Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 12-06-2013, 13:35   #1
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
[WFRP IIed.] Uciec, ale dokąd?

Uciec, ale dokąd?


Prolog: Dziewczynka



Góra Miłosierdzia, dwa dni drogi na wschód od Ferlangen, 2518 Roku Pańskiego



-Szybko miłościwa pani! Szybko, już się zaczęło!- młoda dziewucha ponaglała starszą kobietę odzianą w białe szaty by przyspieszyła kroku, kiedy obie maszerowały chłodnym i nieprzyjaznym korytarzem. Krzyki rodzącej kobiety raz po raz zagłuszane były przez pioruny rozbrzmiewające złowrogo nad dachem wielkiej świątyni u podnóża Góry Miłosierdza. Eleganckie, lecz zaniedbane gobeliny powiewały niechlujnie przywieszone do gołej cegły klasztoru, targane silnymi podmuchami wiatru, który dostawał się do środka strzelistymi oknami.
-Ojciec Helmut?- spytała starsza kobieta nie budując swego pytania w szczególnie złożone zdanie.
-Zaraz będzie miłościwa pani. Zaraz będzie.- niewiasta mogłaby przysiąc. Kobiety skręciły w mniejszy korytarz by po chwili znaleźć się w wysokiej komnacie o bardzo skromnym wystroju. Jedynym ozdobnym elementem tutaj był obraz białej gołębicy wzbijającej się w powietrze.

Potężny huk pioruna rozniósł się po okolicy przyprawiając bardziej bojaźliwych o dreszcze na plecach. Piorun trzasnął gdzieś niedaleko w większe drzewo z całą pewnością. Targane porywistym wiatrem krople deszczu wpadały regularnie do wnętrza kwatery przez niezabezpieczone okiennicami okno. Tuż pod nim, na kamiennej posadzce zebrała się już mała kałuża.
Nieopodal drzwi do kwatery znajdowało się łoże, na którym leżała młoda, skromnie odziana, ciężarna kobieta.
-Czyste ręczniki, woda i reszta przyrządów?- spytała kapłanka oziębłym tonem.
-Jest wszystko miłościwa pani...- potwierdziła młoda akolitka. Nim jednak dokończyła zdanie krzyk rodzącej niewiasty rozniósł się echem po chłodnych korytarzach klasztoru. Kapłanka pochyliła się nad rozłożonymi nogami brzemiennej kobiety spoglądając bez krzty zażenowania na łono niewiasty.

W tej samej chwili do kwatery wbiegł roztrzęsiony mężczyzna o kruczo-czarnych włosach.
-Długo kazałeś na siebie czekać Helmucie.- starsza kapłanka rzuciła w stronę mężczyzny nawet nań nie spoglądając.
-Tak, tak pani. Karmiłem zwierzęta...- odrzekł prędko.
-Ręce myłeś?-
-Oczywiście miłościwa pani.- odrzekł podkasając rękawy. Mężczyzna uczył się wciąż odbierania porodów, choć właściwie był jednym z niewielu, którym tę czynność powierzano w klasztorze. Człek podszedł do rodzącej kobiety łapiąc ją za dłoń, ta zaś czując wsparcie ścisnęła z całej siły znacznie większą dłoń mężczyzny.
-Jesteś gotowa?- kapłanka rzuciła w stronę rodzącej kobiety.
-Zatem przyj! Przyj!- kolejny krzyk został zagłuszony przez huk pioruna uderzającego gdzieś niedaleko...

2540 Roku Pańskiego, gdzieś na południowy wschód od Karak Kadrim

-Chce odzyskać to co moje...- ponury, gardłowy głos rozniósł się po ruinach niewielkiej warowni, którą lata temu krasnoludy z gór utraciły na rzecz sił chaosu.
-Mówisz panie o dziecku?- wysoki mężczyzna, choć miał ogromny respekt do swego rozmówcy i zważał na ton, nie szczędził słów by dowiedzieć się jak najwięcej.
-Dobrze wiesz, o czym mówię... Jest moja i chcę ją w końcu odzyskać.- odrzekł zdecydowanym tonem.
-Z całym szacunkiem... Lecz, dlaczego sam jej nie poszukasz?-
-Głupcze... Spójrz tylko na mnie. Jak myślisz, czy moje pojawienie się gdziekolwiek w Imperium pozostałoby niezauważone?!- osobnik poirytował się w momencie.
-Wybacz panie. Odszukam dziecko.- odrzekł drugi z rozmówców.
-Świetnie. Spiesz się. Zrób to szybko a nagroda Cię nie minie, o nie...- zapewniał.
-Jak karzesz panie.- mężczyzna pokłonił się nisko, po czym odwrócił się na pięcie i ruszył przed siebie wyobrażając sobie spokojne życie na posiadłości, którą miał zamiar kupić za ogrom złota, którym miał go obsypać aktualny pracodawca...

Eilhart, jakiś czas temu


-Bransoleta?- Skerif mimowolnie spojrzał na ozdobę, którą nosił na przedramieniu -Dla Hargena powiadasz...- brodaty skryba przełknął ślinę i zamyślił się na chwilę, po czym podniósł swój wzrok na Helvgrima i przytaknął mu głową.
-Dam Ci bransolete, jednak nim kroki swe skierujesz z powrotem do Karak – Azgal udasz się w inne miejsce i wyświadczysz przysługę memu staremu przyjacielowi. Misja to nie trudna będzie, a i pewnie złotem Cię wynagrodzi.- rzekł Skerif siadając przy okrągłym, dębowym stole, przystosowanym do krasnoludzkich standardów. Brodacz odkorkował szklaną flaszę i nalał z niej wina do dwóch pucharów, jeden podsuwając Helvgrimowi. Gość skryby zwilżył usta z uznaniem przełykając wino.
-Nazywa się Helmut i jest przeorem w klasztorze Bogini Współczucia zbudowanego u podnóża Góry Miłosierdzia, na wschód od miasteczka Ferlangen w Ostlandzie. Helmut prosi by przetransportować młodą akolitkę do Fortu Schippel.- rzekł khazad.

-To po drugiej stronie gór. Tam akolitkę ktoś odbierze i popłynie z nią w dół rzeki w dalszą drogę. Wiem, że sporo od Ciebie wymagam, lecz Helmut od jakiegoś czasu prosi bym wysłał do niego najemników z miasta, gdyż sam nie ma zbyt wiele czasu na ich poszukiwanie.- rzekł skryba, po czym ściągnął z przedramienia bransoletę wręczając ją brodaczowi -Kiedy już to załatwisz udaj się prosto do Karak Azgal i wręcz to Hargenowi.- skryba położył dłoń na ramieniu Helvgrima.
-Góry możesz obejść, jednak istnieje podziemne przejście, jednak by je pokonać powinieneś znaleźć przewodnika. Kogoś kto zna się na grotach i pieczarach. Znasz kogoś takiego, czy odszukać dla Ciebie przewodnika?- skryba uniósł brew spoglądając na gościa. Helvgrim tylko lekko się uśmiechnął. Znał jednego Grotołaza, który nadawałby się do tego zadania lepiej niż ktokolwiek inny...

Góra Miłosierdzia, Klasztor Shallyi. Dzisiaj


Odnalezienie Tupika nie było prostym zadaniem, lecz kto mógł się tym lepiej zająć jak nie krasnoludzki goniec? Niziołek od jakiegoś czasu szukał dla siebie miejsca, oraz fuchy, dzięki której mógłby zarobić kilka złotych monet. Gdy pojawiła się okazja pracy z starym znajomym poszedł na to bez zastanowienia, a że misja zdawała się być dość prosta i opłacalna przystał na warunki Helvgrima z przyjemnością. Pod bramami klasztoru znaleźli się wczesnym południem. Budynek sprawiał wrażenie skromnej budowli, otoczonej niskim i łatwym do przeskoczenia, kamiennym murem. Stalowa brama była dość licha i raczej znajdowała się tutaj tylko dla zasady niż jakiejkolwiek ochrony. Nikt jej nie pilnował, więc dwójka kompanów weszła na teren klasztoru czując się jak u siebie. Co prawda, żaden z nich nie czuł szczególnej więzi z klerem Shalyi, lecz oboje dobrze wiedzieli, że gdyby nastała taka potrzeba otrzymali by pomoc od tutejszych kapłanów bez większego problemu.

Teren za murem był dość spory, jednak zdecydowana większość była dobrze zagospodarowana. Na niewielkiej części pod samym budynkiem znajdował się plac, gdzie hodowlane ptactwo dziobało suche ziarno, które rozsypywała młoda dziewucha. Kawałek dalej pasły się dwie kozy i krowa, zaś reszta terenu porośnięta była to winnymi latoroślami, to warzywami a najwięcej miejsca zajmował teren sadu, gdzie rosły jabłka. Dwójka mężczyzn skierowała swe kroki w stronę młodej niewiasty, karmiącej kury. Ta już wcześniej dostrzegła gości i ruszyła im na przeciw. Miała długie jasne włosy sięgające pasa, zaś twarz jej była młoda, ale zmęczona ciężką pracą i wysiłkiem fizycznym, który należał do obowiązków każdego z mieszkańców klasztoru.
-Pewnie szukacie Helmuta?- spytała przyjaznym tonem uśmiechając się ciepło -Pójdźcie za mną, lecz jeśliście łaskawi zostawcie oręż swój tutaj, niechaj sieroty nie widzą. Pragniemy chronić je przed twardymi zasadami panującymi za murem klasztoru.- poprosiła.

Mężczyźni udali się za niewiastą do wnętrza budynku. Skromne korytarze były dokładnie pozamiatane, zaś jedynymi ozdobami tutaj zdawały się być obrazy malowane przez kogoś o średnim talencie. Być może wystrojem zajmowali się osobiście mieszkańcy klasztoru, kto to wie.
Kobieta doprowadziła mężczyzn na pierwsze piętro, przed drewniane drzwi z symbolem białej gołębicy nad żeliwną kołatką.
-Mistrzu Helmucie... Goście przybyli.- rzekła potulnie stukając w kołatkę chwilę wcześniej. Po chwili za drzwiami dało usłyszeć się kroki i drzwi otworzyły się na oścież.
-Panowie do mistrza.- rzekła po czym pożegnała mężczyzn ciepłym uśmiechem i odeszła. Helmut był wysokim mężczyzną przed pięćdziesięcioma wiosnami. Miał na sobie skromną, brązową togę. Spore zakola na głowie świadczyły iż mężczyzna musiał mieć sporo zmartwień.
-Niechaj miłościwa pani rozświetla wam drogi, gdziekolwiek się nie udacie.- powitał ich, po czym wpuścił do wnętrza skromnej celi. Zbite z nieoheblowanych desek łóżko było jednym z trzech mebli tutaj, obok biurka i skromnej biblioteczki.
-Cóż was sprowadza na Górę Miłosierdzia?- spytał lejąc do drewnianych kubków wodę z karafki.

 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!

Ostatnio edytowane przez Nefarius : 12-06-2013 o 13:37.
Nefarius jest offline  
Stary 15-06-2013, 01:38   #2
VIX
 
VIX's Avatar
 
Reputacja: 1 VIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumny
Helvgrim spojrzał na bransoletę uważnie. Pięknie zdobiona stal z trzema osadzonymi w niej jadeitowymi oczyma. Zważył ją... dotykał z największym namaszczeniem... przystawił do oka, spoglądał... powąchał stal. Poczuł zapach ziemi, stali, miedzi, krwi, potu Skerifa... ten przedmiot miał ogromną wartość dla Hargena... ale co tam Hargen. Bransoleta była ważna dla Hjontinda Kamiennej Tarczy, dla całego Durazthrung Kalan. Helvgrim czuł w głowie jak krew mu buzuje, zrobiło mu się gorąco... nie wiedział co ma zrobić. Podziękować, zbesztać Skerifa za to że oddaje ją tak późno, założyć na przedramię czy schować do torby? Odpowiedzi jasnej nie było. Postanowił ją założyć, było to dziwne uczucie. Przyszłość klanu zawierała się w tej jednej, zdobionej sztuce biżuteri.

- Wiesz jak długo cię szukałem? Zapytał Sverrisson i od razu dał odpowiedź. - Siedemnaście lat... siedemnaście lat tułaczki i wojen, głodu i znoju, deszczu i chłodu... nieopisanej ilości wydanego złota i listów do thane'a Hjontinda.

- I co teraz... co chcesz przez to powiedzieć, że to moja wina? Przecież bransoleta potrzebna bedzie dopiero za wiele lat, kto wie, może sto lat upłynąć do tego czasu kiedy osadzimy ją w Urkhaz. Skerifowi nawet brew nie drgnęła kiedy to mówił, spokojnie napełniał naczynia doskonałym winem.

- Wiem. Masz mnie za głupca? Przecież wiem że to jeszcze szmat czasu do ... do... zresztą. Chciałem powiedzieć że było warto... całe siedemnaście lat, było warto. Masz wdzięczność moją i klanu Kamiennej Tarczy. Kiedy wrócisz do Azgal, przywitają cię jak bohatera, wiesz? Mówił Helvgrim.

- Ja nie wracam. Pokiwał smutno głową Skerif Gunnarsson. - Tam nie ma już dla mnie miejsca. Na razie zostanę tu, w Eilhart. Później zobaczę, ale będę chciał wrócić na północ, do naszych twierdz. Ty też powinieneś, tam jest twój dom, tak jak i mój. Linia Torvala należy do Korony Świata... Norsca to nasz dom.

- To prawda. Wzrok Sverrissona zrobił się szklisty. - Jednak na mnie jeszcze nie czas. Obiecałem że odnajdę ojca i zrobię to choćbym miał polec lub znaleźć jedynie jego kości. Ciebie szukałem tyle lat. Zacząłem w Eilhart i po takim czasie tu cię odnalazłem. Wychodzi na to że mogłem te siedemnaście lat tu przeczekać, a tak to zwędrowałem całą tę ludzką krainę. Obaj khazadzi uśmiechneli się. - Jeśli ojca będę miał szukać nawet i dwieście lat to zrobię to, nie spocznę. Uśmiechy zamieniły się w ponure grymasy na twarzach obu wojowników z północy, po słowach Helvgrima.

- Rozumiem i doceniam. Zapiszesz się w kronikach Azkarh, wiesz o tym? Gunnarsson mówił całkiem poważnie. - Kiedy skończysz co zamierzyłeś, wróć do Eilhart, odnajdź mój dom, jeśli tu jeszcze będę to przysięgam że pokażę ci rzeczy o których słyszałeś jedynie od swego ojca i wujostwa. Jeśli mnie nie zastaniesz, to odnajdziesz to co ci tu zostawię... ale musisz być na to gotowy, inaczej tego nie znajdziesz. Zostawię znaki. Słowa Skerifa były tajemnicze.

- Pokój na twój dom Gunnarssonie. Panie i Mistrzu Wy... zaczął mówić Helvgrim.

- Daj spokój, przestań. Gunnarsson przerwał wypowiedź Sverrissona, mocnym i stanowczym głosem. - Posłuchaj lepiej o tym zadaniu które dla ciebie mam. Jest to dla mnie ważne, dlatego musisz się skupić. Przyjaźń zawiera się w tym o czym ci powiem.

- Dobrze Gunnarssonie. Zrobię jak mówisz. Wysłucham cię i wyruszę by dopełnić tego co nakazujesz. Zanim odejdę opowiem ci jeszcze o mej przysiędze. Postanowiłem tchnąć duszę w stal i stworzyć dzieci Valay'i... będę do tego potrzebował twej rady, twej wiedzy. Helvgrim wyjął z torby płócienne zawiniątko i zaczął je odpakowywać.

Skerfi otworzył oczy ze zdumienia i odstawił kielich z winem. - Porywasz się na coś Helvgrimie co udało się tak nielicznym że zmieściliby się wszyscy w tym domu... ale kto wie... kto wie. Opowiedz jak zacząłeś i gdzie... mów dokładnie, każdy szczegół jest ważny.

- Było to tak. Lat temu czterdzieści i cztery jak zeszliśmy z Urvak' do osady Vargów i podjeliśmy ich wyrób z naszej stali... Helvgrim zaczął opowieść, taką która trwać miała jeszcze przez wiele, wiele godzin. Opowieść która prowadzić miała do stworzenia czegoś o czym słyszano tylko w krasnoludzkich legendach. Do stali która miała duszę i rodzinę.

***

Po odnalezieniu Tupika von Goldenzungena w okolicach Marienburga, co wcale nie było łatwe, obaj ruszyli do Ostlandu. Najpierw rzeką Beck, a potem Reikiem. W połowie drogi do Altdorfu opuścili wodny szlak i wkrótce znaleźli się na ziemiach Hochlandu. Droga do Ferlangen trwała prawie cztery tygodnie, wliczając w to czas jakiego potrzebowali by oczekiwać karawan podróżnych kupców, a kiedy wędrowali sami, robili to pieszo. Droga choć długa i żmudna, została pokonana w ciszy i spokoju. Tu i ówdzie podróżni ostrzegali Helva i Tupika o niebezpieczeństwach czyhających na trakcie, ale ani khazad, ani halfing, nie przejmowali się tym, wiedzieli że muszą podróżować i dotrzeć do klasztoru Bogini Współczucia jak najszybciej. Czasu było mało, a oni i tak byli już prawie spóźnieni.

Krasnoludem kierowało poczucie obowiązku, zresztą jak zwykle w jego dotychczasowym życiu, nie pamiętał już kiedy robił coś dla przyjemności, pewnie było to dalej niż trzydziesci lat temu. Co kierowało Grotołazem, trudno powiedzieć, ale może chęć zysku lub przygody... ten niski jegomość, znany od lat synowi Svergrima, ciągle potrafił zaskoczyć swymi decyzjami i elokwencją. Niziołek nosił krasnoludzki miecz i zasłużył sobie na miano przyjaciela Helvgrima, to wystarczało by iść z nim, ramię w ramię na szlaku. Do tego herr Tupik był wygadany, a i Helv lubił rozmawiać, zupełnie nie jak większość khazadów, mało kto wiedział że Sverrisson pochodził z rodziny o kapłańskich korzeniach, a tam słowo ważne było na równi ze stalą. Zatem tych dwóch śmiałków przypadło sobie do gustu i w rozmowie, i w czynie, ale i podobny mieli gust kulinarny. Helvgrim lubił dobre potrawy, ale po prawdzie zjadł by wszystko. To dzięki Tupikowi poznał wiele różnych smaków i doceniał dobre, stare wino czy bretońskie przysmaki... niby nic, niby wiedza nie warta świeczki... a jednak, każdy musi jeść, a jeść każdy chce, kiedy widzi frykasy przygotowane przez von Goldenzungena. Miłość do wojaczki, do przygody, do złota i chwały... i do kuchni. Czego można było więcej chcieć by nawiązała się prawdziwa przyjaźń? Zupełnie niczego... to wystarczało i wprowadzało wesoły nastrój pomiędzy kamratów. Z takimi właśnie, pogodnymi nastrojami, obaj przekroczyli bramy klasztoru Shallyi, kilka staj na wschód od Ferlangen. Był to rok Drum - Daar 5586, wedle krasnoludzkiego kalendarza... tak przynajmniej myślał Helv... nie miał wieści od braci z Ungrim, nie wiedział czy nowa dynastia nie zajęła już tronu na ziemiach Ejsgardu... na razie ród Kadraka Drumgirssona i Olfeny Daarajðottir były u władzy... w to przynajmniej wierzył Helvgrim, tak było kiedy opuszczał Azkarh, ponad dwadzieścia lat temu.

***

Młoda kobieta która przywitała obu podróżników, wydawała się miła... zatem khazad darował jej słów pogardy w stosunku do murów i słabowitej bramy, aż dziw brał że zwierzoludzie nie wybili jeszcze tu wszystkich do nogi. Kiedy kobieta zaproponowała by złożyć broń, Sverrisson spojrzał na Goldenzungena i zastanowił się, myślał chwilę głaszcząc swą rozpuszczoną i długą, blond brodę... w końcu postanowił oddać broń. Wyjął topór ze skórzanego froga, który przytroczony był do pasa i ucałował błękitne ostrze... po czym oddał zdziwionej kobiecie, nie tłumaczył niczego. Po chwili wznowili pochód. Krasnolud z zaciekawieniem obserwował wnętrze klasztoru, choć proste i toporne, to podobało mu się takie... bez nadmiaru kolorytu, bez fikuśnych kształtów i ozdób, ot prosto i szczerze, z przesłaniem dla wyobraźni, a nie oczu. Droga nie trwała długo, nie dłużej jak wypicie duszkiem kufla przedniego piwa. Wkroczyli do komnaty człeka o imieniu Helmut, który był mistrzem zakonu, a i przyjacielem Skerifa, zatem i przyjacielem Helvgrima, zasadniczość była prosta. Na radosne przywitanie ze strony zakonnika, khazad odpowiedział krótkim. - ... i tobie niech nie szczędzi światła. Bądź pozdrowiony przyjacielu Skerifa Gunnarssona.

- Jestem Helvgrim spadkobierca krwi Svergrima i syn Kapłanów Żelaza. przedstawił się krasnolud. Helv nie chciał mówić za Tupika, wiedział że niziołek sam będzie miał wiele do powiedzenia, a przynajmniej sam się przedstawi, to było pewne.

- Przychodzimy z Eilhart. Wędrowaliśmy od pełni do pełni księżyca by się z tobą spotkać herr Helmucie. Przybywamy za prośbą Gunnarssona, który jest drogi mej duszy, jako kamrat i nauczyciel... i za jego, Gunnarssona, poręczeniem mamy ci pomóc w twym trudzie by przejść przez góry do Fortu Schippel... ale we trójkę, jak nam wiadomo. Helvgrim zrobił krótką pauzę i wysunął prawe przedramie przed siebie mówiąc.

- Jeśli znasz tę bransoletę to wiesz że prawda z mych ust płynie. Opowiedz nam zatem drogi przyjacielu Skerifa, co to za zadanie dokładnie, kim jest ta która będzie przez nas strzeżona? Sverrisson podszedł do biurka, wziął i wychylił wodę z kubka prosto w gardziel, do dna... smakowała doskonale... wszystko smakuje doskonale po tygodniach wędrówki i osiągnięciu celu, wreszcie.
 

Ostatnio edytowane przez VIX : 15-06-2013 o 01:42.
VIX jest offline  
Stary 16-06-2013, 01:13   #3
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Tupik dawno się tak nie radował, jak na widok starego kamrata, przyjaciela, towarzysza broni Helvgrima. Jak za dawnych czasów najpierw popili a później wymieniali się opowieściami o własnych przeżyciach. Mieli ich tak wiele, iż nie potrzebowali bajać o przygodach doświadczanych przez bohaterów opiewanych w legendach, z nie jednej ich przygody można było baśnie pisać i kto wie, może kiedyś pióro Tupika von Goldenzungena zanurzy się w tym temacie?

Rad był z powrotu Helvgrima i z dodatkowej przygody która na nich czekała. Jedną z sprzeczności mieszących się w małym ciałku halflinga był fakt, iż harował jak osioł, kombinował jak pies łaszący się o przysmak i starał niczym kot omijający bacznie kałuże, aby tylko wymościć sobie jakieś spokojne gniazdko i obwarować je murem, fosą i znajomościami. Lecz gdy tylko zbliżył się do wspomnianego celu, nie mógł w nim zbyt długo usiedzieć, gdyż zwyczajnie go nosiło. Jego ciekawość w końcu przeważała jego lenistwo, gdy do tego dodać możliwość uczynienia trochę dobra na tym świecie, nie musiał się wcale zastanawiać. O zapłacie nawet nie chciał słyszeć i dziękował krasnoludowi za to, iż o nim nie zapomniał oraz dał możliwość łażenia w podziemiach. Już samo to było nagrodą wartą wysiłku i drogi, za podobne wyprawy nie jednemu musiałby słono płacić. Zresztą od przyjaciół po prostu nie mógł brać pieniędzy to było poza dyskusją, każda moneta wzięta za pomoc przyjacielowi parzyłaby go niemal tak, jakby świeżo z pieca wyjęta była.

Gdy po którejś kolejce dzbana z piwem doszli w końcu do ugody iż zapłatą będzie możliwość penetrowania podziemnych krasnoludzkich przejść, obojgu więcej do szczęścia nic nie było trzeba... No może poza kiełbaską maczaną w sosie purpumel, wraz z sałatką di grimme, oraz winem La to de fus... Właściwie to tylko halfling miał takie życzenia z których dwa pierwsze mógł od ręki zaspokoić a wino, kto wie, może znajdzie się w klasztorze, te zwykle słynęły z swoich winnic...

***

Zanim jeszcze doszli do kobiety pracującej przy klasztorze oczy Tupika spoczęły na jabłuszkach rosnących w sadzie , wiedział, że jego kuc „Skała” także ma na nie ochotę. Ledwo się mógł skoncentrować na rozmowie z niewiastą gdyż jego wzrok co chwila leciał w kierunku jabłuszek , a winorośl nie polepszała sprawy w myślach kiełkując tylko jednym słowem „ La to de fus” , na które miał ochotę od kilku tygodni przynajmniej i która to ochota wcale nie ubywała z biegiem czasu. Tak naprawdę zaspokoiłby swoje pragnienie zwykłym jabłecznikiem gdyby tylko był dobrze przyrządzony. A o takiego w przydrożnych karczmach było trudno. Poszukiwanie w karczmach trunków które mogły sprostać halflińskiemu podniebieniu, przypominało szukanie trufli na polach kukurydzy... bez wytresowanej do tego świni, mówiąc krótko i prosto graniczyło z cudem. Klasztor jednak stwarzał zupełnie nowe możliwości, zwłaszcza taki który sam hodował winogrona...

-Niechaj miłościwa pani rozświetla wam drogi, gdziekolwiek się nie udacie.
- i tobie niech nie szczędzi światła. -odrzekł Helvgrim
- Ani wina.

Dodał pośpiesznie halfling wtrącając się w wypowiedź Helvgrima. Zwyczajnie nie mogąc się opanować.

Potem już grzecznie słuchał rozmowy, przynajmniej do czasu, gdy krasnolud skończył, Tupik skłonił się i popędził w kierunku jabłek, zrywając kilka najokazalszych, a właściwie strącając je z procy, wrócił i podzielił się nimi z krasnoludem oraz kucem.

Na zdziwione spojrzenie kapłanki stwierdził cicho, udając przy tym lekkie zasłabnięcie
- Nie dojadaliśmy od wielu dni – co było szczerą prawdą zważywszy na resztki pozostawione w naczyniach przepełnionych żarciem – a także spragnieni jesteśmy, zwłaszcza trunków szlachetnych … na poprawę krążenia krwi rzecz jasna.
Taa suto zakrapiane imprezy w drodze potrafiły rozstroić nie jeden organizm, zwłaszcza, że były tanie i w dużych ilościach. Tupikowi naprawdę brakowało czegoś mocniejszego i szlachetnego, ot wina na ten przykład składowanego przez lata w spiżarni...
 
Eliasz jest offline  
Stary 17-06-2013, 20:40   #4
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
Przeor uśmiechnął się życzliwie zarówno do jednego z mężczyzn jak i drugiego. Był świadomy, że choć oboje byli niskiego wzrostu, to jednak duchem mogliby śmiało mierzyć się z armiami przeciwników. Człek w jego wieku, z takim bagażem doświadczeń życiowych dostrzegał takie rzeczy u innych, przynajmniej takie odnosiło się wrażenie patrząc w jego starzejące się, lecz wciąż bystre oczy.
-Rad jestem, że tak zacni mężowie jak wy, stawili się do tej misji. Droga będzie bardzo niebezpieczna. Nie mam pojęcia, jakie zagrożenia mogą spotkać Was w podziemnych tunelach pod Górami Środkowymi. Będziecie również musieli przejść przez kawałek Lasu Drakwald, zatem możecie spotkać gobliny, ale i dużo gorsze przeciwności...- wyjaśnił z zmartwioną miną.
-To mała dziewczynka o ogromnym, dobrym sercu. Jej matka była zwykłą żebraczką na ulicy, która kilkanaście lat temu przybyła tutaj z Ferlangen błagając nas o pomoc przy porodzie i opiekę nad dzieckiem...- rzekł ze spokojem spoglądając na chwilę w wąskie okno, jakby chciał sobie lepiej przypomnieć.

-Nieszczęsna zmarła przy narodzinach. Dzieckiem się zaopiekowaliśmy. Nie wykazywała w sobie żadnych nadzwyczajnych cech, do niedawna. Otóż, jakieś pół roku temu trafił do nas człek chory na zieloną ospę. Nie dawaliśmy mu nadziei na więcej niż trzy dni życia. Amelia, wkradła się do celi, w której dogorywał nieszczęśnik, drugiego wieczoru jego pobytu tutaj. Mała modliła się całą noc aż nie znaleźliśmy jej przed świtem, gdy jedna z naszych sióstr chciała sprawdzić stan chorego.- rzekł spoglądając z powrotem na dwójkę gości.
-Początkowo przeraziliśmy się, że Amelia zachoruje na ospę. Byłoby to wielkie nieszczęście...- zamyślił się na chwilę.
-Zabroniliśmy jej tam przychodzić, jednak ona mimo próśb i nakazów co noc wymykała się z celi i przychodziła modlić się do celi tamtego chorego...- pokręcił głową jakby nie dowierzał.
-Po dwóch tygodniach człek opuścił nasz klasztor zdrów jak ryba... Dostrzegłem w tym ingerencje samej Shallyi, która być może spojrzała łaskawym okiem na modlitwy Amelii...-

Mężczyzna na chwilę zamilknął dając kompanom czas na przyswojenie informacji, które chwilę wcześniej usłyszeli.
-Tak, podejrzewam, że to dziecko miało wpływ na cud, którego osobiście byłem świadkiem.- rzekł po chwili.
-Pragnę byście odnaleźli w Forcie Schippel kapłana o imieniu Arnold. Przekażecie mu Amelię wraz z listem, który wam dam. On uda się do Averheim. Na południe od tego dalekiego miasta przebywa kobieta, która niejednokrotnie doświadczała wizji i objawień Shallyi. Pragniemy by zbadała dziecko i sprawdziła, czy uzdrowienie, które dokonało się pod tym dachem jest łaską bogini, czy też zwykłym przypadkiem...- wyjaśnił szczegółowo.
-Drogi Helvgrimie, synu Svergrima i przyjacielu Skerifa. Wręczę wam piętnaście złotych koron, abyście mogli kupić ciepły posiłek i opłacić nocleg po drodze. Błagam was tylko byście dbali o tę kruchą istotę jak o własnego potomka, wielkie nadzieje z nią wiążę...- rzekł łapiąc krasnoluda za dłonie, tak jak żebrak prosi o jałmużnę bogatego możnowładcy.

-Rankiem zapoznam was z Amelią. Po świcie, będzie czekać gotowa do drogi. Teraz zaś udajcie się na kolację, którą przygotuje dla was jedna z akolitek a następnie odpocznijcie. Długi czas tu podróżowaliście, pewnie tęsknicie za świeżą pościelą i balią czystej wody...- stwierdził uśmiechając się przyjaźnie.
-A bo zapomniałby. Wejście do jaskini, prowadzącej pod górami znajduje się nieopodal miasteczka Mierach. Wyjdziecie na północ od Zamku Lenkaster, to wielka budowla, którą powinniście ujrzeć od razu po opuszczeniu jamy. Niestety nie wiem nic o samym przejściu, rady jednak możecie zaciągnąć w Mierach. Pracuje tam pewien człek, który jest mi wiele winien. Kiedyś był podróżnikiem, takim jak wy. Odnajdźcie go i oceńcie, czy przyda wam się jego pomoc, a jeśli tak uznacie rzeknijcie mu, że Helmut wzywa do spłacenia swego długu, pomoże wam na pewno.- rzekł kapłan -Ma na imię Oskar, pracuje jako czeladnik u miejscowego kowala Haradina.- mężczyzna wziął głęboki wdech i wejrzał na okno -To chyba wszystko, co chciałem wam rzec. Nie będę was już zatrzymywał. Idźcie odpocząć a jeśli przyjdą wam na myśl kolejne pytania, odpowiem na nie jutro przed wyprawą.-
 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!
Nefarius jest offline  
Stary 19-06-2013, 20:01   #5
VIX
 
VIX's Avatar
 
Reputacja: 1 VIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumny
Helvgrim słuchał uważnie słów kapłana, choć kiedy ten wspomniał o małej dziewczynce, krasnolud miał chęć spojrzeć na Grotołaza i zrobić zdziwioną minę. Wytrzymał jednak, khazadzka twarz wciąż była jak rzeźbiona w granicie, twarda i niewzruszona. Las Drakwald, podziemne przejście pod Górami Środkowymi... gobliny...ba, nawet fakt że nie dalej jak kilka dni od Lancaster ponoć znajduje się Mosiężna Twierdza obsadzona przez wciąż rosnące zastępy plugastwa z północy... to wszytko było niczym. Niczym w porównaniu z faktem że Helvgrim i Tupik mieli strzec małej dziewczynki, tym bardziej, dziewczynki o cudownych ponoć mocach. Prawdą było że odkąd poznał Tupika, to ani raz nie rozmawiali o dzieciach, o rodzinie tak, ale zawsze o tej w starszyźnie, o tej z honorami... nigdy o tej po nas, o tej co nas zwać miała starszyzną. Jednak przysięga nie byłaby przysięgą jeśli zostawić tego poczciwego kapłana i małą dziewczynkę samym sobie. Słowo jest słowo i trzeba go dotrzymać.

Sverrisson słuchał kapłana uważnie, i o kobiecie która zajmie się dziewczynką, i o kapłanie Arnoldzie będącego w Forcie Schippel, i o człeku, Oskarze, który to mógł w trudach podróży pomóc, czy ciepłym posiłkiem czy dachem nad głową, a kto wie, może i pomocną informacją o podziemnym przejściu lub nawet własnym mieczem. Kiedy Helmut złapał khazada za ręce, ten poczuł się dziwnie, jednak nie protestował, może takie były tu zwyczaje a może faktycznie człekowi tak bardzo zalezało na powodzeniu zadania stawianego przed Tupikiem i Helvem.

- Zrobimy jak prosisz herr Helmucie. Dziewczynki za cenę własnego życia bedę strzegł i skrzywdzić nie dam nikomu. Herr Tupik również. Ruszymy do Mierach i odnajdziemy Oscara, może nam to ułatwi zadanie. Kiedy osiągniemy cel podróży, wyślemy ci list, po czym ruszymy w swoją stronę. Złoto i list dla Arnolda przekaż von Goldenzungenowi tu obecnemu. - Helvgrim pokazał otwartą dłonią na Tupika. - Tymczasem, jak radzisz, wypoczniemy i spotkamy się o poranku. Bądź zdrów kapłanie.

Sverrisson powiedział co miał na myśli i ruszył do wyjścia. Za dzwiami czekała na nich wspomniana przez Helmuta akolitka, która zaprowadziła ich na kolację. Herr Tupik zniknął na chwilę po czym wrócił z naręczem jabłek. Helv pokiwał głową i zaśmiał się. -... nie dość mamy jedzenia? - Zapytał, ale przyjął jabłko i tak, po czym wgryzł się w nie ze smakiem. Kolacja była prosta ale syta. Widać kapłani dali najlepsze jadło by wędrowcy mieli siłę w podróży. Po posiłku zaprowadzono ich do sali z rozłożonymi posłaniami... chwilę później, po zostawieniu tobołków, nadszedł czas kąpieli, którą Helvgrim przyjął ale nie z nadmierną wesołością... ot, zbędny rytuał... ale dobry dla brody, która wręcz prosiła się o porządne wyczesanie i zaplecenie warkoczy. Po kąpieli na powrót znaleźli się w pomieszczeniu z posłaniami i tak zostali pozostawieni samym sobie. Musieli wiele przedyskutować co do postawionego przed nimi zadania. Noc była jeszcze młoda, jednak w klasztorze panowała grobowa cisza. Krasnolud przyłożył palec do ust i zabawnym gestem nakazał ciszę... po czym wyciągnął flaszkę z wódką i rozlał do dwóch kubków. Rozpoczęły się przygotowania do podróży.
 
VIX jest offline  
Stary 21-06-2013, 10:54   #6
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Halfling spokojnie przysłuchiwał się opowiadaniu przeora, co jakiś czas przygryzając zdobyczne jabłko. W przeciwieństwie do zwyczajowego podejścia zjadał je całe, włącznie z ogryzkiem, na łapkę wypluwał tylko pestki i pozostawiał niezjedzony ogonek.
Nigdy nie lubił marnotrawienia jedzenia, a wszak nie od dziś wiadomo było, że ogryzki są w jabłku najzdrowsze.

Od czasu do czasu kiwał głową ze zrozumieniem, okazując przeorowi, że go słucha. Perspektywa niańczenia dziewczynki niespecjalnie przypadła mu do gustu „Gdybym chciał zakładać rodzinę i zajmować się dzieciakami to bym dupska ze Zgromadzenia nie ruszył” jednak wiedział co to konieczność, obowiązek czy choćby pomoc przyjacielowi.

Przypominało mu to zresztą dawniejsze wojaże kiedy wraz z człowiekiem ochraniał przez czas jakiś młodziutką kapłankę Shayli , podobnież obdarzoną jakimiś mocami. Najwyraźniej szczwana bogini musiała docenić rolę halflinga w tamtej eskorcie i uwidziała sobie, że przy każdej dogodnej okazji, będzie go zaciągać w podobne misje. Dopóki miał jednak pełen brzuch i perspektywę przygody nie narzekał. Z Shaylą rozliczy się kiedy indziej...

Zaproszenia do odpoczynku przeor nie musiał dwa razy powtarzać i co prawda w główce halflinga aż kłębiło się od pytań ( zwłaszcza o zasoby alkoholowe i gastronomiczne świątyni ) to jednak na obietnicę udzielenia odpowiedzi o poranku ochoczo przystał.
Wziął też pieniądze i list, słusznie przez krasnoluda jemu powierzone. Wszak wiadomo było nie od dziś, że kto jak kto ale halfling finansami gospodarzyć potrafił, a mały majątek zbity w pobliżu Marienburga wybitnie o tym świadczył. 50 hektarów ziemi, to jest bagien, ale na dokumencie własności ziemskiej schowanym przezornie w krasnoludzkim banku, nikt w szczegóły się nie bawił. Halfling podróżował jedynie z kopią, licząc na to, że znajdzie naiwniaka, który mu ów „Atrakcyjnie położony czarnoziem, rzut beretem od Marienburga, z dopływem wodnym, jeziorkiem i rzeką" wymieni na inne hektary. Albo kupi w dobrej cenie...

Tymczasem jednak skorzystał z kąpieli a wieczorkiem ochoczo przystał na krasnoludzko-halflińskie przygotowania do podróży...

Nie mógł się wszak oprzeć pokusie i nim spił się na dobre, postanowił na własną rękę poszukać napitku w zacnych klasztornych murach. Tupik poruszał się bardzo cicho, nie nosił butów tak, że jego stopy z hałasem nie większym od kociego chodu, przemierzały klasztorne korytarze kierując się ku kuchni i piwniczce. Wiedział, że niczym nie ryzykuje, ot zgłodniały halfling wracający po dokładkę ( która nomen omen zamierzał przytargać do pokoju ) . Poza tym wbrew pozorom jakie stwarzał słów przeora słuchał bardzo dokładnie i dobrze zapamiętał fakt, iż mała dziewczynka wymknęła im się kilkukrotnie co świadczyło o generalnie bardzo słabym czuwaniu mieszkańców przybytku.

W kuchni pokręcił się chwilę, wrzucając do torby chleb , mięsiwo, ser i warzywka i co tam mu jeszcze w łapki wpadło choć nie w takiej ilości która by rankiem jako ubytek zauważona była. Zagrycha wszak musiała być, z drugiej strony tłumaczył swe postępowanie faktem, że w świątyni zwyczajnie chciano zagłodzić gości. Niepomny na sutą kolację po której oblizywał paluszki, pomstował, iż nikt w świątyni nie pomyślał o przygotowaniu pokolacji, późnej przekąski, nocnej zagrychy czy czegoś na przedsenne wpierdalanie. Nie mówiąc już o możliwej nocnej pobudce na którą trzeba było mieć przyszykowane coś do przekąszenia, aby zasnąć znów spokojnie.

Co prawda miał jedzenie podróżne w ilości duch juków którymi obładowany był jego kuc – jednakże jeden juk był żarciem dla kuca, a drugi stanowił „święte, nienaruszalne zapasy żywieniowe” - które oczywiście były na bieżąco uszczuplane i uzupełniane podczas podróży. Postój i gościna jednak od tego były, aby owe zapasy uzupełniać i pomnażać a nie je uszczuplać.
Miał nadzieje że podczas myszkowania znajdzie alkoholowe specjały świątyni – ot nalewki, winiacze, miód , wódeczkę... Ostatecznie czysty spiryt wszak klasztor bogini leczenia musiał mieć w swych zasobach ten odkażający i dezynfekujący ( głównie jamę ustną i gardziel ) środek.
 

Ostatnio edytowane przez Eliasz : 21-06-2013 o 10:58.
Eliasz jest offline  
Stary 21-06-2013, 22:23   #7
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
Tupik wcale a wcale się nie rozczarował. Odnalezienie zejścia do piwnicy klasztornej nie było zbyt trudnym zadaniem. Nim malec natrafił w końcu na pomieszczenie, gdzie trzymany był alkohol minął kilka inny, w tym dwie pary drzwi, zamkniętych na klucz. Tupik nie szukał powodów zamykania drzwi w klasztorze. Wiedział, że w tym miejscu zło nie ma racji bytu i z pewnością powody zamknięcia drzwi były raczej błahe i oczywiste.
Piwniczka kryła w sobie kilka sporych, dębowych beczek pachnących intensywnie winem. Były też mniejsze baniaki z tym samym trunkiem, z pewnością już dojrzałym i gotowym do spożytku. Na pułkach drewnianego stelażu stało wiele flaszek z gorzałą, tak jak podejrzewał. Być może jakieś z nich były spirytusem, ale von Goldenzungen nie otwierał każdej jednej flaszki po kolei, bo po co, skoro już miał to co chciał. Tupik zabrał kilka flaszek i tak cicho, jak się dostał do piwnicy, wrócił do swej celi, gdzie czekał już Helvgrim.

Kompani większość wieczora rozmawiali racząc się zdobycznym trunkiem i sporym zapasem jedzenia, które również zorganizował Tupik. Czas zleciał im błyskawicznie i nim się zorientowali trzeba było już wybierać się spać, wszak mieli odpoczywać przed podróżą.
Przed świtem zbudziło ich pianie kura, który osiedlił się na skromnym murze, otaczającym przybytek. Żaden z nich nie miał bólu głowy, wszak byli to zawodowcy nie tylko w wędrówce, ale i spożywaniu wszelkiej maści alkoholi. Mężczyźni choć nieco niewyspani prędko zebrali się do zejścia do ogrodu, gdzie czekać miał Helmut, wraz z małą Amelią. Pierwsze promienie słońca figlarnie wkradło się przez okno do słońca grzejąc ich stopy, lecz na przyjemności nie było czasu, wszak mieli zadanie i to poważne. Dziecko nie było pakunkiem, który można było schować do kieszeni czy plecaka. Trzeba było się nim zajmować i opiekować.

Mężczyźni dokładnie sprawdzili, czy wszystko ze sobą wzięli, szczególnie schowane w plecaku khazada flaszki z gorzałą, owinięte szmatami, co by nie tylko ich nie strzaskać ale i dodatkowo uciszyć obecność w torbie. Helmut słów na wiatr nie rzucał. Czekał z nią. Była śliczna, niczym aniołek. Miała bardzo sympatyczny wyraz twarzy, choć to chyba była domena każdego dziecka. Szczuplutka i drobna o wielkich oczach wpatrzonych w dwójkę nowych opiekunów. Amelia miała długie włosy splecione w warkocz, sięgający pasa. Skromnie odziana w przewiewne ubranie i porządne buty, które pewnikiem pierwszy raz miała na sobie.
-Amelio. To pan Helvgrim, oraz pan Tupik.- rzekł Helmut wskazując kolejno dłonią przedstawianych mężczyzn.
-Oni są... Mali ojcze Helmucie.- odrzekła beztrosko.
-Tak stworzyli ich bogowie moja droga...- wyjaśnił po krótce -Wybaczcie, dziecięca szczerość czasami mnie przeraża...- przeprosił.


Po chwili z okolic ogrodu wyłonił się młody chłopak, prowadzący za uzdę osiołka, na którym znajdowało się kilka toreb i bagaży. Młodzieniec zatrzymał się u boku Helmuta i oddał mu wodze.
-To dar świątyni. By Amelia nie musiała pieszo maszerować i spowalniać was swoimi nie przystosowanymi do dalekiej drogi krokami.- wyjaśnił poklepując osła po boku.
-Będę jechała na Ludwiku?- spytała zdziwiona i ucieszona zarazem -Lubie Ludwika!- prawie krzyknęła wywołując na twarzy przeora pocieszny uśmiech.
-Wiem moje dziecko. Chodź.- rzekł, łapiąc ją pod ramiona i pomagając wsiąść na grzbiet osła -Macie tu trochę jedzenia na drogę. Suszone mięso, ser, owoce i warzywa. Jedzcie to w pierwszej kolejności by się nie zepsuło i nie zmarnowało.- dodał spoglądając na torby na grzbiecie zwierzęcia, za plecami dziewczynki.
-Jest tu też składany namiot, oraz ciepły śpiwór. W Tej torbie- wskazał jedną -Jest napar leczniczy. Skorzystajcie z niego mądrze... Jest też trochę bandaży i opatrunków.- kontynuował.

-Tutaj nakazałem schować trzy butelki z naszą gorzałką, dla jej szczególnych amatorów...- spojrzał z uśmiechem na dwójkę mężczyzn. Najwyraźniej braki w spiżarni nie umknęły jego uwadze.
-Trzymaj skarbie.- rzekł niczym kochający ojciec do dziecka, wręczając jej srebrny symbol gołębicy wraz z łańcuszkiem. Mężczyzna zawiesił to na szyi Amelii -Niechaj Cię chroni.- dodał całując ją w czoło.
-Bądź grzeczna i słuchaj pana Helvgrima i pana Tupika.- polecił
-Dobrze ojczulku.- odrzekła.
-Odprowadzę was do bramy. Czy macie do mnie jeszcze jakieś pytania?- uniósł brew spoglądając to na jednego, to na drugiego.
 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!
Nefarius jest offline  
Stary 24-06-2013, 19:58   #8
VIX
 
VIX's Avatar
 
Reputacja: 1 VIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumny
- Kury, kury nadają się tylko do jedzenia...aaagh! - Wpieniony wczesną porą i pianiem koguta khazad rzucił podkutym butem w drewniane drzwi pokoju w którym spał. - Tupik, wstawaj druhu. - Helvgrim podniósł się z łóżka i rozejrzał po pomieszczeniu. Wszystko było na miejscu, tak jak to zostawili poprzedniego wieczoru, a właściwie, późno po północy. Flaszki stały na środku pomieszczenia, oczywiście puste. Kości z żeberek i kurczęcych udek, również walały się po podłodze. Syn Svergrima poczuł że ma coś na twarzy, na policzku. Przyłożył dłoń do facjaty i znalazł na niej przyklejoną pajdę chleba, na której spędził noc niczym na poduszce. - Do kroćset... przesadziliśmy. Słyyyszysz Tupik... przesadziliśmy z tym winem. - Wydarł się Helv, na tyle głośno by doprowadzić do ładu umysł Tupika i swój, tym potężnym dźwiękiem.

Sverrisson wstał i podszedł do okna. Cela w której spali nie miała okiennic, a jedynie wąską szparę przypominającą otwór strzelniczy baszty... wąski i bez osadzonego w niej szkła. ~ Szcześciem jest ciepły poranek. Pomyślał krasnolud. Wyjrzał przez otwór i dostrzegł Helmuta krzątającego się wokół jakichś pakunków. - Widać czas na nas przyjacielu... czekają nas. - Dodał khazad i począł wkładać spodnie i kolejno, skarpety z grubej wełny, płócienną koszulę, skórzaną kurtę i ... jeden but. Po drugi musiał wybrać się aż pod drzwi i podnieść go... a był on dokładnie tam gdzie krasnolud rzucił nim wcześniej. ~ To przez te kury i koguty... gdyby nie one to bym butem nie rzucił, a jak bym butem... - Rozmyślał Helv, westchnął i zapiął wszystkie klamry na wysokich i podkutych stalą butach. Sprawdził jeszcze plecak... wszystko wydawało się być w porządku. Helvgrim usiadł na łóżku i wyjął z torby na pasie, drewniany grzebień. Wyczesał wąsy i brodę, po czym szybkimi i sprawnymi ruchami zaplótł sześć, prostych i długich blond warkoczy. Z zawiniątka noszonego w plecaku wyjął zestaw swych drogocennych spinek ze złota i srebra, zdobionych klejnotami i założył wszystkie starannie. Spinki i pierścieni zabezpieczył rzemieniami, tak by w drodze, rodzinnego skarbu nie zgubić. Przygotowując się do drogi, Helv rzucał od czasu do czasu spojrzenie w stronę Tupika. Khazad był dokładny jak mało kto, ale Tupik był mistrzem dokładności... wszystko wyliczał i obliczał, sprawdzał wagę i układał z rozwagą... plecak Tupika musiał mieć umiejętnie rozłożone obciążenie. Było to dziwne ale na swój spsób bardzo hipnotyczne zajęcie, a szczególnie obserwacja czynności wykonywanych przez halfinga. Czasem azkarhański khazad myślał że Tupik sam jest krasnoludem... wszak wyznawał podobne wartości i zachowywał się czasem podobnie. Za to jednak Helv tak cenił Tupika, inaczej ich przyjaźń nie mogłaby zaistnieć.

Kiedy wreszcie warkocze zostały zaplecione, Helv schował wszystkie swe osobiste przybory do plecaka i dopiął ostatnie paski, klamry i guziki. W misce stojącej w rogu sali umył twarz i używając leżącego obok noża, krasnolud ogolił głowę dokładnie, trwało to nie dłużej jak kilka chwil. Sverrisson był prawie gotów do drogi. Jeszcze tylko talizman, który odnalazł swe miejsce na szyi. Wpierw khazad dotknął nim czoła a później ust. Po chwili i topór został wyciągnięty spod siennika i zatknięty w olstrze na pasie. Helv założył plecak i ruszył do drzwi... również Tupik był gotów... przepuścił go zatem w drzwiach jako pierwszego i kiedy niziołek przeszedł przez portal... Sverrisson odwrócił się jeszcze i rzucił na stół sakiewkę... było w niej piętnaście sztuk złota... szczerego, khazadzkiego. Krasnolud nie potrafił wziąć od Helmuta pieniędzy za wykonanie zadania, ani nawet na pokrycie kosztów podróży. To była przysługa dla Skerifa, dla Helmuta... dla małej dziewczynki... a za przysługi nie pobiera się wynagrodzenia. Halfiński szlachcic to co innego, on przybył dla zarobku, do pracy i choć Helvgrim wiedział że Tupik zrobiłby to wszystko za darmo, z czystej przyjaźni i chęci przygody, to khazad nie mógł pozwolić by niziołek do tego jeszcze dokładał, tak się niegodziło robić by przyjaciel był stratny na tym zadaniu. Sverrisson ruszył za von Goldenzungenem i zamknął za soba drzwi do kwatery.

W ogrodzie Helmut stał w towarzystwie małej dziewczynki. Amelia była z pozoru spkojnym dzieckiem i krasnolud miał nadzieję że tak pozostanie do końca podróży. Uganianie się za człowieczym dzieciakiem nie uśmiechało się wojownikowi z północy wcale a wcale. Helmut przedstawił ich sobie, ale Helv niespodziewał się takich słów od małej istotki... Oni są mali... wciąż brzmiało w uszach Helvgrima. Przeprosiny Helmuta w imieniu Ameli, Sverrisson zbył uśmiechem i machnięciem ręki. Krasnolud słuchał słów kapłana i sam przygotowywał się do drogi. Podszedł do osła i przywitał się z nim... nie znał się za bardzo na zwierzętach, ale wypadało by Ludwik poznał nowych panów, a zarazem tych którzy go zjedzą jeśli będzie nieposłuszny. Rzemienie, pasy i liny, wszystko wyglądało na dobrze zapięte. Zapasy żywności też były dobrze zabezpieczone przed deszczem. Helv chodził, oglądał, poprawiał i mruczał... a kiedy kapłan skończył mówić to i sam khazad skończył przegląd.

- Możesz mi mówić Helvgrim... nie jestem panem więc nie tytułuj mnie dobrze Amelio? - Sverrisson zagadał do dziewczynki i lekko ujął jej warkocz w dłoń. - Świetna robota, wspaniały splot. Jak później znajdziemy chwilę to może i mnie byś taki zaplotła co? - Helv uśmiechnął się przyjaźnie do dziecka i wyjął z plecaka swój płaszcz, po czym narzucił go na plecy dziewczynki i zapiął pasek pod szyją. Z własnej szyi zdjął talizman i pokazał go dziecku. - Spójrz Amelio... - wskazał na żelazna podobiznę twarzy Grungniego, boga khazadów - ... to Grungni, król khazadzkich królów. Bóg naszych ziem i obrońca ojcowizny. - Sverrisson przełożyl stalowy łańcuszek przez głowę małej dziewczynki. - Jeśli coś by się stało, cokolwiek, coś złego, to w jedną rączkę chwyć srebrną gołębicę i módł się do niej, a w drugą garstkę weź ten stalowy talizman, przyniesie ci on szczęście. Jednak nie proś Grungniego o pomoc jeśli bedziesz w potrzebie, tylko rządaj by ci pomógł. Nasi bogowie nie słuchają słabych, patrzą tylko na tych którzy są zuchwali i odważni na tyle by boga nie prosić ale od niego wymagać... wszak oni wymagają od nas byśmy słuchali ich słów, prawda? Właśnie. - Ostatnie słowo khazad powiedział sam do siebe i naciągnął kaptur na głowę dziecka. - Tak będzie bezpieczniej w podróży. - Syn Svergrima chwycił Ludwika za uzdę i poprowadził go w stronę bramy. Przy bramie uklęknął na jedno kolano i dotknął kamieni i zaprawy z których powstał mur. Poprosił bogów o pomyślność i bezpieczeństwo w podróży. Puścił osła przodem, tylko o kilka kroków, chciał zapytać o coś Helmuta, ale tak by dziecko nie usłyszało ów pytania. Zatrzymał się i zadał pytanie którego świadkiem, poza Helmutem i samym Helvem, był tylko Tupik.

- Kapłanie... czy ktoś może nastawać na życie tego dziecka, tak bardzo że aż potrzebowałeś najemników do tego zadania? Ktoś jej lub wam groził? Czy jest coś co powinniśmy jeszcze wiedzieć o tym dziecku i niebezpieczeństwach które zagrażają tej małej dziewczynce? - Wyszło więcej niż jedno pytanie, ale były to kwestie które Tupk i Helv poruszyli podczas nocnego naradzania się między sobą. Trochę było to wszystko dziwne by brać zbrojnych do ochrony małego dziecka... wszak sam kapłan by wystarczył lub kobieta jakaś, co za matkę małej by się podała. Czyżby Helmut wiedział ze droga jest o wiele bardziej niebezpieczna niż to się wydaje i wcale nie mowa tu o orkach czy banitach. Ta cała sprawa była podejrzana.
 
VIX jest offline  
Stary 03-07-2013, 17:42   #9
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Helmut okazał się bystrzejszym obserwatorem niż Tupik przewidywał … albo po prostu miał problem z alkoholem i nim dzień się na dobre rozpoczął sam schodził do piwniczki zaopatrzonej w trunki. A może po prostu chciał wyekwipować podróżników w alkoholowe małe co nieco i wówczas zauważył braki? Mimo wszystko było to podejrzane, gdyż Tupik nie brał butelek których brak od razu rzucałby się w oczy... Kapłan musiał być zawodowym alkoholikiem, pieczołowicie zliczającym każdą butelczynę, z drugiej strony gdyby nim był to czy podzieliłby się z nimi zapasami?

Tupik tak długo nie przejmował się problemami alkoholowymi kapłana, dopóki sam nie musiał odpowiadać za podwędzone trunki a wszystko wskazywało na to, iż jego nocna eskapada, mimo iż zauważona, rozeszła się po kościach. Po żołądku i głowie również co obaj kompani odczuwali gdy zaświtało i trzeba było ruszyć dupska.

Nieco szkoda mu było opuszczać klasztornych murów, zwłaszcza iż dopiero co w nich przystanął, a piwniczne zapasy były spore i ledwo naruszone przez gości. Pocieszał się jedynie zachowanymi na drogę butelczynami których większość dał Helvgrimowi, sam jednak zachowując porządną nalewkę z jabłek na czarną godzinę.

***

Dziewczynka i osiołek... z dwojga złego bardziej znał się na zwierzętach, ale miał też do czynienia z dzieciakami. Przeważnie gdy sam wychowywał się na ulicach Marienburga, albo gdy już jako dorosły przewodził gangowi Grabaża w jednym z miast w Księstwach Granicznych. Tyle że tamte dzieciaki potrafiły zatroszczyć się o siebie, często lepiej niż dorośli. Dziewczynka którą im powierzono była słodka i całkowicie bezbronna, chyba że Shayla czujnie obserwowała każdy jej ruch. Wiadomo wszak , że nawet bogowie muszą kiedyś spać czy jeść, zazwyczaj wtedy gdy są najbardziej potrzebni...

Halfilng ukłonił się z wdziękiem gdy usłyszał o różnościach jakie dostali z zakonu. Nie poskąpiono im nawet alkoholu, wszak w duchu musiał siebie pochwalić na nocny wypad do piwniczki, gdyby nie to zdarzenie, skąd opat mógłby wiedzieć, że ma do czynienia ze znawcami zacnych trunków?

Z nieskrywanym zdziwieniem i radością obserwował jak Helvgrim radzi sobie z dziewczynką. Obawiał się iż całkowitą troskę o nią powierzy się halflingowi , z racji tego że to halfling. Nie miał pojęcia skąd brało się przekonanie, że halflingi lubią gotować dla innych, ani, że mają dobre podejście do dzieci. Gdyby było prawą jedno albo drugie to Tupik zapewne pracował by jako kucharz, albo prowadził sierociniec... albo gotował w sierocińcu. Ludzie łatwo ulegali stereotypom, lecz któż im nie ulegał?

- A mi możesz mówić Tupik, albo wujku... możesz tez mówić wujku Tupiku – uśmiechnął się promieniście do dziecka.

Wiedział, że dziecko będzie się nudzić prędzej czy później i że dobrze by było je czymś zając, ale kto jak kto halfling bajać potrafił. Nie musiał się nawet wysilać z wymyślaniem historii, wszak przeżył ich co niemiara, musiał jednak pamiętać o cenzurowaniu drastyczniejszych elementów oraz dobrych zakończeniach, a jak mu życie pokazało różnie z tym bywało.

Korzystając z możliwości zadania pytań, zapytał się tylko co wiadomo było kapłanowi o najbliższej czekającej ich drodze, karczmach, postojach, wszelkich ważniejszych punktach na drodze. Zapytał też o mapę, gotów w razie jej braku, samemu nakreślić na karcie papieru przynajmniej prowizoryczny szkic drogi jaki ich czekał. Nie przypuszczał aby mieli się zgubić, ale podróżowanie z odniesieniem do mapy i przebytych już na niej punktach podnosiło komfort podróży a tym samym samopoczucie podróżników. Nie omieszkał zapytać o zioła z klasztornej infamerii, a także o obyczaje związane z Amelią. Zwłaszcza o to czy ma jakieś przyzwyczajenia o których powinni wiedzieć, zasady żywienia i wszystko to co powinni wiedzieć , zanim będzie za późno aby spytać. Miał nadzieje, że poradzą sobie jakoś sami, ale dobre przygotowanie do podróży z dzieckiem, mogło im tą podróż znacznie bardziej ułatwić.
 

Ostatnio edytowane przez Eliasz : 03-07-2013 o 17:47.
Eliasz jest offline  
Stary 03-07-2013, 23:16   #10
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
Dziewczynka z zachwytem i podziwem wyrysowanym na twarzy spojrzała na medalion, który wręczył jej khazad. Z radością pokazała go Helmutowi, który odpowiedział równie życzliwym i przyjacielskim uśmiechem głaszcząc dziecko po głowie. Kiedy zaś krasnolud mówił do niej, by nie prosiła Grungiego o pomoc, a żądała jej, ta wpatrzona w brodacza lekko tylko przytaknęła głową.
Chwilę później trójka mężczyzn oddaliła się od Amelii siedzącej na osiołku by porozmawiać poważnie, nie przy dziecku. Kiedy Helvgrlim zadał mężczyźnie pytanie, ten spoważniał jak nigdy wcześniej i wejrzał zatroskanym wzrokiem na Amelię.
-Kilka tygodni temu, przybył tutaj tajemniczy mężczyzna, który wypytywał jedną z naszych kapłanek pracujących w ogrodzie. Nie wiedzieć skąd wiedział jak wyglądała matka małej i mniej więcej kiedy odbieraliśmy jej poród. Pytał czy dziecko wciąż tu jest, lecz Aurin głupia nie była. Czuła, że człek może mieć złe intencje i skłamała, że dziecko zmarło wraz z matką.- wyjaśnił, spoglądając Helvgrimowi w oczy.

-Miałem wam o tym mówić przed wyprawą byście mieli świadomość. Aurin nie spamiętała zbyt dokładnie jak wyglądał tamten człek. Był wysoki i barczysty. Silnej postury, jakoby syn kowala czy coś w ten deseń. Miał czarne włosy, krótko strzyżone i bliznę na szyi, jakby ktoś mu gardło poderżnął...- wziął głęboki wdech -Na szczęście Aurin chowała się w najciemniejszych rynsztokach Altdorfu i kłamać potrafi równie dobrze, co niejeden zawodowy szuler. Człek zdawał się zawierzyć jej na słowo i odszedł nie wracając tu nigdy. Lepiej jednak byście o jego istnieniu wiedzieli, co byście mogli uniknąć ewentualnej konfrontacji z kimś podobnym do niego.- rzekł, po czym wzrok swój skierował na Tupika, który również miał kilka pytań i wątpliwości.
-Droga jest dość prosta i możecie spokojnie wędrować szlakiem. Radziłbym minąć Ferlangen, gdyż stracicie czas na sprawdzaniu bagaży na bramach. Udacie się na południowy wschód do Augrug, następnie dalej do Hasselhund. Po drodze spotkacie trzy gospody na szlaku. Za Augrug czekać będzie szynk "Szlachetni".-

Syknął nieco ściszonym tonem -Omińcie go. To miejsce spotkań hazardzistów, mordobijów i wędrownych najmnitów szukających łatwego zarobku, nie koniecznie legalnego. Właściciel to stary cap, który zatrudnia dwie kurtyzany do zabawiania klienteli. Z Hasselhund pojedziecie na zachód u podnóża gór aż dotrzecie do rozstaju dróg i skręcicie na południe do Mierach. Tam odszukajcie drogę do przejścia pod górami. Po drugiej stronie, miniecie Zamek Lenkaster i udacie się na południowy wschód, aż nie dotrzecie do brzegó Górnego Kiefer, przeprawicie się na drugą stronę i w mieście Eichewaldchen możecie obrać dwa rodzaje drogi. Albo rzeką w dół do Hergig i potem odbić na północny zachód barką do samego fortu, albo też przeprawić się przez Las Drakwald. Zyskacie wiele dni, lecz narazicie siebie i Amelię na wiele niebezpieczeństw...- wyjaśnił bez ogródek wzruszając ramionami. Mapy niestety nie posiadał, lecz jego opis drogi był dość jasny i klarowny nie wymagający zbyt wiele notowania czy spamiętywania.

-Lubi rozmawiać. Wieczorami i o świcie modli się do Bogini. Kiedy czegoś nie rozumie zawsze pyta, a może pytać często. Z toaletą i dbaniem o siebie sama sobie radzi. Gotować jednak nie potrafi więc tą dziedziną będziecie musieli zająć się sami. Proszę was moi przyjaciele byście strzegli ją przed widokiem agresji, krwi i brutalności. Nie ze względu na dobre serce a ze względu na jej wiek i silne współczucie, które w niej siedzi.- wyjaśnił -Macie jeszcze jakieś pytania?- spytał rozkładając ręce.
 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!
Nefarius jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 17:59.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172