Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 10-05-2013, 00:24   #11
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
- Niestety nie mogę wam nic zaoferować – odpowiedział Zweinstein na pytania dotyczące transportu. – Mogę jedynie służyć radą. Obecnie nie jest zbyt bezpiecznie, jak wiecie. Podróżowanie raczej nie należy do rzeczy rozsądnych, chyba że się musi. Szczególnie nierozsądne jest podróżowanie po lesie Drakwald. Pełno tam teraz potworów i niedobitków armii, która nie tak dawno odstąpiła od murów miasta. A Wasza droga akurat wypada w tamtą stronę. Myślę, że do Delberz będzie szczególnie niebezpiecznie. Im dalej na południe, tym lepiej i bezpieczniej. Ale do czego zmierzam. Co jakiś czas w kierunku Altdorfu wyrusza spory konwój. Jadą uchodźcy, kupcy i ci co muszą. Zazwyczaj taka karawana ma obstawę. Myślę, że byłoby rozsądnie gdybyście się pod jeden z nich podpięli. Możecie zaproponować, że weźmiecie na siebie obowiązki strażników, to i może ktoś się zaoferuje opłacić wam w zamian noclegi. Oczywiście w miejscach, gdzie nadal istnieją zajazdy... Przydałoby się wam też zaopatrzyć w jakiś wóz, albo wierzchowce. Ale na mnie nie liczcie...



Słowa profesora Zweinsteina okazały się tylko częściowo prawdą. Owszem, w kierunku stolicy Imperium, w najbliższym czasie, a przecież czas w przypadku awanturników odgrywał niebagatelną rolę, wyruszał konwój, który składał się z czterech wozów.

Jeden z nich należał do niziołczego kupca Buchwalda Appelbauma, który do Altdorfu wiózł spory zapas kiszonej kapusty. Pan Appelbaum był korpulentnym, mierzącym niewiele ponad metr niziołkiem o bujnej, kasztanowej czuprynie, nalanej, czerstwej twarzy i jednym oku. Pusty oczodół zasłonięty miał skórzaną opaską. Jego wóz zaprzężony był w dwa muskularne kuce i okryty pasiastą plandeką.

Pozostałe wozy należały do rodzin ludzi, którzy zdecydowali się udać na południe w poszukiwaniu lepszego jutra. Wehikuły i zaprzężone do nich konie prezentowały się znacznie gorzej od zaprzęgu kupca. Wozy wypełnione były dobytkiem rodzin, sprzętami domowymi i zapasami na podróż. Wszędzie wokół nich pełno było jazgoczących psów, kwiczących świń uwiązanych postronkami i rozkrzyczanych, umorusanych błotem dzieci w różnym wieku. Mimo tego całego harmidru, ludzie ci stanowili osobną grupę i starali się trzymać osobno, nie zawierzając nikomu z pozostałych podróżnych.

Wolfgang Frugel korzystał z uprzejmości kupca Appelbauma i podróżował na jego wozie. Ten mężczyzna w średnim wieku, o kasztanowych włosach i przetykanej pasmami siwizny, starannie przystrzyżonej brodzie przedstawił się jako uczony z Altdorfu, wracający właśnie w mury rodzimej uczelni, po przetrwaniu nawałnicy wojennej w bezpiecznych murach Miasta Białego Wilka. Pan Frugel nie sprawiał wrażenia człowieka przystępnego i chętnego do zawierania znajomości. Już pierwsze z nim spotkanie ujawniło, że większość ludzi traktuje z góry, jednak równocześnie był uprzejmy.

Jako, że karawana nie była zbyt duża, za jej eskortę robiło dwóch strażników dróg. Dwóch zaprawionych w bojach, sądząc po wyglądzie i wyposażeniu strażników dróg. Siegfried i Ulric z radością powitali wsparcie w postaci awanturników, i nawet, wprawdzie niezbyt chętnie zgodzili się uiścić opłaty za noclegi, w zamian za pełnienie wart i strzeżenie podróżnych.


Droga jaką przyszło im podróżować na południe, była dla większości z nich znana. Minęli odbudowujące się z popiołów Schoninghagen i rozjazd w pobliżu Grubentreich. Potem ujrzeli leśny trakt, prowadzący do opuszczonego teraz Wortenbachu, miejca w którym wszystko się zaczęło. Tak jak ostatnim razem, wraz z ślepym kapłanem, który przemienił się w mutanta przejechali przez Malstedt i Sotturm, z którego pozostało zaledwie siedem budynków. Jednak tym razem, zamiast skręcić na zachód w mroczne ostępy Drakwaldu, pojechali prosto ku Delberz, przez mroczne ostępy Drakwaldu...

Nim jednak dotarli do miasta, które stało się schronieniem dla tysięcy uchodźców z północy, wydarzyła się rzecz jak najbardziej zwyczajna w mrocznych ostępach Drakwaldu. Karawana została zaatakowana przez zwierzoludzi.


To, co było dziwne w tym ataku, to że zwierzoludzie zaatakowali tylko w sześciu. Trzy bestie wypadły na drogę z lewej strony, chwilę potem dołączyły do nich kolejne trzy z prawej. Wystraszone konie zaczęły szarpać. Wóz Buchwalda Appelbauma zjechał z drogi i ugrzązł w rowie. Dzieci i kobiety zaczęły przeraźliwie piszczeć, psy ujadać a świnie kwiczeć. Siegfried wypalił z pistoletu w najbliższego potwora. Cuchnący dym spowił strażnika i jego cel, tak że trudno było ustalić czy trafił.
 
xeper jest offline  
Stary 10-05-2013, 15:46   #12
 
Gob1in's Avatar
 
Reputacja: 1 Gob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputację
Tego dnia Wolmar jechał na wozie halfińskiego kupca, znajdując sobie miejsce między beczkami z woniącą zawartością. Już wkrótce żałował wyboru tej właśnie miejscówki, bowiem kombinacja zapachu kiszonej kapusty z twardym jak zadek skalnego giganta i pozbawionym jakiejkolwiek amortyzacji wozem stała się prawdziwym utrapieniem. Udało mu się za to z aprowizacją - wyżeranie poupychanych wszędzie zapasów żywności niziołka było jakby nagrodą za niewygody. Dość rzec, że od tego żarcia kolegialnemu terminatorowi zrobiło się niedobrze i chciwie wypatrywał kolejnego popasu, by zmienić środek transportu. A na kiszoną kapustę nie będzie mógł nawet spojrzeć przez kolejne pół roku...

Takie okoliczności sprawiły, że wspomniał słowa Engelberta o gastrycznych konsekwencjach swoich przemyśleń i czynów. Ten wyraźnie pił do zdarzenia na miejskim placu, kiedy tłuszcza palić łowcę czarownic chciała. Engelbert zmilczał wtedy dopytywania Wolmara o zastanawiającą łatwość, z jaką ten pierwszy rozstawał się ze złotymi karlami. Do dziś dnia myśli przyszłego magistra magii gryzła upierdliwa niepewność, rodząc podejrzenie o niezbyt uczciwe wzbogacenie się wieszcza. Ha! Coś w jego gadaniu musiało być, skoro cierpiał właśnie gastro-transportowe katusze.

Miał jednak Wolmar na to doskonały środek zaradczy. Ze swego plecaka wydobył zawiniątko, z którego światło dzienne ujrzała podniszczona wprawdzie, ale bezsprzecznie pełna wiedzy księga. Co prawda nie potrafił jeszcze odszyfrować wszystkich zawiłości języka, w którym spisano magiczne formuły, jednak komentarze na marginesach sprawiały, że zagłębiał się w lekturę z prawdziwą przyjemnością. Możliwość uśpienia dowolnej istoty, nałożenia przekleństwa niezdarności, czy też wywołania omamów słuchowych rozbudzały wyobraźnię robiącego postępy czarodzieja, który w duszy widział minę pewnego osobnika wypuszczającego z rąk swoją ulubioną świecącą blaskiem latarni kulę, by po chwili wyłożyć się jak długi na prostej drodze, zostać uśpionym, a następnie obudzonym przerażającym demonicznym chichotem rozbrzmiewającym tylko w jego głowie. Taak, to była piękna wizja...

Rozmarzony młody adept sztuk magicznych niemal przegapił atak zwierzoludzi. Dopiero szarpnięcie towarzyszące wjechaniu wozu do rowu zwróciło jego uwagę na atak bestii. Sięgnął po łuk, upewniając się, że topór jest w zasięgu ręki, po czym zlustrował miejsce zasadzki. Dziwnie mała liczebność bandy służącej Chaosowi stworów była aż nadto widoczna, by nie podejrzewać jakiegoś fortelu. Nie czas był jednak zastanawiać się nad możliwym scenariuszem, kiedy sześć bestii znajdowało się nieprzyjemnie blisko. Trzeba było się ich pozbyć jak najszybciej.

Ciesząc się z uzupełnionego zapasu strzał, Klein wypuścił pocisk w najbliższego zwierzoludzia. Nie było czasu na dokładne mierzenie - to nie był turniej strzelecki. Teraz liczyła się ilość wystrzelonych pocisków, celne oko i odrobina szczęścia.
 
__________________
I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee...
Gob1in jest offline  
Stary 10-05-2013, 17:04   #13
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Raz na wozie, raz - obok.

Gotfryd nie był zbyt zachwycony zorganizowanym środkiem transportu, ale - prawdę mówiąc - aż tak bardzo nie zamierzał narzekać. W końcu lepiej kiepsko jechać, niż dobrze iść. No, powiedzmy, w większości przypadków.
Wóz do przewozu pasażerów przeznaczony nie był, beczki z kapustą towarzystwem najlepszym nie były, ale od czasu do czasu przysiąść na wozie i dać odpocząć nogom, tudzież oddać się rozmyślaniom.

Wspomnienia rozpłynęły się, gdy tylko wjechali do Drakwaldu.
Tu nie można było marzyć o niebieskich migdałach. Tu trzeba było mieć oczy dokoła głowy, bo za każdym krzaczkiem mógł się kryć taki czy inny wróg.
Gotfryd zeskoczył z wozu i, z gotową do strzału kuszą, zaczął się rozglądać na wszystkie strony.

Atak zwierzoludzi był, mimo wszystko, zaskoczeniem. Nie tyle sam fakt, co liczba atakujących. Na inteligencję zwierzoludzi Gotfryd zbytnio nie liczył, ale to już była zdecydowana przesada. Jakieś szaleństwo je opanowało? Albo nie potrafiły liczyć, albo też...
Całkiem jakby ktoś im zlecił napad i nie wiedział, że liczebność ochrony znacznie wzrosła.

Gotfryd starannie wycelował i strzelił do najbliższego przeciwnika. Potem miał zamiar rzucić kuszę na wóz i walczyć z mieczem w dłoni.
 
Kerm jest offline  
Stary 10-05-2013, 21:25   #14
 
kymil's Avatar
 
Reputacja: 1 kymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputację
Markus siedział na wozie i dyndał nogami w rytm kolebania się wehikułu. Słonko przygrzewało, las szumiał i robiło mu się jakoś rzewnie i tęskno.

- W taką pogodę w Middenheim, kamraci, to eech... - zagaił. - Zanim zostałem takim włóczykijem, to myśmy z koleżkami wychodzili na skwer za kolegium i śpiewaliśmy takie zgrabne kupleciki, że hej. Na ten przykład taki, autorstwa niejakiego Jansa Raube:

"Z obory prosto wzięli ją, niewinny wiejski kwiat,
Nie miała jeszcze chłopa, choć szesnaście miała lat.
W gospodzie "Księcia Wolfa" kelnereczką była tam.
Szefowa strzegła cnoty jej, ta najgroźniejsza z dam.
Żołnierskie portki opięte tu i tam,
A w środku kawał chłopa - to marzenie każdej z dam"


- Niezłe, nie?


***

Atak zwierzoludzi nastąpił jak zwykle niespodziewanie. Markus zawył ze strachu, bądź dla dodania sobie otuchy. Trudno to było w pierwszej chwili ocenić. Wyszarpnął z pochwy miecz i zajął pozycję obronną. Wybałuszonymi oczami wodził od jednego bestigora do drugiego.

- Uwaga, napaść! - zakrzyknął do tyłu. Kawalkada wozów z tyłu postępowała bowiem dalej. - Gotuj się!
 

Ostatnio edytowane przez kymil : 10-05-2013 o 21:27.
kymil jest offline  
Stary 10-05-2013, 22:21   #15
Wiedźmołap
 
wysłannik's Avatar
 
Reputacja: 1 wysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputację
Magnus miał mieszane uczucia co do wyglądu konwoju. Z jednej strony był zadowolony z tego, że w ogóle ktoś jedzie, a w szczególności że są z nimi strażnicy dróg. Z drugiej strony zaś, mimo że ostatnimi czasy w Drakwaldzie nie bywał to słyszał za to co się w tym lesie wyrabia i martwił się, że może ich być mało w razie jakiegoś starcia.

Miejsca na żadnym z wozów nie szukał, ponieważ nie musiał. Jego wierny towarzysz Siwy odbył w swoim końskim życiu nie jedną podróż i na kolejną był gotowy już od dłuższego czasu. Jego imię wzięło się oczywiście z koloru jego sierści, które w gruncie rzeczy nie było tyle siwe co szare. Był to koń wierzchowy, który nie odznaczał się niczym szczególnym. Nie miał żadnych widoczny blizn czy niezagojonych ran, ciężko było też stwierdzić jego wiek.

Na widok miejsc, które mijali, Magnusowi miejscami aż mina kwaśniała. Znał niektóre z mijanych wiosek. W niejednej bywał, w niejednej znał kogoś mniej lub bardziej, w niejednej wypił z kimś piwo. A teraz Malstedt i Sotturm zostały niemal doszczętnie zniszczone a pewnie tylko część mieszkańców przeżyła i udała się do Middenheim.

Podróż przez Drakwald, jeden z najbardziej przerażających lasów w Starym Świecie, była dokładnie taka jak zwykle, czyli cicha, mroczna i nieprzewidywalna. Większość osób podczas podróży zachowywała ostrożność i czujność wiedząc że wróg może ich obserwować i Magnus podobnie - zachowywał czujność by być przygotowanym na ewentualny atak. Jednak na takowy długo nie musieli czekać. To stało się szybko. Nagle z lasu wyskoczyli zwierzoludzie. Magnus trzymał się z tyłu konwoju i czekał aż jakiś z przeciwników oddzieli się od grupy, by móc ruszyć na niego szarżą i zaatakować z konia.
 
__________________
"Inkwizycja tylko wykonuje obowiązki, jakie na nią nałożono. Strach przed nią jest zbyteczny; nienawiść do niej, to herezja." - Gabriel Angelos, Kapitan 3 Kompanii Krwawych Kruków.
wysłannik jest offline  
Stary 11-05-2013, 15:58   #16
 
SyskaXIII's Avatar
 
Reputacja: 1 SyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnieSyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnieSyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnieSyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnieSyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnieSyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnieSyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnieSyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnieSyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnieSyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnieSyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnie
Dieter w podróż z konwojem wyruszył wozem Gastona, z niewiadomych przyczyn nikt nie chciał z niego skorzystać wcześniej tylko korzystali z wozów mieszkańców i podróżników. Z drugiej strony były też plusy takiej sytuacji. Po pierwsze więcej miejsca dla kapłana. Po drugie mogli lepiej ochraniać konwój w przypadku ataku. A po trzecie chłopy z wozu, koniom lżej jak to powiadają.

Widok zniszczonych miast, wsi i dróg nie był niespodzianką dla sigmaryty. Zwłaszcza jeśli było to w okolicach Darkwaldu, na własnej skórze zdołał się przekonać jak niebezpieczny jest ten las. Dotychczas droga była bez niespodzianek i awantur. Nawet problemy żołądkowe Wolmara nie były niespodzianką. Do czasu...

W tym momencie nastąpił atak na konwój, nie był to jednak zwykły atak. Atak ten był tak śmieszny, że aż żałosny. Tylko sześciu zwierzoludzi atakujących cały konwój. To mogło zapowiadać tylko dwie rzeczy, albo bogowie chaosu są tak bardzo osłabieni, że nie mogą nawet kontrolować swoich wyznawców albo jest to pułapka. Jeśli ten drugi scenariusz był prawdziwy to należało teraz obserwować wszystko wkoło, aby nie zostać zaskoczonym przez bestigory lub inne minotaury.

-Nie lękajcie się ludzie, Sigmar nad nami czuwa, zasypcie te poczwary gradem strzał i nie opuszczajcie szyku! Za Sigmara! - Wykrzyczał kapłan do wszystkich wkoło jednak nie miał zamiaru schodzić z wozu. Pozostając na wozie będzie w stanie szybciej dostrzec zbliżające się większe niebezpieczeństwo.
 
__________________
"Widzieliście go ? Rycerz chędożony! Herbowy! trzy lwy w tarczy! Dwa srają, a trzeci warczy!"
SyskaXIII jest offline  
Stary 12-05-2013, 10:23   #17
AJT
 
AJT's Avatar
 
Reputacja: 1 AJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputację
Wszystkie znaki na niebie, ziemi i poprzedniej nocy na księżycach, mówiły, że dzisiejszy dzień do spokojnych należeć nie będzie. To chmury ustawiały się tak, że wyraźnie wskazywały Engelbertowi walkę. To Kogut zapiał raz w taki sposób, że wszystko potwierdził. To karty wskazały wielce aktywną przyszłość. A chwilę wcześniej ten odgłos… ten odgłos wydobywający się z brzucha. Teraz wszystko było pewne! Po nim Hoef był już przygotowany. Już w jego dłoni spoczywał nowiutki, jeszcze niewiele używany, łuk. Kołczan ze strzałami również był we właściwym miejscu.

I oczywiście się nie mylił. Sam mawiał często „mylę się”, ale po krótkiej przerwie dodawał , „ale niezwykle rzadko.” Tak też i teraz było, walka nadeszła, choć znaki mu nie podpowiedziały, że będzie ona bardzo nierówna. Tylko szóstka? Na tylu zaprawionych w bojach? Co z tego, że nierówna! Engelbert od dawna nienawidził zwierzoludzi, miał więc zamiar z tej nierówności skorzystać. Zeskoczył z wozu i wystrzelił w jednego ze stworów lasu.
 
AJT jest offline  
Stary 12-05-2013, 23:03   #18
 
Komtur's Avatar
 
Reputacja: 1 Komtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputację
Gaston wcale się nie dziwił, że nikt nie pchał się na jego wóz, toż to przecież Dieter władował się pierwszy na niego, odstraszając tym samym resztę. Kapłan był niezłym kompanem przy łapaniu kultystów, ale podczas długiej podróży, jego płomienne mowy i moralizujące kazania, mogły doprowadzić u mniej odpornych do napadu szału lub epilepsji. Szczęściem były przemytnik był z tych bardziej wytrzymałych, a może po prostu nauczył się puszczać słowa koło uszu. Tak czy siak podróż choć powolna i nudna, mijała na razie bez problemów.

Wszystko to oczywiście było do czasu, aż standardowo w Darkwaldzie, zaatakowały zwierzoludzie. Skurczybyki spłoszyły konie karawany, ale na szczęście Gastonowi udało się opanować jakoś swojego. Łowca nagród sięgnął po kuszę, którą od czasu wjazdu w leśne ostępy trzymał nabitą pod kozłem, wycelował i strzelił w najbliższą maszkarę.
 
Komtur jest offline  
Stary 13-05-2013, 16:46   #19
 
Sierak's Avatar
 
Reputacja: 1 Sierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłość
Dwójka nowych śmiałków nie miała zbytnio czasu zapoznać się z pozostałymi, tak więc musiała ów fakt nadrabiać w trakcie drogi, a przynajmniej Magnus starał się przełamać... Pierwsze koty za płoty, góry lodowe czy jak tam mówili miastowi. Z czarnym, kudłatym Lupusem u boku zmieniał swoją pozycję w orszaku to tu, to tam zagadując wpierw Gotfryda, później Markusa, a jeszcze później Dietera, gdzie przekonał się że gorliwa wiara ubierana w słowa doprowadza go do dziwnego uczucia porównywalnego z tym, jak wypije się kilka piw za dużo i trzeba odczekać, żeby wypić następne. Koniec końców Magnus wraz ze swoim psem (którego wrzucił tam własnoręcznie) wylądowali na wozie Gastona, gdzie żeby nie ładować się na krzywy ryj, wkupili się antałkiem piwa noszonym przez kudłacza. Niskoprocentowa libacja trwała powolnym, umiarkowanym tempem aż do Drakwaldu, gdzie Lupus nastawił uszy, a Magnus profilaktycznie zakręcił korek. Osobiście nigdy nie odwiedzał ponurego lasu i szczerze mówiąc nie było mu do tego spieszno, ale historie które o nim słyszał były aż nazbyt wystarczające do postawienia się w stan gotowości.

Atak był jak zwykle niespodziewany, chociaż każdy z osobna musiał go wyczekiwać. Reputacja Drakwaldu była mocno jednoznaczna i gdyby całej karawanie udało się przejechać przezeń spokojnie, to byłoby dużo bardziej niepokojące.
- Leżeć! - Rozkazał Lupusowi nie chcąc narażać swojego pupila na bliskie spotkanie zwierzęcego stopnia. Sam szybkim ruchem wytargał miecz z pochwy i zapiął tarczę na lewej ręce. Coś Magnusowi nie pasowało i nie był to fakt, że piwo przyćmiło jego dość wyostrzone jak na człowieka zmysły. Co za idiota porywa się w sześciu na cały orszak? W przypadku ludzi można liczyć na głupią odwagę albo głupiego przełożonego, zwierzęta i chaosyci polegali bardziej na instynkcie, niż rozsądku. Miecznik wolał nie szarżować tylko skorzystać z dogodnej taktycznie pozycji (czyt. wozu) do prowadzenia ewentualnej defensywy i kontrofensywy. Ustawił się na jego krańcu zasłaniając Gastona w taki sposób, żeby ten omyłkowo nie wpakował mu bełta w plecy, sam zaś zniżył stójkę wystarczająco, by móc sparować tarczą uderzenie na nogi.
- Osłaniam cię, głupio tak wozić dupę za darmo - odezwał się do woźnicy, po czym wygłosił oczywistą oczywistość.
- Nie szarżujcie, może być ich więcej za linią drzew! - Sam jednocześnie próbował skupić się na otoczeniu, może uda mu się dostrzec jakiś ruch, cokolwiek...
 
__________________
- Alas, that won't be POSSIBLE. My father is DEAD.
- Oh... Sorry about that...
- I killed HIM :3!
Sierak jest offline  
Stary 13-05-2013, 23:27   #20
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Z sześciu zwierzoludzi do wozów dobiegło tylko pięciu. Strzała z łuku wystrzelona przez Engelberta utkwiła dokładnie pośrodku czoła jednego ze zwierzoludzi, uśmiercając go momentalnie. Z pozostałych pocisków, tylko bełt z kuszy Gotfryda nieznacznie ranił szarżującego gora. Pozostałe strzały, bełty i kula pistoletowa chybiły. Taka wola bogów. Nie było także w planach bogów, to aby rozpędzony Magnus trafił któregokolwiek ze zwierzoludzi, gdy przejechał między nimi. Jego miecz nawet nie drasnął żadnego z nich.

Uzbrojony w wielką maczugę, obwieszony łańcuchami i dyszący żądzą mordu bestigor, dobiegł do Gotfryda. Pała świsnęła w powietrzu, ale Gotfryd zwinnym ruchem zszedł z linii ciosu. Zwierzoczłek nie zdołał wyhamować impetu i zakręcił się w zabawnym piruecie, wydając przy tym ze swoich trzewi ryk zaskoczenia.

Niewysoki, nawet niższy od Markusa zwierzoczłek o głowie kota i kozich rogach przyskoczył do świeżo upieczonego cyrulika i uderzył nisko, w nogi człowieka. Ostrze zardzewiałego miecza zostało nieco wyhamowane na skórzanej zbroi jaką Oppel nosił pod wierzchnim okryciem, ale nie na tyle aby całkowicie zniwelować uderzenie. Markus poczuł piekący ból w udzie i chyba mógł dodać kolejną bliznę do swojej kolekcji. Nogawka natychmiast zrobiła się mokra od krwi.

Koń Magnusa, gdy ten znalazł się w pobliżu gora stał się celem jego ataku. Bestia posługiwała się ułomkiem włóczni, ze zwisającymi z niej resztkami poplamionego proporca. Zwierzoczłek dźgnął wprost w brzuch konia, ale jeździec zwinnie spowodował, że wierzchowiec zszedł z lini ciosu.

Przeraźliwe kwiki i towarzyszące im wrzaski ludzi, dały wyraźnie do zrozumienia, że któryś ze zwierzoludzi musiał przedostać się do wozów. Szybki rzut oka ujawnił, że był to ogromny gor uzbrojony w sękaty konar, którym z całych sił okładał jedną z przywiązanych do wozów świń. Zwierzę przez moment kwiczało, jednak w końcu oręż zwierzoczłeka zdruzgotał czaszkę świni i ta padła martwa w błoto gościńca.

Już pierwsza potyczka pokazała, że inwestycja w zbroję się zwraca. Gdyby nie kolczuga okrywająca ciało Engelberta, z pewnością strzyganin miałby się czym chwalić. Zwirzoczłek, który go zaatakował precyzyjnie trafił wyszczerbionym toporem w obojczyk Hoefa. Kolczuga pochłonęła energię ciosu, a jej właściciel został tylko na moment pozbawiony oddechu. Nie wspominając o potwornym bólu ze stłuczonej kości.

Drugi strażnik dróg, który wysforował się do przodu, teraz wracał. W jego ręku podrygiwał tryskający iskrami pistolet. Gdy broń wypaliła, rozległ się przerażający huk i pojawił się obłok dymu. Ale efekt strzału był aż nadto mizerny. Ołowiana kula przeleciała przez pole walki i utkwiła w pniu przydrożnego drzewa, wybijając w nim sporą, poszarpaną dziurę.

Pan Frugel i niziołek zniknęli pośród beczek kapusty. Uchodźcy poza wrzaskiem i krzykiem do niczego się nie przydali. A stojący na wozach i wypatrujący kolejnego niebezpieczeństwa, wciąż czekali nadaremno...
 
xeper jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:58.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172