Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 18-04-2013, 01:22   #1
Elitarystyczny Nowotwór
 
Zombianna's Avatar
 
Reputacja: 1 Zombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputację
[WH IIed.] Animam Debet

Podróżując do Talabheim drogą lądową natknąć się można na wiele osad ludzkich, oferujących schronienie, nocleg i ciepłą strawę strudzonym wędrowcom. Zazwyczaj otoczone murem bądź palisadą wioski zapewniają przynajmniej minimalny poziom ochrony w tych niespokojnych czasach. Niby Wielka Wojna skończyła się kilkadziesiąt lat temu, lecz bogowie raczą wiedzieć co pozostawiła po sobie. Wszelkiej maści plugastwo poukrywane w lasach, zagubione oddziały Chaosu, pola bitew skażone krwią demonów - różne historie można usłyszeć od starych bab, ale kto by słuchał ich ględzenia? Nie widzi taka dalej niż na trzy kroki, głucha jak pień, a od domu nie odchodzi na odległość większą niż przysłowiowe "za potrzebą". Wie jednak wszystko o wszystkim i wszystkich. Inkwizycja i jej siatka wywiadowcza może się schować...

Nie zmienia to faktu, że ludzie giną na traktach. Strażnicy Dróg często znajdują szczątki podróżnych, najczęściej jednak przyczyny ich śmierci są prozaiczne. Napad bandytów czy dzikie zwierzęta - nie potrzeba sług Mrocznych Potęg byś zakończył swój żywot gdzieś pod sosenką, klęcząc na mchu i usilnie próbując wepchnąć do rozprutego brzucha plątaninę własnych jelit.
Ale to nie o tym będzie ta historia...




__________________________________________________ ____




15 Vorhexen, wioska Erzgalgen
5 dni drogi od Talabheim.




Pora roku nie rozpieszczała wędrowców. Po dwóch tygodniach nieustających śnieżyc trakty stały się prawie całkowicie nieprzejezdne, zmuszając do podróży tylko tych najbardziej szalonych i zdesperowanych. Przebijanie się pieszo poprzez hałdy białego puch nie należało do przyjemności: ubrania szybko przemiękały, pokrywając się lodową skorupą, dłonie i stopy kostniały z zimna. Wozy zakopywały się w zaspach, a konie szybko traciły siły.
Szczęśliwcy mogli pozwolić sobie na leniwe spędzanie dni przy kominku, w otoczeniu rodziny i snucie niestworzonych historii dla zabicia czasu. Mniej szczęśliwi umierali z chłodu i głodu, zamieniając się w twarde jak kamień rzeźby, porozsiewane w całym Imperium. Wielkie miasta, wsie, pobocza dróg - zimna wszędzie zbierała obfite żniwa...nie każdego przecież stać na dach nad głową i opał. Nie każdego życie zmuszało do podróży w ten najbardziej parszywy okres w roku.
W chwili, gdy jesteś zbyt przemarznięty by poruszać palcami jakiekolwiek schronienie jest wybawieniem, nieważne jak podłe się okaże. Ważne by nie wiało, nie padało na głowę. Ważne by położyć się do snu na czymś innym niż zamarznięta ziemia i mieć poczucie że rano na pewno się obudzisz.

Erzgalgen nie zasługiwało nawet na miano zapadłej dziury. Położone gdzieś pomiędzy Talagaadem, a Harferfahre nie znajdowało się zapewne na żadnej mapie, gdyż żaden szanujący się kartograf nie zawracałby sobie głowy mieściną tej kategorii. Położone na polanie i otoczone lasem stanowiło jedyne schronienie przed mrozem w promieniu kilku dni podróży. Kilkanaście domów, kowal podkuwający konie i naprawiający narzędzia. Zaraz obok warsztatu kowala stała stara szubienica, teraz na szczęście niczym nie obwieszona. Jedynym wartym uwagi miejscem w osadzie był piętrowy zajazd bez żadnego szyldu, gdzie właściciel podawał mocno chrzczone piwo, przypaloną kaszę i na wpół surowe rzepy, zwęglone z jednej strony. Oprócz wspólnej sali, gdzie za drobną opłatą można było spędzić noc w towarzystwie wszy, pluskiem i innych podróżnych przybytek oferował pokoje nie większe od schowka na miotły w których ledwo mieściły się byle jak sklecone łóżka. Oczywiście robactwo również znajdowało sie na wyposażeniu i zapewne wliczone było w cenę jako nocne atrakcje. W lokalu znajdowało się tylko kilku przejezdnych, siedzących apatycznie przy nieheblowanych stołach i patrzących martwo przed siebie. Nuda, cisza i bezczynność.
Zima...
 

Ostatnio edytowane przez Zombianna : 18-04-2013 o 17:11.
Zombianna jest offline  
Stary 18-04-2013, 23:30   #2
 
Tasselhof's Avatar
 
Reputacja: 1 Tasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputację
Śnieg skuty mrozem aż huczał pod stopami przy każdym stawianym kroku. Jak na przedstawiciela tej najmniejszej rasy, Tass mógł przysiąc że słyszano jego kroki w samym Talabheim. Avro za to, jego czworonożny kompan biegał spokojnie dookoła swego pana, nic nie robiąc sobie z trzaskającego mrozu. Od czasu do czasu pogonił jakiegoś głuchego zająca, który przymarzł na skraju traktu. Halfling z zazdrością spoglądał na swego psa, coraz częściej wyobrażając sobie siebie samego w jego futrze. Minął już równo tydzień od kiedy opuścił Talabheim i zmierzał w kierunku Krainy Zgormadzeń. Tasselhof świetnie zdawał sobie sprawę, że przez zaspy i pogodę zrobił zaledwie może dwie trzecie dystansu jaki normalnie by pokonał w cieplejszych warunkach. Na myśl o tym chęci same odchodziły i miało się ochotę położyć na tym śniegu i pozwolić się przysypać białemu puchowi. I to właśnie niziołek zrobił. Jak długi runął twarzą w śnieg i nie poruszał się przez chwilę. Avro podbiegł do swego pana i obwąchał go, zrobił parę kółek wokół niego po czym położył się na jego plecach.

- Złaź zasrańcu… za ciężki jesteś…

Wymamrotał niziołek, wciąż nie poruszając się. Gdy jednak psina nie posłuchała, resztką sił obrócił się na plecy zwalając z siebie czworonoga. Na niebie gdzie niegdzie poprzez chmury przebijały się pojedyncze gwiazdy. Tass westchnął głośno, czemu towarzyszyło wzbicie się w powietrze obłoczków ciepłego powietrza. Avro pochylił łeb nad swoim panem wlepiając ślepia w jego oczy. Halfling od niechcenia wymamrotał pod nosem.

- Czego chcesz ? Nie mam żarcia jeśli o to ci chodzi… chcesz to zeżryj mnie.

Pies usiadł na śniegu wciąż wpatrując się w Niziołka. Tępe spojrzenie zwierzaka tak podirytowało Greenhilla, że nie wytrzymał i podniósł się. Zgarnął garść śniegu i próbował uformować z niego śnieżkę, jednak przy próbie rzucenia nią w Avro ta rozsypała się w pył, natomiast wiatr zwiał go niziołkowi prosto w twarz. Z rykiem pełnym rządzy mordu i wściekłości Tass rzucił się w koślawym biegu poprzez zaspy za psem, który bez najmniejszego wysiłku co rusz uciekał do przodu świetnie się przy tym bawiąc. Nie zajęło wiele gdy halfling totalnie wyczerpany oparł się o pierwsze lepsze drzewo, przeklinając się za taki głupi sposób tracenie energii. Wtedy też usłyszał dochodzące z oddali ludzkie głosy. A potem coś na dźwięk uderzeń młota w kowadło. Uśmiech szybko wrócił na twarz małego człowieka, który ruszył dalej traktem by po chwili dostrzec pierwsze światła w oddali, przebijające się przez rzednący po woli las.

Cywilizacja, a przynajmniej jej zalążek, na to wyglądała Tassowi miejscowość do której dotarł. Nie mógł sobie jej przypomnieć na żadnej z map, które niegdyś przyszło mu przestudiować, podejrzewał więc iż jest to jedna z tych dziur, o których nie warto wspominać, którymi nie warto zawracać sobie głowy, na widok których jednak serce się raduje w warunkach i sytuacji takiej jak ta. Halfling bez trudu znalazł zajazd, znajdował się tak jak przystało blisko głównego traktu no i był chyba jedynym piętrowym budynkiem w tej mieścinie. Izba od razu wydała się mu potulna i przyjemna, było ciepło, capiło stęchłym alkoholem i niemytymi ludźmi aż nozdrza wykręcało na lewo, a z kuchni dymiło się czymś co przypominało w zapachu kaszę. Tass zapłacił za miejsce przy palenisku po czym położył przy nim swą torbę z ogromnym zawiniątkiem które niósł. Z torby wyjął gruby koc, który rozłożył na podłodze oraz mały pakunek z prowiantem. Avro ułożył się na kocu w ten sam sposób co zawsze. Niziołek również położył się na kocu, kładąc swoją głowę na ciepłym puszystym boku towarzysza. Tak robili już od dawna czy to przy ogniskach czy w izbach takich jak ta, czy nawet gdy przyszło im luksusowo spać na łóżku. Gdy czasami gospodarz nie zgadzał się na wpuszczenie psa pod dach swego dobytku niziołek z niego po prostu rezygnował. Wiedział, że bez Avro nie uśnie. A psina już nie raz gdy spał ustrzegła go w porę przed utratą dobytku i ludźmi, którzy bogacą się tylko wtedy gdy inni biednieją. Tass rozwinął pakunek i wyjął mrożony kawałek placka pszennego, mrożoną kostkę żółtego sera i pętko kiełbasy tak twarde, że spokojnie można nim było zabić. Położył to wszystko na papierku przy palenisku i czekał aż choć trochę rozmarznie, wpatrując się w ogień. Avro zaskomlał.

- Przecież jest zamarznięte baranie…

Avro zaskomlał znów, Halfling westchnął i sięgnął po pętko kiełbasy. Przełamał je sprawiedliwie w połowie choć z problemem i podał jeden kawałek psu. Ten pochwycił go i pochłonął w parę sekund. Tass spojrzał po tym na swój kawałek i zatopił w nim zęby. Przeszyła go przez dziąsła fala takiego zimna i bólu, że natychmiast odłożył kiełbasę z powrotem na papierek przy palenisku i wrócił do obserwowania ognia.

 
__________________
"Dum pugnas, victor es" - powiedziałaś, a ja zacząłem się zmieniać...

Ostatnio edytowane przez Tasselhof : 20-04-2013 o 23:29.
Tasselhof jest offline  
Stary 19-04-2013, 01:22   #3
 
Dhratlach's Avatar
 
Reputacja: 1 Dhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputację
Wchodząc do tej samej karczmy po raz kolejny klął. Drogi były nieprzejezdne, a o samotnym szarżowaniu zasp śnieżnych nawet nie myślał. Drobne polowanie by mu poprawiło humor, ale wiedział że z tego nici w tą pogodę. Trzeba coś jeść do jasnej cholery! Może nawet, by się coś sprzedało temu niedojdzie właścicielowi, a skóry teraz dobre jak by nie patrzeć. Po prostu, robić cokolwiek byleby tylko nie marnować czasu na bezczynne siedzenie.

To już był tydzień od dnia w którym utknął w tej cholernej mieścinie. Z czasu który spędził w zajeździe prawie w ogóle nie widział tubylców. Nie winił ich, piwo było po stokroć chrzczone i samo to tłumaczyło ich nieobecność. Równie mocno co brak dziewek służebnych... albo skurczybyk je chował po kątach, albo nie miały jak dojść przez zaspy z domów. No, została jeszcze córka karczmarza, ale... cóż... powiedzmy, że to nie był jego kawałek sera.
"No żeż.. Ulryk naprawdę się na coś gniewa, że postanowił wszystko skąpać pod białym całunem. Przy odrobinie szczęścia to zielonoskórzy przemarzną na amen razem z inny plugastwem chaosu w głębokich lasach. O Morr'ze wysłuchaj mojej pokornej modlitwy i zabierz ich dusze na wieczne potępienie w tych mroźnych czasach jakie nastały! "

Chociaż pochówek którego dokonał na nieznajomym niecałe dwa dni drogi stąd jak tutaj zmierzał okazał się dochodowy. Nieszczęśnik zamarzł na kość, ale miał trochę srebra w sakiewce, a kowal zgodził się odkupić topór nieszczęśnika. Widocznie Morr łaskawie spojrzał na niego okiem, trzeba będzie ofiarę dziękczynną złożyć i przebłagać Opiekuna Dusz o wybaczenie. Kolejny dzień jak Ulryk opóźnia jego poszukiwania.

Wkroczył swobodnie, szczelnie otulony szerokim płaszczem z kapturem. Topór u pasa, plecak i kusza samopowtarzalna tak można byłoby opisać w skrócie postać skrytą w zazdrośnie utrzymującym ciepło płaszczu. Nie zwlekając powiedział donośnym, lekko zachrypniętym z pragnienia głosem już u progu.
- Jeszcze raz to co nazywasz piwem 'koleżanko' ... - tak rzekł kierując swój krok do jednego ze stolików, zajętych stolików. Czując ciepło kominka który nie poddając się walczył z chłodem roztaczając nikłe ciepło w pomieszczeniu zdjął kaptur i rozpiął nieznacznie płaszcz. Jegomość w czepcu kolczym i najwidoczniej w zbroi łuskowej kontynuował dalej kładąc na blacie brzdęków parę. A kiedy piwo zostało polane i znalazło się cudownie w jego dłoni kontynuował - ...drogi i trakty nieprzejezdne. O lasie nawet nie myślę. W pogodę taką jak ta Morr zabiera kolejnych do swego królestwa, oby zabrał jak najwięcej wśród zielonych...

- Tymczasem zdrowie! Nasze i tych z braci i sióstr naszych co odeszli! - mówiąc to uniósł kufel w górę i z wprawą rozlał jego niewielką część, naparstek, lub dwa jeno na posadzkę, a następnie upił łyk trunku. Może i nie był to najznamienitszy trunek jaki pił... w szynkwasie studenckim nawet lepsze pijał, a tam to było chrzczone... jednak człowiek spragniony nie gardzi tym co się nie psuje tak łatwo w przeciwieństwie do wody w tych zapadłych czasach. No, i na niziołka trzeba będzie mieć oko. Te złodziejskie łapki niskiego rodu znał aż nazbyt dobrze. Przy odrobinie szczęścia zacznie tańczyć na stole... tylko dlaczego... nizioł?

Nie miał nic innego do roboty jak się napić. Zanim znajdą z Ikołaibem to czego szukali to potrwają wieki przy tej pogodzie. Oby pogoda osłabiła ewentualnych adwersarzy. Dwie pieczenie przy jednym ogniu jak to się mawia. Nie zastanawiał się długo, parę wyćwiczonych ruchów rąk i czepiec kolczy znalazł się obok niego na ławie. Nie będzie przecież chodził w nim cały czas, wygodne to nie jest po długich godzinach, a i głowa oddychać musi.
Siedział tak przy piwie, ciemny blondyn o szczupłej posturze. Blada cera pozornie pozbawiona krwi zdawała się być jedną ze śnieżycą panującą na dworze i tylko żywe, głębokie, zielone, wręcz jadeitowe oczy przypominały o wiośnie i lecie. Czasach kiedy jeszcze świeciło ciepłe słońce.
 
Dhratlach jest offline  
Stary 19-04-2013, 16:24   #4
 
Bloodsoul's Avatar
 
Reputacja: 1 Bloodsoul jest na bardzo dobrej drodzeBloodsoul jest na bardzo dobrej drodzeBloodsoul jest na bardzo dobrej drodzeBloodsoul jest na bardzo dobrej drodzeBloodsoul jest na bardzo dobrej drodzeBloodsoul jest na bardzo dobrej drodzeBloodsoul jest na bardzo dobrej drodzeBloodsoul jest na bardzo dobrej drodzeBloodsoul jest na bardzo dobrej drodzeBloodsoul jest na bardzo dobrej drodzeBloodsoul jest na bardzo dobrej drodze
Razem z zakutym w kolczugę Felixem do karczmy wszedł czarnoskóry mężczyzna. Także stacjonujący w Erzgalgen od dobrego tygodnia. Na oko mierzył ponad dwa metry wzrostu i pewnym było, że schylać będzie się pod bardzo niskim, dlań, progiem. Ślepy najwidoczniej nie był i to uczynił. Oczom zebranym w przytułku ukazał się już wspomniany czarnoskóry jegomość, ubrany w grubą skórzaną kurtę, z tobołkiem zarzuconym na plecy, który w rytm ciężkich kroków podskakiwał, brzęcząc i szeleszcząc. Swoimi silnie umięśnionymi ramionami zsunął z czerepu kaptur gdy tylko poczuł ciepło bijące z kominka. Teraz gdy ktoś się uważnie przyjrzał mógł zaznać lekkiego niepokoju. Jegomość miał bielutkie jak świeży śnieg oko. Dokładniej lewe oko. Ponury i tajemniczy wyraz twarzy, starganej paroma bliznami, postura godna wyjadacza arenowego, gladiatora, i bardzo ciężki chód mógł przyprawić o dreszcze. Ludzie zwykli mocno przełykać ślinę przed zagadaniem do niego. Dziewoja przy barze najwidoczniej była innego zdania, zresztą mimo, iż dużo niższa, wydawać by się mogło, że była szersza od czarnoskórego. Przeciwieństwo kobiecości – pomyślał Ikołaib.

Bez szeptów obyć się nie mogło. „Czarnoskóry w tych stronach?”, „małpa”, „dzikus”, „nieokrzesany”, „inny” – mógł tylko zgadywać jakimi oszczerstwami obrzucali w swych głowach nowo-przyjezdni. Wszystko zmieniało się gdy tylko zaczynał mówić.
- Jeszcze raz to co nazywasz piwem 'koleżanko' ... – zagadał jego towarzysz.
- Dla mnie to samo pozhaluysta. – głos jego był ciepły, automatycznie i twarz nabrała pogodniejszego wyrazu. Akcent oraz dziwne słowo jakim posłużył się jednoznacznie oznaczał, że jegomość był z kraju gorzałką płynącego, z Kislevu. Czarny kislevczyk, to ci dopiero nowina.
- Poz.. co? – odpowiedziała ze zdziwieniem dziewoja.
- „Pozhaluysta”, znaczy „proszę” miła pani. – z uśmiechem wytłumaczył Ikołaib, po czym razem z towarzyszem Felixem wzniósł skromny toast za zmarłych. „Niechaj Sigmar troszczy się nimi w swojej świętej mocy.” – dodał cicho niezwykle niskim głosem. Widać było, że baczył na słowa, mówiąc o najświętszym. Czuć było chłód i powagę.

Wydawać by się mogło, iż był bardzo pokorny. Baczył na każde swoje słowo, nie rzucał ich na wiatr. Nie był ironiczny i cyniczny jak jego towarzysz. Mimo to, mieli wspólne interesy i nawet się polubili, przynajmniej tak myślał Ikołaib.

Gawriłow nigdy nie miał prawdziwego przyjaciela. Gdy był młodzieńcem, spędził długie lata w klasztorze. Traktowany był tam z góry i nie było nikogo podobnego wiekiem. W końcu pobyt ten miał być karą oraz refleksją życiową, nauczką. Mimo to, poczuł tam spokój, lecz nie zaznał swawolnej interakcji z kimkolwiek. Owszem, kilkoro mistrzów, podeszłych wiekiem, było dlań momentami życzliwi, mógł porozmawiać o problemach ciążących serce. Lecz była to rozmowa jednostronna, równie dobrze mógł rozmawiać do ściany, lecz wtedy tak nie myślał. Może dlatego zjednał się z Sigmarem.

W swojej wędrówce dotarł nie tak dawno do Wurzen gdzie poznał Grimunda, zwanego Płomiennym, który otarł się o miano przyjaciela. Wszystko skreśliło zniknięcie nauczyciela. Być może Grimund mógłby to wytłumaczyć. Po dziś dzień Ikołaib pluje sobie w brodę i nie może wybaczyć. Łudzi się jednak, że kiedyś go odnajdzie.
 

Ostatnio edytowane przez Bloodsoul : 19-04-2013 o 16:27.
Bloodsoul jest offline  
Stary 19-04-2013, 17:31   #5
AJT
 
AJT's Avatar
 
Reputacja: 1 AJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputację
Przy najbardziej zatłoczonej ławie siedział Herpin von Monteur. Mężczyzna ubrany nienagannie, o długich, ułożonych składnie, włosach, przystrzyżonej dokładnie bródce i tak samo zadbanych wąsach. Określił się on wszystkim, jako wędrowiec spisujący przygody, najlepiej swoje przygody. Nazwisko, jakim się przedstawił, mogło świadczyć iż mężczyzna ten jest stanu szlacheckiego. Z pewnością jednak nie wywyższał się tym faktem. Jak równy z równym, gaworzył z innymi, opowiadał przygody, śmiał się i pił. Z umiarem, ale pił. Widać było, że lubi towarzystwo innych ludzi i nie jest z pewnością typem samotnika.

Co robił więć w takim miejscu? Jak i w inne miejsca na tym świecie przywiodły go jego nogi, oraz chęć poznania. Twierdził, że póki młody i póki może, to będzie wędrował po świecie. Zainteresowanym opowiadał o krainach, w których już był. Chwalił się znajomością języków, które to większość słyszała po raz pierwszy na uszy. Acz kislevskiego, jakim władał jeden z nowoprzybyłych do karczmy, nie znał. Może pozna… Kiedyś na pewno, ale może dane mu będzie i teraz nauczyć się paru słów. Korzystając więc z sytuacji postanowił się przysiąść do gościa z państwa w którym jeszcze nie był. Oczywiście jeśli tylko ten pozwoli.
 
AJT jest offline  
Stary 19-04-2013, 18:04   #6
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
Wioska Erzgalgen, malownicza dziura zasypana śniegiem. Tak nie jeden poeta mógł by ująć jej piękno w kilku słowach. Przez potężne, prawie pół metrowe zaspy przedzierała się postać. Szła powoli, wręcz mozolnie stawiając kroki, chyba nawet trzęsła się z zimna pomimo iż była owinięta w długi, gruby i ciężki płaszcz z zarzuconym kapturem na głowę. Gołym okiem widać było, że barki postaci uginały się pod ciężarem ubrania, gdyż była ona mocno przygarbiona. W końcu doszła do drzwi zajazdu, i otworzyła je. Niezbyt szeroko, jakby ze strachem że ze środka wypadnie jakaś bestia, która ją pożre. Nic takiego się nie stało, więc powoli przekroczyła próg gospody, otrzepując płaszcz z płatków śniegu. Kroki jakie stawiała były niepewne, jakby bała się otoczenia. Mijając ludzi podeszła do ognia, który tlił się w kominku, i stanęła przy nim tak by płomienie mogły ją ogrzać. Istota w końcu zrzuciła kaptur z głowy ukazując wszystkim swoje oblicze. Służąca, która podeszła do niego zapytać co podać, stanęła w bezruchu spoglądając na twarz elfa, bo nim okazał się przybysz. Tuż po chwili zrzucił on z siebie płaszcz, który najwidoczniej od dawna mu ciążył, i wyprostował się. Długie do ramion czerwone włosy, z przodu na końcach pozaplatane w warkoczyki okalały jego pociągłą i atrakcyjną twarz. Z jej lewej strony przyczepiony za końce warkoczy wisiał srebrny wisiorek w kształcie klucza. Elf spoglądał w milczeniu swoimi lekko skośnymi, dużymi srebrnymi ustami a jego kształtne i subtelne usta wygięły się w czułym uśmiechu mówiąc prawie pół-szeptem:

- Tak, grzane wino poproszę - a gdy to mówił to kelnerka zauważyła jego prosty nos i delikatnie wysunięty podbródek, a także podkreślone bakobrodami wystające kości policzkowe.

Po zrzuceniu kożucha, i wyprostowaniu się, można było stwierdzić, że przybysz mierzył ponad 185 centymetrów i był bardzo szczupły, nawet jak na swoją rasę. Ubrany był w szafirową aksamitną koszulę, na której wyhaftowano kontury feniksa. Na to nałożony miał płaszcz w kolorze stalowym długości do kolan. Na plecach miał przewieszony miecz jednoręczny. Dłonie miał chronione przez skórzane rękawiczki, wykonane z gustownego i drogiego materiału. Choć gość zachowywał się niepewnie, to nie utracił nic ze swojej gracji i dumnej postawy. Większość kobiet zwróciła swój wzrok właśnie na niego. Ten jednak nie przejmował się tym tylko podszedł do karczmarza i zamówił ciepłą strawę, z którą udał się do wolnego stolika. Widać było, że nie poszukuje on towarzystwa.
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)
valtharys jest offline  
Stary 19-04-2013, 18:13   #7
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
Jakiś czas temu, Athel Loren

-Czyli jednak odchodzisz...- czarnowłosa elfka zacisnęła zęby z gniewu, który w niej teraz buzował. Rzadko czuła w sobie tak silną gorycz jak tego wieczoru, gdy brat oznajmił jej, że odchodzi z rodzinnego domu w niecnym celu, jakim była zemsta.
-Przecież wiedziałaś, że prędzej czy później to nastanie...- odrzekł z niezwykłym spokojem jakby kompletnie nie przejmując się tym, co teraz czuła jego młodsza siostra.
-Ile razy byłeś w Imperium?! No ile! Trzy? Cztery?- spytała zaciskając pięści.
-Trzy.- odrzekł Earanor.
-No właśnie. Ja byłam tam kilkadziesiąt razy w poselstwie. Mieszkańcy tych krain to ci sami barbarzyńcy, którzy przybyli tam z gór tysiąclecia wstecz. To prostacy i złoczyńcy o czarnych sercach nieodpornych na wpływy zła i chaosu. Gdy tylko cię ujrzą pouciekają do swych chatek, albo od razu zapragną cię spalić na stosie jako symbol gorszych czasów i nadciągających kłopotów.- ostrzegła brata.


-Nie dbam o to. Nie zrezygnuję. Nie teraz, kiedy już wiem coś, co pomoże mi odnaleźć tych zwyrodnialców...- elf podszedł do bukowego biurka, na którym leżał piękny miecz, wykonany przez wuja Earanora. Tuż obok leżał długi, elfi łuk, oraz kołczan ze strzałami. Earanor podniósł ostrze i przyjrzał mu się uważnie jakby widział je pierwszy raz. Jednym, płynnym ruchem wsunął oręż do pochwy u pasa, po czym przysłonił ją swoim długim do łydek, zielonym płaszczem. Kołczan i łuk złapał do ręki po czym podszedł do młodszej siostry i spojrzał jej głęboko w oczy.
-Niechaj blask gwiazd co noc przypomina ci o kochającym bracie.- rzekł chłodno.
-Niech bogowie cię strzegą... - odrzekła spuszczając wzrok. Earanor ruszył powoli w stronę wyjścia z swego domu wysoko na drzewie, kiedy jeszcze raz usłyszał głos siotry.
-Pragnę byś odnalazł spokój dokonując swojej zemsty... Ale bardziej pragnę jeszcze cię ujrzeć.- elf wejrzał na nią przez ramię. Nic nie mówiąc wyszedł...

Kilka dni temu, miasteczko Ravenstein

-Sandra?... Rudowłosa Sandra... Niech pomyślę...- gruby kupiec o wielkim pryszczu na nosie zrobił skonsternowaną minę, drapiąc się przy tym po podbródku. Jego rozmówca, którego twarz profilaktycznie skryta była pod zielonym kapturem stał nieruchomo z rekami założonymi na piersi.
-Chyba nie kojarzę...- wydął usta wzruszając ramionami.
-Para się magią...- rzekł zakapturzony mężczyzna sięgając powoli do sakwy, skąd wyjął złotą monetę, której kupiec jeszcze nigdy na oczy nie widział. Elfie nominały były niezwykle rzadkie i cenione u zbieraczy różnych dziwactw. Kupcowi w momencie zalśniło w oczach blaskiem chciwości.
-Magią powiadasz?... Nie jestem pewien, czy to ta sama o której wspominał mój stary przyjaciel Aaron – właściciel oberży "Rozpędzony rydwan". Jeśli jednak była to ona... To zmierzała do jakiejś wiochy nieopodal Talabheim.

-Nieopodal Talabheim? Zbyt wiele mi to nie mówi... A ponoć jesteś dobrze poinformowany.- burknął rozgoryczony elf.
-Nic więcej nie wiem, klnę się na bogów.- samotny wojownik odwrócił się na pięcie po czym odmaszerował w stronę wyjścia z kramu. Chłodny wiatr uderzył go w twarz zaś obficie spadające z nieba płatki śniegu od razu dostały się pod jego pojemny kaptur.
-Jesteśmy coraz bliżej celu Zefirze...- rzekł do stojącego spokojnie rumaka o brunatnej maści. Silny, zdrowy i zadbany wierzchowiec był jednym z niewielu przyjaciół elfiego łowcy. Elf nie traktował zwierzęcia jako typowego wierzchowca. Często do niego mówił, czestał jego grzywę i ogon, czyścił uszy i dbał o podkowy. W taką pogodę jak ta, kiedy to po za murami miasta śnieg sięgał nawet i pasa, nie męczył zwierzęcia, tylko szedł przed nim prowadząc go za wodze, solidaryzując się z nim w ciężkim marszu poprzez zaspy śnieżne. Nie spieszno mu było nigdzie i dwa dni drogi wędrówki dłużej nie robiło mu różnicy.



Erzgalgen

Drzwi do gospody otworzyły się z irytującym piskiem nienaoliwionych zawiasów. Na tle szalejącech na zewnątrz zamieci ukazał się wysoki i szczupły mężczyzna szczelnie opatulony zielonym płaszczem, z kapturem zarzuconym na głowę. W Imperium ów kaptur zdawał się być niezwykle przydatny. Nie każdy zwykły człek potrafił po ubiorze poznać w nim elfa, zaś gdy ściągał nakrycie głowy był od razu rozpoznawany. Ci bardziej spostrzegawczy mogli dostrzec rożnice dzielące go od zwykłego podróżnika chociazby po pięknym i niespotykanym w byle sklepie łuku, który samotny wędrowiec trzymał w swej prawicy. Swe kroki skierował ku szynkwasowi, gdzie przebywała córa karczmarza, prawdopodobnie pełniąc tutaj rolę zastępstwa pod nieobecność ojca. Jego kroki były ciche i bezszelestne, zupełnie jakby uczył się skradania od samych lisów.
-Pokój.- rzekł z wyniosłością charakterystyczną dla elfów -I klucz.- dodał po czym położył na blacie lady należność w srebrnikach. Było już późno, musiał trochę odpocząć, lecz jego misja była najważniejsza. Nie zamierzał odpuszczać ani na chwilę, tym bardziej, że mógł rozpytać przebywających w karczmie o rudowłosą Sandrę...

Earanor udał się do pustego stolika w rogu gospody, po czym rozsiadł się wygodnie nie podnosząc swego kaptura, spod którego mógł obserwować całe pomieszczenie. Łuk, kołczan i plecak położył obok krzesła, tak by mieć je na oku. Miał zamiar poczekać jeszcze jakiś czas, licząc na to, że w wieczornej porze zejdzie się tu więcej tubylców, którzy mogliby cokolwiek wiedzieć.
Jakież wielkie było jego zdziwienie, gdy niedługo później w gospodzie ukazał się tajemniczy osobnik, który jak się niebawem okazało był niedalekim kuzynem Earanora.
-Elf z Ulthuanu... Tutaj?...- burknął pod nosem niedowierzając własnym oczom. Zbyt szybko się zdemaskował, zbyt szybko ukazał swoją twarz, jakby liczył na to, że mieszkańcy tej wioski padną przed nim na kolana oddając należyty szacunek. Earanor czekał w milczeniu. Czekał aż rudowłosy osobnik rozejrzy się po gospodzie. Kiedy nastąpił ten moment, łowca uniósł lekko dwa palce w powitaniu leśnych elfów, dając kuzynowi od razu do zrozumienia, że nie jest jedynym przedstawicielem prastarej rasy w tym odległym od rodzinnych stron miejscu.
 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!
Nefarius jest offline  
Stary 19-04-2013, 20:30   #8
 
Gob1in's Avatar
 
Reputacja: 1 Gob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputację
Stawiał kroki rozmyślnie nie chcąc, by stopa uwięzła w jakimś niewidocznym pod śniegiem wykrocie, albo norze gryzonia. Ha - zaiste musiałby być to gryzoń wielkości prosiaka, żeby zaopatrzony w cholewy bucior mierzącego ponad dwa metry mężczyzny zdołał się w nim zmieścić. Ale przyzwyczajenie było przyzwyczajeniem.

Jedynie skrzypienie śniegu zdradzało przedzierającą się przez gęstwinę lasu postać. Gabaryty zakutanego w ciężki, nieprzemakalny płaszcz wielkoluda sprawiały, że strząsał z nisko zwisających gałęzi cały zalegający na nich śnieg, dlatego przypominał bardziej śnieżnego demona, niźli człowieka z krwi i kości. Bardziej jednak mężczyznę irytował śnieg złośliwie sypiący mu się za kołnierz.

"No wreszcie" - pomyślał z ulgą, kiedy minął ostatni szpaler drzew docierając w końcu na szczyt pagórka, z którego widać było całe Erzgalgen. Kierując się w jedyne sensowne miejsce rozmyślał nad kolejnym ruchem. Opuszczony na zimę obóz bartników okazał się pusty, a jedyne ślady wokół zostały pozostawione przez leśne zwierzęta, co dokładnie sprawdził. Nie po to tłukł się taki kawał w naprawdę paskudną pogodę, żeby przegapić jakiś mało widoczny trop. Pszczelarz, który opowiedział mu o obozowisku o dzień drogi stąd był pewien, że ponury, wielki mężczyzna zgubi się i zamarznie w głuszy. Sęk w tym, że Magnus nigdy się nie gubił. Póki słońce świeciło i księżyc wschodził, póki rzeki i strumienie płynęły, a drzewa rosły, póty wielkolud był w stanie znaleźć właściwy kierunek. Cóż, mimo wszystko szkoda, że Brunona tam nie było.


Pchnął drzwi. Wraz z nim do środka wdarła się śnieżna zawieja jeszcze bardziej kołysząc tańczącymi w kominku płomieniami. Kiedy wiatr ucichł, przebywający w środku mogli dostrzec zwalistego mężczyznę w średnim wieku, ze zsuniętym z niemal całkowicie łysej czaszki kapturem zniszczonego podróżnego płaszcza. Gdy go rozpiął, sypiąc przy okazji śniegiem dookoła, ukazała się prosta, przypominająca mnisią pocerowana tu i ówdzie szata. Jeśli to był mnich, to musiał chyba uczestniczyć w jakiejś krucjacie, bowiem spod płaszcza dała się również dostrzec spora ilość różnego żelastwa, od miecza począwszy, przez topór i sztylet, na zawiniątku, z którego wystawał koniec łoża kuszy skończywszy.

Osobnik posiadał jeszcze coś przypominające konstrukcją plecak, jednak pojemnością zbliżone raczej do ogromnego worka, którego zawartość gruchnęła z brzękiem o podłogę, gdy zdjął toto ze swoich pleców. Zostawił wszystko tak, jak było - na środku sali i nie oglądając się na nikogo podszedł do szynkwasu. Po chwili wrócił do stosu swoich klamotów, przeżuwając sporą kromkę pieczywa i trzymając pod pachą butelkę gorzałki. Przepchnął wszystko nogą do najbliższego stołu, przy którym usiadł, nie bacząc na ewentualne towarzystwo. Na dużej, zniszczonej przez czas i kapryśną pogodę twarzy zagościło nieskrywane zadowolenie. Dawno nie jadł nic ciepłego...

Kiedy już podano strawę, Viggo raźno zabrał się do rozprawienia z górą żarcia, która przed nim wyrosła. Postronny obserwator miałby wrażenie, że przy tak ogromnym apetycie i nie mniejszym kałdunie przybysza nie potrwa to długo.

W czasie jedzenia mężczyzna przyglądał się przebywającym w izbie. Nie nachalnie, jednak bez śladu zażenowania, gdy ktoś odwzajemnił jego spojrzenie. Na łypnięcie okiem zasłużył sobie pokurcz przy kominku, od szpiczastouchego szybko odwrócił wzrok, gdyż im nie ufał i nie miał z nimi żadnych interesów, za to aż dwoma łypnięciami skwitował obecność czarnego. Gdy czarny się odezwał, Magnus wzniósł swój kubek z przepalanką:
- Zdrastwujtie! - zawołał, wyraźnie przepijając do mężczyzny o dziwnej skórze.
 
__________________
I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee...

Ostatnio edytowane przez Gob1in : 20-04-2013 o 13:05.
Gob1in jest offline  
Stary 20-04-2013, 08:43   #9
 
Mrsanczo's Avatar
 
Reputacja: 1 Mrsanczo wkrótce będzie znanyMrsanczo wkrótce będzie znanyMrsanczo wkrótce będzie znanyMrsanczo wkrótce będzie znanyMrsanczo wkrótce będzie znanyMrsanczo wkrótce będzie znanyMrsanczo wkrótce będzie znanyMrsanczo wkrótce będzie znanyMrsanczo wkrótce będzie znanyMrsanczo wkrótce będzie znanyMrsanczo wkrótce będzie znany
Kakada, bo towarzysze nie znali jej prawdziwego imienia wkroczyła do karczmy ukrywając coś pod płaszczem. Trzymała tam swojego najlepszego przyjaciela, gołąbka. Był bardzo mały i spokojny nie sprawiało żadnego problemu ukrycie go przed oczami wieśniaków w knajpie.



Wygląd Nataszy w skrócie można opisać tak, była niska ruda, piegowata i miała zielone oczy. Posługiwała się magią kręgu światła i kochała boginię Shallya. Nosiła przy sobie zawsze księgę wiedzy tajemnej, kij oraz gołąbka. Krzepka budowa po ojcu pozwalała jej na walkę w zwarciu lecz to nie było dla niej, była zbyt spokojna. Jej powołaniem było niesienie pomoc starym i chorym istotom. Często brano ją za czarownicę i chciano spalić na stosie, powiesić czy ściąć ale przyzwyczaiła się już do głupoty gawiedzi. Zawsze wychodziła z takich kłopotów. O dziwo nawet wrodzona naiwność jeszcze jej nie zabiła. Pochodzenie było dla większości nie znane, wiedzieli tylko że jest z Imperium. Ogólnie rzecz biorąc była dobra i piękna lecz niestety niedostępna. Wydawało się jej że jest tajemnicza lecz taka nie była.

Cała zmarznięta i głodna dziewczyna postanowiła od razu ogrzać się przy palenisku. Rozsiadła się zaraz obok niziołka który jak zwykle bawił się ze swoim psem. Wyciągneła parę kartek i piór. Miała zamiar napisać parę słów o miejscu w którym wylądowała ale po chwili zastanowienia oszczędziła im wstydu. Schowała wszystko jednak do torby. Uśmiechnęła się lekko i odwróciła głowę w stronę ognia. Zastanawiała się nad podróżą w trakcie której była. Już jakiś czas temu mówiła że potrzebuje odpoczynku od tego całego hałasu, a oni jak na złość zatrzymali się w obskurnej karczmie. O swoich ziomkach nie myślała źle lecz czasem wydawało jej się że spowalniają ją i specjalnie denerwują. Nie zmieniało to faktu że lubiła ich i im ufała choć czasem jej podbierali prowiant. Cała ta sytuacja przypominała jej dzieciństwo. Kiedy to ona zajmowała się obowiązkami starszej siostry. Na chwilę przysiadła przy palenisku i poczuła zmęczenie. Jeszcze przez parę minut spoglądała w ogień lecz ... sen zmógł ją momentalnie. Obudziła się po godzinnej drzemce. Nie zginęło jej nic na jej szczęście. Odrzuciła mokry płaszcz na bok. Powoli i z typowym dla siebie uśmieszkiem lecz nadal zmęczona i obolała zwlekła się z podłogi. Była bardzo głodna, więc podeszła do lady. Hej mogę tutaj zjeść coś gorącego ? - zagadnęła – jest tam ktoś ? Zza lady wyłoniła się córka gospodarza i przywitała Kakadę – Witam czarownicę, tak mamy gorące jedzenia ale nie dla takich jak ty, wynoś się! – odwróciła się na pięcie i odeszła. Kakada spojrzała za ladę zdziwiona i zawołała jeszcze raz ale ta nawet się nie odwróciła. Zdenerwowana i pochmurna wędrowna czarodziejka powróciła do paleniska. W tym samym czasie zobaczyła jak Tasselhof zbierał się do snu. Czegoś tak uroczego dawno już nie widziała, a dokładnie od ostatniego postoju. Niziołek wtulił się swojego psa. Było wręcz widać tą więź między psem i jego panem. Ech a ja nadal jestem głodna – zasmuciła się w duchu. Wpadła na pomysł aby poprosić kogoś o pomoc. Znała co poniektórych z imienia. Tasselhof już spał więc nie miała zamiaru go budzić. Poprosiła o pomoc Aslandir av’ Nyrr. Hej – zawołała – no tak ty, choć tu na chwilę. Jest pewna sprawa ta dziewczyna jest strasznie nie uprzejma i nie chce mi sprzedać nic do jedzenia. Mógł byś się przejść i kupić mi dwie misy kaszy ? - poprosiła Kakada okazując walutę.
 
__________________
"Ignorance is bliss." ~ Cypher

Ostatnio edytowane przez Mrsanczo : 21-04-2013 o 21:16.
Mrsanczo jest offline  
Stary 21-04-2013, 21:16   #10
 
Aeshadiv's Avatar
 
Reputacja: 1 Aeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputację
Ostatnim z przybyłych do zajazdu był kolejny elf. Mężczyzna chwilę musiał mocować się z drzwiami, które delikatnie przymarzły. Chwilę szarpania później obecni w karczmie, którzy obrócili głowy w stronę wejścia ujrzeli średniego wzrostu przedstawiciela wyższej rasy. Jego ciemne włosy przysłaniały pokrywające policzki rany. Ubrany w długi do ziemi typowo ludzki płaszcz elf zbliżył się do paleniska ogrzewając zmarznięte dłonie. Totalnie ignorował wszystkie spojrzenia.
-Na bogów...- syknął Earanor -Jeszcze jeden elf? To musi zwiastować coś niesamowitego...- mruknął pod nosem z ogromnym zdziwieniem przyglądając się nowo przybyłemu gościowi w karczmie.
Spostrzegawczy mogli ujrzeć dwie rzucające się w oczy rzeczy, gdy nowoprzybyły podwinął rękawy. Pierwszą z nich był tatuaż w kształcie lisa na przedramieniu. Drugą owinięty bandażem nadgarstek. Ciężko było się nie domyślić jaki mógł być powód opatrunku w tamtym miejscu. Chłodne spojrzenie szaro-niebieskich oczu było skierowane w ogień.
Po dośc długiej chwili Aslandir wstał rozglądając się po oberży. Pierwsze co rzuciło mu się w oczy to spojrzenie innego długouchego. Elf popatrzył się Earanorowi w oczy i nie wydając żadnego dźwięku powiedział w języku eltharin:
- Witaj. - długowieczne elfy z pewnością rozpoznają ruch ust podczas wymowy tego słowa. Jeśli siedzący tutaj nie jest w stanie tego uczynić, to jest z pewnością młodzikiem i nie ma co zawracać sobie nim głowy.
Następnie zbliżył się do lady i zerknął na córkę karczmarza.
- Coś ciepłego, mięsnego i jakiś mocny alkohol.
Kobieta zerknęła w oczy elfowi uśmiechając się delikatnie. Ten nie miał zamiaru okazywać żadnych emocji. Puste spojrzenie odprowadziło córkę oberżysty na zaplecze momentalnie gasząc goszczący na jej twarzy uśmiech. Aslandir westchnął i zatrząsł się delikatnie. Cały czas męczyło go zimno na zewnątrz. Pochodził z południa. Nie był przyzwyczajony do tak niskich temperatur.
Po odebraniu swojego jedzenia usiadł przy wolnym stoliku. Zaczął spokojnie jeść to co było mu podane. Większość kęsów pieczonego mięsa popijał miodem.
Jego posiłek przerwała jakaś dziewucha, która wskazywała na niego palcem i mamrotała coś po Reikspiel.
- Hej! No tak ty, choć tu na chwilę. Jest pewna sprawa ta dziewczyna jest strasznie nieuprzejma i nie chce mi sprzedać nic do jedzenia. Mógł byś się przejść i kupić mi dwie misy kaszy ?
Elf zerknął na rudowłosą i zmierzył ją od dołu do góry. Następnie wziął łyk miodu i zamknął oczy podnosząc głowę do góry. Westchnął i odpowiedział cicho w jej języku:
- Nie.
 
Aeshadiv jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 23:02.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172