Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 09-10-2012, 09:42   #1
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
[WFRP 2.ed] “Sylvania - Ziemia Przeklętych” +18

Hoetmar mała miejscowość pod Liecheberg, znajdowała się na południowym zachodzie Sylvanii. Wioska otoczona drewnianą palisadą, mającą gwarantować pozorne bezpieczeństwo wieśniakom i przyjezdnym. Główną atrakcją w tej mieścinie była gospoda „Czarny Pan”. Jej właścicielem był Horatio Mertz. Przed wjazdem do miasta zatrzymywali się tutaj prawie wszyscy „obcy”: najemnicy szukający zysku, łowcy wampirów marzący o sławie, kupcy czy zwykli podróżnicy, których zakręty życiowe zmusiły do zawitania do tej mrocznej krainy.
„Czarny Pan” to spora karczma, wielkością dorównująca trzem budynkom. Wschodnie i zachodnie skrzydło przerobione zostały na pokoje gościnne, gdzie można było odpocząć po długiej i ciężkiej wędrówce, a centralna izba, największa, mogła pomieścić ponad setkę ludzi.
Dzień zbliżał się ku końcowi, stary Horatio powoli ścierał kurz z największego stołu w swojej karczmie. Nie spieszył się, bowiem wiedział, że ma jeszcze ponad godzinę nim zmęczeni pracą chłopi zaczną ściągać, jak co wieczór, do jego przybytku. Splunął na blat, żeby zetrzeć zaschnięte resztki czegoś, co wyglądało na sos, podrapał się po rzyci i westchnął przeciągle. Obok niego krzątała się młoda dziewczyna o jasnych włosach. Oboje domyślali się, że jak każdego dnia, przy ostatnich promieniach słońca karczma zacznie się wypełniać gośćmi. Spędzenie wieczoru w tawernie służyło nie tylko rozrywce, lecz także stanowiło możliwość, by zasięgnąć wieści o szerokim świecie, i najważniejsze – dawało schronienie przed nocą.
Za oknem już poszarzało, z nieba począł padać rzęsisty deszcz.
Ludzie tłumnie schodzili się do „Czarnego Pana” w celu wypicia czegoś mocniejszego lub znalezienia noclegu przed dalszą podróż. Drzwi karczmy, na których od zewnątrz wyrzeźbiono gołębicę niosącą młot, co jakiś czas poruszały się, za sprawą wiejącego mocno wiatru, i uderzały we framugę. Goście jednak nie zwracali uwagi na taki szczegół, czuli się tutaj bezpiecznie. Karczma zapełniała się powoli gośćmi, którzy zajmowali wolne stoliki, ławy oraz miejsca przy ladzie barowej. Karczmarz i jego pomocnice uwijały się jak w ukropie, by zdążyć na czas podać ciepły posiłek czy też zimny kufel piwa. Ludzie spokojnie gaworzyli, niziołki grały w karty ogrywając miejscowych, nowi przybysze szukali wolnych miejsc, drwale zamawiali kolejne kufle piwa ; jednym słowem w karczmie panował pozorny spokój nad którym czuwało dwóch rosłych ochroniarzy.

Jeden z nich wysoki prawie na dwa metry, z krótko przystrzyżonymi czarnymi włosach ubrany w skórznie a na dłoniach ćwiekowane skórzane rękawiczki. Drugi z ochroniarzy, wyglądał jakby przed chwilą wyszedł z miejskiego więzienia. Twarz cała pokryta bliznami oraz nos, który niejednokrotnie miał zderzenie z czymś ciężkim i metalowym, sprawiała wrażenie iż, lepiej mu nie podpaść. Był o dwie głowy niższy od kompana lecz równie szeroki w barach, a całe ręce miał pokryte dziwnymi tatuażami. Przy pasie miał tylko drewnianą pałkę najeżoną stalowymi kolcami. Ochroniarze stali na uboczu i obserwowali pilnując porządku. Co jakiś czas barman przynosił im dzban z wodą lub sokiem.

Nagle drzwi karczmy otworzyły się szeroko i weszła do niej bardzo dostojnie ubrana kobieta w towarzystwie kilku mężczyzn. Czworo z nich wyglądało na służących, jeden na skrybę, a ostatni to jakiś ochroniarz albo wojownik.
Sama kobieta była dość wysoka, mierzyła ponad metr siedemdziesiąt. Miała na sobie długą czerwoną suknię, ozdabianą złotymi nićmi, na którą narzucone było białe futro. Czarne włosy miała spięte były w kok. Sama jej postawa, sposób w jaki mówiła świadczyły iż jest ona szlachcianką o wysokiej pozycji.
Mężczyzna jej towarzyszący miał prawie dwa metry wzrostu. Twarz pokryta bliznami oraz gęstym zarostem wskazywała jednoznacznie, że ów człek zaprawiony jest w boju. Na plecach miał przewieszony długi miecz a przy pasie zaś krótszy, posiadał także pistolet. W prawej dłoni trzymał kuszę. Wojownik spokojnie rozejrzał się po karczmie i po chwili udał się za kobietą, nie spuszczając jej choćby na chwilę z oka. Ta krótko i na temat coś tłumaczyła karczmarzowi, który tylko pokornie kiwał głową i dał znak niskiej, pulchnej blondynce by zaprowadziła kobietę i towarzyszą jej służbę do wschodniego skrzydła
***
Gdy kobieta już znikła z pola widzenia, wrzawa, śpiewy znów rozgorzały na dobre w karczmie. Co jakiś czas drzwi karczmy uchylały się delikatnie uderzając we framugę. Słychać było, że na dworze pada coraz gęstszy deszcz uniemożliwiający dalszą podróż. Tym bardziej, iż zapadła noc. Księżyc prawdopodobnie będzie w pełni, lecz przy tej pogodzie może być słabo widzialny.
Nie minęło pół godziny a do karczmy zawitali kolejni podróżni. Trzech mężczyzn, w długich płaszczach i kapeluszami na głowie. Cali przemoknięci od razu po wejściu zdjęli płaszcze, odsłaniając fioletowe koszule, oraz rapiery schowane w pochwie przy pasach. Nie spojrzeli jednak nawet na gości tylko wprost udali się do karczmarza, któremu dali coś do ręki a następnie udali się do zachodniego skrzydła. Najwidoczniej chcieli zażyć ciepłej kąpieli i odpocząć po podróży.
Tuż po nich przybywa kolejny gość. To niziołek który po krótkiej rozmowie z karczmarzem bierze od niego klucz lecz kroki swe kieruje ku swoim pobratymcom by rozpocząć z nimi grę w karty. Nim jednak ten usiadł na dobre, do karczmy wchodzi kolejna osoba.
Kobieta. Na pierwszy rzut oka wygląda na dwadzieścia siedem lat. Ubrana w skórzane spodnie, białą koszulę na którą zarzuconą ma skórzaną kamizelkę. Przy jednym boku nosi rapier, zaś przy drugim długi sztylet. Długie blond włosy swobodnie opadają jej na ramiona. Porusza się ona z wielką gracją, a w dłoni trzyma brązowy kapelusz z rondem. Najwidoczniej ona również zamierza się tutaj zatrzymać na dłużej.
***
Na dworze rozszalała się wichura, drzwi co chwilę uderzają we framugę a krople deszczu wściekle stukają w okna. Mimo iż w karczmie rozpalono kominek, to czuć jak zimny wiatr przedostaje się przez szpary. Przez okna po których spływa woda, widać uderzające o siebie gałęzie drzew, a co jakiś czas się blyska. Z pobliskiego lasu dobiega dziki skowyt jakiejś hordy zwierząt, najpewniej wilków. Można zauważyć, że miejscowi co jakiś czas nerwowo zerkają na drzwi frontowe, jakby sam demon miał zaraz przez nie wejść. Ziemia zamienia się w wielką chlapę i breję. Pomimo, iż nie ma nawet dziewiątej, ludzie pozamykali szczelnie domostwa i tylko w niektórych domach pali się światło.
W samej karczmie zapalono świece i lampy, które oświetlały jej wnętrze. Karczmarz coraz bardziej ponaglał swoje pracownice, by zaprzestały niewinnych flirtów, a wzięły się ostro do roboty.
***
Wy przybyliście tuż po miejscowych, którzy to zaczęli zajmować najlepsze miejsca. Wam się trafiła ława na rogu sali, ale mogliście bez trudu dostrzec wszystkich wchodzących. Zamówiliście posiłek, napitek, który kelnerki z ochotą wam przyniosły, licząc na napiwek. Siedzicie przy jednym stole pogrążeni w myślach, zajęci własnymi sprawami.

Nugan
Znasz te okolice dość dobrze, gdyż spędziłeś tutaj ostatni miesiąc. Dostarczałeś różne przesyłki dla różnych ludzi, nigdy nie pytając nikogo co, na co. Ważne że płacili a ty wywiązywałeś się ze swoich zadań. Lotnik siedział koło Ciebie merdając wesoło ogonem, a ty rzucałeś mu na podłogę kawałki mięsa. Asta miała przyjść wieczorem, podziękować Ci za uratowanie jej życia i miała dla Ciebie jeszcze jedną niespodziankę.

Leopold
Podróżowałeś z miejsca na miejsce aż w końcu nogi przyprowadziły Cię tutaj. Posępna twarz sprawiała że wyglądałeś jak chodzący trup. A w dodatku to Twoje milczenie. Widać było jak ból odbija się na Twoim obliczu, a Ty skrywasz jakąś straszną tajemnicę. Siedziałeś więc teraz w karczmie wracając myślami do tamtych strasznych wydarzeń. Co jakiś czas zerkasz na kelnerki, które nie wiedzieć czemu, obskakują siedzącego przy tym samym stole elfa a Ty dla nich jesteś jakby niewidzialny.

Detlef
Zasiadłeś przy stole i spożywałeś swój posiłek oczekując na niejakiego Markusa. Miał mieć interesującą robotę dla Ciebie. Ponoć w okolicy grasowała bestia, która porywała, zabijała i zjadała małe dzieci. Nagroda była całkiem przyzwoitą sumką, a Markus miał wprowadzić Cię w szczegóły. W końcu żyć za coś trzeba, a z Twojego dość długiego doświadczenia wiedziałeś, że większość takich opowieści to bajki. Mogła to być łatwa kasa. Na samą myśl uśmiechnąłeś się w duchu.
Jedyne co może psuć humor to wysoki, odziany w koszulkę kolczą elf. Elf z dwurakiem. Na Bogów Przodków tego jeszcze Twe doświadczone oczy nie widziały.

Unuriel
Mierzący niespełna dwa metry elf może nie robił takiego wrażenia jak dwa nagie tańczące gobliny, natomiast ciężko było Ci pozostać niezauważonym. Zatrzymałeś się w karczmie by odpocząć, zjeść i napić się a potem ruszyć dalej. Do lasu. Tam ślady twojej „ofiary” prowadziły. Dwuręczny miecz , który miałeś przy sobie sprawiał że gdy tylko przekroczyłeś próg wszystkie oczy, nie wiedzieć czemu, zwróciły się ku Tobie. Osobiście nie przejmowałeś się tym, a już najmniej kelnerkami, które na widok elfa zaczęły skakać koło Ciebie i usługiwać. Robiły to dość natrętnie, choć musisz przyznać że nawet w najlepszym zamtuzie nikt tak by Ci nie „usługiwał”.
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)

Ostatnio edytowane przez valtharys : 09-10-2012 o 11:16.
valtharys jest offline  
Stary 09-10-2012, 15:31   #2
AJT
 
AJT's Avatar
 
Reputacja: 1 AJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputację
Nugan siedział przy ławie czekając na piękną Astę. Taka kobitka, a zainteresowała się nim. Szczęście chciało, że zjawił się tamtego dnia w tamtym miejscu… wielkie szczęście. Ciekawe co za niespodziankę dla niego miała… Może dziś będzie coś działał z nią… Siedział przy ławie i nie odzywał się wiele. Jedyne co robił, to picie miejscowych szczyny, do których zdążył się już przyzwyczaić. Oraz zaspokajanie apetytu. Wiele znajomych nie miał, nie potrzebował w obecnym fachu. Może więcej miał w poprzednim. Ale w sumie tylko po to by przyjąć przesyłkę, a później odebrać zapłatę za nią. Nic więcej.

Krasnolud posiadał przypięty do pasa topór, a także opartą o nogę stołu, kuszę. Po częstokroć podróżując samemu, bezpieczniej było przedziurawić przeciwnika na dystans, niż wdawać się w bezpośrednie starcie. Cel uświęca środki… jak to mawiają. Przesyłka była najważniejsza. Na jego szyi zawieszona była zajęcza łapka. Ot taki talizman szczęścia, innego poza toporem nie potrzebował.


Na niego nieustannie spoglądał Lotnik, zwany też przez niektórych Wąmpierzem.



Fajna psina, może nie bardzo dzielna, ale fajna. Prawdziwy przyjaciel Nugana. Krasnolud raz po raz rzucał mu, co ciekawsze kawałki Mięsnego Jeża, tutejszej specjalności, którą przed chwilą otrzymał.



Chwytał je trzema pacami lewej ręki, pozostałe stracił onegdaj w boju.

- Karczarz! Dwa razy te szczyny! Dla mnie i dla mego znajomka!! – krzyknął na całą karczmę. - Ino prędko, bo w mordzie zasycha mej – dodał po chwili, po czym uśmiechnął się do Lotnika. - Idzie browarek…

Po chwili, nucąc pewną piosenkę, która spasowała mu idealnie do posiłku, powrócił do Jeża.
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=CmHrswckORY[/MEDIA]
 

Ostatnio edytowane przez AJT : 09-10-2012 o 16:16.
AJT jest offline  
Stary 10-10-2012, 13:01   #3
 
Gob1in's Avatar
 
Reputacja: 1 Gob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputację

Przy jednym ze stołów, skądinąd w rogu sali biesiadnej, siedziała zbieranina różnych indywiduów. Widać to było z daleka, bowiem nieczęsto zdarzało się spotkać elfa w niedużym miasteczku na prowincji. W dodatku szamającego pośród miejscowych na wspólnej sali. A nade wszystko - w towarzystwie dwóch krasnoludów łypiących nieprzychylnym okiem na szkaradę. Elfa, znaczy się.
Jeden siedział i karmił psa. Drugi, o powabnym imieniu Detlef, przypatrywał się temu z dezaprobatą.
"Szkoda mięcha na tego szczekacza..." - myślał sobie nieśpiesznie, wciągając kaszę ze skwarkami z jednej miski i przegryzając udkiem pieczonego kapłona, czy innego ptaszydła z drugiej.
"Z drugiej strony lepszy szczekacz, niż drzewołaz..." - kolejny raz łypnął ponuro na dzikusa z lasu. Korożerca niechybnie zaiwanił komuś to żelastwo, które tachał ze sobą.
"Paskuda jedna" - zakończył przyglądanie się dziwolągowi.

Mimo wyglądu zatwardziałego w boju brodacza, Detlef był raczej spokojnej natury. Przynajmniej do czasu, kiedy ktoś zbytnio mu się naprzykrzał. Chwilowo miłośnik drzew nie podpadał pod tę kategorię, dlatego brodacz cierpliwie tolerował dziwadło przy jednym stole. Nie obyło się, co prawda, bez paru znaczących chrząknięć i marszczenia brwi, jednak drzewołaz chyba nie łapał aluzji. Dla Detlefa było to potwierdzeniem ogólnej słabości umysłowej przedstawicieli tej porąbanej rasy, a przy okazji cieszył się z tego, że obecność nieproszonego chudzielca nie była przyczyną zakrztuszenia się posiłkiem. To, że ze swojej strony gorąco życzył tamtemu właśniej takiej przypadłości, można było zaliczyć do wrodzonej u szlachetnej rasy mieszkańców górskich twierdz para-miłości okazywanej drzewolubom przy każdej okazji.

Miał toporną, jakby z grubsza tylko ciosaną twarz, mięsiste wargi, przypominający bulwę ziemniaka nos, krzaczaste brwi nad głęboko i chyba też nieco zbyt blisko osadzonymi piwnymi oczami. Jego wygląd był niechlujny - poza skołtunioną brodą i wąsami zakrywającymi sporą część wcale nie pięknego oblicza, miał przetłuszczone, nierówno przystrzyżone jasnobrązowe włosy, a jego oddech śmierdział czosnkiem, kiełbasą i piwem, co tworzyło mieszankę, od której rozmówcy kręciło się w nosie. Całości wyglądu dopełniały brak większej części prawego ucha i ostatniej kości palca serdecznego lewej dłoni - odgryzionych kiedyś przez wielgachnego szczura, kiedy ciężko ranny Detlef leżał na stosie trupów zalegających pobojowisko po jednej z potyczek z goblinami, na przemian odzyskując i tracąc przytomność. Wtedy też przekonał się, że nawet szczury wolą gryźć szlachetne, krasnoludzkie mięso, niż padlinę goblina. Albo parszywe gryzonie były z zielonoskórymi w zmowie, czego też nie wykluczał.

Jego twarz zwykle wyrażała znudzenie, jednak elegancko ubrana kobieta, która w asyscie służby pojawiła się w gospodzie wywołała umiarkowane zainteresowanie brodacza, co uwidoczniło się podniesieniem lewej brwi i łypnięciem przekrwionego oka.
"Ale dziunia" - podsumował beznamiętnie, raczej stwierdzając fakt, niż ekscytując urodą kobiety. Podobnego zdania musiała być większa część sali, bowiem atmosfera niemal natychmiast zrobiła się gęstsza, a lepkie spojrzenia miejscowych kleiły się do eleganckiej białogłowy. Brudne myśli miejscowych pijusów rozpraszały się błyskawicznie pod lodowatym spojrzeniem ochroniarza nie odstępującego pracodawczyni na krok.
Innych przyjezdnych Detlef ledwo zaszczycił swoją uwagą - wolał topić swój wzrok w złocistej zawartości pieniącego się w kuflu napoju, którego goryczka co chwilę błogo drażniła gardło brodacza. Nie umywał się do choćby i średniej ligi krasnoludzkich trunków, ale dawał radę. Jak na ludziowe siki, ma się rozumieć.

Skończył kaszę, przegryzał resztką skrzydła i nawet się zbytnio nie upaprał. Może ktoś uważny znalazłby jakiś drobiowy kąsek, czy skwareczkę w zakamarkach skołtunionej brody, ale i tak, przynajmniej w swoim mniemaniu, zjadł niczym wytworny panicz. Ponownie pociągnął solidnie z wyszczerbionego glinianego kufla, którego ktoś starał się ozdobić wizerunkiem jelenia, czy innego rogacza. Nieudolnie zresztą.
"Partacz" - podsumował rzemieślnika, który przygotował formę do wypalania gliny, po czym beknął donośnie. W kuflu pokazało się dno. Sapnął niezadowolony i gromko zamówił jeszcze.
- Piwa! Piwa, bo umrę z pragnienia! - poganiał usługujące dziewki. - Najlepiej cały dzbanek - dodał nieco tylko ciszej, za to z wyrazem zadowolenia na swej ślicznej facjacie. Po chwili napełniał kolejny tego wieczora kufel.
- Gdzie ten Markus, cholera by go... - przypomniał sobie, po co właściwie tutaj przyszedł. Miał na tym nieźle zarobić, więc postanowił być wyrozumiały nawet dla ludzia nieszanującego czasu przyzwoitego krasnoluda.
 
__________________
I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee...
Gob1in jest offline  
Stary 10-10-2012, 20:31   #4
 
Barthirin's Avatar
 
Reputacja: 1 Barthirin jest na bardzo dobrej drodzeBarthirin jest na bardzo dobrej drodzeBarthirin jest na bardzo dobrej drodzeBarthirin jest na bardzo dobrej drodzeBarthirin jest na bardzo dobrej drodzeBarthirin jest na bardzo dobrej drodzeBarthirin jest na bardzo dobrej drodzeBarthirin jest na bardzo dobrej drodzeBarthirin jest na bardzo dobrej drodzeBarthirin jest na bardzo dobrej drodzeBarthirin jest na bardzo dobrej drodze
Unuriel rozsiadł się wygodnie na krześle przeczesując długie, srebrne włosy, które, tuż obok fioletowych oczu, były cechą charakterystyczną każdego członka rodu Y'Aevin. Odróżniały go, podobnie jak nietypowy strój i broń, od pozostałych elfów, które zasiedlały lasy Imperium. Jego ród od zarania dziejów starał się utrzymać czystość rodowodu, oraz kultywować tradycje i zwyczaje wysokich elfów z Ulthuanu. A wysoki i przystojny Unuriel był podręcznikowym przedstawicielem starszej rasy.

Wzdrygnął się lekko, gdy jedna z kelnerek dotknęła jego ramienia. Wojownik spojrzał na nią pogardliwie i zimnym tonem nakazał przynieść sobie jakąś ciepłą zupę gulaszową i kufel piwa. Chciał zjeść coś ciepłego, a misja, którą miał zamiar kontynuować wymagała szybkości działania, dlatego odmówił sobie ciężkostrawnego mięsiwa i wysokoprocentowego wina. Szybki posiłek i szukać tropów. Dziki Gon - jedyny zwyczaj leśnych elfów, jaki był w stanie zaakceptować. Był zmuszony go zaakceptować.

Oczekując na posiłek rozejrzał się wokoło. Przy jego stole siedziało trzech jegomościów. Zmełł w ustach przekleństwo. Dwóch z nich było krasnoludami. Brudnymi, śmierdzącymi i wiecznie zrzędzącymi krasnoludami. Unurielowi momentalnie odechciało się jeść. Mało tego, czuł, że dawno już strawiony posiłek pragnie podejść mu do gardła. Spojrzał na khazadów najbardziej pogardliwym spojrzeniem, jakie miał w arsenale i wyprostował się unosząc brew w wyrazie obrzydzenia.

W końcu przyniesiono jego zupę. Elf zerknął na nią, a potem na bliżej siedzącego krasnoluda. Ręka swędziała go, by wylać zawartość miski na brodacza. Ta myśl rozbawiła go i na jego twarzy wykwitł grymas naśladujący uśmiech. Zrezygnował jednak z pomysłu, toteż pochylił sie nad posiłkiem i w elegancki sposób, jakiego próżno szukać w takich karczmach, opróżnił naczynie i popił najpaskudniejszym piwem, jakie w życiu próbował.

Wysunął nogi przed siebie i przeciągnął się. Miał zamiar przeczekać ulewę. Deszcz mógł zatrzeć ślady jego zwierzyny, ale perspektywa nabawienia się zapalenia płuc również nie przedstawiała się najlepiej.
 
__________________
Ash nazg durbatuluk,
Ash nazg gimbatul,
Ash nazg thrakatuluk,
Agh burzum-ishi krimpatul!
Barthirin jest offline  
Stary 11-10-2012, 21:28   #5
 
Luffy's Avatar
 
Reputacja: 1 Luffy jest jak klejnot wśród skałLuffy jest jak klejnot wśród skałLuffy jest jak klejnot wśród skałLuffy jest jak klejnot wśród skałLuffy jest jak klejnot wśród skałLuffy jest jak klejnot wśród skałLuffy jest jak klejnot wśród skałLuffy jest jak klejnot wśród skałLuffy jest jak klejnot wśród skałLuffy jest jak klejnot wśród skałLuffy jest jak klejnot wśród skał
Leopold spędził w karczmie cały dzień, od kiedy tylko zawitał do wioski. Poprzedniego dnia zarobił dość grosza dołączając do jakiegoś marnego kupca bez ochrony i dziś mógł odpocząć. Pod wieczór karczma zaczęła się zapełniać a on skulił się w kącie sali. Nie chciał kłopotów. Dosiadła się do niego trójka nieznajomych, zajętych swoimi sprawami. Dwaj khazadzi i elf, co wyraźnie obu grupom było nie w smak.

Nie mógł nie zauważyć szlachcianki ani innych nietypowych gości. Kobieta była piękna, chyba. Po wszystkim co przeżył nie myślał o takich rzeczach, w ogóle nie zwracał dużej uwagi na ludzi. Jednak jej świta robiła duże wrażenie, nawet na nim. Leniwie obserwował salę, przyglądając się każdemu myśląc kim jest, i dokąd zmierza. W myślał zastanawiał się nad jutrzejszym dniem. Miał parę groszy, więc mógł po prostu iść. W lewo, w prawo, wszystko jedno. Byle już nie padało, jego namiot miał już trochę dziur.

Wędrowiec kilkakrotnie próbował zamówić kolację i piwo, lecz wzrok dziewek był ciągle przykuty do długoucha. Westchnął z rezygnacją. Pogrzebał w kieszeni i cisnął w pulchną blondynkę na drugim końcu sali małym kamykiem. Nie było mowy żeby nie trafił. Dziewczyna obejrzała na co on pomachał. Zamówił piwo i kaszę ze skwarkami. Musi oszczędzać ale dziś go stać. W końcu to rocznica...

Gdy wypił już połowę piwa i wyjadł co lepsze kęsy posłyszał, ze krasnolud obok nuci pod nosem wymyśloną na poczekaniu piosenkę, zachwalając tutejszy przysmak. Sam długo się nad nim zastanawiał, lecz obrzydzenie wygrało z ciekawością podróżnika. Cóż, widocznie nie każdy krzywi się na widok tłuszczu w skórze świniaka. Przynajmniej tak to wyglądało.

Chcąc rozładować gęstą atmosferę między skłóconymi rasami wyjął bębenek i zaczął przygrywać śpiewającemu o jeżu krasnoludowi. Po chwili parę osób zaczęło łapać rytm i tupać nogami. Widocznie w tych stronach brakowało jakiejkolwiek rozrywki poza piwem w karczmie. Cóż, gdyby jego rodzina tu była, dali by przedstawienie jakiego świat nie widział...
 
Luffy jest offline  
Stary 12-10-2012, 23:15   #6
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
*Niech gra muzyka i piwo się leje*

Podczas, gdy kelnerki was obsługiwały, przynosząc kolejne kufle piwa dla dwóch khazadów i dodatkowe porcje jedzenia, elf jadł sobie zupę w milczeniu, a człowiek przygrywał na bębenku. W karczmie zaczynał panować coraz większy ścisk, a goście, którzy siedzieli nie daleko was, zaczęli tupać nogami w takt muzyki i nucić pod nosem. Wieczór, pomimo paskudnej pogody, zapowiadał się niezwykle ciekawie i rozrywkowo, gdy do zebranych gości dołączył „ochroniarz” kobiety w czerwieni wraz z jej służącym i skrybą.



Usiadł on koło drwali, i zaczął z nimi rozmawiać. Po chwili śmiechów i toastów, mężczyzna ów oraz jeden z drwali zaczęli się siłować na rękę. Ludzie poczęli zbierać się w około, oglądając zacięty pojedynek, który trwał przez dobre pięć minut. Początkowo żaden z nich nie mógł osiągnąć znaczącej przewagi, aż w końcu „ochroniarz” napiął wszystkie mięśnie do granic możliwości, aż mu się pokazały żyły, i przeważył szalę zwycięstwa na swoją korzyść. Miejscowi zaczęli bić brawo, poklepując zwycięzce po ramieniu, kufle poszły w ruch i sala wybuchła gromkim śmiechem. Kolejni próbowali swych sił z mężczyzną lecz ten za każdym razem wychodził z potyczki obronną ręką. W końcu drwale rzucili na głos, że ten kto pokona przybysza będzie mógł pić cały wieczór na ich koszt.

***

Ten radosny nastrój został nagle przerwany krzykiem kobiety. Odwróciliście się w stronę, skąd doszedł i ujrzeliście, jak przez drzwi łączące kuchnię z barem wyszła kucharka. Ta niziutka, lekko przy kości brunetka wyglądała, jakby zobaczyła przynajmniej zjawę. Twarz jej była blada, a usta delikatnie otwierały się i zamykały próbując coś powiedzieć. Dziewoja cała się trzęsła, a jej fartuch był we krwi, tak samo jak dłonie i lewa część policzka. Wszyscy nagle poczuli, jak w karczmie robi się chłodniej. Wiatr, który dostał się do środka, zgasił kilka świec, tak że w niektórych miejscach karczmy zapanował półmrok. W sali zapanowała absolutna cisza, jakby każdy czekał na słowa dziewczyny. Cokolwiek…
Ta, trzęsąc się cała, pokazała palcem kuchnię i wtuliła się w karczmarza. Każdy spoglądał na siebie nie pewnie, jakby oczekiwał, że czycha tam jakaś bestia lub inne dziecię mroku. Widać było na ich twarzach obawę, lekki strach i zwątpienie. Kilku drwali sięgnęło w końcu po noże i niepewnie ruszyło w kierunku kuchni. Ochroniarz również tam ruszył, trzymając w jednej dłoni miecz, a w drugiej pusty kufel piwa.
Większość z was została na miejscach poza ochroniarzem i kilkoma drwalami, którzy udali się do kuchni. Gdy weszli widać było, że nerwowo rozglądają się po niej, a karczmarz zaczął krzyczeć i potrząsać kucharką:

- No mów że kobieto co się stało…??

- PPPP… pająk… dużyy – wrzasnęła kobieta łkając



Drwale zaczęli się głośno śmiać i machnęli rękoma na całe zdarzenie. Karczmarz zrugał jeszcze ostro kobietę i na kopach wypędził ją do kuchni.W karczmie zrobiło się nagle przyjemniej. Jakby wielki ciężar spadł mieszkańcom z serca. Znów rozgorzały na nowo rozmowy, dyskusje, śpiewy… Ochroniarz znów wrócił do siłowania się na rękę z kolejnym drwalem, lecz tym razem widać było, że dosć szybko osiągnął przewagę i pokonał go. Kolejne kufle pełne piwa przywędrowały na stół, a ochroniarz wraz z nowo poznanymi towarzyszami kontynuował libację.
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)
valtharys jest offline  
Stary 14-10-2012, 17:07   #7
 
Gob1in's Avatar
 
Reputacja: 1 Gob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputację
Coraz bardziej znudzony czekaniem Detlef obojętnym wzrokiem obserwował, co się dzieje na sali. Bezczelny korożerca nie pojął dziwaczności swego zachowania i wciąż denerwował swoją obecnością. Właściwie, to tylko drobna irytacja była. Z tego też powodu krasnolud skupił się na opróżnianiu kolenych kufelków chmielowego napoju, po prostu ignorując elfa. Za mało wypił, żeby wszczynać awantury o szpiczaste uszy w ludziowej gospodzie.

Nie śledził sukcesów ochroniarza szlachcianki dokładnie, ale i tak zauważył siłę, którą tamten dysponował. Przez chwilę zastanawiał się ze współczuciem, jakim paskudztwem musieli karmić go rodzice, skoro wyrósł na takiego mutanta.
Samo zdarzenie z bojaźliwą dziewką z kuchni przeczekał, nie ruszając się z miejsca. Mimo to, jego dłoń drgnęła, jakby chciała chwycić za trzonek spoczywającego w pobliżu młota lub paskudnie wyglądającego morgenszterna - którego stalowa głowica z wychodzącymi z niej kolcami nasuwała na myśl nieprzyjemne obrazy ciała nieszczęśnika uderzonego tym orężem. Gdy powód paniki został wyjawiony, zarechotał chrapliwie wraz z innymi bywalcami szynku.
- I pomyśleć, że drzewołaza mogła jakiego zobaczyć. - rzucił do drugiego krasnoluda przy stole. - A że mordy takie paskudne mają... - zawiesił na chwilę głos, dając obecnym czas na złapanie aluzji - to się jej nie dziwię, że wrzasku narobiła. - Dokończył, wyraźnie zadowolony z żartu i wpakował sobie do ust skrzydełko kapłona. Ostatnie, jeśli nie liczyć sterty kości, kostek i chrząstek piętrzących się na talerzu, do których wnet dołączyły następne. Detlef spojrzał krytycznie na pobojowisko przed sobą i sięgnąwszy po pajdę całkiem smacznego miejscowego chleba wytarł jeszcze talerz z odrobiny tłuszczu kuraka. Chleb poszedł w ślady drobiu i zniknął w gardzieli krasnoluda, który przeciągnął się, ziewnął, po czym czknął. Czknął ponownie, dlatego nabrał w płuca powietrza przez co przez chwilę wyglądał jak brodaty balon. Czkawka minęła, więc powietrze zeszło z krasnoluda. Nie tylko przez usta...

Niezrażony Detlef siedział dalej uśmiechnięty, niczym panienka przed zamążpójściem. W głowie szumiał wypity trunek, stąd i wydłużyła się cierpliwość krasnoluda w sprawie spóźniającego się Markusa. Troszkę...
- No gdzie ten podlec?! - mruknął pod nosem.
 
__________________
I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee...
Gob1in jest offline  
Stary 16-10-2012, 08:50   #8
AJT
 
AJT's Avatar
 
Reputacja: 1 AJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputację
- Ciekawe komu ten udziwniony, zdradziecki pomiot zwinął tą wykałaczkę - Nugan podrapał się po brodzie, szturchnął Detlefa i rzekł po chwili ciszy z przekąsem. - I co tu w ogóle robi, w Sylvani, na pewno ucieka przed kimś - dodał po chwili zastanowienia, nie przejmując się tym czy elf usłyszy, czy nie. - Nugan jestem. Syn Biegansona Szybkiego - podniósł swój kufel, by stuknąć się nim z drugim khazadem.
- Zaraz tam ukradł. Może gdzie znalazł...- odparł zapytany. - Na to trzeba koordynowacjem ruchów mieć. Może wyprosił u goblińskiego kowala... - dodał, wyraźnie dumając nad ostrzem długouchego. - Zawsze mi coś mówiło, że blisko z zielonoskórymi trzymają, psiekrwie jedne...
- Detlef. Syn mego ojca i mej matki, chociaż matula się wypierała., żem niepodobny..
- odpowiedział grzecznie, puszczając przy okazji oko do pobratymca. Taki był Detlef - rzadko zachowywał powagę dłużej, niż przez chwilę.
- Na zdrowie! - zawołał zwyczajem wschodnich ludów, a którego nauczył się podczas trwającego dziesięć dni wesela, po którym wciąż pijani weselnicy zaczęli poprawiny. Taki zwyczaj ponoć. A, źe przywiązanie do tradycji Detlef rozumiał jak każdy krasnolud, to wypił wtedy morze wódki i różnych innych wynalazków. Aż się wzdrygnął na wspomnienie tamtych, jakże ciekawych dni. - Do dna! - dodał, przechylając kufel z pienistą zawartością.
Niestety elf nie zwracał na słowne zaczepki. ~ Nie dość, że paskudny i głupi, to jeszcze głuchy ~ pomyślał sobie. - Zatem do dna! Byśmy mogli paru zielonym i ich znajomkom, nawet tutaj mogli mordy przerobić! Do dna!- przechylił kufel. - Co cie sprowadza tu? - zapytał Nugan przecierając brodę.
- Interesy, bracie, interesy... - odparł zapytany równie tajemniczo, co przewidywalnie, dla większego efektu pocierając kciukiem o palec wskazujący. Krasnoludy zwykle wietrzyły za jakimś interesem, a gdy w grę wchodziła pokaźna sumka, bądź jej równowartość w klejnotach i innych precjozach - wręcz dostawały amoku. Z drugiej strony Detlef nie widział powodu, by zdradzać każdemu napotkanemu krasnoludowi, w jaki sposób ma zamiar zdobyć pokaźną sumkę, którą rzekomo oferowano pogromcy paskudy (tym razem nawet nie pomyślał o elfie... no, może przez chwilkę...)

Nugan dokończył swe piwo. Teraz był gotowy! Pogłaskał psa... wstał... popatrzył na elfa... zaklnął siarczyście... walnął się po mordzie... spiął wszystkie mięśnie... ruszył. Minął jednak niewzruszonego i tak elfa i podszedł do stółu w którym siłowali się na rękę. Rzucił koronę i zawołał.
- Który chętny, by się zmierzyć?

Asty wciąż nie było, a i dobrze by było, gdyby przyszła, jak właśnie wygrywa swój pojedynek. Prezencja odpowiednia musi być!!!
 
AJT jest offline  
Stary 16-10-2012, 20:11   #9
 
Barthirin's Avatar
 
Reputacja: 1 Barthirin jest na bardzo dobrej drodzeBarthirin jest na bardzo dobrej drodzeBarthirin jest na bardzo dobrej drodzeBarthirin jest na bardzo dobrej drodzeBarthirin jest na bardzo dobrej drodzeBarthirin jest na bardzo dobrej drodzeBarthirin jest na bardzo dobrej drodzeBarthirin jest na bardzo dobrej drodzeBarthirin jest na bardzo dobrej drodzeBarthirin jest na bardzo dobrej drodzeBarthirin jest na bardzo dobrej drodze
Unuriel spojrzał z pogardą na strachliwą służkę. Uniósł oczy ku górze, by błagać Mathlanna o powstrzymanie deszczu. Chciał jak najszybciej wyrwać się z tej nory i wznowić polowanie. Nerwowo zastukał palcami o blat stołu.

Przeniósł swój wzrok na krasnoludy, które w wyraźny sposób obgadywały elfa. Ten nie przejął się tym nawet odrobinę. Uśmiechnął się do khazadów, wiedząc, że wprawi ich to w zakłopotanie, po czym uniósł jedną brew ku górze, zmieniając pozornie uprzejmy uśmiech w szyderczy grymas.

Zerknął na miecz, wciąż oparty o stół, przy którym siedział. Piękna robota. Może nie było to dzieło najlepszych elfickich kowali, ale i tak prezentował się nad wyraz znakomicie. Wygięte ostrze połyskiwało w sztucznym świetle karczmy, a skórzana rękojeść, czarna, jak źrenice, w przepiękny sposób kontrastowała z mieniącą się głownią.

- Przypominasz mi dom... i rodzinę - Unuriel całkiem pogrążył się w zadumie, nieświadomie wypowiadając swe myśli nagłos. - Razem dopadniemy bestię, niech tylko przestanie padać.

Oprzytomniał nagle i wyprostował się na krześle, jakby nic się nie stało. Znowu popukał palcami po blacie stołu. Krasnoludom też się nudziło. Jeden z nich nawet wstał, by zmierzyć się na rękę z miejscowymi. Unuriel bardzo chciał wstać z miejsca i coś porobić. Cokolwiek. Ale w tym przypadku... Cóż, nie zamierzał się frateryzować z miejscowym pospólstwem.
 
__________________
Ash nazg durbatuluk,
Ash nazg gimbatul,
Ash nazg thrakatuluk,
Agh burzum-ishi krimpatul!
Barthirin jest offline  
Stary 17-10-2012, 15:09   #10
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
Pierwszy zwiastun

Sytuacja w karczmie wróciła do normy. Znów można było słyszeć śpiewy, przekleństwa czy obserwować jak kolejni drwale przegrywają walkę z osiłkiem. Następnie podszedł wielgachny, choć już z dość obfitym brzuchem mężczyzna. Usiadł na stołku na przeciw “ochroniarza”, który przyjął wyzwanie. Jednak tym razem widać było, że dość szybko osiągnął przewagę i pokonał “grubaska”. Kolejne kufle pełne piwa dotarły na stół, a ochroniarz wraz z nowo poznanymi towarzyszami rozpoczął libację.

No i przyszła pora na jednego z bohaterów naszej opowieści. Nugan. Zasiadł na przeciwko "ochroniarza" i poczęli się siłować. Mocarne dłonie obu zawodników złączyły się i obaj zaczęli wytężać muskuły. Początkowo Nugan przy akompaniamencie i aplauzie drwali zaczął przeważać jednak jego przeciwnik wytrzymał napór i przeszedł do ofensywy. Dłoń człowieka zaczęła przeważać aż w końcu ręka szczurołapa położyła się na stole. Ochroniarz wstał i wziął kufel piwa i podniósł go do góry.

- Brawo. Prawie Ci się udało. Emerich jestem - przedstawił się i wyciągnął rękę ku khazadowi.

Po chwili podeszła do niego kobieta, ta która ma przy pasie rapier, a w dłoni brązowy kapelusz. Przeprosiła grzecznie Nugana i zasiadła naprzeciwko Emericha.



Powiedziała do mężczyzny coś, co go rozśmieszyło. Uśmiech jego trwał jednak sekundę, a potem ruchem ręki zrobił miejsce na stole. Kobieta zaczęła się siłować z mężczyzną. Pierw mężczyzna traktuje damę łagodnie, i jego ręka zaczyna się przechylać ku przegranej. Ochroniarz więc natęża mięśnie i szanse zaczynają się wyrównywać. Na czole mężczyzny pojawia się pot, a żadne z siłujących się nie może uzyskać przewagi. Potem jednak ramię kobiety zaczyna drżeć, aż w końcu, po zaciętym pojedynku, przegrywa. Zaczynają ze sobą rozmawiać i widać, iż mężczyzna zaczyna traktować kobietę z szacunkiem. Kolejne kufle piwa lądują na stole a drwale zaśmiali się głośno, wznieśli kufle do góry i krzyknęli:

- Ursula!!! Ursula!!! Ursula!!!

Podczas, gdy byliście zajęci swoimi sprawami nagle do karczmy wkroczyło kilkoro mężczyzn. Wszyscy wielcy i uzbrojeni w jakiejś pałki, toporki. Przewodzi im szczupły, dystyngowany mężczyzna po czterdziestce, który idzie wprost do karczmarza. W dłoni trzymał on pejcz skórzany, a przy pasie zwisała luźno szabla. Jego słowa słychać w całej karczmie:
- Karczmarzu, szukam Friedricha von Pfeifruchera. Ten kundel jest tutaj i gzi się z moją żoną. Mów gdzie jest, inaczej będę musiał wyważyć drzwi do każdego pokoju w tym przybytku.
Karczmarz coś tłumaczy gorączkowo. Widać po nim, że nie za bardzo wie o co temu mężczyźnie chodzi. Ten jednak po raz drugi odezwał się tak, że słychać go było w całej karczmie:
- Dobry człowieku, na Sigmara i innych bogów jeżeli nie chcesz tutaj burdy wydaj mi tego psa. I to natychmiast.
Drwale widząc, że zanosi się na bitkę powstali. Było ich dziesięciu. Każdy jestem potężny i silny. Spojrzeli na “gościa” łypiąc z pode łba groźnie. Karczmarz, mimo próśb szlachcica i interwencji niektórych gości, nie chciał, a może nie umiał pomóc „poszkodowanemu” a widząc że ten nie zamierza się wycofać krzyknął:
-- Herman, Ulrich powstrzymajcie ich!!!!!
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)

Ostatnio edytowane przez valtharys : 17-10-2012 o 15:20.
valtharys jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 09:01.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172