Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 21-09-2013, 15:25   #221
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację
Galvin stał trochę zdezorientowany, bo praktycznie nie musiał nic robić. Strzały i bełty posypały się, wojownicy rzucili do walki i bestia była już zasiekana, a dzieciaki bezpieczne. O dziwo Sioban i Fernando absolutnie się nie przejęli faktem że potężnie oberwali od bestii. Wszyscy byli skupieni na dzieciach, a Lotar i Youviel przejmowali się bełtem wystającym z, bądź co bądź, chudego tyłka elfki.

Machnięciem ręki skomentował tą sytuację piwowar i włożył topór za pas po czym podszedł do reszty. Już trwało przesłuchanie i radzenie co z dzieciakami. Oczywiście dla części lepiej było pozbyć się dzieci z grupy czym prędzej... może nie lepiej, ale wygodniej. Dla innych oczywiste było że lepiej się nie rozdzielać...

W końcu postanowił że porozmawia z dziećmi sam i zobaczy jak dobrze rozumieją w jakiej są sytuacji. Był twardy i rozumiał, że każde wyjście jest złe, bo u ich spotka wiele niebezpieczeństw, a byle wioska zrobi z nich sieroty i włóczęgów.
 
Stalowy jest offline  
Stary 21-09-2013, 19:03   #222
AJT
 
AJT's Avatar
 
Reputacja: 1 AJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputację
- Łoj łolaboga! Łoj łolaboga! – dało się tylko usłyszeć, gdy Dirk ujrzał potwora. Dalsze biadolenie było już tylko coraz mniej słyszalne, gdyż Dirk zebrał w sobie, ukryte jeszcze gdzieś pokłady energii i mimo okropnego samopoczucia, jego chęć przeżycia wygrała i zaczął uciekać co sił w poszukiwaniu bezpiecznej kryjówki. Po drodze, przez miękkie nóżki, nieraz się przewrócił, ale wtedy pomagał sobie łapkami, pędząc ta co sił i próbując wrócić do dwunożnej pozycji. W końcu znalazł takie miejsce, próbował w nim odsapnąć, obserwując co się dzieje. Nic jednak nie widział…
- Ekhkhkhkee - kaszel przerwał ciszę w jakiej starał się być. Oczy od razu mu się wybałuszyły ze strachu. Bał się, że to coś go ujrzy. Wyściubił głowę ze skrytki, patrząc, czy aby nie musi dalej uciekać, ale… ale stwór zły już nie żył. Widać nie był taki najgroźniejszy, na jakiego najgroźniejszego wyglądał…
 
AJT jest offline  
Stary 23-09-2013, 07:13   #223
Elitarystyczny Nowotwór
 
Zombianna's Avatar
 
Reputacja: 1 Zombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputację
Co na bogów dwójka małych dzieci robiła sama w głębi lasu? Do tego jeszcze gonił ich potwór...sytuacja żywcem wycięta z tandetnej opowieści z rodzaju tych, jakie stare baby plotą zimą przy kominku ku uciesze prostej gawiedzi.
Paranoja...

Laura bez pośpiechu zsiadła z konia i leniwie sięgnęła po broń z nadzieją, że problem sam się rozwiąże w najprostszy z możliwych sposobów. Nie było to rozwiązanie przyjemne, nie dla sierotek, jednak kto by się przejmował losem bezpańskich dzieci w obliczu paskudztwa,które raziło oczy prawowiernych obywateli Imperium i okolic? Stwór jednak nie zdążył wykonać zamierzonego zadania. Reszta gromady rzuciła się na ratunek dzieciarni, reagując szybko i bezlitośnie. O wiele za szybko jak na jej gust. Pozostało tylko robić dobrą minę do złej gry, przy okazji dokładając swoje trzy grosze do potyczki.

Zdążyła raz pogłaskać plugawca Perswazją nim ten padł martwy, rozsypując się w proch wprost u ich stóp. Pomimo tego, że walka trwała krótko, parę osób zdążyło oberwać. Niektórzy, tak jak Sioban, dosyć poważnie, nie było to jednak zmartwienie kobiety w czerwieni. Wciąż nie mogła przeboleć tego, że szlachcic tak beztrosko dał się wciągnąć w gierki wróżbity i jak pies z wywieszonym ozorem pognał wprost do jego chatki, skuszony wizją poznania przyszłości. O treść przepowiedni nawet nie zapytała, nie widziała w tym najmniejszego sensu. Stała ponad to i nic tego nie mogło zmienić.
 
__________________
Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena
Zombianna jest offline  
Stary 23-09-2013, 23:28   #224
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Fernando nie zamierzał stać beztrosko i patrzeć jak potwór zabija dzieciaki, ruszył pędem w kierunku stwora. Przez moment , przez ułamek sekundy zastanawiał się czy nie lepiej byłoby strzelać z bezpiecznej odległości, w końcu nie wszyscy mieli broń strzelecką a on tak. Właściwie w biegu uznał, że lepiej będzie jednak zająć stwora bezpośrednią walką i nie pozwolić zbliżyć mu się do dzieciaków. Nie śpieszyło mu się do tego aby zostać ich opiekunem czy niańką, ale spokojnie patrzeć jak zostają zabijane nie potrafił. Zresztą walka z potworem była dobrą okazją do zrobienia czegoś o czym mógłby opowiadać.

Cios jaki zadał stworowi był godny legend, jednym sprawnym pchnięciem wbił się głęboko, niemal po rękojeść rapieru w miejsce które u człowieka posiadałoby serce. Stwór może miał je gdzie indziej, a może było większe niż u człowieka, wyraźnie jednak odczuł cios. Niestety młody estalijczyk zbliżył się tym samym na niebezpieczną odległość, niemalże odsłaniając się zupełnie na cios który chwile później go doszedł. Potężne uderzenie zgruchotało szermierza zarówno fizycznie jak i psychicznie. Ciężko tylko westchnął odlatując na kilka metrów pod wpływem siły uderzenia. Na szczęście po chwili potwór leżał już martwy, towarzysze tymczasem całkowicie pochłonięci byli debatą z malcami. ]

Nikt nie zamierzał nawet sprawdzić czy estalijczyk żyje, czy chociaż jak ciężko został ranny. Nikt. Szermierz dobrze zapamiętał te lekcję, zapewne jedną z najtrudniejszych lecz i najbardziej obfitujących w naukę, taką której nie sposób było zdobyć na ćwiczeniach. Wyciągnął z tobołków eliksir po czym wypił go do dna, solennie sobie postanawiając, iż nie będzie od tej pory ryzykował więcej niż potrzeba i gdy tylko będzie miał wybór w sposobie walki, sięgnie po łuk. Ryzykując choćby tak niecelne strzały jakie przydarzały się elfce czy Lotarowi. Swoją droga zastanawiał się czy człowiek nie wykorzystał okazji, by się zemścić za poprzednie strzały którymi elfka go ugodziła. Przynajmniej jedną...

Tymczasem Fernardo ustawił się w kolejce do Bernharda, jedynej chyba osoby która potrafiła całkiem sprawnie zajmować się ranami. Nie pośpieszał widząc, że ma przed sobą nie mało roboty.
 
Eliasz jest offline  
Stary 24-09-2013, 15:09   #225
VIX
 
VIX's Avatar
 
Reputacja: 1 VIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumny
Sverrisson wyglądał łańcucha górskiego już od dłuższego czasu, ale nic, góry musiały być dalej niż przypuszczał. Choć nie znał tych stron wcale, to mieszanka wiedzy kamieniarsko - górniczej podpowiadała mu że skalne ściany są już niedaleko... czyżby się mylił? Miast tego, las zmieniał oblicze i zaczął przechodzić w paskudne bagnisko. Teren robił się trudniejszy, a tempo podróży spadało. Dziwne to nie było, wszak podkute stalą buciory robiły się trzy razy cięższe od tego gęstego błota. Deszcz wziął Księstwa Graniczne we władanie i ustąpić nie chciał, szczęściem Helvgrim czuł się znacznie lepiej niż o świcie. To była dobra wiadomość. Gorzej że zakapturzony człek, co imię Dirk nosił, był chory całkiem siarczyście, a to już gorzej rokowało.

Helvgrim wystrzelił zawiesiną z nozdrzy i podszedł do Dirka. Niczego nie mówił, jedynie podał mu butelkę z gorzałką by ten się napił. Naciskał by nie był to łyk lub dwa lecz przynajmniej trzy solidne grzdyle... ten stary sposób był czasem skuteczny, jeśli choroba nie rozwinęła się za bardzo. Patrząc jak Dirk przełyka napitek, i Helvowi zaschło w ustach. Kiedy tylko butla znów była w rękach khazada, ten pociągnął z niej mocarnie i otarł wąsy. Odchodząc od zakapturzonego człowieka, krasnolud spojrzał raz jeszcze na niego. Dirk był dziwny i tajemniczy, jego cele i pobudki oraz cały obraz jego postaci był sekretny, na tyle by wzbudzić ciekawość Helva. Wcześniej myślał już o tym kim jest Dirk i czego szuka w najemnej kompanii, ale to czasu nie było, to nastroju odpowiedniego na spytki. Khazad postanowił że przy najbliższej okazji musi pogawędzić z człekiem owym. On jeden zdawał się być nieodgadnionym towarzyszem.

Podróż dłużyła się, ale Sverrisson znalazł dobry sposób na nudę. W myślach wydawał już pieniądze zarobione u barona Pazziano, później, planował rzeczy jakich być może będzie musiał dokonać jeśli arystokrata nie wywiąże się z obietnicy. To nie był stracony czas.

***

Dwójka przerażonych, człeczych dzieciaków i podążający ich śladem stwór. Coś się poczęło dziać. Choć karczma pachnąca piwem i gibka dziewka była by lepsza niż walka z pomiotem leśnych ostępów, to i tak Helv przyjął zaistniałą sytuację z radością. Dziką radością jego serca, że może stawić czoła kolejnej srogiej bestii. Khazad nie był głupcem, walka niosła śmierć, ale również nic tak jak duch walki nie potrafiło tchnąć życiodajnych soków w stare kości krasnoluda. Szykowała się batalia. Helvgrim uniósł wysoko swój ciężki młot i ruszył biegiem.

Krasnolud widział u swego boku Galvina biegnącego, z zacięciem na twarzy, do boju, to wzmocniło wolę walki khazada z Norski. Wiedział że na syna Migmara zawsze może liczyć. Inni też nie okazali strachu, nad czym Helv miał zastanowić się później, ale dobrze że kompanii byli tam gdzie trzeba. Strzały i bełty przemknęły ze świstem ale krasnolud nie patrzył czy sięgają celu, z bojowym okrzykiem rzucił się na potwora. Ściągał jego uwagę na siebie, na prawą flankę, byle dalej od dzieci i od wchodzącego między nich a kreaturę Siobana. Trzeba było dać mu czas. Helvgrim szykował się do potężnego, niszczącego ataku na bestię, w ten czas inni osaczyli już istotę z drewna i błota o pazurach długich niczym miecze. Stworzenie budzić mogło grozę w sercu, ale to nie był ten dzień. Drzazgi i błotniste ochłapy tylko fruwały pod okrutnymi ciosami Wolfa, Laury i Siobana. Jednak to nadludzkim wysiłkiem zadany cios Fernanda przywołał ryk stwora i pozbawił go pewności siebie. Teraz walczył już o przetrwanie, nie o dominację nad najemną drużyną.

Wściekły bagienny twór nie powinien zostać niedoceniony jednak, niczym niedźwiedź zapędzony w kąt jaskini, zerwał się i raził poważnie estalijczyka i imperialnego szlachcica. Wtedy Helvgrim dostrzegł swoją szansę. Skoczył w przód, łapy przeciwnika machnęły na boki, a ten obniżył sylwetkę, to był jego błąd. Sverrisson wziął zamach i sięgnął dwuręcznym młotem najdalej jak mógł... głowica trafiła na coś co można by było nazwać szyją, gdyby kształty przeciwnika odrobinę bardziej przypominały człeka. Obuch natrafił na opór, ale siła krasnoluda była ogromna. Drewniane wsporniki, przypominające żyły lub ścięgna, rozerwały się i otworzyły ogromną dziurę w cielsku monstrum. Ostatni ryk i ogromny stwór padł bez życia lub czego tam co było jego namiastką.

Dzieciaki wyglądały na wystrszone, szybkie i szorstkie pytanie Helvgrima wróciło je do umysłowego zdrowia bo świeczki im w oczach stanęły. Na dzieciach krasnolud nie znał się, nie wiedział jak z nimi rozmawiać, a ich sposób bycia był często taki jaki prezentowała panna Vivian. Tego by Helv nie zniósł po raz kolejny. Reszta kompanów objęła troską dwoje maluchów, na całe szczęście. Nakarmili ich i napoili. Helv nie miał tu czego szukać. Oczyścił broń i wrócił do truchła zabitego przez grupę stwora, który począł się już rozkładać. Gałęzie i wiążące je błoto, odpadały płatami, tylko po to by po chwili została już z bestii kupka mazi i wspomnienie... i jeszcze coś. Sverrisson wpierw wejrzał w resztki i sięgnął w nie dłonią. Po chwili wyciągnął dziwny, obły i czarny kolorem przedmiot, coś jakby czarne i martwe już serce kreatury. Obejżał je dokładnie z każdej strony, nie bał się. Zabijał już w życiu różne potwory, ścierał się a takimi o których niektórzy nawet nie słyszeli, widział takie które mroziły krew w życiu samym faktem istnienia... gdyby mówić o tym, nikt by nie uwierzył.


Syn Sveriego rozejrzał się za Fernandem i odnalazł go kurującego się swymi medykamentami. Podszedł i rzucił czarne serce stwora do stóp szermierza. Rany estalijczyka wyglądały groźnie ale ten nie narzekał, nie było co godzić jego dumy po tak wspaniałym wyczynie.

- Dobra walka. Wspaniały sztych Fernando... gdyby nie ty i twój styl, nigdy bym nie dał rady wyprowadzić mego zamachu. Serce koszmaru jest twoje. - Po tych słowach Helvgrim uścisnął dłoń Fernanda i odszedł pozostawiając go sam na sam z paskudnym sercem stwora. Helvgrim miał nadzieję że Fernando je zniszczy... ale to już nie była jego sprawa... serce było martwe.

***

Decyzje zostały podjęte. Dirk miał ruszyć do Vidovdan i doprowadzić do wsi dzieci. Zakapturzony czuł się podle, widać te kilka łyków gorzałki nie pomogło wiele i choroba rozkładała nieszczęśnika. Szkoda było Dirka, ale Helvgrim nie krył zadowolenia że dzieci zostaną odesłane. Zabrać je w góry byłoby czystym szaleństwem i wyrokiem na nie. Wszak przetrwać mrozów szalejących w górach, potyczek z ewentualnie napotkanymi wrogami, trudów podróży, tempa marszu... nie mogły przetrwać. Przynajmniej nie bez uszczerbku na zdrowiu. Zresztą, byle ork rozerwałby je na strzępy przy najbliższej okazji. Orków nie można było odciągnąć od zdobyczy, nie czuły żalu i nie miały współczucia, gdyby dostrzegły dwie bezbronne istoty, poszłyby wpierw ku nim. Dobrze że dzieci wracały do wsi... nie ważne jaki los je tam czekał, bo był na pewno lepszy niz tułaczka do Strażnicy Dwóch Szczytów.

Gdy Dirk szykował się na odłączenie od oddziału, Helvgrim podszeł do niego i poklepał go po ramieniu mówiąc.

- Słuchaj mnie. Weź to i noś na szyi. Gdyby działo się coś złego wezwij Pana Gór by ci pomógł. Odpowie, w tym khazadzkim talizmanie zaklęta jest moc modlitwy. Będzie cię chronił. Oddasz mi go gdy znów się spotkamy.

- Każdego dnia, o świcie, zostawiał będę dyskretny znak przy drodze, taki sam też znajdziesz za każdym razem gdy zakręcimy gdzieś. Stos kamieni, znajdziesz łatwo, będziesz wiedział że to nasz... bo będzie wiało od niego khazadzkim moczem. - Helvgrim uśmiechnął się.

- Zrobię to tak na wszelki wypadek gdybyś chciał za nami podążać. Jeśli nie to w drodze powrotnej zajdziemy do Vidovdan. Weź też trochę jedzenia ode mnie... daj szczeniakom jak chcesz. Bądź zdrów. Smednir niech strzeże twego ciała, a Valaya niech pilnuje twego ducha. Bywaj. - Helvgrim wyjął dwie porcje żywności i oddał Dirkowi. Ukłonił się i odwrócił do niego plecami. Ruszył przed siebie nie odwracał się już, to byłby dyshonor dla odwagi Dirka.
 
VIX jest offline  
Stary 24-09-2013, 21:54   #226
 
vanadu's Avatar
 
Reputacja: 1 vanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znany
Zabiliście bestię. Jak się okazało dziewczynka poza większymi obtarciami nie doznała większych uszkodzeń. Teraz patrzyła na was swoimi wielkimi szarymi oczami w których widać było szok, przerażenie i wdzięczność. Chłopiec trzymał wciąż dziewczynkę za rękę mimo, iż ta klęczała przy rannej elfce, i nie chciała odejść od niej.

- Ktoście? Mówcie szybko! - Sverrisson jak zwykle popisał się swą empatią doskonale.
Dziewczynka widząc zakazaną mordę krasnoluda, do tego delikatnego jak pędzący ork na świni, zaczęła płakać. Chłopiec w przeciwieństwie jednak dziewczynki, spojrzał mu prosto w oczy i rzekł:
- Jestem Hans, a to moja siostra Gretchel - proste pytanie zasługiwało na odpowiedź a gdy elfka zapytała “Co na wszystkie liście dębu robicie w tak zapomnianym miejscu? “ maluch odpowiedział;
- Naszą wioskę wczoraj… - tu widać że maluch próbuje się nie rozpłakać ale jakoś “mężnie” dokończył - Zaatakowali orkowie. Mamusia i papa, kazali uciekać nam...a sami zostali...z lasu widzieliśmy tylko ogień...My z małej wioseczki Dinslaken..tuż u podnóża gór...no i my w las...a potem ten potwór zaczął nas ścigać…

Youviel pogładziła dziewczynkę po głowie, by ta się uspokoiła. Rzuciła groźne spojrzenia khazadowi i ponownie się odezwała.
- I na to… coś wpadliście po drodze prawda? - zapytała dalej głaszcząc siostrę chłopca.

Helvgrim spojrzał na dzieci, na elfią samicę, burknął coś pod wąsem, chwycił kępkę trawy i zaczął wycierać błoto z młota. Ciężko przyznać, ale płaczące dziecko go zbiło z tropu trochę i postanowił nie mieszać się w sprawy sobie obce, takie jak rozmowa z malcami.
Chłopiec pokiwał głową, że tak. Dziewczynka przylgnęła bardziej do elfki, jakby bojąc się że zły krasnolud ją będzie chciał porwać, albo zjeść. W końcu nie tylko elfy zjadają ludzi.
- Długo uciekaliście? - zapytał w miare delikatnie Sioban, syczac przy tym z bóli.

- No wczoraj...wieczorem..i tak noc w lesie spędziliśmy ale tak na skraju co by nas wilki nie zjadły żywcem...a tak cały dzień dziś maszerowaliśmy… - dumnie powiedział Hans
- Macie rodzinę w jakiejs innej wiosce? zapytał ponownie szlachcic. - Gdzieś, gdzie...poczekacie na rodziców?
Dzieci pokręciły przecząco głową. Łza spłynęła po policzku chłopca, ale nie zaczął szlochać. Spojrzeliście na mapę i jedyne większe miasto to Vidovdan. Jeżeli byście całą noc się przedzierali to być może o świcie byście do niego dotarli, choć to by znaczyło że stracicie ponad dzień marszu. Podróż ta była by dodatkowo trudna bowiem musielibyście przejść przez las, chyba że
Na mapie zaznaczono jeszcze dwie mniejsze osady, które leżały u podnóża gór, lecz jedna z nich “dziura bez nazwy” była właśnie zapewne domem ów dzieci.
Sioban spojrzał pytająco na elfkę, po czym rzekł powoli:
-Chyba możemy poświęcić pół dnia i zboczyć z trasy...jak sądzisz?
Elfka westchnęła.

- Z tą raną - tu znacząco wskazała na sterczący bełt - to i tak pewnie daleko nie uszlibyśmy. Bezpieczniej dla nas jak i dla nich będzie. Ja musze zamienić słow tylko z Lotarem - tu twarz skrzywiła się w gniewie.
Szlachcic pokiwał głową. Sam by w dość marnym stanie. Kopnął znacząco trupa.

- Głodni? - elfka ściągnęła z pleców sakwę i poszukała racji. Rozmowę z Lotarem zostawi na później.
Dzieci na słowo głodni od razu pokiwało przytakująco głowami. Widać, że cały dzień o pustym brzuchu były zapewne. A i pogoda dała im we znaki. Od razu “osaczyły” elfkę oczekując jakiś pychoci.
W stronę młodzieży ręce wyciągnął Bernhard podając zwinięte w cienki papier poziomki obtoczone w cukrze.

- To na osłodzenie ciężkiego czasu. Jeśli w sumie mielibyśmy postój zrobić można spróbować coś konkretniejszego zrobić...
Dzieci wyjęły ostrożnie rękę w kierunku podarunku od niziołka, a gdy zobaczyły co skrywa papier zaczęły szybciutko i łapczywie jeść. Dziewczynka zaczęła się nawet uśmiechać.
Niziołek też się uśmiechnął i zaczął podjadać z dzieciakami. Po chwili zawinął pusty już papier i wcisnął do kieszeni oblizując później palce. Nie zostało mu już wiele słodkości ale czego się nie robi dla odrobiny własnej i cudzej radości.

- Może po drodze trafi się jakaś osada aby ich zostawić, nie ma co się rozdzielać bo różne stwory jak widać tu się panoszą.
- A jakbyś mógł mi pomóc z tą strzałą Bernhart była bym wdzięczna - sapnęła elfka gdy po raz wtóry ból przeszył jej ciało. Z jej strony dostały się dzieciom raptem zasuszone kawałki mięsa mocno słone, ale było to jednak coś porządniejszego niż słodkie poziomki.
- Pokrój mi nogę jak tego dzika co raz upolowałam - powiedziała elfka w nagłym przypływie czarnego humoru.
Laura wciąż zła na Siobana, za to że ten dał się wciągnąć w plugawe gusła, unikała go równie uparcie co uratowanych dzieci. Przez długą chwilę nie mieszała się w dyskusje odnośnie dalszego losu sierotek, splunęła jedynie kilka razy i wymamrotała pod nosem parę siarczystych przekleństw. W końcu, w przypływie nagłej troski, zarzuciła kaptur na głowę, kryjąc pobliźnione oblicze przed dziecięcym wzrokiem. Bachorów nie znosiła, lecz straszyć ich nadmiernie również nie miała zamiaru. Dręczenie osób potrzebujących pomocy jakoś jej nie pociągało, nie w tej chwili

- [i] Zawsze musimy się w coś wpieprzyć, jak Sigmara kocham. Zarżnąć gówniarzy nie wypada, mimo wszystko mogą wyrosnąć na dobrych ludzi - [i] odezwała się na głos, wykazując wrodzony takt i dar dyplomacji - Możemy ich odeskortować do najbliższej dziury, mogą iść z nami...dla mnie obojętne. Trzymajcie je tylko z dala ode mnie, tak będzie najlepiej. I nawet nie myśl o dołączeniu ich do reszty klamotów niesionych przez konia. - ostatnie zdanie wywarczała w kierunku Siobana.
- Nawet nie planuje. przytaknął szlachic zgodnie. - Im dalej one ode mnie tym lepiej

- Wreszcie gadasz z sensem - mruknęła cicho, po czym zamilkła. Nie miała ochoty na dalsze strzępienie ozora po próżnicy, było to tylko daremne marnowanie sił.
- Dobra uszatko ale niech kto zabierze dzieciaki na stronę bo nie jest to miły widok. Znajdź sobie kawałek drewna albo coś aby przygryźć cobyś języczka jeszcze nie pogryzła.

Bernhard poczekał aż dzieci odejdą na bok i zabrał się do wyciągania bełtu. Sprawa ogólnie trudna nie jest, starczy ułamać lotkę - jeśli bełt takową posiada - a następnie w zależności od stopnia wbicia w ciało albo go wyciąć, a jeśli grot przelazł n druga stronę trzeba go przeciągnąć… chwila roboty, niewiele krzyku, trochę alkoholu na odkażenie rany oraz materiału na bandaż i opatrunek.
Gdy dzieci odeszły na bok niziołek zabrał się do pracy. Nie było to nic trudnego choć elfka dwa razy zaklęła soczyście, gdy poczuła piękący ból w miejscu rany. Bernhard znał się na rzeczy w miarę, toteż po kilku chwilach było po zabiegu.

Wolf dochodził do siebie przez chwilę po całej potyczce. Stał przy rozwalonym błocie tępo zapatrzony w ziemię. Przed chwilą walczył (znowu) z istotą, której miejsce w ludowych bajaniach. Nie mógł zrozumieć czemu drużyna przeszła nad tym do porządku dziennego. Mógł jeszcze zrozumieć zombie. W końcu nie na darmo kapłani Morra tak pieczołowicie traktowali zmarłych. Ale nawet chodzący trup ma ciało, ma jakąś formę, którą można uszkodzić. Tymczasem tutaj walczył z ziemnym, bagiennym stworem, który nie powinien istnieć. Nie potrafił tego zrozumieć. Dlatego też w normalny dla siebie sposób, po minucie odstawił te rozważania na bok, by najchętniej nigdy do nich nie wracać. Trzeba zostawić rzeczy niezrozumiałe uczonym.
Gdy podniósł wzrok, wpierw ocenił stan zdrowia drużynników. Splunął na ziemię i otarł miecz o fragment płaszcza, by schować ostrze do pochwy. Uklęknął przy niziołku i elfce i wyciągnął z torby zawiniętą w skóry buteleczkę. Podsunął ją kobiecie przed nos.
- Masz. Jeśli alchemik nie kłamał, powinna ci pomóc.
Gdy odebrała miksturę leczniczą, wstał i zwrócił uwagę na dzieci. Podszedł do chłopaka, chwycił go pewnie za ramię i nachylił się nad nim by spojrzeć mu w oczy.

- Hans, tak? Jesteś odważny. Skoczyłeś na pomoc siostrze - mówił urywanymi zdaniami, bo takie najlepiej trafiają do prostych ludzi - Mało kto by to zrobił. Dlatego pójdziesz z nim - Wolf wskazał Dirka - i pomożesz mu odprowadzić swoja siostrę do wioski. Rozumiesz? Oni na ciebie liczą.
Odwrócił głowę w stronę towarzyszy i podniósł się puszczając ramię chłopaka.

- Dirk niedomaga - rzekł to co było i tak oczywiste - Dlatego odbije z dzieciakami do wioski. Czeka nas jeszcze przynajmniej sześć dni drogi, a wygląda na to że żadnego schronienia prócz spalonych chat, po drodze nie znajdziemy. Zbierajcie się. Trzeba znaleźć miejsce, gdzie będzie można opatrzeć rannych i odpocząć.
Wbił wzrok w Dirka i kiwnął mu głową.
- Ruszaj do Vidovdan. Tam się schroń, póki duszności nie przejdą, chyba że chcesz wyzionąć ducha na trakcie. Jak Sigmar da, poradzimy sobie bez twego miecza. Tu nasze drogi sie rozchodzą. Oby tylko chwilowo.
 
vanadu jest offline  
Stary 25-09-2013, 09:32   #227
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
Decyzja

Decyzja niezbyt przypadła do gustu dzieciom, które nie chciały podróżować z kimś kogo oblicza nie widziały. Gdy zaczęliście krzyczeć na nie, straszyć je, lub zobaczyły Siobana co już tu się przymierzał do przekonania ich za pomocą klapsów zaczęły płakać i chować się za elfką. Cenne minuty upływały na przekonywaniu ich, że z Wujkiem Dirkiem nic im nie groził, choć patrząc na zakapturzonego kaszlącego wędrowca ciężko było im w to uwierzyć. Koniec końców udało się przekonać maluchy do wyruszenia z nim w podróż.
Ranni opatrzyli się, wypili miksturki lecznicze

Dirk i jego podróż

Wędrowiec ruszył więc z dwójką dzieci na karku. Kaszel i gorączka nadal dawały o sobie znać, a pogoda nie ułatwiała mu życia. Tak samo jak i dzieci, które co chwile albo to narzekały na pogodę, brud, błoto albo męczyły po prostu ich opiekuna o zdjęcie kaptura z głowy. Czas upływał szybko, szybciej niż przemierzana trasa. Gęsty las rozpościerał się przed wędrującymi, a droga pod stopami robiła się coraz bardziej mokra. Po pewnym czasie dzieci zapragnęły przystanku, bowiem głodne były i zmęczone. Chciały odpocząć, choć czas szedł do przodu a zmierzch miał nadejść tuż tuż. Sam Dirk czuł jak gorączka go bierze. Suchość w gardle nasilała się a on trząsł się lekko.
W pewnym momencie Gretchel upadła na ziemię i zaczęła trząść się. Oczy jej zrobiły się białe,a z ust poleciała pianka. Całe jej ciało zaczęło telepać się, i podskakiwać na ziemi. Chłopiec podbiegł do dziewczynki chwytając ją, tak by nie uderzała głową o ziemie. Spojrzał na Ciebie przerażony...

Trwało to chwilę nim dziewczynka uspokoiła się. Spojrzała na was i ze łzami w oczach powiedziała:
- Ja chcę do mamusi. Gdzie mamusia ? - zapytała

Hans spojrzał na Dirka i rzekł:
- Znam skrót. Fakt droga prowadzi przez bagna..ale zaoszczędzimy drogę

Reszta

Ruszyliście więc dalej, pozostawiając Dirka z dziećmi. Nie było czasu na dalsze czcze gadanie, bowiem czas uciekał a długa i męcząca podróż przed wami była. Przemierzaliście las, a deszcz jak lał tak lał dalej. Przebyta droga przybliżała wędrowców coraz bliżej ku wyjściu z tego przeklętego lasu, podczas gdy niebo robiło się coraz ciemniejsze. Przez gęste korony drzew można było dostrzec pierwsze gwiazdy pojawiające się na niebie. Noc zapowiadała się na mroźną i równie deszczową co poprzednia, więc nie którzy zaczęli już myśleć o miejscu na nocleg. W lesie panowała cisza, jakby wszystko co żywe umarło, a jedynym dźwiękiem jaki można było usłyszeć był uderzający o liście drzew deszcz. W końcu skraj lasu stał się widoczny i to dość bardzo, bowiem oświetlała go łuna płonącej wioski.



Wyszliście z lasu i podeszliście bliżej by poczuć jak ogień płonącej wioski ogrzał momentalnie wasze ciała. To było pierwsze i chyba ostatnie przyjemne uczucie jakiego doznaliście w tym miejscu. Smród palonych ciał doszedł do waszych nozdrzy powodując, że nie którym żołądek podszedł do gardła.. Spalone zwłoki, dorośli i dzieci wyglądały jakby ktoś spalił je żywcem, a ogień rozprzestrzeniał się na ich ciele powoli powodując niesamowite katusze i męczarnie. Popękana, czarna jak smoła skóra i fetor który się z niej sprawił, że mieliście już dość ale dalej mimowolnie obiegaliście wzrokiem to co tu się wydarzyło.
Chaty płonęły i wydawało się, że nikt nie ocalał, gdy nagle z jednej z nich wybiegła kobieta. Płonęła cała, jej skóra pękała momentalnie a z oczu wypływała krew. Spojrzała na was i ruszyła ku wam ale nie przebiegła dwóch metrów, gdy padła na ziemie, by po chwili wrzeszcząc z bólu umarła. Ciało jej jednak nadal płonęło. Dymiąc i wydzielając straszny fetor.



Zwróciliście również uwagę na to że, na środku wsi stały dwa krzyże, których płomienie zdawały się nie sięgać. Płomienie choć przechodziły, otaczały je to jednak krzyże nie zajmowały się ogniem.

Rozglądaliście się za śladami, lecz niestety nic konkretnego nie znaleźliście. Żadnych śladów orków czy innych bestii, które normalnie by zostawiły choć odciski stóp. Deszcz mimo, że padał zdawał się nie ugaszać ognia. A jedyne, na co trafiliście to na ślady małych stóp prowadzących do lasu. Dziecięcych stóp… Spojrzeliście na siebie wszyscy praktycznie jednocześnie, lecz nikt nie zadał żadnego pytania na głos.

Gdy spojrzeliście na mapę i wiedzieliście, że kolejna osada jest ze dwie godziny marszu. Droga prowadziła wzdłuż podnóża gór. Elfka czuła się zmęczona, tak samo jak i Fernando, który choć podleczył rany miksturą to jednak choroba nadal go nękała. Gorączka wieczorem znów nasiliła się, a on czuł że przy każdym wymawianym słowie boli go gardło, jakby połknął gwoździe. Lotar coraz mocniej kasłał.
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)

Ostatnio edytowane przez valtharys : 01-10-2013 o 19:40. Powód: małe sprostowanie
valtharys jest offline  
Stary 26-09-2013, 12:13   #228
 
Jaracz's Avatar
 
Reputacja: 1 Jaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputację
Wolf miał zasępioną minę. Dwa razy w życiu widział płonących ludzi. Raz na polu bitwy, gdy pojawił się mag władający ogniem. Drugi raz był znacznie bliżej, ale wtedy ofiara już na szczęście była martwa. Zbrojny odwrócił wzrok od kobiety i nawet nie drgnął by spróbować ugasić gorejące na niej płomienie.

Złapał za bark Youviel i mocniej zacisnął palce.

- Nie wygląda mi to na robotę orków - powiedział na głos, to co pewnie większość myślała - Omijamy wioskę. Śmierdzi czarami.

Nie chciał dopuścić do głowy myśli, że dzieci, które zostawili z Dirkiem mogły choć w małym stopniu się do tego przyczynić. Miał inne zmartwienia w obecnej chwili.

- Nie zatrzymujemy się na postój, póki nie zobaczymy drugiej wioski.
 
Jaracz jest offline  
Stary 26-09-2013, 12:52   #229
 
vanadu's Avatar
 
Reputacja: 1 vanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znany
I Sioban widział zbyt wiele razy płonące ciała, żywe i martwe. Middeheim i Ostland wystarczyły mu pod tym względem na całe życie.

Poparł więc słowa Wolfa skinieniem głowy i słowami:

-Ano pewnie czary, odbijamy lewem i duży łuk. Ktoś zostawi dyskretny znak Dirkowi, by nie wlazł prosto w to co? zaproponował.
 
vanadu jest offline  
Stary 26-09-2013, 13:31   #230
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Przez ostatnich dobre kilka godzin Lotar tylko i wyłącznie marzył o wejściu do wioski i ogrzaniu się.
No i proszę - miał to, co chciał - i wioskę, i ogień. Dużo ognia. Zdecydowanie za dużo ognia. To wyglądało jak jakiś koszmar. Zdecydowanie nie warto wypowiadać życzeń.
Zakaszlał.

- Plugawa magia - powiedział i ponownie zakaszlał. - Chodźmy stąd jak najszybciej.

Nie był pewien, czy nie drugiej wioski nie spotka ten sam los. A w takim przypadku wolałby się znaleźć jak najdalej od tamtego miejsca.
 
Kerm jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 08:28.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172