Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 02-02-2012, 22:19   #1
 
malahaj's Avatar
 
Reputacja: 1 malahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputację
[WFRP II ed.] Zabójca Trolli


ZABÓJCA TROLLI


„Dni naszej chwały przeminęły. Niegdyś stworzyliśmy to wszystko. Teraz gromadzimy się w kilku małych miasteczkach i oczekujemy końca świata. Dzień krasnoluda minął aby nigdy nie wrócić. Pełzamy niczym larwy po dziele starszych dni, a chwała tego co niegdyś było nasze, teraz z nas kpi.”
Gotrek Gurnisson
Rozdział I

Krew Wilków



Zima 2519 roku. Szlak do Miasta Białego Wilka

- Zasrani słabeusze. Cholerna rasa łysych, wyliniałych słabeuszy, pies ich w dupę jebał! Zimno im! W taki piękny dzień! Piekarzowi w rzyć niech wejdą, się może rozgrzeją, obszczymury... -

Duingan Foingansson, syn Foigana, klął na czym świat stoi maszerując dziarsko leśnym szlakiem, prowadzącym ku Miastu Białego Wilka. Choć, „maszerował” to niewłaściwe słowo. Zaspy śnieżne sięgały mu po pierś. Śnieg sypał całą noc a wcześniej cały dzień. Szlak był zasypany i praktycznie nie zdatny do użytku. Zabójca Trolli przedzierał się przez zaspy, niczym pług, rozgarniać śnieg na boki.

Wcześniej podróżował w towarzystwie małej karawany. Folker, kupiec zarządzający tym kramem wynajął go do ochrony. Liczykrupa aż zbladł, kiedy usłyszał jego stawkę, ale nawet nie próbował się targować. Duingan łaskawie zgodził się mu towarzyszyć, bo i tak zmierzał do Middenheim. Wiadomość, którą otrzymał od Ogiego z prośbą o spotkanie w Mieście Białego Wilka. Wyruszył bez zwłoki. Nie było sensu targać tyle zielonych trupów.

Na czas śnieżycy Folker postanowił zatrzymywać się w przydrożnej stanicy. Teraz jednak przestało padać i Duingan chciał wyruszyć. Kupiec był jednak innego zdania. Wedle niego, było za zimno na podróżowanie. ZA ZIMNO! Dobre sobie. To, że szczyny zamarzają, zanim zdążą dolecieć do ziemi, jeszcze nic nie znaczyło. Duingan gniewnie otrzepał brodę z lodu, na samą myśl tego mięczaka i jego przydupasów. Na szczęście wziął zapłatę z góry, więc oddał liczykrupie za te kilka dni, które zostały do miasta i ruszył w drogę sam.

- Kruwa mać a teraz jeszcze to. -
Zaklął gniewnie, stwierdzając, że wódka, którą zabrał ze stanicy, zamarzła w bukłaku na kość.
- Pieprzone małpoludy nie umieją nawet porządnej gorzały zrobić... -
Na trzeźwo świat wyglądał jeszcze gorzej niż zwykle.

*****

Szlak prowadził teraz przez gęściejszy las. Nad sobą miał dach z plątaniny gałęzi przykrytych grubą warstwa śniegu, który prawie nie przepuszczał światła. Gdzieniegdzie tylko prześwitywał przez niego słup słonecznego światła. Na szczęście dla niego nie stanowiło to problemu. Śnieg chrzęścił mu pod butami, zagłuszając wszystko wokoło. Dlatego go nie usłyszał. Zobaczył tylko białe cielsko migające mu przed oczami i zarył plecami w śnieg, nakrywając się sztywną od mrozu brodą.

- Ki diabeł! -

Warknął, wstając na równe nogi z toporem w garści. Przed sobą zobaczył wilka. Basior był ogromny, praktycznie przewyższał go w wzrostem. I śnieżno biały. Przy kolorze jego futra, przykrywający wszystko śnieg, zdawał się... Brudny. Wielkością przypomniał raczej małego konia. Wrażenie potęgowało zjeżone na karku futro.

Wilk warcząc wściekle obnażył kły i przysiadł przy ziemi. Duingan mocniej chwycił topór, szykując się na atak potężnego zwierzęcia. Przeciwnicy mierzyli się wzrokiem. Zabójca i Wilk. Krasnolud dopiero teraz zauważył, ze śnieg wokół zwierzęcia powoli nabiera czerwonej barwy. Podobnie jak futro wilka, na jego prawym boku. Pysk miał umazany we krwi, ale część z niej musiała być jego własną, bo w poprzek paszczy miał świeżą, poszarpaną ranę.
~~ Musiał niedawno walczyć... ~~
Mierzyli się tak w milczeniu kilka chwil a wilk, choć gotowy do walki wciąż nie atakował. Duingan już sam miał wykonać pierwszy zamach, kiedy usłyszał za plecami hałas.
~~ Koledzy azorka ~~ pomyślał błyskawicznie się odwracając.
Ku swojemu zaskoczeniu zobaczył trzy postacie wypadające na ścieżkę. Wszystkie miały broń w rękach - zardzewiałe i pokrwawione topory, niewiele mniejsze od jego własnego. Ludzie torsy na pokrytych szczeciną końskich odnóżach wieńczyły zwierzęce głowy. Jeden miał łeb barana, drugi niedźwiedzią paszcze a trzeci byczą głowę przyozdobioną sporymi rogami.

- Zwierzoludzie! -

Warknął pod nosem zabójca, rozważając swoje opcje. Za dużo ich wprawdzie nie było, ale śmierć z ręki zapchlonego stwora chaosu, nie była tym o czym marzył! Tymczasem rzeczona trójka zatrzymała się, najwyraźniej zaskoczona jego widokiem. Spojrzeli po sobie niepewnie, po czym ten z byczą głową wystąpił na przód i przemówił serią kwiknięć, parsknięć i powarkiwań, energicznie przy tym gestykulując. Stwór najpierw pokazał na wciąż przyczajonego za plecami krasnoluda białego wilka, potem uderzył się pięścią w pierś. Potworzył to dwa razy, pozostała dwójka potwierdzała jego „słowa” własnym skrzekiem i warknięciami. Potem wskazał palcem na Duingiego i na szlak, w kierunku skąd krasnolud przyszedł. Następnie znów wskazał na Zabójcę i wykonał znany na całym świcie gest, przejeżdżając palcem po krtani...
 

Ostatnio edytowane przez malahaj : 02-02-2012 o 23:27.
malahaj jest offline  
Stary 03-02-2012, 11:25   #2
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację

~~Tylko trzy?~~ pomyślał zasmucony skromnym komitetem powitalnym, na leśnej ścieżce. Krasnolud uzbrojony w dwuręczny topór lubił od czasu do czasu zmierzyć się z zwierzoludźmi. Ich atutem była niezwykła brutalność i wrodzona siła. Nie byli spryciarzami, nie posiadali zmysłu taktycznego. Chcieli rąbać i walić swe ofiary tak długo, aż nie przestaną się ruszyć. Duingan doceniał tę prostotę. Było w niej coś na kształt pierwotnego instynktu, który każdy świadomy osobnik na tym świecie nosił w duszy, tyle tylko, że zdecydowana większość owych osobników miała wyciszony tenże instynkt. Zwierzoludzie nie byli przyjaźnie nastawieni, co było oczywiste. Krasnolud zresztą też nie miał zamiaru odpuścić nadarzającej się walki. Każda walka z kilkoma przeciwnikami, bądź też jednym, ale zarazem znacząco silniejszym wrogiem była okazją do starcia plamy na krasnoludzkiej dumie, która dla brodatego ludu była największą wartością na świecie.

Duingan był dość wysoki jak na krasnoluda. Miał grubo ponad pięć stóp wysokości, nie licząc nastroszonych w irokez włosów w naturalnym, rudym kolorze. Był klasycznym przedstawicielem klanu Zabójców Trolli. Miał liczne tatuaże, lecz ze względu na pogodę i grube ubranie, które miał na sobie, widać było tylko te, które wyłaniały się z lewego ramienia, przez szyję, potylicę i na skroni kończąc. Kolczyk w nosie nie powiewał swobodnie, zwyczajnie przymarznął od straszliwych mrozów. Podobnie zresztą jak i ten w uchu. Krasnolud nie obawiał się jednak tak zimna, jak byle jaki człek. Był twardą sztuką, a do tego pomagał sobie smarując twarz i szyję zwierzęcym łojem, co by dodatkowo uchronić się przed zabójczymi temperaturami. Topór, który dzierżył w ręku był wysłużoną, śmiercionośną bronią, która nie miała nazwy. Broń, jak broń. Krasnolud nie przywiązywał do niej specjalnej wartości sentymentalnej, choć jeśliby podliczyć litry przelanej nim krwi, mógłby zmienić podejście.

Brodacz wejrzał przez ramię, na rannego wilka, gigantycznych rozmiarów. Nie był ufny i nie był pewny, czy podczas kiedy on rzuci się do walki z zwierzoludźmi, wilk nie zaatakuje go od tyłu. Z drugiej strony, prędzej podejrzewałby, że zwierz zwyczajnie czmychnie w gąszcz korzystając z okazji walki, potencjalnych jego wrogów. Duingan zmierzył wzrokiem trójkę zwierzoludzi. Ten z głową byka pewnie był ich przywódcą. Krasnolud podejrzewał, że jeśli on straci głowę, to dwójka jego kamratów raczej nie będzie szukała zemsty, a ratunku, rzucając się w ucieczkę. Co zrobić. Najwyżej będzie ich gonić.
-Cukierek albo psikus...- syknął, a na jego twarzy pojawił się szaleńczy, obłąkany wręcz uśmiech. Uwielbiał ten moment podskakującej adrenaliny, pulsujących żył na karku i skroni, oraz momentu gdy żołądek zaciskał się w pięść i podchodził bliżej przełyku. O tak uwielbiał tańczyć z kostuchą, przy każdej okazji nabijając się z jej nieudolności. Może tym razem w końcu przestanie sobie z niego robić żarty...
 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!
Nefarius jest offline  
Stary 05-02-2012, 22:47   #3
 
malahaj's Avatar
 
Reputacja: 1 malahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputację
Cytat:
-Cukierek albo psikus...-
Zwierzoludzie nie mieli cukierków, musieli wiec się pogodzić z psikusem. Życie pokazało jednak, że sami też mogli trochę napsocić, zarozumiałemu krasnoludowi. Wszak cukierków też nie miał.

Rogata czaszka „Byka”, pękała jak arbuz pod straszliwym, pierwszym ciosie Zabójcy. Duingan rozpoczął walkę mocnym uderzeniem. Resztki mózgu, kości i bryzgająca dokoła posoka, zabarwiły na czerwono śnieg wokół walczących. Sam brodacz też był nimi umazany niczym jakiś szalony rzeźnik. Jego przewidywania jednak się nie sprawdziły. Pozostała dwójka ani myślała uciekać. „Baran” i „Misiek” jak już zdążył ich podświadomie ochrzcić brodacz, atakowali go z dwóch stron, zmuszając go do ciągłej obrony, uników i zmiany pozycji. Topory śmigały w powietrzu, krzesząc snopy iskier, odbijać się od siebie z metalicznym dźwiękiem.

Duingan widział, że długo tak nie wytrzyma. Musiał zaryzykować i wyłączyć jednego z przeciwników z walki. Padło na „Barana”. Zabójca wykonał w powietrzu szerokiego młyńca, odrzucając obydwu nieco od siebie, po czym doskoczył do rogacza, uderzając najpierw z dołu a potem z góry, prosto w łeb stwora. Jakież było jego zdziwienie, kiedy cios mający rozpłatać mu czaszkę, zaledwie ześlizgnął się na twardym rogu stwora. W dodatku Duingan potknął się o zagrzebaną w śniegu gałąź i stracił na monet równowagę. Potwór wykorzystał to natychmiast, tnąc Zbójcę po udzie szerokim cięciem. Tylko szybkiemu refleksowi Duingan zawdzięczał, że nie odrąbał mu całej nogi. Choć i tak ledwo stał a drugi ze zwierzoludzi atakował wściekle.

Znów musiał przejść do obrony, która tym razem, była już mocno desperacja. Zwierzoludzie atakowali nadal z dwóch stron, co i rusz zmuszając brodacza do podparcia na rannej nodze. Czyhając na błąd. Śmierć z rąk tych zapchlonych, śmierdzących mutantów, nie była szczytem jego marzeń, ale stawała się coraz bardziej realna w miarę jak siły, razem z krwią, opuszczały krasnoluda.

W końcu „misiek” znalazł lukę w jego obronie i ciął go z potężnego zamachu w korpus, lekko od dołu. Skórzany pancerz nie mógł go przed tym ochronić. Ból był straszliwy. Nawet dla niego, przyzwyczajonego poniekąd, do wystawiania ciała na próbę. Zrobiło mu się ciemno przed oczami, postawił niepewnie kilka kroków. Przez czerwoną mgłę zobaczył przed sobą „Barana” szykującego się do ciosu. Instynkt i adrenalina zadziałały i Zabójca Trolli z potężnym rykiem wziął jeszcze jeden zamach. Ostrze wysłużonego topora śmignęło w powietrzu. Niesiony siłą rozpędu krasnolud wyrznął plecami w śnieg. Obok niego gruchnęła głowa „barana”. Wierzgające w śmiertelnych konwulsjach ciało, zrobiło jeszcze dwa kroki i też zwaliło się w śnieg, który już dawno przybrał purpurową barwę wokół walczących.

Nie miał siły się ruszyć. Mógł tylko patrzyć jak ostatni ze zwierzoludzi, podchodzi do niego wolnym krokiem. Zbójca próbował jeszcze unieść topór, ale nie miał już siły. Potwór z pogarda kopnął broń na bok, poza zasięg rąk Duingana. Niedźwiedzi pysk toczył pianę, spoglądając na swego wroga. Potwór uniósł topór i...

Po raz drugi tego dnia, przed oczami Foinganssona mignęło białe cielsko. Ogromny wilk runął od tyłu na „Miśka”. Po chwili, krasnolud widział tylko wierzgające w przedśmiertnym uścisku nogi zwierzoczłeka. Potem nie widział już nic.

*****

Wycie. Wilcze wycie, tuż obok. Był tego pewny. Długi pociągły skowyt odbijający się echem wśród drzew. Sprawiający, że drżała każda komórka jego ciała, że lód pękał na jeziorach ludzie, zamykali w panice domy w promieniu wielu kilometrów a kapłani Ulryka bezwiednie zaczęli szeptać modlitwy.

I śnieg. Leżał na śniegu. Był zimny. Śnieg, był zimny. I czerwony. Ból. Bardzo boli. Bardzo...

*****

Ciepło. Coś ciepłego na jego twarzy. I mokrego. Ból. Ciemność.

*****

Obudził się. Ból był okropny. Niemal odbierał zmysły. Był jednak przytomny. Nie to, żeby go to cieszyło, ale wyboru nie miał. Było jeszcze jasno, ale dzień już był szary. Leżał w śniegu. Spróbował wstać i....

*****

Znów się obudził. Musiało minąć trochę czasu, bo było już całkiem ciemno. Bolało równie bardzo jak przedtem. Ale było mu ciepło. Czół coś ciepłego i puszystego na swym boku. Spróbował spojrzeć w tamtym kierunku. Wilk. Leżał obok niego. Zwierze poczuło jego ruch i wstało. Spoglądały na niego inteligentne, niebieskie oczy. Starł się na nich skupić, bo wtedy nie patrzył na paszce pełną zębów, umiejscowioną nieco niżej.

Wilk odszedł kilka kroków, usiadł i spoglądał na niego. Krasnolud w ustach miał wiór. Nie mógł nawet, w ramach zagajenia, zwykłej „kurwy waszej maci” rzucić. Po kilku próbach zdołał usiąść i sięgnąć po flaszkę. Ku swej radości, wódka odmarzła i mógł pociągnąć sobie solidnie. Wreszcie mógł mówić. Przy odrobinie wysiłku i całej masie cierpienia powinien móc nawet wstać i iść. No, czołgać się. Przynajmniej do momentu, dopóki rany znów się nie otworzą. Nie czuł prawej strony klatki piersiowej, razem z ręką i rannej nogi. To znaczy czuł, ale tylko przejmujący ból. Jeżeli prawdą jest to, że jak boli, to znaczy, że się żyje, to on nie miał teraz żadnych wątpliwości, że jest przy życiu. Tylko życie mogło tak boleć.

Na razie jednak postanowił siedzieć i zagadnąć do swojego nowego wybawcy.

- No, skoro mnie nie zażarłeś, więc... -

Wilk szczeknął w odpowiedzi i odbiegł kilka kroków, spoglądać na niego wyczekująco. Zabójca spojrzała na niego i w gęsty las, w który ogromny drapieżnik chciał go prowadzić. Z drugiej strony miał szlak, którym tu przybył. Nie odszedł od stanicy, więcej jak godzinę drogi. Folker ze swoimi ludźmi, musiał tam jeszcze być...
 
malahaj jest offline  
Stary 06-02-2012, 17:10   #4
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
~***~

-Duin! Uważaj no!- dwa młode krasnoludy walczyły na podwórku przed domem na drewniane miecze. Starszy miał jakieś pojęcie o wojaczce, gdyż wiele godzin spędził na praktykach u swego wuja, to jest brata jego ojca. Dorian nie miał tyle szczęścia. Wuj zginął z rąk hordy goblinów, które nie wiedzieć skąd wzięły się pod murami twierdzy, podczas jego warty. Choć ojciec Duingana i Doriana nie pochwalał stosowania przemocy, młodszy z braci mógł liczyć na szkolenie ze strony starszego brata. Duingan pokazywał Dorianowi najprostsze sztuczki, uniki i zamachy. Były to najważniejsze podstawy, które musiał znać by uczyć się dalej.
-Może kiedyś spotkamy gobliny, hę?- zagaił Dorian.
-Jeśli khazad, na swej drodze nie spotka goblina, znaczy, że jego życie jest jednym wielkim pechem, ot co!- odrzekł Duingan.
-A co jeśli będzie ich sporo?- spytał nieco zaniepokojony młodziak.
-Cóż wtedy będzie więcej zabawy... Nie martw się. Braciszek nie da zrobić Ci krzywdy he he he...- Duingan zaśmiał się głośno i gardłowo, poklepując Doriana po ramieniu.

~***~

~Ożesz kurwa...~ pomyślał Zabójca nie będąc pewnym, czy ból jest oznaką życia, czy też może zmarł, ale za karę za grzechy trafił do otchłani piekielnej i ból jest tylko częścią zadośćuczynienia za przewinienia za życia.
Kiedy poczuł ciepłe i miękkie futro zrozumiał, że żyje, a wilk, którego widział przed walką ze zwierzoludźmi bawi się teraz bezbronną ofiarą, czyli nim. Ale po chwili przypomniał sobie, że to właśnie ów wilk uratował mu życie, kiedy ostatni ze zwierzoludzi miał go jak na widelcu.
~Znak jaki, czy ki chuj?...~ pomyślał znów obserwując czworonoga kolosalnych rozmiarów. Nigdy takiego nie widział, jak długo żyje. Przełknął gorzałę, która miała średnio smaczny smak, ale grzała od środka a to było mu teraz potrzebne. Rany, które odniósł tak cholernie bolały, że gdyby nie fakt, iż był Zabójcą trolli to pewnie zacząłby narzekać na ból.
Po krótkiej chwili prób uzmysłowił sobie, że w tak ciężkim stanie daleko nie zajdzie. Wilk, próbował zachęcić go by khazad poszedł za nim.

~Cwaniak na czterech łapach...~ oburzył się w duchu, obrzucając zwierza groźnym spojrzeniem. Brodaty wojak słyszał kiedyś iż wilki były symbolem boga Ulryka, czy jak on tam się nazywał. Duingan nie znał jego historii, ani też dogmatów ale wiedział, że podobnie jak on sam, bóg wilk nie pierdolił się w tańcu i kiedy robiło się gorąco nie pertraktował a walił w łeb przeciwnika. O tak. Szanował Ulryka. Co dziwne, według legend to Ulryk wzniósł Sigmara Młotodzierżcę do rangi boga, a teraz mieszkańcy Imperium nie tolerują wyznawców Ulryka.
~Świat oszalał...~ pomyślał, nie mając zbyt wielu sił na mówienie. Ruszył. Ruszył powoli i ociężale, tak jak tylko pozwalał mu na to organizm i ból. Ruszył w stronę Folkera i jego ludzi. Zrobił kilka kroków, ale coś nie dawało mu spokoju. Zawsze zawierzał instynktowi, a nie zdrowym kalkulacjom.
-A niech to diabli...- warknął pod nosem, po czym zawrócił i ruszył za czworonogiem.
 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!
Nefarius jest offline  
Stary 07-02-2012, 20:40   #5
 
malahaj's Avatar
 
Reputacja: 1 malahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputację
~~ Cholerny pchlarz! Kto to widział, żeby pies człowieka prowadził na smyczy a nie na odwrót! ~~

Duingan klął w myślach na czym świat stoi, wlokąc się za wilkiem. W myślach, bo brakowało mu oddechu, aby robić to na głos. Wilk prowadził go w głąb ciemnego lasu, w zupełnie nieznanym Zabójcy kierunku. Brodacz miał wrażenie, że basior starał się wybrać taką trasę, aby w jego stanie, krasnolud mógł ją pokonać. Z drugiej strony stracił już przez to całkowicie orientacje.

Podróż była długa. Bardzo długa. A przynajmniej tak mu się wydawało. Parę razy stracił przytomność, ale za każdym razem, kiedy się budził, Wilk był przy nim. W pewnym momencie Zabójca wpadł w trans. Całą wole skupiał tylko na tym, aby podążać za białym wilkiem. Świadomość odpłynęła. Nie wiedział już co robi, ale w jego umyśle pojawił się jakiś przymus aby podążać dalej, aby zmusić zmasakrowane ciało do nieludzkiego wysiłku. Ciemność dokoła podpowiadała mu, ze to musi być cały czas ta sama noc, ale nie ufał już swoim zmysłom. Wiedział tylko, że musi iść...

*****

Był na miejscu. Nie pamiętaj jak się tu dostał, ale krew na zdartych dłoniach, kolanach i twarzy, mówiła sama za siebie. Jednak dotarł na miejsce. Nie wiedział gdzie był ani po co, ale był pewny, że to tutaj. Rozejrzał się dokoła.

Polana była mniej więcej okrągła. Na jej środku stał spory kamienny postument. O niego opierał się plecami. Wszytko było przykryte śniegiem, ale ten miał w większości szkarłatną barwę. Wszędzie dookoła walały się trupy. Niektóre całe, inne porąbane i rozszarpane na strzępy. Część krwi, którą Duingan był ubabrany, musiała pochodzi z tej jadki. Musiał umazać się niej, idąc przez to pole rzezi. Zwłoki, te które zdołał dostrzec i rozpoznać, należały do zwierzoludzi i mutantów. Zobaczył też kilka ciał wilków. Niektóre były białe jak jego przewodnik, ale wszystkie był „standardowych” rozmiarów. Musiała to się tu rozegrać mała bitwa. Teraz jednak panowała całkowita cisza. Ogromnego wilka, też nigdzie nie było widać.

- No, całkiem uroczo. To teraz sobie może odpocznę... -

*****

- Jesteś pewny, że to on? -
- ... -
- Tak, wiem, ale krasnolud? W dodatku Zabójca. Kto wie jaką ma plamę na honorze. -
- ... -
- Tak, widziałem. Odwagi mu odmówić nie sposób, ale odważnych wojowników jest dużo. -
- ... -
- Sprawnych w swym fachu też. -
- ... -
- Tak... Cóż, ufałem Ci zawsze w tych sprawach, więc zaufam i teraz. Niech i tak będzie. -


*****

Obudził się. Niebo nad polaną było jasne, więc musiał już być następny dzień. Względnie jeszcze następny, czy jakiś inny. Krajobraz się nie zmienił, z tą różnicą, że teraz leżał na ziemi, obok kamiennego postumentu. Ostrożnie spróbował wstać i... udało mu się! Nawet się nie skrzywił! Z niedowierzaniem sprawdził swoje rany i stwierdził, że nie ma po nich śladu!

- Kurwa, nawet blizny nie zostaną... -

Stwierdził, po pierwszym zaskoczeniu i rozejrzał się dokoła. Sceneria nie zmieniała się zbytnio. Nawet śnieg szczególnie nie napadał. Kopnął od niechcenia najbliższego truchło mutanta. Trup był zmrożony na kość. Zabójca zatrząsł się cały. Jego rany zniknęły, ale sam też był nie mniej przemarznięty i burczało mu w brzuchu. W dodatku, nie miał nawet swojego topora...

W tym momencie go zobaczył. Miecz. Nie jakiś tam zwykły kawał żelastwa. Dwuręczny miecz, wbity w postument do połowy ostrza. Rękojeść, głownia i jelec były uformowane w kształt wilczej głowy. Wykonanie było prawdziwie mistrzowskie. Duingan spoglądał na niego jak urzeczony. Klinga, pozbawiona jakichkolwiek znaków, błyszczała w słońcu metalicznym blaskiem. Choć bo bliższym przyjrzeniu, Zabójca stwierdził, że samo ostrze też promieniej jasnym, zabarwionym na czerwono światłem. Nie mógł na dłużej skupić na niej wzroku, bo światło raziło w oczy, zupełnie jakby spoglądał w rozżarzony do białości kawałek metalu z największych krasnoludzkich kuźni...

Obok postumentu siedział jego znajomy Wilk. Niebieskie oczy spoglądały na niego w oczekiwaniu...
 
malahaj jest offline  
Stary 07-02-2012, 21:59   #6
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
Gdy Duingan otwarł oczy i odzyskał świadomość, stwierdził szybko iż ból minął. To właśnie ból był ostatnimi godzinami jego najwierniejszym towarzyszem, nie odstępującym go na krok. Pięknobrody wojownik obrzucił swoje rany, po walce ze zwierzoludźmi krótkimi spojrzeniami. Nie dowierzał temu, co ujrzały jego zmęczone licznymi bójkami oczy. Nie miał pojęcia, co musiało się stać, by jego ciało nie tylko przetrwało tak silny mróz, ale i zwyciężyły walkę z otwartymi bruzdami na ciele, tym bardziej, że nie były to zwyczajne odrapania. Blizn nie będzie, a to one sprawiały, że jego przeciwnicy zaczynali powątpiewać przed potyczką z nim. To one były wyznacznikiem stoczonych walk i walk wygranych. Co zrobić. Pozostało mu cieszyć się faktem, że przeżył i jest zdrów. Cała ta sytuacja zdawała się być dla krasnoluda tajemniczą. Był prostym człekiem o prostych potrzebach. Pragnął ogrzać się, kiedy doskwierał mróz, zjeść, gdy męczył głód i mordować gdy krwi łaknął jego topór. Wyobraźnia nie była jego atutem i nie bardzo mógł wymyślić, co się z nim działo, kiedy był nieprzytomny.

Być może, ktoś podał mu jakiś leczniczy napar? Może jaki druid, opiekujący się okolicami? A może to ślina opiekującego się nim wilka? Słyszał wiele razy, jak rany polizane przez psa, goiły się znacznie szybciej. A może wilk ugryzł go, kiedy Duingan był nieprzytomny i zaraził słynną chorobą potępionych zwierzołaków. Ponoć rany wilkołaków goiły się błyskawicznie a zwykła broń nie robiła na nich wrażenia?
Zabójca rozejrzał się dookoła. Pobojowisko, na którym się znajdował robiło wrażenie. Zwierzoludzie walczyli z ogromnymi wilkami. Śmierć poniosły obie strony konfliktu. Tamta trójka wyklętych, była pewnie pozostałością po oddziale agresorów, który znajdował się rozbity u stóp krasnoluda. Duingan nagle zrozumiał, że nigdzie pod ręką nie miał swego topora.
-Nosz psia mać...- warknął zdruzgotany. Być może stracił broń, kiedy szedł przed siebie, brnąc przez wysokie, śnieżne zaspy. Tutaj broni miał do wyboru, do koloru. Nagle jego uwagę przykuło pewne ostrze.

-No i co tak patrzysz? Przyprowadziłeś mnie tu, żebym ten miecz znalazł, czy co?- rzucił do czworonoga, wiedząc, że ten mu nie odpowie. Brodacz znów spojrzał na miecz. Kusił go, by złapać go dłonią i wyciągnąć. Przynajmniej spróbować. Może tak miało być? Jakiś wielki plan, którego on był częścią? Szlag by to trafił – pomyślał w duchu wojak. Nie miał nic do stracenia. Nie miał żadnej broni. Spróbować mógł, bo nikt mu nie bronił. Chwycił za rękojeść i pociągnął.
 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!
Nefarius jest offline  
Stary 08-02-2012, 20:27   #7
 
malahaj's Avatar
 
Reputacja: 1 malahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputację
Duingan ostrożnie podszedł do wbitego w skałę miecza i sięgnął dłonią ku rękojeści...



...Middenheim. Miasto Białego Wilka. Mury obronne, wieże, mosty prowadzące do ufortyfikowanego miasta. Zima. Pada śnieg. Ludzie i wozy przekraczające bramy...
...Świątynia. Potężna katedra, pnąca się wysoko w górę. Tłum ludzi na palcu przed wejściem...
...Płomień. Ogień. Wewnątrz świątyni. Kapłan w białych szatach, odprawiający modły do wiernych...
...Las. Ciemny las z górującym nad nim kraterem i miastem na jego szczycie. Las pod Middenheim...
...Znów las. Drzewa pokryte grubą warstwą śniegu. Kaplica. Kamienny budynek z jedną wieżą. Zasypany śniegiem prawie po sam dach. Wilcza głowa, zdobi dach na wejściem. Wiatr trzepie otwartymi okiennicami. Wyłamana brama leży na śniegu, przed czarnym wejściem do środka...
... Krew. I trupy. Stary kapłan, niegdyś w białych szatach, teraz szkarłatnych od posoki. Krew lejąca się z kamiennego ołtarza. Trupy. Wszędzie trupy. Ludzie, mutanci, zwierzoludzie. wilki...
...Ciemność. Katakumby. Kamienny sarkofag, przykryty grubą warstwą kurzu i pajęczyn. Na wieku leżąca, kamienna postać potężnego wojownika. Człowiek. Długa broda, pełny pancerz. Przykrywa go wilcza skóra. W złożonych na piersi dłoniach spoczywa kamienny miecz z rękojeścią i głownią na kształt wilczej głowy...
... Middenheim. Huk armat i muszkietów. Walki na murach, mostach. Potężna armia ohydnych, zmutowanych stworów atakujących miasto. Powietrze pełne latających kreatur. Demony atakujące zamknięte bramy. Plugawe stwory pełzające po murach...
... Katakumby. Kamienny sarkofag. Rozbity. Kamienna płyta, rozbita na pól, rzucona na ziemie. Puste dłonie kamiennego wojownika...
... Middenheim. Miasto płonie. Chordy ohydnych istoto plądrują miasto, mordują mieszkańców, niszczą wszystko na swoje drodze. Rzeki krwi płynące ulicami. Trupy. Setki, tysiące trupów zalegających na ulicach...
... Płomień. Płomień w świątyni. Ciemność. Ogień zgasł...
... Śmierć. Cuchnący fetor śmierci, zarazy, gnijących trupów. Czaszka. Czerwony płonący czerep. Zakrywa wszystko. Miasto, ludzi, niebo, wszystko...



Wizja skończyła się równie nagle, jak się zaczęła. Duingan stał na środku polany z obnażonym mieczem w dłoni. Był taki lekki! Gdyby nie rozmiar, to mógł go używać jedną dłonią! Idealnie wyważany, leżał mu w dłoni, jakby został dla niego stworzony. Zabójca bez sprawdzania, nie miał wątpliwości, że jest ostry jak brzytwa. Ostrze przestało już emanować czerwonym blaskiem...

Wilk siedział obok postumentu, spoglądał na Zabójcę niebieskim oczami. Zupełnie jakby mówił, że teraz to od syna Foigana należą decyzje...
 
malahaj jest offline  
Stary 08-02-2012, 21:10   #8
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
-Co... Co to kurwa było...- warknął zdziwiony brodacz, kiedy tylko jego jaźń wróciła do stanu 'normalności'. Wizja, którą otrzymał była wyraźna, tajemnicza i druzgocąca. Nigdy czegoś takiego nie doświadczył i jak podejrzewał, raczej nigdy tego nie zapomni. Było to dla krasnoluda doświadczenie, zupełnie nieznane, sięgające poza wszelkie definicje snów, oraz wyobraźni.
Miecz, który trzymał w ręku był świetnym ostrzem. Duingan był nawet gotów pokusić się o stwierdzenie, iż jest to robota mistrza fachu kowalstwa. Idealnie wyważony, ostry jak brzytwa, lśniący jakby przed chwilą ktoś go naoliwił. Rękojeść robiła wrażenie, sprawiała wrażenie, że jej twórca był nie tylko ekspertem w swoim fachu, ale i niezwykłym artystom, który zważał na każdy, najdrobniejszy szczegół wykonania. Broń robiła wrażenie pod każdym względem a Duingan zaczynał coraz poważniej zastanawiać się nad tym, czy jego dotarcie tutaj nie było mu pisane.

Khazad wejrzał kątem oka na siedzącego niedaleko wilka. Tak bardzo chciał mu zadać kilka pytań. Tak bardzo pragnął odpowiedzi.
-I co teraz mam z tym zrobić?- wejrzał czworonogowi w oczy. Cała ta sytuacja nie mogła być przypadkowa. Zwierz odwdzięczył mu się ratując go przed zwierzoludźmi. Opiekował się nim kiedy tracił przytomność a na koniec doprowadził go do ostrza, które było najprawdopodobniej najlepszym, jakie krasnolud dzierżył w swoim życiu w ręku. W zasadzie zawsze wolał topory, były ciężkie i rany, które zadawał były bardziej druzgocące. Jeden odpowiednio wymierzony cios mógł połamać przeciwnikowi kości, a nawet przepołowić dorosłego męża bez zbroi na pół. Nigdy nie zastanawiał się nad zmianą broni, na młot, miecz czy też inną broń, jak buława, korbacz, czy włócznia.

-Widziałem Middenheim. Widziałem jego upadek i sromotną klęskę w wojnie z siłami chaosu...- burknął do wilka, jakby ten go rozumiał. Spoglądał na niego tak mądrze, jakby naprawdę był zwierzęciem innym niż przeciętny przedstawiciel swego gatunku.
-Tam zatem skieruję swoje kroki. To nie może być przypadek, że tu zawędrowałem i w moje ręce dostał się ten miecz...- wejrzał na broń wykonując nią kilka próbnych zamachów.
-Najpierw się tu rozejrzę. Może, któryś z tych stworów będzie mieć co do jedzenia, albo złoto. Kto wie.- rzekł nie zważając na to, że nikt go nie słuchał -A potem prosto do Middenheim.- dodał na koniec po czym skinął głową i zabrał się za przeszukiwanie zmarzniętych na kość trupów zwierzoludzi, leżących u jego stóp.
 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!
Nefarius jest offline  
Stary 09-02-2012, 18:36   #9
 
malahaj's Avatar
 
Reputacja: 1 malahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputację
Przeszukanie pobojowiska niewiele dało. Zwłoki był zamarznięte na kość. Trzeba było rąbać je na kawałki, aby choć ruszyć je z miejsca. Krasnolud nawet nie próbował. Mutanci czy zwierzoludzie nie mieli ze sobą nic, dla czego warto było się babrać w ich trupach. W większości nie nosili pancerza a ich broń była tak kiepskiej jakości, że szanujący się krasnolud wstydziłby się z nią pokazać.

W końcu Duingan uznał, że czas ruszać. Bez trudu odnalazł swoje ślady. Głębokie bruzdy w śniegu, często nosiły ślady krwi, kluczył zygzakiem między drzewami. Zabójca był wdzięczny losowi, ze nie musiał sam siebie oglądać w takim stanie. Wilk niespiesznie podążał z nim.

Po paru godzinach forsownego marszu, dotarł do miejsca potyczki, gdzie zszedł ze szlaku. Ciała zwierzoludzi leżały tam, gdzie padli, ale ich broń, podobnie jak jego topór i plecak ktoś zabrał. W śniegu wyraźnie widać było ślady sań, koni i ludzi. Tropicielem nie był, ale domyślił się, że to jego były pracodawca wyruszył w drogę i minął to miejsce. Musiał tu być niedawno, pewnikiem wyruszyli rano, więc mieli nad nim kilka godzin przewagi. Ironią losu było to, że mogli być w Middenheim, przed krewkim krasnoludem. Duingan przyspieszył kroku. Jeśli dogoniłby ich przed zmrokiem, będzie mógł liczyć na posiłek i schronienie przy ognisku. Co prawda będzie trzeba pewne rzeczy odszczekać, ale jednak.

*****

Dogonił ich znacznie szybciej, choć jego nadzieje, też się przy tym rozwiały. Szlak w tym miejscu prowadził obok ściany lasu, po lewej stronie mając otwartą przestrzeń. Pierwsze zobaczył sanie. Przewrócone, częściowo zniszczone, leżały smętnie na boku. Kiedy podszedł bliżej, dostrzegł pierwsze ciała. Konie i ludzie. Pracownicy i obstawa Folkera. Duingan sprawdził, czy ktoś przeżył, ale na pobojowisku były tylko trupy. Naliczył siedem ciał, co oznaczało, że brakuje trzech. Folkera, jego żony i jednego z ludzi. Co ciekawe ani ludzie ani ładunek nie były zrabowane. Duingan odnalazł nawet broń zabitych wcześniej zwierzoludzi, ale jego topora niegdzie nie było.

- Przynajmniej będzie co zeżreć w razie czego. -

Mruknął sam do siebie i spojrzał na Wilka. Ten węszył za czymś na skraju drogi. Kiedy krasnolud do niego podszedł, zobaczył ślady na śniegu wiodące w głąb lasu. Były wśród nich ludzki ślady ale i ślady kopyt czy racic. Wilk powęszył chwile w tym miejscu, po czym zmarszczył nos i zawarczał patrząc w kierunku, w którym prowadził trop. Duingan spojrzał na niebo. Było juz dobrze popołudniu. Do zmroku zostało może, że dwie godziny a Zabójca był ziębniemy i głodny. Spojrzał na Wilka. Ten tylko zastrzygł uszami w odpowiedzi. Znów wszystko zależało od niego.
 
malahaj jest offline  
Stary 10-02-2012, 13:10   #10
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację

Gdyby cała wyprawa została wybita, Duingan byłby znacznie spokojniejszy. Wiedziałby, że nic nie może zrobić i teraz wystarczy tylko zająć się sobą. Rozpalić ogień z drewna, którego nie brakowało, usmażyć kawał końskiego mięsa, żeby zjeść do syta i zrobić zapas na kilka dni. A mając świadomość, że troje ludzi zostało uprowadzonych khazad musiał walczyć ze sobą w duchu. Iść czy nie. Prawdopodobieństwo, że jeszcze żyli było nikłe, ale z drugiej strony, mógł tam spotkać jakiegoś potężnego zwierzoludzia, czempiona, czy dowódcę zmutowanej hołoty. Cóż nie było to głupie. Teraz miał u boku kompana w podróży, oraz nową broń. Jeszcze nie do końca przyzwyczaił się do rękojeści i niezwykle lekkiego ostrza. Duingan wziął głęboki wdech i wejrzał na wilka.
-I co patrzysz? Przecie ich tam nie zostawimy, he?- burknął. Najbardziej bawił go fakt, że miał świadomość tego, że wilk go nie rozumiał ale mimo to i tak do niego się odzywał co jakiś czas. Samotność wywarła wielkie piętno na jego umyśle, o tak.

~***~

-Ile to już dni?- stękał wychudzony, głodny i poobijany Rurik. Stary górnik miał strzaskaną nogę, po tym jak korytarz w którym pracowali zapadł się, odcinając pracujących w głębi brodaczy od świata.
-To piąty dzień.- Khardin kreślił na kawałku drewnianej belki kreski, choć pewności nie miał co do upływu godzin.
-Cóż za ironia... Umrzemy w łonie ziemi, tam gdzie żeśmy się narodzili.- burknął Duingan. Prowizoryczny bandaż na jego głowie dawno temu spełnił swoje zadanie, zatamowania krwi z rozciętego skałą łuku brwiowego, ale młody brodacz jakoś nie garnął się by go zdjąć.
-Nie mów tak chłopcze. Pamiętaj, że zawsze jest nadzieja. Tamci pewnie kopią i niebawem nas wydobędą. Zawsze miej nadzieję i wiedz, że ten po drugiej stronie tak jak ty też zawsze ma nadzieję. To ona umiera ostatnia.- zrugał go Rurik. Duingan tylko skinął głową.

~***


-Jeśli żyją, to pewnie mają nadzieję, że ktoś ich odnajdzie.- Zabójca stęknął pod nosem do siebie. Pamiętał każdą lekcję, którą wyniósł z głębokich korytarzy kopalni. Ta lekcja wyjątkowo utkwiła mu w głowie. Dzień chylił się ku końcowi. Krasnolud wiedział że ma niewiele czasu, bo nocą może być ciężko, a mróz jeszcze urośnie i to znacznie. Ruszył za śladami.
 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!
Nefarius jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 11:56.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172