Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 20-04-2013, 00:07   #21
 
Cranmer's Avatar
 
Reputacja: 1 Cranmer jest po prostu świetnyCranmer jest po prostu świetnyCranmer jest po prostu świetnyCranmer jest po prostu świetnyCranmer jest po prostu świetnyCranmer jest po prostu świetnyCranmer jest po prostu świetnyCranmer jest po prostu świetnyCranmer jest po prostu świetnyCranmer jest po prostu świetnyCranmer jest po prostu świetny
- Prosto jak w masełko!

Zakrzyknął niziołek po udanych strzałach, entuzjazm jednak opadł odrobinę jak bestyje wskoczyły do środka. Okrzyk przestrachu - będącego raczej zaskoczeniem lub zdziwieniem niż faktycznym przerażeniem - wplótł się pęknie w odgłosy walki i jęki umierających.

- Duuużo mięsa... ale kiepskiego sortu, skóry natomiast... a tak właśnie...

Greenday pozwolił sobie na szybką odpowiedź, po czy ponownie doskoczył do okna. Pierwszą strzałę wypuścił trochę zbyt wysokim łukiem i przemknęła ona obok nadjeżdżającego przeciwnika, nic to nie zmieniło bo chwilę później druga strzała dosłownie wpadła wilkowi do pyska, zwierz zwalił się na ziemie a goblin spadł koziołkując ostatecznie zatrzymał się ryjąc gębą w klepisku przed karczmą. Zaczynał się podnosić kiedy wokół niego oplótł się rzucony bolas unieruchamiając stwora i zostawiając go szamoczącego się i zdanego na nie łaskę wojowników prawa i sprawiedliwości... znaczy nas dzielnych bohaterów... no tych co są więksi niż Greenday i mają miecze ub topory.
 
Cranmer jest offline  
Stary 23-04-2013, 16:55   #22
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
Walka, a właściwie rzeź nie trwała zbyt dlugo. Hobosy myślały, jak się okazało błędnie, że w wiosce są same kobiety i dzieci. To był błąd. Błąd, który kosztował ich życie. Zamiast łupów, niewolników spotkali śmierć. Szybką. Nikt z napastników nie przeżył. Wszyscy znajdą się w goblinowym “raju”.

Wyszliście na zewnątrz i widzicie, jak ludzie zbierają swoich zmarłych, kobiety płaczą nad zwłokami swoich dzieci, a reszta zajmuje się gaszeniem dwóch domów. Jeden z domów spłonął doszczętnie, a drugi w połowie.

Po chwili, na trakcie zobaczyliście grupę drwali, którzy wracali do wioski. Spieszyli się, zapewne z oddali widzieli dym z któregoś ze spalonych domów. Za nimi podążał orszak zbrojny wraz z dwoma mężczyznami. Jednego poznaliście bez trudu. Niski i szczupły brunet, który jechał jako pierwszy, uśmiechał się, jak zawsze, radośnie. Miał na sobie elegancki frak i widząc was pomachał do was. Mercuccio. To on dał wam zaliczę.

Drugim jeźdźcem był mężczyzna liczący czterdzieści wiosen. Koń uginał się pod ciężarem jego ciała, a i zapewne klejnotów, którymi był obłożony. Mężczyzna miał pulchną twarz, kędzierzawy zarost oraz duże, mięsiste usta wysunięte lekko do przodu, układające się w “dziubek”. Nad dużymi, lekko podkrążonymi oczami miał wyskubane wręcz wydepilowane czarne brwi.Tłuste paluchy trzymały się kurczowo lejców, jakby jeźdźiec bał się że lada chwila spadnie na ziemię. Jeździec ubrany był w frywolny kapelusz z piórkiem i białą falbanką z koronką. Na barkach narzucony miał płaszcz zakończony futrzanym kołnierzem. To musiał być Baron Ludwig Pazziano wraz ze swoimi kondotierami. Każdy z nich ubrany był w szary uniform z białym kołnierzem w kształcie harmonijki, i takimi też mankietami. Na głowie nosili kapelusze z szerokim rondem, a przy pasie przypiętą mieli szpadę. Za pasem włożony był pistolet. Każdy z nich wyglądał na zawodowego najemnika.


Baron przy pomocy Merccucia zsiadł z konia, uważając by nie pobrudzić swoich szat i zaczął wydawać rozkazy. Część kondotierów zaczęła zbierać trupy gobosów tak, by potem łątwiej je było spalić, część kondotierów pomagała mieszkańcom ogarnąć powstały burdel. Karczmarz w podskokach wrócił do karczmy, robiąc w niej porządki, a potem znikł w kuchni.

Zasiedliście w końcu w karczmie wraz z Baronem i jego ludźmi, a karczmarz jak w ukropie uwijał się przynosząc wszystkim strawę i napitek. Spoglądaliście na siebie, barona i jego ludzi, ukradkiem zajadając i pijąc. W końcu tą ciszę przerwał Baron, który wstał i zaczął klaskać, jakby chciał skupić waszą uwagę na sobie:

- Witajcie. Jestem Baron Ludwig Pazziano, i jak zapewne się domyśliliście, jestem władcą okolicznych ziem. Mój szanowny doradca, Mercuccio - wskazał gestem na niego - zaprosił was tutaj kusząc zaliczką. Tak, zastanawiacie się jakich usług od was będę potrzebował i co wam za pomoc zaoferuję. Zacznijmy od początku. Ponad pół roku temu moi ludzie odnaleźli nieczynną kopalnie, która znajduje się koło Grung-Rakadan. Po dokładnym zbadaniu okazało się, że kopalnia nie została do końca...wykorzystana. Tak więc rozpocząłem wydobycie. Poza rudą żelaza, i tu muszę przyznać, że wydobycie jej szło nad wyraz sprawnie, okazało się, że na niższych poziomach jest możliwe wydobycie srebra. Okazja czyni złodzieja, jak mawiają, toteż grzechem było by gdybym nie wykorzystał okazji. Wszystko szło sprawnie do niedawna. Cała grupa wydobywcza, kilku inżynierów zniknęli bez śladu. Całe obozowisko, które rozbito przy kopalni, zostało opustoszałe. Dziwne było to, że rzeczy, narzędzia zostały nie ruszone, jakby ludzie albo zniknęli bez śladu albo uciekli w popłochu. Nie było żadnych oznak walki, żadnej krwi.

Wysłałem tam jedną grupę, lecz Ci też nie wrócili, lub uciekli z zaliczką. Chcę byście udali się na miejsce, dowiedzieli się co tam zaszło i rozwiązali problem jeśli takowy zaszedł. Chcę by kopalnia znów ruszyła. Zapłacę każdemu z was 25 złotych koron, jeśli rozwiążecie problem, a jeśli się spiszecie, możecie liczyć na kolejną ciekawą ofertę z mojej strony. Pracy dla zdolnych poszukiwaczy nie zabraknie.
- zamilkł czekając na wasze reakcje, by po chwili dodać - Kopalnia znajduje się półtora-dnia podróży stąd. Jeśli wyruszycie jutro nad ranem, dojedziecie na miejsce dzień później o zmierzchu. Część drogi będziecie podróżować przez las, a reszta drogi będzie prowadzić już w pobliżu podnóża górskiego. Dzisiejszy nocleg i posiłek na mój koszt będzie - po tych słowach klasnął w dłonie, jak małe dziecko i gestem kazał karczmarzowi nalać wszystkim wina lub piwa.

Mieliście więc teraz czas na zadanie dodatkowych pytań, poznanie się i ustalenie planu działania. Ludzie na zewnątrz zajęli się chowaniem zmarłych i naprawą uszkodzonych domów, a także, co w takich miejscach było normalne, grabieniem zwłok hobosów z ich broni, pancerzy.
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)
valtharys jest offline  
Stary 27-04-2013, 10:35   #23
 
vanadu's Avatar
 
Reputacja: 1 vanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znany
Wysłuchawszy co było do wysłuchania, gdy zostali już zostawieni sami sobie Sioban zaproponował kompanom:

-Wydaje mi się że lepiej ruszyć rankiem. Nie ma co paść nim tam dojdziemy. A tak w ogóle to nazywam sie von Duof.

- Lotar. Lotar von Treskow - przedstawił się. - Też uważam, że nie ma nic złego w poczekaniu do ranka.

- Ano sam widzisz, wyśpimy się, a nie ma co po tych lasach po nocy jeździć

- Jestem Wolfgang - rzucił do reszty zbrojny ze strzelbą. - Jeśli można się wyspać na sienniku, tym lepiej. Zwłaszcza że to na koszt pracodawcy. Nie robiłbym jednak postoju póki nie osiągniemy celu - odchrząknął i sięgnął po kufel piwa.

- Nie wypada odmawiać pracodawcy. To byłby afront - uśmiechnął się Lotar.

- Skoro to kopalnia to może warto by zliczyć liny, latarnie, olej i sprzęt - zaproponował Sioban - nie wiemy co nas tam czeka ani gdzie trzeba będzie leźć.

- Youviel jestem - przedstawiła się elfka podchodząc do reszty po zebraniu strzał. Usiadła obok Wolfa - zgadzam się. Nie ma co po nocy czekać aż gobliny nas napadną - odrzekła spokojnie i po chwili namysłu również skorzystała z darmowego piwa.

- Fernando Torres - przedstawił się młodzieniec skinąwszy głową niewiastom, wszystkich zaś obdarzając szerokim uśmiechem. Zgadzał się z przedmówcami więc nie strzępił języka, jeno zanurzył go w winie. Co do porannej pory wyjazdu nie miał zastrzeżeń skwitował więc sprawę milczeniem.

Von Duof oparłszy się z lekka o ścianę zapytał:

- A skoro trafiła się już okazja do rozmowy, to czy ktoś z was pochodzi może z tych okolic? Czy raczej jesteśmy sami obcy?

- Księstwa znam, odrobinę, ale w tych okolicach nie bywałem - oznajmił Lotar sięgając po kufel.

Gdy jeden z mężczyzn wspomniał o linach i zaopatrzeniu Wolf zerknął na krasnoluda. Ten z pewnością już się palił wewnątrz do zwiedzania kopalni, a z jego doświadczeniem będzie łatwiej.

- Nie jestem stąd - odpowiedział krótko na ostatnie pytanie. - Domyślacie się, czemu ludzie barona zwiali?

- Pewnie z braku cojones - zasugerował Fernando uśmiechając się szelmowsko.

- Albo im je ucieli - dorzucił gorzko Sioban.

- Hhhmm - zadumał się na moment estalijczyk, co nie było w częstym jego zwyczaju, po czym stwierdził - Być może, jednak ze słów barona wynikało iż śladów po walce nie znaleziono żadnych. A takie ścięcie cojones zapewne ostro by krwawiły.

- Wiele powodów przychodzi mi do głowy - odparł Lotar. - Od goblinów po konkurencję. To znaczy rywala naszego pracodawcy.

- Albo samego barona. Nie wygląda na takiego co wzbudza nadmierna lojalność. Taki z niego szlachcic jak ze mnie Reiklanczyk - dodał z cicha Sioban.

- Skoro padło słowo srebro - stwierdził równie cicho Lotar - to pewnie o to właśnie chodzi. Lojalność można kupić, a sądząc po wyglądzie tej straży osobistej barona to wie on, jak pieniądze na potrzebnych ludzi wydawać.

- A i owszem, ale pamiętaj że to towar który raz kupiony gwałtownie traci na cenie. A co do ich nazwijmy to jakości to aż tak dobry interes to nie był. Do ochrony miasta, poboru podatków czy liniowej walki z miejską milicja to by się i nadali ale na ten teren nie obstawiałbym ich zbyt wysoko. Wystarczy paru co znają teren i maja lepsze łuki a połowa z nich nie wyjdzie z lasów pokręcił głową von Duof.

- Chodzi mi nie tyle o ich jakość, bo o niej nic nie wiemy, tylko o to, jak są opłacani - odparł Lotar. - A wygląda na to, że całkiem nieźle.

- A to to tak, ale spójrz na to z drugiej strony - w takim razie nie mają doświadczenia ani lojalności dobrych najemników, twu, znaczy się doświadczonych bo dobry to złe słowo. A wiedzą ile ma i gdzie...A w takim baron to idiota.

Rozmowa drużynników zlała się Wolfowi w jeden bełkot. Zbyt dużo w tych zdaniach było szumnych stwierdzeń, by mógł je zrozumieć. Szybko jednak zorientował się, że ta trójka jest albo wysoko urodzona, albo próbuje sprawiać takie wrażenie. Ukrył grymas niezadowolenia w kuflu piwa, a gdy go odstawił otarł pianę wierzchem dłoni.

- Zostawili narzędzia - mruknął - gdyby chodziło o niegodziwą zapłatę lub zwykły brak lojalności, to by nie zostawiali sprzętu.

- Też ja ich o to nie posądzam. O brak lojalności - sprecyzował Lotar. - Z pewnością przytrafił im się wypadek. Przykry.

- [i]A być może to zwykli tchórze[i/] - odezwała się w końcu Youviel - pewnie niewiele im potrzeba by uciec - machnęła kilka razy dłonią w powietrzu, a w jej głosie słychać było wyraźną pogardę.

- Przykre wypadki zostawiają krwawe ślady. Tchórze by zaś zabrali dobytek...

- O ile mieli czas - wtrąciła się elfka.

- Ano.

- Cóż, przyjdzie nam zobaczyć na miejscu co jest właściwie grane. Ale liny i sprzęt by się przydały. - podsumował Sioban. - No i podpytać chłopów o “pana barona”. może cos wiedzą przydatnego. Wątpię ale kto wie.

- Jeśli są mądrzy, to słowa nawet nie pisną złego. - Lotar pokręcił głową.

- No cóż, pewnie tak. Ale z drugiej strony jakby kogo odpowiednio zakręcić i przycisnąć właściwym słowem może coś sypnie. Ale gra nie warta świeczki, jeszcze powie baronowi a ten może nasz radośnie powitać swoimi ludźmi. Ehh. Że tez dla takich pierdułek pracować trzeba. Baron kurwa jego mać - burknął von Duof, po czym zastanowiwszy się dodał - A zresztą cholera go wie.

- Za dużo mówisz - odparła chłodno elfka - mamy zadanie, to może nad nim się zastanówmy, a nie, rozmyślasz o pobudkach barona - pokręciła głową.

- Powinniśmy założyć najgorsze - stwierdził Lotar. - Najwyżej się mile rozczarujemy.

- Jak dla mnie może być.


Przy drugim kuflu wina Fernando nieco już rozluźniony trunkiem : - Chyba powinniśmy powiedzieć coś o sobie , choć w kilku słowach albo zdaniach, jeśli mamy podróżować razem i wzajemnie osłaniać plecy. - przebiegł wzrokiem po kompaniones którym bądź co bądź powierzał własne życie, choćby na wartach które niebawem ich czekały. Dobrze im z oczu patrzyło, ale wolał wiedzieć z kim ma do czynienia i na co może liczyć. Do tej rozmowy pchał go nie tylko rozsądek, ale i ciekawość. - Może zacznę od siebie, niektórzy być może domyślili się iż pochodzę z pięknej Estalii gdzie wino i krew potrafią się lać strumieniami. Może właśnie dlatego lubię wino, a także umiem przelewać krew, uczyłem się pod okiem mistrza szermierki sławnego Alfonso Herrera Rodrigueza. - Spojrzał po towarzyszach nie widząc jednak żadnej specjalnej reakcji na sławetne nazwisko kontynuował. - Nie znacie? No cóż , gdybyście byli z Estalii na pewno byście o nim słyszeli. Hmm jeśli chcecie coś więcej wiedzieć, pytajcie, jeśli nie, to opowiadajcie proszę. - Fernando popił wina i oczekująco spoglądał na towarzyszy.


Trunek na cudzy koszt podobał się krasnoludowi co jednak nie zmieniało faktu, że trunek był podły. Ha! Co za bitka. Galvin czuł się całkiem rozruszany, jednak cieńkusz, pojawienie się barona i jego ludzi popsuło humor krasnoluda. Tłusty wieprz. Perspektywa zejścia do kopalni z misją, była niezła, ale zapłata.... trochę mała. Co za to można kupić? Prawie nic.

- Mnie zwą Galvin, syn Migmara. Pochodzę z okolic Przełęczy Czarnego Ognia więc można powiedzieć, że jestem... prawie tutejszy. - Galvin pociągnął kolejny tęgi łyk cienkusza - Jestem kucharzem, piwowarem i zbrojmistrzem... - dodał.

Sam nie wiedział co sądzić o nowych kompanach. Łącznie dziesiątka. Trochę za dużo na drużynę, w sam raz na oddział. Przydałyby się jakaś musztra, albo chłodne spojrzenie oka wprawnego dowódcy.


- Wiele miejsc ja byłem, ale w tej Estalyji, ja nie zawitał nigdy- podłapał temat zakapturzony najemnik. - Łojojoj kości już też nie te, pozwól że spocznę obok – sapnął, po czym minął khazada i klapnął niedaleko Fernanda. - Wdzięcznym ja za twą pomoc w walce, bo gdyby nie Waść Fenando, to Dirka stare kości już by całkiem na śmierć legły. A tak Dirk może jeszcze chodzić i siedzieć i pić. Choć pić Dirk nie lubi, bo piwo takie jakie niedobre. Jakby szczochy czyje pić… fuj - troszkę ponarzekał skrzeczliwo-piszcząco-starczym głosem. - A w ogóle to ciekawe nazwyisko to ty masz, takie jakie znane. Ten Alfons to nieznany mi, ale mi się cosik kojarzy z jakim rycerzem znanym takim wielkim. Takim, co pojedynki niejedne wygrywał, a famyja po świece o nim poszła. Że on ponoć zawsze trafia. Choć jako o nim ostatnio mniej słychać. Jakby trafiać przestał. Może zginął se już, a może to ty panije? – nachylił się do Torresa.

Fernando nie przerywając kolejnym osobom odrzekł jedynie cichutko z niegasnącym uśmiechem - Z Alfonsa żaden tam rycerz, dziwkarz jakich mało, ale zna się na fechtunku i własną szkołę prowadzi, mniemam, że najświeższe wieści mam o nim gdyż dopierom co opuścił rodzinne strony i w księstwach żem wylądował, a kiedym go widział po raz ostatni to zdrów był jak ryba. A za pomoc dziękować nie musisz, toć normalna powinność podczas walki, ale cieszę się, że mogłem pomóc. - odrzekł skromnie i ucichł gdy już kolejna osoba zbierała się do przemowy.

- Skoro już na przestawianie się zeszło, czy też opisywanie, to jak wspominałem nazywam się Sioban von Duof. Czego nie wspominałem to, że jestem wbrew widocznym pozorom hrabią Czarnego Kła w Ostlandzie. Przywiodło mnie tu kilka spraw, o których przy okazji. Mam nadzieję że ten układ najemniczy będzie dla nas tak korzystny jak i niekłopotliwy w miarę możliwości. rzekł Sioban, po czym przerwawszy na łyk piwa dodał z nadzieję: - Czcigodny Galvinie, a jeśli spytać wolno, jaka jest twa specjalizacja zbrojmistrzowska? Może li kowalstwo przypadkiem?

Krasnolud spojrzał na szlachcica krzywo.

- Nie, kurwa, robię łuki, ostrzę kołki i strugam magiczne różdżki zagłady. - przewrócił oczami i sapnął w ramach westchnienia - Zapamiętaj człowieku: rusznikarstwo - broń palna, puszkarstwo - artyleria, zbrojmistrzostwo - sprzęt dla piechoty, czyli pancerze i oręż. Jestem nawet w stanie zrobić kuszę, bo to prosta konstrukcja, ale łuków się nie tykam. Je pozostawiam elfom. - Galvin zsunął się z krzesła i podszedł do swojej beczki.

Odkręcił kurek i nalał do pustego już kufla.

- Dosyć mym tych szczochów. Kto chce się napić, niech no podejdzie. Ty też Ostlandczyku. Powiadają, że wy ludzie stamtąd potraficie docenić krzepkie trunki.

- Wybacz mi jeśli cię uraziłem, pragnąłem sie jedynie dowiedzieć co z tej dziedziny jest twą największą osobistą pasją czy też specjalnością. Nie miej mi za złe jeśli źle to ująłem odparł Sioban podchodząc do krasnoluda (i jego beczki). Poczęstowawszy się kontynuował: - Zawsze żałowałem że nie było osiedli twej rasy w pobliżu miejsca mego zamieszkania. Bardzo interesowały mnie wasze dokonania. Nie wiem czy ci wiadomo ale około dziewięćsetnego roku imperium grupa czterdziestu inżynierów krasnoludzkich zbudowała bramę, basztę i stołp zamku mego rodu. Wspaniała budowa. Wytrzymała przeszło dwa tysiąclecia....Zacne to piwo, pozwól że łyknę jeszcze trochę. Niestety zamek przepadł, inaczej zaprosiłbym cię w rewanżu byś spróbował naszych trunków, liczę że przypadły by ci do gustu. Niestety trunki, browary i pędzalnie przepadały....pieprzone orki do spólki ze skurwionymi zwierzoludźmi dodał ciszej ze przygnębieniem malującym się na twarzy, lecz otrząsnąwszy się szybko dodał : -W każdym razie kiedy nadarzy się okazja będę miał do ciebie małą prośbę a propo kowalskiej roboty po czym stuknął się z krasnoludem swym kubkiem.

Fernando szybko dopił resztki cienkiego wina, przypominające w smaku bardziej sok jabłkowy niż jakiekolwiek wino. Nie było złe jeśli chciało się ugasić pragnienie, ale żeby się tym upić musiałby pochłonąć chyba całą beczułkę - na co z kolei nie miał w sobie miejsca. Zmienił kufel by nie psuć sobie smaku krasnoludzkiego piwa, po czym podszedł do beczułki krasnoluda i dziękując skorzystał z jego oferty. Do tej pory nie kosztował krasnoludzkich trunków zaraz go więc mile zdziwiła moc, gorycz i szlachetny posmak trunku, który tym razem w przeciwieństwie do wina sączył długo i powoli, delektując się nieznanym dotąd smakiem.

- Zieloni... i browar mojego mistrza został przez nich spalony. Taa... można powiedzieć że jestem aż uczulony na grobi... i na głupie pytania. - krasnolud pokazał odchylonym od kufla paluchem na szlachcica - Zapamiętaj to imć von Duofie, a będziemy w dobrej komitywie. Co do budowlanki to w ogóle nie moja dziedzina... Jednak jeżeli chodzi o sprawy związane z kowalstwem, można do mnie śmiało walić z każdą sprawą.

- Cieszę się Galvinie, że łuki pozostawiasz pozostawiasz elfom... że się tak wtrącę - rzuciła Youviel od stołu - już by tylko tego brakowało - dodała ciszej chociaż bez nuty sarkazmu. O dziwo. Wpatrywała się w kufel i wyglądało na to, że naprawdę niewiele jej trzeba by zaczął działać.
 
vanadu jest offline  
Stary 27-04-2013, 10:49   #24
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację
Wolfgang przysłuchiwał się tym wszystkim rozmowom ledwo napoczynając drugi kufel piwa. Widać było że albo mu trunek nie podchodzi, albo... nie oszukujmy się. To szczyny były. Dlatego też zbrojny po upiciu kilku drobnych łyków odstawił naczynie na bok i w końcu zabrał głos chrypiąc co nie miara.

- Ja mam do was jedno pytanie - nie odrywał wzroku od stołu - Tak chętnie prawicie skąd jesteście, a mnie interesuje zgoła inna rzecz - podniósł w końcu wzrok i powiódł nim po zebranych nie zatrzymując się dłużej na nieludziach - Czy umiecie słuchać? Czy ktokolwiek z was ma doświadczenie w pracy z więcej niż tylko swoimi ramionami?

- Dowodzenie trzema tysiącami ludzi i obroną drugiej największej fortyfikacji Ostlandu się liczy ? zapytał von Duof- Po za tym powiedzmy że kontakty z quasi szachetnymi panami możecie mi smiało zostawić, mnie nie przeskoczą ani w gadce ani wiedzy jak co załatwić.chyba że chodzi panu o jakieś konkretne talenty, bo magiem to akurat nie jestem .

- Obawiam się - kobieta wstała od stołu i podeszła do człowieka - że Wolf pyta się, czy potrafisz stać i walczyć ramię w ramię z innymi - przy tych słowach Youviel zrobiła gest trzymania miecza.

- Bo widzisz, to trochę inna bajka gdy ktoś stara się zaszlachtować twojego kompana, ba nawet to robi i przydało by się byś wiedział jak współpracować by jednak to się nie stało. Tchórzy nie lubię i nie mam zamiaru oglądać jak ktoś ucieka z pola bitwy, gdy reszta jeszcze walczy - elfka przez cały czas intensywne gestykulowała akcentując co niektóre słowa mocniejszym machnięciem rąk

- O to się martwić nie musicie, Morr mi świadkiem - pokręcił z powagą głową.

Wolf przymknął oczy i opróżnił kufel piwa, wylewając zawartość na podłogę karczmy. Następnie przesunął naczynie po blacie w stronę Galvina.

- Uciekać z pola bitwy to jedno. Bardziej mnie obchodzi czy ktoś na nie powróci gdy lojalność weźmie górę. Uspokoiliście mnie i dobrze. Bo widzicie... - poczekał aż krasnolud napełni kufel - Jedno musimy ustalić już teraz. Dziesiątka ludzi... i nieludzi może wprowadzić nie lada zamęt w trakcie działania...

- Proste i krótkie pytanie człowieku - elfka weszła odrobinę w słowa Wolfa i patrząc z góry na von Duofa dokończyła - czy potrafisz przyjąć rozkaz i go wykonać?

-[ i]Zrozumiec i wykonac to jedno, zresztą proste acz nie zawsze łatwe, pytanie przez kogo i z jakiego prawa wydany, to akurat łatwe ale bynajmniej nie proste [/i] - odparł z grymasem opierajac się o ścianę. - |Aczkolwiek nie sądzę bym był jedynym adresatem tego zapytania

Zbrojny kiwnął powoli głową i powiódł ponownie spojrzeniem po zebranych.

- Ano - przytaknął na ostatnie stwierdzenie szlachetnie urodzonego, a uważne ucho mogło wychwycić stirlandzki akcent - Nie znam was i nie zależy mi bardziej na waszym życiu, niźli na tym piwie - kiwnął głową w stronę rozlanego trunku - Ale jeśli mamy pracować razem, a widząc tu wszystkich jeszcze przy stole, tak pewnie będzie... - chrząknął klnąc w duchu że musi tak dużo gadać - Wolałbym żeby nikt nie dostał goblińską szypą w potylice, bo charakternik i samowolą bez rozkazu, ani polecenia się przed szereg wyrywa. Na tą chwilę wiem że umiecie walczyć... większość z was. Wiem też że prowadzę ze sobą trzy osoby, które jeszcze dychają. Interesuje mnie, czy ten fakt ma dla was znaczenie.

- [i]Twoje odczucia wzgledem tak świeżo poznanych nas...jak i piwa są dość zrozumiałe. Zamet w tej opini wzbudza jeno niechęć do naszej śmierci skoro nas nie znasz i cie nie obchodzimy jak przed chwilą replikowaleś. Aczkolwiek złoże to na karb twej wrodzonej dobroci. Pytasz czy ten fakt ma dla nas znaczenie....dla mnie? Powiedzmy że jestem skłonny uznac to za miłą ciekawostkę, jak sam przyznałeś nie znamy się. Sam jestem, tak przynajmniej mawiali inni, całkiem niezłym dowódcą. Nie zalezy mi na tym, choć przeżycie tego cyrku było by miłym akcentem w przyszłych ewentualnych diariuszach. Gdy rozpocznie się walka jeśli jesteś całkiem pewien że poradzisz sobie z pokierowaniem wówczas nami lepiej niż ja, to proszę cie bardzo, z tym że jeśli się mylisz i obaj przeżyjemy..... [i/]- Tu Sioban zawiesił na chwilę głos -[i]nie znajdziesz u mnie zrozumienia. Wątpi czy u innych. Po za sferą walki, gdzie jakaś koordynacja jest konieczna choćby ze zwględu na sferę szyku, to z tą zwiazana z pracą, kontraktami, zleceniami czy codziennym żywotem... nie licz proszę, bez urazy, że cię posłucham, wykonam polecenia czy cos w tym rodzaju, to akurat sie nie stanie. Jeśli zaś spróbujesz w tej kwesti indagować, sugerować czy przymuszać, czy, niech cię bogowie chronią, staniesz na drodze mego honoru lub tego po co tu przybyłem, nie skończy sie to dobrze ani dla ciebie ani dla kogokolwiek innego, czy to barona czy wszelkich barier tego i nie tego świata. Tyle ode mnie, róbcie co uznacie za właściwe [/i

- Pierdooooły! Pierdoły! - zawołał krasnolud niczym ktoś z widowni składając dłonie w trąbkę - Nudy! Nudy! Idzie się napierdalać przed karczmą, jak na człeczych synów przystało, a nie psujecie innym odpoczynek. Przynajmniej będzie jakaś rozrywka.

- Hm... - Youviel zerknęła pytająco na Wolfa. Odrobinę przesadzona reakcja krasnoluda wywołała u niej lekki grymas, ale sama propozycja była... słuszna.

Lotar się nie odzywał, bzdurną dyskusją o ewentualnym dowodzeniu się nie przejmując. Jeśli kto wysunie dobrą propozycję, to jej posłucha. Jeśli nie... Gdyby chciał rozkazów czyichś słuchać, to by się do wojska zaciągnął.

Wolf uśmiechnął się ponuro i pokręcił głową. Nie zrozumiał czwartej części tego co gadał Sioban. Taki był psia mać problem ze szlachtą - pomyślał - Gadają innym językiem.

- Nie o to mi idzie. Nie zamierzam nikomu ustawiać życia, dnia, czy siłą przymuszać. Swoje jednak przeżyłem i wiem, że jak dwa koguty mierzą się wzrokiem to kury w dwie linie się ustawiają. Pół biedy jak ma to miejsce w karczmie. Gorzej jak w ogniu walki, bo wtedy gospodarz zupę szykuje - upił łyk piwa i westchnął. - Nie sądzę żebyśmy chcieli robić za strawę dla zielonych, czy co w tych okolicach się jeszcze pałęta. Chciałem jeno wiedzieć, czy mogę was liczyć, czy wolicie pracować w pojedynkę nie oglądając się na resztę. Chcę to wiedzieć teraz, zanim będę zmuszony wam zaufać. Czas zaś pokaże komu posłuch i kto z tej zbieraniny najrozsądniejszy. Niech mnie ogień żywcem strawi jeśli miałbym gadać tak o sobie, nie znając was.

- Na to sie zgodzę. Trzymać sie razem jak najbardziej warto. A reszta wyjdzie, jak to się mawiało, po praniu - odparł von Duof. Zdradzać czy ignorować innych nie zamierzał. Tyle na pewno.

Youviel popatrzyła po ludziach i westchnęła. O ile łatwiej bywało w klanie. Każda grupa zwiadowcza miała ustalonego prowadzącego. Jacy ludzie potrafią być niezgrani - pomyślała. Kręcąc głową elfka wróciła do stołu i usiadła bez słowa na ławce. Nie dokończyła swojego “piwa”. Było za gorąco na alkohol, za szybko uderzał do głowy. Szczególnie jej.

Oberyn z chęcią przyjął trunek od krasnoluda. Krzywił się jak szlachetkowie gadali ale do krasnoluda na jego sugestie co do rozwiązania problemów przepił. W końcu zabrał głos.

- Oberyn jestem. I szczerze mnie jebie rycerzyku - tu zwrócił się do von Duofa. - Czy jesteś hrabią Ostlandu, który strzępi jęzorem i czy obroniłeś jakąś zaplchloną wieś czy sam Altdorf. Widziałem paniczków, którzy dowodzili, zwykle biorąc zasługi swego kapitana. Ten tutaj, najmita sprawnie komenderował trójką więc i z dziesiątką sobie poradzi. A to ile kto jest wart to się okaże.

- Mną kierować nie będzie - powiedział spokojnie Lotar. - Widziałem za dużo osób, którym się zdawało, że pojedli wszystkie rozumy. Jak pomysł będzie dobry, to posłucham.

Oberyn nie skomentowal, tylko wzruszył ramionami przenosząc spojrzenie z Duofa na Lotara, już mniej zaczepne, bardziej oceniające.

Duof zaś stał nadal oparty o swoją ścianę jak wcześniej. Tego mu było trzeba, użerania się. Co ci ludzie mieli za antyszlachecką fobię? W każdym razie słuchać nikogo po za elektorami i imperatorem w najbliższym czasie w planach nie miał. Miło było wiedzieć że nie tylko on.

Wolf powiódł ponownie spojrzeniem po tych, którzy się wypowiedzieli. Wzrok miał zmęczony, a twarz nie wyrażała niezadowolenia gdy głos zabrał Lotar. W istocie, nie wyrażała większych emocji. Po chwili zbrojny wrócił do kufla.


Fernando wzruszył tylko ramionami interesując się bardziej smakiem doskonałego piwa, niż rozmową której niewiele brakowało do kłutni. Byłby jednak w błędzie ten, kto by myślał, iż się owej rozmowie nie przysłuchiwał, zwłaszcza kilka istotnych elementów wpadło mu w ucho świadczac o tym, że nauki Alfonsa o ciągłej uważności i koncentracji nie poszły całkiem na marne.

- Musze przyznać - stwierdził po chwili namysłu - że marna to rekomendacja na dowodzącego gdy ów niedoszły dowódca ma moje i innych podkomendnych życie za nic - stwierdził patrząc wprost na Wolfganga. Po chwili przeniósł wzrok na szlachcica i dodał . - Marną rekomendacją jest także utrata zamku Siobanie von Duofie, co prawda nie znane mi są szczegóły zajścia na twych ziemiach, ale klęska niezależnie od tego jak trudne były warunki, nie jest czymś co skłaniałoby mnie do przystępowania pod komendę do takiego dowódcy.

- Nie dosłyszałeś estalijczyku - odpowiedział Wolf odwzajemniając spojrzenie - O drużynników dbam. Do tej pory nimi nie byliście. Z resztą... co miało być powiedziane, już zostało.

Fernando upił łyk piwa , rozsiadł się wygodniej, cały czas mając za plecami ścianę po czym rzekł:

- Dobrze by było aby ktoś objął formalnie przywództwo nad grupą, to usprawniłoby podejmowanie wszelkich decyzji zarówno na polu walki jak i poza nim, póki jednak nie dojdziemy do jakiegoś konsesnusu w wyborze lidera przyjmijmy chociaż, iż działania będziemy podejmować takie, jakie wiekszość z nas przyjmie, inaczej grozić nam będzie szybki podział na dwie czy nawet trzy grupki i utracimy niewątpliwy walor jakim jest nasza liczebność, a co za tym idzie siła.

Rzecz jasna w trakcie walki wiele to nam nie pomoże, ale być może ułatwi przynajmniej zastosowanie taktyki jeśli na jej omówienie będzie przed walką chwila czasu.

A przechodząc do taktyki to dobrze byłoby ustalić już teraz, kto nadaje się do zwiadu w podróży, ustalić kolejność wart póki warunki są do tego sprzyjające, wreszcie pomysleć o sposobie walki grupowej - bo w głowie już mi się wyłania pewien prosty acz skuteczny pomysł wykorzystania naszej liczebności.

Co do wart - proponuje wartować dwójkami na pięć zmian, zmianę zaś każdej nocy przesuwać na kolejne miejsce, aby nikt pokrzywdzony złą porą warty nie był, oraz by nie przyzwyczajać organizmu do pobudek o określonej porze nocy.

Co do walki to dobrze by było w przypadku okrążenia trzymać łuczników w środku osłanianych przez szermierzy tak by spokojnie mogli strzelać nawet gdy dojdzie już do zwarcia. I tu póki czas i spokój dobrze byłoby ustalić kto sprawniej włada łukiem a kto mieczem, bo w środku bitwy na taką organizację czasu już nie będzie. Ja sam niewątpliwie lepiej władam rapierem więc kiedy przyjdzie czas mogę stać na zewnątrz koła.

Fernando mówił jak stary wyga, zaprzeczając niejako swojemu wiekowi. Było to efektem wieloletnich nauk jakich pobierał u Alfonsa, a także wyćwiczonej organizacji w grupach - szkoła szermiercza do której uczęszczał Fernando zmuszała go do pracy i walk zarówno indywidualnych jak i zespołowych. Wbrew pozorom które nasuwał jego młody wiek, Estalijczyk mógł mieć najwięcej doświadczenia zarówno w kierowaniu grupą jak i w taktyce wojennej.


- Pierdolisz Estalijczyku. Ale pierdolisz z sensem. Z wartami jak da radę to najlepiej jeden łucznik, jeden rębajło. Co do bitki... Gdy jucha się poleje z szykiem może być ciężko, a i warunki mogą być różne. Raz trza pójść ławą a raz bronić się tak jak mówisz. Jasne jest, że jak ostroucha będzie szyła z łuku a na nią będzie leciał gobos to nie zadźga go strzałą a ja go porąbię. Wszyscy ładnie opowiedzieli się kim są, jakie to zwycięstwa lub przegrane mają za sobą to i ja dorzucę. Z kuszy parę razy strzelałem ale to nie moja broń. Podobnie rożen, w przeciwieństwie do Was szlachetkiem nie jestem i nie uczyli mnie jak nim przyjmować zastawy czy inne parady. Za to niejeden zginął od mojego topora czy włóczni.*


Siedząca dotąd w milczeniu postać w czerwieni prychnęła, słysząc wywód estalijczyka. Wstała powoli i podeszła do krasnoluda. Napełniwszy kufel skinęła głową właścicielowi beczułki i wróciła na swoje miejsce. Postawiła naczynie na stole i złożywszy dłonie, wymruczała pod nosem coś co brzmiało jak modlitwa. Dopiero gdy skończyła sięgnęła po trunek, a gdy upiła łyk jej twarz dotąd pochmurna i poważna, rozweseliła się. Odetchnęła, zastanawiając się nad czymś przez chwilę, po czym wzruszyła ramionami Spojrzała na kufel, obracany powoli w dłoniach. Odłożyła go na blat, dotykając świeżej szramy na policzku. Rana przestała krwawić już jakiś czas temu, pozostawiając czerwoną strużkę zastygłą z boku szyi. Kobieta umoczyła rękaw szaty w piwie i delikatnie przetarła skórę, pozbywając się skrzepów, starając sie ponownie jej nie otworzyć.

- Tym się zajmijmy na początku, rzeczami podstawowymi jak warty i zakres obowiązków - odezwała się w końcu cichym i spokojnym głosem - Kto przywódcą zostanie, o ile ktoś taki zostanie wybrany, to się jeszcze okaże. Skoro do tej pory żadne z nas nie zdechło gdzieś na trakcie to mogę zaryzykować stwierdzenie że znamy swoje możliwości i nie będziemy się pchać tam gdzie sobie nie poradzimy, choć może inaczej to ujmę: nie będziemy się pchać tam, gdzie nie dane nam będzie wykorzystać w pełni swoich umiejętności. Na przykładzie łuczników - tu przelotnym spojrzeniem omiotła elfkę - wątpię by rwali się do walki w zwarciu, skoro mogą nękać wrogów na odległość. Tak samo jak nie wydaje mi się, że herr Fernando zacznie rzucać swoim rapierem w każdego napotkanego goblina.

Patrzyła przez chwilę estalijczykowi w oczy po czym zaśmiała się cicho, kręcąc głową.

- Trzymajmy sie tego co wiemy i potrafimy. Powinno obyć się bez większych strat, a czy przeżyjemy...cóż, to już w rękach Sigmara. Nie ma co sobie na razie tym głowy zaprzątać. Cieszmy się chwilą spokoju, bo być może przez długi czas nie będziemy mieli ponownie szansy na miłe pogawędki przy piwie.

Kimkolwiek tak do końca była, miała rację. Skoro żyli to znaczy że nie byli głupi. Dotknęła go za to opinia owego Fernanda:
- Ktoś kto nie widział kolumn chaosu wdzierających się przez granice jego ziem, w chwili największej tych hord potęgi nie powinien tak łatwo rzucać takich twierdzeń, imć kawalerze - rzucił zmęczony.. Ehh, ta przydługa dyskusja robiła się nużąca. .
 
Stalowy jest teraz online  
Stary 27-04-2013, 12:46   #25
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
Wszyscy

Noc minęła spokojnie. Ludzie Barona zapewnili nocną wartę tak Wy byście mogli z samego rana wyruszyć wypoczęci i gotowi do drogi. Księżyc świecił mocno na bezgwiezdnym niebie a każdy znalazł dla siebie wygodne miejsce i zasnął.

Tak więc wstaliście skoro świt. Dostaliście mapę oraz wskazówki jak najszybciej dotrzeć do obozowiska przy kopalni. Według słów Mercuccia, mapy oraz schematy kopalni powinny być na miejscu. Zaopatrzeni w dodatkowy prowiant mieliście już wyruszyć, gdy podeszła do was jakaś kobieta. Miała ponad trzydzieści kilka lat, a za nią stało małe dziecko. Kobieta złapała za rękaw elfkę i rzekła:

- Proszę...sprowadźcie mojego męża. Nazywa się Heinrich Krugg. Jest kowalem, ale z braku pracy zapisał się do pracy w kopalni. Zaginął tak, jak inni. Proszę dowiedzcie się co się z nim stało.

Wyruszyliście więc w podróż. Pogoda wam dopisywała, bowiem słońce świeciło mocno i przyjemnie grzało. Na wasze szczęście nim wzeszło ono w najwyższy punkt ,wy już wjechaliście na leśną ścieżkę. Galvin chyba najmniej się cieszył z tego, co jakiś czas mamrocząc coś pod nosem. Korony leśnych drzew osłaniały was przed piekącym słońce, a dookoła panowała cisza. Nic ani nikt was niepokoiło przez cały dzień. Od czasu do czasu mogliście posłuchać śpiewu ptaków, a delikatny lecz przyjemny wietrzyk rozwiewał wasze włosy. W końcu słońce zaczęło zanikać za horyzontem i noc miała nastać już wkrótce. Jak się okazało gdy zboczyliście troszkę ze ścieżki znaleźliście polankę, która idealnie nadawała się na obozowisko. Sama polanka była położona w pobliżu małego jeziorka.

Zaczęliście więc przygotowywać miejsce do spoczynku. Rozpaliliście nie duży ogień by nie przyciągnąć jakiś dzikich zwierząt, podzieliliście między siebie warty i zaczęliście szykować strawę. Rozmawialiście, choć niezbyt chętnie, spożywając raczej w milczeniu posiłek aż nadszedł ten czas, że większość z was udała się na swoje miejsce spoczynku.

Kolejne warty mijały spokojnie. Dookoła nie było żywej duszy i nic nie zapowiadało kłopotów. Każdy wstawał bez problemów na swoja wartę.


Dirk + Sioban

Świt zbliżał się nieuchronnie i Galvin was obudził. Przyszła kolej na waszą wartą. Co jakiś czas jeden z was wstawał i obchodził obóz, sprawdzając czy nikt ani nic do was się nie podkrada. Sioban akurat Ty miałeś “patrol” a Twoją uwagę zwrócił delikatny hałas. Z ręką na rękojeści broni udałeś się w tamtym kierunku i już chciałeś gwizdnąć, by Dirk dołączył do Ciebie lecz powstrzymałeś się. Hałas, a właściwie plus wody, sprawił że spojrzałeś w kierunku jeziora i zrobiłeś kilka kroków ku niemu. Początkowo myślałeś, że masz omamy, ale z każdym krokiem Twój uśmiech na twarzy poszerzał się. W jeziorze pływała a właściwie już wychodziła z niego Youviel. Elfka rzeczywiście była wysoka, bowiem mierzyła ponad 190 centymetrów. Krótkie kasztanowe włosy, rozpuszczone i nierówno ścięte ułożone były w nieładzie a w fioletowych oczach dostrzegałeś niesamowitą pewność siebie. Jej twarz mimo, iż naznaczona bliznami po zwierzoczłeku, nadal mogła uchodzić za piękną. Youviel była szczupła, a jej małe piersi były krągłe i jędrne nie naruszone przez upływ czasu. Twój wzrok zszedł na dół, na jej nieowłosione łono a potem na szczupłe, długie nogi. Krople wody spływające po jej nagim ciele przykuwały Twój wzrok, a każdy jej krok miał w sobie coś erotycznego.

Dostrzegła Cię i o dziwo nie zasłaniając się rzekła tylko:

- Będziesz tak stał się gapił czy pomożesz wytrzeć mi plecy ? - uśmiechnęła się zalotnie. Myślałeś, że to iluzja lecz jej głos i ciało, nagie ciało, było nad wyraz realne.
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)
valtharys jest offline  
Stary 29-04-2013, 19:33   #26
 
vanadu's Avatar
 
Reputacja: 1 vanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znany
- Będziesz tak stał się gapił czy pomożesz wytrzeć mi plecy ? - uśmiechnęła się zalotnie. Myślałeś, że to iluzja lecz jej głos i ciało, nagie ciało, było nad wyraz realne.

Sioban uszczypnął się prewencyjnie. Inna sprawa że nie widział by ktoś wychodził z obozu....ani poprzednia warta nie wspominała o tym dość istotnym fakcie. Tak więc albo wszystkie elfki są podobne - co miało by pewne plusy, albo ktoś mu o czymś nie powiedział- a to by było źle bo poprzednia warta musiała by się składać z ułomnych a więc nie wiadomo co jeszcze zjebali...albo to była iluzja, co wyjaśniało by - powiedzmy że sugerowało by wyjaśnienie - co się stało z zaginionymi. Szybka i chłodna myśl nie przeszkadzała mu przyjrzeć się widokom gdy cofał się powoli w stronę obozu. Sprawa była prosta. Skorzystać z okazji było by niezłym pomysłem... ale jego racjonalny umysł nie dowierzał nagłym przebłyskom losu. Chyba trzeba było się cofnąć do Dirka. A kurna szkoda.

Elfka patrzyła na Ciebie, a widząc że cofasz się jej twarz wyraziła jedynie rozczarowanie. Rozłożyła bezradnie ręce i rzekła:

- Nie spodziewałeś, że wymknę się niezauważona ? Może nie jesteś taki męski za jakiego się uważasz ? - mruknęła z przekąsem

Słyszałeś że elfy potrafią się poruszać bezszelestnie, niezauważone podejść do przeciwnika. No i musiałeś przyznać jedno: wyglądała apetycznie. Iluzją to na pewno nie było, zbyt realistycznie. Głos elfki był jak najbardziej prawdziwy i realny. No chyba że Ty zwariowałeś i zacząłeś sobie ją wyobrażać nago, i jej głos, który już słyszałeś nie raz wcześniej.

Sioban zatrzymał się w pół kroku. To faktycznie mogła być nadmierna paranoja. O ile istniało coś takiego, bo słownie był to zupelnie niepoprawny łamaniec. To mogła być też psychoza. Bogowie świadkiem że miał ku temu dość powodów. W ciągu tej długiej wojny nie raz i nie sto widział jak najodporniejsi pękali. Ale co niby miała mieć jego męskość do niespodziewania się faktu że się wymknąć może. Wiedza, rozum, percepcja ale co kurwa miała do tego męskość. Chyba się jej organy pochrzaniły....ale zaraz. Skąd ona wiedziała co myślał? Myśli znów pętały się nie tam gdzie powinny....a więc może jednak paranoja? Zamiast dalej się zastanawiać zapytał uprzejmie:

- Może i się nie spodziewałem ale co tu właściwie robisz? Tfu, w sensie, czemu się wymknęłaś?

Elfka zrobiła spokojny krok ku Tobie i rzekła:

- A nie widać...wykąpać się chciałam, a i też nie chciałam by każdy się tu zlatywał. Skoro już jednak tu przyszedłeś to zamiast tak stać, możesz wytrzeć mi plecy. No chyba że widok nagiej kobiety Cię peszy.. - fochnęła się lekko

- Nie peszy jeno wartę mam prychnął Sioban obracając sie i wracając do obozu. Z Dirkiem podzielił się zastaną sytuacją. Mara, real, sam nie był już niczego pewien.
Cóż, warta czekała.
 
vanadu jest offline  
Stary 29-04-2013, 21:07   #27
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
Nocne zwidy Siobana

Gdy Sioban wrócił do obozowiska przekazał co go spotkało nad jeziorem. Ku jego zaskoczeniu elfka spała, tuż koło Wolfa, a Dirk przekazał że nikt nie wychodził z obozu przez cały czas. Obaj jednak ruszyli nad jezioro i zobaczyli tylko, że ślady stóp prowadzą ku wodzie. Nic więcej nie znaleźli, żadnych rzeczy, broni. Spoglądaliście przez jakiś czas na jezioro próbując coś wypatrzyć ale tafla wody była nie tknięta i nie zmącona. Jakby całe zdarzenie przywidziało się Siobanowi. Postanowiliście całe to zdarzenie zostawić dla siebie, toteż nie budziliście nikogo. Reszta warty minęła spokojnie i bez żadnych dziwnych już wydarzeń.

Komu w drogę temu czas aż do celu

Ruszyliście w dalszą podróż. Tym razem jednak nie było tak przyjemnie bo słońce świeciło mocniej, wy pozostawiliście leśną ścieżkę już za sobą. Podróżowaliście kamienną ścieżką, niedaleko górskiego zbocza prąc na przód aż w końcu dotarliście do obozowiska. Byliście spoceni, mokrzy od upału choć na wasze szczęście słońce już powoli przygotowywało się do snu.

Rozpoczęliście dokładne przeszukanie obozu, które okazało się totalnie opustoszone. Tak jak powiedział Baron, wyglądało to jakby robotnicy albo uciekli stąd, pozostawiając prawie wszystko albo zapadli się podziemie. Przeszukaliście namiot ze sprzętem i stwierdziliście że nie będzie problemu ze sprzętem; liny, haki, kilofy, kilka lamp oliwnych, to wszystko co wam było potrzebne. Znaleźliście również jedną przydatną rzecz: pochodnie, które zostały tak zrobione, że można je było wbić końcem w ziemię a ogień palił się dłużej. Mogliście to użyć do rozświetlenia obozowiska w razie potrzeby. Kolejnym miejscem gdzie się udaliście był namiot sztygara. Tam też znaleźliście mapy i dziennik, który zaczęliście studiować.

Wertowaliście kartka po kartce, skąd dowiedzieliście się, że kopalnia była w większości przystosowana do wydobycia a ludzie Barona musieli tylko zabezpieczyć ją przed zawaleniem. Wydobycie szło dość łatwo i dobrze. Złoża rudy żelaza były bogate i łatwo dostępne. Srebro ciężej się wydobywało lecz nie było zagrożenia życia dla górników. W końcu dotarliście do ostatnich zapisków, chyba głównego sztygara...

Kolejny dzień. Nic nowego, choć rankiem Schmidt mówił, że napotkali trudności przy przebijaniu się przez jeden z tuneli. Pracujący górnicy usłyszeli jakby mruczenie choć inni twierdzili, że to warczenie....
Nie wiem co i jak ale dziś, już druga grupa nie wróciła na posiłek. Zbieramy chłopaków i sprzęt i schodzimy ich poszukać. Ludzie mówią, że demony podziemi obudziliśmy. To musiało się tak skończyć, zbyt łatwo szło wydobycie...Niech Sigmar ma nas w opiece, ale nie zostawimy swoich...


Następnie znaleźliście mapy i schematy kopalni. Były one w miarę czytelne i przejrzyste. Zaczęliście jest studiować.

Na pierwszy rzut poszedł schemat "pierwszego poziomu". Widać było że mapa została zrobiona odręcznie.



Przez chwilę szukaliście schematu poziomu drugiego lecz szybko go znaleźliście. Ten również był robiony odręcznie.



Gdy skończyliście słońce powoli chowało się za horyzontem. Namiotów łącznie było cztery, każdy dla 10 osób. Było więc miejsce do spania. Spiżarnia w połowie opróżniona ale jedzenie też się znalazło Sprawdziliście ślady prowadzące do kopalni i poza śladami pracowników nie odkryliście niczego podejrzanego. Żadnych śladów zwierzoludzi, innych zwierząt niż muły czy konie, nic co mogło by was naprowadzić na trop zaginięcia górników.

Czas zdecydować czy wystawiacie warty czy zapuszczacie się do kopalni.
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)
valtharys jest offline  
Stary 29-04-2013, 23:25   #28
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Cały dzień minął Estalijczykowi bardzo szybko. Nie zdążył się nawet specjalnie rozmówić z towarzyszami podróży, zresztą pa karczemnej dyskusji niewiele już było do powiedzenia. Fernando musiał poskramiać naturalną ciekawość, wiedząc, że w czasie drogi powinien być czujny.
Starał się jednak chwytać ile się dało z krajobrazu do którego nie był przyzwyczajony - większość czasu spędzając w końcu w mieście. Radował się ze słońca i dobrej pogody ucieszył się też widząc ładną polankę na nocleg. Miał ochotę jeszcze posiedzieć pogadać, ale zmęczone i senne miny towarzyszy szybko ostudziły jego zapał do wieczornych pogawędek.

Każdy zesztą szedł spać wiedząc, że to Fernando z Lotarem mieli objąć pierwszą wartę. Ta upłynęła spokojnie i bez niepokojących wydarzeń. Na koniec, budząc następnych, łyknął wina które zabrał z karczmy i szybko zasnął.

Miał wrażenie, że śniło mu się coś tej nocy, ale nie zapamiętał snu. W końcu pod koniec kolejnego dnia dotarli do opuszczonej kopalni. Choć słowo opuszczona , po lekturze z dziennika, zdawało się być nieodpowiednim wyrażeniem. Wszystko wskazywało na to, że górnicy przepadli w głębinach kopalni, całkiem możliwe, iż wraz z najemnikami których wcześniej wynajął baron. „Powinniśmy znów wystawić warty, wygląda na to, że w tej kopalni co drzemie, a raczej drzemało i nie wiadomo czy nie wyjdzie na zewnątrz. - przeszło mu przez myśl po lekturze dziennika. Niektórzy mieli jednak odmienne zdanie, nie omieszkał więc zabrać swój głos w toczącej się naradzie.
 
Eliasz jest offline  
Stary 30-04-2013, 13:31   #29
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Do chodzenia Lotar od dawna się przyzwyczaił.
Koń to rzecz nabyta - można go kupić, można sprzedać. Poza tym jeździeć musi żywić konia (bo bydlę byle czego żeć nie chce), a koń, sprzedany, wyżywi byłego jeźdźca przez ładnych kilka dni. A gdy woda za kołnierz się nie leje, zaś drzewa chronią przed zbyt mocnym słońcem, gdy wiatr przyjemnie chłodzi, a nie wieje piaskiem w oczy - da się żyć.

Nocleg nad jeziorkiem upłynął w spokoju - nic w każdym razie nie zakłóciło ani warty, ani snu Lotara.
Trochę wody dla zmycia z siebie snu, małe co nieco na śniadanie, parę łyków i można było ruszać w drogę.

Obozowisko, do którego dotarli pod wieczór, było opustoszałe. Całkiem jakby ludzie wyszli na spacer i nie wrócili. Z pewnością nie wyglądało na planowane porzucenie pracy.
Notatki, znalezione w jednym z namiotów, przyniosły tylko częściową odpowiedź. Może prawdą było to, co napisał główny sztygar, czy kierownik robót. Że coś wylazło z kopalni i zeżarło wszystkich górników.
Z drugiej strony... wystarczyłoby dziesięciu ludzi, żeby zastraszyć górników i skłonić właściciela notesu do wpisania różnych głupot z prawdą nie mających nic wspólnego.

- Skopiuję sobie te mapki - powiedział Lotar.
Zabrał się za to, od czasu do czasu biorąc udział w toczącej się dyskusji.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 30-04-2013 o 13:34.
Kerm jest offline  
Stary 30-04-2013, 23:11   #30
AJT
 
AJT's Avatar
 
Reputacja: 1 AJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputację
Nocne zwidy Siobana

- Panocku, to ty sobie cosik chyba lubisz pociągnąć jakie ziółka, nie? Dirk też czasem lubi, ino nie ma teraz. Sioban ma? - zwrócił głowę w stronę kompana. - Dirku się kiedyś obracał wśród ludzi, którzy dużo takiego fajnego brali i oni nawet lepsiejsze mieli zwidaki, niż pan Sioban - podsumował przekazane mu przez szlachcica informacje o nagiej elfce.


Przy obozie

Przeszukując obóz i rzeczy pozostawione przez górników, znalazł coś, co bardzo mu się spodobało… tabakierę. Pisnął z radości, chwilę poobserwował, spróbował zawartości , by później schować ją do kieszeni.

Gdy spotkał Siobana pokazał mu znalezisko.
- Panocku, nie wiem, czy takie znacie. Ale to się noskiem też wciąga. Nie takie jazdy robi, jak te twe ziółka i proszeczki, które skrywasz, ale też fajniutkie jest. Jak będziecie chcieli spróbować, to mówcie, bo Dirk się podzieli, jak i pan Sioban się podzieli - zagadał ponownie.

***

Co do dalszych planów, uważał, że najlepiej będzie się już teraz udać do jaskini. Zebrać potrzebne zapasy i w drogę. To też w rozmowie, którą wszyscy stoczyli, przekazał pozostałym.
 
AJT jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 18:32.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172