Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 10-03-2013, 12:28   #111
 
Komtur's Avatar
 
Reputacja: 1 Komtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputację
W karczmie krasnolud zaniepokojony rozwojem sytuacji postanowił to omówić.
- Słuchajcie - Kargun zwrócił się do swoich kompanów - Unterzy uparci są i znów wysyłają ludzi na wyręb. To może się skończyć wojną z elfami i utrudnić nam nasze zadanie, stanowi to też zagrożenie dla miejscowej społeczności. Ja jako że byłem gońcem, pobiegnę ostrzec długouchych, by wiedzieli że nie wszyscy popierają akcję Unterów. Proponuję też powiadomić miejscowego burmistrza o zagrożeniu z tego wynikającym. Powinno dać mu to do myślenia, zwłaszcza teraz gdy ta kraina potrzebuje spokoju.
- Jak chcesz dotrzeć tam przed ludźmi Untera? - Zdziwił się Matthias na słowa Karguna. Zastanawiające było dla najemnika jak krasnolud chce dogonić i wyprzedzić oddział ludzi.
- Jestem khazadem, potrafię biec godzinami nie męcząc się.
- Pewien żeś Kargun że do elfów sam iść chcesz? Wiadomym jest że miłością do siebie nie pałacie, krasnoludy i elfy ma się rozumieć. Pojmuje że ty najszybciej tam dotrzeć zdołasz z nas tu obecnych, ale czy to rozsądne tam iść w pojedynkę? - Matthias nie mógł się nadziwić czemu khazad chce pomóc elfom. Ukryć też nie można było że Mordrin pełen jest podziwu dla odwagi krasnoluda.
- Dam sobie radę, a czas ma tutaj zasadnicze znaczenie.

Kargun szybko zebrał swoje rzeczy i starając się by nikt nie nabrał podejrzeń, opuścił miasto. Biegł jak zwykle nie za szybko, ale równomiernie. Dystans nie był zbyt długi, choć musiał trochę nadłożyć drogi, by nie natknąć się na ludzi. Wkrótce jednak krasnolud dotarł w pobliże planowanego miejsca wyrębu. Nie zastał jednak tam żadnego długouchego. Nie zastał, jednak wewnętrzny instynkt podpowiadał mu, że są oni w pobliżu. Czasami tak miał, że czuł zagrożenie, które pozostawało niewidoczne i tym razem znowu tak było. Coś było nie tak. A czy to to, że elfiaki czaiły się gdzieś w okolicy, czy to, że był pewien iż wielkiej przewagi nad ludźmi Untera nie zyskał, tego nie wiedział. Wiedział za to, że czasu ma niewiele. Mógł obawiać się również, że wyląduje między przysłowiowym młotem, a kowadłem.

- Hej elfy! - krzyknął w kierunku drzew - Przynoszę wieści!
Wezwanie to pozostało jednak bez odzewu. Może ich rzeczywiście tu teraz nie było...
Kargun znalazł się w kropce - “Durne długouche zasrańce” -zaklął w myślach i ruszył w kierunku, jak mu się wydawało, najpiękniejszych drzew.
Khazad Jemioła, jak i z resztą reszta jego kuzynów znawcami drzew nie zwykli być, toteż Kargun pewnym nie był czy najpiękniejsze drzewa wedle jego opinii będą i najpiękniejszymi wedle opinii drzewożerców. Co gorsza nie miał okazji się o tym przekonać, gdyż przy ‘najpiękniejszym’ drzewie nie było żadnego z długouchych. Żadnego też nie spostrzegł w drodze do niego. Wciąż jednak czuł się obserwowanym... Przeklęte korojadacze gdzieś tu muszą być! Spojrzał w górę, tam... ich też jednak nie było.
- No dobra elfy - powiedział głośno w dal - Idzie tu zgraja ludzkich wycinaczy drzew. Wiem że macie to gdzieś, ale nie wszyscy ich popierają, dlatego tu jestem by uniknąć wojny!
Dopiero teraz krasnolud usłyszał szelest traw dobiegający gdzieś z prawej strony. Po chwili ujrzał przedstawiciela elfów, tego samego co ostatnio.
- O czym prawisz krasnoludzie? - rzekł spokojnym wyniosłym głosem, który zdawał się nie przekazywać emocji.
- Ci z którymi byliśmy tu wcześniej wracają z większą siłą. Są uparci i głupi, ale na szczęście nie wszyscy ludzie im sprzyjają. Ja i moi przyjaciele nie chcieliby, żeby przez tą bandę idiotów doszło do wojny z wami i resztą ludzi w Beeckerhoven.
- Wdzięcznym za twą reakcję i ostrzeżenie nas krasnoludzie. - Skłonił się elf. - Jeśli będzie ich jednak więcej niż wczoraj, to to nie będzie wojna...
- My ze swej strony postaramy się nie dopuścić do eskalacji konfliktu, niestety prawa ludzkie zawiłe są i często przeczą logice. Tych co idą tutaj już nie zatrzymamy, ale może uda się powstrzymać kolejne grupy. Moglibyście pomóc nam w tym trochę, wysyłając posłów do tej mieściny i zagrozić wojną. Wtedy moglibyśmy największych stronników rabusiów usunąć od władzy. Przyznam szczerze że jakaś oferta handlowa z waszej strony, także byłaby pomocna.
- Nie zrozumiałeś mnie khazadzie. Nie mamy karty przetargowej. Jeśli dojdzie dziś do walki, to jutro znajdą tu jedynie elfie ciała, martwe elfie ciała. Polegniemy dziś. Wbrew temu co mówiliśmy wczoraj, jest nas tylko ośmiu. Wczoraj próbowaliśmy was nastraszyć. Udało się, choć widać nie na długo - odparł elf. - Kiedy tu będą - zapytał po chwili.
- Cholera jest was tylko ośmiu?! - zdumiał się Kargun - I chcecie tak bezsensu zginąć? Oni powinni być tu lada chwila. Atakujcie ich z ukrycia i starajcie się przeżyć. Gdy niektórzy wrócą poranieni do miasta, może uda nam się powstrzymać ich działania.
- Ginąć nie jest naszym zamiarem - odparł wciąż spokojnym, wyniosłym głosem elf. - Domu jednak też porzucić nie możemy. Wdzięcznym za ostrzeżenie, mamy choć chwilę teraz by przygotować się. Twa pomoc nie zostanie u bogów zapomniana. Teraz jednak odejdź, to nie twoja walka, byś w niej poległ. - Ukłonił się Jemiole.
- Wiem że domu nie porzucicie, ale wszystkich drzew na raz nie wytną, a wojna podjazdowa jaką moglibyście im zafundować, pomoże nam w powstrzymaniu w ogóle jakichkolwiek ekspedycji przeciw wam. Teraz do was należy decyzja ale w tej sytuacji ufając mojej propozycji nic nie tracicie, a zyskać możecie wiele. - krasnolud odkłonił się elfowi czując że rozmowa zakończona - Czas na mnie, lepiej by nikt się nie dowiedział że was ostrzegłem.
- Tak też zrobimy khazadzie. Znikniemy wśród traw i drzew, tak że dziś nas nie znajdą. Znajdą za to jednego ze swoich, jeśli taki ich wybór, jednego ze strzałą wbitą w szyję. Niech bogowie sprzyjają ci w drodze powrotnej. - Ukłonił się ponownie elf, by po chwili zniknąć w gąszczu.

Kargun też ruszył z powrotem, klnąc na siebie w myślach, że dał się przedtem wydutkać ośmiu elfom. Gdy to się wyda, całą misję elektorską może szlag trafić, nie mówiąc już o tym, że jego reputacja wśród krasnoludów czy najmitów będzie tyle warta co kupka gnoju.
 
Komtur jest offline  
Stary 10-03-2013, 23:20   #112
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
Wujaszkowe plotki z Unterem
Nastał kolejny dzień. Wujaszek dostał wiadomość, iż Herr Unter przyjmie go. Założywszy najlepszy ciuch jaki miał ruszył na rozmowę. Oczywiście nie poskąpił złocisza, dobremu człowiekowi, który przekazał wiadomość Unterowi o ważnym dla niego spotkaniu. Został więc zaprowadzony przed oblicze Untera, któremu towarzyszył jeden z jego ochroniarzy i znalazł sobie krzesło, by rozsiąść się na nim:
- Rad jestem mości Unter, że znalazłeś czas by mnie przyjąć. Rad, wielce rad i rad byłbym gdyby to spotkanie zostało między nami..na razie przynajmniej. Wiecie już, że działam z ramienia Elektora prawda ? - zapytał retorycznie i ciągnął dalej - Toteż widząc waszą smykałkę do interesów, przyszedłem o interesach porozmawiać. Jak wiadomo czasy trudne, a rejon trzeba by na nogi stawiać. Ludzi z wizją trzeba nam, oczywiście...Elektor umie wyrazić swoją wdzięczność. - zrobił mały przedwstęp.
- Słucham - burknął krótko Unter nie wykazując większych emocji.
Wujaszek nie lubił chamów, a z chamem przyszło mu się spotykać i rozmawiać o interesach. Również nie lubił jak ktoś olewa go, lecz to było łatwiejsze do przełknięcia. Spojrzał poważnie Unterowi prosto w oczy i zadał pytanie:
- Co według Pana, przyniosło by, Wam największy zysk ? I co według was jest waszym największym utrapieniem ? - zapytał.
- Panie, przychodzisz z interesami, czy zagadkami? -rzekł szorstko Urlich. - Już wczoraj wyraziłem się jasno, co myślę o marnowaniu czasu. Ponoć przychodzisz w interesach, zatem słucham. Co oferujesz? Prosto i zwięźle - dodał nie spuszczając wzroku z Anzelma.
Nastało milczenie. Anzelm analizował znów wszelakie warianty aż w końcu rzekł:
- Złoto - rzekł krótko - Elektor Saalkaten chce odnowić współpracę z miasteczkiem. Wy potrzebujecie surowców, a miasto złota. Elektor szuka, kogoś.. - nastała ta “słynna” Anzelmowa cisza - kogoś zaufanego. Człowieka, który wie czego miastu potrzeba. W mieście liczycie się wy i Wolfengerowie.. Wiadomo więc, że wzrok Elektora - wskazał delikatnie na siebie, by Unter zrozumiał, że to od Anzelma zależy decyzja - pada na waszą dwójkę. Wybór jaki się dokona, może jednej stronie dać wiele a drugiej nic. A wdzięczność Elektora bywa ogromna.. - zakończył i wstał mówiąc - Widzę że znawcy zabytków i obrazów jesteście - wskazał na obrazy przodków i wazę. Podszedł do niej przyglądając się [/i] - Strasznie dziwna waza..waszmości
- A co wam oni mogą dać - zaśmiał się, jak dotąd poważny, Unter. - Wiadomo, surowcem jaki miast to może zaoferować, a także surowcem którym może się chlubić, jest drewno. Tylko drewno. A jeśli o mnie chodzi, to człowiek interesu jestem i z pewnością przy konkretach, pewne umowy można spisać. Drewno najwyższej jakości do mości elektora mogę posyłać - spojrzał na Anzelma, ignorując najwyraźniej wzmiankę o wazie.
- Bardzo mnie to cieszy, jednak wczorajszy pokaz..daje do myślenia. Elfy... - zamyślił się i jakby od niechcenia zmienił temat - Dałbym przysiądz, że gdzieś podobną widziałem... - wziął ją do ręki i przyglądać się jej zaczął
- Elfy? Herr jeśliś człowiekiem interesu to akurat to powinieneś zrozumieć. Elfy stanęły na drodze do zdobycia najlepszego surowca w okolicy. A praw do niego nie mają większych niż ja. Nikt o ich hmm… siedzibie tam wcześniej nie słyszał i wątpliwe dla mnie jest, by ich w tamtym miejscu jakaś zgraja większa, hmm społeczność była. A i już stać nie będą… To drzewo może do Elektora jechać, jako najlepszy towar - spojrzał na Anzelma.
- Pewnie u tego psubrata widziałeś, gdy tam byłeś - rzekł w końcu i o wazie. - Tak sobie myślę... - Unter spojrzał tym razem z uwagą na Anzlema, a po jego tonie znać było, że wpadł na jakąś błyskotliwą myśl. [/i]- Tak sobie myślę, że jak waść masz kontakt z tym psubratem i to chyba nienajgorszy, to może zdobyłbyś od niego taką samą wazę. Odkupił, cokolwiek, jakkolwiek. Nie interesuje mnie jak, interesuje mnie żeby była tu. Oczywiście zostanie to wynagrodzone, sowicie wynagrodzone tak, że myślę iż sam elektor by się nie powstydził. Oczywiście to byłby taki dodatek do pracy powierzonej przez elektora. Co waść na to [/i]- spojrzał na Anzelma, wciąż mówiąc zupełnie odmiennym tonem. W tym czasie Wujaszek, przyglądając się wazie, upewnił się, że to drugi kawałek. Widział wyryte znaki, zapisane jednak archaicznym językiem. Miał zbyt mało czasu, by w głowie ułożyć sobie cały tekst.
- Hmm możliwe...bardzo możliwe.. Tak, ja to pamięci do takich bibelot nie mam ale widzę że...- znów nastała pauza - waza ta ma jakieś znaczenie dla Pana. A tak w ogóle to czemu z Wolfengerami się tak nienawidzicie, jeśli można zapytać ?
- Jak słusznie zauważyłeś, ma. Podejmiesz się więc tego co proponowałem? A co do utarczki z psubratami, to nie ma co tego za bardzo teraz rozstrząsać. Ot zwada, jakich wiele, czyż nie?- odparł Urlich.
- Hmm...pierw powiedz mi na cóż Ci ta waza. Lubię wchodzić w interes wiedząc o nim wszystko - rzekł.
- Ja zaś nie uważam, żebyś więcej niż to, iż zostaniesz sowicie za nią opłacony, wiedzieć musiał. Jeśli ci to nie pasuje, to możemy zapomnieć o temacie. Tym razem nie chcę być niemiły, ale nie sądzę, bym musiał swe plany i zamiary tłumaczyć.- Usłyszał Anzelm w odpowiedzi.
- Cóż - zaczął odkładać wazę na miejsce próbując zapamiętać jak najwięcej - szkoda. Zobaczę jak sobie poradzicie z elfami i jeśli uznam, że można z wami robić interesy to sprawa wazy nie powinna sprawiać trudności, zaznaczam jednak że wymiany dokonamy w miejscu, które ja uznam za bezpieczne. Zbyt wiele tajemnic masz Herr Unter, bym mógł tak Ci zaufać od razu, tym bardziej że ty nie chcesz zaufać mi - westchnął jakby Unter złamał mu serce.
- Panie von Mullen, nie wiem za kogo pan się wciąż uważasz, ale strasznie się panoszysz.- Zaczął Unter ponownie poirytowanym głosem. - Jeśli chcecie dostać złoto za wazę, to ją przynieście, a zapłatę dostaniecie. Nie będziecie mi tu warunki ustalać, bo nie macie ku temu podstaw. Jeśli chcecie natomiast najlepszego drzewa dla swego elektora, to też przyjdziecie do mnie. Sprawa jasna. Jeśli natomiast chcecie mu załatwić coś gorszego, wasz wybór i to wy pewnie zostaniecie ocenieni, nie ja. Mi tam nic do tego, ja sobie kupca znajdę, nie obawiajcie się. Jeśli nie wiecie, to na drewno popyt był, jest i będzie. Zatem jeśli nic nie macie do dodania, to… - po raz kolejny sugestywnie zakończył swą wypowiedź, wskazując Anzelmowi drzwi. Wujaszek w tym czasie zdołał rozszyfrować tylko jeden z trzech wersów znajdujących się na pękniętej wazie “ Moje córeńki nadobniejsze, “ dalsza część była już na tej, którą posiadał.
- Herr Unter dziękuje za gościnę, a co do wazy mylicie się. Wolfenger podarował mi ją... lecz... do zobaczenia - Wujaszek ukłonił się i skierował się do wyjścia.
- Rozumiem zatem, dlaczego ten mój fragment tak cię zainteresował - Unter spojrzał na fragment wazy, upewniając się, czy aby na pewno został na miejscu. - Rozumiem... Powiedzcie mi jeno... macie zamiar zdobyć ten mój, czy oddacie ten co macie i nagrodę dostać chcecie? Jeśli psubraty zaoferowały wam pieniądze, dam więcej. Jeśli wy coś słyszeliście i w głowie się poukładał jakiś plan, powiem jedno... nie warto się narażać. Obstawałbym jednak przy tym pierwszym. Decydujcie się więc szybko, kolejnej okazji już nie będzie. Zapewniam.- Mężczyzna podszedł do swojej części.
- Strażnik - zawołał Unter. - Wejdzcie na moment. Będziecie teraz pilnowali tego. Dokładnie i cały czas, jak cnoty córki waszej. Na jakiś czas też to skryjecie - polecił swojemu ochroniarzowi, wskazując wazę.
Wujaszek był zły. Mógł odgrywać swoją dalej rolę lub powiedzieć człowiekowi co myśli.
- Właściwie to planu nie miałem. Myślałem że człowiek z Ciebie Herr Unter...z którym dogadać się można a nie ktoś, kto liczy że mu dupę będę lizał jak pies co jajca sobie myje. Wazy wam nie oddam, co najwyżej zwrócę Wolfengerom, którzy jako dowód wdzięczności za pomoc mi ją oddali lub ją roztrzaskam. Z waszych słów wynika, że co jedynie wartość sentymentalną ma, toteż na nic mi ona. To też jak w pył się obróci nie stanie się nic złego - zakończył z uśmiechem, kwitując wzruszeniem ramion całą sprawę z wazą.
- Chyba nie słuchaliście mnie uważnie panie. Nie chce byś ją oddał, chcę byś ją sprzedał. A jak chcę żebyś ją sprzedał, to wartość dla mnie ma. Jaką, sprawa po prostu nie twoja. Szczerz mówię i tyle co ci trzeba. Chcesz bić? Bij! I tak w posiadaniu jej nie byłem. Ale jakoś wątpie, że ten psubrat ot tak ci ją oddał. Wątpie, bo dla niego ma znaczenie takie, jak i dla mnie. Więc hrabio mój ty drogi, językiem to ty wiele potrafisz zdziałać, ale widać tym razem cię on zawodzi. Odejdź z garścią koron, garścią dla każdego z was, załatw korzystny kontrakt elktorowi twemu i ciesz się z tego wszystkiego. Czegóż ci więcej potrzeba? - Uśmiechnął się Unter.
- No cóż skoro nie chcecie powiedzieć mi jaka to ciekawa historia się z nią wiążę to mogę tylko gdybać. Prosić się Ciebie nie zamierzam, a co mi powiedział i dlaczego mi ją oddał to cóż.. wierz albo nie wierz. A czego mi potrzeba to powiem tak: może i język mnie zawodzi ale mina twoja jak pod Twoim oknem rozpiżdżę tą wazę będzie warta więcej niż garści złotych koron - nie czekając na reakcję Anzelm ruszył do wyjścia śmiejąc się
W głębi duszy Anzelm wiedział jedno: spieprzył sprawę lub polepszył bowiem jeśli Unterowi naprawdę zależeć będzie może chcieć ją odzyskać za wszelką cenę.
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)
valtharys jest offline  
Stary 21-03-2013, 23:14   #113
Aro
 
Aro's Avatar
 
Reputacja: 1 Aro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputację
Moje córeńki nadobniejsze, /// gdzie wyście pobiegły gubiąc w strachu rozum swój?
/// Tak by nas nigdy nie dosięgły one.
/// Córki nasze odwróciły się od nas… w ramiona Morra uciekły!




Po powrocie Karguna


- Panowie musimy omówić to czegom się u elfiaków dowiedział - zaczął Kargun tak by nikt z postronnych nie usłyszał o czym mowa, a potem zdał relację ze swego spotkania z elfami. Gdy skończył dodał jeszcze swoją opinię - Jak się wyda że ich tak mało jest, to kurwa będziemy pośmiewiskiem. Mój plan jest taki, trzeba przekonać burmistrza, że działania Unterów, doprowadzą do wojny z elfami, a to przecież sprzeczne jest z interesem miasta, a także jego prawem.

- Pośmiewiskiem? Niby czemu? - Piórko wywrócił oczami. - Ośmiu długouchych w lesie mogłoby wyrżnąć w pień pięć razy więcej chłopa. Elfa szukać w lesie to jak gonić wiatr. Szukasz jednego, a drugi ci strzałę w plecy. Tu nie jak u khazadów i u nas; żadnej walnej bitwy, ino partyzantka. Jakby się uparli, to mogliby odpierać unterowskich najemników do zasranej śmierci takową metodą. A jak nie potrafią dbać o swoje, to my z nich gerylasów nie zrobimy, a i ludu nie podburzymy, żeby za nich robotę odwalili.

- Jak dla mnie to wszystko robi się tu cholernie skomplikowane - mruknął Aliquam. - Nie żeby, co, ale wysłali nas tu w sprawach z goła innych, niż rodzinne zatarczki i szarpanie elfów za przydługie uszy... Utnijmy je, bo wkurwiają takie sterczące, skopmy rodzinom tyłki, by się pogodziły i pomogły nam w wykonywaniu poleceń elektora, tak w końcu słusznych dla wszystkich... Albo rozpierdolmy Unterów i to Wolfgen... Wulfga... te drugie pindy, zajmą się porządną ochroną miasta przed zasranym chaosem! - Stuknął potężnie, pięścią w stół.

* * *


Felixowi znudziło się to całe siedzenie i myślenie jak tu wykonać robotę, żeby wszyscy byli szczęśliwi. Co prawda wieści Jemioły były cenne i mogłyby się przydać, ale wizyta Wujaszka u Untera skutecznie odebrała im czas, jaki mogliby użyć na jakieś szersze działania. Piękniś wygramolił się ze swojego miejsca i pociągnął Svena za sobą w stronę wyjścia. Matthiasowi i Wołodii dał również znak, by podążyli za nimi na zewnątrz. Trzeba było w końcu wziąć sprawy w swoje ręce.

- Nie wiem, Sven, czy chcesz brać w całej tej sprawie udział. - Oznajmił nowicjuszowi, gdy zatrzasnęły się za nimi drzwi karczmy. - Ale kłamać nie będę, przydałaby mi się twoja pomoc. Musiałbyś ubrudzić ręce, możliwe że do wieczora będziesz miał na nich czyjąś krew, może i z twoich żył ubędzie jucha. Nie mogę obiecać, że to wszystko ci się zwróci, ale przekażę Elektorowi Salkalten, że pomogłeś nam, nawet jeśli teraz zostawisz nas samym sobie. Wpływy pewno ma, to i pośle do Kolegium pochwałę czy jakiś inny papier. Może obsypie złotem. Nie wiem. Grunt, że nie zapomnę o tobie. - Felix brzmiał całkiem szczerze, ale nie mógł być pewien, że wyjdzie z tego żywcem i spełni obietnicę. Klepnął Svena w ramię i dodał. - To co, ruszacie dalej do Altdorfu czy brniecie dalej w szambo?

Piórko uśmiechnął się do towarzysza, zerkając przez ramię czy Mordrin i Kislevita zamierzali do nich dołączyć.
- Mów czego potrzebujesz, przyjacielu. Wciąż dług życia niespłacony mam u ciebie, więc jeśli tylko przydać ci się w załatwieniu spraw mogę, to pomogę - odparł Sven. - Gdy skończymy w dalszą drogę wyruszę.
- Doceniam to. - Odparł Felix. - Na tej wazie są jakieś potrzebne nam bazgroły, a ja prosty człowiek jestem i nie znam się na literach. Potrzebuję tedy kogoś, kto potrafiłby rozszyfrować co na unterowej połowie jest wypisane. Udamy się do niego zaraz i podamy za wysłanników Elektora Salkalten. Podczas gdy ja zajmę go gadką, ty przestudiujesz jego kawałek wazy. Przy odrobinie szczęścia nadal tam będzie.

Felix nie ujawnił nic więcej i pokazał jeszcze Svenowi złodziejski znak, który oznaczał powodzenie planu. Nowicjusz miał mu takim sposobem dać znać czy zdołał odszyfrować wiadomość uwiecznioną na wazie.

Matthias wyszedł z karczmy po znaku danym przez Felixa. Na zewnątrz Piórko rozmawiał ze Svenem, Matthias nie słyszał o czym ale domyślał się jakie słowa mogły paść. Mordrin naciągnął kaptur na głowę i zbliżył się do rozmawiającej dwójki ludzi, skinął im głową gdy ci odwrócili się by zobaczyć kto się zbliża. Matthias podparł karczemną ścianę plecami, skrzyżował nogi i zaplótł ręce na piersi.
- To co, koniec gadania widzę. Robimy tak jak planowaliśmy? - Zapytał z przekąsem Matthias.
- Nie do końca. - Odpowiedział Felix. - Idziemy do Untera. Jeśli szczęście nam dopisze, to nie zdąży przenieść wazy i Sven będzie mógł odczytać co jest na niej zapisane, podczas gdy ja zajmę go gadką. Twoja pomoc też by się przydała. Mógłbyś podać się za naszego ochroniarza i zostawilibyśmy cię na zewnątrz gabinetu. Porozmawiałbyś z unterowymi strażnikami, może chlapną coś przydatnego.
- Dobra, mnie pasuje...bylebyśmy coś z tym zrobili wreszcie, jak nie to nic tu po nas w Beeckerhoven.


Kolejna wizyta u Untera


Felix nie marnował czasu i zaraz wprowadził swój plan w życie. Po rozmowie ze Svenem i Matthiasem udał się do swego pokoju; pozostawił tam kuszę, przebrał się w proste, acz dosyć eleganckie ubranie i pozbył się bransolet oraz pawiego piórka. Pozostawił sobie jedynie nóż, który obecnie tkwił w cholewie buta, niewidoczny dla postronnych. W jedną z kieszeni natomiast zapakował list, który dostał od Elektora Salkalten, którego pieczęć nadal była w idealnym stanie. W takim też stanie udał się do unterowej rezydencji, ze Svenem u boku.

- Musimy rozmówić się z mości Unterem. - Oznajmił strażnikom, którym akurat trafiła się warta przy wejściu. - Baron von Alvensleben-Leiningen oraz Sven Burghardt, w imieniu Jego Mości Elektora Salkalten.
- Ty no same barony tu dzisiaj!- Klepnął jeden strażnik drugiego.
- Uważaj co mówisz świński synu...chyba że chcesz dziś zawisnąć. Unter czy strażnik , nie ma znaczenia , w obecności barona jesteś, więc miarkuj słowa szmato. Matthias wbił wzrok w strażnika który się spouchwalał. W tym samym czasie położył rękę na rękojeści miecza by wzmocnić słowo gestem. - Wybacz me zachowanie mości baronie, inaczej nie mogłem. Matthias skłonił się nisko przed Felixem i stanął po jego prawicy.
- Aaaaadoooolf - krzyknął drugi ze strażników.. A gdy Adolf pokazał się w drzwiach przekazali mu informację o kolejnym gościu. Adolf skinął głową i zniknął w drzwiach. Parę chwil po tym zaobserwowali ruch w oknie, by po kolejnych kilku Adolf na powrót zjawił się na zewnątrz.
- Jaśniepan nie przyjmuje już dziś wizyt –odpowiedział uprzejmie.
Po tych słowach strażnicy zdecydowanie już zastąpili drogę.
- No niestety. - Uśmiechnął się podle wartownik.
- Herr Adolfie... - Zaczął Felix, ignorując drwiący uśmieszek strażnika. - Nie zajmiemy mości Unterowi więcej jak pięć minut jego czasu. Mogę zapewnić, że będzie zainteresowany tym, co mamy mu powiedzenia o elfach i Wolfengerach. Wasz pracodawca może znacznie zyskać na rozmowie z nami, ale tylko dzisiaj. Jutro... - Piórko zawiesił głos po aktorsku, dla lepszego efektu. - Jutro za to może tylko stracić.
- Baronie, przecież jam jest niewładny jaśniepana wpuszczać, jeśli pan mój odmówił - odparł lokaj, po czym zamknął drzwi.

- ...hmm, co teraz? Zapytał głupawo Matthias.
Felix nie przejął się zbytnio tym, że majordomus zatrzasnął im drzwi przed nosem. Sięgnął jedynie do sakiewki przy pasie i wydobył cztery złote korony, którymi błysnął w oczy strażnikom.
- Czy bylibyście tak mili i przekazali od nas wiadomość herr Unterowi? - Samozwańczy baron zwrócił się do wartowników. - Może zmieni zdanie, może nie. Wam może to tylko wyjść na rękę.
Ochoczo wyciągnięta dłoń wartownika stanowiła odpowiedź.
- No, widać że ludzie interesu. - Na dłoni chłopa zaraz też zabłyszczały dwie korony. - Dwie teraz i dwie jak wrócicie z odpowiedzią. A wiadomość brzmi tak: elfy i Wolfengery w układ tajemny chcą wejść, wymierzony w mości Untera. Lud i burmistrza podburzyć chcą, hrabia von Müll i reszta moich... “towarzyszy” do owej koalicyji nawołuje. Herr Unter, jeśli tylko nas przyjmie, dowie się gdzie i kiedy zamierzają się spotkać. A wtedy jednym zamachem będzie mógł pozbyć się wszystkich swych problemów.
Felixowi ani brew drgnęła, gdy wyrzucał z siebie te łgarstwa. Kiwnął głową na znak, że to koniec jego wiadomości i strażnik może iść ją przekazać Unterowi.

Wartownikowi, który przyjął monety, od razu gdy usłyszał wiadomość Felixa, znikł z twarzy ‘banan’. Spojrzał na drugiego, niższego. I w te pędy ruszył do rezydencji. Drzwi uderzyły z hukiem, a Felix jeszcze chwilę odprowadził biegnącego mężczyznę wzrokiem. Drugi z niemałą grozą wgapiał się w ‘barona’.
Kiedy strażnik zniknął za drzwiami, Matthias uśmiechnął się złośliwie, spuścił wzrok i przyłożył zaciśniętą pięść do ust, po czym odchrząknął. - Aha, więc tak to będzie?! Matthias powiedział do siebie cicho.

Niedługą chwilę później wrócił zziajany strażnik. Za nim pojawił się i Adolf.
- Wejdzcie panie baron. Herr Unter pana przyjmie. - Ustąpili drogę Felixowi. Problem mógł być taki, że tylko jemu.
- Kiedy ci nasi z lasu wrócą? - zagadał jeden wartownik do drugiego, jednak tamten tylko wzruszył w niewiedzy ramionami. Piórko miał drogę wolną, Adolf stał, by go zaprowadzić do swego pana.
- U drzwi zostanę panie mój tak długo jak trzeba będzie. Wezwij mnie jeślim ci potrzebny się stanę. Matthias kłania się nisko i trzyma drzwi tak by Felix mógł przejść niczym jaśnie pan. Mordrin stara się grać sługę najlepiej jak potrafi.
Sven natomiast tylko pytająco spojrzał na swego kompana.
Felix wręczył resztę zapłaty strażnikowi i odwrócił się w stronę Svena.
- Herr Burghardt. - Powiedział krótko, wskazując drzwi i dając do zrozumienia, żeby czarodziej ruszył pierwszy.
- Tylko baron - zastąpił drogę Svenowi strażnik. - Takie polecenie - dodał, ale jego głos nie był już taki pewny, jak wcześniej.
- Wybacz panie, ja to wyjaśnić się postaram. Matthias zwrócił się do Felixa gdyż postanowił zadziałać...mając nadzieję że jeśli się uda jego zamysł to Felix i Sven będą wiedzieli jak to dalej rozegrać. - Baron von Alvensleben-Leiningen, pan mój tu obecny, do waszego mości Untera słowo niesie przyjazne i z przestrogą, a i pod sztandarem elektora Ostlandu. Jednak waszmość Gustav Unter, pracodawca wasz, będzie chciał o niecnym planie Wolfengerów i elfów z pierwszych ust usłyszeć, a te słowa powiedzieć może obecny tu mości Sven Burghardt. Zatem i jego mości Gustav zobaczyć chciał będzie. Matthias po słowach tych wycofał się znów o krok.

Wartownik spojrzał na czarodzieja, potem na swojego kompana, nie był do końca przekonany, ale rzekł do niego...
- Chyba groźnym nie będzie. Przeszukaj go, a ja z nimi pójdę. - Tak też zrobili, gdyż przy Svenie nie znaleźli nic niepokojącego, baronowej cholewki nie przeszukali.
Felix skinął głową Matthiasowi w podzięce i zwrócił się do strażnika, który zaoferował się ich eskortować.
- Prowadźcie tedy do herr Untera.
 
__________________
"Information age is the modern joke."

Ostatnio edytowane przez Aro : 21-03-2013 o 23:19.
Aro jest offline  
Stary 26-03-2013, 18:52   #114
 
Komtur's Avatar
 
Reputacja: 1 Komtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputację
Z wizytą u burmistrza

Po wstępnych ustaleniach sir Anzelm i Kargun, postanowili ratować elficką własność prywatną i nie dopuścić do eskalacji konfliktu, a przy okazji umocnić swą pozycję w mieście. Choć pora była późna, zapukali do drzwi urzędnika. Otworzyła im córka burmistrza, młoda długowłosa blondynka, na której widok, jak zaobserwował krasnolud, aż zabłyszczały oczy Anzelma. Po wstępnych wyjaśnieniach dziewczyna zaprowadziła gości do gabinetu ojca, a po chwili zjawił się i sam urzędnik.

- Jestem Kargun, a to szlachetny pan Anzelm von Null - krasnolud przedstawił się burmistrzowi - Jako żeś pan jest przedstawicielem miejscowej władzy, wtedy przynosimy bardzo niepokojące wieści.

Wujaszek ukłonił się nisko. Nie zamierzał na razie wchodzić w słowo Khazadowi, a jedynie powagą swego pochodzenia i dostojeństwem wspomagać przyjaciela.

- Na wstępie chcemy podziękować że znalazł Pan czas dla nas - ukłonił się lekko Anzelm

- Zawszę znajdę czas dla osób, którym zależy na mieście naszym - rzekł. - Siadajcie - dodał wskazując dwa wygodne krzesła. - Z jakąż to sprawą przybywacie? Cóż niepokoi was? Cóż niepokoić może Beeckerhoven? - rzekł lekko strapionym głosem.

- Zapewne słyszał pan już o nas i wie pan że pracowaliśmy dla dwóch największych rodzin w mieście - krasnolud zaczął przedstawiać sprawę - otóż nie jesteśmy tylko zwykłymi najemnikami, ale działamy tu z ramienia elektora Ostlandu w celu ponownego nawiązania kontaktów handlowych, przerwanych najazdem sił chaosu. Zależy nam więc by pokój utrzymywał się w tym regionie, niestety działalność rodziny Unterów wkrótce doprowadzi do wojny.

- Do wojny? - Zasępił się burmistrz. - Unterowie od wielu lat zajmują się finansami miasteczka. Teraz też po wojnie pomaga zatrudniając w swym koncernie wielu ludzi. Ciężko mi wierzyć, by działali na szkodę Beeckerhoven. Ale mów, mów skąd takie oskarżenia - rzekł zerkając z uwagą na Karguna.

- W pogoni za zyskiem Unterowie chcą wycinać drzewa na terenie elfów, które ewidentnie na to się nie zgadzają. Elfy pewnie nie staną do otwartej walki, ale nie znaczy to że wojny nie będzie. Działając nawet w małej grupie i w ukryciu potrafią doprowadzić do większych zniszczeń niż regiment wojska. Ich działania spokojnie mogą doprowadzić do zablokowania przejezdności dróg, a przez co i handlu. Wspomnę też że lasu spokojnie odwiedzać nie dacie rady, no chyba że ktoś lubi gdy strzały wbijają mu się w plecy.

- No tak… elfy – westchnął burmistrz sprawiając wrażenie, że zna całą sprawę. – Powiem wam jak wygląda sytuacja z elfami…- dodał po rótkiej chwili. - Widzieliście naszą palisadę. Ona była nie tak dawno poszerzona i podmurowana, co zrobiło z niej solidną fortyfikację naszego miasta. Została ona przygotowana właśnie na wypadek wojny z elfami. Wedle tychże oczekiwań wojna nadeszła. Nie z elfami jednak, tylko przeklętymi armiami Chaosu. Całe szczęście dzięki tym przygotowaniom byliśmy na nią gotowi. Dozbrojeni zostali wojskowi ochotnicy, zakupione duże ilości beczek z zakonserwowanymi w soli rybami. Jak jednak prawicie co się odwlekło może wrócić - zafrasował się. – Dobrze jednak, że mi o tym mówicie. Obiecuje rozmówić się z Unterem. Obiecuje spróbować nie doprowadzić do jakże niepotrzebnego rozlewu krwi. Szczególnie, że jak mówicie, dodatkowo możemy na tym zyskać. Jeszcze dziś się z nim rozmówię. Tak, jeszcze dziś. - Potwierdził mężczyzna.

Wujaszek milczał lecz w końcu i on się wypowiedział:

- Pozwólcie, że i ja zabiorę głos. Herr Unter widzi tylko zysk, a w tym momencie jego ludzie udali się właśnie, “na spotkanie” z elfami. Gdy wrócą, o ile wrócą będzie problem. Elfy nie odpuszczą i nie zapomną śmierci swoich pobratymców a zwady nie szukali. Burmistrzu...próby rozmów z Unterami...będą bardzo ciężkie. Ród ten dumny i znany z tego, że poza swoją racją nie widzi nic więcej...co zrobicie jeśli nie zechcą ustąpić? - zapytał Anzelm

- Ród Unterów znam je dużo lepiej, niźli wy. Wady ich znam, jak i ich zalety, doskonale. Nie rok, nie dwa, z nimi tutaj żyje. Wiem więc, jak z nimi próbować rozmawiać. Wiem, jak do rozsądku przemówić. Jak sami mówicie, jeśli już udali się w las, to ich już nie powstrzymamy. Mogę jeszcze powstrzymać następstwa, więc od razu udam się do Herr Untera. Wszak cóż innego mogę zrobić – odparł burmistrz.

- Wybacz Panie jeślim Cię uraził. Zapewne nikt nie zna tego człowiek dobrze jak Ty, więc zawierzyć musimy w Ciebie i w to, że dasz radę poradzić sobie lub wyciągnąć konsekwencje.. - skłonił się lekko Anzelm

W zasadzie takiej reakcji burmistrza się spodziewali, więc nie pozostało nic jak tylko pożegnać się i czekać na rozwój wypadków. Piłeczka była teraz po stronie elfów, nie wiadomo tylko czy jeden ludzki trup zdoła wzbudzić odpowiednią atmosferę zagrożenia.
 
Komtur jest offline  
Stary 08-04-2013, 05:05   #115
Aro
 
Aro's Avatar
 
Reputacja: 1 Aro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputację
W unterowym gabinecie

Felix zaklął w myślach, gdy wraz ze Svenem zostali wprowadzeni do gabinetu. Nigdzie nie mógł zauważyć wazy, więc zapewne została już przeniesiona. Za bardzo się ociągali i swój plan mógł o kant rzyci rozbić. No, ale jak każdy szanujący się “człowiek interesu”, Piękniś miał plan B.

- Herr Unter, dziękujemy że postanowił pan poświęcić nam czas. - Odezwał się. - Najsampierw winien wam jestem przeprosiny i wyjaśnienie. Nie wyjawiłem wam mojej prawdziwej tożsamości przy pierwszym spotkaniu. Niegdyś byłem znany jako Felix, lecz z łaski Elektora Ostlandu od dłuższego czasu zwą mnie baronem von Alvensleben-Leiningen. Herr Burghardt... - Wskazał na swojego towarzysza. - Współpracuje ze mną i Jego Mością Elektorem jako przedstawiciel Kolegium Płomienia. Czasy są niebezpieczne, rozumiecie, tedy często podróżujemy incognito. Musieliśmy również przekonać się o tym, kto tak naprawdę w Beeckerhoven jest wart naszej i Elektora uwagi. Hrabia von Mull... - Tutaj Felix skrzywił się, dając do zrozumienia że nie po drodze mu z Anzelmem. - ...i jego banda, niestety, wybrali sobie złego człowieka. My natomiast, jako ludzie interesu, w układ z Herr Unterem wejść chcemy. Wybaczcie nam tedy, że nie byliśmy z wami szczerzy od początku, ale... Ale teraz chcemy naprawić ów błąd.

Piórko zamilkł, czekając na znak Untera, czy ma kontynuować.
- Usiądź i kontynuuj - rzekł spokojnie Unter wskazując miejsce Felixowi.

- Dziękuję. - Odparł Piórko, zajmując miejsce. - Jak już mówiłem, Hrabia von Mull i reszta moich towarzyszy podróży polubili Wolfengera i to właśnie z nim w imieniu Elektora będą w układy wchodzić. Małe to zmartwienie, w końcu Mości Elektor wykształcony jest, a i me rady sobie ceni, no ale... Elfy. - Felix oznajmił, jakby to miało wyjaśnić całą sytuację. - Hrabia i Wolfengerowie wyniuchali okazję do pozbycia się was, Herr Unter - jedynej przeszkody. Knuć chcą wszyscy razem, by was z torbami puścić i mają spotkać się dzisiejszej nocy. Ubijmy tedy interes, mości Unterze. My wam powiemy gdzie ów spotkanie się odbędzie i jednym zręcznym ruchem pozbędziecie się wszystkich, którzy wam chcą zaszkodzić. W zamian natomiast oczekujemy dwóch rzeczy.
- Kontynuujcie panie. Czegóż oczekujecie ode mnie w zamian? Odpowiedzcie, a oznajmię moją decyzję - rzekł krótko gospodarz, wciąż wpatrując się w barona Piórko.
- Rzecz oczywista, że oczekujemy ponownego nawiązania kontaktów handlowych z Jego Mością Elektorem. W tymże celu przybyliśmy do Beeckerhoven i możemy obiecać wam lukratywny kontrakt. Co do drugiej sprawy... - Felix zamilkł na chwilę, zabębnił palcami o poręcz i kontynuował. - Na owym spotkaniu Wolfengerów z elfami będzie również von Mull i jego eskorta. Hrabiego będziecie chcieli wziąć żywcem, bowiem ma coś czego pragniecie. Pewne naczynie o wartości sentymentalnej. Nie znamy jego lokalizacji, bowiem hrabia von Mull zdołał je ukryć. Tedy trzeba będzie mu język rozwiązać.

Piórko po raz kolejny zamilkł, po czym nachylił się w stronę Untera.

- Jednakowoż niezmiernie byłoby mi na rękę, gdyby hrabia... zniknął. On i cała jego świta. Salkalten jest za małe dla nas dwóch, a i Elektorowi nie trzeba przy boku takich osób jak von Mull.

“Baron” wyprostował się i splótł palce.

- Więc? - Zapytał krótko.

- A więc hrabia zniknie, gwarantuje - odpowiedział Unter z chytrym uśmieszkiem na twarzy. - A kontrakt, jaki będę podpisywał z Elektorem Salkalten obiecuję, że będzie korzystny. Dla niego i dla ciebie baronie - uśmiechnął się. - Drewno jakie będziemy mu dostatrczać, będzie najwyższej, przedniej, jakości. A dla waści, jakąś część złota oczywiście się przekaże... Powiedzcie tylko, gdzie to spotkanie ma być i kiedy? Wiecie już?

- Godzinę po północy. Zawsze to łatwiej wymknąć się niepostrzeżenie pod osłoną nocy. - Oznajmił krótko Felix, przechodząc następnie do szczegółowego opisania drogi do miejsca, gdzie nie tak dawno temu miało miejsce starcie ze zwierzoludźmi. - Na tamtej to polanie mają się spotkać, Herr Unterze. Wokół gęsty las, tedy i zasadzka jest łatwa do urządzenia.

Piórko i Unter porozmawiali jeszcze chwilę i umówili się na spotkanie rano. Averlandczyk oczywiście nie miał w planach ponownego spotkania ze swym rozmówcą. Miał nadzieję mieć Beeckerhoven daleko za sobą, kiedy wzejdzie słońce.

- Jeszcze jedno, Herr Unter... - Odezwał się, kiedy wymieniali dżentelmeński uścisk dłoni. - Von Mull wspominał coś o użyciu elfów i ich guseł, żeby zlokalizować wasz kawałek wazy. Prawda to, jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem to nic z tego nie wyniknie, ale... Życie nauczyło mnie, że trzeba być gotowym na każdą ewentualność. Jeśli taka jest wasza wola, Mistrz Burghardt... - Tu wskazał Svena. - Chętnie sprawdzi połowę w waszym posiadaniu. Może nawet zdoła zlokalizować kawałek ukryty przez hrabiego i odzyskamy go dla pana, panie Unter.

- W nocy? Toż to niebezpieczne dla nich wielce tam się dostać! A i niebezpieczna dla ludzi mych. Toż to, z tego co mówisz, parę godzin ciemnym lasem. Do tego dzisiejszej nocy?! - dopytując spojrzał na Felixa. - Za godzin parę? To już ludzi trzeba by było zbierać - widać, że się zastanawiał, nie wiedząc jeszcze co czynić. - A pomoc mistrza Burghardta rozważę. Rozważę to do jutra! I wtedy ewentualnie o pomoc prosić będę - spojrzał na czarodzieja, nerwowo drapiąc się po głowie.

- Niebezpieczeństw żadnych nie ma. Teren tamten wyczyściliśmy ze zwierzoludzi nie tak dawno, wykonując robotę dla Wolfengera. - Odpowiedział Piórko. - I owszem, mało czasu pozostało, ale sam dowiedziałem się późno. Hrabia von Mull nie ufa ani mi, ani Mistrzowi Burhardtowi, tedy i uważa na słowa w naszej obecności. Jeśli macie jeszcze jakieś pytania, pytajcie śmiało. Jeśli nie, zostawimy was byście mogli dokonać przygotowań.
 
__________________
"Information age is the modern joke."

Ostatnio edytowane przez Aro : 16-04-2013 o 03:56.
Aro jest offline  
Stary 17-04-2013, 20:31   #116
AJT
 
AJT's Avatar
 
Reputacja: 1 AJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputację
***

Przekonana do felixowego planu dużyna, udała się do Wolfengera z nadzieją, że ten wesprze ich swoimi ludźmi i pomoże przygotować zasadzkę na polanie. Tenzgodził się na przedstawiony mu plan, a przynajmniej połowicznie się zgodził. Już wcześniej proponował pomoc przy rozwiązaniu siłowe i takie też uważał za najlepsze.
- Obijemy paru Unterom moedy, w to mi graj, ale wciąż nie będziemy mieli wazy. Trochę pokomplikowaliście sprawę, gdyż teraz ten cap stary wie, że ją chcemy i wie, że się do niej przymierzamy. Pewniakiem ją gdzieś mocno ukrył. Widzita tyle z gadania i komplikowania językiem spraw. No nic, teraz zadziałamy jako gadacie. Paru moich ludzi pójdzie z wami na tą polanę. A tam obijemy ich i obijemy w uczciwej walce, a nie skacząc gdzieś na nich zza krzaków. To nie zwierzoludzie, to wszak ludzie i siła rozsądzi. Siła Urlicha, która wszak po naszej stronie. - odparł.

***

Wieczorem po Beeckerhoven rozniosła się wieść, że jeden z drwali wrócił z wyprawy ze strzałą w barku. Sprawcy nie znaleziono, aczkolwiek wszyscy doskonale wiedzieli, że to sprawka elfów. Kargun przypomniał sobie rozmowę z elfami i wiedział, że było to ich pierwsze ostrzeżenie. Wszyscy to z resztą rozumieli, ale tylko nieliczni wiedzieli, że zdolnych do walki elfów było tam tylko ośmiu. Zastraszenie drwali było jedyną dla nich okazją, by pozostać w swoim lesie. Do większej walki, jak niosła wieść, nie doszło. Wystrzelona została jedna strzała, ale w okolicy żadnego szpiczastouchego nie znaleziono.
Czy drwale tam wrócą, miało zależeć od rozmowy burmistrza z Unterem. W tym momencie jednak nie wiedzieli, jaki był jej efekt.

***

Wujaszek, Aliquam i Alex udali się tam, gdzie nie tak dawno spotkali elfów. Później mieli dołączyć do pozostałych, Eryka i Wołodii, którzy już z ludźmi Wolfengera mieli udać się w kierunku polany. Późnym wieczorem droga była dużo cięższa niż, gdy słońce świeciło. Grupa z Wolfengerami, znając okoliczne lasy, bez problemu znajdywała drogę. Gorzej z trójką przybyszów, którzy to rozeznania takiego nie mieli. Las wydawał się być wszędzie taki sam. Próbowali nawoływać szpiczastouchych, zastanawiali się, czy nie wrócić, kiedy to sami zostali odnalezieni…

Drogę zastąpił im ten sam przedstawiciel elfiego rodu, co ostatnio. Po przedstawieniu mu sytuacji odparł…
- Nie dostaniecie mych strzał w tej wojnie. Będziemy bronić domu w sposób, jaki ustaliliśmy. Nie będziemy wkraczać na pole jawnej bitwy i to z dala od naszych terenów. Nie jesteśmy zainteresowani niesnaskami i gierkami między wami, ludźmi. Jeśli wrogowie odważą się tu przyjść kolejny raz, tym razem zakończy się to śmiercią jednego z nich. Jeśli nie pojawią się, nasze drogi się już nie zejdą.

***

Piórko z Matthiasem, którzy obserwowali rezydencję Untera zauważyli, że ten łyknął przynętę. Niedługo po tym, jak Felix wyszedł, została zmobilizowana kilkunastoosobowa grupka, która to później wyruszyła w stronę polany. Za ludźmi Wolfengera.

Sam Unter, chwilę później udał się na rozmowę burmistrzem. Poza kilkoma strażnikami, nieliczną już o tej porze służbą i rodziną gospodarza, rezydencja została pusta

***

Jemioła pozostał w karczmie. Dzień ten był długi i męczący. Te słowne gierki, całe planowanie, intrygi, nieraz bardziej męczyły, niż otwarta walka na śmierć i na życie. Nie wszyscy się do niej nadawali. Niektórzy byli w swoim żywiole, ale niektórzy czekali tylko, aż ci sprawniej władający siłą słowa, doprowadzą do rozwiązania sprawy. Khazad zrobił co mógł, teraz była pora na złoty trunek!
 
AJT jest offline  
Stary 21-04-2013, 23:20   #117
 
Komtur's Avatar
 
Reputacja: 1 Komtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputację
Kargun choć nie polazł nigdzie i rozkoszował się chłodnym piwkiem i kiełbaskami, to wcale nie znaczy że próżnował, a wręcz przeciwnie. Przede wszystkim starał się zdobyć w karczmie jak najwięcej informacji o Unterach. W pierwszej kolejności skupił się na wszelkich plotkach o tej rodzinie, na przykład kto miał jakieś długi, kto kogo nieszczęśliwie kochał i inne tego typu sprawki. W drugiej kolejności postanowił zdobyć szczegółowe informacje o charakterach członków tej rodziny. Wszystko to mogło być ważne i pomocne zarówno w sprawie elfów jak i w sprawie wazy. Tak więc piwo lało się strumieniami, a Jemioła nie żałował swych pieniędzy na stawianie swoim rozmówcom, darmowych kolejek.
 
Komtur jest offline  
Stary 22-04-2013, 09:54   #118
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
Drogę zastąpił im ten sam przedstawiciel elfiego rodu, co ostatnio. Po przedstawieniu mu sytuacji odparł…

- Nie dostaniecie mych strzał w tej wojnie. Będziemy bronić domu w sposób, jaki ustaliliśmy. Nie będziemy wkraczać na pole jawnej bitwy i to z dala od naszych terenów. Nie jesteśmy zainteresowani niesnaskami i gierkami między wami, ludźmi. Jeśli wrogowie odważą się tu przyjść kolejny raz, tym razem zakończy się to śmiercią jednego z nich. Jeśli nie pojawią się, nasze drogi się już nie zejdą.

Wujaszek słuchał tego wszystkiego z totalną powagą na twarzy. Drapał się co jakiś czas po brodzie zastanawiając się jak dotrzeć do takiej starożytnej rasy jaką były elfy. Czoło zmarszczyło się i pewnie mózg by mu eksplodował od natłoku myśli, ale Wujaszek to w końcu Wujaszek. Ten co potrafi znaleźć rozwiązanie.

Wysłuchał do końca bezsensownej gadki elfa, lecz kiwał poważnie głową i rzekł:

- Szanowny elfie. Rozumiem i cenię sobie Twoje zdanie i muszę przyznać, że twa odpowiedź zaskoczyła mnie. Rozumiem waszą nieufność, rozumiem że was garstka tylko, a ktoś lasu bronić musi. Miałem jednak przyjemność i zaszczyt poznać niektórych z Was wcześniej. W Saalkaten. Mówicie, że jeśli przyjdą to ich pokonacie, a co będzie jeśli was pokonają. Zaufaj mi Szanowny Elfie, tu nie chodzi o nasze, zwykłe ludzkie rozgrywki. Stawka jest większa. Gdy zginiecie, a zginiecie na pewno bowiem garstka was, a wróg nie dba o swoich ludzi tylko o zysk, kto będzie bronił lasu. Powiadają że elfy patrzą w przyszłość, że to co teraz to tylko mgnienie oka, proch na wietrze więc spójrz dalej a ja Ci odpowiem. Wasza klęska to klęska Lasu. Zacznie się wycinka, ludzie nabiorą przekonania że słabi jesteście i rozpocznie się to do czego nie którzy dążą. Wasza śmierć i nie mówię tu o Twojej tylko Całego Twojego ludu, albo ucieczka. Wojna z Chaosem nas i was wykrwawiła, lecz część z Nas nie patrzy w dal. Ja i moi przyjaciele Tak. Więc właśnie Tu i Teraz zdecyduj czy nadal chcesz bronić swojej racji czy jednak Los Twego Ludu, całego Ludu ma dla Ciebie znaczenie. Gdy was zabraknie, obrońców Lasu w ruch pójdą topory i siekiery a drzewa zaczną umierać jedno po drugim. Wasze tereny kurczyć się i dojdzie do nieuniknionego... Wojny. Wybieraj, możesz z nami temu zapobiec lub czekać w krzakach i zginąć .... - bezradnie Anzelm rozłożył ręcę czekając na decyzję.

- Powiedz zatem jeszcze raz, czegóż od nas oczekujesz. Chcesz byśmy stanęli u waszego boku? Chcesz uszykować zasadzkę i zabić tych wszystkich nie pasujących wam ludzi? Toż to właśnie to doprowadzi do walk, większej ilości śmierci, no i represji na nas. Ktoś przyjdzie i do nas wtedy z odwetem. A nawet głównie do nas! Chcecie urządzić zasadzkę, w której my mielibyśmy wystrzelać wszystkich? Toż to byłby właśnie wyrok dla nas i nasze ostatnie dni w tym lesie - odparł elf.

- Tak chcemy byście stanęli u naszego boku bo jeśli tego nie zrobimy wspólnie, to osobno każdy z nas polegnie. Nie proszę was byście zakradali się do ich domów by podrzynać im gardła, proszę byście wspomogli nas gdy Unterowie nas zaatakują a pewnikiem jest, że tak się stanie - rzekł łagodnym głosem Wujaszek - Jeśli ludzie i elfy mają żyć w zgodzie blisko siebie, może czas byśmy zaczęli sobie ufać i pomagać.

- Poprzez zasadzenie się na nich gdzieś i zabicie elfimi strzałami? Wybacz człowieku, nie zrobimy tego. Bronić domu jedno, ale to co przedstawiłeś, to coś zupełnie innego - odparł elf po czym odwrócił się i ruszył w kierunku lasu.

- Ej! Nie odwracaj się do nas plecami, gdy nie skończyliśmy mówić! Proponujemy wam jedyne rozwiązanie, dzięki któremu będzieci bezpieczni i prawdopodobnie większość z was przeżyje! Poświęc tej myśli więcej niż pięć sekund rozmyślania! - Krzyknął za nim Aliq, postępując krok w przód. Elf jednak nie zareagował na słowa krzyczącego khazada.

- Nie przekonamy ich - stwierdził Alex. - Oni uważają, może i słusznie, nie wiem, że śmierć ludzi ściągnie na elfy zagładę. Trochę racji w tym jest.

- Sami dla siebie są zagładą... durne elfy - krasnolud splunął obficie, rzucając im ostatnie spojrzenie.
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)
valtharys jest offline  
Stary 01-05-2013, 19:11   #119
VIX
 
VIX's Avatar
 
Reputacja: 1 VIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumny
Matthias przez cały ten czas pozostawał w ukryciu i dalej obserwował dom Unterów po tym jak Felix poszedł realizować kolejną część ich planu. Ktoś wszak musiał stać na straży i mieć baczenie na dom i jego ochronę, uważać czy aby nic podejrzanego się nie dzieję, czy kawałka wazy ktoś nie wynosi skrycie. Wcześniej zaplanowali też z Felixem że spotkają się pod domem Adolfa, unterowskiego majordomusa. Cały misterny plan zakładał by nie poruszać się po mieście razem, tak by uniknąć podejrzeń i zmylić ewentualnych wysłanników Untera. Z miejsca gdzie stał Matthias oraz Sven, doskonale widać było posiadłość herr Untera, czas jednak zbliżał się nieubłaganie by wesprzeć Felixa, zatem Mordrin pożegnać się musiał ze Svenem, miał bardzo mało czasu na zrobienie czegoś o czym nie miał zamiaru mówić nikomu, a jeśli nawet powiedziałby to komuś to na pewno nie teraz.

- Idę, już na mnie czas. Pamiętasz co robić? Zapytał po raz ostatni Matthias. Sven spojrzał zdziwiony. - Wiem! Jednak czy nie za wcześnie wyruszasz? Przecież do domu Adolfa jest kilka kroków, a z Felixem umówiłeś się o szóstym dzwonie. To jeszcze sporo czasu. Wszystko w porządku Mordrin? Wydajesz się niespokojny. Sven miał bystre oko, ale Matthias nie dał się podejść czarodziejowi i jego kuglarskim sztuczkom.

- Wszystko dobrze... mam coś na myśli... zresztą, nieważne, nie troskaj się o mnie, obserwuj dom Unterów tak jak zaplanowaliśmy. Uważaj na siebie, a o Felixa się nie martw... zgodnie z obietnicą o umówionym sygnale zjawię się gdzie trzeba. Bywaj. Matthias pożegnał się, owinął mocniej płaszczem i narzucił kaptur na głowę. Dłoń położył na rękojeści miecza i wyszedł z ukrycia... kroki skierował w boczną uliczkę, nieco na lewo od głównej bramy domu Unterów.

Matthias nie był pocieszony faktem że Sven tak szybko spostrzegł że coś jest nie tak. Adept kolegium magii był zaiste bardzo błyskotliwym i wnikliwym osobnikiem ~ ...nie na tyle jednak by przed wieśniakami uciec w tamtej wsi... jak że się ta wieś nazywała? Zaczął rozmyślać Matthias idąc ulicą pod osłoną nocy. ~ Zresztą, pal to licho... Sven przysługę był winien Felixowi, udowodnił że można mu zaufać, lepiej żeby tak było. Matthias wiedział że wiele ryzykuje zostawiając Sven samego na czatach. Choć młody czarodziej był inteligentnym człowiekiem to zadanie które zostało mu powierzone mogło być ponad jego siły... żaden ze Svena był wojownik czy łotr. Mordrin bił się z myślami, ale zrobił co musiał zrobić. Planował to już od dłuższego czasu, a teraz nadarzyła się ku temu okazja. Adept ognistej szkoły nie mógł wiedzieć o co chodzi, nie zauważył człowieka który opuścił dom Unterów, było to akurat wtedy kiedy Matthias stał na straży. Człowiek ów wyszedł przed bramy posiadłości i rozejrzał się po bokach, porozmawiał ze strażnikiem przed bramą, po czym poszedł alejką w stronę głównej ulicy miasta. Matthias szedł teraz za nim... trzymał odstęp, wiedział że nie może zostać dostrzeżonym przez Ernsta... przez tego samego który poniżył go w oczach przyjaciół, tego który chciał dokonać na elfach rzezi... tego który był dowódcą straży Unterów.

Ernst szedł szybkim krokiem, widać ważne sprawy musiał załatwiać dla chciwego kupca jakim był herr Unter senior... zresztą, Wolfenger był pewnie taki sam pod tą otoczką honoru i udawanej dobroci. Wszystkich ich Matthias zaczynał nienawidzić w podobny sposób. Mordrin powinien teraz pracować, zarabiać, tak by siostra jego miała za co załatać dach przed pierwszymi mrozami tego roku, tak by spiżarnię napełnić peklowanym mięsem i mąką... a nie to, łazić po nocach za zarobkiem niepewnym, za kawakiem pękniętej wazy. ~ Lepiej żeby to wszystko się opłacało. Pomyślał, wciąż idąc za niczego nie podejrzewającym Ernstem. Ten ostatni skręcił obok warsztatu tkackiego i minął handlarza olejem, który zamykał właśnie swój sklep. Kiedy Matthias mijał chudego jak szczapa handlarza, naciągnał kaptur głębiej, najemnik nie chciał być rozpoznany przez nikogo postronnego, zresztą nie chciał być rozpoznany przez nikogo. Handlarz musiał być człowiekiem podejrzliwym gdyż przyglądał się uważniej podejrzanej personie w kapturze i ciemnym, złowrogim płaszczu. Sprawa gorzej się miała niż pomyśleć by można. Ernst mijając kram handlarza, pozdrowił go i to ze szczerą wzajemnością ze strony kupca. Matthias zaklął paskudnie widząc to. ~ Może to znak jest? Może lepiej losu nie kusić? Bogowie zawrócić mnie chcą? Jeśli wpadnę to siostra ma z głodu umrze, jednak zanim to się stanie to serce z żalu jej pęknie. Matthias zaczynał mieć mieszane uczucia co do swych zamiarów. Rozmyślał i rozmyślał, choć wszystko przeczyło jego planom, to szedł jednak krok w krok za herr dowódcą, Ernstem z Unterów.

Ruch na Keoning Strasse był znaczny biorąc pod uwagę godzinę, jednak to i lepiej było, przynajmniej Matthias nie wyglądał już tak podejrzanie. Kaptur ściągnął z głowy i zwiększył dystans do mości Ernsta... nie chciał by ten go rozpoznał przypadkiem. Pora już była wieczorowa, ludzie znikali z ulic, ale powoli. Zajęci swymi sprawami spieszyli się do domów po ciężkim dniu pracy, Matthias zadrościł im domów i cieszył się na myśl że nie musi tak harować jak oni. ~ Coś za coś, jednak...coś za coś. Rozmyślanie ponurego miecznika przerwał Ernst i jego zachowanie. Na głównym placu, na który właśnie wszedł dowódca unterowskskiej straży, przy fontannie z rzygającą wodą, rzeźbą karpia, siedziała grupa ludzi. Wszyscy odziani jak do walki i uzbrojeni dobrze. Kiedy Ernst podszedł do nich, wszyscy podnieśli się na równe nogi, a jeden z nich wysunął sie do przodu i zasalutował. Ernst mówił do całej grupy, co mówił tego usłyszeć się nie dało, zbyt duży dystans dzielił fontannę od zacienionego rogu na którym stanął Matthias. Tajemnicza rozmowa nie trwała jednak długo. Po chwili wszyscy mężczyźni równym krokiem ruszyli w stronę gdzie stał Mordrin, to nie był dobry znak. Ernst w ten czas ruszył w kierunku ciasnej alei, która prowadziła na Miller Isth Strasse. To była szansa dla Matthiasa, ta ciemna, wąska uliczka... wąskie gardło, jak powiedziałby pewnie Felix. Matthias uśmiechnął się na wspomnienie Felixa udającego barona. Uśmiech znikł jednak szybko z oblicza najemnika. Ręka powędrowała na rękojeść sztyletu... grupa kilku mężczyzn z którymi rozmawiał Ernst była o kilka kroków od spoconego Mordrina. Kiedy przechodzili obok i nie zwrócili nawet uwagi na podejrzliwie wyglądającego człowieka w płaszczu, kamień spadł z serca Matthiasowi. Dziwne że nawet nie rzucili mu przelotnego spojrzenia. ~ Wiedzą. Taka była pierwsza myśl jaka pojawiła się w głowie najmity i zaraz wrócił strach. Przeszli o góra pięć kroków... bez spojrzenia. ~ Pewnie pijani. Kolejna myśl Matthiasa i lekka ulga. Mordrin rzucił spojrzenie w stronę ciemnego przesmyku, tracił z oczu Ernsta... chciał puścić się biegiem, ale wyglądałoby to podejrzanie. Zdecydował się na szybki krok, jednak w tej chwili usłyszał szczątkowo o czym rozprawiali mężczyźni którymi komenderował przed chwilą Ernst.

- ... co on sobie kurwa myśli? Za taki szlam mam pracować? Przecież to na felczera nie starczy nawet jeśli wilki przyjdą w sile. Mówił czarnowłosy gbur o szorstkiej mowie i włóczni z zadziorami które obiecywały straszną agonię dla jej celu.

- Pierdolisz Gavin trzy po trzy. Ernst obiecał nam zapłacić ekstra jeśli żaden wilk nie wyjdzie z tego żywy... i mówię wam nie wyjdzie. Poza tym nie przejmujcie się, Wolfengerowie do nikogo z tym nie pójdą, oni nie najmują obcych, takich jak my. Mają swoich, to jedna, wielka, pierdolona rodzina. Kiedyś już chciałem dla nich pracować ale mnie odesłali z niczym. Odpowiedź na pytanie Gavina dał wysoki i barczysty człek z mieczem przy pasie i długiej zaniedbanej brodzie.

- Może im się twoja gęba nie spodobała Harel, co? Słyszałem że tym razem zrobili jednak wyjątek. Pracują dla nich jacyś przyjezdni. Hrabia jakiś i jego ludzie, ponoć elektora Ostlandu są sługusami... są z nimi dwa krasnoludy i siła ludzi z łukami i kuszami. To moja ostatnia robota w tym mieście, robi się tu nieciekawie. Dobrze wam radzę, jeśli wejdziecie miedzy elektory i szlachtę to nie dalej jak przy kolejnej pełni na jesionie za miastem zawiśniecie na pętli wodą namoczonej. Słowa te pochodziły od szczupłego draba o paskudnej facjacie i oczach mordercy. Po jego mowie nastąpiła cisza. Widać najmici myśleli nad jego słowami. Jedynie ten o imieniu Harel zatrzymał się i przemówił do wszystkich po chwili.

- Jolki, poczekaj... wy chłopcy idźcie pod Unterów dom, tam się spotkamy o kolejnym dzwonie. Herszt odprawił wszystkich poza tym o spojrzeniu mrożącym krew w żyłach. - Pamiętajcie by już nic nie pić... musimy być na miejscu przed północnym księżycem. Zrozumiano? Nikt nie odpowiedział więc Harel powtórzył. - Zrozumiano do kurwy jasnej? Kto będzie nachlany ten dostanie połowę zapłaty. Teraz na pewno dotarło. Idźcie już. Wszyscy poza Jolki i Harelem ruszyli, jeszcze przez kilka chwil słyszeć się dało narzekanie na świat, dowódcę i pracodawcę. Herel jednak miał co innego na głowie. Stanął twarzą w twarz z Jolki i zaczął mówić przyciszonym głosem.

- Wiesz czego Ernst od nas oczekuje, od ciebie i ode mnie? Pytał Herel.

- Domyślam się, nie on pierwszy i nie ostatni. Dał odpowiedź Jolki.

- Zgadza się. Zaśmiał się bezgłośnie kapitan najemników. - To ważne jednak by reszta naszych o tym nie wiedziała, złoto za Untera będzie wtedy tylko nasze, moje i twoje, rozumiesz? Tak jak wtedy w Wolfenbergu, pamiętasz? Nawet ten spryciarz Thomas nie skumał wtedy co się stało, ha ha ha. Herel miał dobry humor, myśl zapłaty wzięla górę nad strachem przed konsekwencjami i samą walką z wilkami Ulricha Wolfengera.

- Pamiętam, pamiętam. Jolki wciąż mówił grobowym głosem a jego zabójcze spojrzenie spoczęło na Matthiasie który udawał że zeskrobuje błoto z podeszwy buta. Objął ramieniem dowódcę i ruszył, ciągnąc tego pierwszego za sobą mówiąc. - Chodź Herel... tu robi się zbyt tłoczno. Głową wskazał na Matthiasa. Herel odwrócił się i dostrzegł najemnika w służbie elektora Ostlandu... jednak tego dla kogo Mordrin pracował Herel wiedzieć nie mógł. - Co się kurwo patrzysz? Zmartwień nie masz? Przyjebać ci? Herel nie oszczędzał języka i widać było że do starcia jest gotów, jednak przytomny Jolki odciągnął go mówiąc. - Chodź, mamy inne sprawy niż ten włóczęga. Herel spojrzał na Matthiasa po raz kolejny. Mordrin bez słowa stał z podniesionymi rękami w górze, na znak pokoju. Przeniósł spojrzenia na swego kamrata Jolki i znów na Matthiasa, po czym dodał. - Wypierdalaj stąd pijaczyno, ale już. Słowa te podkreślił tupnięciem, jakby przeganiał bezpańskiego psa. Matthias nie czekał długo, wiedział że szans w walce nie ma wielkich a i odkrycia swej tożsamości musi za wszelką cenę uniknąć. Dlatego nie myślał dłużej i puścił się biegiem za Ernstem. Herel i Jolki spoglądali jeszcze chwilę za Mordrinem, być może rozważajac czy go nie dogonić i nie obić mu ryja lub może nawet zabić. Szczęściem jednak ruszyli w swoją stronę, Mathias wiedział to bo co kilkanaście kroków odwracał się by ustrzec się od ciosu w plecy. Biegnąc w kierunku Miller Isth Strasse, Matthias nie mógł uwierzyć własnym uszom... to że Unter najął bandytów to było do przewidzenia...ale że Ernst chce też wykorzystać zbójców do pozbycia się starego Untera... to było conajmniej zaskakujące.

Mordrin obawiał się że nie dogoni już Ernsta... i miałby rację gdyby nie fakt że ów dowódca straży domu Unterów wszedł do budynku który rozświetlony był pochodniami i lampami oliwnymi. Wyglądał budynek ten jak karczma, jednak żadnego szyldu nie było nad drzwiami. Pomylić ten przybytek można było jedynie z burdelem... ale z obu tych możliwości wynikało że Ernst wszedł się tam zabawić lub załatwić kolejny podejrzany interes. Matthias poczuł się zrezygnowany, gdyż jaka jest szansa na to że cel matthiasowych planów wyjdzie tymi drzwiami którymi wszedł do środka, zresztą jak długo może mu tam zejść? To wiedział jedynie sam Ernst. Godzina spotkania z Felixem zbliżała się za to niubłaganie, a samotny mężczyzna stojący na ulicy, odziany w płaszcz i znów z naciągniętym głęboko na głowe kapturem był bardziej niż podejrzany. Dodając do tego cały arsenał jaki Matthias miał przy sobie... to prosił się o wyrok u miejscowego sędziego. Wystarczy że zatrzyma go przygodny patrol straży, i to tyle, to będzie wszystko na dzisiejszy wieczór i na kilka następnych. Matthias miał już zrezygnować ze swego założenia, coś go jednak w dołku ukłuło i zatrzymał się na chwilę. Pomyślał nad tym wszystkim. ~ Może jednak zostać? Jeśli z Ernstem sprawę załatwić mi się uda to nie tylko zemszczę się na nim ale i osłabię poważnie Unterów siły zbrojne, to może być ważne przy konfrontacji kóra się zbliża... Wolfengerowie większe szanse będą mieli. Wtedy też stary Unter sam atak poprowadzi lub kto inny Ernsta zastąpi, z mniejszym doświadczeniem i charyzmą, a to też ważne. Poza tym, sam Unter powinien mi jeszcze podziękować że zamach na niego udaremniłem... nie, w to nikt mi nie uwierzy, lepiej gębę zawrzeć na kłódkę. Zostaję. Matthias wziął głęboki oddech... jeden... drugi... i trze... - Na bogów nie! Wyrwało się cicho Matthiasowi z ust przy trzecim wdechu. Jakże by miało się nie wyrwać, skoro wzdłuż drogi szło sześciu milicjantów.

Dwóch gwardzistów trzymało włócznie, dwóch kolejnych lampy na długich drągach. Rozmawiali i śmiali się głośno. Ci którzy nieśli lampy zaglądali w zaułki i przyświecali na okna na wyższych piętrach budynków. Szczęściem nie zwrócili uwagi na Mordrina... ich spojrzenia przykuli ludzie wychodzący z budynku w którym znajdował się Ernst. Podeszli tam i zaczeli brać na spytki klientów tajemniczego przybytku. Śmiali się głośno i popychali dwójkę mężczyzn... po chwili dwóch z milicjantów weszło do budynku, ci czterej na zewnątrz nie dawali odejść bogom ducha winnym ludziom. Zabawa ta trwała kilka chwil. Po tym jak dwójka strażników wyszła z budynku, ich koledzy wypuścili mężczyzn nad którymi się pastwili i skoncentrowali na tym co wspomniana dwójka miał im do powiedzenia i zaoferowania. Tego nie dało się z niczym pomylić... złoto. Odliczane skrupulatnie, przechodziło z rąk do rąk. Wyraźnie zadowoleni strażnicy robili więcej hałasu niż ci których powinni ścigać i zatrzymywać, pijanych i rozrabiających, podejrzanych i przekupnych. Milicja była tu właśnie przekupna... w sumie to dobry dla Matthiasa znak. ~ Aliquam by ich przeszkolił to by im zaraz przeszło. Przemknęło przez myśl Matthiasowi, krasnoludzki dowódca straży był zatwardziałym konserwatystą, na pewno nie pozwoliłby na taką rozwiązłość.

W sumie nie dobrze było kusić los. Matthias miał już skryć się w cień i zniknąć... ale deprawacja milicji sięgnęła dalej i tylko to spowodowało że najemnik postanowił poczekać jeszcze kilka chwil. Z budynku, z którego dochodziły śpiewy i radosne krzyki, wyszła kobieta... nie sposób było pomylić jej z kapłanką miłościwej matki Shallyi. To była brzydka i bardzo wulgarna, najprostsza i najpospolitsza kurew jaką ten świat chyba nosił. Jej przegniły język słychac była na milę. Strażnicy jednak nie przejeli się zbytnio wyglądem zalotnej kobiety. Wszyscy podążyli za nią w ciemny zaułek... zaprosiła ich tam delikatnym gestem dłoni i obietnicą dobrej zabawy... to ostatnie, choć wątpliwe miało się jednak stać... świadczyła o tym druga dłoń kobiety która podtrzymywała jej suknię wysoko. Jednak to chyba nie dłoń to obiecywała a fakt że kobieta nie miała pod suknią bielizny... choć i tak wyglądąło to jakby nosiła futrzane majtki. Matthias uśmiechnąl się do siebie. Po chwili ulica była pusta a radość z rozświetlonego budynku przerywały tylko głośne pojękiwania z zaułka za burdelem... bo musiał to być burdel, do takiego w końcu wniosku doszedł Mordrin.

Chwil nie minęło jednak więcej niż trzy kiedy drzwi budynku otworzyły się i wyszedł z nich Ernst... niestety nie był sam. Szedł w towarzystwie innego mężczyzny. Zbliżali się w stronę Matthiasa, znaczyć to musiało że Ernst wraca do domu Unterów... miał zamiar przejść z Miller Isth Strasse do Keoning Strasse a potem aleją do posiadłości Unterów. Wracał tą samą droga którą tu przyszedł... jednak nie sam, i to zdenerwowało Matthiasa. Cały plan na nic... Matthias nie mógł pozwolić sobie na świadków. Wszystko było zaprzepaszczone. Szkoda. Matthias umknał szybko w ciemną alejkę którą tu przyszedł i westchnął głośno...na ulicy był sam. Szedł szybko, odwrócił się i dostrzegł jeszcze Ernsta który z drugim mężczyzną był niemalże na granicy pomiędzy Miller Isth Strasse a bezimienną uliczką. Najemnik chciał przyspieszyć, nie miał zamiaru być dogonionym przypadkiem przez herr Ernsta. W tym momencie stała się jednak rzecz niespodziewana, Ernst uścisnął dłoń mężczyzny i ruszył w głąb alejki. Drugi, ten którego Matthias tożsamości nie znał, zniknął z pola widzenia, musiał ruszyć wzdłuż Miller Isth Strasse, w północno wschodnim kierunku. Zresztą to nie było już takie ważne. Matthias wyjął sztylet z pochwy, zrobił to najciszej jak potrafił. Obnażone, zabójcze ostrze, ukrył w rękawie, tak by blask księżyca lub światła latarni z pobliskiej ulicy nie dobiły się i nie zdradziły pozycji zamachowca czy jego zamiarów. Ernst zbliżał się szybko, widać czas był teraz dla niego bardzo ważny... nie wiedział że zmierza w pułapkę, tam gdzie czeka na niego zimne ostrze zemsty.

- Aaaaaaaaahhhhh! Khhrrrrrrrrrrr! Pomocyyyyyyy! Hrrrrrrr! Ernst krzyczał i dławił się własną krwią. Dźgnięty ściszył się po tym jak Matthias szybko wyciągnął sztylet z prawego boku nieszczęsnego, unterowskiego, dowódcy straży. Mordrin był zamaskowany, nie chciał być później podejrzany o zamach na życie Ernsta lub o jego śmierć... o które z powyższych to się dopiero miało okazać, jednak Matthias nie chciał zabijać tego kótry go znieważył, jedynie go zranić, osłabić, dać nauczkę, opóźnić. Wyglądąło na to że się udało. Mordrin uderzył Ernsta z całej siły pięścią w twarz, tak by ten się zamknął i przestał jęczeć i krzyczeć. Udało się. Ernst padł na krzywo ułożone kamienie brukowe i jęczał w bólu. - Weź złoto, jest pod płaszczem... oszczędź mnie, błagam! W tej sytuacji prawie każdy byłby tchórzem, zachowanie Ernsta nie zdziwiło Matthiasa. Mordrin kucnął, wiedział że ma niewiele czasu, sięgnął po sakiewkę, odnalazł ją i zerwał szybkim ruchem ręki. Druga dłonią trzymał zakrwawiony sztylet... a trzymał go blisko twarzy Ernsta, tak by ten nie poczuł się nazbyt bohatersko i nie próbował głupst. Ranny był jednak w zbyt wielkim szoku... nie ruszał się, jedynie krztusił i łkał. Matthias wstał i wysypał monety na dłoń... sztylet wciąż tkwił w jego drugiej dłoni. Spojrzał na monety i wcisnął je do kieszeni... kilka upało na bruk i dźwięk rozsypywanych monet rozdarł ciszę nocną która powoli wracała w to miejsce. Matthias pamiętał o strażnikach zabawiających się w alejce obok burdelu. Czas było uciekać... i to szybko. Pustą sakiewkę Matthias wcisnął w dłoń wystraszonego i zdziwionego Ernsta. Później mocno, siłując się z rannym, Matthias zdołał przystawić rękę Ernsta z pustą sakiewką do rany zadanej sztyletem. Bez słowa, Matthias ucisnął ranę i przytrzymał tam rękę Ernsta... po czym wstał i spojrzał z góry na bezbronnego człowieka, leżącego w plamie własnej krwi... na dzieło swego ostrza i ramienia, na efekt zemsty. Trudno było Matthiasowi zdecydować co czuje. Uciekł. Biegł i biegł... nie zatrzymywał się aż do kolejnego placu gdzie opuściły go siły, a rozum trawił wszystko i zamieniał w zrozumiałe dla Matthiasa myśli.

- Na bogów, źle uczyniłem. Powtarzał raz za razem Mordrin, stał przy fontannie i mył zakrwawione ręce oraz sztylet. Widzieć go mogło mnóstwo przechodniów... szczęściem miał na sobie kaptur i płaszcz. Czy zrobił dobrze czy źle? Tego nie wiedział, ale o tym myślał. ~ Jestem teraz bliżej czy dalej od domu? Zastanawiał się filozoficznie idąc na spotkanie z Felixem pod domem Adolfa, dzwon wybił już czas kiedy pownien być na miejscu...spóźni się. Pszyspieszył zatem kroku. Wkrótce wieść o rannym Ernscie dotrze do uszu Unterów. Dom majordomusa Unterów był tuż za rogiem. Matthias rzucił przelotne spojrznienie na kryjówkę gdzie wcześniej siedział z Felixem i Svenem. Domyślał się że Sven może wciąż tam być, jeśli Felix go do siebie nie wezwał oczywiście. Teraz nie było nikogo tam widać, ale i tak Matthias skinął głową w tamtą stronę, na wszelki wypadke gdyby Sven wciąż stał na czatch... niech wie że Matthias już przybył i nie zawiódł ani jego, ani też Felixa.

Felix zaskoczył zdenerwowanego Mordrina, stał w cieniu bramy. Kiedy tylko Matthias podszeł bliżej, Felix wynurzył się z ukrycia i zaczął od słów swego niezadowolenia. - Spóźniłeś się. Wiesz to przecież, prawda?

- Wiem. Inaczej nie mogłem. Zróbmy to już. Matthias ruszył do drzwi wejściowych domu Adolfa. Kiedy obaj najemnicy byli już przy drzwiach, Matthias ukrył się po prawej stronie od ościeżnicy i wyciągnął ten sam sztylet którego użył przeciwko Ernstowi. Felix zastukał do drzwi i czekał odpowiedzi. Matthias jednak czuł się kiepsko. Pot wystąpił mu na skroń. ~ Czy to zbieg okoliczności czy los się upomina o swoje? Prawa strona drzwi tak jak prawy bok Ernsta... ten sam sztylet...na Sigmara. Szalone i zabobonne myśli kłębiły się w głowie Mordrina... wpatrywał się w sztylet wtedy kiedy Felix wpatrywał się w niego. To nie było przyjemne uczucie, ani jedno, ani drugie. Matthias musiał wziąć się w garść, nie mógł zawieść. Ja tego jednak dokonać po tym co zrobił przy Miller Isth Strasse jeszcze nie tak dawno temu? Tego samego przecież wieczoru.
 
VIX jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 08:36.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172