Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 24-05-2013, 21:52   #31
 
Lady's Avatar
 
Reputacja: 1 Lady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputację
Śledztwo. Przez cały dzień, czyli przez dobre kilka godzin, Hanna zastanawiała się, ile potrwa i czego się dowiedzą. Ekscytacja wcale nie malała i dziewczyna zdawała się już przyzwyczajać nawet do okropnego smrodu, nie ustępującego prawie wcale, prócz krótkiego momentu, w którym odwiedzili ponownie Trumnę Kowala, żeby wymienić się zdobytymi informacjami. Dla służki było ich mało i dużo jednocześnie. Mało, bo przecież nic nie wiedzieli. Dużo, bo sam fakt, że ktoś po nocy chodził tam w czarnym kapturze szybko stał się dla Hanny fascynujący. Za nic w świecie nie wybrałaby się tam o tej porze, co innego jednak o tym rozmawiać! Mroczny, nocny świat potrafił wywołać przyjemne dreszcze na plecach. Nawet przez chwilę nie zawahała się, gdy postanowili wrócić do doków.

Niestety, przez to wszystko przestała być uważna. Pieniądze oczywiście miała schowane, tylko co z tego, jeśli nie baczyła na drogę? Chodząc po Plenzerplatz zawsze oczy latały jej dookoła głowy, wyszukując wszystkich podejrzanych złodziejaszków, od których zawsze się tam roiło. Ale w dokach? Właśnie, tu pewnie było ich jeszcze więcej, głównie odpoczywających po pracy. Chłopak, który na nią wpadł, nie odpoczywał. Poczuła dłonie tam, gdzie pozwalała dotykać się tylko nielicznym i już go nie było. Krzyknęła, na szczęście mając wsparcie. Sama nigdy nie dogoniłaby szybkonogiego złodziejaszka. Dobiegła do niego, gdy już trwała rozmowa, a Ekhart i Almos... oglądali jakieś ciało!

Hanna tylko przelotnie zerknęła na trupa. Zbladła cała i cofnęła się. Pozostała przy chłopaku, którego mierzyła wrogim spojrzeniem, chociaż to trochę złagodniało po jego historyjce. Odebrała swoje pieniądze, sprawdzając dokładnie czy wszystko ma.
- Ja pójdę do karczm i popytam. Może ktoś go pamięta z zeszłej nocy czy wieczora, może nawet z dzisiejszego ranka. To mogą być te porachunki gangów, prawda?
Spytała z niepokojem. Nie otrzymała na swoje naiwne pytanie żadnej odpowiedzi. To może i lepiej. Cofnęła się kilka kroków, zostawiając to wszystko pozostałym. Ona zdecydowanie wolała towarzystwo żywych. Miłych i pomocnych żywych, poprawiła się w myślach.

Wreszcie skończyli i Hanna skinęła na pytanie Ekharta. Rozluźniła się nieco, gdy odeszli trochę od zwłok. Nawet odzyskiwała humor, spoglądając na mężczyznę.
- Po kąpieli i w ubraniu bez wszy wyglądasz lepiej. Teraz tylko musisz zrobić coś z tą brzydką brodą. Mogę się tym zająć wieczorem jeśli chcesz.
Mrugnęła do niego, kierując kroki do "Białego Konia" i od razu zbliżając się do znajomego już karczmarza. Minę miała poważną, gdy się nad nim pochylała.
- Znasz może Klausa Kellera? Pijał tu może?
Oberżysta przyjrzał się jej ciekawie, wzruszając ramionami.
- U mnie nie. Tacy jak on zwykle przesiadują w Czystej Świni. Każdy o nim słyszał.
- Teraz już nie usłyszą o żywym. Ktoś go zamordował! - Hanna powiedziała to konspiracyjnym szeptem. - Na pewno go tu nie widziałeś?

Bernardt pokręcił głową. Wyglądał na nieco wstrząśniętego.
- Musisz popytać w Świni. Ale na bogów, uważaj na siebie dziewczyno. To śliska sprawa, jak to porachunki między gangami. To się nie nadaje dla takiej słodkiej osóbki!
Wyglądał na faktycznie przejętego, ale Hanna nie zamierzała go słuchać. Dowiedziała się co chciała, pytając jeszcze o farmera spoza miasta, prosząc tylko o wskazanie go. O rodzinne powiązania miała ochotę spytać dopiero samego Kellera.
Tego żywego ma się rozumieć.
 
Lady jest offline  
Stary 24-05-2013, 23:52   #32
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
- Nie strasz chłopca panie Klausie. - Powiedziała dziewczyna spoglądając spokojnie na mężczyznę i nadal nie opuszczając dłoni z pieniędzmi. - Może jednak się zastanowisz nad moją propozycją? - Ponownie spojrzała na dzieciaka. - Też chciałabym poznać człowieka w kapturze.
W odpowiedzi chłopak obrzucił ją tylko wściekłym spojrzeniem. Szlachcianka westchnęła, wrzuciła z powrotem drobne do kieszeni i pokiwała głową mówiąc łagodnie:
- Skoro nie masz ochoty rozmawiać z nami, niedługo przyjdzie straż więc oddamy im ciebie na rozmowę z kapitanem Baefaustem. Jego też może zainteresować człowiek w kapturze, który ma ochotę przejąć władzę w mieście, w którym pilnuje porządku. Myślę, że kapitan może znać ciekawe sposoby, by skłonić do mówienia.
- Ale ja nic nie wiem, przecież mówię! Nikomu nic nie zrobiłem! Dajcie mi spokój!
- chłopak był jednocześnie zły jak i przestraszony.
- Mówisz, że znasz człowieka w kapturze, który chce przejąć władzę. Grozisz nam jego osobą. Wiesz, że grożenie komuś to także forma przestępstwa? Po za tym nie zapominajmy, ze zostałeś przyłapany na kradzieży. - Dziewczyna nadal nie zmieniła swojego spokojnego tonu. - Więc może zamiast rzucać groźbami opowiesz nam o tym człowieku? Kim jest? Gdzie można go spotkać?
- Chyba kpisz! Wyglądasz jak dziwadło i zupełnie nic nie wiesz! To wy mi grozicie!
- chłopak nie zmienił wyrazu twarzy. - A nikomu nic nie powiem! Nie wiem jak się nazywa, ani gdzie go spotkać. A jakbym wiedział, to i tak nici z mówienia! Wolę żyć.

Klaus uśmiechnął się widząc postawę młodego. Bruzdy które pojawiły się na jego czole świadczyły o tym, że intensywnie o czymś myśli lub wspomina. Obrzucił raz jeszcze, spojrzeniem Irminę w którym nie było śladu po wcześniejszym gniewie. Chwilę później ponownie przemówił do chłopaka, jednocześnie płasko ułożoną dłonią dając kolejną komendę Rexowi - nakazując mu leżeć.
- W porządku, przynajmniej umiesz trzymać język na kłódkę kiedy trzeba. - Uśmiechnął się ponownie - Gdybyś coś widział lub słyszał o tych zaginięciach daj znać, jak już panienka mówiła. - Dłonią wskazał Irminę po czym dodał - Płacimy srebrem za istotne informacje. A teraz zmykaj zanim zmienię zdanie. - Klaus kucnął i trzymał rękę na psie, tak aby powstrzymać go gdyby jednak zareagował na nagły ruch młodzieńca, który nie czekał na dalszą zachętę. Rzucił niepewne spojrzenie na Rexa, a potem na Tresera, jak gdyby upewniając się czy naprawdę pozwalają mu odejść, a chwilę później zmiatał tak, że wzbijał tumany kurzu za sobą.

Treser chwilę później był już przy ciele, wskazał je Rexowi i rzucił krótko - Rex szukaj, szukaj.
Pies przez chwilę utrzymywał trop, kierując się ku nabrzeżu. Potem na jakiś czas stracił, aby znów złapać. Trwało to całkiem długo i trzeba było kilka razy podkładać pod nos zwierzęcia coś należącego do martwego, by ten wreszcie dotarł do "Czystej Świni", szczekając w kierunku drzwi.

***


Gdy chłopak odbiegł, a Klaus ruszył w ślad za psem, Irmina przysunęła się bliżej swojego ochroniarza:
- Hans znałeś go? - Zapytała cicho wskazując na leżącego na ziemi trupa.
Hans wzruszył ramionami.
- Każdy go zna. Młody gadał o nim prawdę.
Popatrzyła uważnie na mężczyznę:
- Pracowałeś kiedyś dla niego?
Pokręcił przecząco głową.
Uśmiechnęła się. Ta jego małomówność była niesamowita.
- A tobie jak się wydaje? Te rany to porachunki gangów czy raczej coś innego?
Wzruszył ramionami.
Powtórzyła jego gest:
- Nie masz zdania na ten temat? Ludzie zazwyczaj mają swoje opinie.
- Nie płacą mi za opinie.
- Hmmm...
- Dziewczyna zmierzyła go uważnym spojrzeniem - Może w takim razie byłbyś zainteresowany by pomóc mi w tym śledztwie? Mogę ci oddać tę część pieniędzy, które dostałabym za rozwiązanie sprawy z nagrody od kapitana.
Popatrzył na nią dziwnie, a potem ponownie wzruszył ramionami.
- Mam wystarczająco roboty.
- Taaak?
- Zaskoczył ją tą odpowiedzią. Najemnicy zazwyczaj nie przepuszczali okazji do zarobienia pieniędzy. - Ciekawe co teraz robisz po za chodzeniem za mną i obserwowaniem tego co się dzieje?
- To mi całkiem wystarcza. Taką pannę jak ty potrafią skrzywdzić nawet nieruchome drzwi.

Mówił wszystko poważnym, cichym głosem.
- Chyba nie jest tak źle, mam już prawie siedemnaście lat, nadal żyję i nie brakuje mi żadnej kończyny. - Powiedziała równie poważnie. Nie była pewna czy powinna się roześmiać czy też oburzyć na taką odpowiedź. Ponieważ Hans nie wygłosił na jej słowa żadnego komentarza, dała sobie spokój z dalszym przepytywaniem. Ten mężczyzna był strasznie twardogłowy.

***


W tym momencie odezwał się do niej ponownie pan Rigel tym razem nieco przyjemniejszym tonem i zaproponował przepytanie kilku osób w karczmie. Słysząc jego słowa Irmina zastanowiła się, a potem powiedziała:
- Nikt z magów należących do altdorfskich Kolegiów nie nosi czarnego kapelusza, ale podejrzewam do jakiego bractwa może należeć kobieta o której mówisz i nie jestem pewna czy mam ochotę się z nią spotykać.
Ekhart wyczuł w głosie Irminy pewne napięcie.
- Jeśli ta kobieta może być niebezpieczna, to tym bardziej powinniśmy ją wybadać. Masz zdaje się jakieś pojęcie o niej, a my żadnego. Kto lepiej z nią porozmawia i będzie wiedział o co pytać, jak nie Ty? Po za tym masz ochronę. - Stwierdził, choć nie był pewien czy Irmina obawia się o własne bezpieczeństwo. Może kierowała się zwykłą niechęcią?
Dziewczyna pokręciła głową:
- Najprawdopodobniej ta kobieta jest łowcą czarownic. Oni nie lubią magów, a my nie przepadamy za łowcami, ale należę do oficjalnej szkoły magii więc w zasadzie nic nie powinno mi z jej strony grozić. Bywa jednak różnie, niektórzy są prawdziwymi fanatykami.
Ekhart stropił się. Miał powody by nie lubić osób tej profesji.
- O tym nie pomyślałem. Ciekawe co ją tu sprowadza? Może miała jakieś zgłoszenie? To by nam trochę skomplikowało sprawę. W razie czego mamy glejt i... miecze.
- Jednak myślę, że będzie lepiej jeśli porozmawia z nią ktoś inny, może Hanna? Zostaniemy tutaj z Hansem i poczekamy na straż i kapłana. Ktoś powinien zaczekać
– powiedziała, widząc że wszyscy powoli się rozchodzą. – Poza tym chciałabym usłyszeć co powie kapłan.
 
Eleanor jest offline  
Stary 25-05-2013, 16:25   #33
VIX
 
VIX's Avatar
 
Reputacja: 1 VIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumny
Marburg, klasztor Świętej Panienki Sprawiedliwości Wszechwidzącej Vereny. Sroga zima, dwa miesiące przed podróżą Thomasa do Averheim.

Wellentag 3, Vorhexen, 2522 KI

- Bracie Thomasie, to jest magister nauk astrologii i nieba znawca, herr Witwald Oberstadt. Wysłannik kolegiów altdorfskich do władz Ostermarku. Przedstawił wysokiego człeka o długiej brązowej brodzie, Thomasowi akolita Sesmin. - Traktuj go z należytym naszym gościom szacunkiem. Zacny magister zostanie u nas do jutra, do świtu, po czym w dalszą droge się uda. Zadbaj o niego, to ważna sprawa, rozumiesz? Sesmian patrzył wzrokiem spokojnym wszak szukającym posłuchu. Thomas już dawno przestał wchodzić z nim w batalie, zamiast tego wysunął się do przodu by przywitać gościa.

- Moje wyrazy szacunku magistrze Oberstadt. Thomas ukłonił się jak obyczaj nakazywał, po czym spojrzał na gościa.

- Witaj Thomasie, akolito w służbie... i mój szacunek tobie. Czarodziej tylko nieznacznie ukłonił się, ot, tyle na ile kark pozwalał.

Thomas zwrócił się do brata Sesmiana. - Usłyszałem cię bracie. Ordynacje twe wykonam usłużnie, zacny to gość w naszej świątyni jest. Tu Thomas ponowił ukłon w stronę czarodzieja tradycji niebios.

- Dobrze zatem. Zostawiam gościa pod twoją opieką. Zaszczytem było poznać cię mości profesorze. Sesmian skłonił się nisko po czym zrobił krok w tył i odwrócił sie na piecie. Herr Witwald również skłonił się, lecz jak chyba miał w zwyczaju, tylko tyle na ile starczało mu sił lub szacunku dla kapłanów. Sesmian odszedł i pozostawił magistra i akolitę samych.

Po chwili Thomas szedł już korytarzem w stronę prezbiterium, szacowny gość podążał za nim krok w krok. Swiątynia napawała uczuciem powołania i jakiejś wyższości stanu ducha i ciała. Thomas czuł to każdą częścią swego jestestwa. Ciszę świątynnych sal burzyło jedynie miarowe stukanie żelaznej laski którą dzierzył w dłoni gość i którą wpierał ręką o podłoge się opierając. Trzeba było przyznać że ów mąż wogóle nie wyglądał na takiego co by lagi tej potrzebował.

- Wspaniałe malowidła naścienne tu macie. Przyznam szczerze że nie spodziewałem się tego po marburskiej świątyni. Wybacz. Ciszę przerwał magister. Jego ton był oficjalny, podkuty przyjazną nutą i ze szczerymi przeprosinami.

- Wybaczać nie ma za co herr Oberstadt. Dobrze że może w szerokim świecie nikt o tym nie wie, wszak tylko na głowę problemy by nam to ściągnęło. Prawda? Odpowiedział i zapytał za razem Thomas. Wciąż szedł, nie dowrócił się... nie wypadało.

- To prawda, ale czasem trzeba na świat się otworzyć. Piekno dostrzec jego. Piękno nieba... a i lasów i gór... nawet morza. Brzmiał dziwnym echem odpowiedź maga, było w niej coś niepokojącego i energetycznego... ale na swój sposób zwiastowało dobrą zmianę. Dziwnych uczuć mieszanka.

Thomas nie wiedział co odpowiedzieć na takie słowa. Odkręcił głowę jedynie nieco w prawą stronę i pokiwał na zgodę. Wciąż kontynuował marsz.

- Tak po prawdzie to znalazłem się w waszej światyni z opaczności. Herr Witwald nie dokończył, nie powiedział czy z opaczności Vereny czy Sigmara, czy może samego Karla Cesarza, ale bo że tak nakazywała Dawna Wiara.

- Z opaczności powiadasz panie? Czyjej? Zapytał zaciekawiony Thomas. Wiedział że za dużo przychodzi mu rozmawiać z tym szacownym gościem. Będzie musiał dziś pójść spać bez kolacji... nie był zakonnikiem, ale wszystko ma swój czas i obowiązek w miejscu.

- Dobre pytanie Thomasie. Może niebiańskiej !? Witwald mówił zagadkami i miał niecodzienną prośbę. - Czy poprowadzisz mnie do ogrodu akolito?

- Do ogrodu? Wszak jest zima, tam stoi śnieg i mroźno jest siarczyście. Thomas był zdziwiony na tyle że musiał się zatrzymać i spojrzeć na człoweka który prosił o coś tak dziwnego jak oglądanie ogrodu zimą.

- Ogrody są piękne o każdej porze roku kapłanie. Ja bym chciał zobaczyć wasz zimą. Czy to kłopot? Herr Oberstadt był na prawdę dziwny. Thomas jednak skłonił głowę i poprowadził go bocznym korytarzem w stronę apsydy, skąd było już widać pokryty śniegiem ogród, a na jego środku wspaniałą figurę Vereny, w todze, jedynie z mieczem złożonym na przedramionach. Thomas użył żelaznego klucza który zawsze tkwił w zamku i pchnął odrzwia. Zimne powietrze wpadło do wnętrza nawy i śniegowy puch wesoło zakręcił spiralę na kamiennej podłodze.

- Wspaniałe prawda? Zapytał magister patrząc na tańczące płatki śniegu i wskazując je palcem. Wesoły był szczerze.

- To prawda. Odpowiedział Thomas. - Przykre, ale nie często mam czasy by dostrzec piękno pewnych rzeczy.

- Rzeczy mają swe piękno, to prawda, ale mają i czarną naturę, złą iście, w zarodku złożoną lub rozkwitłą jak tileańska winorośl w czasie erntezeitu. Czarodziej postawił krok prosto w grubą pierzynę śniegu. Po kilku takich krokach był już przy jednej z ławek w ogrodzie, ośnieżonej i skutej lodem. To jednak nie przeszkadzało mu ani na chwilę. Mężczyzna zdjął torbę podróżną z ramienia, strzepnął nią śnieg z ławki, po czym usiadł. Gestem przywołał kapłana który stał, patrzył i zastanawiał się nad bardzo ekscentrycznym osobnikiem jakim był Witwald Oberstadt. Widząc zaproszenie ruszył i wszedł w zimny śnieg... stopy obute sandałami upomniały się o ciepło w kilka chwil później. Jednak takiemu gościowi nie sposób było odmówić. Zatem Thomas siadł na oblodzonej ławce i spojrzał po raz pierwszy prawdziwe na czarodzieja... po raz pierwszy zrobił to szczerze, oko w oko... i to miało mieć wydźwięk na życiu Thomasa, już wkrótce.

- Przybyłem do Marburga do ciebie Thomasie... wcale mi po drodze nie było. Szczególnie jeśli zważać na porę roku. Posłuchaj mnie zatem uważnie... Czarodziej począł mówić, a kapłan słuchać, jakoś tak to wtedy miało miejsce.

***

Dzielnica doków. Averheim.

Backertag, 28 Nachhexen, 2523 KI

Stało się. Znacznie szybciej niż Thomas podejrzewał i zupełnie nie tak jak na sędziwego akolitę przystało. Znienawidził miasto. Pierwszego dnia wszystko miało jakiś urok...blask, ale nie dziś. Dziś miasto było zatłoczone i duszne, drogi trudne do przejścia, tłumy ludzi rozsiewały swe zapachy które maltretowały nozdrza starszego mężczyzny. Sprawa rozumna... wieś i jej zapachy ba, czy nawet karczemny swąd, ale to miasto, to miasto było jak kanał ściekowy którym nazwać by można pobliską rzekę, która na miano Averu niewiadomo czym sobie zaśłużyła. Szczęście w nieszczęściu, Thomas szedł wzdłuż Handel Weg wraz z nowopoznanymi towarzyszami, dziwną zbieraniną dusz, zachowań i obyczajów, ale za to bardzo ciekawą. Dobre też było to że ludzie stanu niższego schodzili z drogi paniekom, Irminie i Hannie, kłaniali się przy tym i życzyli miłego dnia. Zakapiory pokroju Klausa i Ekharta robiły chyba jeszcze lepsze wrażenie bo nikt ich barkiem potrącić nie chciał i doskonale torowali oni drogę. Ostatni, Almos, on zdawał się troszkę inni niż wszyscy, i ta jego inność i jakaś wrodzona dzikość też robiły swoje, nikt raczej zadzierać z nim nie chciał. Wszystko mowa o postronnych ludziach była, wiadomo. Zbiry powszechne co by gębę mogły rozedrzeć i zwady szukać, za dnia pewnie po karczmach siedzieli albo odsypiali po nocnych eskapadach. Najważniejsze jednak że cała ta kompania była tylko o odrobinę gorszym taranem niż orszak wysokiej rangi notabla, poza tym...sprawowali się doskonale, a Goethe szedł za nimi wpierając się na kosturze i słał ludziom przyjazne uśmiechy i pozdrowienia, tylko głupiec zagiąłby parol na taką grupę. To było coś. Znacznie łatwiej podróżowało się tak przez miasto niż wcześniej, bez towarzystwa. Jeśli mowa jednak o głupcach była. To cóż, taki jeden się znalazł i wkrótce pewnie miał tego pożałować.

Słowa Hanny rozdarły szum i gwar miasta. Było głośno prawda, ale głos tej kobiety, o święta Vereno! Hanna miała krzyk jak świątynny dzwon. Uderzyła głośnym - Złodziej. Mocno, z piersi, tak że aż stado gołębi zerwało się do lotu... a wiedzieć trzeba że gołębie to miastowe były, do odgłosów gwarych nawykłe. Cóż, z mocnej piersi, mocny głos. Złodziej biegł ile sił w nogach, Thomas jednak nie gonił złodziejaszka. Dostrzec się dało nie tylko to że kieszonkowcem okazał się urwis jakiś, ale i to że lepsi, młodsi i zręczniejsi za robotę się już zabrali. Thomas jedynie kroku przyśpieszył i dorwał całą grupę... ale tam już scena rozgrywała się niczym z kart prozy Detlefa. Spowiadający się chłopiec co to go psisko herr Klausa w kozi róg zagoniło, prosił o łaskę. Był to wszak potwór o krótkim a silnym, Rex, imieniu. Koszmar na powieki przywołać mógła bestia taka. Bydle odżywione dobrze było jak król psów w przyrzecznej dzielnicy gdzie tylko chude kundle dało się okiem jak sięgnąć dostrzec. Dobrze że Rex słuchał się pana, myśl podobna w głowie akolity się kołatała w ten czas. Wcale dziwne to nie było, wszak pod szatą jedynie gołe łydki miał i stopy sandałami obute.

Jednak, co tam chłopak?! Ważniejsze stało się inne znalezisko wspomnianego Rexa. Ciało mężczyzny w wiek starszy wchodzącego. Goethe zignorował chłopca który i tak już sobie biedy napytał. Akolita zresztą był już za stary na moralizatorskie gadki do kogoś o ze czterdzieści lat młodszego... Thomas był stary na tyle żeby wiedzieć że to nic nie da. Oczywiście nie zagubił źródła swego powołania, co to to nie, ale są sprawy ważne i ważniejsze, głupie i beznadziejne, mądre i te co przysięgi pilnować muszą. Thomas skupił się zatem na tym co ważne było, na tym co do sprawiedliwości prowadził wszak mogło. Zdyszany akolita otarł rękawem szaty swe spocone czoło i stwierdził głośno. - Szybciej nie mogłem, wybaczcie, siły oszczedzać mi trzeba w mym wieku. Odpowiedzi nie czekał, podszedł do martwego mężczyzny i przykucnął przy nim, cały czas wsłuchując się w to co mówił jeździec z równin, wszak każda opinia ważną była. Herr Riegel również przy ciele miejsce zajął i pomysł starszego meżczyzny myślą i czynem wyprzedził. Kieszenie denata opróżnił. - Drut i pięć miedziaków, hm. Mówił do siebie cicho akolita. Myśli kłębiły się w jego głowie. Śledczy pozostawili ciało i skupili się na rozmowie... Thomas oczy miał na martwym Klausie Kellerze, ale uszy nastawił na to co działo się wokół osaczonego nastolatka. Thomas dotknął ran z dziwnymi przebarwieniami skóry. Powąchał palce by sprawdzić czy aby nie mają woni innej niż zwyczajna rana, dziwnej nieco, kwaśnej może... na język brać się wydzieliny nie odważył. Wyciągnął za to sztylet pod szatami skryty i zeskrobał nieco dziwnej tkanki, trzeba było może i troszkę ciało naruszyć, ale Goethe miał swój wiek, wiele ciał widział i nie było mu straszno nic a nic. Karty pargaminu oderwał kawałek i tam dziwnie przebarwioną skórę schował. Zaplanował że jeśli to trucizna była to sprawdzić to będzie szło w sposób dwojaki. Szczura za bezcen kupi i spróbować mu da, raz, jeśli gryzoń nie ruszy znak to oczywisty będzie, dwa, jak stworzenie pożreć, co mu się pod pysk podsunie postanowi i zdechnie to znaczyć będzie że nie tylko trucizna to jest ale że chytry wywar bo szkodnik tragedi swej nie wywęszył. Szczur...a może lepiej by to fretka była. Trudno na chwilę tę orzec było. Sposobem drugim można było do alchemika pójść i niechaj specjalista sprawdzi. Trop może słaby to był, ale wart uwagi, stracić nie można było wiele, a zyskac wręcz przeciwnie.

Thomas wstał i ruszył w zarośla gdzie ciało leżało, rozejrzał się dokładnie bo może inni przeoczyli coś. Prawdą było że na śladach się nie znał, ale czasem rzeczy niektóre oczywiste i jasne są jak płomień świecy. Po chwili obrucił się na pięcie i podszedł do chłopca którego teraz herr Klaus wziął w obroty niczym egzekutor Sigmara, pies strażnikiem czarnym jak noc się okazał, a pani zacna, Irmina von Altwimsdorf obrońcą urwisa by być mogła. Thomasowi na myśl przyszedł manuskrypt Gervina, co go Bretończykiem Upadłym zwali. Obraz był to ponoć zacny. Thomas opis jeno czytał tego dzieła, ale jakoś tak z Sądem nad życiem, bo tak owe dzieło się zwało, akolita tę scenę skojarzył. Treser zwolnić chciał młodego chłopca i kiedy ten już umykać miał zamiar, Thomas postanowił chwycił go koscistą ale nad wyraz silną reką... jednak nie zdołał, urwis był zbyt szybki.

- Zaczekaj chwil jeszcze tylko kilka, nic ci nie zrobię, obiecuję, słowo akolity panienki Vereny masz. Na imie mam Thomas, Goethe również zwią mnie. Krzyczał za chłopakiem Thomas, ale na próżno, ten nie miał zamiaru się zatrzymywać czy tym bardziej już wracać. Zatem akolita Vereny dodał. - Dobrze zatem. Ganiaj już skoro mości państwo dobrodusznie cię puszczają. Powiedz jedynie zakapturzonemu że jesteśmy już blisko... na odcisk nadepniemy mu wcześniej niż myśli. Goethe wciąż krzyczał, postronni na niego patrzyli a i śledcze towarzystwo było troszkę skonfundowane. Goethe spojrzał na nich i się uśmiechnął, w tym momencie jasne musiało stać się dla wszystkich że akolita chce ściągnąć na siebie, a pewnie i na nich wszystkich, uwagę porywaczy.

W tym czasie wszyscy mówili i planowali. Każdy miał jakiś zamysł i dzelił się tym gdzie pójdzie i co robić zamierza, Thomas nie był w tej kwestii inny. Widząc też że pies Klausa podjął trop, słowa swe skrócił tak bardzo jak tylko potrafił.

- Tak sobie myślę. Powiedział głośno Goethe. - Ja pójdę z Klausem, widać że pies jego ślad podjął. Spotkamy się w trumnie jak mniemam. Thomas się ponownie uśmiechnął. - Po głowie mi chodzi ten pęczek drutu co Keller go w kieszeni miał. Eee tam... pewnie był włamywaczem, może kara go za złe spotkała, może wszedł gdzieś gdzie nie powinien, znaczy wogóle do swojego nie powinien. Zresztą nieważne. Bywajcie moi drodzy. Do później. Thomas nie czekał wymiany pożegnalnych gestów, pognał za Klausem i jego psem wzdłuż drogi, w tym celu musiał podwinąć nieco swą szatę, wyglądał pewnie odrobinę komicznie.

***


Thomas zatrzymał się pod Czystą Świnią obok Klausa. Treser był znacznie szybszy, o Rexie nie było nawet co wspominać, akolita był cały spocony jak, cóż, jak świnia. - Myślisz herr Klausie że człek ten, Keller, tu mieszkał czy może swe interesy prowadził, wszak to miejsce publiczne jest, prawda?

- Keller był miejscowy, więc raczej nie spał po karczmach, pewnym jest jednak, iż stąd wychodził. Co tu robił i z kim rozmawiał dowiedzieć się możemy jedynie podpytując karczmarza lub bywalców. Jednak trzeba by to zrobić ostrożnie, bez wskazywania na nasze związki ze strażą miejską. Z psami - jak to powszechnie w półświatku się ich określa, nikt nie rozmawia. Klaus spoglądał na karczmę i na resztę towarzystwa. Po chwili dodał - Mogę spróbować pogadać z karczmarzem, choć bez pieniędzy pewnie się nie obejdzie, a i te nie wiadomo czy starczą.

- Cóż... ja dam ile mogę, wiele nie mam. Goethe podać chciał szylinga Klausowi. - Mało? Zapytał. - Rozumiem też co mówisz herr Klausie, szaty mam zdarte to się w oko nie rzucają, a to... spojrzał na wisior świątynny... - schowam... i to też. Tym sposobem wisior znalazł się pod szatą, a pierścień Thomas ukrył w kieszeni.

Klaus powstrzymał gestem rękę kapłana od dawania mu jakichkolwiek pieniędzy. - Nie wspominałem o zapłacie dla karczmarza po to, aby zbierać składkę. Na tyle mi jeszcze moich pieniędzy wystarczy, po prostu stwierdzałem fakt, że karczmarz jak dziwka, za darmo nie daje. Uśmiechnął się na porównanie które go naszło i dodał. - A co do symbolu wiary, to być może właśnie to okazać się może przepustką do rozmowy z karczmarzem. Niektórzy bywają bogobojni i tam gdzie pieniądz czy glejt straży nic nie wskóra, tam właśnie obawa przed bóstwami uczynić może cuda. Zachowajmy jednak tę ewentualność na później, jeśli sam nic nie zdziałam, wówczas ty spróbujesz.

- Dobrze zatem. Akolita cofnął dłoń z monetą. Uśmiechnął się również z żartu o karczmarzu i dziwce. Zawsze trochę trwało nim dowcipy sięgały uporządkowanego umysłu akolity. - Będę się jedynie rozmowie przysłuchiwał jeśli pozwolisz, co dwie głowy to nie jedna jak to mawiają. Goethe rozumiał doskonale że choć na swój sposób reprezentuje sprawiedliwy sąd Vereny to na półswiatku się nie zna, postanowił zatem oddać w tej sprawie wodze Klausowi, on wydawał się mieć tę wiedzę w jednym palcu. Thomas ruszył w stronę karczmy. - Herr Klausie wiesz... ja myślę że to nie z jedną siłą mamy do czynienia. Miejscowe zbiry walczą o swoje, ale ktoś inny jeszcze w tym swe łapska brudzi chyba. Podzielił się podejrzeniami akolita.

- Wydaje się to logicznym założeniem, poza tym coś mi się widzi, że ten ktoś z zewnątrz, ot choćby zakapturzony, celowo pozbywa się pewnych osób, aby walki gangów wywołać. O ile dobrze zrozumiałem, wcześniej nie było tu takiej sytuacji, a gangi jakoś się ze sobą dogadywały. Teraz zaś rzucają się na siebie nawzajem obwiniając o morderstwa, które zapewne kto inny czyni. Żeby daleko nie szukać choćby ten Keller - nie miał ani typowych ran, ani też nie pozostawiono go na widoku. Wciąż to jednak tylko przypuszczenia, w miarę postępu śledztwa będziemy mogli bardziej trafnie oceniać sytuację. Chodźmy do środka. Klaus rzekł w stronę akolity i pozostałych śledczych.

Thomas Goethe ruszył już bez słowa. Szedł za Klause i jego psem, postukiwał kosturem i kiwał głową wolno. Umysł pracował mu i szykował różne sposoby podejścia do zagadnienia. Teraz czekał wyniku nadchodzącej rozmowy z karczmarzem w ''Czystej Świni''. Sama już nazwa tego wyszynku mówiła sama za siebie. Dwa tak ze sobą sprzeczne słowa świadczyć mogły jedynie o czymś złym pod przykrywką dobrego... lub chociaż normalnego.
 
VIX jest offline  
Stary 26-05-2013, 23:06   #34
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Backertag, 28 Nachhexen
Wieczór


Klaus i Thomas weszli wreszcie do "Czystej Świni", szybko kończąc swoje krótkie rozważania. Dziś, o tej porze, było to całkiem gwarne i tłoczne miejsce. Nie było też mowy o tym, by do środka wszedł również Rex, więc treser musiał pozostawić go na zewnątrz, przywiązując do jakiegoś słupka. Wspólna sala zapełniła się już w ponad połowie. Tego dnia, w przeciwieństwie do poprzedniego, nikt nie prowadził sporów i ludzie nie czekali na to poza przybytkiem. Nie wiedzieli jak dużo prywatnych alków jest zajętych, ale pewnie także sporo z nich nie pozostawała pusta.
Nikt wcześniej nie wypowiadał się na temat tego, kto jest właścicielem oberży. Po sali kręciło się kilka służek, przy drzwiach stał rosły ochroniarz, a za barem uwijał przysadzisty mężczyzna o kanciastej twarzy, lata młodości mający już za sobą. Zdaje się, że zwał się Heinrich. Zatrzymał się tylko na chwilę, po usłyszeniu pytania.
- Keller? No proste, że o nim słyszałem.
Zdążył napełnić kolejny kufel, zanim odpowiedział na następną kwestię. Zmarszczył brwi w zastanowieniu.
- Ta, był tu. Zawiany nieźle, gdy wychodził. Późno już było, tyle pamiętam.
Wzruszył ramionami, zbywając jakieś dokładniejsze pytania o to. Dopiero później, gdy wyszło, że już więcej Klausa nie zobaczy, zmarniał nieco, kiwając głową niby to do siebie.
- Powtarzali mu, by zapłacił. Ale on nie z takich. I zamiast się pilnować, uchlał się i sam polazł. Ktoś nowy wyraźnie próbuje doki przejąć, nie ma wątpliwości. Ale to nie moja sprawa. "Czysta Świnia" jest i będzie neutralna.
Nic więcej w tej sprawie rzec nie chciał, lub nic więcej nie wiedział. Rozejrzeli się. W przybytku było bardzo niewiele znanych im mord, dwóch, może trzech z wczorajszej bójki, których twarze skojarzył Klaus. I żwawa, ubrana po męsku piękna blondynka o wielkich, niebieskich oczach, grająca w kości przy jednym z bocznych stolików. Pasowała idealnie do opisu Beatrice Knox.


"Biały Koń" również zapełniał się powoli ludźmi kończącymi pracę, lub w mniejszej części - zwyczajnie przychodzących posilić się w przerwie. We wspólnej izbie było coraz mniej miejsc, ale Victor Keller siedział ciągle sam, oparty o ścianę i popijający co chwilę z kufla. Widać było, że czerpie z tego przyjemność - z chwilowego nieróbstwa, trunku bądź co najbardziej prawdopodobne - z obu na raz. Był już nieco podpity. Wcześniej przyjaźnie rozmawiał z jakimiś mężczyznami, więc Hanna i Ekhart, przyglądający mu się przez chwilę, wiedzieli, że jest rozmowny i przyjazny w obyciu. Niski nawet jak na Averlandczyka, o ciele, które nosiło ślady ciężkiej pracy, którą wykonywał przez całe życie. Gdy przysiedli się, przywitał ich trochę nietrzeźwym uśmiechem, wysłuchując co mają do powiedzenia.
- Klaus Keller? Fakt, imię rodowe takie samo. Jak wyglądał?
Wystarczył początek opisu, by zaczął kręcić głową.
- Nie, nie kojarzę. Może jak to jaki daleki krewny, to nawet go w życiu nie widziałem. Z miasta ja nie nikogo nie znam. Tu tylko na targu bywam. Ale może chętni na wymianę opowieści jesteście? W mieście dzieje się o wiele więcej niż na farmie.
Przepił do nich, zmieniając temat i do poprzedniego już nie wracając. Nie wydawał się jednak kłamać, zwłaszcza, że podpity był, a każdy wie, że trudno język kontrolować w takim stanie. Zagapił się nagle na wejście.

Najpierw pojawiła się tam Irmina, wraz z nieodstępującym jej na krok Hansem. Wcześniej zostali przy martwym, czekając przez jakiś czas na patrol straży, po drodze zawiadomiony przez Almosa. Straż miejska obiecała zaczekać do pojawienia się Morrytów, dzięki czemu uczennica czarodzieja skierowała swoje kroki do pobliskiej karczmy, odnajdując dwójkę towarzyszy w śledztwie. Ale to nie ona przyciągnęła główne spojrzenia.
Zaraz za nią weszła wysoka kobieta, o pociągłej twarzy i ostrych rysach, jeszcze pogłębionych twardą miną i zmrużonymi powiekami, zza których uważnie śledziła otoczenie. Ubrana w długi, czarny płaszcz i znajdującą się pod spodem brązowawy, skórzany, męski strój wyróżniałaby się wyraźnie, nawet gdyby nie posiadała metalowego haka, będącego zastępnikiem lewego przedramienia a także wysokiego, zrobionego z wyprawionych skór kapelusza. Wśród wielu osób jednoznacznie kojarzonych z Łowcami Czarownic. Na szyi miała zawieszony ciężki łańcuch z symbolem młota kołyszącym się pomiędzy piersiami. Nie zwracając uwagi na nikogo, siadła przy jednym z małych, bocznych stolików, skinąwszy na jedną ze służek, prosząc o jedzenie i napitek.


Almos zaraz po wkroczeniu do kamiennej świątyni, przywitany został przez ubranego na czarno, niemłodego kapłana. Ten wysłuchał jego słów, zadając kilka dodatkowych pytań dotyczących miejsca, okoliczności i ofiary. Jeździec Równin nie musiał wiele czekać, aż powiadomieni zostali inni, z których dwóch wzięło prosty wózek i ruszyło pieszo w kierunku doków. To już trwało zdecydowanie dłużej, a żaden z kapłanów nie należał do rozmownych. Oni odprawiali ostatnią posługę i ich grobowe oblicza w tym przypadku jasno dawały do zrozumienia, że nie traktują tego wyłącznie jako koniecznego i nudnego obowiązku. Minął dobry dzwon, gdy wreszcie dotarli do ciała, a jeden z Morrytów uklęknął przy nim, badając przez chwilę rany. Potem razem z pomocą dwóch strażników, którzy czekali na miejscu, przenieśli sporego przecież mężczyznę na wózek.
I od razu skierowali w kierunku Ogrodów Morra.
Ten, który badał zwłoki, zatrzymał się na chwilę, kierując ciche słowa ku Almosowi.
- To jedno mogę ci rzec, synu, zważywszy na to, że poświęciłeś czas na osobistym zawiadomieniu o tym nieszczęściu: nie rany cięte, nawet nie kłute, zabiły tego biedaka. Nie potrafię rozpoznać trucizny, ani też rodzaju użytego... narzędzia, nie wątpię jednak, że ta śmierć była zdradziecka. Jeśli znajdziesz rodzinę tego człowieka, wiesz gdzie ich skierować.
Odwrócił się i obaj ruszyli w drogę powrotną, z lekkim trudem przedzierając się przez błotnistą ulicę, aż dotarli do znacznie łatwiejszej do pokonywania Bruckberg Strasse.
 
Sekal jest offline  
Stary 29-05-2013, 09:43   #35
 
Tom Atos's Avatar
 
Reputacja: 1 Tom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputację
Propozycja Hanny, że zajmie się brodą Ekharta zbiła mężczyznę z tropu. Spojrzał na dziewczynę zakłopotany.
- Brzydką? W Talabeclandzie prawie wszyscy takie noszą. Są modne. Po za tym przyzwyczaiłem się do niej. Starczy ją tylko trochę rozczesać. Dziękuję Ci bardzo, ale wystarczy jeśli pożyczysz mi grzebień. – powiedział chyba po raz pierwszy próbując się uśmiechnąć.

Wygląd nie był tym czym by sobie teraz Ekhart zaprzątał głowę. Było parę osób, z którymi chciał porozmawiać w „Białym Koniu” i które mogły ich śledztwo pchnąć do przodu.
Pierwszą z nich był Victor Keller. Niestety wyglądało na to, że nie był spokrewniony z zabitym Klausem. Przepytywanie go nic nie dało.

Wkrótce jednak do gospody zawitała kobieta ubrana na czarno na modłę łowców czarownic. Wielu ludzi obawiało się osób tej profesji. Do niedawna także Ekhart unikałby rozmowy z nią teraz jednak, gdy miał już na głowie wyrok było mu wszystko jedno.

Rigel spojrzał porozumiewawczo na towarzyszy i wstał podchodząc do stolika przy którym usiadła kobieta.
- Pozwoli Pani, że się przedstawię. Jestem Ekhart Rigel i wraz z przyjaciółmi na zlecenie kapitana Marcusa Bauerfausta poszukujemy ludzi, którzy ostatnio zaginęli w dokach.
Były strażnik dróg starał się być, aż do bólu uprzejmy.
- Czy mógłbym się dowiedzieć co Panią sprowadza do averheimskich doków? Sprawy zawodowe? - spytał z zainteresowaniem przyglądając się kobiecie.
Kobieta niespiesznie uniosła wzrok, jeszcze bardziej zwężając oczy. Jedna ze służek postawiła na stole kufel i błyskawicznie się ulotniła.
- A co cię to obchodzi?
- Być może szukamy tych samych ludzi. Ofiar, bądź sprawców. Jesteśmy po tej samej stronie prawa. -
ciągnął dalej Ekhart niezrażony oschłą postawą kobiety - Moglibyśmy wymienić się informacjami z korzyścią dla obu stron. Czy mogę się przysiąść?
Spytał nieoczekiwanie na koniec.
Blada twarz łowczyni przesunęła się po całej jego postaci z jawną wzgardą kręcąc głową.
- Skąd pomysł, że szukam jakiś zaginionych? Morderstwa w takich miejscach zawsze się zdarzały. - jej ton nie sugerował, by poświęciła temu choć odrobinę swojej uwagi. - Nie sądzę też, byśmy mieli o czym rozmawiać. O ile nie macie dowodów na wpływ Chaosu na wydarzenia, które badacie.
- Dowodów nie mamy, bo nie możemy mieć. Nie mamy ciał. Nie wiemy kto i gdzie ich uprowadził, ale … -
Ekhart podniósł palec dla podkreślenia wagi słów jakie miały paść - coś ustaliliśmy. Giną tylko samotni mężczyźni, nocą zaraz po ulewach, gdy stan wód w rzece jest wysoki. Przypadkowi ludzie. Po cóż ktoś miałby porywać ludzi, jak nie w złych, być może chaotycznych celach? Możliwe że są ofiarami kultystów. Zdarzają się i zabójstwa, ale te między gangami są widoczne. Nikt nie ukrywa ciał. Co innego z zaginionymi. Jeśli zginęli, to do czego służą ich ciała? Czy ta kwestia nie jest godna Twej uwagi? - spytał Ekhart.
- Nie - oparła się wygodniej, obserwując, jak służka niesie jej strawę, stawiając przed kobietą. - Jeśli będziecie mieli dowody ich konszachtów z Mrocznymi Potęgami, to wiecie gdzie mnie szukać. Tymczasem... - ignorując Ekharta zabrała się za spożywanie obiadu.
Rigel też miał już dość uderzania głową o mur. Najwyraźniej kobieta nie była zainteresowana współpracą.

Do tej pory przeprowadził dwie rozmowy i obie zakończyły się fiaskiem. Nie dowiedział się niczego co by mogło być pomocne.

No tak ale była jeszcze jedna osoba w „Białym Koniu”, która wręcz uwielbiała dzielić się informacjami. Ekhart pożegnał się z łowczynią krótkim skinieniem głowy i poszedł porozmawiać z Ute Herz. Tym razem nie był, aż taki uprzedzająco uprzejmy:
- Ute. Słyszałaś o niejakim Klausie Kellerze? - spytał Ekhart przysiadając się do dziewczyny. - Nieużyte babsko. - mruknął poruszając głową w stronę łowczyni.
- Jasne, każdy słyszał - dziewczyna nie podniosła wzroku znad instrumentu.
- Ale nie każdy słyszał, że ktoś go zabił. W dość wymyślny sposób. Powiem Ci jak, o ile dowiem się kto był jego kumplem. Taka wzajemna wymiana informacji. Co Ty na to? - Ekhart liczył na to, że lubiąca plotki Ute będzie bardziej skłonna do rozmowy.
Uniosła głowę, zastanawiając się przez chwilę.
- Miał kilku chłopaków, których zatrudniał. Ale nie wiem gdzie dokładnie mieszka każdy z nich, umiem wymienić tylko imiona. Czasami rozmawiał z Wernerem, ale chyba tylko ustalać, czy sobie w drogę nie wchodzą. Ale mam jedno imię, które może znaczyć więcej. Informacja o śmierci Klausa to trochę za mało, bo to trochę naraża moją skórę.
Uśmiechnęła się słodko.
- Jedno imię? - spytał Ekhart wyciągając pięć pensów, które znalazł przy ciele Kellera - Słucham.
Powiedział nie odwzajemniając uśmiechu.
Pokręciła przecząco głową, nie patrząc na pieniądze.
- Przysługa za przysługę? Będziecie mi jedną winni. Małą.
- Zgoda. Czego się nie robi dla przyjaciół. Prawda? -
zadał retoryczne pytanie.
- Oby. Jakby ciebie również porwali to doniosę komu trzeba, nie martw się - wyglądała jakby miała za chwilę pokazać mu język, ale opanowała się i spoważniała. - Szukajcie człowieka zwącego się Frederick Grosz. Działa w podobnym interesie co Keller. Mocno zawinięty wąs, zwykle ma czapkę z piórkiem. Bywa raczej w Świni. Nie rozpytujcie o niego na prawo i lewo, bo będą kłopoty. Jest znacznie dyskretniejszy od Klausa. I w razie czego, nie wiecie nic ode mnie. Nie wiem też gdzie mieszka, raczej nie bezpośrednio w dokach.
- Ostrożność uzasadniona biorąc pod uwagę co spotkało jego kumpla. Cóż dziękuję. Naprawdę miło się z Tobą rozmawiało. Przynajmniej czegoś się dowiedziałem. –
stwierdził wstając.

Nowo zdobyty trop prowadził do „Czystej Świni”, tam więc chciał skierować swoje kroki, o ile to możliwe w towarzystwie. Zaczynali wchodzić na niebezpieczny teren i nie należało bez potrzeby chodzić samemu. Okolica wszak nie była bezpieczna.

Chciał wypytać Wernera Klebba, o ile by go zastał o tego Grosza. Ewentualnie barmana, albo właściciela. Wziął sobie do serca rady Ute i chciał to zrobić dyskretnie. Zamierzał także odszukać Matyldę. Kobietę w brązowym płaszczu, która kupiła nóż od Hermenegildy. Gotów był ów nóż odkupić.
 
Tom Atos jest offline  
Stary 29-05-2013, 19:26   #36
 
Bounty's Avatar
 
Reputacja: 1 Bounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputację
Podczas gdy Morryci toczyli pusty jeszcze wózek przez miasto, nomada zdążył odstawić Palli do stajni i dotrzeć przed nimi na miejsce zbrodni. Gdy przy pomocy strażników zabierali Klausa Kellera w jego ostatnią podróż przez Averheim, jeden z kapłanów podzielił się z Almosem swymi spostrzeżeniami. Zaintrygowany koczownik postanowił wykorzystać fakt, że nie mieli jak przed nim uciec i szedł teraz obok skrzypiącego wózka ze zwłokami. Wózek zaś niebawem zarył się w błotnistym podłożu. Kapłani nie byli już młodzi, a strażnicy nie kwapili się wcale do pomocy. Almos chwycił wózek i pomógł wypchać go z wertepów.
- Pozwól, że wyręczę cię nieco ojcze - powiedział do starszego z Morrytów.
Kapłan nie protestował.
- Słyszałem ojcze, że to nie pierwsza ofiara zatrutego noża - rzucił nomada niby mimochodem, pchając wózek do przodu.
Odpowiedziała mu cisza. Mimo, że kapłani pewnie byli wdzięczni za pomoc, o zmarłych i oddanych Morrowi niechętnie rozmawiali.
Kiedy skręcili w Bruckberg Strasse, wózek otoczyła wnet chmara ciekawskiej dzieciarni. Almos przystanął na chwilę, zrobił minę nieobliczalnego dzikusa, wykrzyknął kilka groźnie brzmiących słów po aversku i dodał już w reikspielu:
- Czmychajcie, bo porwę was na step i zrobię z was gulasz!
Mniejsze dzieci, straszone snadź przez matki Jeźdźcami Równin, uciekły i wokół zrobiło się luźniej. Orszak pogrzebowy Klausa Kellera mógł ruszyć dalej.
- Ach, ta dzisiejsza młodzież nie ma szacunku dla majestatu śmierci - westchnął nomada ciężko. - Pewnie oglądają ją zbyt często. Pomyśleć, że niebawem pewnie więcej ludzi trafi przedwcześnie do krainy wiecznego snu. Tak się składa, że pracuję dla kapitana Baerfausta. Gdybyśmy wiedzieli coś więcej o poprzednich ofiarach tego nożownika, moglibyśmy zapobiec dalszym zbrodniom.
Kapłan powoli obejrzał się na mówiącego, przez chwilę lustrował go spojrzeniem, by wrócić do patrzenia przed siebie w tym powolnym pochodzie.
- Nie było innych ludzi zamordowanych w ten sposób. To pierwszy wyglądający na walczącego. Poderżnięcie gardła. Trucizna. Bez walki.
- A czy tamci też byli szemrani, to jest związani z półświatkiem? –
Zapytał jeszcze z nadzieją w głosie Almos. Zamierzał wydobyć z kapłana ile się da, choć wyczytywał z jego obojętnej twarzy, że wciąż balansuje na granicy grobowego milczenia.

Gdyby nie dał rany wskórać tu nic więcej, postanowił udać się do Baerfausta lub znaleźć Gregora Tauermanna. Straż powinna wiedzieć coś o znajdywanych w mieście trupach. Do zmroku było jeszcze sporo czasu, wiosenne słońce błyszczało nad czerwonymi jak zakrzepła krew dachami. Koczownik rozglądał się w międzyczasie za warsztatem alchemika, którego mógłby wypytać o truciznę zostawiającą wokół ran sine obwódki. A może Irmina będzie coś o tym wiedziała? Wiedźmy na stepie znały się na truciznach, ciekawe czy miastowe również. Tak czy inaczej nomadę czekała jeszcze dziś wyprawa do doków. Musiał odnaleźć kompanię i podzielić się zdobytymi informacjami. Był już znużony tym żmudnym śledztwem. Krzywda, rodowa zemsta i otwarta walka – tak to wyglądało na stepie. Tam zbrodniarzowi trudno było się ukryć. Tutaj – co innego. Ale Almos miał też charakterystyczną dla swego ludu cierpliwość oraz wytrwałość w dążeniu do celu.
 
Bounty jest offline  
Stary 29-05-2013, 23:32   #37
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Konieczność pozostawienia psa na zewnątrz od początku irytowała Tresera. Nie mógł nie myśleć o przywiązanym Rexie, fakt iż upłynęło niewiele czasu odkąd ktoś mógłby skojarzyć Klausa z psem nie oznaczała, iż nikt tego nie zrobił a przywiązanego psa dość łatwo było choćby ustrzelić z bezpiecznej odległości. Pomimo to nie chciał tracić nader świeżego tropu i informacji jakie mógł uzyskać w „Świni”.

Wizyta nie należała do najbardziej udanych, obawa o psa dekoncentrowała Tresera tak, iż z trudem szło mu zadawanie pytań, gospodarz też nie był skory do udzielania odpowiedzi. Wizyta nie okazała się jednak całkiem bezowocna, Klaus czuł że zbliża się do istoty gangsterskich porachunków w mieście. Keller nie był byle kim, to on wymuszał haracze, miał więc swoich ludzi, a tu nagle ktoś zechciał wymusić haracz od niego. To musiał być ktoś silniejszy lub po prostu sprytniejszy, sądząc po sposobie w jaki pozbył się konkurenta. Nawet karczmarz obawiał się tej osoby, najwyraźniej nie bez przyczyny.

Kapłan skierował się ku kobiecie znanej jako Beatrice Knox a Klaus tymczasem rozgościł się przy barze. Czekał aż okolica nieco opustoszeje by móc trochę swobodniej porozmawiać z karczmarzem. W oczekiwaniu przyglądał się bywalcom karczmy, nie natarczywie, raczej po to by zakodować kto z kim i co robi.

Gdy skończył swoje piwo, które sączył przez dłuższy czas i jednym haustem nagle opróżnił - dokładnie gdy przy barze zrobiło się na chwilę pustawo, zamówił kolejne kładąc srebrnika - od karczmarza zależało, czy będzie musiał wydać resztę.

- Słyszałem o tym kimś nowym, niektórzy nazywają go zakapturzonym, nie wiesz przypadkiem o nim coś więcej? Gdzie przebywa, kim on jest? - musiał zmienić temat widząc, że więcej faktów związanych z Kellerem nie usłyszy.

- Czy ja wyglądam na głupca? - karczmarz odpowiedział z szeroko otwartymi oczami. - Gdybym to wiedział to przy tych wszystkich trupach musiałbyś mi worek złota dać, bym coś gadał. A czy słyszałem, to słyszałem. I nic poza tym.

„ A więc to pewnie ten zakapturzony zamordował Kellera, karczmarz sra na samo wspomnienie o nim, nic dziwnego, że złapany dzieciak obstawił wszystko na jedna kartę i postanowił postraszyć "nowych" osobą której boją się nawet "starzy".

Treser wzruszył ramionami uśmiechając się nieznacznie , odpowiedź karczmarza była obfitsza niż ten zapewne przypuszczał. Kiwnął głowa na znak zrozumienia i powrócił do picia zakupionego właśnie piwa i obserwacji. Od niechcenia dopytał jednak

- A miejsce gdzie mieszkał Keller to też jakaś tajemnica?

- To nie tajemnica, ale nie wiem po co ci to, skoro Keller jest ponoć martwy, co? - barman wyraźnie nie był zbytnio przychylnie nastawiony do Klausa.

Klaus wyczuł , że narusza granice, sam wiedział że nikt nie lubi ludzi zadających zbyt dużo pytań i że często kończy się to śmiercią pytającego oraz rozmówcy. Zbyt długo w tym siedział by się nie orientować. Należało na dziś skończyć z tymi pytaniami, aby nie wzbudzać jednak nadmiernych podejrzeń postanowił nie pozostawiać pytania karczmarza bez jakiejkolwiek odpowiedzi.

- Pomyślałem, że dam znać jego żonie, kochance czy kogo tam kurcze miał, że Keller nie żyje. Najbliżsi mają prawo wiedzieć – Klaus oczywiście nie wiedział czy Keller miał kogokolwiek, przypuszczał wręcz że nie. Takie typki raczej nie zakładają rodzin, choć różnie z tym bywało. Pamiętał jednak smutek w głosie barmana gdy usłyszał o śmierci Kellera, musiał go przynajmniej lubić. Czasami liczyły się po prostu dobre chęci, zresztą było to lepsze wytłumaczenie niż wyparowanie prosto z mostu, iż zamierza z pomocą glejtu przeszukać mieszkanie Kellera w imieniu straży. Takie wytłumaczenie zupełnie nie wchodziło w rachubę...

W końcu udało mu się uzyskać adres denata, chyba tylko dlatego, iż karczmarz sam nie mógł być zupełnie pewnym czy jakaś siksa nie przebywa u Kellera w domu, a może podał adres dla świętego spokoju? Treser nawet nie próbował tego dochodzić, zależało mu na możliwie szybkim powrocie do Rexa i przeszukaniu mieszkania, wątpił aby znalazł tam jakieś ślady czy tropy, być może nawet dom już był przeczesany, ale nigdy nie wiadomo i nie dowie się dopóki nie sprawdzi.

Rozejrzał się po karczmie szukając kapłana a widząc, że siedzi samotnie przy stoliku podszedł do niego z propozycją

- Chodźmy stąd, wątpię aby Beatrice miała coś naprawdę wartościowego do przekazania, a nawet jeśli to będzie ją można znaleźć każdego wieczoru. Chciałbym możliwie szybko sprawdzić dom Kellera, udało mi się ustalić gdzie mieszkał. Plotka o jego śmierci niebawem się rozniesie i z pewnością szabrownicy wpadną na ten sam pomysł co ja a wówczas nie będzie już czego szukać w jego domu.

Stwierdził gotując się do wyjścia, zamierzał pójść niezależnie od decyzji kapłana, tym bardziej że było blisko i że mógł wreszcie zabrać psa. Niemniej wolał iść z kimś, druga para oczu mogła uchwycić to co sam by przegapił, a jak już wspomniał kolejnego podejścia mogli nie mieć. Na ten wieczór nic więcej nie przychodziło mu do głowy, zamierzał wrócić do siebie, zjeść kolację i porządnie się wyspać a nad rankiem omówić z resztą informacje które zebrali.
 
Eliasz jest offline  
Stary 30-05-2013, 17:46   #38
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
Straż pojawiła się szybko i obiecali poczekać do przybycia Morrytów. Irmina, pamiętając swoje wcześniejsze próby rozmowy na temat obrażeń zadanych martwym, doszła do wniosku, że i teraz pewnie nie wskóra więcej. Tym tematem powinien zająć się mężczyzna czyli ktoś kogo nie mogła „zranić” lub „dotknąć” straszna prawda i naturalistyczne informacje. Taki był świat i już dawno pogodziła się z jego ograniczeniami. I tak miała większe szczęście niż inne kobiety, zwłaszcza ze szlacheckich rodzin. Nikt nie zmusił jej do małżeństwa zapewniającego lepsze koneksje czy wnoszącego konkretne materialne dobra.
Skoro nie miała nic lepszego do zrobienia postanowiła dołączyć do Hanny i Ekharta RIgela w Białym Koniu.

Przez chwilę po prostu siedzieli popijając piwo przyniesione przez karczmarza. Wprawdzie Irmina wolałaby wino, ale pomyślała, ze może lepiej się zanadto nie wyróżniać. Jej obecni towarzysze mogliby pomyśleć że się obnosi ze swoją „szlacheckością”. Potem do środka weszła kobiet w czarnym kapeluszu. Wystarczyło jedno spojrzenie, by Irmina nie miała wątpliwości, że jej przypuszczenia co to niej były słuszne. Widok haka w miejscu dłoni spowodował, ze po plecach uczennicy czarodzieja przebiegł lodowaty dreszcz.

Żadna z dziewcząt nie kwapiła się do rozmowy z wielką i groźnie wyglądająca babą, więc w końcu to Ekhart wstał i podszedł do łowczyni.
Irmina nachyliła się w kierunku Hanny i powiedziała:
- Wcześniej próbował mnie namówić bym z nią porozmawiała - Dziewczyna wskazała głową w kierunku potężnej kobiety - ale Łowcy i Czarodzieje nie przepadają za sobą, więc wolałabym się od niej trzymać jak najdalej.
Hanna, która wyraźnie zawahała się przed podejściem do łowczyni, chętnie skorzystała z wymówki i została na swoim miejscu. - Po jej minie i wyglądzie to uważam, że ona za nikim nie przepada. Oni palą na stosie takich, których o cokolwiek podejrzewają, prawda? Słyszałam, że stoją ponad prawem - wzdrygnęła się.
- Taaa... - Jasnowłosa pokiwała głową - Jedni są bardziej narwani i fanatyczni od innych, ale pewnie często odbija im nie mniej niż tym, których ścigają. - też odruchowo się wzdrygnęła. - Gdyby moja rodzina była mniej oświecona i nie oddaliby mnie na nauki do kolegium. Pewnie pewnego dnia, ktoś taki jak Ona by mnie dopadł i zaciągnął na stos. - Stwierdziła na tyle cicho, że tylko siedząca obok dziewczyna mogła ją usłyszeć.
- To straszne - Hanna pisnęła cicho, potrząsając główką. - My tu w Averheim nie mamy dużo magów. Kojarzę tylko jednego, o którym mówiła mi kiedyś moja pani. On się ubiera jeszcze dziwniej niż ty, wybacz - służka uśmiechnęła się przepraszająco. - Ale ja nigdy go nie spotkałam. Naprawdę potrafisz czarować? - jej oczy błysnęły z ciekawością. I lekką obawą.
Irmina skinęła głową:
- Potrafię. - Uśmiechnęła się. - Choć na razie moje umiejętności są ograniczone.
- To musi być niesamowite, umieć takie rzeczy
- odpowiedziała z westchnieniem służka. - W ogóle to co teraz robimy, chociaż wydaje się niebezpieczne, jest znacznie ciekawsze od całego mojego wcześniejszego życia. Jak myślisz, jak długo może zając nam odnalezienie sprawcy tych zaginięć? Kapitan Baerfaust daje bardzo dużo za rozwiązanie tej sprawy! - dziewczyna wyraźnie lubiła mówić i zagadana właśnie rozwijała skrzydła.
- Magia jest przede wszystkim niebezpieczne – panna Brehm postanowiła ostudzić nieco entuzjazm rozmówczyni. - Za każdym razem gdy próbuje się z niej korzystać magowi grozi niebezpieczeństwo. Może mu się przytrafić wiele niebezpiecznych rzeczy. Dlatego nigdy nie należy używać jej bez potrzeby. Co do naszego zadania to mam nadzieję, że rozwiążemy sprawę szybko. Może porwani jeszcze żyją... wiesz nie robię tego dla pieniędzy. Strasznie mi żal pana Hazelhoffa. Chyba bardzo kochał swojego siostrzeńca, a niepewność co do jego losu wyraźnie bardzo go męczy.
Hanna pokiwała głową ze zrozumieniem, przez kilka sekund ciszy trawiąc pozyskane informacje.
- To dlatego łowcy czarownic łapią takich jak ty, którzy nie są szkoleni? By nie wydarzyło się nic złego? - zerknęła w stronę Ekharta, który już chyba zrezygnował z prób zaprzyjaźnienia się z łowczynią. - Ja robię to, bo mi kazano. I cieszę się z tego, bo inaczej ciągle układałabym włosy jaśnie pani. Nie narzekam, to nie jest zła praca. Tylko nudna czasami - dodała szybko, jakby przypominając sobie, że przecież mówi do szlachcianki. Spłoniła się.
- Myślę, że właśnie dlatego – uczennica czarodzieja skinęła głową, gotowa podzielić się swoją wiedzą z wyraźnie wdzięczną słuchaczką – Słyszałam, że w skrajnych przypadkach przekleństwo Tzeentcha rozciąga się nie tylko na maga czy towarzyszące mu osoby, ale nawet na miejsce, w którym się znajdują.
Widząc jak dziewczyna zadrżała po jej ostatnich słowach Irmina doszła do wniosku, że chyba powiedziała za wiele i z chęcią przystała na zmianę tematu.
 
Eleanor jest offline  
Stary 30-05-2013, 18:22   #39
 
Lady's Avatar
 
Reputacja: 1 Lady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputację
Prychnęła jak kotka, gdy Ekhart próbował jej wmówić, że ta okropna broda była szczytem mody. Co za bezczelność! Może wśród pospólstwa jeszcze to uchodziło, ale w wyższych sferach już na pewno nie. A swoje wiedziała, zwłaszcza jeśli chodziło o elity Averheim. Jej pani brała udział chyba we wszystkich możliwych spotkaniach towarzyskich, próbując zabić swoją nudę. I czasami nawet Hannie udawało się zerknąć lub nawet usługiwać podczas ich trwania. Ale skoro mężczyzna był twardogłowy, to służka nie zamierzała nic w tej kwestii zmieniać. Z niego będą się śmiali, nie z niej.

W karczmie niestety nie załatwili zbyt wiele, ani u właściciela, ani u Kellera. Dziewczyna westchnęła, przez chwilę nie wiedząc co począć dalej. Na szczęście pojawiła się Irmina z tym swoim milczącym ochroniarzem. Groźnym, ale przez to jakim ekscytującym! Hanna zagapiła się na niego przez chwilę, zanim do środka nie wkroczyła łowczyni czarownic. Z nikim innym nie dało się jej pomylić. Dobrze, że Ekhart wstał, by z nią porozmawiać. Do samej tej prostej czynności w tym przypadku należało mieć bardzo silne nerwy.
Na szczęście Irmina usiadła obok i prowadzona przez nie rozmowa zwróciła myśli dziewczyny w innym kierunku. Wcale nie przyjemniejsze w pewnym momencie.
Hanna wyraźnie zadrżała słysząc to dziwne, plugawe imię. Szybko zbladła i przełknęła ślinę, zmieniając temat.
- Ekhart chyba wypytuje Ute. Może wrócimy do niego i sprawdzimy czego się dowiedział? Jest jeszcze kilka innych osób do odnalezienia i wypytania... ale zdaje się, że nikt nic nie wie.

Wstały i wyszły obie, dołączając do Ekharta.
- Dziwny jest tek pan Rigel. Dobrze chociaż że się umył. - Irmina skrzywiła się - Ogólnie nasi towarzysze nie wyglądają na zbyt interesujących. No może po za panem Almosem - nachyliła się do Hanny na tyle blisko by jej ochroniarz nie mógł jej usłyszeć - i Hansem.
Służka zamaskowała umiejętnie swoje zdziwienie słowami panny Irminy. Przez to wszystko zapomniała, że to też tylko dziewczyna i to młodsza od niej samej.
- Ekhart był w więzieniu. Ciekawe co przeskrobał. Klaus to wygląda na takiego, co powinien do więzienia trafić. Jakoś w ogóle mu nie ufam i nie wierzę, że był tylko treserem psów. Bestii raczej. Widziałaś kły tego Rexa? - wzdrygnęła się. - Takich jak Almos widywałam tu nie raz. Są trochę dziwni, mają swoje prawa i dziwne rzeczy do głów powkładane. Ale co do Hansa to trochę masz rację - dodała szeptem i mrugnęła do blondynki.

Irmina zaśmiała się ucieszona że Hanna ją rozumie. Czuła się zagubiona w męskim świecie w którym ostatnio przebywała. Towarzystwo młodej, wesołej dziewczyny było takie orzeźwiające.
- Rozmowa z nim to jak wyciąganie psu kości z gardła, ale ta tajemniczość ma swój urok. Słyszałaś coś może na jego temat? - Cały czas starała się mówić tak by nie słyszeli jej ani podmiot ich rozmowy, ani Ekhart idący niedaleko.
Hanna pokręciła głową.
- Nigdy. Ale skoro jest znany w dokach, to mogę o niego popytać. Ten cały Werner wydawał się znać go dobrze. Pytanie czy chcemy się tych rzeczy dowiedzieć - przygryzła wargę, ale z rozbawieniem wymalowanym w błyszczących oczach.

Irmina zastanowiła się zerkając na Hansa ukradkiem:
- Myślę, że nie. Może poczekam, aż sam zdecyduje się coś powiedzieć. Myślę, że to będzie lepsze. Po za tym mógłby się dowiedzieć, że o niego wypytujemy i mogłoby mu się to nie spodobać. Ograniczmy więc zadawanie pytań do śledztwa. - Uśmiechnęła się do służki - Cieszę się że twoja pani przydzieliła cię do nas. Choć musi być raczej ekscentryczna, albo bardzo znudzona.
- Raczej to drugie
- Hanna odpowiedziała swoim uśmiechem. - Bo nie zauważyłam, by różniła się od innych... wysoko urodzonych z Averheim. Muszę zaraz do niej biec, by wyspowiadać się z tego wszystkiego - nagle przypomniała sobie Hanna. - Mam nadzieję, że Beatrice niedługo skończy, lub chociaż zrobi sobie przerwę. Zapomniałam na śmierć!

W Czystej Świni Hanna rozglądała się nie tylko za Beatrice, ale również za tajemniczą kobietą w brązowym płaszczu, która podobno kupiła jakiś nóż znaleziony w mule rzecznym. Jak dla służki trop ten był bardzo słaby, ale przecież ona się na tym zupełnie nie znała. Ciągle podążała więc za pomysłami i spostrzeżeniami innych. Ekhart mógł być dziwny, ale zdaje się, że miał nosa do węszenia. Może za takiego nochala właśnie został wrzucony do lochu? Służka miała nadzieję, że zdąży do rezydencji Frau von Manfield przed zapadnięciem zupełnej ciemności.
 
Lady jest offline  
Stary 30-05-2013, 21:48   #40
VIX
 
VIX's Avatar
 
Reputacja: 1 VIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumny
Marburg, klasztor Świętej Panienki Sprawiedliwości Wszechwidzącej Vereny. Sroga zima, dwa miesiące przed podróżą Thomasa do Averheim. Swiątynny ogród.

Wellentag 3, Vorhexen, 2522 KI

- Przybyłeś do mnie? Specjalnie w mojej sprawie? Dopytywał Thomas, nie mógł uwierzyć że magister kolegium magii jechał taki kawał drogi by spotkać się z nim... szczególnie o tej porze roku.

- Ha ha ha. Roześmiał się Witwald Oberstadt i począł lepić gałkę śnieżną. - Wiem... wiem że to dziwne. Mogłem przecież wysłać list, wiem. Jednak są sprawy które musimy powiedzieć innym stojąc z nimi oko w oko. Choćby po to by zrozumieć czy miało się rację. Czarodziej wciąż mówił zagadkami.

Krew napłynęła do twarzy Thomasa i pomimo przejmującego mrozu jaki zawładną Stirlandem ostatnio, gorąco zrobiło się akolicie. Pytanie które nadeszło było nieuniknione. - Powiedz mi zatem panie Oberstadt co sprowadziło cię aż tutaj... do mnie? Przecież piastuje najniższe stanowisko w świątyni. Co taki zacny jegomość może mieć za sprawę do mnie?

- Miałem sen... wizję rzec by było można. Czarodziej przestał żartować, ale wciąż lepił kulkę śniegową. - ... ów wizja niejasna była, jak to one zawsze w zwyczaju mają. Tak była jednak wyrazista, tak ... ... klarowna, że poczułem iż muszę odnaleźć tego kto wizji tej przeznaczeniem jest.

- Jechałeś panie do Marburga jedynie dlatego że miałeś wizję mnie dotyczącą? Przecież to... dziwne, nadużyłes jeno swego kręgosłupa i sakiewki. Jakaż pewność że wizja ów ważna jest lub że mnie dotyczy? Pytań akolita miał bez liku, na początek postanowił wyrazić się lapidarnie...ale sposób jak nie było.

- Dobrze główkujesz Thomasie. Sakiewka kolegialna jest, a kregosłup jak dąb. Tym że czas mój zmarnowany jest się nie martw... może i masz rację, tym lepiej żebyś miał, bo wizje me czasem okrutne są i lepiej by się nie ziściły. Prawdą jest jednak że nie tylko do ciebie jadę. Po drodze mam kilka przystanków... i cóż nie będę cię zwodził. Dla każdego do kogo zajadę wizję jakąś chowam. Witwald rzucił śnieżką w pobliskie drzewo. Za nic miał chyba że to świątynny ogród, uśmiechnął się. Thomas nawet na to uwagi nie zwrócił, inne myśli mu po głowie chodziły.

- Jesteś zatem... wróżem? Zapytał Thomas. Wiedział już że się nie myli.

- Hm, tak, można tak powiedzieć. Poświęciłem się przpowiedniom i stawianiu horoskopów. Całkiem niezłe miałem wyniki swych badań... był taki czas. Oberstadt wziął kolejną porcję śniegu w dłonie i wędrował oczami po fasadzie budynku śwątyni, zupełnie jakby chciał posłać w nią kolejny śniegowy pocisk.

- Więc teraz obwieścisz mi przyszłość mą? Ciekawość Thoamsa była pobudzona do granic możliwości. Od lat nie miał gościa... a tu taki jeszcze człek co zagadkami prawi się trafił.

- Och nie. Bez przesady. Powiem ci jedynie że wizję dotyczącą ciebie miałem. Wkrótce wyruszysz w podróż daleką a i niebezpieczną. Poprzedzi to zwiastun w postaci trzech cyfry krwią okrytej. Tyle. Skończył jakby nigdy nic czarodziej i przyjżał się swemu dziełu, czy aby śnieżka ładnie wygładzona ręką została.

Thomas był zaskoczony ale i zawiedziony. ~ Tylko tyle? To wszystko? Myślał.

- Po oczach twych widzę że jesteś niewesoły. Chyba nie tego się spodziewałes, co? Zrozumieć musisz. Wizje to sprawa jest nie łatwa i nawet jeśli dla mnie klarowne one są to większość ogromna ludzi postrzega je jako zbiór bzdur. Tak to już jest. Czarodzie nie wydawał się zaskoczony reakcją Thomasa.

- Pewność jednak skąd masz herr Oberstadt że ja tej wizji adrestem jestem? Kolejna sprawa która wyjaśniona zostac musiała.

- Ha... to powiedzieć ci zdołam. Trzy znaki o tym mi powiedziały. Mag wyliczał na palcach, śnieżkę odłożył na bok, na ławkę. - Raz to że w wizji waga Vereny stała na marburskim herbie... proste, ale tak już umysł swój przez lata wyszkoliłem by miejsce łatwiej oznaczać. Dwa to głos był przez mężczyznę konającego wypowiadany, a słowem było rodowe nazwisko twego ojca. Przyznam że to zajęło trochę by wyśledzić cię tutaj. Szczęściem mam swych dwóch czeladników, chłopaków zręcznych i bystrych, oni w pismach tropieniem się zajmują. Witwald uśmiechnął się ponownie i zamilkł. Ponownie chwycił śniezkę z ławki by posłać ją równym lotem przed siebie.

- Trzeci znak... no a co z nim?
Thomas nie doczekał się kontynuacji więc sam postanowił działać, zapytał zatem.

- Ten ma dopiero się potwierdzić teraz. Powiedz Thomasie von Ehrlichmann. Miałeś przyjaciela coś mu przysięgę złożył? Przy ostatnim jego tchnieniu? Teraz czarodziej wbił błękit swych oczu w kapłana i czekał odpowiedzi... nie natarczywie, ale dostatecznie by Thomas skłamać nie mógł, zresztą nie miał takiego zamiaru, wszak był sługą Vereny i sprawiedliwym człowiekiem.

Thomas pokiwał głową twierdząco i spojrzał na zaśnieżony plac świątynny. - Tak, tak było. Odpowiedział krótko.

- Prawdę mówisz, to dobrze. Często kłamią ci którym obwieszczam nadchodzący czas, od przeznaczenia uciekają, a tego zrobić się nie da. Los nasz jest między gwiazdami wypisany, chcemy tego czy nie. Co stać się ma to się stanie. Słowa czarodzieja były odrobinę mistyczne.

- Tak więc to pewne że twa wizja mnie dotyczyła. Co teraz? Thomas był zdezorientowany słusznie. Wierzyć nie chciał w wizję, ale mag za dużo wiedział by kłamać. Akolita rozumiał poniekąd czym takie wizje są , słyszał o nich i w księgach czytał o braciach zakonnych co to na nich bogowie zsyłali olśnienia i zwiastuny.

Oberstadt patrzył przed siebie a jego spokój niczym był niezmącony. Pewnym było że zestaw pytań jakiego używał Thomas był powszechny i na czarodzieju wrażenia żadnego nie zrobił. - Jak to co teraz? Żyj, służ, rób swoje. Wiadomo. Kiedy znak trzech krwią okryty zobaczysz bedziesz wiedział co robić. To dosyć proste. Takiej odpowiedzi czekasz? Lepszej nie mam. Chyba nie myślałeś że w kilka chwil odmieni ta wizja twe życie i zrobi z ciebie innego człowieka?

- ... nie, nie o to chodzi, ale twe słowa zmieniają pewne sprawy, spojrzenie na nie. Odpowiedział Thomas.

Czarodziej kolegium niebios, Witwald Oberstadt, chcwycił akolitę Thomasa, kiedyś von Ehrlichmann'a, za bark i powiedział. - To prawda. Są słowa i rzeczy które zmieniają cel i znaczenie. Mógłbym przeprosić cię za to że co powiedziałem, może zmienić twój cel, ale tego nie zrobię, bo by kłam losowi zadawał. Pamiętaj jednak by być silnym. Każda rzeczywista sprawa i rzecz zawsze oblicza dwa ma. Skąd wiesz że ta stroną tą nieprzychylną się do ciebie obróci? To wszak tylko wiedzą bogowie. Prawda? Przyjacielski gest i uśmiech wydawały się być szczere. Czarodziej wyprostował się i przeciągnął... na odpowiedź chyba nie czekał.

- Rację masz pewnie herr Oberstadt. Thomas nie był pewien czy czarodziej ma rację tak naprawdę. Skłamać nie chciał ale wierzyć też nie za bardzo. Czas miał pokazać, i to już całkiem za niedługo... bo kraway znak trzech przyszedł wraz z nowym rokiem, a wskazywał na Averheim. Los Thomasa wkroczył na własciwy tor. Tak przynajmniej akolita myślał w ten czas.

***

Averheim. Dzielnica doków.
Backertag 28, Nachhexen, 2523 KI

Rozmowa z karczmarzem nie przyniosła żadnego efektu, przynajmniej nie do momentu do którego Thomas go słuchał, ale akolita nie był tym faktem zdziwiony. W takich miejscach ja ta karczma Goethe bywał bardzo rzadko, ale logicznym wydawało się że właściciel rozsądny trzymał będzie usta na kłódkę zamknięte. Thomas dał znak Klausowi oczyma, że idzie spróbować swych sił w rozmowie z kobietą która wyglądem przypominała wspomnianą wcześniej w rozmowie, Beatrice Knox. Klaus kiwnął również w porozumieniu. Thomas ruszył zatem od szynkwasu.

Podszedł do kobiety wcześniej wspomnianej. Panny, bo raczej nie pani Knox, hazardzistki i jak mniemał akolita, oszustki. - Witam panno Knox, bo ta się pani zwie prawda? Ja mam na imię Thomas i służę w świątyni Vereny. Czy mogę zająć pani chwilę? Odpłacę za to kielichem wiśniówki, zgoda? Thomas zapytał i jak to miał w zwyczaju, uśmiechnął się szczerze.

Nawet nie zerknęła na niego, rzucając właśnie kośćmi, które głośno poturlały się po stole. Zaklęła po tym, a jeden z mężczyzn zakrzyknął i zgarnął pulę miedziaków. - Nie widzisz, że gram, starcze?

- Widzę, widzę droga panno. Jednak wierzyć się nie chce że kość ci nie idzie tak jak tego chcesz. Srebrnik na twój rzut droga pani. Thomas nie zrażony odpowiedzią kobiety, wyciągnął szylinga i rzucił na stół.

Goethe nie znał się na tej grze, niewątpliwie jednak do jej zakończenia zostało jeszcze sporo. Beatrice spojrzała na niego wściekle. - Za kogo ty mnie masz, hę? Weź swoje pieniądze i nie przeszkadzaj. Była wyraźnie zdenerwowana, może wściekła i Thomas zdawał się obrywać rykoszetem. Nie zamierzała natomiast przerwać gry, w której uczestnikami była tylko ona i mężczyźni siedzący przy stole.

- Jak sobie życzysz, nie przeszkadzam już dłużej. Wybacz. Wiedz jedynie że ostatnio pływałem po Averze i ryby mi powiedziały że powinienem z tobą słów zamienić kilka w sprawie tyczącym się zapłaty pewnej. Jeśli będziesz zainteresowana będę czekał tam, przy stoliku. Thomas zabrał swoją monetę i odszedł w stronę wspomnianego stolika.

Goethe usiadł i patrzył na grającą kobietę, zastanawiał się nad kilkoma aspektami jej zachowania. ~ Pieniądz jej nie interesował, a na arystokratkę raczej nie wygląda, zatem czemu nie jest chciwa by od starca srebrnika wyłuskać. Przecie wyglądam na łatwy łup, a ona na kogoś kto monety nie przepuści żywcem. Co zatem nią kieruję? Tym bardziej że blef z tym że gang ryb mnie do niej skierował... heh, ale w to ja sam bym nie uwierzył gdybym nią był.

Thomas spojrzał na Klausa który rozmwaiał z karczmarzem. Nadzieję miał akolita że choć herr Neumayer zdoła wydobyć jakieś ciekawe informacje. Wrócił znów myślą i spojrzenim na pannę Knox. ~ Jeśli jej nie zainteresowałem to znaczy że jest albo bardzo rozsądna, albo nic nie wie... albo się boi. Hm... jeśli ja byłbym na jej miejscu też bym cicho siedział. Chociaż... czasem ktoś kto dużo mówi sprytny jest i maskować tym się potrafi, a czasem ten kto nic nie mówi, wbrew sobie wiele do myślenia daje... albo wogóle nic nie wie. Myśli kotłowały się w głowie Thomasa, a kobieta wciąż niezainteresowana oddawała się nerwowej grze. Akolita z radością przyjął zaproszenie Klausa do wspólnej wyprawy pod zdobyty przez niego adres. Goethe zawiedziony był trochę że nic nie wskórał. Sprawa do łatwych nie należała, ale chciał wypełnić swą obietnice daną przyjacielowi, chciał też śledczym się przysłużyć i miastu pomóc. Beatrice Knox jednak nie pomogała Thomasowi w tym zamiarze.

W czasie drogi, do domu martwego Kellera, Thomas podzielił się z Klausem swymi podejrzeniami. Tym że nic nie wskórał, tym że kobieta na zdenerwowaną wyglądała, tym że może warto byłoby na nią oko zwrócić i może podejrzeć gdzie się udaje kiedy gospodę opuści. Pewnym było że ta kobieta coś wie... może uwikłana nie była, ale pewnikiem coś wiedziała. Oczywiście Thomas pojmował że jej zdenerwowanie mogło być wywołane masą różnych zdarzeń, ale ów panienka skrywała jakiś sekret, tego był świątynny sługa pewien. Swymi podjerzeniami postanowił podzielić się z resztą towarzystwa śledczego kiedy tylko nadarzy się ku temu okazja.

Po drodze Thomas zatrzymał idącego ulicami miasta szczurołapa. Po szybkiej wymianie zdań srebro obciążyło kieszeń szczurołapa, a paskudny gryzoń zyskał nowego właściciela. Treser Klaus był wyraźnie zaskoczony jednak szybka prezentacja tego co Goethe miał na myśli i w zamiarze, rozwiała jego wątpilwości. Akolita zszedł na bok z drogi i ustawił małą, krzywą klatkę, zrobioną z patyków i związaną sznurkiem, na niewysokim murku. Klaus wciąż ciekaw zaglądał starcowi przez ramię.

-... no i zobaczymy jak się ma nóż do rany. Mówił do siebie Thomas. W ten czas podawał uwięzionemu szczurowi, najpierw część a później już całość, wydzieliny zeskrobanej z rany Kellera, którą to Goethe niósł zawiniętą w kawałek papieru. Szczur obwąchał najpierw tkankę ostrożnie... spróbował i po chwili wchłoną już całą. Wcale nie trzeba był czekać długo na efekt. Fakt, szczur przeżył ale charczał, kasłał, a wreszcie uwolniony, biegł dziwnym śladem, zataczał się i potykał, czasem upadał. Bestia odporna jednak była i zdołała dostać się do kanału, gdzie znikła i kto wie, być może zdechła.

- Trucizna jak nic. Gdyby więcej było to może by zdechł. Goethe skomentował całe przedstawienie dane przez gryzonia. - Widać dzień nie jest całkiem stracony, choć wiedza to nikła jest. Daje nam to jednak pewne konkrety. Ktoś kto użył trucizny jest zawodowcem i robił to nie raz, to pewne. To osoba która raczej nie jest jawna. Ważne też to że albo stać tę osobę na kupno trucizny albo pracuje wciąż z ową substancją. Wiem, to niewiele... ale jak powiedziałem... nikła to wiedza. Miejmy nadzieję że dom Kellera przyniesie jakieś odpowiedzi. Dom o którym wspomniał Thomas, a prowadził do niego Klaus był już blisko. Był wieczór a okolica niebezpieczna, Goethe poprawił zatem sztylet na pasie i rzucił w powietrze zdanie. - Ciekawe czy zakapturzony nas już szuka? Thomas wiedział że było to wielce prawdopodobne.
 
VIX jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 00:20.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172