Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 01-06-2013, 12:42   #41
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Wieczór nadchodził powoli, a wraz z półmrokiem, doki stawały się mniej przyjazną dzielnicą. Ludzie znikali z ulic, a życiem tętniły ciągle wyłącznie dwie karczmy, pełne głównie miejscowych gości. Jedną z nich opuścili Klaus i Thomas, kierując swe kroki bardziej na południe, po błotnistych, śmierdzących uliczkach najgorszej z dzielnic Averheim. Klaus Keller miał mieć własny dom, co dawało pojęcie o tym, że jego status nie był najniższy. Posiadać miał również żonę, co już z kolei dziwić trochę mogło. Treser łatwo odnalazł budynek, wyróżniający się nadkruszonym kominem i załomotał w drzwi, zauważając w środku światło płonących kaganków i dym wydobywający się z komina. Szybko otworzyła mu chuda, niezbyt piękna kobieta w średnim wieku, wyraźnie rozczarowana tym co zobaczyła. Jakby spodziewała się kogoś innego, co było oczywiste przy nieobecności męża.
Gdy powiedzieli co ich sprowadza, jej twarz poszarzała. Słabym głosem zaprosiła ich do środka, wskazując krzesła. Sama niemal opadła na jedno. W rogu pomieszczenia stało łóżko dla małego dziecka.
- Wiedziałam, wiedziałam, że tak będzie. Mówiłam mu. Ale on zawsze wszystko wiedział lepiej.
Mówiła słabym głosem, ale z jej oczu nie ciekły łzy. Może życie ją tak utwardziło, a może fakt, że się tego spodziewała, pozwolił jej przyjąć to lżej.
- Opowiedzcie mi wszystko co wiecie, proszę. Niewiele mogę wam pomóc, Klaus nie zwierzał mi się. To nie był ten typ, rozumiecie prawda? Ale pomogę na ile będę mogła.
Dziecko zaczęło płakać, więc podeszła i wyjęła je z kojca. Wyjęła pierś i dała małemu się przyssać, zupełnie nie krępując się obcymi. A może już nie dbając o takie przyziemne sprawy?


Ekhart nie miał wiele szczęścia w "Czystej Świni". Nie było w niej ani Matyldy, ani Wernera, choć do tego drugiego wskazano mu drogę. Nie pracujący już czynnie, siwowłosy przywódca Nabrzeżnych Szczurów spędzał większość swojego czasu przy magazynach, bardziej na zachód od karczmy. Lub innych, ale zwykle właśnie tam. Ponoć też mieszkał obok, a w samej oberży nie bywał aż tak znowu często. Mimo, że zmrok już zapadał, strażnik dróg faktycznie odnalazł zbierającego się już do udania się do siebie Klebba. Ten skinął głową na powitanie.
- Umyłeś się, jak czuję. Dobrze, dobrze. - zaśmiał się. - Rolfa raczej nie znaleźliście, skoroś sam.
Wysłuchał pytania, a potem po głowie się podrapał, z miną kwaśną raczej.
- Ano. Znam. Trudno powiedzieć, że się lubimy, ale chwilami interesy mamy zbieżne. Grosz to człowiek wielu specjalności, rozumiesz. Działa głównie na wschód, raz mieszka tu, raz tam. Mieszkanie niby ma, ale tam trudniej go znaleźć, niż w Świni. Momentami znika na dłużej. Powiadają, że sporo ludzi dla niego pracuje lub chociaż jest mu coś winna. Ze mną trzymasz sztamę, ale dla niego to nic nie oznacza. Jak również dla kogo pracujesz, czy co tam możesz. Tyle warto zapamiętać. Poza tym to nie jest taki zły człek.


Hanna i Irmina, wraz z ciągle milczącym Hansem, musiały czekać całkiem długo. Ludzie wchodzili i wychodzili, a gra się nie kończyła. Zmieniali się czasami grający, aż wreszcie Beatrice uśmiechnęła się i zakrzyknęła triumfalnie. Któryś z mężczyzn wstał wściekle, inny zaklął, ale rozgrywka została na ten wieczór najwyraźniej zakończona, bowiem wszyscy jej uczestnicy wstawali od stołu.
I już miały podejść do Knox, gdy do środka "Czystej Świni" wkroczył wielki mężczyzna o zarośniętej, wyjątkowo nieprzyjemnej twarzy. Ochroniarz uczennicy czarodzieja aż przesunął dłoń na gałkę miecza, ale tamten kierował się bezpośrednio w stronę Beatrice. Łatwo było zauważyć, że zbladła zupełnie i rozejrzała się w lekkiej panice. Wymienili kilka słów i oboje zniknęli w jednej z alków.

Byłyby pewnie zebrały się stąd, ale cało to tajemnicze spotkanie nie trwało wcale długo. Mężczyzna wyszedł, a niedługo po nim wyszła Beatrice, szybkim krokiem również kierując się do wejścia. Po uśmiechu nie było śladu, a na jej twarzy widać było łzy. Nie zatrzymała się, więc nie pozostało nic innego, jak także opuścić oberżę.
I natknąć na Knox ponownie, przecznicę dalej, gdzie siedziała skulona, z dłońmi przyciśniętymi do twarzy, szlochając.
Jeśli to nie była dobra okazja do zaczepienia jej, to kiedy?

Gdy zbliżyli się, uniosła wzrok, zaskoczona. Było już ciemno, więc na początku uniosła się przestraszona, szybko jednak odetchnęła, widząc dwie niegroźnie wyglądające kobiety. Zagadana westchnęła.
- Państwo mi wybaczą, nie chciałam robić z tego wielkiej hecy. Wpadłam w kilka długów i robi się coraz gorzej i gorzej. Lichwiarze powiedzieli, że mam czas do Aubentagu do spłacenia ich, albo oni zrobią to za mnie, ale ja mam ledwie kilka szylingów! Słodka Shallyio, zupełnie nie wiem co robić.
Na pytania o tych lichwiarzy pokręciła jedynie głową, przyznając się do długu w wysokości dziewięćdziesięciu pięciu szylingów.
- Mówienie o nich nie jest warte mojego życia. Podobno jest to jeden człowiek, mający wielu innych zbirów pod sobą. Kontrolują wszystkie drogi z miasta, żeby nikt nie uciekł. A ja na dodatek mam dwie dziewczynki, którym muszę zapewnić byt! Ostatnimi czasy ci ludzie są bardziej napastliwi niż zazwyczaj. Plotka głosi, że to przez kogoś jeszcze silniejszego niż oni sami.


W "Trumnie Kowala" tego wieczoru było wyjątkowo tłoczno, a najwięcej roboty miał wykidajło, który kilku obdartusów wręcz dosłownie wykopał na zewnątrz. Hanna udała się do rezydencji swojej pani, Irmina do kupca, pozostali jednakże właśnie w tym przybytku mieli spędzać późny wieczór i noc, a potem ranek, kiedy spotkać się mieli już wszyscy.
Almosowi delikatnie dano do zrozumienia, że o spotkanie z Baerfaustem nie ma co teraz pytać, podobnie nie mógł znaleźć żadnego alchemika. Reihid za to twierdził, że Gregor pojawia się w jego karczmie niemal codziennie i tak samo miało być dziś - jeździec równin ostatecznie doczekał się znajomej mordy. Tauermann nie miał jednak wiele do powiedzenia.
- A co ja mogę więcej wiedzieć? Słyszałem o dwóch zamordowanych, na pewno jednak było ich więcej. Tam to taka dzielnica, że nikt nawet nie zgłasza. Powiadomią morrytów i ci zwiną ciało i sprawy nie było. Straż ostatnimi czasy nie jest uważana za zdolną do czegokolwiek porządnego - dodał ciszej i ze smutkiem.

Za to Thomas miał przynajmniej dziesięciu nowych znajomych, czekających przed karczmą przy wielkim niezadowoleniu jej właściciela. Wszyscy obdarci i śmierdzący. Plotka, że płaci za jakieś informacje rozeszła się błyskawicznie, a po trzech wpuszczonych do środka, Wolsch odmówił wpuszczania pozostałych. Nie było się zresztą czemu dziwić. Normalnych klientów tego dnia było znacznie mniej, a nawet krótka wizyta tak cuchnącego ciała, przesycała smrodem całe pomieszczenie, uniemożliwiając jedzenie, a na dobrą sprawę - również picie. Akolita był pewien, że jego pokój nie wywietrzy się nawet przez całą noc.
A co gorsza, nic konkretnego się nie dowiedział. Mówili mu, owszem, wszystko co wiedzieli. I co na szybko wymyślili, jeśli było trzeba. Jeden miał nawet znać człowieka w czarnym kapturze. Według niego był to prawie trzymetrowy ogr, który porywa swoje ofiary, by je zjadać, bo jest wiecznie głodny. Inny mówił, że człowiek ten musi pochodzić z wysokich sfer, bo tam są największe pijawki i sukinsyny na świecie. Inny, że ludzie znikają sami, ze względu na coraz marniejszą sytuację. Był nawet taki, który chciał dokładnie wskazać dom porywacza i zabójcy. Tylko najpierw chciał za to srebrnika "bo inaczej nie puszczę pary z ust, drogi ojczulku!". Parę już puszczał. Mocno alkoholową.
Jednym słowem: wszystko. A w tym wszystkim nic.


Bezhaltag, 29 Nachhexen
Ranek


Wystarczyło jedno spojrzenie na zewnątrz, by wiedzieć jak paskudnie zapowiada się dzień. Miasto pokrywała lekka warstewka mgły, a wilgoć odczuwało się wszędzie. Niebo zakrywała gruba warstwa chmur i deszcz, a może nawet poważna ulewa, zdawały się być tylko kwestią czasu, nawet jeśli jeszcze nie padało. "Trumna Kowala" po wczorajszym spędzie żebraków, ciągle jeszcze nie pachniała jak powinna, przez co przyjemniej już było ją opuścić i mimo wczesnej pory udać się na dalsze poszukiwania. Za lenistwo nikt im przecież nie płacił.
Doki, dwa dni po dniu targowym, nie były już tak tłoczne ani gwarne. Mogła też pogoda zrobić swoje, a może zwyczajnie roboty znacznie mniej. Na rzece widzieli nieliczne barki.
Ale tu nigdy nie było spokojnie.

Znajdowali się właśnie w okolicach "Czystej Świni", gdy nagłe, głośne "WHUMPH!" kazało im zwrócić głowy w kierunku wody. Przucumowana tam barka właśnie stawała w ogniu, a płomienie szybko rozprzestrzeniały się po jej pokładzie. Z wnętrza, a może gdzieś zza ognia, rozległy się także wyraźne krzyki, a może wrzaski wzywające pomocy.
Drugie co ujrzeli, to dwóch mężczyzn, biegnących co sił. Pojawili się od strony barki i teraz wzdłuż nabrzeża zwiewali na zachód, ku znajdującym się trochę dalej magazynom. Niewielu innych ludzi znajdowało się na ulicy, odwracając się w stronę pożaru.
A od strony "Białego Konia" biegł kolejny mężczyzna, głośno wzywając boskiej pomocy i pędząc ku barce. Strój wskazywał na kupca, być może jej właściciela.
 
Sekal jest offline  
Stary 04-06-2013, 09:08   #42
 
Tom Atos's Avatar
 
Reputacja: 1 Tom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputację
Śledztwo się ślamazarzyło i to nie tyle z braku tropów, co z trudności w dotarciu do pewnych ludzi. Niestety nie udało się spotkać Matyldy, zatem spawa noża musiała poczekać. Za to kwestia Grosza nieco się ruszyła do przodu. Nieco bo Werner Klebb w zasadzie nie powiedział nic istotnego poza tym, że potwierdził to co mówiła Ute, że mężczyznę można spotkać w „Czystej Świni”. Wypadało zatem polować na osobnika o mocno zawiniętym wąsie i w czapce z piórkiem.

Po rozmowie z Klebbem Ekhart wrócił do gospody. Nie miał daleko, ale mroczna atmosfera doków sprawiła, że idąc czuł lekki niepokój. Tego wieczoru już niczego więcej się nie dowiedział i wrócił do „Trumny Kowala” przenocować.

Ranek przywitał wszystkich ciężkimi chmurami zapowiadającymi deszcz i wilgocią mgły. Ekhart dostał od służącej Ingi swoje już czyste, suche i przy okazji połatane ubranie. Wdziewając je pomyślał, że pewnie nie zostanie ono długo suche, ale i tak wolał swoje ciuchy od pożyczonych.
- Zanosi się na deszcz. – mruknął do towarzyszy – Może dojdzie do kolejnego porwania. Trzeba by obserwować doki. Może nasz kapłan będzie chętny na przynętę?
Myślał na głos.

Po śniadaniu nie pozostało mu nic innego, jak nadal próbować szczęścia w „Czystej Świni”. Reszta podjęła chyba podobną decyzję. Właśnie szli w pobliżu rzeki, gdy głośny hałas zwrócił ich uwagę na barkę, która stanęła w płomieniach. Wyglądało na to, że ktoś obrzucił statek czymś łatwopalnym, może oliwą.

W pierwszym odruchu Ekhart chciał ruszyć na pomoc w gaszeniu, ale zdał sobie sprawę, że wszystko wkoło jest wilgotne i że pożar nie będzie trudno opanować, za to uciekający wzdłuż nabrzeża dwaj ludzie, najpewniej sprawcy całego zajścia mogą lada chwila zniknąć między magazynami.
- Klaus! – krzyknął do kompana wskazując ręką uciekających ludzi, po czym rzucił się w pogoń. Liczył na to, że tak jak w przypadku pogoni za złodziejaszkiem Rex okaże swoją przydatność. Najważniejsze było teraz nie stracić łotrów z oczu.
 
Tom Atos jest offline  
Stary 04-06-2013, 17:12   #43
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Rex czekał grzecznie na zewnątrz karczmy a merdanie ogona świadczyło o tym, że cieszył się z powrotu właściciela. Chwile później w trójkę maszerowali przez coraz mniej przyjemne zaułki miasta. Wieczory w Averheim nie należały do przyjemnych i bezpiecznych, co odczuwał nawet taki zakapior jak Hans.
Niemniej do wdowy nie mieli daleko. (...)

- Opowiedzcie mi wszystko co wiecie, proszę. Niewiele mogę wam pomóc, Klaus nie zwierzał mi się. To nie był ten typ, rozumiecie prawda? Ale pomogę na ile będę mogła.

Klaus patrzył kobiecie w oczy i powiedział wolno, cicho, starając się okrasić słowa nutą współczucia, co właściwie trudne nie było.

- Znaleźliśmy pani męża całkiem niedaleko, wygląda na to, że ktoś go zasztyletował. Najprawdopodobniej walczył nim zginął. Jego ciało zostało dostarczone kapłanom Morra.

Treser pozwolił kobiecie przetrawić trudne wieści, lecz z drugiej strony chwilę później kuł póki żelazo było gorące. Wiedział, że kolejnej szansy być może nie będzie.

- Chodzą słuchy, że mógł narazić się komuś nowemu w mieście, najwyraźniej komuś silniejszemu. Pragniemy dopaść zabójce pani męża, gdyż podejrzewamy , że nie była to jego pierwsza ofiara... Czy... Czy wiadomo pani cokolwiek na temat działań męża? Może mogłaby pani wskazać ludzi z którymi współpracował, być może oni będą wiedzieć coś więcej?

Pokręciła ze smutkiem głową, nie mogąc przez chwilę wydobyć z siebie głosu.

- Niewiele... wiem tylko, że pracował w ochronie tutaj w dokach. Niewielu chyba miał stałych współpracowników, ale co ja tam wiem. Pojawiało się tu tylko dwóch, jakiś Joseph a ten drugi... Otto może, ale nie wiem, naprawdę.
Nie prowadził jakiegoś notatnika? Prawdopodobnie był informowany o grożącym mu niebezpieczeństwie, być może zostawił jakieś informacje, przydatne wskazówki... ludzie zazwyczaj starają się jakoś ubezpieczyć gdy przeczuwają grożącą im śmierć.


Klaus nie przypuszczał by mógł mieć takie szczęście, jednak wolał zapytać niż później zastanawiać się nad tą kwestią.
Wdowa uniosła brew, a potem wzruszyła ramionami. Zastanawiała się krótko.

- Raczej nie. Nigdy nie umiał pisać ani czytać, chyba, że niedawno się nauczył.

Treser zastanawiał się jak poruszyć ostatnią kwestię z która tu przybył. Liczył po cichu, że nikogo w domu nie zastanie i bez przeszkód będzie mógł przeszukać dom być może znajdując coś wartościowego. Nie wiedział jak ująć to w słowa by nie zabrzmiało to dziwnie w końcu jednak zaprzestał dywagacji i ostatecznie delikatnie zapytał:

- Czy była by możliwość rozejrzenia się po pokoju męża, choćby pod pani nadzorem? Zapewne nie w głowie pani teraz przeszukiwanie jego rzeczy, wierzę jednak, że pani mąż był dobrze zorientowany kto mu zagraża i jest szansa, że zgromadził gdzieś te informacje.

Mina kobiety stężała, a słowa sprawiły, że podejrzliwość stanęła "ponad" smutkiem w jej odczuciach. Przynajmniej chwilowo.

- Nie sądzę. Nie wiem co panowie chcieliby znaleźć. Jego rzeczami nie chcę się z nikim dzielić. W końcu tylko to mi teraz zostało.

Klaus przytaknął kobiecie głową i wolno, uspokajająco podniósł dłoń. Nie zamierzał jej straszyć i był po prawdzie nieco zaskoczony jej reakcją, ale doskonale ją rozumiał. Jeśli chciał zachować resztki pozytywnego nastawienia wdowy musiał w tym momencie zwyczajnie spasować.

- Rozumiemy, gdyby jednak znalazła pani coś co mogłoby pomóc odszukać mordercę proszę dać nam znać, zatrzymaliśmy się w Trumnie Kowala.

Po przesłuchaniu mógł ze spokojem opuścić mieszkanie wdowy, zapewniając ją na koniec, iż postarają się dopaść mordercę.

Gdy wraz z Thomasem oddalali się w kierunku karczmy zapytał towarzysza:

- Czy mogę ci mówić po imieniu kapłanie?
- Oczywiście, nie widzę przeciwskazań. Ograniczy nam to te wszelkie dworskie zacne tytuły, ale ilez łatwiej będzie prowadzić śledztwo.
- Thomas zaśmiał się wręcz głośno. Odbyta właśnie rozmowa nie wywarła na akolicie większego wrażenia.
Treser skinął głową i dodał

- Pomyślałem, że gdybyśmy przejęli biznes Kellera, to spotkalibyśmy się jeszcze szybciej z zakapturzonym.
- Szczerze powiem ci herr Klausie... Klaus znaczy. Poprawił się Thomas, trudno było nawyknąć mówić imieniem do takiej persony dziwnej jak Treser, zupełnie innej od wszelkich znajomych starego sługi świątynnego. - To co ja... a tak. Od samego początku żem tak myślał... nie o Kellera, powiedzmy, jak sam wspomniałeś, biznesie, ale o tym na nas wzrok tych co ludzi porywają wzrok skupić. Trudno powiedzieć czy to o tego zakapturzonego chodzi, to może być tylko zmyłka jakaś.
- W chwili obecnej raczej nie łatwo będzie przejąc ów biznes , chyba że ten Joseph okaże się bardziej pomocny niż podejrzewam, obawiam się jednak, że cała ta ochrona mogłaby zająć zbyt wiele czasu i uwagi, które musimy poświęcić na śledztwo. Prędzej czy później zakapturzony i tak zwróci na nas uwagę, nikt nie lubi jak mu się depcze po piętach... - odparł Klaus

Do karczmy doszli prowadząc już tylko grzecznościową rozmowę, byli bowiem zbyt zmęczeni na głębsze dyskusje. Klaus w końcu zasnął szybciej niż się spodziewał.

Rankiem nie mieli nawet czasu na omówienie efektu wczorajszych poszukiwań. Przy śniadaniu każdy był mrukliwy i nie skory do dzielenia się swa wiedzą. Treser uznał to za poważny błąd, który zamierzał naprawić możliwie szybko. Idąc po mieście i rozglądając się uważnie rozmyślał nad ostatnimi dniami i próbował ułożyć informacje w jakąś spójną całość , dość szybko jednak zrezygnował uświadamiając się , że ma solidne braki w wiedzy.
Z zamyślenia wyrwała go sytuacja w dokach. Głośny hałas i widok płonącej barki oraz uciekających ludzi podpowiadał mu, że przed nim rozgrywa się kolejna odsłona wojny gangów. Nie zareagował jednak błyskawicznie. Tak naprawdę nie był przyzwyczajony do wtrącania się w tego typu sprawy. Na moment znów był poczciwym starym Klausem z Nuln nie mieszającym się w nie swoje sprawy.

Dopiero okrzyk Ekharta spowodował jego reakcję. Uświadomił sobie, że to jednak jego sprawa i w szeroko pojętym interesie własnym, należałoby sprawców złapać. „Kto wie, może będzie z tego jakaś nagroda?”
pomyślał ruszając biegiem za uciekinierami.
- Rex bierz ! - rzucił kiedy oboje już biegli a pies naturalnie rzucił się w pościg za uciekającymi drabami.
 
Eliasz jest offline  
Stary 05-06-2013, 18:14   #44
 
Bounty's Avatar
 
Reputacja: 1 Bounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputację
Wczorajszy wieczór bywalcy "Trumny Kowala" będą długo wspominać. Nie co dzień pod porządną gospodą kłębi się tłum żebraków podejmowanych przez kapłana Vereny. Almos pokręcił z niedowierzaniem głową na ten widok i aż prychnął. Przez wzgląd na szacunek, jakim darzył Thomasa próbował wszak trochę mu pomóc, lecz szybko skapitulował.
- To nie ma sensu, o Sprawiedliwy – załamując teatralnie ręce zwrócił się zwyczajowym tytułem do Verenity. - Za obietnicę brzdęku te obszczymury zmyślą zgoła wszystko. Co innego groźby. Jeśli dasz mi ich trochę postraszyć może usłyszymy coś przydatnego. Jak złapiemy którego na kłamstwie utnę mu przyrodzenie i nakarmię nim kozy – dodał wyjmując zza pasa nóż.
Indagowany właśnie żebrak struchlał z przerażenia. Goethe nie zgodził się jednak na tak drastyczne środki, więc koczownikowi pozostało tylko wzruszyć ramionami i odejść. Resztę wieczoru spędził gawędząc przy piwie z Tauermannem, który choć miał dobre chęci, okazał się równie mało pomocny, co cała straż miejska.

***

Gdy rankiem przybyła do gospody wiedźma, Almos przełknął ostatni kęs śniadania i ostrożnie podszedł do niej.
- Witaj, Wiedząca – skłonił lekko głowę. – Czy znasz się może na truciznach? A w szczególności takich, które powodują sine obwódki wokół ran?
Następnie, starając się nie patrzeć Irminie w oczy (w obawie przed złym spojrzeniem), podzielił się z nią oraz innymi wieściami o grasującym w Averheim trucicielu.

***

W drodze do doków Ekhart głośno rozmyślał, a że było dziś mniej gwarno, dało się rozmawiać na ulicy nie zdzierając gardła.
- Racja – odrzekł mu sucho Almos. – Przede wszystkim musimy też zacząć patrolować doki nocą, parami lub trójkami. Porwania nie miały raczej miejsca w dzień. Zmokniemy i nie wyśpimy się, ale spaniem i podpieraniem ścian para się już tutejsza straż. Czuję, że dziś coś się wydarzy – dodał, spoglądając na pochmurne niebo.
Nie miał jednak na myśli pożaru.
Ogień rozprzestrzeniał się po zacumowanej u nabrzeża barce w nienaturalnym tempie. Ktoś musiał użyć oliwy lub nafty. Krzyki dobiegające (chyba) z barki zmroziły krew nomady. Ruszyłby na pomoc, lecz nie umiał pływać. Obawiał się, że płomienie zepchną go do wody. Śmierć topielca uchodziła zaś wśród Jeźdźców Równin za mało zaszczytną. Dlatego Almos postanowił dołączyć do pościgu za podpalaczami. Zaklął, pomyślawszy, że mógł dziś swobodnie wybrać się do doków konno. W biegu zdjął z pleców łuk i sięgnął do kołczanu po strzałę. Czekał na w miarę czyste pole do oddania strzału. Nie chciał trafić przypadkowego przechodnia.
 

Ostatnio edytowane przez Bounty : 05-06-2013 o 18:18.
Bounty jest offline  
Stary 05-06-2013, 21:06   #45
 
Lady's Avatar
 
Reputacja: 1 Lady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputację
Hanna nie miała wcześniej do czynienia z nałogowymi hazardzistami, a sądząc po tym, co mówiono o Beatrice, ta do takich należała. Skoro grała codziennie to tak właśnie musiało być. Ale dług w wysokości 95 szylingów? To naprawdę niemało! Może nie była zbyt dobrą graczką, w dodatku uzależnioną od tego i od pożyczania pieniędzy. Dziewczyna nie miała pojęcia, czy warto jej pomagać. Te słowa o dwóch córeczkach... co takiego powiedzieli mężczyźni po pierwszej wieczornej wizycie w jej mieszkaniu? Nie pamiętała, ale chyba nic dobrego. A teraz płakała i prosiła o pomoc. Nawet jeśli nie bezpośrednio. Służka wierzyła, że faktycznie winna jest wiele monet, ten mężczyzna z karczmy był przerażający. Z drugiej strony wyobraziła sobie reakcję Frau von Manfield, gdyby ta się dowiedziała, że oddała pieniądze na coś nie związanego ze śledztwem. W sumie ta myśl podsunęła jej inny pomysł, którym podzieliła się z Knox.
- Niestety nie mam pieniędzy, którymi mogłabym cię podratować, ale wiem kto ma. Moja pani jest bardzo zainteresowana zniknięciami w dokach i tym człowiekiem w kapturze, który się tu kręci nocami. Gdybyś podczas swoich gier mogła podpytywać ludzi, gdybyś się czegoś dowiedziała... mogłabym szepnąć dobre słowo. Moja pani ma pieniądze i to nawet za dużo.
Uśmiechnęła się do blondynki pocieszająco. Spytać o chłopaka, którego szukał Almos? Widać przecież było, że Beatrice nie miała z tym nic wspólnego. Wiedziała, że sumienie nie pozwoli jej spać, gdy chociaż nie spróbuje.
- Kojarzysz może młodego chłopaka, który przegrał z tobą 3 czy 4 dni temu? Zwał się Miklos, miał szesnaście lat. Nietutejszy, jeden z jeźdźców równin? Pamiętasz może czy mówił coś gdzie się udaje przed wyjściem z karczmy?
Knox namyślała się chwilę i pokiwała głową.
- Pamiętam go, ograłam go na kilka srebrników. Zupełnie nie umiał grać. Poza tym był pijany i bredził coś, że chciałby się ze mną przespać. Wyglądał na takiego, który chciałby z kimkolwiek. Potem wyszedł. Nie poświęciłam mu drugiej myśli prawdę mówiąc.
Hanna podziękowała. Dostała i tak więcej, niż się spodziewała. Przynajmniej odpowiedź, która wydawała się szczera. Dłużej już z hazardzistką nie rozmawiała, życząc dobrej nocy i przekazując, gdzie się zatrzymała.

***

Wizyta u Brunhildy okazała się długa, męcząca i stresująca na dodatek. Początkowa ciekawość pani szybko się wyczerpała, gdy tylko doszła do wniosku, że Hanna jeszcze nie zakończyła śledztwa i nie wiadomo kto stoi za porwaniami. Przez następne dziesięć minut głośno i gwałtownie wyrażała swoje niezadowolenie. Pewnie słyszało z pół rezydencji, a dzięki plotkom wkrótce dowie się pozostała połowa. Służka zdała sobie sprawę, że może tu nie mieć co wracać, gdy nie uda się im odnaleźć sprawców. Nawet jeśli Frau von Manfield o tym zapomni. Reszta służby zwyczajnie nie da jej żyć!

Do Trumny Kowala wróciła późno, nie czując nawet smrodu żebraków, od razu poczłapała do swojego łóżka i od razu usnęła. Rano natomiast humor nie do końca jej wrócił. Brzydkie niebo stanowiło jeden z powodów. Westchnęła na słowa Ekharta, przyznając mu rację i na wszelki wypadek zabrała ze sobą także płaszcz z kapturem, licząc na to, że może zapobiegnie przemoknięciu do suchej nitki. Po drodze zaczepiła Almosa.
- Rozmawialiśmy wczoraj wieczorem z Beatrice Knox. Niewiele nam powiedziała, ale pamiętała twojego kuzyna. Niestety nie wiedziała co się z nim stało, gdy opuścił karczmę. Sugerowała tylko, że poszukiwał kobiety na noc...
Uśmiechnęła się przepraszająco, starając się dać mu znać, że chciałaby przekazać lepsze, lub dokładniejsze wieści.

Kolejna wizyta w dokach znów zaowocowała wydarzeniem, którego wcale się nie spodziewali. Pożar? Zaskoczona Hanna nie skojarzyła nawet uciekających mężczyzn z ogniem, dopóki Ekhart i Klaus nie krzyknęli, rzucając się w pościg. Chwilę później to samo zrobił Almos. Służka jednak miała w głowie tylko ten dobiegający gdzieś od strony wody krzyk. Rzuciła się w kierunku barki, w biegu ściągając z siebie płaszcz.
- Wiadra! Przynieście wiadra! Pomocy!
Dołożyła swoje krzyki do tych biegnącego przez przybrzeżną alejkę kupca. Wiedziała, że sama nie ma szans z ogniem, ale mogła przynajmniej spróbować kogoś uratować! W tej chwili, gdy ważyło się ludzkie życie, jacyś uciekinierzy byli dla dziewczyny zupełnie nieistotni. Miała zamiar spróbować przydusić ogień i zorientować się, czy faktycznie ktoś utknął pod pokładem. Zakup nowego płaszcza najwyżej pokryje Frau von Manfield.
 
Lady jest offline  
Stary 05-06-2013, 21:09   #46
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
Rozmowa z Beatrice przyniosła tylko kolejne pytania zamiast odpowiedzi. Najwyraźniej o władzę nad przestępczym światkiem Averheim walczyło coraz więcej osób. „Gdzie kota nie ma myszy harcują” to stare porzekadło doskonale odnosiło się do sytuacji w mieście. Najwyraźniej kapitan Baerfaust zupełnie nie panował nad tą jego częścią. Brak prawowitego władcy na tronie zawsze powodował chaos. Tak przynajmniej zawsze twierdził ojciec Irminy i sądząc po tym co dziewczyna widziała ostatnio, miał sporo racji.
Gdy Hanna pobiegła do swej pani, by podzielić się z nią ostatnimi wieściami panna Brehm także zdecydowała się wrócić na kwaterę. Przed snem postanowiła jeszcze zapisać wszystko czego dowiedzieli się do tej pory. Było tego coraz więcej i fakty mogły łatwo się pomieszać. Zapisane na papierze nabierały stałej formy. Usatysfakcjonowana wykonana pracą młoda uczennica czarodzieja udała się na zasłużony odpoczynek.

Kolejny poranek był mglisty, a niebo zasnuły chmury. Deszcz mógł spaść w każdej chwili, nie mogła jednak pozostać w ciepłym domu kupca. Jej zadanie nadal pozostawała niezakończone. Gdy tylko Hans przyszedł wyruszyli ponownie do doków. Najpierw spotkali się z pozostałym w Trumnie Kowala, a potem wszyscy razem poszli się rozejrzeć.
Jeździec równin zaskoczył ją swoim pytaniem. Pokręciła głową i powiedziała:
- Wasze wiedzące muszą być bardzo mądrymi kobietami, a ich wiedza bardzo rozległa. Ja niestety jestem tylko uczniem czarodzieja i moja jest raczej ograniczona. Nie znam się na miksturach ani na truciznach. To raczej zadanie dla alchemika. Mogłabym też ewentualnie poszukać odpowiedzi w księgach, ale to trochę potrwa.

Młoda czarodziejka pomyślała że muszą się mocno rzucać w oczy, bo stanowili raczej niezwykłą grupę, zwłaszcza teraz gdy dołączył do nich stary sługa Vereny. Sądząc po brodzie, długiej i siwej, musiał być naprawdę starym człowiekiem. To było dziwne, że nie był jeszcze kapłanem, co można było stwierdzić po jego szatach. Irmina, która ponad dwa lata mieszkała w stolicy Imperium zdążyła się napatrzeć na kapłanów, akolitów i innego rodzaju sługi świątyni by potrafić ich odróżnić.
To była ciekawa zagadka. Przy okazji postanowiła zagadnąć starca w tej materii. Teraz jednak jej uwagę przyciągnął pożar, który bardzo szybko rozprzestrzenił się na jednej z barek. Przez chwilę spoglądała w płomienie gdy i dopiero po chwili zorientowała się, że część jej towarzyszy, biegnie nie w kierunku płonącej na wodzie barki, ale w zupełnie innym kierunku. Zaciekawiona co się dzieje ruszyła za nimi. Nie zauważyła jednak kamienia, który ktoś niefrasobliwie postawił na środku drogi. Jej obuta w skórzane botki stopa zaliczyła bolesne spotkanie ze skałą. Dziewczyna potknęła się i poleciała gwałtownie do przodu. Na pewno upadłaby na twarz gdyby nie silne ramię, które podtrzymało ją i zapobiegło katastrofie.
- Dziękuję – Rzuciła Hansowi lekko nieprzytomny uśmiech i pobiegła dalej za resztą.
Miała nadzieję, że może jej umiejętności przydadzą się w końcu na coś. Najszybciej biegł oczywiście Rex. Podobnie jak przy pościgu za złodziejem szybko dopadł uciekinierów. Był jednak tylko jednym zwierzakiem, a dwóch przeciwników na jednego psa, to mogło być za wiele. Może mogłaby postarać się zmniejszyć ich przewagę, ale w tym celu musiała podejść dostatecznie blisko. Przyspieszyła kroku.
 
Eleanor jest offline  
Stary 05-06-2013, 22:14   #47
VIX
 
VIX's Avatar
 
Reputacja: 1 VIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumny
Goethe przysłuchiwał się rozmowie Klausa i żony Kellera. Sam miał w zamiarze kilka słów dodać, ale jakoś okazji odpowiedniej nie było. Kobieta była zbyt smutna, a i akolita w jej sytuacji przepytywany by być nie chciał. Kompozyjcje pytań, zatem, Thomas schował w tył czaszki i skupił się na słuchaniu rozmawiającej dwójki ludzi i obserwacji wnętrza domu Kellera. Szkoda że wszystko wskazywało na to że nic z tej rozmowy nie wyniosą cennego. Imiona Joseph i Otto...znaczyć coś mogły lub tylko zwodniczymi wydawać się były poszlakami. Warto było jednak w pamięci mieć wspomniane imiona, jeśli kiedyś by się zasłyszało takie podczas prowadzenia śledztwa. Goethe krzywił się od czasu do czasu, wszak słowa Tresera nie były zbyt delikatne, ale przyznać mu trzeba było że starał się, to było widać. Thomas słuchał i słuchał, a w głowie jego powstał plan. Postanowił jednak podzielić się nim ze wszystkimi śledczymi, kiedy ku temu tylko okazja się nadarzy.

Kilka chwil później Klaus i Thomas szli drogą w stronę Trumny Kowala. Akolita z radością przyjął fakt że pan Neumayer chciał teraz zostać po prostu Klausem, a pan Goethe, po prostu Thomasem... o ileż to łatwiej kiedy nie trzeba się maskować przed kimś, z palca wyssanymi grzecznościami. Klaus podzielił się pomysłem dotyczącym przejęcia interesów Kellera, ot tak, dla zmyłki i ściągnięcia na siebie wzroku porywaczy, a może i zabójców. Thomas bił się w tym czasie z myślami, jako że pomysł był dobry, ale ileż czasu by trzeba by uwagę na siebie zwrócić, a i ludzi wynająć, reputację zbudować. Sprawa jeszcze znamiona przestępstwa nosiła, a to akolicie nie w smak było. Pewności tez żadnej nie było czy uda się taki podstęp. Przecież porywacz czy i zabójca, nie mogą tak swych procederów bez końca robić. Jeśli za daleko się posuną to patrzeć nie trzeba zbut długo na drogę by na jej horyzoncie dostrzec pomoc z Nuln, a może nawet i z Altdorfu. Jak przestępca za bardzo uciążliwy zrobi się to doświadczeni łowcy się zjadą i przeczesywać miasto zaczną. Jednak teraz źli, tylko osoby nieznaczne porywają i rynsztokowców zabijają, uwagi na siebie albo kierować nie chcą, ale takie to właśnie osoby im w sukurs nie wchodziły. Choć notable już swe zainteresowanie okazywać poczęli, Panna Hanna i panna Irmina, obie dla znacznych pracowały. Tylko patrzeć jak się coś dużego wydarzy. Myśli nie dawały spokoju Thomasowi podczas drogi do karczmy. Szczęściem Treser okazał się dobrym kompanem do rozmowy i o rzeczach przyziemnych, i na sprawach śledztwa, rozmowa w stronę szynku nie tylko upłynęła. Na kolację już sił nie starczyłoby... a tu niespodzianka Thomasa jeszcze czekała.

Ludzie zebrani pod karczmą byli w na prawdę strasznym stanie. Brudni, cuchnący i kalecy, ale każdy z nich miał coś ciekawego do powiedzenia. Zatem zaczęło się... oddzielanie plew od ziaren, a łatwe to nie było czasem, innym razem jasne jak letnie słońce. W sumie wszystkie informacje były mocno naciągane i bezużyteczne, ale jedno było pewne, ludzie owi mieli oczy i uszy szeroko otwarte. Przecież informowanie innych było częściowo ich zajęciem chlebodajnym. Thomas przyjął iście świątynną postawę i obiecywał zbawienie i przebaczenia na lewo i prawo za cenne informacje. Złota nie mał, srebra też mało. Dobre słowo świątynnego ojca musiał wystarczyć tego wieczoru. Goethe jednak nie był głupcem, wiedział że samo słowo owoców nie zrodzi. Szyling srebrny... taką zapłatę zaoferował za odnalezienie miejsca pobytu bezdomengo Kurta Gutha, kobiety Mathildy co brązowy płaszcz ubiera oraz Frederika Grosza. Wspomniane osoby były tymi które coś wiedzieć mogły, a o których to śledcza kompania wiedziała i o których rozmawiała, po spotkaniu wieczornym w karczmie. Thomas jednak zaznaczył wyraźnie. Zapłata będzie jedynie dla tych co prawdziwe i potwierdzone informacje przyniosą i tylko po okazaniu osoby na miejscu jej rozpoznania. Świątynia, ni straż miejska naciągnąć się nie dadzą, a jak informacja prawdziwa to oprócz srebra, kto wie, może i dla dobrego człeka co to pomoże Thomasowi teraz, to i grzechów odpuszczenie się szykuje u sprawiedliwych, tak Vereny, jak i strażników. Kiedy tak Goethe o nagrodzie wspominał to przyznać musiał że zebrani nie byli ni szczęśliwi ni źli jakoś bardzo. Zresztą trudno było cokolwiek o nich powiedzieć jako że pod wielodniową warstwą brudu na twarzach i emocje trud poznać było. Srebrnik jednak i przychylne oko gwardzistów, to musiało mieć jakiś wydźwięk, tym bardziej że zadanie Thomas postawił przed bezdomnymi i żebrakami proste jak poranna modlitwa. Propozycja Almosa, natomiast, musiała zostać odrzucona...na szczeście. Z początku Thomas mógły przysiąc że koczownik żartował, ale im dłuzej na niego patrzył tym bardziej utwierdzał się w przekonaniu że wcale to nie był dowcip. Jeździec jak nic, przyrodzenie by żebrakowi obciął i okiem by pewnie przy tym nie mrugnął. Zresztą, dziwny nóż, trzymany w ręku Almosa tylko potwierdzał fakt że człek ten raczej do żartownisiów nie należał.

- Panie Almosie, na względzie trza mieć to że niewinne to słabowinki jak te koźle co o nim wspomniałeś. Daruj im, na pewno coś tam za wieści przyniosą. Prawda? Dodał Thomas podczas rozmowy z wystraszonym przez Almosa żebrakiem. Nawet świątynny sługa potrafił, w mig, dostrzec pozytywny wydźwięk gróźb jeźdźcy z równin. Goethe zaczynał jednak zdawać sobie sprawę z tego z jakimi ludźmi pracuje. Klaus był ewidentnie typem z pod ciemnej gwiazdy, takim co to go lepiej po swej stronie mieć, bo widać że do bitki nawykły i litościwy wcale. Almos też taki był, ale miał do tego swą dziwną, dziką postawę. Koczownik był jakby odpowiednikiem Klausa, jedynie że na bezdrożach. Obaj byli niebezpieczni... dobrze że byli przychylni świątyni i jej słudze staremu, Thomasowi. Szczęściem że to nie wróg miał tę dwójkę w swoich zastępach. O innych drużynnikach Goethe powiedzieć by mógł niewiele, wciąż nie poznał ich tak jak Klausa czy Almosa... choć pewnie i ci dwaj, jeszcze niejedno mogli pokazać swą postawą, i niejedno skrywali pod swymi obliczami.

Kolacji nie zjadł akolita tego wieczoru, zmęczony był jak chłop po całodziennej orce. Wiek robił swoje i doganiał człowieka nieubłaganie. Trzeba było jeszcze z karczmarzem porozmawiać. Przeprosić, bo po jego minie widać było że człek zdania dobrego na temat akolity nie ma. W końcu bezdomni zrobili sobie przytułek na pół dnia w jego oberzy, pewnie i klientów jakichś odstraszyli. Przeprosiny trudne nie były, ale i ich przyjęcię raczej nieszczere. Cóż jednak mógł kapłan zrobić... sprawa w którą był uwikłany teraz, ważniejsza była niż karczmarza opinie i samopoczucie. Thomas zmęczony całym dniem, szybko zapadł w sen tego wieczoru.

***

Goethe może i spać chodził wcześnie, tego się ukryć nie dało, ale w zwyczaju swym miał wstawać przed świtem jeszcze. Służka jedynie w piecu rozpalała kiedy Thomas w głównej sali karczmy się zjawił. Przywitał się grzecznie i opuścił przybytek. Kroki swe skierował na poranne modły w pobliskiej świątyni. Czas był drugiego obrzędu tego dnia, ale nawet sumienne i szczere modlitwy nie mogły polepszyć pogody. Mgła i czarne chmury wisiały nad Averheim. Tajemnica i swego rodzaju, poetycka dzienna noc nastała. Mgielny całun skrył brzydotę miasta i ukrył występek przed ludzkim okiem. W takich okolicznościach Thomas Goethe wszedł do świątyni i w taki sam, gęsty kłąb oparów wyszedł po rytuale powitania dnia. Idąc w stronę karczmy, Thomas dopracowywał plan który zamiarował przedstawić swym kompanom.

Wkrótce potem, Goethe siedział przy jednym z karczemnych stołów w Trumnie Kowala i zajadał posiłek ze smakiem. Trudno było mu zjeść porządny obiad czy kolację odkąd przybył do tego miasta. Prawdą było że nie mógł zjeść wiele, lata nie te, zdrowie też już nie jak dwadzieścia lat temu... a przede wszystkim śwątynny dryg, asceza i opamiętanie by w nadmiar nie popaść. Tego ranka jednak, akolita dogadzał sobie. Grube pajdy chleba, kiełbasa i kalarepa, w ilościach takich które na talerzu akolicie nie przystoją... a jednak, dziś Thomas miał dobry humor i nie zamierzał z tym walczyć. Wkrótce wszyscy spotkali się przy jednym stole i rozpoczeli, niechętnie, rozmowę. Planu dnia nie było, ot kolejny dzień poszukiwań i pytań. Wymienić się należało zdobytymi informacjami, zgodnie z założeniem. Herr Ekhart zaproponował ciekawy plan, który to zakładał by Thomas za przynęte robił. Akolita nie namyślał się wiele i odpowiedział że z miłą chęcią będzie robakiem na ich wędce... wkońcu był starym człekiem którego żałować najmniej można. Klaus też plan swój przedłożył i wydał się on ciekawy i podstępny. Nadszedł czas na to by akolita zabrał głos. Powiedział o tym czego się wczoraj dowiedział o truciźnie, o tym jak do tego doszedł z Klausem, o szczurze i substancji na ranie znalezionej, której efekty, wszak wszyscy widzieli na Kellerze umarłym. Thomas powiedział i o tym że skaiewkę ma pustą, a wśród żebraków i bezdomnych poszukiwanie Kurta, Mathildy i Fredrica zlecił, i że szylinga za prawdziwą informację obiecał dać, jak kto się o miejscu przebywania którejś z osób wymienionych dowie i zaprowadzi tam. Na sam koniec zostawił swój plan. Po kolei i dokładnie opowiedział o tym że może by zaczać blefować i w obieg informację posłać. Tak by każdy z kim rozmawiają wiedział że są blisko odnalezienia porywaczy lub tego całego zakapturzonego. O tym że istnieje szkatuła w której wszystkie dowody trzymają, że szkatuła ów z nimi wędruje, a że z Nuln jadą łowcy by te świadectwa zbrodni i tożsamości przestępcy zobaczyć i sprawiedliwość w Averheim przywrócić. Thomas dał do zrozumienia że brak tej szkatuły czy nawet fakt że porywacz czy zabójca, blefu się domyśla... i tak skłonić powinien do tego by parol na nich zagiął. Człek tennie może pozwolić sobie na to by tego nie sprawdzić. Wcześniej czy później ktoś się u nich zjawi by ową szkatułę przejąć. Prawdą było że śledcze podejście to nie było, ale chodzenie i szukanie też, jak na razie efektów wielkich nie przyniosło. Być może złoczyńcę trzeba by czymś skusić. Goethe dał czas wszystkim by plan ten przemyśleli, przetrawili i opracowali dokładnie jeśli takie podejście im się podoba. Jedno było pewne, od dziś, trzeba było wszystkim wspominać o tym że takie dokumenty istnieją.

***

- Zauważyliście że ten żebrak, Kurt, zniknął z przed Czystej Świni? Rolf i Szczury również z tym miejscem są związani... i Keller tu przesiadywał i pewnie miał kontakty, a teraz i ta Mathilda i Werner, w tym miejscu moga być odnalezieni...lub nie. Thomas dzielił się głośno swymi myślami z towarzyszami. - Co wy na to by przyjżeć cię dokładniej temu miejscu? Karczmarz wiele na pewno wie, trzeba by jedynie znaleźć sposób by nam to wszystko wyśpiewał. Goethe szedł i jadł suszone orzechy, przekąskę którą to trzymał w swej torbie podróżnej. Jak na raz, zakrztusił się prawie suszonym owocem, przez to mówic zaniemógł... a wszystko przez widok jaki jego oczom się ukazał. Płonąca barka i ludzki krzyk. Jedno sięgło oczu, drugie uszu akolity, zresztą, chyba wszystkich na przyrzeczu.

Dwóch uciekających mężczyzn, Thomas by pewnie nawet nie zauważył gdyby nie Klaus, Ekhart i Almos... oraz Rex który warknął i rzucił się w pogoń za uciekinierami na komendę Klausa. Panna Irmina również ruszyła w sukurs wspomnianej czwórce... a panna Hanna, trzeźwo i ze współczuciem pewnie, ruszyła na pomoc potrzebującym przy barce. Thomas ruszył w ślad za Hanną. Podwinął szatę i biegł ile sił w nogach. Krzyknął. Najpierw do mężczyzny który zbliżał się od strony karczmy.

- Wezwij pomoc. Biegnij!!! Akolita zrobił to głosem zupełnie innym niż można było słyszeć od niego na co dzień. Z błyskiem w oku biegł i myślał o tym że jest jak kiedyś, jak wtedy kiedy był młody i bał się wielu rzeczy... o tym że był stary i zmęczony i że nie bał się teraz, całkiem już zapomniał.

Drugie zdanie zakrzyknął do Hanny. - Kobieto wolniej. Spłoniesz!!! W tym czasie dobiegali już do barki. Thomas Goethe wiedział ze nie cofnie się przed niczym by pomóc potrzebującym. Tak jako wierny sługa Vereny, ale i jako człowiek dotrzymujący obietnicy przyjacielowi, na końcu podróży życia, tak przyjaciela jak i własnej.
 
VIX jest offline  
Stary 07-06-2013, 20:01   #48
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Bezhaltag, 29 Nachhexen
Ranek


Zdecydowana większość z nich błyskawicznie podjęła decyzję co robić i ostatecznie nikt też nie pozostał w miejscu. Przy czym trzeba oddać prawdę, jasno dającą do zrozumienia, że ratowanie życia ludzi na barce stanowiło raczej sprawę poboczną w obliczu dwóch uciekinierów. Ludzi, którzy mogli coś wiedzieć i rzucić więcej światła na wydarzenia w dokach. Mimo jedna tej szybkości w decydowaniu, uciekinierzy zdołali wyrobić sobie całkiem sporą przewagę, co sił w nogach pędząc w stronę "Czystej Świni", na ukos przecinając równoległą do rzeki ulicę. Wypuszczony Rex pognał za nimi długimi susami, a za psem pobiegli również pozostali. Almos zdjął łuk z pleców i nałożył strzałę, wypuszczając ją, zanim podpalacze zniknęli im z oczu. I trafił, dowodząc, że czegoś się jednak na tych równinach nauczył! Pocisk wbił się w ramię uciekiniera, który krzyknął, ale nie zwolnił.
I wkrótce obaj wpadli do środka karczmy, zatrzaskując jej drzwi tuż przed pyskiem warczącego i szczekającego psa. Ten wpadł na przeszkodę i odbił się od niej. Mężczyźni zyskali kilka sekund, potrzebnych do tego, by biegnący na przedzie stawki Ekhart i Klaus dotarli do wejścia i otworzyli je. Almos i Irmina, poprzedzana przez Hansa badającego przejście pod kątem ewentualnej zasadzki, dobiegli trochę później.
Wszyscy wtoczyli się do środka, napotykając kilka nieprzyjaznych twarzy...


Hanna i Thomas zmagali się w tym czasie z jakże innym problemem, biegnąc ku płonącej coraz mocniej barce. Cumowała niedaleko muru, trap najwyraźniej został zrzucony, zapewne przez podpalaczy, więc najpierw trzeba było brodzić w płytkiej wodzie, a raczej szlamie i błocie pokrywającym brzeg rzeki. Za to dzięki temu służka bez przeszkód namoczyła swój płaszcz wodą, robiąc z niego znacznie lepszy przyrząd do gaszenia pożaru, a akolita z trudem dźwignął trap i położył go na miejsce. Dzięki temu mieli już dostęp do pokładu i to do tego fragmentu, którego jeszcze ogień zupełnie nie pochłonął. Widać było, że położony został dalej, w pobliżu przybudówki i zejścia pod pokład, przez co zupełnie odciął drogę osobom w środku. Teraz już wyraźnie słyszeli dobiegający stamtąd, pełen paniki kobiecy krzyk. Kupca przez chwilę nie było nigdzie widać, ale zaraz wybiegł z jednego z gospodarstw, targając ze sobą nie tylko dwa wiadra, ale także kobietę i dwójkę nastolatków do pomocy.
Zresztą nie przestawał krzyczeć, przez co zainteresowanie wydarzeniem mogło tylko wzrosnąć.

Nie zmieniało to jednak faktu, że na tę chwilę Elberg i Goethe pozostawali sami. Dziewczyna od razu zaczęła uderzać płaszczem, niewątpliwie niszcząc swoje ubranie, ale za to notując pewne sukcesy. W miejscach, które pokrywała mokra tkanina ogień gasł i nie wracał zbyt szybko. Mimo tego oczywisty był fakt, że sama nie da rady nawet przedrzeć się do nadbudówki. Akolita tymczasem odnalazł wzrokiem pustą skrzynkę, od biedy mogącą posłużyć za prowizoryczne wiadro. Brodząc po kolana w wodzie mógł jej nabrać i wytężając wszystkie siły, chlusnąć na pokład, prosto w płomienie. Po kilku takich ruchach zasapał się mocno, za to przynajmniej nie musiał czuć się bezużyteczny... a taki właśnie byłby na pokładzie, o ile nie chciałby rozebrać się ze swoich szat.

Kilka chwil później nadbiegł zdyszany kupiec, wraz z kilkoma innymi osobami. Szybko zaczęli napełniać wiadra i podawać tak, by można było wylewać wodę w najbardziej potrzebne miejsca. Poza tym kupiec również zdjął swój płaszcz i za przykładem Hanny namoczył go, próbując dusić płomienie w ten sposób. Teraz już szło znacznie sprawniej. Najważniejsza była nadbudówka, płonąca już mocno, ale wiadrami i mokrymi ubraniami udało się oczyścić wyjście z niej.
- Frida! Bierz dziewczyny i uciekaj! Zostaw wszystko!
Mężczyzna zapewne wołał do swojej żony, która zresztą wybiegła, ciągnąc za sobą dwie dziewczynki mające po około dziesięć lat. Wszystkie owinięte były kocami i wyskoczyły na zewnątrz, krztusząc się od dymu.
Ostatecznie mokre drewno, wspomagane przez coraz liczniejszą grupę ludzi, dogasiło pożar zupełnie. Niestety sama barka wymagała po tym napraw. Thomas i Hanna byli zbyt nieliczną grupą, by powstrzymać ogień już na początku, ale kupiec i tak do nich skierował swoje kroki, gdy już było po wszystkim i rozmówił się już z żoną.
- Dziękuję wam za pomoc. Jestem Adolphus Stark. Bardzo dziękuję. Może pójdziemy na jednego? Przyda się nam wszystkim.
Otarł pot z czoła. Cóż, faktycznie zasłużyli. Stary akolita słaniał się na nogach, jego stare ciało nieprzyzwyczajone było do takiego wysiłku. Hanna była czerwona na twarzy od bliskiego kontaktu z płomieniami, ale poza tym nic jej nie było. Tyle, że straciła płaszcz, dziurawy obecnie w wielu miejscach.


...twarzy, które zwróciły się ku nim niemal jednocześnie, ale nie ruszyły ze swoich miejsc przy stolikach. Już od dawna wiedzieli, że była to oberża odwiedzana przez wszelkiej maści bandziorów, a przecież swój swojego nie zdradzi. W milczeniu przyglądali się jak Rex szybko łapie trop i pędzi przez wspólną salę. Barman wypadł z zaplecza, ściskając w ręku ścierę.
- Co tu się dzieje, do cholery?!
Nikt nie zamierzał trudzić się długą i zabierającą czas odpowiedzią. Pies już poczuł uciekinierów i rzucił się za nimi. Przebiegł przez całą karczmę i znów zmuszony był zatrzymać się przy tylnych drzwiach, czekając, aż ludzie mu je otworzą.
I dopiero wtedy warcząc rzucił się w dalszą pogoń.

Nie byli zbyt szybkimi biegaczami, a może nie za dobrze znali teren, kto wie? Rex dogonił ich już przecznicę dalej, a przynajmniej tego ze strzałą w ramieniu. Ułamał ją, ale ból musiał być wielki, bo mężczyzna był wyraźnie wolniejszy od drugiego z podpalaczy, wyprzedzającego go już o dobre kilkanaście metrów. Rex rzucił się i złapał go za nogę, wywołując u przewracającego się uciekiniera głośny krzyk. Nie był to jednak jakiś tam młodzieniaszek, jak wcześniej Fritz. Ten tutaj miał zakazaną, niezbyt młodą mordę z tygodniowym zarostem. I w jego ręku szybko znalazł się długi nóż, którym ciął na odlew, trafiając w bark i grubą szyję zwierzęcia. To czując ból odskoczyło, obnażając zęby i szykując się do kolejnego ataku.

W tym momencie dobiegali już pozostali. Dostrzegł to i leżący, krzycząc ku nim.
- Zostawcie mnie! Pracuję dla mężczyzny w czarnym kapturze! Jeśli mnie zabijecie, on się zemści! Zabije was i pozostawi na widoku, jak i pozostałych!
Nie mówił tego z wielkim strachem, raczej wielkim przekonaniem. Almos tymczasem sięgał już po kolejną strzałę, którą wypuścił w znajdującego się już ponad dwadzieścia metrów od nich drugiego z podpalaczy. I tym razem też trafił, ale skomentować mógł to tylko przekleństwem, bowiem pocisk tylko otarł się o bok biegnącego. Tamten złapał się za zranione miejsce, lecz zwolnił tylko na krotki moment.
 
Sekal jest offline  
Stary 11-06-2013, 14:15   #49
 
Tom Atos's Avatar
 
Reputacja: 1 Tom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputację
Udało się pochwycić jednego z podpalaczy, ale niestety przesłuchanie go nie szło już tak dobrze jak pościg. Ekhart starał się wyciągnąć coś z niego groźbą i perswazją, ale zbir był zbyt zatwardziały, no i bał się wręcz panicznie swego zleceniodawcy.

A potem stało się to, co się stało.

Rigel już jakiś czas temu wyleczył się z sentymentalizmu. Teraz też nie miał zamiaru rozpaczać nad rozlanym mlekiem. Ale dokładnie zanotował w pamięci poczynania swoich kompanów i metody które stosowali.

Dzień był jeszcze młody, a było już trochę spraw do załatwienia. Najważniejszy był teraz powrót do doków w miejsce, gdzie się rozdzielili przy płonącej barce. Musieli się dowiedzieć, jak poszło gaszenie Hannie i kapłanowi. Czy udało im się coś ustalić w sprawie podpalenia. „Czysta Świnia” była tym miejscem, które musieli odwiedzić. Ekhart wciąż szukał Matyldy. Kobiety która kupiła nóż znaleziony na nabrzeżu. Chciał też popytać o Kurta Gutha, czy ktoś mógł wiedzieć z kim żebrak był w komitywie. Ekhart miał wrażenie, że Guth mógł widzieć coś ważnego i dlatego się ukrywał.

Jeszcze nie padało, ale wyglądało na to, że deszcz spadnie lada chwila. Trzeba było ustalić gdzie się przyczają i skąd będą obserwować doki. Wydawało się rzeczą oczywistą, że należało mieć na oku. „Czystą Świnię”. Pozostawało tylko znaleźć odpowiednie miejsce do obserwacji. Dobrze było się rozejrzeć po okolicy za dnia. Problem stanowiło, to że gospoda miała dwa wejścia i należało obserwować oba. Z tego co pamiętał, to od strony magazynu było tylnie, główne zaś było po przeciwnej stronie.

Ekhart wiedział, że najbliższej nocy nie wyśpi się. Należało zatem po południu zdrzemnąć się. Póki co jednak szedł w stronę doków wdzięczny losowi, że ma na grzbiecie swoje sprawdzone podróżne ubranie, fajeczkę i woreczek z tytoniem. Zapalił wydmuchując w koło chmurkę aromatycznego dymu.

Miał przeczucie, że zbliża się rozwiązanie zagadki. Być może tej nocy.
 
Tom Atos jest offline  
Stary 11-06-2013, 15:44   #50
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Pościg był długi i męczący, zwłaszcza część z wkroczeniem do „Czystej Świni”. Jeśli coś miało przynieść później reperkusje to chyba właśnie wtargniecie do karczmy w pościgu za zbiegami. Nie było jednak czasu na kombinacje. Na szczęście w karczmie nie znaleźli się poplecznicy zbirów, tak jak mówił karczmarz miejsce to faktycznie okazało się póki co neutralne. Jednego z zbiegów w końcu dopadli zwłaszcza dzięki postrzale w ramie które zbir zawdzięczał Almosowi. Rex po raz kolejny przydał się grupie, tym razem jednak przyszło mu za to zapłacić.
Klaus wkurzył się niemiłosiernie, groźby jakie wypowiadał bandzior spływały po nim jak po kaczce, jedynie siłą swej woli powstrzymywał się od zasiekania zbira. Uciekinier żył tylko dlatego, że był jeszcze do czegoś potrzebny.

Treser błyskawicznie dobył miecza i kierując go w stronę zbira rzekł najbardziej zimnym głosem jak potrafił:
- Wyrzuć ten nożyk, albo stracisz go wraz z ręką.
Jednocześnie gotował się do ciosu gdyby bandzior miał inny pomysł niż usłuchać groźby. Na twarzy Klausa malowała się głęboka wrogość, żyłki zaszły mu na skroń, niewiele brakowało a zacząłby toczyć pianę z pyska. Widać było po nim, że zranienie jego psa momentalnie go wkurzyło i chyba szukał najmniejszego pretekstu do wyładowania złości. Złość jednak nie zaciemniła mu umysłu, zszedł z linii ewentualnego strzału jaki Almos mógł chcieć oddać w stronę leżącego przeciwnika. Nie zasłaniał mu też możliwego strzału w uciekiniera. Gestem lewej ręki wstrzymywał Rexa, choć pies rwał się do tego by rzucić się na sprawcę jego bólu. Podobnie jak pan, czekał tylko na pretekst.

Łapcie tego drugiego - zawołała do Ekharta i Almosa Irmina, sięgając do kieszeni i wyciągając z niej niewielki mieszek z komponentami - Pomogę Klausowi.
Chwilę potem przez twarz podpalacza przebiegł jakby wyraz zaskoczenia, a potem palce nagle niezdarne, nie zdołały utrzymać broni, która z lekkim plaśnięciem upadła w błotnistą breję ulicy.

Klaus uśmiechnął się przebiegle z powodu nieoczekiwanego wsparcia ze strony Irminy. Kopnięciem odsunął od zbira nóż, po czym przystawiając mu miecz do krocza powiedział
- Jeśli myślisz że zakapturzony potraktuje cię gorzej niż my to bardzo się mylisz. Są rzeczy gorsze od śmierci, ot choćby życie w kalectwie, bez klejnotów - popukał ostrzem krocze zbira - bez dłoni … tak właśnie skończysz jeśli nie powiesz nam gdzie znajdziemy zakapturzonego i wszystkiego co o nim wiesz. I tylko spróbuj mi powiedzieć coś w stylu, że to on nas pierwszy znajdzie a obiecuję ci, że popuszcze psa i z chęcią obejrzę jak się bronisz przed nim bez broni... Wiesz, że nauczyłem go ataku w najważniejszą dla mężczyzny część? Chcesz być wciąż mężczyzną?? - Pies gotował się do ataku czując nutę groźby w głosie Tresera. Nuta to było za mało powiedziane, Klaus włożył wszelki wysiłek w to, aby zupełnie wystraszyć leżącego zbira. Jego głos nie zdradzał też żadnego kłamstwa, zamierzał zrobić dokładnie to co obiecywał pojmanemu mężczyźnie.
Wysiłek... zbyt mały. Bandzior splunął.
- Spierdalaj.
W jego oczach mógł być strach. Ale najwyraźniej znacznie bardziej bał się tego, dla kogo pracował.
- I tak już jesteś trupem. Po co mamy Cię zabijać? - Ekhart wzruszył ramionami. - Weźmiemy Cię do garnizonu straży. Posiedzisz trochę i Cię wypuścimy. Powiemy tu i tam, że wyszedłeś bo złożyłeś dokładne zeznania. Twój szef się dowie i … - Rigel wymownie przejechał kciukiem po własnej szyi.
- Albo … nam uciekniesz, jak Twój kumpel. Rozumiesz? Jak nam wprzód powiesz co wiesz o mężczyźnie w kapturze i jak się z nim kontaktujesz. Tylko tyle, a kupisz sobie szansę na przeżycie.
Ekhart wpatrywał się w oczy mężczyzny.
- Obaj wiemy, że masz przesrane, ale możemy Ci pomóc się z tego wywinąć, ale nie za darmo. Więc jak będzie? Skąd znasz tego gościa w kapturze? Gdzie się z nim spotykasz?
- Sam mówiłeś, że i tak jestem martwy, to co strzępisz jęzor?
- mężczyzna spróbował się cofnąć rakiem, na jego twarzy widać było upór, strach oraz cóż, brak inteligencji. Albo przynajmniej taki brak udawał, bo groźby po nim spływały. - Myślisz, ze co ja kurwa jestem? Że jak postraszysz to zdradzę? Wtedy nawet na drugim końcu świata nie będę bezpieczny!
Uniósł się lekko, próbując się podnieść.
Na to z kolei nie pozwolił mu Treser, nadepnął na lewą dłoń bandziora ostrze miecza przesuwając w stronę gardła. Słychać było nieprzyjemny trzask łamanych kości gdyż nadepnięcie było brutalne - Treser nie szczędził przy tym własnej siły.

Podpalacz wrzasnął, zaskoczony nadepnięciem obutej stopy i rzucił się do przodu, starając się przy tym wstać. Być może nie zauważył miecza Klausa, a może nie dbał o niego. Sztych wbił się w jego gardło, a mężczyzna zacharczał i osunął się na ziemię, trzymając się za krwawiącą ranę.

Było już za późno by zmienić cokolwiek, Klaus w myślach karcił się z głupotę i fakt, iż nie przewidział, że zbój naprawdę będzie gotowy umrzeć byleby tylko nie wpaść w ręce zakapturzonego. Była to informacja warta odnotowania w pamięci, choć jej koszt był nieco zawyżony. Po części czuł złość na samego siebie, po części satysfakcję, podpalacza spotkała bowiem zasłużona kara – bynajmniej nie za podpalenie jakiejś barki, ale za zranienie psa Tresera.

Mimo wszystko próbował go jeszcze ratować z Almosem który właśnie dobiegał, pomimo iz nie widział ku temu większych szans. Chwilę później zajął się rannym zwierzęciem, a następnie dokładnie przeszukał osobę zbira ucinając mu jednocześnie rękaw koszuli.
Zamierzał poszukać tropu zbiega i ustalić dokąd się udał, a także odtworzyć trasę jaką jeden z bandziorów przeszedł zanim znalazł się przy barce. W tym właśnie celu zabrał jego rękaw, aby ułatwić psu odnalezienie tropu.
Wiedział, że w międzyczasie przyjdzie mu znaleźć straż miejską, wylegitymować się glejtem, po czym wskazać gdzie mogą znaleźć zwłoki podpalacza. Miał też zamiar odwiedzić prędzej czy później komendanta i wypytać go o to co wie o zakapturzonym, w najgorszym razie po prostu wskazując mu ten trop. „Mieliśmy się zając zaginięciami, porwaniami, a nie zabójstwami, które od początku wyglądały na robotę kogoś innego” - domyślał się, że prędzej czy później zakapturzony zacznie nękać swoich „prześladowców” - pomimo iż było to zgodne z planem kapłana Vereny, Klausowi tak naprawdę średnio podobała się ta perspektywa. „Lepiej byłoby znaleźć jego nim on znajdzie nas i tak raczej się osobiście do nas nie pofatyguje...” Skierowanie nań strażników miało w ocenie Klausa zapewnić zakapturzonemu na jakiś czas zajęcie...
 
Eliasz jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 16:51.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172