Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 01-03-2015, 13:36   #711
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
Światłość otoczyła tego kto przechodził przez bramę. Jasne, oślepiające światło, które sprawiło, że każdy musiał choć na chwilę zmrużyć oczy, spłynęło na wchodzących. Nie trwało to dłużej niż dwa uderzenia serca, i po chwili jasność znikła, a wchodzący znaleźli się w jakimś długim, mającym wiele stuleci tunelu. Wszyscy zostali jednak rozdzieleni. Ilu wchodzących, tyle tuneli. Jakby każdego miała czekać jakaś próba. Na końcu drogi widać było światło, które wpadało do środka. To dzięki niemu nie trzeba było zapalać pochodni, które nie każdy posiadał. Dzięki bystremu wzrokowi elfka, mogła dostrzec że na samym końcu ścieżki, leży sterta kryształów.
Ściany tunelu pokryte były pajęczynami, które rozprzestrzeniały się po całym suficie. Na ziemi można było dostrzec świeże ślady stóp. Droga powrotna nie istniała bowiem za plecami najemników była tylko ciemna pustka. Nieprzenikniona i nawet elfi wzrok nie mógł w niej nic dostrzec. Tylko niekończąca się ciemność.

Youviel uklękła aby przyjrzeć się śladom. Wyciągnęła łuk z kołczanu i nałożyła na niego cięciwę. Rozejrzała się po korytarzu zwracając głównie uwagę na pajęczyny. Podążyła przed siebie, jeśli nie zobaczyła żadnego niebezpieczeństwa.

Elfka szła powoli kierując się po śladach, które prowadziły do wyjścia. Jej wszystkie zmysły były wyostrzone, a ona maksymalnie skupiona. W dłoniach trzymała napiętą cięciwe, z gotową do strzału strzałą. Sam korytarz okazał się dłuższy niż początkowo na to wyglądało, bowiem nim doszła do jego skraju minęło parę minut.

Tam też zauważyła sporo malutkich i większych kryształów porozwalanych na ziemi, jakby ktoś je zniszczył, co spowodowało owo rozproszenie ich. Jaskrawe światło, które dostrzegła łowczyni na początku, pochodziło od zapalonych pochodni w komnacie. Blask płomieni odbijał się w kryształach tworząc złudzenie, jakby światło wpadało od góry.

Sama komnata była dość sporych rozmiarów, i miała kształt okręgu. Pomiędzy ścianami znajdowały się kryształowe lustra, od których również odbijał się ogień. Było ich osiem.Nie można było jednak dostrzec co się znajduje za nimi. Na ziemi porozpalane były koksowniki, a także pochodnie, które były przymocowane do ścian. Na samym środku pomieszczenia stał grobowiec, przed którym tak z trzy metry znajdowało się sześć,wysokich i kwadratowych kolumn. Każda z nich była na tyle wysoka, że docierała aż do sklepienia. Dziwne, krasnoludzkie zapewne, znaki zostały na nich wyrzeźbione lecz żaden z nich nie świecił się. Wszystkie za to wyglądały na przypalone.

Na grobowcu stały trzy dzbany, a przed nim klęczała postać odziana na czarno. Kaptur spływający na jej głowę, zasłaniał idealnie jej lico.
Elfka zastygła w miejscu. Nie ruszała się, tylko uważnie obserwując. Po chwili powoli zaczęła napinać łuk przyciągając lotkę strzały coraz bliżej policzka. Postać jednak nie zauważyła obecności kobiety w komnacie lub ją kompletnie zignorowała. Dlatego też szybkim ruchem oczy Youviel rozejrzała się i bez skrupułów wypuściła strzałę. Strzała poleciała w kierunku celu, ale chybiła go o kilka centrymetrów. Postać mimo iż musiała ją dostrzec nie zareagowała. Elfka zaczęła podążać w lewo wychodząc z korytarza. Szła powoli i ostrożnie. W tym samym czasie do jej uszu doszła słowa, którą klęcząca postać zaczęła intonować. Nie rozumiała ich znaczenia, bowiem brzmiały totalnie obco, ale miała wrażenie że je już gdzieś wcześniej słyszała.
Playing: rec0118-220324.mp3 - picosong

Youviel skrzywiła się. To samo co z Torikiem i Kazrikiem. W tym momencie nie wiedziała już czy bardziej kląć na khazady czy im współczuć, że padły ofiarą tego przed czym nie do końca udolnie starały się ochronić świat. Wyciągnęła od razu trzy strzały z kołczanu i trzymając je w dłoni strzelającej pierwszą nałożyła na cięciwę. Uważnie obserwując cel naciągnęła łuk do końca. Przytrzymała, na uderzenie serca i celując puściła ją w zakapturzoną postać. Pierwsza strzała doleciała do celu idealnie trafiając ją w plecy. Z nich wydobył się delikatny obłok ciemnego dymu.. Cel mimo trafienia nadal wypowiadał te same słowa wciąż. Stawały się coraz bardziej głośne.

Youviel skrzywiła się jeszcze bardziej. Czarne moce działały i ona nie mogła nic z tym zrobić. Odrzuciła strzały i w kilku susach rzuciła się do postaci. Może nie zabije jej, ale była szansa że przerwie inkantacje. Przerzuciła łuk, cięciwą od siebie, na głowę mężczyzny i szarpnęła tak, że powinna chociaż przydusić. Elfka wbiegła między kolumny zarzucając cięciwę na szyję postaci i pociągnęła ją do siebie. Nie było to trudne. Postać poleciała do tyłu, lecz nie przewróciła się bowiem..dłonie miała przykute łańcuchami do podłoża. Kaptur poleciał postaci do tyłu ukazując jej oblicze prawie martwego Mercuccia. Jego oczy zostały wydłubane, a krew która wylatywała z oczodołów spływała mu na szaty. Usta jego mimo tego poruszały się wydając ów dźwięk.

- Bloede Arse! - warknęła wściekle. Łukiem tego nie załatwi. Nie chciała rozkrwawiać za nadto przeciwnika, bo nigdy nie było wiadomo czy krew nie miała zadziałać jak jakiś katalizator. Teraz jednak zmieniła zdanie. Wyszarpnęła miecz z zamiarem odcięcia głowy trupa. Ostrze idealnie ścięło głowę, która potoczyła się za elfkę. Ta widząc że ze sarkofagu nic nie wychodzi odwróciła się i zamarła w pół. Przed nią zmaterializował się Eckhardt, którego dłoń wystrzeliła do przodu. Jego oczy były puste, bez wyrazu. A na szyi miał wisiorek na którym zamieszczono czerwony rubin. Ostrze idealnie trafiło elfkę w brzuch. Po chwili elfka padła na ziemię.
 
Asderuki jest offline  
Stary 01-03-2015, 15:58   #712
 
Komtur's Avatar
 
Reputacja: 1 Komtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputację
Gomez wyciągnął rapier i ruszył ostrożnie do przodu. Jeżeli rewelacje które przeczytali mu koledzy były prawdą to zaraz spotka się z tatuśkiem czarnoksiężnikiem, cóż za ironia losu. Nożownik nie pałał jednak do domniemanego ojca ciepłym uczuciem, szczególnie dlatego że prawdopodobnie zabił mu matkę. Jak dobrze pójdzie to wyśle go z powrotem do piekła tam gdzie jego miejsce. Gorzej jak pójdzie źle, to może chociaż uratuje Laurę.

Najemnicy, choć nie widzieli siebie, podążali w podobnym kierunku. Każdy chciał zobaczyć czym jest owo światło i co znajduje się za nim. Sam korytarz którym podążali okazał się dłuższy niż początkowo na to wyglądało, bowiem nim doszli do jego skraju minęło parę minut. Tam też znajdowała się ściana, stworzona z kryształów, od których odbijał się płomień pochodni, które można było dostrzec w wewnątrz komnaty. Bo to ona znajdowała się za owymi kryształowymi drzwiami. Na kryształach wyryto krasnoludzkie znaki, które mówiły, że ten kto przejdzie przez te drzwi uwolni pradawne zło.
Sama komnata była dość sporych rozmiarów, i miała kształt okręgu. Pomiędzy ścianami znajdowały się kryształowe lustra, od których również odbijał się ogień. Było ich siedem.Nie można było jednak dostrzec co się znajduje za nimi. Na ziemi porozpalane były koksowniki, a także pochodnie, które były przymocowane do ścian. Na samym środku pomieszczenia stał grobowiec, przed którym tak z trzy metry, znajdowało się sześć,wysokich i kwadratowych kolumn. Każda z nich była na tyle wysoka, że docierała aż do sklepienia. Dziwne, krasnoludzkie zapewne, znaki zostały na nich wyrzeźbione lecz żaden z nich nie świecił się. Wszystkie za to wyglądały na przypalone.
Na grobowcu stały trzy dzbany, a przed nim klęczała postać odziana na czarno. Kaptur spływający na jej głowę, zasłaniał idealnie jej lico.

Gomez sięgnął ręką przez kryształy. Chciał sprawdzić czy magia tego miejsca potrafi zadziałać tak by mógł dostać się do środka. Ostrzeżenia krasnoludzkich run zignorował, bo czytać ni w ząb nie umiał.
Gdy Gomez sięgnął ręką ku kryształom poczuł ciepło, które jednak zatrzymało go. Kryształowa ściana była realna i materialna. Nie można było od tak wejść sobie do komnaty. Nożownik schował broń i naparł dłońmi na ścianę, miał nadzieję wypchnąć kryształową zasłonę. Ta jak stała tak stała. Ni chuja nie dało się jej popchnąć. Gomez ponownie sięgnął po rapier. Głowicą broni uderzył w ścianę. Może uda się stłuc kryształy. Uderzenie spowodowało małą ryskę na celu, jednak daleko było do zniszczenia jego. Sprawa nie wyglądała na prostą i trzeba było szukać w głowie niekonwencjonalnych rozwiązań. Gomez słyszał o śpiewaczce co swym głosem potrafiła stłuc szkło. Cyrkowiec choć wątpił by ta sztuka mu się udała to nabrał powietrza w płuca i ryknął ile natura dała. Głos może i Gomez miał straszny i donośny ale niestety ta sztuczka tutaj miała nie działać. Zero reakcji ze strony zasłony.

W pewnym momencie zauważył wbiegającą elfkę między kolumny, która wcześniej posłała strzałę w plecy nieznajomemu. Zapewne chciała przeszyć go własnoręcznie ostrzem. Youviel wbiegła między kolumny zarzucając cięciwę na szyję postaci i pociągnęła ją do siebie. Nie było to trudne. Postać poleciała do tyłu, lecz nie przewróciła się bowiem..dłonie miała przykute łańcuchami do podłoża. Po chwili łowczyni sięgnęła po miecz, skracając tajemniczą postać o głowę. W tym samym czasie za elfką zaczęła się materializować jakaś postać. Gdy ta się odwróciła nastąpił atak. Po chwili elfka padła na ziemię.

Ponownie nożownik zaczął uderzać głowicą rapiera w ścianę kryształu, tym razem szybko i energicznie. Spieszył się bo wydawało mu się że to była pułapka, a oni sami byli ofiarami. Z tym że żeby wydostać się z pułapki trzeba było najpierw do niej wleźć. Gomez uderzał i uderzał, a zadrapania na kryształach zaczęły przeistaczać się w rysy. Te, im dłużej cyrkowiec walił, stawały się pęknięciami.
 
Komtur jest offline  
Stary 01-03-2015, 20:09   #713
 
Dhratlach's Avatar
 
Reputacja: 1 Dhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputację
Światłość otoczyła tego kto przechodził przez bramę. Jasne, oślepiające światło, które sprawiło, że każdy musiał choć na chwilę zmrużyć oczy, spłynęło na wchodzących. Nie trwało to dłużej niż dwa uderzenia serca, i po chwili jasność znikła, a wchodzący znaleźli się w jakimś długim, mającym wiele stuleci tunelu. Wszyscy zostali jednak rozdzieleni. Ilu wchodzących, tyle tuneli. Jakby każdego miała czekać jakaś próba. Na końcu drogi widać było delikatne światło. To dzięki niemu nie trzeba było zapalać pochodni, które nie każdy posiadał.

Ściany tunelu pokryte były pajęczynami, które rozprzestrzeniały się po całym suficie. Na ziemi nie było widać żadnych śladów stóp. Droga powrotna nie istniała bowiem za plecami najemników była tylko ciemna pustka. Nieprzenikniona i nawet płomień pochodni nie był wstanie jej rozświetlić.

Karl spojrzał za siebie. Drogi powrotnej nie było. Przeklęta magia i jej czarnoksięskie sztuczki! Złowróż haniebny zasługiwał na stos i Sigmar mu świadkiem, umrze, lub zgładzi plugawego odmieńca chaosu. Zrobił znak Imperialnego Krzyża na piersi i chwycił pewniej khazacki młot bojowy szepcząc
- Sigmar chroni.. - i z tymi słowami ruszył przed siebie ostrożnie stąpając, wypatrując i nasłuchując otchłań w którą się zanurzał.

Karl podróżował minuty, tuzin minut wgłąb czarnego korytarza trzymając się swojego drogowskazu, samotnego ognika na końcu tunelu. Kiedy w końcu dotarł na miejsce, a światło skąpało go swoimi promieniami, stał przed krystalicznymi drzwiami o twardości diamentu. Za nimi znajdowała się przepastna komnata. Jednak nie komnata przykuła jego uwagę, lecz słowa przestrogi spisane w khazalid na kryształach z których zrobione były wrota do sali.


Sama komnata była dość sporych rozmiarów, i miała kształt okręgu. Pomiędzy ścianami znajdowały się kryształowe lustra, od których również odbijał się ogień. Było ich siedem.Nie można było jednak dostrzec co się znajduje za nimi. Na ziemi porozpalane były koksowniki, a także pochodnie, które były przymocowane do ścian. Na samym środku pomieszczenia stał grobowiec, przed którym tak z trzy metry, znajdowało się sześć,wysokich i kwadratowych kolumn. Każda z nich była na tyle wysoka, że docierała aż do sklepienia. Dziwne, krasnoludzkie zapewne, znaki zostały na nich wyrzeźbione lecz żaden z nich nie świecił się. Wszystkie za to wyglądały na przypalone.
Na grobowcu stały trzy dzbany, a przed nim klęczała postać odziana na czarno. Kaptur spływający na jej głowę, zasłaniał idealnie jej lico.

Cyrulik przeklnął pod nosem. Plugawa czarnoksięska magii i jej chore wypaczone sztuczki! Nie zastanawiając się długo zaczął rozbijać swoim młotem szklaną, kryształową taflę. Cokolwiek miało się dziać wewnątrz wymagało jego obecności i obecności świętego oczyszczającego płomienia. Rysa po rysie, pęknięcie po pęknięciu powoli odciskały swoje piętno na przeźroczystej nieuchronnej tafli, aż nagle...

... zauważył strzałę mknącą ku klęczącemu i zaraz po nim wbiegającą elkę do Sali. W ciągu ułamek chwil, nieszczęśnik plugawy utracił głowę i wtedy... i wtedy wszystko się zaczęło. Nagle zmaterializowała się upiorna postać, niechybene ucieleśnienie plugawej magii i zaatakowało Youviel która opadła bezwiednie na podłogę. Została pozbawiona przytomności i możliwie życia, przez plugawy twór chaosu. Strata jednego towarzysza broni, dotknęła cyrulika. Znaczyło to, że ich szanse się kruszyły. Gdzie byli pozostali? Czy tak jak on zmagali się z nieubłaganą ścianą żalu i płaczu odlanej z kryształu? Nie było czasu na zastanowienia. Karl ile sił miał tyle wkładał w kruszenie przeszkody. Teraz albo nigdy. Upiorna zjawa musiała polec.
 

Ostatnio edytowane przez Dhratlach : 01-03-2015 o 20:15.
Dhratlach jest offline  
Stary 01-03-2015, 20:16   #714
Elitarystyczny Nowotwór
 
Zombianna's Avatar
 
Reputacja: 1 Zombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputację
Światłość otoczyła fanatyczkę, gdy przeszła przez bramę. Jasny, oślepiający blask zmuszający do zamknięcia oczu choć na krótką chwilę. Nie trwało to dłużej niż dwa uderzenia serca i po chwili jasność znikła, a kobieta znalazła się w długim, mającym wiele stuleci tunelu. Na końcu drogi widać było delikatne światło.Dzięki niemu nie trzeba było zapalać pochodni.
Ściany tunelu pokrywały pajęczyny, które rozprzestrzeniały się po całym suficie. Na ziemi nie było widać żadnych śladów stóp. Droga powrotna nie istniała bowiem za plecami najemników była tylko ciemna pustka. Nieprzenikniona i nawet płomień pochodni nie był wstanie jej rozświetlić.

Czas wątpliwości się skończył, istniała jedna droga i to nią podążyła kobieta w czerwieni, kierując się wprost ku swojemu przeznaczeniu. Dookoła szalała plugawa magia, lecz biorąc pod uwagę naprzeciw kogo stawali, nie było to niczym dziwnym. Laura parła do przodu z zaciętą miną, ściskając rękojeść korbacza tak mocno, aż pobielały jej knykcie. Obiecała sobie, że jeśli przeżyje ten dzień nada w końcu broni odpowiednie imię, a jeśli zginie...cóż. Nie będzie sposobności martwić się tym dłużej.
Choć fanatyczka nie mogła tego wiedzieć, podążała w tym samym kierunku co reszta najemnych, którzy niczym banda zafascynowanych ciem lecieli ku tańczącemu w oddali światłu. Korytarz zakończył się niespodziewanie, zmuszając Laurę do zatrzymania się.

Kolejna przeszkoda, tym razem w postaci tafli kryształu, odgrodziła ją od okrągłej komnaty, w której czaiła się zakapturzona postać. Na pozór krucha i delikatna powierzchnia okazała się wytrzymalsza od standardowej szyby, o czym fanatyczka przekonała się uderzając pięścią w sam jej środek. Próby opukania, czy przesunięcia w bok - na to akurat nie mieli czasu. Nie mieli go również na zbędne uprzejmości, więc zabawa w jubilera mijała się z celem, zresztą jedyne inskrypcje wymalowano khazadzkim bełkotem...zaiste błyskotliwe i przezorne rozwiązanie.
Nie czekając aż rozwiązanie samo wpadnie w jej ręce, kobieta cofnęła się trzy kroki i biorąc szeroki zamach uderzyła z całej siły w przejrzystą ścianę. Pierwsze uderzenie wyryło nieznaczną rysę na krysztale. Kątem oka zauważyła jak elfka wybiega na środek komnaty, oddaje strzał, po czym pada na ziemię, raniona w brzuch.
Fanatyczka splunęła przez ramię i szczerząc zęby uderzyła w kryształową taflę ponownie i jeszcze raz.
 
__________________
Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena

Ostatnio edytowane przez Zombianna : 01-03-2015 o 22:36.
Zombianna jest offline  
Stary 02-03-2015, 11:07   #715
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Lotar trzymał kuszę, gotów do wpakowania połowy zawartości magazynka w pierwszego przeciwnika, jaki stanie mu na drodze. Cała sytuacja przypominała mu nieco powtórkę z rozrywki, jaką zapewniły im jakieś przeklęte czary w Twierdzy Dwóch Szczytów. Wtedy uszedł z życiem, miał nadzieję, że i tym razem mu się uda.
Powinniśmy iść trzymając się za ręce, pomyślał.
A światło... Dzięki temu był pewien, ze się o nic nie potknie, ani na nic nie wpadnie. I to była jedyna zaleta światła. Zdecydowanie nie wierzył, by się tam kryło coś miłego.

Źródłem światła okazały się koksowniki i liczne pochodnie, których blask odbijał się od siedmiu kryształowych luster.
Siedem, liczba uznawana przez niektórych za magiczną. Podobnie jak i liczba "trzy", a tyle dzbanów stało na czymś, co wyglądało na grobowiec.
Niestety, między Lotarem a salą z grobowcem znajdowało się jedno z owych siedmiu luster.

Szkło, kryształ - to było obojętne. Każdą z tych rzeczy można było stłuc, nawet gdyby była nie wiadomo jak gruba. Lotar zdjął rękawicę, którą nabył w Barak Varr i zatknął ją za pas. Mając jedną sprawną dłoń, kuszę przewiesił przez plecy. Ból zaczął pulsować na uszkodzonej ręce. Nieprzyjemne mrowienie. Lotar sprawdził, czy czasem nie ma jakiejś możliwości otwarcia stojącej mu na drodze przeszkody, a potem wyciągnął miecz i z całej siły uderzył rękojeścią w kryształową taflę. Pierwsze uderzenie nie poczyniło żadnej krzywdy kryształowej tafli. W dodatku do uszu Lotara dobiegł odgłos kruszejących obok ścian. Skały zaczynały kruszeć i opadać na ziemię.
Raz nie stale, dwa razy nie wciąż... Skoro jedno uderzenie nie dało rady pokonać szyby, to może kolejne coś zdziała. Z całej siły walnął w kryształ raz, potem drugi. Miał nadzieję, że szyba rozsypie si wcześniej, niż skały. Kolejne uderzenie i kolejne. Delikatna rysa pojawiła się na kryształowej tafli. Skały dalej kruszyły się, opadając na ziemię, jednocześnie ukazując zachowane w nich szkielety.
Lotar zaklął pod nosem. Nie wiedział, czy szkielety to pozostałość po poprzednich gościach, czy też ktoś przyszykował dla niego nieprzyjemną niespodziankę. Bez względu na wszystko zapragnął znaleźć się jak najdalej od tego miejsca. Ponownie, z całej siły, uderzył w nadwyrężone nieco miejsce szklanej tafli. Uderzanie jedną ręką nie przynosiło oczekiwanych skutków. Kryształowa tafla była twarda. Kolejne rysy pojawiały się, tworząc małe pęknięcie. Kościane palce zaczęły się poruszać strzepując z siebie ziemię. Kościste nogi zaczęły wydostawać się i poruszać delikatnie.*
Lotar zaklął, przeklinając swoją głupotę, trolla, który pozbawił go palców, arabskiego kupca, arbskie rękawice i parę innych rzeczy, które przyszły mu do głowy. Zanim zaczął używać tą magiczno-mechaniczną zabawkę rękę miał o niebo sprawniejszą...
Na dodatek inni już byli w środku. A przynajmniej Youviel. Jakim cudem?

Założył najszybciej jak mógł rękawicę, umocował, po czym ująwszy oburącz rękojeść miecza ponowił wysiłki zmierzające ku rozwaleniu przeźroczystej tafli. Siła uderzeń była o wiele mocniejsza, niż wcześniej. Może to rękawica, a może dlatego że Lotar trzymał miecz oburącz. W końcu jedną ręką to można... się podcierać.
Uderzenie za uderzeniem i pojawiła się rysa. Kolejne i rysa zamieniła się w pęknięcie. Kościeje wydostały się ze ścian, upadając z łoskotem na ziemię. Kolejne uderzenie i kryształ zaczął pękać.

Czemu nie wcześniej?, pomyślał Lotar, widząc jak elfka pada na ziemię.
Uderzył po raz kolejny, chcąc do końca usunąć przeszkodę stojącą między nim a tym, który powalił elfkę.
 
Kerm jest teraz online  
Stary 02-03-2015, 11:11   #716
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację

Kaftan kolczy nie stanowił przeszkody dla ostrego ostrza, które z łatwością zagłębiło się, aż po rękojeść w brzuchu elfki. Zaskoczenie i przerażenie malowało się na twarzy łowczyni, która w niedowierzaniu patrzyła, jak krew zalewa pokrytą runami stal. Ból trzewi druzgotanych przez przekręcane ostrze powalił ją na kolana. Youviel zawyła z bólu, ściskając kurczowo ranę i patrząc bezmyślnie w ziemię. Krew i życie zaczęło z niej uciekać, lecz nie to było dla niej najistotniejsze. Gdy tylko ostrze zagłębiło się w niej, poczuła, jak zimna stal zabija życie, które się w niej rodziło. Dziecko, do którego narodzin pozostało jeszcze wiele czasu, a o którym dowiedziała się nie dawno, nigdy nie będzie mogło zobaczyć słońca. Nigdy nie będzie mogło zaczerpnąć powietrza. Nigdy nie będzie mogło obdarować uśmiechem swojej matki. Nim się narodziło, zostało zamordowane. Kolejny jęk wydobył się z ust ciężko rannej najemniczki, która czuła, jak po policzku zaczynają spływać jej łzy. Ostrze pozbawiło ją jeszcze czegoś. Nigdy już nie będzie mogła mieć dziecka. Czuła to gdzieś w głębi siebie. Taka podświadoma pewność. Kobieca intuicja.

Ciemnoniebieskie oczy Ekcharda wydawały się być puste, bez wyrazu. Jakby emocje były dla niego czymś obcym. Cień uśmiechu przeleciał po jego twarzy. Spojrzał z radością na krwawiący sztylet i czerwone światło, które zaczęło na nim pulsować. Elfka patrząc na nie czuła, jak dusza zabitego dziecka została wchłonięta przez oręż. Sztylet musiał posiadać pewne cechy nekromanckie, które dawały możliwość przechwycenia duszy zabitego.

-Idealny dodatek - rzekł, a jego głos wydawał się być lodowaty, niczym kislevska zima.

Podszedł on do martwego ciała Mercuccia i wymamrotał coś w nieznanym języku. Martwe ciało powstało z ziemi posłusznie i zastygło w bezruchu. Sam Eckhardt ruszył w kierunku grobowca. Jego kroki były totalnie bezszelestne. Gdy dotarł do trzech dzbanów, zdjął z nich pokrywy, a następnie strzaskał je za pomocą magicznej mocy. Elfka widziała to, lecz nie mogła nic zrobić, by go powstrzymać. Strach, groza sparaliżowały ją, odbierając możliwość działania.

Wszyscy

W końcu każdy z najemników roztrzaskał swoją bramę. Kryształ rozpadł się na tysiące malutkich kawałków. Droga dalej stała otworem przed każdym z nich. Każdy, kto wszedł do środka komnaty dostrzegł, jak Eckhardt sprawił, że każdy z dzbanów stojących na grobowcu rozprysnął się na kawałki. Z nich zaczęły wylatywać prochy, unosząc się w powietrzu i krążąc wokół maga. Z jego gardła wydobył się głos. Był on na tyle donośny, że każdy bez trudu mógł go usłyszeć. Słowa, które wypowiadał, były dla wszystkich niezrozumiałe, lecz zawarta w nich moc i potęga były wyczuwalne nawet dla tych, którzy nie byli obdarzeni talentem magicznym.

Playing: rec0118-215656.mp3 - picosong

Prochy przechodziły przez ciało Eckhardta, a on sam zaczął krzyczeć. Fala mocy uderzyła każdego, kto stał posyłając go na kolana. Ziemia zaczęła się trząść, a z sufitu poczęły spadać malutkie kawałki skał. Oczy maga zaczęły błyszczeć czerwienią, a on sam zaczął delikatnie unosić się nad ziemią. Malutkie drobiny piasku zaczęły krążyć coraz szybciej i szybciej, tworząc piaskowy
wir, który pochłonął czarodzieja. W całej komnacie zrobiło się zimno. Wiatr zaczął przelatywać przez komnatę, wyjąc głośno, niczym potępione dusze, które nie mogą zaznać spokoju. Wir początkowo krążył wokół swojej osi, by po chwili rozprysnąć na wszystkie strony komory, tworząc osiem mniejszych wirów. Te runęły w kierunku wyjść. Każdy, kto stał im na drodze, został odrzucony na bok. Choć wiry nie były wielkie, to jednak siła ich poruszania, była na tyle duża, by przewrócić nawet orka. Wirujące ziarenka piasku znikły w mrocznych odnogach korytarzy.

Tam, gdzie był wir teraz leżała krwawiąca i ranna elfka, a jedynym, co stało najemnikom na drodze, było ożywione ciało Mercuccia. Stało tak ono bez głowy, jakby czekając na cios, który zakończy jego męki. Ożywieniec jednak nie doczekał się tego momentu, bo po chwili padł bezwładny na ziemię. Pan jego musiał się na tyle oddalić, że magia podtrzymująca go przy życiu, przestała być aktywna. Teraz bez przeszkód można było ruszyć w kierunku Youviel, aby sprawdzić w jakim jest stanie. Przy dokładniejszym jej zbadaniu okazało się, że nie jest ona śmiertelnie ranna. Tak duża utrata krwi wynikała z jej odmiennego stanu. Szok, niedowierzanie na zaistniałą sytuację sparaliżowały ją, odbierając jej czasową zdolność reakcji. Oddychała ona ciężko, trzymając kurczowo dłoń na ranie, dzięki czemu częściowo powstrzymała większą utratę krwi.

Karl, oglądając ranną, zaczął przypuszczać, że była ona w ciąży. Na szczęście był wstanie uratować jej życie. Jego torba lekarska była dość dobrze wyposażona. Igły, maści, bandaże - to powinno pomóc. Ranna jednak będzie potrzebowała opieki i odpoczynku. Tego był pewien.

W komnacie poza grobowcem nie było niczego wartego uwagi. Popiół i kurz. Kurhan był otwarty i choć nie było w nim żadnych zwłok, można było znaleźć coś innego wartego uwagi. Zwój spisany w staroświatowym języku.

To moje ostatnie słowa. Spędziłem prawie wiek zgłębiając tajemnice i sekrety magii. Widziałem rzeczy, od których serce zamierało. Byłem w miejscach, o których ludzie śnią w swoich najmroczniejszych koszmarach. Stawałem na przeciw istotom, które można spotkać tylko w legendach z mrocznych czasów. Jestem Serpent Midden, Mistrz Kolegium Śmierci, Czarodziej Ametystu. Nikt o tym nie wie, ale zajrzałem w duszę istoty zwanej Bragthornem i to przypieczętowało mój los. Jeśli ów potwór powstał, znaczy, że został przywołany ponownie. Mistrz jego po wiekach uśpienia przebudził się.

W sercu strasznej pustyni, pod bladym, połyskującym księżycem, martwi ludzie chodzą. Każdej bezwietrznej nocy, bez tchu nawiedzają pustynię. Bez strachu wymachując bronią, rzucają wyzwanie życiu. Upiorne suche głosy , niczym szelest zwiędłych liści, szepczą jedno słowo, które pamiętają za życia. Imię ich mistrza, pochodzącego ze starożytnych i ciemnych czasów


Ciało Mercuccia leżało bez ruchu. Martwe i bezgłowe. Na jego palcach można było znaleźć pierścienie, które kiedyś nosił Pazziano. Tak samo, jak i łańcuch z wygrawerowanym wizerunkiem Baronii. Symbol władzy, który obecnie przypadał… Wolfowi. On jako jedyny był szlachcicem. Nawet Deuval nie miał tytułu i znaczenia, z którym chcieliby się liczyć pobliscy możnowładcy. Trzeba było tylko porozmawiać z kapitanem i go jakoś przekonać. To jednak mogło poczekać. Pierw trzeba było zabrać elfkę do Baronii i ustalić, co wszyscy zamierzają zrobić. Bragthorne uciekł, a jedyną szansą na dorwanie go, było udanie się za nim.
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)
valtharys jest offline  
Stary 06-03-2015, 15:33   #717
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
Przez Dhratlach, Jaracz i Asderuki

Wolf ryknął ze wściekłości. Nie lubił uczucia bezsilności. Bragthorne zaś uciekł jakby wszyscy tu zebrani nie byli niczym więcej jak pchłami. W pierwszym odruchu chciał pobiec korytarzem, ale po pierwszym kroku powstrzymał się. Odwrócił się i ruszył szybko w stronę elfki. Uklęknął przy niej i Karlu i spojrzał na ranę. Na pierwszy rzut oka była paskudna. To czy była śmiertelna zależało od tego jak głęboko wbiło się ostrze.

- I jak? - pytanie skierował do Karla, który już zajmował się kobietą. - Mówże cyruliku.
W jego głosie słychać było zdenerwowanie a słowa niemal wywarczał.
- Nie ma, nie ma… nie ma, nie maaahaha ha.. ha…. - elfka powtarzała jak mantrę płacząc i łkając. Nie śmiała się lecz dławiła łzami.

Karl oceniał chłodnym okiem stan kobiety. Rany może nie były najgorsze i dało się je całkiem sprawnie załatać, ot odkazić, oczyścić, wyciąć zmartwiałą tkankę i połatać. Niemniej okres rekonwalescencji… no i dziecko. Z dzieckiem może być problem, ale informowanie o tym może odbić się na morale. Lepiej przemilczeć, aż stan elfki ulegnie poprawie. Chociaż… czyżby już o tym wiedziała?

Rana była paskudna, pchnięta, szarpana w sposób jawnie uszkadzający narządy wewnętrzne. Heinhopf nie chciał bawić się w złowróża, ale zajście ponownie w ciążę może być problematyczne…

- Nie mamy ognia, ale będzie dobrze, nie umrze dzisiaj. - odpowiedział wyciągając swoje przyżądy cyruliczne i pełen zestaw medykamentów. - Uciskaj jej ranę do momentu, aż wszystko przygotuję.

Wolf wiedział jak zajmować się rannymi, więc asystował przy pracy cyrulika. Elfka bełkotała, ale wiedział że to efekt szoku. Słowa Karla go nie uspokoiły i wpatrywał się w Youviel, jakby wzrokiem mógł przywrócić jej życie.

Chwilę potem cyrulik był gotowy, ręce umyte wodą i mydłem, oraz odkażone gorzałą do łokci. Podobny los w alkoholowej kąpieli zaliczyły jego narzędzia. Zgrabnym ruchem ściągnął bryczesy pacjentki do połowy uda, podwinął wierzchnie warstwy ubrania do góry i poinstruował Wolfa o tym by unieruchomić kobietę, oraz uciskać we wskazanym miejscu by przyhamować upływ krwi. Nie chciał by ta w szoku zrobiła jakieś głupstwo. Usiadł jej na udach unieruchamiając ją i pochylając się nad nią przystąpił do operacji. Niestety nie miał odpowiednich narzędzi by zoperować narządy wewnętrzne bez ponownego otwierania jej ran.

Na pierwszy rzut, oczyścił brzegi rany, potem alkoholem odkaził całą okolicę i samą ranę. Maścią z korzenia Mysiej Łapki i soku z ziela Łaski Shallyi wysmarował wnętrze i samą ranę licząc na działanie odkażające i pobudzające krzepliwość. Następnie ostrożnie usunął martwą tkankę i zaczął zszywać ranę na bieżąco oczyszczając ją z już wolniej sączącej się krwi. Kiedy mocne nici splotły ranę, wyjął niewielki słoik miodu i wysmarował nim zszyte uszkodzenie ciała. Potem przyłożył złożony kilkakrotnie materiał do rany i obandażował jej ciało by opatrunek się nie przemieścił. Kiedy upewnił się że rana została odpowiednio złożona z powrotem przemieścił jej ubranie tak jak było w pozycji wyjściowej.

Elfka krzyczała i o mało nie odgryzła sobie języka podczas całej tej operacji. W chwilach gdy Karl nie ciął, odkażał albo zwyczajnie grzebał przy ranie, mówiła. A to co mówiła nie mogło uspokoić żadnego z delikwentów.

- Zabrał… zabrał. Nie ma go. Zabrał… Nie ma… nie ma. Dusza. Nie ma duszy. Zabrał - łkała, bełkotała, szeptała.

- Zabije… zabije… będzie cierpiał. Zabije. Nie ma… nie ma, zabrał.... Zabije - złorzeczyła pomiędzy kolejnymi wrzaskami.

Gdy już było po wszystkim dyszała ciężko. Splunęła krwią, która zebrała się w jej ustach z nadgryzionego języka. Wycieńczonym wzrokiem odnalazła Wolfa.
- On zabrał nasze dziecko… - wymamrotała. - Nie będzie… więcej - chciała chyba dotknąć twarzy mężczyzny, ale ręka zatrzymała się w połowie drogi i opadła, kiedy to Youviel zemdlała.

Wolf złapał jej dłoń i ścisnął w swojej. Chciał wierzyć, że to co mówiła, było tylko nic nie znaczącym bełkotem. Jednak wiedział jak mogą się takie rany kończyć, a w jej oczach dostrzegł pewność. Niepewnym gestem chciał położyć drugą dłoń na jej brzuchu, ale zaraz ją cofnął. Zgarbił się i opuścił głowę opierając się brodą o napierśnik. Spod zaciśniętej powieki popłynęła łza, która kapnęła na ziemię. Po chwili rycerz podniósł wzrok pełen nienawiści zmieszanej z bólem. Spojrzał gdzieś przed siebie.

- Zabijemy - powtórzył cicho za elfką grobowym głosem.
 
Asderuki jest offline  
Stary 06-03-2015, 17:10   #718
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Lotar nic nie mógł poradzić na cierpienie elfki.
Youviel miała pecha, że znalazła się w komnacie jako pierwsza. A może nawet nie był to pech czy przypadek. To raczej była sprawka Eckhardta, czy też raczej Bragthorne'a. To on spowodował, że Youviel dotarła do komnaty bez jakichkolwiek przeszkód.
Ale dlaczego? Dlaczego akurat Youviel? I dlaczego zostawił ją przy życiu? Po to, żeby cierpiała? Z radości płynącej z wyrządzania zła?


Zdecydowanie trzeba było Bragthorne'a powstrzymać.
Jeśli nie było zbyt późno i Bragthorne zbytnio nie urósł w siłę.

W każdym razie musieli jak najszybciej znaleźć się w baronii. Gdy tylko zdołają tam zawieźć Youviel.
Zwłoki Mercuccia też trzeba by zabrać.

A potem?
Chyba czekała ich podróż do Arabii. Bo tam zapewne znajdowała się owa straszna pustynia, w której sercu była siedziba nekromanty.
 
Kerm jest teraz online  
Stary 06-03-2015, 22:12   #719
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację
- BRAAAAAAAGTHOOOORNE!! - wykrzyczane z wielkim gniewem przez Galvina imię nekromanty przetoczyło się po sali i całej kopalni.

Przeklęty czarnoksiężnik zaśmiał im się prosto w twarz. W dodatku straszliwie okaleczył ich towarzyszkę i zabił dziecko Wolfa i Youviel. Dziecko. Z prawdziwą rozkoszą wbił sztylet w brzuch kobiety...

Gniew jaki opanował krasnoluda był okrutny i niepowstrzymany. Wróg wyrządził im straszliwą krzywdę po czym odszedł bezkarnie. Galvin padł na kolana i zaczął w bezrozumnym szale tłuc w kamienną posadzkę. Złość parowała z brodacza, jednak minęło trochę czasu zanim się znów opanował.

Tyle wysiłku, tyle wysiłku na... marne...

Jedyne co pozostało to ścigać nekrosa... ścigać aż po kraniec świata... albo nie aż tak daleko... wystarczyło udać się wszak do Arabii... tylko do Arabii...

Aby wyrównać... wymazać.. krwią wroga... tą...


Urazę.
 
Stalowy jest offline  
Stary 06-03-2015, 22:40   #720
 
Komtur's Avatar
 
Reputacja: 1 Komtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputację
O co w tym wszystkim chodziło? Zastanawiał się Gomez. Jaka była jego rola? Czy rzeczywiście Bragthorn był jego ojcem? Czy zabił jego matkę? Gomez mógł to sprawdzić ale wtedy straciłby trop czarownika.

No i czy rzeczywiście jeden nekromanta wrócił zza światów by wezwać jeszcze gorszego nekromantę z legend? To ostatnie według cyrkowca nie trzymało się kupy. Prędzej można by posądzić że ten pierwszy chce przejąć moc tego drugiego.

Czy to wszystko było ważne? Może tak, może nie, Gomez jednak miał rachunki do wyrównania. Rosetti, Pazziano, Mercuccio i Ekchardt. Nie żeby darzył ich jakąś szczególną miłością ale miał u nich, albo dług wdzięczności, albo zwyczajnie się z nimi kumplował. Poza tym nie mógł znieść, że ktoś tak bezkarnie nim manipuluje. To wszystko wymagało by Bragthorn wrócił z powrotem do piekła z którego przybył.

Po powrocie do zamku zaczął przygotowania do podróży. Nie obchodziła go już polityka, władza i inne tego typu duperele, to niech sobie załatwia Wolf. Naostrzył noże, znalazł sobie tarczę i niezbyt krępującą ruchy kolczą zbroję, a potem rozejrzał się po twierdzy. Szukał ludzi którzy wiedzą coś o Arabii. Ważne były informacje o podróżach, zwyczajach, religii i ośrodkach władzy.

Była późna noc gdy spotkał Laurę. Wymienili spojrzenia, wiedział że i ona jest już gotowa do podróży. Gorzej że nie wiedział co sądzi o rewelacjach z dziennika nekromanty. Wkrótce się przekona.
 
Komtur jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 17:03.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172