Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 04-06-2013, 11:57   #21
Elitarystyczny Nowotwór
 
Zombianna's Avatar
 
Reputacja: 1 Zombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputację
Vilis otworzyła cicho drzwi i niczym złodziej wślizgnęła się do środka. Pokój nie był duży, a jej kompan zajął już miejsce na podłodze. Zmrużyła oczy widocznie zadowolona, po czym obeszła go i usiadła ciężko na łóżku. Nie przejmując się obecnością mężczyzna zaczęła ściągać z siebie pancerz i broń, układając wszystko pedantycznie koło siebie. Gdy już została w samej koszuli i spodniach wsunęła się głębiej na łóżko i skrzyżowała nogi.
- Jak ci się podobało spotkanie u barona? - spytała beznamiętnie, po raz kolejny poprawiając leżący obok ekwipunek.

Siegfried otworzył oczy dopiero gdy padło pytanie. Nie przeszkadzała mu obecność Vilis, ani jej strój. Wyraz twarzy pozostawał niezmienny, zimny jak kamień. Podniósł głowę do góry i spojrzał na szefową:
- Za dużo pierdolenia. Za mało konkretów. Gdy przyjdzie co do czego, oddzieli się plew od ziarna i tylko Ci godni zostaną na polu walki. Reszta ucieknie niczym zając przed wilkiem - odpowiedział zgodnie z tym co myślał

- Ucieknie albo zdechnie, rozerwana na strzępy, zgnieciona albo przebita czymś ostrym - łowczyni skrzywiła pogardliwie wargi, po czym wyciągnęła ostatnią butelkę wódki, zachomikowaną w torbie na czarną godzinę. Odkorkowałą ją i wyciągnęła w stronę biczownika - Trzymaj, cały dzień o suchym pysku siedziałeś. A reszta, nieważne jak skończy, byleby pod nogami się nie plątała. Niech szybko się powykańczają, tak będzie lepiej. Oszczędzi to zbędnego zamieszania.

Sigmarita wziął butelkę i pociągnął lyk z gwinta. Trunek był mocny, i przyjemne ciepło rozlało się po ciele. Oddał butelkę:
- A Ty się czegoś ciekawego dowiedziałaś jeszcze ? - uśmiechnął się z lekką ironią.

Vilis odebrała flaszkę i skrzywiła się słysząc pytanie. Nim odpowiedziała wypiła kilka łyków trunku i westchnęła z ulgą
- Wreszcie coś normalnego. Od tego wina szło się porzygać i nie, nie dowiedziałam się niczego. Siedzą i srają po nogach, rzucając coraz to nowymi pomysłami. Żadnego łądu i skłądu w tym nie ma, takie przekupki na targu. Niech sobie pogadają, nie muszę słuchać ich pierdolenia. Rano dorwę krasnoluda i dowiem się co udało się im ustalić. Oszczędzę czas i zdrowie - prychnęła kłądąc się na łóżku i stawiając butelkę na brzuchu. Przymknęła oczy ciesząc się chwilą spokoju.
- Szlag mnie trafia jak pomyślę o tym, z kim przyszło nam pracować, no ale nic na to nie poradzimy. Czas pokażę ile są warci w boju...bo w gadaniu radzą sobie aż za dobrze. Zauważyłeś coś niepokojącego? Twoje zdanie o tej całej sprawie. - uchyliła ciemnoniebieskie oko łypiąc z łóżka na siedzącego na podłodze mężczyznę.

- Warto by się naszego dobrodzieja zapytać o beczki z oliwą. Za przynętę można zrobić kilku truposzy i wypełnić ich arszenikiem - uśmiechnął się szeroko i wzruszając ramionami rzekł - mamy ją zabić, nie powiedziano jak.. więc każdy sposób dobry. Warto by Khazad namalował jakąś mapkę tamtych okolic, co by można dokładnie zaplanować nasze działania. Jeżeli bestia jest tak groźna i potężna jak mówią to warto by pierw zobaczyć jak działa, reaguje czyli dać jej coś na pożarcie...przeznaczyć coś lub kogoś na straty. Poznać ją...dopiero potem uderzyć. Pójście tam i machając korbaczem krzycząc “ubijmy potwora” to równe z tym że tym korbaczem sami sobie możemy pierdolnąć w łeb. To tyle... - położył głowę na pakunku robiący za podpórkę dla głowy.

- Khazad mówił że bagna w okolicy są dość niebezpieczne, ale ma załatwić miejscowych żeby robili nam za przewodników. Bestia reaguje podobno agresywnie, słyszałeś że dziesieciu ludzi zabiła. Sęk w tym, że nie wiemy jak zareaguje na truciznę. Musiałaby to być końska dawka, bydle wielkie jest - sięgnęła po jeden z noży i profilaktycznie chowając go pod poduszkę. Przekręciła się na bok nakrywając kocem i spod przymkniętych powiek obserwowała Siegfrieda. Gdzieś w głębi kobiecej duszy obudziła się ciekawość na widok jego blizn i poparzeń, poprzednim razem nie miała okazji oglądać go bez ubrania. Nie pytała jednak o nic, jako że nie należała do osób pakujących się z butami w czyjeś życie,a przeszłość biczownika nie wnosiła nic do aktualnego zadania. Wiedza o niej na ten moment była zbędna.
- Jutro odwiedzimy zielarkę o której wspominał Matthias. Skoro bitwa nam się szykuje to wsparcie medyczne będzie potrzebne. Przy okazji wypytamy ją o te przeklęte mikstury, wieśniaków też można przycisnąć...kurwa - warknęła krzywiąc się ze złości - Nienawidzę pracować incognito.

Siegfried nic już nie skomentował. Sen nadszedł równie łatwo, co ostatnim razem. I tak samo jak ostatnim razem, koszmary nadeszły. Co jakiś czas palce mężczyzny zaciskały się kurczowo na płaszczu którym się okrył, i co jakiś czas przewracał się na z boku na bok. Mamrotał pod nosem, nie będąc tego świadom, lecz w końcu usnął jak kamień.

Łowczyni poczekała aż Siegfried uśnie i usiadła ponownie na łóżku, opierając plecy o ścianę. Nie potrzebowała dużo snu, przez te wszystkie lata nauczyła się obywać bez wielogodzinnego wylegiwania się. Do życia wystarczyła jej krótka drzemka raz na jakiś czas. Widząc że jej towarzysz zaczyna się rzucać skrzywiła lekko wargi. Nieważne jak opanowany i twardy jest człowiek sny są domeną nad którą nikt nie mógł zapanować, coś o tym wiedziała. Potrząsnęła głową, walcząc z ogarniającym ją otępieniem. W myślach przeklęła się za zbyt dużą ilość wypitego tego wieczora alkoholu. Każdy miał jakieś słabości, a ona ze wstydem akceptowała swoją, starając się kontrolować ją w miarę możliwości. Nie zawsze to wychodziło. Sięgnęła pod koszulę, wyciągając srebrny medalion w kształcie młota, wiszący na cienkim łańcuszku i uśmiechnęła się gładząc palcem chłodną powierzchnię. Trwała tak przez kilka godzin, nasłuchując oznak jakiegokolwiek zagrożenia i czekając na świt. Nie budziła biczownika, który po pewnym czasie się uspokoił i spał przez resztę nocy spokojnie.
Każdy zasługuje na chwilę odpoczynku.
 
__________________
Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena

Ostatnio edytowane przez Zombianna : 04-06-2013 o 12:00.
Zombianna jest offline  
Stary 05-06-2013, 01:07   #22
 
Tasselhof's Avatar
 
Reputacja: 1 Tasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputację
Niziołkowi gdy wreszcie znaleźli się w pokoju jego przyjaciela zrobiło się niezwykle głupio z powodu jego nadpobudliwego zachowania wcześniej. Na szczęście Tupika zbytnio pochłonęło wchłanianie wszelakiej maści jadła, które Greenhill przywlekł ze sobą z południa. Tass spojrzał za okno na widok przeklętej wsi i mokradeł tuż za nią po czym rzucił pytanie, którym miał nadzieję przerwać ciszę.
- Znalazłeś już sobie nową Skałę?
- Coś w tym guście. odrzekł Tupik i wyciągnał z pochwy krótki miecz nie tak dawno przez Helvgrima wykuty. - Oto skała, a właściwie Groz' an Ril. Kuca na razie nie kupuje, pomyślę o nim gdy w dłuższą trasę wyruszać będę, a tu by mi tylko zapasy wyjadał.
- Tupik mówił dość niewyraźnie wchłaniał bowiem co chwila przeróżne smakołyki, jednocześnie szykując małe co nieco na przedkolację. - A gdzie Avro ? - zapytał stęskniony nieco za futrzastym towarzyszem Tassa
Oczy Tassa powędrowały znów za okno, ale tym razem nie spoglądały na opuszczoną przez bogów wieś, o nie. Patrzyły hen dalej, do krainy zgromadzenia, miejsca, do którego tak usilnie wędrował i w końcu dotarł. W końcu do swego małego skrawka ziemi, zarośniętego gospodarstwa, hałaśliwych sąsiadów i do wiernego czworonożnego przyjaciela.
- Został w Zgromadzeniu mój przyjacielu, gdzie i ty i ja powinniśmy się obecnie znajdować. Mało to już pieniędzy się dorobiłeś mój przyjacielu? Po cholerę ci cały raban z tym płazem?

Tupik sam się zastanawiał przez chwilę nie tyle nad ośmiornicą, co nad przyjacielem, który wciąż tak mało go znał. Może obaj nie znali się tak dobrze jak myśleli?

- Zgromadzenie … brzmi odlegle, obco... wiesz, prawdopodobnie nie wytrzymałbym tam dłużej niż miesiąc. To nie miejsce dla mnie, może kiedyś, gdy już przejdę na emeryturę, a dokładniej kiedy mięśnie zaczną odmawiać mi posłuszeństwa... Choć po prawdzie to nawet wówczas nie widzę siebie w halflińskich stronach.

Tupik wyciągnął butelczynę, odkorkował, łyknął z gwinta wino z zapasów barona po czym podał kamratowi. - Mam tysiąc jeden planów do realizacji, a gdy udaje mi się zrealizować choć kilka, na ich miejsce przychodzi dwa trzy razy więcej nowych.
Wiesz chciałbym osiągnąć coś znaczącego. Nie pytaj mnie co, bo sam nie wiem co by mnie ostatecznie zadowoliło. Powiem ci jak już to osiągnę. - Uśmiechnął się przyjaźnie popuszczając wodze fantazji - Ilekroć jednak się zbliżam choćby do początków osiągania tego czegoś, jakieś gówno wali mi się na głowę i psuje wszelkie plany. Tak było w Księstwach Granicznych, podobnie w Bretonii, i jeszcze w paru innych miejscach do których zawędrowałem. Za każdym razem jestem jednak krok bliżej, nawet jeśli na każde trzy kroki muszę się cofnąć o dwa, to wciąż posuwam się naprzód.
W tej chwili potrzebuję ziemi. Mogą być spokojnie te bagniska, zresztą na żadną inna mnie nie stać. Ośmiornica i klątwa... tylko tyle i aż tyle, a zgodnie z umową pokaźny areał będzie należał do mnie... Mając ziemię otworzą się kolejne furtki i zrobię kolejny kroczek... dam ci znać gdy już dojdę tam gdzie poczuję się spełniony.
Pociągnął kolejny łyk z dopiero co odzyskanej butelczyny i nieco zmienił temat
- A ty myślisz, że wysiedzisz na dupsku w tym całym Zgromadzeniu?
Tass nie odpowiedział na to pytanie. Odwrócił wzrok w kierunku Tupika i spytał wprost.
- Ok, zabije z tobą tego gada, ale mam trzy warunki. Pierwszy z nich, nikt mi nie będzie rozkazywał, jeśli uznam za stosowne sam pomogę w przygotowaniach. Drugi warunek jest taki, że z nikim na mój temat nie rozmawiasz. A trzeci jest taki, że nie chcę pieniędzy za ubicie gada, ale chcę coś fajnego po nim jako trofeum nad moim kominkiem skoro w końcu jakiś mam.
Tupik wzruszył ramionami i uśmiechnął się szeroko - - Załatwione. A co do trofeum proponuje zębiska, chyba, że znajdziemy kogoś, kto ci wypatroszy mackę i wypcha ją jakimś materiałem od środka... Ta ... To by mogło załatwić sprawę

Halflingi siedziały jeszcze do późnej nocy, śmiejąc się, pijąc i jedząc, aż w końcu posnęli.
 
__________________
"Dum pugnas, victor es" - powiedziałaś, a ja zacząłem się zmieniać...
Tasselhof jest offline  
Stary 06-06-2013, 13:10   #23
 
Trollka's Avatar
 
Reputacja: 1 Trollka ma wspaniałą reputacjęTrollka ma wspaniałą reputacjęTrollka ma wspaniałą reputacjęTrollka ma wspaniałą reputacjęTrollka ma wspaniałą reputacjęTrollka ma wspaniałą reputacjęTrollka ma wspaniałą reputacjęTrollka ma wspaniałą reputacjęTrollka ma wspaniałą reputacjęTrollka ma wspaniałą reputacjęTrollka ma wspaniałą reputację
- Ooo...nie spodziewałem się tu ciebie - baron wychodząc od żonki, lekko się zataczając natknął się na czyhającą nieopodal Andreę. Oczywiście spotkanie wyglądało na przypadkowe...

Usmiechnął się oblizując jednocześnie wargi, wyglądał na łatwiejszą zdobycz niż śmiała przypuszczać, być może nawet nie kwalifikował się do rangi zdobyczy...

Mimo wszystko dziewczyna postanowiła zachować czujność i profesjonalizm. Odurzony czy nie, baron wciąż mógł się jej wymknąć jeżeli popełni jakiś błąd. Zrobiła zdziwioną minę by po chwili uśmiechnąć się ciepło

- Witajcie panie - skinęła mu głową, nie odrywając oczu od jego twarzy i nie przestawała się uśmiechać - Podziwiałam dom, do którego w swej wspaniałomyślności mnie zaprosiłeś. Czy dużym nietaktem byłoby, gdybym poprosiła o prywatną rozmowę? Chciałabym - przygryzła wargę, udając że się nad czymś zastanawia - Podziękować za gościnę i dowiedzieć się czegoś więcej o samym miasteczku. W zamian mogę opowiedzieć wam parę ciekawych historii. Nie chcę by ktoś nam...przeszkadzał.

Po ostatnim słowie postąpiła krok do przodu, dotykając delikatnie jego dłoni. Mężczyzna był od niej wyższy, co tylko ułatwiało sprawę. Uniosła głowę i rozchylając zalotnie usta wyszeptała ochryple:

- Nalegam...

- Och - baron uśmiechnął się szerzej a będąc blisko mogła poczuć woń wina, które musiał wypić w sporej ilosci. - Ależ oczywiscie, że możemy … - obejrzał Andreę od stóp do głowy zatrzymując wzrok na wypukłościach - porozmawiać...
Po czym ujmując ją lewą ręką w pasie a prawą za dłoń, zaczął prowadzić ja w kierunku swojego pokoju.

Po drodze opowiadał o wsi, choć widać było że nie jest tym tematem zainteresowany - Nie ma o czym opowiadać - stwierdził krótko - ot zapadła dziura której bliżej do końca niż początku. Choć kto wie, jesli temu karzełkowi uda się pozbyć ośmiornicy i zdjąć klątwę ze wsi, może będzie jak dawniej - widać rozmarzył się nieco, jednak nie chcąc psuć nastroju powiedział tylko - Kiedyś ta wieś miała perspektywy, bliskość Marienburga, jezioro, rzeka, nawet bagna były zasobne w zwierzynę. Sprzedawaliśmy też drewno, które spławialiśmy rzeką. Ciężko jest jednak robić wycinkę jeśli pracownicy głodują, a ciężko ich nakarmić samymi ośmiornicami, z kolei z samej sprzedaży drewna nie stać tu nikogo na kupowanie żywności z miasta. Nic o czym by opowiadać lub tworzyć historie - mówiąc to zaczął się rozglądac jak gdyby szukając czegoś bądź kogoś...

Andrea kiwała głową, słuchając uważnie tego co baron mówił. Czasem odpowiadała krótko “ah, naprawdę?!” i “Rozumiem panie, to smutne, ale trzeba być dobrej myśli.” Jakby przez przypadek otarła dłonią o jego pośladki, chichocząc przy tym niewinnie. Drugą ręką dotknęła policzka mężczyzny i przybliżając twarz do jego twarzy wymruczała

- Nie myśl o tym...pozwól że pomogę odgonić te złe myśli.

Teraz ona ciągnęła go do pokoju, nie pozwalając by odwrócił od niej spojrzenie. Za każdym razem gdy próbował muskała ustami jego policzek i wargi.

Baron poddał się chwili całkowicie, w pewnym momencie to on jednak zaczął prowadzić do własnej sypialni, gdy weszliście od srodka Andrea musiała przyznać, że jest o wiele przestronniejsza i wygodna niż jej komnata. Baron pocałował ja długo i namiętnie po czym lekko odepchnął od siebie i siadając na krzesle powiedział:

- Zatańcz dla mnie wolno się rozbierając...

Nawet nie zauważyła w którym momencie w jego dłoni pojawił się nóż i kieliszek wina.



Dziewczyna dygnęła i powolnym krokiem zbliżyła się do barona, kręcąc biodrami i przesuwając dłońmi po piersiach. Zatrzymała się dwa kroki od fotela. W rytm tylko sobie znanej melodii zaczęła taniec, ściągając z siebie kolejne warstwy ubrania. Na podłodze wylądowała zbroja, broń, potem przyszedł czas na koszulę i spodnie. Przez jej ciało przeszedł dreszcz pożądania, gdy w końcu naga stanęła na zimnej posadzce. Pozwoliła mężczyźnie przez moment podziwiać się w pełej okazałości po czym sięgnęła do sterty swoich rzeczy i wyciągnęła z niej butelkę wina. Z głodem malującym się w piwych oczach zrobiła krok do przodu i unosząc najpierw lewą, a potem prawą nogę, usiadła na nim okrakiem. Odebrała z jego dłoni kielich, wychylając całą zawartość. Zębami wyciągnęła korek z butelki i ponownie napełniła winem szklany puchar. Patrząc baronowi w oczy upiła spory łyk, oblizując wargi

- Nie jest zatrute, krzywdzenie ciebie nie leży w moich intencjach. Spróbuj, jest naprawdę wyjątkowe...wyjątkowe wino dla wyjątkowego człowieka. Silnego, pięknego, mądrego... - wymruczała odstawiając karafkę na podłogę stolik tuż obok krzesła. Aby to zrobić musiała odrobinę się wychylić, w tym czasie zadbała o to, żeby jej piersi dotknęły twarzy mężczyzny. Wróciła do pierwotnej pozycji i raz jeszcze umoczyła usta w winie, po czym chwyciła czule męską dłoń i zacisnęła ją na kielichu.

- Chcesz sprawdzić czy moja krew jest równie czerwona co ten trunek? - spytała z uśmiechem, wskazując brodą na sztylet. Nie okazywała strachu, bardziej zainteresowanie tym, co baron mógł dla niej wymyślić.

Wyraz lekkiego zdziwienia i miłego zaskoczenia wymalował się na twarzy barona. Zanurzjąc twarz w piersiach Andrei powiedział krótko - Chcę...

Noc dla tych dwojga była długa i przepełniona cierpieniem i rozkoszą. Zarówno baron jak i Andrea mieli po niej mieć pamiątkę na swoim ciele choć tylko jedno z nich dwojga miało miec ten ślad na stałe.
 

Ostatnio edytowane przez Trollka : 06-06-2013 o 13:14.
Trollka jest offline  
Stary 06-06-2013, 22:36   #24
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Fauligmere dzień 1 noc


Rozmowa u barona została przeniesiona niejako do karczmy. Niemniej burza mózgów jaka się tam odbyła nie przyniosła oczekiwanych rozwiązań a odpowiedzi, które uzyskali tworzyły jedynie kolejne pytania. Pytania oscylowały wokół głównego tematu - jak zabić ośmiornicę, której nikt do tej pory nie zabił...

Karczmarz nie był za bardzo pomocny, nie potrafił powiedzieć nic ponadto co mógł wam oznajmić krasnolud, niemniej pokoje serwował czyste a żarcie nie najgorsze. Co prawda znów ośmiornice, ale przyrządzone ciut inaczej niż jedliście u barona, dużo solidniej wysmażone i pokrojone zawczasu w małe kawałeczki. Mogliście się jedynie domyśleć, że potrawa była dziełem pomocy kuchennej która przed zmrokiem opuściła karczmę.


Karczmarz przez cały czas to nalewał to popijał piwo, czasami rozmawiając z wieśniakami, czasami milknąc próbując wyłapać choć strzępy toczonej przez was rozmowy. Pomimo iż był słusznej postury, to dobrze chłopu z oczu patrzyło i widać też było, że ma nieskrywany szacunek do krasnoluda, któremu bez pytania co jakiś czas na koszt własny kufel z piwem dostawiał. Nikt z was takiego przywileju póki co nie dostąpił.


W końcu wszyscy rozeszliście się do swoich pokoi, zamierzając choć trochę wypocząć przed jutrzejszym dniem.

Leżąc w łóżku niektórzy zastanawiali się nad tym jak można było pokonać bestię, Klara praktycznie nie widziała szans bez wsparcia ciężkiej artylerii, a przynajmniej armaty lub choćby najprostszych maszyn oblężniczych których we wsi Fauligmere zapewne nikt w życiu na oczy nie widział a o stworzeniu takowej czy sprowadzeniu można było co najwyżej pomarzyć.

Alex - doświadczony łowca, chciał najpierw zobaczyć bestię by móc się naocznie przekonać z czym przyjdzie im walczyć. Widział jednak dobrze, że nie będzie to oglądanie dzikich zwierząt w przejezdnym cyrku, którym można było się bezpiecznie przyglądać zza krat. Ciężko nawet sobie było wyobrazić gigantyczną ośmiornicę zamkniętą w jakiejkolwiek klatce, choć pewne nadzieje na to dawał mag. Skoro był w stanie ją wyciągnąć i zatrzymać na lądzie, czyż nie oznaczało to, iż ośmiornica będzie ograniczona w swoich ruchach? Zapewne i to przyjdzie im sprawdzić dopiero w praktyce.

Helvgrim jako jedyny miał do czynienia z tą bestią. Właściwie można go było swobodnie nazywać ekspertem od gigantycznej ośmiornicy z przeklętych bagien. Krasnoludzki rozsądek nie pojmował jednak dlaczego ludziska przejmują się nie uszkadzaniem oczu czy mózgu bestii. Wiadomym było, że potwora od ataku ucierpi i po to ją wyciągają z wody, aby w newralgiczne miejsca uderzyć, bo cięcie samych macek efektu przynieść nie mogło. A czy im kto dyktował jak mają bestię zabić, lub czego nie ciachać? Był to z pewnością problem elfa, jeśli jakiegoś kompotu czy czego on tam chciał, nie uzyska. Trza było nie dzielić skóry na niedźwiedziu... Wiedział jednak, że dla spokoju sumienia warto będzie ta sprawę poruszyć i wyjaśnić ... lub przeciwnie ... sprawy nie poruszać i załatwić ośmiornicę tak jak od początku zamierzał. Czasami niewiedza usprawiedliwiała pewne poczynania, nie inaczej było i w tym przypadku, zresztą nawet herr Tupik musiał się ze szkodami liczyć, przecież to on zamówił prochu beczkę...
Potrzeba było wszystkich środków i bezwględnego ataku aby pokonać ośmiornicę, bez oglądania się na to co można a czego nie wolno uszkodzić. Wiedział, że była ogromna, niebezpieczna a bez odwagi połączonej z determinacją nie było nawet sensu na nią ruszać.

Obu tych cech krasnoludowi nie brakowało, podobnie jak halflingowi Tasselhowi, który tylekroć śmierci zaglądał w oczy, że zastanawiał się czy od tego patrzenia kostucha się już czasem w nim nie zakochała. Ze świecą jednak szukać osoby, która podobnie jak ten niziołek nie przejmowała się perspektywą śmierci i miała tyle co on determinacji.

Vilis także zamierzała zabić ośmiornicę, choć jej przyświecały zgoła inne powody niż te którymi kierowali się inni. Miała swą misję do wykonania w której ośmiornica była pośrednim elementem. Ważnym ale nie najważniejszym. Stanowiła bardziej drogę do celu niż cel sam w sobie o czym przekonywała się co rusz, pragnąc popuścić wodze możliwości jakie wiązały się z jej profesją. Mogła spalić całą wieś, mogła kazać wszystkich aresztować i skazać na tortury, mogła osobiście wyrwać flaki elfowi który ją irytował i wiedział rzeczy o których wiedzieć nie powinien, ot choćby jej prawdziwe imię... przecież mu się nie przedstawiała , nie okazała mu też papierów...
Mogła to wszystko, jednak doskonale wiedziała, że należy mierzyć siły na zamiary a po prawdzie nie miała ich dość by zrealizować wszystkie swe zachcianki. Jej poprzednik był wraz z tuzinem ludzi a wieśniaków nie przemógł. Nie było się zresztą co dziwić, mieszkańcy mimo, iż biedni i osłabieni, wciąż przytłaczali przybyszy swą liczebnością, a determinacji nie można było im odmówić. Ileż jej trzeba było posiadać, aby pozostać w przeklętej wiosce, która urodzaju nie widziała od lat? Podobnie jak zwierzyny, która stanowić miała potencjalne źródło serc...

Siegfried miał to wszystko gdzieś. Jego głównym zadaniem było pilnowanie dupska łowczyni, przy czym chętnie przypilnował by je bliżej gdyby to tylko mogło stępić nieco jej temperament. Kiedy chciała potrafiła być do bólu irytująca, z drugiej jednak strony potrafiła być niczym dobry kumpel... żaden inny inkwizytor nie częstował go dotychczas gorzałą... po prawdzie też z wieloma dotąd nie pracował...

Pomimo chęci czuwania Vilis jednak legła zmorzona snem, pomimo iż potrafiła pić jak szewc, to jednak mieszanie trunków nigdy jej nie wychodziło na dobre. Nikomu zresztą.

Andrea najmniej z wszystkich interesowała się złapaniem ośmiornicy... chyba że w ten sposób przezwać by barona, którego łapki tak jak i kosmate myśli w dużym stopniu przypominały macki ośmiornicy. Było ich wiele, wędrowały gdzie się dało i owijały zdobycz całkowicie. Tej nocy jednak nie sposób było tak do końca stwierdzić, kto kogo owinął – przysłowiowo wokół palca.


W czasie kiedy większość gromady dywagowała nad planami zabicia ośmiornicy, a „mniejszość” oddawała się towarzyskim rozmowom, Andrea miała własne plany na spędzenie tej nocy. Możliwie szybko przeszła do ich realizacji. Wino które wykradła leżało w piwniczce pięćdziesiąt lat – sadząc z oznaczenia jakie posiadało. Dzięki Andrei nie musiało już dłużej narażać się na zepsucie. Nie miało to jednak większego znaczenia wobec planów jakie powzięła i skutecznie tej nocy zrealizowała.


Wszyscy w końcu posnęliście, choć z „małymi” wyjątkami noc nie przyniosła wam wypoczynku.


Klara


Pędziłaś przez bagna, choć twój krok grzązł w mulistym terenie. Czułaś że coś cie goni, choć gdy tylko odwracałaś wzrok to coś znikało, krążąc jak gdyby na granicy twego poznania. W końcu poczułaś jak coś chwyta cię za nogę poczułaś fizyczny ból, powiązany z poparzeniem, nie zdążyłaś nawet spostrzec co cię chwyciło gdy nagle zanurzyłaś się w bagnisku walcząc o utrzymanie powietrza tak długo jak się dało.

Ocknęłaś się, dookoła grała muzyka grana przez znajomych ci grajków. Dość skoczna i wesoła, taka jaką zawsze lubiłaś na dworze w Kislewie. Była też twoja rodzina, uśmiechnięci radośni, wymieniali się uprzejmymi słowami rzucając ci jednocześnie pełne miłości spojrzenia. Gdzieś na granicy rozsądku czułaś, że jest to zbyt piękne, aby było prawdziwe, gdyby twój mózg funkcjonował normalnie wiedziałbyś, że nigdy nie było aż takiej sielanki... Zjadłaś kęs mięsa, który realnie poczułaś, odczułaś słodycz zmieszaną z porządnym mięsiwem, musiała to być dziczyzna w sosie, który wytwarzał wasz kucharz, gdy jednak twój wzrok padł na talerz ujrzałaś ludzką rękę, której zamierzałaś właśnie odkroić kolejny kawałek, dopóki z przerażeniem nie uświadomiłaś sobie co właśnie zjadłaś. Wszyscy zaczęli się śmiać, widziałaś twarze swojej rodziny jakby w zbliżeniu, zniekształcone i ironiczne, muzyka przybrała na sile wchodząc w nieskoordynowane nuty i dźwięki, w ogłuszający i nieprzyjemny dysonans, katatonię dźwięków które wibrowały w głowie starając się rozsadzić czaszkę od wewnątrz. Czułaś że kęs z ręki stanął ci w gardle, nie mogłaś go przełknąć, nie ze świadomością co właśnie zjadłaś, zaczęłaś się krztusić i miałaś wrażenie że w końcu udaje ci się wypluć kawałek ludzkiego mięsa... Gdyby tylko rzeczywistość była tak różowa... Gdy dostrzegłaś macki wychodzące z twoich ust, chciałaś krzyknąć z przerażenia, oślizgłe macki blokowały jednak całe gardło i jedynie stęknięcia wydostawały się na zewnątrz.


Obudziłaś się zlana potem z uczuciem bolącego gardła i piekącej nogi. Gdy na nią spojrzałaś widziałaś wyraźnie czerwony ślad jak gdyby w nocy coś owinęło się wkoło twojej nogi i ją poparzyło. Ślad ten niepokojąco przypominał kształtem mackę ośmiornicy, choć z pewnością nieco większej niż te które jedliście w karczmie jak i u barona...


Helvgrim


Wróciłeś do kuźni w mieszanym nastroju, byłeś jednak zbyt zmęczony by za bardzo swą głowę fatygować dalszymi rozmyśleniami. Nawet nie zwróciłeś uwagi na pracującego wciąż kowala. Wiedziałeś, że wciąż szykuje oszczepy na bestię które w zamyśle Tupika powbijane być miały w miejsce ściągnięcia stwora, co by mu ruch bardziej ograniczyć, ewentualnie do miotania nimi w bestię. Jak większość pomysłów swą przydatność mogły sprawdzić jedynie w praktyce.


Dawno już nie śniły ci się koszmary. Ostatnim razem gdy miecz swój utraciłeś i przez kilka dni prześladował ci sen związany z powrotem do twierdzy, gdzie obecni krasnoludzi śmiali się z twojej porażki i brodę na znak większej hańby kazali ci ścinać. Budziłeś się wówczas z sercem bijącym jak młot w kowadło i dziękowałeś bogom za to, iż był to tylko sen.

Tej nocy jednak koszmar był inny śniło ci się, że powróciłeś nad jezioro by stanąć do walki z ośmiornicą. Dzień był pochmurny, okolica jakby nieco inna niż ją zapamiętałeś, ale to się nie liczyło, miałeś swój rodowy miecz i okazję by dokonać czynu który by honor w pełni przywrócił. Byłeś pewny swego, głęboko przekonany, że gdy tylko bestia łeb swój wychyli sprawnym cięciem mu go odrąbiesz i bestię pokonasz. Nagle jednak ziemia pod tobą zaczęła się trząść, dopiero gdy spojrzałeś niżej zobaczyłeś, że trzęsą ci się nogi. Poczułeś paniczną potrzebę ucieczki z tego miejsca. Nie zobaczyłeś nawet stwora a miecz swój upuściwszy ruszyłeś pędem przed siebie, byle dalej od przeciwnika. Walczyłeś całym sobą aby wrócić, aby się opanować, aby chociaż miecz swój podnieść, jednak nie mogłeś wykonać nic z tego. Sromotna ucieczka od wroga którego nawet nie zobaczyłeś z koszmaru zmieniła się w piekło, gdy wreszcie przyszło ci zobaczyć z czym masz do czynienia.

Kolosalnej wielkości macka wybiła się z ziemi i poszybowała w powietrze, by chwilę później z głośnym łomotem wbić się w ziemie tuż obok krasnoluda omal cię nie miażdżąc.


Chwilę później kolejna macka próbowała zwalić się na twój łeb. Biegnąc nie miałeś odwagi nawet się oglądać, słyszałeś tylko ŁUP , ŁUP, ŁUP kiedy macki tuż obok niego wbijały się w ziemię. W końcu przed jedną nie zdołałeś uciec i głośne ŁUP przygniotło cię do ziemi miażdżąc na miejscu.

- Łup, łup , łup, usłyszał Helvgrim przebudziwszy się o poranku. Chwile mu zajęło uświadomienie sobie, iż kowal musiał pracować przez noc całą, albo niczym skowronek wstał jeszcze przed świtem...


Alex

Koszmar przyszedł niemal tak szybko jak tylko usnąłeś. Zaczęło się przyjemnie, od nocy spędzonej w łóżku baronowej. Oczarowywała cię swoim pięknem, była powabniejsza niż ją zapamiętałeś, musiała przy mężu najwyraźniej skrywać swe wdzięki. Jej kształty, sylwetka, twarz, wszystko wydawało się idealne, z tym większym pragnieniem i żądzą przylgnąłeś do niej na wielkim miękkim łożu.
Jej język wędrował po całym twoim ciele rodząc nieziemską przyjemność, przynajmniej do czasu gdy spojrzałeś ponownie na twarz Wandeliny. Z ust zamiast języka wychodziła jej macka a w chwili gdy to dostrzegłeś pochłaniała właśnie twoje przyrodzenie...


Ostrym szarpnięciem wyrwała ci je i na twoich oczach, pochłonęła śmiejąc się gardłowo podczas gdy krew tryskała z twojego krocza. Czułeś się sparaliżowany, niezdolny do ruchu i gdybyś nie spał z pewnością byś zemdlał...


Łowca obudził się z wrzaskiem chwytając szybko za swój interes i z rozglądając się wkoło, był jeszcze wczesny świat na szczęście jednak szybko stwierdził, że jego interes jest wciąż na miejscu i że sam nie okazał się bankrutem...


Vilis


Było już po wszystkim potwora pokonana, wieś spalona, pełen sukces. Nawet kapłan Sigmara wydawał się być pełen aprobaty i zadowolenia i snuł plany co do potrzeby awansowania ciebie na Wielką Inkwizytorkę. Chcąc nie chcąc poczułaś wewnętrzną dumę, spełnienie jakby, wiedziałaś , że od tej pory ludzie będą drzeć ze strachu przed twoim nazwiskiem, że każdy głupi wsiur który ci się kiedyś naraził, gorzko teraz tego pożałuje. Siedziałaś nad książką wypisując imiona, nazwiska i adresy wszystkich którzy mieli spłonąć, a lista była długa. Zanim się zorientowałaś było tego z pół książki a nazwisk wciąż przybywało. Nie wiedząc skąd, ani się nad tym głębiej nie zastanawiając wpisywałaś także imiona i nazwiska każdego członka rodziny upatrzonych ofiar. W głębi serca przepełniała cię tylko czarna myśl, jak bardzo te wsiury pożałują tego co ci zrobili. Miałaś zamiar tygodniami męczyć na torturach każdego kto choć raz krzywo na ciebie spojrzał, a także jego żonę, męża, rodziców, dzieci, kuzynów, wujków ciotki, każdego KAŻDEGO kto miał z nimi cokolwiek wspólnego. Pochylałaś się coraz bardziej nad stronicami książki upewniając się, że nie pomijasz żadnego nazwiska, gdy nagle z wnętrz wystrzeliły w twoją twarz macki. Oblepiając twoją głowę i unieruchamiając.


Wstałaś, próbowałaś zerwać z siebie książkę, macki, na próżno. Księga zdawała się ciebie pochłaniać, zaczęłaś się dusić, szarpać miotać rękami na oślep, i dopiero uderzenie w coś miękkiego wraz z odgłosem usłyszanym z zewnątrz wybudziło cię z koszmaru. Gdy otworzyłaś oczy zobaczyłaś nad sobą Siegfryda, jedną ręką masującego obolałą od uderzenia szczękę drugą szarpiąca cię za ramie. - Vilis obudź się – w końcu dotarły do ciebie słowa jakimi cię przebudził.


Siegfryd


Czułeś się dobrze jak nigdy. W swojej celi w końcu odnalazłeś skupienie i czułeś jak Sigmar łaskawie ci się przygląda. Czułeś jego obecność, jego moc, niemal słyszałeś jego uspokajający głos, mówiący iż odtąd wszystko będzie dobrze, że nie musisz się o nic martwić, że w pełni zasłużyłeś na raj jaki dla ciebie przygotował w zaświatach. Wiedziałeś że twoje bóstwo przyszykowało ci coś specjalnego, może nawet pośmiertną służbę jako avatar swego boga lub jakąś inną zaszczytną rolę, a może wreszcie po prostu wymarzony wieczny wypoczynek... Czułeś się tego godny a Sigmar upewniał cię w twym odczuciu.
W pewnym momencie poczułeś nieodpartą chęć zbliżenia się do Sigmara. Wiedziałeś, że stał na zewnątrz twojej celi , gdy się zbliżyłeś zacząłeś go widzieć. Wyglądał dokładnie tak jak na obrazie w pokoju kapłana. Ubrany w zbroje, z młotem w ręku i marsową miną, przez którą jednak przebijał się ciepły uśmiech skierowany do ciebie... tylko do ciebie. Zbliżyłeś się bardziej i już miałes się odezwać do bóstwa, przywitać go, oddać szacunek, gdy ten zaczął się zmieniać w ogromną ośmiornicę. Jej macki wystrzeliły w twoją stronę próbując cię złapać. Przenikały przez kraty, przez drzwi i mimo że przerażony odskoczyłeś zbliżały się nieubłaganie. W drugim końcu pomieszczenia było wyjście i wiedziałeś , że tylko ucieczka może cię uratować przed tym monstrum. Drzwi jednak były zamknięte a ty w pośpiechu i nerwach próbowałeś dopasować klucz do zamka. Kluczy jednak zdawało się przybywać, niezależnie od tego ile z nich już wypróbowałeś.


Zacząłeś się trząść , zwłaszcza gdy macka owijała się wkoło twoich nóg, chwilę później pasa, a ty wciąż próbowałeś otworzyć drzwi. Dopiero gdy owinęła całe twe ciało od stóp do głowy znieruchomiałeś pod jej miażdżącym uściskiem. Chrupot łamanego kręgosłupa był ostatnim co zapamiętałeś ze snu, gdy się obudziłeś zobaczyłeś jak vilis wierzga i rzuca się na łóżku. Sam jeszcze nie odpędziłeś mroków koszmaru, ale gdy tylko domyśliłeś się, że i ją trapi podobny koszmar, nie wahałeś się ni chwili, próbując ja z niego wyciągnąć...


Andrea


Baron był twój, baronowa jadła ci z reki... dosłownie, ostatnimi czasy było dla ciebie zabawą karmienie jej robakami, które ta skrzętnie pochłaniała wylizując jeszcze twoją dłoń. Dworek należał już do ciebie, jedynie tej obrzydłej dziennikareczki nie zdołałaś się jeszcze pozbyć... Miałaś już jednak na nią oko... Monique całymi dniami rozważałaś jak byłoby ją najzabawniej zamordować. Rozważałaś różne opcje śmierci szybkiej lecz do cna bolesnej, rozpoczynającej się od wyrwania języka i tych obmierzłych oczu, do śmierci długiej i powolnej, przy których starożytna sztuka tysiąca nacięć zdawała się zwykła igraszką. A może wariacja tortury spadających kropel? W których przez lata na czoło spadałyby krople atramentu wiercąc powoli w jej czaszce dziurę?
W końcu zaciągnęłaś ją do pokoju a twój wierny baron stał za nią i miął proste zadanie schwycić ją i unieruchomić. Przy sobie miałaś kajdany i wiedziałaś dobrze, że zabawisz się z nią po swojemu zanim w ogóle zaczniesz wprowadzać jakikolwiek plan zabicia Oleyniq...

Nagle ku twemu nie dowierzaniu baron zmienił się w ośmiornicę a wielkie macki zaczęły pełznąć w twoją stronę. Chciałaś przystąpić do ataku, nie czekać biernie na rozwój wypadków, ale nie mogłaś się poruszyć... nie mogłaś drgnąć nawet palcem. Co najgorsze wiedziałaś, że ta szmata kontroluje twojego barona w pełni... a przynajmniej to czym był obecnie. Usłyszałaś jej śmiech, pełen złośliwości, wyższości, pokazujący ci kto jest górą.


Macki tymczasem podpełzły do ciebie , początkowo czule cie głaszcząc i obejmując, po chwili jednak parząc niemiłosiernie. Ból który miał być rozkoszą, stał się po prostu bólem, trudnym, nie do zniesienia, nie przynoszącym nawet źdźbła radości. Takim którego się nie chce, takim … jak w latach twojej młodości, gdy go sobie jeszcze nie życzyłaś, gdy go nie znałaś tak jak teraz, gdy sprawiał ci prawdziwe cierpienie wpędzając w dogłębną rozpacz. Chciałaś krzyczeć, lecz twój głos został przyduszony macką, potwór nie przestawał cię „pieścić” zadając przy tym niewysłowiony ból, a Monque uśmiechając się uchwyciła pióro i poczęła robić notatki... Notatki z twojej śmierci,bólu i cierpienia... notatki. Jej pióro przemieniło się w małą mackę pomimo to nie przestała notować. Jej spojrzenie wyglądające spod tonażu pudru zdawało się mówić ci, że to wszystko to dopiero początek...

Ręka która cię obejmowała nie była macką, choć … niemal byłaś pewna, że przez chwile, przez malutką chwilunię po obudzeniu, że to właśnie macka obejmowała cię podczas gdy ty spałaś...


Tasselhlof

Tasselhlof obudził się z małym kacem po wczorajszym. Tupik wciąż jeszcze chrapał leżąc twarzą na poduszce, porzucone w kącie dwie butelki wina zawierały w sobie niewielką zawartość, która halfling momentalnie przełknął walcząc z suchością w gardle jaka go ogarniała. Zapowiadał się ładny dzień...

 

Ostatnio edytowane przez Eliasz : 23-06-2013 o 09:57.
Eliasz jest offline  
Stary 07-06-2013, 00:51   #25
 
Gwena's Avatar
 
Reputacja: 1 Gwena to imię znane każdemuGwena to imię znane każdemuGwena to imię znane każdemuGwena to imię znane każdemuGwena to imię znane każdemuGwena to imię znane każdemuGwena to imię znane każdemuGwena to imię znane każdemuGwena to imię znane każdemuGwena to imię znane każdemuGwena to imię znane każdemu
Jeszcze przed świtem Klara ubrała się i spakowała. Z jukami przerzuconymi przez ramię przystanęła pod drzwiami do pokoju Alexa. Usłyszawszy ruch, zastukała.
Wygląd Alexa powiedział jej, że koszmary były nie tylko jej udziałem. Nie musiała właściwie nic mówić – Alexa spojrzenie spoczęło na jukach. Jednak spróbowała:
– Nie marnuj życia dla chciwego niziołka, to polowanie, z tymi ludźmi, źle się skończyć musi. A teraz jeszcze jakiś mag zaczął mącić nam w głowach, a wobec takiej magii, bez własnego godnego zaufania maga lub kapłana jesteśmy bezbronni i ślepi.
Alex pokręcił przecząco głową, próbował coś powiedzieć, czuła, że chciał ją namówić by jeszcze nie odjeżdżała. Podniosła dłoń przerywając mu.
Niedługo odpływa barka. Mam nadzieję, że zmienisz zdanie i wrócisz nią do miasta. Jeśli nie – głos jej zadrżał – to niech Bogowie ciebie i Helva mają w opiece.
Odwróciła się gwałtownie i wyszła z karczmy.
 
Gwena jest offline  
Stary 08-06-2013, 16:48   #26
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Po przeuroczym śnie Alex nie miał najmniejszej nawet ochoty na ponowne pójście spać. Miał tylko nadzieję, że nikogo nie obudził swoim krzykiem. A może krzyk też mu się przyśnił? Dokoła panowała cisza, nikt nie chodził po korytarzu, nikt nie walił do drzwi z pytaniem, co się stało.
A tak ładnie się zaczęło... Baronowa była całkiem, całkiem niewiastą, dopóki nie zaczęła demonstrować nieco nietypowej budowy...
Tfu... zgiń, przepadnij.
No i nie bardzo się palił do tego by sprawdzić, czy w rzeczywistości Wandelina von Stauffer jest zbudowana jak każda normalna kobieta. Przynajmniej w tym momencie. Wspomnienie niezbyt dla niego przyjemnego finału było jeszcze nieco zbyt świeże.

Świt nie przyniósł Alexowi poprawy humoru.
Klara nie zamierzała zostać w wiosce ani chwili dłużej.
Ba, nie zamierzała nawet wysłuchać Alexa. Co prawda Alex nie miał zbyt wielu argumentów, prócz ciekawości oczywiście. Bo czyż jakiś czarnoksiężnik czy wielki twór Nurgla mogli się równać z ogromną ośmiornicą? Chyba nie...
Z drugiej strony... W tym, co mówiła Klara było dużo racji. Ktoś bawił się paskudną magią, nie wiadomo jakiej magii chciał użyć mag, o którym prawie nikt nie pamiętał. No a sam Alex nie miał pojęcia, czy w jakikolwiek sposób dadzą sobie radę z przerośniętym, zmutowanym głowonogiem. Naszpikowanie potwora strzałami z pewnością niewiele by dało. Pal sześć oczy. Co z tego, że komuś mogłyby być potrzebne. Niech szlag trafi pragnienia magów tudzież finansowe aspiracje Tupika. Alex nie zamierzał tracić życia przez ich fanaberie.

Odprowadził wzrokiem niedoszłą towarzyszkę polowania, a potem wzruszył ramionami i wrócił do karczmy. Miał nadzieję, że dobre śniadanie i odrobina piwa poprawi mu humor.

Do spotkania z Tupikiem nieco jeszcze czasu zostało.
Alex miał zamiar wybrać się do kowala i porozmawiać na temat strzał, a także odespać nieco noc. Gdyby mieli się wyprawić na bagna, to wolał mieć trzeźwy umysł, a miał nadzieję, że w środku dnia nie nawiedzi go powtórka snu z mackami.
 
Kerm jest offline  
Stary 10-06-2013, 10:45   #27
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
Gdy Vilis się przebudziła Siegfried zostawił ją samą. Założył spodnie, buty i koszulę i wyszedł z pokoju. Musiał się przewietrzyć. To wszystko było niepokojące, wręcz śmierdziało Chaosem. Musiał być silny i pewny w swej wierze. Był głosem Boga. Stał tak na dworze, zimny wiatr rozwiewał jego włosy a Sigmarita zamknął oczy. Znów zobaczył swoją rodzinę. Krew na swoich dłoniach. Ból przeszył jego klatkę piersiową, i mężczyzna poczuł jak serce wali mu jak oszalałe. Oddech, zaczął tracić oddech i osunął się na kolana. Zacisnął pięści w dłoń, a łza popłynęła mu po twarzy. Podniósł się, i rozejrzał dookoła. Był sam. Tak był sam. Wszystko co kochał odeszło i już nie wróci. Pozbierał się w sobie, strach odrzucił w kąt. Pozostała zemsta w jego sercu. Ta bestia, była sługą chaosu a on...był młotem na czarownice. Sługą Sigmara i zamierzał wypełnić zadanie.

Wrócił do swojej komnaty i już spokojnie zasnął. Wstał nad ranem samym i spożył w ciszy posiłek. Kolejne kroki miał już zaplanowane. Pierwszy na “liście” był karczmarz. Rozmowa z nim nie należała do łatwych, bowiem człek znał się na targowaniu i to dość dobrze. Beczka oliwy musiał pójść zapomnienie. Czekał na resztę, on był tu od czarnej roboty. Nie zamierzał błyszczeć elokwencją, i pomysłami. Może kiedyś... Uśmiechnął się tylko.

Czekał co wymyśli jego szefowa....Ona miała w sobie coś ciekawego...
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)
valtharys jest offline  
Stary 11-06-2013, 01:07   #28
Elitarystyczny Nowotwór
 
Zombianna's Avatar
 
Reputacja: 1 Zombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputację
W pierwszym odruchu Vilis miała ochotę przejechać nożem po gardle pochylającego się nad nią mężczyzny, jej ręka wsunęła się błyskawicznie pod poduszkę i sięgnęła po ukryte tam niewielkie ostrze. Zaniechała jednak tego planu, wracając powoli do rzeczywistości rozpoznała Siegfrieda. Różnokolorowe ślepia wlepiła najpierw w zaciśniętą na swoim ramieniu rękę, następnie spojrzała spode łba wprost w ciemne oczy, wiszące tuż nad nią. Ze wszystkich sił łowczyni starała się nie okazywać jak mocno koszmar nią wstrząsnął. Nienawidziła spać. Sen nigdy nie przynosił ukojenia, wypełniaj jedynie umysł mniej lub bardziej plastycznymi wizjami. Wizjami niepokojącymi, przesiąkniętymi krwią, bólem, nienawiścią i strachem. Obrazował przeszłość, nie pozwalał o niej zapomnieć. Koszmary odpuszczały jedynie w przypadku, gdy kładła się spać zbyt zmęczona by kiwnąć palcem, lub pijana jak bela. Plan niby prosty, potrafił czasami zawieść. Przykładem była chociażby dzisiejsza noc.

Milczący olbrzym zabrał dłoń nim łowczyni zdążyła go skląć lub przywalić raz jeszcze w zęby, tym razem już w pełni świadomie. Nie odezwała się ani słowem, przypatrywała mu się tylko gdy zakładał ubranie. On też milczał i była mu za to wdzięczna, nie wiedziała nawet co miałaby powiedzieć. Słowo "przepraszam" zniknęło z jej słownika wieki temu i nic nie wskazywało na to, że pojawi się w nim ponownie. Warczeć też nie miała nastroju, a tym bardziej przechodzić ze swoim towarzyszem do rękoczynów. Byłoby to głupie, bezsensowna strata siły i czasu, narażenie się na potencjalne kontuzje, włącznie ze śmiercią któregoś z nich. Mogłoby to postawić powodzenie misji pod znakiem zapytania, a na to Vilis pozwolić po prostu nie mogła.

Poczekała aż Siegfried wróci i ponownie położy się spać, a gdy jego oddech stał się miarowy i spokojny Vilis podniosła się cicho z łóżka. Lekko przekroczyła swojego śpiącego strażnika i wyszła z pokoju, łapiąc po drodze tylko buty. Założyła je dopiero przy progu karczmy, poprawiła guziki koszuli, podciągnęła spodnie. Chłód przedświtu zadziałał lepiej niż kubeł wody, przeganiając głupie myśli. Wolnym krokiem ruszyła na spacer bez celu, nieważne gdzie byle do przodu.

Zimny dreszcz znienacka przeszył ciałem łowczyni, wytrącając ją z równowagi i zmuszając do zatrzymania się na moment. Stała zdezorientowana, próbując sobie przypomnieć gdzie właściwie miała się udać. Rozglądając się po okolicy starała sięwychwycić potencjalne zagrożenie. Nic kompletnie się jednak nie działo. Znajdowała się sama na środku uliczki i nawet pies z kulawą nogą nie przekroczył jej ścieżki. Wzruszyła ramionami ruszając przed siebie, a ręce schowała w kieszeniach spodni. Ku swojemu zaskoczeniu w jednej z nich znalazła złożoną elegancko kartkę papieru z odręcznym, zamaszystym pismem. Przybliżyła wiadomość do twarzy, bez problemu odczytując jej treść mimo panującej ciemności.

Cytat:
Wioska jest przeklęta, działają tu różne wiatry magii na tyle silnie , że przesłaniają rozpoznawanie magicznych przedmiotów czy osób oraz źródeł magii. Podejrzewam jednak, że ktoś tu aktywnie działa z czarami, postaram się to wybadać przez najbliższe dni, są na to także inne sposoby. Wy zajmijcie się zdobyciem serc, bez nich nici z rytuału.

Lilawander.
W Vilis wezbrała fala wściekłości. Zacisnęła pięść, mnąc świstek i ponownie chowając go do kieszeni. Miała ochotę znaleźć tą cholerną, długouchą wiedźmę i powybijać jej wszystkie zęby, nie bacząc na ograniczenia którymi została spętana, jak i na przyszłe konsekwencje. Powrócenie do stanu równowagi zajęło łowczyni więcej czasu niż by sobie życzyła. W końcu jednak przestała zaciskać szczęki, rozluźniła mięśnie ramion, a w jej oczach ponownie zagościł lodowaty dystans.

Pieprzony Lilawander - pomyślała oddychając głęboko. Ruszyła przed siebie, nie bacząc na to, że jest nieuzbrojona i bez eskorty. Czekała aż ktoś ją zaczepi, zmusi do konfrontacji. Tak było najlepiej, nikt nie wchodził jej w paradę. W myślach prosiła wręcz Sigmara by zesłał na jej ścieżkę jakiegoś głupca, który w swej pysze zechce ją obrazić, obrabować, cokolwiek, byleby tylko znalazł się formalny powód do skręcenia mu karku.
W końcu bezbronne, niegroźne dziewczynki nie powinny wychodzić same po zmroku.

O świcie wróciła do karczmy, zawiedziona i głodna jak wilk. Po złości spacer przebiegł bez zakłóceń, żywej duszy nie spotkała. O bandytach, rabusiach czy gwałcicielach mogła zapomnieć.
- Cholerne zadupie - mruknęła pod nosem i splunęła na podłogę.

Nie czekając na biczownika zjadła śniadanie, przepłukała gardło piwem i czekała. Z krzywym uśmiechem przyglądała się poczynaniom sigmaryty, nie komentowała jednak. Obserwowała, analizowała. Wyszukiwała wszelkich oznak słabości wielkoluda, śladów kontuzji, nierównego kroku, drżenia rąk.
- Szczęka cała? - burknęła, gdy mężczyzna znalazł się obok niej po czym zamilkła, próbując wydusić z siebie kilka prostych słów. Ni cholery jej nie szło. W okazywaniu wdzięczności i ubieraniu emocji w słowa zawsze była upośledzona. Zamiast gadać ścisnęła delikatnie ramię biczownika i patrząc mu w oczy kiwnęła krótko głową, po czym nieswoja odsunęła się.
- Mam wiadomość od tego ostrouchego chwasta - powiedziała w końcu przerywając ciszę. Zrobiła to na tyle cicho by tylko Siegfried mógł ją usłyszeć. Pokrótce streściła liścik jak i okoliczności w których weszła w jego posiadanie. Przerwała monolog tylko po ty by pociągnąć solidnie z kufla - Nie mam zamiaru uganiać się za jakimiś gadami. Jak będzie trzeba to zarżniemy jakiegoś wioskowego idiotę i problem serc się rozwiąże. Na razie posłuchajmy co ten niziołek o psim imieniu ma nam do zakomunikowania...i dorwijmy krasnala. Trzeba go o parę rzeczy wypytać, dowiedzieć się co w nocy wykombinowali. Brodaty wygląda na osobę konkretną, oszczędzi nam zapewne zbędnego pierdolenia i skupi się na szczegółach.

Vilis westchnęła ciężko, przecierając podkrążone oczy. Nie miała ochoty na kolejne bezsensowne kłótnie i rozmowy o niczym. Z apatią maltretowała resztki śniadania, od czasu do czasu pociągając z kufla. Do umówionego spotkania nie zostało już wiele czasu, więc chciała go spożytkować na milczenie i zebranie myśli.
 
__________________
Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena
Zombianna jest offline  
Stary 11-06-2013, 15:40   #29
VIX
 
VIX's Avatar
 
Reputacja: 1 VIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumny
Przeklęte bagna. Faulgmiere. Kuźnia Brama Wiegersa. Świt.

Roku Drum - Daar 5569 KK
Angestag 7, Nachgeheim, 2523 KI

Helvgrim obudził się o świcie. Siennik na którym spał był rozerwany i cały mokry od potu krasnoluda. Na podłodze leżał przewrócony, cynowy dzban, wokół którego majaczyła plama wody, wsiąkająca teraz w klepisko. Helv spojrzał na dzban z wysokości łóżka, po czym przeniósł wzrok na własne nogi i dostrzegł że całe drżą. Obserwował to dziwne zjawisko i siłą woli nakazał kończyną by się zatrzymały. Rozejrzał się po swej małej kwaterze na tyłach kuźni i w rogu, przy suficie, dostrzegł pająka wijącego sobie lejkowaty kokon. Pająk był duży i nadzwyczaj szybki w swej pracy, ale każdy jego ruch był dziwnie nieprzewidywalny, a jednak bardzo precyzyjny. Sverrisson począł rozmyślać o swym śnie, co mógł znaczyć, dlaczego dopiero teraz doznał takiej wizji i czemu u licha uciekał, czyżby ktoś chciał by przestraszyć khazada? Pytań było więcej, znacznie więcej. Odpowiedzi żadnej. Helv wiedział za to kilka innych rzeczy. Wiedział że nie podda się czarnym myślą, że nie cofnie się przed pokonaniem bestii z bagien, że zrobi to co do niego należy i co jest esencją khazadzkiej krwi. Ważne było teraz tylko jak podejść do tego co przyśniło mu się w nocy. Z jednej strony chciał to zbyć, zapomnieć i zrzucić na karb zmęczenia, emocji i zapiekłej nienawiści do potwora... tak zrobili by inni krasnoludzcy bracia. Z drugiej, krew kapłanów, płynaca w żyłach Helvgrima, nie pozwalała zignorować faktu jakim była wizja. Myśli tłukły się po głowie, tak mocno że krasnolud odczuł fizyczny ból i musiał pomasować skronie by skupić uwagę. To nie było łatwe... szczególnie że Wiegers uderzał już młotem od samego rana, tak mocno że kurz który opuszczał szczeliny pomiędzy deskami na suficie, tworzył wspaniały i magiczny obraz, a to dzięki wpadającemu przez okno porannemu słońcu.

Sverrisson dźwignął się z łóżka i zrobił dwa kroki... w tej chwili straszny ból przeszył mu głowę i posłał go na kolana. Lewa ręka zasłoniła oczy, a prawa chwyciła brzeg małego stolika na którym leżały resztki wczorajszej kolacji. Przebłyski... obrazy ze snu, który zbudził Helva, znów znalazły swe miejsce przed oczyma. Ogromna macka... khazad łapał nerwowo powietrze w płuca. Błoto chlapiące na prawo i lewo spod stóp uciekiniera... syn Svera pochylił się i zanosiło się na wymioty. Miecz a Azkahr, leżący w trawie która zamienia się w błoto i wciąga go w swoją domenę... Helvgrim nie wytrzymał, zwymiotował na klepisko. Ból odszedł tak szybko jak przyszedł. Stary kowal otarł wymiociny z brody i chciał się podnieść z kolan... ale nie mógł, nie miał siły. ~ Na prochy mego dziada, co się u licha ze mną dzieje? Myślał i walczył z dziwną niemocą, jego prawica chwyciła za mały, drewniany zydel i zacisnęła się tak mocno że Helv tego dnia zerwał prawie miesień przedramienia, ale udało się... wstał, choć robił to powoli i spokojnie, to jednak jego prawa dłoń wciąż zaciskała się na małym stołku. Kiedy stał już jak Grungni przykazał, Helv wziął potężny zamach zydlem i z całej siły uderzył nim o stół. Resztki kolacji rozprysły się po całej izbie, wraz z ogromną chmurą drewnianych drzazg. Tak ze stołu jak i z zydla nie było co zbierać. Uderzanie młota na chwilę ustało... pewnie Bram Wiegers zastanawiał się co stało się w kanciapie Helvgrima, po chwili jednak miarowe uderzanie zaczęło się na nowo. Sverrisson dziękował w myślach za to że ludzki kowal nie przyszedł sprawdzić co i jak z krasnoludem. To nie był najlepszy moment.

Kilka chwil później, khazad wyszedł z kuźni na jej tyły. Odziany jedynie w stare i podarte kalesony, bosy, o nagim torsie i długiej, blond brodzie, teraz przyozdobionej wymiocinami. Helv podszedł do studni i spuścił wiadro by zaczerpnąć wody. Kręcił korbą i nawijał łańcuch... wiadro wędrowało do góry, a Helv myślał nad wszystkim co teraz miało mieć miejsce. Dziwne to było uczucie, wszak krasnoludy bardzo rzadko myślą o przyszłości. Sverrisson wiedział że nie ma wiele czasu, za długo zabawił już w Faulgmiere... szlak wzywał, a mglista sylwetka Gunnarssona majaczyła gdzies na horyzoncie... khazad tracił trop swego kuzyna. Pośpiech nie był wizytówką Helvgrima, ale jeśli miał odzyskać to co posiadał Skerif Gunnarsson, to trzeba było ruszać za nim wkrótce, a to znaczyło że gigantyczny stwór z bagiennych głębin musi być ubity jak najszybciej... zresztą, odzyskanie miecza wystarczyłoby... ale honor za zabicie monstrum pozwoliłby na to by z dniem Valryna, zostać korothem i zapomnieć o losie hańby aglandów. To mogła być szansa by przekuć miecz. Myśli uderzały Sverrisson jak fale, raz za razem... krasnolud miał tego powoli dość. Wylał wiadro zimnej wody na głowę i powtórzył to jeszcze dwa razy. Oczyścił brodę i poczłapał by usiąść obok składziku węgla, nieopodal latryny. Jak zamierzał tak zrobił. Wystawił mokrą głowę w stronę porannego słońca i siedział tak przez chwilę... wsłuchiwał się w odgłosy budzącego się Faulgmiere... dźwięk kowalskiego młota gdzieś zniknął... rozmyślania jednak przerwał my głos Wiegersa.

- Źle spałeś... krzyczałeś, wiesz? Wiegers przeszedł od razu do rzeczy.

- Mówiłem coś konkretnego? Helv pytał nie patrząc nawet na rozmówcę.

- Nie... tylko krzyk. Cała wieś by cię słyszała gdyby nie to że pracowałem całą noc. Ten szlachetka, von Goldnezungen, nie żartuje... kazał przyśpieszyć pracę i sypnął szczodrze monetą... znowu. Masz. Trzymaj. Kowal szturchnął krasnoluda dłonią. Khazad spojrzał i dostrzegł w dłoni Wiegersa pajdę chleba ze smalcem i położony na niej kawałek suszonej ryby. Helv chciał odmówić, ale po chwili przyjął poczestunek, był głodny jak wilk, szczególnie po porannym wypróżnieniu żołądka.

- To chyba dobrze, co? Przynajmniej zarobisz jakiś grosz. Domyślam się że nie często zdarza się taki klient jak ten niziołek. Rację mam? Sverrisson mówił z pełnymi ustami. Chleb był twrady, smalec słony, a ryba cała była zrobiona chyba z soli... śniadanie było pyszne.

- Pewnie że dobrze... a taki ktoś nigdy wcześniej mi się nie trafił jak ten panicz... ale to szaleniec i straceniec, spamiętaj moje słowa. Wiegers również zaczał jeśc śniadanie i mówił z pełnymi ustami.

- Taaa, a to dlaczego... bo na bestię się porywa, bo złoto na niepewną wyprawę kładzie, bo potwora nie można zabić? Dopytywał się krasnolud. Teraz jadł i patrzył na człeczego kowala.

- ... a pewnie że tak. Lepiej by wziął sakwę ze złotem i ruszył w spokojniejsze miejsce. Tak znajdzie tylko śmierć... a wy razem z nim. Mówił Bram.

- Znaczy się to... Helv przełknął kęs... - że i mnie głupcem nazywasz... mnie i wszystkich tych co to chcą waszą wieś od klątwy uratować? Sverrisson droczył się z Wiegersem... nie gniewał się wcale.

- ... za złe nie miej... nie o to mi chodziło, ale przyznać musisz że to nie zdrowe na głowie co... na taką poczwarę się zasadzać. Jej nie można pokonać. Podsumował kowal, a jego głos podszyty był, trochę troską, trochę strachem.

- To się jeszcze zobaczy... może masz rację, ale lepiej byś się mylił. Prawda? Zresztą, nie martw się, przecież ciebie nikt nie ciągnie na bagna, dobrze mówię... no chyba że chcesz do nas przystać, zawsze to miecz więcej i silne ramie kowala. Helvgrim wstał i poklepał radośnie Wiegersa po ramieniu. Szykował się by odejść, jednak głos prawcodawcy nie pozwolił na to, a jeśli nie sam głos, to treść jego kolejnych słów.

- Do was... miecz i ramię więcej? Co to to nie, nie jestem szaleńcem, ale i inni nie są. Ci najemnicy co wczoraj przybyli... też już się rozjeżdżają do domów chyba. Kowal wzbudził ciekawość khazada.

- Jak to, skąd wiesz? Helvgrim nie krył zainteresowania sprawą.

- Dziś o świcie. Szedłem by żużel sypnąć na zwał i wtedy ich dostrzegłem... a właściwie je. Pierwej kobieta z łukiem na przystań się udała, nie wracała już. Zły to chyba znak, co? Później wszedłem do kuźni i przez okno dostrzegłem tę drugą, a i ona mnie zauważyła pewnie, choć ledwie mi nos zza okiennicy wystawał, ale czułem że mnie widzi. Jednak zignorowała i poszła dalej. Zaraz wracała jednak... to może i dobrze wróży. Kto to wie? Dobra nie trza gadać po próżnicy tyle. Wracam do pracy bo zaraz przyjdzie znów ten szlachetka namolny i zacznie cmokać na widok mej stali... tak jakby skubaniec coś o tym wiedzieć mógł. Wiegers uśmiechnął się i spojrzał na Sverrissona mówiąc... - a ty co tak stoisz, gebę ci zatkało... a myślisz co? Najemnicy odchodzą to wieści złe są... cóż sam widzisz że na bagna iść to szaleństwo jest... lepiej się za robotę weź i pomóż mi z zamówieniem herr Tupika.

- Później Wiegers... później. Nadgonimy z robotą, nie martw się tak bo ci portki pójdą w kroku z tego całego zamartwiania. Teraz mam inne sprawy na głowie. Dobrze że żeś mi to powiedział... to o tych ostrzach najemnych. To ważne jest. Wrócę przed południem. Muszę się dowiedzieć co i jak. Helvgrim ruszył w stronę swej izby.

***

Spodnie, buty i koszula... szybko i niechlujnie krasnolud odział się i był już w drodze do północnej furtki w palisadzie. Po głównej drodze kręciło się kilka osób, głównie rybacy i łowcy ośmiornic. Helvgrim szedł szybko, wiedział że nie dzieję się dobrze... wszak muszą ruszyć na potwora, inaczej los miecza i syna Svergrima będzie przesądzony... a do tego ten sen jeszcze. Nauki w Sali Studni i linia krwi sięgająca Grungraz Azul, nie pozwoliły ostatecznie zignorować snu ostatniej nocy. Potomkowie Torvaldura, którym był także Helvgrim, od czasów kiedy Grimnir chodził jeszcze między khazadami, mieli w sobie krew Kapłanów Żelaza, zatem kroniki, sny, wizje i wróżby były ważne tak samo jak kult stali, los wyskoich run czy potężna moc krwi. Sverrisson wiedział że musi poradzić się bogów... a nie robił tego często, nawet nie modlił zbytnio. Smednir i Rukhi nie lubią być niepokojeni... wzywa się ich kiedy potrzeba tylko... a i oni nie zsyłają na khazadów kar... nie lubią wszak niepokoić sobą innych. Przynajmniej tak mowiły kroniki.

Świeca wotywna została odpalona i poświęcona braterskim bogom, złożona po prawej stronie północnej bramy, tak jak nakuzuje dogma. Modlitwa trwała długo i była szczera. Bogowie nie odpowiedzieli, Sverrisson na to nie liczył wcale. Wiedział że jeśli go wysłuchali to boska wola objawi się wcześniej czy później. Wiedział też że bogowie nie słuchają leniwych. Zrozumiał że musi działać... że nie może pozwolić by ci chętni złota i chwały ludzie odeszli z Faulgmiere, nie krzyżując nawet swych ostrzy z mackami potwora. Sverrisson wiedział że musi ich zatrzymać za wszelką cenę. Szedł i myślał... tak też wrócił do kuźni. Wziął młotek płatnerski i zaszedł do swej izby. Zakręcił nim w dłoni i rąbnął z całej siły w pająka. Trafił i zabił go... strzaskał też drewnianą ścianę.

- Tak właśnie skończysz przeklęta kreaturo. Wcześniej czy później, taki los czeka każde zło twego rodzaju. Sverrisson rzucił młotek na podłogę i wyszedł. Był zdeterminowany by zabić wynaturzenie z bagien, za wszelką cenę... żadne tam ingredienty i podziały łupów. Jedynie krew i krzyk, pot i gniew, łzy i śmierć. Helv szedł w stronę karczmy, musiał się dogadać, konkrety muszą mieć miejsce tego dnia. Jeśli na tym stanie to mają jakąś szanse by wygrać i zgnieść kreaturę jak robaka... jak młot gniecie pająka.

Syn Svergrima z lini Torvala szedł, czuł wygraną, czuł że wołają do niego przodkowie o pomstę... nie wiedział że w tym samym czasie z małych jajeczek, nad łózkiem gdzie sypiał khazad, wyłania się właśnie setki małych pająków, które rozłażą się po całym pokoju, po całej kuźni... po całej wsi... i oplatają ją swą przeklętą pajęczyną.
 
VIX jest offline  
Stary 12-06-2013, 11:09   #30
 
Trollka's Avatar
 
Reputacja: 1 Trollka ma wspaniałą reputacjęTrollka ma wspaniałą reputacjęTrollka ma wspaniałą reputacjęTrollka ma wspaniałą reputacjęTrollka ma wspaniałą reputacjęTrollka ma wspaniałą reputacjęTrollka ma wspaniałą reputacjęTrollka ma wspaniałą reputacjęTrollka ma wspaniałą reputacjęTrollka ma wspaniałą reputacjęTrollka ma wspaniałą reputację
Sen czy jawa? Macka zamiast ramienia wokół jej ciała, czy ręka kochanka z którym spędziła ostatnią noc? Andrea zrzuciła winę za swoje majaki na narkotyk, nadużywany przez nią ostatnimi czasy. Czy było w tym coś więcej - nie wiedziała, postanowiła jednak mieć się na baczności. Leżąc przy baronie snuła plany na najbliższe kilka dni. Ułożyła głowę na jego klatce piersiowej i wsłuchując się w miarowy oddech, chłonęła ciepło ciała spleconego z jej własnym. Czuła sie spełniona, nie przeszkodziło jej to jednak obudzić mężczyzny i raz jeszcze skorzystać z jego towarzystwa. Dzień dopiero co się zaczynał.

Po wszystkim pocałowała go czule i pozwoliła ponownie usnąć. Potrzebował odpoczynku, noc pełna wrażeń nie przyniosła wytchnienia ani jej ani jemu. Nie był to jednakże czas zmarnowany. Żywiła nadzieję, ze kolejnego wieczora baron sam zapuka do jej drzwi, a jeżeli tego nie uczyni...Andrea wiedziała gdzie są jego komnaty.

Pozostawała sprawa dziennikarki, brużdżącej jej nawet w snach. Dziewczyna nie mogła pozwolić na to, by ktoś traktował ją z pogardą, choćby miało to miejsce tylko w jej głowie. Wiedziała co musi zrobić, pytaniem było jak i kiedy sprawę załatwi. Na razie postanowiła jednak wstrzymać się z działaniem. Zeszła do kuchni, zjadła śniadanie i ruszyła na spacer po wiosce. Chciała odnaleźć resztę najemnych, wynajętych przez barona i rozmówić się z nimi, poznać lepiej. Dowiedzieć się czego o ich zwyczajach, słabościach i przy okazji o planach ubicia ośmiornicy. Podobno Andrea pojawiła się w tej mieścinie by ubić potwora, musiała przynajmniej stwarzać pozory że się tym interesuje.
 
Trollka jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 02:32.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172