Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 24-02-2015, 12:16   #701
 
Jaracz's Avatar
 
Reputacja: 1 Jaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputację
Wolf zaklął szpetnie gdy usłyszał o nieobecności barona. Raz że się spóźnili, to dwa Mercuccio mógł przejąć kontrolę nad Eckhardtem. Rycerz miał bardzo zły humor i było to widać w jego spojrzeniu.

- Karl, zbierz bandaże i medykamenty. Galvin poślij jakiegoś chłopaka po zapasy na podróż.

Następnie zwrócił się bezpośrednio do Deuvalla.

- Wymieńcie nam konie. Musimy dogonić Mercuccia. Niestety nie mamy czasu na szczegółowe wyjaśnienia. Powiem wam jeno, że mieliście rację i wybraliśmy złego człowieka. Jestem jednak konsekwentny i zamierzam ten błąd naprawić. Stalą jeśli będzie trzeba.

Ostatnie słowa wypowiedział grobowym głosem. Nie tłumacząc niczego więcej Deuvallowi skierował się natychmiast do kasztelu. Kapitan zdawał się być człowiekiem rozsądnym i Wolf miał nadzieję, że zostawi ewentualne pytania na później.
Przemierzał korytarze i schody, aż dotarł do drzwi komnat nowego barona. Gotowy by je wyważać nacisnął na klamkę i ze zdziwieniem spostrzegł że są otwarte. Wkroczył do środka z zamiarem przetrząśnięcia pokoju.
 

Ostatnio edytowane przez Jaracz : 24-02-2015 o 12:27.
Jaracz jest offline  
Stary 24-02-2015, 12:59   #702
 
Dhratlach's Avatar
 
Reputacja: 1 Dhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputację
Karlowi nie trzeba było mówić dwa razy. Poza tym, i tak wszystkie medykamenty nosił ze sobą na wypadek ataku zielonych. Jednak w tym przypadku zdecydował się udać pośpiesznym krokiem po dodatkowe zapasy. Ciągiem logicznym kiedy już załatwił tą sprawę pobiegł do komnat Merccuccia gdzie miał nadzieję spotkać Wolfa. Kto wiedział, co można znaleźć w jego siedliszczu, na jakie wskazówki natrafić. Czytał, to umiał, może nowy baron zostawił jakąś wskazówkę. Na to liczył.
 
Dhratlach jest offline  
Stary 25-02-2015, 11:23   #703
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Sytuacja stawała się coraz gorsza.
Podejrzenia co do udziału mrocznych sił się potwierdziły w zadziwiający wprost sposób.
Przeklęty kamień. Tego im było trzeba.
Lotar miał tylko nadzieje, że nie wszystko, co z Arabii, jest złe. Coraz bardziej się przyzwyczajał do rękawicy, ręka bolała go coraz mniej i byłby niepocieszony, gdyby musiał się pozbyć wspaniałego przedmiotu. A rękawica stała się jakby częścią jego ciała, tyle tylko, że w każdej chwili mógł ją ściągnąć, co też i robił od czasu d czasu, nie chcąc za bardzo się uzależniać od mechanicznej konstrukcji.

***

Czy nieobecność barona była czymś złym? Tak Lotar nie uważał. Jednak dość trudno by było oskarżyć Mercuccia o sprzyjanie Chaosowi w sytuacji, gdy otaczało ich kilka setek żołnierzy.
No i można było przeszukać pokój Mercuccia. A nuż za jakąś deską w podłodze schowany był kolejny kamyczek?
Albo też baron był na tyle nierozważny, ze zostawił jakieś notatki? Kto wie - a nuż dopisze im szczęście.
 
Kerm jest offline  
Stary 25-02-2015, 22:56   #704
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację
Sam Krasnoludzki Król chciał pomóc Galvinowi spełnić jego życzenie, pragnienie... marzenie...

Przez głowę mędrca przemknęła wielka masa możliwości o które mógłby prosić króla. Przysługi, wpływy...

Nie.

Bogowie Przodkowie okazywali mu łaskę przez postawę Króla Byrrnotha Grundadrakka. Musiał więc wypowiedzieć prośbę, która odzwierciedlała jego największe marzenie.

- Szacowny Królu... - Galvin ukłonił się głęboko - Wielki to dla mnie zaszczyt taka łaska. Jest jedno moje marzenie, jakie chciałbym spełnić. Jak może Król już zdołał usłyszeć jestem uczniem Josefa Bugmana. Mistrz mój po tragedii jaką było spalenie jego zakładu polecił mi dalej doskonalić się w naszym rzemiośle i pracować na przyszłość naszej rasy i przyszłych pokoleń. Dlatego moja prośba jest dość prosta...

***

Specyficzny humor towarzyszył Galvinowi. Piwowar pomimo tego że Mercuccio się wymykał im miał na twarzy nie tyle gniew... co gotowość do walki i wielką ochotę do niej. Wydał polecenie chłopcom służebnym, a kiedy wszystko było gotowe ruszył pomóc Wolfowi w przeszukiwaniu komnat Mercuccia.
Potem pognają za nim i go dorwą.

A wtedy... Wtedy Galvin zemści się za Czcigodnego i jego syna. Co prawda to mogła być tylko połowiczna zemsta, ale sprawa leżała bardzo piwowarowi na sercu.

Podobnie jak marzenie o którym opowiedział Królowi.
 
Stalowy jest offline  
Stary 27-02-2015, 05:46   #705
Elitarystyczny Nowotwór
 
Zombianna's Avatar
 
Reputacja: 1 Zombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputację
24. Kaldezeit. 2522 KI, gdzieś na trakcie...



Ze wszystkich pór roku zima zawsze stanowiła najgorszy okres dla wszelkiego rodzaju wycieczek. Nieważne czy podróżowało się powozem, barką, czy na własnych nogach - chłód dopadał każdego, nie patrząc na status społeczny, bogactwo i zajmowane stanowisko. Chłop, szlachcic i cesarz...lodowaty, zawodzący wicher - niekwestionowany pan i władca, obejmujący we władanie ziemię podczas długich, mroźnych miesięcy - wdzierał się pod ubrania każdego, kąsając wyziębione ciała wędrowców tysiącami drobnych igieł.
Szczęśliwie aura dopiero ulegała zmianie, więc warunki, choć już ciężkie, nie stanowiły przysłowiowej przeszkody nie do pokonania.

O powozie banda najemnych mogła co najwyżej pomarzyć. Dreptali pieszo, przedzierając się mozolnie przez lodowatą breję sypiącą się nieustannie z zachmurzonego nieba. Również nocleg na trakcie pozostawiał wiele do życzenia, lecz nikt nie narzekał, mieli poważniejsze zmartwienia...



Stojąca przy ognisku, opatulona szczelnie płaszczem fanatyczka miała swoje własne niepokoje, przy których najgorszy z siarczystych mrozów malał do ważkiego problemu krosty na dupie - uciążliwej i irytującej, ale z pewnością o wiele mniej zabójczej niż to, co czekało na nich w baronii. Mimo, że jej warta dawno minęła, wciąż pozostawała na nogach, wpatrując się intensywnie w płomienie, jakby skrywały one niepojęte dla ludzkiego umysłu tajemnice. Któż mógł wiedzieć na co natkną się w komnatach Mercuccia, czy w ogóle zostaną do niego dopuszczeni bez walki? A może cały zamek poszedł już dawno z dymem, zmieciony z powierzchni ziemi mocą plugawych czarów? Co jeśli zamiast gwaru i ludzkiego tłumu zastaną ochrypły skrzek snujących się apatycznie ożywieńców?
W głowie kołatało się ostrzeżenie, usłyszane od łowcy magów:
“Uważaj na ciernie”
Czy cholerny fircyk wiedział o wszystkim? Jaką miała pewność, że nie przyczynił się do odrodzenia starożytnego padalca?
Nekromancja, jakże Laura jej nienawidziła! Myśl o chodzących zwłokach wzbudzała w niej odrazę i wściekłość. Ostatnie uczucie obejmowało resztę kompani, ją samą i kurwiego syna, przez którego wpadli w całe to bagno. Mercuccio, Blackthorne... imiona nie były istotne - liczyła się jedynie konieczność usunięcia owego pasożyta z tego nie najlepszego ze światów. Skutecznie, bez litości i bez względu na cenę.

Kiedyś kobieta cieszyłaby się mogąc oddać życie w obronie wiary, lecz sytuacja uległa diametralnej zmianie. Z początku odrzucała jasne znaki i fakty, składając je na karb przemęczenia - prawda w końcu dotarła do pokręconego umysłu, uprzednio wybijając sobie drogę w zbudowanym z negatywnych emocji i braku akceptacji murze.
- Bądź przeklęty - wyszeptała, a wiatr porwał ciche słowa nim na dobre zdążyły opuścić spierzchnięte wargi. To kim była i czym się stała bladło w porównaniu do tego, co miała przynieść przyszłość.
Zaprzeczenie, gniew, rezygnacja. Niepokój - ten chyba najgorszy. Laura nienawidziła owego stanu i zazwyczaj wypierała swoje lęki agresją. Niestety tym razem sztuczka nie zadziałała.
Wzdrygnęła się, a skostniałe palce prawej dłoni mimowolnie musnęły miejsce, w którym znajdował się wytatuowany skorpion. Wciąż potrzebowała Amira, ale jak na złość srebrnooki ślepiec przepadł jak kamień w wodę. Przez krótką chwilę żywiła nadzieję, że jakimś cudem zawitał on do khazadzkiego miasta, tylko dlatego wzięła udział w tym pożalcie się bogowie przesłuchaniu przyjaciela kapłańskiego syna. Zdobyte informacje jedynie potwierdziły smutną prawdę - Amir zniknął i nic nie wskazywało na to, że odnajdzie się przez najbliższy czas.

Na domiar złego w okolicy nadal kręcił się cholerny nożownik - ktoś prawie, bądź równie pokręcony co ona sama. Wredny, złośliwy Wrzód, którego na początku chciała rozsmarować równą warstwą po murze...i ten jego uśmieszek spod wąsa, na widok którego ręka sama wędrowała w stronę korbacza.
Nie znosiła dziada, działał jej na nerwy i irytował samą swoją obecnością. Gwałtownik, szumowina i łotr bez sumienia, dla którego ożenienie komuś kosy nie stanowiło materiałów na koszmary. Z pewnością niejednemu naiwnemu idiocie poszerzył w ten sposób uśmiech - od ucha do ucha. Niechętnie, ale przyznawała jedno - nie pierdolił się w tańcu i gdy trzeba było, działał. Nie roztrząsał każdego problemu pod kątem bezpieczeństwa własnej rzyci. Nie stronił też od walki.
W końcu krew musiała płynąć, nieważne czyja.

Ciche westchnienie wyrwało się z piersi Laury, wzrok powędrował ku górze. Wiszące nisko, nabrzmiałe chmury już spory czas temu przestały wyrzucać z siebie mokre, zimne, białe ścierwo, potocznie nazywanie śniegiem. Wicher zaś rozgonił je na tyle, że spomiędzy ich pękatych brzuszysk wyjrzały gwiazdy, jednak nawet ich widok nie rozproszył czarnych myśli. W głowie kobiety trwała w najlepsze szaleńcza gonitwa. Wiedziała, że tej nocy nie dane jej będzie udać się do Krainy Morra, a świt był równie odległy, co znajdująca się setki mil na północ Norska.
I gdy tak stała, spoglądając ku górze, do jej głowy zapukało rozwiązanie. Z początku nieśmiała idea skrobała gdzieś z tyłu czaszki, by kilka uderzeń serca później rozpanoszyć się, niczym niechciany gość.
Zdecydowanie należała do gatunku szalonych, zakrawających wręcz o wariactwo, lecz co ostatnimi czasy nim nie było?




To jednak wariactwo - przemknęło Laurze przez myśl tuż przed tym, gdy podkradła się do śpiącego nożownika. Zrzucone w pośpiechu ubranie zostało za jej plecami, zmięte niedbale i przyciśnięte do ziemi ciężarem broni. Stąpając ostrożnie znalazła się tuż obok celu, lecz nim zdążyła cokolwiek zrobić, mężczyzna otworzył oczy. W ciemności dostrzegła dwa lśniące punkty, uważnie śledzące każdy jej ruch. Prócz oszołomienia ujrzała w nich również całe morze niepokoju. Na zaspanej twarzy wymalowano ogromne zdziwienie i niepewność. Gomez zamarł w bezruchu, jakby zastanawiając się, czy chwycić broń, krzyknąć, a może pozwolić wydarzeniom toczyć się własnym torem?
Przynajmniej nie wpakował mi ostrza w brzuch - kobieta odetchnęła z wyraźną ulgą. Miast mleć ozorem przyłożyła palec do warg, nakazując milczenie. W jej przypadku rzucenie frazą “to tylko ja” mogło wywołać reakcje dalece inną od zamierzonej. Nikt, kto zdążył ją poznać, nie uspokoiłby się słysząc podobne słowa. Rozłożyła ręce w pokojowym geście, a poły płaszcza rozsunęły się, ukazując że prócz ciemnozielonej materii na plecach nie ma przy, ani na sobie, kompletnie nic. Pokryte gęsią skórką piersi unosiły się i opadały rytmicznie, poruszane płytkim oddechem. Fanatyczka pochyliła się nad Gomezem i usadowiwszy się wygodnie na jego biodrach, wysunęła tułów do przodu.
-Nic nie mów - wyszeptała przyciągając mężczyznę siebie i wpiła się w rozchylone usta, nim zdążył odpowiedzieć.
Przemówił więc w inny sposób: złapał Laurę w pasie i jednym, płynnym ruchem obrócił na plecy, przyciskając do ziemi całym swoim ciężarem. Pokrytą zarostem twarz wykrzywił uśmiech drapieżnika.
Kolejną rzecz musiała mu przyznać - szybko otrząsnął się z szoku.
 
__________________
Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena

Ostatnio edytowane przez Zombianna : 27-02-2015 o 06:11.
Zombianna jest offline  
Stary 27-02-2015, 12:51   #706
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
Podążając traktem do celu

Wolf zrównał się koniem z wysuniętą do przodu elfką. Zdawał się być zasępiony. Podkrążone z niewyspania oczy były świadectwem ciążących myśli.
- Twoja ciąża… - zaczął ponuro - ...dobrze się czujesz?

Youviel pogłaskała Webeddenit po szyi.
- Na tyle na ile może być dobrze - odparła zwyczajowo chłodnym głosem. - Jeśli coś będzie nie tak powiem ci - zawiesiła głos na chwilę.
- Trzy razy razy miałam okazję oglądać poród, a nawet w nim pomagać. To były wielkie wydarzenia - powiedziała cicho. - Za każdym razem.

- Mhm… - mruknął. - Też widziałem kilka razy - wpatrywał się w horyzont. - Nie bezpośrednio, ale widziałem ojców czekających. To nie były wielkie wydarzenia. Słyszeliśmy krzyki i jęki. Ból.

- Jiv'undus d'silain dro ulu ulorithol - elfka przesunęła delikatnym gestem dłonią w powietrzu. Opuściła ją patrząc gdzieś w przestrzeń. Ból przynoszenia życia na świat.
- Żyjecie krótko i jest was wielu. Nie potraficie jednak cieszyć się z życia, które wam dano - znów odniosła się co całości rasy ludzkiej.

- No nie wiem - odpowiedział. - W karczmach głośno od śmiechów. Może żyjemy krótko, ale intensywnie. Sama widziałaś.

- Intensywnie… to nie zmienia nic Wolf. Cieszyć się z życia nie oznacza urżnąć się w karczmie, a potem radośnie przelecieć dziewkę - odparła z pogardą świetnie pamiętając, że u nich tak to wyglądało. Dziewka też była pijana. Cholerne ludzkie piwska. Kahzadzkie jeszcze gorsze.
- Jesteś dumny że żyjesz? Umiesz zatrzymać się w swojej intensywności i podziwiać świat dookoła?

Wolf postanowił zignorować przytyk do chędożenia dziewki. Nie potrafił tego zrozumieć. Elfce się wtedy podobało.
- Ciężkie pytania zadajesz - westchnął. - Nie wiem. Może i potrafię. Potrafiłem jak byliśmy u Ragena.

- A po tym co tam się stało? Cz potrafisz mimo śmierci tych dookoła zachwycić się tym co żyje? - Youviel sama sobie zadawała to pytanie wielokrotnie. Ciągły bieg wydarzeń zmuszał do pośpiechu. Przynajmniej w chwilach podróży mogła chwile odetchnąć.

- Może i potrafię - odpowiedział, ale w głosie nie było słychać przekonania. - Śmierć to znajome zdarzenie Youviel. Otacza nas i jest czymś normalnym. Jak drzewo, miecz u kowala, czy piwo w karczmie. Czemu miałaby przesłaniać cokolwiek?

- Bo się jej boisz - odparła beznamiętnie. Ona była gotowa za swe grzechy umrzeć. Teraz chciała swymi czynami odkupić swój strach tamtego dnia. Wiedziała, że nie zawaha się kiedy nadejdzie taka potrzeba. Jednocześnie obawiała się życia, które nosi. Nie umiała powiedzieć czy będzie to człowiek, czy elf, czy jeszcze coś innego.

- Oczywiście. Choć to nie śmierć mnie przeraża najbardziej - spojrzał na elfkę. - Nie zmienia to faktu że jest naturalnym stanem rzeczy. Przychodzimy, odchodzimy. Nie ma co się nad tym zastanawiać. Ważne jest to co jest pomiędzy. Czego ty się boisz?

Elfka westchnęła ciężko kręcąc głową. Niby rozumiał a jednak nie rozumiał. Był daleki od tej wiedzy. Może jak pożyje jeszcze trochę to zrozumie. To przychodzi z czasem.
- To nieistotne czego się boję - odparła pospieszając klacz.

Wolf nie odpowiedział, ani nie zagajał ponownie. Nie wiedział czy elfka ma zły humor, czy po prostu nie ma ochoty gadać. Pozwolił jej wyforsować się do przodu.
- Urok i choroby na Mercuccia - przeklnął pod nosem, gdyż to on zajmował jego myśli przez cały czas.

- Nie mrucz pod nosem tylko powiedz co cię trapi - usłyszał od strony elfki. - Szczerze.

- Nieistotne - odpowiedział odruchowo do pleców elfki ale zaraz sapnął niezadowolony.

Youviel chciała by być tą co ma humory, jednak kiedy Wolfowi coś ciążyło ciężko to było zignorować. Delikatnie spięła konia by zwolnił. Gdy się zrównali wymownie spojrzała na na mężczyznę.

- Nie lubię popełniać błędów - powiedział w końcu po dłuższej chwili milczenia. - Nie dość że go poparłem, to jeszcze nakłoniłem resztę by za mną podążyła. Przeze mnie zdobył baronię, a zapewne sam stoi za zabójstwem Paziano. Na koniec zaś jeszcze dałem mu swoje słowo i przysięgałem że będę mu służył. Tfu - splunął na ziemię. - I za co? Za pieprzone szlachectwo.

- [i]Pmiętaj, że to ja wybrałam taką nagrodę. Pamiętaj też, że nie wiedzieliśmy nic o nim. Nie rezygnuj z tego co masz, bo można to obrócić na dobry sposób. Nie ma większego ciosu dla złą jeśli jego działania obrócić na dobro - słowa elfki były całkiem poważne i nie zdradzały żartu.

- Oj tak… obrócę to przeciwko niemu. Stalą w gardło - głos Wolfa przybrał grobowy ton. - Wciąż nie wiem czy powinienem. Nigdy wcześniej nie złamałem danej obietnicy i danego słowa. Nie z własnej woli.

- [i]Nie wiem jak to dokładnie wygląda, ale jestem pewna, że jeśli wyjdą na wierzch złe zamiary Mercuccia to nikt poza tobą samym nie będzie zwracał uwagi na obietnice. Cieszę się, że dotrzymujesz słowa, czy jednak słowo dane złym mocom jest warte podtrzymania? Nie byłeś świadom zamiarów tego człowieka. Teraz już je znasz. Myślę, że ważniejsza jest twoja moralność niż obietnica. Nie chcesz działać w imieniu zła, prawda? - elfka spojrzała wyniośle na człowieka. Pomimo ran wyglądała dumnie. W jej oczach kryło się wyzwanie jakie stawiała człowiekowi. Los przyniósł im wiele krzywd, ale oboje wciąż mogli działać. Żyli.

Wolf kiwnął głową w odpowiedzi i mruknął coś, co brzmiało jak “Prawda”. Wyprostował się w siodle, ale zaraz przygarbił się ponownie.
- Gdy umrze, będzie łatwiej.

- To prawda. Nie koncentruj się jednak za bardzo na chęci uśmiercenia go. Nie zasnuwaj swoich myśli jego zagładą. To jest coś co jest oczywiste i właściwe. Nie pozwól aby zemsta zaciemniła twoje serce - elfka spokojnie prowadziła Wolfa po jego ścieżce wątpliwości.

- To niby na czym mam się koncentrować?

- Na pokonaniu zła, ale nie w kategoriach zemsty. Zemsta to najszybsza droga do ciemności - odpowiedziała spokojnie Elfka.

- Nie zamierzam się stoczyć - zapewnił po chwili. - Widziałem już wiele, a jeszcze nie oszalałem, ani nie czarnowidzę. Po prostu… do tej pory wyznawałem prosty system zasad. Teraz zaś mam robić wyjątki, bo ktoś komu zaufałem jest zły. Z drugiej strony… przysięgałem przed Mercucciem, nie Bragthornem.

- Czy nikt cię wcześniej nie oszukał Wolf? Na pewno masz na takie chwilę swoje odpowiednie proste zasady.

- Nikomu kto mnie oszukał nie dawałem swego słowa - odpowiedział. - Ale rozumiem o co ci chodzi… dziękuję.
Spojrzał na Youviel zmęczonym okiem. Zarośnięta twarz skrzywiła się lekko w słabym uśmiechu.

Elfka skierowała klacz aby zbliżyła się do wierzchowca Wolfa. Przechyliła się w siodle i pocałowała wojownika.
- Pamiętaj, że nie jesteś sam. - szepnęła wracając do bardziej wygodnej pozy. - I nie mówię tutaj o tylko sobie. Masz innych ludzi, którym należy dać choć odrobinę zaufania… albo chociaż pokazać, że przynależą do grupy.

- Tak… - mruknął. - Ufam im. W końcu zaszli z nami tak daleko. Nawet jeśli część z nich nie wiedziała w co się pakuje na samym początku. A bycie częścią grupy… szkoda że nie mogliśmy zostać na Drugi Szpunt. Więzi rodzą się w ogniu walki i podczas zabawy. Pierwsze mamy za sobą… a na drugie musimy poczekać do zakończenia tej sprawy.

------------------------------------------------------------------------

Youviel po przybyciu na miejsce wpierw udała się z wierzchowcami aby upewnić się, że jej klacz zostawią w spokoju. Poprosiła, żeby zamiast ją wymieniać po prostu się nią zajęli. Przyzwyczaiła się do Webeddenit i nie chciała jej porzucać.

Po wizycie w stajni dołączyła do Wolfa i reszty w przeszukiwaniu pokoi. Nie wiedziała gdzie należy szukać, ale umiała tropić. Potrafiła zauważać nieścisłości w otoczeniu. Połamane gałązki wskazujące drogę, którą poszła zwierzyna, można było łatwo przełożyć na zadziory w podłodze od przesuwania szafki.
 
Asderuki jest offline  
Stary 27-02-2015, 21:04   #707
 
Komtur's Avatar
 
Reputacja: 1 Komtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputację
Życie potrafiło zaskakiwać, ale Gomeza najbardziej zaskakiwały kobiety. W sumie można by się pokusić o stwierdzenie, że w niewieściej psychice musiała namieszać jakaś potęga chaosu, bo wiele ich działań było dziwnych, irracjonalnych wręcz. Tym razem też tak było, choć korzyść dla Gomeza była aż nadto oczywista. Co raz wspominał sobie tę noc z ogromną przyjemnością. Laura była spontaniczna, gorąca i mokra. Na przemian uległa i dominująca. Człowiek po jednej nocy z nią miał wrażenie jakby przeleciał wszystkie studentki na Nulnijskiej Akademii Medycznej.

Nożownik spojrzał na zakupiony kiedyś eliksir miłosny. Jakże wielkim był głupcem. Już chciał wyrzucić to zbędne prcjozum ale coś go tknęło i nie uczynił tego. Może się jeszcze przyda, może komuś innemu.

"Czarnulka" po wszystkim oczywiście na swój własny sposób okazywała uczucia, to znaczy zachowywała się jakby nic się nie stało. No może nie do końca, bo była ona trochę mniej oschła i czasem sprzedała Gomezowi przyjacielskiego kuksańca. Sprawdzała się stara zasada że "gdy baba w nocy jęczy, to w dzień nie warczy".

*

W sprawie Mercuccia Gomez przez całą drogę nie był pewny czy rzeczywiście ten gryzipiórek był zdolny zabić starego barona. Zdawał się tu na wiedzę towarzyszy. W końcu oni najbardziej wiedzieli o co chodzi z tym całym Nagashem, drzwiami i klejnotami. Gdy dotarli do zamku nożownik pobiegł od razu za Wolfem i tak samo zdziwił się otwartą komnatą. Otwarta znaczy że nie ma nic cennego, stwierdził i gdy inni szukali śladów tutaj, Gomez poszedł do pokoju nieboszczyka Pazziano.
 
Komtur jest offline  
Stary 27-02-2015, 21:11   #708
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
Powiadają że przezorny zawsze ubezpieczony, lecz Mercuccio chyba nie znał tego powiedzenia. Drzwi do jego komnaty były nie zamknięte. Wystarczyło lekko pchnąć i stanęły otworem przed ciekawskimi najemnikami. Komnata nowego Baroneta na pierwszy rzut oka przypominała bibliotekę: wysokie regały, na których stały przeróżne woluminy, księgi i papierzyska. Dwa wielkie biurka, na których dopalała się jeszcze świeczka i przeróżne zwoje, które zdawały się zachęcać do przeczytania. Na podłodze leżały mapy, plany i szkice. Nie były jednak opisane, i mogły tyczyć praktycznie wszystkiego. Część z nich dotyczyła jakiejś krainy, choć jakiej, tego nikt nie umiał stwierdzić. Inne natomiast przedstawiały plany tajemniczych kurhanów, katakumb czy podziemnych lochów, lecz brak jakichkolwiek podpisów czy wskazówek uniemożliwiał ich identyfikację. Wiele z tych ksiąg spisano w dziwnych językach, będących dla wszystkich jedynie zlepkiem pokrętnych symboli, liter i znaków.

Najemnicy zaczęli przeczesywać biurko w poszukiwaniu istotnych śladów lub wskazówek, dotyczących Bragthorna. Niektórzy wierzyli, że znajdą tam drugi z czterech kryształów. Los jednak nie był dla nich łaskawy, choć w zamian zostawił im coś w rodzaju notatnika pełnego skrupulatnych notatek. Jeden ze zbrojnych zaczął go głośno czytać:

W końcu po wiekach czekania odrodziłem się. Zostałem przebudzony z głębokiego snu i choć nie mogłem nic zrobić, widziałem jak świat się zmienia. Przebudzenie nastąpiło nagle. Czułem się goły. Moc, która niegdyś zatrzęsła ziemiami, została mi zabrana. Musiałem znaleźć ciało. Kogoś niewymagającego. Głupiec Mercuccio był tak łatwym celem, że aż szkoda było go nie wykorzystać. Jego pozycja, zdolności i wiedza okazały się wielce przydatne. Teraz mam ciało, choć jest ono słabe i z każdym dniem będzie ulegać stopniowej degradacji, wreszcie mogę działać.
Zapach potu....Nienawidzę go.
Czuję ten odór aż nazbyt wyraźnie, czuję się zbrukany. W dodatku taki ograniczony.
Moc. Każde zaczerpnięcie Jej powoduje zniszczenie delikatnej, śmiertelnej powłoki. Wiatry umykają mi między palcami.
Przekleństwo.
Muszę odnaleźć swoje prochy i kryształ. Narodziłem się na nowo.
Mój Pan mnie wezwał. Muszę działać.
Czas ucieka.



Kolejne strony były naprędce wertowane, lecz poza osobistymi informacji i odczuciami nie pozostawiono wiele istotnych informacji. Strona za stroną, dzień po dniu, aż w końcu pojawiło się coś wartego uwagi. Coś na tyle istotnego, że znów słowa czytane na głos przykuły uwagę zebranych:

Cholerny głupiec! Cholerny Milano Rosseti! Jego głupi wybryk prawie pokrzyżował moje plany, na szczęście wszystko potoczyło się po mojej myśli. Głupcy chcieli szukać mordercy, a nawet nie podejrzewają, że pomogli mu zdobyć Baronię. Tak łatwo było ich oszukać, tak łatwo nimi manipulować.
Tak łatwo omamić.
Myśleli, że jestem słaby i bezbronny. Mogłem tych obu kapitanów zetrzeć z powierzchni ziemi, ale teraz mam za sobą siłę nic nie przeczuwających ludzi i nic mi nie przeszkodzi otworzyć bramy. Zanim wrócą z Barak Varr minie dość czasu, bym odzyskał drugi z kluczy.
Ciekawe co by powiedzieli gdyby znali całą prawdę?
To ja ożywiłem zmarłych - tchnąłem w nich echo życia. Osłabiło mnie to, lecz było warto.
Wrota.
Przeklęta krasnoludzka rasa! Plagi i zarazy świata niech spłyną na nich, ich rodziny i kolejne pokolenia! To dzięki mnie, ten głupi, tłusty grubas postanowił wynająć zbieraninę ludzi, którzy zwą się najemnikami. Wiedziałem, że sobie poradzą, z paroma martwymi ścierwami. Dobrze mi posłużyło owo mięso armatnie. Dzięki nim, Baron zechciał dowiedzieć się co jest po drugiej stronie pradawnej bariery. Mogłem w spokoju działać. A oni.

Elfka. Taka dumna i pewna siebie. Jej rasa od wieków uważała się za lepszą od innych. Myśleli, że tylko oni są długowieczni, a potem pojawili się inni. Władcy nocy. Nieumarli, którzy spoglądają na świat przez eony i czekają. Ich wiedza i doświadczenie blaknie, przy tym co myśmy widzieli.

Krasnolud, taki wierny swoim zasadom. Honor, rodzina. Czymże to ma być. Słabością, którą wykorzystaliśmy. Kazrik, biedny głupiec. Zapewne oddzielili już jego głowę od tułowia, a kryształ posiadł jego moc. Siły witalne, syna kapłana, będą moje. Dom jego okryty w hańbie.

Wolf, myślący że wie wszystko, i zna odpowiedź na każde pytanie. Tak wiele stracił, a jeszcze więcej utracić może. Nie wolno go jednak lekceważyć. Przeciwnik, którego po śmierci, przywołam do życia. Zbytnio krzyżował moje plany. Tak nie wiele brakowało. Głupiec Zir nie wykorzystał swojej szansy. Idiota. Dostał go na tacy. A tak nie wiele brakowało.

Gomez. Porywczy głupiec. Liczyłem, że to z jego ręki padnie Pazziano, ale co się odwlecze to nie uciecze. Jego twarz jest dziwnie znajoma. Czy to możliwe? Ciekawe. Zaiste interesujące. Ciekawe czy wie, kto jest jego ojcem? Syn Altdorskiej dziwki. Ciekawe czy wie, że nie żyje. Ciekawe co by powiedział, gdyby wiedział komu obciągała.

Laura. Ciekawy przypadek. Fanatyczka, która chyba zamieniła mózg na jakiś oręż. Wymachuje tą kulą jak oszalała. Gniewna, porywcza i taka zapatrzona w swoją rację. Ten jest winny, tamten jest winny. Spalić heretyka. Sprawiedliwość musi być. Ha! Sprawiedliwe było by, gdyby ten synalek przeora ją przeorał odpowiednio. Może wtedy była by z niej uległa suka, a nie plującą jadem żmiją. Nieprzydatna wcale. Cud, że Thazzok jej nie pochwycił w swoje szpony. Może wtedy była by użytecznym narzędziem do mojej zemsty. Los jej został przesądzony.

Lotar. Paniczyk i podrzędny szlachcic. Ciekawe co nim powodowało, że wyruszył w świat. Na pewno nie odwaga. Czuję jego strach nawet teraz. Słabowity głupiec. Błądzi po omacku, nie dostrzegając tak wyraźnych znaków. Myślałem że odwiedzie grupę od dalszej wędrówki. Tak bardzo mnie zawiódł. Ciekawe co by rzekł, gdyby poznał całą prawdę o Gustavie. I czemu chciał się go pozbyć. Kolejny ślepiec błądzący w ciemnościach.

Karl. Mierny konował, który nosi Sigmara w sercu. Myśli, że wiara go ocali. Myśli, że wie czym jest zło. Kolejny zaślepiony dureń, nie dostrzegający faktów. Myśliciel. Za słaby jak dla mnie. Zbyt nieważny by się nim przejmować. Miernota, jak inni, którzy mi służyli przed wiekami. Dobry materiał na Ghoula.

Głupcy, myślący, że wiedzą wszystko. A to oni wypuścili Irasa, którego tam wcześniej wysłałem. To dzięki niemu mogłem zatruć Kazrika. To dzięki niemu zdobyłem pozostałe dwa kryształy Arghana. Robili od początku wszystko, by ułatwić mi odzyskanie kluczy.
Ciekawe jaka będzie ich mina, gdy udadzą się po pierwszy z nich i zastaną pustkę. Wieża z kości runęła. Moc wieży padła. Głupcy. Tak blisko brakuje bym mógł w końcu odzyskać pełnię swoich sił. Ten głupiec Serpent prawie mnie zniszczył, odsyłając moją moc w kryształ.
Prawie robi wielką różnicę...
Już wkrótce odzyskam pełnię mocy. Muszę się spieszyć. Ciało ulega zniszczeniu. To takie frustrujące. Jakże pragnę znów móc chwytać moc w dłonie. Jakże pragnę znów powalić mych wrogów na kolana. Już niebawem. Już niebawem.
Wkrótce...

***

Jutro będzie pełnia. Czuję jak moja moc się zwiększa. Gdy otworzę wrota, dopełnię rytuału. Wszystko wróci na swoje miejsce. Ciało Mercuccia jest już zniszczone.
Rozpada się.
Czuję jego kres. Moc wyczerpała fizyczną powłokę. Muszę się spieszyć. Czas mnie nagli, a zew Mistrza jest coraz silniejszy. Wkrótce wyruszę w podróż.
Muszę być gotów.



Także znaleziska na biurkach były równie ciekawe. Choć niestety większość dokumentów,zwojów, czy manuskryptów była poza zasięgiem wiedzy najemników. Jednak przy ostatnim ze zwojów było tłumaczenie w języku staroświatowym. Słowa spisane były jakby naprędce, lecz mimo krzywego pisma dało się je odczytać:

Do miasta w Pył obróconego udać się trzeba. Szalony Książę ukaże ci prawdę i wskaże drogę do Czarnej wieży. Tam odnajdziesz księgę Wielkiego. Tam spoczywa jeden z pierwszych jego Lordów. Przez piaski i upał upiorny podążaj, by w nocy chłodu zaznać. Wsłuchaj się w wiatr, w szelest liści zwiędłych. Wyszepczą one jedno słowo. Imię mrocznego mistrza, ze starożytnych i zapomnianych czasów.

Czas uciekał, i najemnicy zauważyli, że słońce powoli chyli się ku zachodowi. Musieli działać szybko i sprawnie. Tak więc wszyscy przygotowali się do wyruszenia w podróż i podążyli do znajomej im kopalni. Droga nie była tak łatwa jak ostatnim razem. Tym przyszło im przedzierać się przez głębokie hałdy śniegu, zalegające grubą warstwą na trakcie. Konie na szczęście potrafiły sobie dać sobie z nimi radę. Do obozowiska prowadziła kamienna ścieżka, wijąca się tuż obok górskiego zbocza, lecz droga ta była znana Wolfowi i tym, którzy już byli w tym miejscu. Obozowisko, które niegdyś było totalnie opuszczone, tym razem zostało zniszczone. Coś je podpaliło, wraz ze sprzętem. Wokół panowała złowroga cisza, przerywana szyderczym świstem wiatru. Dodatkowo księżyc zaczął pojawiać się na niebie, świecąc dziwnie, a gdy spoglądało się dłużej na otaczająca go poświatę dziwny dreszcz przebiegał po ciele obserwatora. Dziś była pełnia, a Ukochany Mannana był większy i jaśniejszy, niż w normalne wieczory. Patrząc na niego zdawało by się, że unosi się on powoli i leniwie, jakby spoglądając groźnie na świat z góry. Mgła, która go otaczała początkowo, zdawała się rozpierzchać na boki, byle tylko nie przeszkadzać w mistycznej wędrówce.


Droga dla większości była znana i gdyby nie pochodnie, które miał przy sobie Lotar, wszyscy stąpali by po omacku. W środku bowiem panowały ciemności, chłód i dziwny zapach. Ci, którzy postanowili udać się na dół podążali w stronę dużej komory, by dotrzeć do rozwidlenia dróg. Każda z odnóg prowadziła do bardzo dużych rozmiarów groty , od której odchodziło pięć kolejnych ścieżek. Wybrany przez nich tunel nie pozwalał na maszerowanie dwójkami. Wszędzie panowała grobowa cisza i tylko od czasu do czasu, zimny, wręcz lodowaty wiatr wył przemierzając korytarze. Jednak w przeciwieństwie do pierwszej wizyty, nikogo nie zaatakował duch. Podążając dalej najemnicy dotarli do krasnoludzkiej windy i dzięki niej dostali się na dół. Winda była drewnianą platformą, mogącą pomieścić 6, może 7 osób. Obsługiwało się ją ręcznie - dwie osoby znajdujące się na podeście, musiały kręcić dwoma naprzeciwlegle postawionymi kołowrotkami w celu opuszczenia się na dół. Kręcąc kołowrotkiem wprawiano w ruch liny, a one opuszczały na dół całą konstrukcję.

Ci, którzy postanowili zjechać w dół, zdołali tego bezproblemowo dokonać. Długi, wąski tunel, którym trzeba było podążać gęsiego, prowadził aż do bardzo dużej i wysokiej komnaty. Kamienne słupy podtrzymywały strop, by sufit nie zawalił się górnikom na głowę. Wszystko to wyglądało na starą, dobrą krasnoludzką robotę. Wiekowe, żelazne wrota składające się z dwóch skrzydeł zdawały się sięgać prawie do sufitu jaskini...i zostały sforsowane.
Potężne drzwi, których nie sposób było ruszyć, których nie naruszył upływ czasu, stały otworem. Dziwne symbole i runy jarzyły się czerwonym światłem, dając dodatkowe oświetlenie w komnacie.Były one usytuowane bardzo wysoko i przechodziły przez całą szerokość wrót, tworząc jakąś inskrypcję lub ciąg czegoś. Tylko Galvin umiał rozczytać część tych znaków, choć znał ich treść. Wryła mu się ona w pamięć. Na lewym skrzydle, gdzieś od połowy jego wysokości, gdzie niegdyś wyrzeźbiona była dziwna istota, teraz biła pustka. Wszystko zostało starte w proch, który elfka dostrzegła pod wrotami. Ze środka biło przeraźliwie jasne światło, nie pozwalające dostrzec co jest za nimi. Jedyną możliwością było przejście przez nie.
Trzeba było podjąć decyzję.
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)

Ostatnio edytowane przez valtharys : 27-02-2015 o 21:12. Powód: Przed odpisaniem proszę wejść na doca!!!!
valtharys jest offline  
Stary 28-02-2015, 23:47   #709
 
Jaracz's Avatar
 
Reputacja: 1 Jaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputację
Rycerz spojrzał na swoich towarzyszy i kiwnął głową.

- W razie gdybym za zakrętem spotkał Morra, dziękuję wam że dotarliście ze mną aż tu. Skróćmy go o głowę.

Światłość otoczyła Wolfa gdy przechodził przez bramę. Jasne, oślepiające światło, które sprawiło, że musiał choć na chwilę zmrużyć oczy. Nie trwało to dłużej niż dwa uderzenia serca, i po chwili jasność znikła. Znalzł się w jakimś długim, mającym wiele stuleci tunelu. Nie widział jednak swoich towarzyszy. Zostali jednak rozdzieleni. Na końcu drogi widać było delikatne światło. To dzięki niemu nie trzeba było zapalać pochodni. Ściany tunelu pokryte były pajęczynami, które rozprzestrzeniały się po całym suficie. Na ziemi nie było widać żadnych śladów stóp. Droga powrotna nie istniała - była tylko ciemna pustka. Nieprzenikniona i nawet płomień pochodni nie był wstanie jej rozświetlić.

Wolf zaklnął pod nosem będąc świadkiem kolejnych czarnoksięskich sztuczek. Spodziewał się jednak, że w walce z Bragthornem może do tego dojść. Pozostali drużynnicy pewnie też byli w tej samej sytuacji. Wyciągnął miecz i pewniej chwycił tarczę. Dla pewności stuknął delikatnie ścianę za sobą, by przekonać się, czy to aby nie iluzja. Następnie ruszył w kierunku światła gotowy, by zasłonić się przed nagłym atakiem.

Korytarz okazał się dłuższy niż początkowo na to wyglądało, bowiem nim doszedł do jego skraju minęło parę minut. Tam też znajdowała się ściana, stworzona z kryształów, od których odbijał się płomienie pochodni, które można było dostrzec wewnątrz komnaty. Bo to owa komnata znajdowała się za owymi kryształowymi drzwiami. Na kryształach wyryto krasnoludzkie znaki, lecz ich znaczenia rycerz nie znał. Sama komnata była dość sporych rozmiarów, i miała kształt okręgu. Pomiędzy ścianami znajdowały się kryształowe lustra, od których również odbijał się ogień. Było ich siedem. Nie można było jednak dostrzec co się znajduje za nimi. Na ziemi porozpalane były koksowniki, a także pochodnie, które były przymocowane do ścian. Na samym środku pomieszczenia stał grobowiec, przed którym tak z trzy metry, znajdowało się sześć, wysokich i kwadratowych kolumn. Każda z nich była na tyle wysoka, że docierała aż do sklepienia. Dziwne, krasnoludzkie zapewne, znaki zostały na nich wyrzeźbione lecz żaden z nich nie świecił się. Wszystkie za to wyglądały na przypalone. Na grobowcu stały trzy dzbany, a przed nim klęczała postać odziana na czarno. Kaptur spływający na jej głowę, zasłaniał idealnie jej lico. Dostrzegł coś jeszcze. Jakby cień, który trzymał się blisko jednej z kolumn. Stał tam i czekał w bezruchu. W miejscu gdzie powinna zapewne znajdować się jedna z kryształowych ścian, ziała otwarta dziura. Pojawił się w niej przez moment jakiś ruch.

Wolf skupił swoją uwagę na klęczącej sylwetce. To musiał być Bragthorne. Nerwowo zacisnął dłoń na rękojeści miecza, ale powstrzymał się od nagłego zrywu. Zadarł głowę do góry i zaczął śledzić wzrokiem krawędzie lustra, które stało przed nim mimo wszystko podziwiając kunszt tych, którzy wykonali tą konstrukcję. Delikatnie naparł na nią tarczą zastanawiając się, czy nie jest to tylko iluzja. Ściana okazała się być realna. Prawdziwa. Pchnięcie jej tarczą nic nie dało. Stała niewzruszona. Przez chwilę jeszcze stał przed ścianą wpatrując się intensywnie w jej krawędzie, szukając jakiegoś mechanizmu. Wszak to krasnoludy zbudowały to miejsce. Jednak fakt, ze to przypominało lustro, nie dawało rycerzowi spokoju. Spojrzał za siebie. A tak dalej była w oddali ciemność. Nic więcej.

Jednooki zaklnął pod nosem. To były magiczne sztuczki. Naparł wpierw na ścianę przy krawędzi upewniając się, że się nie obraca. Następnie zamknął oczy i poprosił w duchu Sigmara o opiekę, a Morra o przewodnictwo. Postąpił krok do przodu wierząc że to tylko czarnoksięska magia. Drzwi ani się nie obracały ani nie chciały ustąpić przed Wolfem. Stały nie wzruszone. W pewnym momencie Wolf dostrzegł elfkę, która wyszła z dziury w ścianie.

Zmarszczył brwi. Jej się udało. Ale jak? Spojrzał szybko na boczne ściany korytarza, upewniając się czy kryształowa ściana nie przyciąga uwagi, podczas gdy prawdziwe przejście jest gdzie indziej. Wolf nie dostrzegł niczego takiego. Możliwe że po prostu ktoś zniszczył wcześniej ścianę i elfka przypadkiem trafiła do tamtego przejścia. Gdy rozsądek zawodzi, zawsze zostaje brutalna siła. Wolf wpierw uderzył głowicą miecza o ścianę badając czy bez kilofa zdoła ją ruszyć. Uderzenie było mocne i na kryształach pojawiła się rysa. Wyraźne zadrapanie. Wolf dostrzegł jak elfka wypuściła jedną strzałę w kierunku klęczącej postaci. Grot idealnie przebił ubranie, zagłębiając się w ciele. Mimo to postać nie wydawała się być martwa. Youviel odrzuciła strzały i ruszyła ku postaci. Zapewne chciała przerwać coś co miało miejsce w środku. Wolf dostrzegł także, że przy jednym z filarów gdzie był cień, zaczęła się materializować postać. Łowczyni nie mogła jej widzieć.

Wolf zaklnął ponownie i uderzył głowicą raz jeszcze i jeszcze raz. Krzyknął ostrzegawczo mając nadzieję, że elfka go usłyszy. Ponawiał uderzenia głowicą w rysę. Rysy zaczęły robić się pęknięciami, ale elfka nie mogła usłyszeć Wolfa. Youviel wbiegła między kolumny zarzucając cięciwę na szyję postaci i pociągnęła ją do siebie. Nie było to trudne. Postać poleciała do tyłu, lecz nie przewróciła się bowiem..dłonie miała przykute łańcuchami do podłoża. Za nią zbliżał się zmaterializowany cień. W dłoni widać było połyskujące ostrze.

- Youviel! - krzyknął gardłowo rycerz, po czym dalej napieprzał ścianę głowicą swego miecza. Poprzysiągł sobie powalić tą przeszkodę za wszelką cenę. To był teraz jego cel i powoli go realizował. Kryształy zaczęły pękać. Rysy szły powoli coraz wyżej i wyżej, gdy w tym samym czasie elfka wyciągnęła ostrze. Te poleciało w kierunku głowy ścinając ją. Za nią cień już się zmaterializował. Kobieta jednak go nie widziała. Wolf gdy przyjrzał się dokładnie postaci nie mógł uwierzyć. Za Elfką stał Eckhardt.

Wolf niemal się opluł widząc zdradzieckiego maga. Kropelki śliny zalśniły na brodzie gdy ponownie zawołał elfkę po imieniu. Nie ustawał w próbach rozbicia ściany. Bezsilny widział jak Youviel się odwraca i jak Eckhardt wykonuje szybki ruch ręką w jej stronę. Najemnik dostrzegł jak na jej brzuchu pojawia się czerwona plama krwi. Widział jak w szoku elfka pada na ziemię.

W końcu pod naporem wściekłości i głowicy miecza, ściana pękła. Kryształy rozsypały się na mniejsze części i zadzwoniły upadając w kaskadzie dźwięku i światła na posadzkę.
 
Jaracz jest offline  
Stary 01-03-2015, 11:46   #710
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację
- Gazulu, Panie Jądra Ziemi, w Twoje ręce się oddaję! - szepnął donośnie krasnolud.
Oczy piwowara zamknęły się a sam krasnolud z umysłem przepełnionym ufnością do Boga-Przodka Przewodnika Zmarłych spróbował przekroczyć barierę. Niestety słowa nie podziały. Brama jak stała tak stoi. Czyli jednak na chama…
Rozpoznał jednak znaczenie wypalonych znaków na słupie. Miały one ochraniać coś, lub zapobiegać wydostaniu się z czegoś. Ciężko było mieć stuprocentową pewność, bowiem piwowar nie był jednak specjalistą w tym temacie.
Galvin dostrzegł że pomiędzy kolumnami pojawiła się elfka i wypuściła jedną strzałę w kierunku klęczącej postaci. Grot idealnie przebił ubranie, zagłębiając się w ciele. Mimo to postać nie wydawała się być martwa. Youviel odrzuciła strzały i ruszyła ku postaci. Zapewne chciała przerwać coś co miało miejsce w środku. Dostrzegł także, że przy jednym z filarów gdzie był cień, zaczęła się materializować postać. Łowczyni nie mogła jej widzieć. Okrzyki ostrzeżenia nic nie dały. Youviel dopadła z swojej ofiary i skróciła ją o głowę pewnym cięciem. Lecz oto cień przybrał materialną postać. Dopiero teraz elfka zauważyła że coś jest nie tak. Odwróciła się... i po chwili padła z rozkrojonym brzuchem.
Krasnolud zabezpieczył kuszę, założył ją na plecy, po czym dobył oburącz topora i z okrzykiem bojowym zaczął tłuc z całym sił wkładając w to całą swoją determinacje i wściekłość. Uderzenie za uderzeniem następowało. Drobne rysy zaczęły zamieniać się w pęknięcia. Furia ogarnęła krasnoluda, który w końcu strzaskał kryształowe wrota.
 

Ostatnio edytowane przez Stalowy : 01-03-2015 o 12:05.
Stalowy jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 22:11.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172