Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 28-01-2013, 01:28   #1
 
Lomors's Avatar
 
Reputacja: 1 Lomors wkrótce będzie znanyLomors wkrótce będzie znanyLomors wkrótce będzie znanyLomors wkrótce będzie znanyLomors wkrótce będzie znanyLomors wkrótce będzie znanyLomors wkrótce będzie znanyLomors wkrótce będzie znanyLomors wkrótce będzie znanyLomors wkrótce będzie znanyLomors wkrótce będzie znany
[WFRP 2 ed.] Znak Krwi - Prolog

Znak Krwi: Prolog



Do not ask which creature screams in the night
Do not ask which creature screams in the night,
Do not question who waits for you in the shadow.
It is my cry that wakes you in the night,
And my body that crouches in the shadow.
I am Tzeentch and you are the puppet
That dances to my tune.



***




Sigmaringen, Sitrland.
Siódmy dzień miesiąca Nachexen



U Rzeźnika

Bohaterowie: Ruppert i Magnus
Poranek


Minęło wiele dni odkąd Magnus wyruszył z rodzinnego miasta. Siedem dni temu miała miejsce Noc Wiedźm. Dosyć nieprzyjazny moment w roku, szczególnie jeśli spędza się go samotnie, poza miastem, w jakimś podejrzanym lesie, zaraz po zakończonej wojnie. Złodziejaszkowi wydawało się że tylko cudem udało mu się przetrwać w lesie, nie zostając pożartym przez zwierzoludzi, albo coś jeszcze gorszego. Mijały godziny, a z każdą następną Magnusowi zdawało się że jest bliżej szaleństwa. To jakiś szmer, to wycie jakiegoś dziwnego zwierzęcia z pewnością nie będącego wilkiem... Wydawało mu się jakby zaraz zza krzaków miało coś na niego wyskoczyć. Czas jednak mijał, a Magnus pozostawał bezpieczny.Cały zły urok nocy prysnął gdy jego oczom ukazało się wschodzące słońce, jak i zaśnieżona polana oznaczająca koniec lasu. Na tej polanie z kolei dało się dostrzec zarys, wyrastającej ze śniegu niczym wybawienie ludzkiej osady - Sigmaringen. Zbawienie przyjmuje różne formy, a tym razem przyjęło formę niezbyt pokaźnego miasteczka, otoczonego niespecjalnie dużym, drewnianym murem. Znad tychże murów dało się dostrzec drobne słupy dymu wydobywające się zapewne z kominów.
Dziękując w duchu Ranaldowi za szczęście, jakie spotkało go tej nocy (bo któż inny mógł nad nim czuwać w ciemnościach, jak nie to opiekuńcze bóstwo?), młody Magnus ruszył do miasta. A w samym mieście udało mu się dosyć szybko zlokalizować całkiem przyjazne mu miejsce a mianowicie karczmę noszącą nazwę “U Rzeźnika”. W oberży tej przebywała esencja kryminalnego świata tegoż miasta. Począwszy od drobnych złodziejaszków, poprzez łowców nagród na bandziorach skończywszy. Za resztę pieniędzy Magnus wynajął pokój u karczmarza, w którym to spędził już prawie tydzień. Gdy obudził się siódmego dnia miesiąca, zrozumiał że oto czas odpoczynku się zakończył, a on sam musi znaleźć jakiś sposób na zarobek. W przeciwnym przypadku karczmarz wyrzuci go na bruk bez pieniędzy i jedzenia. Wychodząc ze swojej izby zanim jeszcze nawet nastał świt, młody Magnus usłyszał rozmowę dobiegającą z piętra niżej,
- Czyli co? Mamy dorwać tego chłopaka?
- Tak, tak właśnie jest napisane w liście.
- Pokaż no... - pauza - Hm... No rzeczywiście. Ale kurwa, warto ryzykować?
- Widziałeś ile pieniędzy ten facet proponuje? To musi być ktoś ważny. No popatrz na ten list. Mówię ci Horst, to jest okazja! Trzeba tylko tego nie spieprzyć, złapać tego całego Jorga i poczekać aż koleś zjawi się w mieście!

Magnus zatrzymał się w pół kroku i postanowił przysłuchać reszcie rozmowy samemu pozostając w ukryciu.
- Czyżby Ranald wystawiał mnie na próbę, kusząc tak łakomym kąskiem? – pomyślał, po czym nastawił ucha aby nie uronić ani słowa.
- W ogóle... To jak ten koleś wyglądał? - z miejsca w którym znajdował się Magnus dało się słyszeć całą rozmowę doskonale.
- Mówiłem ci że nie wiem. Wysłał jakiegoś pośrednika, czy coś. I dał nam tyle złotych koron ile tu widzisz - pauza - więc myślę że całkiem poważne to zlecenie.
- Hmm... O tej porze ten cały Jorg chyba chodzi polować, mam rację?
- Nie wiem, ale faktycznie... Rano dosyć często go tam widywałem.
- No, to może go jeszcze dorwiemy i załatwimy wszystko teraz!
- po tych słowach dało się słyszeć dźwięk odsuwanych krzeseł.
Złodziejaszek uściskał ma szczęście swój medalion zawieszony na szyi, jak to zwykł robić od czasu pamiętnej dla niego Nocy Wiedźm i gdy tylko dobiegł go dźwięk zamykanych drzwi, zszedł na dół i opierając się plecami o ścianę wyglądał przez okno dalszych poczynań dwóch podejrzanych typków.
Magnus zbiegł na dół, dostrzegając praktycznie pustą karczmę. Jedynym wyjątkiem był karczmarz stojący za ladą i leniwie czyszczący szmatą kufle. Za oknem złodziej dostrzegł jedynie jak dwójka mężczyzn rusza ośnieżoną uliczką gdzieś w miasto.
- Ha! - buchnął karczmarz tak głośno że Magnus prawie podskoczył - Podsłuchiwałeś tych typków?
- Ja? - odburknął Magnus - A skąd przyszło Ci to na myśl?
- Grzeczniej chłopcze! Skoczyłeś jak dziki zwierz gdy tylko wyszli. - pauza - To dobre chłopaki, ale myślę że wpakowali się w jakieś bagno.
- Bagno mówisz, z tego co dane mi było usłyszeć powiedział bym raczej, że nastawili się na prostą robotę. - powiedział i zerknął ukradkiem, czy aby nie stracił z pola widzenia swoich dwóch nowych obiektów za interesowania.
Horst i ten drugi zniknęli gdzieś za oknem...
- Nie wiadomo od kogo ta robota. Podobno zapłacił koleś trochę z góry, ale jakoś niezbyt dobrze mi się to widzi. - karczmarz wzruszył ramionami - No ale cóż. Jak człowiek dobrze płaci to ludzie są w stanie zrobić wszystko...
- Ano, taki już jest ten świat
- odparł, skinął głową karczmarzowi po czym wyszedł, i czym prędzej udał się w miejsce w którym widział Horsta i jego towarzysza po raz ostatni. Rozejrzał się w ich poszukiwaniu.
… ale dwójki bandziorów już nie było widać. Ruszyli gdzieś uliczką. Za to w zaułku, zaraz przy karczmie leżał jakiś przykryty śniegiem człowiek cały zawinięty w potworną ilość szmat. Pewnie zamarazł w nocy. Obok niego stał jakiś wózeczek ze śmieciami...
- Cholera - zaklął pod nosem, lecz jego uwagę przyciągnął natychmiast zamarznięty człowiek.
- Zamarzł tuż obok karczmy, czemu nie wszedł do środka? - pomyślał, i podszedł do szmat.
Gdy Magnus tylko się zbliżył, poczuł od razu potworny smród. Może starzec nie miał pieniędzy, a nikt nie wpuściłby tak pachnącego śmieciarza na noc do karczmy?
- Cholera - zaklął po raz drugi - Za łatwo daje się rozproszyć - powiedział sam do siebie po czym przyjrzał się miejscu w którym stał wcześniej w poszukiwaniu śladów którymi mógł by podążyć, aby wznowić obserwacje.

Należy się parę słów wyjaśnienia. Kim jest Ruppert? Gdyby zapytać się wieśniaków z wioski mówiliby by o jakimś trędowatym starcu, wiecznie ubranym w swoje łachmany, spod których wystawała tylko jego ruda, kozia bródka i dwoje, chudziutkich dłoni. Jego nieodłącznym kompanem z kolei jest wózeczek, do którego zbiera do wszelkiego rodzaju skarby wśród których bardzo ważne miejsce zajmuje butelka gorzały. Co robi w Sigmaringen? Na dzień przed Wiedźmią Nocą przybył do miasta i od tej pory stał się stałym członkiem tutejszej ludności. Inna sprawa że jego zapach i domniemane choroby sprawiają iż jest dosyć niemile widzianym gościem we wszelkiego rodzaju karczmach i innych dużych skupiskach ludzi. Z tego też powodu noce spędza na zewnątrz. Jakim cudem zamarza? Być może to alkohol w jego krwi zakonserwował go na tyle dobrze, że jest w stanie znieść taki mróz. Ilość szmat na jego ciele z pewnością również pomaga. Ale tak. Oto jest Ruppert.

Gdy Magnus zbliżył się do sterty szmat na odległość mniejszą niż metr to coś nagle się poruszyło. Opadły na twarz kaptur przekrzywił się w lewą stronę. Towarzyszący tej czynności trzask kręgów szyjnych brzmiał jakby echem wzdłuż zaułku za karczmą. Ruppert ujrzał spod swojego kaptura jedynie buty nieznajomego, a następnie odezwał się swoim pełnym zająknięć głosikiem:
- K-kim jes-s-steś? Nie o-okradłeś R-Rupp-pp-pperta?!
- Żeby jeszcze było co
- opowiedział coraz bardziej zirytowany Magnus, okazja do zarobku i pozostania trochę dłużej w ciepłej karczmie właśnie ulotniła mu się z przed nosa, chłód niemiłosiernie wdzierał się przez szczeliny w odzieniu,a tu jeszcze jakiś zapijaczony łachmaniarz zawracał mu głowe.
- O żesz - skrzywił się zarywając rękawem usta i nos - Ale ty capisz -.
Ruppert wsadził swoje dłonie pod kaptur i powąchał je.
- Rupp-pp-ppert pachnie wódka! Tak tak! Chce wódka od Ruppert? - staruszek wstał i otrzepał się ze śniegu. Następnie odwiązał sznurek trzymający koc na jego wózeczku. Sprawdził czy nic nie zniknęło i ponownie zabezpieczył swój cały dobytek. Chwilę później zapytał znów.
- Kim j-j-jesteś?
- Magnus, a ty jak zgaduje jesteś Ruppert. - zlustrował spojrzeniem całą jego postać jeszcze raz - Jakim cudem udało przetrwać noc na takim zimnie?
- Tak tak. Ja Rupp-ppert. Skąd wiedziałeś? Ja z Kataju! Daleko daleko, mroźne góry w Kataju. Mi zimno nie s-s-straszne!
- Ale mnie tak, udajmy się gdzieś gdzie tak nie ziębi - zaproponował, całkowicie już zażegnując możliwość wyśledzenia Horsta i jego towarzysza. - Z resztą co się odwlecze to nie uciecze - pomyślał - Gdzie jeśli nie w karczmie mieli by zachlać pyski po udanej robocie? Równie dobrze może tam siedzieć i czekać na nich zamiast odmrażać sobie tyłek.
Ruppert popatrzył na Magnusa przekręcając łeb w drugą stronę.
- Hm... Ale jakby Rupperta chcieli w-wy-w-wyrzucić to obronisz ?
- A czy nie prostszym rozwiązaniem była by balia ciepłej wody?
- Hm.. hm... nie. Bo oni Rupperta nie lubią.
- W takim razie mam nadzieję, że masz lepszy pomysł
- rzekł coraz bardziej poirytowany złodziejaszek.
- Hm... Hm... No... Hm... hm... To może jak Rupperta będą chcieć wy-wygo-wygonić, to powiesz, że … że nie ?
Gdy tak rozmawiali obok nich przebiegł jakiś chłopak, po czym wbiegł do karczmy. Był młody. Zupełnie nie przypominał Magnusowi kwadratowej twarzyczki Horsta i jego kompana...


Droga prowadząca do Sigmaringen
Bohaterowie: Imhol i Ibes.
Poranek



Drogą wychodzącą z małego zagajnika w kierunku miasta szedł całkiem wysoki elf o kasztanowych włosach.
Elf. Mag. Tacy delikwenci nie za wiele dobrego uświadczą w Imperium. Za same uszy dostawał wszędzie wyższe ceny i na odchodne parę splunięć. Gdyby ktoś jeszcze zobaczył że para się magią, prawdopodobnie skończyłby na stosie w jakiejś biednej, imperialnej wiosce. Isha jednak uśmiechnęła się do Imhola, zsyłać elfowi... Przyjaciela? Towarzysza? Kompana? Niezależnie od nazwy mu nadanej, elf miał towarzysza, równie napiętnowanego jak on sam. Nie był co prawda on elfem, ale także początkującym magiem i - tak jak on - chciał zyskać większą moc. Człowiek ten miał na imię Ibes. Był to chuderlawy chłopak, o kruczoczarnych włosach i flegmatycznym spojrzeniu. Dosyć powolny i co nieraz Imhola irytowało ale cóż począć? Przynajmniej teraz, oboje siebie potrzebowali. A i mogli liczyć na pewnego rodzaju “magiczną” wyrozumiałość, spokojnie więc mogli przy sobie trenować rzucanie zaklęć, czy też wyciągać się z tarapatów związanych z ciekawskimi wieśniakami.
Ostatni tydzień dla tej śmiesznej parki był wyjątkowo ciężki. Noc Wiedźm. W okolicznej wiosce nawet nie pozwolono im wejść do karczmy! Po północy mało komu by otworzono zresztą, ale mimo wszystko spędzenie nocy, pod gołym niebem w środku zimy w Noc Wiedźm stawiało ich dwójkę w całkiem nieciekawej sytuacji. No ale co tu dużo mówić. Udało im się. Przetrwali pomimo tego że w oddali zaczynały majaczyć dziwaczne, zielone ogniki a przez nadmiar wszechobecnej magii mieli wrażenie jakby ich własny puls miał im zaraz rozsadzić czaszki.
Od tych wydarzeń minęło siedem dni. Oboje zdecydowali się wydać ostatnie pieniądze aby dotrzeć do mniejszego miasteczka na granicy Stirlandu zwanego Sigmaringen. W okolicy wielu wypowiadało się całkiem dobrze na temat tego miasteczka. Podobno - jak to powiedział karczmarz ostatnio ich goszczący - “wojna je ominęła a i zarobić się łatwo da!”. I tak oto przed ich oczyma ukazał się cel wędrówki. Całkiem niepozorne, zewsząd otoczone śniegiem miasteczko.
Ibes otulił się szczelniej płaszczem, pokonał kolejną zbyt wysoką zaspę, po czym zaklął pod nosem, gdy śnieżny płatek wpadł mu do buta..
- Zatem jesteśmy... Nie, żeby mi przeszkadzało odmrażanie sobie tutaj palców, ale może przyspieszymy kroku?- Rzucił zmęczonym tonem.
Elf i człowiek ruszyli razem. Ich każdemu krokowi towarzyszyło skrzypienie śniegu pod butami. Po chwili zauważyli jak w ich kierunku ktoś zmierza. A raczej biegnie. Po niezbyt długo trwającej chwili ich oczom ukazał się młodszy chłopak. Na widok dwójki magów stanął jak wryty i patrzył się na was, jakby pierwszy raz w życiu zobaczył kogoś podobnego.

Imhol miał tylko jeden cel w życiu, być lepszym niż własny ojciec. Jego ojciec był jednym z najlepszych czarodziejów i chciał aby jego potomek był jeszcze silniejszy. Imhol pragnął potęgi jak nikt inny. Jego nauczyciel nakazał mu wyruszyć w świat i tak właśnie uczynił. W trakcie podróży przez imperium spotkał ludzkiego adepta magii Ibesa. Wielokrotnie się z nim kłócił lub rywalizował. Rywalizacja ta była jednak bardziej jednostronna. Imhol zawsze usypiał rywala. Gdy Ibes narzekał na różne rzeczy, elf zazwyczaj go ignorował. Zazwyczaj narzekania były na pogodę lub kiepskie warunki życia jednak trzeba było jakoś sobie radzić. Gdy byli w pobliży Sigmaringen ujrzeli chłopca, który prawie skamieniał na ich widok.


- Co jest mały ? Gapisz się jak byś martwego zobaczył. Czy coś się stało szkrabie ? - Rzekł elf do małego chłopca.
Chłopak nic nie odpowiedział. Popatrzył tylko tępo na elfa. Dało się zauważyć że miał na sznurku zawieszone dwa martwe zające.
- J-j-j-a jestem J-j-org. - odpowiedział jakby niepewnie. - Uciekałem.
[i]-Przed kim, mały?- Ibes schylił się, by móc patrzeć dzieciakowi w oczy.
- czy coś się stało? Kim jest twój ojciec Jorg?
Chłopak otwierał i zamykał usta niczym ryba. Chyba nie należał do specjalnie bystrej części społeczeństwa... Ale i na odpowiedź nie przyszło długo dwójce magów czekać, bowiem z małego zagajnika znajdującego się pomiędzy wioską a aktualnie rozmawiającymi wyskoczyła dwójka mężczyzn z obnażonymi mieczami.
-Ibes! Przygotuj się! Twój jest ten po prawej, ja biorę drugiego. - W tym momencie Imhol zaczął skupiać się na wiatrach magii i gromadzić je w jednym miejscu. Jego celem było wytworzenie magicznych żądeł, które byłyby w stanie okaleczyć lub zabić dwóch zbliżających się mężczyzn.
-Celuj w nogi i ręce! Chciałbym ich jeszcze przepytać - krzyknął na szybko do towarzysza.
Jorg widząc biegnących w waszą stronę mężczyzn schował się za wami. Jego prawdopodobni oprawcy z kolei widząc dwójkę magów zatrzymali się. W tym czasie Imhol z sukcesem splótł wiatry magii.
- Hej, nie mamy nic do was! - wykrzyknął jeden z nich jakby celując w Jorga mieczem. - Ten chłopak sprawiał wiele problemów w mieście, chcemy się na tym skurwysynie odegrać.
- Kim jesteście, kim jest ten chłopak i co zrobił? odpowiedział elf będąc cały czas przygotowanym.
- Klątwę na kogoś rzucał! Sami kurwa widzieliśmy. A potem jak nam uciekl za pierwszym razem to całą łapę miałem w kurzajkach! - w tym momencie Jorg pokazał Imholowi niezbyt przyjemnie reprezentującą się dłoń.
- O-o-n-i k-k-k-łamią! - zawował wręcz piskliwie Jorg.
Twierdzicie, że ten dzieciak, który nawet wypowiadać się dobrze nie potrafi tylko się jąka cały czas, potrafi rzucić na kogoś klątwe ? Jakoś w to nie potrafię uwierzyć.
- Czy wierzysz czy nie, odsuń się. To nie twoja sprawa - warknął drugi z nich.
- Mam sposób, żeby sprawdzić czy mówicie prawdę, czy kłamiecie. Na wasze nieszczęście potrafię wykrywać zawirowania magii w każdym obiekcie w okolicy, również w chłopcu. Jeśli mówicie prawdę, może wam go oddamy, jeśli kłamiecie, zginiecie. Ibes obserwuj ich, jak będą robić coś podejrzanego, nie wahaj się. - Imhol podszedł do chłopca i zaczął badać aurę wiatrów wkoło niego.
[i]- To ty jesteś jakaś ylfia wiedźma?! - krzyknął jeden z nich - Nie wiadomo co gorsze... Mutant czy pierdolony elf co magii używa!
Po tych słowach wszyscy czterej panowie mieli przejść do czynów. Elf - jak to często z elfami bywa - był najszybszy z nich, więc zanim dwaj bandyci zdążyli użyć swoich mieczy, on już zdążył wypalić czarem prosto w nogę jednego z bandziorów. W powietrzu uniósł się zapach palonego mięsa i starych łachamnów...
W między czasie Jorg, do tej pory kryjący się za dwójką magów, rzucił zające i uciekł byle dalej od walczących.
Dwaj mężczyźni nie zwracali jednak już na niego uwagi. Ten z nich, który dostał przed chwilą od Imhola czarem po nodze, rzucił się teraz w kierunku elfa tnąc szaleńczo. Jego miecz szczęśliwie przeszył tylko i wyłącznie powietrze tuż przy ramieniu Imhola.
Drugi z nich rzucił się na jakby będącego w innym świecie Ibesa. Ten bandyta miał w głowie chyba odrobinę więcej finezji, to też nie rzucał się na człowieka niczym jakiś zwierzoludź. Po prostu go zaatakował. Ale i tak nic z tego nie wyszło.
Ibes splótł na szybko wiatry, po czym przywarował atakującemu żądłem.
Drugiemu magowi czar nie wyszedł już tak dobrze. Z jego dłoni wyleciała ledwo co mgiełka. Zaraz po tym elf rzucił następne zaklęcie. W efekcie bandyta go atakujący wypuścił z dłoni miecz. Przez chwilę popatrzył się tępo na efekt czaru “ylfiej wiedźmy”, by nie patrząc nawet na towarzysza rzucić się do ucieczki w kierunku miasta... Drugi z bandytów, do tej pory walczący z Ibesem widząc reakcje swojego towarzysza ruszył zaraz za nim. I tak oto dwójka magów pozostała sama.
Ibes! Nie daj im uciec, jeśli wejdą do miasta to rozpowiedzą, że jesteśmy magami i nas albo nie wpuszczą albo spalą na stosie. Szybko musimy ich zatrzymać!
Ibes chrząknął coś w odpowiedzi, po czym rzucił się biegiem w stronę strażników. W pośpiechu przywołał wiatry i jeśli bandyta był w zasięgu jego rąk, rzucił uśpienie.
Obaj magowie jakby idealnie się zsynchronizowali i rzucili na obu uciekających czary, mające sprawić... No właśnie. Po chwili jak i jeden, jak i drugi bandzior leżeli w śniegu, śpiąc w najlepsze.
- Dobra robota przyjacielu, sprawdźmy co mają ze sobą, ich broń na pewno się sprzeda u kowala albo innego handlarza a nam potrzeba pieniędzy. Może będą mieć przy sobie jakieś inne wartościowe rzeczy. Później zabierzmy im ubrania i zakopmy w śniegu. Niska temperatura powinna się nimi zająć. Po tym Imhol zaczął się rozglądać w koło za małym chłopcem.
Ibes złapał kilka oddechów, po czym zbliżył się do uśpionych bandytów..
- To już nie prościej im na miejscu poderżnąć gardła? - Wzruszył ramionami człowiek, po czym dobył sztyletu.
- A po co brudzić sobie ręce? Widziałeś gdzieś małego ?
- Może po to, żeby mieć pewność, że ci “nieboszczycy” nie upomną się o swoje dobra materialne.
- Niech ci będzie, ale schowaj sztylet, mamy przecież ich miecze, sztylet może się przydać jeszcze do jedzenia na przykład.
Ibes przekonany argumentacją elfa schował sztylet, po czym wziął miecz jednego z nich. Zanim jednak zadał śmiertelny cios, dokładnie go obszukał.
- Elf uczynił tak samo, po czym przesunął jeszcze ciało martwego napastnika aby nie leżało na środku drogi
Chłopaka nigdzie nie było już w pobliżu. Ibes i Imhol przeszukali bandziorów. Mieli przy sobie trochę pieniędzy... Dwie złote korony i dziesięć szylingów łącznie. Oprócz tego jeden z nich miał przy sobie liścik, znajdujący się jeszcze w kopercie ze złamaną pieczęcią. Oprócz tego dwa całkiem normalne miecze.
Po tym wszystkim Ibes i Imhol wrzucili dwa martwe już ciała do pobliskiego zagajnika.
Czarodzieje podzielili się się zdobytymi pieniędzmi po równo i odczytali liścik, który mieli przy sobie banici.


Obserwujcie miasto i złapcie tego chłopaka. Nie róbcie mu krzywdy. Będę się z Wami kontaktował.

I.


Po przeczytaniu listu dwójka magów postanowiła jak najszybciej znaleźć się w mieście. Strażnicy nie robili zbyt wielu problemów, to też szybko znaleźli się w Sigmaringen.


Na trakcie do Sigmaringen

Bohaterowie: Vilis i Kurt
W południe


Tymczasem zupełnie z drugiej strony, do tego samego miasta zmierzała dosyć osobliwa parka. Mężczyzna i kobieta. Dosyć niska, czarnowłosa kobieta, której dwukolorowe oczy skrywał kapelusz z szerokim rondlem, tak przecież popularny u łowców czarownic prowadziła zakutego w kajdanki wychudzonego, ubranego w jakieś łachmany posklejane ze zwierzęcych skór guślarza. Na tą pierwszą ludzie wołali Vilis i była to łowczyni nagród, ten czarnowłosy dziwak to Kurt Wagner.
Vilis niespełna parę dni temu otrzymała zlecenie w tutejszej straży miejskiej. W okolicy szwędał się jakiś guślarz. Nie wiadomo jakim cudem udało mu się przeżywać tą mroźną zimę na zewnątrz, poza miastem - no cóż, najwyraźniej jakoś mu to szło. I sam guślarz nie miałby żadnych problemów, gdyby nie jedzenie, które podkradał coraz częściej pojawiającym się tutaj karawanom. Tak się składa że w jednej z nich znalazł się mag z kolegium ognia. Szybko zorientowawszy się odnośnie tego kim jest Kurt, powiadomił tutejszą straż miejską. No i rzecz jasna ta została zmuszona do schwytania nielegalnego maga. Nikomu nie uśmiechała się tutaj wizyta łowcy czarownic, to też szybko rozwieszono listy gończe z podobizną guślarza
Łowczyni nagród która w swojej przeszłości miała wiele doświadczeń z tego typu sprawami postanowiła schwytać guślarza - i jak postanowiła, tak też zrobiła, jeszcze noc wcześniej...

***
 

Ostatnio edytowane przez Lomors : 28-01-2013 o 03:23.
Lomors jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 05:20.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172