Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 09-01-2013, 22:02   #1
 
Nathias's Avatar
 
Reputacja: 1 Nathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znany
[Warhammer]Dzieje jednego krasnoluda...

Bitwa o Untergard była straszna. To nawet nie była bitwa. To była rzeź. Gdy zwierzoludzie wdarli się za mury, wschodnia część miasta była stracona. Zaatakowali w nocy. Znienacka. Khazrak, śmiertelny wróg księcia Todbringera przypuścił szturm na tą strategiczną przeprawę właśnie w momencie, gdy potężne Middenland było oblegane przez siły Archaona. Lecz dzięki waleczności mieszkańców oraz ofiarności setek imperialnych żołnierzy, wielu krasnoludzkich wojowników i dziewięciu strasznych, nieprzespanych nocach, udało się utrzymać przeciwnika z dala od mostu i zachodniej części miasta. Powstrzymany Khazrak zrównał wschodnią połowę miasta z ziemią, po czym odszedł z oddziałami na północ.

Dziś mijają dwa dekadni od tamtych wydarzeń. Ci, którym udało się przeżyć zarazę wywołaną przez zalegające na bruku trupy, rozpoczęli odbudowę miasta. Pozostałą ich niespełna setka. Zdziesiątkowani, głodujący mieszkańcy ciągle żyli wspomnieniami bitwy. Wśród ruin domostw, nadal słychać zew chaosu i śmierci.

Organizacją zrujnowanego miasta zajął się Gerard Schiller – stary żołnierz, który nie jedną bitwę widział i nie raz krew przelewał. Teraz jako dowódca straży miejskiej, jednomyślną decyzją ocalałych, nadzoruje obroną miasta i odbudową murów miejskich.

Nasz bohater przybył do miasta wraz z pozostałymi krasnoludami, które brały udział w obronie mostu. Większość niestety poległa. Teraz czynnie służy radą i silnym ramieniem w odbudowie miasta, gdyż przed wyprawą czeladnikował u kowala, co w tym miejscu jest na wagę złota. Obudziły cię dwie rzeczy: szalejąca od kilku dni burza ustała, a za oknem słychać niecodzienny gwar.
 
__________________
Drink up me hearties, yo ho...

Ostatnio edytowane przez Nathias : 10-01-2013 o 08:21.
Nathias jest offline  
Stary 11-01-2013, 21:02   #2
 
daamian87's Avatar
 
Reputacja: 1 daamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znany
Unold przetarł wielkimi pięśćmi zaspane oczy. Czego jak czego, ale na brak snu nie mógł narzekać. Szczególnie teraz. W czasie snu nie potrzebował jedzenia, więc spał ile mógł. Jego krasnoludzki zmysł podpowiadał mu, że coś jest nie tak. Kiedy oprzytomniał na tyle, by zrozumieć o co chodzi, podszedł do okna i wyjrzał na zewnątrz.

Na rynku miasta zebrała się większość ocalałych mieszkańców Untergardu. Stoją zgromadzeni w niewielkich grupkach wyraźnie czymś przejęci. Niektórzy z nich ciągle noszą opatrunki i bandaże - wojna odcisnęła na nich swoje piętno. Wśród zgromadzonych widać wiele dzieci ci starców, którzy nie brali udziału w bitwie, natomiast tragiczny stan zaopatrzenia widać jest na każdym z osobna. Podarte ubrania, wygłodzone twarze i ogólne zmęczenie bije od wszystkich.

Krasnolud postanowił dołączyć do zgromadzonych. Ubrał na siebie znoszone, potargane portki i skórzany fartuch rzemieślniczy. Ruszył na dół, stąpając ostrożnie po skrzypiących i niepewnie wyglądających schodach. Wyszedł przed budynek i starał się dowiedzieć o co chodzi.
-Co się wyrabia, o co tyle chałasu? - spytał najbliżej stojącego mężczyznę.
-Kapitan straży Schiller ma wygłosić ważne obwieszczenie. - odpowiedział jeden z mieszkańców
- Ciekawie będzie. - mruknął brodacz, drapiąc się po tyłku. Czekał cierpliwie z innymi, starając się usłyszeć jakieś plotki.
 
__________________
"Marzę o cofnięciu czasu. Chciałbym wrócić na pewne rozstaje dróg w swoim życiu, jeszcze raz przeczytać uważnie napisy na drogowskazach i pójść w innym kierunku". - Janusz Leon Wiśniewski
daamian87 jest offline  
Stary 11-01-2013, 22:06   #3
 
Nathias's Avatar
 
Reputacja: 1 Nathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znany
Tłum ze zniecierpliwieniem wyczekiwał pojawienia się kapitana straży. Wszyscy byli ciekawi, jakie to wieści przyniesie. Nikt nie zamierzał jednak w międzyczasie próżnować i dyskutowali o najnowszych wydarzeniach, plotkach oraz pogłoskach.
Krasnolud zbliżył się do czteroosobowej grupki chłopów dyskutujących o czymś żywo.
-Mam nadzieję, że ma dla nas jakieś dobre wieści - odparł zrezygnowanym głosem jeden z mężczyzn
-Dobre wieści? Czyś ty się wczoraj urodził? Rozejrzyj się!
-Racja. Stary Mark twierdzi, że widział w lesie jakiś zwierzoludzi. Sam nie wiem, czy w to wierzyć. Ten staruch jest pomylony... -
-Pomylony, czy nie, nie można tego wykluczyć. Ponoć te potwory wyłapały podczas bitwy kilku mieszkańców i torturują ich dla własnej, dzikiej uciechy...
-Głupiś! Nikogo nie brali. Mordowali wszystkich! Poza tym, nie wierzę, by choć jeden z nich tu pozostał.
-Tak? A to jak wyjaśnisz to, że Hansa nie widzieliśmy już od tygodnia? A ten szaleniec do zmroku w tej dziczy siedzi. Pewnikiem go bestie zagryzły dawno!
-Ten stary cap da sobie radę. Bardziej martwię się o Babunię Moescher. Ta obłąkana wiedźma nawet słyszeć nie chce o powrocie do miasta. A jeszcze sieroty przygarnia do swojego domu! W środku Drakwald! Wyobrażasz sobie?
-...u kupca. Mówił, że w naszym kierunku idzie spory oddział najemników z Altdorfu. Taki, jakim kiedyś dowodził Schiller. Łasi są na nagrodę, którą książę wyznaczył za głowę Khazraka Jednookiego - krasnolud usłyszał z innej strony
-I dobrze. Niech by ktoś w końcu zrobił porządek z tym siejącym pożogę demonem!
-Tak! - odkrzyknęło kilka innych głosów.

Rozmowy trwały w najlepsze. W końcu pomiędzy ludźmi pojawił się kapitan Schiller z kilkoma strażnikami. Gergard był człowiekiem w podeszłym wieku. Siwizna chwyciła zarówno jego długie włosy, jak i starannie przystrzyżoną brodę. Ciężar czasu i obowiązków przygarbił nieco jego sylwetkę, jednak krok miał nadal żwawy i stanowczy. Jeden z towarzyszących mu strażników ustawił na środku placu skrzynię, na którą Schiller sprawnie wskoczył.



Gdy był o głowę wyżej niż wszyscy pozostali, zaległa całkowita cisza. Budził niesamowity respekt wśród tej zmęczonej społeczności, nawet pomimo podartego munduru i znoszonej już zbroi.
-Obywatele Untergardu. Jest to doniosły dzień! Otrzymałem list od księcia Todbringera z Middenheim. Stary wilk nadal żyje, a miasto Middenheim wciąż mocno stoi na swej górze!
Tłum wybuchł owacją na te słowa. Kapitan pozwolił ludziom nacieszyć się tą wiadomością, po czym uciszył wszystkich skinieniem dłoni.
-Książę Todbringer śle swoje podziękowania dla całego Untergardu za rolę, jaką odegraliśmy w odparciu najeźdźców. Powiada, co następuje. - Kapitan wyciągnął z kieszeni rozpieczętowany list, otworzył i zaczął czytać.
-Bitwa na moście w Untergardzie zostanie zapamiętana jako jedna z najchwalebniejszych bitwie w historii Middenlandu. Bądźcie dumni, mieszkańcy tego miasta, bowiem wasze poświęcenie nie poszło na marne!
Tłum znowu wybuchł okrzykiem radości i wiwatów na cześć księcia. Kapitan złożył pergamin, schował do kieszeni i cierpliwie czekał, aż ludzie ucichną.
-By okazać wdzięczność za naszą waleczność, książę posyła nam dowód swojego uznania.
Kapitan sięgnął do torby i wyciągnął bochenek chleba oraz butelkę wina.
-Zostaliśmy zaszczyceni darem w postaci trzydziestu bochnów chleba i tuzina flaszek wina, prosto z zapasów Middenheim!
W tym momencie tłum oszalał. Czapki poleciały w powietrze. Każdy, pomimo wiwatów, łapczywie spoglądał na trzymany przez kapitana chleb. Byli bowiem w mieście tacy, którzy nie jedli od dobrych kilku dni.
-Niech żyje książę! Niech żyje książę! - okrzykom nie było końca.
Schiller uniósł wysoko chleb i wino, w geście triumfu, a niezłomni obrońcy Untergardu krzyczeli, zdzierając głosy.
Nagle rozległ się głośny trzask. Butelka, którą trzymał kapitan pękła, obsypując Schillera odłamkami szkła i ochlapując go winem. Ogarnięty paniką tłum rzucił się do ucieczki, szukając schronienia wśród zabudowań.
 
__________________
Drink up me hearties, yo ho...
Nathias jest offline  
Stary 14-01-2013, 23:08   #4
 
daamian87's Avatar
 
Reputacja: 1 daamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znany
Wystrzał wstrząsnął tłumem. Strach rozpędził tłum. Każdy biegł w swoją stronę, szukając bezpiecznego schronienia. Krasnoud nie należał do wyjątków. Ruszył ile sił w nogach w stronę jakiejś beczki, rozpychając się krępymi rękami. Kiedy dotarł od najbliższej beczki/skrzynki/etc przykucnął za nią, rozglądając się nerwowo. Wprawdzie strzał nie był wymierzony w niego, ale życie ma się tylko jedno i szkoda by je było stracić w tak głupi sposób. Starał się wypatrzeć ewentualnego strzelca, jakaś nagroda za jego ujęcie z pewnością będzie.
Rozglądając się zza skrzyń, dostrzegł nad głowami spanikowanego tłumu, po drugiej stronie rzeki, w jednym z okien smugę białego dymu, unoszącą się na wietrze. W oknie zrujnowanego widział jednak tylko ciemność. Uwagę jego przyciągnęły natomiast cztery postacie biegnące mostem w stronę mieszkańców. Cztery dziwacznie poruszające się sylwetki pędziły na złamanie karku z bronią w rękach. Unold nie miał pojęcia, czy w tym chaosie ktokolwiek zauważył to samo, co on.
Brodacz nie należał do herosów, którzy w bitwie jednym ciosem powalali połowę armi przeciwnika, jednak nie był też tchórzem. Wyłonił się zza swojej zasłony i zaczął szukać wzrokiem strażników albo kogokolwiek, kto był uzbrojony. Przedzierał się przez tłum w stronę mostu drąc się na całe gardło.
- Atakują nas! Bronić mostu kurwa! Atakują miasto!
Krasnolud przepychał się między szalejącymi ludźmi. Jednak wśród wrzawy, krzyków i ogólnego chaosu, jego wezwanie do obrony runęło w powietrze bez żadnej odpowiedzi. Teraz, gdy znalazł się na środku placu, pośród mieszkańców, stracił też z oczu napastników z mostu.
Krasnolud nie miał pojęcia, co powinien robić. Starał się zlokalizować kapitana i ostrzec go przed, jak mniemał, spodziewanym zamachem. Co jak co, ale był to dobry człowiek, który jako jedyny w mieście miał jako takie pojęcie o strategii i zarządzaniu resztkami miasta.
Unold bez opamiętania przedzierał się przez tłum, szukając kapitana, lub kogokowiek ze straży. Miał przy tym wrażenie, że kręci się tylko w kółko.
-Aaaaaaaaaa!! - nagle ze wschodniej strony usłyszał przeraźliwy krzyk paniki i agonii. Potem następny i następny. Mogło to znaczyć tylko jedno, a strażników nie było nigdzie widać.
Stał przez chwilę, zastanawiając się co ma zrobić. Jeśli ktoś tam walczy i chcą zabić kapitana, to miasto niedługo upadnie. Nie widział bowiem żadnego innego powodu by zabijać tego człowieka, jak nie przygotowanie do ponownego ataku. A wtedy zginie na pewno. Jeśli uda mu się uratować kapitana, pozostawał cień nadzieji na to, że przetrwają. Ruszył czym prędzej w stronę skąd dochodziły krzyki wołając jeszcze głośniej niż poprzednio.
- Mordują kapitana! Pomóżmy mu! Atakują kapitana!
Zawrzało jak w ulu. Mieszkańcy Untergardu stracili całkowicie kontrolę nad sobą. Wszyscy rzucili się do ucieczki, byle dalej od napastnika. Dzieci gubiły się w tłumie. Niektórzy starcy byli tratowani. Unold starał się przedrzeć przez morze bezmyślnych, opętanych obłędem ludzi. Wymagało to od niego całej siły, ale w końcu przedarł się przez przerażoną swołodź i zobaczył kilka ciał ziemi i dwóch strażników rozpaczliwie starających się powstrzymać to...coś?
Postacie były o tyle groteskowe co przerażające. Mutacja nie szczędziła wyobraźni. Jeden z napastników, zamiast ramion miał dwie olbrzymie macki, którymi chłostał bez litości. Drugi wyglądał jak połączenie człowieka z kozłem - cały porośnięty sierścią i z imponującym porożem na głowie. Trzeci z nich zamiast twarzy miał pysk. Ani niedźwiedzi, ani wilczy. Przekrwione ślepia dodawały tylko grozy temu obliczu. Ostatni z napastników po środku czoła miał olbrzymie, trzecie oko. Każdy z nich uzbrojony był w miecz. Wszyscy czterej bezlitośnie atakowali strażników, którym prawdopodobnie pozostały ostatnie sekundy życia.
Krasnolud zaklął. Nie wiedział czemu, ale ruszył na pomoc strażnikom. On, który nigdy nie chciał być bohaterem. On, który wolał tworzyć niż niszczyć. Zaszedł przerażających przeciwników od tyłu, chcąc wykorzystać efekt zaskoczenia. Wyciągnął kowalski młot, który miał cały czas przy sobie. Zaatakował, gdy monstrum zdawało się być zajęte strażnikiem.

Unold obrał za cel przeciwnika z mackami zamiast ramion i uderzył. Przeciwnik jednak był bardziej czujny, niż się krasnoludowi wydawało i uniknął ataku bez większego problemu. Chwalać się niepełnym uzębieniem i zaatakował. Okazał się jednak dużo wolniejszy niż Unold myślał, a jego macki mimo, że imponujące okazały się wyjątkowo nieporadne. Cios runął tuż obok krasnoluda. W tym momencie drugi ze strażników upadł pod ciosem mutana z trojgiem oczu. Teraz obrońców było już dwóch i pomimo, że żyjący strażnik ranił tego z pyskiem bestii, szanse nie wyglądały dobrze.
Krasnolud znów zadał cios i znów młot świsnął w powietrzu niewyrządzając przeciwnikom żadnej krzywdy. Mutant zwył z radości prowokując przeciwnika. Trójoki wymierzył sztyc wprost w pierś strażnika. Ostrze ześlizgnęło się po zbroi i tylko lekko raniło mężczyznę. Ten z rogami próbował też dosięgnąć obrońcę, jednak uderzył w bruk, skrząc iskry. Ranny przeciwnik rzucił się na krasnoluda i ciął wlew w prawe udo, raniąc Unolda boleśnie. W tym samym momencie kolejna macka świsnęła nad głową brodacza. Krew zawrzała krasnoludowi w żyłach. Nie był dłużny. Obuch młota brutalnie i krwawo zmiażdzył czaszkę bestii rzucając ją bezwładną na ziemię. Straznik widząc to ujął swój miecz w obie dłonie i ciął prosto w nogę przeciwnika z mackami, odrąbując ja parwie całkowicie. Ten padł na ziemię krzycząc z bólu. Jego towarzysz, z wielkim okiem na czole, wykorzystał moment nieuwagi strażnika, by przebić mu pierś klingą i rzucić truchło pod nogi krasnoluda.
Unold zamachnął się po raz kolejny swoją bronią. Młot trafił w nogę mężczyzno-kozła, jednak cios był zbyt słaby aby wyrządzić mu krzywdę. Sytuacja krasnoludzkiego kowala stawała się coraz gorsza.
Mutant z trzecim okiem wykonał obszerny zamach, jednak minął się z krasnoludem o całe metry. Ten z porożem natomiast, biorąc odwet za uderzenie w nogę, zaatakował identycznie jak Unold. Krew znów się polałą, tym razem z lewego uda. Ból stawał się nie do zniesienia. Rany nie były śmiertelne. ale wysiłek walką i ubytek krwi skutecznie osłąbił kasnoluda. Postanowił jednak walczyć do końca. Zadał cios i usłyszał tępy jęk przeciwnika. Młot uderzył prosto w jego klatkę piersiową, wytrącając na chwilę przeciwnika z równowagi, lecz nie obalając go. Wiedział, że to już jest konie. Nie miał szans by zwyciężyć obu przeciwników...

Nagle usłyszał przeraźliwy huk zza pleców. Poczuł znajomą woń prochu i zobaczył jak obaj przeciwnicy padają trupem na ziemię. Odwrócił się. Za jego plecami stało trzech strażników i kapitan Shiller, którzy zdołali znaleźć w tym chaosie rusznice, koncząc tym samym potyczkę z mutantami na moście.
Krasnolud oddychał ciężko. Walka była bardzo ciężka dla kogoś, kto nie był zawodowym wojakiem. Oparł się dłońmi o kolana, pochylają się mocno, łapiąc powietrze krótkimi chałstami. Miał zdecydowanie dość tego dnia i wszelkich spotkań, na których ktoś miał wychwalać waleczność miejscowych ludzi.
 
__________________
"Marzę o cofnięciu czasu. Chciałbym wrócić na pewne rozstaje dróg w swoim życiu, jeszcze raz przeczytać uważnie napisy na drogowskazach i pójść w innym kierunku". - Janusz Leon Wiśniewski
daamian87 jest offline  
Stary 14-01-2013, 23:42   #5
 
Nathias's Avatar
 
Reputacja: 1 Nathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znany
Wszyscy czterej napastnicy padli martwi. Jednak zwycięstwo zostało krwawo okupione. Zginęło kilku mieszkańców miasta, dwóch strażników, a ostatni w osadzie krasnolud ledwo uszedł z życiem. Gdy adrenalina powoli ustepowała, Unold zauważył, że na rynku prawie całkowicie się uspokoiło. Ludzie wciąż byli przerażeni, jednak strażnikom udało się opanować popłoch a kapitan zaczął rozdawać najważniejsze rozporządzenia. Krasnolud usiadł na bruku by złapać oddech, odpocząć i obejrzeć rany, które dość mocno krwawiły.

Wśród ludzi daje się zauważyć starszą kobietę, która w imponującym tempie zajmuje się to jednym rannym, to drugim. W końcu niemal podbiega do krasnoluda i bez słowa zaczyna oglądać jego rany. Ten trochę zaskoczony takim obrotem spraw próbuje staruszkę, którą była dobrze wszystkim znana Babunia Moescher odpędzić. Ta jednak przeszyła go swym świdrującym wzrokiem, dając do zrozumienia, że w tym momencie, to ona tutaj wydaje polecenia. Nie minęło wiele czasu, gdy krasnolud był dokładnie opatrzony. O dziwo ustało nawet krwawienie. Gdy Babunia skończyła opatrywanie Unolda, podszedł do nich kapitan Schiller
-Dzięki twojej odwadze, zdołaliśmy uspokoić ludzi i sprawnie zorganizować pomoc. Dziś zginęło dużo mniej ludzi, niż mogło. Jesteśmy twoimi dłużnikami. A głowy tego ścierwa - tu wskazał na ciała mutantów - karzę zatknąć na palach przed mostem, ku przestrodze innym.
Wokół kapitana, Babuni i krasnoluda zebrała się coraz większa grupa mieszkańców
-To musiał być muszkiet hochlandzki - tylko on niesie tak daleko!
-A co, jeśli jest ich więcej? Tych...mutantów?
-Wszyscy tu zginiemy...
Rozległ się gwar takich dyskusji, gdy do kapitana podbiegł zdyszany strażnik.
-Kapitanie Schiller. Właśnie zaatakowano główną bramę. Szczęśliwie szczęście, ludzie pełniący straż wytrwali na stanowiskach i utrzymali pozycje przy bramie. Straciliśmy tylko trzech ludzi. To musiała być dywersja...
Nagle rozlega się okrzyk od strony bramy. Obawiając się następnego ataku, kilku ludzi chwyta za broń i rozgląda się w poszukiwaniu przeciwnika. Okazuje się jednak, że to Hans Baumer - drwal powrócił z lasu. Tuż za nim idzie kilku chłopców w łachmanach. Wyglądają jak sama śmierć. Wygłodzone twarze, podarte ubrania i niewielkie tobołki na plecach. Musie spędzić w dziczy kilka dni. Kapitan Schiller, Babunia Moescher oraz wielu mieszkańców ruszają by powitać Hansa. Wszyscy są żadni wieści.
Gdy serdecznie powitali przybyłych Hans zaczął swoją opowieść
-Pilnowałem okolicznych terenów i polowałem na te bestie. Ci ludzie ze mną - wskazał na uchodźców - to uciekinierzy, których znalazłem błąkających się po lasach. Pochodzą z różnych wiosek z całego Middenlandu. Gdy ich tu prowadziłem, znalazłem świeże ślady zwierzoludzi, wiodące z południa. Wygląda na to, żę w stronę Untergardu zmierza banda licząca ze dwie setki stworów. Pośpieszyłem tutaj, aby was ostrzec. Oczywiście, niech decyduje kapitan Schiller, ale ja myślę, że powinniśmy uciekać, nim przybędą tu zwierzoludzie. Nie wiem, czy zdołamy ich powstrzymać, a nie ma nadziei, że ktokolwiek zdąży z pomocą. Sześć dni temu odwiedziłem Grimminhagen. Miasto leży w gruzach. Stamtąd również nie możemy spodziewać się pomocy. Nic nowego, prawda? Muszę także donieść, że gdy Grimminhagen było plądrowane, graf Elster Sternhauer przeżył, chowając się w swojej twierdzy.

Na wzmiankę o grafie, wśród ludzi podniosły się głosy niezadowolenia i buczenie. Nawet zazwyczaj sympatyczna twarz Babuni Moescher wykrzywia nieprzyjemny grymas. Gdy Hans kończy mówić wybucha gorąca dyskusja. Drwal przekonuje, że muszą uciekać. Do dyskusji włącza się też kapłan Sigmara - Ojciec Dietrich, który nawołuje do pozostania w domach i walki. W tłumie odezwały się głosy popierające obu mężczyzn. Widać mieszkańcy podzielili się na dwa obozy. Co z tego wyniknie? Ciężko to stwierdzić. Jednak decyzję podjąć musi kapitan Schiller, a nie będzie to prosta decyzja.
 
__________________
Drink up me hearties, yo ho...
Nathias jest offline  
Stary 15-01-2013, 22:55   #6
 
daamian87's Avatar
 
Reputacja: 1 daamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znany
Krasnolud nie wiedział, czy bogowie skończyli już z niego kpić. Najpierw bitwa, z której cudem ocalał, teraz atak i walka której wygrać nie mógł. Zdecydowanie za dużo szczęścia jak na jednego, niskiego krasnoluda.

Unold przysłuchiwał się temu, o czym rozmawiali kapitan ze swoimi ludźmi. Z ciekawością też przyglądał się drwalowi który zdawał nieciekawą relację z tego, co działo się po za miastem. Propozycja ucieczki wydała się brodaczowi równoznaczna ze śmiercią, jednak co on mógł wiedzieć. Zdecydował się jednak wtrącić do rozmowy. Nie przebierał w środkach, w końcu uratował życie kapitana!
-Dopóki chodzi o moje dupsko, to też coś powiedzieć mogę. Wyjście po za miasto to pewna śmierć, jak na mój rozum. Wytną nas w pień. W mieście mamy szansę przeżycia. Za murami już nie. -
Hans zwrócił wzrok na krasnoluda. Widać było w jego oczach determinację. -Tutaj zginiemy na pewno. Będziemy w potrzasku! A w około dwie setki żądnych krwi bestii. Opuszczenie miasta jest ryzykowne, ale nie tak jak pozostanie tutaj. Musisz to zrozumieć!
- I gdzie chcesz się schować z setką przerażonych ludzi? Za drzewami? Mutanty nas znajdą szybciej, niż zdążysz pierdnąć. Mury są po naszej stronie. Sam powiedziałeś, że jest ich jakieś dwie setki. Jeśli zdążymy się przygotować do obrony to mamy szansę przetrwać. Z resztą, gdzie chcesz iść? Sam mówiłeś że wszystko w około zniszczone. - brodacz nie miał zamiaru ustępować.
-Nie ja decyduje, gdzie pójdziemy i czy pójdziemy. Mówię, że zostać tu nie możemy - każdy kto ma odrobinę rozumu, doskonale o tym wie. Mury są, ale tylko z jednej strony. Z drugiej jest zrujnowane miasto i rzeka. Wystarczy oddział strzelców, żeby nas wybić do nogi. Poza tym co masz zamiar jeść podczas oblężenia? Własne buty?
- Dostaliśmy jakąś nagrodę podobno w postaci chleba i wina. Mamy rzekę. Po za tym most można zablokować barykadami. upierał się przy swoim Unold.
-Nagrodę? - pasknął drwal -Głupcem jesteś, jeśli myslisz, że to wystarczy. Ile tego jest? A ilu jest mieszkańców? Starczy to na choćby tydzień? Raczej nie. I barykadowanie mostu. To są zwierzoludzie! Dla nich przepłynięcie rzeki to jak splunąć! Co ty robisz od tych trzech tygodni?!
-Broniłem miasta, przelewałem za tych ludzi krew i pot, a nie zapierdalałem między drzewami byle mnie tylko zwierzoludzie nie zobaczyli jak jakiś pierdolony tchórz. - warknął wyraźnie zdenerwowany już krasnolud.
-Z resztą obaj jesteśmy za głupi żeby o tym decydować. zakończył dyskusję, która mogła prowadzić tylko do rękoczynów.
-Hans nie jest tchórzem! -To dzięki niemu jeszcze mamy co jeść! -Odszczekaj to! Wśród zebranych zaczęły się odzywać osoby, bardzo nie zadowolone z braku szacunku dla drwala. Krasnolud znalazł się w niezbyt ciekawej sytuacji. Atmosfera jeszcze bardziej się zagęściła. Ludzie zaczęli obrzucać nienawistnymi spojrzeniami i docinkami. Był sam wśród rozgniewanego tłumu. W tym momencie głos zabrał kapitan Schiller -Wysłuchałem obu stron sporu - zaczyna kapitan Schiller - i teraz, jako prawowity przywódca Untergardu, muszę podjąć decyzję. Jakkolwiek bolesne są dla mnie te słowa, muszęzgodzić sięz Hansem. Nie możemy mieć nadziei na powstrzymanie tak licznej hordy zwierzoludzi. Jutrzejszego poranka wyruszymy na północ, do Middenheim. Wiemy, że wciąż rządzi tam przychylny nam książę Todbringer, a za murami miasta możemy znaleźć schronienie. Z pomocą księćia powrócimy tutaj i dokończymy odbudowę naszych domostw. Untergard znó będzie wielkim miastem! A teraz cieszmy się darem Księcia - Elektora, a potem przygotujmy się do opuszczenia miasta. Mamy wiele do zrobienia. Kapitak skinął na Hansa i ruszył w stronę magazynu. Za nim podążyła też Babunia Moescher, pozostawiając krasnoluda i ludzi w konsternacji i zamyśleniu. Sytuacja była trudna, a decyzja musiała być jeszcze trudniejsza. Nikt z tam obecnych się nie odezwał i nie komentował decyzji kapitana.
Krasnolud nie odezwał się ani słowem. Skoro kapitan, który nie bez powodu cieszył się szacunkiem miejscowych tak zadecydował, to oznaczało jedynie, że takie wyjście będzie lepsze. Brodacz ruszył w kierunku swojego domu, uprzednio zabierając oręż po pokonanych zwierzoludziach. Sprawdził, dla pewności, czy nie mieli niczego przydatnego przy sobie.
Widząc odchodzącego w swoją stronę krasnoluda, zatrzymał go Ojciec Dietrich.
-Co zamierzasz zrobić? Ruszasz z nami?
- Nie wiem. Nie prędko mi umierać, ale sam w mieście przecież nie zostanę.
-Przeprawa przez Las Drakwald będzie bardzo niebezpieczna. Będziemy mieli ze sobą starców, kobiety i dzieci. Przyda się każda pomoc. Przemyśl to dobrze. Niech Sigmar ma cię w swojej opiece krasnoludzie. - ojciec Dietrich skłonił się i ruszył w stronę swojej kwatery, to samo uczynił krasnolud.
 
__________________
"Marzę o cofnięciu czasu. Chciałbym wrócić na pewne rozstaje dróg w swoim życiu, jeszcze raz przeczytać uważnie napisy na drogowskazach i pójść w innym kierunku". - Janusz Leon Wiśniewski
daamian87 jest offline  
Stary 17-01-2013, 21:35   #7
 
Nathias's Avatar
 
Reputacja: 1 Nathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znany
Decyzja została podjęta. O świcie wszyscy mieszkańcy Untergardu mieli być gotowi do wymarszu do Middenheim. W międzyczasie kapitan zarządził szybki pochówek poległych podczas ataku mutantów - oczwiście pod patronatem Ojca Dietricha oraz obiecane nabicie na pal głów napastników po wschodniej stronie rzeki. Ludzi nie czekało tej nocy wiele snu. Wiele nie mieli do pakowania, jednak nie to było powodem braku odpoczynku. Większość była podekscytowana lub przestraszona sytuacją. Często jedno i drugie. Wiele osób nigdy nie opuszczała miasta dalej niż było to konieczne, niektórzy nigdy nie wyszli poza okalające osadę mury, karmiąc się tylko opowieściami przyjezdnych kupców, handlarzy i podróżników.

Gdy pierwsze promienie słońca oświetliły dachy zniszczonych zabudowań, na rynku rozgorzał szum rozmów. Wszyscy stawili się wedle polecenia. Gdy kapitan upewnił się, że wszyscy są zarządził wymarsz. Kolumna składała się z trzech wozów ciągniętych przez woły. Na każdym z nich usadowili się mieszkańcy. Na ostatnim natomiast jechała Babunia i jej sieroty. Pozostali, czyli około 60 osób, szli obok pieszo. Jedni z tobołkami, inni tocząc przed sobą beczki z dobytkiem. Podróż szła powoli, jednak jasno zarysowany trakt prowadził cierpliwie na przód. Podczas marszu kapitan Schiller podzielił skromne siły straży na trzy grupy. Pierwsza osłaniała przód, druga tyły, a resztę rozproszył po obu stronach maszerujących. Hans zaoferował się, że ruszy przodem, by sprawdzić drogę.

Pierwszy dzień i noc mijają spokojnie. Pochód posuwa się powoli, głownie ze względu na wozy i dzieci. Niestety niedostatek żywności mocno dokucza i konieczne jest zapuszczanie się głębiej w las na polowanie, co nie przyspiesza tempa marszu. Drugiego dnia zbliżacie się do Grimminhagen. Hans bez słowa kieruje kolumnę wokół miasta. Wszyscy doskonale wiedzieli, że jest to dobra decyzja. Mieszkańcy Untergardu nie są mile widziani w Grimminhagen i prędzej znajdą tam zgubę niż pomoc. Z oddali miasto Grimminhagen wydaje się być jeszcze w gorszym stanie niż Untergard. Widocznie siły Archaona doszczętnie złupiły miasto. Na horyzoncie nie widać zbyt wielu sylwetek. Mieszkańcy musieli zostać jeszcze bardziej przetrzebieni niż obecni tutaj uchodźcy. Pomimo posępnych spojrzeń podróżnych, krasnolud Unold postanawia udać się do Grimminhagen, by ostrzec ich przed zagrożeniem.

Drugi dzień podróży także minął bez incydentów. Pochód rozbił obozowisko i tak jak poprzednio wystawił straże na noc. Krótko po zmierzchu, kilkoro z sierot Babuni zaczyna krążyć po obozie. Płaczą i zawodzą:
-Babciu, babciu, gdzie jesteś? Babuniu?
Ten raban zwrócił uwagę kilku strażników, którzy zagadnęli dzieci co się stało. Okazało się, że dziatwy nie mogą znaleźć Babuni, więc mężczyźni ruszają im pomóc. Po szybkim przeszukaniu obozu okazało się, że Babunia zniknęła. Kapitan Schiller skrzywił się z niesmakiem na tą wieść:
-Na zęby Taala! Cóż to znowu? Nasza najlepsza uzdrowicielka zniknęła. Cóż, ktoś będzie musiał ją odnaleźć.
Kapitan rozejrzał się po obozie. Miał za mało ludzi, by móc wysłać większą grupę na poszukiwania. Musiał wymyślić coś innego. W tym momencie w oczy rzucił mu się krasnolud, do którego bezzwłocznie podszedł.
-Panie Unold. Mam sprawę. Zaginęła, jak już pewnie wiesz, nasza uzdrowicielka - Babunia Moescher. Bez niej długo nie pociągniemy. Mógłbyś ruszyć na poszukiwania wraz z Hansem i dwoma strażnikami? Wysłałbym większa grupę, ale musimy strzec obozowiska.
 
__________________
Drink up me hearties, yo ho...
Nathias jest offline  
Stary 29-01-2013, 10:25   #8
 
daamian87's Avatar
 
Reputacja: 1 daamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znany
Unold bez problemu trafił do miasta. Okazało się, że zniszczenia był jeszcze większe, niż wyglądało to z daleka. Nieliczni ocaleni zajęci byli odbudową umocnień i budynków.
Krasnolud nie przejmował się nędznie wyglądającymi ludźmi, pracującymi w pocie czoła. Szukał kogoś, kto mógł nimi dowodzić. Aby nie tracić cennego czasu spytał pierwszego lepszego człowieka o kogoś takiego.
-Dowódcy szukasz? Guntera znaczy? Znajdziesz go przy kapliczce, o tam - mężczyzna wskazał postać na środku placu, przy niewielkiej kapliczce z symbolami Imperium.
Brodacz poczłapał tam od razu, przepychając się pomiędzy robotnikami.
- To wy jesteście Gunter? - spytał wskazanego przez robotnika mężczyznę.
-Tak mi matula dali na imię. A ty kto i czego tu szukasz? Dziwny to czas na podróże.
- A ja i nie podróżnym jestem. Unold mnie zwą. Przynoszę wam nowiny. W okolicy pojawiła się grupa ponad dwustu zwierzoludzi. Z tego co wiem, mieli zaatakować Untergard, ale tam już nikogo nie ma. Jak się zorientują, mogą chcieć was zaatakować. A to będzie rzeź, nie walka. - powiedział spokojnie do mężczyzny.
-Zwierzoludzie powiadasz? Dwie setki? Dużo. Normalnie bym nie uwierzył samotnie podróżującemu krasnoludowi, ale po ostatnich wydarzeniach, jestem skłonny dać wiarę wszystkiemu. Wyślę zwiadowców, by sprawdzili, czy to prawda i czy coś nam grozi. Jeśli jednak przybyłeś tutaj szukać nagrody za informację, to się srogo przeliczyłeś. Mieszkańcy głodem przymierają, więc próżno tu szukać nagrody.
- Nie po nagrodę przybyłem. Możecie dołączyć do naszej karawany, zawsze kilka mieczy więcej. A i bezpieczniej i dla nas i dla was.
-Karawany? Jakiej znowu karawany?
- Wyruszyliśmy z Untergardu dzisiaj o świcie. Jeśli się pośpieszycie, za godzinę połączycie się z nami.
-Z Untergardu? -
mężczyzna wyprostował się i sposępniał.
-My, ludzie z Grimminhagen, nie mamy i nie chcemy mieć nic wspólnego z tymi tchórzami! - rzucił hardo Gunter - czas już na ciebie krasnoludzie. Mężczyzna odwrócił się i odszedł do swoich obowiązków.
- W czasie pokoju mogliście się opluwać i wyżynać, jak to ludzie mają w zwyczaju. W dupie to miałem. Ale pomyśl logicznie człowieku. Masz do wyboru albo dołączyć do tej karawany i uratować swoich ludzi, albo unosić się źle pojętym honorem i dumą i zostać tutaj na pewną śmierć. Twoja decyzja, ale przemyśl to dokładnie. W razie czego kierujemy się do Middenhaim, ostrzegę naszych ludzi że możecie dołączyć. Bywaj. - krasnolud nie miał zamiaru namawiać upartego człowieka na podjęcie dobrej decyzji. Mieli teraz większe problemy niż honor i dawne spory, ale rasa głupich ludzi musiała to zrozumieć prawdopodobnie na własnej skórze.

Powrót do karawany nie zajął mu wiele czasu. Nie opowiadał nikomu o tym, co próbował zrobić. Znając nastawienie ludzi do ich pobratymców zza miedzy stwierdził, że narobi sobie więcej kłopotów niż to wszystko warte. W sumie żałował, że poszedł rozmawiać z Gunterem. Stracił czas i siły, nie wiadomo na co. Od zawsze powtarzał mu ojciec, że najlepiej dbać tylko o swoje interesy, bo z mieszania się w cudze sprawy zwykle same kłopoty wychodzą. I jak widać miał rację.

Podróż mijała o dziwo spokojnie. Żadnych ataków, niepokojących szelestów w krzakach, żadnych dziwnych śladów na trasie. Jak dla krasnoluda - za spokojnie, szczególnie że w okolicy miała grasować grupa kilkuset zwierzoludzi. Póki co nie przejmował się tym zbytnio, w końcu nie miał na to żadnego wpływu.

Noc nadeszła dość szybko. Kolejne kilometry pozostawione za plecami dawały się wszystkim we znaki. Ludzie spali jak kamienie mimo zagrożenia, które nad nimi czyhało. Sen nie był jednak tym, co czekało na brodacza.
-Kurwa, nawet starszej kobiety nie potraficie upilnować, chuj z takimi strażnikami.- mruczał pod nosem kowal.
-A dzieci wypytaliście czy kurwa od razu do mnie lecicie?- warknął wściekły krasnolud. Miał zamiar dokładnie wypytać dzieci czy nic nie widziały ani nie słyszały. Zapuszczanie się w ciemny las, gdy gdzieś tam krąży dość liczna grupa zwierzoludzi, nie było najmądrzejszym pomysłem. Wolał wpierw sprawdzić wszystkie inne możliwości.
 
__________________
"Marzę o cofnięciu czasu. Chciałbym wrócić na pewne rozstaje dróg w swoim życiu, jeszcze raz przeczytać uważnie napisy na drogowskazach i pójść w innym kierunku". - Janusz Leon Wiśniewski
daamian87 jest offline  
Stary 07-02-2013, 10:30   #9
 
Nathias's Avatar
 
Reputacja: 1 Nathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znany
Problem był spory. Jedyna znająca się na uzdrawianiu osoba zniknęła i nikt nie wiedział, gdzie mogła się podziać. Nasz krasnolud, po namowach kapitana Schillera i Hansa, postanawia zająć się sprawą. Hans skrzynął jeszcze dwóch mężczyzn i razem z brodaczem ruszyli z pochodniami na poszukiwania Babuni. Kapitan pozostał w obozie, by dopilnować spokoju i uspokoić zdenerwowanych zniknięciem ludzi. Noc na dobre zagościła w lesie Drakwaldu i gdyby nie pochodnie, czterej poszukiwacze bez wątpienia pogubiliby się w dziczy. Niestety w tych ciemnościach ciężko jest wypatrzeć jakiś ślad, czy wskazówkę, gdziem ogła się Babunia podziać.

Po kilku minutach mężczyźni usłyszeli wołanie Hansa
-Tutaj. Tędy szła. - wkazał ręką w mrok lasu
-Poszła w tamtą stronę.
Grupa bez wahania ruszyła we wskazanym kierunku. W końcu dostrzegacie Babunię na leśnej polanie. W ręku trzyma garść świeżo zebranych ziół. Wpatruje się z zaskoczeniem w trzy okryte płaszczami elfy, które stoją z naciągniętymi łukami. Przywódca elfów mówi:
-Wytłumacz się, wiedźmo, albo zginiesz ugodzona strzałą.
Najwyraźniej elfy uznały babunię za wiedźmę na usługach Chaosu. Sprawa nie wygląda różowo.
 
__________________
Drink up me hearties, yo ho...
Nathias jest offline  
Stary 21-02-2013, 09:23   #10
 
daamian87's Avatar
 
Reputacja: 1 daamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znany
Krasnolud wparował na polankę, jednak zatrzymał się dość szybko. Elfy. Pierdolone elfy. Nigdy z nich żadnego pożytku nie było i nie będzie, a teraz jeszcze dowaliły się do starszej, nikomu nie wadzącej kobiety.
-Jeśli spadnie jej z głowy choćby jeden siwy włos to naturę będziecie oglądać spod ziemi, pierdolone szpiczastouche jebusy.- warknął wyraźnie poirytowany krasnolud.
-Ona jest z nami i chuj wam do tego co tu robi. Na mutanta nie wygląda, więc wypierdalać.- brodacz po chwili sam się zdziwił, jak ostro reaguje na spotkanie z elfami. No ale cóż, elf to elf.
 
__________________
"Marzę o cofnięciu czasu. Chciałbym wrócić na pewne rozstaje dróg w swoim życiu, jeszcze raz przeczytać uważnie napisy na drogowskazach i pójść w innym kierunku". - Janusz Leon Wiśniewski
daamian87 jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 06:45.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172