Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 16-01-2013, 09:09   #11
AJT
 
AJT's Avatar
 
Reputacja: 1 AJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputację
Biały skinął jarlowi i uczynił wszystko, co ten mu polecił. Siadł przy ogniu, jednak w jego myślach pojawiły się od razu roznegliżowane niewolnice. Przez ten krótki czas, jaki przebywał w Imperium nie miał ich. Jedynie dziwki i inne natrafiające się akurat kobiety, a to nie to samo... Teraz na powrót miał mieć swoje... Radowała go ta myśl, choć nie podobało mu się, że akurat teraz nie mógł się jakąś jedną, czy nawet paroma, posłużyć. Lubił zaruchać po walce, solidnie zaruchać! To pozwalało mu wystrzelić całą zmagazynowaną adrenalinę…

Teraz jednak wiedział, że inne rzeczy są ważniejsze. Szybko odegnał więc myśli o kobietach, na to będzie jeszcze pora… W końcu też się odezwał. Za pozwoleniem Svena Eriksoona, chciał poznać pozostałych. Sam też się jeszcze raz, tym razem mniej brutalnie, przedstawił.

Mimo trwających rozmów, Albjorn z niecierpliwością czekał na wspomnianego strażnika. Gdy tylko usłyszał, że ma wezwać wybranych, to jakoś poczuł, że tym wybranym będzie i on. Zresztą bogowie już na początku życia, przepowiedzieli mu wielką przyszłość, zsyłając na niego mutację. Teraz go tu wzywali. Czyżby ta wielka przyszłość w końcu zaczęła się klarować? Albjorn Rodgurn – wybraniec bóstw. Ta myśl od zawsze mu towarzyszyła.
 
AJT jest offline  
Stary 16-01-2013, 09:40   #12
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
Aver nie zaszczycił trupa nawet spojrzeniem. Przegrani nie zasługiwali na uwagę. Spojrzał się po swoich ludziach i kiwnął im głową, że mogą rozkraść rzeczy martwego Tonki.
Sam poczekał spokojnie aż grabieżca dokona rytualnego nacięcia na twarzy a potem z uwagą spojrzał się na tych ośmiu, którzy przed nim klęczeli. Chwilę podumał a potem rzekł coś na ucho do Bjorna. Ten od razu dał znać pozostałym grabieżcom, którzy doskoczyli do klęczących, tak by nie mogli nic zrobić. Aver podchodził do każdego i kazał zdejmować pancerz a także złożyć broń na kupce. Gdy cała ósemka to zrobiła, gestem kazał swoim ludziom podnieść ich z ziemi i ustawić tak by tworzyli okrąg. Wziął pięć noży i wbił je w ziemię, po środku nich. Noże miały wyznaczać centralny punkt pomiędzy zebranymi jeńcami.

Spojrzał na “jeńców” milcząco. Czekał aż pierwsze oznaki zdenerwowania się pojawią, pierwsze oznaki nie zrozumienia sytuacji a gdy je dostrzegł rzekł krótko:

- Was jest ośmiu, pięć noży. Niech służą mi najlepsi - nie miał w zwyczaju rozwodzić się gdy nie było ku temu potrzeby.

Gdy przedstawienie się skończyło pokiwał głową z uznaniem dla zwycięzców i rzekł:

- Dobra waszych poległych są waszymi. Teraz to plemię Kulów będzie waszym domem i plemieniem. Ja jestem Aver i tak macie się do mnie zwracać. - zamilkł i kiwnął głową Bjornowi żeby wystąpił - Gdy mnie nie ma, on Bjorn z rodu Kulów mnie zastępuje. Wtedy jego słowo jest moim słowem, jego gniew będzie moim gniewem, jego rozczarowanie będzie moim rozczarowaniem a zadowolenie ..No a teraz usiądźmy przy ognisku i powiedzcie mi, po co Martwy Tonka was tu sprowadził? Mówcie wszystko co wiecie, a także skąd przybyliście i co widzieliście

I tak potomek Asavara Kula postanowił pięciu włączyć do swojej armii. A potem zamierzał zobaczyć jak dostać się do świątynnej wyspy.
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)
valtharys jest offline  
Stary 16-01-2013, 11:32   #13
 
Aeshadiv's Avatar
 
Reputacja: 1 Aeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputację
W momencie gdy Aslandir padł na truchło khornity przyssał się do szyi martwego wojownika. Nabrał sporo jego krwi do ust. Był przygotowany na to, że będzie musiał uciekać, a dzięki krwi mógł szybko zregenerować rany, które niechybnie by otrzymał.
Zdziwienie jakie malowało się na twarzy elfa w momencie gdy Khornici zaczęli padać jak muchy. Elf wypluł krew na ziemię w momencie gdy ostatni z wojowników w rdzawej zbroi padl na ziemię.
-Nic ci się nie stało piękny elfie?
-Jestem Sigvald. Książę Sigvald.
- Jestem cały, o książę, może lekko poobijany. Zaszczytem dla mnie jest Panie, dostąpić pomocy z twoich rąk.
- elf ukłonił się nisko z wdziękiem jaki był typowy dla jego rasy.
- Wybaczcie, że jeszcze się nie przedstawiłem. Me imię Aslandir.
- Nieokrzesane, zawszone kundle. Wszystko co potrafią robić to tylko paskudzić. Ty tam
- zwrócił się do jednego ze swoich wojowników - podejdź.
Sługa posłusznie wykonał rozkaz i odgadując myśli swojego pana wystawił tarczę, tak żeby ten mógł się w niej przejrzeć.
- Dobrze poradziłeś sobie z tym padalcem - rzekł poprawiając włosy - znasz jeszcze jakieś sztuczki?
- Oczywiście. Można powiedzieć, że ten, w którego gardle zagłębiłem ostrze równie dobrze mógłby teraz mi służyć.
- powiedział elf z uśmiechem.
- Interesujące - powiedział beznamiętnie - Na ile lat ci wyglądam? - ni z tąd ni z owąd zmienił temat.
- Szczerze mówiąc książe, wyglądacie bardzo młodo. Wiek wchodzącego w dorosłe życie mężczyzny z Imperium.
Skrzywił się na te słowa.
- Imperium jestakie brudne, brzydkie, a ci najbrzydni łażą od wioski do wioski i palą sługów mojego Ojca. Ale pochlebiasz mi tym że uznajesz mnie za tak młodego, dziękować Ojcu za to. Uwierzyłbyś że za dwadzieścia lat będę miał trzysetne urodziny?
- Widać oddanie służycie ojcu, skoro obdarza was tak hojnymi łaskami, o panie.
- Kto służy mi, służy Slaaneshowi, on daje wszystko to czego zapragniesz, a ja jestem jego pośrednikiem, najwyższym kapłanem, wybrańcem i synem. Zabiłeś sługę naszego największego wroga, to wymagało odwagi, a ja lubię odważnych. Chcesz iść za mną? Chcesz iść za Slaneshem?
- Drogę do tego miejsca wyznaczały mi gwiazdy. Piękne gwiazdy. Który z bogów mógłby przyciągnąć mnie tutaj w taki sposób jak nie Pan Rozkoszy. Dodatkowo w końcu dzięki jego woli jestem nadal żywy, a moja głowa nie zdobi jakiegoś sztandaru sługusów Rzeźnika. Czy jeżeli pójdę za tobą, książe. Za Slaaneshem. Czy posiądę moc, której tak bardzo pożądam?
- Zdradzę ci tajemnicę dlaczego moi ludzie jak im powiem to nawet wykują w lodzie przeręble i pójdą na dno jeśli im bym to rozkazał. Jestem wymagający ale, którzy za mną pójdą dostają wszystko co tylko zapragną. Ciebie też to czeka, a jeśli sę dobrze spiszesz to uczynię cię moim przybocznym.
- Więc pójdę za tobą, o książe. Widzę, że twoja mądrość i hojność jest po stokroć większa niż kogokolwiek. Oddaję ci moje skromne usługi. Tobie i Slaaneshowi.
- powiedział Aslandir przyklękając.
- Więc powstań mój sługo, idziemy się zabawić. Wybierz którą chcesz- po tych słowach zwrócił się do swoich wojowników w innym języku którzy zaczęli wykrzykiwać jego imię i Slaanesha, po czym poszli w głąb obozu.
Elf przeszedł się spokojnie po obozowisku. Było mu tu wszystkiego dostatek. Jedzenie, wino, zalotne spojrzenia kobiet. Gdy w jego głowie zaszumiło od alkoholu, a z twarzy nie znikał uśmiech dostrzegł swoją daleką kuzynkę... pochodzącą prosto z Naggaroth. Jej oczy zaświeciły niebieskim blaskiem. Wiedźma Druchi... tutaj... ciekawe. Aslandir nie myśląc wiele zbliżył się do niej. Spojrzeli sobie w oczy. Nienawiść między ich rasami nagle wyparowała. Jak widać Slaanesh jednoczy nawet największych wrogów, i to w jaki sposób... bardzo przyjemny o czym przekonał się elfi czarodziej.
 

Ostatnio edytowane przez Aeshadiv : 16-01-2013 o 11:36.
Aeshadiv jest offline  
Stary 16-01-2013, 16:38   #14
 
SyskaXIII's Avatar
 
Reputacja: 1 SyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnieSyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnieSyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnieSyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnieSyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnieSyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnieSyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnieSyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnieSyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnieSyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnieSyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnie
-Dlaczego mi pomogłeś? Jakoś nie wydaje mi się żeby to miejsce było pełne samarytaninów. Jednakże dziękuję panie ... przepraszam, nie dosłyszałem imienia Viktor wdał się w rozmowę z nieznajomym. Nie wiedząc czemu schował broń czując się bezpiecznym.
-Bo ci go nie podałem i na razie nie zamierzam- Zagrzmiał wybawca gladiatora- umysł, który opiera się demonom podoba się Temu Który Zmienia Drogi. Co do tej pory robiłeś?
-Byłem mistrzem areny w Middenheim. Do czasu aż nie zabiłem własnego ojca … To wszystko wina tego wojownika z Norski i tych głosów! Ja nie chciałem! wojownik zaczął słabym głosem odpowiadać na pytania.
-Wszytko się zmieniło po tym jak zabiłeś swojego ojca, tak?
-Tak, po tym nie mogłem zostać w mieście. Zostałem znienawidzony. Ojciec był moim nauczycielem i poprzednim mistrzem areny a nasza walka była tylko na pokaz.
-Czyli uważasz że zmiana była zła?- drążył temat tajemniczy człowiek.
-Nie wiem czy była zła... Wiem, że był jakiś ważny powód. I właśnie po to tu jestem. Chce znać odpowiedź. Dlaczego głosy zaczęły mówić do mnie? Dlaczego kazały mi zabić ojca i dlaczego mnie tu przyprowadziły? Chcę znać odpowiedź! -Zaczął się podnosić ton głosu gladiatora.
-Głosy...- zamyślił się drugi rozmówca- Ostatnio takie głosy w głowie słyszał jeden człowiek z Imperium. One pokazały powiedziały na czym stoi ten świat, kazały mu tutaj przyjść i nie trwać w dawnej rutynie jego życia. Pamiętam to dobrze, byłem wtedy młodym uczniem szamana mojego klanu. Nikt go nie znał ale Strażnik wybrał go żeby poszedł z nim na wyspę. Zmienił swoje życie i ruszył na północ ku Oku.
- Kim jest ten Strażnik? Czego pilnuje? Ten człowiek z imperium, o którym mówisz. Gdzie on teraz jest? Czy jego podróż na północ się skończyła? Dotrał do tego oka? - Ilość zadawanych pytań przez Viktora zdawała się nie kończyć.
-Strażnik był tu zawsze, nikt nie wie komu służy, on jest tylko pośrednikiem. Człowiek, którego wtedy wybrał nie pokazywał się tu od ponad stu lat i nie wiadomo czy wykonał zadania postawione mu przez bogów. O to musisz zapytać kogoś kto tam był.
-Jesteśmy na ziemiach bogów Chaosu, chcesz mi powiedzieć, że Ci bogowie wybrali mnie do czegoś? Jakoś nie uśmiecha mi się opcja rozmawiania z tutejszymi ludźmi. Ostatnia osoba, która się do mnie odezwała w tym miejscu chciała mnie wykorzystać i zjeść. Nawet teraz mam przed oczami tą paskudną mordę i ogon skorpiona...
-Czy wybrali ciebie to muszą potwierdzić to sami ale zdaje mi się że tak właśnie jest. Być może jest ci przeznaczone zdobyć potęgę tak jak to stało się z Asavarem z Kulów, a być może chcą się tylko tobą zabawić? nikt z żyjących tego nie wie. Jeśli będziesz im posłuszny i niezłomny czeka cię wspaniała przyszłość, jeśli ich zawiedziesz, to nie chciałbym być w twojej skórze.
-Kim jest ten cały Asavar z Kulów?
-Nie oparło mu się potężne Praag ze swoimi murami, splądrował cały Kislev jak długi i szeroki. Cały świat musiał się zjednoczyć żeby go pokonać pod bramami miasta Kislev. Był najpotężniejszy ze wszystkich wybrańców ale każdy następny przewyższa swojego poprzednika. Południowcy walcząc z nimi tylko odwlekają co kiedyś musi nastąpić. Zbliż się do kuli- poprosił.
Z dozą niepewności czy to o co go poprosił tajemniczy wybawiciel jest słuszne, spełnił jego prośbę i podszedł do kuli, którą wskazał.
-Połóż na niej rękę.
Viktor z obawami w sercu położył rękę na kuli. Mag wypowiedział kilka tajemniczych słów i umysł gladiatora zaczęły atakować niesamowite wizje. Uniósł się do góry nad obóz i dopiero teraz ujrzał ogrom tego co zebrało się tutaj w Przystani Bogów. Dziesiątki tysięcy różnokolorowego tłumu zebranych w jednym miejscu bawiło się, piło, zarzynało nawzajem. Chwilę później wizja zaprowadziła go w inne miejsce, gdzieś na lodowych pustkowiach, surowszych niż cała Norska. Setki tysięcy wojowników Chaosu, dziesiątki tysięcy pomiotów, setki demonów. Wszyscy oblegali starożytną twierdzę, wyglądającą na krasnoludzką. Wtedy też w głowie Viktora pojawiły się jakieś szepty, a potem przenikliwy pisk i...
-Starczy!- krzyknął mag- To co byś zobaczył dalej mogłoby zniszczyć bardziej wyćwiczony umysł od twojego. Widziałeś to wszystko? Z każdym rokiem Chaos zdobywa nowych wojowników. Z każdym dniem nowa dusza poznaje swoje przeznaczenie. Z każdą godziną rodzi się ktoś nowy, kto w przyszłości dołączy do tej hordy, a możesz mi wierzyć albo nie ale kiedy pojawi się następny wszechwybraniec, wtedy oni i jeszcze więcej wyznawców prawdziwych bogów do niego dołączy i świat zatrzęsie się w posadach!
Viktor cały spocony z wytrzeszczonymi oczami zaczął mówić
- Czy to jest moje przeznaczenie? Być jednym z tych oblegających tamtą fortecę ?
-To zależy nie od ciebie, tylko od bogów.
[i]- Z tego co widziałem to lepiej nie być przeciwnikiem bogów Chaosu, co się stanie jeśli przegramy?
-Wtedy świat przedłuży tylko swoją agonię, a my się wycofamy i przegrupujemy aby w przyszłości powróciło nas więcej.
-Rozumiem... Więc co mam teraz zrobić?
-Czekać na Strażnika.
- I jak rozumiem nie dać się zabić. Czas stanąć twarzą w twarz z przeznaczaniem. Raczej nie będziesz miał problemów ze znalezieniem mnie. Do zobaczenia tajemniczy nieznajomy
-Mogę ci pomóc jeszcze w jednym. Widzę że bogowie mają wobec ciebie jakieś plany, więc pomagając im pomogę samemu sobie.
Mag podszedł do swojego posłania i wyjął spod niego mały kuferek. Otworzył go, a środku znajdował się tylko mały, zielony, fosforyzujący, nieoszlifowany kamień.
-Dotknij go- powiedział- kiedy to zrobisz inni uznają że bogowie cię pobłogosławili i będą się zachowywać inaczej w stosunku do ciebie. Efekt nie musi być jednak natychmiastowy.
- Niech będzie, każda pomoc się przyda w tym miejscu. Zwłaszcza, że ta dziwka będzie teraz na mnie polować
Viktor po przyjęciu oferty tajemniczego człowieka dotknął ten dziwny kamień. Początkowo wydawało się jakby był to zwykły kamień o dziwnym kolorze i kolorach, był pewien, że wiele takich można znaleźć na tych ziemiach. Jednak się mylił. Po chwili zimny kamień zaczął go parzyć i wpływać na jego samopoczucie. Nagle jego bark i udo zaczęły go swędzieć jak nigdy wcześniej. Gdy podwinął zbroję i ubrania w miejscach gdzie go zaczęło swędzieć zauważył, że jego skóra zmieniła kolory. Na barku jest biała a na udzie czarna.
-Co ty mi zrobiłeś? Dlaczego moja skóra zmienia kolor?! Ale w sumie podoba mi się to. Jeśli pomoże mi to wpłynąć na tutejszych to nie mam nic przeciwko. Dziękuję Ci za pomoc nieznajomy, mam nadzieję, że się jeszcze spotkamy.
Gdy Viktor wyszedł z pomieszczenia zobaczył obóz. Cały czas był taki sam, pełno odmieńców i innych poczwar kroczących w imieniu bogów Chaosu. Jak odwrócił się za siebie żeby spojrzeć na budynek, z którego wyszedł zdziwił się. Ku swoim oczekiwaniom nie zobaczył żadnego murowanego czy chociaż drewnianego budynku. Zobaczył zwykły namiot taki jak pozostałe na placu. Tym razem nie szedł przez obóz obawiając się o swoje życie. Pamiętał, że tutaj nigdy nie będzie bezpieczny zwłaszcza, że demonica, która chciała się z nim zabawić wciąż gdzieś tu jest. Teraz pozostało mu tylko czekać na dalszy rozwój wydarzeń. Czekał aż Strażnik wezwie go do siebie i zaprowadzi do miejsca przeznaczenia.
 
__________________
"Widzieliście go ? Rycerz chędożony! Herbowy! trzy lwy w tarczy! Dwa srają, a trzeci warczy!"
SyskaXIII jest offline  
Stary 19-01-2013, 14:37   #15
Wiedźmołap
 
wysłannik's Avatar
 
Reputacja: 1 wysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputację
- Kim jest wasz ojciec? - zapytał Aldebrand
-To ktoś, kto zawsze jest gotów nieść pomoc w potrzebie, jest światłem, które oświetla mroki tego świata, to Nurgle, którego wy na południu nazywacie Władcą Much.
Na te słowa Aldebrand nie wiedział jak zareagować. Jeszcze parę lat temu przysięgał zwalczać popleczników chaosu a dziś rozmawia z nimi jak gdyby nigdy nic. Nie mógł się oswoić z tym uczuciem.
W końcu dotarli do namiotu mutanta. W środku miejsca była niewiele ale przynajmniej było cieplej niż na zewnątrz.

- Zgaduje, że Puszek nie jest zwykłym psem.
-To najlepszy przyjaciel jakiego można mieć. Puszek, chodź się przywitać!- zawołał i podbiegł do niego Śnieżnobiały szczur, długi na metr, jeśli nie liczyć ogona. Obwąchał nogi rycerza nie zupełnie bez strachu, widać był przyzwyczajony do obecności innych. Pomocny nurglita wziął swojego ‘’pieska’’ na ręce, zaczął go tulić i mówić czułe słówka, po czym się zwrócił do swojego gościa:
-Polubił cię, chcesz go potrzymać?
Aldebrand spojrzał z lekkim niesmakiem i zdziwieniem na szczura.
- Myślę, że lepiej mu się siedzi na podłodze. Poza tym mam zbroje, byłoby mu niewygodnie. A co do wieczerzy... Co jemy? Bo strasznie zgłodniałem po podróży.
-Widzę że się martwisz o zwierzęta, to ci się chwali- postawił swojego pupila na ziemi, który poszedł do swojego kąta w namiocie i się ułożył wygodnie do snu.
-Na kolacje dziś jemy moje ulubione danie! Przepyszną jagnięcinę ze specjalnym sosem, który sam robię!- klasnął w dłonie i zaprosił do niewielkiego stołu na środku namiotu- Zaraz powinni przynieść.
- Tak więc niech przyniosą. Aldebrand Rabe - powiedział wyciągając rękę do gospodarza. Kiedy uścisnęli sobie dłonie, do namiotu wszedł jeden z barbarzyńców z tacą.
-Postaw to i zmykaj- pieczeń zdawała się być normalna ale wydzielała dość specyficzny zapach, a dziwna ciecz, kleista ciecz sprawiała wrażenie że to jest gorsze niż na to wygląda. Gospodarz oderwał kawałek.
-Częstuj się, smacznego- powiedział do gościa i sam zaczął jeść.
Wpierw Aldebrand przyglądał się jak je mutant a później sam zaryzykował kęsa. W smaku faktycznie nie była najlepsza, ale gospodarzowi się nie odmawia. Zjadł co miał na talerzu, z trudem przełykając ostatni kęs, nie skomentował posiłku.
- Jeżeli nie macie nic przeciwko, gospodarzu, chciałbym udać się na spoczynek po tak długiej i wyczerpującej podróży. - Aldebrand zaczął rozglądać się za posłaniem.
-Ktoś z moich ludzi rozbije ci namiot- odpowiedział uprzejmię- niech kochający ojczulek ma cię w swojej opiece.
Aldebrand skinął lekko głową w geście podziękowania i wyszedł z namiotu. Sam nie zaczynał rozbijać namiotu skoro mieli to zrobić słudzy... mutanta. Nie musiał czekać długo aż ludzie mutanta zrobili co do nich należało.
Rabe szybko położył się spać, faktycznie był zmęczony.
 
__________________
"Inkwizycja tylko wykonuje obowiązki, jakie na nią nałożono. Strach przed nią jest zbyteczny; nienawiść do niej, to herezja." - Gabriel Angelos, Kapitan 3 Kompanii Krwawych Kruków.
wysłannik jest offline  
Stary 20-01-2013, 00:48   #16
 
WiecznyStudent's Avatar
 
Reputacja: 1 WiecznyStudent jest na bardzo dobrej drodzeWiecznyStudent jest na bardzo dobrej drodzeWiecznyStudent jest na bardzo dobrej drodzeWiecznyStudent jest na bardzo dobrej drodzeWiecznyStudent jest na bardzo dobrej drodzeWiecznyStudent jest na bardzo dobrej drodzeWiecznyStudent jest na bardzo dobrej drodzeWiecznyStudent jest na bardzo dobrej drodzeWiecznyStudent jest na bardzo dobrej drodze
Wielka rzesza sług Chaosu koczowała wokół malutkiej wioski Przystań Bogów już od kilku tygodni. Takie natężenie wrogich do siebie stronnictw w tak długim okresie czasu nie mogło wróżyć nic dobrego. Codziennie dochodziło do sporów, potyczek, a nawet pomniejszych rzezi, kiedy napięcie osiągało zenit ale w końcu taka jest natura Chaosu. Przetrwają tylko najsilniejsi. W końcu pewnego dnia wszystko się uspokoiło. Z wyspy świątynnej przyszedł Strażnik. Postać zakuta w zbroję, nie noszącą żadnych znaków, bez zdobień, wydawała się najzwyklejszą zbroją zrobioną z prostej płyty ale tak nie było. Twarzy jego nikt nie mógł ujrzeć, gdyż zakrywała ją maska o otworach na oczy usta. Każdy mu ustępował z drogi, aż do obozu księcia Sigvalda. Strażnik chciał się tam z kimś spotkać.

Aslandir
Co w tym czasie działo się w obozie wyznawców Slaanesha? Od kiedy Aslandir pokonał wojownika Khornea minął już niecały tydzień, a jego nowopoznani towarzysze do tej pory nie skończyli świętować tego wydarzenia. Jedli, pili, zażywali substancji, które w większości regionów cywilizowanego świata są zakazane ale przede wszystkim ten czas był jedną, wielką, nieustającą orgią, której książę Sigvald był przodownikiem. Wydawał się niezmordowany w sztuce miłosnej, co zapewniała mu na pewno łaska Pana Rozkoszy, no i pewnej substancji, która przedłużała możliwość jego działania zapewne. Nie dość że otaczał go zawsze wianuszek najpiękniejszych kobiet, jakie można by było sobie wyobrazić, to nie przepuszczał nawet demonetkom. Nowy nabytek w jego świcie, elfi czarodziej Aslandir cieszył się tu też całkiem sporym powodzeniem ale jego ulubienicą została mroczna elfka o imieniu Aloarai. Co tu dużo mówić, Aslandir do tej pory nie wiedział że można się chędożyć na tyle sposobów, a ona znała je chyba wszystkie. Że też pomyśleć że kiedyś marzyła o tym żeby zostać poślubiona Khainowi i być dziewicą do końca życia, a teraz jej elficki partner miał na plecach wiele śladów po jej uwielbieniu dla nowego boga.
W obozie Księcia Chaosu, Pana rozkoszy, Wielkiego Deprawatora czas zdawał się nie mieć znaczenia ale teraz ten właśnie czas postanowił przyjść po kogoś pod postacią Strażnika. Wszedł do namiotu niemal niezauważony. Kobieta, która zobaczyła nowego gościa przestała robić sobie samej dobrze i wstała patrząc na niego zalotnie. Chwilę później leżała na ziemi bez życia ale nikt nie zwrócił na to uwagi. Strażnik podszedł do Aslandira i powiedział:
-Udaj się do chaty wodza wioski i czekaj na pozostałych- nie czekając na reakcje elfa wyszedł.

Viktor Fusch
Gladiator od chwili kiedy przybył do Przystani Bogów musiał się wystrzegać podstępnej demonicy, dwa razy nawet się zdarzyło że grabieżcy należący do kultu Slaanesha zagrozili jego życiu ale sobie z tym jakoś poradził. Teraz przebywał w części obozu, którą zajmowali ludzie maga, który uratował mu życie. Jego słudzy byli przeważnie bardzo zmutowanymi wojownikami, a wielu z nich dodatkowo znało arkana magii ale wszyscy potrafili tak samo bezlitośnie zabijać, kiedy było to potrzebne. Od czasu kiedy Viktor dotknął kryształowej kuli czuł potrzebę by zrobić to ponownie, być może ona odpowiedziałaby mu na liczne pytania, które kłębiły się w jego głowie, a poza tym czyż to nie było cudowne uczucie, kiedy można wznieść się ponad świat i podejrzeć każdy jego zakątek? Namiot właściciela tego przedmiotu jakby na złość zniknął, a on sam nie pojawiał się przez wiele dni. To było strasznie irytujące.
Kiedy gladiator siedział przy ognisku wraz z kilkoma wojownikami Chaosu i oglądał dar, który dostał od maga, podeszła tajemnicza postać i powiedziała do niego:
- Udaj się do chaty wodza wioski i czekaj na pozostałych.

Garat Moon
Garat znalazł nowych przyjaciół, chociaż słowo ‘’przyjaciel’’ to powiedziane trochę na wyrost. Na każdym kroku Sokai, jedyny grabieżca, który znał język ludzi z Imperium, wypominał słabość południowców i starał się jak może aby doprowadzić nowego do szału. Sam jednak mało w niego nie popadł, kiedy Kadahan kazał mu uczyć Moona języka Kurgan. Przez chwile Nawe się zdawało że rzuci się zabić swego wodza, jednak w porę się opamiętał. Zar Dolgan stracił tamtego pamiętnego dnia jednego z dwóch ulubionych wnuków, ten drugi, Brago, jednak zbytnio się nie przejął śmiercią starszego i bardziej lubianego brata, wręcz przeciwnie, cieszył się i z okazji tamtej radosnej chwili postanowił dać w prezencie jedną ze swoich niewolnic Garatowi, którą ten miał sobie wybrać. Sokai skomentował to w zwykły dla niego i niewyszukany, sarkastyczny sposób, że kobieta dostała kobietę.
Pewnego dnia, którego któryś z kurańskich wodzów rzucił wyzwanie Kadahanowi i oczywiście zginął z oszczepem w płucach zwiększając jego drużynę o trzydziestu trzech jeźdźców, przyszedł Strażnik. Podszedł do Garata Moona i powiedział:
- Udaj się do chaty wodza wioski i czekaj na pozostałych.

Aver
Nowi ‘’rekruci’’ Avera powiedzieli wszystko co widzieli i co przeszli. Pochodzili z plemienia Hastlingów, jednak już dwa lata wynajmowali swe ostrza dla norsmeńskich jarlów, którzy zwykli prowadzić swoje spory w polu. Łupili i plądrowali także północne ziemie kislevitów oraz tamtejsze karawany, jednak ich wódz usłyszał że wielka horda horda zbiera zbiera się w Przystani Bogów, więc miał nadzieję na wielką inwazję na Praag, jak to w przeszłości bywało i postanowił przyjechać tutaj i czekać na rozwój wydarzeń.
Słysząc pogłoski o wielkim wojowniku z plemienia Kulów, który jednym ciosem powalił innego wodza, siedmiu wolnych jeźdźców z różnych plemion przyłączyło się do Avera i razem czekali na to co miało nastąpić. Jednak kiedy to miało nastąpić i przede wszystkim co? Odpowiedź pojawiła się pewnego dnia, kiedy do ogniska Avera podszedł Strażnik i powiedział nie zważając na godność wodza:
- Udaj się do chaty wodza wioski i czekaj na pozostałych- po czym odwrócił się nie okazując mu szacunku plecami i poszedł.

Aldebrad Rabe
Warunki w obozie były okropne, a jedzenie tego stanu nie poprawiało, często było nadgniłe, a czasami nawet po mięsie chodziły robaki, które jakimś cudem akceptowały panujące tu zimno. Nawet koń rycerza był niespokojny, a kiedy jego właściciel zobaczył czym go tu karmią się nie dziwił. Od nurg litów inni trzymali się jak najdalej, nie chcąc im się narazić, nawet słudzy Khornea żadko pojawiali się w pobliżu aby jak to mieli w zwyczaju którego zabić i złożyć jego czaszkę w ofierze swemu bogu. Dziwne, skoro byli tacy uprzejmi dla każdego, kto się otwarcie nie odnosił do nich wrogo. Wszędzie było brudno, śmierdziało, a czasami Rabe widział jak co po niektórzy grzebią w kupach łajna. Heinrich, mutant, który go powitał w obozie co dzień przychodził do niego z Puszkiem na smyczy, który obwąchał już w jego namiocie każdy kąt i nie raz oznaczył terytorium. Tematy rozmów towarzyskich najczęściej schodziły na to jak rycerz się czuje i jakie są teraz muchy w Imperium, bo tutaj pojawiały się tylko na dwa miesiące w roku. Pewnego dnia taką pogawędkę przerwał wchodząc do namiotu Strażnik i powiedział do rycerza:
- Udaj się do chaty wodza wioski i czekaj na pozostałych.

Albjorn
Twardzi wyznawcy Khornea. Tacy właśnie byli Żelaźni, grabieżcy Khornea i zwykli przypominać o tym innym co dzień. Kiedy nastawał czas, wódz nakazywał iść swoim ludziom w głąb obozu, gdzie ci wyszukiwali łatwych albo trudnych ofiar. Khornea to nie obchodziła, miała być to po prostu kolejna czaszka do jego tronu. Po zakończonej robocie zwykli siadać dookoła ogniska i chwalić się swoimi zdobyczami, a także narzekać na południowe plemiona z Norski, które stawały się powoli tak słabe jak niewolnicy z Imperium, czy Bretonii. Zaczęli nawet cenić towarzystwo albinosa, który zawsze znajdował na podorędziu jakąś historię wojenną albo o bohaterach, tak miłych Wielkiemu Rzeźnikowi, jak Sveni Karlson, Snori Drewniana Noga, czy Valkia Krwawa, królowa dziewica Aeslingów, która pokonała potężnego demona Slaanesha i została oblubienicą Pana Czaszek. Podobno, kiedy wielki wojownik padał zabierając ze sobą niezliczoną ilość wrogów, Valkia zstępowała z niebios, na swoich czarno-czerwonych, nietoperzych skrzydłach i mocą Khornea nakazywała aby taki wybraniec powstał z martwych i dokonywał dalszych rzezi na cześć swojego Boga Krwi.
Pewnego, obfitującego w liczne czaski, dnia przyszła dziwna postać, w której jarl od razu rozpoznał Strażnika. Zwrócił się do Albjorna i powiedział:
- Udaj się do chaty wodza wioski i czekaj na pozostałych.

Lomors
Jak by tu opisać wygląd elfa? Wysoka istota o długich, spiczastych uszach, ostrych rysach twarzy, dumnych ustach i szlachetnym, wiecznie zadartym w górę nosie. W przypadku Lomorsa nic się z tego nie zgadzało. No może oprócz uszu. Ten elf nie miał po prostu twarzy! Brak nosa, ust, i nawet rysów. Nic! Jak takie coś mogło jeść, jak widzieć, czuć zapach, oddychać? Widocznie jakoś sobie z tym radził.
Po wielu dniach pieszej wędrówki przez lasy, góry i maleńkie, umocnione wioski, wreszcie doszedł wraz z towarzyszem do Przystani Bogów. Pewnie by zapłakał na ten piękny widok, jednak nie miał oczu, z których mogłyby wyciec łzy. Wreszcie doszli do celu.
Po wejściu do środka, elf nawet wśród mutantów był dziwny, kiedy ich mijał spotykał się z nieprzyjaznymi spojrzeniami i szeptami za plecami. Pierwszą osobą, która odezwała się do niego wprost był Strażnik:
- Udaj się do chaty wodza wioski i czekaj na pozostałych, jesteś ostatni, więc chodź za mną, ty wyznawco Nurgla zostań tutaj.

Vunar
Wygnaniec. Rzadko zdarza się że nim jest kapłan zaklinacz, krasno ludzkiego bóstwa Hassutha ale Vunarowi to się przydażyło. Za co? On dobrze wiedział i nie śpieszyło mu się aby to rozgłaszać światu. Wypędzili go precz ze świętej twierdzy, dali pięciu strażników, z czego ostało się czterech wojowników i kazali iść do Przystani Bogów, gdzie miał pomóc odkupić winy pomagając siedmiu wybrańcom. Parszywy los. Według map mieli jeszcze przed sobą dzień drogi do miejsca przeznaczenia, a teraz musieli rozbić ognisko na lodzie, który skuwał Zamarznięte Morze. Arcykapłan nawet nie raczył wspomnieć na czym ma polegać pomoc, powiedział tylko że ma zrobić wszystko co każe Strażnik, kimkolwiek on jest. To mu się bardzo nie podobało.

Gustav Eisenberg
Gustav rzucił łuk i padł na twarz prosto w śnieg przed przepiękną kobietą stojącą przed nim.
-Nie jestem tą za którą mnie bierzesz- odrzekła- nie jestem Myrmidią.
-Więc ktoś ty?- spytał powoli wstając na kolana.
-Jestem kimś, kto nie pozwoli aby narodziło się nowe zagrożenie, aby zaraza się znowu nie rozprzestrzeniła. Ponad sto lat temu na tych ziemiach pojawił się człowiek z Imperium, templariusz Sigmara, łowca czarownic. Został wybrany przez Strażnika, zaś moja poprzedniczka miała go powstrzymać. Zawiodła. Teraz następna inwazja na Stary Świat jest nieunikniona ale mój zakon poprzysiągł że usunie potencjalnych przywódców następnej.
-O co chodzi? Ja nic o tym nie wiem!
-Ale idziesz za tajemniczym głosem, który kazał ci tu się znaleźć. Mam racje?
-T… tak- niechętnie przyznał mężczyzna.
-Nie możesz tego zrobić, bo inaczej świat zatrzęsie się w posadach, a ty będziesz tego winny!
-Więc co mam robić? Ten głos mi mówi te rzeczy, nawet w tej chwili po prostu wyje mi w głowie!
Kobieta położyła dłoń na jego czole, które było rozpalone, powiedziała kilka słów i rzekła:
-Chodź za mną. Musimy znaleźć sojuszników.
 
__________________
Epicka i mroczna przygoda na Północy w świecie Warhammera. Na chwałę Mrocznym Potęgom! http://lastinn.info/sesje-rpg-warham...-wybrancy.html

Ostatnio edytowane przez WiecznyStudent : 20-01-2013 o 01:05.
WiecznyStudent jest offline  
Stary 20-01-2013, 12:41   #17
Wiedźmołap
 
wysłannik's Avatar
 
Reputacja: 1 wysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputację
Aldebrand, mimo iż był rycerzem, nie był przyzwyczajony do wygód i luksusów. Jego życie często kierowało go na szlaki albo służbę w świątyni Sigmara w Altdorfie, ale to co było tutaj... takiego życia smakować mogli chyba jedynie najbiedniejsi wieśniacy w najbiedniejszym landzie. Życie tutaj było okropne i nic nie dało się z tym zrobić.
Przegniłe jedzenie, które chcąc nie chcąc Aldebrand jeść musiał, przez parę pierwszych dni wywoływało u niego okropny ból brzucha a czasami nawet i wymioty, po których następnego dnia nawet śladu nie było na dworze. Jednak to było jedyną rzeczą do jedzenia w tej okolicy, a przynajmniej tak się wydawało, i skoro inni, a w tym Heinrich, mogli to jeść, to Rabe z czasem mógł nieco przywyknąć do okropnych warunków w obozie. Rumak rycerza jadł podobnie albo i gorzej i niestety znosił to tak jak jego jeździec.
W tym wszystkim najciekawsze i chyba najlepsze było to, że nikt, nawet groźnie wyglądający, odziani w ciemne płytowe zbroje z wielkimi orężami wojownicy Khornea omijali obóz wyznawców Nurgla. Aldebrand zdawał sobie doskonale sprawę z tego jakimi metodami działają słudzy Władcy Much. Wiedział, że czasami śmierć czciciela Nurgla wywoływała większe zniszczenia niż zostawienie go przy życiu.
Z czasem Rabe się przyzwyczaił również do smrodu i brudu w obozie. Nawet nie zauważył kiedy srający po kątach namiotu Puszek nie przeszkadzał mu. Być może było to wywołane tym, że Heinrich okazał się bardzo przyjacielski, co Aldebrand oczywiście odwzajemniał.


Gdy Strażnik wszedł do namiotu i oznajmił, co miał oznajmić, Aldebrand długo nie czekał. Zaczął przywdziewać pancerz, broń i po dłuższej chwili był gotowy.
- Czy wiesz dlaczego mnie wzywają? - zapytał Heinricha
-Wybrali cię!- pisnął podniecony i zaczął klaskać w dłonie- nie mogę w to uwierzyć, że osobiście znam wybrańca!
- Wybrali? Do czego?
-Jeśli uda ci się zaskarbić łaskę Nurgla, to do wielkich rzeczy!
- W takim razie chyba nie powinni na mnie czekać, prawda?
-Idź i nie zwlekaj, to dla ciebie wielki dzień!
- Obyś miał rację... - powiedział wychodząc już z namiotu

~ Do wielkich rzeczy... Zaskarbić łaskę Nurgla... Czeka mnie pewnie jakaś próba, może właśnie to pokazywał mi głos. Wszystko zaczyna się układać. ~ myślał po drodze do chaty wodza.
 
__________________
"Inkwizycja tylko wykonuje obowiązki, jakie na nią nałożono. Strach przed nią jest zbyteczny; nienawiść do niej, to herezja." - Gabriel Angelos, Kapitan 3 Kompanii Krwawych Kruków.
wysłannik jest offline  
Stary 20-01-2013, 12:47   #18
 
SyskaXIII's Avatar
 
Reputacja: 1 SyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnieSyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnieSyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnieSyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnieSyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnieSyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnieSyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnieSyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnieSyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnieSyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnieSyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnie
Gladiator cierpliwie czekał na to co miało się zdarzyć. Wierzył, że to wszystko co przeszedł nie jest na marne, że ma to jakiś większy cel. Teraz patrzył tylko na swoją rękę, która już prawie cała zmieniła kolor. Dla niego nie była to byle zmiana koloru skóry, był to dar od bogów. Dzięki niemu czuł się wyjątkowy. Wiedział, że na zmianie koloru skóry na ręce i nodze się nie skończy. Czekał aż zdobędzie siłę, która jest mu przeznaczona od chwili gdy spotkał się z Norsmenem na arenie. Chwila wyczekiwana przez Viktora właśnie nadeszła, został wezwany przez Strażnika. Gdy tylko ujrzał sylwetkę tego, który nie ma imienia, od razu wiedział, że to właśnie jest Strażnik. Po jego słowach momentalnie się oderwał od dotychczas wykonywanej czynności. Poprawił ubranie i zbroję kolczą po czym ruszył do namiotu wodza wioski. Jednak musiał być ostrożny, nawet bardziej niż dotychczas. Wielu zgromadzonych w przystani mogło mu zazdrościć, że to właśnie jego wybrał Strażnik a nie ich. Od teraz jego marne życie gladiatora renegata miało ulec zmianie, zmianie na o wiele lepsze, a przynajmniej tak sobie to wyobrażał.
 
__________________
"Widzieliście go ? Rycerz chędożony! Herbowy! trzy lwy w tarczy! Dwa srają, a trzeci warczy!"
SyskaXIII jest offline  
Stary 20-01-2013, 14:49   #19
 
vanadu's Avatar
 
Reputacja: 1 vanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znany
Na szczęście Sokai komentować to sobie mógł...i póki co tylko tyle. W przyszłości mógł być problematyczny i to bardzo ale jeszcze nie teraz. Póki co Garat miał czas by się zabezpieczyć. Na dobry początek zyskać przyjaźń wnuka swego brata. Tropiciel z wdzięcznością przyjął podarunek w formie ładnej, rudej norskmenki i dość grzecznie podziękował. Zawsze jakiś początek hord posłusznych niewolników. Całkiem ładny początek. Zabrał ją do swego namiotu by ją sobie dokładniej obejrzeć. A Sokai niech sobie gada. I tak to granica jego możliwości.

Miał więc już namiot, miał niewolnicę która go ogrzewała i zapewniała rozrywkę. Miał brata krwi i paru wrogów. Ale co dalej? Rozmyślał właśnie nad dalszymi krokami gdy pojawił się ów Strażnik. Garat od razu podniósł głowę i zaczął mu się przyglądać. Wtem usłyszał:

- Udaj się do chaty wodza wioski i czekaj na pozostałych.

Przybysz niezwłocznie zniknął. Zostawiając Garata z masą pytań. Pierwszym które wydostało się przez jego usta było: - Gdzie mieści się ta chata wodza?

Po czym zaczął rozglądać się wokół, obserwując reakcję swych gospodarzy. Sokai wprost kipiał ze wściekłości, zaś jego wódz podszedł do Moona i powiedział z dumą coś w swoim języku, co tłumacz dość niechętnie ale posłusznie przełożył:
- Zar oczekuje z niecierpliwością, kiedy wyzwiesz go na pojedynek o przywództwo.
Garat z pełną uprzejmością podziękował mu i zaczął pośpiesznie szykować się do wymarszu.
- Chyba nie powinienem dać im czekać. Powiedzcie, którędy dojdę najszybciej? - rzucił .
-Idź w stronę wybrzeża do najdłuższej chaty z drewna - powiedział Sokai- niech bogowie ci ‘’sprzyjają’’- rzucił jeszcze na koniec przekornie.

Taaa, sprzyjają. Cóż, przekonamy się, i to dość niedługo. Garat zebrawszy się ruszył szybkim truchtem, zwyczajowym dla spieszących się zwiadowców ku wybrzeżu. Zobaczymy co się stanie. Tymczasem po drodze rozglądał się pilnie po tym wielkim obozie, starając się zobaczyć i wywnioskować co się da... jeśli ma przed sobą jeszcze jakąś przyszłość - przyda się to niezawodnie. Zobaczyć miał okazję niemal wszystkie rasy, wszystkie kolory i wszystkie rodzaje śmierci. Po około kwadransie szybkiego ruchu ujrzał stałe zabudowania wioski. Wszedł do wskazanej chaty.
 
vanadu jest offline  
Stary 21-01-2013, 01:17   #20
 
Lomors's Avatar
 
Reputacja: 1 Lomors wkrótce będzie znanyLomors wkrótce będzie znanyLomors wkrótce będzie znanyLomors wkrótce będzie znanyLomors wkrótce będzie znanyLomors wkrótce będzie znanyLomors wkrótce będzie znanyLomors wkrótce będzie znanyLomors wkrótce będzie znanyLomors wkrótce będzie znanyLomors wkrótce będzie znany
Elf jechał na karogniadej przez Przystań Bogów. Posiadał bogato-zdobione szaty z peleryną, w kolorze bieli, zieleni i złota. Wszystko to, jak i jego wierzchowiec sprawiało wrażenie dosyć przerażające, ale i w pewien sposób majestatyczne.
Samemu Lomorsowi niespecjalnie przeszkadzały szepty mutantów. W samym Imperium spotykał więcej niechęci, a tam przecież - szczególnie pod koniec jego pobytu w tym godnym pogardy kraju - musiał ukrywać swoją twarz, którą teraz dumnie wręcz obnażał, tak jakby chciał aby go podziwiano.
Dla Lomorsa nie był to jednak tylko i wyłącznie powód do dumy. Dar jaki otrzymał od Mrocznych Potęg oznaczał ostateczne zakończenie jego poprzedniego życia. Teraz miał oddać swoje ciało, duszę i wszystko co posiadał Chaosowi w imię misji, której to wizję dzień w dzień opowiadały mu głosy. Odkąd tylko opuścił Norden.
Teraz, znajdując się wśród tylu mutantów, czuł przepełniającą jego serce radość. Cóż mogło być lepszym świadectwem nadchodzących zmian, jak nie te bandy odmieńców? Żywił wobec nich pogardę, bo w większości tylko na to zasługiwali, ale również cieszył go ich widok. Byli świadectwem tego, że ludzkość zmierza ku swojemu przeznaczeniu. A on sam, własnymi dłońmi może przyczynić się do zmiany porządku świata! Czyż to nie wspaniałe?!
Elf pozostawił wyznawcę Nurgle'a z pewną ulgą. Podróż wraz z nim dostarczała mu wiecznie tylko i wyłącznie obaw o zdrowie, sprawiając że wpadał notorycznie w pewien rodzaj paranoi. Chociaż miejsce, w którym się teraz znalazł wcale nie jest lepsze.
W trakcie swojej podróży, jak i tutaj elf często był mylony ze sługami Pana Rozkoszy. Brało się to pewnie z dumy jaką nosił od ponad wieku w sercu, jak i po ubiorze, tak bardzo nieprzystosowanym do mroźnych warunków. Nic jednak podobnego. W rzeczy samej, Lomors miał w sobie zarezerwowaną dużą ilość pogardy dla jego braci i sióstr oddających się kultowi rozkoszy. Co jeszcze bardziej zabawne, gdyby ktoś go o nich zapytał, nazwałby ich grzesznikami! Nie miałoby to jednak pewnie większego w miejscu takim jak to, tak więc Lomors pozostawiał swoje myśli dla siebie samego.


Elf słysząc słowa Strażnika skinął głową, zeskoczył ze swojej klaczy i prowadząc ją za wodze ruszył za nim. Pomimo swojego pochodzenia, Lomors czuł że powinien okazywać szacunek Strażnikowi, a nie zrobiłby tego patrząc się na niego z siodła. Elf nie czuł się podekscytowany. Czy to mroźny wiatr Norski, czy też jego przeszłość wywiały z tej istoty wszelkie powierzchowne uczucia, zastępując je pustką, albo wypaczoną zazdrością, niechęcią, nienawiścią, czy - jak teraz - dumą. Dumą że po tylu dniach wędrówki, wreszcie dane jest mu realizować swoje zadanie. Gdyby było to możliwe, na twarzy elfa malowałaby się teraz właśnie duma i pewnego rodzaju uniesienie. Z wiadomych jednak powodów na twarzy Lomorsa nic podobnego uświadczyć się nie dało...
 
Lomors jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 04:19.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172