lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Warhammer (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-warhammer/)
-   -   [Warhammer 2ed.] Seria niefortunnych przygód I (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-warhammer/12229-warhammer-2ed-seria-niefortunnych-przygod-i.html)

Mortarel 12-02-2013 15:35

[Warhammer 2ed.] Seria niefortunnych przygód I
 

Bogaty hrabia, szczęśliwy mąż i ojciec... do czasu. W jedną noc traci wszystko co miał. Ogarnięci rządzą krwi kultyści wycinają w pień jego ludzi, plądrują jego włości, a na koniec hańbią i zabijają jego rodzinę.

Zrozpaczony hrabia przez długi czas nie może otrząsnąć się po doznanej stracie. Ukojenia zaznał dopiero w bramach klasztornych, gdzie przeistoczył się w wiernego sługę Sigmara.

Poprzysiągłszy zemstę na plugawych kultystach wędruje po świecie gładząc wszelkie zło. Jest niczym pielgrzym w swojej krwawej pokucie.


***

Siegfried siedział w małym pokoiku na poddaszu. Karczma, w której się zatrzymał była dość obskurna, ale odwykłemu od wygód biczownikowi to nie przeszkadzało. Siedząc przy drewnianym stoliku szykował się na skromną kolacją, a jego myśli nękane były przez straszne wieści. Oto bowiem, dzień wcześniej- gdy przebywał w odwiedzinach u zaprzyjaźnionego kapłana- zasłyszał historię od której dreszcz wstępował na plecy, a włosy jeżyły się na głowie. Plotki głosiły bowiem, że w nie tak dalekiej osadzie- bez nazwy i oznaczenia na mapie- rozkwitł mroczny kult jakiegoś plugawego bóstwa. Mieszkańcy, jakby ogarnięci amokiem, jęli stawiać po lesie totemy i drewniane figury, którym to oddają cześć. Ponoć skrapiają pogańskie ołtarze krwią zarówno zwierząt, jak i ludzi. Ale nie to było najgorsze. Największy szok wywoływała wieść, że kapłani tej sekty, w swych świętych gajach pokrywają samice dzikich zwierząt, jak również oddają swe kobiety w demoniczne ręce krwawego i dzikiego boga. Z tych bluźnierczych praktyk rodzą się przerażające hybrydy na wpół ludzi, na wpół bestii.

Siegfried wzdrygnął się na same wspomnienie o tym. Jak tylko usłyszał te historie, to od razu podjął decyzję, że musi położyć temu kres. Szybko skontaktował się z oszalałym łowcą czarownic, który został odnaleziony gdy błąkał się po lasach i który przekazał te zatrważające wieści. Łowca tocząc pianę z ust i wywracając oczami zaklinał się, że wszystko to widział na własne oczy i tylko cud sprawił, że udało mu się opuścić osadę i zachować życie. Twierdził, że sam Sigmar chciał aby udało mu się wyrwać z plugawych łapsk kultystów, po to, żeby przekazać o nich wieści. Wyjawił tedy Sigfridowi miejsce położenia osady, a kiedy tylko to uczynił padł martwy, jakoby rażony gromem. De Love widząc to uznał, ze był to znak od samego Młotodzierżcy, spakował sakwę i jeszcze tego samego dnia wyruszył w drogę.

Teraz to, gdy zatrzymała go noc, postanowił odpocząć w przydrożnej karczmie, całkiem już blisko celu jego wyprawy. Okazało się, że jest jedynym gościem, więc nie miał problemów z noclegiem. Skromna izba, w której przyszło mu spędzić noc wyposażona była jedynie w siennik, stół i krzesło, ale to wystarczyło. Darmowa kolacja od karczmarza była miłym i zaskakującym prezentem.

valtharys 13-02-2013 11:27

Skromna izba i tak była ponad to co oczekiwał Sigmarita. W ciszy spożywał swój posiłek rozmyślając nad tym czego się dowiedział. Każda informacja jaką zdobył od łowcy sprawiała, że cierpła mu skóra, choć zastanawiał się ile w tym było prawdy a ile szaleństwa. Nie raz, nie dwa miał do czynienia z mrokiem i Chaosem i nic go już nie mogło zdziwić. Przynajmniej tak sądził. Spojrzał na swój oręż i wiedział że jeśli będzie trzeba wyrżnie cały las byle tylko oczyścić go z niewiernych.
W końcu zjadł ostatni kęs strawy a kufel z winem opróżnił ostatnim haustem. Czuł się dobrze, lecz nie mógł utracić na czujności. Pusty talerz i dzban,wraz z kuflem postanowił znieść na dół a przy okazji zagadnąć gospodarza:

- Dobry wieczór. Rad i wdzięczny jestem za ten posiłek, ale coś pusto u was..czemu to tak ? Przecie jadło macie niezgorsze, pokoje przyjemne..Ludzie czyżby pouciekali z tej okolicy, a może straszy ? - zaśmiał się

Tłusty karczmarz odebrał naczynia, chwytając je serdelkowatymi palcami. Na pochwałę zareagował uśmiechem odsłaniającym żółte uzębienie.
-A no pusto, pusto. - pokiwał twierdząco głową.
-Ludziska nie przychodzą tu od dawna. Boją się. Las ich przeraża. Ten o tu, co go za oknem widać. - wskazał na szybkę, za którą widać było posępny zarys drzew.
-Wyscie już za nocleg zapłacili, więc mogę wam o tym powiedzieć. - Karczmarz wybuchnął śmiechem, kwicząc i parskając niczym wieprz.

Karczmarz zaintrygował Siegfrieda, który zapytał:
- No to mówcie..ciekaw jestem bardzo...ale skoro zanosi się na dłuższą opowieść to może po szklaneczce wina napijemy się - zaproponował

-Nie, ja dziś nie mogę. - Zaoponował gospodarz. - W robocie przecie jestem. Ale wy sobie pijcie, tylko to już nie za darmo. - Po przyniesieniu z kuchni gąsiorka paskudnego wina i wypalanej z gliny szklanicy kontynuował. - Mówi się, że po lasach straszydła ludziów portwają. Ale to głupie bajki. Kto by tam w to wierzył. Ja tu od dziecka mieszkam i dobrze mi się tu żyje. Tylko ruch mały przez te plotki. Musze na boku dorabiać. Wiecie, żeby na swoje wyjść. A wy czego tu szukacie? Dalsza droga jeno przez las wiedzie. Nie boicie się?- Zapytał badawczo.

Sigmarita uśmiechnął się ciepło, co znaczyło że nie wyszczerzył zębów by nie wystraszyć gospodarza. Myślał przez chwilę co by tu odpowiedzieć:
- No to rzeczywiście takie bajki mogą zepsuć interes. Mówicie straszydła...ciekawe...Może się przekonam. Rano chętnie zwiedzę ten las.. Może to prawda..a może to tylko bajki... Ciekawe...Sigmar rozsądzi..Miłych snów gospodarzu - po tych słowach położył na blacie srebrnika i udał się do swego pokoju.
Zamierzał się przespać. Drzwi na wszelki wypadek zastawił krzesłem a broń ustawił tak by mógł ją szybko sięgnąć. Ostrożności nigdy za wiele. Chaos ma wiele twarzy.

Mortarel 13-02-2013 22:38

Zapadłeś w głęboki sen...

Przyśniła Ci się karczma, całkiem podobna do tej, w której zatrzymałeś się na nocleg. Stałeś przed jej wejściem wahając się, czy popchnąć drewniane drzwi. Targał tobą niewytłumaczalny niepokój, jakbyś wiedział, że za nimi jest coś złego i to coś oczekuje twego przyjścia. W końcu zdobywszy się na odwagę pchnąłeś chropowate deski, które ustąpiły ze zgrzytem i skrzypnięciem.

Ujrzałeś izbę, w której poustawiane rzędy stołów i krzeseł odzwierciedlały znajomy Tobie układ. Naprzeciwko wejścia, przy palenisku kominka stała gruba postać mężczyzny, okryta szczelnie długim płaszczem, z kapturem zaciągniętym na twarz. Ogień oświetlał jego sylwetkę, ale mimo to twarz nieznajomego pozostała w cieniu kaptura.

Postąpiłeś naprzód, a dziwny osobnik zdawał się Ciebie nie dostrzegać. Kiedy się zbliżyłeś, mogłeś się przyjrzeć uważniej. Na ruszcie podwieszony był sporych rozmiarów kocioł, w którym bulgotała potrawa przypominająca gulasz. Grubas raz za razem mieszał w kotle swoją chochlą, a kiedy uniósł ją do góry zemdliło Cię jak jeszcze nigdy. Z chochli zwisała ludzka ręka. Stałeś jak sparaliżowany widząc, jak postać odrywa z niej mięso i kroi je na drobne kawałki, a następnie okrasa nimi misę kaszy wraz ze sporą porcją sosu. Twoje nogi odmówiły Ci posłuszeństwa, a krzyk utkwił w gardle. Mogłeś się tylko przyglądać, jak mężczyzna udaje się z miską w kierunku schodów. Zebrawszy siły poszedłeś za nim trzęsąc się ze złości, nerwów i przerażenia. Szedłeś korytarzem, w którym poznałeś drzwi swojego pokoju. Postać zatrzymała się dokładnie przed nimi i wraz z kołataniem zakrzyknęła "Przyniosłem waćpanu kolację, na koszt gospodarza!". Na te słowa zakręciło Ci się w głowie, a ciemność zakryła oczy swoją kurtyną.


Nie wiesz jak długo leżałeś pogrążony w mroku, ale po pewnym czasie nawiedziła Cię kolejna wizja.

Znowu stałeś w tej samej karczmie. Za barem ujrzałeś karczmarza- niskiego, szczupłego mężczyznę- widziałeś go pierwszy raz w życiu. Był on zajęty porządkowaniem mis i szklanic na kredensie. Nagle jego czynność została przerwana. Ktoś wtargnął do izby. Ujrzałeś przerażenie w oczach gospodarza, coś rzuciło Tobą o ścianę. Leżałeś zamroczony, wiedząc, że w izbie rozgrywa się właśnie walka. Kiedy udało Ci się otworzyć oczy i podnieść głowę, zastałeś przed sobą mrożący krew w żyłach widok. Przebite mieczem ciało karczmarza zostało posadzone na krześle dokładnie na wprost Ciebie. Jego oczy pozbawione blasku życia patrzyły się tępo w sufit. Nagle zza karczmarza wysunął się tęgi mężczyzna. Jego ciałem wstrząsały spazmatyczne śmiechy szaleńca, kiedy za pomocą myśliwskiego noża odrąbywał karczmarzowi dłoń. Nagle wszystko zaczęło się rozmazywać i poczułeś, że odpływasz w omdleniu.

Wciąż zmożony mocnym snem leżałeś zemdlony, trzęsąc się nerwowo próbowałeś się rozbudzić, jednak bez skutku. Wtedy przyszedł ostatni sen, którego jednak nie zapamiętałeś.

Obudziłeś się gwałtownie w swoim łóżku, a zimny pot spływał po twoich plecach. Rozejrzałeś się po pokoju nie wiedząc, czy nadal śnisz. Jednak wszystko było w porządku. Uspokoiłeś się widząc, że krzesło zastawia drzwi tak samo jak wczoraj. Widocznie to był tylko koszmar. Przez głowę przemknęła Ci nawet myśl, że może zaczynasz wariować. Zapominając o sennych marach zacząłeś się szykować do dalszej drogi.

Wyjrzałeś przez okno, poranek był chłodny i mglisty. W oddali straszyła zaś czarna linia drzew. Momentalnie przypomniałeś sobie o wczorajszych opowieściach i poczułeś dreszcze.

Zszedłeś na dól nie napotykając nikogo. Główna izba karczmy była pusta. Zniknął tez wszelki ślad po gospodarzu. Nie pomogły nawet nawoływania. Poczułeś w swym sercu niepokój. Kręcąc się po pomieszczeniu dojrzałeś przy kominku osmalony kociołek. W jednej chwili przypomniałeś sobie swój sen i poczułeś mdłości i ścisk w żołądku. W tej samej chwili skrzypnęły tylne drzwi. Zerkając przez nie wyjrzałeś na drogę, która biegła przez łąkę i znikała w lesie. Zimny powiew wiatru dostał się do izby przynosząc ze sobą garść jesiennych liści...

valtharys 14-02-2013 10:54

Sny mają to do siebie, że często bywają prorocze. Siegfried gdy się obudził miał złe przeczucia. Oj coś mu w krzyżu mówiło, że ten dzień będzie zły i niefortunny. Ubrawszy się i sprawdziwszy że oręż nadal będzie "mu wierna" zszedł na dół. Tam zastał koszmar. W brzuchu zaczęło go skręcać, a gniew ogarniał jego ciało. Usta chciał zacisnąć lecz "urojony" smród zaczął sprawiać, że Siegfried począł coraz szybciej oddychać łapiąc coraz więcej powietrza. Nic nie było już normalne.

- Chaos...Czuję Cię...Przygotuj się bowiem idzie po Ciebie sługa Sigmara - mruknął sam do siebie

Wybiegł z karczmy. Nie mógł przebywać w tym siedlisku zła i plugastwa. Może to były tylko nocne mary, lecz ..co jeśli nie. Potrząsnął głową. Nie mógł i nie chciał o tym myśleć. Ruszył ścieżką trzymając oręż w dłoniach. Oczy można by powiedzieć płonęły mu gniewem. Słusznym gniewem. Zimny powiew wiatru rozwiewał mu włosy, a na jego piersi zwisał luźno wisiorek z symbolem Sigmara. Czas odwiedzić las. Jeśli trzeba będzie puści go z dymem wraz z plugastwem, które się tam zagnieździło.

Mortarel 17-02-2013 13:08

Czarna sylwetka lasu przybliżała się z każdym krokiem. Potężne drzewa o ciemnej korze pięły się wysoko ku niebu, a ich gałęzie przybierały najróżniejsze kształty i rozmiary. Co więcej okazało się, że cały teren jest podmokły, tworząc zdradzieckie bagna i moczary.

Sigfried piął się drogą, która biegła szczytem grobli, a mgliste opary zdawały się rozlewać niczym mleko. Po niecałym kwadransie granica lasu została przez niego osiągnięta. Z bronią w pogotowiu mężczyzna rozejrzał się dookoła. Na najbliższym od drogi drzewie dostrzegł upiorny symbol. Przybita do pnia czaszka jakiegoś zwierzęcia i dwie skrzyżowane ze sobą kości piszczelowe stanowiły wymowny wyraz tego, co może czekać śmiałka, który przekroczy symbol graniczny.

Sigfried był jednak człowiekiem, którego niełatwo było zastraszyć. Plując na totem ruszył ostrożnie przed siebie z wyciągniętym mieczem.

Las był ciemny i ponury. Po obu stronach drogi ciągnęły się bagniska. Co więcej, co kilka kroków napotykało się na kolejne totemy wykonane z kości zwierząt, ludzi i kawałków drewna. Kilka razy Siegfried natknął się równie z na dziwnego rodzaju stosy kamieni, które oblane czerwienią krwi przywiodły mu na myśl ołtarze ofiarne dla mrocznych praktyk. Z głębi puszczy dobiegały co jakiś czas przedziwne odgłosy. Jęki i dzikie wrzaski, które nie przypominały dźwięków wydawanych zarówno przez zwierzęta jak i przez ludzi.

Siegfriedowi zdało się,że chodzi po lesie już niemal godzinę. Jak dotąd nic mu nie przeszkadzało w jego wyprawie, a droga biegła prosto. Wtedy to z oddali dostrzegł skrzyżowanie dróg, a na jego środku wielki, drewniany totem przypominający czarnego ptaka. Totem był wielkości samego Siegfrieda, z dwoma rozłożystymi ramionami przyozdobionymi piórami ptaków. Maska totemu wykonana z kości przypominała ptaka z ogromnym dziobem. Siegfried zbliżył się przestępując kamienną linię kamieni biegnącą w poprzek drogi.

Od skrzyżowania odchodziły trzy odnogi, na północ, wschód i zachód. Siegfried przyszedł z południa. którą drogę wybrać? Kiedy biczownik zastanawiał się nad tym, nagle dostrzegł ruch kątem oka i stanął zamurowany, oto bowiem totem poruszył się i wydał z siebie dźwięk.

-Czego szukasz człowieku na mojej ziemi? - Zapytał totem. -Czyżbyś nie wiedział czyim domem jest to miejsce?

valtharys 18-02-2013 11:37

Strach. Od wielu lat Sigmarita nie pamiętał czym on jest. Wiara wypełniała jego serce, i nią kierował się w życiu. Wierzył w Młotodzierżcę i jego przykazania stały się dla niego "sensem" życia. Widział nie jedno; osady palone przez zwierzoludzi, czarownice rzucające zaklęcia, czy mroczne potwory wyłaniające się z mroków lasu lecz nigdy Siegfried nie bał się. Wiedział że jego życie, choć może nie bez błędów, było w gruncie rzeczy dobre.

Stał teraz przed kolejnym wyzwaniem. Spoglądał wzrokiem pełnym pogardy na poruszający się totem. Pogarda i gniew zastąpiła zaskoczenie, bowiem tylko takim uczuciem umiał obdarzyć Sługusów Pana Zmian. Korbacz był już w rękach Biczownika, który nie zamierzał rozmawiać z tym czymś. Konwersację zamierzał przeprowadzić w sposób pacyfikacyjny, czyli korbaczem w ryj.

Mortarel 18-02-2013 12:29

Uniosłeś swój korbacz szybkim i gwałtownym ruchem. Bez chwili zastanowienia runąłeś do ataku z bojowym okrzykiem na ustach. Bijak twego kiścienia uderzył z trzaskiem w drewno totemu gruchocząc kawałek kory. Totem zatrząsł się i zaśmiał cichym chichotem. Nagle jedno jego ramię, które wydawało się sztywne i nieruchome zgięło się z zadziwiającą szybkością. Kompletnie zaskoczony Sigfried - szybkością i zwinnością, jakby się zdawało topornego przeciwnika - w ostatniej chwili uchylił się przed ciosem belki. Pierzaste skrzydło totemu ledwo smagnęło mu twarz, ale to wystarczyło. Zdradziecko ukryty w ptasim puchu szpon rozdarł skórę na policzku walczącego.


Siegfried cofnął się z przekleństwem na ustach. Rana piekła i szczypała, jednak to nie mogło powstrzymać biczownika. Uniósł korbacz ponownie, jednak jego ruchy zdały się wolniejsze. Spojrzał w stronę totemu, który mienił się czerwienią krwi. Teraz zdawał się o wiele większy niż poprzednio. Z jego skrzydeł jęły wylatywać złowrogie kruki skrzecząc i dziobiąc Sigfrieda. Wojownik starał się je opędzić. Wszystko wirowało w rytm chichotu totemu. Nasiliło się dudnienie w uszach, a krew uderzyła do głowy mężczyzny. Niebo przybrało szkarłatny kolor, a drzewa chyliły swe gałęzie aby pochwycić ludzkiego przeciwnika. Tocząc zieloną piane z ust Siegfried zakręcił się na nodze, łapiąc równowagę ostatkiem sił. Przewrócił się na ziemię a wszystko pogrążyło się w ciemności.

Biczownik nigdy nie dowiedział się ile pogrążony był w śnie wywołanym trucizną. Zbudził się z potwornym bólem głowy. Jego ręce drżały, a rana na policzku paliła ogniem. Wstał otrzepując się z brudu. Definitywnie znajdował się pod ziemią. Uwięziono go w wydrążonej w twardej glebie grocie. Naprzeciw niego znajdowały się zaś zakratowane drzwi, przez które wpadał nikły promień światła z łuczywa palącego się w korytarzu.

Siegfried zdał sobie sprawę, ze został ograbiony ze wszystkiego co posiadał. Pozostawiono mu tylko lnianą koszulę i portki. Pobity i uwięziony biczownik z rozpaczą pomyślał, że jego koniec jest już blisko.

valtharys 19-02-2013 15:26

Ból przeszył jego ciało. Przegrał? Nie!!!!! Chciał krzyczeć. Drzeć się lecz musiał oszczędzać siły. Zaczął rozglądać się po grocie, która niechybnie stać się może jego grobem. Także dokładnie zamierzał sobie obejrzeć kraty, czy są wytrzymałe czy też może wystarczy je pchnąć. Chodził i szukał wyjścia. Wielu ludzi uważało go za psychopatę, który rzuca się na wroga bezmyślnie. Czasem tak było. Teraz zamierzał użyć rozumu i modlić się do Sigmara o cud.

Obszedł jaskinię dookoła brodząc po kostki w luźnym piachu, którym obsypane było klepisko. Grota miała nieregularne kształty, jednak w pewnym miejscu uwagę więźnia przykuł dziwny otwór w ścianie. Wyglądał jak początek korytarza, jednak kończył się ścianą. Podszedł więc do krat i zaczął je szarpać. Były zamknięte, a ich solidna budowa uniemożliwiała ich wyważenie. Przyjrzał się zamkowi, był bardzo prostej i prymitywnej konstrukcji, wystarczyłoby przekręcić czymś w środku...
Przyjrzał się też tunelowi za kratami. Był to prosty korytarz od którego odchodziło więcej krat. Chyba był to rodzaj więzienia.Nagle usłyszał przyciszony głos. Być może wybawienie.

-Hej, ty tam! Ciebie też porwali?- Spojrzał w kraty celi mieszczącej się naprzeciw twojej i dostrzegł błysk oczu jej lokatora.

- Tak. Kim jesteś ? Jak Cię zwą - zapytał Sigmarita - Jak długo tu jesteś ?

- Nazywam się Otto i jestem rolnikiem. Porwali mnie kilka dni temu jak pracowałem przy lesie, miałem tam swoje pole. - Odpowiedział. - A ty, coś za jeden?

- Siegfried.. Jestem Sigmaritą. Doszły mnie słuchy że tu Chaos się panoszy i przysłano mnie bym sprawdził. Wielu jest takich jak Ty? - kolejne pytanie padło

-No to żeś sprawdził! Dałeś im się złapać. Wczoraj w celi obok siedział jeszcze jeden, ale go zabrali. Z tego co mówił przychodzą co kilka dni i zabierają takiego nieszczęśnika na górę. Boję się, że będę następny. Pomóż mi, musimy stąd uciec! - rzekł błagalnym głosem.

- Masz przy sobie coś metalowego, drut lub coś w ten deseń ? - nadzieja w głosie się pojawiła
- Niestety - odparł ze smutkiem w głosie- spróbuj przeszukać swoją cele, może coś znajdziesz. Czasem więźniowie zakopują takie rzeczy. ja u siebie sprawdziłem wszędzie gdzie się da i nic.

Sigmarita nie mając nic lepszego do roboty zaczął raz jeszcze przeszukiwać cele, odgarniając piasek w którym brodził po kostki. Miał czas, a właściwie nie miał go. Musiał wymyślić jak się wydostać.

- Dostawałeś coś do jedzenia w ogóle czy nic. - zapytał jeszcze nie przestając grzebać w piachu.

-O tak! Karmiono nas tu i to bardzo. To chyba jedyna dobra strona pobytu tutaj. Dwa śniadania, obfity obiad, podwieczorek, kolacja. Tłusto i smacznie, przytyło mi się tu przez te kilka dni i to znacznie. - Odparł zadowolony chłop.

Po niecałym kwadransie szukania natrafił na coś ręką. Był to sporych rozmiarów kamień. Trochę się namęczył zanim udało mu się go wygrzebać z twardej ziemi. Kamień kształtem przypominał młot. Nie udało mu się rozwalić zamka, pomimo iż kilkukrotnie uderzał "znaleziskiem" w niego. W czasie dalszego szukania uwagę Siegfrieda coraz bardziej przyciągała wnęka w celi. Kopiąc w jej pobliżu natrafił na twarde grudki, które wyraźnie różniły się od występującego tu piachu i ziemi. Przypominały stwardniałą zaprawę murarską. Więzień wszedł maksymalnie do tej wnęki i zaczął potem uderzać w jej ścianę kamieniem. Pierw coś w rodzaju skrobania a potem krótkie i szybkie uderzenia, tak by nie zniszczyć łupu.

Zeskrobawszy zaschniętą glinę, jego oczom ukazała się murowana z polnych kamieni ściana. Uderzając w nią znalezionym głazem, skruszył ją niczym młotem. Zwietrzała zaprawa szybko puściła. Udało się nawet wybić spory otwór. Po drugiej stronie zionął swą ciemnością długi i kręty tunel.

-Nie wiem co tam robisz, ale lepiej przerwij. Chyba słyszę strażnika. Pora obiadu.- Zawołał współwięzień

Siegfried przestał kopać i wyszedł. Otrzepał się a kamień schował we wnęce. Sam usiadł przy kratach ze spuszczoną głową, by wyglądać jakby oczekiwał na niechybny koniec. Był ciekaw jak wyglądał strażnik, lecz miał już podstawę do tego by uciec. W tej beznadziejnej sytuacji pojawiał się promyczek nadziei. Oby Sigmar tylko mu sprzyjał.

Mortarel 21-02-2013 22:32

W tym samym momencie, w którym usiadłeś przy kratach, zza rogu tunelu wyłonił się strażnik. Jego przygarbiona sylwetka kołysała się gdy kuśtykał w stronę krat. Przed sobą niósł glinianą misę jadła. Zatrzymał się przy celi i zmierzył Sigfrieda wzrokiem, następnie bez słowa sięgnął do misy i przez małe drzwiczki w kracie wsunął tackę z pieczonymi udkami kurczaka, gęsim smalcem, serdelkami, serem i pajdą chleba. Porcja była tak duża, że starczyłaby dla kilku osób. Do picia zaś było kwaśne mleko. Na sam widok i zapach jedzenia poczęła cieknąć Ci ślina. Następnie strażnik odwrócił się bez słowa i odszedł.

Wtedy to usłyszałeś lament i płacz Otta.
-Nic mi nie dał. Nie dostałem jedzenia. Już po mnie. - Zawodził. - Jestem następny. Skoro już mnie nie karmią, to zabiorą mnie dziś, najdalej jutro. Nikt już nie wraca. Musisz mi pomóc! - Krzyknął do Sigfrieda. -Widziałem i słyszałem co tam robisz. Robisz podkop. Weź mnie ze sobą. Uratuj mnie! - Słuchałeś ze zdziwieniem na twarzy. Nawet ty nie byłeś w stanie dostrzec przez mrok dziury we wnęce, a Otto zobaczył ją i to z sąsiedniej celi.

valtharys 22-02-2013 10:41

"Dziwne, skąd on o tym wie" - pomyślał, lecz wiedział, że sytuacja jest coraz gorsza. Nie zamierzał jeść posiłku, nie ufał im. Nie ufał nikomu. Stare nawyki wracały. Twarz Sigmarity stężała, a on sam zaczął myśleć. “Strażnik miał klucz, pałkę. Można by spróbować, ale jeszcze nie teraz. Pierw przekopmy się, potem zobaczymy co będzie..sytuacja się rozwijała. Niby jak będzie podchodził można by spróbować sięgnąć go przez kraty i jebnąć go o nie. Ryzykowne ale inaczej i tak zginę”

- Cicho..inaczej obaj umrzemy - syknął - Co ile tak przychodzą ? - zapytał jeszcze

- Przychodzą tylko w porach posiłków. Teraz był obiad, więc wrócą za parę godzin z kolacją. Czasem też zerkają tu w nocy, lub gdy usłyszą hałas. - Odpowiedział Otto.

- Rozumiem. To daj znak, gdy zaczną się pojawiać - odpowiedział a potem spróbował rzucić jedzenie “więźniowi” - Masz. Jedz. Powiedz mi jeszcze...jak przychodzą zabrać was to w ilu ? - zapytał

Począł potem znów kopać. Nie miał czasu.Znów pracował w pocie czoła. Znów skrobał powoli. Wszystko zależało od niego samego i woli Sigmara. Nie liczył że Bóg “pstryknie palcami i będzie wolny”. Musiał sam sobie wolność wywalczyć. Udowodnić że jest godzien mienić się Synem Sigmara.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 10:22.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172