|
Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami) |
|
| Narzędzia wątku | Wygląd |
23-04-2013, 14:52 | #151 |
Administrator Reputacja: 1 | Kolejny bełt chybił, ale Detlef nie miał czasu, by zastanawiać się nad powodami następnego niecelnego strzału. Potwór, demon, czy co tam było, mimo wielu obrażeń i otrzymanych ciosów nie zwalił się na ziemię. Stał na nogach i stawiał czynny opór. Nie wypadało trzymać się z dala, zatem Detlef zamienił kuszę na rapier i lewak ruszył wspomóc walczących. Nim jednak dotarł na miejsce, demon, trafiony paroma bezpośrednimi ciosami, rozsypał się w pył. Czy to było dzieło Franca? A może strzał Ramireza lub cios Zebedeusza, który wyłonił się z dymu? Detlef ominął to, co pozostało po magu, demonie i przeklętym klejnocie, a potem podszedł do inkwizytora, który - ku zdziwieniu szlachcica, jeszcze dychał. Ostatnio edytowane przez Kerm : 25-04-2013 o 19:55. |
23-04-2013, 16:15 | #152 |
Reputacja: 1 | Uniesienie ciężkich muszkietów okazało się trudniejsze, niż myślał. Nie wspominając o przystawieniu ich do demona i wystrzeleniu. "Stój w miejscu, pendejo..." - zaklął w myślach, zagryzając wargi i walcząc z omdlewającym ramieniem. Nacisnął spusty. Huk go niemal ogłuszył, a silne szarpnięcie wyrwało mu muszkiet trzymany w lewej ręce. Kolba tego z prawej boleśnie uderzyła go w bok. Będzie siniec jak malowany. Tylko jedna z luf była dobrze ustawiona w momencie strzału. Reakcja stwora przywołała na oblicze Estalijczyka szeroki uśmiech. - I co ty na to, paskudo?! - zawołał, spodziewając się jakiejś bolesnej formy śmierci w odpowiedzi. Nic takiego się nie wydarzyło. Kolejne ataki pozostałych uczestników potyczki zatrzymały Złego. Pospołu zdołali go pokonać. Zmęczony jak diabli Ramirez oparł się o ustawiony na szorc muszkiet, próbując przybrać minę zwycięzcy. Zachwiawszy się kilkakrotnie machnął w końcu ręką i usiadł tam gdzie stał, na ziemi. Napięcie powoli opuszczało go, co poznał po narastającym bólu w zranionej ręce i głowie. Pomacał się po zlepionych krwią włosach. - Ale mnie walnął... przyjdzie prać wszystko - westchnął z nieudawanym żalem, oglądając krytycznie zaplamiony krwią strój.
__________________ I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee... |
23-04-2013, 20:26 | #153 |
Reputacja: 1 | Zwłoki karczmarza i jego żony zostały starannie upchnięte w jednym z ich kuferków. Przestrzeń ta niestety była zbyt mała, nie była to wszak trumna, żeby ich ułożyć w odpowiedni sposób. Podwójny żal, bo nawet z nogami podciągniętymi do góry bardziej niżli to żona karczmarza przyzwyczaiła się w nocy mieć niesposób byłoby ich tam oboje upchnąć. Azali czyż kuferek raz otwarty nie winien być zamknięty? Toż to takie prawo natury - nie po to bogowie stworzyli w kuferkach zawiasy, żeby to to stało otwarte. Zatem należało to jednak jakoś spreparować, a jak to osoby niższe stanem mówią: bez młota to kurwa nie robota. Także przy pomocy tegoż niesamowitego narzędzia dało się zmiażdżyć to i łowo i zamkło się jak należy. Potem tylko odpowiednio to wsunąć gdzieś co by nie rzucało się w oczy i gotowe. Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie. Oczywiście, gdy będzie trochę więcej spokoju to mięso z ich ciał przyda się - chociażby do zrobienia pysznej kaszaneczki, a i przecież i pyzy warto byłoby upichcić. Choć szaszłyczki z rożna również brzmiały zachęcająco. Ale to dopiero później, może następnego dnia. Wąsacz to przyglądał się temu co się dzieje, a to robił co swoje. W każdym razie okazało się, że demon (skąd tu właściwie demon był?) przybrał teraz formę uśmiechniętego człowieka i swoim bezeceństwem zaraził innych, gdyż nie atakowali go. Chciał wyjść i krzyknąć, że to iluzja, ale na cóż wystawiać się na ciosy demona... i jego nowych popleczników... wszystko to wyglądało na jakieś mroczne porachunki hipnotyzujące żywych. Może jednak nie wszystko stracone i da się uratować dusze tych nieszczęśników schwytanych w złowieszcze sidła chaosu. Wąsacz poszukał wzrokiem jakiejkolwiek broni dystansowej. Z ukrycia wycelował w łeb tej poczwary w formie ludzkiej i wystrzelił. Tylko jeden strzał. Tylko tyle można było w tym momencie zrobić. Potem ucieknie. Nie miał szans w walce jeden na jeden z demonem, a już napewno nie z demonem kontrolującym rzesze bezmyślnych niczym żywe trupy zastępów. Jeśli natomiast nie dałoby się w żadnym razie precyzyjnie strzelić w łeb poczwarze to trzeba by obrać inną taktykę jak i strategię. Niczym sławni i złowieszczy kitajscy zabójcy zwrócić swój wzrok ku cierpliwości jedząc sobie frysztyg - bo przecie nieważne jaka pora dnia. Wąsacz zastanawiał się tylko czemu w tak wielkim pośpiechu karczmarz i jego żona uciekli niewiadomo dokąd i niewiadomo czemu. Trochę się martwił o ich zdrowie, bo przecież zwierzoludzie wciąż mogli się błąkać, a i baczyć na demony różnorakie trzeba było. Wąsacz jednak w czasie posiłku myślał o ich bezpieczeństwie tak usilnie, że można było to uznać za swego rodzaju cichą modlitwę. W jego kieszeni spoczywał nabazgrany ręką karczmarza testament, w którym przepisywał całą swą majętność na Wąsacza, bo pomimo krótkiej znajomości odkrył w nim bratnią duszę. W kuferku ręka karczmarza wciąż była brudna od tuszu zmieszanego z krwią. |
25-04-2013, 12:04 | #154 |
Reputacja: 1 | Ocknął się, otwierając oczy. Krwawe niebo trwało nad nim zupełnie nieruchomo. Zaraz, krwawe? Ból świadczył o tym, że jeszcze żył. Krasnolud z wielkim trudem uniósł dłoń i otarł nią twarz, rozmazując wszędzie juchę. Swoją i czyjąś. Chyba głównie swoją, bo pamiętał, jak jakieś paskudne bydle sprawdza twardość jego czerepu. Czy to jeszcze żyło? Jęknął i obrócił głowę najpierw w jedną, potem drugą stronę. Nic. Tylko poruszające się sylwetki ludzi dookoła. Uszy nie wyłapywały odgłosów walki. Przespał końcówkę tej potyczki? Jasna cholera! Spróbował się szybko podnieść i skończył ponownie na ziemi, widząc przez chwilę wyłącznie ciemność i jasność na przemian, oślepiony bólem. Nagle coś zaczęło lizać po mordzie. Coś, czemu jechało paskudnie z pyska. Jak trupem. - Skurwiel! Spierdalaj! Ten bydlak za bardzo lubił smak krwi. Imrak odepchnął go z trudem, a potem podniósł się do pozycji siedzącej. Wzrokiem zlokalizował karczmę. A w każdym razie jakiś budynek. Ciągle nie widział zbyt dokładnie. - Muszę się uchlać. Zlokalizował już cel, więc zogniskował na nim spojrzenie i całym wysiłkiem woli zmusił ciało do poruszenia. Gdy już tam dotrze, będzie mógł owinąć szmatą łeb. I poszukać jak najmocniejszej gorzały. |
|
| |