Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 13-11-2012, 15:13   #1
AJT
 
AJT's Avatar
 
Reputacja: 1 AJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputację
[WFRP 2ed.] Cz.5 - Oddaj co nie twoje






ODDAJ CO NIE TWOJE

************************************************** *******



Do Nuln zostało już tylko kilka, może kilkanaście dni drogi. Ponownie byli na dobrym trakcie, o czym chociażby mogły świadczyć znaki. Trakt, jakim obecnie podróżowali, był dobrze utrzymaną, kupiecką drogą. Okolica wydawała się wprost sielankowa, szczególnie w porównaniu z tą z jakiej przyszły. Z jednej strony mieli gesty las. Z drugiej zaś bezkresną, równinną połać zieleni, pola uprawne oddane tutejszym chłopom. Mimo to obyci w Imperium bohaterowie byli świadomi, jak niebezpiecznie w pobliżu gęstwin i tak może być.

Co jakiś czas, przy trakcie rozmieszczone były tablice, informujące o odległościach między godnymi uwagami punktami. Najbliższą wioską, większymi miastami. Właśnie minęli skrzyżowanie z niewielkim traktem prowadzącym przez las, jednak ich droga prowadziła prosto. Powoli zbliżał się wieczór. Z każdą chwilą coraz bardziej uwidaczniało się u nich zmęczenie podróżą. Całe szczęście wioska wedle informacji była już niedaleko.

Chłodny wiatr z północy gnał powoli ciężkie, burzowe chmury. Pędziły one niczym utęsnkone kobiety, na spotkanie swoim bohaterom. W powietrzu było czuć, że nadchodzi solidna ulewa. Jak się jednak pośpieszą, to bez problemu dotrą do sioła przed nią. Gdy zbliżyli się do kolejnego skrzyżowania, tym razem z inną drogą kupiecką, ujrzeli że stoi niedaleko przy nim kareta zaprzężona w dwa konie. Z dala też dojrzeli, że obozowała przy niej szóstka zbrojnych, a przynajmniej sześciu dojrzał z tej odległości Drax.

Gdy doszli trochę bliżej usłyszeli krzyki. Właściwie były to wrzaski sfrustrowanej kobiety, która to postanowiła najwidoczniej wyładować swoją frustrację na kimś, używając do tego bardzo rozbudowanej gamy epitetów. Ten ktoś musiał być, wraz z tą panną w karecie, gdyż zarówno jego, jak i jej nie było widać. Jednak, gdy się zbliżyli, na taką odległość, by dokładniej zrozumieć o czym była rozmowa, to już ucichła, a wściekły mężczyzna (po stroju wydawać się mógł być szefem najemników) opuścił karocę.

Droga do wioski, w której mieli zamiar spocząć dzisiejszego wieczora wiodła prosto. By zainteresować się karocą musieli nieco zboczyć. Ale, czy wnerwione pokrzykiwania jakiejś baby, były wystarczającym powodem, by wściubiać nos w nie swoje sprawy, angażować się w rozmowę z jej najemnikami i zmieniać plan podróży?
 
AJT jest offline  
Stary 14-11-2012, 10:33   #2
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Imrak nienawidził wampirów. Nie żeby wcześniej jakiegoś spotkał, ale pierwsze doświadczenie już pozwoliło mu nabrać pewności co do swoich uczuć wobec nich. Te przeklęte bydlaki rozpadały się i nie dało się nawet skopać albo naszczać na ich truchło! Warczał tak samo wściekle jak Skurwiel, patrząc na pozostałości po walce. Nie wyglądał przy tym nawet odrobinę przyjemnie.
Niski nawet jak na krasnoluda, ale standardowo szeroki w barach, choć bardziej żylasty i twardy jak skała. Czarne włosy były brudne i pozlepiane, wygolone po bokach, trochę jak u zabójców, za krótkie jednak i nie stawiane na zabarwiony sztorc, co wykluczało go jako jednego z członków tego klanu. Inna sprawa, że jego zachowanie już bardziej mogłoby go tam wpasowywać, nie wydawał się podczas walki stosować wymyślnej taktyki. Dokładniej to nie stosował żadnej.
Podobnie jak jego ujadający, brudny pchlarz, będący połączeniem kilku różnych, zupełnie nie pasujących do siebie ras. Za to polecenie "bierz!" wykonywał idealnie.
Pozostałe części Imraka wyglądały podobnie. Skłębiona, pełna odpadków broda, powycierane, nie czyszczone od wieków ubranie i łatany wielokrotnie plecak, z którego wystawał kij z nabitymi na niego szczurami.
Za które miał nie dostać zapłaty, gdy te pieprzone sukinsyny zatłukły człeczynę, co miała mu za nie zapłacić! To przez to też uniknął pokrojenia, siedząc w jakiejś norze i czekając na te małe, przebiegłe szczurki, które jeden po drugim nabijał na kij. Trochę to zajęło... i się okazało, że prawie całkiem się spóźnił na zabawę.

Po wszystkim nie miał po co już zostawać w miejscu, to się przyłączył do nowej kompanii. Nuln było dobrym celem, kolejne człecze miasto z dużą ilością tłuściutkich szczurków.
Na odchodnym splunął na popiół pozostały po krwiopijcy. Zawsze coś. Splunął jeszcze raz.

***

Szczurołap nie był zbyt rozmownym towarzyszem podróży. Nie widział sensu strzępienia ozora po próżnicy, to i powiedział pozostałym tylko skróconą wersję tego, jak trafił tam gdzie trafił. Niby szczęście, ale on uważał to za pech, że nie mógł wcześniej dorwać bydlaków i porąbać na kawałki.
Zresztą co miał gadać z długonogimi. Wystarczyło, że szedł razem z nimi, szybko przebierając krótkimi, ale szerokimi jak pieńki nogami. Może na szybkość mierzyć się nie mógł, za to na wytrzymałość nie mieli co startować.
Ich długich nóg też nienawidził. Brzydkie to było i koślawe.

Kolejny dzień nie miał przynieść nic nowego. Może prócz kąpieli. Imrak z założenia ich, a jakże, nienawidził. Skurwiel także, po podkulił ogon, który wyglądał tak, jakby go w połowie coś ucięło i być może faktycznie tak było. Krasnolud nie zauważył nawet kiedy. Chmury były chmurami i należało zwiększyć tempo. Zaczął przebierać nogami jak jedno z tych nowoczesnych urządzeń wydalających z siebie mnóstwo pary i pisku. Widział kiedyś jedno w Altdorfie, zanim się nie wzięło i rozpieprzyło na jednym z pokazów.

Spodziewany deszcz był jednak spodziewanym deszczem.
- Szybciej, człeczyny. Ruszać tymi kulasami!
Jego głos przypominał gardłowy warkot. Nawet nie zwrócił większej uwagi na wóz i kłócących się ludzi. Wszędzie to samo.
- Wasza rasa zawsze się kłóci, pewnie przez to, że za duzi urośliście.
Był to cały komentarz i zainteresowanie. Zwykle ciekawość ciągnęła go w różne miejsca, tym razem była jednak straż.
I zbliżający się deszcz.
A przecież Imrak nienawidził deszczu.
 
Sekal jest offline  
Stary 14-11-2012, 14:43   #3
 
Gob1in's Avatar
 
Reputacja: 1 Gob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputację
Do faktorii zawitał przypadkiem. Znużony niegościnną okolicą postanowił zażyć gorącej kąpieli i skorzystać z możliwie umiarkowanie zapchlonego łóżka. I zjeść coś, co nie przypominało podróżnych racji, ani żylastego mięsa wychudzonych zajęcy, jakie łapał od czasu do czasu. O tak - zjadłoby się wybornie pachnące pieczyste, zagryzając jeszcze gorącym pieczywem.

To, co zastał w osadzie sprawiło, że te jakże uzasadnione życzenia okazały się jedynie mglistą ułudą - zupełnie, jak uzębione ponad normę postaci skupione na placu w jakimś bluźnierczym rytuale. Nim zdołał dobiec do najbliższej szczerzącej kły paskudy - ta uprzejmie dokonała samospalenia, samozapłonu, czy innego samo-czegoś stając w ogniu, niczym pierwszorzędna pochodnia.

Santiago Humberto de Ayolas skrzywił się, jakby właśnie zjadł kwaśny owoc i powoli opuścił uniesiony w salucie rapier. Jego niedoszły adwersarz właśnie rozpadł się w proch i po minie pochodzącego z Bilbali Estalijczyka widać było, że jest zawiedziony. Po chwili wpatrywania się w niedużą kupkę popiołów wzruszył w końcu ramionami i podszedł do nielicznej grupy ocalałych z pogromu urządzonego przez wampiry. A że była to całkiem dziwaczna menażeria, toteż nawet specjalnie nie starając się ukryć zaciekawienia po prostu rzekł, wymawiając słowa wyraźnie, acz z cudzoziemskim akcentem:
- Ramirez, do usług - skinął lekko głową w geście pozdrowienia.


Towarzystwo mogło dojrzeć niewyróżniającego się wzrostem i tuszą mężczyznę o pogodnej, młodej, choć poznaczonej pierwszymi zmarszczkami twarzy okolonej sięgającymi ramion brązowymi włosami, nieco ciemnejszego odcienia zadbanym zarostem i bystrymi, skrzącymi humorem niemal piwnymi oczami. Odziany w zwyczajny, choć dobrego gatunku wygodny strój podróżny, mocne buty z wysokimi cholewami, miękko wyprawione skórzane spodnie, takiż kaftan, w poprzek którego przewieszony miał pas z kilkoma kieszeniami i przegrodami. Pod kaftanem czerwono farbowana koszula z bufiastymi rękawami, których końce ginęły w długich, skórzanych rękawicach. Całość nieco przybrudzona tu i ówdzie. W oczach tego cudzoziemca, czy też w sposobie poruszania się było coś, co pozwalało wyróżnić go z tłumu, chociaż trudno było powiedzieć, co tak naprawdę jest w nim charakterystycznego.

* * *

Kompania jako kolejny cel podróży wybrała Nuln. Dla Ramireza było to miejsce dobre, jak każde inne. Nigdy tam nie był, dlatego bez oporów przystał na wytyczony kierunek.

Cieszący się dobrym zdrowiem Estalijczyk nie miał problemów z dotrzymaniem kroku pozostałym. Szczególnie, że wśród nich był jeden krasnolud. Zastanawiał się, jak to jest być tak nikczemnego wzrostu, jak tamten, jednak rozsądnie nie zadał tego pytania zainteresowanemu. Tam, skąd pochodził, nie było zbyt wielu im podobnych, jednak nawet ci nieliczni znani byli z opilstwa, grubiaństwa, a nade wszystko - porywczego charakteru. Tak, czy owak, caballero de Ayolas niosąc swój dobytek w przerzuconych przez ramię końskich jukach nie zostawał w tyle. To nie było w jego stylu.

Tak samo, jak nie było w jego stylu dorzucanie swojej opinii do każdej dyskusji przy wieczornym ognisku, czy podczas krótkich odpoczynków w ciągu dnia. Widać było, że interesuje się wszystkim, co dotyczyło Imperium i wręcz chłonie tę wiedzę, często jednak myląc nazwy, miejsca i pojęcia. Nawet jeśli popełniał jakąś gafę - jego rozbrająjący szczerością uśmiech rozładowywał każdą nerwową sytuację. Ot, zdało by się, że to młody, wykształcony panicz wyruszył w podróż, by zaznać nieco przygód przed wstąpieniem do akademii i karierą oficera. Wrażenie to psuło czasem zimne spojrzenie, którym obrzucał jakiegoś niezbyt wyrozumiałego rozmówcę, poirytowanego bezpretensjonalnym zachowaniem Estalijczyka.

* * *

Ramirez widząc, że jakoś nikt nie kwapi się, by zbliżyć się do otoczonej przez zbrojną eskortę karocy, skłonił się dworsko i powiedział:
- Nie czekajcie na mnie, panowie. Nie zabawię długo - po czym zboczył z drogi wiodącej wprost ku wsi, w której mieli zatrzymać się na noc i ruszył w stronę pojazdu. - Dogonię was! - zawołał jeszcze.

~Wreszcie coś się dzieje...~ - pomyślał z nadzieją.

Wyciągając nogi zbliżał się do pachołków. Ręce trzymał z dala od broni, by jakiś nerwus nie uczynił spotkania mało udanym. Gdy był już blisko zaprzęgu, podniósł rękę, pozdrawiając zbrojnych i krzyknął:
- Łaskawa pani raczy przyjąć najszczersze przeprosiny za me najście, jednakże śpieszę jedynie zapytać, czy jest coś, w czym mógłbym pomóc, madame?
 
__________________
I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee...

Ostatnio edytowane przez Gob1in : 14-11-2012 o 14:57.
Gob1in jest offline  
Stary 14-11-2012, 16:33   #4
 
malahaj's Avatar
 
Reputacja: 1 malahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputację
- Jebać ich. -

Na tyle sobie zasłużyli spotkanie po drodze najemnicy i ich Pani. Franc miał ich w dupie, podobnie jak ją i jej problemy. W łokciu nawalało go od samego rana, wiec był pewny, ze prędzej czy później spadnie deszcz a tą chwilę wolał już spędzić pod jakimś dachem, z michą żarcia i kubkiem wódki w ręku. Tamta miała sześciu przydupsów, w razie czego sami mogą wóz pociągnąć.

Franc prezentował się jak zwykle.


Zarośnięta, brudna morda, brudne ciuchy, obłocony płaszcz i znoszone buty. Śmierdział gorzałą na kilometr i wystarczyło zamienić z nim parę słów w bliskiej odległości, aby się upić samym śmierdzącym oddechem tego moczymordy. Z tego powodu, skryte podejście do jakiekolwiek istoty mające zmysł powonienia było w przypadku Maurera niemożliwe. Nie przeszkadzało mu to zbytnio, wszak i tak nosił prawe pełną płytę a i skradać się nie lubił. Był na to zbyt bezpośredni, wolał od razu walić prosto między oczy. Najlepiej z garłacza, który nosił przerzucony przez plecy. Tam też była i tarcza, u boku kołysał się bojowy młot a za pasek wetknięte było kilka sztyletów. Główna chlubą i w zasadzie jedyną rzeczą o jak dbał był Scyzoryk, wielki miecz, na ogół przerzucony nonszalancko przez ramię. On i nieodłączna flaszka stanowił znaki rozpoznawcze Maurera. Nowi zdążyli już się przekonać, że rozmowy nie był a nagabywany zionął ciężkim, wyjątkowo czarnym humorem i defetyzmem. Mało kto chciał z nim tedy gadać, co i samu zainteresowanemu nie przeszkadzało. Jedna okazją, kiedy stawał się bardziej społecznie usposobiony, był hazard. Tu jednak okazywało się, że rozrywka była czysto jednostronna, bo Franc ogrywał wszystkich równo, więc po bliższym poznaniu i tego nauczyli się wystrzegać.

- Idziemy. -

Poprał kurdupla, pociągnął z flaszki i ruszył przed siebie lejąc na całą sytuacje.
 
malahaj jest offline  
Stary 15-11-2012, 11:34   #5
AJT
 
AJT's Avatar
 
Reputacja: 1 AJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputację
*** Ramirez ***

Panna nawet nie ukazała się w oknie karocy, gdy Ramirez w odpowiedzi na swe pytanie usłyszał soczyste – Spierdalaj! – Ton kobiety zdawał się też potwierdzać przesłanie tego słowa. Jak widać niewiasta była, niczym Wujek Staszek, mistrzynią ciętej riposty i potrafiła swe wypowiedzi formułować zwięźle.

- Słyszał co jakże łaskawa panienka rzekła? – odezwał się szef najemników, nad wyraz szpetny, ale i wielki mięśniak. Po mordzie dało się poznać, że jest zaprawionym w bojach rębajłom, rozwiązującym swe problemy siłą. Gdy mówił, to na jego twarzy z pewnością nie pojawiał się uśmiech.
- I na pizdę kozią wpieprzałżeś fircuku swój nochal tutaj? Wróćże se na ścieżkę swoją, tu się nie zdasz - dodał po chwili i widać było także, że pewnie w większe rozmowy nie będzie wchodził.
 

Ostatnio edytowane przez AJT : 15-11-2012 o 11:48.
AJT jest offline  
Stary 15-11-2012, 12:37   #6
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
Zebedeusz szedł tuż obok elfa. Co jakiś czas poprawiał sobie kosmyki włosów lecz nie odzywał się. Ci, którzy z nim podróżowali już od dłuższego czasu, przyzwyczaili się do milczącego młodzieńca. Z kolei jemu nie przeszkadzali nowy towarzysze ich podróży. Młodzieńca trochę martwiło to iż jego szaty zostały delikatnie mówiąc "lekko sfatygowane" toteż marzył o tym by w końcu znaleźć sklep gdzie będzie mógł się odpowiednio ubrać. A miał nie rzucać się w oczy, choć patrząc na jego towarzyszy to zadanie było praktycznie nie możliwe do wykonania.



Szczególnie że ciekawym osobnikiem był Imrak, którego osobowość zapewne idealnie będzie się dogadywać z Francem. Zebedeusz nie mógł się doczekać aż Ci dwaj usiądą i zaczną pić. Zapewne skończy się to jakąś rozróbą, dziewka jakaś może stracić cnotę a co bardziej natarczywe wsioki mogą potracić zęby.

Kolejnym był Ramirez. Zebedeusz spoglądał na niego i widział częściowo w nim samego siebie. Pewnie kolejna damulka straci cnotę, mąż dostanie od niego w prezencie poroże, lub jak znam życie odbędzie się "uczciwy" pojedynek w imię "honoru".

Prawie się uśmiechnął lecz nadal szedł koło elfa. Miał nadzieję że w końcu będzie mu dane położyć swe dupsko w ciepłej pościeli. A i masaż oraz gorąca kąpiel by się przydała. Pochłonięty myślami Zebi nie zwracał uwagi na pogodę, czy jakąś tam karocę z jakimś dziewczem. W końcu kobiety służyły mu do jednego..Ni mniej ni więcej.
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)
valtharys jest offline  
Stary 15-11-2012, 13:20   #7
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Detlef jechał na samym końcu małej kawalkady.
Co prawda jego wierzchowiec ostał się w faktorii, z której dziwnym jakimś trafem nikt nie raczył go zabrać, za to w stajence, za domem imć Mirco Goldsteina była stajenka. Niewielka co prawda, ale za to koń, jaki się w niej znajdował, był całkiem przedni. Nic więc dziwnego, że go Detlef przygarnął, w charakterze odszkodowania za straty moralne.
Swój zaś ekwipunek odzyskał, bo jednego z pewnością dowódcy straży zarzucić nie można było - szczodrej ręki. Ani jednej rzeczy, co do Detlefa należała nie zgubił ni nie rozdał nikomu ze swych popleczników.

Szlachcic płaszczem mocniej się otulił i kapelusz na głowie poprawił. Deszcz nadciągał w szybkim tempie i nie warto się było ociągać, chociaż niektórzy płaszcze mieli, by się przed lejącą z nieba wodą ochronić. A niektórym kąpiel by się zdała...

- Jeśli się omija takie zdarzenia - skomentował słowa Imraka - to się nie zarabia.
Mimo tych słów nie zwolnił i nawet nie obrócił się w stronę najemników i tajemniczej niewiasty w karocy. Jak się wnet okazało - słusznie.
Dama, jeśli tak można było nazwać kobietę, której rynsztokowe słowa nie były obce, najwyraźniej pomocy nie potrzebowała, a uczyć kogokolwiek dobrych manier Detlef nie zamierzał.
Próżny trud. Można by harować od świtu do nocy, a i tak efekt byłby żaden.
 
Kerm jest offline  
Stary 15-11-2012, 21:48   #8
 
Blady's Avatar
 
Reputacja: 1 Blady to imię znane każdemuBlady to imię znane każdemuBlady to imię znane każdemuBlady to imię znane każdemuBlady to imię znane każdemuBlady to imię znane każdemuBlady to imię znane każdemuBlady to imię znane każdemuBlady to imię znane każdemuBlady to imię znane każdemuBlady to imię znane każdemu
Drax Lothar dołączył do tej nieco dziwnej kompanii nie długo po tym gdy wypatrzył ich z lasu. Normalnie nigdy nie dołączył by do ludzkiej bandy a tym bardziej ludzkiej bandy podróżującej z krasnalem. Może i rzeczywiście na trakcie w kupie bezpieczniej jak mawiali ludzie, bo jaki bandyta nie skusi się na łakomy kąsek samotnej osoby? A zbrojna banda która wyglądem przypomina najemników wyjętych spod prawa to już co innego. A nie rzadko w imperium zdarzało się że najlepszy nawet kompan „wbił bratu nóż w plecy” dla pół tuzina srebrników bądź miecza z posrebrzaną rękojeścią. A i tyle czasu elf przetrwał sam i jest nadal w jednym kawałku. Jego myślenie zmieniło się nagle gdy usłyszał o usiekanym wampirze. (Jak potem zauważył to była jedna z niewielu rozmów tej kompani). To coś, ta ciekawość i chęć ustrzelenia jakiegoś stwora chaosu skłoniła elfa do wyjścia z ukrycia w cieniu drzew. Ucieszyło go że spotkał się ze zrozumieniem i przyjęciem do towarzyszeniu w marszu. I chodź zauważył iż krasnal miał troszkę nie tęgą minę, cóż się dziwić ich rasy od setek a nawet tysięcy lat nie mogły się dogadać, to dostrzegł również iż grupie brakuje sprawnego strzelca i tropiciela, a dobry zawsze może być na wagę złota jak zwykli mówić imperialni kapłani.



Wysoki, szczupły elf o długich jasnych blond włosach maszerował traktem na przodzie z wysoko i pewnie podniesioną głową. Deszcz który nadchodził chyba tylko jemu nie był straszny. Ile razy przeżywał gorsze nawałnice nadesłane chyba przez samego Mananna schowany w lesie. Gruba, długa peleryna z kapturem chodź może i wysłużona dawała świetną ochronę przed deszczem, wiatrem a nawet i mrozem, a do tego zapewniała niezbędny kamuflaż wśród zieleni lasu. Pod spodem, na piersi nosił zieloną tunikę która zakrywała skórzaną kurtę. Inne części lekkiego pancerza dało się dostrzec na pierwszy rzut oka: nogawice i skórzane karwasze na przedramionach. Szybki marsz na trakcie jak i poza nim zapewniały wysokie, sznurowane buty podobne do tych jakie nosili szlacheccy oficerowie. Cały swój dobytek znajdował się na wątłych plecach Draxa. Nie było go dużo, raptem dwa krótkie miecze delikatnie wykonane oraz kołczan z ponad tuzinem strzał o białym piórze. W lewej ręce cały czas dzierżył długi łuk. Ot cały dobytek. Inne niepotrzebne rzeczy mogły by tylko spowalniać marsz, czyli stało by się to co z towarzyszami spoconymi od wielkich plecaków czy ciężkich końskich juków. O dziwo żaden z nowych towarzyszy nie wyglądał na takiego co nieoczekiwanie zaatakowany prosi przeciwnika o chwilkę oddechu.

Nie miał w naturze prowadzić bezsensownych rozmów więc szedł w milczeniu młody chłopiec o imieniu Zebedeusz. Przyjrzał się uważnie kompanom i już dobrze wiedział z kim nie siadać wieczorem przy stole a nawet uciekać przed tym zaszczytem. Nie ze względu na niechęć do nowo poznanych, wręcz przeciwnie, nawet ich polubił jeśli znał to słowo. Martwił się po prostu tym iż może obudzić się nad ranem leżąc pod karczmiennym stołem w jakichś odchodach, resztkach wczorajszego jedzenia i potłuczonym szkłem. Cóż po prostu niektórym ludziom nie da się przetłumaczyć iż nie ma się chęci na spożywanie alkoholu.

Kiedy Estalijczyk zdecydował podejść do obozu, a żaden z towarzyszy nie zechciał mu towarzyszyć Drax stanął za nim na początku traktu niedaleko od skrzyżowania z drogą do wioski. I chodź trzymał cały czas w ręce łuk to był on opuszczony a w prawej dłoni nie znalazła się strzała. Czekał i czujnie przypatrywał się rozmowie tak na wszelki wypadek bo któż zrozumie wybuchowość ludzi.
 
__________________
What do you see in the dark, when the Demons come for you?

Ostatnio edytowane przez Blady : 16-11-2012 o 01:27.
Blady jest offline  
Stary 16-11-2012, 14:26   #9
 
Gob1in's Avatar
 
Reputacja: 1 Gob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputację
Ramirez z wyszczerzem jakby przyklejonym do facjaty skłonił się dworsko.
- Jak sobie wielmożna pani życzy... - powiedział tylko, powstrzymując się przed złośliwym komentarzem. Nie chciał z błahego powodu robić sobie wrogów wśród wysoko urodzonych lub równie bogatych.

Na niewybredny komentarz żołdaka zupełnie nie zareagował. Zignorował zaczepkę i wrócił na szlak.
- Pendejo... - wycedził przez zęby.

Zbliżając się do czekającego w pewnej odległości elfa wzruszył ramionami, co miało znaczyć "Nic tu po nas". I faktycznie. Problemy tamtej grupy zdawały się być wyłącznie ich sprawami. Nic tu po nich.

* * *
Okaleczony mężczyzna wywołał pewne zaniepokojenie Ramireza. Nic go, przynajmniej chwilowo nie goniło, toteż znalazł czas na zerknięcie na przenoszony przez niego skarb. Klejnot musiał być cenny. Na tyle, by ktoś mógł dla niego zabić. I zginąć. W zależności od tego, z którego końca ostrza akurat się znajdował. De Ayolas zamierzał być po właściwej stronie.
- Vamos. Idziemy? - pytanie było formalnością i zabrzmiało niemal jak stwierdzenie. Niemal. Tym niemniej Estalijczyk był ciekaw reakcji pozostałych.
 
__________________
I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee...

Ostatnio edytowane przez Gob1in : 16-11-2012 o 14:37.
Gob1in jest offline  
Stary 16-11-2012, 14:29   #10
AJT
 
AJT's Avatar
 
Reputacja: 1 AJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputację
Dalsza droga wciąż prowadziła skrajem gęstego lasu. Rozwidlenie znikło już daleko za ich plecami, a na horyzoncie powoli zaczął malować się zarys palisady otaczającej pobliską wioskę. Słońce zaszło już, a na nich zaczął siąpić lekki deszcz, zapowiedź tego większego, który niebawem pewniakiem się pojawi.

Nagle spomiędzy drzew usłyszeli przeraźliwy męski krzyk. Po kilkunastu uderzeniach serca kolejny, wydany jednak z pewnością przez to samą osobę. Po niedługim czasie krzyki te uzyskały wizualizację… Przed nimi, niemal na odległość jaką wykonuje wystrzelona strzała, na trakt wypadł mężczyzna. Rozglądnął się nerwowo i gdy tylko ujrzał grupkę ruszył w jej kierunku. Po jego chyboczącym się biegu poznali, że poruszał się na skraju sił. Z każdym krokiem przybliżał się też coraz wolniej, słaniał coraz bardziej, a jego pozycja była coraz bliższa ziemi. Gdy był już w takiej odległość, że mogli ujrzeć szczegóły, zobaczyli że z miejsca, gdzie powinna być ręka, zwisają tylko krwawe strzępy ciała.

Ostatkiem sił podbiegł bliżej, ręką która się ostała wskazał las, po czym słabym głosem wycharczał.
- Błagam… pomo… - jednak już tego nie dokończył, gdyż bezwładnie opadł twarzą na ziemię. Teraz spostrzegli, jak jego plecy również były całe rozorane, a strzępy zbroi kolczej, która najwidoczniej nie zapewniła wystarczającej osłony, ułożyły się na ramionach. Nawet ci nie zaznajomieni w medycynie wiedzieli, że człek tenpewniakiem wyzionie, o ile już nie wyzionął, ducha. Nie było już dla niego ratunku.

Gdy doszli do tego wniosku, nie trzeba było wiele czasu, by Imrak i Franc zlokalizowali wzrokiem dwie sakwy. Jedna mniejsza, jak się mogło okazać, zawierająca pięć srebrników. I druga, zdecydowanie większa, zdecydowanie też ciekawsze, zawierająca wielką, przerośniętą perłę, która prześwitywała lekko z dziury w sakwie. Skarb, będący wielkości ludzkiej pięści był z pewnością bardzo, bardzo cenny.
 

Ostatnio edytowane przez AJT : 18-11-2012 o 13:56.
AJT jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 15:03.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172