Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 02-01-2014, 13:36   #91
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację

Bert wytrzymał wzrok brodatego kapitana statku. Winkel przez chwilę zastanowił się czy aby nie był zbyt swawolny, zbyt mało opanowany, zbyt... normalny. W końcu kapłani Morra mieli już dobrze wyrobioną opinię, w którą gawędziarz wstrzeliłby się lepiej nieco modyfikując głos i ograniczając gestykulację do minimum. Czasu jednak nie cofnie. Musiał grać wyłożoną talią i iść w zaparte...

Już pierwsze słowa pykającego fajkę jegomościa uświadomiły Bertowi, że jego fałsz daleki był od ideału. Na szczęście Winkel nie panikował, a odpowiadał spokojnie. Nie bez powodu również na miejscu był Gotte, który zawsze mógł ratować sytuację. On również nie był już tym samym chłopakiem z Biberhoff sprzed kilku lat jakiego Winkel pamiętał. Odpowiedź kapitana statku lekko zaskoczyła Berta. Cóż... Młodzieniec nie mógł wiedzieć, że ojciec rozmówcy zginął w taki, a nie inny sposób. Nad tym czy ojciec marynarza błąka się wśród bezkresu wód można by polemizować, ale... To nie był odpowiedni moment ani klimat na tego typu rozmowy. Czas ich naglił.

Na całe szczęście do dyskusji w odpowiednim momencie włączył się Gotte ratując całą sytuację. Jego słowa były bardzo spokojne, a sama treść bardzo bezpieczna. Ogólnikowa, łatwa do interpretacji. Na Fisha widać wypowiedź Millera podziałała i przez szacunek dla przeora Auguarów postanowił on rozmówić się z łowcami. Ciało miało trafić na ląd w całości, wojownicy otrzymać odpowiedni dokument od burmistrza Branderburga czyli... Owca cała i wilk syty jak to mówią.

***


Po wystawieniu odpowiedniego glejtu łowcy stali się bardzo podejrzliwi. Penetrowali spojrzeniami każdego z udawanych kapłanów jednak Bert doskonale wiedział, że sama reputacja i uznanie ludzi dla kapłanów Morra czyniło ich nietykalnymi. Bynajmniej do chwili dopóki wszyscy uważali ich szopkę za zamek z fosą, zbrojną ochroną i pięknym ogrodem...

Ekscytacja młodego chłopaka zaraz po zejściu udawanych kapłanów na pomost wydała się Bertowi bardzo dziwna. Młodzik niemal podskakiwał, a z tego co Bert pamiętał mało kto cieszył się z przybycia kapłanów Boga Śmierci. Kiedy dzieciak się ukłonił i wypowiedział co leżało mu na sercu Winkel zaniemówił. Okazało się, że przed ich przybyciem z niedoszłym ciałem Rudiego zmarła wnuczka burmistrza. Jakie szczęście, że akurat byli przejazdem i w stosownych uniformach... Winkel zdziwiony spojrzał na Gotte nie mówiąc nic a nic. Musieli grać dalej.

***


Burmistrz wyglądał na bardzo pogrążonego w smutku. Niby wysoki mężczyzna garbił się niesamowicie, a jego włosy były przerażająco białe. Na Berta ten widok podziałał mimo iż chłopak wcześniej nie widział Herr Funfla. Zapadnięte oczy tego człowieka spoglądały na fałszywych kapłanów w taki sposób, że Winkel przez chwilę pożałował przebrania w jakim był. Nie chciał oszukiwać ludzi aby zadawać im ból. On chciał jedynie ratować przyjaciela. To dla niego była ta cała przebieranka. To dla niego cała grupa poszukiwaczy przygód mogła już niedługo trafić na szafot. Dla niego...

Niesamowitym musiało się okazać, że kilka godzin po śmierci wnuczki burmistrza pojawili się kapłani. Gdyby nie ciało dezertera byłoby to zapewne jeszcze bardziej niesamowite, a przez myśl Winkla przeszło nawet to, że prawdziwi kapłani są już w drodze. O ile normalnie widok kapłanów przez ich braci nikogo by nie zdziwił - bo przecież taka sytuacja jak im z dezerterem mogła się zdążyć naprawdę - to dla nich był to strzał w serce delikatnej operacji. Przecież prawdziwi kapłani w mig połapią się, że oni udają...

Dla Berta żyjącego większość żywota w malutkim Biberhoff mała mieścina jaką był Branderburg była większą niż dla mieszkańca chociażby pięknej stolicy Imperium. Jego towarzysze pewnie byli pod podobnym wrażeniem. Koło niewielkiego portu znajdował się magazyn, a mniejsze i większe budynki stały po obu stronach głównej ulicy. Od tejże odchodziło kilkanaście bocznych uliczek, z których większość była od niej dłuższa. Cicha, gościnna mieścina otoczona palisadą kojarzyła się gawędziarzowi dość ciepło. Bert nie potrafił zliczyć ile razy znajdował miejsce w oberży obok jakiejś młodej, żwawej i niebrzydkiej białogłowy...

Miejscowy rzeźnik o imieniu Mosche doprowadził grupę kapłanów do przechowalni Morra, która - podobnie jak w ich rodzinnych progach - znajdowała się przy jego chłodni. Na Bercie zrobiła wrażenie płaskorzeźba znajdująca się nad wrotami. Dębowa sztaba z żelaznymi okuciami i same wrota - tak surowe i proste - kontrastowały z pięknem tego arcydzieła.

W środku wyziębionego miejsca kultu znajdowały się dwa ciała. Filigranowej dziewczynki i Rudiego Millera. Martwe, chłodne ciałko niewinnego dziecka i otumanione środkiem chemicznym cielsko dezertera. Mosche przygotował już kadzidła, oleje i łopaty. Im pozostało jedynie zrobić to do czego zwykle potrzebni są kapłani Morra...

***

- Czyli jak rozumiem ciało przygotowywane jest do zachodu słońca, a o świcie chowane jest w ziemi? - zapytał szeptem Bert nie czekając na odpowiedź. - Tak mi przeor w Kemperbadzie powiedział… Czyli musimy tu zostać minimum do świtu kiedy to będziemy zmuszeni pochować ciało tej bidulki? - zapytał ponownie tym razem zawieszając głos.

- O niech mnie... - mruknął Jost, który zaczął żałować, że dał się wkręcić w taką niepewną sprawę. Ale czegóż się nie robi dla kompana. - Będziemy musieli, przed pochowaniem, zająć się jej ciałem. - powiedział tak samo cicho. - To mniej więcej umiem. Ale co dalej robić, na cmentarzu... tego w zasadzie nie wiem. A raczej wiem tyle, co i wy. Groby wykopać umiemy, ale musicie się przygotować jakoś do modłów. Słowa, gesty. Sami wiecie. Widzieliście kilka pogrzebów.

- Najlepiej abym udawał ja i Gotte, a wy bardziej asystowali. Martwi mnie jednak ta sprawa z całym rytuałem. Jak wiecie modły odprawia się dłużej, gdy jest wielu żałobników. Mogą to być 3-4 dni nawet w przypadku tej małej. Co więcej… Maluch zaraz po zejściu na ląd powiedział coś w stylu “Dobrze, że już jesteście”. Czyli prawdziwi kapłani są już zapewne w drodze… - Bert lekko się wystraszył na samo wspomnienie tego co podejrzewał. - Czyli nie mamy wiele czasu zanim pojawią się tu, a my zostaniemy nakryci na gorącym uczynku. Proponuję więc zrobić tak: Odprawić niby-modły nad ciałem naszego kompana, a nad ranem udać się aby go pochować. Jak ktoś zapyta dlaczego powiemy, że tak Pan chciał i my tu jesteśmy kapłanami. Tyle. Myślę, że przy chowaniu dezertera nie będzie nikogo poza nami więc na spokojnie możemy dać mu uciec. Do tego czasu powinien się już ocknąć i czekać na dogodny moment. Po świcie znowu musimy czekać do wieczora aby zacząć długie modły nad dzieckiem. Ten czas wykorzystamy na ucieczkę. Nie widzieli za bardzo naszych twarzy, ale oczywiście nas z Rudim powiązać to żaden problem. Już w Kemperbadzie węszyliśmy wokół jego osoby więc… Może nam to wyjść bokiem. Czego się nie robi dla przyjaciół. - skwitował Bert i czekał na komentarz reszty grupy.

***

Plan grupy wydawał się gość zwięzły. Jost - jako najbardziej obeznany z tematyką grzebania zwłok - przygotuje ciała w czasie, gdy Bert i Gotte przygotują się jak mogą do odprawienia modłów nad zmarłym. Musieli popracować nad gestami, samymi słowami rytuału i ogólnie całością - aby ich przedstawienie było wiarygodne. Pierwszego ranka pochowają Rudiego, ponieważ ten nie ma swoich żałobników i jest dłużej "martwy". Do rana wojak powinien się ocknąć i wrócić do świata żywych. Wtedy przedstawi mu się plan reszty grupy. Kopaniem grobu zajmą się Eryk z Jostem jako, że są to chłopy silne i nawykłe do pracy fizycznej. Bert raczej był ostatnią osobą się do tego nadającą. On miał inne zadanie. Jak zostało ustalone grób Millera będzie kopany w trakcie modlitw bliskich dziewczynki. Znajdzie się on na skraju cmentarza aby chłopak mógł łatwiej zwiać. Grób zostanie zasypany - zupełnie jakby w środku było ciało - co w razie wykrycia przekrętu nieco spowolni ustalenie biegu wydarzeń...

Bert mimo planowania widział też ciemną wersję całej sprawy z ratowaniem przyjaciela. Bardzo dobry łowca połapałby się w tym wszystkim i miał ich jak na widelcu. Już w Kemperbardzie mógłby trafić na wzmiankę o ich grupie. O ratowaniu dziecka, o wizycie w straży i rozmowach Berta w świątyni Auguarów. Nie trudnym było znaleźć grupę o takim składzie. Zostawiając złoto burmistrza mogli jednak mocno namieszać. Bo jakby tutejsi ich wzięli za porywaczy zwłok dlaczego zostawili ciało dziewczynki. Z drugiej strony dlaczego zostawili złoto a zabrali trupa, którego wnętrzności nawet na czarnym rynku były warte marne grosze? Dużo znaków zapytania, w których mało kto mógłby się połapać - przynajmniej Bert miał taką nadzieję…
 
Lechu jest offline  
Stary 03-01-2014, 19:34   #92
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Do momentu, gdy statek wiozący ludzi barona nie zniknął za zakrętem rzeki, Jost nie do końca wierzył w to, że ich plany da się zrealizować. Do ostatniej chwili bał się, że jednak coś pójdzie nie tak, a wysłani przez barona siepacze zechcą, na wszelki wypadek, zrobić w Rudim kilka dodatkowych, szkodliwych dla zdrowia dziurek.
Ale nie zrobili i chwała im za to. Zadowolili się zwykłym pismem. Z drugiej strony... Jostowi też by coś takiego starczyło.

Kolejnym zaskoczeniem było powitanie, jakie zgotował im Brandenburg w osobie czekającego na nabrzeżu wyrostka. Bo kto mógł się spodziewać, że właśnie tutaj ktoś czeka na kapłanów Morra? Bez wątpienia nie Jost.
Ale trzeba było robić dobrą minę do złej gry.

***

Pomieszczenie, w którym przechowywano zwłoki, było podobne to tego, które pełniło podobną rolę w Biberhof. Tylko drzwi, takie przynajmniej Jost miał wrażenie, były mocniejsze i zamykane na solidniejszą zasuwę. Belkę w zasadzie, której nijak nie powstydziłaby się brama twierdzy.
Czyżby tutejsi zmarli mieli niedobre zwyczaje wymykania się z przechowalni i wędrowania po miasteczku?
Jost przepędził z głowy dość ponurą myśl, a gdy tylko zamknięto za nimi drzwi (co nasunęło kolejną sugestię, że coś się może stać nie tak, jak powinno) wdał się w cichą dyskusję z kompanami na temat tego, co należy dalej czynić.

***

Dziewuszka młoda była. Ładna za życia i zgrabna. Tudzież zadbana - widać było, że do roboty nikt jej nie gonił. Najwyżej co lżejsze prace domowe wykonywała, co po rękach widać było. Nie to, co na wsi.
- Możecie sobie usiąść - powiedział Jost do kompanów. - Ja się zajmę jej ciałem. Drobna jest, więc mi pomoc niczyja nie jest potrzebna.
Najwyżej później, przy ubieraniu, dodał w myślach.
- Za to możecie z wody skorzystać i Rudiemu nieco facjatę obmyć - dodał.

Pokręcił głową z pewnym żalem, spoglądając na leżącą dziewuszkę, która bawić się jeszcze powinna, a nie szykować się do grobu, a potem zabrał się za szykowanie zmarłej do pochówku.
Nikt, gdy czas na to pozwala, nie powinien stanąć brudny przed obliczem Morra. Tak więc Mosche prócz olejów i wodę pachnącą przyszykował i płachty, którymi dziewczynkę umyć i wytrzeć można było.
Olejami nie namaszczało się całego ciała. Czoło i skronie, dłonie, stopy.
A potem najtrudniejsze - przyodziać Gretchen, by w odświętnym stroju stanęła przed obliczem Morra. Namęczył się Jost przy tym nieco, bo i na kobiecym przyodziewku niezbyt się znał, i ciało sztywne trudno było ubierać.
Ale w końcu się udało.
Jedna rzecz tylko nie dawała Jostowi spokoju. Nijak nie potrafił rozpoznać, jaki to zwierz zostawił na szyi Gretchen dziwne ślady. Jakby dwa kły nietypowo rozstawione. Rana była dość świeża, ale bez śladów krwi, które wszak ktoś mógł obmyć wcześniej.
Wampir? pomyślał przez moment.
- Bywaliście w szerokim świecie - powiedział do swych kompanów. - Widział kto z was takie rany? - Pokazał ślady na szyi dziewczynki.

Podszedł do drzwi i zastukał. Po chwili drugi raz.
- Stało się co? - odezwał się przestraszony Vick.
- Nie, nie. Ale spytać o coś chciałem.
Drzwi uchyliły się lekko i nieco przestraszony wzrok chłopaka spoczął na Joscie, a potem przeniósł się w głąb pomieszczenia, by zatrzymać się na oświetlonych płomieniem lampy sylwetkach trzech "kapłanów", pochylonych nad ciałem Gretchen.
- Słucham, ojcze. - Wyraźnie uspokojony Vick zwrócił się do Josta.
- Jak umarła Gretchen? - spytał Jost.
- Chorowita była, proszę ojca - odparł Vick. - Od zimy kasłała i kasłała coraz więcej, coraz słabsza była. A od dwóch tygodni to już nawet z łoża nie wychodziła, taka słaba była, aż w końcu zmarła bidulka. Słabowita po matce, która na jesień zeszłą pomarła we śnie. A tatko Gretchen zaginął, gdy ona na świat przychodziła. - Po chwili dodał ostrożniej. - A niektóre ludzie gadają, że to Bestia z Reiku go w odmęty rzeki porwała...
- Czy było więcej takich zgonów? - Jost ominął temat Bestii.
- Żeby się kto tak na śmierć zakasłał? Nie, proszę ojca. A to zaraźliwe było? - zapytał ostrożnie.
- Nie - zapewnił go Jost. - W zimie tak się zdarza. Możesz już zamknąć.
Vinc zamknął drzwi i ze szczękiem zasunął blokującą je belkę.
Skoro słabowała, to nic dziwnego, że się jej zmarło. Tylko te ślady dziwne.

Podszedł do ciała. Zapalił specjalną świecę i zgasił lampę.
- Niech dusza twa wędruje w spokoju po ogrodach Morra - powiedział. - Niech jej spokoju nie zmąci żaden nekromanta, niech Morr odepchnie od niej wszelki mrok i wszelkie złe moce, a ciało twoje niech spoczywa na wieki w pokoju. Prosimy Cię, Morrze, ochroń jej duszę i ciało przed wszelkimi złymi mocami i złą magią wszelaką.

- Teraz musimy poczekać do rana - powiedział, gdy skończył krótką modlitwę.
- A, jeszcze jedno - dodał. - Rudiego też trzeba balsamem pomazać, na wypadek, gdyby kto miał węch zbyt czuły.
Poza tym odpowiednia ilość powinna zniknąć, żeby się oszustwo z Rudim przez przypadek nie wydało.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 03-01-2014 o 19:45.
Kerm jest offline  
Stary 03-01-2014, 23:37   #93
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Sprawa coraz mniej mu się podobała. Bynajmniej nie z powodu piętrzących się trudności, gdyż w Starym Świecie o kłopoty nie trudno.

Ocalili Rudiego przed wyrokiem za dezercję, szkoda ogromna, że samemu zainteresowanemu mogło to nie wyjść na zdrowie przez zamiar odrąbania mu głowy przez łowców nagród.
Pomóc mógł burmistrz Brandenburga. Całkiem sprytnie to Bert z Gotte wykombinowali.

Stojąc w przechowalni Morra w roli jego kapłana całkiem nie podobał mu się obrót, które zdarzenia przyjęły.
Przebierańcy mający odprawiać rytuały odprowadzenia duszy w objęcia bóstwa? Jakby tego było mało, wzięli za to sakiewkę, której przyjmować nie mogli. Nie należała im się.

Czuł w kościach, że to zły pomysł. Bardzo zły i nie powinni w niego brnąć.
Podszywanie się pod kapłanów Morra, wchodzenie na ich kompetencje, odprawianie za nich modłów prowadzących duszę w zaświaty, zagrzebanie ciała bez uprzedniego odprawienia rytuału przez prawdziwych kapłanów boga śmierci i pozostawienie duszy praktycznie w miejscu, w którym zatrzymała się po śmierci przy jednoczesnym okłamywaniu, iż wszystko odbyło się zgodnie ze zwyczajem. Jakby tego było mało, to dodatkowo przyjęcie zapłaty należnej świątyni Morra.
Fatalnie. Jeśli nie tak doprowadza się bóstwa do wściekłości, to khazad nie miał pojęcia jak to inaczej zrobić.

Khazad pokiwał głową na słowa Eryka.
- Za Morra kapłana podawać się mogę, choć za dużo i to zdaje się mi. W kościach czuję jednak, że dalej już nie wolno ruszać nam się. Inny po mojemu plan obmyślić trzeba.

- Jaki plan ci się nie podoba? Pochowanie Rudiego? - spytał Jost. - Jeśli Rudi dojdzie do siebie, to dałoby się zrobić tak, żeby wyszedł stąd na własnych nogach. Wystarczyłoby gdzieś wysłać Vicka. Nikt by nie liczył, ilu kapłanów by stąd wyszło, a ilu wróciło. Co więc proponujesz?

- Rudiego pochowanie pomysłem niezłym jest. W rolę Morra kapłanów wchodzenie nie sprawą naszą jest. Jak wy nie wiem, ale temu, który jak ducha wyzionę o losie dalszym decydować mym będzie, podpadać nie uśmiecha mi się - rzekł spozierając krzywo na nieboszczkę.

- Że nie oczekiwanymi Morra kapłanami jesteśmy powiedzieć trzeba, a inni w drodze już znajdują się. Za godzin kilka nawet może. Sakiewkę zwrócić i, o co do monety przerachowanie prosić. Żeśmy oczekiwani w miejscu innym i wezwani jedyni jako do biedaka wytłumaczyć się, a się nie godzi by zanadto nieboszczyka, do któregośmy wezwani zbyt na świecie przetrzymywać tym długo, kiedy inni Morra kapłani przybyć mają trud na darmo znosić.

- Żadnych tłumaczeń bym nie przedstawiał - sprzeciwił się Jost. - Na to pora była, jakeśmy ze statku zeszli. Teraz na to już za późno. Na oszustów byśmy wyszli, bo żaden kapłan Morra posługi umarłemu nie odmówi, a ciało leżeć może i tygodniami, zanim kapłan jaki przybędzie, by je pogrześć zgodnie z prawem i obyczajem. Tak i u nas, w Bibberhof było, dopóki Sigmara porządków nie wprowadzono.

- Muszę wziąć stronę Josta przyjacielu. - powiedział do krasnoluda Winkel. - Na wszelkie tłumaczenia i dywagacje jest już za późno. Tu trzeba działać. Tak czy inaczej zainteresowania naszymi osobami nie unikniemy. Abyśmy nie byli ścigani potrzebujemy dużo szczęścia i odpowiednich ludzi po drugiej stronie. Ja bym jednak stawiał, że lepiej będzie ulotnić się z okolicy i w razie czego zmienić nieco nawyki. No i załatwić jakieś lewe papiery na tożsamość Rudigera.

- Jak pragniecie, róbcie tak. Śmierdzi mi jednak sprawa ta mocniej coraz i podoba mniej coraz. W kościach, że zły to pomysł czuję i wspólnego nic z tym mieć nie chcę i mieć nie będę - dokończył mówiąc w górę, jakby nie do swoich kompanów.

- Ani monety opiłka z sakiewki tej nie zagarnę i niech świadkiem mi Morr - zakończył swoją deklarację, po czym ponownie spojrzał na towarzyszy.

- Nie chcę na sądzie, by mi śmierci mistrz dzień ten wypomniał - wzruszył ramionami, po czym odsunął się w najbardziej odległy kąt pomieszczenia. Zupełnie tak, jakby chciał pokazać Morrowi, że nie ma z tym nic wspólnego.

Z rozmyślań wyrwało go pytanie Josta:
-Bywaliście w szerokim świecie. Widział kto z was takie rany?

Arno przez chwilę wahał się, jakby rozważał czy nic mu się nie stanie, jak podejdzie do zmarłej, lecz w końcu nieśmiało wstał.
Stanął przy dziewczynie i zerknął na szyję - w miejsce, w które wskazywał Schlachter.
Nigdy takich ran nie widział. Wiele ran zadanych przez plugawe chaosyty widział, lecz nigdy czegoś takiego.

- Wampir? - skrzywił się.
- Znikać musimy szybko stąd albo skuteczną przed nim obronę zorganizować. Ktoś jak z wampirami walczyć wie? - zapytał.

Choć Hammerfist nie miał zamiaru brać udział w czymkolwiek, co mogłoby rozgniewać Morra, to w kopaniu grobu dla Rudiego mógł pomóc.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline  
Stary 03-01-2014, 23:43   #94
 
Baczy's Avatar
 
Reputacja: 1 Baczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumny
Życie na statku przypadłoby Erykowi do gustu, był tego niemalże pewien, dlatego z ukłuciem żalu opuszczał pokład. Ich plan nie powiódł się w całości, ale osiągnęli najważniejszy punkt - uratowali Rudiego od utraty głowy. Niestety, jeśli chodzi o pojmanie łowców czy przechwycenie ciała przyjaciela, zabrakło szczęścia, jednak nadal mieli duże szanse go uratować. Papiery wystawione przez tutejszego burmistrza wystarczyły, aby łowcy stracili zainteresowanie zwłokami dezertera, a ich nikt o przekręt nie podejrzewał. Pojawił się tylko jeden problem, o którym dowiedzieli się już w momencie pierwszego kontaktu z ziemią.

Przez głowę Eryka przeleciało tuzin, albo i dwa, najczarniejszych myśli. Wymagano od nich, żeby dokonali pochówku jakiejś dziewczynki, do tego im zapłacono. Powierzono im ducha zmarłej, im, zwykłym wsiowym chłopom! Nie zaprotestowali, bo nie mogli, musieliby wyjawić cały przekręt, a przecież tyle przeszli... Nie mogli teraz się poddać. Ale, z drugiej strony, co robić? Będą przeklęci za podszywanie się pod kapłanów Morra, zginą śmiercią wolną i brutalną, a ich cierpieniom po śmierci nie będzie końca! Bauer słabo znosił presję całej sytuacji, chociaż to on sam ja na siebie nałożył, zbyt pesymistycznym myśleniem. Chyba tylko opanowanie towarzyszy i świadomość, jak daleko zaszli, pozwalała mu nie wpaść w panikę. Przebieranki to jedno, ale TO...

Na szczęście, jak się okazało, sytuacja im sprzyjała, a trzeba przyznać, że wiedza Josta i Berta była tutaj kluczowa. Kiedy ciało dziewczynki wystawione zostanie do wspólnych modłów żałobników, oni zakopią plugawego dezertera w kącie cmentarza i zwieją (nikt się wszak nim interesował nie będzie), pozostawiając ciało i ducha młodziutkiej zmarłej prawdziwemu kapłanowi, który zapewne jest już w drodze. To było coś, na co Eryk mógł się zgodzić. Co prawda jego rola ograniczała się do wykopania grobu, ale niby co więcej miałby tu do roboty? Jost nie potrzebował pomocy przy przygotowaniu zwłok małej, a już ustalili, że to Gotte i Bert będą naśladować kapłańskie modlitwy nad rzekomym grobem Millera, jeśli zajdzie taka potrzeba.

***

- Tera ciało Rudiego “przygotujemy”, modły będziemy odprawiać w nocy, coby go nad ranem pochować, w sensie, tak im powiemy. Nikt się nie powinien tym interesować, w końcu noc, i dezerter, to jeszcze w nocy nam się uda uciec. Bo…. Bo jej chować nie będziemy, nie wolno nam. Toż to świętokradztwo, tak być nie powinno. Prawdziwy kapłan się zjawi, to się nią odpowiednio zajmie. - Bauer patrzył zdecydowanie na Berta, który to wspomniał o dziewczynce. - A możemy… No może zakopiemy dół niby po Rudim, i jaki liścik napisałbyś, że przepraszamy, ale specjalnie wysłano nas tylko do pilnowania ciała w podróży i pochówku dezertera, że to jaka tajna sprawa, i że kapłan do wnuczki przyjdzie niebawem. Kapitana ni łowców już nie ma we wsi, może się udo nie zwracać uwagi na nasze zniknięcie?
- Nie świętokradztwo
- poprawił Eryka Jost. - W żadnym wypadku. Pochować umarłego nie jest świętokradztwem, bo wszak grób kompanowi też się kopie, gdy ten w boju padnie, a kapłana przy tym nie ma. Pomodlić się za duszę nieboszczki powinniśmy, a rankiem, gdy grzebać niby pójdziemy Rudiego, to się drzwi zamknie, bo jej inny pogrzeb wyprawić trza, niźli dezerterowi, którego cichcem pogrześć się powinno. Potem iść w las możemy, bo nikt wszak ze zmarłym nie siedzi dzień cały. Najwyżej zdziwią się, ze nie wracamy.
- No i rzecz jedna jeszcze
- dodał. - Jeśli jej grzebać nie chcecie, to i złoto zostawić musimy.
- A chromolić złoto, nie mamy prawa, i już. Pomodlić się możemy, jak zwykli żałobnicy, ale do grobu jej nie złożymy.
- Eryk całą swą postawą okazywał swoje stanowisko.
- Złota nam nie potrzeba tylko żywego Rudigera - skwitował Winkel. - Pomysł z listem dobry, ale średnio realny Eryku, więc ja bym go sobie darował. Żaden kapłan Morra nie zostawi duszyczki tak samej sobie aby czekała kolejne dni i noce na kolejnego kapłana. Oni wierzą, że to po nas posłali… Tak więc lepiej abyśmy zniknęli podczas chowania Rudiego ewentualnie zasypując grób aby zajęło im nieco zanim zrozumieją, że nie ma w nim ciała. Możemy wyjść na porywaczy zwłok, ale cóż… Czego się nie robi w imię przyjaźni.


***

Jost jeszcze wydawał się interesować przyczyną śmierci dziewczynki, jednak i tu Eryk nie mógł pomóc. O wampirach jeno trochę słyszał, ale zawsze było to zwykłe karczemne bajdurzenie, z czego nikt nawet nie uważał, że takiego stwora widział, zawsze było to "gdzieś daleko stąd" lub "jakoś dawno, za mojego pradziada, albo i jego ojca".

- Dziwna ta rana - powiedział Jost. - Dziewuszka słabowała, ale od słabowania takie rany się nie robią, na dodatek tuż przed śmiercią. Jakby ją kto ubił. Wampir? Nie do wiary wprost - rzekł cicho, jakby sam do siebie.
Spojrzał na kompanów, jakby szukając potwierdzenia swego podejrzenia.
Bert rzucił okiem na ranę, a zaraz po tym pokazał ręką na twarz dziewczynki.
- Możliwe, że to był wampir. Słyszałem, że jak wysysa z kogoś krew ofiara odczuwa ogromną przyjemność- odparł gawędziarz. - Czy spotkałem wampira? Kiedyś z Imre mieliśmy zlecenie na coś podobnego, ale okazało się, że dwóch gości zabijało ludzi imitując właśnie rany zadane przez takiego stwora. Nigdy na żywo nie widziałem…
- Z wampirem to my szans nie mamy
- powiedział powoli Jost. - Zwykły miecz nic na to coś nie poradzi.
- A jaki mamy cel w walce czy chociaż poszukiwaniu wampira?
- zapytał Winkel. - To nie nasza sprawa przyjacielu. Niech się tym zajmą zawodowcy jak kogoś to zainteresuje.
- To na wypadek, gdyby on się zainteresował nami
- odparł Jost. - Mamy kolejny powód, by stąd jak najszybciej zniknąć.
- Zgadzam się
- rzekł Bert. - Myślę, że po akcji z Rudim i tak już dość namieszamy, więc najlepiej wynieść się gdzieś daleko i nieco zmienić nawyki. Sypiać w innych miejscach, może trochę zmienić wygląd i w ogóle być czujnym.
 
__________________
– ...jestem prawie całkowicie przekonany, że Bóg umarł.
– Nie wiedziałem, że chorował.

Ostatnio edytowane przez Baczy : 03-01-2014 o 23:49.
Baczy jest offline  
Stary 05-01-2014, 05:50   #95
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację









Sześć dni i nocy. Tyle czasu zajęło chłopcom z Biberhof przedzieranie się przez dziką knieję Starego Lasu od kiedy uciekli z Brandendurga. Przedzierali się z wzdłuż Stiru kierując się na zachód lecz łukiem omijali małe przybrzeżne osady a za dnia schodzili z traktu, który wiódł przy rzece.

Sześć długich dni i nocy, które być może bardziej dały by się im we znaki gdyby byli miejskimi szczurami tyle mającymi wspólnego z leśnym matecznikiem, co Carthagijczyk z Kislevitą. Tempo jednak narzucali chyże, jakby śmierć ich goniła, ale na tyle ile pozwalały im siły, które wszak w ostatnich dniach były nadszarpnięte pałami, stalą, śrutem a nawet i psimi zębami. Wody mieli pod dostatkiem, prowiant jednak kończył się a na polowanie czasu nie było.

Rudi ocknął się dopiero pierwszej nocy. Był w kiepskim stanie, wystarczyło tylko na niego popatrzeć. Pragnienie miał takie, że gdyby mógł wyżłopałby cały Stir. Za to oka nie zmróżył potem przez następne dwie doby. Siedział na ochotnika na warcie ramionami obejmując kolana, wpatrzony w zeszłe na czarnym jak smoła niebie, obie tarcze Mannslieba i Morrslieba. Mało mówił. Praktycznie prawie wcale. Tej nocy słychać było szept jego żarliwej modlitwy do Pana Snów. Wypadało w dniu tym, jak co rok, w duchu wspominać przodków, ofiary na świątynie Pana Ogrodów składać, bo dzień to był Morrowi i Umarłym poświęcony. Noc zwłaszcza świętą szczególnie była... Geheimnistag. Święto Tajemnicy. Dzień półrocza. Jaka była połowa tego i jaka będzie następna? Jakie było życie i jakie będzie po śmierci?










Rankiem po czwartej nocy Rudi Miller otworzył oczy budząc się ze snu i nareszcie widać w nich było żywy blask. Iskrę determinacji, silnej woli, pragnienia? Można to było zobaczyć, bo opuchlizna nieco zeszła z pobitej twarzy i obite policzki juz nie przylegały nabrzmiałymi guzami do sinych powiek.

„Halfling” wstał sprężyście i odciągnął Gotte na stronę. Kiedy Millerowie wrócili do gotowych do dalszej drogi kompanów, Długonosy odezwał się do wszystkich spokojnie.

- Bracia kochani, wieta jak ja potrafie cudnie słówkami czarować, choć i na sobie kolorowych fatałaszków z piórkiem mych różanych nie mam. – przemówił siląc sie na wesołość lecz spojrzenie miał poważne, by nie rzec zatroskane.

Poprawił poły przybrudzonego lecz jakże modnego fraka, który dostał od kompanów w Kemperbadzie i ciągnął dalej.

- Idźcie dalej bez nas. I o nas się nie martwcie. Jak kto będzie szukał, to piątki porywaczy zwłok za kapłanów Morra sie podszywających, co pewnikiem na służbie Nekromanty som lub na czarnym rynku ciała nieboszczyków kultystom alboże innym z podłymi intencjami kanaliom na eksperymenta sprzedają! – gestykulował. – Takem się Morrowi odwdzięczył za... wiecie sami za co... Myśmy postanowili. – powiedział oglądając się na Rugiego. Kuzyniak kiwnął potakująco kędzierzawą czupryną i wyszczerzył się ukazując świeżą dziurę po wybitej górnej jedynce, czym rozbawił Josta, który wyuczonym gestem przykrył usta w uśmiechu. – Drogi z wami dzielić nie będziemy. Do Altdorfu zmierzamy. Ślad ostatni jaki Marianka zostawiła w Kemperbadzie do zawodów sokolniczych wiedzie. Odnaleźć ją zamierzamy, bo to krew nasza. A Rudi do nowicjatu u Pana Snów chce wstąpić za głosem powołania. Jażem go rozumiem, bo sam nie wiem, czy i mnie nie woła. Ale chyba nie. – strzepnął z poły eleganckiej szaty mech i resztki leśnej ściółki.
- Kapłani Morra mają takie nudne i szorstkie ubrania...

W oczach Rudiego widzieli nieugiętość, więc zostało jeno się pożegnać. Gotte jaki by nie był, to jak miał dług do spłacenia, a zwłaszcza taki co gotówki nie dotyczył, to by juz wolał ozorem nie mielić i śluby silentium sacrum złożyć aniżeli dług ten jak koło młyńskie u serca nosić.

- A i wiecie, że Aleksik, to wysłany został do tego sierocińca, nie? No, to takem se umyślił, że się pojawiem jako jego starszy kuzyn powracający z dalekiej Tilei, by się z młoda latoroślą i jedyną bratnią duszą z żyjących w Starym Swiecie krewnych połączyć po latach. Jeno brodę modną i wąsiska zapuścić muszem, żeby mnie za nieco starszego aniżeli jestem i zgodnego z modą widokiem człeka, co kulturą południowców się zachłysnął. – zadarł wysoko długiego nosa z ukosa patrząc po wszystkich.

Ostatni raz widzieli ich, gdy tamci w krzakach znikali kierując się do wioseczki, gdzie łódź wiosłową kupić umyślili, by spłynąć do Reiku. Rudi obejrzał się ostatni raz i podniósł rękę na końcu najdłużej patrząc na Berta. Nic nie powiedział. Wzrok przyjaciela wystarczył.











 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill

Ostatnio edytowane przez Campo Viejo : 05-01-2014 o 06:36.
Campo Viejo jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 11:59.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172