lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Warhammer (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-warhammer/)
-   -   [Wewnętrzny Wróg] Wróg Poniżej (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-warhammer/12594-wewnetrzny-wrog-wrog-ponizej.html)

Bounty 27-11-2013 22:14

Adele nie przejmowała się raną swojego człowieka, bardziej interesowało ją zejście na dół. Drugi z jej ludzi miał linę i zdjął ją teraz z ramienia. Problem tylko taki, że nie było komu jej przywiązać.
- Musimy oświetlić dół, zanim zejdziemy. Pierwszy będzie miał problem - Łowczyni mówiła szeptem, przy zamkniętej klapie. - Pomysły? Można zeskoczyć z tarczą przed sobą, ale trzeba by wiedzieć, w którym kierunku wróg.
Nie zamierzała aż tak ryzykować, by szturmować bez zastanowienia również pod ziemią. Tymczasem ranny przez chwilę chwiał się na nogach, a potem usiadł. Rana nie była głęboka jak na pierwsze oględziny.
- Kręci mi się w głowie... - powiedział bełkotliwym tonem. To co go trafiło musiało być posmarowane trucizną, bez dwóch zdań.
- Psia krew, jeśli to trucizna, musimy go zabrać do medyka - powiedział Almos. - Pomóżcie mi przerzucić go przez siodło! - Zawołał do Hanny i ojca Goethe.
Thomas chwycił szarpie od Almosa i podziękował mu skinieniem głowy, po czym dopadł znów do rannego. Wiedział że czasu jest niewiele i postanowił pomóc mężczyźnie wyplątać się ze zbroi, jednak gdy Almos zaproponował pomoc, Thomas wiedział że jego pomysł jest lepszy i nie zwlekał. Chwycił rannego pod ramię i uniósł go, podprowadził do konia nomady i nie zważając na ewentualne protesty człowieka Adele, pomógł mu wgramolić się na koń.
- Człowieku… nie oponuj mi tu tylko. Teraz przy życiu jeno bogowie i twój hart ducha cię trzymają. Krew masz zatrutą, to przeklęte ostrze musiał być wysmarowane jakimś paskudztwem. Gońcie do felczera. - Goethe wiedział że zbrojni zwykli zgrywać na twardzieli, zatem wystraszenie mężczyzny faktem o truciźnie, które zapoczątkował Almos i dokończył Thomas, mogło przynieść wymierny efekt.
Ranny, coraz mniej zdający sobie sprawę z tego co dzieje się dookoła, szybko znalazł się na wierzchowcu Almosa. Jeździec Równin mógł pognać do medyka, którego lokalizację przekazać mu mogła tylko Hanna. Niestety, zmuszało go to do gnania prawie do centrum Averheim.

Tymczasem pozostali ciągle zebrani byli nad zejściem na dół.
Ekhart przyjął z rąk czarodziejki latarnię nie kryjąc uśmiechu:
- Zapobiegliwość godna pochwały. - powiedział krzesząc ogień i rozpalając latarnię.
Po czym przez okrągły uchwyt na czubku lampy służący głównie do trzymania przewlókł, uzyskaną od jednego z ludzi Adele, linę. Następnie podszedł do otworu w klapie i zaczął spuszczać źródło światła w dół.
- Nachylcie się i popatrzcie co tam widać? - powiedział.
Zajęty tymi czynnościami z początku nie zauważył pomieszania Irminy po nieudanej próbie rzucenia czaru. Teraz jednak z niepokojem przyjrzał się jej twarzy.
- Wszystko w porządku Irmino? Dobrze się czujesz?
Niepokój był jak najbardziej uzasadniony. W pobliżu jeden z obstawy łowczyni został zatruty.
- Wszystko w porządku. - Powiedziała choć głos wyraźnie lekko jej drżał.
Treser podszedł do otworu kucając nieznacznie rozglądał się po pomieszczeniu z strzałą naciągniętą na cięciwę. Wiedział, że przyczajonego w mroku przeciwnika będzie ciężko wypatrzeć, szukał jednak wszelkiego odblasku oczy i ostrza miały to do siebie iż zazwyczaj odbijały w ciemnościach promienie światła i nawet nieznaczny odblask mógł dać wskazówkę gdzie ukrywa się przeciwnik. Treser wolał przesuwać się, będąc wciąż na kuckach wokół otwartej klapy niż ryzykować znaczniejsze pochylenie się do środka, po tym co skaveny zrobiły człowiekowi łowczyni byłoby naiwnością przypuszczać, że mieli tylko jeden zatruty pocisk…
- Jeśli myślisz, że jest tam kolejna pułapka - Powiedziała Irmina obserwując jego działania - Może najpierw spuśćmy na dół tego martwego człowieka. Jemu już i tak nic nie zaszkodzi.
Adele skinęła głową na pomysł Irminy, odpowiadając cicho. Zdaje się, że uważała, że mogą zostać usłyszeni i zrozumiani. Jej człowiek przeciągnął ciało i owijał je liną. Smród trupa jeszcze mocniej uderzył w nozdrza. Łowczyni dała im drugi koniec liny.
- Przywiążcie to gdzieś, tak by uderzył w ziemię, ale w połowie wisiał. Wchodzimy tuż za nim. Przydałby się ktoś z tarczą najpierw, pójdę z nim. Można temu - wskazała trupa - przywiązać światło. Jak będziemy na dole, potrzeba oświetlić piwnicę.

Almos tymczasem popędzał klacz na tyle ile się dało, nie zrzucając półprzytomnego człowieka. Chciał dotrzeć do medykusa i wrócić jak najszybciej.

VIX 28-11-2013 00:32

Hanna nie miała wiele siły, ale pomagała z pełnym zaangażowaniem przełożyć rannego przez siodło. Wytłumaczyła też Almosowi najdokładniej jak mogła, gdzie znajdzie medyka. Gdy odjechał, nie poszła do budynku, a wróciła do obserwacji przeciwległych do drzwi okien. Teraz nie było już koczownika na koniu, więc w razie ucieczki potworów, pozostanie tylko ona. Ktoś musiał tu zostać. Nawet jak będzie mogła tylko głośno wykrzykiwać ostrzeżenia o tym, że zwiewają.

Thomas pożegnał Almosa smutnym spojrzeniem i dołączył do grupy w pomieszczeniu.

- Jeździec i zraniony człowiek Adele są w drodze do medyka, a Hanna na czatach stoi przed domem. - Szepnął akolita i czekał rozwoju wydarzeń.

- Szkoda, że Almos nawiał. - mruknął Ekhart z przekąsem.

Chwycił za linę i rozejrzał się do czego by ją przywiązać. W końcu ze zniszczonych drzwi wydarł dwie deski i owiązał je liną. Odmierzając na oko odległość od drzwi do dna piwnicy zaczął nawijać wokół nich nadmiar liny. Gdy już mu się zdało, że jest tyle ile trzeba umieścił owinięte deski w poprzek odrzwi i podszedł do drugiego końca z przywiązanym trupem. Końcówkę liny zawiązał na kółku lampy.

- Gotowe. Hans pomóż mi go spuścić. Nawinąłem tyle liny, że powinien dotknąć podłogi, ale nie upaść.

Otworzyli klapę i najpierw poświecili tam lampą, nie dowiadując się z tej krótkiej inspekcji zupełnie nic. Prócz ciasnego przejścia, znajdowała się tu także gruba warstwa ziemi, nie pozwalająca przyjrzeć się niczemu odpowiednio dokładnie, o ile ktoś nie chciał patrzeć wyłącznie całkiem w dół. Kiedyś musiała tu być drabina, ale teraz nie pozostał po niej nawet ślad. Adele rozdała pochodnie wszystkim nie korzystającym z tarcz i zaczęto szybko spuszczać trupa, który uderzył w ziemię nogami i zawisł. Światło zakołysało się, nie ukazując żadnych celów, za to chyba czymś oberwało, bo mignął im mały, ciemny przedmiot. Nie było sensu się zastanawiać. Adele i jej człowiek wskoczyli do środka. Zaraz podążył Klaus, bo na cel do strzału liczyć nie mógł. Pochodnia Łowczyni zaraz zgasła, ale lampa ciągle paliła się, oświetlając najbliższe otoczenie. W jedną z tarcz coś się wbiło, lecz względnie łatwo było to zatrzymać - piwnica była wąska - obok siebie mieściły się maksymalnie dwie osoby, podłużna i z jednej strony zaraz kończyła się ścianą. Z drugiej widzieli tylko czerń. Było też nisko, wyprostować dało się tylko bezpośrednio pod klapą. Podtrzymywały to wszystko nadpróchniałe, drewniane słupy. Coś poruszyło się na granicy światła i Adele wypaliła, ogłuszając na chwilę wszystkich. Efektu nie stwierdzili. W środku było strasznie zimno. Na pierwszym słupie, jedynym dobrze oświetlonym, widać było ślady pazurów. A może i zębów?

Tom Atos 28-11-2013 12:48

Zdawało się że wpierw przy klapie, a później już pod linią podłogi, zaczyna robić się tłoczno, dlatego akolita odpuścił. Adele i jej człowiek oraz Klaus to było już sporo, a przy zejściu byli jeszcze Ekhart i Irmina, to więcej prochu strzelniczego i stalowych ostrzy niż było potrzeba w tak ciasnym z pozoru miejscu. Thomas z obnażonym sztyletem został na górze, spojrzenia dzielił między drzwi wejściowe do domu a otwartą klapę w podłodze… pod nosem modlił się… o cokolwiek, byle było dobre.
Irmina postanowiła zejść na dół na samym końcu, jeśli tylko pozostali znajdą jakieś przejście i zrobią nieco miejsca pod klapą. By nie poranić sobie rąk od liny owinęła dłonie kawałkami szmat znalezionymi w chacie.
Jeśli ktoś jeszcze nie wiedział, że weszli do piwnicy, to wystrzał Adele zaalarmował wszystkich ich wrogów.
Ekhart sprawnie zszedł w dół i stanął za Adele. Jeśli ona, albo jej człowiek dostaną gotów był stanąć w pierwszym szeregu. Nie sądził, by używanie w tej ciasnocie pistoletu coś dało. Było ciemno, a jak już coś wylezie na linię strzału, to już będzie w zasięgu miecza, którym z resztą i tak będzie można tylko zadawać sztychy. Zatem Rigel wybrał odpowiedni zestaw uzbrojenia. Miecz i tarczę.
Klaus niezbyt czuł się w wąskim korytarzu. Marnym pocieszeniem był fakt, że na pierwszej linii stała Łowczyni ze swoim człowiekiem. Ustawił się za nią licząc , że w walce wytrzyma ciut dłużej… Miecz i tarcza były już w jego rękach wzrok nawykły do ciemności świdrował w tym czasie przestrzeń przed nim. O strzelaniu w takiej ciasnocie nie było mowy, ale zawsze mógł wypatrzeć zagrożenie i ostrzec przed nim.

Adele nie zamierzała iść przodem. Przepuściła Klausa, wkładając pistolet za pas i ściągając lampę z trupa. Tylko ona im przyświecała tam na dole, gdy we czwórkę ruszyli do przodu. Hans zsunął się na dół tuż przed Irminą, czekając tam na nią i pomagając schodzić. Tymczasem pozostali już przesunęli się o kilka kroków, gdy ziemia zatrzęsła się. Piwnica była słabo wykopana, niczym tajne przejście lub skrytka. Nagle usłyszeli dziwny zaśpiew a chwilę potem pierwsza z belek podtrzymujących ziemny "sufit" rozpadła się w drzazgi. Hans niemal instynktownie objął czarodziejkę, chroniąc ją przed masą drewnianych drzazg. Z góry sypnęła się cała masa ziemi, w dużej mierze blokując idącej na przedzie czwórce powrót. Coś wyprysnęło z ciemności i dźgnęło w udo człowieka Łowczyni, który krzyknął, próbując bezcelowo pchnąć mieczem. Klaus był skuteczniejszy. Nabił stwora, pochylonego, człekokształtnego, śmierdzącego szczura na swój miecz. Potwór zapiszczał, aż dźwięk ten uciszyła kobieta, wbijając mu swój miecz w kark. Truchło padło na ziemię. Ranny uklęknął, próbując zatamować mocno cieknącą krew.
Pozostał prawdopodobnie tylko jeden. Lecz gdzieś przed sobą słyszeli coraz głośniejszy, piskliwy zaśpiew, a ziemia pod nimi, wokół nich, drżała coraz mocniej. Cokolwiek szykował czarownik, było to paskudne.
- Naprzód! Zabić to ścierwo! - Adele krzyknęła, wymijając swojego człowieka.

Eliasz 29-11-2013 16:42

Miecz, albo kula były najskuteczniejszymi metodami antymagicznymi, o ile były zastosowane szybko. Ekhart rzucił się za Adele, jak ona wymijając rannego. Starał się wypatrzyć maga, by skutecznie zadać cios.

- Dziękuję - Powiedziała Irmina do Hansa, który osłonił ją własnym ciałem przed skutkami zawalenia. - Musimy jakoś poszerzyć przejście, by reszta była w stanie wrócić lub my do nich się dostać. Proponuję w tym celu wykorzystać kawałki tych połamanych desek.

To mówiąc dziewczyna zaczęła rozglądać się po rumowisku by znaleźć coś przydatnego.

Rzucili się do przodu, a wraz z nimi przesunęło się źródło światła. Piwnica tam rozszerzała się trochę, a na środku tej ziemnej jamy, w jaką się zmieniał korytarz, stała kolejna szczuropodobna, owinięta szmatami istota. Jej łapy machały szaleńczo, a ślepia błyszczały nawet wtedy, kiedy miecz Ekharta sięgał tego plugawego cielska. Wtedy też potwór wbił swój krzywy kostur w ziemię i wszystko eksplodowało. Potężny wstrząs wszystkimi rzucił o ziemię, nawet Irminą i Hansem, z mozołem przekopującym się przez zawalisko. Nawet Thomasem i Hanną, ciągle pozostającym na górze. Kilka kolejnych podpór pękło, a ziemia zwaliła się na nich, częściowo grzebiąc pod sobą. Na szczęście zaklęcie nie okazało się na tyle silne, by pogrzebać ich całkowicie, a ciągle będący tuż pod klapą czarodziejka i jej ochroniarz bardziej zostali ubrudzeni niż przysypani. Powstała po tym dziura, wpuszczająca do środka światło dnia i to wykorzystał skaven, wdrapując się, dokładnie niczym szczur, po zawalisku i wyskakując nad ziemię. Zobaczyła go Hanna, lecz nie mając broni strzelającej, mogła tylko krzyknąć, patrząc jak stworzenie, korzystając ze wszystkich czterech łap, pędzi ku najbliższemu zagajnikowi, oddalając się od miasta z wielką szybkością.

Musiał być już bardzo daleko, zanim udało im się wygrzebać i rozejrzeć dookoła. Skaveny faktycznie urządziły tu sobie kolejną kryjówkę, ale tym razem znaleźli coś, co niewątpliwie musiało być składnikami rytuału. Złotą plakietę, z wyraźnym ciągle herbem von Kauffmanów. Jeden jej róg był odcięty i rozdrobniony na sześć mniejszych złotych fragmentów, które znaleźli w niewielkim woreczku. A w metalowej wazie, stojącej tuż obok, znajdowało się coś zdecydowanie bardziej śmierdzącego. Światło lampy ujawniło serca, wyrwane i częściowo rozczłonkowane, pływające w resztkach krwi. Na drewnianym blacie, pozbawionym już nóg, leżały jeszcze dwie rzeczy. Pierwszą był czarny, mieniący się zielenią kamień wielkości połowy ludzkiego małego palca. A obok niego, wydzielające podobnie nieprzyjemną aurę, leżało serce jakiegoś dużego dzwonu, stylizowane na zaśniedziałe srebro. Nawet bez pomocy arcymaga domyślili się, że ono właśnie było przedmiotem tego mającego się odbyć rytuału.
Zagadkę zaginięć rozwiązali, podobnie jak rozbili skaveńską grupę, ostatniego jej członka przepędzając już raczej całkiem skutecznie. Za to kapitan niewątpliwie wypłaci im nagrodę.

W końcu rozwiązanie zagadki Czarnego Kaptura nie stanowiło istoty tej sprawy. Jak i przedmiot tworzony przez skaveny. Któż jednak wie, może czas pozwoli rozwikłać i te tajemnice?

VIX 01-12-2013 13:41

~ Dopadli ich. Na bogów. ~ Pomyślał Thomas gdy tylko usłyszał krzyk przybocznego Adele, do tego ten hałas, dźwięk pękającego drewna. Zdawało się jakby pod linią podłogi wybuchła regularna potyczka. Akolita padł na kolana i zajrzał w otwór w podłodze, widać tam było Irminę i Hansa oraz cienie innych towarzyszy i poświaty rzucane przez pochodnie, te przemieszczały się błyskawicznie, widać zrobiło się tma gwarno jak w ulu. Później był już tylko pisk w uszach.

Thomas Goethe otworzył oczy i próbował zorientować się co się stało. Leżał na podłodze, oparty ramieniem o ścianę, a przecież chwilę wcześniej zaglądał w zejście do piwnicy. Spojrzał w lewo i dostrzegł zawalającą się część podłogi, tumany kurzy wzbiły się w powietrze, a z belek pod sufitem posypał się piach. Starszawy sługa świątyni Vereny dochodził do siebie bardzo powoli, zorientował się że coś musiało eksplodować, innej możliwości nie było. Pierwszym odruchem było spojrzenie na drzwi, otwarte i obiecujące ucieczkę, ale po chwili Thomas przypomnial sobie o kompanach którzy zeszli pod ziemię. Na czworaka rzucił się ku otworowi w podłodze, który też ucierpiał podczas eksplozji i stracił nie tylko swą prostokątną formę, ale i część ścian. Goethe przeraził się w pierwszej chwili, obawiał się ze jego przyjaciele zostali zasypani żywcem, a może i nie żywce, może eksplozja ich zabiła? Trudno było zobaczyć cokolwiek przez kłęby kurzu i pyłu.

- Hanna! Hanna! Szybko! Pomóż mi!. - Thomas krzyczał. Był pewien że pannie Elberg nic się nie stało. Przynajmniej nic co by było efektem tego co wydarzyło się pod podłogą. Thomas nie wiedział że Hanna ma swoje problemy, a raczej obserwuje coś niezwykłego w tym czasie, w postaci uciekającego skavena.

Szczęście w nieszczęściu. Wszyscy przeżyli. Wygrzebanie towarzyszy spomiędzy desek i gruzów nie było łatwe, ale widać siostra Verena wysłuchała próśb poczciwych poddanych, bo większych obrażeń nikt nie odniósł. Thomas obejrzał każdego uważnie, ale bez zbędnej poufałości, wszyscy poza drugim stronnikiem Adele byli zdrowi, dlatego to na jedynym wtedy rannym człowieku, Goethe skoncentrował swą uwagę. Opatrzył go najlepiej jak potrafił i zalecił wizytę u medyka, ale to było oczywiste.

Kryjówka szczuroludzi kryła wiele ciekawych rzeczy. Thomas obejrzał wszystko uważnie i zapamiętywał każdy szczegół. Wiadomym było że łowczyni Adele wszystko zarekwiruje, opieczętuje i zniknie to pewnie gdzieś w tajemnych komnatach pod murami świątyni Sigmara... cóż, lepiej by tak się właśnie stało, bo były tam spaczone artefakty, a i sam czarci pył w postaci kryształu, wielkości połowy palca.

Po wszystkim, gdy nadbiegła już straż, gdy człowiek Adel otrzymał pomoc, gdy tłum gapiów obserwował budynek z którego unosił się słup pyłu, a ziemia obok zapadła się... Thomas pożegnał się z łowczynią czarownic Adele, a na odchodne wspomniał jej że o całym zajściu poinformuje kapitułę Vereny w Altdorfie. Thomas nie ufał już nikomu, a na pewno nie gdy chodziło o spaczeń i relikty skavenów. Lepiej by i łowczyni wiedziała że ktoś patrzy jej na ręce, bo nigdy nie wiadomo jak owe przedmioty mogą wpłynąć na jej osobę, pomimo długoletniego jej doświadczenia i treningu.

***

Nagroda otrzymana od kapitana Marcusa była sowita, a kolejne dni w Averheim spokojne. Nikogo nie porwano i nie zadźgano, przynajmniej nie z ramienia Czarnego Kaptura, chociaż kto tam znał prawdę? Akolita czuł że fakt iż główny złoczyńca i serce tego zamieszania w rodzinnym mieście Barnabusa, powinien zostać schwytany i postawiony przed trybunałem sprawiedliwych, ale nie dane było dopaść owego bandyty przez grupę śledczych. Goethe bardzo tego żałował.

Datek w srebrze został złożony na ręce kapłanów Vereny zgodnie z obietnicą, listy do Altdorfu wysłane, zapasy na podróż zakupione... miasto przyjaciela któremu przysięgę dane było złożyć było uratowane, przynajmniej na razie. Goethe wiedział że wróci do Averheim jeśli znów zło zaczai się na dobre dusze tych ulic i siedzib, taka już była przysięga i rola Tomasa Goethe, taką sam sobie obrał. Jednak czy starczy mu na to sił? To była już całkiem inna historia.

***

Przykro było się żegnać z towarzyszami. Szczególnie z pociesznym acz surowym jak step Almosem, piękną i jakże zaradną panną Hanną i bitnym, ponurym ale bardzo konkretnym Ekhartem. Thomas tęsknić miał nawet za Irminą, która choć zdystansowana, odcięta przez meandry swej wiedzy, oddana szlacheckiemu wychowaniu i chroniona srodze przez jej ochroniarza Hansa... była osoba już przecież jakby bliską Thomasowi. Życzeniom szerokiego szlaku nie było końca zdaje się. Thomas usiskał każdego z osobna, podał dłoń i błogosławił. Podziękował za pomoc i za daną mu szansę na uczestnictwo w tym co miało miejsce. Wyraził smutek że nie może z nimi zostać i podróżować dalej, ale Averheim miało być bezpieczne a misja Thomasa zakończona. Kto wie jednak, być może ich drogi jeszcze się kiedyś zejdą. Kto wie?

Brama północna była otwarta. Szlak był tam gdzie zawsze, a jakże. Czekał niestrudzenie na podróżnych, by jednym dać ukojenie w ucieczce, a innych zmarnować trudami wyprawy. Thomas nie lękał się. Poprawił plecak i kołnierz na ukrytej pod kapłańską szatą skórzanej zbroi. Ruszył na północ, przed siebie, taktem na Marburg. Jednak akolita nie podróżował już sam. Towarzyszył mu jeden z kompanów ze śledczej drużyny, ten który najmniej pasował do znajomości z akolitą Vereny, ten którego wygląd budzić potrafił masę podejrzeń, a to zanim ów człowiek otworzył swe usta. Towarzyszem podróży tym był herr Klaus Neumayer, zwany Treserem. Typ spod ciemnej gwiazdy, rozrabiaka a i pewnie zabijaka. Ow Klaus szedł lekkim krokiem po trakcie a obok niego biegł i radośnie machał ogonem jego pies, Rex.

Dziwna to była znajomość, ale Thomas nigdy nie oceniał niczego i nikogo po jedynie samej skorupie. Klaus okazał się najlepszym z kompanów. Jego wiedza o miejskich zwyczajach biednych dzielnic, jego oddanie sprawie i niesłabnący optymizm, to wszystko bardzo przyczyniło sie do rozwiązania sprawy tajemniczych porwań i morderstw w Averheim. Thomas bardzo cenił Klausa i wiedził że owa srogość jest jedynie skorpuą, a młody człowiek jakim był Neumayer, jest osobą o dobrych intencjach, choć życie może pchnęło go w objęcia takiego a nie innego losu.

- Klaus. Poczekaj że. Wiesz, nie mam już czterdziestu lat. - Thomas podpierał się kosturem, a spod woalu srebrnych włosów brody i wąsów, wykwitł szczery uśmiech. Było się z czego cieszyć, sprawa rozwiązana, miasto stosunkowo bezpieczne, przysięga dotrzymana, nowi, wspaniali ludzie poznani. To już dużo. Choć akolita wracał do klasztoru, do nudnego życia w posłudze bogini, to nie trapił się... bo wracał do miejsca które nazywał swym domem, a dom to sprawa w życiu każdego człowieka najważniejsza.

Sekal 01-12-2013 21:24

KONIEC CZĘŚCI PIERWSZEJ


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 23:08.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172