lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Warhammer (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-warhammer/)
-   -   [Sesja] Tu ne cede malis! (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-warhammer/1213-sesja-tu-ne-cede-malis.html)

Yarot 20-01-2006 22:11

[Sesja] Tu ne cede malis!
 
Przepiękny dzień wstał nad pagórkami i dolinami gdzieś w środkowym Averlandzie. Wstaliście tego ranka bez ociągania i z nadzieją patrzyliście na południowy horyzont, gdzie za jednym ze wzgórz przycupnęło Heideck. Ognisko zagasło, ale już po chwili znów buchnęło ogniem gdy potężny mężczyzna z opaską na oku dorzucił drobną szczapkę do żaru. Dzięki temu zjedliście opiekaną koninę, którą popiliście ziołowym wywarem dzięki jednej z dziewczyn w Waszych szeregach. Tak pokrzepieni zaczynacie wyprawę w stronę miasteczka, które jest niedaleko i w samo południe powinno się dać do niego dostać. Tak przynajmniej mówi Gustaw, który zapewnił wcześniej ogień. Druga z dziewcząt skinęła głową na potwierdzenie. Zwinęliście koce, kurtki i ruszyliście przed siebie.
To, że jesteście na dobrej drodze, potwierdzały liczne krowie placki oraz wiercący w nozdrzach zapach zwierząt i obory. Wkrótce stało się jasne dlaczego. Zza pagórka wyłonił się widok na dałą dolinę w której leży cel Waszej podróży. Jak okiem sięgnąć cała dolina jest pełna różnokolorowych krów i byków chodzących w mniejszych lub większych stadach. Nie sprawiało to wrażenia tłoku, ale pierwszy raz widzicie tyle zwierząt skupionych w jednym miejscu. W sercu tej doliny leży Heideck, teraz nie do odróżnienia od innych stad bydła. Gdzieniegdzie widzicie jeżdżących na koniach poganiaczy i strażników, gdzieś wóz z dobytkiem albo nawet całe ich skupisko. Przy tak ładnej pogodzie widać wszystko aż po horyzont. Widać więc starą drogę zwaną Traktem, która przecina dolinę i musi być tą starą, krasnoludzką drogą, o której tyle wszyscy mówią. Widać dymy z kominów z zabudowań miasteczka, jeżdżące wozy oraz poruszające się jaskrawsze plamki ludzi.
Tak. Tam w dolinie jest cel dotychczasowej wędrówki. Co prawda znacie się razem raptem kilka godzin, ale czujecie (poza bydłem), że razem coś można zdziałać. Stojąc tak przy przełączce na dolinkę podziwiacie te wspaniałości. Jednocześnie jest to okazja do odpoczynku przed ostatecznym wmaszerowaniem do miasteczka.

Kulek 21-01-2006 12:40

Dieter Rotkirsh
 
Dieter Rotkirsch

Na przedzie grupki idzie wysoki i krzepki jasnowłosy chłopak w chłopskim ubraniu. Kraciasty tobołek ma przywiązany do końca krótkiej włóczni opartej o ramię. Na twarzy ma uśmiech i nadzieję że droga którą idzie zaprowadzi go do lepszego życia
"Toć to ociec nie uwierzą jak powiem żem tyla rogacizny naraz widzioł!" - wyrwało mu się nagle.
Po czym wyciągnął zza pazuchy małe zielone jabłko i wgryzł się w nie ze smakiem.

Glyph 21-01-2006 13:53

Torin wędrowiec

W tyle za resztą kompanii szedł niski młodzieniec. Wzrostem równał się mniej więcej dziesięciolatkowi. Z resztą jego postura, a także twarz pogłębiały uczucie, że ma się do czynienia z dzieckiem, a nie dorosłym już mężczyzną. Jego krótkie, mocno kręcone, brązowe włosy lekko opadały na gładką niemal dziecięcą twarz. Znad kosmyków na świat patrzyła para błękitnych, mocno ruchliwych oczu. I tylko lekki wąsik burzył to wrażenie. Dlatego pewnie choć włos był rzadki, a niektórych wręcz śmieszył, Torinowi wydawało się, że czyni z niego dorosłego człowieka.
Ubrany w białą, czystą koszulę, dość elegancką, z niewielkim sterczącym kołnierzem i zdobionymi rękawami. Na wierzchu skórzana, brązowa kamizelka, niezbyt wyszukana, ale schludnie skrojona. Do tego brązowe, lekko przyduże spodnie i wygodne buty. Całość przytrzymywał jak należy czarny pasek, ze srebrną klamrą. W przyczepionej do niego sznurkiem pochwie znajdował się sztylet. Kowal, wykuwający ów sztylet nie mógł się najwyraźniej zdecydować, co chce wykonać, gdyż był o jakieś kilkanaście centymetrów dłuższy niż zazwyczaj. Tak więc na miecz za krótki na sztylet za długi, w sam raz pasował dla małego Torina, toteż chłopak często przypinał go u swego boku. Wyglądało to śmiesznie, gdyż często w pośpiechu przypinał go raz do jednego boku, raz do drugiego. Tłumaczył się wtedy, że może nim władać zarówno lewą jak i prawą ręką. W praktyce natomiast oznaczało, że równie szybko ów "miecz" wytrąca mu się niezależnie od ręki. Do całości dołączona była przepasana przez ramię szaroniebieska sakwa, w której znajdował się cały dobytek podróżnika. Ubiór ten jakże różnił się od noszonej codziennie szarej koszuli i spodni, ale ponieważ zbliżali się do nowego miasta Torina zdecydował się wyglądać jak najlepiej.
Chłopak szedł powoli, spokojnie, co jakiś czas podbiegając, żeby nie stracić kontaktu z resztą nowych przyjaciół. Jego błękitne oczy dalej pokryte mgiełką, sprawiały wrażenie, że szedł i dalej spał jednocześnie. Potęgowało to ciągłe ziewanie, które Torin starał się niezdarnie ukryć zasłaniając usta ręką. Nie był przyzwyczajony do rannego wstawania, a może raczej często tak wstawał, ale nigdy się nie przyzwyczaił. Zapach dochodzącego zewsząd smrodu bydła nieco go jednak otrzeźwił. Gdy doszli do doliny chłopak z nieukrywanym zachwytem przyglądał się wzgórzom w oddali i maleńkim budynkom.

kemuri 21-01-2006 16:20

Gerda
Gdzieś pośrodku grupy, w pobliżu Gustawa szła młoda dziewczyna. Długi, jasny warkocz, starannie zapleciony kołysał się delikatnie w rytm jej kroków. Podobnie jak dość duża ilość oryginalnie zaplecionych sznurków, które miała przyczepione do ubrania. I chociaż jej zielone oczy nie odzyskały jeszcze zwykłego blasku, a dziewczyna nie obudziła się jeszcze na dobre,jej ręce wciąż plotły kolejne węzełki.
Co jakiś czas rozglądała się wokół. Przyglądała się z wciąż nie gasnącą, życzliwą ciekawością swoim nowym towarzyszom. Szczególnie gdy zerkała na Torina, na jej twarzy pojawiał się ciepły uśmiech.
Mimo krótkiej znajomości czuła się bezpiecznie w tej grupie. Zapatrzona w towarzyszy podróży dopiero po dłuższej chwili zwróciła uwagę na niecodzienny widok jaki rozciągał sie przed nią.

Darken 21-01-2006 17:34

Początek
 
Gustav

Czas jak zwykle nie miał znaczenia, bo mógł wstać nawet i przed świtem. Bo i niekład się w ogóle.
Był postawnym mężczyzną, z rodzaju tych którzy bronią swojego domostwa i nie umierają przy okazji. Mocna porządną koszula była jego jedynym górnym odzieniem. To jednak nie zwracało takiej uwagi jak jego twarz z opaską na prawym oku.
Nie wiadomo było nigdy czy wypatrywał czegoś na horyzoncie, czy tylko patrzył się w dal. Brak zarostu był nieco dziwny jeśli dodamy do tego łysą głowę.
O dziwo blizna która jest podkreśleniem jego życia, raczej dodaje mu powagi i doświadczenia.
Koszula, która wygląda na niedawno krochamloną i cerowaną, przyciśnięta jest do ciała szerokim pasem który podtrzymuje sakwę. Obok niej na poskręcanych w jeden sznur rzemianiach wisi jego całe życie.
Symbol tego czym był, jest i być może będzie jeżeli Bogowie pozwolą.
Znak tego że jest drwalem.
Topór wyglada na większy od normalnych siekier, i tak prawdopodbnie jest, w koncu nasz Drwal jest duzym chłopem.
Nie wygląda na człowieka który się uśmiecha, ale nadal szukacie tego nikłego uśmiechu którym powitał was rano gdy pobudziliście się wszyscy.

Teraz pewnie stąpa po bruku dawnego krasnoludzkiego traktu z zamieszlych czasów. Krok po kroku, Gustav zbliża się do swojego celu.
Jednak obserwuje innych, podpatruje ich zachowanie, ich reakcje.
Mały chłopiec jest dla niego zagadką, którą wyraził wtedy w nocy. Za to dziewczyna...
Widać było że jest zainteresowany żywo [jak na niego] obydwiema dzieczynami. Te zainteresowanie sprowadzało się jedynie do dwóch, trzech spojrzeń na ich twarze.

Nie znacznie rozmowy, jeszcze nie teraz, o nie.
[user=375]
Gdy grupa doszła do drzewa pod którym było nieco mniej speciałów od rogacizny, a rozłorzyste gałęzie dawały sporo cienia, zatrzymał sie i powiódł wzrokiem po wszystkich w grupie
i powiedział
-Możemy iść, możemy odpocząć-Zaczął-Mnie to ni ziębi ni parzy, i tak dzisiaj dojdziemy do miasta.
[/user]

Glyph 22-01-2006 14:04

Torin

Dzień zapowiadał się wspaniale. Rozbudzony w pełni Torin , rozglądał się na wszystkie strony. Oglądał rozciągający się przed nim wspaniały widok, niezmierzoną przestrzeń, a w niej setki ludzi, zwierząt, skupionych w jednym miejscu, przemieszczających się do swego celu. Wysunął się naprzód, stanął na jakimś płaskim kamieniu na poboczu i z ręką przy czole wpatrywał się w dal, udając podróżnika, czy może marynarza wyglądającego suchego lądu. Raz po raz jego uwagę przykuwały wozy powoli mknące po wielkiej kamienistej drodze, których zawartość z lubością komentował. Pośród swych zachwytów Torin odwracał głowę i zerkał od czasu do czasu na swych nowych przyjaciół. Częściej na dziewczęta, bo spoglądanie w górę na twarze Dietera i Gustava, nie było wygodną pozycją. Dlatego najczęściej skupiał wzrok na Gerdzie, odwzajemniając jej uśmiechy. Być może dlatego, że znal ją odrobinkę dłużej niż resztę, a i okoliczności spotkania były...wyjątkowe.

-Tak, zawsze się zastanawiałem, skąd bierze się tyle mięsa na Altdorfskich stołach.-chłopak w końcu odwrócił się tyłem do doliny, a przodem do towarzyszy. Jak pewnie każdemu kto przechodził w tych stronach rzuciła mu się w oczy ogromna ilość rogacizny. Mimo, że się odwrócił zwierzęta dawały o sobie znać ryczeniem, a także drażniąc jego dość wyrafinowany zmysł węchu. -Ehh, że też Rhya pozwala swym dzieciom tak cuchnąć! -Westchnął, lecz ta uwaga nie zaprzątała mu długo głowy. Nie zwracając większej uwagi na przyjaciół prawił dalej. -To Heideck, ciekawe miasteczko. Uwielbiam takie małe miasteczka, ciche i spokojne-jego twarz nabrała wyrazu zdziwienia, po czym ręka powędrowała do podbródka, a całość miała jak gdyby obrazować krótkie myślenie.-Właściwie to dlatego nie lubię takich spokojnych i nudnych miasteczek...ale to może będzie inne.-jego oczy zapłonęły blaskiem-Tak! może tą okolice nawiedza smok, albo inna poczwara!
Mimo oczywistej śmieszności tej tezy. Wszak w okolicy nie było żadnych większych gór, w jaskiniach których mogłaby się owa bestia schować. Z resztą czy byłoby tu teraz tylu ludzi? Chłopaka to jednak nie zrażało.
Zeskoczył z kamienia i podbiegł kawałek do przodu, wyciągając przy tym swój "miecz".
-Nie bójcie się szlachetne Panie, Torin Waleczny nie pozwoli was skrzywdzić!-krzyknął wyciągając w górę sztylet.-Giń poczwaro!
Dłoń chłopaka zaczęła chodzić na wszystkie strony, a wraz z nią mieczyk, bezlitośnie tnący powietrze i kępy traw, jak smoka, a w rzeczywistości na tyle tępy, że nie byłoby mowy o przecięciu czyjejkolwiek skóry w ten sposób. Również styl szermierza pozostawiał wiele do życzenia. Cięcia raz z prawej raz z lewej, efektowne w zamierzeniu pchnięcia.
-Ha bestio! na nic zda się twój ogon!-zakrzyknął starając się utrzymać równowagę i nie potknąć o leżący za nim kamyk.
Toczył tak chile bitwę z powietrzem uśmiechając się i zerkając od czasu do czasu na innych, ciekawym ich reakcji. Wreszcie zadał mocne, jakby ostatnie pchnięcie.
-Zwycięstwo!-Torin z miną prawdziwego zabójcy smoków podszedł do swych przyjaciół. Przystanął przy Gerdzie, pokłonił się, jednocześnie klękając na kolano i opierając ręce na wbitym przed nim niby mieczyku.
-Jesteś bezpieczna Pani. Twe serce nie musi się już trwożyć.-powiedział starając się zachować poważny podniosły ton, choć dalej uśmiechając się do wszystkich wokół.
Trwał w takiej pozycji chwilę obserwując reakcję innych.

Kulek 22-01-2006 14:58

Dieter Rotkirsch

Do Dietera dotarły odgłosy ożywionego monologu za plecami, toteż zatrzymał się i obrócił z ciekawości. Gdy Torin, Zabójca Smoków dotarł do końca przedstawienia zaczął bić brawo.
- Jak byłem chłopcem jeszcze to w Jetrung był jarmark i tam komedianty tyż jasełka przedstawiali i gładko mówili. Ale jak się skradliśmy do ich namiotu, miecze obejrzeć co nimi machali, to one z drewna były, jeno barwą jakowąś pociągnięte dla kłamu. Szczura może nimi ubić by zdało, ale na smoka to oręż musi ostry być a potężny". - Szeroki uśmiech. - "Ale w piątkę to byśmy pewno i smoka ubili"

kemuri 22-01-2006 16:01

Gerda

Czekając aż Dieter skończy mówić zerkała z uśmiechem na Torina. Gdy Dieter zamilkł, wyciągnęła dłoń w stronę Torina jakby chciała zmierzwić mu włosy, powstrzymała się jednak w ostatniej chwili. Przybrała poważny wyraz twarzy (choć oczy się śmiały) i rzekła: Dziękuję Ci szlachetny Panie. W twym towarzystwie czuję się bezpiecznie, wszak udowodniłeś już, że potrafisz uratować damę z opresji. Po czym z wdziękiem dygnęła. Nastepnie schyliła się do niego i szepnęła mu coś na ucho.

[user=743, 1153] Torinie może byś dla nas coś zagrał?[/user]

Glyph 22-01-2006 21:31

Torin
Słysząc oklaski, Torin kątem oka starał się dostrzec, na kim wywarł takie wrażenie. Rad był słysząc głos Dietera, gdyż pomimo tak krótkiego czasu, zdołał polubić poczciwego kompana. Trwał jednak w swej pozie jak przystało na prawdziwego rycerza. Wreszcie usłyszał upragniony głos.
-Dziękuję Ci za twe słowa pani-powiedział, wstając powoli, a jednocześnie kłaniając się.
Rozglądał się po przyjaciołach.
-Nie wątpię, że razem osiągniemy wielkich rzeczy Dieterze. Czuję to!-ozwał się w końcu.-Nasze spotkanie to dla mnie prawdziwe szczęście. Wypowiedziawszy ostatnie słowo zamyślił się.
"Szczęście ciekawe słowo Torinie" Oprzytomniał nieco przypomniawszy sobie cichą prośbę.
-Twe życzenie jest rozkazem.-powiedział pogodnym głosem, uśmiechając się do dziewczyny o setce warkoczy.
Zrzucił zza pleców swój niegdyś błękitno-niebieski, teraz więcej brązowo-brudno-szary worek. Grzebał w nim chwilę przemierzając pozawymiarowy wielki magazyn z setkami przedmiotów, a może to tylko wina bałaganu panującego wewnątrz? W końcu jest! Znalazł to czego szukał. Malutki instrument z drewna niewiadomego pochodzenia. Torin słabo znał sie na roślinach, nigdy tez specjalnie nie próbował dociekać. Liczył się, że dźwięk wydobywający się z piszczałek, związanych rzemieniem był czysty i do tego znośny dla ucha. Piszczałek w owym instrumencie było 7, prawie tyle ile nut w gamie. Szczęściem najwyższy dźwięk można było otrzymywać dmuchając odpowiednio w pozostałe otwory, tak że całość sprawiała pozytywne wrażenie.
Chłopak spoglądał na fletnię z wyraźnym sentymentem, zupełnie jakby kogoś mu przypominała. Sięgnął pamięcią beztroskich czasów, gdy siedział na kolanach ojca, a ten wygrywał na niej przepiękne melodie. Melodie tak piękne, że kiedyś potajemnie pożyczył ją, a potem coś się zdarzyło i fletnia została w jego rękach do dziś przypominając mu o rodzicach.
Chłopak z wahaniem wybierał utwór. Muzyka była dla niego ukojeniem. Często w samotności tworzył własne melodie, radosne, czasem smutne, ale zawsze niepowtarzalne i wyjątkowe. Chciał zagrać coś co kilka godzin temu zaplątało mu się w głowie, piękną melodię powstałą z ich spotkania. Przymierzył się, ale nie potrafił. Coś wewnątrz go blokowało. Zamiast niej w powietrze uniosły się dźwięki starej jak świat i dobrze znanej większości ballady o rycerzu z Estalii. I tak poszła najpierw jedna, potem druga ballada. Swym graniem Torin starał się zachęcić resztę do dobrej zabawy, coraz patrząc na dziewczęta i kompanów wymownym wzrokiem.

kemuri 22-01-2006 22:50

Gerda
Dziewczyna przymknęła oczy, na jej szczupłej twarzy pojawił się wyraz rozmarzenia. Zupełnie tego nieświadoma zaczęła się kołysać. Już po tym delikatnym kołysaniu widać było, że dziewczyna umie i lubi tańczyć. "Graj Torinie, graj" pomyślała. Gdy po dłuższej chwili otworzyła oczy, przez moment nie mogła sobie przypomnieć gdzie jest i co tu robi. Speszyła się i uważnie przyjrzała towarzyszom, niepewna ich reakcji.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 10:40.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172