nich zaryzykowało noc w lesie, nawet jeśli oznaczało to, że już nigdy nie będą sobie używali między moimi nogami.
Wydawała się prosta, ale jednocześnie sposób wyrażania się był znacznie bardziej miastowy, niż u gospodarza, w którego chacie mężczyzna spędził noc. Również przy słowie “ojciec” się zawahała, wymawiając je raczej z nienawiścią. Potem jednak zamilkła, kierując ich na ścieżkę, zarośniętą i starą, ale wyraźną także dla Weltiego - wiele śladów było świeżych, wydeptanych niewątpliwie przez grupę idącą tędy ledwie dobę wcześniej.
Deszcz nie ustępował, tylko mgła zmniejszyła się nieco, powiększając zasięg ich widzenia. Nadal łatwiej operowało się słuchem, ale był to jakiś postęp. Tak samo jak słowa Hildy, wypowiedziane po kilku dobrych godzinach przebijania się przez chaszcze.
- W tej wiosce... powinno już nie padać. Albo przynajmniej słabiej. Klątwa Stromdorfu się tu zaczyna kończyć.
Zamikła nagle, gdy niedaleko przed nimi rozległ się krzyk, nieartykuowany, pełen zaskoczenia. Najwyraźniej prawie dogonili “pościg”. Potem rozległ się jeszcze jeden, tym razem wyraźniejszy.
- Pomocy!
Krzyk, który usłyszał Liebert zachęcił go do... odwrotu. Coś bez wątpienia zaatakowało ich ‘pościg’. To natychmiastowo przewiało wszystkie myśli o dziewczynie. Zaczynało go ciekawić kim ona jest, jaka jest jej historia. Może będzie mu dane się tego jeszcze dowiedzieć. Może... Spojrzał na nią i na niepewność, która zagościła w jej oczach. Zadziałał instynktownie, przysunął palec do twarzy, gestem pokazując, by było cicho... bardzo cicho. Z jednej strony wiedział, żeby zwykle od takich okrzyków trzymać się z dala. Nie wsadzaj nosa w nieswoje sprawy... to ta zasada trzymała go nieraz przy życiu. A teraz go zaczynał coraz częściej wciskać... oby przez to go nie stracił. Z drugiej strony lepiej wiedzieć co może stanowić zagrożenie. Wybrał drugą opcję. Postanowił więc, po cichutku, uważnym krokiem podejść tak, by widzieć co się dzieje. Ruszyć przy drzewach, przyklejony do nich, dziewczyna za nim. Gdy coś ujrzy zadecyduje dalej. Nałożył na cięciwę strzałę i ruszył.

Jak najwolniej i najciszej przedzierał się przez kolejne zarośla, starając się jednocześnie pozostać niewidoczny. Miał ułatwione zadanie, bo okrzyk rozległ się jeszcze kilka razy, nie wywołując jednakże odzewu, a prócz niego słyszeli tylko jęki bólu.
 
Sekal jest offline  
Stary 07-11-2012, 09:59   #4
AJT
 
AJT's Avatar
 
Reputacja: 1 AJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputację
Sprawnie omijali wszelkie przeszkody, mogące ich wydać i w końcu przesunęli się w pobliże jęków, ukryci za pniem jednego z większych drzew w okolicy. Liebert wychylił się lekko, dostrzegając leżącego na ziemi mężczyznę. Jedna jego noga była w coś zaplątana i krwawiła mocno, a on sam próbował zdjąć z siebie wnyki. Hilda również to zobaczyła, wstrzymując oddech, a potem szepcząc prosto do ucha Weltiego.
- To Tobias. Ale... tu nigdy nie było pułapek, nie zastawiamy wnyków tak daleko od sioła...
- A gdzie drugi? - zapytał retorycznie Liebert, po czym wytężył wzrok i słuch w poszukiwaniu drugiego z mężczyzn. - Widzisz coś? - pozostając w bezruchu, szepnął do dziewczyny.
Pokręciła głową. Nie było drugiego, a przynajmniej nie odpowiadał na krzyki rannego.
- Może rozdzielili się bardziej... w tej mgle łatwo się zgubić, a to już trwa kilka godzin.
Ton jej głosu nie był jednak przekonujący.
- Na razie się nie ruszaj - polecił Liebert. Miał zamiar chwilę czekać i dowiedzieć się, czy ktoś przyjdzie po upolowaną przez siebie zwierzynę. Widział jednak, że mężczyzna się wykrwawia powoli, jeśli miał go ewentualnie ratować, musiałby nie zwlekać długo. Po minucie zapytał
- Ten Tobias, to jaki człek? - zapytał po chwili. - Byłabyś w stanie go tak tu zostawić? - spojrzał na dziewczynę.
- Taki jak wszyscy. Ani lepszy, ani gorszy... - wzruszyła ramionami. Niewiele było w niej litości do tych ludzi.
Czas mijał, a kolejne krzyki Tobiasa wydawały się coraz słabsze.
- Zostawić... pewnie. Odgradza mnie od innego życia. Co nie znaczy, że nie moglibyśmy mu pomóc... to nie wygląda na pułapkę.
- A mi takie coś, w takim miejscu, na nią wygląda. Nie będziemy ryzykować swego życia, jeśli oni nie cenili twego - odparł Liebert bez emocji. - Skryjemy się jeszcze chwilę, poczekamy aż uciszy się, może co przyjdzie po swój łup. Będziem wiedzieć co. Później ruszymy, ino uważnie, bacząc na pułapki. To miejsce ominiemy szerokim łukiem.

Mężczyzna po kilku kolejnych próbach wreszcie wyzwolił się z pułapki. Nie krzyczał już, przestając upatrywać w tym szansy, a zamiast tego spróbował opatrzeć swoje rany. Hilda patrzyła na to z dość dużą obojętnością. Nie było co tu dłużej czekać, nikt bowiem się także nie pojawiał. Ominęli rannego i ruszyli dalej.

Być może tylko wiedza i wypatrywanie pułapek sprawiło, że nie wdepnęli w następną, ledwie kilka minut od pozostawionego z tyłu Tobiasa. Włóczykij nic nie zauważył, ale dziewczyna złapała go za ramię i wskazała na doskonale ukryte wnyki.
- Tego na pewno nikt z nas nie zastawiał. Może to tamci, aby nikt za nimi nie lazł i powinniśmy nie iść ścieżką?
Liebert przetarł czoło, gdy ujrzał wyśmienite ukryte wnyki.
- Dziękuję - szepnął dziewczynie. Gdyby nie ona, gdyby jej tu nie było, pewnie w tym momencie zakończyłby swe obieżyświatowanie.
- Musimy zejść z traktu, ale poza nim iść też uważnie. Krok po kroku. Masz widać lepszy wzrok niż mój, obserwuj bacznie, bo poza traktem takie niespodzianki też mogą być. Ktoś wyraźnie nie chce by iść za nim. A ja jeszcze raz dziękuję - uśmiechnął się nieznacznie.
Odpowiedziała mu skinieniem głowy, nerwowo przygryzając wargę. Obróciła się jeszcze kilka razy w kierunku pozostawionego z tyłu chłopa, ale nic nie powiedziała. Zamiast tego zagłębiła się w las, przedzierając się przez gęste krzaki i nierówny teren.

Minęły kolejne godziny, a deszcz zaczął momentami nawet ustawać, gdy dziewczyna zatrzymała się nagle i westchnęła.
- Nie mam pojęcia gdzie jest teraz ta wioska...
Wprost i otwarcie. Nie napotkali po drodze zadnych ludzi i żadnych pułapek, za to... nie mieli pojęcia gdzie są. Wskazała mniej więcej w tę stronę, w którą cały czas podążała.
- Powinna być gdzieś tam. Ale nie wiem jak daleko. Wieczór blisko...
- Dobra, przystańmy. Mogłaś rzec wcześniej, że nie wiesz gdzie leziesz - spojrzał na dziewczę. Odkopał kawałek ziemi, odsuwając z niej liście, chwycił patyk i zaczął coś bazgrać.
- Dobra, byliśmy tu, szliśmy w tą stronę i odbiliśmy gdzieś tu, kierując się przed siebie. Gdzieś powinna być wioska? - spojrzał pytająco na Hildę. - Patrz. Tu twoja stara, tu wąwóz - wskazywał na ziemię - a tu gdzieś żeśmy odbili. A nasz cel? Mniej więcej. - Po otrzymaniu odpowiedzi postara się określić ich pozycję, a także stronę gdzie mają iść. Jedna ze sztuczek, którą nauczył się w trakcie swych podróży, nawigacja. Miał nadzieję, że mu to pomoże. Gdy określi, gdzie mają iść pójdą w tamtym kierunku, póki nie będzie zmierzchać.
Hilda wzruszyła ramionami, nieszczególnie jednak przejęta tym, że milczała.
- Dobrze szłam. Znaczy, tak myślę. Tylko nie wiem ile zboczyliśmy i jak daleko wioska. Tam nietrudno trafić, jak nie do niej to na stary trakt, jego rozpoznam. A przecina tu wszystko, jak się idzie w tę stronę.
To co narysował niezbyt wiele jej mówiło, nawet na prowizorycznych mapach się musiała nie znać.
- Tylko nie wiem jak daleko. A zaraz ciemno będzie - próbowała grać twardą, albo była twarda, bowiem wyczuł tylko delikatną obawę.
- No to idziemy tak, by wrócić na trakt. Jak będzie okazja, by gdzieś spocząć, to spoczniemy. Tu i tak się nie zatrzymamy. Jeszcze mamy trochę czasu, by nadgonić i zdążyć przed wieczorem. Jak się jednak zacznie ściemniać, to przygotujemy nocleg. Zgoda? - zapytał Hildę.

Bez słowa ruszyła dalej. Być może wciąż pamiętała dobrze o tym, że ma nie kłapać jadaczką. Nie wyglądała za to zmęczoną, na pewno nie bardziej niż LIebert, więc te wędrówki nie były dla niej niczym nowym.
Podążali naprzód jeszcze może przez godzinę. Mgła nie odpuszczała, ale za to deszcz... ustał. Wciąż było niezwykle wilgotno i lepko, ale przynajmniej nic nowego z nieba się nie lało. Zarośla i nierówny teren skończył się równie nagle, wypuszczając ich na kamienną, popękaną, porośniętą już kępkami rozślinności, ale wciąż równą, prostą drogę.

Welti szybko doszedł do wniosku, z trudem przywołując zwykłe, najlepsze nawet trakty Imperium, że ta robota kamieniarska była zdecydowanie bardziej precyzyjna. Hilda zatrzymała się, rozglądając i wskazując kierunek.
- No i jest trakt. Bardzo dalej nigdy nie byłam, ale idąc w tą stronę dojdziemy do gór. I chyba do wioski.
Tyle, że było już prawie zupełnie ciemno, mgła i chmury wykluczały natomiast jakiekolwiek światło w nocy. Nie było tu nigdzie żadnego schronienia, a tylko trakt, wielkie drzewa i zarośla przy nim i... i nic więcej.
- Daleko może być do tej wioski? - spytał dziewczynę, jednak nie czekając na odpowiedź dodał jak najbardziej pewnym głosem. - Zejdziemy z traktu ciut i rozbijemy namiot. Odpoczniemy tu przez noc. Sama mówiłaś, że nie wiadomo co nas przywita w wiosce. Będziemy czuwać na zmianę i strzec się.
 
AJT jest offline  
Stary 15-11-2012, 09:52   #5
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Noc nadeszła ciemna tak bardzo, że czubków własnych nosów niemal nie widzieli. Pod prowizorycznym namiotem, grzejąc się jedno od drugiego, dygotali z zimna. Bez ognia, którego i tak w tej wilgoci pewnie by nie rozpalili, bardziej od spania marzyło się im chociaż trochę ciepła. Liebert miał wrażenie, że jest budzony co chwilę, a cóż, on trwające dwie godziny warty mniej więcej jeszcze potrafił określić, ale Hildzie czas mógł się dłużyć w nieskończoność. Czy ona chociaż wiedziała o ile czasu mu chodziło? Nie zapytała w każdym razie.

Było już chyba grubo po północy, choć mgła i chmury nie ustępowały i nie dało się tego stwierdzić, gdy kręcąca się i nie mogąca spać dziewczyna chwyciła go mocno za ramię, szepcząc prosto do ucha.
- Słyszałeś? Od strony traktu...
Teraz gdy się wsłuchał, faktycznie usłyszał szelest i powtarzające się co chwile pobrzękiwanie. Zbliżające się powoli.
- Tak słyszę - szepnął potwierdzająco. Ponownie wręczył dziewczynie sztylet, a sam chwycił za miecz. - Musimy wyjść z namiotu, ino bezszelestnie. - polecił. - Ja pierwszy - dodał po chwili. Starał się też skojarzyć, do czego to pobrzękiwanie było podobne.
Wygrzebali się na zewnątrz najciszej jak potrafili. Gdzieś daleko rozległo się wycie wilka, korony drzew szumiały złowieszczo. A to co poruszało się po trakcie brzmiało jak kroki, ale przy każdym z nich idący musiał zahaczać stopą o trakt, jakby szedł z ogromnym trudem. Nadchodził od południowej strony, a brzęk musiał być związany z metalowymi elementami jego ubioru, czy może broni, pojawiał się bowiem wraz z szelestem. Niestety ciemność nocy uniemożliwiała dojrzenie czegokolwiek prócz krzaków, za którymi się ukryli razem z namiotem.
Liebert wskazał palcem, by dziewczyna siedziała najciszej, jak tylko może. Choć Hilda z pewnością też o tym wiedziała. Dłoń Weltiego nerwowo, jeszcze mocniej, zacisnęła się na rękojeści miecza. Raz po raz, któraś z myśli mówiła mu... uciekaj... uciekaj czym prędzej. Jednak kolejna mówiła: zostań bez ruchu, nie zauważy cię w taką ciemnicę. Bezruch zwiększa twe szanse. Tak też postanowił uczynić, zostać skrytym za krzakiem, modlić się i prosić bóswa, by pozostał niezauważonym. Nie poruszy się dopuki nie będzie musiał, cały czas nasłuchując nowych dźwięków. Wyłapywał wszystko co mógł i co mogło mu pomóc rozeznać się w sytuacji. I tym jak ona się rozwinie. Czy piechur ruszy dalej mijając ich, czy piechur się zawaha i poczuje się, gdy zbliży się do nich. Czekał, a każda sekunda wydawał się wiecznością.
Tamten nie wydawał się zauważać cokolwiek, zwyczajnie ciągle przesuwał się do przodu. Wydawane przez niego odgłosy robiły się coraz głośniejsze, aż w końcu Liebert z trudem dostrzegał mroczną, humanoidalną sylwetkę. Nie wydawał się rozglądać na boki... aż nagle potknęła się i upadła na trakt, z cichym jękiem. Tam zamarła. Hilda przysunęła się do jego ucha.
- Słyszałam opowieści o dawnych strażnikach, co nocami patrolują ten trakt...
- Jakich dawnych strażnikach, o czym ty mówisz? - spojrzał pytająco na dziewczynę i tylko dzięki ciemnej nocy, nie dało się w jego oczach dostrzec przerażenia. - Powiedz co więcej o nich. Grozi nam niebezpieczeństwo? Co się z nim stało? - Liebert lubił opowieści, wielu się w trakcie swych podróży nasłuchał, ale czuł że ta mu się nie spodoba. Większość była wymysłem ludzi, ale to co teraz ujrzał było conajmniej podejrzane i niepokojące.
- Podobno to duchy... albo... jak się to mówi... martwi powstali z grobów. Coś ich zmusza, aby patrolowali ten trakt. Takie są opowieści, dlatego nikt tu nigdy ponownie nie zamieszkał. Bronią kopalni i zamku w górach.
Istota, czymkolwiek lub kimkolwiek była, wciąż leżała na trakcie. W chwilach, gdy nie wiał mocniejszy wiatr, Liebert miał wrażenie, że słyszy jej ochrypły oddech.

Liebert nie miał zielonego pojęcia czemu to coś leżało i prychało na trakcie, tuż obok nich.Usłyszawszy jednak odpowiedź Hildy nie miał za bardzo ochotę z bliska przekonać się, co się stało. W ogóle to w tym momencie bał się poruszyć, bał się zrobić cokolwiek. Modlił się o świt, ale do niego zostało jeszcze kilka, długich godzin. Chwilę pozostał bezruchu, a gdy sytuacja się nie zmieniała, chwycił jedynie kamień i rzucił nim na drugą stronę traktu.
Kamień nie doleciał na drugą stronę. Odbił się z głośnym stukiem od traktu, a potem znieruchomiał. Nic się nie zmieniło.
Nie zmieniło się także to, że Liebert nie miał ochoty na własnej skórze przekonywać się kto, czy co, to tam sobie leży na trakcie. Może bardziej na skórze Hildy, ale też wolał jej nie poświęcać w ten sposób. Uznał, że lepiej się nie wychylać i zostać w tym miejscu. I tak noc będzie już nie przespana. Nie wyobrażał sobie, że mógłby ponownie spocząć w namiocie i spokojnie usnąć.

Liebert czekał bez ruchu, podobnie jak Hilda, która przytuliła się do niego mocno, drżąc z zimna i strachu. Wsłuchiwali się uważnie w odgłosy, ale po jakimś czasie odpowiadał im tylko szum wiatru, trzeszczenie koron drzew i cisza. Nie było już śladu po oddechu. Do ranka wciąż było daleko a czas mijał cholernie powoli. A na dodatek noc była nieprzyjemnie zimna i wilgotna.
Gdy nadszedł świt, ciała mieli zziębnięte i skostniałe. Każdy ruch powodował ból, a i bezruch nie był przyjemny. Mimo, że na niebie wciąż zalegały chmury, to jednak wreszcie zaczynali coś widzieć. Wyglądając ostrożnie zza krzaków coraz łatwiej było dostrzec ciało, leżące brzuchem do ziemi, ledwie ze trzy metry od ich kryjówki. Ciemny strój, pusta pochwa od miecza i głowa, która pasowała zdecydowanie bardziej do człowieka niż nieumarłego strażnika czy tym bardziej ducha.
Welti niezwykle się cieszył, że udało mu się dotrwać do pierwszych promieni słonecznych. W nocy było parę momentów kryzysowych, w których już myślał, że nie da rady wytrwać. Myślał, że zemrze tej nocy na pewno. Już wznosił modły do Morra, jak w końcu ujrzał, że niebo się rozjaśnia. Gdy był już w stanie ujrzeć leżącą na trakcie sylwetkę, przeklął siarczyście, za całe swe nocne cierpienia. Te trzy metry, jakie musiał wykonać do ciała były okropne, choć na szczęście ponownie mógł się ruszać. Z początku było niezwykle ciężko, każdy ruch kolejny wydawał się już jednak łatwiejszy. Czuł, że zimno powoli, bardzo powoli, ale zaczyna odchodzić z jego ciała. Przydałoby się rozpalić ognisko, by choć na chwilę się rozgrzać, ale najpierw musiał zobaczyć co to leży na trakcie. Teraz już był pewnym, że nie dycha już i niebezpieczne nie jest. Może nie pewnym, ale z większą odwagą niż w nocy. Podszedł do leżącego człowieka i najpierw go szturchnął nogą, by później odwrócić go na plecy.
Ciało należało do zwyczajnego wydawałoby się, niezbyt już młodego mężczyzny. Zarośnięty na twarzy, ubrany w gruby płaszcz, pod którym miał tunikę i kolczugę. Wszystko rozcięte w jednym miejscu i porozrywane, tak jakby toczył niedawno jakąś walkę. Zimny zupełnie i pochlapany krwią. Po jego mieczu pozostała tylko pochwa, dobrej jakości.
- Widziałaś go kiedy wcześniej? - zapytał Hildę.
Dziewczyna, która podeszła z wyraźną obawą, nachyliła się, a potem zbielała i szybko cofnęła, kręcąc głową. Rana już nie krwawiła, ale i tak było tu wystarczająco dużo krwi, a ona chyba zamordowanego człowieka nigdy nie widziała.
- Jeśli to te twoje duchy, to łatwo giną - zażartował, lecz patrząc na Hildę wiele jej brakowało, by zagościł na jej twarzy jakiś uśmiech. - Rana od miecza - zawyrokował Liebert - nie mógł daleko zajść - stwierdził również, ale czy jego słowa rzeczywiście były prawdą, tego nie był pewny. - Możliwe, że w tej wiosce ktoś go dopadł, a ona już tuż tuż - rozmyślał głośno. - Musimy go, choć prowizorycznie, pochować - spojrzał na zlęknioną dziewczynę. - Albo ja go pochowam, a ty zbierz trochę chrustu i liści suchych, może uda nam się rozgrzać - zaproponował widząc jej bladą twarz.
Pokręciła głową.
- Nie masz czym kopać. Nie powinniśmy tu zostawać, strażnicy mogli go zabić. Za to, że wkroczył na zabroniony teren - zadrżała wyraźnie. - Ognia tu też nie rozpalę, wszystko jest wilgotne. Wioska nie powinna być daleko, tam możemy się ogrzać.
- Żadni strażnicy, przestań bajek się bać! Nie godzi się tak zostawiać człowieka - syknął na dziewczynę Liebert. - Pomóż mi go chociaż ściągnąć z traktu. Skończymy, to ruszymy do wioski - postanowił.
Na to mogła się zgodzić, chociaż zamknęła oczy, gdy ściągali go na bok, między krzaki. Ziemia tam była mokra, ale kopanie czegokolwiek w środku lasu zawsze było mordęgą, a bez narzędzi wydawało się niewykonalne wykopanie mu grobu. Co najwyżej można było przykryć ściółką.

Gdy jednak na chwilę się odwrócił, kątem oka dostrzegł, że dziewczyna sięga do buta tamtego, wydobywając stamtąd sztylet. Gdy się odwrócił, wzruszyła tylko ramionami, nie kryjąc zdobyczy.
- I tak mu się już nie przyda. Może jeszcze co ciekawego ma?
Wyżej jednak sięgać chyba ochoty nie miała, zakrwawione ciało ją do tego zniechęciło.
- Odłóż ten sztylet dziewczyno – zażądał młodzieniec. Może i mu się nie przyda, ale nie tobie to oceniać i nie tobie on się należy. Nie będziemy zwłok grabić. Upoluj zwierzynę, zbierz jedzenie, zrób coś pożytecznego, a nie umarłych okradaj. Złe nawyki masz. Widzę, czemu chciałaś tą wiochę opuścić, nic a nic wychowania nie zaznałaś – zestrofował Hildę.

Rozeźlił ją chyba tylko, bowiem ani myślała oddawać sztylet.
- A ty co sobie myślisz? Zakopać byś chciał go ze wszystkim? Widać, żeś wychowany u bogaczy, bo u nas na takie marnotrastwo nikt nie pozwala. A i co mam zrobić, jak mnie co tu zaatakuje? Na ciebie liczyć?! Jak ten biedak umierał to ze strachu dygotałeś tylko, wielki wojowniku!
Prychnęła i wyszła ponownie na trakt, groźnie zaplatając ręce na piersi.
- Ty za to odważnaś! Przecie ci dałem dziewczyno sztylet, toś mogła się bronić, a nie tulić do mnie. Jak żem się ruszyć mógł wtedy? - warknął Liebert. - Ino narzekać potrafisz, jak baba, o! Mówiłem z początku, że pewne zasady będą panować... przytaknęłaś. Dlatego tu jeszcze jesteś, a nie tam skąd cię zabrałem. Ja... Ciebie. Już nie jesteś u siebie. I ja mówię zasadą jest, że nie będziemy okradać zmarłych, których ktoś inny zabił. Wierzysz w bajki o strażnikach, to uwierz też bajki o niespokojnych, okradanych duchach i zastanów się... - spojrzał na Hildę groźnym wzrokiem.

Westchnęła ciężko, a potem z wyraźną złością cisnęła sztyletem ku zwłokom. Na szczęście był w pochwie i przeleciał dobry metr od Lieberta.
- Jak cię ktoś napadnie i go zabijesz to też nic nie weźmiesz, bojąc się jakiś okradanych duchów?! Nawet ja w to nie wierzę, nie widziałam żadnego, chociaż nigdy zmarłym dobytku żeśmy nie zostawiali. Ale nie chcę, abyś mnie tu zostawił - dodała ciszej.
- Nie zostawię przecie - spojrzał na wystraszoną dziewczynę, zmieniając zdecydowanie ton głosu. - Ino chciałem ci uzmysłowić, że to co robita jest złe. Ino tyle. I nie kłućta się , bo złych intencji nie mam. Idziemy dalej, do tej wioski, czy chce coś zjeść teraz pierwej? Może chodźmy jak mówisz, że to już blisko powinno być, a tam zatrzymiemy się w jakim cieplejszym miejscu.*
 
Sekal jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 08:25.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172