lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Warhammer (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-warhammer/)
-   -   [Wewnętrzny Wróg] Wróg Poniżej (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-warhammer/12594-wewnetrzny-wrog-wrog-ponizej.html)

Eleanor 06-05-2013 23:12

W końcu zakończyli posłuchanie u kapitana i wszyscy razem wyruszyli do doków by tam spotkać się z panią Hermenegildą. Irmina z ciekawością przyglądała się innym osobom wyznaczonym do przydzielonego jej zadania. Najciekawszy zdecydowanie był człowiek stepu, najwyraźniej pochodzący z całkowicie innego i dość niezwykłego świata, sądząc po kilku informacjach na jego temat, które wymknęły się z ust koczownika. Może kiedyś, będzie okazja, by dowiedzieć się więcej, na razie jego pełne nieufności zachowanie powstrzymała dziewczynę od zadawania pytań.
W miarę zbliżania się do nadrzecznej dzielnicy w nozdrza Irminy ponownie uderzył szeroki bukiet „aromatów”. By dezaktywować ich moc panna Brehm przyłożyła do nozdrzy chustkę przesyconą zapachem delikatnych, kwiatowych perfum. Na szczęście organ, służący do rozpoznawania zapachów, potrafił zajmować się tylko jednym z ich w tym samym momencie, dlatego taka metoda obrony była całkiem skuteczna. Dziewczyna zanotowała sobie jednak w pamięci, by zakupić jakiś ładny, choć niezbyt drogi pomander, który będzie w podobnych sytuacjach zdecydowanie skuteczniejszy niż kawałek cienkiego płótna.
Drugim problemem było coraz więcej brudu na ulicach. Irmina wolała nie wgłębiać się zanadto w jego elementy składowe, mogłoby to bowiem przyczynić się do zwrócenia przez nią niezbyt obfitego śniadania, które spożyła przed wyjściem z domu kupca. Nie patrzyła więc pod nogi, ale w błękitniejące niebo, widoczne ponad niezbyt okazałymi budynkami. Wolną ręką unosiła jak najwyżej w górę spódnicę szaty i znajdujące się pod spodem halki, by uchronić je przed zabrudzeniem. W miarę jak posuwali się w głąb dzielnicy, pomysł wybrania się do doków coraz mniej jej się podobał. Hans przynajmniej ze trzy razy pochwycił ja za ramię i pokierował we właściwą stronę. Pochłonięta obroną przed bodźcami uderzającym w jej zmysły, zdawała się zupełnie nie zwracać na to uwagi.

Dopiero spotkanie z panią Hermenegildą sprowadziło ja z powrotem na ziemię. Kobieta była... imponująca. To słowo najlepiej chyba oddawało jej posturę. Głos miała równie potężny jak ciało, a osobowość jeszcze bardziej przygniatającą. Sadząc po pierwszych odpowiedziach, których udzieliła na pytania Ekharta, gdyby jej syn rzeczywiście zdecydował się na ucieczkę, nikt by mu się specjalnie nie dziwił. Niestety ilość zaginięć w tych okolicach w ostatnich tygodniach nie pozwalała przypuszczać, że biedny zastraszony chłopiec cieszy się gdzieś zasłużoną wolnością.

Zanim Irmina zdążyła cokolwiek powiedzieć z pobliskiego budynku wypadło dwóch mężczyzn, upadają prosto w uliczne błoto. Hans był naprawdę szybki. Ponownie poczuła jego rękę na ramieniu. Silny zdecydowany chwyt, odciągnął ją na w miarę bezpieczną odległość od utarczki, która szybko przerodziła się w regularną bitwę na pięści, gdy przyłączyli się do niej kręcący w pobliżu ludzie.
Mężczyzna, który przedstawił się w czasie drogi jako Klaus Neumayer, najwyraźniej także wpadł na pomysł by ją odsunąć od niebezpieczeństwa, kiedy jednak odwrócił się w kierunku, gdzie stała jeszcze chwilę wcześniej mała magiczka, zobaczył tylko jej ochroniarza z ręką na gardzie broni i groźnym marsem na obliczu. Zza niego majaczyła niewyraźnie błękitna smuga jej sukni.

Irmina była zaskoczona. Pierwszy raz w życiu znalazła się tak blisko wyładowania przemocy. Jej moc iskrzyła w powietrzu prawie tak samo silnie jak błękitne smugi magicznych wiatrów. Nie była tak namacalna, a jednak czuło się ją na czubkach palców, na skórze i we włosach unoszących się na głowie pod wpływem kłębiących się w niej i przenikających wszystko wokoło emocji. Gniew, złość, frustracja, ale także wyraźna satysfakcja czerpana z przemocy, to wszystko przepływało przez twarze uczestników widowiska. Świat, który do tej pory był jej całkowicie obcy, teraz otwierał swe podwoje i przemawiał dziwnym, pełnym dzikiej namiętności głosem.

Tom Atos 07-05-2013 09:31

Kiedyś … Tak, kiedyś. Nie tak dawno w sumie … oceniał ludzi łatwo, szybko. Wkładał w szufladki. Niebezpieczny, leniwy, menda, głupek i tak dalej. Ale w ciągu ostatniego tygodnia Ekhart zmienił się. Bardzo się zmienił.
Nie powiedział o sobie nic więcej poza tym, jak się nazywa i że był strażnikiem dróg. Nie chciał. Słowom swych towarzyszy też nie poświęcał zbyt wiele uwagi. Jakie znaczenie miała ich historia? Była przeszłością. Liczyło się jacy są, a to dopiero miało się okazać.

Tym niemniej zaniepokoiły go słowa Almosa o Bauerfauscie. Kto wie? Może i było coś na rzeczy. Łamanie słowa przez kapitana mogło się źle skończyć dla Ekharta.
Rigel przyjął propozycję wspólnego noclegu z Almosem i Klausem. Nocowanie we trzech było bezpieczniejsze, niż we dwóch z prostego powodu, gdyby któryś okazał się złodziejem lub mordercą trudniej mu będzie czynić zło, gdy w pokoju będzie miał dwóch mieszkańców zamiast jednego. Oczywiście prawdziwym pechem by było, gdyby obaj kompani okazali się łajdakami. Jednak na razie nic na to nie wskazywało.

Ekhart skorzystał z krótkiej wizyty w “Trumnie Kowala” i choć nie miał czasu na wypoczynek, to przynajmniej zamówił talerz piwnej polewki. Gdy kompani rozlokowywali się w pokojach zdążył zjeść posiłek z prawdziwym smakiem. Polewka była nieporównanie smaczniejsza, niż więzienna breja, która jadł ostatnio.

Pokrzepiony ciepłym posiłkiem zdążył jeszcze nabić fajkę nim wyruszyli w drogę, by odnaleźć Hermenegildę. Idąc w stronę Mostu Gryfona Ekhart nie mógł się nadziwić szybkości z jaką pogarszała się jakość domów, od wystawnych kamienic do drewnianych ruder było z kilkadziesiąt kroków. W końcu dotarli do Bruckberg Strasse. Krótkie rozpytanie wśród miejscowych pozwoliło dość szybko odnaleźć panią Hermenegildę.

Wypytywana kobieta, a raczej spora baba dostarczyła im nowych informacji. Ale Riegel miał kilka wątpliwości.
- Pani Hermenegildo mówi Pani, że Albrecht zginał 2 dni temu. Tak? - spytał Ekhart, bo coś mu się nie zgadzało - Kapitan straży twierdzi, że zgłosiła Pani zaginięcie 4 dni temu.
- O to już 4 dni?! -
zamrugała oczami. - A to bydle!
- Skąd zwykle przynosi żarcie? -
dopytywał się Rigel nie wnikając, kto miał być tym „bydlęciem” syn, czy kapitan. .
- A co znalazł, to przyniósł. Jak były piniądze, to na targ łaził. Jak nie było to do doków. Albo też na targ. Wolał się nie pokazywać w domu bez żarcia. Takiego bachora jak on spłodzić, całe życie mi marnował...
- A ile ma lat? Pamięta Pani jak był ubrany? Gdzieś go już Pani szukała? -
wyrzucał z siebie pytania niczym bełty z samopowtarzalnej kuszy.
- Eee? Co tak szybko gadasz i mi przerywasz, co? - na jej twarzy pojawił się grymas wściekłości, który sprawiał, że wyglądała nieco jak berserker z Norski żywcem wyjęty z opowieści. - Prawie szesnaście chyba już miał, zresztą co to kogo obchodzi?
- Będziemy o niego pytać, czy go ktoś nie widział. Musimy wiedzieć jak wyglądał. Jak Pani go szukała, to nie będziemy chodzić dwa razy w to samo miejsce. -
wyjaśnił pośpiesznie. Ręka baby wyglądała na ciężką.
Riegel nie powiedział, że opis może się przydać przy rozpoznaniu zwłok. Denerwowanie baby tych gabarytów mogło się źle skończyć.
- Takie małe, chude z przylizanymi włosami, twarz jak szczur, to po ojcu. Nie wiem skąd on się taki urodził... - tu drzwi karczmy otworzyły się z hukiem, kończąc tę rozmowę, przynajmniej na tę chwilę.

Z owej karczmy zwanej „Czystą Świnią” wypadło dwóch ludzi sczepionych ze sobą w zapasach. Jeden z nich odepchnięty przez przeciwnika poleciał na Ekharta, który chcąc nie chcąc musiał go przytrzymać, by samemu nie przewrócić się w błoto.

Riegel szybko się rozejrzał. Nie miał czasu, ani ochoty okładać się po mordach, niestety dwie grupy dokerów w pobliżu zmierzały ku nim najwyraźniej mając czas i ochotę.

Pomagając białowłosemu utrzymać pion rzekł.
- Stoisz przyjacielu? To zajmij się swoimi sprawami, a ja zajmę się swoimi.
To oznajmiwszy chciał się pośpiesznie wycofać, jednak w tym momencie Klaus ni z gruszki, ni z pietruszki rzucił się na dokerów z pięściami krzycząc, że to „za Rolfa”.
- No pięknie. – mruknął Ekhart.
Były strażnik dróg niezgorzej machał mieczem, a i strzelał dość dobrze, jednak uliczne bójki na pięści nie były jego żywiołem. Prędzej sam by w zamieszaniu oberwał, niż komuś zrobił szkodę. Z resztą nie widział powodu dla którego miałby uczestniczyć w walce o sprawę, która kompletnie go nie dotyczyła. Tęsknie spojrzał w stronę Gregora, ale na pokazywanie glejtu straży było już zdecydowanie za późno.

Zauważył, że Hans wycofuje Irminę poza zasięg bójki. Spróbował wycofać się w ich stronę. Nie miał zamiaru atakować, no ale jeśli ktoś go zaatakuje będzie musiał się bronić. Pięściami oczywiście. Ekhart znał zasady bójek ulicznych. Niczego ostrego.

Spojrzał w bok. Był ciekaw jak zachowa się Hermenegilda. O tak, ona mogła zakończyć bójkę dość szybko, ale czy będzie chciała?

Lady 07-05-2013 19:59

Rozejrzała się, przyglądając się twarzom wszystkich ludzi wychodzących z wizyty u kapitana. Wyglądali na takich, co bardzo poważnie podchodzą do wielu spraw, w tym również tej. Zwłaszcza Almos i panna Irmina, zlecenie od Bearfausta traktując tylko jako dodatkową zachętę do tego co i tak musieli zrobić. Mężczyzna jednak wydawał się przy tym przyjaźnie nastawiony, przynajmniej do niej, więc postanowiła faktycznie trzymać się jego pleców. Pozostali trzej nie robili takiego wrażenia - jeden z twarzy, drugi z ogólnego niedomycia a trzeci... trzeci strasznie milczał i wyglądał trochę na gbura, nawet jeśli nosił mundur straży miejskiej. Hanna nie lubiła gburów.

W trakcie przechadzki po mieście, gdy to część mężczyzn przenosiła swoje rzeczy do darmowej karczmy, podjęła ważną dla siebie decyzję. Nie była głupia. Wystarczyło na nią popatrzeć, by zobaczyć jak bardzo nie pasuje do otoczenia doków. Skoro to też była jej misja, postanowiła wykorzystać ją na poczucie odrobiny swobody. Nie musiała już mieszkać ani w rodzinnym domu w dzielnicy rzemieślników, ani też w rezydencji szlachcianki, która kazała tylko na bieżąco się informować. Udała się więc do siebie i zabrała kilka rzeczy. Matce niewiele słów wyjaśnień pozostawiła, twierdząc, że to przecież chwilowe przenosiny.
I wynajęła sama dwuosobowy pokój w "Trumnie Kowala".

Daleko było Hannie do rozpieszczonej damulki, toteż nie miała problemu z małą zmianą wyglądu. Włosy związała w prosty warkocz, przewiązując go na końcu rzemieniem. Ładny strój od Frau Brunhildy zamieniła na zwykłą, brązową sukienkę z drapiącego materiału, typową dla tych biedniejszych dzielnic i dzięki buremu kolorowi zupełnie nie wyróżniającą się nawet w dokach. Nie wyglądała w tym już tak ładnie, ale dzięki temu nie przyciągała niechcianej uwagi. Na dodatek pozostawiając drugi strój czystym, gotowym do wykorzystania w innej sytuacji. Kto wie do czego zaprowadzi ich to fascynujące śledztwo!

Zeszła na dół do mężczyzn. Nie mówiła jak na razie wiele, nie chcąc przeszkadzać. Musiała się tak wiele nauczyć. I te poważne rozmowy o polityce i zdradzie tego kapitana.
- O tym różnie mówią na mieście. Wielu powiada, że dobrze zrobił, bo uratował naszą prowincję spod szponów Szalonego Elektora.
Ona sama nie wiedziała co o tym sądzić, zdania jej pani wolała nie powtarzać. Kto wie jakie uszy słuchają.

***

Wizyta w dokach każdemu mogła osłabić entuzjazm. Hanna zaliczyła się do nich od razu, gdy tylko poczuła paskudny zapach, jaki roznosił się tu zawsze, odkąd pamiętała. Jako małe dziecko jeszcze biegała nie przejmując się odorem, teraz to się mocno zmieniło. Pracując w otoczeniu szlacheckiego przepychu nauczyła się wiele, z kolei inne rzeczy stały się zwyczajnie nie do strawienia. Przez chwilę myślała nawet czy by nie zawrócić, górę jednak wzięła duma i ewentualna wściekłość pani von Manfield. Bardziej duma. Wypięła bardziej pierś i ruszyła żwawo.

I dopiero pani Hermenegilna ponownie skwasiła jej uśmiech.
Z każdym słowem tej... tej... baby... służka coraz mocniej zaciskała pięści. Jak można tak mówić o własnym synu! Miała szczerą nadzieję, że uciekł od tej kobiety. Ekhart zaczął ją wypytywać. Sama nawet chciała coś wtrącić, ale zupełnie nic nie przychodziło jej do głowy. Ciekawe czy tego... śledztwowania można się wyuczyć. Hanna zdecydowanie nie uważała się za mało inteligentną, teraz przecież cierpiała tylko z braku doświadczenia.
Gdy drzwi otworzyły się gwałtownie, przestała się zastanawiać nad tym problemem. Ludzie ruszyli na siebie, a dziewczyna z fascynacją otworzyła swoje oczy.
- Prawdziwa portowa bójka!

Jej pełen ekscytacji głos zniknął pośród innych okrzyków. Ktoś ją chwycił i zaczął odciągać do tyłu. Chyba Almos, bo mignęła gdzieś ta jego czapa. Hanna nie odwracała wzroku od tego co się działo.
- Och! To chyba ząb mu wyleciał!
Wyrwała się nagle mężczyźnie, pragnąc widzieć więcej. Poznała tego całego tresera uwijającego się gdzieś w tłumie.
- Dalej Klaus! Dołóż im! O tak!
Jęknęła nagle, po jakimś szczególnie bolesnym ciosie. Nie dla niej oczywiście, ale oglądając to czuła jakby i ona walczyła. Podskakiwała z ekscytacji. Do strachu to było jej bardzo daleko. Ten pojawił się na chwilę dopiero, gdy Almos przytargał pokrwawionego dokera. Z bliska nie wyglądało to ładnie. Wypowiedział swoją groźbę, a Hanna nachyliła się nad nimi, odrzucając warkocz na plecy.
- Chyba nie zrobisz mu tego naprawdę? - spytała szczerze zmartwiona. - Przecież zupełnie nie wygląda na takiego, co porywałby ludzi. Nawet nie walczy za dobrze, skoro tak szybko go załatwili.

Sekal 08-05-2013 21:39

Marktag, 27 Nachhexen
Wczesny wieczór


Klaus jako pierwszy włączył się do bójki, jako jedyny również uczynił to zupełnie dobrowolnie. Czy to dla własnego interesu, czy dla czyjegoś, a może dla samej przyjemności, to stwierdzić było ciężko. Dość, że zwrócił się do przeciwników bandy siwego mężczyzny, który najwyraźniej niedawno stracił niejakiego Rolfa. Znajdując się w środku kłębowiska ciał, wydawać się faktycznie mogło, że bierze w tym udział pół dzielnicy, co rzecz jasna wierutną okazywało się bzdurą, gdy tylko popatrzeć z boku. Walczących było około piętnastu, plus próbujący wycofać się chyłkiem przypadkowi przechodnie, w tym grupa śledczych i przepytywana Hermenegilda. Ta to nawet zdzieliła jednego dokera tak mocno, że ten aż nakrył się nogami i chociaż wstał, zataczając się, to wielką babę omijał z daleka zarówno on, jak i reszta. Szybko reagujący Hans bez większego trudu wydostał Irminę, którą przecież członkowie tutejszych gangów zupełnie się obecnie nie interesowali, a Almosowi udało się zrobić to samo z Hanną.
Dwaj pozostali mężczyźni mieli nieco większy problem.

Gregor skorzystał z rady kapitana i do doków trafił już ubrane w zwykłe ubrania. Gęby ukryć już jednakże nie mógł, kto wie, czy jakiś z dokerów nie rozpoznał w nim stróża prawa. Wielki łysy drab o kwadratowej szczęce rzucił się bowiem na Tauermanna, zbijając go z nóg. Z całej siły rąbnął strażnika czołem i jeszcze trzasnął kilka razy o błotniste podłoże. Ból był oszałamiający, a mężczyzna prawie stracił przytomność, widząc przed oczami wyłącznie mroczki. Jego szczęście, że tu się nie bito do śmierci, a jedynie poobijania, więc jego oponent szybko się podniósł w poszukiwaniu nowego celu.
Ekhart walczyć szczególnie nie chciał, niestety jego chwilowy wygląd całkiem przybliżał go do dokerów, a skoro nie uderzył siwego, to nadbiegający jego wrogowie uznali go za tego, któremu trzeba dać w zęby. Wielkim znawcą i wirtuozem bijatyk strażnik dróg nie był, dlatego garda co miała zasłonić jego głowę poskutkowała, ale chwilę później oberwał w brzuch i aż go zgięło. Odwdzięczył się kopniakiem i prawym sierpowym, który w coś trafił.
Klaus radził sobie z nich najlepiej, to w końcu był jego świat. Wyprowadził kilka ciosów, a zbroja zatrzymała większość ciosów. Zaliczył tylko jedno otarcie na skroni i potężne uderzenie w nery. Gdy nie widział, któryś z wkurzonych dokerów musiał trzasnąć go tam solidną dębową pałką, ale treser nie wiedział kto.

Bijatyka nie trwała długo, jak zwykle w trakcie takiego ulicznego starcia. To w końcu co innego od karczemnej burdy, siły są zbyt dokładnie podzielone. Dzięki wsparciu nieznajomych, strona starszego z przywódców szybko wzięła górę nad tą drugą i wkrótce tamci uciekali, kuśtykali lub odciągali swoich. Nikt ich nie gonił. Do najgorszego jeszcze tu najwyraźniej nie dochodziło, chociaż Almos wcale nie zamierzał odpuszczać. Przerażony doker spojrzał mu w oczy, dostrzegając tam coś, czego przestraszył się jeszcze bardziej.
- Ja nic nie wiem! Po spędzie bydła często jakieś młodziki się powstrzymać nie mogą i nie swoje srebro wydają! O nikim konkretnym nie słyszałem, nasi ludzie też znikają! I mordują ich!
Sądząc po jego oczach to raczej nie kłamał.
- Może Beatrice będzie coś wiedziała, ona grywa najczęściej w świni! Beatrice Knox, nie wiem gdzie mieszka, ale często bywa w karczmach! Jasne włosy, wielkie niebieskie oczy, ładna. Poznasz na pewno.
Więcej nawet bez jaj by nie powiedział, przynajmniej w tej sprawie. Bo gdyby spróbować to pewnie o całym swoim życiu by opowiedział.

Na pobojowisku podnoszono właśnie powalonych. Jednego siwy mężczyzna oddelegował do zszycia. Inni zdawali się znajdować w lepszej kondycji, nawet Gregor, choć łeb bolał go paskudnie, a leżenie w błocie źle wpłynęło na jego ubranie. Chyba miał dość, bo mruknął coś o powrocie po tym, jak się przebierze i oporządzi. Hermenegilda też gdzieś zniknęła w międzyczasie. Przywódca zwycięzców w końcu zwrócił uwagę na nieoczekiwanych pomocników. Poklepał Klausa po plecach.
- Nieźle, nieźle. Przydałbyś mi się, nigdy wcześniej cię nie widziałem. Hansa tylko poznaję. W ochronie teraz pracujesz, co?
Mężczyzna stojący przed Irminą tylko krótko skinął głową bez słowa.
- Ha! Ładna dzierlatka to i robota dobra. Dziękuję wam za pomoc, jestem Werner Klebb, przywódca Nabrzeżnych Szczurów. Zapraszam na jednego!
Wskazał na karczmę, ścierając krew ze swoich warg. Był to niezły początek. Kilku innych jego ludzi, którzy nie potrzebowali od razu pomocy lub nowego ubrania, już tam wchodziło.

***

Karczma była duża i czysta, szeroka bardziej niż wysoka, choć i piętro miała oczywiście. Wszyscy wiedzieli, że ważne rzeczy działy się głównie w piwnicach, ale ich Werner wprowadził do głównej, porządnej wspólnej izby, gdzie karczmarz właśnie ustawiał ostatnie krzesła, chyba pozostałości po niedawnej bójce. Klientów znajdowało się w środku kilku, obracających do wchodzących. Szybko wracali do swoich kufli. Łatwo dało się zauważyć, że w tym miejscu mnóstwo było wnęk i zacienionych kątów, a także wyraźne zejście na dól. Klebb jednak wybrał stojący na środku, największy stół.
- Kolejka dla wszystkich!
Oberżysta na pewno znał go doskonale. Człowiek miał już ponad pięćdziesiąt lat, zmierzwione siwe włosy i grube dłonie pracującego całe życie człowieka.
- Te brudne Mariemburskie świnie, co przed nami spieprzyły to operujące przy moście Ryby. My trzymamy wschodnią część doków. Zwykle nie włazimy sobie w drogę, nawet jak się nie lubimy. No dobra, czasami damy sobie po mordach.
Postawiono przed każdym kufle z niezłym jak na doki trunkiem w środku. Werner uniósł swój w toaście.
- Za Rolfa! - łyknął. - Żem go ostatnio widział sześć dni temu, przed wielką ulewą. Kto niby inny miał go załatwić, jak nie te świnie?!

Tom Atos 10-05-2013 12:16

Na szczęście bójka nie trwała zbyt długo i Ekhart okupił ją tylko ciosem w brzuch. Zdążył odruchowo napiąć mięśnie i choć żołądek go bolał, to nie było tak źle. Za to odwdzięczył się komuś kopniakiem i prawym sierpowym, więc można było starcie zaliczyć do udanych.

Po mordobiciu siwowłosy uznał ich za swoich ziomków i zaprosił do „Czystej Świni” na jednego. Ekhart mylił się, że bójka nie była ich sprawą. Instynkt Klausa okazał się być przydatny, gdy mężczyzna opowiedział się po stronie Wernera, bo tak przedstawił się siwowłosy. Ów Werner był przywódcą dokerów zwących się „nabrzeżnymi szczurami”.
Zasiedli w karczmie przy głównym stole na widoku. Tym sposobem wszyscy się dowiedzieli o ich przyjaźni. Całkiem dobrze. To im dawało pewną swobodę ruchów i reputację przy Handel Weg.

Rozmowa przy kufelku i przy fajeczce z całkiem dobrym tytoniem z Braszova sprzyjała snuciu rozmyślań. Ekhart zamyślił się powtarzając sobie w duchu to czego dowiedział się od Wernera.
- Taaak. Zaginięcia mają jakiś związek z wylewami rzeki. Tak się przynajmniej wydaje. – spojrzał na Almosa – Jeśli chcesz możemy poszukać tą Knox i ją przepytać. Potem bym sprawdził nabrzeże. Może ktoś coś znalazł w błocie? Jakieś ślady, albo przedmioty należące do zaginionych? Hermenegilda mówiła, że jej syn Albrecht poszedł po jedzenie, zatem miała je za co kupić. Może znalazła w błocie przy brzegu coś cennego? Kto wie? Jeżeli porwano ich rzeką, to może znajdziemy coś na pomostach, albo murze?
Odwrócił wzrok do Wernera.
- Czy Rolf miał jakiś swój przedmiot? Coś charakterystycznego z czym się nie rozstawał? – spytał z nadzieją w głosie.
Kolejny łyk piwa z kufla i kolejne zaciągniecie się fajką przyniosły nowe pomysły.
- A jeżeli na nabrzeżu jest jakieś ukryte przejście, do którego można wpłynąć tylko przy podwyższonym stanie wód? Jakiś ukryty magazyn, albo wylot ścieków? – zastanawiał się na głos.
- Koniecznie musimy przejść się po brzegu. Póki nie jest zalany. – stwierdził Ekhart z przekonaniem.

Eliasz 10-05-2013 16:03

Dawno już nie brał udziału w porządnej bijatyce – a ta mimo, iż krótka do takich się zaliczała. Krew od razu zaczęła krążyć szybciej w organizmie Tresera. Gdyby ktoś nie sprawdzał wytrzymałości pałki na Klausie, byłaby to czysta zabawa. Miał jednak prawo oczekiwać nieczystych zagrań, skoro sam nie grał zbyt czysto. Żałował tylko , że nie dostrzegł twarzy delikwenta który go nią zdzielił, miałby się komu odpłacić. Po chwili stwierdził jednak, iż może to i lepiej , że nie wie, niepotrzebne mu były tu nowe długi do spłacenia...

Treser przyjął komplement od zwycięskiego przywódcy, na to właśnie liczył, mieszając się do bijatyki. Tym co było dlań zaskoczeniem był fakt, że reszta ekipy jeszcze stąd nie odeszła, co więcej z nieskrywanym zdziwieniem zauważył, że niektórzy brali nawet udział w bójce. Nie wiedział tylko czy świadomie czy przypadkiem. Skorzystał z zaproszenia które chwile później zostało im zaoferowane. Poprawił ubiór rozejrzał się po dokerach i ruszył do środka, starając się zapamiętać twarze z którymi miał do czynienia. Mogli okazać się w przyszłości pomocni i dobrze byłoby ich móc wyszukać w tłumie.

Klaus nim usiadł przy stole w środku karczmy, przyjrzał się uważnie oberżyście, starając się o to, aby i oberżysta mógł mu się uważnie przyjrzeć. Nigdy nie wiadomo czy nie będzie tu potrzebował czegoś załatwić, a znajomość z szefem Nabrzeżnych Szczurów, w tym lokalu mogła być tylko pomocna.

Podniósł kufel i wypił gdy wznoszony był toast za Rolfa. - Coś dużo u was tych zaginięć – rzekł po chwili z pewnym przekąsem przyglądając się Wernerowi. Bez cienia złośliwości czy ironii, bardziej z dozą zaciekawienia, które odbijało się na jego twarzy i które można było wychwycić w głosie.
– Miałeś racje zakładając, że nie jestem stąd. - powiedział wolno, przytakując głową. Zamierzał poprowadzić rozmowę tak, aby wyciągnąć maksymalnie dużo informacji przy jednoczesnym nie zdradzaniu roli jaką w tym wszystkim pełnią. Nie mogło jednak obejść się bez przedstawienia. Z jednej strony chciał zachować anonimowość, z drugiej jednak wolał być ostrzeżonym gdyby ktoś z Nulln zaczął o niego wypytywać, a bez podania prawdziwego nazwiska nie byłoby to możliwe. - Nazywam się Klaus Neumayer - dodał głosem pewnym, spokojnym. Przysunął kufel do gardła upijając łyka. Po czym kontynuował. - W Nulln dzieje się nie mniej, jednak nikt specjalnie nie trudzi się by zwłoki ukrywać. -Było to proste stwierdzenie faktu, poparte lekkim wzruszeniem ramion, jak gdyby mówił o potrzebie podlewania roślin. Nie musiał tłumaczyć, wszyscy wiedzieli po co pozostawia się zwłoki. Spoglądając Warnerowi prosto w oczy i odkładając na moment kufel Klaus przeszedł do sedna - Gdyby jednak znów ktoś wam zaginął, dajcie znać, znajdziecie mnie w Trumnie Kowala. - W odpowiedzi na zaciekawione spojrzenie dodał
- Mam wyszkolonego psa, jest szansa , że wykryje melinę w której trzymają kogoś z waszych. Będzie można go odbić i uratować zanim skończy w rzeźni czy w kanale. Poza tym – zawiesił słowa raz jeszcze spoglądając Wernerowi prosto w oczy i zdobywając się na uśmiech – przydałaby mi się okazjonalna robótka. Po czym ponownie uniósł kufel, gotując się do przełknięcia trunku lub go odstawienia. Wiedział, że do ludzi pokroju Wernera nie przemówi altruistyczna chęć pomocy w poszukiwaniach. Sprawy w półświatku zawsze przeplatały się z kwestiami pieniężnymi. Prędzej czy później zaczynało być wiadomo, że zawsze chodzi o pieniądze. Dla czystości sprawy, pewne rzeczy wolał wyjaśniać prędzej. Co prawda w obecnej sytuacji poszukałby zaginionych, nawet i za darmo, ale Werner nie musiał o tym wiedzieć i zastanawiać się co też nowy knuje.

- Okazyjna robótka co? - mruknął siwowłosy. - A co niby w dokach robicie w tak barwnej grupie? - wzruszył ramionami, opierając się ramionami o ławę. - Rolfa żeśmy nie znaleźli. A padło niedawno kilku innych, choć żaden z nich nie był Szczurem. Jak ktoś wrzuca do rzeki, to o tym zawsze wiemy. Ciała wypływają jak rzeka wylewa, a niedawno sporo ulew było. Jakbyście na jego ślad natrafili, wdzięczny byłbym za słówko. Może nawet groszem sypnę, jak wskażecie mi tych sukinsynów, co to zrobili.

Odpowiedź satysfakcjonowała Klausa, miał już punkt zaczepienia i pretekst do poszukiwań wśród dokerów. Mógł też liczyć na świeże informacje w sprawie zaginięć. Sięgnął ponownie po kufel i upił łyk piwa zastanawiając się jak odpowiedzieć Klebbowi, aby nie wyszło, iż pracują dla straży. Nim zdążył coś odrzec, Almos zaczął częściowo wyjaśniać.

Treser mógł ponownie skupić się na obserwacji członków gangu Nabrzeżnych Szczurów z którymi, kto wie, może przyjdzie mu kiedyś o wiele ściślej współpracować...

Bounty 12-05-2013 14:41

Almos, podduszając dokera, ze zdumieniem i rozbawieniem słuchał entuzjastycznych okrzyków Hanny. Służkę najwyraźniej zafascynował nowo odkryty świat męskiej przemocy. Jednak miała w sobie też kobiecą łagodność, bo zaraz wstawiła się za przesłuchiwanym biedakiem.
- Chyba masz rację kwiatuszku – odrzekł jej Almos i puścił dokera, chociaż niewiele się od niego dowiedział. Koczownik podniósł mężczyznę i kopem w tyłek wyrzucił go z powrotem na ulicę, wołając za nim: – Podziękuj ślicznej pannie, że ujęła się za tobą i znaj me dobre serce!
Następnie otrzepał się i spojrzał na Hannę.
- Ostra z ciebie dziewka – powiedział z uznaniem.

Po chwili bójka dobiegła końca i oboje dołączyli do pozostałych pod tawerną. Almos chętnie przyjął zaproszenie do na piwo, bo od tego całego mordobicia zaschło mu w gardle. Przysłuchiwał się rozmowie między Klausem a Wernerem. Wreszcie, co było kwestią czasu, ten drugi zapytał co właściwie tu robią.
- Szukamy zaginionych osób - odpowiedział pewnie Almos - siostrzeńca kupca Kuno Hazelhoffa, o którym pewnie słyszeliście i mojego szesnastoletniego kuzyna Milkosa, Jeźdźca Równin jak ja. Ten drugi bawił tu, w “Czystej Świni”, dwie noce temu, wyszedł dobrze po północy i słuch o nim zaginął. Zdążył tu przegrać sporo brzdęku, a grał chyba z Beatrice Knox, korzystał też z usług dziewek. Chciałbym pomówić z tą Beatrice, ale nie wiem gdzie mieszka i jak wygląda. Jeśli wiecie cokolwiek rzeknijcie, a będziemy wam dłużnikami. I rzecz jasna damy znać, jeśli natrafimy na ślad Rolfa. Jego zniknięcie, myślę, to nie sprawka Ryb, a kogoś kto porywa ludzi z doków od jakiegoś czasu. Ci Mariemburgczycy nie są raczej na tyle twardzi, by kłamać z zimną krwią mając mój nóż przy jajach. Chyba, że ten, którego przesłuchiwałem nie był w coś wtajemniczony. Tak czy owak zacne piwo, Wernerze - nomada uniósł kufel - twoje zdrowie. Jestem Almos z klanu Ramocsa i umiem się odwdzięczyć a także wziąć pomstę. I ten kto przelał krew mojego rodu oraz Rolfa będzie tego żałował do końca swego krótkiego żywota.
Koczownik wyjął fajkę i poczęstował chętnych, a w pierwszej kolejności Wernera, tytoniem.
- Najlepszy - zaznaczył - braszovski.

Klebb skorzystał z chęcią z poczęstunku.
- Też bym nie myślał, że to Ryby, gdyby oprócz tych całych zaginięć czyste morderstwa się nie zdarzały. Sztylet, garota, trucizna. Dawno nikogo takiego w Averheim nie mieliśmy. Bo to musi jeden człek lub jedna grupa.
Także wyciągnął fajkę, zaczynając nabijać. Był rozmownym człowiekiem, przyjaźnie obecnie nastawionym do nieznajomych zasiadających za stołem. Hans również skorzystał z poczęstunku, chwilowo uznając Irminę za bezpieczną. Nie powiedział nic, za to Werner wrócił do przerwanej przemowy.
- A Beatrice znam, jakżeby inaczej. Gładkie lico, ale dusza iście diabelska! Miejcie się na baczności panowie! - roześmiał się serdecznie co mogłoby świadczyć o tym, że nie żywi do niej prawdziwej urazy. - Mieszka niedaleko, wynajmuje pokój u starego Jorga. Wieczorami zawsze jednak bywa w karczmach, jest duża szansa, że i dziś się tu pojawi. Jeśli z nim grała, to może coś wiedzieć. Do mnie żadne słuchy nie dotarły o zaginionych obcych, przykro mi.
Ekhart przyjął zarówno poczęstunek piwem, jak i oferowany tytoń. Wyciągnął rękę w stronę białowłosego.
- Ekhart Rigel - przedstawił się. - Możesz mi powiedzieć Werner ile lat ma Rolf? Jak dotąd wiemy o czterech zaginięciach mężczyzn. W tym trzej byli dość młodzi. Jeden, ten starszy zaginął jakieś 14 dni temu po wielkiej ulewie. Jak to jest z tymi ulewami? Długo utrzymuje się podwyższony stan wody?
Ekhartowi zaczynał w głowie świtać pewien pomysł.
- No... - zastanowił się siwowłosy. - Do czterdziestki powoli mu się zbliżało, ale trzymał się dobrze. Siwizna go ciągle oszczędzała - Werner przeczesał swoje własne włosy. - A woda utrzymuje się zwykle dzień, dwa. Zależy jak daleko deszcze zaszły. Czasami i tydzień. Leje u nas na wiosnę często.
- Wydaje się, że zniknięcia nastąpiły tuż po ulewach, gdy wody się podnosiły. - mruknął Ekhart pociągając z kufla. Poziom płynu w naczyniu niestety ciągle się obniżał. - W nocy gdy jest mniejszy ruch. Porwani muszą być gdzieś przetrzymywani lub jeśli zostali zabici, ich ciała zostały dokądś zabrane - myślał głośno Ekhart. - Werner, słyszałeś o zaginięciu syna Hermenegildy? Powiedz kto tu prócz niej przeszukuje błoto przy rzece?
- Ha! - ni to wykrzyknął, ni to zaśmiał się przywódca Nabrzeżnych Szczurów. - Regularnych przeszukiwaczy to z pięćdziesięciu będzie. Niektórzy przyłażą częściej, niektórzy rzadziej. A O tym od Hermenegildy to słyszeli już wszyscy w okolicy. W tym przypadku to bym się nie zdziwił, gdyby faktycznie zwiał.
Klaus przysłuchiwał się rozmowie i widząc otwartość Wernera zapytał:
- Wspominałeś, że niedawno padło kilku innych, spoza waszej ekipy, możesz powiedzieć kto i kiedy? Mam na myśli tylko tych, których zwłok nie odnaleziono.
- O takich to ja nie wiem - wzruszył ramionami siwowłosy, pykając z fajki. - Nam zniknął Rolf, ale inni nic o zaginięciach nie mówili. Prócz tej waszej Hermenegildy, tą słychać na milę. Bo trupy, to i owszem, były.

Rozmowa przy piwie toczyła się dalej, a Ekhart zaproponował Almosowi wpólne odwiedziny u Beatrice Knox. Zamyślony nomada próbował właśnie przekształcić lawinę pomysłów w jakiś konkretny plan.
- Zgoda – odrzekł Riglowi. – Ja i Ekhart pójdziemy do Beatrice Knox. Reszta niech w tym czasie poszuka śladów na nabrzeżu i popyta miejscowych.

Kiedy wyszli z tawerny Almos wskazał na ślady po kajdanach, zdobiące nadgarstki Ekharta.
- Za co siedziałeś? – Zapytał.

Lady 12-05-2013 16:02

Służka odetchnęła z ulgą, gdy Almos postanowił puścić dokera wolno. Nie chciałaby oglądać jak mu coś obcina, zwłaszcza coś takiego! Biedny mężczyzna i tak już sporo wycierpiał. Niewyobrażalna ilość bólu w takiej małej bójce. Gdy spojrzała tam ponownie, na placu boju pozostali prawie wyłącznie ci z wygranej strony. Słysząc słowa jeźdźca równin, zachichotała.
- Jestem bardzo łagodną dziewczyną, kochanie. Ostra bywam tylko w łożnicy.
Błysnęła ząbkami, ruszając w kierunku karczmy, do której ich zaproszono. "Czysta Świnia". Kto kiedy widział czystą świnię? Chyba na talerzu.
- Nie, nie tylko w łożnicy. Tylko tam to nudno, prawda?
Mrugnęła znacząco wchodząc do środka. Tam spoważniała szybko, bo tematy były poważne, a dziewczyna pragnęła nauczyć się i dowiedzieć jak najwięcej tylko mogła.

Słuchała przez dłuższy czas w milczeniu. Dziwnie się czuła pośrodku rozmowy samych mężczyzn. Widać to było na pierwszy rzut oka, podobnie jak jej spojrzenia na co ciekawszych osobników płci przeciwnej, do których potrafiła się nawet uśmiechnąć. Gdy się odezwała, jej głos początkowo brzmiał słabo i niepewnie - aż do czasu, kiedy to okazało się, że ktoś słucha co ma do powiedzenia. Wtedy nabrała większej pewności siebie.
- Spróbujemy odnaleźć Rolfa i innych. Jeśli to się dzieje podczas ulew, to może ktoś z nich korzysta, by nie zostać zauważonym? Wtedy prawie nikogo nie ma na ulicy! - ekscytacja nie pozwoliła dziewczynie milczeć, nie była z tych, co tylko słuchają. - Kto jeszcze mógłby coś wiedzieć? Jakaś często wyglądająca przez okno tutejsza kobieta czy człowiek bez dachu nad głową, co musi dziwnego schronienia przed deszczem szukać? Jesteście z jednego gangu, pewnie głupio wam dopytywać się u niektórych. Ale my możemy rozmawiać ze wszystkimi - zakończyła z dużą dawką przekonania.

Werner popatrzył na dziewczynę z zaskoczeniem, przez chwilę jakby nie dowierzając, że kobieta także prowadzi to całe śledztwo. Ale wysłuchał jej, a potem odpowiedział.
- Z tej strony niewiele domów, magazyny głównie. Poszukajcie po drugiej, tam bab więcej. I ta dziewczyna, co zawsze w dzień gra przed "Białym koniem". Z bezdomnych, to zwykle kręcił się tu Kurt, Kurt Guth - zmarszczył brwi i wzruszył ramionami po chwili zastanowienia. - Ale tak sobie przypominam, że od kilku dni nie widziałem jego paskudnej mordy.
- Och... - westchnęła w odpowiedzi, myśląc teraz gorączkowo co dalej.
Pierwszy raz odezwała się również panna Irmina, sprawiając, że Hanna jeszcze głębiej zanurzyła się we własnych myślach.
Prawie nie zauważyła, kiedy spotkanie się zakończyło i wszyscy towarzysze zaczęli się podnosić.

Sama także wstała, gdy Almos już mówił co zrobi. Ona jeszcze nie wiedziała, ale podjęła szybką decyzję.
- Jest już późno, mało będzie ludzi na ulicy. Popytać będzie trzeba jutro z ranka, a tymczasem przejdę się do tej drugiej karczmy. Może się z kimś... zaprzyjaźnię.
Zachichotała wesoło, jej entuzjazm nie malał. Szepnęła konspiracyjnie wręcz.
- A potem spotkamy się wszyscy w "Trumnie Kowala".
Mrugnęła i roześmiała się znowu, sugerując, że żartowała z tą tajemnicą. A przynajmniej jej się wydawało. Gestów i mimiki nie miała jeszcze w pełni opanowanej. Będzie teraz musiała spróbować "kamiennej twarzy".
- Ktoś idzie ze mną?

Eleanor 12-05-2013 17:17

Wszystko co działo się wkoło fascynowało pannę Brehm. Pierwszy raz w życiu była tak blisko bójki i nigdy wcześniej w życiu nie była w zwykłej karczmie, a dziś przytrafiło jej się to już drugi raz w ciągu kilku godzin. Z ciekawością rozglądała się po wnętrzu i gdyby nie czujność Hansa potknęłaby się o drewniany zydel, który ktoś nieuważny postawił dokładnie na środku przejścia.
Usiadła skromnie na końcu stołu i słuchała rozmowy która się przy nim toczyła, jednocześnie obserwując otoczenie. Stali bywalcy po pierwszych spojrzeniach, które skierowali w ich kierunku najwyraźniej stracili zainteresowanie ich grupą. Mogła więc bez problemu przyjrzeć im się dokładniej. Nigdy nie widziała stałych bywalców dokowych mordowni. To było równie fascynujące jak wcześniejsza bójka. Świat poza murami zamku czy kolegium był taki niezwykły.

Rozmowa przy stole toczyła się gładko przy piwie i tytoniu, którym poczęstował mężczyzn koczownik. Pojawiało się coraz więcej nazwisk osób, które mogły coś wiedzieć o zaginionych. To zwiększało ich szanse na jak najszybsze rozwiązanie zagadki. Nie wtrącała się do męskiej rozmowy, ale kiedy Hanna wtrąciła swoją wypowiedź także i ona zdobyła się na odwagę by zapytać o problem, który w podświadomości cały czas ją nurtował:
- Panie Klebb, jestem Irmina Brehm i też zostałam poproszona o rozwiązanie sprawy zaginięć – Dziewczyna uśmiechnęła się nieznacznie do starszego mężczyzny – Czy mógłbyś udzielić mi kilku odpowiedzi na temat tych martwych, których znaleźliście?
Siwowłosy wlepił w nią swoje spojrzenie, pykając z fajki i nie odzywając się dłuższą chwilę. Musiał analizować jej wygląd, ale w końcu zerknął w bok na popijającego piwo Hansa i wzruszył ramionami.
- Niewiele o nich wiem, panienko. Jeno plotki. Ludzie się nie chwalą, jak ktoś morduje ważniejszą szychę. Ja sam widziałem tylko jedno ciało i to z daleka.
- Czyli to nie był nikt z waszych ludzi?
- Jednego znałem nieco bliżej - odpowiedział mężczyzna. - Ale prócz Rolfa nikt ze Szczurów nie zniknął i nie został zabity, panienko.
- Zastanawiałam się nad tym, czy zanim ciała zostały odnalezione, tych osób może nie widziano przez jakiś czas? Czy możesz panie powiedzieć, kto mógłby udzielić nam na ten temat konkretniejszych informacji? Ktoś powiązany z zabitymi?
Nachylił się nad stołem, patrząc jej głęboko w oczy. Minę miał poważną.
- Niektórych rzeczy zdecydowanie lepiej nie wiedzieć, panienko. Bo jak się zadaje za dużo pytań, to nawet Hans tu wiele nie pomoże. Najlepiej założyć, że nie jest to ze sobą powiązane.
Wyprostował się i pociągnął z kufla, a na jego usta powrócił niewielki uśmiech. Ale wydawał się już niezainteresowany rozmową z Irminą.
Tymczasem jego rozmówczyni poczuła jak po plecach przebiega jej zimna smuga strachu. To nie była groźba lecz ostrzeżenie, a jednak dziewczyna pierwszy raz poczuła, że cała ta sprawa z poszukiwaniem zaginionych, to nie zabawa i może się okazać bardzo niebezpieczna.
Z drugiej strony to była już druga osoba, która na jej pytanie o martwe ciała unikała odpowiedzi. Ciekawe dlaczego? Może po prostu nie lubili mówić o trupach?
W tym momencie dziewczyna wpadła na pomysł z kim mogłaby porozmawiać o ciała, które najwyraźniej w ponadprzeciętnej ilości pojawiały się ostatnio w Averheim. Nachyliła się do swego ochroniarza i na tyle cicho by tylko on był w stanie usłyszeć jej słowa zapytała:
- Hans ile macie w tym mieście miejsc pochówku zmarłych?
- Ogrody Morra są jedne, na południu za murami - odburknął.
- A macie tutaj świątynię Wróży? - Zapytała jeszcze raz równie cicho, zupełnie nie zrażona jego gburowatością. Zajęci rozmową przy stole jej nowi towarzysze, nie mieli szans usłyszeć ich wymiany zdań.
Hans zmarszczył czoło, jak gdyby nie miał pojęcia o czym ona mówi. Wzruszył ramionami, kręcąc głową.
- Nie słyszałem o czymś takim.
Irmina skinęła głową. To, że nic nie słyszał o jasnowidzących kapłanach nie znaczyło jeszcze, że nie ma ich w mieście. Z tego co pamiętała z informacji o tych szczególnych kapłanach Pana Zmarłych, większość z nich nie opuszczał terenów świątyni i samych Ogrodów Morra. Może po prostu Hans nie potrzebował nigdy interpretacji swoich snów? Dziewczyna uśmiechnęła się lekko do siebie, jakoś rzeczywiście nie mogła sobie wyobrazić ponurego najemnika, proszącego o dar proroctwa.
- W takim razie jutro z samego rana wybierzemy się do Świątyni Morra. - Powiedziała cicho do swego opłacanego obrońcy.

W tym czasie inni zaczęli się rozchodzić planując spotkania i kolejne przepytywania. Irmina doszła do wniosku, że pewnie poradzą sobie w tych sprawach. Ona sama poczuła się już zmęczona emocjami tego niezwykłego dnia. Chciała też w spokoju przemyśleć czego się dowiedzieli i przeanalizować fakty.
Wstała ściągając tym samym na siebie uwagę pozostały i powiedziała wyraźnie nieskrępowana uwagą jaką na sobie skupiła:
- Ja wrócę teraz do domu pana Hazelfoffa. Proponuję spotkać się jutro przed południem w Trumnie Kowala. Wtedy będziemy mogli wymienić informacje, które uda nam się zdobyć.

Sekal 16-05-2013 14:31

Marktag, 27 Nachhexen
Późny wieczór


- Werner - zagaił Almos na odchodnym- jak właściwie trafimy do starego Jorga?
- Najlepiej nam pokaż. Jak jej nie będzie poczekamy w “Czystej Świni”.
- wtrącił się Ekhart.
Siwowłosy prychnął, wyciągając nogi i unosząc kufel.
- Pokaż? A co ja kurwa jestem? - uniósł brwi, niezrażony. - Pogadaliśmy, ale za przewodnika po mieście to ja służyć nie zamierzam. Jorg mieszka dwie przecznice dalej, taki krzywy, dwupiętrowy dom.
Wyszli na ulicę, pogrążoną już zupełnie w ciemności. Chmury zasłaniały gwiazdy i nieliczne tu latarnie, umieszczone głównie przy moście i prowadzącej od niego drodze, dawały niewiele światła. Doki już nie tylko śmierdziały. Stawały się również groźne, im dalej w noc - tym prawdopodobnie bardziej. Nieliczni ludzie przemykali bokiem, spiesząc ze swoimi sprawami. Pijacy jeszcze nie zaczęli opuszczać karczm, chociaż akurat "Czysta Świnia", nie licząc Wernera i jego ludzi, była tego wieczoru prawie pusta. Pewnie przez gwałtowną różnicę zdań dwóch szefów tutejszych gangów.

Almos i Ekhart ruszyli we wskazanym kierunku, szybko orientując się, że większość tutejszych budynków podpada pod kategorię "krzywy". Bardzo mało za to było dwupiętrowych, więc gdy dwie przecznice dalej taki znaleźli, nie mieli wątpliwości, że to musi być ich cel. W dwóch oknach jeszcze widać było światło płonących lamp. Budynek faktycznie przechylał się nieco, ostatnie piętro dobudowane było znacznie później i nie do końca umiejętnie, widział to nawet nie obeznany z miastami, a co dopiero budownictwem, jeździec równin. Zapukali raz, potem drugi, a ze środka dobiegły głośne przekleństwa.
- I co napierdalata po nocy? Własnych chałup nie macie?! - drzwi otworzyły się gwałtownie, ukazując trzymającego lampę kulejącego, siwego mężczyznę o potarganych włosach. - A jak własnych nie mata, to chceta pokój?
Na karczmę to nie wyglądało, ale skoro Beatrice tu mieszkała, to właśnie tym na starość Jorg musiał dorabiać. Gdy spytali o nią, fuknął niezadowolony, a potem rozdarł się na całe gardło.
- Knox! Znów jakieś moczymordy do ciebie przylazły!
Przez chwilę panowała cisza, a potem z okna na piętrze wychyliła się głowa o nietypowo w tych rejonach jasnych włosach.
- Znam ich?
- Nie.
- To niech sobie idą!

Jorg wzruszył ramionami.
- Słyszeliśta.
Trzasnął im drzwiami przed nosem. Gdzieś obok otworzyło się jakieś okno i kobiecy głos wrzasnął coś o ciszy. Piękna okolica. Beatrice zagadana tuż przez tym, jak sama zniknęła w środku, wcale nie zamierzała być bardziej pomocna, choć przynajmniej zdołali zadać pytanie.
- Nic nie wiem. Wygrana to wygrana. Może i był jakiś młodzik, którego skubnęłam na trochę srebrników, ale takich jak on spotykam sporo. Ze wsi przyłażą, za cycami i pieniędzmi się rozglądają. Nawet nie pamiętam, kiedy wyszedł i na pewno nie poszłam za nim.
Zamknęła okno i zniknęła w środku budynku. O tej porze i w tych okolicznościach nie było szans, by dowiedzieli się więcej.

Hanna weszła do "Białego Konia", czując, że nazwa z koniem faktycznie ma dużo wspólnego. Zapach był niezbyt miły, wnętrze bardzo proste i choć posprzątane - to zdecydowanie trzeba było się do tego przyzwyczaić. Bernardt Kurtz, właściciel i barman jednocześnie, młodość miał już za sobą i choć starość jeszcze nie nadeszła, widać było po nim trudy życia. Przywitał dziewczynę miłym, lekko zmartwionym uśmiechem.
- Wcześniej cię tu nie widziałem. Niebezpiecznie tu o tej porze. Lepiej nie chodzić.
Mimo tego nalał jej tego o co poprosiła, a przyjazny uśmiech, białe zęby i niewielki dekolt pozwoliły zadać kilka pytań.
- Zaginięcia, co? Niewiele o tym wiem. Olga Kiliński zdaje się, że o męża swojego się martwiła, ludzie gadają. Mieszka przy nabrzeżu, sklep prowadzi. Ale ty lepiej do siebie zmykaj. Chodzą słuchy, że pojawił się w Averheim ktoś nowy, próbujący przejąć kontrolę nad podziemiem. Szkoda, by takie ładne dziewczę przypadkiem zostało w to wciągnięte.
Więcej powiedzieć nie powiedział, ale musiał być dobrym człowiekiem w pewnym sensie, bo w jego oczach wyczytała prawdziwe zmartwienie. A w samej karczmie, prócz kilku tutejszych, w większości mocno już wstawionych, nie było o tej porze nikogo interesującego.

Również Klaus nie dowiedział się zbyt wiele. Psa przyprowadził, ale co dalej? Nie miał żadnych konkretnych tropów. Późna pora nie poprawiała sytuacji i mimo swojego doświadczenia, a może dzięki temu, dojrzał kilka nieprzyjaznych spojrzeń gdzieś zza rogu. Averheim daleko było do Nuln, nie zmieniało to jednakże faktu, że potrafiło pokazać swoją ciemną stronę.
Bez konkretnych informacji czy tropów treser nie był w stanie nic zdziałać.


Backertag, 28 Nachhexen
Wczesny ranek


Nowy dzień wstawał powoli, jakby zmęczony poprzednim. Chmury z nocnego nieba odpłynęły na północ i choć wiał porywisty wiatr, to w środku miasta nie było tak odczuwalne.
Irmina nie musiała długo czekać na Hansa, ten pojawił się prawie o czasie. Wyglądał dokładnie tak samo jak dzień wcześniej, nie wydając się z siebie żadnego komentarza na temat tego, gdzie chce udać się dziewczyna.

"Trumna Kowala" o tak wczesnej porze była prawie pusta. Reihid Wolsch, właściciel i oberżysta, wstał jednakże już o świcie, a na talerzach pojawiło się śniadanie, jak tylko trzech mężczyzn i jedna kobieta zeszli do wspólnej izby, zasiadając przy stole. Szykował się im pracowity dzień, choć musieli ustalić jakiś plan. Irmina miała się z nimi spotkać tu dopiero w południe, ale doki niewątpliwie już tętniły o tej porze życiem. Reihid, podając jedzenie, odezwał się.
- Gregor kazał przekazać, że został oddelegowany do innych zajęć i musicie sobie radzić bez niego.

A drzwi karczmy otworzyły się i wszedł siwy, zgarbiony nieco mężczyzna o długiej brodzie. Na sobie miał stare, mocno znoszone i miejscami poprzecierane szaty. Podpierał się kosturem. Co sprawniejsze oko wyłowiło łańcuszek na szyi, na którego końcu majtał się symbol wagi. Mężczyzna dostrzegł ich i coś w jego oczach błysnęło. Najwidoczniej ich właśnie szukał.


Thomas nie miał pojęcia czego spodziewać się przed tym spotkaniem. Kapłani Vereny z Averheim wydawali się początkowo niezbyt zainteresowani mieszaniem się do śledztwa. Wiedza była potęgą, ale coś takiego to była sprawa straży. Musieli za to kontaktować się z władzami, bowiem po pytaniach skierowali go prosto do kapitana, Marcusa Baerfausta, a ten odesłał go dalej.
- Jest kilka osób, które zatrudniłem do zbadania sprawy zaginięć. Jeśli pragniesz się temu przyjrzeć, to najłatwiej będzie ci połączyć z nimi siły. Masz moje błogosławieństwo i to im przekaż. Zwłaszcza, że musiałem im zabrać swojego człowieka. W mieście jest coraz mniej spokojnie. Nawet mam coś, co upewni ich, żeś ode mnie.
Wyjął kawałek papieru z pieczątką i jego własnym podpisem.
- To glejt, który wcześniej dałem swojemu człowiekowi. Możesz im go dać, możesz sam nosić. W razie co powinien ułatwić śledztwo i upewnić ludzi, że to sprawa oficjalna. Powinieneś znaleźć większość z nich w karczmie "Trumna Kowala", gdzie jest także pokój i dla ciebie, opłacany z miejskiej kasy.
Z tymi słowami zostawił Thomasa, a ten udał się do wskazanej karczmy.
A tam zastał czwórkę ludzi spożywających śniadanie. Takich samych, jacy zostali mu opisani. Brakowało jeszcze dwójki, lecz można się było domyślić, że przecież nie wszyscy mieszkali w tym samym miejscu.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 16:19.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172