Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 29-04-2013, 21:48   #1
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację
[WARHAMMER] Imperium na peryferiach












Wiosna zastała Biberhof jakby odmienionym. I nie chodziło tylko o to, że krzewy i drzewa zieleniły sie puszczając kolorowe pąki i kwiaty. Tak było każdego roku po zimie. Tym razem było weselej, bo do domu na zimę zjechało się wielu synów i córek tej ziemi, co powracali z dali. Radość rodziców a nawet sąsiadów była niepomierna. Gorące uczucia matczyne, siostrzane i dziewczęcych serc topniały sople żalu, których lodem doświadczyli oziębli jakby bogowie, wioskę wystawiając na ciężką próbę. W ciągu niespełna dwóch lat Biberhof przeżyło straszliwą zbrodnię – mord na kapłanie Fryderyku Gottliebie, samobójstwo zielarki Marii Adler, wieszanie kultysty i mordercy Tomasa Bauera oraz kłusownika i oszczercy Furca z Oberwill. Winkelowie siedzieli w dybach a potem Kacper trafił do lochów na zamku Barona a rodzina piwowara została wypędzona ze wsi na zawsze. Wieś nawiedzona zbrodnią i wizytą Łowcy Czarownic nie była juz taką samą jak niegdyś. Wielu młodych ze wiejskiej milicji, którym w przeznaczeniu przypadło zajęcie się sprawą zbrodni, opuściło Biberhof ruszając na szlak. A jakby tego było mało, to jesienią tego pechowego roku, po dziesięciu przeszło latach , było kolejny rajd wojennej bandy goblinów. Zwycięstwo nad zielonoskórymi było pierwszym krokiem ku lepszemu, lecz następny rok był jakby osowiały i dziwny. Wioska adaptowała sie do wydarzeń, które jakoś tam ją odmieniły. Ludzie przechodzili nad tym do porządku dziennego czując, że zmiany te nie nie były korzystne.

Świątnia Sigmara stała pusta mimo plotek, że wkrótce zostanie obsadzona posługą nowego Sigmaryty. Piwo, zwyczajem Strinlndczyków pite na ciepło, choć dalej sprzedawane z „Beczki Piwa” nie było już tak wyborne jak je niegdyś ważył piwowar Bauer... Były też istotne zmiany latem, rok po śmierci Gottlieba. Po Dniu Słońca baron otworzył północny trakt do Wurtbadu znowu zezwalając wieśniakom na korzystanie z niego oraz wypalanie węgla drzewnego na leśnych włościach. Przez Biberhof znowu zaczęli się przewijać podróżni, przejezdni, kupcy i domokrążcy. A dziewięć miesięcy potem brzuch Kariny rosnący z każdym miesiącem coraz bardziej, w końcu obdarzył ją i jej nowego i niespodziewanego wszystkim męża – Woytka Bauera – zdrowym synkiem. Loki mu dano na imię, czyniąc niektórych dziadami, babkami a jeszcze innych wujami i ciotkami. Komuś się chyba połamało serce, gdy kto wzdychał do świeżo upieczonej mamy. Młodziutkiej zielarki. A Woytek? Młody Bauer przestał się z wrażenia jąkać. I nie było to po tym jak został ojcem, lecz po tym jak późną wiosną roku po wizycie Łowcy Czarownic, Jagna przyjęła publiczne oświadczyny blondynka Conrada. Młodzian co do wsi zawitał rok wcześniej z łowcą Imre, osiedlił się w Biberhof na zawsze. Z pomocą wójta otworzył dzieciom wiejską szkółkę w Izbie Zgromadzenia. Jak pokazała przyszłość, rychło połowę miejsc w szkolnych ławach zajęli dorośli. Młody Bauer z rodziną zamieszkał w opuszczonej chacie zielarki, jako że Bauerówna z panieńskiego domu Winkelów, blisko ze Starą Maryną nieboszczką była. Nauki u Marii Adler pobierała niegdyś, a po śmierci znachorki to ona wszak opiekowała się jej obejściem pielęgnując zielarskie grządki ogrodu.










Następnego roku, kolejny Dzień Słońca był naprawdę udany. Do wsi wróciło ze szlaków Imperium wielu danych jej synów i córek. Przybyli na wiosnę z opowieściami, bliznami, nowymi szatami, umiejętnościami, zawodami a i czasem pobrzękującą kiesą. Nie było ich znowu wcale aż tak długo, lecz czyż dla młodych ludzi, rok czy dwa, nie jest całą niemal wiecznością? Czy rok inny jak każdy poprzedni z kolei, nawet i starym, co im czas leci jak bicza strzelił, odmierzają sianokosy, wykopki, strzyżenie owiec, w rytmie tych samych świąt, w krajobrazie tych samych twarzy, nie jest niezwykłym i jakby namacalnie bardziej żywym, ważnym i zatrzymującym młyńskie koło rutyny sioła? Ten rok był wyjątkowy, bo to się czuło w kościach, niezależnie od przyczyny i punktu widzenia. Cos wisiało w powietrzu. Niektórym czas niepokoju, że jest w końcu dobrze, za dobrze, innym zapach przygody. Festiwal przerósł oczekiwania wszystkich. Już dawno ludziska nie śmieli się tak serdecznie z głębi brzuchów. Tańce i śpiewy trwały całą noc jeszcze przed świtem przechodząc do spokojnych kołysanek. Było sporo gości przejezdnych, jako, że karawana zatrzymała się w nowo wybudowanym pawilonie, który stanął na zgliszczach chaty Tomasa Bauera. Nawet służba z zamku barona wyjątkowo bawiła się z wieśniakami. Chichoty i jęki rozkoszy od północy niosły się pod gwieździstym niebem podglądane wyzierającym zza chmur morsliebem.

O poranku, wczesnym przedpołudniem, do wioski wróciła nawet Angela Apfel eskortowana przez ludzi barona odzianych w żółto zielona szaty. Zmężniała i urosła, a może tylko jeszcze wyżej nosiła swoją śliczną główkę? W nieskazitelnie czystych i eleganckich sztach kapłańskich prezentowała się wybornie a gdy stąpała po ziemi, jej krok był pewny a gesty pełne znaczenia, jakby wszystko co robiła i mówiła było natchnione i tak mądre... Jej rysy stały sie jakby bardziej szlachetne i jakby wyryte z marmuru, gdy patrzyła na ludzi pośród których wychowała się nie dając im cienia szansy przebicia sie przez jej nieodgadniony wyraz twarzy. Gdy uśmiechała się każdy chłop śmiał się razem z nią nieświadomy wykwitłego mu na gębie wesołego grymasu. Jakże często szturchany łokciem przez żonę... Kiedy mówiła ludzie słuchali jedni kiwając głowami, ini otwierając usta a jeszcze inni w milczeniu unosząc brew. Jakże często wieśniacy nie rozumieli połowy tych pięknych słów, których teraz używała. Nawet jej rodzice zdawali się przed nią jakby odruchowo kłaniać nieco chyba zakłopotani dostojnością i tajemniczym dystansem świeżo upieczonej kapłanki Sigmara. Po trzech dniach jej pobytu w Biberhof świątynia była otwarta, wysprzątana i zaczęły się pierwsze prace remontowe. W planów kapłanki Apfel było uszczelnić przeciekający dach, powiększyć zarośnięty, zdziczały ogrod a nawet wznieść kamienny mur dookoła świątyni. Sięgać miał blisko siedmiu stóp. A wszystko ze świątynnej kiesy, która wzbogaciła się dzięki szczodrej ofierze barona oraz nowemu podatkowi, który został nałożone na tę okoliczność na Biberhof. Kto nie mógł płacić w gotówce musiał odpracować przy świątynnej pracach swoją ciężką pracą. Spojrzenia zaś jakie posyłała swoich dawnym znajomym ze straży były zaiste osobliwe. Czasem wwiercały się w nich przeszywając na wskroś a innym razem zwyczajnie ledwie ich omiatały jakby byli martwą naturą. Uśmiechała się grzecznościowo i od rozmów z każdym ze starych znajomych migała się brakiem czasu i pracą znajdując chwilę na to tylko, gdy chodziło bezpośrednio o sprawy kultu Sigmara. Mimo to w ciągu trzech dni wygłosiła trzy płomienne kazania w świątyni. O Sigmarze prawym, o czystości ciała i ducha oraz służbie Imperium w imieniu Młotodzierżcy.










Porankiem czwartego dnia, dokładnie dwa lata i jeden dzień po sądzie nad kultystą Tomasie Bauerze, wójt zebrał wokół siebie, na nieformalnym zebraniu wszystkich starych członków milicji. Tych, którzy niegdyś przewodzili pamiętnemu śledztwu. W rękach trzymał kremowy pergamin zalakowany szlachecką pieczęcią Leberechta Frobela z dobrze wszystkim znanym herbem barona. Wsód nich byli wszyscy strażnicy stanu wolnego.

- Moi drodzy. – zaczął wójt. – Powiem krótko jak jest. Baron, w pamięci mając waszą służbę sprzed dwóch lat, kiedyście dopełnili swych obowiązków i pod wrażeniem sumienności naszej straży przy obronie wioski przed goblińską hordą wciąż będąc, zlecił mi przekazanie wam kolejnych podziękowań i pozdrowień. - chrząknął. - Oraz przyjęcia nagrody. Oto przypadł wam wszystkim, którzy rodziny we wsi jeszcze nie założyli i obowiązków względem żony i dzieci nie mają, zaszczyt eskortowania córki jego, panny Adalindy w podróży z Wurtbadu do Kemperbadu. Zanieście ten papier do kapitana Joalfa ze statku „Czarny Łabędź” co w dokach stolicy naszego Strirlandu stoi. I nie przynieście wiosce wstydu. – westchnął.

Córka barona, Adalinda Frobel, była młódką u progu dorosłego życia, na cześć urody której powstało kilka pieśni ułożonych przez wędrownych bardów, choć nikt jej ze wsi wprawdzie nigdy z bliska nie widział. Nawet po pijaku miejscowi plotkarze, gdy zdobyli się na odwagę, szeptali w kułak chrząkając, że bardzi opłaceni byli za każdym razem przez ludzi barona...

- Jutro ruszacie. W Wurtbadzie czekać was będzie wasza podopieczna, której w oczy się nie rzucajcie, tak samo jak innym gościom, bo robicie tam... jak to baron powiedział... - zmarszczył połamany nos. - hmm... ach tak... incogitas.

Po chwili milczenia Alfred Tannenbaum podjął znowu swą mowę do zgromadzonych, znajomych twarzy, tym razem ściszonym głosem.

- To czego nie wieta... ode mnie... to drobiazg, że bilet to jest w jedną stronę... Dajcie nieco czasu sobie i... – zaciął się. - ...wiosce, nim wrócita. Z tego com się dowiedział, skromną zapłatę otrzymają rodziny wasze za czyn ten chwalebny. A w intencjach błogosławieństwa dla was moi drodzy, modły będą odprawione w naszej świątyni Sigmara.

Kapitan straży, któremu przybyło sporo siwych włosów i głębokich bruzd na czole, spojrzał zakłopotany i nieco zmartwiony po swoich byłych podopiecznych. Zmężnieli nieco, wydorośleli niektórzy, inni nic prawie się nie zmienili.

- Uważajta na się. - uśmiechnął się smutno i szczerze. - Na szlakach Imperium niektórzy z was byli i z niejednego pieca chleb jedli. Trudno o sławę, i bogactwo, łatwiej o syfilis i guza, a bogowie choć sprawiedliwi to tylko Morr zna dzień wasz i waszą godzinę... Niech Sigmar was prowadzi i od złego zachowa tak długo jak to w Imperium możliwe.






 

Ostatnio edytowane przez Campo Viejo : 07-05-2013 o 05:14.
Campo Viejo jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 09:50.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172