Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 05-05-2013, 19:39   #21
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
Atmosfera przestała być tak napięta, jak tuż po świcie, gdy rozbitkowie zaczynali wracać do świata żywych. Ich ciała rozgrzały się już nieco od wysiłku jaki musieli włożyć w szukanie drwa na opał, czy wszystkiego co mogło się przydać w przeżyciu. Zaczęły się pierwsze rozmowy między kompanami. To nie były wymiany poglądów na temat podróży do Norski czy załogi okrętu, jak to miało miejsce podczas przypadkowych rozmów jeszcze w czasie wyprawy. Teraz rozmawiali na poważne tematy. Rany kompanów, obawy, plany i przyszłość. Ta ostatnia była jedną, wielką niewiadomą. Nikt nie mógł przewidzieć jak potoczy się kolejny dzień, kto go doczeka i gdzie wtedy będą. Chwilę przed podpaleniem stosu z zwłokami przytomność odzyskał Starkard z północy. Rosły chłop drżał mimo iż wcześniej przykryto go prowizorycznym posłaniem w postaci koszuli. Drżał jak cała reszta kompanów. Ostatkiem sił podniósł się z pomocą stojącego najbliżej her Altmana, który wartko znalazł się przy nim by dojrzeć jego stanu zdrowia.

Trudno było stwierdzić, co dolegało człekowi. Być może nałykał się zbyt wiele morskiej wody, co w połączeniu z wyziębieniem i ogromnym zmęczeniem poskutkowało swego rodzaju hibernacją organizmu. Mężczyzna usiadł w końcu, lecz sekundę później zwymiotował pod nogi Kondrada.
-Daruj...- burknął po tym jak wytarł ręką suche i spękane usta -Wody...- burknął spoglądając z lekką nutką smutku w stronę Altmana. Ten tylko wzruszył ramionami i wręczył Starkardowi butelkę z resztką grogu. Wielkolud napił się, przepłukał usta i połknął łyk. Na jego twarzy pojawiło się skrzywienie, lecz człek wzdrygnął się i wejrzał na kompanów, którzy już byli gotowi do palenia stosu.
Nagle ich uwagę przykuło wycie wilka, niosące się gdzieś po lesie, który mieli nieopodal obozowiska, za plecami.

Kompani spojrzeli na siebie wzajemnie. Aura tego miejsca była niezwykle złowieszcza. Pierwej nieopadająca od długich godzin mgła, teraz zaś wycie wilka, w biały dzień. Zapadła druzgocąca cisza, tak że w akompaniamencie szumu fal i wiatru, poruszającego koronami drzew, dało się słyszeć wybijające rytm serca rozbitków. Chwilę później na wycie odpowiedziały inne wilki wyjąc gdzieś w różnych częściach lasu, co również zdziwiło towarzyszy. Wszak wilki były stadnymi zwierzami i z zasady trzymały się w kupie.
-Pierdolone futrzaki...- burknął Starkard, gdy nagle zbladł, podobnie jak i reszta kompanów gdy do ich uszu doszły z oddali krzyki i żałosne wycie jakiejś kobiety, która darła się na całe gardło, jakby ktoś ją żywcem ze skóry obdzierał.

-Słyszeliście?!- syknął -W pobliżu ktoś był! Może jest tu jakaś osada?- zastanawiał się na głos, co choć mogło być prawdą nie musiało oznaczać, że to dobrze. Wszak Norska słynęła z licznych barbarzyńskich, pogańskich plemion grabiących i plądrujących wszystko co wejdzie im w drogę. Po chwili do krzyków baby, dołączył jakiś mężczyzna krzyczący coś na cały głos, jednak krzyki docierały z zbyt wielkiej odległości by nawet najbardziej wyczuleni kompani mogli usłyszeć co dokładnie krzyczał człek. Tylko niewielu z grupki rozbitków zauważyło jak na twarzy Arthura pojawił się spory grymas bólu...

 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!
Nefarius jest offline  
Stary 05-05-2013, 20:58   #22
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Hans z ulgą przyjmował ciepło płynące z ogniska, po raz pierwszy odkąd morze wyrzuciło go na brzeg, jego ubrania były w miarę suche a on sam wreszcie przestał doszczętnie trząść się z zimna. Solidna porcja grogu także mu w tym pomogła.

Chwilowo zatrzymał dla siebie podejrzenia, iż miejsce do którego przybyli nie było brzegiem Norski – linia brzegowa była tu zupełnie inaczej ukształtowana, graniczyła z morzem w innym kierunku niż linia brzegowa Norski. Postanowił trzymać to chwilowo w tajemnicy, gdyż tyle było niewiadomych, iż lepiej było, aby wszyscy trzymali się choć kilku pewników – to budowało morale.

Prawdziwą radość przyniosły jednak wycia wilków. W normalnych okolicznościach Hans zapewne nie ucieszył by się z obecności czworonożnych drapieżników. Tym razem jednak fakt ich obecności wskazywał mu jednoznacznie, iż w okolicy musi być woda i pożywienie – co jeszcze przed chwilą wcale nie było takie pewne. Jeszcze bardziej ucieszył się z okrzyków ludzkich – co prawda sygnalizujących zagrożenie, ale świadczących o obecności cywilizacji … nawet te najbardziej prymitywne były lepsze niż nic , kusiły schronieniem, pożywieniem, ocaleniem.

Hans bez większego namysłu, za to z ogromną dozą determinacji, zwołał do towarzyszy sięgając po solidny kawał drąga przygotowany na spalenie.

- Róbcie to co ja, jak ich uratujemy, to jest szansa, że oni uratują nas, a hałasująca grupa z ogniem może odstraszyć wilki.

Na to liczył, taką miał nadzieję, ze obejdzie się bez walki, w końcu wilki nie powinny się rzucać na tak duża grupę ludzi, zazwyczaj atakowały samotne ofiary, oddzielone od stada.
Hans chwycił za jedną z lezących na stercie koszul owiązał ją wokół drąga, oblał porcją grogu po czym podpalił, tworząc pośpiesznie prowizoryczną pochodnie, z wrzaskiem na ustach chwile później ruszył w las , mając nadzieję, że reszta uczyni podobnie. Wiedział, że sam nikomu nie pomoże i stanie się kolejną ofiara wilków, był jednak pewny, że grupa przepłoszy napastników , a w razie potrzeby obroni się przed co bardziej agresywnymi osobnikami stada.
 
Eliasz jest offline  
Stary 05-05-2013, 21:03   #23
VIX
 
VIX's Avatar
 
Reputacja: 1 VIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumny
Sverrisson ucieszył się kiedy zauważył że Starkad odzyskał przytomność. Wyglądało na to że wszystko się jakoś ułoży, a co najwazniejsze, że nikt nie będzie musiał taszczyć rosłego mężczyzny z północy na swych plecach. ~ Często ludziska myślą że krasnolud dobry jest do tachania, czy to skrzyń czy ciał, bo przecie silny, krzepki i krępy to do ciężarów nawykły... że też nikt nie pomyślał że jak taki khazad taszczy takiego człeka dużego co na sześć łokci wzrost ma to musi jego nogami po ziemi ciągnąć. To wygodne nie jest. Ci ludzie. Przeszło przez myśl Helvgrimowi.

Wszyscy ruszyli zgodnie by stos pogrzebowy podpalić. Pochodnię niósł Fredrich, Helv podążał obok przechodu, martwi byli to ludzie i ludzie ich chować będą. Krasnolud poczuł się trochę nie na miejscu, jeśli można tak powiedzieć kiedy jest się niewiadomo gdzie i bez wielkich szans na przeżycie. Wszak była to nieprzyjazna nikomu, poza wyznawcami chaosu i dzikimi plemionami ludzi, Norska. Wycie wilka podsyciło tylko przypuszczenia syna Svergrima. Coś podejrzanego pobliski las skrywał, mieli na to dość dowodów... a teraz jeszcze ten wilk. Helv nie mógł się nie zgodzić ze Starkadem co do wątpliwego szacunku dla wilków i choć zwierzęta to niebezpieczne były to Helv widział się teraz jedzącego wilcze mięso i okrywającego sie pięknym i ciepłym futrem. Jednakże były to tylko wizje wspaniałe a burczenie w brzuchu i ciarki na plecach przypomniały o głodzie i chłodzie.

W momencie kiedy słyszeć się dała cała wataha już wilków, sytuacja zrobiła sie nerwowa. Helvgrim nie spodziewał się tego. Jeden wilk zawył wcześniej, to się zdarza, może o terytorium walczył, ale teraz to już nie przelewki w świńskim korycie. Gdzieś w pobliżu było stado wilków i raczej pokojowo nie były nastawione skoro o tak wczesnej porze postanowiły dać o sobie znać. To wszystko nie wróżyło niczego dobrego. Wilki mogły być głodne i to mogło być przyczyną ich zachowania. Sverrisson nie przejął się jednak tym zbytnio. Byli w silnej, wieloosobowej grupie, której żadna wataha wilków by nie zaatakowała, jeśli oczywiście nie było w to wszystko zaangażowanych ciemnych i magicznych mocy.

Wszystko jednak zmieniło się jak w kalejdoskopie, który Helvgrim raz oglądał na targowisku w Grunheim. Tak nazwał ten przedmiot kupiec który chciał sprzedać cacko za ogromną sumę, a w owej dziwnej tubie, za każdym jej przekręceniem, wszystko się zmieniało i mieniło barwami tęczy... tak wspaniałymi jakich Helv wcześniej nie widział. Tu i teraz jednak wszystko było czarne, szare i w większości za mgłą, a zmieniała się tylko ich sytuacja, ze złej na gorszą, a z tej ostatniej na tragiczną. Wszak stało się to kiedy z pobliskiego lasu doszły ich krzyki kobiety, a w kilka uderzeń serca później, głośne krzyki mężczyzny.

Sverrisson spojrzał po wszystkich i ruszył biegiem w stronę ogniska które płonęło w pobliżu drzew, tego które było w ich prowizorycznym obozie. Stos pogrzebowy nie zapłonął, ale martwi mogli poczekać jeszcze chwilę, nigdzie nie było im śpieszno... przynajmniej nie na tyle by nie móc spróbować pomóc komuś kto może pomóc im wszystkim... żywym znaczy się. Helvgrim biegnąc nie patrzył za siebie, widział jedynie herr Hohenzolerna biegnącego obok. Zaczął zatem głośno mówić, wręcz krzyczeć, tak by ci z tyłu słyszeli dokładnie, jednak poskręcał zdanie dziwnie, trudno było aż je zrozumieć. Reikspel nie był mocną stroną khazada kiedy sytuacja nabierała tempa.

- Wszyscy, za Młodym, biegiem, ratować trzeba, może pomoże nam, może wie ten ktoś gdzie jesteśmy, ten co to pomocy potrzebuje. Helv usłyszał jak grupa ruszyła biegiem za nim. On sam zaś, kiedy podbiegł do ogniska, wziął podniósł szybko płonącą żagiew, spojrzał na towarzyszy i powiedział.

- Weźcie ogień, Hans rację ma, może się przydać jeśli to wilki zaatakowały ludzi, innej broni zresztą nie mamy poza sztyletem Ur'za i włócznią Urlicha. Tu krasnolud spojrzał na wymienionych przez siebie posiadaczy prawdziwej broni i spojrzał na swe buty, niestety, było za późno by je nałożyć... będzie zatem musiał biec boso. Helvgrim ścisnął w dłoni płonący drąg mocniej i poczuł przypływ krasnoludzkiego hartu ducha, zmęczenie odeszło precz... gdyby tylko khazad wiedział że to tymczasowy stan umysłu a nie prawdziwa łaska bogów.

- Razem się trzymajmy, inaczej we mgle zginiemy. Ktoś na plaży zostać musi, przy obozie. Nawoływac nas jak trzeba bedzie, jeśli się zgubimy. My wezwanie ''Purpurowy'', a wasza odezwa to '' Zachód '', tak na plażę uda się może wrócić. Jeśli w opałach to krzyczcie... '' zachód w purpurze ''... wiedzieć będziemy że może wilki na was idą albo że żeście pod mieczem są... nas też się to tyczy. Helvgrim mówił do tych którzy się do drogi szykowali, a wybór hasła był oczywisty w takiej sytuacji. Kto pójdzie a kto zostanie, to już nie leżało w kwestii khazada, on szedł, musiał. Pochodził z północy Norski, a poza tym widział w ciemnościach, to się mogło przydać, nigdy nie wiadomo... ale jednak najważniejsze było to że znał mowę khazadów północy i to mogło pomóc w kontaktach z tubylcami. Oczywiście jeśli byli tu jacyś którzy nie chcieliby złożyć wszystkich rozbitków w ofierze mrocznym bóstwom.
 

Ostatnio edytowane przez VIX : 05-05-2013 o 21:13.
VIX jest offline  
Stary 05-05-2013, 22:16   #24
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Jak na razie Friedrich niewiele miał powodów do zadowolenia.
Żył, to fakt. Miał koszulę na grzbiecie. I całe buty. Ognisko grzało.
No i to było w gruncie rzeczy na tyle.

By podsuszyć ciągle jeszcze wilgotne buty wyciągnął nogi w stronę ogniska. Nie za blisko. Popękana skóra nie wróżyłaby butom zbyt długiego żywota, a szans na zdobycie drugiej pary nie miałby. Nie zdobyłby nic za całe srebro, jakie miał w kieszeni.

Ponownie spojrzał w stronę morza.
Przynajmniej teoretycznie powinny tam być ryby. Ciekawe tylko, jak się do nich dostać. Pewnie nic większego nie podpływało do brzegu, a nawet gdyby zdołali zdobyć jakąś linkę i zrobić żyłkę z jakiegoś gwoździa, to żadnej tratwy, dzięki której mogliby wypłynąć na głębszą wodę sklecić by nie zdołali. Czym? Sztylecikiem? Poza tym - kto zechciałby w tej chwili zejść z brzegu na lichą tratewkę i powierzyć swe życie falom?

Wnet okazało się, że w lesie - prócz mgły - kryją się różne ciekawe rzeczy. Jeśli oczywiście nie mylił ich słuch, bo nie takie efekty potrafił wywołać pierwszy lepszy kuglarz. A mgła dokładała swoje.
Mimo wszystko Młody miał rację - trzeba było sprawdzić, co takiego się dzieje.

Friedrich wstał nie mówiąc ani słowa i wyciągnął z ogniska solidną, dobrze rozpaloną gałąź, a potem ruszył za Hansem.

- Młody, poczekaj! - powiedział. - Kupą idziemy, a nie każdy na własną rękę. Jeszcze coś cię zeżre.
 
Kerm jest offline  
Stary 06-05-2013, 16:53   #25
 
Zormar's Avatar
 
Reputacja: 1 Zormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputację
Urlich nareszcie się ogrzał przy ognisku, a mokre do tej pory jeszcze ubranie zaczęło parować i nie długo potem było już całkowicie suche, więc dawało więcej przyjemnych odczuć niźli tych złych.

W pewnej chwili, gdy własnie Wolfgang podbiegł do nogi swego brata z lasu usłyszał wycie wilka, a następnie kolejne odzewy, ale tym razem najprawdopodobniej całej sfory. Nie oznaczało to niczego dobrego, chodź pewnie można znaleźć jakieś pozytywy w tejże sytuacji, lecz dla niego nie było w tym nic co mogło by mu dodać otuchy, gdyż wilki oznaczają nieprzerwany, wieki gąszcz, a do tego ta mgła jak wyczuwał, nie jest normalną mgłą.

Chwilę potem usłyszeli krzyki kobiety, a moment później mężczyzny. Nie wiadomo niestety było co oni też krzyczeli, ale z samego tonu tegoż wrzasku, czy też wrzasków można było snuć podejrzenie, że nie jest to najpewniej krzyk radości z narodzin dziecka, czy też odnalezienia się dwojga zakochanych, czy z innych głupot, ale z jakiegoś nieszczęścia, które na nich spadło.

Urllich ukradkiem spojrzał na pozostałych, by zobaczyć ich reakcję na to zajście słuchowe, które do nas dotarło. Miał niejasne przeczucie, że zaraz jakiś dobroduszny imbecyl z rozumiem mniejszym od wróbla zaraz zacznie krzyczeć o wyruszaniu na ratunek. Nie pomylił się, gdyż zaraz Hans zwany również młodym zaczął nawoływać ich do ruszenia do lasu, by ratować uciemiężonych i słabych wieśniaków. Po prostu żałosne, jeszcze wpadną na trola, czy inne skurwysyństwo i co wtedy? Dupa.

Młody czarodziej zobaczył, że następni poczęli zrywać się z miejsc i zabierać co większe niedopalone gałęzie.

-Weźcie to...- Rzekł do odchodzących rzucając im włócznię pod nogi.-Wam się przyda bardziej niźli mi, bo tymi waszymi prawie spalonymi badylami nie powalicie nawet wilka jak sądzę, więc chodź trochę żelastwa się wam dam. Dam wam też małą radę, uważajcie w tej mgle ona nie jest zwyczajna.- Powiedział dość tajemniczo, ale na większą miłosierność od Urlicha nie mogli liczyć.

Prawdę mówiąc miał w tym swój interes, gdyż lepiej wysłać kogoś na zwiady niźli samemu się pchać w nieznane, zwłaszcza, jeśli może to być ostatnie co zrobi. Wolał już zostać przy ognisku niż biec na złamanie karku, by wybawić kogoś od tego, co jest nieuniknione, chodź w pewnym sensie odwracalne. Ciekawiło go, też kto zostanie, a kto ruszy jak "młody" na spotkanie z kostuchą, chodź oczywiście mógł się mylić, ale przewidywał, że wszyscy cali nie wrócą, gdyż nigdy nie wracają wszyscy.
 
Zormar jest offline  
Stary 06-05-2013, 19:54   #26
Wiedźmołap
 
wysłannik's Avatar
 
Reputacja: 1 wysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputację
Nie do końca wiadome było czy to już Norska czy nie, ale podobne było z pewnością. Konrad nigdy nie był w samej Norsce ale opowieści od marynarzy nasłuchał się niemało. Surowe wybrzeże, zimne iglaste lasy i góry pokryte śniegiem, wszystko się zgadzało. Na domiar złego las też był surowy dla rozbitków. W najbliższej okolicy Konrad nie mógł znaleźć nic pożywnego - żadnych roślin i owoców. Na całe szczęście udało się rozpalić wystarczający ogień by się ogrzać i wysuszyć ubrania, no i była jeszcze gorzałka, którą Konrad uwielbiał.

Dzień mijał spokojnie, czego się nie spodziewał. Mogło to oznaczać że na tej wyspie żyje naprawdę mało istot, bo nikt pracy im nie przerwał, a przynajmniej do czasu.
Do palenia stosu Altman się nie szykował. Widział że ktoś tam chętny do tego jest, więc to powinno wystarczyć. Zamiast tego jednak zainteresował się budzącym Starkardem.
- Nic się nie stało - odpowiedział Starkardowi gdy ten zwymiotował mu pod stopy i wręczył mu grog.
Wycie wilka nijak zadziałało na Konrada. Bywał w lasach i wiedział że nie ma w tym nic niepokojącego dopóki są na plaży i trzymają się razem. Pewnie całe to wycie Konrad puściłby mimo uszy, gdyby nie nagły krzyk kobiety w lesie, tego się nie spodziewał. Chwilę później krzyk mężczyzny, coś musiało być nie tak.
- Może jest tu jakaś osada ale może być wrogo nastawiona do nas. Powinniśmy uważać tam w lesie. Pójdę z wami by zobaczyć ewentualny stan nieznajomych. - powiedział i wziął kawał palącego się kija.
 
__________________
"Inkwizycja tylko wykonuje obowiązki, jakie na nią nałożono. Strach przed nią jest zbyteczny; nienawiść do niej, to herezja." - Gabriel Angelos, Kapitan 3 Kompanii Krwawych Kruków.

Ostatnio edytowane przez wysłannik : 06-05-2013 o 23:27.
wysłannik jest offline  
Stary 06-05-2013, 22:47   #27
 
SyskaXIII's Avatar
 
Reputacja: 1 SyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnieSyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnieSyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnieSyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnieSyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnieSyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnieSyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnieSyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnieSyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnieSyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnieSyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnie
Valdred siedział przy ognisku starając się nie zwracać na siebie zbytniej uwagi pozostałych rozbitków. Wręcz zdziwił się w momencie, w którym musiał się nikomu tłumaczyć jak to możliwe, że nikt na statku go nie znał. Ale taka sytuacja mu odpowiadała. Teraz miał ciepło i miał picie, a do tego nie był sam na pustkowiu. Wszystko wydawało się, że będzie dobrze.

Gdy usłyszał wycie wilków instynktownie dobył sztyletu schowanego za pasem. Nikt do tej pory nie wiedział, że go ma ale to i dobrze. Jeszcze by się okazało, że był w ładunku, któregoś z nich. W tamtym momencie miał uchwyt przyozdobiony klejnotami, morze jednak nie oszczędziło nawet kawałka metalu i wszystkie drogocenne kamienie poszły na dno zostawiając samo ostrze z uchwytem.

Nie podobał mu się pomysł pomagania nieznajomym w lesie pełnym wilków ale jednak alternatywa była mniej ciekawa. Pozostanie samemu w takim miejscu mogło skończyć się dla Valdreda gorzej niż rozbicie statku.
 
__________________
"Widzieliście go ? Rycerz chędożony! Herbowy! trzy lwy w tarczy! Dwa srają, a trzeci warczy!"
SyskaXIII jest offline  
Stary 08-05-2013, 23:10   #28
 
MrKroffin's Avatar
 
Reputacja: 1 MrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputację
Albrecht grzał ręce przy ognisku. Chociaż na chwilę przeszywające zimno złagodniało. Teraz nareszcie mógł na chwilę odsapnąć i pomyśleć. A było o czym. Norska, nie Norska – bez różnicy. Jeśli Sigmar go tu posłał to musiał mieć tu jakieś zadanie. Być może właśnie ono da mu odkupienie. Rozejrzał się po towarzyszach. W oczy rzucił mu się Arthur. Mężczyzna zdawał się nie kontaktować do końca i chyba morze nie oszczędziło nie tylko jego ciała, ale też rozumu. Albrecht miał nadzieję, że zdrowie psychiczne nie zostało naruszone i jest to tylko przejściowe ogłupienie, bowiem na statku Arthur zrobił na nim dobre wrażenie.

Dalej był Helvgrim. Rycerz nie mógł się nadziwić mu dlaczego nazywał go inaczej niż reszta. Ur’z… nie było to brzydkie, co więcej nawet wpadło w ucho Albrechtowi. Krasnolud zdawał się być personą konkretną i zaradną, a przy tym raczej dobrą, co jak najbardziej stawiało go wysoko w hierarchii tego zbiorowiska. Z krasnoludem znał się też niejaki Hans Hohenzolern – młody chłopak, który podróżował z Helvgrimem. Człowiek całkiem normalny, nie stroniący od towarzystwa, jednak było to jeszcze zbyt mało, aby powiedzieć coś konkretnego o tej postaci.

Kolejną osobą był Konrad Altman. Albrecht go szanował, nie tyle za charakter, który nie był co prawda zły, ale przede wszystkim za pełniony zawód - cyrulik. Ludzie, którzy potrafią leczyć są na wagę złota. Konrad zajmował się wszystkimi chorobami na statku, przycinał brody i włosy, co sprawiało, że żeglarze nie sprawiali już tak mocnego wrażenia braku dbania o siebie na jakimkolwiek poziomie. Albrecht nie był jakimś wypindrzonym paniczykiem, ale uważał, że chociażby dal walorów estetycznych, warto czasem ściąć wielką, krzaczastą brodę. No, chyba że jest się krasnoludem.

Drugi Hans z towarzystwa, zwany też „Buźką”. Dużo czasu spędzał na masztach, wspominał chyba, że to jego pierwsza wyprawa morska. Typowy lekkoduch, ale złego słowa póki rzec na niego nie można było. Dalej – Friedrich Hoffman, utrzymywał że pływał już po morzu, ale na żegludze nie zna się zbytnio. Był w miarę rozmowny, Albrecht zauważył, że nie pije alkoholu, co bardzo spodobało się rycerzowi. O Warrenie nic nie mógł powiedzieć, co więcej, nigdy go nie widział na statku – czyżby płynął na gapę? Gottfried wydawał się być najbardziej podobną do Albrechta postacią na statku. Bogobojny, młody akolita pływający po morzach i dbający o wiarę prostych marynarzy. Taką postawę bardzo pochwalał Albrecht, chociaż Gottfried był wyznawcą Mannana, a nie Sigmara. Nie warto było jednak szukać z nim zwady z tego powodu.

Na koniec tej wyliczanki Albrecht zostawił sobie jedyną osobę z załogi, która budziła w nim niepokój, jedyną osobę, o której nic nie mógł pozytywnego rzec – Ulricha. Był to człowiek, który nie zadawał się z nikim na statku, małomówny, o wątłej budowie ciała, taszczył ze sobą jakąś wiewiórkę czy łasicę, Albrecht nie przyglądał się. Dziwacznego jegomościa omijał szerokim łukiem, zresztą rzeczony młodzian sprawiał wrażenie zirytowanego towarzystwem Albrechta. Kilka razy rycerz zauważył, jak Ulrich mówi do łasicy. Za pierwszym razem sądził, że rozmawia sam ze sobą, później jednak zauważył jak było naprawdę. Nie wiedział co o tym sądzić, stwierdził, że jest to człek szalony, może niespełna rozumu, choć Ulrich nie sprawiał wrażenia głupca. Rycerz postanowił go mieć na oku, modlił się, aby młodzieniec był po prostu szalony, wszak co jeśli… ta wiewióra mu odpowiadała?

Z zamyślenia wyrwał go Gottfried.
- Czy coś cię trapi rycerzu ? - zapytał zmartwiony Gottfried zobaczywszy Niedźwiedzia
który drżał cały i na ziemię padłszy modlić się począł... - Gottfierd kiwnął głową i sam krótką litanię za Niedźwiedzia odmówił prosząc Mannana o ostudzenie lęków rycerza zimnymi bryzami i wypłukaniu niepokojów spokojnymi falami...
- Jeśli chcesz grogu się napij aczkolwiek modlitwa lepsza jest od tego trunku - rzekł Gottfried patrząc z nienawiścią w oczach na alkohol – Alkohol wolę osłabia i nas samych dlatego nigdy nie powinno się go pić , jeżeli do ogrodów Morra przedwcześnie udać się nie zamierzamy. Prostota i jedność to jest siła imperium - powiedział Gottfried przetaczając już ostatniego nagiego trupa w stronę pokaźnej sterty koszulę na bok wcześniej odłożywszy podobnie jak w innych przypadkach.
Albrecht dopiero po skończonej modlitwie obdarzył go spojrzeniem.
- Nie mogę pić alkoholu, złożyłem śluby. - westchnął. – Sigmar wystawia mnie na próbę Gottfriedzie, nie wiem czy jej podołam. Módl się za mnie, bo najbliższa noc może być tragiczna w skutkach. - rozejrzał się po towarzyszach jego niedoli. – Co sądzisz o tym małomównym człowieku imieniem Ulrich? Wydaje mi się jakiś podejrzany.
Też tak uważam - głos zawiesił i po chwili kontynuował - Magia powinna być darem od bogów a nie czystą manipulacją - rzekł Gottfried – Skryty on i tajemniczy jest i do zwierzęcia jakowegoś przemawia na czarnoksiężnika jakowego mi on wygląda , oko a nawet 2 pary oczu na niego mieć powinniśmy skierowane - skończył dłuższą wypowiedź Gottfried...
Pamiętaj że jesteśmy towarzyszami w niedoli ,więc jeżeli masz jakieś problemy nie wstydź się , i tak niewiadomo czy powrócimy do imperium do …. rodzin.... - Gottfried zawiesił głos i otarł łzę z oka – Cóż bym oddał aby matkę lub braci mych raz jeszcze ujrzeć -powiedział Gottfried zbierając Koszule i zanosząc je niedaleko ognia aby wyschły a swoje szaty zakładając skoro już wyschły – Nie martw się Niedźwiedziu czuwać dziś będę.
Albrecht westchnął.
- Na Ulricha uwagę będę zwracał, kto wie czy z demonami się nie kuma, wyczuwam takich na kilometr. - spojrzał na niego z podejrzeniem. - Jeśli nawet przeżyjemy to ja i tak powrócić do domu nie mogę. Chociaż bardzo tęsknie i chciałbym wrócić to moja pokuta jeszcze nie skończona.
Spojrzał na akolitę z powagą w oczach i ściszył głos.
- Widzę, żeś człek prawy. Takiego mi teraz trzeba.
Pokazał mu mały, żelazny kluczyk.
- W nocy... - zawiesił głos. - W nocy muszę skuć sobie ręce kajdanami, a nogi związać liną. Nie pytaj dlaczego. Wieczorem dam ci ten klucz. Będziesz go pilnował jak oka w głowie i chociażbym błagał to przed wschodem słońca mi go nie oddasz. Po zachodzie nie jestem... do końca sobą. Gdy już będzie świtać uwolnisz mnie. Zgadzasz się? Jesteś mi potrzebny, jeżeli odmówisz moze stać się wiele złego.
nie był zadowolony z tego co rzekł, ale musiał o tym komuś powiedzieć. Sytuacja była krytyczna.
Nie obawiaj się - poważnym tonem rzekł Gottfried - dopilnuję abyś w .. zamknięciu pozostał tej nocy , a tajemnicy za cenę wszelką postaram się dopilnować ,khee khe - zakaszlał -chyba że zechcesz się sekretem z innymi podzielić-powiedział akolita usta swe z flegmy ocierając - aczkolwiek lepiej sekret uchować , bowiem nie wszyscy równie prawi są co my - tu głos zawiesił i w stronę maga spojrzał ...
Dziękuję Gottfriedzie. Kamień z serca. - odetchnął z ulgą. - Tajemnicy zaś uchować się nie da. Każdy bowiem zobaczy to dzisiejszej nocy.

Starkad się przebudził i przerwał rozmowę Albrechta i Gottfrieda. Niemalże zaraz potem rozległo się wycie wilka. Rycerz zdziwił się, a jednocześnie uznał to za dobry znak, bo przynajmniej prawdopodobnie, że istnieje tu coś co można by zjeść. Spojrzał na Helvgrima. Może krasnolud miał rację o tym, żeby nie lekceważyć natury? Jego wzrok powędrował na Ulricha. Kto wie, czy demona jakiegoś nie ma w tym swoim pupilu, co gniew Sigmara kieruje na nich? Rozległ się krzyk kobiety. Albrecht wstał.
- Dama w opałach! – powiedział głośno.
Po chwili jeszcze dołączył do krzyczenia głos mężczyzny. Hans chwycił za prowizoryczną pochodnię i ruszył na pomoc nieszczęśnikom. Nie myśląc wiele Albrecht także szybko pochodnię stworzył tak, jak zrobił to jego poprzednik. Samym sztyletem i to pordzewiałym za wiele by nie wskórał. Mimo to sprawdził, czy broń jest na swoim miejscu. Zaczął biec za Hansem. Poganie czy nie poganie – ważne, że ludzie i potrzebują pomocy.
 
MrKroffin jest offline  
Stary 09-05-2013, 01:08   #29
 
Tasselhof's Avatar
 
Reputacja: 1 Tasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputację
Burden był zadowolony, nawet jeśli jedynym co znalazł była przemoczona koszula. Prędko nałożył ją na kark trzęsąc się z zimna. Gdy Hans począł rozdawać butelki z alkoholem i dzielić ich na pary Buźka uśmiechnął się do Arthura, wyciągnął ku niemu butelkę by napił się pierwszy. Jednak mężczyzna wyglądał na zagubionego i nieobecnego. Wyziębienie?
- Arthurze? - Zaczął, chwytając go za ramię.
- Napij się, może Ci pomoże?

Gdzieś z oddali do jego uszu dotarł głos człowieka, którego wszyscy dookoła mianowali Buźką. Brzmiał on dziwnie, jak gdyby dochodził zza grubej skalnej ściany i odbijał się echem w głąb korytarza. Arthur, czy tak właśnie miał na imię? Otworzył zmęczone powieki. Ujrzał wyciągniętą w jego kierunku rękę z flaszką. Dopiero teraz zrozumiał jak bardzo pragnie się napić. Pochwycił z trudem butelkę i przyciągnął ją do swoich ust. Był zbyt słaby by ją utrzymać toteż pozostawała ona w rękach towarzysza. Było mu cholernie zimno. Łapczywie zaczął pić, czego po chwili pożałował. Alkohol był mocny, mężczyzna zakaszlał ciężko parę razy, a łzy napłynęły mu do oczu. W końcu spojrzał na pojącego go i cicho, ledwo dosłyszalnie spytał.
- Kim jest Arthur?

Odpowiedź zbiła Buźkę z tropu. Może jego kompan od flaszki żartował sobie z niego, jak to wiele osób miało w zwyczaju? Spojrzał na niego jeszcze raz. Blady, nieobecny wyraz twarzy. Nie był medykiem ale widział, że coś jest nie tak.
- Ty jesteś Arthur. - Powiedział, wolno dobierając słowa. - Pamiętasz, poznaliśmy się na statku płynącym do Norski. Ja jestem Hans, Buźka dla przyjaciół. I sztorm, sztorm musisz pamiętać!

- Ja jestem Arthur?
Powtórzył mężczyzna tępo wpatrując się pustym wzrokiem we mgłę. Głowa znów zaczynała go boleć, ale gdzieś tam w oddali zaczynały świtać nikłe wspomnienia, statek, sztorm, tego się domyślał. A może to po prostu wyobraźni podpowiadała mu te obrazy. Hans twierdził, że miał na imię Arthur. Dziwne to było uczucie, ale o ile jakoś kojarzył statek, to to imię nie mówiło mu nic i brzmiało dla niego głucho i obco. Spojrzał jeszcze raz na swego rozmówcę i odpowiedział.
- Przepraszam, ale nie pamiętam cię i nie wydaje mi się abyśmy się znali. Nie mam na imię Arthur.

Buźka rozumiał coraz mniej. Otworzył i zamknął usta. Po chwili namysłu spróbował ponownie.
- Rozumiem, choć parę tygodni temu przedstawiłeś się nam właśnie tym imieniem. Pamiętasz cokolwiek? Wiesz kim w takim razie jesteś?

- Nie...
Opowiedział bez chwili namysłu. Sam już niczego nie był pewien. Głowa znów zaczęła go boleć, a powieki ciążyć. Ta krótka konwersacja, a raczej wysiłek jaki w nią wkładał, wyczerpały go do reszty. Tak bardzo chciało mu się spać.

Buźka postanowił więcej nie męczyć rozmówcy, który widocznie był osłabiony po przymusowej kąpieli, jaką przygotował dla nich Mannan. Pociągnął z butelki, wciąż patrząc na Arthura. Oszalał? Stracił pamięć? Jeśli ten stan nie minie, będzie trzeba biedakowi jakoś pomóc.
- Powinieneś odpocząć, wtedy na pewno poczujesz się lepiej. - Powiedział uśmiechając się pogodnie.

Arthur, bo tak rzekomo sam się przedstawił, zdrzemnął się. Któryś z kamratów go wkrótce obudził bowiem stos został ułożony i szykowano się do pochówku nieszczęśników. Mężczyzna żałował drzemki, wcale nie czuł się lepiej, w głowie wciąż mu huczało, nudności nękały jego żołądek i zrobiło mu się jeszcze zimniej niż wcześniej. Cały więc trząsł się z zimna gdy podszedł ogrzać się przy ognisku. Gdy szykowano się już do podpalenia stosu, nagle gdzieś z oddali dotarło do brzegu wycie. Ujadanie, które Arthurowi wydało się tak bardzo znajome. Ból zaatakował nagle i z zaskoczenia. Głowa niemal mu eksplodowała, a takie przynajmniej odniósł wrażenie. Chwycił się za nią oburącz i zacisnął z całych sił zęby w amoku. W ustach po chwili poczuł słodkawy smak krwi. Musiał sobie przegryźć język, nie obchodziło go to jednak, bowiem w tej chwili pragnął skonać. Upadł na kolana, a potem na bok i zwinął się w kłębek na szorstkim piasku wybrzeża. Widział samego siebie, choć nie wyraźnie, klęczącego pod posągiem. Nie był w stanie opisać jego kształtów, ani wielkości choć był pewien iż pomnik wykonany został z kamienia. Chyba się modlił, choć nie mógł być tego w stu procentach pewnym. Coś mu przerwało modlitwę. Odwrócił się by ujrzeć wielkiego i wychudzonego wilka. Wyliniałe zwierze toczyło piane z pyska i warcząc ukazało kły. Sierść na grzbiecie się zjeżyła, a wzrok stworzenia utknął na człowieku.
Arthur wrzasnął głośno. Wizja się rozmyła, niestety nie ludzki ból pozostał. Z kącików jego oczu popłynęły łzy, gdy on zwijał się w konwulsjach.
 
__________________
"Dum pugnas, victor es" - powiedziałaś, a ja zacząłem się zmieniać...
Tasselhof jest offline  
Stary 09-05-2013, 17:46   #30
 
hubix's Avatar
 
Reputacja: 1 hubix nie jest za bardzo znanyhubix nie jest za bardzo znanyhubix nie jest za bardzo znany
Gottfried otulając się swymi szatami
,przed chłodem północy,
doszedł do wniosku że można by spróbować
zrobić tobołek z zebranych koszul.

Nagle usłyszał wycia wilków - i uśmiechnął się
na myśl że skoro są i wilki to może miejscowi czczą Ulryka?
Kiedy na to wpadł, pobladł przypominając
sobie że kapłani Ulryka za innymi bóstwami nie przepadają.....

Zbity z tropu sięgnął po najszerszą koszulę
aby z niej spróbować tobołek jaki zawiązać
i butelki pozbierać aby wodę pitną
-jeśli takową znajdą-
móc ze sobą nośić

Nagle usłyszał krzyk niewiasty jakby ją kto ze skóry obdzierał
i fakty skojarzył...

wycie wilków a chwilę później krzyk niewiasty....
I nagle stłumiony krzyk mężczyzny gdzieś z oddali
i dziwny grymas na twarzy skulonego , jak mu było? Arthura?, Arthura ...

Gottfried czuł iż skoro największą furię Mannana przeżyli , to wilki
ani nic innego co w tych lasach żyło niestraszne im było!
Albowiem czymże są dzikie bestie w porównaniu do gniewu boga mórz?


NIE LĘKAJCIE SIĘ ! -zakrzyknął Gottfried aby wszyscy go usłyszeli
Skoro furię Mannana przeżyliśmy , to i dzikie bestie nam niestraszne!!!!
- Wykrzyczał Gottfried swym kapłańskim głosem
unosząc w górę swą Drewnianą "włócznię"
- o ile takową można by ją nazwać -

ZA IMPERIUM! - krzyknął gotfried
chwytając płonącą na końcu żagiew z ogniska w dłoń lewą
a swą prowizoryczną włócznie w dłoń drugą
i biegiem za krasnoludem się rzucając...
 
__________________
Może się uda....

Ostatnio edytowane przez hubix : 10-05-2013 o 23:01.
hubix jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 13:35.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172