Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 25-02-2013, 19:54   #11
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
- Szanowna Pani - Hans odrzekł niemal instynktownie , kłaniając się głęboko i nie ośmielając się zbyt długo wpatrywać w twarz szlachcianki. Co prawda nie wiedział nic o hrabinie - i przez to w ogóle zdecydował się na nią spojrzeć, jednak wiedział co nieco o szlachcie - a ta nie lubiła dłuższych, wyzywających spojrzeń, szczególnie ze strony plebsu.

- Widzieliśmy jeno, jak owa szlachetna pani kryjąca się pod łachmanami, próbowała dostać się do miasta. Chcieliśmy jej w tym pomóc i ... - Hans zamyślił się na chwile próbując dobrać odpowiednie słowa, widząc jednak niejednoznaczne spojrzenie hrabiny połączone z dziwnym wyrazem twarzy na wieść, iż obcy tak łatwo przejrzeli osobę kryjąca się pod łachmanami, nie pozwolił sobie na dłuższe niecierpliwienie hrabiny -
My znaczy się chcielibyśmy pomóc w miare naszych możliwości, w czymkolwiek by pomóc tak szlachetnym Paniom można, bo coś widzi mi się, że choćby i z ową wiadomością lub z czymkolwiek ta szlachetna Pani próbowała się do hrabiny dostać, wyszły problemy których dwójka czy trójka zwykłych podróżnych zapewne by nie miała.

Hans robiąc lekki krok w tył z ponownym ukłonem zaproponował

- Jeśli więc tylko w czymkolwiek można by służyć przy tym zarabiając na ile tylko hojność szlachetnej damy zezwoli, jestesmy skłonni i chętni, jeśli zaś nie ... to nie będziemy szlachetnym panią zajmować już ni chwili i oddalimy się do miasta , za waszmości pozwoleniem .

Hans czekł na reakcje hrabiny, mając nadziejęm, że nie przesadził z czymkolwiek. Przez moment zastanawiał sie nawet czy ujawnienie swej wiedzy odnośnie osoby w łachmanach będzie mądrym posunięciem, uznał jednak, że jesli hrabina ma ich zatrudnić, to musi wiedzieć, iż nie sa głupi a także, iż są godni zaufania ... w końcu wiedząc o statusie łachmaniary, nie wydali jej. Nie zmieniało to faktu, że Hans czekał z napięciem na łaskę lub karę, którą owa hrabina z pewnoscią była władna wymierzyć. W duchu dziękował też tym nielicznym spotkaniom ze szlachtą z którą miał do czynienia prowadząc interesy ojca. Dobrze wiedział, że bez nich nie wiedziałby nawet jak się do hrabiny odezwać, miał tylko nadzieję , że dochował etykiety, której nauce de facto nigdy nie poswięcał swojego czasu.
 
Eliasz jest offline  
Stary 28-02-2013, 19:12   #12
VIX
 
VIX's Avatar
 
Reputacja: 1 VIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumny
Helvgrim musiał przyznać w duchu że nie tego się spodziewał. Chciał uniknąć spotkania z arystokratką, a tu masz, człek o imieniu Hans, właśnie to miał w zamiarze i nie tylko...po głowie mu chodziła jeszcze praca dla niej. Krasnolud mruknął pod nosem zniesmaczony, ale cóż, słowo się rzekło. Człeka na kufel zaprosił i nie wypadało teraz zaproszenia cofnąć.

***

~ Veronika von Helstein, kim była u licha ta ludzka kobieta i cóż mnie to obchodzi, tak po prawdzie? Zastanawiał się Helvgrim. ~ Oj, cosik czuję że nic dobrego z tej znajomości temu młodzieniaszkowi nie przyjdzie...a i mnie pewnikiem też. Kontynuował myśl khazad. Chwil kilak później oczom krasnoluda ukazała się kobieta która mogła być tylko ową wspomnianą panią Veroniką. Szaty które miała na sobie, zbliżająca się ku bramie kobieta, były zacne i daleko bardziej niż nieodpowiednie jak na samotne wyprawy na podmurze. To wiedział nawet tak nieobeznany krasnolud z północnych rubieży jak Sverrisson. Biżuteria która zdobiła szyję, nadgarstki i palce owej kobiety nie były byle błyskotkami z miejskiego targowiska. Helvgrim wiedział że jedynie za jeden jej pierścień mógłby z Rondelkiem kwaterować się w Grunheim długo...bardzo długo.

- Tak więc wygląda dama? Półgłosem rzucił krasnolud do Hansa. - Nigdym takiej nie widział. Wygląda jak szkatuła Zarina Chciwca. Ktoś może jeszcze gotów ją od tych błyskotek odciążyć.

Już z daleka, Helvowi nie spodobało się spojrzenie młodej szlachcianki. Wydawała się być wyniosła i zarozumiała, zdecydowanie zbyt bardzo jak na kogoś kto nie nosi ni brody ni topora. Helvgrim skrzyżował przedramiona na torsie i zmrużył oczy. Czekał na niepochlebne słowa pod swoim adresem. Jednak ku zdziwieniu khazadzkiego gońca...nie nadeszły one. Pytanie zadane przez młodą niewiastę było krótkie i rzeczowe...iście krasnoludzkie.

- A wy? Pytanie szlachcianki wyrwało Helvgrima ze zdziwienia. Hans jednak, jako człowiek pewnie bardziej był obeznany z takimi pannami, więc i jako pierwszy słowo zabrał. Wpierw jednak, człowiek ukłonił się. Helvgrim przypatrywał się temu z zaciekawieniem, nie w głowie mu było kłaniać się przed człowiekiem, a do tego kobietą. Pani Veronika jeszcze sobie na ten zaszczyt, w oczach krasnoluda, nie zasłużyła. Słowa Hansa były dziwne, jego ton, jego uniżenie, zdziwiło to Helvgrima. Choć Sverrisson był z dzikiej północy to rozumiał czym jest szlachectwo, wszak i w salach krasnoludzkich królestw znana była królewska krew. Jednak khazadzi nigdy nie zmieniają się w zachowaniu czy mowie, nawet przed królem.

~ Takie widać tu obyczaje panują. Przytomnie pomyślał Helvgrim. Sam nie miał zamiaru tak postępować jak Hans, Imperialana etykieta była mu obca, zresztą nawet gdyby chciał to nie wiedziałby jak naśladować młodego awanturnika. Przemówił zatem do arystokratki, na swój prosty, khazadzki sposób.

- Jam jest Helvgrim z Akhar. Ten zacny mąż to Hans Hohenzolern. Tyś jest pewnikiem pani Veronika? Jeśli tak, to wiedz mości panienko że ów kobieta... Tu Helv wskazał okrytą łachmanami kobietę. -... nie jest tym raczej za kogo się podaje. Po pierścieniu i innych błyskotkach poznać to można. Zważaj zanim do niej bardziej się zbliżysz. Helvgrim wszedł nieco przed Veronikę, tak by od niewdzięcznej kobiety ją chronić gdyby tamta zamiar miała nieczysty.

- Jeśli wiedzieć chcesz co nam do tej tu sprawy, to powiem że nic zupełnie. Jeno widzać było że kobieta w potrzebie była, to Hans obecny tu oraz mój przyjaciel bliski Niklaus oraz ja z pomoca jej przyszliśmy. Potraktowała jednak ona naszą pomoc jak zarazę i zdzieliła złym słowem. Tyle tylko tu zaszło tak po prawdzie. Po słowach tych, Helv wyprostował ramiona i przyjął bardziej przyjazną oku postawę.
 
VIX jest offline  
Stary 01-03-2013, 16:30   #13
 
Mortarel's Avatar
 
Reputacja: 1 Mortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputację
Niklaus biegł tak szybko do miasta, że o mały włos, a napytałby sobie biedy. Oto bowiem, gdy wiedziony myślą o rychłej kolacji wyciągał przed siebie jak najdalej nogi, aby w szybkich susach dostać się na targ, o mały włos nie wpadł na wysoko urodzoną panią. Dopiero w ostatniej chwili, spostrzegłszy co mógłby zmalować, wyminął szlachciankę w zwinny sposób. Zaraz też skłonił się w pas i z przepraszającym słowem na ustach prosił o wybaczenie. Tedy to, tłumacząc się rychłą sprawą, popędził dalej.

Dotarłszy na targ pomiarował, że niemal wszystkie kramy są już zamknięte. Nic w tym dziwnego, zważywszy na późną porę. Niziołek sposępniał na twarzy, wiedząc, że dziś nici z kiełbasy, na którą to wielką miał ochotę. Mając już odchodzić spostrzegł, że jeden z kupców nie całkiem swe stoisko zwinął. Przybliżywszy się Niklaus poznał sędziwego wiekiem straganiarza z paskudną blizną na twarzy, u którego nie raz już sprawunki robił.

Okazało się, że szansa na kolację nie zniknęła całkiem z horyzontu. Rondelek obejrzawszy towary stwierdził jednak, że chleb jest czerstwawy, a jaja wyglądał jakby na mniejsze niż zazwyczaj. Tedy to słysząc cenę jego zdaniem za wysoką starał się utargować ile się da.

-Drogo, jak za czerstwawy chleb. - Raczył zauważyć. - A i jajka chyba od młodych kurek, bo od pięści mej mniejsze. - spostrzegł.
-Dajcie mi trzy bochenki chleba i tuzin jaj dobrodzieju - rzekł starcowi - w zamian jeno dziesięć pensów mogę dać. I tak stragan już zwijacie, lżej do domu będzie wam wracać, a i dodatkowy pieniądz w garści będzie. Na swoje i tak wyjdziecie. - Przekonywał.

-Kto wam jutro, do reszty czerstwy chleb kupi, a i widziałem u innych większe jaja w tej samej cenie co u was. Przystańcie na mą ofertę mając w pamięci poprzednie nasze targi i ze wzgląd na obietnicę dalszych u was zakupów. - Targował Niklaus.

-Dam i wam przy tym okazję na dodatkowy zarobek. - Niziołek wcisnął w garść staruszka dwa pensy. - O mały włos,w drodze tutaj, wpadłbym na pewną szlachciankę. - Rondelek ze szczegółami opisał zajście pod bramą i wygląd szlachetnej pani, o której mówił. - Pewnie wiecie coś na jej temat. Podzielcie się ze mną tą wiedzą. Jesteście w sędziwym wieku i zapewne pamiętacie niejedno z przeszłości - nakłaniał staruszka - no i oczywiście jako kupiec wiecie, co się mówi na mieście. Przeto targowisko to główne miejsce plotek i wieści. - Zauważył. - Znacie którąś z opisanych pań? - Jeśli tak, to Niklaus już szykował się na wydobycie od kupca jak największej liczby szczegółów. Z wielkiej też swej ciekawości chciał wypytać o herb szlachetnej pani. W końcu dzięki swej pasji posiadał rozeznanie w heraldyce.
 

Ostatnio edytowane przez Mortarel : 01-03-2013 o 18:39.
Mortarel jest offline  
Stary 03-03-2013, 15:44   #14
 
Yaneks's Avatar
 
Reputacja: 1 Yaneks ma wspaniałą reputacjęYaneks ma wspaniałą reputacjęYaneks ma wspaniałą reputacjęYaneks ma wspaniałą reputacjęYaneks ma wspaniałą reputacjęYaneks ma wspaniałą reputacjęYaneks ma wspaniałą reputacjęYaneks ma wspaniałą reputacjęYaneks ma wspaniałą reputacjęYaneks ma wspaniałą reputacjęYaneks ma wspaniałą reputację
Kobieta wysłuchała słów człowieka i krasnoluda z uwagą. Jej wyraz twarzy nie zmienił się, świdrowała wzrokiem na zmianę jednego, potem drugiego, a potem znowu pierwszego. Jej wzrok ani razu nie padł na kobietę w łachmanach stojącą obok. Dłoń drgnęła, delikatnie skierowała się w kierunku pasa, gdy khazad wszedł pomiędzy dwie panie. Te kilka sekund po zamilknięciu krasnoluda dłużyło się niemiłosiernie. W końcu, wzrok pani Veroniki nieoczekiwanie rozmarzył się. Widać było wyraźnie, że na ułamek sekundy odeszła myślami od całej tej sytuacji. Było to niemal niezauważalne, ale jednak stało się. Od razu jednak powróciła do swego chłodnego, kamiennego wyrazu twarzy.
- Pomóc! - powiedziała wyraźnie, po czym zaczęła chichotać w niepotrzebnie chamski sposób - Mam więc uwierzyć, że chcieliście POMÓC żebraczce wejść do miasta! Niechby mnie licho wzięło, ale zdajecie się być podłymi kłamcami. Szczęściem waszym, że jestem dzisiaj w dobrym humorze, inaczej w tej chwili maszerowalibyście na szafot za te podłe wymysły. - teraz jej ton idealnie pasował do wyglądu. Każde słowo wbijało się w wasze uszy niczym sztylet, igła po igle kłuła, a echo jej słów odbijało się w myślach po tysiąckroć.
- Pan, młody panie... Tak, panie... Hans? - zwróciła się do człowieka imiennie, co wyraźnie zaskoczyło wszystkich zebranych. Zdziwienie nie ominęło kobiety w łachmanach, która spojrzała na panią Veronikę całkowicie zaskoczona. - Nie co dzień spotykam tak odważnych i bezczelnych młodych mężczyzn. Pańskie słowa były iście... - zamyśliła się ponownie, oczy znowu uciekły w niebyt, jednak i tym razem na jej twarz powrócił znajoma, nieprzejedny wyraz. Nie dokończywszy zdania, zwróciła się do krasnoluda.
- Waż słowa bardziej umiejętnie, Helvgrimie, synu Svergrima. Nie rozmawiasz z byle kim, i gdzie twe maniery? Usuńno się z drogi, nim cię moim ludziom na piki nadziać każę. - rzekła, patrząc khazadowi prosto w oczy. Jej wzrok bombardował oczy Helvgrima z zadziwiającą siłą. Nie było wiadome, czy hrabina trudniła się niegdyś jakimiś czarami, czy to jej pozycja i szlachetna krew powodowały takie, a nie inne efekty przy bezpośredniej rozmowie. Błękit jej oczu, idealnie zgrywający się z jej ubiorem, wywołał piorunujący efekt na krasnoludzie, który momentalnie odsunął się z drogi szlachcianki. Jego twarz zdradzała przerażenie i niepewność.
- Nie wiem, mości panowie, kim jesteście ani po co tu się znaleźliście. Spełniliście swe zadanie, napytaliście sobie kłopotów, mało brakuje, abyście nie wyszli stąd cało. Miejcie na uwadze, z kim macie do czynienia. Macie tu po złotniku - sięgnęła do swego mieszka, wyciągając dwie złote korony i rzucając je na ziemię, dodała - I udajcie się prędko do karczmy na, zapewne zasłużony, odpoczynek. To na zachętę, młody panie - dodała, spoglądając ponownie na Hansa - Oby odnalazł się pan w mieście Grunheim. Do, być może, widzenia. - zakończyła swą wypowiedź, kładąc ciekawy nacisk na słowo "odnalazł". Właśnie to słowo odbijało się w waszych myślach kolejne kilka razy.

Dziwną osobą musiała być pani Veronika. Po niecodziennej rozmowie, bez słowa wyjaśnienia, w rzeczywistości nie udzielając ni to reprymendy, ni to pochwały, a na pewno nie informacji, odwróciła się w stronę bramy, i weszła do miasta. Co było jeszcze ciekawsze, odziana w łachmany kobieta poszła obok niej, ani przed nią, ani za nią, lecz jak równa z równą - obok. Strażnicy nie odważyli zatrzymać się żadnej z nich, i, za wstawiennictwem hrabiny von Helstein, żebraczka dostała się do miasta.

Hans
Co jest, na bogów?! - pomyślałeś, gdy obydwie kobiety znalazły się za murami. Jeszcze zanim odeszły, próbowałeś czym prędzej przeanalizować mowę pani Veroniki. Udało Ci się jedynie wywnioskować, że jesteś bogatszy o złotą koronę, i kolejne pytania i niepewności. Nie udzielono Ci żadnej informacji. Zaciekawił Cię przyjazny ton hrabiny wobec Twojej osoby, oraz jej wzrok, uciekający co chwilę gdzieś poza doczesność, rozmarzony i tak samo tajemniczy, jak sama pani Veronika. Każdej z jej słów odbijało się wielokrotnie w Twych myślach. Jej głos, choć delikatny, iście szlachecki, forsował wypracowaną przez lata życia u boku ojca-kupca odporność na mowę szlachecką, nie napotykając żadnej bariery. Po chwili łowiłeś każde jej słowo, oczekując następnych. A jej bezpośrednie zwrócenie się do Ciebie, po imieniu, niemalże przyjazne, upewniło Cię w przekonaniu, że prędzej czy później uda Ci się ponownie z nią porozmawiać. Tym razem w stosunku pracownik-pracodawca. Jej słowa rozbudziły w Tobie nadzieje na lepsze jutro, a pierwszym znakiem było wzbogacenie się o jedną złotą koronę, na którą połowa dzisiejszego świata musiała harować przez wiele dni i nocy. Wspomniałeś jej ostatnie słowa. Oby odnalazł się pan w mieście Grunheim, tak to było. Ponownie usłyszałeś te słowa w myślach, ponownie wybrzmiało mocno wypowiedziane odnalazł. Czyżby nadszedł czas na zadanie się z wyższą szlachtą?

Helvgrim
Diabelskie sztuczki rodem z mroku i splugawienia! - krzyczał krzepki krasnolud w Twych myślach. Jak mogłeś tak łatwo dać się omamić jakiejś ludzkiej szlachciance? I dlaczego każde z jej słów tak długo pozostawało w Twojej głowie? To nie mogły być magiczne sztuczki. My, khazadzi, nie ulegamy gusłom. - powiedziała Twoja świadomość, wypierając możliwość magii i jakichś dziwnych uroków. Tylko skąd pani Veronika znała imię Twojego ojca, skoro jej tego nie zdradziłeś? Miałeś mętlik w głowie, która na to wszystko dodatkowo Cię rozbolała. Z radością jednak obracałeś imperialną koronę w dłoniach. Twoj nowy kolega, Hans, wyglądał na tak samo zdziwionego jak Ty. Szybko odzyskałeś zdolność normalnego myślenia, gdy młodzian cały czas rozmyślał nad tym, co się właśnie stało. Obserwowałeś, jak efekt starań ostatnich kilkudziesięciu minut wędruje w kierunku miasta u boku bogato ubranej kobiety. Mimo zdenerwowania tym, do czego doszło, nie miałeś poczucia straconego czasu. Poczułeś na własnej skórze, czym jest spojrzenie wpływowej osobie prosto w twarz. Oczami wyobraźni znowu zobaczyłeś jej kamienną twarz, błękitne oczy przewiercające się aż do wnętrza czaszki. Zadrżałeś na samą myśl o tym, że ktoś mógłby znowu tak na Ciebie spojrzeć. To nie było nieprzyjemne uczucie. Nie było też obojętne Twej twardej postawie wobec każdego, kogo w życiu spotkałeś, jednak sama myśl przywołała obce Ci uczucie strachu i niepewności.

"Rondelek"
Niechaj będzie, macie jeno rację, kto zechce nieświeże pieczywo jutro spożywać... - rzekł staruszek, biorąc od Ciebie 12 pensów, i wręczając Ci zamówione towary.
Chodzi ci miły kolego o panią Veronikę von Helstein zapewne. Zła to pani, Rondelku, pechaś miał żeś na niom wpadł, ona pamięta każdego, i każdy na swoj sposób karę ponosi. Jeśli byś jom kiedyś spotkał raz jeszcze, nie waż się w oczy spojrzeć, bo zabije! Jak bazyliszek! - powiedział handlarz, zbliżając się do Ciebie. Ostatnie słowa wypowiedział dobitnie i wyraźnie, a w jego oczach dostrzegłeś nutkę szaleństwa. Czyżby i on niegdyś spojrzał w oczy pani Veronice?
Ona jest żonom tutejszego pana straży, ale opętała go czy co, nie wiem, strażnicy jej słuchajom jak psy pana swego. Kidyś mówiono, że się z mrocznymi potengami zbratała, lecz kto słyszał, by tak pikna i pobożna panienka z plugastwem przystawała?
Słysząc, że starzec nie ma już za bardzo ochoty więcej mówić o pani Veronice, ponowiłeś pytanie o kobietę w łachmanach.
Ni znam tego babiszcza, Rondelku. Mówisz przeto, że ta stara na paniom Veronike czekała? I że do niej wychodziła przez bramę? Ciekawe to słowa, nic jednak na nie nie poradzim. Ja się od guseł i możnych ludziów trzymie z daleka. Życie mi miłe, i choć niewiele mi go już zostało, to nie chce stracić go na stryczku, uprzednio storturowany przez strażników, i tobie, Rondelek, radzę to samo! Nie wychylaj się, bidny zostaniesz, ale przeżyjesz. Bogaci żyją wspaniale, ino krótko i intensywnie. - zakończył starzec. W jego głosie dosłyszałeś troskę, ale i niezwykłą mądrość, jaką rzadko słyszałeś z ust ludzi, zwłaszcza prostych i ubogich.
Próbowałeś przypomnieć sobie wszystkie informacje odnośnie nazwiska von Helstein, jednak próżne były twe wysiłki. Nie skojarzyłeś ani nazwiska, żadnej twarzy ani nawet herbu rodowego.
Handlarz zaczął zwijać swój kram, nie spiesząc się z tym zbytnio. Może miał coś jeszcze do powiedzenia? A może postępująca choroba odebrała mu już zdolność sprawnego poruszania się, dlatego tak wolno mu to szło? Kątem oka zauważyłeś, jak przez plac przechodzi ta sama pani Veronika, na którą omal nie wpadłeś w bramie. Towarzyszyła jej brudna żebraczka, której uprzednio straże nie chciały wpuścić do miasta. Kobieta szła przodem, pani Veronika trzymała się nieco z tyłu. Wszyscy ludzie, których mijały kobiety, uskakiwali natychmiast na bok. Nikt nie chciał wejść w drogę szlachciance.
 
Yaneks jest offline  
Stary 03-03-2013, 22:29   #15
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Ha ! To ci się zowie zarobek szybki za umysł chybki. - Hans zakomunikował towarzyszowi, bardziej na pokaz i dla pociechy ducha, gdyż wewnątrz drżał jeszcze niczym osika na wietrze. Przez ułamek sekundy zastanawiał się czy było warto tak ryzykować dla zarobku, z drugiej strony Złota Korona którą przez chwile jeszcze miętolił w dłoni nim zniknęła w fałdach obrania, uświadamiała mu, że nie ma się co zbytnio przejmować... A przynajmniej próbował sobie to wmówić.

Idąc do karczmy, ściszonym głosem stwierdził:

- Widać, że mości pani Veronika życzy sobie dalszej naszej służby i nawet wiem jak dostać się do niej , bez wzbudzania nadmiernego zainteresowania. Wszak gdyby była niezadowolona z naszych poczynań nie zostawiała by nam pieniędzy, jeno precz kazała przepedzić.
Widać też, że dobrze wiedziała, że żebraczka nie jest tym za kogo się podaje, całe te krzyki i furczenie zdaje się miało jedynie służyć utrzymaniu w incognito obdartuski. Dość trudu sobie zadały, by wyszło na to, że przybyła szlachcianka, szlachcianką nie jest. Może jakieś więzy rodzinne, ukryte problemy, szlacheckie zatargi, jasnym jest jednak, że owa szlachcianka nie mogła wejść otwarcie do miasta. Nie do końca jasne jest z jakich powodów, ale w tym własnie wietrzę dalsze zyski mości Helvgrimie.

Gdy zdołał już nieco uspokoić siebie, oboje dotarli do karczmy, w której Hans pozwolił krasnoludowi wywiązać się z danego słowa. Po chwili przeszli też do wspólnej rozmowy czekając na halflinga który najwyraźniej nie wrócił jeszcze z zakupów.

Hans wiedział, że czegokolwiek by szlachcianka nie chciała, nie wystarczy mu gładka gadka i umiejętności wędrowca. Potrzebował wsparcia bo i kroiła się ważniejsza robótka, a niepowodzenie mogło zakończyć się gorzej niż tylko brakiem wypłaty.

- Tak więc, - Hans popił kolejny łyk piwa, - jestem przekonany, że mamy otwartą drogę do jednej z najważniejszych postaci w tym mieście, która to jak pokazała potrafi być hojna. Możemy więc charować miesiącami, lub łba nastawiać w obronie karawan czy inszych kupców, lub też możliwie szybko uzyskac takie sumy, jakich nikt nam za ochronę traktu czy insze prace nie zapłaci. Znajomość i przychylność takowej pani , żony co by nie było dowódcy straży, także może okazać się przydatna, zwłaszcza jesli mielibyśmy jeszcze tu trochę zabawić, a przyznam, że skoro dopiero com tu dotarł, nie śpieszno mi do opuszczania progów miasta. - Z nieskrywanym żalem i rozmarzeniem malującytm się na twarzy dodał - Jeszcze go nawet nie zwiedziłem .

Po chwili szybko powrócił do planów otwarcie je deklarując.

- Trzeba będzie list napisać, o niemal dowolnej treści i go ładnie opieczętować i jako goniec do szlachcianki się udać, nalegając na dostarczenie do rąk własnych. Potem zaś wszystko w rękach szlachcianki pozostawić należy, czy to odpisze na pismo, czy też zaprosi na komnaty by niby odpowiedź dać ustną. Jeśli dobrze odczytałem jej zamiary to to wystarczy, a jestem przekonany, że nie bez celu rzucała pieniędzmi i niedwuznacznie akcentowała by ją odnaleźć...

Hans popijał spokojnie piwo czekając na opinię nowo poznanego kamrata.
 

Ostatnio edytowane przez Eliasz : 04-03-2013 o 10:00.
Eliasz jest offline  
Stary 04-03-2013, 16:39   #16
VIX
 
VIX's Avatar
 
Reputacja: 1 VIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumny
Tak, Helvgrim nie pomylił się ani o cal kiedy oceniał panią Veronikę, kiedy ta zbliżała się dumnym krokiem w stronę bramy. Osoba wyniosła i bezczelna w swym niby dobrym wychowaniu. Już od jakiegoś czasu Helv zauważył że ludzie Imperium mają jakies wypaczone rozumowanie jeśli chodzi o szlachetność i krew zacną. Myślą że urodzenie czyni ich lepszymi od innych, a jeśli nie to ostatnie to napewno złoto robi z nich błękitnokrwistych. Fakt, od Veroniki biła nieco inna aura, pewność siebie jakby drzemała w jej sercu, ale w momencie kiedy postraszyła Helvgrima Sverrissona że jej ludzie nabiją go na piki, starciła swój władczy czar, stała się zwykłą babą która wysługuje się innymi, a jakby tego mało było to jeszcze nimi straszy, kiedy tych nie ma przy niej...dziecinne zagranie wzbudziło uśmiech politowania na twarzy Helva. Prawdą było że krasnolud poznał już większych cwaniaków od owej Veroniki, ale ona była na szczycie jeśli chodzi o płeć, jak to ludzie mawiają, piękną.

Słowa pogardy cisnęły się na usta Sverrissona, ale żadne ich nie opuściło. Pani Veronika mówiła bez przerwy. Helvgrim spojrzał na Hansa, a ten spuścił z tonu i wzroku. Helv pomyślał że może tak trzeba, może to właściwe...może faktycznie ich na piki nabiją? Kto wie? Kiedy szlachcianka ruszyła butnie przed siebie, taranując jakby khazada, Helv odskoczył szybko, nie spodziewał się takiego obrotu sprawy, a do tego to jej spojrzenie, dzwine jakieś. Patrzyła jakby wewnątrz duszy, wielu powiedziałoby że kobieta ta ma spojrzenie zimne, ale było ono niczym przy spojrzeniu khazada ze szczytu świata, a jednak, wzrok pani Veroniki był głęboki i dziwnie poczuł się Helvgrim kiedy kobieta ta wbijała spojrzenie weń.

- Cholerna sucz. Powiedział głośno Helvgrim. Co prawda wtedy Veroniki już nie było w pobliżu, tak jak i odzianej szmatami starszej kobiety, która zniknęłą ze szlachcianką za murami miasta. Helvgrim schylił sie po złotą monetę i przeklinał w duchu że musi to robić, a kobieta szlachetna pięniądze na drogę rzuca, brak szacunku dla złota... ~ długo się jej bogactwo trzymać nie będzie. Pomyślał Helv. To że błękitonooka dziewka znała imię ojca Helvgrima... to było narawdę przerażające. - Tu musiała być jakowaś magia w tym, a jak nie to znaczy że ta kobieta wszystko o wszystkich w tym mieście wie, a to wcale nie mniej jest strachliwe. Mówił do siebie półgłosem Sverrisson. ~ Widać szpiegów wszędzie ma ta zacna pani Veronika. Zastanawiał się krasnolud, tym samym odpędzając od siebie przeświadczenie że szlachcianka w magii jakieś macza swe, niby czyste, rączki.

Radość Hansa była dziwna Helvowi...khazad spojrzał na niego i zmarszczył brwii dodając. - W rzyci mam ja taki zarobek, złoto jest złoto, ale to z ziemi zebrane dobre jest jeno by w ziemi leżało z właścicielem. Ta moneta Niklausowi się należy, wspomnę mu jeno by kufelka za nią postawić nie zapomniał. Wkońcu ruszyli w stronę karczmy by schłodzić głowy i gardła zacnym trunkiem, co to pomaga zapomnieć o upokorzeniach. W czasie drogi Hans wciąż mówił o Veronice i jak to chciałby pracować dla niej, zaczął już wciągać w to Helvgrima i choć na początku nie podobało się to krasnoludowi to pozwolił by człek dalej snuł plany. Helvgrim doszedł w duchu do wniosku że człeczyna choć w gorącej wodzie kąpany jest chyba, to rację może ma, pieniędzy mało było, zajęcia żadnego...cóż chyba przyjdzie iść za pomysłem herr Hansa. Jednak Sverrisson czuł że jeśli Veronika została by ich pracodawcą to trafił im się chyba najgorszy szef w całym Grunheim.

Karczma 'u Krępego' była ulubioną Helvgrima. Towarzystwo może i nie godne królów, ale nie i wścibskie, a to krasnolud lubił, niech każdy swego się trzyma i nosa w nieswoje sprawy nie wkłada, bo mu jeszcze drzwi nochala przytną. Teraz siedząc w towarzystwie Hansa i popijając piwo, Helvgrim wypatrywał Niklausa i słuchał uważnie słów mości Hansa Hohenzolerna.

- Cóż żeś zwiedzać chciał Hans, toż to dziura jest w ziemi jak jama borsuka, nic tu nie ma. Sale byś w Azgal zobaczył to by ci gały wyszły z czaszki. Wtrącił Helvgrim i kontynuował dalej.

- W karawanie czy u kupca, na budowie nawet... zarobek to choć uczciwy jest, a tu co, u szlachcianki szlachetności najmniej nam zaznać przyjdzie, choć grosz pewnikiem i lepszy będzię. Trudna to sprawa. W sumie honoru na szali nie stawia, a jednak cosik mi tu śmierdzi ta cała szlachcianka i nie mówię tu o jej dupie. Bezceremonialnie zakończył khazad.

- Rozmówić się muszę z Niklausem wpierw zanim decyzję podejmę. Tak nie można by się bez niego naradzać o sprawach złotem pachnących. Odpowiedział Hansowi Helvgrim po czym gestem przywołał samego Krępego.

- Krępy, poznaj że, ten tu waszmość to Hans. Pokój mu się zda jak nic. Masz tu złotego Karla i nie mów nic nikomu bo wędkarze będą chcieli zrobić Niklausa, wiedzieć ci trza że to dzięki niemu ten krążek w dłoni trzymasz. Opłać tym też nasze rachunki, na strawę też się ostarczy na czas jakiś co? Zakończył pytaniem Helvgrim.

- Ma się rozumieć. Widzę że chyba królewski skarbiec obrobiliśta jak Karlikiem rzucacie. Odparł Krępy i ugryzł monetę.

Helvgrim ściszył głos i dodał. - Krępy, nie syp nam solą w oczy człeku. Siadaj i na poczet tego talara nam opowiedz o mości pani Veronice, co to żoną dowódcy straży jest. Sverrisson nogą odsunął krzesło od stołu, tak by karczmarz mógł się do nich przysiąść.
 
VIX jest offline  
Stary 07-03-2013, 09:20   #17
 
Mortarel's Avatar
 
Reputacja: 1 Mortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputację
Niziołek przyjął z zadowoleniem zakupione towary. Ta transakcja ponownie obudziła drzemiącą w nim żyłkę handlowca. Dziś sporo zaoszczędził, a na kolację będzie pyszna jajecznica z pajdą chleba.

Niklaus wysłuchał też uważnie wszystkiego, co staruszek mówił o tej całej Veronice. Dla Rondelka nie brzmiało to dobrze, słyszeć o tak mściwej pani. Do tego te pogłoski, że niby z mrocznymi mocami spółkuje.

Niziołek chciał o coś jeszcze zapytać, lecz wtem dojrzał obie kobiety spod bramy. Przemierzały sobie miasto, jak gdyby nic. Rondelek nie mógł się powstrzymać i ruszył za nimi. Skradając się w zaułkach uliczek obserwował dokąd idą. Być może uda mu się coś zobaczyć lub usłyszeć. Starał się też nie zbliżać za bardzo, aby go ktoś nie zobaczył. W razie kłopotów miał zamiar się wyłgać.
 
Mortarel jest offline  
Stary 07-03-2013, 23:11   #18
 
Yaneks's Avatar
 
Reputacja: 1 Yaneks ma wspaniałą reputacjęYaneks ma wspaniałą reputacjęYaneks ma wspaniałą reputacjęYaneks ma wspaniałą reputacjęYaneks ma wspaniałą reputacjęYaneks ma wspaniałą reputacjęYaneks ma wspaniałą reputacjęYaneks ma wspaniałą reputacjęYaneks ma wspaniałą reputacjęYaneks ma wspaniałą reputacjęYaneks ma wspaniałą reputację
Karczmarz Krępy przysiadł się do stolika jakby od niechcenia. Każdy, kto przyjrzałby się niepozornej sytuacji zauważyłby, że słowa krasnoluda wywarły na nim dziwne wrażenie. Usiadł niby ochoczo, ale jednak z oporem, nie dając po sobie poznać czy się wystraszył, czy raczej ucieszył tym, że ktoś zaprasza go do ławy na gawędę.
- Dużo wam nie powiem, mości krasnoludzie. Tyle co wszyscy wiedzą tyle i jo wiem. - zaczął rzeczowo, drapiąc się za karkiem i mrużąc oczy - Żona dowódcy straży, ważna persona. Nikt tu o niej ci źle nie powie. Ludzie się bojo, ponoć strasznie jej z oczu patrzy, ale trza przyznać, że z jej kupra całkiem... - karczmarz rozmarzył się na chwilę, ale morderczy wzrok zaciekawionego khazada w mig wrócił go na ziemię. Podrapał się ponownie za karkiem i przysunął bliżej krasnoluda - Ten strażnik, dowódca, to dla tej Veroniki swojo żonę uprzednio zostawił. Zobaczcie, mości krasnoludzie, dowódca prawie pięćdziesiot wiosen na karku i żone zostawia? Bidulka zasnęła rok temu i od tamtej pory pan snu nad nio czuwa po wszy czas. A ten drań jeden się zbratał z jakoś młódko, co teraz panoszy się po mieście i rozkazy ino wydaje. Ale wiecie, mości krasnoludzie, to tak między nami. - teraz Krępy, mimo twardego, zdecydowanego wyrazu twarzy trochę się wystraszył. Już miał kontynuować, gdy do karczmy weszło dwóch strażników w pełnym rynsztunku. - No to pogadalim, pany moje. Przyjdźcie jutro, za tego złotnika rozpytam tam i ów, może jako lepiej się wam odwdzięczę.
Karczmarz odszedł od stołu, by zagadnąć do strażników. Rozmawiali przez kilka chwil, wzrok gwardzistów omiótł kilka razy całą izbę, na nikim nie zatrzymując się zbyt długo. Krępy znowu podrapał się po karku, po czym podał strażnikom dwa dzbany browaru. Ci, nie płacąc, przeszli do drugiego pomieszczenia. Spojrzeli z niechęcią na Hansa i Helvgrima. Widocznie wieści o aferze pod bramą rozeszły się już po strażnikach w mieście.
Przez resztę wieczoru Krępy rozmawiał kilkukrotnie z różnymi, przeważnie podejrzanymi, osobnikami.

Hans
Informacje od Krępego nie były zbyt przydatne. No ale, w końcu, nie Ty za nie płaciłeś, więc nie byłeś tym zbytnio zmartwiony. Przynajmniej karczmarz podzielał Twoje zdanie co do urody pani Veroniki. Zaciekawiło Cię ciągłe drapanie się karczmarza po karku. Po momencie przypomniałeś sobie, że w złodziejskim żargonie oznacza to "odkryli nas, uciekamy". Nie mogłeś nijak skojarzyć znaczenia tego gestu z zachowaniem i informacjami uzyskanymi od Krępego, więc na tą chwilę uznałeś, że Krępy ma po prostu taki nawyk, albo wyjątkowo podłego pryszcza na karku.

Helvgrim
Karczmarz nie powiedział Ci nic, co mogło by Cię zaskoczyć. W dodatku ciągle zbaczał z tematu, ciągle jego myśli wchodziły coraz głębiej w zacną dupę pani Veroniki. [i]Impertynent[/b] - pomyślałeś. Gdy wstał, Twoje serce zaczęło pulsować szybciej. A moja korona?! No ale w końcu dodał, że spróbuje dowiedzieć się czegoś od znajomków, co też czynił przez resztę wieczoru. Może jeszcze pieniążek na coś się przyda?

Rondelek
Starzec urwał w połowie zdania, gdy odszedłeś żwawym krokiem w stronę dwóch pań idących przez miasto.
Było już prawie ciemno, więc musiałeś trzymać się w miarę blisko, żeby nie zgubić dwóch postaci w gąszczu innych. Na szczęście nic nie wskazywało na to, żeby Cię zauważono. Po kilku minutach musiałeś nieco oddalić się, bo dwie panienki były jedynymi postaciami w kolejnych zaułkach, do których wchodziliście. Zdawało Ci się, że w jednej chwili jedna z nich wrzuciła coś do jednej ze zniszczonych beczek stojących przy drodze. W pewnym momencie zorientowałeś się, że nie będzie tak łatwo wrócić. Grunheim było większe, niż się wydawało.
- Nie wolno ci tak po prostu...
- Nie teraz. Później.
Usłyszałeś krótki "dialog" między dwiema paniami, jednak nie byłeś w stanie stwierdzić, która powiedziała które słowa.
W pewnej chwili kobiety weszły do drzwi, najwyraźniej tylnych drzwi, jakiegoś budynku. Uliczka była rzecz jasna nieoświetlona, a w dodatku wiszący nad drzwiami nieduży szyld był nadpalony i złamany, nie mogłeś więc zobaczyć, co to za miejsce. Ze środka dobiegał gwar rozmów. Ucichł, gdy drzwi, głośno skrzypiąc, zamknęły się za paniami. Szczęśliwie dla Ciebie, nadal pozostały niezamknięte na klucz.
 
Yaneks jest offline  
Stary 08-03-2013, 10:02   #19
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Hans oczywiście nie był jakimś tam wysoko urodzonym turystom, zwiedzającym zamki, pałace czy wspomniane przez krasnala sale w Azgal, do których zapewne nikt by go i tak nie wpuścił. Człowieka interesowali sami ludzie, społeczność, potrawy z których słynęli, wiele miast może nie miało pereł architektury, jednak miały swoje uroczyska. Do takich należało z pewnością "zaliczyć" laydy Veronikę, choć Hans nawet nie przypuszczał by udało mu się dosłownie zrealizowac owe zamierzenie. Swoją wizję turystyki przedstawił po krótce krasnalowi, pomijając aspekt laydy Veroniki z obawy aby kamrat nie pomyślał, że był to główny powód dla którego Hans interesował się robotą dla szlachcianki.

Krasnolód zrobił dobry użytek ze swego Karla - nie dość, że strawę i nocleg załatwił to jeszcze wyciągnał właściciela przybytku na małą pogawędkę. Hans uważnie słuchał karczmarza, zwłaszcza, że zaraz na poczatku rozmowy dał sygnał - zapewne innym złodziejom, doskonale znany młodemu podróżnikowi. Chwilowo nie dał nic po sobie poznać, zamierzał jednak uważniej przyglądać się wszystkim, którzy w owej karczmie przebywali, a szczególnie wymianie sygnałów pomiędzy karczmarzem a innymi. Oczywiście brał pod uwagę, iż gest ten żadnym sygnałem nie był, jednak szlak nauczył go dużej dozy ostrożności i wolał chuchać na zimne...
Zastanawiał się przez chwilę czy nie dać znać , iż jest z paczki, ale znajomość znaków złodziejskich nie gwarantowała , że w obcym mieście przyjmą go jak swego. Mogło to być jakimś atutem, ale póki co większym było udawanie, że niczego takiego się nie umie. Mieli w końcu sporo czasu zwłaszcza, że noclegi i wikt zostały już opłacone, a i Karl Hansa tkwił jeszcze w podszytej kieszonce nienaruszony. No i szykowała się robótka...

- Wiem, wiem, praca dla szlachcianki z pewnością nie będzie zjadaniem wisienek z tortu, zwłaszcza, że i dość specyficzną reputację ma owa dama. Jednak okazje takie jak ta, nie trafiają się zbyt często ... żeby nie powiedzieć wcale. Zobaczymy co w ogóle będzie od nas chciała i najwyżej wówczas zdecydujemy, choć z drugiej strony wtedy może będzie i zbyt późno na wycofanie się ze sprawy. Tak czy inaczej trzeba to będzie przemyśleć i to najlepiej nie o pustym żoładku.

Mówiąc to Hans już kierował wzrok ku dwóm misom kaszy z mięsem, które karczmarz niósł do stołu, realizując zapewne monetę którą otrzymał. Dla zmęczonego podróżą młodzika, pełna micha i dzban piwa było wszystkim czego na tę chwilę pragnął, a perspektywa noclegu w suchym i ciepłym miejscu, na łóżku, dodawała kolacji dodatkowego uroku. Miał też zresztą kompana krasnoluda, co dla młodego, ciekawego świata wędrowca było dodatkowym atutem tego wieczoru.

- W sumie to planujemy wsplną robotę, a przynajmniej los nas jakoś połączył, no i jemy razem, a ja tylko wspomniałem jak się nazywam. Pozwól więc, ze coś o sobie powiem, abys wiedział, choć po cześci z kim zasiadasz przy stole. - Hans zamyslił się przez chwilę , zastanawiając się co też właściwie o sobie powiezieć.

- No więc, pochodzę z Talabeklandu. Do podróży nie zmusiła mnie sytuacja życiowa, jak to czesto bywa, lecz samo pragnienie podróży. W mieście tym mój ojciec kupczy więc jak powołasz się na mnie to i upust solidny przy zakupach powinieneś dostać... chmmm choć z drugiej strony może niekoniecznie, zważywszy, że bez ich zgody czy choćby pytania w podróż wyruszyłem , pozostawiając jedynie informacje sąsiadom, co by nie mysleli, że ktoś mnie porwał czy co.

Hans uśmiechnął się na wspomnienie dreszczy i emocji o jakie przyprawiła go ta ucieczka z domu rodzinnego.

- Własciwie to nie podróżuje długo, ale sporo wiem o szlaku, wykorzystywałem każdą okazje by dowiedzieć się o nim jak najwięcej, tak więc ze mną w podróży raczej się nie zgubicie, jakby co to i na leczeniu się znam, choć mam nadzieje że kurować nikogo nie będzie trzeba, żaden ze mnie wielki cyrulik, ot jeno jakieś krwawienie załatać, czy z choroby próbować wyciągnąc mogę.


Hans miał nadzieję, że i krasnolód podzieli się z nim swoją historią, zwłaszcza tym co robi na szlaku, był też jednak nastawiony tego wieczoru na zasięgnięcie języka od miejscowych. Tak więc później krążąc po karczmie i pojawiając się to tu to tam z dokupionym dzbanem piwa zaciągał języka na temat miasta i spraw, które dzieją się w nim i w okolicy. Dopytywał o zatrutą wodę, jak i o inne wieści które krążyły wsród mieszkańców. Nie od parady znał się na plotkowaniu jak mało kto a i język miał na tyle gładki i zwinny by miejscowych nie urażając, dowiedzieć się możliwie wiele. Wystarczyło czasem powołać się na fakt, iż jest z poza miasta i gafy jakowejś strzelić nie chce, dopytać dokąd dalej droga prowadzi, zapytać o ładne młódki w mieście, pochwalić co lepszy strój czy oręż jawnie noszony i dopytać skąd owa rzecz pochodzi - co za rzemieślnik odwalił taki kawał dobrej roboty ...
Nie omieszkał zagaić o tutejsze specjały, bo w końcu każde miasteczko w czymś się specjalizowało i czymś też coroczne daniny płaciło - jedne końmi, inne miodem, skórą czy konkretnymi wyrobami. Jarmarki, nadchodzace święta, ważniejsze w mieście i poza nim persony, miejsca ... wszystko to ciekawiło Hansa i często stanowiło dobry początek rozmowy. Hans nie próbował używać znaków złodzieji, lecz nie zapominał by i na takie sygnały zwracać baczną uwagę, dobrze było się zorientować kto jest kim w mieście - w którym co by nie było, zamierzał na chwilę spocząć.
 

Ostatnio edytowane przez Eliasz : 08-03-2013 o 10:05.
Eliasz jest offline  
Stary 08-03-2013, 17:13   #20
VIX
 
VIX's Avatar
 
Reputacja: 1 VIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumny
Helvgrim słuchał słów Krępego uważnie, ale ten ostatni gubił się i gmatwał, w sumie nic ciekawego nie powiedział, choć ostatnia deklaracja karczmarza uspokoiła nieco krasnoluda.

- Lepiej żeby dowiedział się czegoś. Burknął Helv do Hansa, kiedy karczmarz rozmawiał ze dwoma strażnikami, którzy weszli do sali. Spojrzeniami strażników khazad nie przejął się zbytnio. Fakt, nie chciał rzucać się w oczy, ale skoro wszystko miało obrót taki jaki miało, Helv nie chciał pokazać że będzie krył się po kątach. Wytrzymał ostre spojrzenie gwardzistów i uśmiechnął się do nich zawadiacko, kiedy ci przechodzili obok stołu przy którym siedział krasnolud i Hans, nowo poznany przez Helva człeczyna.

- ... nie to żeby los tej młódki tak mnie obchodził.
Odezwał się Helv do Hansa. - Ale skoro i tak moneta do łapy Krępego trafić miała to lepiej niech chłopina języka zasięgnie. Helv przytaknął sobie samemu głową, zadowolony ze swego prostego i w jego mniemaniu chytrego planu.

Helvgrim zajadał kaszę i tłuste skwarki ze smakiem. Słuchał Hansa i jego pomysłów jak to zarobić na młodej szlachciance by można. W sumie wszystko kupy się trzymało, można by powiedzieć, jednak przemożne uczucie, ścisku na dołek, nie opuszczał khazadzkiego woja... ~ cosik nam to pewnikiem wyjdzie. Pomyślał Helv, otarł dłonią swe wąsy i brodę z gęstej śmietany którą popijał do kaszy, na zmianę z piwem ma się rozumieć i zagaił do Hansa.

- ... z domu żeś uciekł? Hmm. To ci heca. Zamieniłeś wygodny fotel i pełny talerz na tułaczkę? Ba co tam fotel czy talerz, ale rodzinę żeś zostawił? Helvgrim nie pochwalał takich decyzji, ale następne myśli i słowa zagłuszył szybko wartości klanowe, wpajane przez lata... zagłuszyły, ale tylko na chwilę, bo smutek i tęsknota silniejsze są niż zdrowy rozsądek. - Ja bym domu nie opuścił jakbym nie musiał. Takie pieskie życie, jak wy to mówicie ludziska. Helvgrim zamyślił się, lecz po chwili wrócił do rozmowy, tym razem dumnie i po khazadzku.

- Zwą mnie Helvgrim Torvaldur Sverrisson, syn Svera z Kraka Ungrim, lub jak my ją zwiemy Azkrah, to na północy daleko, miejsce skute pięknym, niebieskim lodem, nie słyszał żeś pewnie o tym miejscu, co? Jeszczem nie poznał nikugo tu, w tej ziemi cesarskiej kto by wiedział o mym domu. Oczy zabłysły Helvgrimowi na wspomnienie rodzinnej twierdzy. - W podróży jestem od dawien dawna... trud mi zamyślić już jak długo. Z północy na południe, później z południa na zachód, teraz ku wschodowi się tułam. Szukam... Helvgrim przerwał i napił się piwa, po czym wznowił opowieść ... - szukam krasnoluda, imię jego Skerif Gunndarsson, poznał żeś może kogo o tym imieniu, na nadgarstku bransoletę nosi z trzema zielonymi kamieniami? Pytająco spojrzał Helv na Hansa.

- Nie. Pokiwał głową jakby dodatkowo zaprzeczajac. - Ale będę się rozglądał, jesli zobaczę kogoś takiego, dam Ci znać. Wolał nie dopytywać czy to przyjaciel czy wróg, takie sprawy za bardzo były związane z honorem krasnoludzkim i uznał, że Helvgrim sam mu powie, kiedy uzna to za stosowne. Człowiek korzystając z okazji starał się dopytać Helvgrima o szczegóły podróży jaką odbył i o twierdzę - jak przypuszczał - Azkrah. W końcu to z ust takich podróżników jak krasnolud poznał niemal na pamięć, choć w głowie, mapę Imperium, a przynajmniej najbliższe okolice. Od podróżników dowiadywał się o niebezpieczeństwach czyhających na szlaku a czasem o skrótach czy innych ciekawych informacjach, które w połączeniu w całość dawały dość dobry obraz tego gdzie i jak się udać. Nie mniej interesował go Azkrah - gdyż dobrze wiedział, że być może po raz pierwszy i ostatni ma okazję usłyszeć coś więcej o tym miejscu. A także być jednym z niewielu ludzi , którzy coś o tym miejscu wiedzą.

- Interesuje cię Azkrah? Har har har. Helvgrim zaśmiał się głośno. - Ciekawe to co mówisz. Powiem ci wpierw że jesteś pierwszym człowiekiem co pyta mnie o mój dom. Wcześniej wszyscy ludzie kórych poznałem na swej drodze tylko o sobie mówić chcą, a to, skąd kto inny jest wcale ich nie obchodzi. Sprawą inną, że my khazadzi, nie często mówimy o swych domach obcym. Jednak żeś pierwszy jest, zatem opowiem ci... posłuchaj o potężnej twierdzy na północnych rubieżach. Zacznijmy od tego że Azkhar jest czymś czego nawet khazadzi z południa mogliby pozazdrościć, a to już jest wiele...

***

Rozmowa z Hansem się kleiła, człek słuchał o ziemiach i krasnoludzkich twierdzach północy. Helvgrim rozgadał się jak nigdy wcześniej odkąd jest w cesarstwie ludzi. Hans chłonął opowieści z zaciekawieniem, dobrze to o nim świadczyło w oczach krasnoluda. Człek był z niego młody i pełen werwy. Helv choć też młodzik wedle khazadzkich standartów, to teraz, wiekiem mógły za ojca Hansa uchodzić. Młody awanturnik z wyboru - Hans... czy warto było z Hansem piwo pić i złoto ćwiartkować, to się miało dopiero okazać, ciekawiło to Helva...choć może nie tak bardzo jak to gdzie do licha podziewa się Niklaus, pora już była późna, a jego wciąż nie było. To nie było normalne. Sverrisson przywykł przez kilka ostatnich tygodni spędzonych z Niklausem, że chadzają razem wszędzie, razem za robotą, razem za sprawunkami... jedynie nie za potrzebą. Teraz Niklausa nie było już czas pokaźny.

Kufle osuszone, miski również, a i dzban miodu znalazł swe miejsce w bebechach. Helvgrim pocieszony był smaczną kolacją, a i Hans na radosnego wyglądał. ~ Pewnie chłopak nie jadł nic solidnego kilka ostatnich dni. Pomyślał krasnolud. Rozmowa choć wartka i zacna to potrzebowała trzeciego kompana by zakończona byc mogła. Helv żadnych decyzji bez zdania Rondelka podejmować nie miał zamiaru. Może gdyby sprawy inny obrót miały, może gdyby robota prowadziła na wschód, może wtedy Helv by się zgodził bez wachania, ale skoro mowa o Grunheim była, to trza było czekać zdania niziołka. Krasnolud pochamował nieco Hansa i poprosił by rozmowa na temat roboty poczekała aż Nikalus do nich dołączy, języka nie ma co tępić i po dwa razy wszystkiego mówić.

- Spotkamy się o świcie herr Hohenzolern. W tym miejscu, przy tym stole. Zjemy, wypijemy i pogadamy. Niklaus do nas dołączy pewnie to i konkrety staną jakieś, a mocne jak ściany co krasnolud postawi, bo słowo Niklausa siłą przynajmniej mojemu równe jest. Opowieść jakąś też na jutro znajdę skoroś ciekaw mych stron rodzinnych. Bywaj zdrów herr Hans. Helvgrim pożegnał się i ruszył raźno ku wyjściu z karczmy. Skórzany pątnik wcisnął na głowę i obejrzał się jeszcze przez ramię. Hans szybko znalazł sobie zajęcie. Z dzbanem piwa, co to go zakupił właśnie, zagadywał kogoś, po co, tego Helv nie wiedział. Nadzieję jedyną miał taką krasnolud, że człek zacny z Hansa jest i nie zdrajca podstępny, choć uważnym trza być zawsze... ~ ludzie są tacy zmienni i nieprzewidywalni. Przemknęło przez myśl Helvgrima kiedy ten zamknął za sobą drzwi karczmy i ruszył w górę drogi, zaglądając w każdą alejkę, kierując się ku targowisku... szukał Niklausa.
 

Ostatnio edytowane przez VIX : 08-03-2013 o 22:16.
VIX jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 09:44.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172